• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » Historie Postaci » Retrospekcje » Nie tak dawno temu w warzywniaku
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 6 Lipiec 2016, 23:44   Nie tak dawno temu w warzywniaku  

    Wczesne popołudnie, słoneczny dzień, ale nie za słoneczny - przecież byli w Anglii, do tego kraju na stałe były przydzielone deszczowe chmury, które tylko czyhały aby znienacka zalać wciąż jeszcze niewyschnięte po poprzednim deszczu ulice.

    Dzwonek przy sklepowych drzwiach od dłuższej chwili milczał, nie obwieszczając nikogo nowego w warzywniaku.
    Eliot siedział zaś za ladą i niedbale przerzucał kartki katalogu z meblami, od czasu do czasu podnosząc wzrok na nieliczną klientelię włóczącą się pomiędzy pomidorami, ogórkami i paprykami, poszukującą w skrzynkach jak złota najdorodniejszych okazów asortymentu. Dzień jak co dzień, czyli standardowo, choć nieumyślnie, spóźnił się z otwarciem, a że był jedynym pracownikiem sam musiał odebrać dostawę, wszystko poukładać, zająć się sklepem. Otworzył więc pół godziny później niż powinien. Nikt nie był tym zdziwiony.
    Dzień zwyczajny, ale brakowało mu jeszcze jednej rzeczy, żeby uznać go za zaliczony. Przychodziła tu czasem taka jedna, dosyć często, niekiedy czasem codziennie, i jeśli miałby coś o niej powiedzieć, to powiedziałby, że ceni jej zdolność docenienia świeżych warzyw i owoców, a także umiejętność wyszukania ich w najtańszej cenie w okolicy. Skromnie mówiąc, nie mogła trafić lepiej niż tutaj.
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Lipiec 2016, 19:39     

    Ileż dróg przebyła przez ostatni rok, targając aż dwa bagaże - ten ze wszystkimi niepotrzebnymi rzeczami, które jednak są potrzebne (głównie dla połechtania własnego samopoczucia) oraz ten, którego nie musiała dźwigać siłą fizyczną, ale równie ciężki i męczący dla otępiałej już głowy. Oba z rozdrażnieniem i niepohamowaną stanowczością pozostawiła w najbliższym hotelu, gdzie wynajęła pokój tylko na jedną noc, bo przecież pieniądze kiedyś się skończą, ale długi pewnie nigdy.
    Co więc robi w okolicy? Postanowiła zaglądnąć do właścicielki jej ostatniego mieszkania, a nuż ma do wynajęcia tę małą klitkę z miejscem na materac i dwa pudła... och, przynajmniej było tanio. Za resztę można zrobić zakupy.
    Zupełnie świadomie otworzyła drzwi dobrze znanego sklepiku spożywczego, który zdarzało jej się odwiedzać niemal codziennie, a do tego z premedytacją. Wzdrygnęła się na dźwięk tego cholernego dzwonka, do którego wcześniej zdążyła się przyzwyczaić, a teraz zupełnie wyleciał jej z głowy. Co czeka za drzwiami? Może zło, może ciekawe promocje, okazyjne ceny, a może... Eliot.
    Uniosła kąciki ust w szczerym uśmiechu. Pomimo tej słonecznej pogody na zewnątrz było dosyć wilgotno, przez co włosy skręciły się w jeszcze większe loki niż zwykle.
    - Ten warzywniak jest chyba nieśmiertelny. A ty razem z nim.
    A może weszła tu nie tylko po to, żeby uciec przed zmienną pogodą niszczącą te nieszczęsne kudły, ale przed tą gorącą, rażącą, depczącą po palcach rzeczywistością - przecież warzywniak to idealne miejsce na egzystencjalne rozterki.
    Bywała tutaj z braku lepszego zajęcia, czasami po skończonej wcześniej pracy, czasami w czasie dnia wolnego, aż w końcu stało się to jej nieodłączną rutyną. Zawsze rozmawiali o tym co teraz, nigdy nie opowiadała o swojej przeszłości, on nigdy nie pytał. To samo w druga stronę; wydawał się to być układ idealny. Godzinne rozmowy o warzywach, najlepszych winach, na które nigdy nie będzie jej stać, chłodnych, pozbawionych nadziei wieczorach. A potem się ulotniła, przestała kupować pod pretekstem dwa jabłka dziennie i zabrała cały ten swój chaos ze sobą. Ale to już taki typ człowieka, w tym przypadku koczowniczy tryb życia chyba nigdy się nie zmieni.
    Ileż tu rozmów się odbyło - od zwykłego co podać po tematy mniej błahe i równie interesujące. Nie oszukujmy się, lubiła to. Może to dziwne, ale tutaj mogła sobie po prostu być, bez szumu, tłumu, bez zbędnego zamętu, w ciszy przerywanej jedynie kilkoma wchodzącymi i wychodzącymi klientami.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 19 Lipiec 2016, 23:00     

    Zapatrzony w meblościankę w katalogu - ładna, nowoczesna i droga, choć wciąż tańsza niż niektóre z wymarzonych win Lou - nie zareagował na dźwięk dzwonka. Gdyby miał za każdym razem badać wzrokiem kogo toż nawiało w jego skromne warzywne progi to regularne bóle szyi zagwarantowane.
    Dopiero głos jak syreni śpiew, bo umówmy się, był to pierwszy znajomy i jednocześnie przyjazny ton jaki miał dziś szansę usłyszeć, zwabił jego spojrzenie w górę. Uśmiechnął się pod nosem.

    Zanim Lou zdążyła dojść do lady, a była dosłownie dwa kroki od celu, rozległo się pośpieszne tup tup tup tup i coś, a raczej ktoś, wyprzedził Lunatyczkę. Kobieta z pośpiechem rzuciła warzywami tak mocno o blat, że we wnętrzu woreczków miała już pewnie gotową papkę warzywną.
    Bez żadnego przepraszam już wyszarpywała z torebki portfel, zerkając mimochodem na zegarek w telefonie. Stanęła nieruchomo jak słup soli, czekając jak na linii startowej na znak, że warzywa zważone i może już płacić. Podziękowała krótko i znów wyminęła Lou jakby były nie w sklepie a na pasie szybkiego ruchu. Eliot odprowadził ją w milczeniu wzrokiem aż do drzwi. Twarz nienaruszona irytacją, niesmakiem czy czymkolwiek innym. Minimalnie lekko zadumana.
    Rozpogodziły mu rysy twarzy gdy uniósł brwi zwracając się do nowej klientki, kiedy rozerwana na chwilę atmosfera stagnacji znów opadła kurzem po sklepie. Nieśmiertelny czy nie, sklep i jego sprzedawca rzeczywiście zdawali się trwać w sennym bezruchu jak zaklęci w obrazie martwej natury. Krótki zamęt niektórych klientów i nietypowe wrzawy, jakie potrafią rozpętać tylko i wyłącznie świeże warzywa sezonowe, w niektóre dni wyglądały jak gdyby rzeczywistość próbowała się dostać do tego martwego punktu, ale za każdym razem ostatecznie przegrywała i ustępowała miejsca cichej i miękkiej atmosferze wnętrza.

    - Nieśmiertelność - mruknął zamykając katalog. - A to żeś wymyśliła.
    Odchylił się na krześle za ladą i uśmiechnął się na jedną stronę, podnosząc tylko jeden kącik ust, na znak, żeby nie brała jego marudnych słów zbyt poważnie.
    - Taką to mnie paskudną klątwą obdarzasz, nieśmiertelność, ha.
    W teorii magiczne stworzenia żyły dłużej. To nie to samo co nieśmiertelność, ale kiedy myślał, że istnieją tacy, których wiek liczy się w setkach jak nie tysiącach lat to cieszył się, że z jego starzeniem się wszystko jak na razie w porządku. Ale znów - niestarzenie się to nie to samo co nieśmiertelność, która wyklucza jakiekolwiek umieranie, czego nie życzył nikomu. W pewnej nieodkrytej, ale głęboko w nim tkwiącej i robiącej za fundament przekonań myśli wierzył, że tętno istnienia zawierało się w nieustannym trwaniu entropii, która równa była niedającemu się ugasić pierwiastkowi życia.
    Mrugnął parę razy jakby mu coś wpadło do oka, może muszka reprezentująca aktualne myśli, wymrugał więc ją i klepnął dłonią o blat.
    - Jak mogę pani dziś pomóc? - zagadnął używając sklepowej formułki, która pozbawiona jednakowoż była wymuszonej uprzejmości jakiej wymagało się od pracowników większych marketów. To było zagadnięcie kogoś, kto na prawdę dba o odpowiedź. Jakie to dziś wieści do warzywnego fortu przywiodła Lunatyczka?
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Lipiec 2016, 18:16     

    Syreni śpiew jest zdecydowanie dużo bardziej przyjemny niż tak często ochrypły ton Louise, dodatkowo z tym dziwnym i niewyjaśnionym naciskiem na literę "L", co sprawiało, że kiedy się przedstawiała, brzmiała jakby jej duma przysłaniała całą resztę cech.
    Bardziej przepchnęła niż wyprzedziła, rzekłabym skromnie, a zdziwienie i rozbawienie zmieszało się właśnie na twarzy Lunatyczki, kiedy czekała grzecznie w kolejce na swoją kolej. Kto to widział tak tupać! Przynajmniej mogła mieć nadzieję, że limit klientów na dzisiaj został wyczerpany.
    Kiedy dzwonek obwieścił wyjście kobiety, Lou postąpiła te dwa kroki do przodu, mimowolnie zerkając jeszcze na drzwi.
    - Widzę spory ruch - zaczęła rzeczowym tonem, kiwając głową dla potwierdzenia własnych słów. - Nie szukacie pracowników?
    Powstrzymała się od większego śmiechu, wystarczy, że już uwydatniła absurd całej sytuacji. Jaki tu musi być utarg! Te emocje, kolejki do kasy, wycofania, zwroty... swoją drogą, ciekawe czy Eliot kiedyś pomylił kody i skasował zwykłe pomidory zamiast malinowych.
    Zaśmiała się na dźwięk jego słów, ale w zupełności się z nimi zgodziła.
    - Masz rację. Muszę się pokwapić o lepsze żarty - spojrzała na odwrócony do góry nogami katalog i oparła dłonie o ladę. Nowe meble do mieszkania? Pensja w warzywniaku aż tak się podniosła? - Nie mów, że w końcu zarobiłeś na meblościankę. Ja nie mogę zarobić na fryzjera.
    Zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła, jakby to miało potwierdzić ostatnie zdanie.

    Wspomnienia z ostatnich kilku miesięcy jawią się jako smutne i zamazane, a nawet z pewną dozą nudy, lawirowała pomiędzy trzema miejscami - dom, przypadkowa knajpa, praca, nie zahaczając przed dłuższy czas o nic więcej. Dopiero jak już wybudziła się z tego przygnębiającego letargu, który trzymał ją za kostki aż w końcu nie podeptała mu palców, zaczęła stawiać na głowie cały swój świat i teraz w końcu mogła spojrzeć na to wszystko z odrobiną obiektywizmu, ażeby skarcić się za cały stracony czas.
    Teraz widzi się jako ktoś dużo bardziej znajomy, czujny i przede wszystkim z konkretnymi celami.
    - A co ma pan dzisiaj do zaoferowania w swoim asortymencie? Chętnie poznam opinię prawdziwego konesera - odsunęła się i rozglądnęła po tym monstrualnie wielkim pomieszczeniu, co zajęło jej jakieś 2 sekundy. Humor trochę jednak jej podupadł i ustąpił miejsca temu ponuremu usposobieniu, które w gruncie rzeczy było jej zwyczajną fizjonomią. - Właściwie to zakupy są teraz moim najmniejszym problemem. Ale spokojnie, jeszcze coś wybiorę, żebyś się tu nie zanudził. No i coś zarobił. Na nieszczęście stać mnie tylko na jakąś małą rzodkiewkę... - nawet nie było w ostatnim zdaniu najmniejszej nuty teatralności, a jedynie, smutna, przygnębiająca prawda człowieka, który przepija wszystkie swoje pieniądze.
    Och, ale nie przesadzajmy. Akurat w tym okresie była zmuszona odłożyć sporo pieniędzy, skoro już zdecydowała się na usługi poszukiwawcze pewnej osoby... tu wstaw subtelne kaszlnięcie.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 1 Sierpień 2016, 09:04     

    - Ochroniarza co najwyżej - rzucił i konspiracyjnym szeptem dodał: - Co te baby potrafią zrobić w imię młodych ziemniaków, nie uwierzyłabyś - zapewnił ją, choć wiedział, że pewnie nie jedno piekło Lou na wyprzedażach widziała. Lepiej - pewnie sama była na ich czele, bo nikt nie miał większego prawa niż ona dostać w swoje ręce ostatniej mocno przecenionej zgrzewki cukru. Nikt.

    - To dobrze się składa, bo to ostatni dzwonek na świeżą rzodkiew, szczaw i natkę pietruszki z gruntu. Mój koneserski i barmański zmysł każde mi dodać jeszcze rabarbaru, pestek dyni i aż się prosi o koktajl warzywny - zadumał się nad możliwościami jakie składały mu dary ziemi. Jak nie alkoholowe drinki w zaciszu własnej kuchni to koktajle warzywne. Wysoka szklanka wypełnionej po brzegi zielonej bomby witaminowej, krakersy, horrory z lat '70 i '80 w telewizji, które ściągnęła mu z internetu Dominicka i szykował się perfekcyjny wieczór. Ten koleś wiedział jak się bawić, bez wątpienia.

    Zauważenie, że ton koleżanki jest o parę tonów bardziej zmęczony życiem niż zazwyczaj zajęło mu chwilę jako że Louise składała się z charakterystycznego podejścia do rzeczywistości. Wyłapanie gorszego humoru pomiędzy jej zwykłego cynizmu oraz żalu do burej rzeczywistości że jest taka a nie inna mogło stanowić wyzwanie. Popatrzył na nią uważniej.
    Postukał palcami o katalog. Przeglądał go z przyzwyczajenia i dla podniesienia wewnętrznego poziomu estetyki, którą najwidoczniej podnosił mu perfekcyjny świat staranie wysprzątanych pokoi pełnych stylowych sprzętów na śliskich kartach darmowych katalogów meblowych, które zwijał ze sklepów.
    - O ironio, teraz mam nadmiar mebli. Przeprowadziłem się jakiś czas temu z kawalerki w bloku do domku rodzinnego. Wynajmuję... wynajmowałem tam mieszkanie. Teraz dom jest chyba mój. Właścicielka nieobecna, w każdym razie - podzielił się kawałkiem swojego życia Eliot, nie wchodząc głębiej w szczegóły o Amelii, byłej, bo aktualnie bardzo martwej, właścicielce.
    Dom rzeczywiście był stanowczo za duży jak na jego pensję, choć z pracą Wendy wychodzili jakoś na prostą. Jakoś. Zastanawiał się czasem nad powrotem do bloku albo przynajmniej nad znalezieniem bardziej kasiastej pracy, choć szkoda było mu zostawiać ten mały warzywny raj.
    - To ładny dom. Całkiem spory. Ma salę baletową na piętrze - dodał, bo jego zdaniem było to raczej niecodzienne pomieszczenie domku mieszkalnego, więc godne wspomnienia.
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Sierpień 2016, 00:10     

    Mówiąc wyprzedaż w obecności tej ciemnowłosej damy narażasz się na niebezpieczeństwo - taką plakietkę na piersi powinna nosić nasza bohaterka, bo jeśli nie wyciągnie z ciebie odpowiednich informacji to na sto procent nie da ci spokoju. To nie tak, że Lou biegała pomiędzy innymi goniącym, nie wyrabiając na zakrętach, ona zwykle była pierwsza tam, gdzie chciała, bez zbędnego zamieszania. A nawet jeśli w całym tym zabieganiu pojawiała się trochę później niż zwykle, to zawsze kupowała to, czego tak naprawdę potrzebowała. Okej, dla własnego podbudowania samopoczucia też.
    Pokiwała głową i zaśmiała się krótko na znak potwierdzenia i trochę z samej siebie, w końcu w jakiejś części była jedną z tych bab.
    - Nadałabym się. Moje bystre oko zapobiegłoby każdej kradzieży.
    To wcale nie tak, że poza widokiem kogokolwiek zakładała na piegowaty nos okulary do czytania.

    Uniosła lekko kąciki ust na te pocieszające słowa, które wydobyły się z ust Eliota, właściwie kto inny jak nie ona zrobiłby coś z niepozornej rzodkiewki... tyle że z jednego koktajlu warzywnego nie da się przeżyć następnych miesięcy. Chyba, że w zimie przerzuci się na mandarynki. To i tak lepsza opcja niż zakup przygnębiającej plastikowej choinki, szumu bez przerwy włączonego telewizora i skakania po kanałach z których wybrzmiewają setki przerobionych kolęd. W swoich skromnych marzeniach po śmierci odradzała się jako Erynia, gotowa na zemstę za ten okrutny marazm i ból uszu.
    - Dlaczego w takim razie widzę cię za kasą w sklepie spożywczym a nie za barową ladą? - zerknęła na niego kątem oka, podłapując i przeciągając nieco temat, bo zainteresowanie tą kwestią nie dawało jej spokoju. Jako trwały bywalec tutejszych lokali aż dziwne, że nigdy nie natknęła się na Eliota - albo natknęła, tylko nie miała o tym pojęcia. Jej wzrok przesuwał się przecież po setkach nieznajomych i znajomych twarzy, a i tak w pewnych momentach, zupełnie zamyślona, nie była w stanie odróżnić czyje one w rzeczywistości są. Pomimo tego chwilowego zastania, które zdarzało się ostatnimi czasy dosyć często, i tak uchodziła w takim towarzystwie za wielkiego erudytę - ktoś, kto uczęszczał na studia (nieistotne, że ich nie ukończył) i ma na koncie kilka ambitniejszych przeczytanych książek, faktycznie może wydawać się osobą godną pochwały. Ale co z tego, że przywłaszcza sobie szacunek osób, które prędzej czy później zapomną, że w ogóle taka informacja miała miejsce, a ich twarze ponownie zaczną się zlewać z całą resztą otoczenia? Rzadko zdarzał się ktoś, kto choć przez chwilę pozostawał w jej życiu na dłużej, nie odnosząc przy tym żadnych uszczerbków na zdrowiu. A potem znowu ta nieludzka siła porywa ją w kierunku, którego nie zna, nawet nie zatrzymując się na światłach - dobrze, że tym razem przywiodła ją do warzywniaka.
    Pokiwała głową z aprobatą, w gruncie rzeczy cieszyła się, że mu się powodzi, a przynajmniej tak to wyglądało.
    - Sala baletowa - powtórzyła zapatrując się w gromadę gruszek. - Fajnie. W końcu masz gdzie ćwiczyć - mrugnęła porozumiewawczo i chociaż widok Eliota w stroju baletnicy niezmiernie ją bawił, to po chwili obraz ten zaczął ją powoli przerastać. Do tego stopnia, że ukryła twarz w dłoniach i zaczęła gorączkowo wyobrażać sobie tanie fresco, które czeka na nią w hotelowym pokoju, po czym mruknęła pod nosem następne zdanie. - Matko. Wyjdź z mojej głowy.
    Podniosła jedną, zgrabną i soczystą gruszkę z całego stosu, nawet go nie przegrzebując i od razu położyła na wadze, wyciągając drobne z kieszeni. To chyba czas na śniadanie.
    - Dobrze słyszeć. Ja z kolei te kilka miesięcy spędziłam poza miastem, ale musiałam ostatnio odłożyć trochę pieniędzy, no i wyszło jak wyszło - teraz muszę znaleźć coś tańszego. Chcesz drobne? - zapytała na koniec, grzebiąc pośród wszystkich miedziaków, które czyniły jej portfel pozornie bardziej obfitym.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 22 Październik 2016, 19:38     

    - Może dlatego, że nie pracuję w zawodzie od paru lat? Wyobraź sobie, że taka dziura jak Glassville nie tętni nocnym życiem, nigdzie nie szukają barmanów. - Wzruszył ramionami, choć nie był z nią do końca szczery. Od pewnego czasu słyszało się przecież o przedłużającym się otwarciu w miasteczku klubie "Na gorąco" Mary Wizardry. Zakręcił się już tam z pytaniem o robotę, ale wciąż nie dostał obiecanego "jeszcze do pana zadzwonimy". Nie chciał zapeszać, a i tak nie miał większej nadziei na dostanie tej pracy. Wtedy musiałby pracować zarówno w warzywniaku w dzień, a na barze wieczorami, co średnio mu się uśmiechało. Gdyby pracę dostał - mógłby sobie odpuścić warzywniak, ale w jakiś sposób czyniła go ta myśl smutnym. Za to pieniądze, jak obydwoje z Lou wiedzieli, na drzewach nie rosną, a przynajmniej nie w Świecie Ludzi, więc żadną pracą nie pogardzi.

    - Yhym - potwierdził. - Wreszcie miejsce na te wszystkie assemblé i chassé - potwierdził i przez chwilę obydwoje milczeli przytłoczeni myślą gdzie balet i Eliot są w tym samym miejscu. Tym bardziej nie pomagało iż Lunatyk zdawał się wiedzieć czym są baletowe terminy assemblé i chassé. Brrry... Potrząsnął głową, żeby skupić się na czymś innym, bardzo chętnie wracając myślami do następnych słów kobiety. W głowie kiełkować zaczął mu plan. Propozycja. Pomysł. Jakkolwiek to nie nazwać. Zmrużył oczy w zastanowieniu.
    - Drobnych nigdy za wiele - przytaknął odrobinę nagle nieobecny, ale przyjął od niej pieniądze, przeklikał co trzeba na kasie i najdorodniejsza gruszka w tym sezonie trafiła w piękne dłonie panny Louise.
    Zabębnił palcami o blat, szybko decydując się na propozycję.
    - Coś tańszego, mówisz - złapał się jej słów. Bieda zawitała w Glassville czy to tylko Lunatyków tak przycisnęło? Nie ma co udawać że śpią na pieniądzach i tarzają w funtach. Zresztą, co tam funty, on nawet nie miał żadnej waluty lustrzanej, wszystko co posiadał to długi które kiedyś ewentualnie trzeba by zwrócić bratu. Kiedyś. Ewentualnie.
    - Co byś powiedziała na to, żebym zrezygnował z mojej wymarzonej kariery baletowej? Całe puste piętro do dyspozycji. Twojej dyspozycji - uściślił, jakby mało jasne było do kogo mógłby mówić, skoro sklep znów był niemal pusty. -Zastanów się - mówił dalej. - Dobra okazja dla mnie i dla ciebie. Mam za duży dom i siostrę na utrzymaniu, zwyczajnie nie mam na to pieniędzy z pracą w warzywniaku. Rachunkami możemy podzielić się na pół, a salę na pierwszym piętrze można spokojnie przerobić na... małe condo. Wszystko ci się zmieści, bo kuchnia i łazienka są na dole.
    Jak wygodnie, że miał przy sobie magazyn z meblami, prawda? Przewrócił parę kartek wstecz żeby zademonstrować wystrój niegłupio pomyślanych pokoi, w których udało się komuś zrobić fuzję sypialni z garderobą, małym salonikiem i jeszcze miejscem na biurko do pracy.
    Lou
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Październik 2016, 21:31     

    Uniosła brew ku górze.
    - Niedługo otwierają nowy lokal w mieście - rzuciła trochę od niechcenia, przypominając sobie o pewnym detektywie, intrygującej i zupełnie niereformowalnej blondynce. Interesowała się zarówno życiem miasta jak i swoich starych, dobrych znajomych, więc oczywistym jest, że wiedziała o nowej działalności swojej koleżanki i nie omieszkała tam zawitać. I chociaż nie zamierzała robić za tancerkę wypinając tyłek do zapatrzonych w nią głównie męskich, spragnionych oczu, to i tak pojawi się tam w celach biznesowych - w końcu każde działanie przybliża ją do osiągnięcia celu.
    Coś tchnęło ją w okolicach klatki piersiowej, kiedy dotarła do niej mrożąca krew w żyłach myśl; przecięta starymi nożyczkami cienka granica między standardem a przeszywającym olśnieniem. Ta jedna myśl, która przed chwilą narodziła się w jej głowie już zdążyła dojrzeć i narobić niezłych spustoszeń. Cholerny świat. A może to już paranoja? Histeryczne ratowanie się przed dalszymi złudnymi poszukiwaniami, wyimaginowane połączenia, sploty, które serwował jej umysł, byleby tylko skończyć tę całą farsę? Może była już zbyt zmęczona żeby zauważyć jakieś subtelne różnice, a może tak naprawdę ich nie było? Z trudem powstrzymała się od impertynenckiego komentarza, jakiejkolwiek oznaki, że w końcu coś chwyciło ją za ten tandetny kołnierz koszuli i wytrząsnęło wszystkie arbitralne podejrzenia na zewnątrz.
    Jeszcze kilka miesięcy temu Louise próbowała wyprzeć wszelkie pozostałe szczątki wspomnień o swoim bracie, co zresztą powoli szło jej całkiem skutecznie - w końcu kilka lat bez kogoś przyzwyczaja nas do takiego stanu. Ale teraz, kiedy sama zajęła się poszukiwaniami, każdy lunatyk o zielonych oczach powyżej dwudziestki stawał się potencjalnym podejrzanym. Fakt, że o Eliocie wiele nie wiedziała wyrył się właśnie jako największy plot twist dzisiejszego dnia.
    Interesujące.
    Kiedy uspokoiła wszelkie rozchwiane teorie, ugryzła spory kawałek gruszki słuchając następnych słów Lunatyka. Zanim dotarł do niej fakt, że właśnie złożył jej propozycje nie do odrzucenia, musiała przetrawić informację o siostrze, co trochę krzyżowało jej wyobrażenia o wielkim spotkaniu rodzinnym po kilkunastu latach. Jednak czas, te kilkanaście lat były dla Louise kompletną pustką i brakiem informacji - wszystko było możliwe.
    - Żartujesz - ledwo dała rade przełknąć kęs tego dorodnego owocu, kiedy zdała sobie sprawę, że Eliot właśnie proponuje jej mieszkanie.
    Chwila, czy on serio to powiedział?
    - Oszalałeś - wydała jedyny słuszny osąd, pośród wszystkich które dzisiaj przyszły jej do głowy. - Ale jeśli właśnie się nie przesłyszałam, a ty nie zdążyłeś zmienić zdania, to nie mam innego wyjścia jak się zgodzić. Obawiam się tylko, że zgubię w tym domu nie tylko siebie, ale też poszanowanie do rzeczy tanich.
    W końcu lekko się uśmiechnęła. Własny kąt. Spokój. A z racji tego, że Louise posiadała jakieś dwa kartonowe pudła swoich rzeczy, to nie będzie problemu z miejscem i utrzymaniem porządku. Mimo to, dom wydawał jej się wielki - skoro było w nim miejsce dla trzech osób, sala baletowa - nie może być inaczej.
    - Cholera, Eliot - zaczęła nadal ciężko zdziwiona - ratujesz mi tyłek. Będę ci robić kanapki na kolację.
    Chyba, że nie lubisz, to spoko, kupię wino i krakersy.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 8 Styczeń 2018, 22:18     

    Oddalił komentarz o nowym lokalu wzruszając ramionami, nie chcąc brnąć za bardzo w swoje żałosne próby uzyskania pracy w "Na gorąco". Co będzie to będzie, a chwalić się będzie Lou swoim teoretycznym tam zatrudnieniem, kiedy już posadkę dostanie.
    - Wiesz co, masz nawet klucze do domu, wprowadź się kiedy chcesz - mruknął wygrzebując swój klucz z breloczkiem księżyca. Nic nie szkodzi, miał drugi egzemplarz, który wcześniej należał do Amelii, prawowitej właścicielki tego domu. Skoro to był teraz jego dom (co było dosyć naciąganym spadkiem ale ciiii...), może z nim robić co mu się podobało. A podobała mu się myśl, że dom nie będzie już tak martwy jak Amelia. Może Lou wprowadzi tam nieco więcej życia.
    - Wyślę ci smsem adres i wprowadź się kiedy chcesz, szczegóły wynajmu zdążymy jeszcze przedyskutować.
    Prędkość z jaką Lou udało się znaleźć świetne lokum było wręcz podejrzane. Aż zastanawiał się człowiek czemu Eliotowi tak wszystko jedno. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że nie jest żadnym seryjnym mordercą.

    Uśmiechnął się smutno, tak blado i nikle, że z łatwością można było to przeoczyć. Ale wyprostował się też odrobinie, niemal pchnięty nieznaną sobie melancholijnie-pocieszającą energią. Te dwie czynności wydawały się być efektem mieszaniny różnych dziwnych emocji, które przyszły do niego wraz z decyzją zaproponowania Lunatyczce lokum w jego domu. Zmieniona postura subtelnie też dała Lou do zrozumienia, że skończył temat. Właściwie - to nie chciał już w ogóle rozmawiać. Zdaje się, że zauważyła to. Zniknęła ze sklepu z kluczem do nowego lokum. Eliot oparł się o ladę i znów zamyślił się, ledwo zwracając uwagę na klientów, którzy tego dnia weszli jeszcze do sklepu.

    [RETROSPEKCJA ZAKOŃCZONA SUKCESEM]
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9