• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » O bezdomnej Pani Czasu
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Kylie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Grudzień 2012, 21:43   O bezdomnej Pani Czasu

    Na świecie, a konkretnie rzecz ujmując, na przestrzeni kilku światów, istnieją duszyczki, które są obdarzone darem swobodnej podróży, aby móc używać wszystkich swych zmysłów do towarzyszenia ludziom i istotom magicznym w tle ich życia. Ich oczy patrzą, a uszy słyszą, dłonie jednak nigdy nie odcisną swego piętna. Nie uratują, ani nie zniszczą. Po prostu są, choć robią wszystko, by jakkolwiek zaistnieć swoim własnym 'być'. Nie na takich zasadach jednak tchnięto w ich płuca dech; ich misją jest spoglądać, szeptać o obejrzanych cudach, spamiętać historie, lecz nie zmieniać tego, co ma się wydarzyć. A teraz wy uświadczcie tej zabawy, zważcie na zawartą w niej ironię - poobserwujemy jednego z obserwatorów.

      ***



    Dziewczyna wchodziła już w wiek nastoletni, a jej brat postanowił wydać ją za mąż, jak to wówczas było powszechne.
    Kylie była atrakcyjną dziewczyną, choć jak na tamtą modę wychudzoną. Mimo to miałaby wielu adoratorów, gdyby nie jej zachowanie i nastawienie. Miała zwyczaj szwendać się po ulicach, najczęściej nocą, prowadząc się z nieciekawymi typami. Szybko też poznała smak alkoholu i jego upojenia, który na tyle przypadł jej do gustu, iż można było śmiało stwierdzić, że nadużywała owej używki. Ubierała się w ciuchy swojego brata, a już samo to było niezwykłym wykroczeniem.
    Jednakże rzezimieszkom to nie przeszkadzało i chętnie przyjmowali ją do swojego towarzystwa.
    Bratu udało się zaciekawić jej osobą pewnego dobrze urodzonego młodzieńca. Tak się jednak złożyło, że dziewczyna miała za nic jego towarzystwo i jawnie nim pogardzała, nie szczędząc sobie na publicznych zniewagach. Nawet to nie zniechęciło zalotnika.
    Z czasem i wciąż nie słabnącymi protestami Kylie młodzieniec stawał się coraz bardziej zaborczy, aż w końcu i agresywny. Chciał mieć dziewczynę za wszelką cenę.
    Kiedy doszło do jednej z licznych bójek, kiedy to nieszczęśliwy zakochany ujrzał swój obiekt westchnień wraz z innym mężczyzną, kobieta wyciągnęła w jego stronę szpadę, wyciągniętą zza pasa kochanka. Nieszczęśnik, krzyknąwszy uprzednio, iż nie umrze bez niej, rzucił się na nią z nożem. I posługiwał się nim o wiele lepiej, niż nie wyćwiczona Kylie z mieczem, który i tak natychmiast wypadł z jej rąk. W czasie szarpaniny ostrze wbiło się w lewe oko dziewczyny. Gdy ta wyła przeraźliwie z bólu i wciąż narastającej wściekłości zakochany młodzieniec wpadł w panikę.
    Kylie wykorzystała chwilę słabości swego napastnika. W końcu wymanewrowała go tak, że w niewyobrażalnym poczuciu sumienia, które w nim cwanie wzbudziła kazała mu zasugerowała mu ostateczne wyjście. Pogrążenie się w ciemności, w pustce, niebiańskiej miłości, użyła wszelkich porównań, by go tylko pogłębić w rozpaczy. Podciął sobie żyły. Radowała się tą chwilą do tego stopnia, że zapomniała całkowicie o bólu.


    Źle, znowu źle. Uniosła dłoń i musnęła palcami powieki. Nigdy nie straciła oka, a i nie pamiętała, by posiadała moc regeneracji tkanek. Uparcie chciała wierzyć, że faktycznie byłaby zdolna do wmanipulowania mężczyzny w samobójstwo, ale ostatecznie musiała przyznać, że to jednak brzmi nieprawdopodobnie. Może więc... była kurtyzaną? Nie, zdecydowanie nie. Jest piękna, to prawda, ale nie była typem kobiety, która podjęłaby się takiego zawodu. Szanowała się, kazała się traktować po iście królewsku i złościł ją jakikolwiek przejaw bezczelności skierowanej w jej stronę. Och. Królowa, to jest to! Ale ile rodzin królewskich znała? Tak bardzo lubiono ścinać im głowy...

    Upalny dzień, ludzie przecierali spocone czoła chustką. Mimo panującego skwaru wszyscy zebrali się na placu. Nawet dzieciom zezwolono na wyjątkowe przedstawienie. Pod sceną panowała cisza, zmącona jedynie głębokimi westchnieniami. Tuż przed egzekucją nikt nie odważył się rzec choćby słowa. Wszyscy oczekiwali w zniecierpliwieniu na nadejście kata wraz ze skazanymi.
    A gdy ci wreszcie nadeszli, po tłumie rozległ się złowróżbny szmer, a w powietrzu atmosfera wyraźnie się napięła. W końcu ktoś krzyknął:
    - Szumowiny!
    Za pierwszym śmiałkiem odezwali się kolejni, a wyobraźnia widowni do wyzwisk morderców była iście imponująca.
    Kylie uśmiechała się tylko pod nosem, przyglądając się wszystkim zebranym.
    Spojrzała na silnie umięśnionego mężczyznę w czarnym kapturze, zasłaniającą mu całą twarz.
    - Kacie, zostaniesz moim wybawcą? – wyszeptały jej opuchnięte i spragnione wody usta.
    Kat nic nie odpowiedział, a kobieta była już niemal pewna tożsamości tego, kto ją uśmierci.
    - Czymże są bóle śmierci, jeśli czekają na was tortury piekielne? – zaczął swą przemowę egzekutor.
    Kylie wymieniła ze swoim nowo poznanym przyjacielem z więziennej celi wymowne spojrzenia, po czym oboje niczym jeden mąż zaintonowali wesołą pieśń. Była to angielska kolęda ‘I saw three ships’, której nauczył ją przed egzekucją. Sytuacja była iście groteskowa. Wszyscy nagle zamarli, wyzwiska ucichły. Ludzie wpatrywali się jedynie tępo w dwójkę skazańców, uświadamiając sobie, że mają do czynienia z szaleńcami.
    Ktoś uderzył ich po wewnętrznej części kolan, zmuszając do uklęknięcia. Kylie, nie przerywając wesołej kolędy, już czuła silną dłoń na swoim karku, zamierzającą przydusić ją do okrwawionego pieńka...


    Tym razem dotknęła szyi. Jej piękna główka zdecydowanie była na swoim miejscu. Nie było nawet blizny, choćby i po najmniejszym zadrapaniu. Nieskazitelna cera. Poza tym, nie należała do zabójców. Prawda, kiedyś zrobiła coś niegodziwego, lecz...


    - Nigdy nie wiesz, co ci przyniesie dzień. Ale ja ci powiem, że Pani Losu była dzisiaj dla ciebie łaskawa. Chodź ze mną, mój miły, chodź i pokaż mi, jak się uśmiechasz. I nie martw się, nie będziesz musiał się uśmiechać z przymusu. Zapewnię ci powody do radości, sam zobaczysz. Wtul tylko głowę w me ramiona, pozwól, bym cię objęła. Chodź, mój mały, chodź. Świt jest pięknym zjawiskiem, czyż nie? Zachód słońca jest jednak o wiele bardziej urodziwy. Pójdziemy na wschód, tam gdzie ciemność zalega najprędzej. Chodź, mały, nie guzdraj się. Pójdź, piękno czeka. Objawię ci istotę ciemności, mój mały. – Lunatyczka ukryła w ramionach pięknego chłopca. Młodzieńca, który wydał jej się smutny, a jego życie było jedynie istotą najwyższej marności. Czemu niweczyć piękno, jakim jest jego ciało? Lepiej wykorzystać je, ocalić jego urodę. W ogniu spłonie jego dusza, w ciemności przepełni się ciało. Oto ofiara Kylie.

    Spędziła z nim kilka dni, wzbudzając zaufanie, oczarowując na wszelkie sposoby. Ubrała go w piękne stroje, wypachniła najlepszymi perfumami. I zaprowadziła go do ludzi biznesu; nie lubili, gdy nazywało się ich handlarzami niewolników, ale tym w istocie byli. Nie wzięła pieniędzy, po prostu zostawiła im chłopca i pozwoliła, by zrobili z nim to, co zawsze robią z ładnymi młodzieńcami i dziewczętami. Dom, w którym go umieścili był dość popularny. Przychodziło tam mnóstwo klientów, a wielu bardzo polubiło najnowszą zabawkę przybytku rozkoszy. Kylie jednak nie zdziwiła się, gdy właściciele narobili sobie wrogów wśród wpływowych ludzi. Ludzi, którzy pragnęli im zaszkodzić. Którejś nocy po prostu wparowali do burdelu i zaczęli strzelać. Kylie chwilę nasłuchiwała strzałów, aż w końcu zaryzykowała i znalazła się nagle tuż przy swoim ślicznym chłopcu. W dłoni ściskała swój szczęśliwy medalion; zatrzymała czas. W samą porę, mężczyzna w czarnym garniturze strzelił właśnie do jej znajomego młodzika. Kula tuż przed jego głową, przerażenie w oczach, które zaraz miały zgasnąć, goła klatka piersiowa, lśniąca od oliwy... Widziała to wszystko, chłonęła wzrokiem i już sięgała rękoma, by odsunąć biednego chłopca, ofiarę jej znudzenia, z linii lotu kuli... zostawiła go jednak. Zniknęła, bo znikała zawsze szybko, i pojawiała się znienacka. Tym razem jej obserwacja się skończyła.


    Skrzywiła się na to wspomnienie, przewróciła kartki notatnika, by nie patrzeć więcej na ten wpis, świadczący o jej obmierzłej naturze. Była wtedy potwornie znudzona i rozgoryczona, przeżywała coś w rodzaju depresji. Nie wiedziała, co robić, gdzie się podziać, kim jest. Cóż, czuła się tak zawsze odkąd sięga pamięcią, ale wtedy było gorzej. Nie radziła sobie najlepiej, a dzisiaj nie była pewna, czy jej chwila załamania nie zmusiła jej do ingerencji w czyjeś życie. W gruncie rzeczy, gdyby tak było, to by go uratowała. A zostawiła go, czyli zachowała się tak, jak powinna to zrobić Pani Zegarmistrz. A jednak, czuła, iż gdzieś popełniła błąd, coś pominęła, ale jak zwykle nie mogła dojść co to było.
    Rzuciła w ścianę zeszytem, dorzucając go do sterty pozostałych. Raz za razem przeglądała różne historie z różnych czasów i różnych światów, za każdym razem łudziła się, że to jej życie, ale prawda była taka, że myliła je z tym wszystkim, co do tej pory widziała. To były życia tych, których obserwowała, nie miała z nimi nic więcej wspólnego. To ją złościło, wiedziała, że musi znaleźć sobie natychmiast inne zajęcie, bo znowu może przeżyć coś podobnego do historii ze ślicznym chłopcem. Westchnęła i zdmuchnęła ostatni ogarek świecy, po czym rozpłynęła się w wymiarach.


      ***


    Nie było niczego nadzwyczajnego w zataczającym się mężczyźnie, za którym zatrzasnęły się drzwi londyńskiego pubu Jego rozdarta koszula i spuchnięte oko również w żaden sposób nie powinny były nikogo zastanowić. W końcu pijackie bójki są na porządku dziennym. Kylie jednak wiedziała nieco więcej ponad to, co mogła teraz ujrzeć. Podczas gdy on doprowadzał się do tego beznadziejnie poniżającego stanu, ona myszkowała w jego mieszkaniu. Praktycznie rzecz biorąc było ono magazynem śmieci, ale pośród tych wszystkich odpadów, na które usilnie starała się nie nadepnąć, by nie zabrudzić nowiutkich pantofelków, przeważał zapisany i zmięty w całą masę kulek papier. Trochę jej zajęło, by je pozbierać i doczytać się czegokolwiek sensownego. Poniekąd jej się to udało, ale jedynym sukcesem było stwierdzenie, iż człowiek, którego aktualnie obserwowała był niezaprzeczalnie zanudzonym i zdesperowanym artystą. To co tworzył... podejrzewała, że nawet w swoim najlepszym okresie nie napisałby niczego, co by ją zachwyciło. Ale nie w tym rzecz. Jak zwykle nie mogło chodzić o nią - to na jego życie patrzyła, to w jego życie wkroczyła. Nie wiedziała jednak, jak długo będzie w stanie mu się przypatrywać. Zapewne zatoczy się teraz do domu, położy brudny na jeszcze brudniejszą pościel, rano znowu zacznie pić, a wieczorem wyląduje w tej samej knajpie, co dzisiaj. Skrzywiła się na tę myśl, zła, iż instynkt ją zmylił, zawiódł w miejsce i czas kompletnie pozbawionych jakiegokolwiek potencjału. Cóż miała zrobić, zanudzić się na śmierć? Może już się starzała, może nie jest tak dobrą Lunatyczką, za jaką się uważała...
    Potrząsnęła gwałtownie głową, wyrzucając z niej podobne myśli. Jest najlepsza! Niezaprzeczalnie najlepsza i wszyscy mogą tylko pozazdrościć jej nosa do ciekawych smaczków cudzych żyć. Nabrała powietrza dla większej pewności siebie i znów spojrzała na wynędzniałego pseudo poetę. Zachwiał się raz, ale ściana pozwoliła mu się o siebie oprzeć. Mimo to szybko się od niej odsunął i szedł dalej, o dziwo nie tracąc już prostej drogi. Przez chwilę zastanowiła się, czy w istocie jest tak pijany, jak z góry założyła. Wzruszyła jednak ramionami i po prostu zanim poszła. W międzyczasie z pubu znowu ktoś wyszedł, odprowadzany przez swoją kobietę. Kylie lubiła ich miasto, pozwalało jej posmakować czegoś innego... a to wyjątkowo lubiła. I dodatkowo ten słodki kontrast pomiędzy różnymi wymiarami, choć wciąż potrafiła doszukać się między nimi podobieństw. Już zaczęła przywołać je w pamięci, po kolei, wszystkie, które do tej pory przyszły jej na myśl, gdy nagle nocną ciszę przeszył dźwięk tłuczonego szkła. Podskoczyła zaskoczona i spojrzała na baśniopisarza, już całkiem wyrwana z zamyślenia. Dyszał ciężko nad rozbitą butelką, mamrocząc coś pod nosem. Chciała podejść bliżej, by zrozumieć ciche słowa, choć musiała przyznać przed samą sobą, że odrobinę bała się tego człowieka. Co było głupie, spotkała już tyle strachów, cyrkowców i psychopatów różnej maści, a jednak to ten żałosny pijaczyna napawał ją dreszczem, nie pozwalającym na wykonanie kolejnego kroku. Na całe szczęście, ten zaczął krzyczeć - do kogo, nie miała pojęcia. Być może wiedział, że go śledzi? Świadomie, albo i nie, wszak posiadał w sobie magię. Ta myśl tylko ją przeraziła, strach jednak tym razem okazał się słabszy od ciekawości; nie uciekła, choć mogła tak łatwo po prostu zniknąć.
    - Ty sprzedajna dziwko!
    Kylie na chwilę zamurowało, a potem ogarnęło ją oburzenie. No cóż, może i ją nakrył na śledzeniu go, ale to nie oznacza, że ma prawo tak się zwracać do damy! Już zamierzała mu jakoś odparować ciętą ripostą, a najlepiej to od razu go chwycić, teleportować nad wulkan i zostawić w powietrzu, niech spada i wtedy szuka słów błagania o pomoc, miast tak obrzydliwych inwektyw. Nie zdążyła jednak, jego kolejne wrzaski poniosły się w stronę nieszczęsnej ściany, którą po każdym słowie nagradzał uderzeniem pięścią.
    - Dajesz wszystkim, tylko nie mnie, no i powiedz, dlaczego, kurwa?! Wszystkim, do cholery! - Teraz była zdziwiona. Hm, chyba jednak nie o nią chodziło... Mężczyzna swoją frustrację zaczął wyładowywać na włosach, ciągnął je i szarpał; miotał się jeszcze chwilę, jakby jego wnętrzności nękały jakieś konwulsje. Nie potrafiła stłumić uśmiechu, gdy jej uszu dobiegło coś przypominającego stłumione chlipnięcie. - Przeklęta wena... No przecież bym zapłacił... - Ach, ten płaczliwy ton! Czyż nie ujmował kobiecego serca? Serca raczej nie, przynajmniej nie TEJ kobiety, ale z pewnością pobudził jej zainteresowanie. Zachichotała, a gdy baśniopisarz odwrócił się, by ujrzeć ją rozweseloną, ona już zniknęła. Puf!, i panienki nie ma.

    Czasami zbierała różne przedmioty z różnych miejsc, od różnych ludzi. Przeważnie były to ubrania i biżuteria, ale najcenniejszymi skarbami nazywała te najstarsze pamiątki - mapy ludzkiej ziemi za czasów, gdy nie wiedzieli o istnieniu Ameryki; bardzo starą, drewnianą kukiełkę, której z jakiegoś powodu marionetkarz nigdy nie zbudził; łatka z cylindra zmarłego już kapelusznika, i inne pomniejsze przedmioty. Nie miały jakiejś specjalnej wartości, a Kylie i tak nie znała się na konserwacji antyków. Nie chodziło jej o to, by stworzyć wyjątkową kolekcję, po prostu lubiła mieć coś, do czego mogła wrócić, co by przypomniało jej o czasach, które ona zapomniała. Coś, jak oblubieniec niecierpliwy, aż do przybycia jego ukochanej. Sarknęła na siebie zniecierpliwiona, iż znowu odpłynęła myślami, i to jeszcze do zakamarków świadomości, której nienawidziła tykać.
    Kiedy udało jej się znaleźć jakieś miejsca odosobnione od świata, zamknięte, bez drzwi i okien, traktowała je, jako schowki na swoje rzeczy. Każdy był oddzielną kapliczką, nigdy nie pozwoliła na chaos; zabawka któregoś z dachowców nigdy, przenigdy nie mogła znaleźć się obok dziwnego urządzenia do manipulowania ruchomymi obrazkami - ludzie nazywali to pilotem. Nie chciała teraz tracić czasu na rozglądanie się, rozrzuciła więc książki wokół siebie, nie dbając, że ich grzbiety się zniszczą, a kartki pomną. Szukała tej jednej konkretnej, ze skórzaną oprawą i nakreślonym prostym krzyżem, o którym ludzie wprost uwielbiali rozprawiać, a nawet toczyć między sobą wojny. W końcu dogrzebała się do niej i przycisnęła mocno do piersi. Odwróciła się zamaszyście i pomyślała o ponurym mieszkanku pisarza, gdy jeszcze się zawahała. Przypomniała sobie o psotnej talii kart, każda z nich zmieniała wciąż i wciąż kolory i figury, kapryśnie, niczym najbardziej rozpieszczona arystokratka. Wyciągnęła je z biustonosza, przyglądała się przez chwilę, aż w końcu pozwoliła im swobodnie uwolnić się z jej palców i upaść na stos książek. Niby nic takiego, ale aż zachłysnęła się tym czynem - po raz pierwszy odważyła się pomieszać przedmioty z różnych światów. Pisarczyk zafascynował ją swoją odwagą, swoją dziwną decyzją. Lunatycy byli łącznikami, ale nic ponad to. Chociaż zawsze będzie kochała Krainę Luster, a nawet Szkarłatną Otchłań, to nie mogła zaprzeczyć, iż ludzie uczynili w swoim świecie cuda, pomimo iż nie posiadali tego piękna, co nadnaturalni. Kto jeszcze to doceni?

    Pomyliła się, nie zasnął w łóżku, ale nad biurkiem. W gruncie rzeczy też wolałaby krzesło i blat od tej syfiastej pościeli. Rozejrzała się wokół, zastanawiając się, które miejsce nadawałoby się na pozostawienie 'przesyłki'. Dopiero po chwili zorientowała się, że do tej pory, gdy widziała uśpionych alkoholem mężczyzn, chrapali niesamowicie głośno, podczas gdy jej pisarczyk nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Ba!, wyprostował się nawet. Z jej gardła dobył się przerażony pisk i w panice zatrzymała czas. Wzięła kilka długich wdechów, cały czas skupiając się na wiszącym na jej szyi zegarku - to jej pomagało utrzymać otoczenie wokół w zastygłej pustce. Nie chciała myśleć, co by było, gdyby ujrzał ją teleportującą się wprost do jego pokoju. Wprawdzie siedział do niej bokiem, mógł coś zauważyć... podniósł się, mógł ją usłyszeć, może nawet specjalnie na nią czekał? Nie była gotowa na konfrontację, nie teraz, nie w taki sposób. Bezwiednie przycisnęła książkę mocniej do siebie, gdyby zdawała sobie z tego sprawę, z pewnością znów byłaby na siebie zła. W końcu jest pewną siebie kobietą, znającą swoją wartość, a jej wartość była niezaprzeczalnie królewska.
    Położyła mu ją przed nosem. Gdy już czas znowu ruszy, dla niego to będzie tak, jakby książka pojawiła mu się znienacka. Książka, która poruszyła miliony, jedyna w swoim rodzaju. Ludzie wciąż o nią walczą, traktują ze świętością, czytają z dziwnie niewinną ekstazą, inspirują się. Może i jego tknie ta magia? W końcu słowa to jego domena, powinien zrozumieć, nawet jeśli to nie jego świat. Równie dobrze może też ją zignorować. Cokolwiek się wydarzy, będzie to jego decyzją. Pani Zegarmistrz tylko patrzy. Nikt nie zaprzeczy, prawda?

    Z początku był nieufny, nie rozumiał, co się dzieje. Trwało to jednak krótko, biblia go pochłonęła. Utonął w świętych słowach, choć nie była pewna, czy traktował je tak samo, jak ci, do których należał świat, z którego wyrwała im religijny skarb. Nie potrafiła rozgryźć, czy szuka tego Najwyższego, czy po to by wielbić, czy wykpić. Czy wierzy, czy wątpi. Słyszała go już krzyczącego wcześniej w nicość, więc może tak naprawdę to nic nie znaczyło, a może właśnie pragnął jakiegoś bóstwa, lecz o żadnym jeszcze nie słyszał. I tak najistotniejsze było jego oddanie niespodziance, którą mu zostawiła. Potraktował jej dar z wyjątkowym zainteresowaniem, a to ją zadowoliło. Pomyślała o ludziach, którzy odkrywszy inne światy, zapragnęli ich dotknąć, przywłaszczyć sobie, zniszczyć, i stworzyć organizacje, by to wszystko osiągnąć. Co może zrobić jeden artysta? Miała wrażenie, że popadał w oparach bezsilności, otaczający go brud był wręcz namaszczeniem jego bezradności i frustracji. Często krzyczał, błąkał się bez pomysłu, złościł i poddawał. Szczególnie ciekawe były jego sny, realniejsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nie odważała się, by towarzyszyć mu w nich za każdym razem - wtedy był taki swobodny, mógłby ją wreszcie złapać. Nie wiedziała dlaczego właściwie od początku unikała z nim bezpośredniego spotkania, ale teraz gratulowała sobie ostrożności. Dzięki temu wpadł w szaleństwo zagadki, wiedziała, że myśli już tylko o przekupieniu weny i tym, gdzie mógłby ją znaleźć.

    W powietrzu unosił się obezwładniający odór alkoholu i cygara. Na swój sposób był słodki, kuszący. Już wyrosła z przekonania o kosztowaniu zakazanych owoców, teraz były tylko przepełnione nieodgadnioną przyjemnością, tak samo dozwolone, jak oglądanie słońca o świcie. Jak zwykle siedział przed biurkiem, jak zwykle bez sił. Patetyczny... a jednak jej dłoń cofnęła się, nim dotknęła jego karku. To ją irytowało. Szybko, nim by się rozmyśliła, objęła go od tyłu, kryjąc wonią gorzkich perfum.
    - Zamknij oczy.
    Nie zaczekała, czy jej posłucha. Przeniosła ich, szybko, bezboleśnie. Do świętego domu, w którym odczytywano fragmenty wyjątkowej księgi. Jego przestronny, pełen przepychu i światła wnętrze w stylu romańskim, łagodne łuki oraz przepięknie malowane ściany napawały spokojem i zachwytem. Z tyłu ołtarza znajdowało się złote retabulum, ogromne i wiekowe, zasłaniające całą tylną ścianę sanktuarium. Blask złota bił w oczy i przytłaczał. Centralna część retabulum przykuwała uwagę; znajdowała się w niej połyskliwa rzeźba ukrzyżowanego Chrystusa z zakrwawionymi dłońmi i stopami, a nad nią postać brodatego Ojca, na którego spływały złociste promienie odchodzące od białej gołębicy. Zawsze bawiło ją to, że jakiś Cyrkowiec mógłby wybudować podobną świątynię i wówczas zaczęłaby się potworna nagonka. A tutaj z kolei, było to miejsce czci, wyspa najczystszego dobra na morzu życiowego brudu.
    - ''Czy nie wiecie, że obecnie życie to podróż? Nie jesteś przecież obywatelem, tylko podróżnikiem.''
    Zapamiętała ten cytat, miała nadzieję, że dobrze robi, że skusi go słowami książki o sile, o jakiej marzył dla swoich dzieł. Pragnęła, by coś stworzył, a jeśli nawet nie, to niech desperacja doprowadzi go do czegoś straszliwego, co będzie mogła potem opowiadać innym, wzbudzając zatrwożenie.
    Takie miała plany, tak patrzyła na innych.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 9