• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » Historie Postaci » Retrospekcje » Hebi i Zoe w objęciach Chmary
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 7 Lipiec 2016, 14:54   Hebi i Zoe w objęciach Chmary  

    Jestem głodna. Jakby w odpowiedzi na tę myśl w brzuchu Zoe zaburczało, ale jakoś cicho i niemrawo. Nawet jej kiszki nie miały siły dawać o sobie znać. Lunatyczka błąkała się tak już… ile czasu? Długo, to pewne. A nie jadła chyba jeszcze dłużej. Okradziona gdzieś na szlaku, jedynie z ubraniem na grzbiecie i mieczem, który tuliła do siebie obiema rękami, jakby obawiając się że ktoś jej go zabierze. Rozpuszczone, postrzępione włosy, podkrążone oczy i podarty w zbyt wielu miejscach płaszcz, by stanowić jakąkolwiek ochronę przed świszczącym wiatrem. To zagubione i zabiedzone stworzenie przedstawiało doprawdy żałosny widok. Nastolatka szła przed siebie, powoli i ospale, unikając spojrzeń podejrzanych, na szczęście nielicznych, istot kręcących się w okolicy. Mroczne Zaułki, co? Jak ja tu w ogóle wylądowałam…? Coś jej świtało… Próbowała się teleportować w pobliże jakiegokolwiek miejsca gdzie byłaby w stanie znaleźć oparcie, schronienie i pomoc a wyrzuciło ją… no właśnie. W najgorszą część Krainy Luster do której może trafić wystraszona dziewczyna bez grosza przy duszy. Gdzieś w głębi Zoe zaczynała obawiać się, że jej przygoda z opuszczeniem domu i wyruszeniem w szeroki świat skończy się równie szybko jak się zaczęła, starała się jednak odsuwać te natrętne i nieprzyjemne myśli jak najdalej od siebie.
    Na razie wciąż nie była w stanie próbować magicznych podróży bez ryzyka skrajnego, może nawet śmiertelnego wycieńczenia. A nic nie zapowiadało, żeby w najbliższym czasie nabrała sił i odpoczęła. Wlokła się tak więc, noga za nogą, coraz wolniej i wolniej. Przed oczami migotały jej zwodnicze, czarno-czerwone plamki. Z wyczerpania? Z głodu? No i ta woda którą piłam ze studni, wczoraj, pamiętasz Irysku? To… nie wiem czy to była woda, naprawdę nie wiem. Wyciągnęła przed siebie miecz, patrząc intensywnie na niego, jakby oczekując odpowiedzi. Czy on się właśnie do niej uśmiechnął? Zachichotała i przytuliła Irysa jeszcze mocniej.
    Od kilku minut Zoe stała na czymś w rodzaju skrzyżowania ze skwerem na środku. Zastanawiała się. Każda z dostępnych dróg zdawała się być wyborem gorszym od poprzedniego, dlatego po prostu skręciła w lewą stronę, bo była jej najbliższa i nie wymagała od dziewczyny nadludzkiego wysiłku przemaszerowania przez cały placyk.
    Tuż za rogiem atmosfera jakby minimalnie, ledwo dostrzegalnie się zmieniła. Uliczka była jeszcze bardziej opustoszała, właściwie to Zoe nie mogła dostrzec na niej ani jednej żywej, tudzież martwej, duszy. Kilka domostw, a raczej zmierzających ku zawaleniu się ruder, zaśmiecony chodnik i trochę uschniętych drzew - ten widok nie napawał nadzieją. Lunatyczka zaczynała czuć coraz większy niepokój, ziarenko kiełkującej paniki. Miała w zanadrzu jeszcze jeden plan, ale chciała go zostawić na absolutną ostateczność. Tylko czy przypadkiem ta ostateczność nie zbliżała się do niej wielkimi, dudniącymi krokami? Dum dum dum…
    Jedna z fasad szczególnie zainteresowała Zoe. Drewniany, piętrowy dom o pokaźnych rozmiarach, mający z pewnością lata świetności za sobą, ale wciąż budzący pewien podziw. Ciemne deski, gdzieniegdzie zdobione ornamentami, przedni ogród, a raczej coś co kiedyś było ogrodem, brukowana ścieżka… To była wręcz pocztówka prosto z lunaparku, idealny dom grozy, z duchami, kurzem i strachem w środku. Oraz oczywiście z salą tortur pod ziemią, kulminacyjnym punktem programu.
    Zanim Zoe zdała sobie sprawę z tego co robi, nogi same poniosły ją przez to, co zostało z trawnika, w stronę jednego z okien. Lunatyczka obrzuciła jeszcze wzrokiem okolicę, nie wyglądało jednak na to by ktoś się do niej zbliżał. Przysunęła się więc bliżej szyby, przycisnęła do niej nawet czoło, a chłód szkła pozwolił jej nieco rozjaśnić myśli. Chociaż nie była w stanie dojrzeć zbyt wiele, to wszystko wskazywało na to, że budynek jest opuszczony. A jako że wyglądał na, swego czasu, dość bogaty przybytek, to czemu by nie sprawdzić czy coś tam nie zostało i nie leży czekając na znalazcę? Zoe nie liczyła na jedzenie, ale może cokolwiek innego, coś co uda się spieniężyć? Na razie stała tak jeszcze, z nosem przy oknie, myśląc o tym jak dawno nie widziała porządnego łóżka. I takiego bez robaczych przyjaciół, hm.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 9 Lipiec 2016, 14:54     

    Ważne informacje, które mogą się przydać w tej fabule: czas akcji, kiedy Hebi "żyje", jest więc Dachowcem, konkretniej Przytulanką, jej pamięć ogranicza się do góra roku-dwóch wstecz, wygląda jeszcze tak.


    Kurczowo zacisnęła kościste palce na swoich ramionach, przy okazji lekko wbijając w nie swoje zaniedbane od jakiegoś czasu pazury. Przeszedł ją dreszcz, jeden, drugi i kilka kolejnych, które były zarówno objawem przeszywającego jej ciało chłodu, jak i strachu, jaki towarzyszył Hebi od momentu przekroczenia pierwszych uliczek Mrocznych zaułków. Nie, żeby znalazła się tu przypadkiem, o nie! Przecież od tak dawna tę wyprawę planowała. To znaczy… Przygotowywała się do niej psychicznie, o. Bo o przygotowaniu ciężko mówić, kiedy nawet nie potrafiła się ubrać stosownie do pogody oraz sytuacji. Kusa, przewiewna sukienka na pewno nie była tym, co w tej części Krainy Luster zwiększyłoby jej szanse na przeżycie. Raczej zachęciłaby niewyżytych panów (a może nie tylko) do położenia łap na czymś więcej niż samych kocich atutach. Co mogła zasłoniła swoimi długimi, śnieżnobiałymi włosami, o reszcie starała się nie myśleć. Może jeśli uda, że nikogo nie zauważa, to i ona sama pozostanie dla nich niewidoczna? Naiwna, głupia, kotko, nya. Zmądrzej w końcu. Przyspieszyła kroku, a niemiłosiernie obcierające ją baleriny, teraz ze zdwojoną siłą nie dały o sobie zapomnieć. No już, już. Spokojnie. Jak chcesz poznać całą Krainę Luster, jeśli boisz się zajrzeć choćby na obrzeża... Tu przełknęła głośno ślinę. Mrocznych zaułków, nya.
    Samo myślenie o tej nazwie wzmogły dreszcze, ale Przytulanka – którą jeszcze za życia była – przygryzła dolną wargę, zmarszczyła delikatnie brwi i głęboko nabrała powietrza w płuca. Musiała się uspokoić, naprawdę. Przecież nie była aż takim tchórzem, wystarczyło tylko chcieć! I chociaż znała złośliwość wiszącego nad nią fatum, nie mogła się poddać. Zaczęła pewniej stawiać kroki, mniej rozglądać się przerażonym wzrokiem po zastygniętych w, wyglądających na bolesne, pozycjach drzewa, pozbawione nawet odrobiny radosnego, zielonego akcentu. A ludzie… Cóż. Ich wymijała szerokimi łukami, co na pewno zwracało jeszcze większą uwagę, niż spokojny spacer z odważnie wypiętą piersią i mniej chwiejnymi krokami. Czyż nie lepiej byłoby nie czuć tego strachu? Oj, uważaj, nya, czego sobie życzysz.
    Tym sposobem, zwiedziła mniej niż początkowo planowała, lecz zadowolona, że w ogóle zdecydowała się wkroczyć na te tereny, postanowiła, że to nie ostatnia jej wizyta, a kolejne przyniosą więcej odwagi – wszak z lękami należy walczyć, pokazywać im, gdzie ich miejsce! I wszystko byłoby naprawdę uroczo, gdyby nie to, że się zgubiła. Nie poznawała uliczek, którymi właśnie kroczyła, a to burzyło z trudem zdobyty spokój. Serce przyspieszyło swoje uderzenia, oddechy stały się szybkie i płytkie, ale to ani trochę nie pomagało, bo i jak by miało? Może zapytać kogoś o pomoc?
    - Idealny pomysł, Hebi, masz jeszcze jakieś? – Zdziwiona, że wypowiedziała zdanie na głos, zamiast zachować je dla siebie w myślach, szybko zatkała usta dłonią. Rozejrzała się dookoła, czy nikt nie miał możliwości zarejestrować, co właśnie zrobiła, ale widząc inną drobinę kręcącą się przy pobliskim, niezachęcającym wcale do odwiedzin przez bezbronne Dachowce, zawahała się. Iść dalej, prędzej, nim osoba w płaszczu ją dostrzeże czy jednak się przełamać i zapytać o drogę? Miała miecz, kurczowo się go trzymała… Przytulała? Nie, to chyba niemożliwe. A co w odpowiedzi miała Hebi? Zabójczo uroczy uśmiech, no tak.
    Cicho, typowo dla kotowatych, przez co może zbyt cicho, zaszła od tyłu zaglądającą przez okno Zoe. Żołądek podszedł jej do samego garła. To był bardzo zły pomysł.
    - P-przepraszam... – Niepewnie przeciągnęła słowo wstępu, które miało zwrócić uwagę dziewczyny. Im bliżej niej była, tym lepiej mogła się przyjrzeć. - Czy mogłabyś mi pomóc, nya? - Musiała mieć specyficzny styl. Lub znajdowała się w gorszej sytuacji niż sama Przytulanka, przez co pytanie chyba nie było na miejscu. Cóż, teraz już za późno, słów nie cofnie. Co najwyżej może zaoferować swoją pomoc, jeśli zajdzie taka potrzeba.
    _________________
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 10 Lipiec 2016, 20:41     

    Wpatrywała się wciąż w okno, nie będąc w stanie zdecydować co dalej. Z tego otępienia wytrącił ją głos Hebi, która dosłownie, chociaż może nieświadomie, zakradła się do Zoe. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w stronę kotki i z zaskoczenia aż pisnęła.
    - A... a... - przez moment nie mogła wydusić z siebie nic więcej. - D-duch! - wykrzyknęła w końcu, wskazując palcem na Hebi, zupełnie jakby chciała samą siebie przekonać że zjawa stoi właśnie w tamtym miejscu.
    Przez moment po prostu gapiła się na dziewczynę, z szeroko otwartymi oczami i prawie zapominając o oddychaniu. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że tamta wygląda całkiem... żywo, a tym co zmyliło Lunatyczkę były głównie białe włosy kotki i zwiewna sukienka, nadające postaci jakiś upiorny posmak, szczególnie w otaczającej ją scenerii.
    - Ha... hahah. - zaśmiała się nerwowo i spłonęła rumieńcem. - Wybacz, proszę. Ale sama rozumiesz, naprawdę mnie wystraszyłaś! - rzekła z nutą wyrzutu w głosie. Zaraz jednak rozchmurzyła się, uśmiechnęła ciepło i wyciągnęła dłoń w kierunku Hebi.
    - Zoe. Lunatyczka. Jestem głodna, nie mam pojęcia co tutaj robię i zaczynam powoli panikować. Miło mi ciebie poznać. - doskonałe pierwsze wrażenie, nie ma co. - A to jest Irys! - dodała, wyciągając w stronę tamtej miecz, po czym, w końcu, przestała kurczowo trzymać ostrze w obu rękach i przewiesiła pochwę przez ramię. - A ty...? Zgubiłaś się? Też szukasz jedzenia czy czegokolwiek innego, przydatnego? - zasypała kotkę pytaniami. Taksując ją szybko wzrokiem, oceniła że Hebi jest w podobnej sytuacji co ona sama, czyli krótko mówiąc - nieciekawej. Właśnie dlatego od razu zaufała nieznajomej. Nie mając nawet co sobie nawzajem ukraść, równie dobrze mogą wspólnie spróbować nie umrzeć z wygłodzenia czy czegokolwiek innego. No chyba, że ta Dachówka gustuje w lunatycznym mięsie… ale przez myśli Zoe nawet nie przeszedł cień podobnych podejrzeń. Zbyt pozytywnie była nastawiona, by szukać w obcych jak najgorszych stron.
    - Jak sama widzisz, raczej nie mam jak ci pomóc… - rozłożyła bezradnie ręce, przypominając sobie o pytaniu kotki. - Ale wiesz co nam pomoże...? - zawiesiła głos, grzebiąc za czymś w obszernej kieszeni płaszcza. W końcu wyciągnęła garść wytrychów i na otwartej dłoni podsunęła je dziewczynie, niemal pod sam nosek. - To! - wykrzyknęła triumfalnie.
    Być może widok krótkich prętów powyginanych w różne zmyślne kształty nie wywołał u Hebi takiego entuzjazmu jak u Zoe, jednak Lunatyczka była w tamtym momencie już zupełnie pewna, że samo włamanie się do domu zapewni im odpoczynek, szczęście i posiłek. Zabójczy optymizm, co?
    Odchrząknęła, nie wiedząc co właściwie powiedzieć. Hej, to co, wkradamy się teraz do tego domu i plądrujemy co tylko możliwe? Nie, to nie brzmiało jak coś co powinno się mówić na początku przyjaźni. Tak, Zoe zdążyła już zakwalifikować nowo poznaną kotkę o której prawie nic nie wiedziała do kategorii ,,prawie-przyjaciółka”.
    - Myślisz że to w porządku…? Znaczy, wiesz, tam na pewno nikt już nie mieszka, ale coś ciekawego mogło zostać… - mówiła niepewnie, starając się usprawiedliwić bardziej przed samą sobą niż w oczach Hebi. Na razie stała tak więc, nieopodal drzwi, niezdecydowana co robić dalej, czekając na opinię kotki.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 12 Lipiec 2016, 19:46     

    - Spokojnie... Spokojnie, nya! – Całe przerażenie, które ogarnęło Zoe, w niewytłumaczalny sposób przeszło również na Hebi. Może gdyby była mniej empatyczną istotą, bardziej by ją obeszło, ale tak to czasem bywa, że jedna wystraszona osoba krzyczy, a ty krzyczysz wraz z nią, choć nie wiadomo kto i czego się bardziej boi. Taka sytuacja. Jednak wzmianka o duchu wywołała już realne emocje, natychmiast rozejrzała się, sprawdziła co ma za sobą, po czym jednym wielkim susem doskoczyła do Lunatyczki, chowając się za jej plecami. Mroczne zaułki pełną gębą.
    Gdy jednak niczego, co oczywiście widoczne byłoby dla jej oczu, nie zauważyła, uśmiechnęła się przepraszająco i odsunęła się w nerwowym geście zakładając kosmyk włosów za ucho. To drobne nieporozumienie, ale i łączenie się w strachu w dziwny sposób sprawiło, że Przytulanka znów nabrała energii i wręcz emanowała rozpierającą ją od wewnątrz radością.
    - Nie chciałam cię wystraszyć, powinnam była wcześniej oznajmić o swojej obesności. – Spuściła speszony wzrok na ziemię, teraz jeszcze mocniej uświadamiając sobie swój błąd. Gdyby na jej drodze nie stanęła ta (chyba) przyjazna osoba, mogłoby się nie zakończyć na wzajemnym przepraszaniu i wymienianiu zakłopotanych uśmiechów. A jej otwartość… Ze świecą takiej tu szukać! Lepiej trafić nie mogła. Oby… Oby to nie była żadna pułapka losu. - Jestem Hebi, nya. I jak chyba można zauważyć, jestem Dachowcem. Miło mi cię… was poznać, Zoe, Irysie. – Skinęła głową na nich oboje. Ponownie rozejrzała się, niekoniecznie cały czas pozostaną same, lepiej mieć się na baczności. Zastanawiała się także co oznacza „nie mam pojęcia co tutaj robię”. Lunatyczna moc jej szwankowała czy może wpakowała się w kłopoty, które zaprowadziły ją do Mrocznych zaułków? Obie wersje były równie prawdopodobne, ale o żadną z nich nie spytała. Może i była ciekawa, jednak większość zachowywała dla siebie, w przeciwieństwie do Zoe, lecz i to jej nie przeszkadzało. Kto nie lubi być w centrum uwagi?
    - Można powiedzieć, że się zgubiłam, nya. Lubię podróżować, jednak nie każde miejsce nadaje się dla mnie na dłuższe wypady. A już na pewno nie to. Chciałam jak najszybciej wrócić do... – Zawahała się. - domu, ale panika spowodowała, że straciłam orientację. I, nyah, ostatecznie wylądowałam tutaj. Jednak nie żałuję. – Otuliła gołe nogi ogonem, bo choć ciarki przestały nieustannie wędrować po jej ciele, to chłód nie dawał o sobie zapomnieć. Nie znała dobrych, a przede wszystkim bezpiecznych knajp w Mrocznych zaułkach, aby zaproponować Zoe posiłek, ale słysząc jej pomysł zaczęła się zastanawiać, która z opcji jest bardziej szaloną. Dobrze wiedziała, co dziewczyna trzyma w ręku, do czego służy, a nawet w jaki sposób tego używać. Nie żeby coś, ale i Hebi radzić sobie w swoim bezpańskim życiu musiała. Czasem, tak przyjmijmy, że czasem, zdarzyło jej się włamać, to znaczy, odwiedzić domostwo w pobliżu, gdzie akurat roznosił się aromat świeżych wypieków.
    - Żartujesz, nya? Chcesz się włamać do tego domu?! – Mimo to z początku sprawiła wrażenie zdziwionej, niby nie pochwalającej takiego zachowania. Ale przecież doskonale rozumiała. Zlustrowała ją wzrokiem, starając się ocenić choćby wiek, który w Krainie Luster często nie bywał wyznacznikiem wyglądu, podrapała się po nasadzie nosa, pokręciła nim kilka razy, a ostatecznie westchnęła głośno, pewnym ruchem chwyciła trzymany przez Zoe wytrych i zrobiła z niego użytek przy starych, ale dobrze zamkniętych drzwiach. - Sumienie nie pozwoli mi puścić cię samej, pomogę ci. Chociaż… Jeśli masz rację, nya, i nikt tam już nie mieszka, nie wiem czy znajdziemy coś do jedzenia. Oraz drogę powrotną dla mnie. Nyah. Przekonajmy się zatem, co nas tam czeka. – Coś zaskoczyło, coś skrzypnęło, a później z jeszcze bardziej przeraźliwym dźwiękiem, drewniane drzwi lekko się uchyliły. Kotka skrzywiła się, odrzucona zapachami z wnętrza domu i zatykając nos wsunęła częściowo głowę za próg, starając się dopatrzeć czegoś w środku. Jeśli Zoe zdecydowała się wejść, to Hebi ruszyła w ślad za nią. Sama bałaby się postawić tam swój ogon.
    _________________
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 15 Lipiec 2016, 07:58     

    Zmęczenie, kumulowane od dłuższego już czasu, powoli zaczęło z niej uciekać. Spotkanie, nowa znajomość, może niekoniecznie w najlepszych możliwych okolicznościach, ale pozwoliło Zoe wyzbyć się natarczywych myśli o głodzie, o senności, o znużeniu. Przynajmniej na chwilę.
    Leciutko przyklasnęła w dłonie, zachwycona przywitaniem się Hebi. W końcu ktoś, kto i Iryska jej kochanego zauważył, i to nie spojrzeniem pełnym powątpiewania, a przyjaznym i ciepłym. A tak przynajmniej zdało się Zoe i w to postanowiła wierzyć.
    Pytanie kotki, tak wprost nazywającej całe przedsięwzięcie właściwą nazwą, włamaniem, speszyło troszkę Lunatyczkę. Wyniesione z domu nauki kłóciły się kompletnie z tym, czego nauczyła się już później, z dala od bezpiecznego łóżka i zawsze pełnej spiżarni. Że kradzież zła, że cudzej własności nie ruszać, że wstyd i hańba. Tak można było myśleć przy ciepłym kominku, ale nie tutaj! Spuściła jednak wzrok, troszkę może przyrumieniły się jej poliki, jakby oskarżona została już o jakąś dokonaną zbrodnię, a nie - dopiero zamiar takowej.
    - To tylko tak, żeby sprawdzić, nikt się nie dowie... - zaczęła cicho usprawiedliwiać się pod nosem. Ale właściwie i po co? Przecież była w potrzebie, obie zresztą były, a dom i tak zapewne stał tu opuszczony i zapomniany od nie wiadomo jak długiego czasu. To nic złego, innego pomysłu nie mam, i koniec! Zanim jednak zdążyła się zdecydować i otworzyć drzwi pomimo potencjalnych protestów Hebi, kotka zdążyła ją ubiec. Zoe przez chwilkę nie wiedziała dokładnie co się stało. Więc jednak jej to nie przeszkadza...? I nawet potrafi używać wytrychów?
    - Och. Nieźle, naprawdę. - skomentowała, troszkę zawiedziona, że nie dane jej było popisać się swoimi włamywarskimi zdolnościami. Niby nic szczególnego to nie było, właściwie podstawowa umiejętność dla zbłąkanego podróżnika, jednak w jakiś sposób Zoe dumna była z tego gmerania w zamkach. Ale cóż, nie teraz to może kiedy indziej, chociaż wolałaby jednak żeby wycieczka po domostwie przeszła bez większych utrudnień.
    Cofnęła się nieco, zamierzając ruszyć w ślad za Hebi, lecz widząc że tamta wyraźnie czeka na przewodnictwo Lunatyczki, śmiało przestąpiła próg. A raczej zrobiłaby to, bo właśnie jej uwagę odwrócił jakiś szelest, trzepotanie, dochodzący zza pleców. Odwróciła się na spotkanie skrzydlatych przybyszów.
    Ptaki. Większe i mniejsze, głównie wrony, kawki i sroki, ale i kilka zbłąkanych wróbli, jaskółek, czy innych, których nie rozpoznawała. Wśród tego dziwnego, mieszanego stadka wypatrzeć można było nawet kilka kruków, największych pierzastych w tym zgromadzeniu.
    Chmara. Dosłowna, ptasia chmara. Zoe przełknęła nerwowo ślinę. Ten widok może nie był szczególnie straszny, upiornymi czy złowieszczy, na pewno nie odstawał tak bardzo od reszty zaułków. Ba, to zbiorowisko idealnie wpisywało się w klimat otoczenia. Ale coś niepokojącego i dziwnego było w tych ptakach, jakby obserwowały każdy ruch dziewczyn. Obserwowały i czekały. Żadnego krakania, śpiewu czy innych od głosów, po prostu martwe wgapianie się w dziewczyny. Złodziejki. Włamywaczki. Zoe otrząsnęła się z osłupienia, które to dziwne spotkanie u niej wywołało.
    Lunatyczkę zastanowił fakt, że wśród ptasiego zebrania znaleźli się przedstawiciele tak różnych gatunków, jakby zebrani za jednym przewodnikiem, ale nie miała teraz ani siły ani ochoty na rozwiązywanie tej zagadki. Zmierzyła przeciągłym wzrokiem zbiorowisko i zaśmiała się nerwowo.
    - Ha! Dziwne. - rzuciła, starając się rozładować jakoś rosnące napięcie.
    Potem przekroczyła próg, nieco mniej pewnie niż początkowo zamierzała, gestem zapraszając Hebi do ruszenia tym samym śladem. Kiedy obie znalazły się już za drzwiami, te postanowiły się po prostu za nimi zamknąć. Oczywiście z przeciągłym skrzypieniem, jak przystało na drzwi do domu strachu. Wiatr, to tylko wiatr. - uspokoiła samą siebie.
    W środku panował zaduch, stęchłe powietrze, jakby okna nie były otwierane od dawna, a może i od nowości. Wzrok Zoe potrzebował dłuższej chwili, by przyzwyczaić się do półmroku panującego w tym przedsionko-korytarzu. Dopiero potem zaczęła wyławiać kształty, które Hebi ze swoimi kocimi oczami mogła zapewne zauważyć już wcześniej.
    Meble, stare i zdobione, przyzwoicie zachowane. Szafa, stolik, lampa. Przejście prowadzące do kolejnych pomieszczeń. Całkiem zwyczajny dom, chociaż Zoe mogła przysiąsc, że z zewnątrz wyglądał na bardziej pusty i zaniedbany. Całkiem zwyczajny, gdyby nie liczyć dziwnego zamiłowania właścicieli do ptactwa. Wypchany kondor, witający gości. Akwarele z sójkami na ścianie. Klosz w kształcie żurawia. Zegar z... kukułką! I więcej innych bibelotów, a to dopiero początek.
    - Nie wygląda tak strasznie! - szepnęła, chociaż teoretycznie potrzeby ściszania głosu wcale nie było. Teoretycznie.
    Lunatyczka skończyła się rozglądać dookoła i, wciąż w obrębie jednego pokoju, zaczęła przeglądać szafki i szuflady.
    - Chyba najlepiej będzie po prostu się porozglądać, coś ciekawego musi tu być. - stwierdziła, właściwie po to tylko by przerwać martwą ciszę domu. W rękach obracała znalezioną pozytywkę-łabędzia, całkiem solidnie wykonaną. Znać się na tym nie znała, ale wyglądała na cokolwiek wartą. Może gdyby to sprzedać…? Dwie zabiedzone, zagubione dziewczyny próbujące desperacko opchnąć komuś kosztowności. Ani trochę podejrzane, zupełnie nie.
    Schowała pozytywkę do kieszeni, uznając że w razie czego po prostu odstawi ją na miejsce. Na razie zajęła się buszowaniem po reszcie mebli, chociaż w większości były one puste lub mieściły w sobie tylko podejrzanie wyglądające śmieci.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 17 Lipiec 2016, 13:37     

    Od momentu przejęcia w swoje łapki wytrychu, Hebi przestała być ostrożna. Nie zwróciła więc uwagi na zmieniające się zdobienie otoczenia, pojawiające ptaki, które… Być może siedziały tam wcześniej, ale z reguły kotka unikała dopuszczania do siebie myśli o obecności rzeczy, których się bała. A tych skrzydlatych cholerstw bała się jak mało czego, toteż dopiero gdy Zoe swoimi słowami poniekąd zmusiła ją do spojrzenia na nie, poczuła nieprzyjemnie ściskający się żołądek i lekki paraliż ciała. No już, spokojnie. Zaraz wejdziecie do domu, a po ptaszyskach nie będzie śladu, nya. Choć myśli całkiem logicznie starały się opanować sytuację, to coś ciągle nie dawało jej poczucia bezpieczeństwa. Dlatego czym prędzej czmychnęła zaraz za Lunatyczką do wnętrza prawdopodobnie opuszczonego domu, ze świstem wypuszczając trzymane w płucach powietrze. Któż by się spodziewał, że pakuje się z deszczu pod rynnę?
    Pisnęła przeraźliwie, kiedy drzwi się zamknęły. Zaczęła nerwowo rozglądać po atakującym jej wrażliwe zmysły wnętrzu, później na wszelki wypadek, choć z niemalejącym lękiem zbadała powierzchnię drzwi jedną dłonią, ale to słowa oddalającej się towarzyszki uświadomiły jej własną paranoję. Skoro tamta się nie bała, to i Hebi musiała wyjść z tego z twarzą. W przeciwnym wypadku mogłaś nie otwierać tych drzwi i znaleźć inne rozwiązanie na problemy Zoe. Nyah. Tyle domów w okolicy, a ona upatrzyła sobie akurat ten... Podreptała w ślad za Lunatyczką, spojrzeniem unikając obserwacji wystroju. To nie wróżyło dobrze.
    - Wiesz… Ja... – Zaczęła równie cicho, lecz zaraz potem odchrząknęła i mówiła już normalnym tonem. - Jakby to powiedzieć, nya, boję się ptaków. – Taka ironia, kot, który teoretycznie powinien na nie polować i zajadać się ze smakiem, uciekał gdzie pieprz rośnie, mając nadzieję, iż te potwory nie obedrą go ze skóry. Nie umiała powiedzieć, skąd wziął się u niej lęk tego rodzaju, chociaż obstawiała jakieś wydarzenie z dzieciństwa, zagubione pośród utraconej pamięci.
    Kotka w końcu rezygnowała z chodzenia niemalże kurczowo uczepiona pleców Zoe. Zbliżyła się do przeciwległej strony pokoju, palcami przejechała po blacie biurka i tak jak się mogła spodziewać, zostawiła po sobie ślad w postaci czystej ścieżki. Jednak… No właśnie. Regał z książkami wyglądał na nieco bardziej… Odświeżony. No i ten zapach. Wszechobecny, wywołujący gęsią skórkę na przedramionach i wzdłuż kręgosłupa. Ale to nie starość, nie stęchlizna. To ptaki. One wszystkie posiadały charakterystyczny zapach.
    Na swoje nieszczęście, nie przewidywała najgorszego, a co najwyżej otworzenia którychś drzwi i uwolnieniu skrzydlatych niewolników tego domu. Jednak dygotania nie udało jej się opanować, trzęsące się dłonie, które właśnie trzymały szklaną, śnieżną kulę mieszczącą w sobie kilka wyrastających z siebie kruków, nie wytrzymały napięcia. Z charakterystycznym dla siebie dźwiękiem, szkło rozbiło się o marmurową posadzkę, a ciecz natychmiast sczerniała, co nie umknęło uwadze Przytulanki.
    - Wybacz. – Starała się zrobić dobrą minę do złej gry, uśmiechnąć mimo kotłującego się wewnątrz strachu. - Powiedz, Zoe, nya, ty i Irys, dobrze wam się współpracuje? Na wszelki wypadek lepiej wiedzieć w czym jesteśmy dobre.Ja na nic ci się na pewno nie przydam.Mnie chyba dobrze idzie uciekanie. Nyahaha. No i mogę cię wyleczyć, w razie potrzeby.
    Zrezygnowała z szukania w pustych szufladach, odeszła od drobinek szkła, przez co nie udało się jej zaobserwować dziury w podłodze, która powstała dokładnie w miejscu rozlania się cieczy. Zamiast tego przeszła przez próg do następnego pomieszczenia. Tutaj drzwi nie stanowiły problemu, zamiast nich przejście ozdabiała pozłacana, wymyślna framuga, w której, gdyby się szczególnie przypatrzeć, można było dostrzec ledwo zarysowane, wykrzywione w bólu twarze. Ludzkie twarze.
    - Zoe! Tam chyba musi być jakaś spiżarnia, nya. – Zawołała za nową przyjaciółką, kiedy nowe pomieszczenie okazało się być sporych rozmiarów kuchnią. Nie brakowało tu szafek, stołu z kilkoma krzesełkami, który od całości odgrodzony został blatem. Było także okno, niestety zabite niedbale paroma deskami, dzięki czemu światła z zewnątrz mogły się wedrzeć do wnętrza. Było również inne wyjście, drewniane drzwi, na których przybity został wianek z ziół i suszonych, niewielkich owoców. To pomieszczenie mogło być więc spiżarnią.
    Kotka ruszyła pewnym krokiem, nie patrząc pod własne nogi, co oczywiście okazało się błędem. Zaraz weszła w idealnie dopasowane do jej stopy wiadro, potknęła się i nie potrafiąc utrzymać równowagi, złapała dopiero blatu, mało nie uderzając w niego głową.
    - Mało brakowało, nya. – Mruknęła do siebie, czując jak serce szaleńczo obija się o całą klatkę piersiową. Później uniosła wzrok przed siebie, na ścianę. A na niej… Połyskiwała cała seria noży, nie tylko kuchennych, chociaż tych było zdecydowanie najwięcej. Różnej wielkości, zakończeniu ostrza, wykorzystywane na inne sposoby, a niektóre nawet… Mające na sobie ślady zaschniętej krwi. Jeden krok dalej, a na nich by wylądowała. - Naprawdę mało...
    _________________
     



    Dzieło Sztuki: Groteska

    Godność: Francisca Enjabre
    Rasa: Zjawa Senna
    Lubi: Uroczych naiwniaków, mężczyzn, płacz, mężczyzn, żałość, mężczyzn i zgrzytanie zębów. Wspominałam o przystojnych facetach?
    Nie lubi: Tych, którym wydaje się, że są tacy cwani, zimna
    Wzrost / waga: 173cm/67kg
    Aktualny ubiór: fabuła - http://goo.gl/38H3qu + chusta na głowie
    Zawód: Oszustka, złodziejka, mąciwoda
    Pod ręką: portfel
    Nagrody: Korale Zamiarne
    Dołączył: 14 Lip 2016
    Posty: 29
    Wysłany: 22 Lipiec 2016, 22:33     

    Bywała zajętą kobietą. No dobrze, kogo my tu oszukujemy, nie miała żadnych obowiązków, ale niecierpliwa natura nie pozwalała jej przesiadywać zbyt długo w domu. Nie, żeby nie chciała w nim przebywać - rezydencja byłą jak się patrzy, szczególnie, że całkiem niedawno wywaliła wszystkie te stare, ciemne i obrzydliwie bezgustowne meble na śmietnik i wymieniła je na własne, około tematyczne mebelki. Zwykle bogacze mający bzika na punkcie własnej osoby zamawiają u ubogich, skorych do pochlebstw artystów setki portretów samego siebie, aby porozwieszać je wszędzie po domu, utwierdzając się w poczuciu własnej wyjątkowości. Francisca nie musiała się nawet starać - wystarczyło jej kupić cokolwiek, co miało skrzydła. I kupiła, zalewając mieszkanie toną ptakopodobnych bibelotów.
    Właśnie wracała z nocnego przelotu nad Zaułkami. Lubiła je, lubiła ich mrok i zagracenie, ruiny i drzewa, drzewa i ruiny, idealne miejsce do ukrycia tak kolorowej osoby. Przysiadła na jednym z dachów, aby odpocząć i policzyć, czy wszystkie cząstki jej jestestwa dotarły na miejsce. Czasami zdarzało się, że jakiś drobny kawałek zostawał w tyle i potem wracała do swojej formy z brzydką, sześcienną raną. Ale wszystko wydawało się być na swoim miejscu...
    Nie wróć. Te dwie dziewczyny pod drzwiami domu, JEJ domu był bardzo nie na miejscu. Kto to? Co to? Setki paciorkowatych oczu, prowadzone wspólną wolą, skupiły się na włamywaczkach. Kogo my tu mamy? Zabiedzoną dziewczynę o czarnych włosach, z mieczykiem na plecach (żałosnym swoją drogą. To to się nawet nie nada do otwierania listów!), oraz bielutką jak śnieżek w marcu kotowatą. Śnieżki takie topnieją tak szybko przy pierwszych promykach wiosennego słońca, zmieniają się w kałuże lepkiej, szaro-czarnej masy, w których tak łatwo utonąć...
    Zabić je? Zabić je tu i teraz? Nie! W tym nie ma nic przyjemnego, nic, czym się można zabawić! W ogóle to nie powinna nawet myśleć o podobnych sprawach w tej formie. Tak łatwo mogła się teraz rozproszyć podczas zastanowień, pociąć na małe kawałeczki, z których każdy odleci w swoją stronę. Postanowiła wejść do domu formą niekonwencjonalną. Kiedy bieluchny ogonek Dachowej panienki zniknął za drzwiami, Chmara zadecydowała. Wszystkie ptaki, jakimi była w owej chwili wzleciały wysoko w górę, po czym zaatakowały długi, wąski komin wieńczący ów budynek. Wrony i sroki, jedna po drugiej nurkowały w ciasny, ciemny tunel, aby wylądować na dole, w zgaszonym kominku. Kiedy wszystkie były mniej więcej na miejscu, ptaki wlazły na siebie i w siebie, na chwilę zmieniając się w płynną, lepką czerń, z której wyłoniła się Francisca, półnaga, odziana tylko w spódnicę i rzecz jasna, biżuterię, brzęczącą na jej całej. Powoli rozejrzała się po pokoju, w którym przyszło się jej zmaterializować. Poczuła szaleńczą ekscytację, nietypową dla osób, które są właśnie okradane. Tej nocy nie zapomną do końca swojego życia - co może być niekiedy dość krótkim okresem... Wzięła w dłoń jedno z pobliskich krzeseł i mocno łupnęła nim w ścianę. Huk był zadowalający, dokładnie taki, na jaki liczyła. A niech się boją, niech się zastanawiają, co to takiego, Chmarcia schowa się gdzieś dyskretnie i poczeka na nie. Tylko gdzie?
    Powoli wyszła z pokoju, po czym wpełzła pod jedną z przykrytych obrusikami toaletek, stojących przy ścianie, cicho jak mysz, nie pozwalając, aby ani jedna z jej bransolet nie wydała brzęku.
    _________________

    Chmara theme - by bratke
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 23 Lipiec 2016, 01:34     

    Pokiwała tylko głową na słowa kotki, z lekko zmartwionym wyrazem twarzy. Zapamiętać, nie dawać Hebi papużek na urodziny. Trochę głupio się Lunatyczce zrobiło, że akurat ten dom wybrała do splądrowania, ale przecież pojęcia o ptako-lęku wcześniej nie miała. Wyjrzała jeszcze zaciekawiona za okno, ale ptasiego zgromadzenia już tam nie było. A przynajmniej tak jej się zdawało. Zastanowiła się czy nie powinna może w zamian opowiedzieć teraz o swoim lęku przed ogniem, ale w końcu uznała to za niepotrzebne. W końcu nie zamierzają tutaj sobie rozpalać ogniska, prawda?
    Podskoczyła leciutko, zaskoczona dźwiękiem rozbijanego szkła. Zaraz jednak się uspokoiła, uświadamiając sobie że to tylko mały, przytulankowy wypadek. Zaśmiała się na sformułowanie Hebi, współpraca. Bardzo jej się spodobało i już miała dumnie powiedzieć coś w rodzaju Jasne, ja i Irys dogadujemy się znakomicie!, kiedy coś sobie uświadomiła i mina jej nieco zrzedła. Bo prawda taka, że Zoe sama nie była pewna jak to tak naprawdę jest. Jej doświadczenie nie było duże, owszem - intensywnie trenowała pod surowym okiem, ale... Ale nie była pewna. Skrzywiła się trochę na wspomnienie tych wszystkich siniaków i zadrapań, które przyszło jej nosić przez czas nauki. Może i coś tam umiała, ale wypróbować swoich umiejętności w prawdziwym świecie za wiele okazji nie miała. Ale Hebi nie musi o tym wiedzieć.
    - Nie martw się, w razie czego ja i Irys na pewno cię obronimy. - rzekła w końcu, poważnym tonem, całkowicie wierząc w swoje słowa. No, starając się wierzyć. - A leczenie to naprawdę ważna umiejętność! - Ale lepiej, żeby nie musiała się nam przydawać.
    Spiżarnia?! To jedno słowo wypowiedziane przez Hebi wystarczyło, by dziewczyna natychmiast oderwała się od dalszej inspekcji szuflad czy szafek i pomknęła w jej stronę. Przystanęła na chwilę w drzwiach, lustrując pomieszczenie, z uśmiechem wykwitającym na jej zmęczonej twarzy. Troszkę obawiała się, że to wszystko sen, majaki z głodu i zmęczenia. Ale wyglądało na to, że wcale nie, że spotkanie z Hebi przyniosło jej szczęście.
    Pozwoliła kotce iść przodem, zwiedzić głąb spiżarni. Sama przystanęła przy jednej z półek, uważnie przyglądając się stojącym na niej naczyniom. Jeden słoik szczególnie spodobał się Lunatyczce. Wypełniały go jakieś owoce, coś jakby śliwki w marynacie, wyglądające całkiem zachęcająco. Wzięła ostrożnie pojemnik w dłonie, potrząsnęła. Wyglądały na zjadliwe. Przekonywać Zoe bardziej nie było potrzeby, zabrała się więc za odkręcanie wieczka z całą siłą jaka jej została. Ani drgnęło. Cholera. Zanim spróbowała ponownie, przerwał jej stukot dochodzący zza pleców. Wciąż ze słoikiem w rękach, odwróciła się, akurat napotykając wzrokiem kotkę tuż po prawie-nieszczęśliwym wypadku.
    - Hebisia…! - krzyknęła, zaaferowana potknięciem się towarzyszki, nieświadomie nawet zdrabniając jej imię. - Nic ci się nie stało, wszystko w porządku? - zapytała z troską, jednocześnie bacznie i z lekkim przestrachem obserwując zestaw noży. Zaschnięta krew... A może nie krew? Może tylko marmolada, o?
    Zoe wzięła do ręki jedno z ostrzy, zważyła w dłoni. Nada się. Podważyła przykrywkę, spróbowała tak poradzić sobie z niedostępnym słoikiem. Zaburczało jej w niecierpliwym brzuszku, który domagał się posiłku.
    Głuche plasko-trzaśnięcie obwieściło sukces tej skomplikowanej operacji. Zoe wyszczerzyła triumfalnie ząbki i zerkając na Hebi porwała pierwszy owoc. Skrzywiła się lekko na kwaskowatość chyba-śliwki, ale wybrzydzać wcale nie zamierzała. Po chwili pochłonęła i drugi, i trzeci owoc, dopiero wtedy reflektując się że pewnie i kotka z chęcią coś by przekąsiła.
    - Weź, spróbuj! - zachęciła, niby gospodyni tej spiżarni, podsuwając w połowie już pusty słoik w jej stronę. - Trochę dziwnie smakują, ale poza tym są całkiem dobre, naprawdę.
    Z leciutkim żalem zostawiła śliwki na blacie i zaczęła rozglądać się wokół. Co by tu spróbować następnego? Może tamte cosie, jakby różowawe mirabelki? Albo te ogórko-pomidory?
    - A, właściwie, skoro moje problemy po części się rozwiązały, to co z tobą teraz? Dokąd zmierzałaś, że się tak pogubiłaś? Chyba nie wspomniałaś gdzie twój dom jest? - zapytała spomiędzy regałów, sięgając po słoik wypełniony krwistoczerwoną papką. Pewnie jakieś malinowe powidło, czemu by nie spróbować?
    W swoich poszukiwaniach zupełnie nie wpadło jej do głowy, że domostwo wyglądające na całkiem zadbane, z pełną spiżarnią, niekoniecznie pasuje do wizji opuszczonej rudery. Ale kto by się tym przejmował, przecież nikt ich tutaj nie nakryje, prawda…?
    Stłumiony szelesto-trzepot, dochodzący jakby spomiędzy ścian, wystraszył Zoe na tyle, że prawie upuściła trzymany słoik ze słodką, czerwonawą papką. Wiatr, to tylko ten wiatr. Lunatyczka jednak coraz mniej była przekonana, że ten szmer ma taką niewinną przyczynę. W końcu jednak ucichł, uspokoiła się więc i wróciła do oblizywania palców oblepionych marmoladą.
    A potem huknęło, łupnęło i dźwięk zbijanego słoika, który jednak wypadł jej z rąk, dołączył do tego krótkiego chaosu. Chociaż Zoe zwykle nie panikowała to teraz krzyknęła, odskoczyła i przez chwilę jeszcze trzęsły jej się ręce. Dwa naczynia już zbite, coś nieostrożne te nasze włamywaczki. Lunatyczka z niesmakiem spojrzała na papkę na podłodze, która teraz wyglądała jak coś w rodzaju rozmemłanego mózgu. Z wbitymi w niego kawałkami szkła. Westchnęła, przestąpiła to pobojowisko i podeszła do Hebi.
    - Też to słyszałaś…? - zapytała, nie wiedząc czy chce znać odpowiedź, jednocześnie rzucając jej spojrzenie w rodzaju Idziemy to sprawdzić?.
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 8 Sierpień 2016, 12:46     

    Świetnie. Dream team. Jedna walczyła, druga leczyła. Kotka nieco odetchnęła z ulgą, że w razie czego będą mogły się na różnych płaszczyznach wspierać, a ich umiejętności znakomicie się uzupełniają. Oczywiście, miała również nadzieję, że ani razu nie będą musiały ich tu używać, bo i po co?…
    - N-nic mi nie jest. Nyah, ta kocia gracja. – Zaśmiała się nerwowo, zdecydowanie wymuszenie, bo i wcale wesoło jej nie było, choć należało to maskować nawet przed samą sobą. Przełknęła głośno ślinę, omijając ostrożnie już z daleka widziane noże, nawet nie próbowała się im przyglądać, jak to zrobiła Zoe. Czy w ogóle dobrze postąpiła tu przychodząc? W coś ty się wpakowała? Za miękkie serce masz!
    Z chęcią natomiast zagłębiła się w odmęty spiżarni, bo jej czuły nos zdążył już wywęszyć część z tych smakołyków. I choć przecież nie była wygłodniała, niczym Lunatyczka, to ślinka od razu jej pociekła na samą myśl o tym, co ten dom może im zaoferować na, hm, kolację(?). Natychmiast porzuciła myśli o prawie-upadku, o przerażającym ptasim domu, do tego stopnia, że w swoim rozkojarzeniu i cichym pomrukiwaniu umknął jej nawet moment zjawienia się ptasich lokatorów. Ich zapach był tu na tyle intensywny, że nie poczyniło to większej różnicy, a być może kątem zarejestrowany trzepot skrzydeł, wydał jej się bardziej wytworem wyobraźni, która, nie oszukujmy się, w tym miejscu pracowała jej bez tchu.
    Próbowała rzeczy podawanych jej przez Zoe, nawet na chwilę nie myśląc, że mogłoby to być niewłaściwe – bo i względem kogo? - czy też niebezpieczne dla ich zdrowia. Trucizny? No co ty! Sama także sięgała po smakołyki przykuwające wzrok, a gruby łańcuch utworzony z ususzonych, zielonych owoców zawiesiła sobie na szyi, by zabrać go ze sobą na później. Ktoś miał do tego rękę!
    - Naprawdę pyszne! – Zaczęła mówić w chwilach wolnych od rozpieszczania swojego podniebienia. - Mieszkam... – Zawahała się. Gdzie mieszkała? Nie miała domu... - Tam, nya, gdzie akurat znajdzie się dla mnie kąt. Głównie na Odwróconym osiedlu lub Cukierkowej ulicy, uwielbiam... – Tak, uwielbiała słodycze, ale prawda, którą właśnie sobie uświadomiła, sprawiła, iż zaniemówiła na moment. Później klepnęła się otwartą dłonią w czoło i chwyciła nakrętkę od słoika, którą pozostawiła Zoe. - Ale jestem roztrzepana, przecież nie musiałyśmy tu wcale wchodzić. Mogłam, mogłam, nyah, spójrz! – Przedmiot w dłoni zaraz zaczął zmieniać swój wygląd, choć kształt pozostał podobny – stał się bowiem dużym, okrągłym lizakiem, który podarowałaby towarzyszce, gdyby nie dźwięk roznoszący się po domu.
    Natychmiast zacisnęła palce mocniej na słodkości, zacisnęła usta w wąską linię i niepewnie kiwnęła głową, aby w ten sposób udzielić odpowiedzi na pytanie. Serce znów zaczęło się obijać o wnętrze klatki piersiowej, gdyby mogło na pewno by wyskoczyło i pozostawiło przerażoną właścicielkę na pastwę losu.
    - Chodźmy stąd, gdziekolwiek, byle prędzej. Nie podoba mi się to... – Głos wyraźnie jej się złamał, gardło zacisnęło, przez co cała wypowiedź brzmiała jeszcze bardziej bojaźliwie. Lecz mimo wielkiej chęci opuszczenia posiadłości, strach sparaliżował jej ciało. Nie mogła ruszyć nogą do przodu, zupełnie jakby znajdowała się poza jej kontrolą, a pazury wbijające się w zaciśniętą dłoń, coraz dotkliwiej ją raniły. Nie wygłupiaj się, no już, już, nya, uciekaj, nie czas na żarty. Myśli gorączkowo biegały po jej głowie, sprawy ani trochę nie ułatwiając. Gdyby tylko mogła się stąd przenieść… Tak jak mogła to zrobić Zoe.
    Kotka spojrzała na nią zaszklonymi oczami. Odejdzie? Teleportuje się w inne miejsce? Zostawi ją tu samą?...
    _________________
     



    Dzieło Sztuki: Groteska

    Godność: Francisca Enjabre
    Rasa: Zjawa Senna
    Lubi: Uroczych naiwniaków, mężczyzn, płacz, mężczyzn, żałość, mężczyzn i zgrzytanie zębów. Wspominałam o przystojnych facetach?
    Nie lubi: Tych, którym wydaje się, że są tacy cwani, zimna
    Wzrost / waga: 173cm/67kg
    Aktualny ubiór: fabuła - http://goo.gl/38H3qu + chusta na głowie
    Zawód: Oszustka, złodziejka, mąciwoda
    Pod ręką: portfel
    Nagrody: Korale Zamiarne
    Dołączył: 14 Lip 2016
    Posty: 29
    Wysłany: 19 Sierpień 2016, 20:00     

    No jak długo można? Ile jęczeć i mendzić nad wyborem? Cierpliwość Chmary była stosunkowo niewielka, za to jej niecierpliwość, odwrotnie proporcjonalnie, była niezmierzona. Z drugiej strony pomyślała, że jest to idealny moment na lepsze przygotowanie swojego małego teatrzyku. Wiedziała, że w posiadłości zainstalowano system alarmowy. Był to bardzo... lustrzany system alarmowy, jeśli dobrze o tym pomyśleć, gdyż tutaj wszystko kręciło się mniej lub bardziej wokół gier i zabaw. Ale trzeba było się do niego dostać, szczególnie, iż nie wiedziała, gdzie jej małe ofiary powinny się teraz znajdować. A, najwyżej się je trochę postraszy po drodze. Powolutku wyszła spod stolika i przekradła się cichcem przez korytarz, róg za rogiem, dochodząc do gabineciku jej - pożal-się-Boże-eks-kochanka. Spodkali się na eleganckim balu u Arcyksięcia, albo u kogoś innego, ale tylko Książe wydawał przynajmniej trzy bale na miesiąc, więc łatwiej było strzelić, że u niego. Przybyła tam tylko, aby łyknąć sobie coś mocniejszego, póki jej nie wywalą, a ten staruch akurat musiał się do niej przyczepić. Na początku Frania wolała go ignorować, ale gdy ten począł roztaczać przed nią wizje niemożebnych bogactw, jakimi dysponuje, Chmara postanowiła zostać jego... panną, jak to ten stary pryk określał. Teraz nie pamiętała nawet, jak miał na imię, a nie minął nawet rok od jego zejścia z tego łez padołu. Gracias a Dios zdążył przed śmiercią poinstruować ją, gdzie się co włącza, przyciska i nadusza. Tiaaa, - i oto jest! Mały, zaczarowany panelik pod biurkiem. Podeszła do niego powoli i przykucnęła, szukając przycisku. Ach! Tutaj jest!
    Z chwilą, w której wdusiła czarny guzik, drzwi frontowe stały się trochę bardziej płaskie, trochę bardziej jednowymiarowe. Dodatkowo, przy dotknięciu, rozsypałyby się w zestaw 5000-elementowych, drewnianych puzzli, ujawniając nagą ścianę tam, gdzie powinno być wyjście. To samo stałoby się z klamkami okien na wszystkich piętrach, tylko z drobniejszymi elementami. Bawcie się dobrze, moje drogie. Zobaczymy, jak sobie poradzicie z tym - a byłto dopiero pierwszy przycisk...
    _________________

    Chmara theme - by bratke
     



    Biały Królik

    Godność: Zoe Liari
    Wiek: 20 lat
    Rasa: Lunatyczka
    Lubi: przygody, pojedynki, słodkości
    Nie lubi: deszczu
    Wzrost / waga: 170cm/60kg
    Aktualny ubiór: ogrodniczki, beżowa koszula, trzewiki, włosy zaplecione w warkocz
    Znaki szczególne: pobliźniona prawa ręka
    Zawód: poszukiwaczka przygód
    Pod ręką: Irys, słodkie bułki
    Broń: miecz - Irys
    Nagrody: Umbraculum, Krwawa Broszka, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski Przysmak (x2)
    Stan zdrowia: drobne zadrapania i siniaki na całym ciele
    Dołączyła: 23 Mar 2016
    Posty: 142
    Wysłany: 21 Wrzesień 2016, 20:24     

    Nie ma domu...? O to chodzi? Przekrzywiła głowę i chociaż zaciekawił ją ten temat, to postanowiła na razie nie drążyć go pytaniami.
    - Cukierkowa? Właśnie też myślałam, żeby tam się ulokować. Może będziemy sąsiadkami? - klasnęła w dłonie i zachichotała. Sielanka! Ploteczki przy smakołykach w ciepłej spiżarni - pozazdrościć! No, prawie... Bo wspomnienie wcześniejszego, niewytłumaczonego wciąż huku, ciągle nie zniknęło.
    Zoe z chęcią pozachwycałaby się dłużej nad magicznym lizakiem Hebi, ale niepokojące wrażenie, zupełnie jakby przez cały czas były obserwowane, zaczęło wwiercać się w nią coraz bardziej. W co ja nas wciągnęłam...?
    Nerwowo rozglądnęła się po suficie, zupełnie jakby oczekiwała zastać tam parę wścibskich oczu. Lunatyczka wytężyła wzrok, ale w półmroku pomieszczenia ciężko było cokolwiek dostrzec. Kiedy wróciła wzrokiem do swojej nowej znajomej, momentalnie zechciała podać kotce jakiś puchaty koc i kubek ciepłej herbaty. I zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Zamiast tego ujęła jej dłoń w swoje i z troską przyglądnęła się wystraszonym oczom dziewczyny.
    - Hebi, He-bi. Już, spokojnie, nigdzie przecież nie idę. Chyba nie myślisz, że cię tu zostawię, co? - starała się brzmieć pogodnie, ale atmosfera domostwa skutecznie osiadała na każdym jej słowie. - Chodź, właściwie nie musimy już tutaj siedzieć, prawda? - pociągnęła kotkę delikatnie za sobą. Chociaż Zoe wciąż marzyła o łóżku i co najmniej dziesięciogodzinnym śnie, to przynajmniej zawroty głowy i mroczki ustały. Mogła teraz zająć się lepiej planem dalszego działania... o ile w ogóle zamierzała coś planować.
    Sprawdzając co chwilę, czy Hebi na pewno za nią podąża, dziewczyna skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Sprawdziła po drodze muśnięciem dłoni, czy wcześniej zabrana pozytywka wciąż spoczywa w jej kieszeni. Odrobinę męczyły ją wyrzuty, ale czy po fakcie włamania się do budynku i skorzystania ze spiżarni powinna martwić się o drobną pożyczkę na poczet ich wspólnej ucieczki z Mrocznych Zaułków?
    Ostatecznie nie odstawiła bibelotu na pierwotne miejsce, starając się nie przypominać sobie historii o złych duchach opętujących kradzione rzeczy i tym podobnych bzdurach. Przyspieszyła za to kroku, chwyciła za klamkę drzwi i... zamarła. Nie było wyjścia. Był za to stos puzzli, które właśnie rozsypały się pod jej stopami. Przez myśli Lunatyczki przebiegała seria bardzo rozgarniętych pytań w rodzaju Co...? Jak...? Dlaczego...? Dłuższą chwilę wgapiała się tak w ścianę, otwierając i zamykając usta w zdumieniu, zupełnie jak rybka wyrzucona na brzeg.
    Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, rzuciła się do okien, ale - oczywiście - i one były przeciwko niej. Stukot rozsypywanych puzzli rozległ się przynajmniej po części domostwa. Cholera, cholera, cholera.
    Zoe się bała. Miała Irysa, mogła walczyć z potworami, przedzierać się przez las czy inne bagna. Ale tkwienie w zamkniętej pułapce było dla niej czymś stokroć bardziej przerażającym.
    - Ja... Ja strasznie cię przepraszam, Hebi... - wymamrotała, nie patrząc nawet na kotkę. - T-to... - Przeze mnie. Poczucie winy przygniatało ją z każdą sekundą coraz mocniej. Przecież to właśnie ona wybrała ten dom, to ona zdecydowała się włamać i namówiła do tego nieznajomą. Jeśli Hebi zechce ją obwiniać, to Lunatyczka nie będzie nawet szukać dla siebie usprawiedliwienia.
    Jednakże, mimo całej tej niepewności - co właściwie się dzieje i dlaczego, Zoe wciąż nie żałowała, że ruszyła z domu w świat. Chociaż tak właściwie wolałaby nie zginąć na jednej ze swoich pierwszych przygód. Odgarnęła włosy, westchnęła i postarała się zebrać w sobie całą odwagę i pewność siebie.
    - To tylko jakieś sztuczki, nie takie rzeczy widziałam. Zaraz wszystko naprawimy. - Ha. Wierzysz w to, Zoey? Prawda byka taka, że nie miała pojęcia co tutaj się dzieje. Czytała o iluzjach czy innych tego typu rzeczach, ale czy faktycznie byłaby w stanie rozwikłać zagadkę puzzlo-wyjść?
    Podeszła do przejścia, które wychodziło na kolejne pomieszczenie - salon czy coś w tym rodzaju, po którym zdążyła wcześniej tylko pobieżnie się rozejrzeć. Zaczerpnęła głęboko powietrza.
    - Halo, kto tam jest?! Wyłaź, tchórzofretko! - krzyknęła, ile tylko sił w płucach. Chociaż zamierzała brzmieć pewnie, to głos nieco jej zadrżał. Mimowolnie uśmiechnęła się jednak, bo powoli ciekawość zaczynała silniej działać od strachu.
    Ostrożnie postąpiła kilka kroków do przodu, oglądając się na Hebi i gestem ponaglając ją, by również odwiedziła salon. Jak umierać, to razem! Znaczy... Jak uciekać, to razem. Czy coś takiego. W każdym razie - Zoe nie wiedziała, co dalej. Czekać na tajemniczego osobnika stojącego za ich uwięzieniem w budynku? Eksplorować domostwo?
    Z braku laku po prostu rozglądnęła się dokładniej po pomieszczeniu, dumając nad faktem ile ptasich bibelotów można zgromadzić na jednostce powierzchni płaskiej. Odpowiedź była prosta. Dużo. Dużo za dużo.

    /jestem leniwą bułą, wiem <3
    _________________

    x x x x
    sygnaturka by waifu aka Violet <3
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 1 Październik 2016, 21:13     

    „Będziemy sąsiadkami.” Tak być może. Być może Hebi byłaby uradowana tą wizją, gdyby nie fakt, że ciężko być czyjąś sąsiadką bez własnego stałego kąta. Zoe chyba nie planowała zostać bezdomną, a samej kotce życie nie planowało póki co dać dachu nad głową. Jak to przewrotnie połączyło się z jej rasą. Ale przecież… Marzyła o właścicielu, ciepłym łóżku i osobie, która nie szczędziłaby jej swojej miłości, może… Może kiedyś ktoś taki się i dla niej znajdzie?
    Ale i bez tego mogła zdobyć w Lunatyczce przyjaciółkę. To nie musiało być ich ostatnie spotkanie, więc jeśli obie wyjdą z tego cało, ich więź na pewno zostanie umocniona. Tak! Tak, nya!. To tylko spotęgowało zaparcie Hebi do ocalenia ich skór. Nie mogła wiecznie tchórzyć, choć… Łatwiej było powiedzieć, niż przenieść to na rzeczywistość.
    Początkowo na oślep podążała za Zoe, w myślach wciąż krążąc po przyjemniejszych tematach, dopiero gdy największa nadzieja na bezproblemowe opuszczenie domu – drzwi – się zwyczajnie rozpadła, Hebi osłupiała. Nerwowo podbiegła do miejsca, w którym to drzwi się znajdować powinny, to nie mogło ot tak zniknąć! Tu musiało być, do cholery, wyjście!
    - To niemożliwe. Takie rzeczy się nie dzieją, nya. Może to iluzja? Zoe? – Spojrzała wciąż przelęknionym wzrokiem na dziewczynę, ale mimo wszystko musiała być albo zgrywać twardą. I bez względu na to, co temu głuptasowi przychodziło teraz do głowy, Przytulanka doskonale wiedziała, że razem tu weszły i razem wyjdą. Prędzej czy później. - Znajdziemy inne wyjście. Nyah, musi takie istnieć. – Być może Lunatyczka potrzebowała wsparcia, Hebi na pewno. Tak więc zdecydowanie ją objęła, dzięki czemu ciało kotowatej wyraźnie przestało się na ten moment trząść. Dwie dzielne sierotki w jednym opuszczonym domu – to był idealny plan na dzisiejszy dzień.
    Gdy zmieniły pomieszczenie, kotka zatrzymała się gwałtownie, przyłożyła palec to ust dając w ten sposób znać towarzyszce, aby na moment zapanowała idealna cisza. Prawie idealna, bo coś wszakże musiało być nie tak.
    - Słyszysz to? Czujesz to? – Wytężała wszystkie swoje zmysły po stokroć, bo teraz mogła się na nie właśnie zdać. To one mogły im pomóc… Lub zaszkodzić. - Cały czas te… ptaki, nya. Ale coś się zmieniło. To gdzieś na górze, na pewno. – Zaraz, zaraz… To szukały wyjścia, czy osoby za to odpowiedzialnej? Widać odwaga, która przybrała w naszych bohaterkach zmieniła ich plany, co mogło tylko dać większy ubaw niechcianej chmarze kłopotów. - Idziemy?
    Jeśli Zoe zdecydowała się podążyć za węchem Dachowca, to wróciły się do korytarza, gdzie i schody prowadzące na górę się znajdowały, a dalej już kolejnymi pokojami do jednego z odleglejszych. To tam kumulował się zapach charakterystyczny dla tych skrzydlatych potworów. Oczywiście wszystkie kroki stawiała ostrożnie, bo i podłoga w tym domu nie zdawała się należeć do najmłodszych; skrzypiała pod naciskiem, miało się wrażenie – oby mylne! - jakby zaraz miała się zapaść. A dookoła tylko ten odór, coraz intensywniejszy. I to zaczynało kotkę przerastać, dłonie pociły jej się tak bardzo, że mogłaby zapobiec suszy na pustyni, serce obijało się o całą klatkę piersiową, nie mogąc znaleźć dla siebie bezpiecznego miejsca, a umysł podpowiadał jej najgorsze wizje. Opanuj się, kocie. Kim jesteś, zapomniałaś już? Masz nieść ludziom ukojenie, być dla nich puchatym kłębkiem, nya, szczęścia, a tymczasem co? Opanuj się!
    - Starsza pani, która mieszka niedaleko sklepu z lukrowymi lalkami, codziennie rano zostawia dla mnie na parapecie, nya, przepyszne ciasto z malinową konfiturą. Jak teraz o nim pomyślę, to aż mi ślinka cieknie. Będziesz musiała ze mną pójść i jutro sama skosztujesz, nya! – Nie myślała o tym, że mogła rozproszyć skupiającą się na ataku Zoe. Jedyne czego pragnęła to rozładować sytuację, zastąpić ją przyjemniejszą wizją jutra. Bo do niego dotrwają. Inna opcja nie istnieje.
    Czy to już tutaj? Czy to inne drzwi? Nagle nie była już pewna czy zapach dochodził z lewej, a może z prawej?… Nie, nie! To na wprost! A może nie?…
    - Chyba, nya… urwał mi się trop. Coś jest nie tak. – Jakby nie była tu tylko jedna osoba...
    _________________
     



    Dzieło Sztuki: Groteska

    Godność: Francisca Enjabre
    Rasa: Zjawa Senna
    Lubi: Uroczych naiwniaków, mężczyzn, płacz, mężczyzn, żałość, mężczyzn i zgrzytanie zębów. Wspominałam o przystojnych facetach?
    Nie lubi: Tych, którym wydaje się, że są tacy cwani, zimna
    Wzrost / waga: 173cm/67kg
    Aktualny ubiór: fabuła - http://goo.gl/38H3qu + chusta na głowie
    Zawód: Oszustka, złodziejka, mąciwoda
    Pod ręką: portfel
    Nagrody: Korale Zamiarne
    Dołączył: 14 Lip 2016
    Posty: 29
    Wysłany: 5 Październik 2016, 15:34     

    Cudowny szum, szelest sypiących się kawałków drewna odbił się od ścian pokoju. Jak pysznie, jak doskonale! Gdyby byłą Strachem, mogłaby wyczuć w powietrzu unoszące się fale ciężkiego, soczystego przerażenia, ale podniesione głosy musiały wystarczyć jej za nagrodę. No dobrze, nie nagrodę, przystawkę, nagrodą będą ich martwe ciała, lub przynajmniej wyraz kompletnego przerażenia goszczący na ich twarzyczkach. W sumie chciałaby się lepiej im przyjrzeć, ale nie teraz, niee teraz! Mamy jeszcze sporo czasu, zanim dojdzie do konfrontacji, smakujmy więc ten moment jak najdroższe wino.
    Gdzie one teraz mogą być? Może w salonie? Ona coś woła! Która z nich, ta bieluchna kotka czy dziewczynka z wykałaczką? I co ona tam woła? Aaaaaahaha! Nazywa ją tchórzem! Tchórzofretką, ścisłym będąc. Zjawa nie potrafiłaby się nawet porządnie zezłościć, słysząc tak urocze określenie. Nie komplementuj mnie, señorita, jeszcze zacznę się rumienić. Nie wypada, aby kobieta rzucał takie słodkie słówka innej kobiecie. A może od razu wolisz dziewczynki? Chmarcia ci się nie da tak łatwo, już prędzej możesz poderwać kota z wyłupionym okiem. Zabawa stawała się coraz genialniejsza.
    Co by teraz nacisnąć? Frania nie znała nawet połowy guzików na panelu, a żaden z nich nie mógł być w pełni normalny. Eneeee... dueeee... rikeee... chyba ten. Przycisnęła elegancki, zielony przełącznik. Nie wiedziała dokładnie, co on robi - nie był on jednak bardzo groźny, zmieniał tylko podłogę w niektórych korytarzach na wilgotne mydło, w którym dało się łatwo poślizgnąć Jeśli obie panny będą nieuważne, Chmara zaraz usłyszy satysfakcjonujący dźwięk dwóch ciał uderzających o ziemię, i jeszcze raz, i kolejny. Na ten odgłos roześmieje się głośno i histerycznie, a dźwięk ten odbije się echem po całym domostwie, dobrze znacząc jej pozycję. Kto wie, może po nim nawet ją namierzą?
    _________________

    Chmara theme - by bratke
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 9