• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » Historie Postaci » Retrospekcje » Zoe i Louise po Drugiej Stronie
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Czerwiec 2016, 21:38   Zoe i Louise po Drugiej Stronie

    Zjawiła się znacznie wcześniej - nie była typem spóźniającym się na każde spotkanie. Klasyczna, biała koszula, niedopięty ostatni guzik, pomimo swojego zbyt dużego rozmiaru zdawała się wręcz dusić właścicielkę samym faktem, że w ogóle jest. Usta maźnięte na czerwono, typowe spotkanie w interesach. Szkoda tylko, że nie jest właścicielką jakiejś dobrze prosperującej firmy, a jej towarzyszka, która z pewnością zaraz się zjawi, partnerem biznesowym.
    Klimat tego miejsca zdecydowanie dziewczynie pasował, było tu po prostu... przytulnie. Zamówiła najzwyklejszą kawę z mlekiem, ogarnęła spojrzeniem całe pomieszczenie i usiadła w umówionym miejscu. Na stoliku położyła niebieski długopis i kartkę. Zapisaną.
    Te prozaiczne czynności, w tej chwili tak odległe, zastąpione przez natłok ostatnich zdarzeń wydawały się być wykonywane mechanicznie, odruchowo, jak robot, jak ktoś, kto nie posiada własnych zmysłów. Nawet nie zauważyła kiedy przed jej nosem pojawił się kubek z kawą.
    Czego właściwie oczekiwała? Trudno jej było dopuszczać do siebie myśl, że to wszystko co ukartowała mogłoby wypalić. Czasami przyłapywała się na tym, że robi to tylko po to, żeby nie mieć wyrzutów sumienia za brak jakichkolwiek działań. Poczucie pustki, gorycz rozczarowania - obawiała się, że nawet kiedy go odnajdzie to nic to nie zmieni, nie zniknie jak za jednym pstryknięciem palca, a nawet powróci ze zdwojoną siłą. Co wcale nie oznacza, że jest jej dobrze tak jak teraz. Gdyby jednym winem mogła zaspokoić całe swoje pragnienie spokoju, już dawno zaprzestałaby wizyty w pobliskim alkoholowym.
    Ostatni raz pozwoliła wątpliwości wkraść się do swoich myśli, delikatnie objąć umysł, mocno uderzyć w skroń. Zerknęła na swoje oblicze w odbiciu okna - te same włosy, oczy, ta sama niepewność. Jest jeszcze szansa uciec. Wstać, zostawić niedopitą kawę, tym samym oskarżając się o marnotrawstwo, zrobić pierwszy, drugi, dziesiąty krok i wyjść.
    Z westchnięciem poprawiła się na fotelu i przejechała ręką po włosach. To będzie długi dzień.
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 2 Lipiec 2016, 22:14   

    - O rety, rety, na pewno się spóźnię! - westchnęła, zerkając na zegar wiszący na ścianie i nieświadomie cytując Białego Królika, bohatera pewnej całkiem znanej powieści ze świata ludzi.
    Zoe naprawdę nie była spóźnialską osobą. Może zdarzało jej się docierać do celu na ostatnią chwilę, może dokładne planowanie i - co ważniejsze - trzymanie się tego planu nie zawsze do końca jej wychodziło, ale trzeba przyznać że dziewczyna się starała. Naprawdę. Tylko że nie zawsze wychodziło.
    Lunatyczka stała tak więc przed lustrem w swojej łazience, walcząc by nadać swoim włosom i twarzy jakiś wygląd, który nie będzie straszył mieszkańców Cukierkowej Ulicy. A co najważniejsze - nie chciała zniechęcić swojej potencjalnej klientki. Louise, co? I czego ty ode mnie chcesz? Zastanawiała się, usilnie starając się przykryć czymś czerwonawe ślady pod oczami. Badziewie. Może i kosmetyki były magiczne, ale nawet i one cudów sprawić nie mogły. A Zoe tej nocy nie spała dobrze. Biblioteka, dom i pożar. Skurcz w prawej, poparzonej ręce łapał ją co najmniej kilka razy, nie pozwalając na spokojną noc. Właśnie, nie wiem nawet co tam u staruszków. Trzeba będzie wysłać list.
    Ciekawa była, czy sprawa Louise również dotyczy czegoś z kiedyś. Dziewczynę zawsze to trochę bawiło - zajmowała się sprawami innych, szukała informacji, dostarczała wiadomości, a sama wciąż tkwiła w miejscu ze swoim nierozwiązanym incydentem z przeszłości. Dobrze, Zoey. Załatwię to i zajmę się sprawą pożaru. Tylko po raz który już to sobie obiecywała?
    Dziewczyna ponownie zerknęła na zegarek i mruknęła coś pod nosem. Trudno, może nie będzie wyglądać jak prosto z okładki Głosu Otchłani, ale wolała nie ryzykować zbytniego spóźnienia. Chociaż za tym pierwszym razem powinna sprawiać w miarę profesjonalne wrażenie.
    Chwilę później stała już przy drzwiach, sprawdzając jeszcze czy ma ze sobą jakiekolwiek pieniądze i już, już miała chwycić za klamkę i zbiec po schodach do wyjścia z kamienicy, kiedy przypomniała sobie o czymś. Irys!
    Istotnie, miecz wisiał w pochwie, na haczyku tuż przy drzwiach. Zoe zawahała się. Z jednej strony stanowił on jakby integralną już część lunatyczki, towarzysząc jej niemal zawsze i wszędzie. Ale czy naprawdę potrzebowała go, udając się do kawiarni oddalonej dosłownie pięć minut od swojego mieszkania? Westchnęła cicho.
    - Irysku, zostań tu i pilnuj domu. Wrócę tak szybko jak tylko będzie się dało, dobrze? - zwróciła się czule do ostrza. Bo to nic dziwnego rozmawiać ze swoim mieczem… prawda?
    Kilka chwil później była już przy Słodkim Zaułku. Odrobinę zestresowana weszła do środka i poprosiła pierwszą lepszą kelnerkę o herbatę, zwykłą bez inszych dodatków. W kawiarni bywała od czasu do czasu, więc i obsługa zdawała się ją pamiętać.
    Zoe skierowała się a w stronę umówionego miejsca spotkania, zauważając że Lou już siedzi przy stoliku. Dziewczyna zlustrowała ją szybko, starając się wyciągnąć z tego widoku jakieś informacje. Żadnych szczególnych udziwnień… lunatyczka? Może marionetkarka? Wydawała się być w wieku Zoe, ale ocenianie wieku po wyglądzie w Krainie Luster raczej nie należało do pewnych sposobów. Cóż, zobaczymy co to licho niesie.
    Usiadła naprzeciwko swojej klientki i wyciągnęła w jej stronę dłoń.
    - Cześć! Jesteś Louise, prawda? - krótka pauza. - Ja jestem Zoe. Zoe Liari. Ale to tak właściwie już wiesz, haha! - Zarumieniła się lekko, na niebiesko oczywiście, jak to lunatycy mieli w zwyczaju. Pierwsze spotkania. Takie trudne. Uśmiechnęła się, starając przykryć tym zakłopotanie. - Więc? W jakiej sprawie się tu widzimy? - Nie ma co owijać, najlepiej przejść do konkretów i tyle, ha.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Lipiec 2016, 23:06   

    Zdecydowanie za dużo bujała w obłokach.
    Może ktoś powinien ją uszczypnąć. W takich momentach trudno zrozumieć, że zmysł dotyku jest tak ignorowany wśród innych. Nie wyobrażamy sobie życia bez zachwycania się widokiem czegokolwiek, bez muzyki, cichych dźwięków otoczenia, przekręcania klucza w zamku, rozbitej szklanki. A my tymczasem siedzimy wpatrzeni w przestrzeń, właściwie nie wiadomo na co, zupełnie ignorując kierowane do nas słowa innych, a reagujemy dopiero wtedy, kiedy w końcu ktoś mocno nas szturchnie, uwolni zastane ciało.
    Podniosła wzrok, kiedy kubek z jej kawą zabrzdąkał lekko obijając się o stolik. Siedziała trzymając go chyba pięć minut.
    - Tak, Louise - głos miała zachrypnięty, więc odchrząknęła i starała się usunąć ze swojej twarzy resztki zdziwienia. Zoe wyglądała... młodo. Spodziewała się zdecydowanie kogoś starszego, doświadczonego, ale pomimo swojego wieku, dziewczyna miała dobre rekomendacje - więc i zapewne umiejętności. Postanowiła odepchnąć wątpliwości - tak, znowu one - na drugi plan i uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu i podała jej rękę.
    - Konkretna. To świetnie - pochlebna opinia zawsze na plus. Mimo to jej towarzyszka wydawała się trochę roztrzepana, może podekscytowana? Nie przeszkadzało to absolutnie w niczym, ale sprawiło, że Lou z trudem starała się powstrzymać śmiech.
    Jej samopoczucie nieco podupadło, kiedy spojrzała na kartkę przed sobą, zapisaną, nieco pomiętą. Najważniejsze informacje. Imię, daty, wygląd, rasa. Och, jesteśmy pilnowani, żeby nie było nam aby za dobrze, dlaczego zatem nie można nagromadzić szczęścia na potem?
    - Szukam brata. Zaginął kilkanaście lat temu, teraz powinien mieć dwadzieścia jeden. Mniej, więcej. Lunatyk. Nigdy nie dotarła do mnie żadna informacja o jego śmierci, więc... nadzieja matką głupich, co? - zaśmiała się ponuro i obróciła kubek wokół własnej osi. Pokiwała głową jakby sama do siebie, po czym wyprostowała się, próbując odnaleźć spektrum tego skandalicznego zachowania.
    Wygładziła koszulę.
    - Właściwie wszystko co potrzeba masz wypisane tutaj - wskazała na kartkę i wyciągnęła z kieszeni zdjęcie, które również przesunęła po stoliku w kierunku Zoe - ale jeśli chcesz wiedzieć coś jeszcze to pytaj. Szare włosy, zielone oczy. Tutaj ma jakieś sześć lat. Zupełnie niepodobny do mnie, za to przypomina matkę.
    Nie wiedziała, czemu dodała do wypowiedzi ostatnie zdanie.
    - Problem jednak leży w tym, że to jest... niepewne. Praktycznie wszystko mogło się zmienić, od imienia po wygląd. Mógł trafić gdzieś, gdzie nie powinien - spojrzała znacząco na Zoe, próbując wychwycić, czy zrozumiała, że ma na myśli pewne organizacje - a to przyczynia się do wielkich zmian. Cholernie wielkich. Wiem, że to trudna sprawa, ale nawet jeśli nie dasz rady pomóc mi w odnalezieniu brata, chciałabym żebyś dowiedziała się czego tylko możesz o organizacjach.
    Odetchnęła.
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 6 Lipiec 2016, 11:14   

    Zoe przyglądała się uważnie swojej rozmówczyni. Chociaż ekspertką od ludzi i lustrzaków nie była, to domyślić się mogła bez problemu że Lou coś trapi. Jakby tak nie było to raczej by się do ciebie nie zwracała, nie, Zoey? Lunatyczka westchnęła ukradkiem nad tym, jak problemy obcych jej osób potrafią szybko stać się jej własnymi. Gdyby tak mogła zdystansować się, potraktować zlecenie jak kolejną pracę… Ale nie. Dla Białego Królika stanowiło to zawsze coś ważniejszego. Czasem cała sytuacja potrafiła ją wręcz przytłoczyć, owszem, zwłaszcza gdy sprawa zdawała się beznadziejna. Nic jednak nie była w stanie poradzić na to, że chciała pomóc, szczerze pomóc, a zdecydowała się na to zanim jeszcze siedząca przed nią Lunatyczka wyjawiła konkretny powód spotkania. Poza tym, Zoe naprawdę schlebiało gdy ktoś zadawał sobie trud by właśnie ją wynająć do podobnych usług.
    Rozpromieniła się na uwagę-komplement od dziewczyny, jednak twarz Zoe momentalnie przybrała skupiony wyraz gdy tylko Lou podsunęła jej papiery. Mruknęła tylko coś w rodzaju Mhm, rozumiem. na potwierdzenie słów tamtej i w ciszy zaczęła przeglądać dokumenty. Przeczytała szybko, może nieco pobieżnie, informacje, starając je sobie posegregować i połączyć w głowie. Dłużej zawiesiła wzrok na zdjęciu.
    - Mogę to ze sobą zabrać? Ja jestem w stanie dokładnie zapamiętać wygląd, ale jeśli miałabym się rozglądnąć, hmm, dokładniej... Fotografia może się przydać, nawet bardzo. - krótka pauza. - Gwarantuję że potem ci ją zwrócę, w jednym kawałku. - dodała z ciepłym uśmiechem starając się... Właściwie co? Uspokoić w jakiś sposób swoją rozmówczynię? Przekazać jej Hej, nie martw się, na pewno będzie dobrze! ? Pokazać, że ma jak najlepsze intencje i szczerze chce pomóc? Zresztą Zoe nie musiała nawet szczególnie się starać, sprawa Lou naprawdę ją przejęła. Tylko czy da radę pomóc dziewczynie w jakikolwiek sposób? Sprawa wydawała się Lunatyczce po części martwa, w końcu wszystko zdarzyło się już kilkanaście lat temu. Ale... Chciała, a raczej - musiała spróbować. Żeby dać Louise chociaż cień nadziei, jakiś skrawek który a nuż pomoże jej jakoś odnaleźć brata. Gdyby tylko Zoe wiedziała jak pocieszyć Lunatyczkę, z pewnością już by to zrobiła. Nie była jednak dobra w te klocki, uznała więc po prostu że najlepiej będzie jak najszybciej zacząć działać. Bo chociaż właściwie Zoe nie powiedziała wyraźnie, że przyjmuje zlecenie poszukiwań, to oczywistym dla niej było że właśnie się tego podjęła.
    Pokiwała głową.
    - Trafić gdzieś, mówisz? - spojrzała na nią znacząco i splotła dłonie pod podbródkiem. - Organizacje... - Ach, nie ma co krążyć. - Masz może na myśli głównie... Morię? - zapytała, odrobinę przyciszonym głosem. Nie ma co ściągać niepotrzebnej uwagi innych gości, prawda? Rozmawiając z Lunatyczką postanowiła pozwolić sobie na bezpośredniość, w końcu powinna ona znać ludzki świat na tyle by chociaż ogólnikowo kojarzyć tę organizację i jej... cele. - Wiesz, wiadomo, inne… stowarzyszenia działają tu i ówdzie, ale one raczej nie porywają dzieci. - Albo robią to na mniejszą skalę, hmm. - Ale jasne, popytam się, porozglądam, już o to się nie martw.
    Zerknęła jeszcze raz na papiery.
    - Czy on posiadał jakieś, nie wiem, szczególne moce? Coś co go szczególnie wyróżniało? - zastanawiała się Zoe, po części zwracając się do Lou, po części myśląc na głos. - Może coś konkretnego zainteresowało... Kogoś? - spojrzała ponownie na Lunatyczkę. - Zakładam, że niczego podejrzanego w dzień zaginięcia albo trochę wcześniej nikt nie zauważył? Skąd w ogóle zniknął? Otchłań, jak się domyślam? Daleko od Bramy? - oparła czoło na dłoni i zmarszczyła nieco brwi w skupieniu. Skoro to dzieciak był, to mógł się nawet przelunatykować niechcący na drugą stronę, wpaść pod… ten, jak to było… Au-to, właśnie, i tyle po nim. Albo gdzieś tutaj, jakaś bestia się napatoczyła i koniec, nawet kości nie zostają. Właśnie takie wytłumaczenia wydawały się najbardziej prawdopodobne dla Zoe, w końcu mało to niebezpieczeństw czyhało na niedorosłych Lunatyków? Zresztą nawet ci doświadczeni ginęli często w tajemniczych okolicznościach. Porwanie nie brzmiało tu więc jak najbardziej możliwa koncepcja, ale kto wie? Na razie jednak Biały Królik postanowiła nie dzielić się swoimi wątpliwościami. Nadzieja to dobra rzecz.
    Urwała swoje rozmyślania, gdy kelnerka postawiła przed nią herbatę. Uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaczęła mieszać gorący napój.
    - Właściwie... Dlaczego dopiero teraz zaczęłaś szukać brata? Coś się wydarzyło? - zapytała, dając upust swojej ciekawości. - Chyba że prowadzisz te poszukiwania już od dłuższego czasu...? - Ale bezowocnie?
    Zdała sobie prawie natychmiast sprawę, że pytania te mogły zabrzmieć odrobinę nietaktownie i rozdrapywać niepotrzebnie jakieś rany. - Nie musisz oczywiście odpowiadać, ale jeśli to może nam jakoś pomóc... - zawiesiła głos, licząc na to, że Lou jednak zdecyduje się coś powiedzieć.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Lipiec 2016, 19:39   

    Czy Lou coś trapiło? Zdecydowanie nie. To coś większego, cięższego wywiercało jej dziurę w brzuchu, wciągało od środka i za nic nie chciało wypuścić. Jak już jej coś w życiu wyjdzie to może ta ciemna, enigmatyczna siła powodująca trwały niepokój (nie, to nie depresja!) zniknie. Ale nawet układanie włosów jej nie wychodzi.
    Od zniknięcia brata w jej domu nastało przygnębiające poczucie straty, coś w rodzaju żałoby. Rodzice jakby zamknęli się we własnych światach, nie wpuszczając ani siebie nawzajem, ani swojego dziecka. I o ile czas leczył rany, to nie zdołał odbudować ponownie więzi pomiędzy rodziną - głównie dlatego Lou postanowiła żyć na własną rękę. Skończyła naukę, zabrała plecak i trochę pieniędzy, po czym sama zaczęła zarabiać na siebie, niestety coraz bardziej pogłębiając się w samotności, którą nieudolnie próbowała stłumić w alkoholu i herbatkach uspokajających. Może i przez jej życie przeszło wiele osób, ale depcząc niestabilne emocje naszej bohaterki, zostawiło po sobie wielkie nic.
    - Jasne. Właśnie po to ci ją daję - uśmiechnęła się słabo i wsunęła kosmyk włosów za ucho. - To dosyć stare zdjęcie. Przykro mi, ale jak sama widzisz nie było okazji zrobić nowszego... chociaż może jeszcze przyjdzie na to czas.
    A wtedy to nawet zrobią sobie we trójkę. A co!
    Lou domyślała się, że jej rodzice wiedzą o wiele więcej niż mówią. Na pewno sami prowadzili poszukiwania, ale nigdy nie chcieli jej w to bardziej wtajemniczać, po pierwsze dlatego, że była dzieckiem, a po drugie nie chcieli jej narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Mimo to, ciągłe tajemnice powoli stawały się problemem, z którym dziewczyna nie mogła sobie poradzić, więc nie chcąc tkwić w domu przepełnionym wręcz trującym, paranoicznym strachem, po prostu wyjechała.
    Mimowolnie rozglądnęła się szybko dookoła, lustrując każdy kawałek kawiarni, czy aby nic podejrzanego nie przykuje jej wzroku, ale nie zauważyła nic, co mogłoby zakłócić ich rozmowę. Nachyliła się do Zoe i przyciszyła głos.
    - Tak, głównie o to mi chodzi. Ale wiesz, nie jestem zbyt obeznana, i o ile te oczywiste organizacje nie są jakąś wielką zagadką, to co jeśli istnieje coś, o czym nie wiem? Wtedy sprawa trochę się komplikuje - zmarszczyła brwi i spojrzała na Zoe wzrokiem pełnym determinacji. Szok. - Coś nietypowego, o czym nie mamy pojęcia. Wszystko jest możliwe. Zwłaszcza tutaj.
    Rozsiadła się wygodnie na fotelu i poprosiła kelnerkę, by zamówić herbatę (zapewne z małą wstawką).
    Zastanowiła się przez chwilę nad pytaniami Zoe. To było tyle lat temu - wspólne zabawy, przechwalanie się mocami, siniaki na ciele, bo przecież nie zawsze bywało tak pięknie. Niczego nie żałowała, uważała, że dzieciństwo naprawdę się jej udało. Nie wszyscy mają taką szansę. Dopiero później, bez tego małego dzieciaka zaczęło się walić.
    - Miał taką moc... wiedział kiedy ktoś kłamie. Cholernie przydatne. Poza tym nie był jakość szczególnie uzdolniony. Ale za to miał dobrą głowę. Może i był małym dzieckiem, ale interesowała go wiedza. Taka chodząca mądrala.
    Och, coraz ciężej. To jak wchodzenie po schodach, na początku jest lekko, a potem zwyczajnie się męczysz. Teraz następowały te mniej przyjemne pytania, ale równie ważne, kto wie czy nie najważniejsze.
    Ten dzień, jeden z najgorszych w jej życiu, a ona znowu musiała go sobie przypominać. Czasami pamięć jest zgubą, ale jako jedyna łączy nas solidnym i nierozerwalnym sznurem z przeszłością. Co właściwie się wtedy wydarzyło? Zupełnie nic.
    - On po prostu wyszedł. Jak zwykle. Dzieciaki w okolicy tak były wychowywane - baw się sam, radź sobie sam. Większość się tam znała, więc nie było większej obawy o cokolwiek, ale tym razem poszedł się pobawić i zwyczajnie już nie wrócił - przetarła zmęczoną twarz dłonią, mając nadzieję, że zetrze z niej resztki tego bezczelnie drapiącego policzki, kłującego w oczy bólu. - Szkarłatna, tak. Ponure miejsce.
    A może jest po prostu smutne? Przygnębione? Różni ludzie, różne odczucia, tak samo wpływają na to wydarzenia, a Lou zdecydowanie Szkarłatna Otchłań nie pomogła w prowadzeniu szczęśliwego życia.
    Wolałabym nie odpowiadać. Ale tak, odpowiem, bo jestem głupią krową i choć raz zrobię coś jak należy.
    - Zaczęłam poważniejsze poszukiwania kilka miesięcy temu. Moi rodzice oczywiście też je prowadzili, ale nie przekazywali mi żadnych informacji. Koniec końców nie zdążyłam ich o nic wypytać. Zmarli rok temu.
    Upiła spory łyk postawionej już wcześniej na stoliku herbaty.
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 9 Lipiec 2016, 19:31   

    Słuchała, słuchała uważnie i z zaciekawieniem. Kilka tropów, nitek za którymi może podążyć, już miała. Było dobrze, całkiem dobrze. Może nawet trochę nerwowo powierciła się na fotelu, po części nie mogąc doczekać się poszukiwań.
    Moria... Trzeba się będzie wybrać na drugą stronę. Ta myśl wywołała u niej leciutki, leciuteńki strach. Zoe nie była obyta z ludzkim światem, na pewno nie na tyle na ile powinien znać go typowy Lunatyk i jakoś zawsze coś stawało jej na przeszkodzie by lepiej poznać tamtą stronę. Możliwe że łatwo nie będzie, lecz nie zamierzała nic o tym mówić Louise, w końcu nie chce jej dokładać zmartwień, prawda? Zoey, profesjonalna jak zawsze.
    - Jeśli tylko twój brat przewinął się przez którąś z organizacji, sekt, stowarzyszeń, czegokolwiek, to ja już się do tego dokopię. - odparła lekko, może trochę zbyt beztrosko. Czy przypadkiem nie była zbyt pewna siebie? Chociaż prędzej był to jej optymizm, czasami bywający uciążliwy. Ale i pomocny.
    Kolejne przytaknięcie, mruknięcia na potwierdzenie, lekkie uśmiechy. Zoe nic nie notowała, przynajmniej nie na kartkach, bo w głowie systematycznie układała sobie te strzępki informacji podawane jej przez Lou. Zadziwiające było to, jaką pedantką była jeśli chodziło o jej wewnętrzną bibliotekę, cała ta wiedza zapamiętywana i składowana od kilkunastu lat, wszystko miało swoje dokładnie określone i przestrzegane miejsce. Szkoda tylko, że nie wszystko umiała sobie tak ładnie poukładać jak swoją pamięć.
    Ha, a jednak Louise odpowiedziała na niewygodne pytania.
    Zoe przez moment patrzyła po prostu na Lunatyczkę, trawiąc informację, podaną niby mimochodem, niby nie najważniejszą, a jednak… Zmarli? Oboje? Wypadek…? Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, pocieszycielką była marną, ale chciała wykonać jakikolwiek gest, zrobić cokolwiek co mogłoby wesprzeć Lou. Z jednej strony - może to już dawna sprawa, może po trosze zapomniana. Ale Zoe bywała całkiem emocjonalna i ta wieść o śmierci rodziców ją dotknęła, bardziej niż chciałaby przyznać. Wykonała więc jakiś bliżej nieokreślony gest dłońmi, wstała, podeszła do tamtej, nachyliła się i po prostu ją przytuliła. Trochę niezgrabnie i niezręcznie, ale za to szczerze.
    - Louise. Nie obwiniaj się. - cicho, łagodnie. Zoe sama nie wiedziała dlaczego powiedziała akurat to. Do czego chciała się odnieść? Zaginięcia brata? Śmierci rodziców? Wszystkiego i niczego? Nie była pewna czy to, co mówi brzmi właściwie, czy w ogóle powinna pozwolić sobie na taki stopień spoufalenia, w końcu to miało być kolejne spotkanie z klientem, wszystko wyjaśnione, sprawa załatwiona, zapłata otrzymana, koniec kontaktu. Ale tym razem dla Zoe to było coś więcej, być może z powodu różnych analogii do jej własnego życia, które tak ją uderzyły. Louise, czy ty zostałaś całkiem sama…?
    Odsunęła się delikatnie, odgarniając włosy i być może jakąś zabłąkaną łzę. Tak, Zoe nic na to poradzić nie była w stanie, że empatia czasami dawała o sobie znać aż za bardzo.
    Uśmiechnęła się, trochę jakby przepraszająco. Wróciła na swój fotel.
    - Wybacz, mam nadzieję że nie masz mi tego za złe. Hmm… A... wracając do naszej sprawy… - Naszej. - ...to możesz trochę odpocząć. Naprawdę, i tak już dużo zrobiłaś. Teraz zostaw to mi. - może to były puste pocieszenia, rozdmuchane słowa otuchy. Ale Zoe chciała jakoś, chociaż odrobinkę ukoić… niepokój? Żal? W każdym razie to coś, czarną dziurę ssącą Lou od środka. Uświadomić ją, że zawsze, zawsze znajdzie się ktoś, na kim może się podeprzeć.
    Nawinęła na palec kosmyk włosów i zerknęła gdzieś w bok. Czasami potrafiła być całkiem nieśmiała, zwłaszcza gdy nie mogła przewidzieć reakcji rozmówcy. Ale gdy w głowie zapalała jej się lampka ,,potencjalna przyjaźń” to nie mogła, po prostu nie mogła zignorować tego instynktu.
    - Wiesz… - nerwowe kaszlnięcie. - ...nie zawsze trzeba spotykać się typowo w interesach. Na Cukierkowej można znaleźć kilka całkiem przyjemnych winiarni, to znaczy kawiarni, ekhm… - Nie polubi mnie. Powie że jestem głupia. Żebym się zajęła lepiej swoimi sprawami. I poszukiwaniami. Jak ty możesz w ogóle coś takiego proponować, Zoey, nie widzisz że ona ma teraz co innego na głowie…? - gorączkowo rozmyślała, wciąż nie patrząc na Lou.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Lipiec 2016, 21:36   

    Może za dużo od niej wymaga? Lou nie chciała narażać jej na kłopoty, ale w końcu to praca, za którą przy okazji dostaje wynagrodzenie. Sama Lunatyczka chwytała się wszystkiego, czego tylko się dało, a kiedy już uzbierała na tyle, by prawdopodobnie opłacić usługi Zoe, w końcu mogła kupić sobie coś więcej niż bochenek chleba i jogurt brzoskwiniowy. Na przykład sypaną, zieloną herbatę.
    Mimo to, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pomimo swojego doświadczenia Zoe jest nieco młodsza od niej. A przynajmniej tak wyglądała. Rzecz w tym, że to Kraina Luster - tutaj można wyglądać na dziesięć lat a w rzeczywistości mieć sto dziesięć.
    - Mam nadzieję, że jednak się nie przewinął. Jeśli tak, to prawdopodobnie wszystkie informacje, które ci podałam szlag trafił - skrzywiła się na samą myśl, że może wyglądać inaczej, nazywać się inaczej, być cyrkowcem albo niczego nie pamiętać. Wtedy znalezienie go jest nadzwyczaj nikłe, a według dogłębnych kalkulacji - prawie zerowe.
    Spojrzała na Zoe, kiedy ta wstała ze swojego miejsca. Wychodzi? Zdziwiona otworzyła usta, żeby powiedzieć jeszcze, że będą w kontakcie i ewentualnie podać numer telefonu, ale kiedy dziewczyna obeszła stolik, pojawiła się tuż przy niej i tak po prostu ją przytuliła, nie zdołała ukryć niedowierzania, które w momencie pojawiło się na jej twarzy. Przez chwilę najzwyczajniej w świecie nie miała pojęcia, co robić - przy tak prozaicznych czynnościach ludzie po prostu się gubią. Zmarszczyła brwi i niezgrabnie poklepała Zoe po ramieniu, zatroskana i gdzieś tam w środku zupełnie rozbita, że akurat ta dziewczyna zdołała przez nią przeniknąć i zrozumieć jedną z największych jej obaw - że większość sytuacji, które poszły nie po jej myśli, były spowodowane właśnie jej decyzjami. Winna.
    Tylko dlaczego przejęła się tą sprawą do tego stopnia, że zdołała jej w ten sposób współczuć? Sama Louise starała się zachowywać powściągliwie i neutralnie, bez większych emocji, żeby nie wymuszać niepotrzebnych reakcji, bo z jednej strony wcale tego współczucia nie chciała. Nie można komuś współczuć, jeśli to jego wina.
    Kiedy spojrzała w zeszklone oczy Zoe, poczuła się zupełnie bezsilna. Odprowadziła ją wzrokiem z załamanym wręcz wyrazem twarzy - emocje Louise momentami były jak otwarta księga. Pochyliła się do przodu, oparła łokcie na stoliku i mocno zacisnęła palce na skroniach.
    - Dużo? Zoe, nie zrobiłam kompletnie nic. Przez kilka lat bujałam się po Świecie Ludzi, raz na miesiąc odwiedzając rodziców. Spieprzyłam po całości i do tego dalej nie wiem, czy mój brat w ogóle żyje.
    Płakać nie będzie. Co to, to nie. Właściwie to w tym momencie podniosła głowę i odetchnęła głęboko, doprowadzając się do poprzedniego stanu.
    Czy ona właśnie zaproponowała spotkania? Takie zwyczajne, koleżeńskie wypady do winiarni? Winiarni?!
    Może zaczniemy od nowa? Hej, jestem Louise, Lunatyczka z urodzenia, a również jak stwierdziłam ostatnimi czasy, z natury. To chyba te książki i łaknienie wiedzy o tym przesądziły, ale to już zupełnie bezwarunkowy odruch. Z dzieciństwa pozostał mi jedynie blask kilku fikcyjnych wspomnień - brat mądrala, kłótliwi rodzice i rozbite czoło po potknięciu się o kamień. Nie jest to coś, o czym warto rozmawiać, więc zacznijmy od momentu, w którym przeniosłam się do Świata Ludzi. Chociaż nie. O tym też nie warto rozmawiać.
    I co? Tak jej powiesz?
    - Winiarnia. Tu mnie masz.
    Słaby, naprawdę słaby uśmiech. Ale szczęśliwy.
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 13 Lipiec 2016, 11:54   

    Zoe naprawdę wierzyła, że się uda, że jakieś szczęście uśmiechnie się do niej czy do Lou i szepnie coś o zaginionym. Ale to była jej optymistyczna wiara i nie potrafiłaby, nie byłaby w stanie przekonać do niej swojej rozmówczyni, chociaż bardzo by chciała. Uśmiechnęła się więc tylko, troszkę jakby przepraszająco za to, że na razie nie jest w stanie zrobić nic więcej.
    Za chwilę nieco spochmurniała, zawstydzona odrobinę.
    - Wybacz. - powtórzyła, czując jakiś przymus usprawiedliwienia swojego małego wybuchu emocjonalności. - Tylko... Twoja historia tak bardzo przypomina mi moją. To znaczy, inaczej. Ja nie straciłam bliskich, ale miał miejsce pewien... Wypadek. Pożar. I potem coś pękło, opuściłam dom, zostawiłam rodzinę, ruszyłam w świat. Zaczęłam uciekać i nadal uciekam i sama nie wiem przed czym. - westchnęła. Gdyby tylko potrafiła ująć lepiej w słowa to, co ją dręczyło. Ale nie umiała. - Ale co tam, to już stare dzieje, nieważne. - machnęła lekceważąco ręką i zaśmiała się, ale jakoś bez radości. Potem nerwowo zamieszała herbatę, zakręciła pasemko włosów na palcu. Błądziła gdzieś wzrokiem, unikając spojrzenia Louise. - Wybacz. - rzekła znowu. - To spotkanie nie miało być o mnie, ale po tym wszystkim potrzebowałam to powiedzieć. Tak po prostu. - wypiła duszkiem resztę napoju.
    Dziewczyna chciałaby jakoś przekonać Lou, powiedzieć jej Hej, zostaw to, to już przeszłość, nie ma co rozdrapywać. Ale wiedziała, wiedziała nawet (a może zwłaszcza) po sobie, że to tak nie działa. Siedziała więc cicho, pozwalając tamtej dokończyć to, co zaczęła.
    Zoe rozpromieniła się cała dopiero w odpowiedzi na widok uśmiechu Louise. Może słaby, może faktycznie, ale to już jakiś początek.
    - Ha! Coś tak czułam, że ci ten pomysł przypadnie do gustu. - puściła do niej przyjazne oczko, oddychając z ulgą. Udało się, przynajmniej tyle. - Jest taka jedna winiarnia, właściwie dwa kroki od mojego mieszkania. Naprawdę przyjazna, zobaczysz. - I można zamawiać na zeszyt. Tak, to z pewnością był niezaprzeczalny atut. - Ale to innym razem. - Zoe była świadoma, że Lou przekładałaby teraz informacje o bracie nad najlepsze nawet wino świata. Dlatego Lunatyczka nie chciała przedłużać, chociaż siedziało jej się tu dobrze, może trochę stresowała się całym spotkaniem i obowiązkiem jaki właśnie podjęła, ale mimo to nie była aż tak skrępowana jak zwykle.
    Lunatyczka przypomniała sobie o jeszcze jednej, całkiem istotnej kwestii.
    - Jak będę się mogła z tobą skontaktować? List, tak jak ostatnio? Czy coś innego? - wcale nie przeszkadzały jej papierowe przekazy, ale pewności nie miała czy Lou taka forma odpowiadała najbardziej.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 17 Lipiec 2016, 18:54   

    Niesamowite jak ciężko było przejść z jednego tematu do drugiego, zwłaszcza, kiedy podczas rozmowy Lou poczuła się zupełnie rozbrojona i najchętniej zakończyłaby swoje wywody krótkim "po prostu to załatw". Może i było to ledwo kilka minut, ale miała wrażenie jakby rozmawiała znacznie dłużej, w końcu wypowiadała się na tematy dość osobiste, ale ku swojemu zdziwieniu stwierdziła, że robi to z własnej, nieprzymuszonej woli i podaje znacznie więcej informacji niż ma w zwyczaju. Ta nagła wylewność nie była czymś, co Lunatyczkę szczególnie zadowalało, ale w tym przypadku, kiedy miała przed sobą osobę z podobnymi problemami, postanowiła chociaż raz nie karcić w duchu swojego postępowania.
    Przemieszała resztki herbaty, krzywiąc się na dźwięk uderzeń łyżeczki.
    Och, podstawowa różnica znajdowała się w tym miejscu - Louise dokładnie wiedziała przed czym ucieka. Co noc te dręczące, nocne koszmary skutecznie jej o tym przypominały. Odrzuciła mętne myśli na późniejsze rozważania i spojrzała na Zoe bystrym wzrokiem, który mógł wskazywać na to, że gdzieś w odmętach jej świadomości rozpoczyna się proces trzeźwego myślenia.
    - Stare dzieje często później dają o sobie znać... jak widzisz - poczęła z obojętnym wyrazem twarzy, jakby mówiła największą oczywistość, którą po prostu trudno jest przyjąć do wiadomości. Z różnych powodów. - Jeśli chcesz o tym pogadać... - dodała, jej łagodny ton wypełnił chwilową ciszę - to po prostu mów. Ludzie często wolą wygadać się obcym osobom. Przynajmniej wiedzą, że ich opinia niewiele znaczy.
    Nędzne próby wytłumaczenia własnego zachowania, to po pierwsze, a po drugie... właściwie nie miała pojęcia dlaczego to zaproponowała. Może trochę poczuła się do tego zobowiązana, za samą zgodę zajęcia się sprawą zaginionego brata, może chciała trochę dłużej posiedzieć z Zoe, posłuchać czegoś innego niż te same, ciągle przewijające się, drażniące uszy, szczypiące w język słowa periodycznie przez samą Lou wypowiadane. Zawsze bardziej nadawała się na słuchacza, utrzymywała kontakt wzrokowy, nie przerywała, nie oceniała. Każdy popełnia błędy.
    Przejdźmy do bardziej przyziemnych i przyjemnych aspektów - wino, oczywiście. Bezwzględna rozkosz!
    Uniosła brwi zszokowana, po tekście o guście, po czym próbując się nie roześmiać przybrała na wpół groźny wyraz twarzy.
    - Chcesz powiedzieć, że wyglądam na pijaczkę - a skąd, moja droga, oczywiście, że nie. Ty nią po prostu jesteś. - Świetnie. W końcu ktoś, kto rozumie moje potrzeby.
    Nałóg nałogiem. No cóż.
    Rozluźniła się trochę, znowu wplatając swoje denne żarty (które w rzeczywistości najbardziej śmieszą właśnie ją samą) i zagryzła policzek od środka. A powinna ugryźć się w język.
    - Wiesz, tutaj to jedynie listy. Jeśli będziesz w Świecie Ludzi to chyba najszybszą i najwygodniejszą opcją jest telefon. Podam ci mój numer - wzięła jedną z kartek leżących na stoliku i po chwili pojawiły się na niej liczby zapisane pochyłym pismem. Podsunęła ją w kierunku Zoe, jakby w ogóle nie biorąc pod uwagę, że dziewczyna może nie mieć komórki. - Listy tam odpadają. Moje miejsce zamieszkania jest dosyć... niestabilne. Tak, do dobre określenie - ostatnie zdanie mruknęła już do siebie pod nosem.
    Odchrząknęła, nie do końca chcąc kończyć to spotkanie. Co będzie robić przez resztę dnia? Zatapiać smutki w alkoholu? Zoe pewnie zacznie poszukiwania od jutra, czemu zatem nie ponarzekać na wszystko wspólnie...
    - Może zamówimy coś jeszcze? - kiwnęła w kierunku kelnerki, nie czekając na odpowiedź. Cóż za zaborcze podejście! Uwaga Zoe, jak już Lou się uprze, to trudno ją zniechęcić.
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 20 Lipiec 2016, 00:13   

    Wcale nie chciała, żeby to spotkanie przekształciło się w rozmowy o przeszłości, a konkretnie - o jej przeszłości. Bo i po co, ona tu była od pomagania, a nie od użalania się nad sobą. Innym zawracać głowy nie chciała, radzić sobie potrafiła sama. W tym momencie czuła się niemal winna, że cokolwiek w ogóle Lou powiedziała. Zresztą, nie dość Kluczniczka miała swoich spraw i problemów? Zoe niemal przeprosiła, po raz kolejny, za to że tak z niej te cząstkowe zwierzenia popłynęły.
    Wzruszyła tylko ramionami, uśmiechnęła się jakoś krzywo. Odruchowo podrapała prawą rękę - bliznę, która dobitniej niż cokolwiek innego była dla niej dowodem tego, że stare dzieje dają o sobie znać. Milczenie Lunatyczki przedłużało się, czyniąc atmosferę jakąś ciężką i smutnawą. W końcu ocknęła się, jakby wyrwana nagle z głębokiego zamyślenia.
    - To jest, jakby to ująć... Chyba potrzebuję żeby ktoś mnie porządnie kopnął. Zmotywował.- Żebym się przestała bać. Żebym nie próbowała zapomnieć, tylko zaakceptowała. Ale to zachowała dla siebie. - Zresztą nieważne, naprawdę nieważne. - dokończyła, cicho ale stanowczo. Nie chciała tego drążyć, nie dzisiaj. Nie potrzebowały nawzajem się dołować. Ją samą takie rozmyślania wpędzały w paskudny nastrój, ot co.
    Początkowo zmartwiła się odrobinkę, czy aby Lou naprawdę nie odebrała jej uwagi o winie w złym sensie. Zaraz jednak się rozluźniła, uśmiechnęła. W żadnym razie nie wzięła swojej rozmówczyni za pijaczkę, nałogu u niej nie podejrzewała żadnego. Może kiedyś będzie jej dane się jeszcze przekonać, czy naprawdę też tak jest? Zobaczymy, zobaczymy.
    Zoe sięgnęła po karteczkę z numerem i po chwili wpatrywania się w cyferki, dołączyła ją do reszty dokumentów otrzymanych wcześniej.
    - Telefon. Jasne, nie ma sprawy. Będę... telefonować w razie czego. - liczyła, że użyła poprawnego słowa, starając się przy tym brzmieć całkowicie pewnie. Telefon... Wiedziała co to jest. Ogólnikowo. Ba, potrafiła nawet z tego korzystać. Szkoda, że czysto teoretycznie. Dasz radę, Zoey! Byle tylko nie dać teraz po sobie poznać, że nie do końca się ogarnia pewne sprawy. Nie przyznawać się do niewiedzy. Najlepszy plan.
    Miło zaskoczyła ją propozycja Lou, by jeszcze razem posiedzieć w kawiarni. Lunatyczka zerknęła za okno, na zewnątrz ciemne chmury zaczęły zaciągać niebo, a i wewnątrz zrobiło się jakby chłodniej. Pogoda nie zachęcała szczególnie do czegokolwiek poza lenistwem przy filiżance czegoś... rozgrzewającego.
    - Proszę herbatę. Hmm, z rumem. I miodem. - złożyła zamówienie u pobliskiej kelnerki. Liczyła, że Lou również skusi się na napój z wkładką, w końcu wiadomo nie od dziś, ze takie wynalazki lepiej smakują w towarzystwie.
    - A co, jak już znajdziesz brata? Myślisz że on będzie w ogóle chciał kontaktu? Skoro nie próbował wrócić do domu, to... - wypaliła nagle, kiedy ponownie zostały same. Gdy tylko słowa z niej uciekły, zdała sobie sprawę co tak właściwie powiedziała. Nieco za późno. Zoey, mistrzyni taktu.
    Nie chciała wcale wpędzać Lou w głębszy dołek. Nie zamierzała jej w jakikolwiek sposób uświadamiać, że poszukiwany najpewniej jest martwy albo zupełnie niezainteresowany byciem odnalezionym. Ale wyszło jak wyszło, teraz mogła mieć tylko nadzieję, że Kluczniczka nie odbierze tej ciekawości Zoe zbyt źle.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Lipiec 2016, 20:06   

    Podparła brodę na dłoni i spojrzała na Zoe z żywym zaciekawieniem.
    Zwykle jak już ludzie mieli okazję użalać się nad swoim beznadziejnym bytem, to po prostu to robili. To jest ta dziwna potrzeba współczucia. Pocieszenia. Powiedzenia, że wszystko będzie dobrze, choć wcale nie będzie. Może i większość tematów jakich się nasłuchała to problemy w rodzinie, z chłopakiem, wszelkiego rodzaju akcje typu ta sama sukienka na imprezie - i pomimo tego, że wydaje się to okropnie przyziemne, dla wielu jest to katastrofa. I nie można tego kwestionować.
    Nie uszło jej uwadze także to niekontrolowane zachowanie Zoe - moment, w którym sięgnęła do oparzonej dłoni, był momentem, którego Lou przez długi czas nie zapomni. Z początku nawet nie zauważyła, zbyt zajęta swoimi własnymi tragediami, żeby zwracać uwagę na tak nieistotne w jej mniemaniu detale... a teraz się to na niej odbiło. I trafiło w tę pustą głowę.
    - Jak będziesz chciała żeby cię kopnąć, to daj znać. Jestem specjalistką - puściła jej oczko zwieńczając tym swój przyjazny ton. Nie będzie drążyć tematu na siłę. Jeśli Zoe będzie chciała, na pewno jej o tym opowie. Jedno jest pewne, obie w swoim życiu niejednokrotnie tonęły. Nie wiedziała na ile ta lodowata, bulgocząca woda przytopiła Zoe, ale być może wspólnie będą mogły odbić się od dna.
    Jak to jest z tym pijaństwem, Drogi czytelniku, to nawet mi trudno określić.
    - Świetnie - czy to nowy nawyk wpajania sobie konkretnego słowa i powtarzania go co kilka minut? - Jakbym nie odbierała to dzwoń do skutku. Nigdy nie słyszę tego cholernego starocia.

    O ile chmurna pogoda za oknem odpowiadała naszej protagonistce w zupełności, to już poza oknem, kiedy musiałaby postawić stopę za drzwiami kawiarni, wszystko oprócz samopoczucia stawiłoby się w szykownym buncie. Niespecjalnie przepadała za upałem, a deszczowa pogoda wydawała się klimatycznie idealnie dobrana do nastawienia i usposobienia (haha!), no ale właśnie, zarówno włosy jak i cała reszta organizmu broniła się przed nadchodzącym zepsuciem - czy to rozwaleniem fryzury, czy złapaniem kataru. Ale na herbatę rozgrzewającą zawsze jest czas. Przynajmniej według Louise.
    - Dobry wybór. To samo proszę - nie chcąc na dzień dzisiejszy przesadzać z alkoholem, uśmiechnęła się lekko zarówno do Zoe jak i kelnerki, chcąc nieco ukryć ten ponury, przykry nałóg. Przecież nie zacznie się szczerzyć jak głupi do sera, trochę taktu!
    Zoe wydawała się być jak otwarta księga, mówi co jej ślina na język przyniesie, bez obawy o zakrztuszenie, ale to już najwidoczniej ten typ człowieka - najpierw robi, potem myśli. Z Lou jest nieco inaczej, bardziej powściągliwie i subtelnie kieruje swoimi słowami, a rozpalony błękit oczu zdaje się zdradzać niewiele - o ile nie ruszy się tematu, który albo drażni, albo wprowadza w głęboką i pełną bólu melancholię. O zakłopotanie niespecjalnie trzeba się martwić, rzadko kiedy pozwala sobie na tego typu żenujące sytuacje, za każdym razem intensywnym wysiłkiem obracając wszystko w żart... do tego stopnia, że powoli całe jej życie staje się jednym, nużącym żartem. Jakby to jeszcze nie był ten rodzaj ponurego komizmu, to można by się pokusić o lekką nutę zainteresowania... ale no. Właśnie.
    Ku swojemu zdziwieniu - i mojemu również - podeszła do tematu nadzwyczaj spokojnie, w pierwszej kolejności wzruszając spiętymi ramionami.
    - Chyba tkwię w naiwnych przekonaniach, że nigdy nie wrócił, bo zwyczajnie nie mógł. Bo coś mu na to nie pozwalało. A jak już się dowiem co, to osobiście się tym zajmę - wyciągnęła z kieszeni gumkę do włosów i związała loki w wysoki kucyk. Teraz czas na pełne niedowierzania, dumne westchnięcie - Lou wyglądała w końcu trochę przyjaźniej. Zwykle okalające jej twarz ciemne loki pogłębiały tego zimnego wizerunku, a kilkudniowy, lekko rozmazany tusz powodujący cienie pod oczami nie sprawiał korzystnego wrażenia. Ale co tam! Przynajmniej pasuje do charakteru.
    - A ty co byś zrobiła na moim miejscu?
    No co, Zoe?
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 26 Lipiec 2016, 00:25   

    Uchwyciła ten moment kiedy Lou zerknęła na jej pobliźnioną rękę i jakoś odruchowo się wzdrygnęła, schowała dłoń pod stół, starając się jednak, by jak najnaturalniej to wyglądało. Zazwyczaj nie kryła się z tymi poparzeniami, wyglądało to jak wyglądało, ale w końcu nie było się czego wstydzić. Tylko… tylko że teraz Zoe poczuła się tak, jakby ze swoją małą tragedią obnosiła się dookoła. A przecież to nie było nic takiego. Nikt nie umarł nawet. No, oprócz książek, ale to inna sprawa. Im więcej o tym myślała, tym bardziej niezręcznie jej się robiło, i coraz bardziej sobie uświadamiała jak dobrze właściwie w życiu jej się wszystko poskładało. Nie miała nawet na co narzekać... aż tak bardzo. Dlatego nic więcej o sobie mówić nie chciała, przynajmniej nie teraz. Kiwnęła za to ochoczo głową na propozycję Lou, zastanawiając się skąd to jej kopniakowe doświadczenie wynikało. Mówiła o sobie samej, czy o kimś innym? Cóż, kiedyś się może dowie.
    Dzwonić! Dokładnie tak, dzwonić. Zanotowała sobie to słowo w pamięci, mając nadzieję że jej nieszczęsne telefonowanie nie brzmiało zbyt dziwnie. Zdawało się jednak, że Lou nie zauważyła tej niepewności u Zoe, było więc dobrze. Całkiem dobrze, dopóki nie będzie musiała nauczyć się obsługiwać prawdziwego, ludzkiego Tele-fonu. Ale nie ma co martwić się na zapas! Zupełnie nie ma co, Zoey.
    Winiarnia, teraz herbata z rumem… czyżby obie miały tak podobny gust? A może to po prostu ogólnolunatyczne upodobania? Nie, żeby jej to przeszkadzało, ba - wręcz przeciwnie!
    Lou po raz kolejny zdecydowała się odpowiedzieć na nieco niezręczne pytanie, ha. Chyba będzie się musiała do tego przyzwyczaić, jeśli planuje z Zoe spędzać więcej czasu na rozmowie.
    A co, jeśli nie będzie chciał wrócić? Tym razem jednak udało jej się zatrzymać język za zębami, nie ma co prowadzić takich przykrych spekulacji. Zresztą, najpierw trzeba by w ogóle zaginionego odnaleźć
    - Co ja bym zrobiła…? - powtórzyła, zakłopotana trochę tym odbiciem pytania w jej stronę. Masz teraz za swoje, Zoey, za swoją wścibskość. Chwilowo uratowało ją pojawienie się kelnerki, z dwoma filiżankami, imbryczkiem, miodem, rumem i nawet każda z dziewczyn dostała po herbatniku! To była dobra kawiarnia, zdecydowanie.
    Ale ten krótki przerywnik nie był w stanie zatrzeć pytania. I co ja mam ci powiedzieć, Louise? Odetchnęła głębiej.
    - Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie mam rodzeństwa, nigdy nie miałam nikogo bliższego w rodzinie - Ani poza nią. - więc… ciężko mi się odnieść. - Patrzyła chwilę w błękitne oczy tamtej, zastanawiając się jakiej odpowiedzi może oczekiwać. Liczyła, że szczerej. - Przede wszystkim, pozwól mu wybrać. Może… może wcale nie chcieć wracać. Do przeszłości i w ogóle. Może nic go nie powstrzymywało, poza, no wiesz. Poza nim samym. - spuściła wzrok, zdając sobie sprawę, że właśnie założyła powodzenie misji poszukiwawczej. A co, jeśli się nie uda? Zoe trochę się bała. Tego, że zawiedzie, ale i tego, że bezowocne próby w jakiś sposób… złamią Lou. Chociaż, może te poszukiwania to był jej początek stawania na nogi, a nie - chwytanie się ostatniej szansy?
    Zadumana, nalała sobie herbaty, potem miodu i rumu. Zamieszała, upiła łyk. Idealna mieszanka na takie przedpołudnie. Rozgrzało ją to niemal natychmiast, aż ponownie się zarumieniła. - Wiesz, ja naprawdę jestem ostatnią osobą która powinna dawać innym rady. - zaśmiała się, jakby z żartu który ona sama jedna mogła zrozumieć.
    Nagle jakby spoważniała, wyprostowała się. Przewertowała jeszcze raz wszystkie papieru które dostała od Lou, zaczęła podliczać sobie różne rzeczy w głowie. W końcu to interesy, prawda? Ile by tu zaliczki wyszło… Dwieście, trzysta? Nie. Nie, po prostu nie była w stanie. Nie mogła poruszać teraz kwestii pieniędzy, ta krótka rozmowa z Lou na tyle ją z nią zżyła, że wydawało jej się to teraz po prostu… niewłaściwe. Oj, Zoe, długo nie pożyjesz z takim miękkim sercem.
    Poczeka, zobaczy. Może klientka sama poruszy tę kwestię, w końcu na razie nigdzie im się nie spieszy.
    Właśnie, a skoro nigdzie im się nie spieszy, to czemu by nie powspominać?
    - Hej, Lou. - oho, już zdrabnia jej imię, już się od przyjaźni nie wyplącze. - Tak właściwie, nie byłaś nigdy w mojej bibliotece? - zapytała, z nadzieją że może a nuż dzielą jakiś odległy czas i miejsce. - W Otchłani, na wschód od Lasu Drzwi, prowadzili ją moi rodzice. Sporo Lunatyków się przez nią przewinęło, nigdy cię rodzice na wycieczkę nie zabrali…? - czy takie zbiegi okoliczności były w ogóle możliwe? Ale z drugiej strony - czy ponowne spotkanie byłoby aż tak niecodzienne? W tym wypadku Zoe zawodziła pamięć, ale gdyby Lou podała jakiś szczegół… mogła sobie przypomnieć, czyż nie?
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Lipiec 2016, 23:21   

    Zawsze mamy na co narzekać, a nawet jak już wszystko jest idealne, to i tak skarżymy się na to, że jest nam zbyt dobrze.
    I jakie dookoła? Przed sobą miała jedynie Lou i jej dociekliwe pytania, jako że musiała się dostosować do swojej rozmówczyni, to cała poplątana seria niewygodnych i osobistych pytań jeszcze przed nimi. Ale na to zdecydowanie przyjdzie jeszcze czas; jakieś ciepłe, letnie popołudnie otulone delikatnymi pastelowymi kolorami, przyjemne odcienie brązu i żółci, promienie zachodzącego słońca i stara, ale nadal żywa knajpa. Czujecie ten klimat? Oddziałuje na zmysły, pogłębia uczucie błogości, na tyle mocno, że ciągnie za kostki na samo dno, ale nikt nie ma na tyle silnej woli, by temu zapobiec.
    Wszyscy Lunatycy to alkoholicy!

    Uniosła jeden kącik ust ku górze, słysząc jak Zoe powtarza zadane jej pytanie - czyżby nie znała odpowiedzi? Nie ma zresztą co się dziwić, stawiamy kogoś nieznajomego w zupełnie obcej sytuacji, obcej nawet dla samej Lou. Dlaczego? Ani trochę nie czuła się w tym wszystkim, a jej nędzne próby i starania kończące się do tej pory fiaskiem tylko pogłębiały nużące poczucie rozczarowania i porażki, pustosząc wszelkie dobre intencje, które starała się od siebie dawać. Jedynie te dręczące wspomnienia pozwalają jej pamiętać, że to wszystko co się dzieje, w dużej mierze dotyczy jej samej i jako weteranka wielu nieprzespanych nocy może z przykrością stwierdzić, że dopóki nie rozwiąże tego do końca, to nigdy porządnie się nie wyśpi.
    Następne słowa Zoe wpadły jej do uszu na tyle boleśnie, że pozostawiły po sobie długie i drażniące echo, a sama właścicielka owego aparatu słuchowego zaprzestała powolne zajmowanie się swoim napojem i tępo zaczęła wpatrywać się we własną szklankę.
    Nie jest to coś, co szczególnie powinno poruszyć zgorzkniałe serce ponurej alkoholiczki, ale jednak poruszyło. Ba, chwyciło za kołnierz tej niedopiętej koszuli, szarpnęło i rzuciło w najbliższą ścianę, aż ciało nie odbiło się z impetem o ziemię. Poza nim samym? Żartujesz sobie? Całość trwała jednak zbyt krótko, by uznać Louise za kompletną dziwaczkę, bo już zdążyła przymknąć zmęczone powieki i zwilżyć wargi rozgrzewającą herbatą.
    - Cokolwiek nim kierowało, muszę się tego dowiedzieć - powiedziała to bez złośliwości, ale też bez szczególnego zainteresowania. Nie była na siłach wdawać się w dyskusję, czy jej brat tak zwyczajnie olał wszystkich, dla których się liczył i nie wrócił do domu, bo własne "ja" mu na to nie pozwalało, czy stoi za tym jakaś głębsza sprawa. Wystarczy na dzisiaj tych mętnych wrażeń.
    Czy Lou można złamać? Być może, ale to na pewno nie ten czas - zbyt długo padała na kolana, by nie wiedzieć, że trzeba mieć siłę się podnieść.
    Zamyśliła się nieco, przesuwając wzrokiem po wertujących kartki dłoniach naszej Zoe i popijając napój zastanawiała się czy nie zapomniała o czymś na tyle istotnym, że dziewczyna przeglądała wszystkie papiery z większą zawziętością niż ona biegała po promocyjne zakupy.
    - Bibliotece? Odwiedziłam mnóstwo bibliotek - zmarszczyła brwi, jakby zaabsorbowana tą informacją - ale te w Otchłani... to było kilkanaście lat temu. Możliwie, że bywałam tam przed zniknięciem brata. Potem jakoś przestałam zwiedzać cokolwiek w Szkarłatnej - westchnęła ciężko, przypominając sobie poszczególne elementy tworzące niewątpliwie jakieś wspomnienie. - Ale zaraz. Czy to ty chodziłaś z tą okrutnie różową wstążką we włosach?
    Okropnie. Okropnie różową.
    Nagle rozjaśniła się nieco i wyprostowała, kości w kręgosłupie strzeliły cicho gdzieś w przestrzeń.
    - A tak. To jak z zapłatą? Nawet mam pieniądze, tak - nie do wiary! Lou i pieniądze to zdecydowanie rzadko spotykany widok. - Byle tylko nie wszystko naraz, bo wolę się czegoś dowiedzieć zanim umrę z głodu, czy coś.
    Posłała sekundowy uśmiech nowo poznanej koleżance i miała szczerą nadzieję, że ten niepohamowany urok osobisty na nią zadziała. Ach, ta pogarda dla świat materialnego! Co tam majątek, dużo bardziej liczą się te zmysłowe doznania, prawda?
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 1 Sierpień 2016, 18:08   

    Przytaknęła, nie chcąc się wdawać w dalszą dyskusję na temat motywów zaginionego. Od gdybania wolała działanie, a takie rozmyślania tylko głębiej pchały w pesymistyczne ścieżki. Może właśnie dlatego tak często podejmowała impulsywne decyzje? Byle za dużo się nad tematem nie rozwodzić, nie dopuszczać negatywnych wizji. O ile łatwiej jest uciec...! I potem uciekać tak już, ciągle i zawsze.
    Pociągnęła łyk herbaty i zaraz zakrztusiła się nią, kiedy tylko Lou przypomniała dziewczynie o pamiętnej wstążce. Na szczęście kilka odkaszlnięć pozwoliło zażegnać kryzys, ale dziwny niesmak związany z samym wspomnieniem pozostał. Skrzywiła się aż na wspomnienie tamtego kawałka materiału, przez który mała Zoesia tyle wycierpiała. Za dziecka, Lunatyczka zupełnie nie rozumiała jak jej mama może uważać wstążkę takiego jarzącego i przesłodzonego koloru za śliczną i uroczą. I żeby męczyć ją tą ozdobą zawsze wtedy, gdy zjawić się mieli goście! Kiedyś zaczęła zastanawiać się nawet, czy aby nie posiada ona magicznych właściwości. W końcu tyle razy chowała ją między książkami, wyrzucała przez okno… Raz nawet spaliła w kominku! Ale nie, kolejnego poranka rodzicielka radośnie wiązała na główce swojej udręczonej pociechy przesadnie dużą kokardę i posyłała do zabawy. Na szczęście pewnego dnia ta zabawa się skończyła - ktoś chyba w końcu dał za wygraną przy upartości małej Zoe.
    - Taaak. Różowa wstążka, że też akurat to musiałaś zapamiętać. - powiedziała, trochę z wyrzutem, ale zaraz się roześmiała. Mimo wszystko, to był dobry kawałek wspomnień. - Zaraz, zaraz. Czyli to z tobą szukałam smoków-mieszkających-na-strychu? - rzekła konspiracyjnie, a zaraz zakłopotała się, pamiętając jak niektóre dzieci uciekały od niej kiedy zaczynała znosić im opasłe tomiszcza bestiariuszy i męczyć opowieściami o przeróżnych potworach. Raz nawet doprowadziła jakąś kotkę do płaczu, opowiadając straszne legendy o Ludziach Zza Lustra. Ale Lunatyczne dzieci to co innego i chyba powinny nadawać na tych samych falach, prawda? - Nieźle się wtedy twój braciszek wystrachał, haha...
    Spochmurniała trochę na wspomnienie tamtej, jeszcze jednej osóbki dramatu.
    - Więc to Duma… - westchnęła. Nie chciało jej teraz przejść przez gardło to słowo. Zaginął. Odszedł. Jak dziwnie, że ta więź, tak odległa i cienka, teraz właśnie o sobie dawała znać. - Dumka, Dumadło, co? - uśmiechnęła się gorzko, przypominając sobie jak Lou zawsze uwielbiała przekręcać imię brata. A może to było tylko fałszywe wspomnienie, stworzone naprędce przez Zoe by zatkać dziury w pamięci? Spotkanie miało miejsce zanim jeszcze nabyła zwyczaj i zdolność zapamiętywania wszystkiego, dosłownie wszystkiego, więc teraz takie braki w chronologii były dla niej obce i niezwykle ją irytowały. - Wszędzie zaglądał, wszystko chciał wiedzieć. Słodziak. - Chyba. Chyba tak właśnie było. - Pewnie teraz co druga Lunatyczka by się za nim obejrzała... - dokończyła ciszej, zdając sobie sprawę że mówi tak, jakby uznała go już za zmarłego. Przeczesała włosy ręką, próbując ukryć jak niezręcznie dla niej samej to zabrzmiało.
    Zaraz wróciła jednak do przyziemności, do materialności. Ulżyło jej nieco, że to Lou zdecydowała się pierwsza poruszyć kwestię pieniędzy.
    - A, zapłata, no tak, tak. - odpowiedziała z roztargnieniem. To zawsze była jej najmniej ulubiona część spotkań w interesach. - Pomyślmy. - przybrała jakże poważny i, w jej mniemaniu, profesjonalny wyraz twarzy. - Co powiesz na taką opcję - przysługa za przysługę? Bo wiesz, ja… - uciekła wzrokiem. Tyle ze stoickiego spokoju, ha. - Nie mam do końca dobrych wspomnień. Stamtąd. Dlatego później to tylko krótkie wypady były, w interesach, bo źle i nieswojo za lustrem się czuję. - Zoey, przejdźże do sedna w końcu! - I… tak myślę, skoro ty tam spędzasz czas, u ludzi znaczy, to może wynajmę cię kiedyś jako, hmm, przewodniczkę? Przysługa za przysługę, dokładnie tak. Pokażesz mi, na przykład… Ki-no, o! - zaakcentowała dziwnie słowo, jakby obce i wcześniej nieużywane. - A jako zaliczkę możesz mi postawić dzisiejszą herbatkę. Pasuje? - zapytała, trochę niepewna, czy Lou spodobają się takie warunki. - A, i drobnym druczkiem w tej naszej umowie stoi, że obowiązkowo wybieramy się do winiarni żeby oblać smutki i ponarzekać na życie. - dodała. Pieniądze pieniędzmi, na ich nadmiar nigdy nie dane jej było narzekać, ale nie czuła się na siłach zdzierać z Lou ostatnie grosze. Ot, taki płynny cennik miała, i już. Oby tylko Kluczniczka nie uznała że to jakieś specjalne traktowanie i nie chciała się obrażać.
    Kiedy nieopodal stolika przemykała kelnerka (Że też zawsze zjawiała się w najodpowiedniejszych momentach! Zastanawiać by się można, czy nie posiadała aby mocy czytania w myślach.), Zoe poprosiła ją o rachunek.
    - Trochę już tutaj siedzimy, nie sądzisz? - dopijając herbatę, zerknęła na zegar wiszący na ścianie. - W dobrym towarzystwie szybko czas leci, haha. - rzuciła w jej stronę uśmiech, coś pomiędzy Wybacz, że tak jakby chcę ci uciekać., a Hej, ale naprawdę jesteś fajna, spotkamy się jeszcze! Oby tylko Lou wyłapała te subtelne aluzje.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Sierpień 2016, 19:16   

    Nie przesadzajmy, różowa wstążka przynajmniej działała jako charakterystyczna cecha naszej drogiej Zoey. Szkoda tylko, że magiczne właściwości tego niewątpliwie uroczego przedmiotu nie przekładają się na pieniądze - gdyby tak wydawane pojawiały się na drugi dzień z powrotem...
    - Uwierz, zdarzało mi się szukać znacznie gorsze rzeczy... - wzruszyła ramionami i przewróciła oczami, przypominając sobie wszystkie swoje wędrówki i skręcone kostki. Pech chciał, że zamiłowanie do podróży pozostało jej do dzisiaj i nadal jest to pociąg do miejsc odludnych, dzikich, z niewątpliwie niepowtarzalną atmosferą. Ale może właśnie Louise taka była - nieodgadniona, może nieco tajemnicza.
    Usłyszenie imienia brata w ustach koleżanki było dziwnym przeżyciem - w końcu nie wypowiadała go nawet ona sama. Nie to, że każda litera tego imienia boleśnie raniła ją w uszy i przedostawała się gdzieś do wewnątrz umysłu, gdzie zagnieżdżała się na dobre na kilka następnych godzin - bardziej niepokojące było to, że praktycznie już zapomniała jak ono brzmi. A te wszystkie poprzekręcane i zgryźliwe wersje jego imienia były tylko i wyłącznie wynikiem tak częstego, wzajemnego dokuczania, ale błagam, które rodzeństwo się nie kłóci? Na dobrą sprawę, podobno każda taka sytuacja jeszcze bardziej umacnia więzi - szkoda tylko, że oni nie mają szansy z tego skorzystać.
    - Co za zbieg okoliczności - uśmiechnęła się lekko, zafascynowana tym, co los jej dzisiaj zgotował. - Nie spodziewałam się, że spotkam jeszcze kogoś znajomego po tylu latach.
    Nie chciała sobie wyobrażać jak Duma mógł teraz wyglądać - chociaż to było tak naprawdę jej najmniejsze zmartwienie. Co jeśli Duma to już nie Duma? Może ma inne imię, może niczego nie pamięta, podczas gdy ona całymi nocami odpędzała męczące wspomnienia; może faktycznie nie będzie chciał jej zobaczyć, poznać na nowo. Może nie będzie chciał wracać do tego, co teraz nie ma dla niego większego znaczenia.
    Z wdzięcznością spojrzała na Zoe, gdy ta zmieniła temat i przeszła do kwestii zapłaty (pomimo tego, że to wcale nie jest lżejsza sprawa) i już szykowała portfel w celu znalezienia gotówki, kiedy słowa koleżanki sprawiły, że zamarła.
    - Żartujesz? Nie ma mowy, muszę ci coś zapłacić - rzuciła na stolik przed nią kilka banknotów, po czym cicho się zaśmiała. - Ale jasne, nie ma sprawy. Możemy się wybrać do ki-na - dodała, podrabiając akcent Zoe. - Mogę cię wziąć gdzie tylko chcesz. Chociaż nie ukrywam, że winiarnia pasuje mi najbardziej...
    Właściwie to spotkanie powinno być w istocie zdecydowanie krótsze, a tymczasem przekształciło się w jakiś wspólny wypad po latach, co mimo wszystko niespecjalnie przeszkadzało naszej Lunatyczce. Było miło, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy, teraz trzeba mieć tylko nadzieję, że niedługo ponownie nastąpi.
    - Jasne. Dziękuję za wszystko. Będziemy w kontakcie - dopiła resztki herbaty wstając od stolika i dorzucając jeszcze trochę pieniędzy, żeby zapłacić za rachunek. Zamknęła pośpiesznie torebkę i postanowiła jak najszybciej się zmyć, zanim Zoe zacznie protestować w kwestii kasy, po czym machnęła jej na pożegnanie będąc już w połowie drogi do wyjścia. Kiedy się odwróciła, nieszczęśliwie wpadła na tę wiecznie obecną kelnerkę, która na szczęście dopiero co zaniosła zamówienie i nie miała nic konkretnego na tacy - po czym rzuciła ciche przepraszam i opuściła lokal.

    z/t
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 9