• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Eventy » Śnieżna Pustynia » Chatka świętego Mikołaja
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Melanie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Grudzień 2013, 03:22   Chatka świętego Mikołaja


    Skryta gdzieś w śniegach pustyni, niepozornie wyglądająca chatka, która jednak jest dla podróżników niczym raj na ziemi. Zamieszkuje ją sam święty Mikołaj, który zajmuje się rozdawaniem prezentów grzecznym dzieciom ze wszystkich trzech krain. W środku jest ciepło i przytulnie, chatka bowiem ogrzewana jest za pomocą specjalnego, magicznego drewna. Szczęśliwcy, którym uda się dotrzeć do domku Mikołaja, mogą w niej liczyć na gościnę oraz gorącą czekoladę według przepisu pani Mikołajowej!


    Obudził was dźwięk dzwoneczka. Zazwyczaj nie zwrócilibyście pewnie na niego uwagi i pewnie spali dalej, lecz w tym było coś charakterystycznego... magicznego. Otworzyliście leniwie oczy. Tuż nad waszymi głowami latał sobie mały, ubrany na zielono elf. Miał na głowie czapkę, a do niej przyczepiony dzwoneczek, który był przyczyną waszej pobudki. W ręku trzymał zwinięty w rulonik kawałek kartki. Gdy się przebudziliście do reszty, rozwinął karteczkę i zaczął czytać:
    - Ja, święty Mikołaj, proszę Ciebie [tu wstaw imię] o pomoc. Dostałem okropnych bólów w plecach, przez co nie mogę ruszyć się ze swojego domku w poszukiwaniu potrzebnych składników na zabawki dla dzieci. Dlatego proszę Cię, byś przybył do mego domu na Śnieżnej Pustyni. Tam dowiesz się wszystkiego dokładnie. Podążaj za elfem! Święty Mikołaj.
    Mimowolnie wygrzebaliście się z łóżka i narzuciliście na siebie ciepłe ubrania. Wybieraliście się na Śnieżną Pustynię, sama nazwa wskazywała na to, że wcale tam ciepło nie będzie. Elfik czekał cierpliwie. Gdy byliście gotowi usiadł na waszym ramieniu, wyciągnął z kieszonki swojego kubraczka jakiś proszek i rzucił nim na ziemię. Srebrny pyłek upadł na ziemię, a w tej samej chwili stanęliście wszyscy koło siebie, cała piątka koło siebie. Wokół was panował mróz.
    Elfik uśmiechnął się szeroko i klasnął w ręce, dając w ten sposób znak, że musicie iść za nim. Nie było nawet czasu na rozmowę, ponieważ mała, skrzydlata istotka latała bardzo szybko i jakbyście chociaż na chwilkę się zatrzymali, moglibyście stracić ją z oczu, ale decyzja należała do was. Mogliście ze sobą porozmawiać teraz i całkowicie zignorować elfa, za którym według świętego Mikołaja mieliście podążać, albo iść za nim, co było mądrzejszym rozwiązaniem. Wszystko jednak w waszych rękach. To jest wasza decyzja.

    Info poboczne:

    Czas na odpis: 2.12.2014.
    Od razu narzucam terminy, gdyż chcę, by event skończył się przed Wielkanocą. W razie problemów z odpisem, proszę napisać mi na GG bądź PW, wtedy mogę przedłużyć czas. Osoby, które mnie nie powiadomią, zostaną ominięte w kolejce. Wyrzucać z eventu nie będę, bo i tak jest was mało, ale zaangażowanie i wkład własny w event popłaca. Nagrody czekają!
    Kolejka obojętna w tej turze.
    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 31 Grudzień 2013, 10:31   

    Stanowczo nie był typem osoby, która wstawała o godzinie ustalonej przez innych. Wstawał kiedy chciał, a fakt, że nie zawsze budził się tam, gdzie chciał, był już inną kwestią, raczej nie do poruszenia w rozumie Dumki. I jeszcze to czytanie... Może i uzyskał jakąś przytomność umysłu, ale i tak wydawało mu się, że słowa tego dziwnego stworzenia, które przez krótszą chwilę po przebudzeniu miał ochotę załatwić jakimś mocniejszym kopniakiem, wchodziły jednym uchem i wychodziły drugim, zostawiając co ważniejsze fragmenty w głowie lunatyka. Ból pleców. Dzieci. Prezenty. Domek. Elf. Mikołaj. To... nie brzmiało zbyt dobrze. Ale i tak od dłuższego czasu nie miał zbyt wiele do stracenia, a skoro i tak już został zbudzony, przydałoby się jednak pomóc. Skoro już mamy być dobrzy i uprzejmi... Och.
    Pojawili się inni. Obdarzył ich niezbyt przychylnym spojrzeniem, które zelżało tylko na postaci Evy, którą zdecydował się obdarzyć czymś na wzór baaardzo krzywego uśmiechu. A kiedy już wyglądał na kogoś, kto ma się jej o dziwo przywitać... Odwrócił się od niej na piecie i ruszył za dziwną kreaturą.
    Tylko po cichu licząc na to, że ktokolwiek raczy za nim i za pomocnikiem tego całego Mikołaja podążyć.
    Sonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Styczeń 2014, 18:41   

    Dziewczę zerwało się od razu, gdy tylko usłyszało o tym, że musi pomóc mikołajowi. To taka ważna sprawa, i do tego ona została wybrana! Mikołaj wybrał ją, by pomogła mu! Dziewczynka zaczęła się krzątać po pokoiku, szukając potrzebnych do wyprawy rzeczy. Trzeba się przecież ciepło ubrać, broń na wszelki wypadek wziąć, weźmie też swoją pelerynkę, no bo jak to tak bez niej, na pewno się przyda! Nie była pewna co do kompasu, ale i tak go wzięła, a co, raz się żyje! Wdziała więc płaszczyk, swoje Karminowe Trzewiczki, które po prostu uwielbiała, bo były czerwone, takie świąteczne, i cieplutkie rękawiczki.
    Jak widać, entuzjazm aż promieniował od Sonii. Szybko zebrała się, i nim spostrzegła się, była już na Pustyni.
    Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to to, że oprócz niej znalazło się na pustyni kilka innych osób, których nie znała. Trzech mężczyzn, jedna kobieta... czyżby mikołaj uznał, że jest na tyle dobra, by równać się z nimi? I czy wybrał on tylko 5 najgrzeczniejszych lub najlepszych osób? Dziewczę było jeszcze bardziej radosne przez to, gdyż w organizacji zazwyczaj nie biorą ją na poważnie. Teraz jednak docenił ją sam Święty Mikołaj!
    Jednak patrząc po twarzach zebranych spostrzegła coś dziwnego. Na początku myślała, że ktoś postawił jej lustro, ale gdy zobaczyła charakterystyczne skrzydła, w jej oczach pojawiły się łezki radości. Nie zważając, że stoi tu wiele osób, po prostu pobiegła do swojego lustrzanego odbicia i przytuliła go mocno, rzucając się na niego.
    - Mori, Osłodkijezu, tak za tobą teskiiiłaam!- powiedziała, tuląc się do bliźniaka, jednak wtedy jakby coś kazało jej się odwrócić. Elf, który najwyraźniej miał doprowadzić wszystkich do mikołaja, był już daleko, więc chwyciła brata za rękę, i pociągnęła w stronę elfa, którego, de facto, widziała tylko dzięki podążającej za nim postaci.
    - Szybko, bo nam ucieknie!- i z radosnym śmiechem pobiegła, by dogonić elfika.
    Mori
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Styczeń 2014, 23:07   

    Dzwoneczki, dzwoneczki, dzwoneczki... Ale dlaczego nad uchem? W pierwszym odruchu Mori chciał to coś trzepnąć pierwszą rzeczą, która znalazłaby się w jego ręce, ale że ręka wyciągnięta w przestrzeń natrafiła na ramkę ukochanego zdjęcia to się wstrzymał i uchylił jedno oko. Jakiś skrzat, coś czytał. Coś o Mikołaju...? No, to chyba ktoś zrobił spory błąd. Wcale nie był do tego odpowiednią postacią, do tego biorąc pod uwagę, że zapewne będzie musiał udać się do Krainy Luster... A może spotkam siostrę?
    Ta myśl uderzyła w niego jak piorun. No tak! Skoro mowa o Mikołaju to nie może zabraknąć Sonii, ona po prostu jest stworzona do takich rzeczy. Właśnie dlatego zmusił się do podniesienia z łóżka i szybkiego ogarnięcia się. Ubrał się jak zawsze, włożył kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby, z wyszczególnieniem na przenośny zestaw do badania i pistolety, oraz na Blaszkę Zmartwienia, o której przypomniał sobie dopiero, gdy ujrzał ją koło zdjęcia z siostrą. Tak, wiedział jak to działa i miał zamiar dać jej połówkę Soni, jednak jak do tej pory nie miał ku temu okazji... Właśnie dlatego teraz szybko założył naszyjnik na szyję i uznał, że jest gotowy.
    A jednak coś go zatrzymało. To dziwne stworzenie, które wciąż się na niego gapiło, a swoimi kolorami lekko go irytowało. Takie jaskrawe nie-wiadomo-co. Ale wyglądało na psowate, które po ostatniej wyprawie do Krainy Luster po prostu się do niego przyczepiło i nie chciało odczepić. Nawet zaczął prowadzić nad nim pewne badania, jednak niewiele do tej pory osiągnął, a żal mu było rozkrajać biedne stworzenie bez sprawdzenia jakie ma umiejętności. Jedno było pewne - stworzenie było płci męskiej.
    A teraz bezczelnie gapiło się na Moriego jakby błagając, by je ze sobą zabrał. Chłopak westchnął cicho i dał stworzonku nieme pozwolenie, co zwierzak wykorzystał i chętnie stanął obok nogi swojego pana. Dlaczego niby mnie? Irytująca Kraina Luster, zawsze coś pójdzie nie tak. Ale może Sonii się spodoba...
    Właśnie wtedy elfik (czy jak zwać to cholerstwo) "magicznie" przetransportował go w śnieżne miejsce. Nawet nie zdążył się skrzywić, gdy przywitała go siostra. Co jak co, ale tego się można było spodziewać! To ciepłe powitanie wywołało mimowolny, delikatny uśmiech na twarzy nastolatka, zazwyczaj tak zimnego w obejściu.
    - Też za tobą tęskniłem - odparł tuląc ją do siebie. Jednak chwila przyjemności nie trwała długo, bo został perfidnie pociągnięty przez siostrę przed siebie. Wciąż uśmiechając się pobiegł za nią. Chciał jej wręczyć blaszkę od razu, jednak nie zdążył i wątpił, by zrobił to w biegu.
    Na szczęście nie musiał wołać zwierzaka, by za nim pobiegło. Zrobiło to dobrowolnie i dobrze - Mori nawet nie wiedział, jak by miał je zawołać.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 2 Styczeń 2014, 23:09   

    To, że dzwoneczek zdołał Evę obudzić było już wystarczająco magiczne. Ją, która przesypiała dźwięki zdolne obudzić żywych i innych w promieniu kilkunastu metrów. Dlatego też nawet nie zareagowała w zbyt gwałtowny sposób na to dziwowisko.
    Kto by tam liczył pojedynczą próbę zdjęcia elfa za pomocą jaśka?
    Nawet nie panikowała. Nawet pomimo tego, że już nie wierzyła w Świętego Mikołaja i pomimo, że wierzyła w Krainę Luster. Wstała, wysłuchała odezwy, a później zaczęła kompletować ubrania i ekwipunek - wszak przygoda to przygoda, jakkolwiek nieprawdopodobna by się zdawała.
    Uwierzytelnienie latało za dziewczyną po całym pokoju, pobrzękując czapeczką.

    Kursując między kątami pokoju potknęła się ze dwa razy o kij od stracha na wróble, opartego w poprzek pomieszczenia - metraż był spory, ale nie pomieści przecież trzymetrowego drąga na sztorc - zaklęła szpetnie i jeszcze raz powiedziała, że tym razem on zostaje w mieszkaniu.
    Bo wic był taki, że rzeczony kijek z postacią na szczycie był żywy. No, coś w ten deseń. Ożywiony był na pewno. Żadna rzecz na sprężynkę tak nie kica. No i przyplątał się na własne życzenie Evy podczas jednej z jej dzikich wypraw.
    Stał tam sobie sam, w szczerym polu, nie mając jak czegokolwiek chronić i pomyślała, że są podobni. Podeszła, poprawiła przekrzywione łaszki zapominając, że to jest Kraina Luster. No i ku przerażeniu dziewczyny odwrócił głowę i jak nie zacznie gorączkowo skakać na tym swoim kijku! A potem to już tylko za nią lazł.
    Było się nie wyrywać z tą pomocą. Choć najwięcej zabawy i tak mieli oboje przy upychaniu stracha do windy.

    Puchowa kurtka i ciepłe narciarskie buty - zbyt dawno temu była na nartach! - oraz poręczny plecak. Do środka wrzuciła dodatkową parę rękawiczek, pusty termos, kieszonkowy kompas, krem do rąk, jeszcze jeden sweter i kilka batonów zbożowych. Ponadto skoroszyt i kilka długopisów. Coś przeczuwała, że dokumenty nie odegrałyby znaczącej roli. Po kieszeniach puchówki upchnęła zaś telefon, puzderko z balsamem do ust, nóż sprężynowy i dwa opakowania zapałek. A nuż, widelec coś się przyda.
    Okręciła się parę razy dookoła, jakby to miało pomóc w zdecydowaniu, czy czegoś nie zapomniała - czego nie znosiła. Chyba tyle. Zasunęła kurtkę, założyła plecak i po pożegnalnym uśmiechu w kierunku Stracha na Wróble - nie miała najbledszego pojęcia co to za rodzaj stworzenia, ale imię przecież musi mieć - oraz w kierunku Meleficent podeszła do elfa.
    Co teraz? - spytała spojrzeniem.

    Okazało się, że cuda.
    Stworzonko cisnęło jakimś proszkiem, okręcili się jak fryga i nagle faktycznie znaleźli na samiusieńkim środku pustyni. Śnieżnej pustyni, bez żadnych wątpliwości, bo od tej wszechobecnej bieli szło oślepnąć.
    Spostrzegając, że nie jest tu całkiem sama, odetchnęła z ulgą - przygoda przygodą, ale Iskierka była z rodzaju głupio odważnych, nie całkiem bezmyślnych. Powiodła spojrzeniem po twarzach, zaskoczeniem odnotowując, ze nie wszystkie są nieznajome.
    - To Ty! - sapnęła ze zdumieniem, prawie równocześnie z krzywawym uśmiechem mężczyzny. Ten z kolei otworzył usta... i ruszył za elfem.

    Krzywy uśmiech powszechne znaczenie posiadał raczej jednakie: lekceważenie, zbywanie albo po prostu strojenie sobie z kogoś żartów. Lub rzeczy w ten deseń i tak właśnie dziewczyna tłumaczyła sobie mimikę mężczyzny, nie zastanawiając się głębiej.
    Oniemiała - jak zwykle przy nim - mimowolnie, choć natychmiast podążyła za szarowłosym. Raz, że nogi miała krótsze od średniej unijnej, dwa, że zwłoka w czasie zwiększała odległość od elfa, a trzeba wiedzieć, że orientacja w terenie nie była wrodzonym talentem Evy, a trzy - nie chciała stracić jasnowłosego z oczu, bo musiała coś wymyślić i mu nagadać.
    Żałuję, że wczoraj tyle się złościłam. Dziś rano wymyśliłam znacznie lepsze obelgi, czy nie tak się mówi?

    Jednak w trakcie gniewnego marszu przez śnieg - uspokój się, wyluzuj. kto widział tak się złościć z powodu jednej i tej samej osoby? - uświadomiła sobie jak rzadko zielonooki (nie)znajomy - Duma. prawdopodobnie ma na imię Duma. przyswój. - się uśmiecha. Jakkolwiek.
    I choć nie znała go za dobrze, w tym momencie przypuszczała, że któreś z nich ten uśmiech drogo kosztował.
    Szła dalej.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Pan Dracy
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Styczeń 2014, 11:49   

    Zasada jest jedna, ta sama, nieprzeobrażona przez ugryzienie swoistego wampirka – czasu. Śpiący, lecz nadal nieśniący z przyczyn od niego niezależnych Pan to Pan wkurwiony. Mocno poruszony takim obrotem sprawy, zadecydowałem nie jednogłośnie (choć w referendum brałem udział tylko ja i moje ego, które koniec końców powinno mi podlegać), że należy temu zjawisku natychmiast zaradzić…


    Parę chwil wcześniej; w stęchłej dziupli dla szczurów jemu podobnych.

    Uporczywy alarm zamiast łagodnie kołysać marzenia senne Siewcy jedynie nacierał na nie, w zaparte, zresztą słusznie, sądząc, że cała morfeuszowa elewacja może dzięki temu runąć. Początkowo nasz gbur zakwalifikował niezidentyfikowany odgłos do części składowej majaku, co z niepokojącą regularnością najpierw pociągał za jego powieki aż do całkowitego ich zamknięcia, po czym wywijał groteskowymi kształtami na czerni ocznej sceny pogrążonej w fazie rem. I byłaby to koncepcja idealna, pasująca do myślowej wyrwy niczym ostatni puzzel celnie pokierowany dłonią na swoje miejsce, gdyby nie jeden szczegół stroszący brwi na każdy ze wspomnianych farmazonów. Przykryte sennością, jak asfalt szadzią, oczy barwy jadowitego cyjanu wreszcie raczyły się otworzyć. Dwa biało-błękitne giganty zdawały się oddawać hołd bezsenności (nie jednak bezczynnej i tępej, charakterystycznej dla cierpiących na depresję mazgai, a pełnej wzniosłych idei), bo w ich bliskim sąsiedztwie zamieszkały pokaźne ciemne wory sięgające niemal kości policzkowych. Podobne do ostrza wykonanego z chirurgicznej stali skalpela spojrzenie, weszło gładko w kołujący nad głową obiekt, jaki – o ironio słodkiego losu – cały przybrany był znienawidzonym od dziecka zielonym kolorem.
    - Ty mała, niedorobiona, zzieleniała z zazdrości, pokraczna klucho. Ja już Cię nauczę szacunku dla cudzej przestrzeni…
    Nastąpiła ekspresowa rehabilitacja palców to zginanych, to znów krzyżujących się bezładnie. Miała ona na celu dorwanie jegomościa w kubraku i późniejsze przerobienie go na niedającą się do spożycia nawet dla wszystkożernych świń paszę. Nierozsądnie dawać kuksańce powietrzu, nawet jeśli ma to ścisły związek z dorwaniem brzęczącego gnoma. Niektórzy, jak na przykład ci ze zbiorowiska czterech przypadkowych osób, mogą wziąć to za objaw zdurnienia. Do białego kaftana jeden krok, jeden jedyny krok nic więcej…

    Teraz; na pustkowiu, gdzie gwiżdże arktyczny wiatr.

    Co ciekawsze Wirtuoz nie był w ciemnoszarych slipach, których to gumka apetycznie wżynałaby się powyżej bioder, chociaż potratowana surrealistycznym porankiem świadomość nie wspominała w bujanym fotelu momentu przebrania się. Mało tego, nie wspominała tej chwili w ogóle. Chlaj więcej, łajzo, a dendryty z pewnością rozpoczną współpracę, wymamrotał zdrowy rozsądek przez zaaplikowaną mu na mordę taśmę. Grunt, iż Pan Dracy w podbitym owczym futrem czarnym kożuchu oraz wysokich buciorach, jednak bez rękawic, zawistnie spoglądał na znacznie lepiej wyrychtowanych kompanów. Wykończona grymasem naburmuszenia, dyskretnie podminowanego wyższością twarz niknęła... Niknęła nieomal w całości dzięki imponującym rozmiarom kaptura godnego stu pieruńskich Hunów.
    Bez przekonania ruszył na szarym końcu mikrego orszaku przeróżnych doborowych osobistości, a to z co najmniej dwóch istotnych dla egocentryka powodów. Po pierwsze, by mieć wzgląd na niezły tyłek rudowłosej, a po drugie, aby wszelakie tałatajstwa czyhające niewątpliwie na nich podczas eskapady zgarnęli „misjonarze” kroczący na przodzie.
    Ejże ho, stary koniu wio!
    Melanie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Styczeń 2014, 23:02   

    Piątka wybrańców ruszyła za elfem, który nadał dość szybkie tempo. Jednakże to było dla dobra naszych bohaterów, nie chciał by ktokolwiek się przeziębił! Wiedział, że tutejsze rejony nie należą do przyjaznych, jeżeli chodzi o warunki klimatyczne, no i chciał im też oszczędzić spotkania z NIM, który ostatnio się tutaj szwendał. Im szybciej dotrą do chatki Świętego Mikołaja, tym lepiej dla nich samych, ponieważ odbędzie się bez zbędnych obrażeń i to już na samym początku ich arcyważnej misji! Tak naprawdę to od nich zależało, czy dzieci ze wszystkich trzech krain dostaną prezenty pod choinkę. Jak zawiodą, to święta po prostu się nie odbędą i tyle!
    Na horyzoncie pojawiła się nagle szara smuga, będąca najprawdopodobniej dymem. Można więc było się domyślić, że chatka Mikołaja była niedaleko. Elfik jeszcze bardziej przyśpieszył. Mu zimno też powoli doskwierało i miał wielką ochotę napić się kakao a'la Pani Mikołajowa, która była mistrzynią w tym fachu.
    Po chwili zamiast samego dymu, piątka wybrańców ujrzała również zarys chatki, która wyglądała dość niepozornie.
    Nagle na drodze naszych bohaterów stanął... renifer. Elfik uśmiechnął się szeroko, widząc znajomą mordkę. Teraz mieli chociaż porządną ochronę gdyby ON się zjawił. Rudolf już poradził sobie z nim nie raz, więc mogli się czuć bezpieczni.
    - Pośpieszcie się, Mikołaj już się niecierpliwi!- Przemówił ludzkim głosem renifer i pobiegł szybko w stronę chatki.
    Po pięciu minutach piątka istot z obu stron lustra stanęła na przeciwko drzwi wejściowych chatki. Elfik zapukał w drzwi, które po chwili same się otworzyły. Gestem ręki zaprosił ich do środka. Zaprowadził bohaterów do salonu, a wcześniej inny skrzat, za pomocą magii, zdjął z gości ich wierzchnie odzienie i powiesił na wieszakach w kształcie cukrowych lasek.
    - Ho! Ho! Ho!- rozbrzmiał nagle czyiś głos.- Witam wybranków w moich skromnych progach!
    Nagle pojawiła się postać Świętego Mikołaja we własnej osobie. Miał na sobie jasnobeżowe kalesony, grube, wełniane skarpety oraz ciepły sweter we świąteczny wzorek, dziergany oczywiście przez Panią Mikołajową. Mikołaj miał też długą, siwą brodę, na na nosie szkiełka.
    - Proszę, usiądźcie!- Wskazał ręką na kanapę.- Moja żona zaraz przyniesie wam gorące kakao. Nie przyjmuje odmowy! Musicie się rozgrzać.- Uśmiechnął się szeroko.
    W chatce pachniało piernikami i czekoladą. Ogólnie panowała bardzo miła atmosfera. Kominek się palił, dając w ten sposób ciepło, które teraz było potrzebne. Nasi bohaterowie podczas marszu zmarzli niemalże na kość!

    Czas na odpis: 6.01.2014

    Sonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Styczeń 2014, 14:03   

    Dziewczę szło dziarsko przez zaspy, robią sobie zabawę z przeskakiwania tych większych. Było jej troszkę zimno, ale była dobrze ubrana. Do tego rozpierała ją taka energia, że aż była chodzącym kaloryferem.
    Ciągnąc brata za rękę, by się nie zgubił w zaspach, szła szybko. Bała się, że on jest nie ubrany zbyt dobrze! Co by zrobiła, gdyby ten się przeziębił? Zerknęła na niego- wydawało się, że był ubrany tak, jak zawsze! Żadnego grubego płaszcza, nawet rękawiczek! O nie- pomyślała. Tak nie będzie.
    Musiała się skupić, ale przez silny wiatr nie było to takie łatwe. Czapka, szalik, rękawiczki. Czarne- pomyślała, a wtedy za pomocą jej baśniopisarskich umiejętności, przedmioty znalazły się na Morim. Uśmiechnęła się więc promiennie, i ruszyła dalej. Miała tylko nadzieję, że nie znikną zanim dotrą do Mikołaja.
    Gdy zobaczyła uroczą chatkę na horyzoncie, aż jej serduszko zaczęło bić szybciej. Z ekscytacji, a może ze zmęczenia? Nie wiedziała, ale uznała że powodem jest to pierwsze. Tym bardziej więc przyśpieszyła, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domku Mikołaja.
    Spojrzała na brata z uśmiechem, mocniej ściskając jego dłoń. To, ze spotkali się teraz było jeszcze bardziej ekscytujące niż sama wyprawa. Miała mu tyle do opowiedzenia, on pewnie jej też! Tak dawno się przecież nie widzieli.
    O, czy to renifer?
    Sonia od urodzenia żyła w Krainie luster, więc nie powinno jej to zdziwić. Ale przecież to renifer. Gadający. Gadający renifer. Aż chciała go przytulić, ale ten pognał do chatki.
    No w końcu mieli priorytety. I choć jej myśli z ekscytacji przebiegały przez jej głowę trochę chaotycznie, to wiedziała, że za chwilkę pewnie będzie musiała pewnie się uspokoić.
    Nawet nie spostrzegła, jak znaleźli się przed drzwiami chatki, bo myśli zaprzątnął jej monolog o priorytetach. Już na wejściu poczuła przyjemne ciepełko, i uderzający do nozdrzy zapach pierników i czekolady. Aż jej zaburczało w brzuchu, w końcu nie zjadła śniadania!
    Poczuła, że jej ubranie samo z niej schodzi. Przestraszyła się troszkę, ale potem zobaczyła, że zawisły one na wieszaku, więc uznała, że nie ma co panikować. A potem zjawił się gwóźdź programu: sam święty! Sonia musiała przyznać, że wyglądał dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała. Miły staruszek w okularach. Tak, dokładnie.
    Korzystając z jego zaproszenia, oraz podążając za elfem, oczywiście nadal ciągnąc brata, usiadła na kanapie w salonie. Nie dopuszczała do siebie możliwości, żeby jej brat usiadł gdzie indziej!
    I dopiero wtedy zobaczyła, że jej brat ma towarzysza! I to jakiego pięknego, kolorowego Reyuina. Od razu, gdy usiadł przy swoim panie, czyli w nogach Moriego, korzystając z okazji, przytuliła zwierzątko.
    - Jakii ty jeśteś piiikny~~ -powiedziała, ale jej słowa zniekształciły się troszkę, przez przeciśnięcie policzka do psa. Spojrzała na brata. Była ciekawa, czy wie, czym jest to zwierzątko, i jakie ma zdolności.
    - Mori, skąd masz Reyuina? Jest taaki słooodkii~~ - powiedziała, głaskając nowe zwierzątko brata. Znów spojrzała na zwierzątko - Masz jakieś imię, kochany?
    Wtedy piesek, jakby ją rozumiejąc, pokręcił głową.
    - Ty to wyglądasz mi na takiego rasowego Pimpusia, ale ja już widzę, jak cię Mori woła ,,Pimpuś, gdzie jesteś''... - powiedziała, ze śmiechem patrząc na brata. - Więc może... -pomyślała chwilkę- Brutus? Może być? - zapytała się bardziej brata niż psa. Wiedziała, że nie nadał mu imienia. On pewnie nie zaprzątał sobie takimi rzeczami głowy.
    Dała trochę spokoju psu, w końcu pewnie był zmęczony drogą przez zaspy. Usiadła wygodnie koło brata. Po jego wzroku zauważyła, że chyba nie wie za dużo o tym stworzeniu. Dziewczę westchnęło.
    - Reyuiny to niesamowicie przyjazne i towarzyskie stworzenia. Wiesz, podobno zostały stworzone przez baśniopisarzy, dlatego może wybrał ciebie...i wiesz, mają niesamowite zdolności. Ten tu mały szkrab umie przewidywać zamiary i rozróżniać kłamstwa od prawdy. Wtedy zazwyczaj szczeka, by ostrzec swojego pana! Dbaj więc o niego, na pewno ci się przyda - opowiedziała Sonia, i potem znów się zaśmiała. -Ale teraz opowiadaj, co tam u ciebie, póki nie ma Mikołaja!




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 5 Styczeń 2014, 12:10   

    Tempo, tempo, tempo!
    Parsknęła pod nosem, zirytowana szybkim marszem. To z pewnością nie to samo, co przedzieranie się przez prawdziwe wydmy - nienawidziła zapadania się w piasku do tego stopnia, że nie była pewna, czy woda wynagradza wysiłek - alei tak dokuczało. Podziwiała tego, kto za jej plecami jeszcze radośnie sobie przez śnieg skakał.
    Był wczesny ranek, a ona była bez śniadania - Iskierkowego śniadania, nie tych dwóch kanapeczek, które ludzie nazywają porannym posiłkiem - i bez kawy. Nie możesz winić dziewczyny.

    Co jakiś czas podnosząc głowę zza ciepłego szalika spoglądała na plecy mężczyzny. Próbowała nie myśleć nic. Po trosze, było jej trochę wstyd za ich pierwsze i ostatnie spotkanie.
    Gdy zobaczyli - w każdym razie, gdy ona zobaczyła - dym i później już kontury chatki, uśmiechnęła się z ulgą, ze może wreszcie dostaną coś jeść. Wszak to dom Mikołaja.
    Dom Mikołaja. Biegun Północny? Laponia? Strasznie dużo tu domniemanych (nie)wiadomych. A nadal nie negowała tego, co się działo, choć na zdrowy chłopski rozum dziur w tej logice było co niemiara. Chyba ten chłód zmroził jej rozum. Zaraz pewnie pojawi się...
    Renifer. Kto by przypuszczał.
    Zachichotała cicho, tak jakoś cynicznie. Dźwięk mimowolnie przybrał na sile, gdy zwierzę przemówiło ludzkim głosem. Bajko, trwaj!
    Niecierpliwi się. Było nas przenieść gdzieś bliżej.
    Tempo, tempo, tempo!
    Oszaleć idzie.

    Pomimo tego całego marudzenia w myślach, sama atmosfera małego domku bardzo jej się podobała. Z powodu tylu korzennych zapachów przypominały się same te święta Bożego Narodzenia, gdy jeszcze byli wszyscy razem. Nawet wspomnienia w takim otoczeniu zabolały tylko trochę.
    Gdy poczuła, że czapka sama zsuwa się z jej głowy, a komin i kurtka robią to samo na własna rękę - nieco się przestraszyła. Gdy jednak popłynęły ku klimatycznym wieszakom, a dodatkowo Eva zobaczyła, że to samo dzieje się z towarzyszami, odprężyła się.

    Gdy nagle nadszedł Święty Mikołaj, była równocześnie zadowolona i zawiedziona.
    Z jednej strony był taki jakiego go sobie wyobrażały tysiące dzieci, więc nie przeżyła zbytniej traumy kogoś, kogo pozbawiono złudzeń dzieciństwa. Jednak... kalesony? Kalesony? Eva była z tych, dla których kalesony znaczą kalesony, a getry getry - i żadnego nie nosi się wystawionego na widok publiczny.

    Ruszyła spokojnie wgłąb salonu, jednak na kanapie pierwsze było rodzeństwo - a przynajmniej tak podejrzewała, tak podobni byli. Może nawet bliźnięta.
    Dziewczynka zaczęła gorączkowo mówić, zachwycając się psem... Psem?
    Przystanęła na chwilę, chcąc przyjrzeć się temu wielobarwnemu zjawisku. Nawet nie zauważyła, że prócz ich piątki i elfa podążał za nimi ktoś jeszcze. Uśmiechnęła się do siebie - powinna być bardziej uważna i ostrożna, ale zwierzę było naprawdę piękne.

    Usiadła z drugiej strony kanapy - dość długiej zresztą, jeśli miała pomieścić ich piątkę, chyba że były jeszcze inne sprzęty - by nie przeszkadzać rodzeństwu. Wyglądali, jakby się dawno nie widzieli.
    Ciężko westchnęła.

    Zgarnęła włosy o zmarzniętych od oddechu, a teraz wilgotnych końcówkach na ramiona, równo po połówce i zaczęła rozcierać skostniałe dłonie. Kakao jest świetnym pomysłem, choć zastanawiała się, czy nietaktem było by poproszenie o dodanie do niego drobiny rozpuszczalnej kawy albo imbiru. Potrzebowała czegoś na rozbudzenie, inaczej zaraz bez problemu zaśnie na siedząco na tej kanapie. Spojrzenie zza ciężkich powiek przelotnie spoczęło na Dumie, gdziekolwiek usiadł.
    No, chyba, że zielonooki postanowi się odezwać. Wtedy nie będzie potrzebowała już niczego na podniesienie ciśnienia.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Duma
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Styczeń 2014, 16:15   

    Szybko odnalazł rytm, wedle którego należało się posuwać do przodu, za skrzatem, czy tam elfem, przez co wreszcie mógł rozpatrzeć wszelkie za i przeciw tej wyprawy, jak i jego uczestnictwa w niej - a chociaż w rozrachunku wychodziło więcej minusów niż plusów, dalej nie mógł zdecydować się na odwrót. Ni to przez ciekawość, która dorównując sile grawitacji ciągnęła go w kierunku chatki Mikołaja, ni to przez towarzyszów, którzy wydawali się równie interesujący, co sam zwariowany pomysł wyruszenia w podróż za zielony stworkiem, który prowadził go do chatki osoby, w którą zdaje się nie wierzył od siódmego roku życia. Czarnowłose rodzeństwo z dziwacznymi białymi paskami wybijającymi się ponad głęboki koloryt czerni (zły fryzjer, czy złe wyczucie smaku?), jakiś olbrzym aspirujący o pozycję dresa na podmiejskim osiedlu, no i dziewczyna w spodniach narciarskich (przynajmniej dobrze, że nie w butach do zestawu) i wypchanym plecakiem. A Duma...? Skończyło się na karceniu samego siebie za ciągłe rozpatrywanie "toty" Evy.
    Ulga na widok chaty wynikła właśnie z tego, że wreszcie mógł do reszty pozbyć się tej myśli. I chociaż na początku w to wątpił, gadający renifer pomógł Dumie już do reszty oczyścić umysł z wszelkich niepożądanych skrawków pomyślunku, między innymi rozpatrujących, jak blisko temperaturze na zewnątrz blisko jest zeru absolutnemu. Zbyt blisko. Albo trzeba było się cieplej ubrać. No dobrze, dobrze... ale teraz się zainteresuj czymś innym - pamiętaj. Tyyylko zaciekawienie.
    Które i tak nie pozwoliło mu się nudzić przez następny czas - podziwianie najpierw chatki, potem wieszaków, potem zobaczenie na własne oczy celebryty, któremu nie dorastała do pięt żadna sławna postać ze współczesnych żurnali, wyjątkowo wywołała na ustach Dumy kolejny niemrawy uśmiech, który szybko zniknął, kiedy przyszło mu wybrać miejsce. Z udawanym krytycyzmem udał się spojrzeniem na wycieczkę, starannie omijając miejsce obok Iskry, które koniec końców i tak zajął. Obrzucił spojrzeniem psa, na którego temat tak rozpiszczała się baśniopisarka, zawrócił spojrzeniem ponownie o Mikołaja, przytakując lekko na jego propozycję, kładąc lodowate dłonie na kolanach - znowu, za cienkie rękawiczki. Czas wymienić swój ekwipunek i przyzwyczaić się do bardziej surowych zim. Już nie jesteś u siebie. A skoro nie jest już u siebie...
    Znowu spojrzenie na rudowłosą.
    - Witaj, Evo - zabrzmiało to tak oficjalnie, że aż śmiesznie... ponownie zezując na miejsce, które roboczo nazwała Miejscem, W Którym Na Pewno Jej Nie Ma. Ściana. Sufit. Kominek. Kalesony Mikołaja... gwałtowny zwrot na sweter i brodę. I jeszcze ten rozpraszający zapach. O ile za czekoladą przepadał, o tyle od pierników go mdliło. Ten świąteczny klimat.
    No cóż.
    Mori
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Styczeń 2014, 21:42   

    Nie, nie to żeby było mu zimno. Po prostu mróz dawał mu się lekko we znaki. Na szczęście szybkość poruszania się sprawiała, że tego tak nie odczuwał. Ale co by to się stało, gdyby jego siostra nie wpadła na pomysł wytworzenia mu czapki, szalika i rękawiczek? Zapewne świat by eksplodował od za małej ilości dobroci i empatii. Raczej było mu obojętne, że to zrobiła, jednak odrobinka ciepła osiadła mu przez to na sercu. Tak, dobrze mieć siostrę bliźniaczkę.
    Wciąż przedzierając się przez zaspy prawie zapomniał o zwierzaku, lecz ten jakby na złość skakał sobie przez zaspy dość radośnie. Do tego był tak cholernie kolorowy, że nie dało się go nie zauważyć. No cóż, właśnie przez obserwowanie, z dość dziwną miną, stworzenia Mori nie zauważył chatki na horyzoncie. Dopiero gdy siostra ścisnęła mu dłoń spojrzał na nią i uśmiechnął się delikatnie (co wyglądało po prostu dziwnie), po czym kątem oka zauważył domek. Nie przejął się zbytnio, jednak istniała nadzieja, że gdy tam wejdą będzie mógł porozmawiać z siostrą i dać jej blaszkę.
    ...nie, poważnie? Renifer? Gadający renifer? No tak, przecież to jest ten typowy, bardzo stereotypowy Święty Mikołaj, którego sanie są zaprzęgnięte w ileś tam głupawych reniferów i jednego ze świecącym nochalem. Mina mu zrzedła, gdy stwierdził, że to faktycznie to głupawe zwierze. Jedynym z niego pożytkiem byłoby zbadanie go. A najlepiej pocięcie w plasterki i zrobienie szynki, tudzież jakiejś kiełbasy, czy innej pieczeni... Z tego wszystkiego przypomniał sobie książkę, którą kiedyś czytał. Nie pamiętał już dokładnie, jak to było, ale zdaje się, że tam nie było Świętego Mikołaja tylko Wiedźmikołaj, który do swych sani zaprzęgał smoki, i był dość przerażający. Szczególnie, gdy udawał go Śmierć. Tak, taka postać byłaby o wiele lepsza, niż jakiś tam grubas z brodą.
    W końcu dotarli do chatki. Trochę już zziębnięty Mori wszedł do niej spokojnie, udając, że nic mu nie jest, lecz zwierzak wpadł do domku jak burza, otrzepał się z śniegu i zaczął wszystko obwąchiwać. Później coś zabrało mu czapkę i szalik, i chciało też zabrać garnitur, ale się nie dał! Warknął na stworzenia i strzepnął je, pozwalając tylko by zabrały jeszcze rękawiczki.
    Mikołaj. "Miły staruszek w okularach", co Soniu? pomyślał sobie patrząc na mężczyznę. Nie pomylił się, był to właśnie taki typowy, bardzo typowy Święty Mikołaj. Eh, już lepszy by był jakiś Dziadek Mróz, czy inny taki, ale nie, Kraina Luster zafundowała im stereotypowego dziadka... Dziadka w kalesonach. Kalesonach? Kalesonach. Mori ostatkiem sił powstrzymał się, by na ten widok nie uderzyć otwartą dłonią w czoło, co spowodowałoby dość donośny dźwięk plaśnięcia. Na szczęście nie zdążył.
    Siostra pociągnęła go za sobą do salonu, gdzie został w słodki sposób zmuszony bu usiąść koło niej na sofie. Rozejrzał się po pokoju, nie okazując zbytnio zaciekawienie, gdy jego siostra maltretowała psowate stworzenie. Tak, zmęczyć go, to może będzie się mniej rzucać. Tylko dlaczego ona wie, jak to stworzenie się nazywa? No fajnie, to chyba pierwszy raz, gdzie jego siostra wie więcej od niego. To gdzie jest ten kalendarz?
    - Przyplątał się do mnie, jak ostatnio byłem w Krainie Luster i nie udało mi się go do tej pory pozbyć - mruknął półgłosem w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Niezbyt mu się podobało, że jego siostra gada tak głośno, jednak nic nie powiedział, skrzywił się tylko, gdy usłyszał za pierwszym razem "Pimpuś", jednak na szczęście siostra nie zamierzała tak nazwać zwierzaka. Na Brutusa tylko pokiwał głową. Imię dobre, nie wybitne, ale nie złe. Będzie.
    A później dziewczyna dała mu wykład na temat rasy stworzenia. Tak, ten dzień na prawdę trzeba zapisać w kalendarzu! Patrzył na nią dość oszołomiony, nie potrafiąc w to uwierzyć. Jednak już po chwili sobie przypomniał, że pod tą przykrywką słodyczy kryje się całkiem niezła alchemiczka, potrafiąca wytworzyć nie tylko lekarstwa, ale też potężne trucizny. W jej towarzystwie łatwo było zapomnieć, do czego jest zdolna.
    No ta, co u niego? Przemyślał szybko sprawę, po czym włożył rękę pod garnitur i wyciągną niezwykłą Blaszkę Zmartwienie. Zdjął naszyjnik z szyi, rozpiął go i zdjął cząstkę serduszka. Następnie przeszukał mniejszą kieszonkę w swojej torbie i wyjął to, co poszukiwał - inny naszyjnik. Nałożył na niego połówkę serduszka, po czym pokazał siostrze, że chce go jej zapiąć na szyi. Gdy ta już mu dała zrobił to, zawiesił na powrót swoją część na szyi i powiedział cichym głosem, by tylko ona usłyszała:
    - To jest Blaszka Zmartwienia, dzięki niej zawsze, do póki będziemy je nosić, będziemy wiedzieć co się dzieje z tym drugim, jak jesteśmy od siebie daleko, gdzie dokładnie, oraz będziemy znać emocje. Mam nadzieję, że ci się podoba. - A na sam koniec uśmiechnął się. Tylko dla siostry, szczerym, miłym uśmiechem, dla jedynej osoby, której ufał, choć wiedział, że nie powinien. Cóż, mówi się trudno, jedno jest pewne - siostra jest dla niego ważniejsza niż jaka kolwiek organizacja.
    Pan Dracy
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Styczeń 2014, 22:15   

    Sztuczki pozostawiłem w domu. A tytuł magika wyjątkowo pasował do gości w kapeluszu. A nie do gburów.

    Czarny banita lazł wytrwale za zgrają w bardzo jasnym, klarownym celu - napytać sobie biedy. Inną zbrodniarką łańcucha przyczynowo skutkowego bez wątpienia była nuda, która przemieniała się pod jego stopami w skwierczącą, bulgocącą zawiesinę pochłaniającą go bez reszty. I jakby tego było mało, o włos nie nabawił się Christensen kontuzji szczęki - tak często rozdziawianej od notorycznego, bezwstydnego ziewania podczas sielankowych podróży między światami. Wróćmy jednak do chwil obecnych, bo tam też powinien wojować zbyt skory do wodolejstwa, mierny narrator...
    Zapalone od podniecenia gigantyczne oczyska spozierały niecierpliwie przed siebie, bo warto jeszcze w tym ustępie nadmienić, że tego typu szumowiny mają w zwyczaju epatować nie tak częstą w świecie zła beznamiętnością, a właśnie nadpobudliwością. Dla dopełnienia całokształtu na podszczypniętym mrozem licu błąkał się psychopatyczny uśmiech – swoisty atrybut Cienia, w rzeczy samej nie mający wiele wspólnego z czymś zadowalającym, ani z czymś dodającym otuchy, ani tym bardziej z czymś dobrym. Nie czuł najmniejszej potrzeby zwerbowania sobie kilku bliższych towarzyszy wyprawy. Takich druhów, jacy mogliby na przykład wykazać większą przydatność (jak kto woli zwyczajną przychylność Godnemu) podczas trwania tej całej świątecznej szopki. Za to jako wspaniały pogromca niezbyt skomplikowanych rachunków, Dracy zdołał wydedukować, że tylko on jeden tak naprawdę został wyalienowany. Potworzone na podstawie zróżnicowanych czynników pary, do bólu przypominały te, w jakich ludzkie przedszkolaki zwykły podróżować, obnażając światu urocze dołeczki w roześmianych policzkach. Gabe, tak mi przykro, zaczęła go pocieszać niezawodna jaźń. Zbytecznie. Nasz bałwan był bowiem święcie przekonany o wyższości interesów własnych nad zawodnymi, jak się okazuje bacząc na płynące po ścianach mózgi samobójców, bratnimi duszyczkami. Zresztą, nie sposób zapomnieć o łysiejącym kompanie Starku, który na pewno czyhał w pobliskim burdelu zatapiając nieskutecznie smród oddechu najczystszą wódką. Na pewno? Na pewno czyhał…? Pudło.
    A co z misjami? Miały to do siebie, że zrzeszały żądnych przygód i takich, co to lewitowali w powietrzu od pokładów drzemiącej weń werwy. On kompletnie nie odpowiadał powyższemu, łamiąc, ot tak dla samego siebie i zasady, każdemu miniaturowemu stwierdzeniu kark. Przygody? Narażały na uszczerbki świetne zdrowie Syna Kruków, a skoro ten ganiał jak opętany za nieśmiertelnością, wysoce naganne byłoby narażanie jego szacownej skóry na cokolwiek niebezpiecznego. Lewitacja? Nogi bez przerwy brodziły w śniegowych zaspach, zamiast śladów po sprężystych krokach znaczyły biały puch pociągłą krechą ołowianych kończyn. Biadolenie, biadolenie. Był przecież inteligentem na miarę kurewskich fizyków, astronautów i mikrobiologów! A teraz, o ile mężczyzny nie zwodziły umęczone jednostajnością zimowego krajobrazu oczy, miał przed sobą stworzenie z łbem przekutym dwoma rogami, jakie wbrew śmiałym przypuszczeniom Gabe`a rozwinęło umiejętności poligloty i potrafiło wydawać z siebie artykułowane, człowiecze dźwięki.
    Już przy radosnym trzaskaniu kominkowych płomieni, Pan Dracy z konsternacją zapatrzył się na rozognione subpolarnym mrozem ręce. W cichej modlitwie do patronki gnid oraz mend jego pokroju żądał przy tym, żeby intensywnie czerwone palce nie podejmowały się jednak separacji z bezużyteczną bez „cudownej piątki” dłonią. Chwilę po zakończeniu swojego przejmującego dialogu z nicością, ufający tylko sobie prostak postanowił przemilczeć kwestię znikającego odzienia (to przecież niewyobrażalne, aby owcze futro, jednak bez kopyt beczącego roślinożercy, ot tak ześlizgnęło się z czcigodnego jegomościa). Następnie, zrujnowawszy kompletnie netykiety przyzwoitego zachowywania się będąc u kogoś w gościach, chciwą łapą zerwał z aż mdłego od tych wszystkich rozstawionych dookoła słodkości wieszaka swój kożuch.
    - Do rzeczy, stary. – powiedział dobitnie Wirtuoz, oczywiście równocześnie z głuchym brzękiem przewracającego się właśnie cukierkowego stojaka.
    Jak zwykle. Przedstawienie w dobrym tonie.
    Przycisnął tkaninowe zawiniątko do siebie, darując towarzystwu przepraszający, aczkolwiek podszyty zawadiackością półuśmiech. Spojrzenie zaś celowało precyzyjnie w postać Świętego, ale na pewno nie świętszego od Siewcy, i nic nie wskazywało na to, aby w przeciągu następnych godzin świetlnych coś miało ulec zmianie.
    Melanie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Styczeń 2014, 22:27   

    Wszyscy się rozgościli. Święty Mikołaj obserwował wszystkich. Znał każdego po imieniu, obserwował ich cały rok, widział ich poczynania i to, jak sobie radzili w życiu. Każdy z nich był inny. Jedna w ogóle nie wierzyła, że była w Krainie Luster, dla niej samej to był mit, druga dziewczyna wydawała się być bardzo podekscytowana. Mikołaj znał Sonię i jej brata bardzo dobrze, wiedziała jak silna więź ich łączyła. Uśmiechnął się jedynie i skierował wzrok na Pan Dracego. Jak zwykle niecierpliwy. Staruszek zaśmiał się i uśmiechnął się szeroko,
    - Widzę, że się niecierpliwisz, drogi G. Uwierz, zdążymy, nie musisz mnie pośpieszać.- Upomniał go.
    Do salonu weszła niziutka kobieta, troszkę przy kości, ubrana w beżową sukienkę, a w pasie miała przewinięty biały fartuszek, ubrudzony od wypieków. Miała siwe włosy, ale wyglądała bardzo przyjaźnie. Uśmiechała się delikatnie. Koło niej lewitowały dwie tacki. Jedna z pierniczkami, a druga z kakao.
    - Witaj was serdecznie!- Uśmiechnęła się szeroko.
    Nagle kubki z cieczą przeszły z tacki przed twarze naszych bohaterów. Lewitowały przed nimi, czekając aż wezmą je w rękę. Pani Mikłoajowa spojrzała na Iskrę.
    - Dla Ciebie, kochana, specjalnie z imbirem.
    Pierniczy leżały też już na stole i tylko czekały, aż ktoś po nie sięgnie i zje. Były oczywiście domowej roboty. Żona Świętego Mikołaja niecałe dziesięć minut temu wyciągnęła je z pieca, więc były jeszcze cieplutkie i kruche. Miała wielką nadzieję, że będą im smakować!
    - Jak będziecie chcieli dokładkę, to klaśnijcie w dłonie- powiedziała kobiecina i wróciła do kuchni.
    Mikołaj chwycił w rękę swój kubek z kakao, a wolną ręką pstryknął w palce. Jeden z pierniczków pojawił się w jego dłoni. Staruszek uśmiechnął się szeroko i najpierw zjadł łakocia, a dopiero potem postanowił wziąć się za wyjaśnienia. Mieli czas.
    - Jak wiecie, mam straszne bóle pleców i nie mogę iść na poszukiwania potrzebnych mi składników. Jest ich dokładnie pięć, ale to nie oznacza, że każdy musi znaleźć po jednym. Nawet bym wolał, byście grupkami chodzili, bo na Śnieżnej Pustyni łatwo się zgubić. Mógłbym wam wypożyczyć trzy renifery, jako środek transportu. Są o wiele wygodniejsze niżeli chodzenia na nogach. Jeden renifer mieści dwie osoby- powiedział Mikołaj, a potem napił się kakao. Zaschło biedakowi w gardle. Klasnął w dłonie. Nagle przed nim pojawił się zwój, bardzo podobny do tego, co miał elfik.- Tutaj macie listę potrzebnych składników i gdzie powinniście je znaleźć-oznajmił święty.
    Pergamin był zapisany starannym pismem, czarnym atramentem. Z łatwością można było odczytać, jakie składniki były potrzebne:

    ~ Niedźwiedzie futro, Gawra Leopoda.
    ~ Uśmiech sieroty, Domek Pani Liny
    ~ Łzy Renifera, Pastwisko Reniferów przy Smoczej Górze.
    ~ Świetliki, Latarnia na Zamarzniętym Morzu
    ~ Jedno marzenie, lokalizacja nieznana.


    Czas na odpis: 14.01.2014

    Plus prosiłabym, żebyście się zastanowili jak idziecie szukać tych składników. Każdy z osobna, czy może w grupie. To zależy od was, podzielcie się.




    Wybryk natury

    Godność: Eva M. Markovski
    Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut
    Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie.
    Nie lubi: wina(y)
    Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg
    Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy ~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu ~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie
    Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu
    Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu
    Broń: naładowany Walther P99 Moriego
    Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas
    Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
    Dołączył: 25 Lip 2012
    Posty: 406
    Wysłany: 13 Styczeń 2014, 17:40   

    Z zaskoczeniem odnotowała, że jednak usiadł bezpośrednio obok niej. No, takiej wylewności to się nie spodziewała.
    - Bry dzień - odmruknęła sennie, odchylając głowę na oparcie kanapy. Pobudzenie wywołane zimnem już przestawało działać. Stłumiła ziewnięcie wierzchem dłoni, a później leniwym ruchem przekręciła głowę tak, by spojrzeć na mężczyznę, pomimo tego, że on niemal robił konkurs z unikania jej wzroku.
    - Myślisz, że jak ładnie poproszę, to dostanę w zamian kubek kawy? - zapytała cicho konwersacyjnym tonem, jakby obok siedział ktoś inny niż Duma i miała szanse na otrzymanie normalnej, konkretnej odpowiedzi.

    O dziwo, to nie zielonooki spowodował, że podskoczyła. Prawdopodobnie nie spowodował..
    Słysząc huk dochodzący od wejścia, pochyliła się gwałtownie, chcąc dojrzeć co się stało. Przewrócony wieszak, niecierpliwe słowa. Mężczyzna mógł ująć sprawę grzeczniej, ale Iskra osobiście nie zamierzała reagować. Przecież Mikołaj wie, kogo zaprasza w swoje progi, prawda? Wszak to Mikołaj, więc powinien wiedzieć, co się gotuje.
    Tak też się stało. Święty sprawiał wrażenie jakby nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło. Najwyraźniej tak było.

    ....Fakt, że znano jej myśli i imię napawał ją niepokojem. Fakt, że kubek unosił się na wysokości jej oczu i niemal popatrywał jak pies, który chce by go pogłaskać - trochę mniej. Tak samo miała się rzecz z lewitującymi piernikami. Tak naprawdę Evę przerażały tylko rzeczy mogące się wedrzeć do jej głowy, w jej przestrzeń osobistą.
    Pani Mikołajowa też była taka, jaką ją sobie wyobrażała dziewczyna. Znaczy, wyobrażała po przeczytaniu którejś z amerykańskich, świątecznych bajek - bo generalnie Święty Mikołaj był biskupem pomagającym ubogim. Strasznie dużo dziur w tej logice.
    Na słowa kobiety przytaknęła jednak z ciepłym jak napój uśmiechem - bądź co bądź jej bezgłośna prośba została wysłuchana.

    Jeśli według Mikołaja mieli czas, Iskra nie zamierzała przepuścić słodkiemu. No, jakiemukolwiek jedzeniu. Po ciastko sięgnęła jednak klasycznie, nie bardzo chcąc spróbować mikołajowym pstryknięciem. A nuż, widelec okaże się, że ma za mało magii w sobie. Albo za dużo.
    Gdy bezpośrednio po wysłuchaniu kolejnych wyjaśnień zerknęła na pergamin z listą, o mało co nie zakrztusiła się kęsem. Że sama misja, miejsca i zadanie nie będą normalne - na to była przygotowana. Wszak bądź co bądź to Kraina Luster. ..Prawdopodobnie.
    Jednak nie spodziewała się, że będzie musiała wsadzić do weka Uśmiech sieroty, albo przynieść do ususzenia Marzenie w liczbie jednego.

    Dobra, spokojnie, spokojnie. Skoro Mikołaj prosi ich o to, to znaczy, że zebranie tych rzeczy jest w jakiś sposób możliwe, to po pierwsze. Jeśli ich prosi, to znaczy, że są zdolni to zrobić, to drugi pewnik.
    Dobra, już coś mamy. Głęboki wdech i...
    - Moim zdaniem będzie lepiej, jeśli podzielimy się na grupy, chyba, że ktoś tego nie chce. Będzie wygodniej, bezpieczniej i przede wszystkim - wbrew pozorom sprawniej.
    Miała nadzieję, że gadkę o "co dwie głowy to nie jedna" i tym podobnych może sobie darować - wszak to tylko podstawy planowania, oczywiste dla każdego.

    Pomimo dużej ilości znajomych, od zawsze była uczona w relacjach jeden na jeden, dlatego może ma tylko jedną przyjaciółkę, artefakt dzieciństwa. Gdzie jednak monopolizowanie czasu Kaliny jest czymś normalnym, trudno byłoby sobie wyobrazić, że coś takiego przeszło by u osób, które ledwo znała. Jedynych, które znała, ale jednak. Dlatego też po rzuceniu propozycji starannie unikała wzroku Dumy, popatrując, co inni - rodzeństwo oraz mężczyzna przy drzwiach, G.? - mają do powiedzenia.
    _________________



    Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
    Na nosie okulary-nerdy od Furli.


    Pan Dracy
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Styczeń 2014, 19:16   

    Nasze chamidło z rasową nieufnością odnosiło się do (pozornie) sympatycznej osoby siwobrodego i jego odpowiednio zaokrąglonej na skrzyżowaniach gołych kości małżonki. Okazywało to całym sobą, począwszy od zadufanych w sobie brzeżków mimiki, po trącający o arystokratyczną manierę, półpłynny ruch całego wzdragającego się na wspomnienie niedawnego chłodu ciała. Był taki jak zwykle – wyniosły, obnoszący się z uzasadnioną wyższością, która tylko dla uważnego obserwatora rozkładała się na budulcową zagadkowość, niczym pąk jasnej róży zbyt nieśmiały do zachwycenia wszystkich swoimi bielącymi się płatkami. Albo jak padlina, której pełną konsystencję mógł zbadać jedynie wżerający się do jej centralnego ośrodka robak.
    Stalowoniebieska włócznia w luźnej metaforyce spełniająca rolę wzroku pana Dracy, wzięła na celownik poczciwą kobiecinę, która jak to każda pięciogwiazdkowa gospodyni miała jedno, niesamowicie skromne marzenie, a mianowicie zachwycenie przybyłych gości domowymi wypiekami. Czy powinien być zaniepokojonym, jeśli rzeczywiście, jego kuszone nieziemskimi aromatami podniebienie jeszcze przed skosztowaniem czegokolwiek chciało się rozpłynąć? Naturalnie. Samą żelazną siłą woli powstrzymał skorą do baraszkowania pośród słodkich pyszności rękę, po czym z właściwą dla swojego jednoosobowego gatunku ni kpiną, ni przyjacielskim nastawieniem, sięgnął po parujący napój. Nie okazał przy tym grama zdziwienia, jakiejkolwiek wypychającej w górę brwi zadumy, iż elegancki, herbaciany serwis podfrunął do niego, zupełnie jak gdyby został ożywioną, w pełni suwerenną istotką dla przyjemności podtykającą pod nosy różnorakie napary osładzające goryczki życia.
    Goryczka życia. Niewinne określenie dla pomylonej rzeczywistości, jaką dla potrzeb chwili, bądź sytuacji Cień cmokał w potężne dupsko, za plecami rzecz jasna krzyżując palce. A to wszystko, aby oddać hołd sprytowi nagminnie skaczącemu zamiast pcheł po głowie belzebuba w ludzkiej skórze. Wartki potok myśli Chaosu ustał, jakby ktoś między jego środkiem a końcem postawił imponujących rozmiarów tamę. W istocie jednak, zdezorientowany pianiem aniołów po skosztowaniu bursztynowego płynu, Godny Skurwysyn porzucił knucie, pozerstwo, złośliwości na rzecz tej jednej, jedynej chwili nieprzyzwoitej wręcz przyjemności. Moi państwo… Tak prosto o miły akcent dnia przy pomocy prostych narzędzi, na jaką cholerę szukać innych luksusów niż herbata? Kolejny łyk zbawiennego napoju za swojego bliskiego krewniaka miał chyba balsam, ponieważ przywrócił pękającemu karminowi warg jego pierwotną gładkość. Jeszcze jednym plusem ziołowego trunku było to, że jego ciągłe sączenie zapobiegało rzucaniu bardziej, czy też mniej kąśliwych uwag pod adresem zgromadzonych (ku ścisłości, łącznie ze swoim). Bez słowa na podorędziu wysłuchał mikołajowych rewelacji, jeszcze innych rewelacji dorzuconych dźwięcznie do ustalanej strategii przez potencjalną przywódczynię któregoś mini-oddziału. Oczywiście wężowa natura Pana Cierni pamiętała o tym, żeby w tej całej plątaninie przekrzykujących się racji i ogólnym zgiełku dyskretnie przechwycić informacje na temat pozostałych uczestników misji. To ostatnie, aż wyprosiło u rzadko naruszalnego lica mężczyzny drapieżny półuśmiech. Jeden z tych, co to łotr daje w spadku własnoręcznie zabitemu. Graj, cholera, grajże lepiej. Niespodziewanie postanowił wzbogacić koncepcję Iskry o własne preferencje, upodobania, zachcianki, mówiąc prościej… Pomysły.
    - Biorę dla siebie tą całą pieruńską sierotę. Gwarantuję, że z pewnością się uśmiechnie.
    Nieprzypadkowe igranie z przyimkami w parze z uprzejmą intonacją, co to miejscami zakrawała nawet na żartobliwość, nie mogła zwiastować niczego dobrego. Nie w przypadku tego, przed którym z piskiem uciekał własny cień.
    Zadowolona z takiej wypowiedzi apodyktyczność aż przyklasnęła pomysłowi zadecydowania za pozostałych, niewidzialna i w związku z tym bezpieczna przed ewentualnymi atakami z zewnątrz w koszarach diablego umysłu. Źle, warknęła nań inteligencja, która dla odmiany była bardzo niezadowolona z tego, że Aniołek tak często, tak bezmyślnie, wybierał na przewodniczkę tę wariatkę od dyktatury.
    - Oczywiście nie powinniśmy rozdzielać… ich – wskazał wymownie na bardzo pilnie zajęte sobą rodzeństwo -…skoro najwyraźniej mają sobie tak wiele do powiedzenia. Błędem byłoby także zostawiać uroczą rudowłosą bez odpowiedniego ochroniarza, a zatem… Poświęcę się i na poszukiwania jednego ze składników udam się sam.
    Podsumował wielce zadowolony z tego, iż jego rozumowaniu nie dało się nic zarzucić. Wybrał możliwie najlepszą opcję dla samego siebie i też pokrótce innych, a ponadto do maksimum ograniczył czas poszukiwań, z czego z pewnością ucieszyłyby się zepsute od chciwości bachory oczekujące na gwałt prezentów.

    Ej ty, samarytaninie od siedmiu boleści!?
    Co jest?
    Łżesz. Łżesz jak pies.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,23 sekundy. Zapytań do SQL: 11