Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Od zewnątrz wygląda jak zadbany sporych rozmiarów dom. Znajduje się przy bocznej uliczce, ale bardzo łatwo trafić z niego do centrum, jak i doń z centrum nawet na piechotę. Zresztą taki był zamysł Todda Loundsa przy umiejscawianiu gabinetu. Nad drzwiami wejściowymi, do których prowadzi defilada stopni kierujących na piętro budynku, wisi tabliczka z napisem "Gabinet psychoterapeutyczny Todda Loundsa". Po prawej znajduje się dzwonek, a pod drzwiami zawsze zadbana wycieraczka z napisem "Zapraszam serdecznie". Po przekroczeniu progu krótki korytarz prowadzi do poczekalni, gdzie panuje przytulny klimat za sprawą pejzaży zdobiących ściany, foteli, w których można usiąść i zaczekać oraz stojących wieszaków, które z chęcią popilnują odzieży wierzchniej. Na końcu poczekalni można natrafić na dębowe drzwi prowadzące do gabinetu. Ściany wyciszają takie dźwięki jak głośne rozmowy czy szuranie przedmiotami po posadzce, aby odizolować terapeutę i jego klienta od świata zewnętrznego na czas trwania terapii. Gabinet nie przytłacza, ale nie napawa także lękiem przestrzeni, ma wymiary nieco większe niż przeciętny salon. Na środku znajduje się w nim stolik i dwa fotele zwrócone do siebie pod kątem około sześćdziesięciu stopni, tak aby nie było mowy o pozycji konfrontacyjnej. Fragment pokoju poświęcony jest na mini-kuchnię, w której znajdują się takie rzeczy jak zlew, czajnik czy szafki, gdyż nigdy nie wiadomo, czy klient nie zgodzi się na kawę bądź herbatę.
Osoby zadające się z Toddem prywatnie wiedzą, że jest jeszcze drugie wejście z tyłu domu, do którego trafić można podwórkiem. To właśnie wejście prowadzi do części mieszkalnej. Zajmuje ona cały parter budowli i składają się na nią salon, sypialnia, łazienka, toaleta oraz kuchnia, w nich zaś klasyczne wyposażenie lepiej urządzonych domów kojarzące się może niezbyt nowocześnie, ale raczej dystyngowanie.
Tego dnia nie pracował. Ostatnio powodziło mu się całkiem nieźle. Miał kilkoro stałych klientów, a więc zdarzało się, iż pracował tylko trzy, a czasem nawet dwa, dni w tygodniu. Przez resztę czasu działał charytatywnie lub zrzucał ze swojej psychiki ciężar problemów klientów. Sam nie czuł się najlepiej, chociaż pewnie to ta niejasna pogoda. Niby chciało coś spaść z niebios, ale chmury jakoś nie mogły się zdecydować i wisiały ciężko nad miastem.
Mężczyzna zatrzymał się przed swoim domem. Zaparkował auto chwilę temu, a teraz przypomniał sobie, że zostawił w nim rzecz dość istotną. Cofnął się do maszyny, otworzył bagażnik i wyjął zeń okryty sztywną folią baner rozmiaru A4. Było to ogłoszenie odnośnie poszukiwania pokojówki. Wstawił je do sieci i poprosił o rozwieszenie w innych miejscach, ale postawił powiesić także przed swoim domem, aby jasnym było, że to jest właśnie miejsce, które potrzebuje opieki osoby potrafiącej sprzątać. Sam nie miał ostatnio paradoksalnie czasu, aby zająć się pozbyciem kurzu z mebli czy też upraniem firanek. Właściwie tego drugiego nigdy nie robił, ale teraz, kiedy już na dobre zadomowił się wraz ze swoim gabinetem w mieście, mógł poszukać kogoś, kto zadba o takie sprawy za niego. Ogłoszenie zawisło na ogrodzeniu.
Todd wkroczył przez furtkę na podwórko, a stamtąd udał się do mieszkania. Po drodze już wyjął kluczyki, prawie wypadły mu na ziemię, gdy wyciągał je z kieszeni, ale udało mu się odbić je ku górze wierzchem dłoni, po czym pochwycić w powietrzu. Po wejściu odwiesił płaszcz i schował szalik do jego kieszeni. Udał się od razu do kuchni, aby zaparzyć sobie herbaty. Miał z niej widok na ulicę po jednej stronie i wgląd na korytarz łączący dom z częścią przeznaczoną na gabinet po drugiej.
Tego dnia miała go odwiedzić jedna klientka, która podobno dostała skierowanie. Nie miał o niej żadnych informacji, gdyż wszystko zdarzyło się nagle. Właściwie nawet nie wiedział, czy osoba ta się zjawi. Szczerze powiedziawszy nie miał nic przeciwko towarzystwu, jakiemukolwiek zresztą. Miał taką cichą nadzieję, że coś się wydarzy, że życie przestanie być monotonne, że będzie mógł skończyć z oczekiwaniem na dobrą okazję do działania. Życie jednak po prostu trwało i, co najgorsze, ostatnim czasy nie działo się w nim nic ciekawego. Todd był jednak osobą ambitną, chciał zmieniać świat. Jednakże powolność tych działań była ostatnio powodem załamań nerwowych. Jako psychoterapeuta nie mógł sobie pozwolić na słabość psychiczną, musiał bowiem wspierać innych, nie mogli dostrzec, że ich wsparcie też potrzebuje wsparcia, gdyż wówczas utraciliby pewność na powodzenie terapii, a to oznaczałoby porażkę. Frustracja narastała w panie Loundsie, chociaż bardzo powoli, to jednak tak i nie znał sposobu na jej rozładowanie. Ten sposób był bowiem zupełnie niezależny od Todda, musiał przyjść z zewnątrz i psycholog dobrze o tym wiedział.
Spoglądał wgłąb herbaty. Właściwie to nie zauważył, kiedy wlał wodę do kubka, kiedy dodał cukru i cytryny, ani kiedy zatrzymał się przed oknem z uchem naczynia w palcach. Oczekiwał. Może na marne, może nie. W każdym razie liczył na los, a skoro istniała jakaś nadzieja, to nie wszystko było stracone.
Nikov [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 23 Listopad 2014, 13:11
No i nadszedł kolejny zwykły i pochmurny dzień. Od samego rana wszechogarniająca szarość potrafiła przyprawić człowieka o depresyjny humor. Na domiar złego Niki właśnie zaczynała nowy tydzień w szkole. Tak, był poniedziałek, który zaczęła, jak każdy inny dzień - od wyjścia z psem na spacer. Oczywiście przed tym przywróciła do ładu swoją prezencję, a więc musiała wstać z łózka dosyć wcześnie. Ubrała się dosyć standardowo - spodnie jeansowe, koszulka, a na to nałożona jesienna, niebieska bluza. Przejście się z rana niosło ze sobą bardzo dobre skutki, gdyż Niki nie odczuwała już tej chęci pozostania w ciepłym, wygodnym i wołającym o powrót łóżku. Jednak coś zdawało się ją niepokoić. Wiedziała, że coś dzisiejszego dnia się wydarzy i to prawdopodobnie w najbardziej znienawidzonym przez młodzież w jej wieku miejscu - szkole.
Jej obawy, a raczej przypuszczenia okazały się poprawne, gdyż już na pierwszej lekcji zdarzyło jej się uderzyć "kolegę" w twarz, a na następnej zbesztać nauczycielkę. Jednak to nie wszystko! Jej ostatni wybryk mający miejsce tuż przed zakończeniem się ostatniej godziny lekcyjnej przebija chyba wszystkie inne! Otóż pobiła chłopaka z klasy... krzesłem. Tak, krzesłem. Oczywiście od razu zostały wysunięte odpowiednie konsekwencje. Dziewczyna została wysłana do psychologa szkolnego, aby ten dał jej skierowanie do kogoś, kto był w tych sprawach specjalistą. Ponadto stwierdzono, że Niki będzie natychmiastowo wydalona ze szkoły. No gorszego dnia to chyba jeszcze nie miała. Chociaż mało obchodziła ją edukacja, to przeciwnie słowa ojca, które już gdzieś w podświadomości jej dokuczały. Pora przenieść się do gabinetu psychologicznego, aby wyjawić nieco więcej szczegółów na temat tego brutalnego zajścia.
- Nikov...
- Niki. - przerwała psychologowi. No wręcz nienawidziła kiedy mówiono do niej po imieniu. Siedziała teraz w gabinecie jakiegoś starszego dziada, który nie potrafi nic więcej, niż denerwować ją na każdy możliwy sposób. Za kogo on się w ogóle uważa? Za specjalistę? Za kogoś, kto myśli, że samym wysłuchaniem pacjenta pomoże mu rozwiązać problem? Właściwie jaki problem? Cały czas jej o jakimś gadali, cały czas jej jęczeli, a ona nie widzi tu żadnego problemu, oprócz tego, który sami stwarzają.
- A więc dobrze, Niki. Już trzeci raz w tym tygodniu donoszą mi na ciebie skargi. A przecież jest dopiero poniedziałek! - dziewczyna jedynie prychnęła zakładając na siebie ręce. - A ten chłopak, którego tak potraktowałaś, czym ci zawinił?
- Nazwał mnie szmatą.
- I tylko dlatego pozbawiłaś go kilku zębów, złamałaś szczękę i prawie rozbiłaś głowę?
- Nie, potem dodał, że jestem zwykłą dziwką i puszczam się na lewo i prawo. Poza tym miło mi się na niego patrzy, gdy cierpi. Nie lubię gnojka i tyle. - Mężczyzna jedynie westchnął nie mogąc już znaleźć sposobu, w jakim mógłby przemówić do tego dziecka.
- Dam Ci tutaj skierowanie. Udasz się do...
- Do nikogo się nie udam! Mam dosyć tego waszego "pójdź tu, pójdź tam. Nie rób tego, nie rób tamtego!". I nie obchodzi mnie ta głupia szkoła! Możecie mnie wyrzucić, zrobicie mi nawet przysługę. - Po tych słowach wstała, wywróciła krzesło, na którym siedziała i udała się do domu.
Powracając z miejsca, które z pewnością nie mogło już się nazywać jej szkołą starała się wyładować całą złość, jaką w sobie odczuwała. Próbowała wszelkich sposobów, od kopania kamieni, do rzucania nimi w ptaki. Jednego nawet udało jej się trafić, jednak to nie wystarczyło. Gdy wyjęła klucze z torby i otworzyła drzwi do swojego domu nie czekał na nią nikt inny, jak jej kochany pies.
- Hej, mały! - rzuciła do niego zostawiając zbędne rzeczy i zapinając mu smycz na szyję. Miała nadzieję, że krótkie przejście się z pupilem nieco ją uspokoi i tak też się stało. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy wszystko z niej uleciało. Wróciwszy do domu dosypała do jednej miski psiej karmy, a do drugiej dolała trochę wody. Sama zaś położyła się na łóżku i rozmyślała nad tym, co powie na to wszystko jej ojciec. A skoro o nim mowa, to chyba właśnie zadzwonił...
- Cześć, tato...
- Niki, zawiodłem się na tobie. Jak mogłaś dopuścić do tego, że wyrzucili cię ze szkoły?! A ten chłopak? Mówiłem ci tyle razy, żebyś takich ignorowała, a ty wraz swoje! Chcę abyś mogła prowadzić normalne, spokojne życie, abyś miała dobrze płatną pracę i ustatkowaną rodzinę. Czy ty w ogóle myślisz o swojej przyszłości? Gdzie chcesz skończyć, na śmietniku? Nie będę wiecznie świecił za tobą oczami, masz się wziąć w garść. A i jeszcze jedno. Dzisiaj jedziesz do Todda Loundsa. Słyszałem, że miły z niego facet, nie masz się czego obawiać. Przyjadą po ciebie moi ludzie i cię do niego podwiozą.
- Jasne, tato... - jęknęła tylko na pożegnanie, a następnie zakończyła połączenie. - Mógłbyś się przynajmniej kiedyś sam pofatygować. - dodała z ironią. W tej chwili na łóżko wskoczył Drago i położył jej na piersiach swój pysk. Minęły dosłownie sekundy, a ten zaczął lizać Niki po buzi najwyraźniej sądząc, że poprawi jej w ten sposób humor, ale to wciąż nie było to. Wciąż ją coś gryzło gdzieś w środku i nie dawało o sobie zapomnieć. Po co ją targali po tych wszystkich psychologach? Po co miała jechać do jakiegoś Todda Loundsa? Przecież była całkiem zdrowa, a oni wszyscy najwidoczniej sądzili, że jest inaczej.
Odpowiedź na te pytania mogła nadejść szybciej, niż sądziła. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, jak do drzwi zadzwonił dzwonek. Nie chciała teraz zostawiać pupila, jednak nie miała wyboru.
- Muszę już iść. - skierowała do psa całując go jeszcze raz w czoło i niechętnie zakładając bluzę, gdy ten jeszcze biegał wokół niej liżąc od czasu do czasu jej palce u rąk. - Nie wiem ile mi to może zająć. Mam nadzieję, że szybko wrócę. - Rzuciła zaopatrując się jeszcze w najpotrzebniejsze rzeczy. Oprócz komórki, kluczy i chusteczek higienicznych zabrała również ze sobą swój nożyk motylkowy. Na wszelki wypadek, ostrożności przecież nigdy za wiele. Gdy zamknęła swój dom zorientowała się, że już powoli zaczyna się ściemniać. Przed bramką zobaczyła czarne BMW należące do jej dawnego opiekuna. Rad była, że przynajmniej w czasie jazdy nie będzie musiała wysłuchiwać kolejnych pojękiwań, ponieważ znała doskonale luźne podejście George'a do życia. Był to wysoki i dobrze zbudowany brunet o zielonych oczach. Ubrany był dokładnie tak, jak to miał w zwyczaju - czarny garnitur, a na oczach założone ciemne okulary. Nie ma za dużo do opisywania i tak każdy wyobrazi sobie go po swojemu. Dodam tylko, że rysy jego twarzy zdecydowanie nie zdradzają przyjaznego nastawienia. Ale przecież nie ocenia się książki po okładce.
Gdy wsiadła do samochodu od razu wręczył jej skierowanie z następującymi słowami:
- Ale narozrabiałaś, co? W każdym razie ten brzdyl dobrze się zastanowi, zanim znowu ci dokuczy. Dobra, miejmy to już za sobą. Podwiozę cię tam i poczekam. Nie będziesz sama wracać do domu o tak późnej porze, bo myślę, że to może trochę potrwać.
- Dzięki. - Odpowiedziała patrząc przez szybę samochodu na świat, który powoli zaczynał za nią uciekać. Na miejscu była znacznie szybciej, niż się spodziewała i okazało się, że gabinet Todda nie jest wcale daleko od jej domu.
- Dobra, wysiadaj mała. Pozwolisz chyba, że pojadę sobie tylko coś przekąsić, bo jeszcze nic dzisiaj nie jadłem? Moment i zaraz tutaj będę.
- Jasne.
Gdy wyszła z samochodu w oczy rzuciła się jej tabliczka informująca o tym, że ten budynek jest gabinetem psychoterapeutycznym Todda. Słowo "psychoterapeutycznym" ponownie ją zdenerwowało, bo w jakim celu w ogóle się tutaj znalazła? Przecież gdyby dali jej spokój, to nic by się nigdy nie stało. Przechodząc przez próg drzwi wejściowych ujrzała tę przytulną poczekalnie na końcu korytarza, a z kolei na jej końcu dębowe drzwi. Nie widząc nikogo innego śmiało ruszyła w ich stronę. Zdjęła tylko swoją bluzę i powiesiła na wieszaku. Zapukała trzy razy, a następnie weszła do gabinetu. Rozejrzała się po nim i stwierdziła, że nie jest tu tak źle. Po chwili ujrzała także młodego mężczyznę, który prawdopodobnie był samym Toddem Loundsem. Faktycznie wyglądał na miłego faceta. Niki wyobrażała sobie, że będzie to kolejny staruch w okularach, który nie pamięta co robił całe pięć minut temu. No cóż... Starość nie radość.
- Dzień dobry. - Powiedziała podchodząc do "Pana Ropuchy" i dając mu skierowanie. - Chyba dobrze trafiłam...
Pan Ropucha [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 23 Listopad 2014, 16:00
Z przemyśleń zbudził go dźwięk dzwonka do gabinetu. Klient pewnie już przekroczył próg, zatem Todd pośpiesznie odstawił kubek na blat kuchenny, po czym udał się na miejsce. Zdążył jeszcze pozbyć się marynarki odwieszając ją po drodze. Na pukanie do drzwi odpowiedział ciepłym:
- Proszę!
Jego oczom ukazała się osoba, której z pewnością nie spodziewał się o tej porze zastać jako klientki. Przede wszystkim dlatego, że nie specjalizował się w rozmowach z dojrzewającą młodzieżą, aczkolwiek wielu jego kolegów i wiele koleżanek po fachu, uważali, że powinien skupić się głównie na tym. Zapewne chodziło o specyficzną naturę mężczyzny albo klimat jaki roztaczał. Ostatnio zjawiali się u niego głównie ludzie w jego wieku, bądź starsi, gdyż miał całkiem niezłą opinię wśród ludzi (jako specjalista rzecz jasna). Dziewczynę obejrzał od stóp do głowy. Sposób w jaki chodziła i była ubrana krzyczał głośno: "Jestem nastolatką! Nie wiem, co się dzieje dookoła!". Było więc typowym nietypowym zjawiskiem, bo przecież każdy nastolatek był indywiduum robiącym przedziwne rzeczy z powodu burzy hormonów, ale każdy działał w nieco inny sposób, jak to już z ludźmi jest. Nie znał jej w ogóle, ale czuł coś od niej, jakąś kumulację emocji. Osoby w jej wieku już tak miały, owszem, ale to było coś przedziwnego. To był gniew, chociaż zdawała się być przyjaźnie nastawiona, to czuł od niej ten właśnie nagromadzony gniew. Najwyraźniej jego talent do odbierania sygnałów niewerbalnych działał tego dnia jak należy, a przynajmniej taką Todd miał nadzieję.
- Dzień dobry - odpowiedział przyjmując dokument. Tylko rzucił na niego przez chwilę okiem, aby wiedzieć, czy to właściwa formula, by zaraz odłożyć go gdzieś na bok, na szafkę stojącą pod ścianą.
Uniósł głowę i spojrzał na swoją klientkę. Stała tak i oczekiwała, więc zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z osobą, która raczej respektuje zasady respektuje autorytety.
- Może pani usiąść - odezwał się nieco z przyzwyczajenia w taki a nie inny sposób. - To znaczy... - uśmiechnął się lekko dając do zrozumienia, że zauważył swoją pomyłkę (oczywiście pomyłką być wcale nie musiała, ale sam ją za takową uznał). - Woli pani, byśmy zachowali dystansy czy możemy sobie mówić po imieniu?
Nim pozwolił jej w jakikolwiek sposób odpowiedzieć dodał jeszcze od razu:
- Herbaty? Kawy?
Traktował z reguły klientów jak normalnych gości. Nie bez powodu zresztą pada tu określenie "klient", nie zaś "pacjent". Todd nie uważał nikogo za chorego, raczej za zagubionego. No i ludzie woleli z reguły być w komfortowej sytuacji, kiedy to terapia jest formą transakcji, a nie działaniem w jakikolwiek sposób kojarzącym się z leczeniem. Nikt nie lubił być chory, a już na pewno nie psychicznie. Zresztą ludzie odwiedzający gabinet bardzo rzadko bywali chorzy, raczej mieli jakiś dylemat, którego sami nie mogli rozwiązać. Jak było w tym przypadku? Tego jeszcze nie wiedział.
Starał się nie wykonywać żadnych niepotrzebnych ruchów, nie wysyłać zbędnych sygnałów, aby nie uczynić nic, co mogłoby zostać niewłaściwie odebrane. Opierał jedną dłoń na fotelu, przy którym stał i spoglądał na klientkę, ale w nieinwazyjny sposób, żadne patrzenie w oczy czy podobne rzeczy. Minę miał spokojną, nieco melancholijną, pasującą do klimatu dnia. W końcu gdyby się o tej porze tak po prostu szczerzył, to byłoby to raczej źle odbierane. A zresztą nie miał w zwyczaju szeroko się uśmiechać, więc leka pogodność na twarzy była dla niego normą.
Oczekiwał na reakcję dziewczyny. W wypadku zgody na luźniejszy kontakt, zapytałby o imię i sam podał swoje oraz wyciągnął dłoń w jej stronę w ramach aktu grzeczności. W sytuacji zgody na herbatę, zapytałby o typ (zielona, czerwona czy zwykła; sypana czy ekspresowa; z cukrem czy bez, a jeśli tak to ile łyżeczek).
Nikov [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 23 Listopad 2014, 19:53
Ten gabinet zdecydowanie różnił się od tych, w których dotychczas bywała. Atmosfera zdawała się być tutaj o wiele bardziej przyjazna, niż u szkolnych psychologów, a sam Todd nie denerwował jej samym swoim widokiem. Chociaż nie ma co się temu dziwić, bo dopiero się przecież poznawali. Nawet jeśli Niki chciałaby się na niego zezłościć, to najzwyczajniej w świecie nie miałaby ku temu powodów. Z całą pewnością nie czuła się tutaj źle, jednak do tej pory nie znała celu tej wizyty i próbując go sobie rozjaśnić stwierdziła, że najlepiej przejść od razu do konkretów.
- Niki, po prostu Niki. - odpowiedziała pewnie odwzajemniając gest, tj. podając dłoń mężczyźnie. Nie odczuwała potrzeby przedstawienia swojego imienia. Tak po prawdzie to nawet go nie lubiła. Brzmiało... dziwnie. - Nie, dziękuję. Chciałabym to wszystko szybko załatwić i mieć święty spokój. - Miała nadzieję, że dała jasno do zrozumienia swoją decyzję - "być na ty" zdecydowanie uważała za najlepszą opcję. Po prostu tak się jej przyjemniej rozmawiało. Nie miała tego poczucia, że jest niżej postawiona od swojego rozmówcy. Odmówiła oczywiście propozycji na herbatę, gdyż tęskniła już za domem i za wszystkim, co w nim na nią czekało. Śmieszne, bo właściwie nie tak dawno go opuściła, ale chciała dzisiejszego wieczoru spędzić trochę więcej czasu ze swoim czteronożnym przyjacielem.
Usiadła na jednym z foteli, opierając się o niego wygodnie i kładąc swoją torebkę na kolanach. Odgarnęła jeszcze włosy, które opadły jej na twarz wyczekując odpowiedzi Todda Loundsa. Faceta z dziwnie prezentującą się grzywką. Rzecz jasna - według niej.
Pan Ropucha [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 24 Listopad 2014, 00:36
Był nieco zaskoczony jej stanowczością. Skoro chciała mieć to za sobą, to jasnym było, że skierowanie nie było złożone po to, aby zajął się sprawą za pieniądze socjalne. Ta dziewczyna ani myślała przyjść na tę wizytę. Zrozumiał, że w takim wypadku musi nieco zmienić swoją klasyczną taktykę.
- Chciałabyś mieć święty spokój? Czyli tego dnia musiało się sporo wydarzyć - skomentował spokojnym tonem, po czym dodał: - "Co za imbecyl! To mi nowość powiedział", pewnie przeszło ci przez myśl. Faktycznie. Mogę tylko gdybać. - Miał taki wyraz twarzy, jakby nie działo się nic szczególnego, ale za to jego ton dawał jasno do zrozumienia, że właśnie kpi sobie z samego siebie.
Założył nogę na nogę, przechylił się lekko w prawo i podparł o dłoń chwytając kciukiem oraz palcem wskazującym swój podbródek.
- Nie przyszłaś tu sama. Ktoś cię zmusił. Ktokolwiek to zrobił, musiał mieć dobry powód, ale... - tutaj nachylił się lekko do przodu i zaczął mówić lekko zniżonym głosem, niby to szepcząc - ...ten ktoś nie musi wiedzieć, o czym tu rozmawiamy. - Wyprostował się na powrót. - Właściwie to nie może. Ustalam od razu jedną zasadę. Cokolwiek wydarzy się w tej sali, cokolwiek powiesz ty, cokolwiek powiem ja, wszystko to zostanie pomiędzy naszą dwójką. Zapewniam z mojej strony. Zgadzasz się na takie warunki?
Dał jej chwilę na przemyślenie sprawy, ale w rzeczywistości nawet nie liczył na to, że się nie zgodzi. To było coś w rodzaju zapewnienia, którego klienci zawsze dotrzymywali. Jeśli tego nie robili, to była to wyłącznie ich sprawa. On miał obowiązek milczeć, chyba że radził się innego specjalisty, bo nie potrafił sprostać jakiemuś wyzwaniu.
- Jeśli się zgadzasz. To opowiedz mi: co ciekawego ci się ostatnio przytrafiło. - Przejrzał skierowanie, a w nim była zapisana następująca uwaga: "Agresywne zachowanie/agresja fizyczna", to potwierdzało jego obawy i przeczucia, ale udawał, że nic nie wie. Odłożył kartkę na stół przed sobą. - A może coś ważnego wydarzyło się nawet dzisiaj?
Nikov [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 25 Listopad 2014, 01:12
Słuchała tak tego wszystkiego, co miał jej do powiedzenia nawet nie wiedząc czemu. Starała się wychwycić dokładnie każde jego słowo, jakby wypowiedziane zdanie miło zadecydować o jej losie. Poza tym dużo się nasłuchała o takich ludziach jak Todd. W swojej pracy musieli być niezwykle precyzyjni, pewni i silni psychicznie. Chyba nawet zaczęła dostrzegać i dobre strony tego wszystkiego. Jeszcze nigdy w życiu nie miała do czynienia z "prawdziwym" specjalistą. Co prawda rutyną u niej były wizyty u psychologów w szkole, ale jakoś nigdy nie potrafiła traktować ich poważnie. Cała szkoła kojarzyła się jej z biedotą, niedoskonałością i miejscem, w którym pracują jedynie sami nieudacznicy. No bo jak inaczej to nazwać? Okna ledwo trzymające się, które prawdopodobnie pamiętają jeszcze czasy dwóch poprzednich pokoleń. Wiecznie szwankujący sprzęt, ściany w ubikacjach całe wymazane wulgarnymi napisami... A skoro mowa o ubikacjach, to bywały dni, w których brakowało papieru toaletowego! Biada tym, którzy byli zmuszeni udać się za potrzebą i nie zorientowali się, że czegoś im brakuje. Takie miejsca zdecydowanie nie zasługiwały na dobrą opinię. No, ale dosyć o tym. Przejdźmy do blondwłosej dziewczyny. Zamierzała bowiem ona sprawdzić Todda i jego metody działania. Po prostu ciekaw była jego pracy. Chciała zwrócić dokładną uwagę na wypowiadane słowa i wykonywane gesty. Wiedziała, że ten również dokładnie ją obserwuję i z choćby pozornie nic nieznaczącego ruchu mógł wyczytać wiele o jej osobowości, aktualnych odczuciach, czy myślach. Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że wzrokiem przenikał całą jej duszę. No, ale przecież nie wszystkie rzeczy da się dostrzec, a wiele może wprowadzić jedynie w błąd.
Już po samym sposobie jego bycia w jej obecności stwierdziła, że zna się na rzeczy i potrafi zaadaptować się do środowiska swojego klienta. W sumie możliwe, że to również zachęciło ją do wzięcia udziału w tej... terapii. Czuła się normalnie jak doktor Watson wysłuchujący analizy Sherlocka Holmesa, jak zwykle prawidłowej. Skinęła tylko lekko głową na znak, że rozumie przedstawioną zasadę. Tak właściwie nie miała nawet chęci opowiadania nikomu tego wszystkiego, co dzisiaj spotka ją w tym miejscu. Teraz nawet zaczynało ją to bawić, więc od razu przeszła do opowiedzenia swojej dzisiejszej historii.
- Dzień rozpoczęłam dosyć normalnie, od pójścia z moim psem na spacer. - Powiedziała kładąc nacisk na słowo "rozpoczęłam". - No ale od rana wiedziałam, że coś będzie nie tak. Po prostu takie przeczucie, rozumiesz? No i się sprawdziło, chociaż teraz to wszystko zaczyna mnie po prostu bawić. Poszłam do szkoły, gdzie już po pierwszych dwudziestu minutach, gdy siedziałam w ławce wpadł na mnie mój znajomy. Oberwał ode mnie po twarzy, ale jak teraz o tym myślę, to chyba zrobił to niechcący albo go ktoś po prostu na mnie popchnął. No mniejsza z nim. Potem zdarzyło mi się wypowiedzieć kilka brzydkich słów w kierunku nauczycielki, która wyskoczyła do mnie z tekstem "Co by na to powiedziała twoja matka?". Tak się akurat składa, że nie mam matki. Nawet nie wiem, o co jej w ogóle chodziło. Rzuciłam tylko papierkiem po klasie, a nie miałam jak się go inaczej pozbyć. - No tak, typowe w tym jeszcze wieku. - No i potem wszystko się jakby uspokoiło, aż do ostatniej lekcji. Wtedy jeden gnojek nazwał mnie panią o lekkich obyczajach, jednak trochę mniej cenzuralnie i dodał jeszcze, że wykonuję swoją pracę na lewo i prawo. Oczywiście to nie jest prawda i dlatego tak się wściekłam. W końcu nie chciałam, żeby o mnie tak myśleli. Wstałam, wywróciłam go i chyba to właśnie wtedy uderzył głową o ławkę, ale wciąż się o nią opierał. Podniosłam wtedy krzesło i mu przyłożyłam po twarzy. No upadł w końcu na ziemię, ale chyba mu posmakowało, więc dowaliłam jeszcze drugi raz, potem trzeci. W końcu poszły mu zęby. Dopiero wtedy jeden z chłopaków złapał mnie za ręce i uniemożliwił dalsze poczynania. Szkoda, bo tamtego pajaca po prostu nienawidzę. Zostałam oczywiście wysłana do psychologa, gdzie ten zdążył zdenerwować mnie jeszcze bardziej. Miał takie suche żarty. "Już trzeci raz w tym tygodniu złożono mi na ciebie skargę, a jest dopiero poniedziałek". No i wyrzucili mnie ze szkoły, co mnie jakoś nie dziwi. Jedynie nie mogę się pogodzić z tym, że sami robią sobie problemy, a potem mówią, że to ja je stwarzam. Przecież gdyby dali mi spokój nic by się nie stało! - usprawiedliwiała się dziewczyna. - No i to już właściwie koniec tej historii. W ten sposób znalazłam się tutaj. Ciekawe, nieprawdaż? Mogę trochę wody? Od tego "żartu" zaschło mi w gardle.
Właściwie w tym momencie czuła się już o wiele lepiej. Naprawdę miała chęć się z tego wszystkiego pośmiać. Może ta wizyta wcale nie musiała okazać się najgorszym rozwiązaniem?
Pan Ropucha [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 25 Listopad 2014, 10:33
Była raczej urodziwą dziewczyną i umiała się ubrać, co mogło tłumaczyć podejście innych uczniów do jej osoby, szczególnie chłopców. Słuchając jej, szybko wychwycił całą tę ironię, której używała. Zdał sobie sprawę, że starała się ośmieszyć sprawę, a to zdecydowanie zdrowa reakcja.
- Cieszę się, że przemyślałaś sprawę - pochwalił ją uśmiechając się lekko. - Nie każdy doszedłby do wniosku, że ktoś mógł zrobić coś przypadkiem, tak jak mogło to być z twoim szkolnym kolegą.
Zamilkł na chwilę. Miał jakiś trop ten "Sherlock", ale przecież nie było trudniejszego przeciwnika niż sam Watson, czyż nie? Znał jej nazwisko ze skierowania, ale sama nie podała mu go. Przedstawiła się nawet nie imieniem, tylko jakimś zdrobnieniem i raczej nie chodziło o próbę zbliżenia się. Była tak pewna siebie? A może pomylił się przy pierwszej ocenie, może to był typ osoby, który nie przestrzegał zasad? To miałoby sens. Nie obchodziło jej to, że nie wypada, tym bardziej dziewczynie, tak prędko odpowiadać agresją fizyczną na jakiekolwiek zaczepki. Uśmiechnął się wcześniej, ale jej opowieść nieco go przeraziła. Jeśli to, co powiedziała Niki, było stu procentową prawdą, to poważnie uszkodziła rówieśnika za... obelgę.
- Może tak... szkoła to trudny okres. Zawsze. Może już to wiesz, a może się nad tym nie próbowałaś zastanawiać, tylko walczyłaś z każdym dniem, przeklinając od czasu do czasu przeszkody na drodze.
Zmienił pozycję. Zdjął nogę z kolana i rozsiadł się nieco wygodniej. Spojrzał na sufit, jakby szukał tam odpowiedzi, potem znów na Nikov, Wciąż nie zmieniła pozycji i chociaż opowiedziała mu to wszystko, to najwyraźniej nie ufała mu, co dziwne akurat nie było, ale można było nazwać to tropem.
- Myślę, że powiem ci to, co chcesz usłyszeć - zaczął ponownie i zrobił krótką przerwę między wstępem a właściwą informacją. - To miejsce i czas sprawiły, że zostałaś potraktowana w taki, nie inny, sposób. Nie miałaś wpływu na to, że ktoś cię werbalnie zaatakuje, obrazi czy wprawi w dyskomfort - zapewnił ją dość poważnie, ale nagle jego ton z powrotem stał się luźniejszy i cieplejszy:
- Wyprowadzałaś psa? Opowiesz trochę o nim? Jakiej jest rasy i jak się wabi? I... na pewno nie chcesz się niczego napić? - zasugerował ponownie licząc na to, że herbata czy też inny napój, będzie czymś, co pozwoli dziewczynie się zrelaksować. - Mów śmiało. Jeśli są słowa, których nie chcesz cenzurować, to nie rób tego tylko z uwagi na grzeczność. Nie będę przerażony, jeśli rzucisz wulgaryzmem, Niki. Może nie wyglądam, ale jestem dorosły i słyszę je często. - Zrobił taką minę, która miała utwierdzić w żartobliwym charakterze wypowiedzi. Miał tylko nadzieję, że rozumiała przekaz i nie próbował doszukiwać się w jego słowach ironii.
W ramach serii pytań dodał do innych jeszcze jedno, ale zrobił to w taki sposób, aby Nikov mogła krótko powiedzieć coś o swoim pupilu. Zresztą to także mógł być trop. Nie każdy nastolatek jest w stanie poprawnie zajmować się zwierzęciem. Na takiego psa potrzeba odpowiednich metod, dobrego podejścia i dużo cierpliwości, a z historii dziewczyny wynikałoby, że jej nie posiada. I to jest właśnie takie mylne spostrzeżenie, które można odnieść po jednej opowieści. Dopiero gdy połączył ten elementy w całość, Todd zdał sobie sprawę, że na pewno działała przez większość dnia niezwykle emocjonalnie. Wszystkie ciosy, jakie zadała innym - fizycznie i werbalnie - były tylko reakcją na zachowania innych. Chociaż może raczej na to, co działo się w jej wnętrzu?
- Masz jakichś bliskich przyjaciół? - To pytanie było jego zmorą i muzą jednocześnie. Sam był ofiarą odpowiedzi, jaka na nie potrafiła często paść z ust klientów, ale prawie zawsze je zadawał. Tak to już jest, że psychoterapeuta często ściąga do swojego gabinetu takie osoby, które będą w jakiś sposób z nim kompatybilne. Czynnikiem, który łączył Todda Loundsa z jego klientami, była samotność. Zresztą łatwiej mu się pracowało, kiedy wiedział, czy ktoś dzieli to znamię. Co gorsza zaś, czuł się lepiej, jeśli wiedział, że są inni ludzie, którzy posiadają podobny problem do niego. To było akurat niezwykle nieprofesjonalne, ale nie potrafił oszukiwać sam siebie, że tak nie jest.
Nikov [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 27 Listopad 2014, 01:25
Kolegą? Nie, to było zbyt mocne słowo. Po prostu wiedziała jak ma na imię i jakie posiada nazwisko, ale nigdy nie uznawała go za kolegę. W sumie też nigdy jej nie wadził i nie przeszkadzał. Można by rzec, że dla niej nie istniał, aż do tego dnia. Zastanawiać ją zaczęło z czego tu się cieszyć? Przecież w obliczu tego, co zrobiła później to jest pikuś. Wydawało jej się, że to specjalna zagrywka, aby utrzymać ją w spokoju. Chociaż w to powątpiewała, przez myśl przeszło jej nawet wrażenie, że ona sama zaczyna go powoli przerażać. No w końcu nie codziennie spotyka się dziewczynę atakującą rówieśnika krzesłem. A może w pracy Todda jest to normalne? Pewnie nie jedno już widział i zdołał wiele przejść w swoim życiu, mimo że jakby nie patrzeć był jeszcze młodym człowiekiem. Co do okresu szkolnego na pewno miał rację. Przecież to już na jego początku znajdujemy się wśród osób, które mają nie tylko różne poglądy, ale i różne poczucia wartości. Jedni są mili, wyrozumiali i spokojni, a drudzy wręcz szukają zaczepki. Bardzo łatwo w takiej sytuacji doprowadzić do bójki, czy kłótni. "Myślę, że powiem ci to, co chcesz usłyszeć" czyżby kolejna próba utrzymania zarówno klienta, jak i całej terapii w przyjaznej atmosferze? Możliwe, ale Niki nie była już wcale tego pewna. Minuta za minutą uświadamiała sobie, że ten człowiek z każdą chwilą wie o niej coraz więcej. Wcale ją to nie zdziwiło, właściwie spodziewała się tego. Prawdopodobnie posiedzi tak jeszcze trochę, a Todd będzie wiedzieć o niej rzeczy, które są skryte głęboko w jej podświadomości, a ukazują się przez pozornie nic nieznaczące czynności. Ale nie przeszkadzało jej to. Nawet była tego wszystkiego coraz bardziej ciekawa. Pytania o psa Niki nieco ją zdziwiły. No bo co jej jedyny przyjaciel mógł mieć z tym wspólnego... No właśnie, przyjaciel. Może o to chodziło?
- Nie, naprawdę dzięki. No tak, wyprowadzałam. A coś w tym dziwnego? - zapytała nieco niepewnie. - Wabi się Drago. Husky syberyjski. Dostałam go gdy miał zaledwie dwa tygodnie. Na swoje dziesiąte urodziny, by mógł mi towarzyszyć. Zaczynałam wtedy mieszkać sama i tata stwierdził, że kompan będzie mi potrzebny. Opiekowałam się nim cały czas i wyrósł na naprawdę mądrego psa. Zawsze mi pomaga na wszelkie możliwe mu sposoby, przyjdzie pocieszy, pobawi się, no i poza tym oboje mamy chyba tylko siebie. No, może i mam jednego lepszego znajomego, ale nie zawsze ma dla mnie czas. Właściwie bardzo rzadko go znajduje. A jeśli chodzi o Drago, to pewnie właśnie śpi najedzony na kanapie.
Pytanie o przyjaciół nieco zmusiło ją na chwilowe zastanowienie się. Przecież nawet nie chciała mieć przyjaciół. Przyjaciele są tylko tymczasowi. Później i tak drogi każdego się rozchodzą i pozostają tylko wspomnienia, za którymi się tęskni. Po co to komu? Czy jest warto zawracać sobie głowę takimi sprawami? Nie, a na pewno nie według Niki.
- Właściwie to wspomniany przed chwilą przeze mnie kolega jest mi jak brat. Jednak czegoś mi w tym brakuje. No z pewnością mógłby spędzać ze mną więcej czasu, ale wiem, że to niemożliwe. No i mam swojego psiaka. On jest mi najdroższy. - skończyła uśmiechając się lekko. Uśmiech jednak nie trwał zbyt długo, gdyż przerwał go nadchodzący telefon. Kto mógł do niej dzwonić? Przecież zarówno tata, jak i George wiedzieli gdzie teraz jest i co robi. Chyba że... jakaś bardzo ważna sprawa.
- Muszę odebrać. - powiedziała do Todda wyjmując komórkę z torebki. - Coś się stało, George?
- Idą po ciebie. Nie wiem skąd wiedzieli, ale zmykaj stamtąd jak najszybciej. Daj mi dosłownie chwilkę, już pędzę, ale schowaj się gdzieś! I uważaj na tego Loundsa. Może mieć z tym coś wspólnego. - Przy tych słowach spojrzała się na mężczyznę.
- Rozumiem. - natychmiast się rozłączyła, wstała i wybiegła z pomieszczenia. Wzięła tylko swoją bluzę i założyła ją. Wróciła do Todda, a z torebki wyjęła swój nóż i schowała go w rękaw. - Cokolwiek się zaraz stanie masz się nie wtrącać, rozumiesz? - Ton jej głosu zdecydowanie się zmienił. Teraz brzmiał zarówno pewnie, jak i groźnie. Minę również miała teraz bardziej skupioną. - A jeśli trzymasz tu jakąś broń, to zaraz może będziesz zmuszony zrobić z niej użytek. Ale powtarzam - TYLKO w celach samoobrony. Dobrze też będzie, jeśli przestaniesz dziamać i udasz, że po prostu cię tu nie ma. - puściła do niego oczko chcąc rozluźnić nieco napiętą sytuację. Nie wierzyła, że Todd może być w to wszystko zamieszany. Nie wiedziała czemu, to chyba ta sławna "kobieca intuicja" jej to podpowiadała. Spojrzała jeszcze tylko na drzwi, które zaraz powinny się otworzyć i ujawnić mężczyzn w garniturach. Tak też się stało. Minęło zaledwie kilka sekund, a dwóch osiłków z pistoletami w ręku weszło do pomieszczenia.
- Jak się bawicie? Uła, przepraszamy, że przeszkadzamy, ale ta panienka pójdzie z nami. - Skierował do Todda, po czym złapał Niki za rękę i pchnął przed siebie. - Ręce na głowę, już! Bo ci te chudziutkie ciałko zaraz przestrzelę!
- Czy tobie stół bilardowy na łeb spadł z drzewa? Przecież ma być cała i zdrowa. - Powiedział jeden z porywaczy do drugiego - tego większego i o wiele lepiej zbudowanego.
- Nie obchodzi mnie to, będę chciał, to zabiję i ją i tego tutaj. No, rusz się!
Niki wychodząc z pokoju wykorzystała fakt, że jeden z bandziorów jest tuż za nią i trzyma jej pistolet przy samej głowię. Nastąpiła specjalnie sobie na sznurówkę i udała, że się przewróciła. To był ten moment, w którym z rękawa prosto do ręki wpadł jej nóż.
- Ty łajzo, już ja cię nauczę chodzić! - Uniósł na nią rękę, aby ją uderzyć, ale to była ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobił. Dziewczyna po prostu bardzo energicznym ruchem wstała, odwróciła się i wbiła mu "kosę" w gardło. Nie był to miły widok, a dławienie się własną krwią mogło przyprawić o mdłości. Nie zastanawiała się nad kolejnym ruchem, gdyż wiedziała jak zareaguje ten drugi. Bez zastanowienia zasłoniła się umierającym, ale niestety zbyt późno. Wystrzał z pistoletu i kula drasnęła jej lewe ramię. Poczuła w nim ostry ból, a zranione miejsce w dosyć szybkim tempie zabarwiło wokół siebie ubranie dziewczyny bordową barwą. Syknęła jedynie, bo wiedziała, że w tej sytuacji nie może się poddać i zacząć okazywać słabości. Bez wątpienia tym razem została by trafiona i prawdopodobnie zabita. Usłyszała jeszcze jeden strzał i dźwięk upadającego ciała. Zamknęła oczy i ścisnęła zęby, ale nic nie poczuła. Czyżby już nie żyła? A no nie ma tak dobrze. Najwidoczniej pochodzi jeszcze po tym wstrętnym świecie.
- Niki, to ja! Wybacz mi. - Był to nadbiegający Goerge również z bronią w ręku. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak Nikov ucieszyła się na jego widok.
- Torebka, chusteczki. Nie wiedziałam, że to tak cholernie boli. - Rzuciła martwe już ciało na bok, a sama usiadła pod ścianą zdejmując bluzę. Nawet nie zorientowała się, kiedy George zaczął robić prowizoryczny opatrunek. Zdjął swój pasek od spodni i zacisnął go na ranie, wcześniej przykładając do niej namoczone chusteczki.
- Bez problemu. Co nie zabije, to wzmocni, ale nie ma rady. Jedziemy do domu i wzywam fachowca w tych sprawach. Wytrzymaj.
- Dam radę, to tylko draśnięcie. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nie zamierzała okazywać słabości. Ból był silny, to prawda, ale cierpienie fizyczne nie jest wcale najgorsze. Są ludzie na świecie, którzy są w o wiele gorszych sytuacjach, a więc i Niki mogła to wszystko przeboleć.
- A ty! - Tu George zwrócił się do Todda. - Jedziesz z nami. Nie podobasz mi się, a nawet jeśli nie jesteś w to wszystko zamieszany to... to właśnie chyba się wplątałeś i siedzisz w bagnie po uszy. Chyba nie muszę ci wyjaśniać dlaczego. A teraz już, przede mną i ręce na kark. - zaczął mierzyć w niego swoim pistoletem, a Niki wykonała ruch głową w stronę George'a, aby zachęcić "Pana Ropuchę" do wykonywania poleceń. Wstała cały czas przytrzymując ręką okolicę miejsca postrzału. Wzięła tylko swoją torebkę i oczekiwała na reakcję Todda. Miała tylko nadzieję, że nie będzie się sprzeciwiać. Szkoda by była, gdyby miał tu zostać również zestrzelony.
- Po dobroci, proszę. - rzuciła jeszcze w jego kierunku.
Gdyby Todd zdecydował się wykonywać polecenia udaliby się wszyscy do samochodu i pojechali do domu Nikov. Jednak to terapeuta miał kierować będąc cały czas na muszce. George służby jedynie za kierunkowskaz. W przypadku odmówienia lub wykonania podejrzanego ruchu George strzeli w mężczyznę.
Pan Ropucha [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 30 Listopad 2014, 18:51
Chciał bardzo dokonać jakiejś wstępnej analizy. Zaproponować kolejny temat. Zadać więcej pytań, może na jakieś odpowiedzieć. Uczynić coś, co poprawiłoby jakość dialogu, gdyż na razie trzymali się sztywno jakiegoś dziwnego schematu. Wysłuchiwał jednak wpierw tego, co dziewczyna miała do powiedzenia, a potem zadzwonił telefon. Cóż, zdarzały mu się już takie sytuacje... Takie w których ktoś odbierał telefon podczas rozmowy w gabinecie, a nie takie, kiedy działo się coś nad wyraz niepokojącego zaraz po tym. Miał taki odruch, na wszelki wypadek trzymał broń w gabinecie, a nie domu, a to z racji, iż paradoksalnie zawsze otwarty gabinet był miejscem bezpieczniejszym w wypadku włamania. Todd odsunął górną szufladę, uderzył w komodę i sprawił, że spód opuściła broń, którą pochwycił w dłoń. Co mu odbiło, żeby słuchać nastolatki? Zupełnie nic. I tak zareagował niezwykle wolno. Ledwie zdołał schować broń za pas, a odgłos groźnie brzmiących kroków zamienił się w nieproszonych gości.
Był pod wrażeniem tego, w co się wpakował, ale nie zszokowało go to, przynajmniej nie na długo. Kiedy oglądał tę przedziwną walkę, gdy sięgał po broń, ale zbyt późno, bo drugi napastnik niestety również skończył marnie. Psyholog odczuł przypływ adrenaliny, którego tak potrzebował. Świat znowu był w ruchu, nie spał, choć na zewnątrz zbliżała się nieubłaganie zima. Todd wyglądał przez okno, kiedy wsparcie Nikov celowało do niego z broni.
W kącikach jego ust zawitał lekki uśmiech. Odwrócił głowę w stronę pozostałej żywej dwójki i ruszył w ich kierunku unosząc ręce ku górze, a z czasem opuszczając je na kark.
- Nie wiem, czy sprzątanie tego... - spojrzał na ciała i przyprawiały go o lekkie mdłości, ale inne strony duszy odzywały się silniej, niż ludzki strach przed śmiercią - ...ma jakikolwiek sens, ale rozumiem, że macie swoje "procedury". Nikt nie powinien tu nam przeszkadzać. Chyba ze zjawi się ICH więcej - jak na kogoś, kto jest na celowniku, był zdecydowanie za spokojny.
Zjawił się przed drzwiami, ale po drodze puścił Nikov oczko, dając do zrozumienia, że nie jest zły za to, co się dzieje. Właściwie to... nie, tak być nie powinno, ale... bawił się wyśmienicie! A przecież to nijak nie łączyło się z jego wizją świata, to co działo się w tym momencie dookoła niego. To był chaos, to były te działania, które były wynikiem zepsucia miasta, ale poczucie misji było w tej sytuacji silniejsze. Tak, Todd Lounds był przekonany, że musi iść z tymi ludźmi, bo będzie w stanie coś w nich zmienić. Chociaż w tej dziewczynie. A może i ona nauczy go czegoś nowego?
- Ach! No tak! - zatrzymał się w połowie drogi do wyjścia. - Płaszcz. Mogę chociaż dostać mój płaszcz? Tam na zewnątrz jest trochę zimno.
Bez względu na odpowiedź, udali się na dół. Zamknął furtkę, udał, że nic się nie stało. Okolica była pusta, jak zwykle o tej porze. Wsiedli do wyznaczonego auta i Todd dowiedział się, że ma być kierowcą. Kiedy ruszali odezwał się:
- Pewnie nie wypada, ale mógłbym się dowiedzieć, dlaczego ci ludzie cię napadli, Niki?
Prowadził według wskazówek, oddalali się dokądś. Nie wiedział dokąd, ale poczucie misji go ani odrobinę nie opuszczało.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!