Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 9 Czerwiec 2015, 19:00 Powrót do korzeni.
Jasne promienie słońca niemiłosiernie wdzierały się do pomieszczenia przez jedyne, na wpół otwarte okno i radośnie wędrowały poprzez każdy jeden mebel na swojej drodze, by ostatecznie trafić na wielkie lustro osadzone na przeciwnej ścianie. Pokój nie był bogato urządzony, bo i ludzie tu mieszkający prowadzili skromny żywot – na tyle mogli sobie pozwolić. Dlatego nic dziwnego, że w tych czterech ścianach znajdowało się wyłącznie stojący pod oknem stolik z ciemnego drewna, na nim lampka, kilka papierów i przybory do pisania – poza tym porządek, niewielka szafa zawierająca ubrania małżeństwa, rozkładana sofa, na której obecnie można było się wygodnie rozsiąść, a nad nią wisząca półka z kilkoma bibelotami. Resztę miejsca zajmowały książki, trzy kwiaty, przy czym jeden choć zakwitł, to nie otrzymał odpowiedniej opieki i powoli zaczynał więdnąć.
Mimo tego bardzo lubiła odwiedzać tę parę. A może raczej przebywać w ich domu, gdy nieświadomi właściciele znajdowali się poza nim.
Obróciła się dookoła własnej osi zerkając w dół na rozkładającą się w ruchu suknię, co zawsze uważała za szczególnie urocze. Zatrzymała się w miejscu w lekkim skupieniu, marszcząc nos i przyglądając się własnemu odbiciu w lustrze.
- Zdecydowanie za mało idealnie, jak na dzisiejszą okazję, nya.
Westchnęła ciężko opadając na sofę, przez co długa, biała suknia odsłaniająca z przodu jej nogi, zaszeleściła i zakryła sobą większość mebla. Czarna kwiatowa koronka ciągnąca się od dołu po samiuteńkie wykończenie na dekolcie idealnie komponowała się z podobnym wzorem na jasnych balerinach. Nawet wstążki przewiązane w jej śnieżnobiałych włosach były... Zaraz. CO?!
- Nya! Co to ma być? – Zerwała z panującą w domu ciszą, nie miało już większego znaczenia czy właściciele wrócą teraz, czy może powiadomi ich ktoś słyszący krzyki zza okna. Źrenice skurczyły się do granic możliwości, a w ustach zabrakło śliny. Całe piękno starannie ułożonej fryzury w sekundę zostało stracone. Nerwowo przeczesywała kolejne kosmyki zastanawiając się, co takiego się mogło wydarzyć, że nie są już one czarne, jak to jeszcze... Kiedy?
Dotknęła swojego ciała, uważnie przyglądała mu się kawałek po kawałku. Ciepłe, cieplutkie i przyjemne w dotyku, zero przezroczystości. ZERO! W żadnym pieprzonym miejscu! A ogon, ogony? Nie było ich! Jeden, pojedynczy, nie dziewięć tak jak powinno to w rzeczywistości być. Czyli wychodziło na to, że utknęła w swojej przeszłości. Ale do tej pory nie zostało jej wyjaśnione, co było przyczyną.
Zdenerwowana, z niemalże pragnącym wyskoczyć z piersi sercem krążyła w tą i z powrotem po pokoju. Mało brakowało, a wydeptałaby tam idealnie okrągłą ścieżkę. Dłonią zatykała sobie usta próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie. I dopiero po porządnym uderzeniu głową o drzwi, doznała olśnienia.
- Drzwi, no jasne! Przecież przed chwilą było jeszcze dookoła mnie ich multum, a później... Zaraz, nya... Śpię? – Uszczypnęła się w ramię, choć nie wiedzieć po co – w końcu wcześniejsze walnięcie w czoło powinno wystarczyć. W każdym razie uznała, że z tego snu ucieczki nie ma, wróciła do swojej przeszłości. Tak, była pewna, że skądś kojarzy to uczucie, które się w niej od samego początku kotłowało, a któremu nie dawała upustu. Może warto się w nie wsłuchać?
Nie wiedzieć czy to właśnie ono, czy może jakieś przeczucie, jednak namówiło ją do spojrzenia przymocowany do boku szafy wiszący kalendarz. Wskazywał na 21 sierpnia. To dlatego tak się szykowałam...
Wygładziła dłońmi materiał sukienki, który teraz był artystycznie powyginany we wszystkie strony. Przeczesała także włosy, na nowo układając w nich czarne wstążki, które po dłuższym namyśle zamieniła na spinki w kształcie motyli. I tak gotowa opuściła mieszkanie jak to miała w zwyczaju – przez okno.
Do domu nie miała daleko, jednak z każdym kolejnym krokiem stresowała się coraz bardziej. Coś wisiało w powietrzu, a ona bardzo nie lubiła i nie chciała być w takim momencie zaskakiwana. Niech będzie to najbardziej męczący psychicznie sen, ważne by wyszła z niego w jednym kawałku. Jak na życzenie droga zaczęła się wydłużać, zdawała się nie mieć końca. Dookoła niej wyrosły mury, ściany, które u góry zamknięte były sufitem. Całe szczęście, że postarali się o oświetlenie. Chwilę dalej, w równych rządkach zaczęły pojawiać się wszelkiej maści drzwi. Jedne zniszczone, inne w abstrakcyjnym kształcie, pstrokate, jednobarwne...
Zawirowało jej w głowie od natłoku ich różnorodności. Dokąd prowadziły? Czy to te same, które wyrosły na pagórkach? Tym razem nie miała nic do stracenia, a przynajmniej niczego takiego nie podejrzewała. Zaglądała to do jednych, to do drugich. Otwierała kolejne, to znów zamykała. Wszystko kończyło się fiaskiem. Za każdym razem nie mogła dostrzec za nimi nic poza jasnym blaskiem pozbawionym jakichkolwiek obiektów i dźwięków. Dopiero stare, wykonane z ciemnego drewna i widocznie już nieco nadgryzione zębem czasu drzwi, dały jej nadzieję. Za nimi nie widziała już tego nieznanego światła, była ciemność, chłód i przeszywająca cisza. One jedyne na tle pozostałych się wyróżniały, do nich także zdecydowała się wejść, ostrożnie stawiając stopy i oplatając dłońmi ramiona, bo ziąb był niesamowity.
- Ciii. Bo jeszcze nas usłyszy. O, już jest. Gotowi? - Znała ten szept, który nieudolnie próbował być niedosłyszalnym. - NIESPODZIANKA! Wszystkiego najlepszego, kochanie!
- Pani... Pani Elizabeth, nya...
Staruszka w typowym dla siebie tempie podeszła do stojącej w osłupieniu kotki, mocno ją wyściskała i z uśmiechem na zmęczonej życiem twarzy wystawiła własnej roboty tort z piętnastoma zapalonymi świeczkami.
jeśli któryś z MG zechce dołączyć, nie będę się sprzeciwiać, aczkolwiek bardzo bym prosiła o kontakt - zależy mi na tym, aby sen był rzeczywiście oparty na wspomnieniach, co zmieni sporo w dalszej fabule. dlatego wolę główny wątek omówić, jeśli nie proszę o zbyt wiele ;)
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 11 Czerwiec 2015, 12:15
Szok, jaki ogarnął kotkę długo jeszcze nie ustępował. Mimo, że doskonale zdawała sobie sprawę, co ją czeka, jeśli rzeczywiście wróci do swojego domu, przygotować się na to nie mogła. Nie dość, że wspomnienia już raz boleśnie w nią uderzyły, nieustannie napływając do głowy, teraz jeszcze wszystko to się zwizualizowało. Mogła to przeżyć dokładnie tak, jak było to osiem lat temu. Mogła dotknąć tą starszą kobietę, babunię, która tyle lat poświęciła na opiekę, dając miłość i wszystko o czym marzyła. Mogła znów czuć ten sam zapach upieczonego ciasta, bo przecież pani Elizabeth dokładnie wiedziała, że było to jej ulubione, tak bardzo słodkie, że mało kto był w stanie je jeszcze zjeść.
Kiedy światła znów się zapaliły wyraźniej dostrzegała każdą zmarszczkę na twarzy kobiety. Wciąż, mimo wieku, w polikach gościły te przedziwne dołeczki. W szerokim uśmiechu rozciągała swoje popękane usta. Odkąd tylko pamiętała, pani miała z tym problemy. Żadne cudowne witaminy, magiczne maści, nic nie pomagało. Jej już prawie całkowicie siwe włosy poprzeplatane, jeszcze gdzieniegdzie blond pasemkami, upięte miała w wysoki kok, jak zawsze. Wciąż ganiła Hebi, by i ta upinała swoje – jak twierdziła, zbyt długie – kudły, bo tylko przeszkadzają w codziennych czynnościach, zasłaniają jej widoki tego świata, pałętają się po całym domu i pod każdym jednym względem są nie na miejscu.
Zaśmiała się do własnych wspomnień, oplatając dłońmi plecy babuni.
- Dziękuję. Tak bardzo tęskniłam, nya.
- Nie wygłupiaj się dziecinko, mogłaś się krócej stroić, wtedy czasu dla nas byłoby więcej. A teraz zdmuchnij świeczki i zajmij się pokrojeniem tortu, goście czekają. – Skwitowała całą wypowiedź potaknięciem głowy. Kobieta chyba nie była świadoma tego, że wszystko to tylko sen. Właściwie dlaczego by miała o tym wiedzieć? Nie istniała już taka możliwość. Nigdy więcej Elizabeth nie będzie śniła wraz ze swoją ukochaną Anastazją.
Zgodnie z poleceniem, nabrała większą ilość powietrza i za jednym zamachem wszystkie piętnaście świeczek zgasło. Teraz także rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło, choć długo nie miała przyjemności się tym napawać. W momencie, gdy wzrok padł na gości, zamarła. Pięć osób, których nie znała. Zaraz, nya... Jacy w ogóle goście? Na moich urodzinach nie było żadnych gości! Każda z nich równie nietypowa. W zasadzie – czy to byli ludzie? Ludzkie ciała ze zwierzęcymi głowami; koń, zając, wilk, niedźwiedź i łoś. Nie wyglądały na maski, ani też na żadne przebranie. Ogon by sobie dala uciąć, że są zupełnie prawdziwe, zrośnięte zresztą ciała. Jakby tego było mało żadne z nich nie wyrażało swoją postawą niczego. Stały tam takie niewzruszone, niczym rzeźby ustawione w salonie. Na samym jego środku, dość zabawnie. Któreś z nich coś symbolizowało? Jak miała to sprawdzić, przecież nie znała się na tych wierzeniach.
Spokojnie, to tylko sen. Oni nie są prawdziwi. Skąd ten nagły brak odwagi? Czyżbyś wraz z kolorem włosów odzyskała dawną siebie, nya? Strachliwa kotka, mimo że znacznie słabsza zarówno fizycznie jak i psychicznie nie była wcale gorsza. Nie mogła tak uważać, bo przecież obie stanowiły jedność. Gdyby nie Dachowiec, Strach by nie istniał, pozbawiony wszystkich cech, które aktualnie posiada. To przeszłość uwarunkowała jej osobowość, nie mogła o tym zapominać, choć tak usilnie starała się odciąć od każdej słabości. Pragnęła zgrywać twardą, odważną i tak mocno niezależną od wszystkich, że chyba sama zaczynała się powoli gubić. W wielu przypadkach sobie zaprzeczała, tworzyła multum niespójności, a także popełniała błędy, do których nie chciała się przyznawać. Nie miała już nikogo, polegała więc na sobie. Nikt nie wyciągnął dłoni, nikt nie uratował przed śmiercią. Bezduszni. Patrzą jak pieprzone posągi, myśląc wyłącznie o własnej skórze. Zawiodłam się na was. Brakowało już tylko...
Odwróciła się od hybryd, pragnąc jeszcze raz nacieszyć oczy widokiem swojej pani, a nikogo poza przygarbionym katem. Twarz miał zasłoniętą, ale mogła przysiąc, że szczerzył do niej zęby. Zbliżał się ku niej, wolnymi krokami, szurając donośnie stopami o podłoże. Dźwięk ten odbijał jej się echem po głowie, nie znajdując upustu. Wysunął dłoń spod peleryny, a trzymany mocno w pięści stryczek swobodnie zwisał kołysząc się przy każdym ruchu ciała.
Gdzie miała uciec? Droga skończyła się w momencie, gdy plecami stała oparta o przeklętych gości. Jak dziecko dała się osaczyć, poddała, nie podjęła żadnej walki.
- Nya! Odejdźcie! Idźcie stąd! Nie chcę tu was wszystkich! – Skuliła się pod stopami żywych posągów, ukryła głowę w dłoniach, ale to na wiele się nie zdało.
Wszelkie dźwięki ustały, powietrze także zdawało się być... gęstsze. Chłód powrócił, przeszywał, paraliżował równie mocno, co strach. Uniosła głowę, ale znów tylko ciemność jej odpowiedziała. Nie czuła za sobą hybryd. Ale one nie odeszły. Płomień świecy przeciął mrok na pół. Za nim zamigotały głowy zwierząt. Widok ten zbliżał się nabierając tempa, aż buchnął gorącem w jej twarz. Upadła, tak, na pewno. W głowie zawirowało od uderzenia. Wszystkie pięć zwierząt wesoło tańczyło dookoła, niczym na karuzeli. Znów milczały, tylko patrzyły.
Kolejny obraz odpłynął.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 12 Czerwiec 2015, 11:01
Ciche pohukiwania sowy niosły się przez otwarte okno prosto z pobliskiego lasu. Rzadkie, rytmiczne dawały jej poczucie spokoju. Wyciszały, kiedy miała możliwość skupić się na czymkolwiek, byle tylko wyrzucić z głowy widok zwierząt. Kołysała się delikatnie, opatulając dłońmi swoje podkurczone kolana. Nie miała pojęcia, czy wciąż znajduje się na przyjęciu urodzinowym, raczej podejrzewała, że zabawa się już skończyła. Jedyne, co dawało jej pewność, to pozostanie w tym samym miejscu. Nie raz wieczorami z zamiłowaniem wsłuchiwała się w koncerty dawane przez leśnych mieszkańców, które wzmagały się dzięki jej kociemu słuchowi.
W pewnej odległości zobaczyła kolejne źródło światła. Nie miała wątpliwości, że chciała się do niego zbliżyć, zobaczyć czym jest. Bez obaw, w ciszy przesiedzieć w jego najpiękniejszym blasku. Blasku Księżyca. Wpadał on przez okno w jej niewielkim pokoju. Jak się w nim nagle znalazła? Takie przekraczanie granic w snach nie powinno być wielkim wyczynem.
Usiadła na łóżku, bokiem opierając się o zimną ścianę. I dzisiejszego wieczora latarnia na zewnątrz odmówiła posłuszeństwa, niewzruszona na potrzeby przechodniów. Chociaż... Nie zapuszczało się ich tu zbyt wielu. Nie była to dzielnica mieszkalna, a skraj lasu i łąki, toteż sklepów czy przeróżnych atrakcji tu brakowało. Teraz jednak pełnia w zupełności wystarczała, dając wszystkim potrzebującym tyle światła, ile tylko zapragnęli. A i podczas wpatrywania się, do jej uszu dotarły kolejne dźwięki, tym razem dochodzące prosto z domu, zza drzwi.
Nucona pod nosem melodia była jej całkiem obca, być może nawet i na bieżąco wymyślana przez wykonawcę. Czy przypadkiem nie kojarzyła i tego dnia? Nerwowe myśli zaczęły krążyć po jej głowie, całe mokre od potu dłonie rozluźniły się, a usta zacisnęły w wąską kreskę. Nie mogło być dobrze. Chciała krzyczeć, ostrzec jak najszybciej przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Przed nieubłaganie zbliżającym się końcem. Tylko ona o nim wiedziała, tylko ona mogła coś tu zdziałać. Tym razem obrócić bieg wydarzeń, uchronić to co kochała, by być może i sama Anastazja została bezpieczna.
Ale nie mogła. Nie umiała tego zrobić. Głos ugrzązł w gardle w żaden sposób nie mogąc się z niego wydostać. Niemoc pochłaniała ją z każdą chwilą coraz bardziej. Ciało stało się wiotkie, do tego stopnia, że nawet podniesienie ręki okazało się niewykonalne. Siedziała uwięziona jak w puszcze. Czuła, widziała, myślała, jednak żadnego działania podjąć nie mogła. Dlaczego znów miała przez to przechodzić? Patrzeć na cierpienie innych, sama przy tym odczuwając niewyobrażalny ból? Nawet jeśli wszystko było snem, rozdzierało jej już wystarczająco zranione serce na miliony kawałeczków. O takiej nocy nigdy nie marzyła. Takiej nocy nigdy nie chciała przeżyć. Miała ją za sobą, więc po co do tego powracać?
Dźwięk tłuczonej porcelany, później wrzask kobiety. Doskonale wiedziała, że taka właśnie będzie kolejność. Jakim idiotyzmem było znać swój... nie tylko swój los. Ciarki przeszły po jej plecach, dreszcze zaczęły wstrząsać całym ciałem, ostatecznie doprowadzając ją do upadku na podłogę. Tam poczuła jak strumienie gorzkich łez niekontrolowanie ciekną po jej skroniach, wypalając swoje ścieżki. Dławiła się własną śliną i łkała, czekając aż to na nią przyjdzie pora. Bo przecież przyszedł do niej, ten który zabił ukochaną Elizabeth, później ruszył po kotkę. Lecz nie uśmiercił, a uderzył na tyle mocno, że utraciła przytomność. Później była już na jakimś placu, bez pamięci, bez wspomnień. Sama.
Tym razem nikt do niej nie przyszedł, nikt nie otworzył drzwi jej pokoju, w których pojawić się miało oślepiające światło. Znów zapadła cisza. Otarła łzy i kurczowo trzymając się falban sukni, sama wyszła naprzeciw oprawcy. Przy blacie w kuchni zauważyła ciemną przeszkodę wyrastającą z podłogi. Jęk, który wreszcie wydobył się z jej ust starała się stłumić dłonią, a mimo to nie udało się go ukryć.
- P-Pani...? – Nogi się pod nią ugięły. Ciało leżącej staruszki trzymała w swoich objęciach. Szeptała w jej włosy, jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest to niesprawiedliwe. Dlaczego, do cholery, ktoś miał taki chory kaprys?!
Krew zalała już większość posadzki, otuliła bladą skórę Hebi.
Naiwna. Nie znała prawdy.
- Anastazjo? Dziecko? Wszystko w porządku? Anastazjo!
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!