• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Lipiec 2012, 19:43   

    Nie spodziewała się takich słów. Nie wiedziała, że kiedykolwiek może je usłyszeć, nie zdawała sobie sprawy, że ona jakkolwiek jest dla niego ważna, nawet w małej części, jako zwykła służka. Szczerze powiedziawszy, nie chciała usłyszeć tego obwieszczenia. Troska była dla niej niczym bolesne, krwawe ukłucie prosto w pokiereszowane, zatrute serce. Przecież ci zdrajcy również się o nią troszczyli, a przynajmniej takie stwarzali pozory, wydając potem ją i jej siostrę członkom MORII, aby samemu ocalić swą przebrzydłą skórę. Zaufała im, jak każde dziecko swoim rodzicielom, przecież to był naturalny, zdrowy "odruch", a ci tak bezczelnie ją zdradzili; jak można było być aż tak głupim?! Jak można było się nie zorientować przed tym, co nieubłaganie nadchodziło? Te kłótnie, te wrzaski, ta gęsta, wręcz czarna atmosfera - spoglądając z owego pryzmatu, po tylu latach, Tunrida w końcu dostrzegła wszystkie znaki, które próbowały dać jej do zrozumienia, iż dzieje się coś co najmniej niepokojącego. Niestety, było się wtedy zbyt młodym i zbyt łatwowiernym, tak cholernie delikatnym, aby móc chociaż dopuścić te fakty do swych niewinnych myśli, nie wspominając o ich zaakceptowaniu. Teraz kruczowłosa nie miała zamiaru popełnić tego samego błędu drugi raz, absolutnie nie. Życie aż za bardzo dało jej w kość, aby wciąż mogła bujać w obłokach, nie martwiąc się o przyszłość i konsekwencje swych czynów.
    Wyprostowała się machinalnie na odpowiedź Alvaro, cofnąwszy trzy kroki w tył, otwierając przy tym szeroko oczy ze zdumienia, które cały czas utkwione były w chłopaku. On raczył żartować... Powiedzcie, że on żartował, do cholery! Zacisnęła mocno usta, a gdy tylko poczuła, iż jej lico ponownie oblewa rumieniec, zwiesiła szybko głowę, wpatrując się uparcie w podłogę.
    - Nie rób tego... Nie zaczynaj się o mnie martwić, Alv. Troska to słabość, a na tą nie możesz sobie pozwalać, szczególnie teraz. - oznajmiła głucho, bez jakiegokolwiek wyrazu. - Ja sobie poradzę. Sama. Dam radę. - zapewniła po krótkiej chwili, zaciskając mocno dłonie w pięści, czując jak kryształowe paznokietki boleśnie wbijają jej się w delikatną skórę. I choć wiedziała doskonale, że były to piękne, chwalebne kłamstwa, nie mogła przecież zacząć polegać na innych. Nie mogła pozwolić, by ktoś ponownie otoczył ją tą skorupą troski pamiętając dokładnie, co wydarzyło się poprzednim razem. Nigdy więcej powtórek.
    Odwróciła się od Alvaro, zmierzając ku swojemu krzesłu, na którym zwykła siadać do posiłków, wciąż nie podnosząc głowy. Rumieniec dawno zbladł na jej bladych polikach, lecz ona sama jeszcze nie potrafiła spojrzeć komukolwiek prosto w oczy przez zażenowanie, zwłaszcza albinosowi. Zerknęła jedynie na te wszystkie talerze i półmiski, na których nałożone było jedzenie (dziś szef kuchni poleca szwedzki stół~) czując, że automatycznie odechciewa jej się jeść.
    - Więc... Jaki harmonogram dnia przygotowałeś na dzisiaj? - spytała w końcu, przerywając tą (niechybnie) niezręczną ciszę, a jej głos nadal był bezbarwny, wypruty z wszelkich emocji, nawet jeśli wciąż odczuwała zażenowanie, niepokój, wszystkie te niezrozumiałe dla niej samej emocje, których już dawno temu nie doświadczyła. Sięgnęła po półmisek z płatkami zbożowymi, które nasypała do własnej miseczki, zalewając mlekiem. Smaczne rozpoczęcie dnia, mhm.
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Lipiec 2012, 21:00   

    Cóż tymczasem działo się przez te kilkanaście godzin z jaszczurem?
    Po wyjściu z pokoju właściciela posesji, od razu wiedział gdzie tym razem się uda. Pokierował się do tylnego wyjścia, prowadzącego do ogrodu. Tam zamierzał spędzić resztę nocy, ćwicząc albo raczej medytując.
    Szybko przedarł się przez korytarze, a następnie pośpiesznym krokiem wyszedł na zewnątrz, prosto do ogrodu. Odszedł kawałek dalej by dotrzeć do lasu w którym zamierzał spędzić resztę tego dnia oraz pewną część następnego.
    Gdy tylko dotarł na miejsce, przywołał swoje ostrze, spojrzał w jego kierunku... A następnie odwołał je, sprawiając by zniknęło. Nie, to jednak nie dla niego, nie w tym momencie, był zbyt zmęczony. Rozsiadł się więc pod jednym z drzew, składając nogi po turecku, a następnie ułożył dłonie na kolanach, wziął głęboki wdech i zamknął swe oczy. Teraz już tylko powoli stabilizował oddech, uspokajając się i wyciszając.
    Najpierw powoli mijała każda sekunda, potem sekundy zamieniły się w minuty, aż w końcu te w godziny. Jego trans został jednak przerwany gdy usłyszał zbliżające się kroki, a do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach. Wiedział już kto się zbliża, wiedział kto mu przeszkodził, jednak nie był zły, wprost przeciwnie - nadal był wdzięczny tej osobie za okazaną mu pomoc.
    Nikt inny jak sam Albert, którego bardzo zaciekawiło co nowy domownik robi w ogrodzie w środku nocy - od kilku godzin nawet się nie poruszając. Mężczyzna żwawym krokiem podszedł do jaszczura, stanął przed nim i oparł swe ręce na biodrach, zastanawiając się przez chwilę i obserwując niebieskofutrego. Klatka piersiowa wyraźnie się poruszała, więc musiał oddychać - a co za tym idzie, żył! Warto więc było sprawdzić, co się stało.
    -Itz... Itzo... Itzatec, ha? Tak się nazywałeś?
    Zapytał mężczyzna i chodź odgadł imię jaszczura, nie sprowokował go ani do poruszenia się, ani do odpowiedzi. Gad nawet nie otworzył ślepi. Albert skrzywił się, nie zaobserwowawszy żadnej reakcji, kucnął przy jaszczurze, wysunął prawą dłoń przed siebie.
    -Niebieski?
    Zapytał, zaciskając dłoń w pięść i szturchając nią kilkukrotnie w lewe ramię jaszczura, który dopiero przy piątym uderzeniu zareagował, wykrzywiając swą minę i zaciskając na chwilę mocniej powieki.
    Nie dadzą mu spokoju w nocy!? Chciał tylko spokojnie pomedytować. Otworzył swe ślepia i skierował łeb w stronę Alberta, przekrzywiając go lekko, wyraźnie pytając samą gestykulacją "o co chodzi"?
    -Żyjesz! Dlaczego siedzisz tutaj, nie w domu? Jest noc, jest zimno, a na dodatek całkowicie się nie ruszasz! Prawie myślałem, że umarłeś!
    Itzatec nie wiedząc co ma odpowiedzieć, uśmiechnął się tylko, uświadamiając sobie, że nagle ucieszyła go obecność tego mężczyzny. Jeśli chodziło o zaufanie to od niebieskiego, Albert posiadał go najwięcej no bo cóż - to jednak on opatrzył jego ranę, a dla tego jaszczura czyny były ważniejsze od tego co ktoś mu dał.
    Weteran nie słysząc odpowiedzi, wziął wdech i otworzył usta, chcąc zadać kolejne pytanie, jednak tym razem został uprzedzony przez futrzastego jaszczura.
    -Medytuję. Wyciszam się i zbieram energię.
    Odparł w spokojny i bardzo miły sposób Itza. Zapewne gdyby Alvaro i Tunrida go teraz słyszeli, obraziliby się, że nie zwracał się do nich w równie miły sposób.
    -Dlaczego tutaj? Przecież mamy...
    -Tutaj znajduje się roślinność, natura, bardzo mi to pomaga w medytacji.
    -Aaa... To może ja pójdę, skoro...
    -Nie, nie przeszkadzasz mi... Nie zdążyłem podziękować za opatrzenie mojej rany, więc... Dziękuję.
    Rzekli naprzemiennie, a Itzatec, cóż... Tutaj akurat celowo przerywał i wyprzedzał słowa Alberta. Nabrał po prostu nagłej ochoty na czyjeś towarzystwo.
    -Tak, am... Do usług, jeśli będziesz potrzebował, zawsze chętnie Cię połatam. No właśnie... Mogę o coś spytać?
    Rzekł mężczyzna. Jaszczur jedynie skinął głową potwierdzająco, obserwując uważnie mężczyznę i nasłuchując pytania.
    -Co Tobie zrobili?
    Zapytał Albert, karcąc się w głowie za to co powiedział. No ale jak uprzejmie zadać takie pytanie, tak by nie urazić rozmówcy? Niemniej jednak, tutaj najwyraźniej jaszczur nie poczuł się urażony, gdyż odpowiedział natychmiast, nawet się nie zastanawiając.
    -Kilka lat temu, kiedy biegłem nad ranem przez las, natknąłem się na bramy siedziby Morii. Nieświadomy podszedłem bliżej i cóż... Ogłuszyli mnie i złapali. Potem... Potem już się taki obudziłem.
    Rzekł krótko i tutaj zakończył. Cóż, pora była jednak dość późna, nie chciał teraz opowiadać wszystkie dokładnie i ze szczegółami. A historię ucieczki zostawi na później... Bardzo później.
    Mężczyzna skinął tylko głową, jakby na znak zrozumienia, wyraźnie obaj stwierdzili, że to zbyt późna pora na takie opowieści. Znaczy nie do końca, pora była dobra, po prostu Itzatec był zmęczony. Albert podniósł się do góry, a następnie poinformował jaszczura o której godzinie jest śniadanie oraz zaproponował by ten się przespał do rana. Później obaj pożegnali się i mężczyzna wrócił do środka, a futrzasty jaszczur nadal tu pozostał. Ponownie zaczął się wyciszać, stabilizować oddech, zamknął swe oczy i... Gdzieś po drodze urwał mu się film.
    ***
    Obudziło go dziwne uczucie, czuł, że ktoś nim delikatnie szarpie, czuł czyjś dotyk na lewym ramieniu. Otworzył swe ślepia i uświadomił sobie, że jest już ranek. Do jego uszu dotarł nagle czyjś głos.
    -Proszę się obudzić!
    Na te słowa potrząsnął porządnie łbem, a potem skierował wzrok na jedną ze służek która dostrzegła go i przyszła najwyraźniej w celu obudzenia.
    -Zaraz podadzą śniadanie. Proszę udać się do jadalni.
    Dodała służąca, cofając się i schylając lekko głowę. Itzatec podparł się lewą dłonią o drzewo - o której jak się okazało był oparty. Wstał wyraźnie zaskoczony. Na prawdę nie pamiętał jak znalazł się pod tym drzewem. W nocy wydarzyło się coś co przegapił? Nie! Gdy rozejrzał się po okolicy, wszystko wyglądało jak wcześniej. Nauczony szacunku do kobiet, skłonił przez służką łeb w podzięce za wybudzenie go, na co ta najwyraźniej nie wiedziała jak ma zareagować. Jaszczur jedynie uśmiechnął się, otrzepał, a następnie ruszył w kierunku budynku. Znowu minął żołnierzy, tym razem stali już inni - poranna zmiana? Jeszcze nie wiedział jak to tutaj wygląda, jednak będzie musiał zadbać o uzupełnienie tej wiedzy. Szybko dotarł do drzwi wejściowych, wszedł do środka, a następnie skierował swe kroki prosto do jadalni. Wchodząc do wnętrza pokoju, zręcznie uniknął zderzenia z jedną ze służek która akurat niosła nakrycie na stół. Brakowałoby mu tylko narobienia rabanu! W jadalni zobaczył znajome mu twarze. Alvaro oraz Tunridę, akurat w momencie w którym rozmawiali, a on kawałek tej rozmowy usłyszał. Co jednak z tym zrobił? Nic, tutaj akurat musiał uszanować fakt, że była to ich prywatna rozmowa i bez prośby o opinię, nie wyrazi swojego zdania. Gdy Tunrida zasiadła przy stole, Itzatec podszedł bliżej, a następnie skłonił się lekko przed obojgiem na powitanie, nie wypowiadając ani słowa. Strach, nadmierny respekt? Nic z tych rzeczy, w jego wypadku było to powitanie rodem wojownika ze wschodu, gdyż przez takiego był szkolony i jego zwyczaje przyjęły się u jaszczura. Co teraz? Teraz... Poczekać, aż Alvaro poda plan dnia, może powie coś na temat jego zadania i wskaże mu przy okazji miejsce przy stole. Nie miał pojęcia gdzie zasiąść, szlacheckie klimaty nie należały do niego, wiele jeszcze nauki przed nim w tych sprawach.
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Lipiec 2012, 18:20   

    Alvaro doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego słowa wywołają dosyć niecodzienną reakcję u Tunridy. Wiedział, że dziewczyna nie chciała czyjejkolwiek troski ani opieki, że przez fałszywe wersje tych uczuć doznała najgorszej goryczy, jaka mogła kiedykolwiek ją spotkać. Sam de Averse też niespecjalnie chciał się z nią dzielić informacjami o tym, że jakkolwiek mu zależy. Maska, która okazywała zimnego drania nie dbającego o to, co dzieje się z całkiem bliskimi jego osobami, zaczęła powoli pękać. Kilka elementów chyba zdążyło już odpaść, nie sądzicie? W każdym bądź razie, teraz czerwonooki obserwował tylko manewry Szklanej Panny po jadalni i kiedy ta wreszcie spoczęła, zadając typowe dla niej pytanie, rogacz odetchnął z lekka. Nałożywszy sobie trochę jedzenia na talerz (tak, zero weny), białowłosy już miał otwierać usta aby coś powiedzieć, kiedy przerwało mu wejście Itzateca. Arystokrata przywitał go jednym słowem i wskazał dłonią na krzesło najbliżej siebie, gdyż czarnowłosa dziewczyna chyba wolała dzisiaj zająć dalszą pozycję. Osoba niebieskofutrego wywoływała u rogacza coraz to większy respekt. Zawsze, kiedy w Świecie Ludzi słyszał opowieści o wojownikach ze wschodu, uznawał ich za najpotężniejsze istoty na świecie. Kontrolowanie własnych emocji na tak ogromnym poziomie, umiejętność do zachowania spokoju nawet w sytuacjach powiedzmy, podbramkowych... To wszystko składało się na jeden, wielki wizerunek, który Kyle poniekąd okazywał.
    - Dzisiaj będzie dzień wolny. Trzeba dać Amelii odetchnąć, niech opuści gardę. Ja też wyjdę sobie na zwykły spacer, może zawitam ponownie w Świecie Ludzi. Mam nadzieję, że ty zostaniesz i odpoczniesz, prawda Tun? Swoją drogą, jak minęła ci noc, Itzatecu? - Alvek przeskakiwał swym zainteresowaniem z jednej osoby na drugą. Ale cóż, tak to już miał w zwyczaju, że jego skupienie przy rozmowie nieczęsto pozostawało przy pojedynczym rozmówcy. Dopóki jedna ze stron nie ucichła na dobre, zawsze prowadzona była pewnego rodzaju podwójna rozmowa. Jedna ze służek, zachowująca się trochę nazbyt opiekuńczo w stosunku do Upiornego Arystokraty, posłała mu typowe babcine spojrzenie mówiące "Nałożyłeś sobie za mało, niedługo zginiesz z głodu", na co czerwonooki odpowiedział lekceważącym, zimnym spojrzeniem. Co jak co, ale nikt nie będzie mu mówił, ewentualnie pokazywał, ile ma jeść. Nie był chudy, ba, miał trochę nawet zbyt dużo ciałka ostatnimi czasy, ale to chyba tylko przez to, że przestał jakkolwiek ćwiczyć. Może sprawy podboju Krainy Luster sprawiały, że odciągał się zbytnio od spraw przyziemnych, kto wie. Jak tak dalej pójdzie, zacznie mu rosnąć brzuszek, a tego nikt nie chce, uwierzcie mi. Ani on, ani nikt z towarzystwa siedzącego wokół. Rogaty miał w swoim życiu okres, gdzie jego stan zdrowia był zupełnie odwrotny do obecnego. Pomijając dosyć oszpeconą twarz, to jeszcze nadmiar tłuszczu, forma dziewięćdziesięciolatka, te sprawy. Szczęśliwie wziął się wreszcie za siebie, bo teraz chyba nie byłoby tak różowo.
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Lipiec 2012, 10:10   

    Jaszczur podszedł w ciszy do wyznaczonego miejsca, położył swe dłonie na krześle, a następnie odsunął je i zasiadł na nim. Nałożył sobie na talerz kilka wcześniej przygotowanych kanapek, a następnie wziął się za ich konsumpcję, przysłuchując się jedynie słowom Alvaro. Gdy mężczyzna wspomniał o Amelii, jaszczur przełknął posiłek, a następnie skomentował krótko.
    -Lepiej jest walczyć z tygrysem, niż mieć wroga w domu.
    Następnie wrócił do posilania się, co jednak przerwał, słysząc słowa białowłosego skierowane do jego osoby. Wtedy właśnie zastanowił się nad tą nocą. Co on właściwie robił? Pamiętał rozmowę z Albertem ale potem jakoś urwał mu się film. Skierował po chwili swój wzrok na mężczyznę i odparł.
    -Spokojnie.
    Odparł jednym słowem, nie specjalnie chcąc mówić więcej, a następnie wrócił do posilania się. Co on do cholery robił dzisiaj w nocy? Pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego, może to wina nowego środowiska, faktu, że znajduje się teraz... W innym wymiarze, nie na ziemi którą zna? Nie wiedział, będzie musiał się jeszcze nad tym zastanowić ale nie teraz. Wrócił więc w spokoju do posilania się, słuchając jedynie tego co dzieje się dookoła w ciszy i spokoju. Ogon przysunął do siebie z prawej strony krzesła, by nikt ze służby nie potknął się o niego lub go po prostu nie nadepnął. Bardzo by mu się to nie spodobało, a ludzie bywali nieostrożni.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Lipiec 2012, 20:51   

    Nie odzywała się. Milczała niczym zaklęta, niemal z przymusu siedząc przy tak wielkim stole, oddalona większy kawałek od swego potencjalnego rozmówcy. Potencjalnego, tak, to dobre określenie. Wszak jak miała nazwać kogoś, z kim nie chciała już wymienić ani jednego słowa więcej? Jej pytanie, dotyczące dzisiejszych planów, było w przekonaniu Tunridy już ostatecznym, jedynym; nie przewidywała żadnej innej okazji, aby jak najdłużej podtrzymać rozmowę z Alvaro. Ba, na tą jedną, upojną chwilę zapomniała nawet o tym, że w posiadłości znajduje się jeszcze Itzatec oraz ta przedziwna Amelia, jej podpieczna, nie licząc całej reszty służby oraz wojska, które jednak miała zamiar po prostu minąć bez żadnego słowa, spojrzenia, gestu, czegokolwiek. Tak, to był naprawdę doskonały plan, tak... dopracowany w każdym calu. Przecież po co miała się rozdrabniać? Po co miała zacząć ponownie ukazywać większe emocje niż wszechobecną obojętność i powagę? Każda inna forma ukazania jakiejkolwiek ekscytacji oprócz tych dwóch, była słabością. Smutek był słabością, żal był słabością, radość, zażenowanie... Szklana Panna podziwiała szczerze tych, którzy nie musieli, nie przywykli myśleć tak jak ona. "Muszą być naprawdę szczęśliwi", mówiła sobie, widząc te wszystkie roześmiane twarze, ukryta gdzieś w cieniu, niewidoczna, nieobecna. Nie mogła jednak zostać "kimś innym"; była zdana na siebie i nie liczyła na czyjąś pomoc w zmianie swego nastawienia i spojrzenia na świat. Nie liczyła na współczucie czy litość, tak gardzone przez nią samą uczucia, iż na samo ich wspomnienie robiło jej się mdło. Przecież nie narzekała na swą obecną sytuację - czy to psychiczną czy też całkowicie przyziemną, dotyczącą zakwaterowania bądź wyżywienia. Nie zwykła marudzić, była taka... prostolinijna. Tak cholernie prostolinijna, że ją samą zaczynało to już denerwować, niemal doprowadzać do szału. Nie liczyła wybryków Madness, gdyż on był zupełnie inną kwestią. Gdyby jednak udało jej się kiedyś, gdzieś, pozbyć tej gadającej bez ustanku Świadomości, na pewno nie zrobiłaby pozytywnego wrażenia na otaczającym ją świecie samą swoją osobą, całokształtem. W mniemaniu Tunridy, to Madness nadawał jej charakteru, tego "czegoś", co czyniło ją nieco bardziej barwną postacią. Mimo to, i tak go nienawidziła; i tak chciała się od niego raz na zawsze uwolnić, w końcu zacząć decydować samodzielnie. Była tak irracjonalnie niezdecydowana, gubiła się we własnych, już i tak zagmatwanych myślach, gorzkniejąc z chwili na chwilę coraz bardziej i bardziej. Z jednej strony potrzebowała Madness, choć potrzebowała to pewnie i tak za duże słowo. Przydawał się, o tak, już lepiej. A więc, Świadomość przydawała się jej, gdyż...
    Z rozmyślań oderwał ją odgłos otwieranych drzwi, które skutecznie przerwały lawinę myśli, jakie zakłębiły się w głowie Tunridy niczym burzowa chmura. Podniosła więc swe puste, nieobecne oczy, utkwiwszy je w przybyszu, którym okazał się Itzatec. Kiwnęła mu głową na przywitanie, powracając do bezmyślnego zanurzania i wyjmowania łyżki z miseczki płatków z mlekiem. Przez cały czas swych wcześniejszych rozmyślań, bawiła się w ten sposób sztućcem, nawet nie zdając sobie z tego dokładnie sprawy. Zatopiona w myślach, straciła zupełnie kontakt z otaczającym ją światem, stając na granicy między jawą a rzeczywistością, znowu niezdecydowana którą stronę powinna wybrać. Cóż za dojrzałość... Zacisnęła mocno usta, marszcząc się nieznacznie, co poskutkowało uwidocznieniem niewielkiej zmarszczki na bladym czole Szklanej Panny, próbując odpędzić się od wszystkich swych dotychczasowych rozmyślań. Zerknęła więc kątem oka na Alvaro, gdy tylko zaczął wyjaśniać dzisiejszy plan dnia, a raczej jego brak. Och, ileż ona by dała, aby wyjść na świeże powietrze, oddalić się na kolejne długie godziny, dni, tygodnie, od tej posiadłości, która teraz znowu wydawać się jej zaczęła klatką. Klatką dla zwierzęcia, którym "była" w MORII... Dlaczego ona zawsze musiała mieć od razu najgorsze myśli i najgorsze porównania, skoro nie miała ku temu już powodów?! Zganiła siebie za to w myślach, odwracając nieznacznie głowę ku Alvaro, gdy usłyszała pytanie, skierowane do jej osoby. Tylko... O co mu chodziło?
    - Co? - zapytała bardziej siebie niż białowłosego, zbita zupełnie z tropu. Szybko zreflektowała się jednak, jak gdyby sens słów rogacza mózg dziewczyny przetworzył dopiero teraz, a nie te trzy sekundy wcześniej. - Ach, tak... Oczywiście. - mruknęła głucho, powracając wzrokiem do miseczki płatków, które na nowo zaczęła pałaszować niechętnie, z oporem, na mus. Przysłuchiwała się w zupełnym milczeniu dalszej "rozmowie" mężczyzn, choć tą trudno tak było nazwać, oczekując z wytęsknieniem na chwilę, gdy będzie w końcu mogła odejść od stołu, barykadując się szczelnie w swoim pokoju. W końcu, co innego miała robić w tak wielkiej, a zarazem pustej posiadłości? Sprzątać? Gotować? Tańczyć... Tak, dawno nie tańczyła. Zatęskniła za tym, ale w obecnej sytuacji urzeczywistnienie swych pragnień było nierealne, gdyż nie miała zamiaru ukazywać swej najłagodniejszej strony całej żandarmerii, złożonej z samych mężczyzn. Straszna wizja...
    Czekała więc cierpliwie na dogodny moment, kiedy niczym dziwnym będzie odejście od stołu. Zjadła swoją porcję płatków, lecz z wyraźnym trudem, modląc się, aby Alvaro nie zwrócił na to uwagi i kazał spałaszować coś jeszcze, co było do niego podobne. Najpewniej nic takiego nie usłyszała, dlatego wstała raźnie od stołu, dziękując pod nosem za posiłek, oddalając czym prędzej w kierunku drzwi jadalni, jak spłoszone zwierzątko, nie obróciwszy się ani razu, aby spojrzeć na swoich wcześniejszych "rozmówców". Dotarłszy do hallu, skierowała się w stronę swojego pokoju, ku któremu niemal pobiegła w popłochu, zamykając się weń na klucz. Oparta o drewno, osunęła się wolno na podłogę, podkulając nogi pod brodę, a te obejmując chudymi rękoma. Otuliła się na nowo mrokiem, niczym w kokonie, próbując się uspokoić, tylko... Dlaczego w ogóle była poddenerwowana? Oparła czoło o kolana, nasłuchując aż kroki dobiegające z jadalni, potem hallu, a następnie gdziekolwiek indziej w końcu ucichną, a ona zostanie sama. Sama w tej wielkiej, ponurej posiadłości, niemogąca nigdzie wyjść, nawet do głupiego ogrodu... Co za zniewaga, co za wstyd dla niej samej! Zacisnęła dłonie w pięści, kuląc się jeszcze bardziej. Niechby ich wszystkich szlag, a szczególnie tego cholernego rogacza. Niechby go szlag...
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Lipiec 2012, 09:19   

    Alvaro nie zachowywał się jakoś specjalnie przez całe śniadanie. Po prostu jadł w ciszy, w duchu rozmyślając na setki różnych tematów, a do ich dołączyło jeszcze z pięćset, kiedy Tunrida pokazała swe jakże ogromne rozproszenie, a Itzatec niechęć do dłuższej rozmowy. Ciche westchnięcie pojawiło się w pewnym momencie, aczkolwiek ciężko było je wyłapać wśród spokojnego w pewnym sensie hałasu sztućców i służby rozmawiającej na tematy iście przyziemne. Nikt z nich nie miał pojęcia o planach kłębiących się w głowie białowłosego, dlatego nie byli idealnym celem dla kogoś, kto chciałby je udaremnić poprzez uderzenie w czuły punkt, który poznałby przez przesłuchanie jakiejś pokojówki, czy zastępcy kucharza.
    A skoro o nim mowa - Lunatyk długi czas po podaniu wszystkich potraw siedział jeszcze w kuchni, sprzątając. Taki już był, że zawsze musiał zostawiać wszystko w idealnym porządku, nawet jeśli za krótką chwilę bałagan powróci. De Averse szanował go za tą całą pracowitość, po kryjomu nadając mu tytuł ulubionego sługi. Wracając jednak do tego, co robił Albert - kiedy kuchnia wydawała mu się już wystarczająco uporządkowana, poszedł do jadalni z wyraźnym uśmiechem wyrysowanym na ustach.
    - Witam miłych państwa, mam nadzieję że wszystko smakuje. - powiedział radośnie i spotkawszy się z licznymi przytakiwaniami, jeszcze bardziej się ucieszył, zajmując miejsce obok samego Alvaro. Nie umknęła mu oczywiście niechęć Tunridy do jej śniadania, ale znał ją już na tyle długo, że bezsensownym wydawało mu się zagonienie jej do jedzenia. Do swojego pana też się zbytnio nie odzywał, widząc jego zamyślenie, a do Itzateca posłał tylko przyjacielski uśmiech. Nie ma co, polubił tego jaszczura bardziej niż kogokolwiek innego i każdą możliwą okazję do pokazania mu tej sympatii chciał wykorzystać. Potem brodaty mężczyzna nałożył sobie cały talerz jedzenia, aby za parę minut nic już na nim nie zostało. Spodziewacie się zdziwionych spojrzeń, prawda? Otóż nie. Służba tylko podśmiewała się cicho, widząc legendarny już apetyt kucharza. Dlatego właśnie na śniadaniach, obiadach i kolacjach podawany był nadmiar jedzenia - żeby Lunatyk mógł się najeść do syta. On sam na te uśmiechy odpowiadał tym samym. Dobrze znał swoją opinię i, szczerze mówiąc, podobała mu się ona. Była ona nieodłącznym elementem atmosfery w tej posiadłości, która ostatnimi czasy zaczęła się robić z lekka ponura.
    De Averse siedział jeszcze dłuższy czas z głową w chmurach, nie zostawiając na talerzu zupełnie nic, ku uciesze swojej "babci". Jego głowę zaprzątały jak zwykle plany militarne, kwestie handlu informacjami oraz pomysł otwarcia swego niby-interesu na większą skalę niż dotychczas. Przekazywanie informacji między kilkoma organizacjami nie było specjalnie zajmujące. Co innego, gdyby do mieszanki dodać Anarchs, a potem może indywidualne osoby z Krainy Luster czy Świata Ludzi. Tak, zdecydowanie trzeba będzie nad tym pomyśleć. Potem rozwiązanie problemu Agasharra Rosarium, któremu definitywnie mogą nie spodobać się plany rogatego dotyczące przejęcia władzy w tym jakże barwnym i wspaniałym świecie. Ale to wszystko należało zostawić na później. Obecnie Alvaro wstał od stołu, podziękował za posiłek i przepraszając wszystkich, wyszedł z pokoju, kierując się do odźwiernego. Stało się to chwilę po tym, jak kruczoczarna służka postanowiła uciec do własnego pokoju. Krótka rozmowa z mężczyzną skończyła się zezwoleniem na wypuszczenie Szklanej Panny do terenów wokół posiadłości przy równoczesnym pilnowaniu, aby nie uciekła nigdzie dalej. Białowłosy wyjaśnił swojemu słudze, że Emerahl ma ostatnio problemy ze zdrowiem i mimo tego, że nigdy się do nich nie przyzna, potrzebuje zostać pod okiem osób trzecich. Potem, panicz de Averse powędrował do swojego własnego pokoju aby znów "opakować" się w garnitur. W domu mógł sobie paradować w jeansach i czarnych koszulkach, ale kiedy wybierał się "do ludzi", musiał wyglądać jak na Upiornego Arystokratę przystało. Obecny strój różnił się od tego, który czerwonooki miał na sobie trochę wcześniej, tj. przy spotkaniu z jaszczurem chociażby. Była to jednak różnica niemalże niezauważalna, gdyż dotyczyła tylko kroju i z deka jaśniejszej czerni niż ostatnio. Dziewiętnastolatek wziął pistolet z marynarki, która wisiała teraz w szafie i włożył do aktualnej, razem z całą amunicją. Odetchnął głęboko i wyszedł, kierując się do wyjścia. Na piętrze, zasypanym pokojami służby zatrzymał się dosłownie na kilka sekund, aby rozważyć porozmawianie z Tunridą. Ten pomysł odrzucił jednak niemalże od razu, kontynuując poprzednie założenie. Mając nadzieję, że żołnierze dostali równie dobre śniadanie co reszta, wyszedł przez drzwi wejściowe, a potem zniknął za wrotami prowadzącymi do pozostałej części Herbacianych Łąk.


    [zt]
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2012, 19:01   

    Dla niego cisza podczas posiłku była czymś normalnym. Jednak nie spodziewał się, że w takim miejscu jak to tutaj będzie panowała podobna atmosfera. Chyba jednak domyślał się, dlaczego tak się potoczyło. Po prostu im się nie poukładało, na pewno ta dwójka była bliżej siebie niż na to wyglądało, taka po prostu była natura ludzi i wszystkich podobnym im istot. On chyba tego jednak nigdy nie doświadczy. Tak jednak chyba będzie lepiej, nie był... Zwyczajny i to nie tylko przez MORIĘ. W końcu ilu ludzi jest wychowywanych przez wschodnich mistrzów walki? Nikt... Jakby był jedynym takim to nie zadziwiłoby go to w żaden sposób. Takie opowieści to tylko w filmach czy książkach, legendach ale nie w rzeczywistości.
    Jaszczur potrząsnął łbem, wyrywając się z transu gdy pojawił się Albert. Spojrzał na niego i skinął mu tylko łbem na powitania, a następnie wrócił do konsumowania śniadania. Skończył szybko, a następnie wytarł dłonie serwetką, po czym odłożył ją na talerz. Dłonie przemieścił na kolana, a następnie wyciszył się na chwilę, dekoncentrując się w momencie w którym Tunrida postanowiła opuścić jadalnię. Nie długo to potrwało zanim Alvaro wyszedł za nią, a więc i on nie miał na to tutaj czekać. Wstał, skinął kucharzowi na pożegnanie, po czym opuścił pokój. Ruszył korytarzem do swojego pokoju, wszedł do niego, zamknął za sobą drzwi, rozejrzał się po wnętrzu, a następnie westchnął cicho, uświadamiając sobie, że będzie musiał udać się po wszystkie swoje rzeczy. Przynajmniej te najważniejsze, zwłaszcza jeśli ma tu zostać na dłużej. Zwłaszcza miecz, do tego będzie musiał wyjaśnić mistrzowi gdzie teraz jest.
    Niebieskofutry usiadła na łóżku, przywołał swoje ostrze, a następnie zaczął prawą dłonią podrzucać nim w górę, łapać, a następnie ponownie podrzucać ku górze. Przez ten czas rozmyślał po kolei o wszystkich wydarzeniach które spotkały go do tej pory. Walce z tym potworem, spotkaniu Alvaro, pojawieniu się tutaj, rozmowie z nim, Tunridą i Albertem... I tutaj uświadomił sobie, że nie chce mu się tak dłużej rozmawiać. Miał już wyrobioną opinię o dwóch osobach w całym tym domostwie. Wstał więc, łapiąc ostrze w ostatniej chwili przed upadkiem na ziemię, przypiął je do paska, a następnie wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi - ruszył korytarzem. Po drodze spotkał jedną ze służek, którą zapytał o pokój w którym znajdował się jego aktualny cel do którego się wybierał. Gdy dostał odpowiedź, ruszył dalej, aż dotarł do drzwi pokoju Tunridy.
    Jaszczur stanął przed drzwiami wyprostowany, wziął głęboki wdech, wypiął klatkę piersiową do przodu, uspokoił się, a następnie podniósł prawą dłoń do góry i uderzył delikatnie kilkukrotnie o drzwi. Teraz nie pozostało mu nic, jak tylko oczekiwać odpowiedzi jaka nadjedzie z drugiej strony. Nie specjalnie miał ochotę rozmawiać przez drzwi więc postanowił poczekać, aż szklana panna otworzy drzwi. Jeśli tylko odpowie mu słownie, on nie odezwie się, a jedynie ponownie zapuka. Miał do niej kilka pytań.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2012, 21:05   

    Będąc jeszcze w jadalni, nie pomyślała, że do śniadania trojga lokatorów posiadłości przyłączy się i sam kucharz, Albert, o istnieniu którego, szczerze mówiąc, Tunrida kompletnie zapomniała. Zerknęła więc na mężczyznę spod byka, gdy pojawił się w jadalni, doskonale ukrywając swoje zaskoczenie jego przybyciem. Nie musiała się zresztą za bardzo wysilać. Jej maska wiecznie poważnej, milczącej panny przywarła do twarzy Szklanej Panny niemal na stałe i nic nie wskazywało na to, aby miała ją w niedalekiej przyszłości zmienić. "Nic nie wskazywało" lub raczej ona sama nie chciała tego dostrzec, pojąć, dopuścić do świadomości, która naprawdę niewiele rzeczy przetwarzała na sposób pozytywny. Nigdy wcześniej owa "umiejętność" nie była jej potrzebna, dlatego teraz widziała wszystko w szarych barwach, zupełnie pozbawionych kolorów jakiegokolwiek optymizmu.
    Na słowa Lunatyka, wbiła znowu wzrok w miseczkę płatków, odpowiadając mu nieprzyjemnie w swych myślach, aby na następny raz raczył się tym śniadaniem udławić. Była w paskudnym humorze, a jedyną rzeczą jaką chciała wówczas zrobić, było wyjście na zewnątrz, znalezienie cichego, odosobnionego azylu, w którym bez przeszkód mogłaby pozbierać się z powrotem do kupy, otulona szczelnie mrokiem od stóp do głów. Skoro Madness jeszcze się nie uaktywnił, trzeba było zawczasu się uspokoić nim włączy w niej mordercze żądze lub, co gorsza, znowu przejmie nad nią kontrolę. Wtedy naprawdę nie ręczyła ani za siebie ani za swoje czyny, których nie pamiętała. Zupełnie. Nie chciała znowu bać się tego, co uczyniła nie w pełni świadomie, dlatego działała najszybciej jak tylko pozwalały na to możliwości.
    Siedziała więc skulona pod drzwiami, próbując się uspokoić, próbując wyciszyć krzyczący umysł, choć Madness nadal milczał. Może to była ta chwila, w której powinna sięgnąć pod łóżko, aby wyciągnąć niedawno odnaleziony, stary pamiętnik? W końcu ostatnio "obiecała" mu, że zacznie do niego zaglądać częściej niż poprzednio, aby relacjonować na bieżąco co ciekawego się u niej dzieje? Zacisnęła mocniej palce, które wplotła wcześniej w długie, kruczoczarne włosy. "To bez sensu... To przecież tylko stara książka. Ona mi nie pomoże." - tłumaczyła sobie uparcie, przymykając wolno oczy. Uspokój się, uspokój umysł, uspokój emocje, to przecież nic takiego... Po prostu to zignoruj. Umiesz robić to doskonale, prawda? Masz w tym mistrzowską wprawę. Wystarczy tylko, abyś puściła te bzdury Alvaro w niepamięć, zupełnie się nimi nie przejmowała i wszystko wróci do normy. Poza tym, jesteś idiotką, że tak się tym wzburzyłaś. A może... Może ci się to spodobało, co?
    - Nie. - odpowiedziała sobie od razu hardo, zaciskając jeszcze mocniej palce na głowie. - Nie podobało mi się. Wcale mi się nie podobało, ani trochę! To głupota i słabość, a takie trzeba tępić.
    Grzeczna dziewczynka...
    Ciche stukanie do drzwi oderwało ją od rozmyślań wraz z mniej agresywnym umysłem niż Madness. Podniosła raptownie głowę, wbijając wzrok gdzieś przed siebie, trwając w bezruchu przez krótką chwilę, nasłuchując. Zerknęła kątem oka za siebie, zmieniając pozycję na klęczącą, robiąc to najciszej jak tylko zdołała. Niestety, zdradziło ją ciche tąpnięcie wysokim obcasem w bucie, na co przeklęła bezgłośnie, przygryzając dolną wargę. Nic to, skoro już i tak dała bezwiednie znać, iż siedzi w tym pokoju, przekręciła kluczyk w drzwiach, otwierając je następnie tak, aby było widać całą postać dziewczyny, lecz nie dając możliwości wejść w głąb pokoju, omijając ją. No, a przynajmniej na razie. Utkwiła swe wielkie, poważne oczy w przybyszu, którym okazał się Itzatec. Cóż, a myślała, że przyjdzie jej nacieszyć się "samotnością" w posiadłości, gdyż jak zdołała posłyszeć, Alvaro już zdążył wyjść.
    - Coś się stało? - spytała prosto z mostu dość głucho, bezbarwnie, nadal trzymając dłoń na klamce od wewnętrznej strony drzwi. Nie była dobrą kompanką do dłuższych rozmów; szczerze mówiąc, nie nadawała się do tego wcale ze względu na jej małomówność i brak umiejętności przedłużenia konwersacji jakimiś żarcikami czy rzucania tematami bez sensu, jak chociażby pogoda, o której zawsze można było podyskutować. I choć naprawdę chciała się tego nauczyć, nauczyć się rozmawiać, wciąż wychodziło jej to nad wyraz marnie. Taki typ.
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2012, 22:48   

    Niebieskofutry przekrzywił swój łeb na bok, obserwując jak drzwi się otwierały. Wyprostował go gdy zobaczył Tunridę i usłyszał jej pytanie. Jej postawa wykazywała wielką powagę oraz brak wzruszenia otaczającym ją światem. Natomiast pytanie mówiło co innego. Interesowała się tym co się dzieje, jednak nie okazywała tego od tak, otwarcie i celowo. Inaczej dlaczego zapytałaby go, czy coś się stało? Może potrzebował jej pomocy - tak pomyślała i stąd to pytanie? Świadczyło to o tym o czym myślał, dziewczyna się w sobie skrywała.
    -Tak... To znaczy nie! Chciałem po prostu porozmawiać. Mogę?
    Odparł, karcąc się w głowie za sposób wypowiedzi. Brak składu i ładu, nerwowo, nie przemyślał odpowiedzi, rzucił to co ślina przyniosła na język, całkowicie beznadziejnie, bez sensu. Stanął wyprostowany, patrząc na rozmówczynię, splótł swe dłonie za plecami, przyjmując wojskową postawę i oczekując na odpowiedź. O czym chciał porozmawiać? O wszystkim. O niej, o sobie, o Alvaro, o krainie, o Albercie i o tym co się stało. Udawał, że umknęło to jego uwadze, jednak było odwrotnie. Takie rzeczy jego uwadze nie umykały, gdyż po prostu jego zmysły były lepsze od zmysłów innych przez co wyczuł i usłyszał, że coś było nie tak. A skoro już mieli mieszkać w jednym budynku i przede wszystkim sobie ufać - cóż... Chciał się co nieco dowiedzieć, oczywiście... W dwie strony. Coś za coś, on również w zamian za informacje na jej temat, zdradzi co nieco o sobie... O ile w ogóle czegokolwiek się dowie, na co miał teraz nadzieję. Westchnął cicho, lustrując Tunridę od dołu do góry i czekając na jej reakcję. Wypuści go czy nie? Porozmawiają czy raczej nie? To ostatnie wykluczał jako negatywną odpowiedź.
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Lipiec 2012, 20:08   

    Alvaro powierzchownie zignorował słowa Slendera wypowiedziane przez niego jeszcze w Malinowym Lesie. Idąc w stronę jednej z niewielu posiadłości na Herbacianych Łąkach, białowłosy milczał, czasem tylko kątem oka spoglądając na nieco wyższego od siebie Cienia, czy przypadkiem ten nie zostawił go gdzieś po drodze. Z drugiej strony właśnie to, co dotarło do uszu Arystokraty przy opuszczaniu Ciemnej Ścieżki utwierdziło go w przekonaniu, że mężczyzna nie zostawi ich znajomości ot tak, bez rozszerzania jej w jakikolwiek sposób.
    W każdym bądź razie teraz dwójka panów o strasznie kontrastujących ze sobą włosach weszła przez wrota do posiadłości i idąc w towarzystwie stojących posłusznie na warcie żołnierzy, dotarła do drzwi wejściowych. Po ich otwarciu, dwójkę przywitał oczywiście odźwierny, streszczając mniej więcej co się działo podczas nieobecności panicza de Averse. Ten wydawał się to kompletnie ignorować, jednak kiedy pan we fraku skończył mówić, Alvek podziękował mu i poprowadził swego gościa do salonu. Tam, przy otwartych drzwiach dwuskrzydłowych, wskazał długowłosemu fotel przy stoliku, a sam powędrował do szafki z alkoholami i z niej wyjął wino czerwone, podobno jedno z jego najlepszych. Kto wie, może w piwnicach kryło się wiele lepszych, ale nie mi to teraz oceniać. W każdym bądź razie, w parze z butelką, na stoliku wylądowały dwa kieliszki do wina, które po chwili zostały do połowy napełnione trunkiem. Dziewiętnastolatek usiadł naprzeciwko Cienia i chwycił swą lampkę wnętrzem dłoni od dolnej strony, tak jak się to zwykle robiło w "wyższych sferach". Upiwszy jeden łyk, gwoli degustacji, rogacz postanowił rozpocząć rozmowę.
    - Powiedz mi coś więcej o sobie, Slenderze. Twierdzisz, że nie wiesz skąd jesteś, w takim razie pojawiłeś się znikąd w Malinowym Lesie? - ton gospodarza był spokojny, z deka ciekawski. Podsumowania jego osoby przez Slendera paręnaście minut temu wolał póki co nie komentować.
    Slender
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Lipiec 2012, 13:00   

    Slend zmierzał za białowłosym do jego posiadłości, gdy zobaczył strażników trochę się zdziwił, wiedział że Alvaro jest wysoko postawiony, było po nim widać, ale nie myślał że aż tak by mieć swoich strażników. W każdym bądź razie wszedł razem z nim do jego domu, nadal się uśmiechając jednak już nie tak szeroko jak wcześniej, i rozglądał się po jego dużej willi. Jednak na nim wielkość tego miejsca nie robiła wrażenia, po chwili przestał już się rozglądać i ruszył za nim. Gdy Białowłosy pokazał mu miejsce w którym ma usiąść, Slender skinął głową i usiadł tam gdzie zostało mu to wskazane. Gdy Arystokrata przyniósł wino wziął kieliszek i przechylił go biorąc mały łyk wina, smakując je. Było całkiem niezłe, jednak Czarnowłosy nie gustował w takich trunkach jak wina. Wolał coś mocniejszego... W każdym bądź razie Cień słuchał jak chłopak który siedział naprzeciwko pyta go o jego przeszłość.
    - W tym świecie znalazłem się... Nie wiem z jakiego powodu. Nie pamiętam kim byłem. Nie interesuje mnie to nawet. A ostatni mi czasy dowiedziałem się że jestem Cieniem.
    Powiedział i wyjął fajkę ze swojej kieszeni po czym położył ją na stoliku a następnie wyjął paczuszkę tytoniu i też położył ją na stoliku. Zaczął odpakowywać torebkę z tytoniem jednak... Gdzie są jego maniery? Spojrzał się na Rogacza i spytał...
    - Można?
    Slendi zazwyczaj nie pytał o takie rzeczy, jednak teraz był w czyimś domostwie. Można mu było przyznać, był bezwzględną istotą jednak wychowaną w jakiś sposób.
    Tunrida
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 01:02   

    Czy faktycznie była zainteresowana otaczającym ją światem, skoro dopytywała o powód przybycia Itzateca? Cóż, na ten temat można było spekulować długimi godzinami, lecz... Czy uprzejmym byłoby z jej strony, gdyby zamiast pytania czy coś się stało, spytała, np. "Czego chcesz?" lub "Nie mam ochoty na rozmowy, zjeżdżaj"? Na pewno nie, a choć sama Tunrida miała nie lada kłopoty z prowadzeniem konwersacji, posiadała niejakie pojęcie o tej całej uprzejmości i odpowiednio zadanych pytaniach, aby nie zabrzmiały one grubiańsko. I wykorzystywała ową wiedzę, oczywiście że tak, lecz tylko wtedy, kiedy sama tego chciała. Wszak posiadała swoje poprzednie życie, nim stała się własnym cieniem, którym była obecnie; cieniem ówczesnej siebie, prawdziwą, żywą istotą. W obecnej sytuacji trudno było przyznać w zachowaniu Tunridy o jej jakimkolwiek zdecydowaniu, pewności siebie czy chęci odzyskania cząstki umiejętności z poprzedniego życia, jak chociażby beztroskiej konwersacji, w której kiedyś... była prawdziwą mistrzynią. Zadziwiające, prawda? Była wrakiem samej siebie, skoro zapomniała o czymś, w czym niegdyś była dobra. To cud, że nadal była materialna, a jej ciało w jakiś sposób namacalne, choć tak kruche i niemal przezroczyste, niczym szkło.
    Zmrużyła nieznacznie oczy, przyglądając się Itzatecowi baczniej, gdy zaczął plątać się we własnych słowach. Och, nieufna była z niej osóbka, straszliwie nieufna, więc każde potknięcie, nie ważne jak interpretowane i jak ukazane, było dla niej niczym znak ostrzegawczy, aby miała się na baczności. Choć w sumie, czy ona kiedykolwiek opuszczała gardę dłużej niż na dwie minuty? Rzadko kiedy; cholernie rzadko. W każdym razie, odrzuciła przemożną chęć zapytania Jaszczura "O czym?", gdyż to wydało się jej niezbyt uprzejme. Wszak faktycznie, skoro mieli mieszkać pod jednym dachem, ba, razem współpracować, nie mogła go do siebie zniechęcić, a przynajmniej nie w sposób, w którym przyczyniłaby się do tego świadomie. Co on sam sobie później pomyśli, cóż, to już jego sprawa, lecz nie ręczyła, iż wyrobi sobie o niej pozytywną opinię, jak każdy zresztą.
    - Aha... - mruknęła wpierw pod nosem, pierwotnie do siebie, otwierając po niedługiej chwili drzwi nieco szerzej, odsuwając następnie w bok, aby zrobić większe przejście wgłąb pokoju. - Proszę. - dodała nieco głośniej, krótkim, acz płynnym gestem ręki zapraszając Itzateca do środka. Oderwała od niego wzrok, kiedy tylko posłyszała odgłosy, dochodzące niechybnie z hallu, wpatrując się orientacyjnie w tamtą stronę, jak gdyby chciała prześwietlić wzrokiem wszystkie przeszkody; ściany, obrazy czy posągi. Ściągnęła nieco brwi, nasłuchując uważnie. Alvaro zdążył już wrócić? Och, więc musiała siedzieć w bezruchu pod drzwiami zdecydowanie dłużej niżby się jej wydawało. Ciekawe, ciekawe...
    Mimo to, nie miała zamiaru schodzić na dół, aby upewnić się w swych domysłach. Po pierwsze, za daleko, po drugie, za duża fatyga, no a po trzecie... Przecież miała gościa. Tak, gościa, a więc teraz wypadało się nim odpowiednio zająć, tylko... Jak to się robiło? Zamknęła cicho drzwi sypialni za sobą, w zastanowieniu wpatrując się w podłogę.
    Oh my, my, jesteś jeszcze bardziej zdenerwowana niż przed chwilą. Zapomniałaś jak należy zachowywać się przy gościu, Tunridko? Gdyby Madness to wiedział, niechybnie urządziłby ci burę. No ale nic to, jako jego "młodsza siostrzyczka" co nieco ci pomogę, znaj moją dobroć.
    Zamknęła na krótki moment oczy, układając w głowie swój prześwietny plan działania lub raczej, hierarchizując wszystkie kwestie jakie miała zamiar wypowiedzieć podczas konwersacji. Grunt to spokój, opanowanie i dobrze ułożona koncepcja. Co za beznadziejna postawa, godna dziesięcioletniej, zagubionej dziewczynki... Sklęła więc w myślach na własną głupotę, otwierając oczy i zatrzymując je na Itzatecu. W gwoli ścisłości, nie medytowała zbyt długo pod tymi drzwiami, jak mogłoby się wydawać; zajęło jej to około trzy, cztery sekundy, lecz nie dłużej, na całe szczęście.
    Jej pokój wyglądał nad zwyczajnie, bez zbędnych udziwnień i udogodnień jak w pokoju Alvaro. Prezentował się mniej więcej tak, wliczając w to niewielki, okrągły stolik oraz parę foteli wraz z kanapą nieopodal drzwi, łazienkę oraz mały balkon. Tunrida siadła na jednym z foteli, zastanawiając się czy jakaś służka będzie na tyle mądra, aby przyjść tu i zapytać się o herbatę, w co szczerze mówiąc, nie wierzyła.
    - Więc... Jak pięknymi słowami Alvaro Cię przekonał do współpracy? - zagadnęła, siląc się na ton przyjemnej, luźnej pogawędki, choć wyszło jej to dość opornie, bezuczuciowo i głucho. Normalność. Miała również chęć zapytać o jego wcześniejsze konszachty i powiązania z MORIĄ, lecz uznała, że będzie to idealny "as w rękawie" na dalszą konwersację. Ot, żeby nie zabrakło tych tematów do rozmowy. Trzeba robić dobre wrażenie.
    Alvaro de Averse
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 10:13   

    Białowłosego nie interesowały jak na razie perypetie jego podwładnych. O samych próbach Itzateca dotyczących zagadania z Tunridą chłopak nigdy by nie pomyślał, ot tak, sam z siebie. Wszak wrażenie, jakie dawała Szklana Panna było poniekąd odpychające i chociażby z tego względu Arystokrata nie sądził, żeby jaszczura wzięło na rozmawianie z nią. Tak czy inaczej, stało się, a rogaty kiedyś na pewno dowie się o przebiegu tej konwersacji.
    Póki co, siedział z lampką wina w ręku, usadowiony wygodnie w fotelu, słuchając odpowiedzi Slendera na zadane przed paroma sekundami pytanie. W międzyczasie łyknął ponownie wina i zwrócił oczy na swoje ulubione ostatnimi czasy okno. Drzewa prezentowały się jak zwykle wspaniale, niezależnie od tego, jaka pora roku panowała obecnie w Krainie Luster. Między innymi dlatego Alvaro tak bardzo lubił obserwować swój ogród. Zawsze mógł zobaczyć piękno natury i skupić myśli wokół niego. Teraz jednak było to z lekka niestosowne, dlatego czerwone ślepia ponownie powędrowały na twarz długowłosego mężczyzny.
    A jednak jest Cieniem, tak jak podejrzewał panicz de Averse. A zaspokajanie "tego co trzeba" było po prostu aluzją do pożerania czyichś snów. Strzał w dziesiątkę.
    - Tylko ten jeden raz. Później będziemy musieli wyjść na balkon. - odparł dziewiętnastolatek na pytanie o fajkę, twarzą wyrażając gościnność i uprzejmość, zawarte w niewielkim uśmiechu. Ufał swojej służbie i był pewien, że w jakiś sposób zamaskują, albo nawet usuną nieprzyjemny odór dymu, który był tak znienawidzony przez gospodarza. Cóż, gdyby miał on tu zostać na dłużej, pewnie rogaty zmieniłby swe ulubione miejsce pobytu z salonu na balkon, ewentualnie swój własny pokój.
    - Osobiście mógłbym stwierdzić, że świadomość własnej tożsamości jest ważna. Chyba, że chce się wykreować nową, równocześnie zapominając o poprzedniej. Powiedz mi więc, Slenderze, jaką chcesz sobie wykreować tożsamość? - padło ważne pytanie z ust Alvaro, które miało na celu wybadanie potencjalnych planów na przyszłość, które snuł jego gość. Ha, teraz gość, a może za parę minut będzie jego podwładnym? W każdym bądź razie, póki co nie spieszmy się z takimi domysłami, a dajmy szansę na rozwój dla akcji rozgrywającej się obecnie w salonie.
    Itzatec



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 10:52   

    /Dureń!/
    Tak podsumowałby go teraz mentor. Dać się zaskoczyć otwartym drzwiom, nie potrafić skleić poprawnie prostego zdania! Dobrze, że starca tutaj nie było, bo na pewno nie uszłoby mu to na sucho. Co jak co ale mistrz fundował mu zawsze wojskową dyscyplinę, wszystko miało być dopięte na ostatni guzik i wykonane perfekcyjnie. Żadnego jąkania, błędów, nic.
    Nie chcąc już pogorszyć sytuacji, wszedł w ciszy do środka, rozglądając się natychmiast po pokoju. Ten stanowczo różnił się od przydzielonego mu. Tunrida chyba nie była tutaj zwykłą służką. Raczej na pewno nie była, ba! Jakiekolwiek zadania pełniła, nie były to zadania służby. Ponownie więc rozejrzał się po pokoju, zatrzymując wzrok na jego właścicielce. Postanowiła więc dowiedzieć się, dlaczego w ogóle się tu pojawił? Co go do tego skusiło? No właśnie, to było bardzo dobre pytanie, co on tutaj w ogóle wyrabiał? W jakimś nienormalnym świecie, w rezydencji strzeżonej przez żołnierzy z muszkietami! Mogliby się tymi strzelbami śmiesznymi wypchać! Do niczego innego się nie nadają! Pamiętał nadal jak czytał książki historyczne. Dwie bandy idiotów stawały na przeciwko sobie, sto metrów odległości dzieliło obie grupy, a na dodatek strzelali do siebie stojąc w bezruchu! Idioci! Ale nie o tym teraz rozmyślać. Jaszczur wziął głęboki wdech.
    -Powiedział to samo co wszyscy. To ma być miejsce w którym nie będę dziwadłem. Nadal jednak mu nie ufam. Całe to miejsce jest dla mnie nadal podejrzane i niebezpieczne. Zwłaszcza Ci żołnierze, nie podoba mi się ich obecność. Nie są skuteczni w walce, jeśli są odpowiednikami ludzi z osiemnastego wieku, to rozbiegną się jak przerażona zwierzyna, gdy padnie dowódca. A sam Alvaro? Nie ufa mi, Ty chyba z resztą również. Jednak sprowadził mnie tutaj, świadom tego co potrafię. To nie jest ryzykowne postępowanie, to głupota. Do tego mam się zająć jakimś dzieckiem z którym nie możecie sobie poradzić. Już raz ktoś próbował doprowadzić mnie do szaleństwa... Efekt był tragiczny... Ale powiedziałem więcej niż to było konieczne... To teraz ja zadam pytanie. Co się wtedy wydarzyło?
    Odparł, mówiąc stanowczo, poważnie, miejscami z nutką grozy, a kończąc ciekawskim pytaniem. Tylko niech nie próbuje wmówić mu, że nic się nie wydarzyło lub że nie wie kiedy czy o co chodzi. Ona na pewno dobrze wie co jaszczurek ma teraz na myśli, a o nie zamierza z tym pytaniem odpuszczać. Może to będzie trochę nie miłe z jego strony, jednak znajduje się w nieswoim, obcym otoczeniu, dla niego wręcz niebezpiecznym, więc chyba nic w tym dziwnego, że próbuje to wszystko zrozumieć. Nie tak łatwo mu to przyjdzie, jednak wcześniej czy później to wszystko stanie się dla niego jasne. Przede wszystkim będzie musiał wrócić po swoje rzeczy... Miecze i inną broń białą. I całą resztę ekwipunku który został w świecie ludzi. No i będzie musiał wyjaśnić mistrzowi dlaczego na razie znika, inaczej dziadek sam tu po niego przyjdzie, a wtedy zrobi się nieprzyjemnie. Niby już coś potrafił, jednak mistrz nadal uważał, że to za mało - chodź dał mu już możliwość samokształcenia się... Czyli podróżowania, podejmowania błędnych decyzji i nauki na własnej skórze. Życie... Najlepszy nauczyciel.
    Slender
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2012, 12:31   

    Slender po pozwoleniu na zapalenie swojej fajki włożył ją do gęby i słuchał panicza, wyjął z wewnętrznej strony marynarki zapałki po czym podpalił ją a potem zaczął tworzyć żar wewnątrz swojej fajki coraz szybciej ją pufając. Gdy już skończył i w fajce był żar, zgasił zapałkę po czym włożył ją ponownie do marynarki. Czarnowłosy rozsiadł się na fotelu, a po chwili wziął kieliszek wina wziął porządnego łyka opróżniając kieliszek. Widać nie chciało mu się rozdrabniać z słabymi alkoholami. Zaciągnął się fajką i wypuścił dym gdzieś w tył, byle nie w twarz Rogaczowi. Zaczął się zastanawiać nad wypowiedzią Alvaro i po chwili zastanowienia odpowiedział...
    - Nie muszę jej kreować na nowo. Jestem kim jestem.
    Po tych słowach znów zaciągnął się fajką i wypuścił dym gdzieś byle nie w stronę Averse. Spojrzał się na Białowłosego i zaczął się zastanawiać nad kilkoma rzeczami... Jednak po chwili otworzył usta i zaczął mówić...
    - Mówiłeś że stoisz w cieniu, jednak gdy wyjdziesz wszyscy się dowiedzą kto stał za zdarzeniami które się im przytrafiły... Co planujesz Alvaro de Averse?
    To go najbardziej zastanawiało... Co może knuć Arystokrata, który ma 19 lat i właściwie żadnej armii lub nadzwyczajnych zdolności? Cóż... Slend był bardzo ciekawy tego co Arystokrata może planować. Zniszczenie tego świata? Zniszczenie czegoś innego? Zniszczenie wszystkiego? Nikt inny jak sam Averse musiał to wiedzieć.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,25 sekundy. Zapytań do SQL: 10