• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » Historie Postaci » Zamach na arcyksięcia cz.2
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 8 Wrzesień 2016, 19:31   Zamach na arcyksięcia cz.2  

    Uwagi :

    Pierwsza część, do /sen się kończy/ polega na tym, że Materia komentuje, a Danielowi Kesslerowi śnią się różne rzeczy (sny są w cudzysłowach, które relacjonuje na bieżąco Kessler)
    I w wordzie i bez kolorowania wyglądało to lepiej. Ale wtedy nikt nie wiedziałby o co chodzi.
    I nie umiem montować tekstu. Ale chyba jest to czytelne. Jak coś proszę moda o batożenie. Enjoy!

    Historia

    Trzy postacie... trzech, którzy widzą.
    /Materia/
    /Kessler/
    /Uśmiechnięta postać/



    Unoszę się. Czuję przyspieszony oddech. Słyszę świst powietrza, o moje włosy ociera się wiatr wiejący z tak wielką siłą… Któż tak niemiłosiernie chucha, dmucha, chrumcze i wydaje dziwne dźwięki, jakby cegła przygniatała mu płuca!? Ah. To ta nędzna kreatura, która leży tuż obok mnie. Sam Daniel Kessler, nadęty gówniarz, który wierząc ogromnie w swój talent, zdolności i popularność próbował sięgnąć gwiazd, zdobyć serca wszystkich, być żywym bóstwem, respektowanym i czczonym. Ah, jakże pewny był swojej siły, jak dumny z tego, że osiągnął taką pozycję. Jak bardzo odbił się od ziemi! Był już prawie ptakiem, a może jak on to woli widzieć… aniołem!

    Jakże żałośnie skończył. Biorąc pod uwagę jego wzrost i niski poziom sufitu, odskoczenie od ziemi skończyło się dla niego źle. Sytuacja, której stawił czoła, przerosła go. Jego historia przypomina tysiące innych. Każdy po kolei twierdził, że inni się mylili, a mi na pewno się uda. Że moja biel pokona ichniejszą czerń, że zapanuje wielki pokój i dobrobyt. A potem spotyka nas szara, nudna rzeczywistość, gdzie nie ma miejsca na wielkie ideały, ale na żmudną pracę wbrew przeciwnościom i wszystkim ludziom. Nawet mi go trochę szkoda. Rozpieszczone dziecko bez doświadczenia nie mogło stawić czoła wszystkim. Ten tutaj bardzo nagrzeszył, złamał prawo i próbował osiągnąć coś, co nie udało się jeszcze nikomu. Sprawiał wrażenie osoby leżącej, która pragnie sięgnąć gwiazd ; która tylko to mogła zrobić, bowiem wszystko inne miała zapewnione. I ten ostatni ruch, ten ostatni manewr zgubił go. Teraz głupiec śni.

    – Gdzie ja jestem!? Ah, to zupełnie nieważne! Znajduje się w jakimś budynku… szkoła? Warsztat? Obóz? Dużo istot, które jakby znam… ale nie mam pojęcia, kim są. Nie rozpoznaje konkretnych twarzy, wszystko jakby zniekształcone. Z daleka słyszę okrzyk, że wygrałem. Zdobyłem to, czego chciałem, sięgnąłem gwiazd… nastąpi era pokoju… moja era! Moi stronnicy biją brawa, przegrani milcząco patrzą. Skrywam twarz w rękach. Szybkie przejście !

    Muszę im powiedzieć, że coś nie wyszło. Że mi się nie udało i teraz będziemy cierpieć. Przeze mnie. Muszę im to przekazać, wykrztusić coś z siebie…


    Głupiec miał ledwie 17 lat, kiedy zmarnował swoją szansę i przegrał. Sam tego nie pamięta. Czy było to powstanie przeciwko władzy? A może już ją miał, lecz tak nieefektywnie ją dzierżył, że wyleciała mu ona z rąk? Wszystko to jest jakby za mgłą, za kurtyną, do której nawet ja nie mam dostępu. Tylko przez sny dostają się do umysłu echa starych czasów. A cechą wspólną snów jest to, że łączą się z innymi, naginają się, niekiedy pokazując oczywiste pragnienia i wspomnienia, innym razem dając powód do rozmyślań przez kolejne tygodnie.

    Jak skończyła się jego przygoda? Został ogłuszony, czy też zapadł w sen. Czas, od którego to się stało określa w swoim umyśle żenującą nazwą „Utraty Czasu”. Czy to został rzucony o ścianę, czy to otrzymał potężne uderzenie obuchem w głowę, a być może była to sprawa mocy nadprzyrodzonych, jak telepatycznego uderzenia, jakiegoś zaklęcia, a być może trucizny? Sam tego nie wie. Ale nagle zapadł w sen i leży na tej polanie. I teraz leży i charczy, jakby się miał udusić.


    Gwardziści? Moi współziomkowie? Teraz wszyscy wyglądają tak samo… obojętni, albo z okrutnym grymasem na twarzy. Jak gdyby sami zostali zranieni, a teraz pragną wyładować na mnie swój ból, okrucieństwo, jakiego doznali. Tak, jakby chcieli mi pokazać, że też mają siłę. Inni nie pomagają, nie ma moich i ich, są jedni, którzy chcą się mnie pozbyć! Przejście!

    Sam nie wiem szczerze, ile lat minęło od tamtego wydarzenia. Miałem wrażenie, że jestem tu sam przez tyle czasu, odkąd tylko uzyskałem samoświadomość. Ale dzisiaj, właśnie dzisiaj to oddychające jeszcze truchło zaczęło wydawać dźwięki, których nie słyszałem, ale które potrafiłem nazwać. Jakby stara się walczyć o swój byt. Dlaczego znam tego człowieka? Gdy na niego spojrzałem swymi nieczystymi oczami, dostrzegam to, co przeżywał. Czuję jego sny, wiem, jak się nazywa. Marionetkarz? Tak mi się wydaje. Wygląda na człowieka przegranego, który wszystko stracił i nic już nie może zyskać. A jego ciało mimo to walczy. Zastanawiam się, po której stronie stoi umysł tego… teraz właściwie już mężczyzny. Czy stracił wolę życia? Czy trzyma się jego strzępków?

    - Atomi, nigdy cię nie zawiodę! Zrobię zawsze to, co byś chciał, abym zrobił! Będziemy razem trenować! Nie opuszczę cię, dobry przyjacielu! Dziewczyna czeka! Wspólnie do niej ruszymy! Dlaczego tak na mnie patrzysz? Dlaczego tak głośno oddychasz? Dlaczego chcesz mi zrobić krzywdę? Co!? Przestań, nie dotykaj mnie! Co ty trzymasz w ręku?! Na gwiazdy na nieboskłonie… AAH!
    - Zabiłem ją? Jak to ją zabiłem? Słowami i kłamstwem? Ja? Dlaczego? Dlaczego on się powiesił? Przez to, że ona się zabiła? Zabiłem ich…?


    Umysł Kesslera przypomina księżyc planety, w który non stop uderzają asteroidy, będące tak naprawdę snami. Tak jakby analizuje to, co było kiedyś i łączy z tym, co jest teraz i z tym, co być może się stanie. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego ubiór; wygląda, jakby miał na sobie jakiś mundur z płaszczem, ale teraz, po upływie tylu lat… właściwie mogę mówić jedynie o strzępkach tego, co miał na sobie. Biedny głupiec.

    - Arcyksiążę, Kraina Luster, Anarchiści… wielu ich było. I było tych grup i ludzi więcej, niż potrafię wymienić. Ogrom tego wszystkiego mnie przytłaczał. Jakbym niósł ze sobą ogromny ciężar, którego nie chciałem przecież nosić. Trwało to tyle lat, kiedy próbowałem tego uniknąć. Mimo izolacji dostawałem skrawki informacji na temat tego, co tam się działo. Nie próbowałem interweniować, zajmowałem się sobą. W pewnym momencie postawiono mi zadanie, abym jednak włączył się do rozgrywki. Dalsza ignorancja mogłaby mnie słono kosztować. Próbowałem jednak dalej iść w zaparte. Ale zostałem zmuszony, czy też zachęcony... przez nich i swoje sumienie. Miałem udać się do władcy tej krainy. Jedni zwali go uzurpatorem, drudzy – miłościwie panującym. Idę w kierunku pałacyku? Na to wygląda…!

    Mimo swej ignorancji i głupoty utrzymywałeś kontakt z pewnymi personami z Krainy. Długo polegałeś tylko na tym, co mówią inni, samemu nie robiąc nic w celu dowiedzenia się prawdy. Wszystko, co składa się na twoją przeszłość, spowodowało twoją zgubę. Próbujesz się od niej odciąć, ale to nie takie łatwe. Głupcze! A teraz leżysz tu, pośród polany, pośród lasu! Tym jesteś! Nędzną kreaturą! Kreaturą, która ignorowała istnienie tego świata, ale która na niego ciągle patrzyła. Nie potrafiłeś zrobić nic, aby stać się jego częścią! Nędzny głupcze!

    Kroczę pośród wielkiej hali. Z prawej – majordomus Arcyksięcia dyskutujący z rodziną człowieka skazanego na śmierć, o którym słyszałem tyle, że prowadził do nieustannego chaosu i destabilizacji Krainy. Z lewej – dwaj bracia, jeden bardzo wesoły, drugi bardzo smutny, są artystami tworzącymi na arcyksiążęcym dworze ; młodszego wyganiają, starszy zostaje i czuje się świetnie ; wydaje się wiele wiedzieć. Przede mną kobieta, która wiele ukrywa i wiele cierpi. Ale zarazem sprawia wrażenie bardzo silnej. Pokona swych wrogów, kimkolwiek by oni nie byli, wiem to. Jej twarz przedstawia wizerunek osoby głęboko zamyślonej.Ale czy oni wszyscy istnieją? Czy widzę ich tylko przez sen?

    Skręcam w prawo, mijam gromadkę złożoną z rodziny skazanego i kłócącego się z nimi majordomusa. Mijam kilka komnat. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że w ręku trzymam dwa listy. Dwa dokumenty, które muszę tutaj przynieść, zanieść je Arcyksięciu. Pora dołączyć…?


    Czy to już czas, Kesslerze? Czy to już czas, abyś się wybudził z tego stanu? Ile zamierzasz tutaj gnić? Czy nie powinieneś wziąć spraw w swoje ręce? Straciłeś tyle czasu, te lata zostały brutalnie zabrane z twojego życia. Na twoje własne życzenie. Można rzec, że jesteś 17 letnim gówniarzem w ciele 30 letniego chłopa. Wyglądasz dojrzale, ale umysłowo i zdolnościami siedzisz w latach, które już minęły. Nie zrobiłeś postępu od tak długiego czasu. Nie uważasz to za żałosne? Nie uważasz to za niekomfortowe dla swojego umysłu?

    – Broń się, głupcze! – pucołowaty nauczyciel wyjął swoją szpadę z pochwy i skierował ją w moim kierunku.

    Wyrażałem wobec niego sympatię i czułem się bezpiecznie, ale wiedziałem, że znalazłem się w takiej sytuacji, w której muszę teraz pokazać swoje zdolności w walce z nim. Ja również wyjąłem swoją broń, taką samą jak jego. Czas rozpocząć walkę, taniec w walce szpadami!

    Miałem wrażenie, jakbym ciągle walczył z kimś znacznie silniejszym od siebie. Dawał mi fory, nigdy nie byłem dobry w walce, ale nie mogłem zawieść ani jego, ani swojego poczucia godności. Gdy już pokonywał mnie i wystarczyło mu ledwie kilka ciosów, aby zakończyć pojedynek, przerywał. I następnie zaczynaliśmy walkę od nowa. W kółko. Nigdy nie stanąłem w sytuacji, w której miałbym przegrać całkowicie, gdy brakowało mi tchu, uderzał wolniej i bardziej przewidywalnie; gdy czułem się zakręcony całą walką, sam udawał zmęczenie. Więc robiłem tyle, ile mogłem. Nagle odezwał się mój mentor.

    - Całkiem dobrze ci idzie, ale umiejętności te nie starczą ci do… - w tym właśnie momencie przerwał i znieruchomiał. Jego ciało zaczęło znikać, jakby palone czarnym ogniem. Gdy zorientowałem się w sytuacji, ciało zniknęło do klatki piersiowej, w której dopiero, jak zauważyłem, tkwiła strzała.

    Głupi ludzie! To wasza wina! Wyście go zastrzelili! Wyście obrócili się przeciwko nam! Wyście mnie zdradzili. Przyjaciele byli obojętni, a wrogowie mogli się nade mną pastwić. A teraz przyszliście tu i zniszczyliście mojego mentora, moje życie! My, wasi obrońcy, zdradzeni przez lud, który chroniliśmy. Zniszczyliście moje marzenie! Ścięliście ręce, które szły do gwiazd!


    Czuje się słaby. Odkąd zyskałem samoświadomość czułem się całkiem silny, unosiłem się i potrafiłem wykonywać naprawdę niezłe akrobacje! A teraz, gdy widzę to ciało, tę istotę, która walczy sama ze sobą… zaczynam mieć wątpliwości. Muszę być z nią w jakiś sposób powiązany. Odkąd zwróciłem na nią uwagę, moja siła systematycznie spada. Nagła wiedza, jaką otrzymuję… to przerażające. Widzę! Od okrągłych 10 lat moja potęga była na tym samym poziomie, a teraz, gdy zauważyłem tę kreaturę leżącą na ziemi… moja moc spada…!

    – Dranie! Gińcie! – mordowałem po kolei. Każdego. Wbijałem szpadę w okolice klatki piersiowej. Łucznika, który przyniósł śmierć memu mentorowi rozerwałem na pół. Siła, którą otrzymałem, jest nieziemska. Czuję, jak krew daje mi siłę, jak mnie wzmacnia!

    Na końcu grupy żałosnych przeciwników, spotkałem tego człowieka. Obiekt mej miłości. Byłem odrzucony od dawna. Wszyscy muszą umrzeć. I wybiłem wszystkich. Zdradziłem tych, którzy mnie niegdyś zdradzili. Zabiłem to, co siedziało we mnie od tylu lat, co trzymało mnie w tym śnie. Od całych 10 lat! Teraz mogę się przebudzić! Teraz w końcu stosy mogą zapłonąć!


    - Piękne, zaprawdę piękne dzieło sztuki wykonałeś! Wszystkie te ciała… tych żenujących głupców… Mogą posłużyć do wyższych celów! Ich ciała mogą być dobrym materiałem do… – mówiła istota, którą dopiero zauważyłem.

    Nie należała do grupy wieśniaków, nie przypominam sobie również, abym ją kiedykolwiek widział. Postać była uśmiechnięta, ubrana w kunsztowny strój i długi kapelusz, który można porównać do tego, który zwykle nosi stereotypowy kapitalista - biznesmen. Aparycja nowej osoby, emocje, jakie pokazywała i strój… wszystko to razem wzięte niesamowicie mnie przerażało.

    /Sen się kończy/

    Mam wrażenie, że ta kreatura się budzi. Jej sny są coraz bardziej wyraziste, a zarazem coraz bardziej nierealne. Sam też zaczynam je dostrzegać. Czy ten głupiec nie widział, że jego przeciwnicy nie stawiali żadnego oporu? Dali mu się zarżnąć jak…

    - Ty skutwiały durniu! – przerwałem rozmyślania i krzyknąłem. Zauważyłem, jak Kessler budzi się, a w jego ręku zmaterializowała się szpada, którą widziałem przez sen. Obudził się! Poczułem ukłucie w swej materii, ale nic mnie tam nie trafiło. Nagle pojawiła się postać, którą również widziałem w jego śnie, postać chciałoby się powiedzieć - uśmiechniętego dandysa. Teraz widziałem go znacznie lepiej, wygląda na mężczyznę, a w ręku trzyma małą laleczkę…

    - A więc to czas… - powiedział pod nosem Daniel, przebudzając się, z ciężkim trudem przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej, następnie próbował wstać, opierając się na prawej ręce. Pomagała mu w tym wszystkim ta ciekawie ubrana postać, cały czas mająca uśmiech na twarzy.
    Nie wyglądał dumnie, jak wstający z ziemi człowiek wskrzeszony. Nie było w tym nic wielkiego ani mitycznego, ot, przypominało sytuację, w której pijak próbował podnieść się ze swojego letargu, w który wtoczył się poprzedniej nocy.


    - Mój drogi. To był tylko sen! Masz potencjał, by tworzyć, masz potencjał, by kreować. Wybrałeś drogę marionetkarzy, tym jesteś i tym byłeś! Tylko nie widziałeś tego, ponieważ żyłeś w świecie obłudy!- skwitował całą sytuację, jak i może życie Daniela tenże mężczyzna z kapeluszem.

    Stałem tak, przyglądając się całej sytuacji. Co tu się dzieje? Czuję, jakby nadchodził mój koniec, ale to nie może być jeszcze koniec! Byłem w tej przestrzeni tyle czasu, a teraz nagle, jednego dnia wszystko ma się zmienić? I to z rąk dwóch głupców?

    - Rozumiem twoje zmieszanie… - zaczęła znowu uśmiechnięta istota, zwracając się do Kesslera - …zdaje sobie sprawę, że sytuacja, w której cię postawiono nie była zbyt miła! Śmierć twoich pierwszych przyjaciół, potem zdrada tych, którzy mieli cię wspierać, gdy walczyłeś o władzę i tych, których miałeś chronić! I całe to katharsis, które przeżyłeś we śnie o mordowaniu zdrajców! No pięknie, pięknie! Pragnę dać ci jeszcze trochę czasu na zrozumienie wszystkich okoliczności oraz wszystkiego tego, co wydarzyło się po tylu latach, ale niestety – nie mogę! Widzisz tę unoszącą się formę materii? Tak, właśnie ta! –

    Drań wskazał najpierw na szpadę, którą trzymał Daniel, następnie skierował swój wzrok na mnie i wyciągnął do mnie swą rękę. Czyżby chciał skłonić Kesslera, aby mnie zabił? Co mu z tego przyjdzie?

    - Jestem skłonny przypuszczać, że ani ty, Kesslerze, ani ta, kehm, „materia!”, nie jesteście w stanie pojąć, dlaczego to się stało i co tak naprawdę zaszło! W skrócie : twoja przeszłość i historia się skończyła. Nie podołałeś jej i musisz zacząć wszystko od nowa! Próbowałeś walki, byłeś ambitny, ale ci się nie udało. I minął też czas wewnętrznego zamknięcia, jaki musiał upłynąć, abyś w końcu znowu był normalny! – mówiąc, zaakcentował szczególnie ostatnią część zdania, słowo „normalny’ prawie wykrzykując, ale to tak żałośnie, jakby udawał dziecko, które stara się naprawić zepsutą zabawkę.

    Kessler stał już wyprostowany i wpatrzony we mnie, a ja mogłem mu nareszcie spojrzeć w oczy. Dopiero teraz miałem świadomość, że patrzą na mnie obaj. Marionetkarz wyciągnął rękę tak, jakby chciał celować we mnie szpadą. Uśmiechnięta postać kapelusznika, która trzymała w rękach laleczkę, odsunęła się od Daniela i ruszyła w miejsce nieopodal tak, że gdyby połączyć nas wszystkich odcinkami, wyszedłby trójkąt. Następnie zrobiła ona lewą dłonią dziwne znaki, których ja nie zrozumiałem, które pierwszy raz dane mi było widzieć, które nawet nie wiem, jak opisać.

    Nagle! W centrum pomiędzy nami ziemia się wręcz rozerwała! Powstała jakby dziura, która wsysała wszystko do środka. Cały świat zaczął krążyć wokół tego punktu, a ziemia jakby zapadała się w podziemia. Gdy zorientowałem się w sytuacji, zauważyłem, że naprawdę po środku stacjonuje czarna jak tylko się da kula. Ziemia pod nią zaczęła się zapadać i ja już niedługo miałbym spaść w czeluści, oczywiście gdybym stał. Kula, jednakże, unosiła także Kesslera i istotę trzymającą lalkę.

    - Żądam wyjaśnień! – żałośnie krzyknąłem, gdyż to, co się stało, nie pasowało zupełnie do mojego stoickiego ducha. Takie naruszenie praw natury… taka moc… Moc której nie posiadam!

    - Oh, to nic takiego, hahaha! Nadszedł w końcu czas, kiedy należy wyjść z iluzji, kiedy stare marzenia poległy, a nowe, ah, nowe! Nowe dopiero nadejdą! Nadszedł czas jedności! – zakrzyknął, śmiejąc się lalkarz.

    - Co… co?! Co to ma być?! – zakrzyknął osłabiony Kessler, gdy cała trójka, krążąc wokół czarnej kuli, jak planety wokół Słońca, zaczęła się do niej błyskawicznie zbliżać. Widziałem w ostatnich chwilach, że leżenie we śnie tyle czasu tak Kesslera osłabiło, że moc kuli i samo obracanie się wokół niej mogłoby go zabić. Ale nie zabijało.
    Gdy już byliśmy nie dalej niż metr, kula zaczęła smagać nas drobnymi wiązkami elektryczności, które wydobywały się z czarnej czeluści obiektu. Przestałem rozumieć, co się dzieje, wszystko działo się już tak szybko, że ostatnim obrazem, jaki widziałem, było to, że kula zaczęła pochłaniać nas trzech.
    Wszystko niedługo miało się skończyć...


    … a raczej zacząć!
    I tak, jak obiecał lalkarz, nadszedł czas jedności. I Wybudzenia. Cała trójka stała się jednym!



    Obudziłem się. Tym razem realnie.

    - Co ja… co ja tu robię? Oh, moje..! Moje wszystko! Moja głowa! – poczułem silny ból głowy. Chciałem aż złapać się za głowę, ale moje ręce były słabe i niedokrwione, od ramion w dół nie czułem nic. Moje oczy dopiero zaczęły nabierać ostrości, uszy zaczęły wychwytywać dźwięki, mimo tego, że wszystko było jakby przez mgłę.

    Ile ja tu leżałem? Moja twarz, oh, cholera jasna! - zajęczałem, gdy zacząłem odzyskiwać kontrolę nad ciałem. Moja głowa była jakby atakowana ciągle powtarzającym się zdaniem : „tu jest Kessler, brać go!”. Mam wrażenie, że chodziło o mnie. Ale to echo przeszłości, tego, co już było i dawno się skończyło!

    - Tu jest! Panowie chodźcie tu, ktoś tu leży, pomóżcie! – usłyszałem z daleka wołanie męskiego głosu, tak mi się przynajmniej wydawało, że należał do mężczyzny. Szybko się wzdrygnąłem, myśląc, że dojdzie do wydarzenia, które już miało miejsce, że to kolejny sen. Ale kwestia „brać go!” należała do przeszłości i minęła, skończyła się moim Ogłuszeniem, a ta, która zawierała w sobie słowo „pomóżcie!”, raczej należała do teraźniejszości. Mógłbym to ocenić, ale ból głowy był nieznośny, a zmysły zbyt słabe, by ogarnąć i zrozumieć sytuację.

    Poczułem, jak jestem podnoszony. Przez następne parędziesiąt minut wiem tylko, że byłem gdzieś wieziony, byłem tak osłabiony, że nie mogłem zrobić nic, a zarazem czułem w sobie taki ból i żar, że nie mogłem ponownie zasnąć. Chociaż mam wrażenie, że przez długi czas nie zmrużę oka, o nie! Cały ten czas próbowałem zatem spędzić na wychwyceniu, o czym ludzie wokół mnie mówią i o czym rozmawiają. Ale mówili na tyle cicho, albo ból na tyle mocno zwiększył swoje natężenie, że nie miałem szansy zrozumieć niczego poza pojedynczymi słowami, które, szczerze powiedziawszy, nie dały mi nic!

    Całkowicie wzrok i słuch, a także siłę w rękach odzyskałem w pewnej skromnej komnacie, na sienniku, na którym mnie położono. Nad sobą widziałem sufit i zawieszony żyrandol ze świecami. Gdy spojrzałem w prawo, dostrzegłem sympatyczną i miłą dla oka młodą dziewczynę, która właśnie przygotowywała z ziela jakiś wywar, napój, czy cholera wie co! Mam wrażenie, jakbym spał przez wieki, moje ciało tak zmizerniało przez ten cały czas… ale przynajmniej jest tu ktoś żywy. Część snów pamiętam, część nie. Gdy tak leżę, w sumie, gdyby tak pomyśleć…! Nie czuje się tym, kim byłem kiedyś. Nie pamiętam tego, kim byłem! Nie pamiętam swojej przeszłości i osób, które znałem. Jedyne co kojarzę, to czarną postać, złożoną jakby z kilkudziesięciu sznurów, w której w jakimś miejscu spoczywała dziwna maska i pewnego… jegomościa w kapeluszu z lalką! Ale one nie były osobami mi obcymi. Czułem… czułem się, jakby oni wszyscy byli teraz mną, jak gdybyśmy stanowili jedność. Gdyby wziąć pod uwagę, że ja jako ja byłem kawalerem o gorącej głowie… teraz czuje się znacznie inaczej. Czuję, jakby zmieszano mnie z czymś. Czuje się znacznie bardziej wyważony. Ale tak, powinienem teraz iść tą drogą… i te marionetki… ciągle siedzą mi w głowie te marionetki…

    - Czyżbyś odzyskiwał zmysły, mój panie? – wyrwała mnie z rozmyślań młoda dziewczyna. Podała mi napar w kubku i kazała wypić do dna. Tak zrobiłem.

    „Mój panie?!”. Ostatnio inna dziewczyna w jej wieku zwróciła się do mnie per „paniczu”, przez wszystkich byłem traktowany jak dziecko! Słabymi jeszcze rękami pomacałem się po twarzy, po ciele i zdałem sobie sprawę, że moje ciało… musiało się zestarzeć. Cholera. Naprawdę długo tam leżałem. Ale dlaczego nikt mi wcześniej nie pomógł? Dlaczego dopiero teraz mnie odnaleziono? Czy… czy ktoś… czy moje ciało zniknęło? A może było ukryte i ktoś dopiero je wyrzucił niedaleko drogi, na której mnie ktoś ujrzał? To było… to jest dziwne. Tak jakbym kilka, kilkanaście lat zupełnie nie istniał.

    Byłem w szoku, ale wiedziałem jedno.
    Wiedziałem, co zrobię, gdy tylko odzyskam całkowite siły. Wstanę i będę żył, i będę doskonalił się w swej profesji, jakakolwiek by ona nie była; wejdę na drogę, którą nieprędko opuszczę! Poza tym, przez utratę pamięci, jakby zapomniałem o tym wszystkim, co mnie otacza. Pozostaje mi nauczyć się wszystkiego od nowa. Miejsc, ludzi, umiejętności, muszę przypomnieć sobie swoje stare zdolności i popracować nad nimi. Tak też uczynię. Mam na to dużo czasu!

    - Znaleziono przy jaśnie panu ten oto amulet, jeśli mogę sobie pozwolić na uwagę, to wygląda on na czarną kulę, ale jest bardzo dziwny!

    Amulet? Nie mam zielonego pojęcia o żadnym amulecie, który mi niegdyś towarzyszył. Dziewczyna podała mi go, a ja wyciągnąłem lewą rękę, ażebym mógł go zbadać. Nie czułem żadnej magii, czy czegoś specjalnego, co mogłoby wywołać moje szczególną uwagę. Jedynie dziwił mnie kształt… i kojarzył mi się z czymś. Czarna kula. Prawie jak czarna dziura z kosmosu. Dziwne. Podniosłem go i ponownie obejrzałem. Wyglądał jak idealnie okrągły przedmiot, wokół którego przebiegały metalowe druciki, przecinające się po skosie, jakby wizerunek galaktyki? Cholera. Trudno mi to opisać, biorąc pod uwagę stan, w którym byłem przez tyle lat.

    - Gdzie mnie znaleziono? – zapytałem zaciekawiony dziewczynę, mając nadzieję, że była poinformowana i wiedziała co nie co o tym, co miało miejsce. Przecież musiała, ponieważ została skierowana tutaj, aby przygotować dla mnie tę herbatę ziołową!

    - Mój panie, nie było to specjalne miejsce, ot, niedaleko traktu. Nieopodal biegnie arcyksiążęca kolej i znajduje się strażnica; wypatrzyli pana ludzie na patrolu, kiedy przechodzili niedaleko. Cała sytuacja była… dziwna. Początkowo wzięli pana za pijaka, który wałęsał się w okolicy, ale fakt, że…

    - Milcz kobieto! – przerwał mężczyzna, który przed chwilą niezauważalnie dla mnie wkroczył szybko do komnaty. Przyznam, że dalsza część historii, którą mogłaby opowiedzieć kobieta, wyjaśniłaby wiele, ale chyba nie dane mi będzie teraz poznać dalszej części.

    - Będziecie mnie tu trzymać, czy jak tylko odzyskam siły, to pozwolicie mi odejść? – wypaliłem, nie zdając sobie sprawy z nietaktu, jaki być może popełniłem

    - Rozkazy arcyksięcia są takie, że w kwestii sprawy mamy zachować milczenie – rzekł mężczyzna, który, jak zauważyłem, musiał być kimś w rodzaju oficera czy wyższym rangą strażnikiem.

    - Arcyksięcia? Coś mnie ominęło, czy kiedyś był tu arcyksiążę? Co tu się w ogóle dzieje? – zapytałem, a w myślach przeszła mi myśl, że przecież śniłem o jakimś arcyksięciu, pałacu... i wielu innych!

    - Sprawiasz wrażenie, koleżko, jakbyś w ogóle nie wiedział, co się wokół ciebie dzieje. – zaśmiał się pod nosem.

    Uznałem, że bez sensu jest w ogóle dyskutować z kimkolwiek bez zapoznania się z realiami tego świata. Mam wrażenie, jakbym w ogóle nie miał pojęcia, na czym to wszystko polega. W głowie przebiegają mi tylko wspomnienia o słabej wyrazistości, w których to czytam książkę na temat różnych istot i krain tego świata. I tyle. Zupełnie nic poza tym.

    - Arcyksiążę będzie chciał, abyś porozmawiał z majordomusem. Kiedy dojdziesz do zdrowia, spotkasz się z nim w głównym holu tego budynku – wyrwał mnie z rozmyślań oficer.

    - Tak uczynię. – rzuciłem przelotnie. I tak nie mogłem uciec, dodatkowo odrzucenie zaproszenia… hah! O ile można tu mówić o zaproszeniu. Dostał rozkaz i ma mnie doprowadzić do arcyksiążęcego urzędnika. Nie, teraz nic nie mogę zrobić. Jestem zbyt słaby!

    - Porozmawia z tobą o tym i owym, wytłumaczy parę spraw, oświeci cię, w jakiej jesteś sytuacji – skonkludował mój rozmówca, a następnie odkręcił się. Gdy wychodził spojrzał jeszcze dziewczynie w oczy, jakby upominając, żeby nie klepała więcej ozorem.

    - Ta jeeeest. - powiedziała pod nosem, odprowadzając mężczyznę wzrokiem. Gdy ten już wyszedł, podeszła do siennika, na którym leżałem.

    - Pan słyszał, jak się mają sprawy. Będę zaglądała do pana raz na jakiś czas. Wyniosę co trzeba, będę przynosić jedzenie i robić napary, aby wrócił pan szybciej do zdrowia. - kontynuowała, a ja wiedziałem, że na pewno będę narzekał przez najbliższy czas na brak dobrego towarzystwa. Kobieta będzie przychodzić tylko na krótki czas, a potem pozostawi mnie samego, gapiącego się na sufit.

    Leżałem tam cały tydzień.
    W trakcie którego w myślach poprowadziłem kilka bitew z pozycji stratega, torturowałem swojego największego wroga i wyobrażałem sobie, że latam niczym ptak. Siódmego dnia, od kiedy mnie tu przyniesiono, z nudów zacząłem nawet przypominać sobie teksty o astronomii, które miałem przyjemność czytać...

    - Chrzanię to! - krzyknąłem sam do siebie. Rozejrzałem się. W pokoju nikogo nie było. Nikt nie nadbiegał. Próbowałem wstać, co mi się udało. Gdy już to zrobiłem, rozejrzałem się po pokoju ponownie, z tą różnicą, że teraz widziałem wszystko z właściwej perspektywy - ze swojej wysokości. Komnata była tak naprawdę mała, chociaż gdy leżałem, sprawiała wrażenie całkiem sporej.

    Podszedłem do drzwi, nacisnąłem klamkę i je otworzyłem. Rozejrzałem się po korytarzu, który również był pusty. Przeszedłem parę kroków, a następnie skręciłem w lewo. Mijałem wiele drzwi, ale nie wyglądały jak przejście do większego pomieszczenia, a jedynie sprawiały wrażenie, że prowadziły do komnat podobnych jak ta, w której tyle przeleżałem. W końcu znalazłem żywą duszę! Człowieka ubranego niczym urzędnika, który właśnie otwierał drzwi. Podbiegłem do niego, ale po chwili znów zacząłem iść, gdyż zdałem sobie sprawę, jak bardzo słabe mam mięśnie w nogach. W końcu mogę zakomunikować, że jestem gotowy na rozmowę...
    - Hej, przepraszam!

    ***

    - Siadaj - powitał mnie ciepły i radosny głos bardzo pozytywnie nastawionego do życia człowieka.
    Zrobiłem, jak kazał, siadając na fotelu na przeciwko tego, na którym siedział nowo poznana przeze mnie istota. Sam, jak się dowiedziałem w trakcie rozmowy z inną osobą ubraną jak urzędnik, majordomus wyjął kartkę papieru, który przypominał dokument. Zaczął śledzić swoim wzrokiem napisane na nim zdania
    - Tak więc mamy porozmawiać... - zacząłem grzecznie, próbując przerwać ciszę.
    -Nie przeszkadzać! Odezwę się, kiedy uznam, że należy przejść do kolejnego etapu naszego spotkania - zaimponował mi długością wypowiedzi.
    Trochę zmalałem po jego uwadze, poczułem, że niepotrzebnie mu przerwałem. I o to chyba mu chodziło. Tak więc siedziałem tak kolejne pięć minut, wpatrując się w jego twarz. Po tym czasie przytaknął jakby sam do siebie, odłożył dokument, wodząc za nim wzrokiem, a następnie przeniósł go na moją skromną osobę.
    - Po zapoznaniu się ze stanem rzeczy i instrukcjami otrzymanymi od arcyksięcia zdecydowałem, że nie należy cię od tak puścić wolno i powiedzieć, że wszystko, co się wydarzyło, jest nieważne. Otóż jest ważne. Fakt twojego tajemniczego pojawienia się w miejscu, w którym nie powinno cię być twój stan jako taki i inne okoliczności... - pozwoliłem sobie skupić się na wiszącym nad nami żyrandolu, na którym pewien pająk uwił sobie gniazdko. Nawet złapał jednego owada! Sprytny zuch, te pająki to jednak są przydatne! W tym czasie umknęło mi wiele z tego, co mówił.
    - ... dlatego też postanowiłem, co nastąpi później. - gdy kończył, jakby się ocknąłem i zauważyłem, że w końcu zakończył swój wywód. Ale też po tym nastąpiło pytanie - o co tej istocie chodziło?

    - Dlaczego nie powinno mnie tam być? - wtrąciłem, pamiętając o początku wypowiedzi rozmówcy.

    - Jakby ci to wyjaśnić, hm. Niedaleko miejsca, gdzie cię znaleziono, znajdowała się strażnica pilnująca tego, aby nikt głupi nic nie zrobił kolei. Obchody w tamtej okolicy są dosyć regularne, nie powiem, że bardzo częste. Strażnicy zaklinali się na wszystkie świętości, że nie widzieli nikogo obcego w okolicy. Piętnaście minut przed znalezieniem ciebie, w obrębie obszaru, na którym leżałeś, przechodził patrol i nic nie wykrył! A potem nagle cię znaleziono, wycieńczonego i bardzo osłabionego. Wygląda to tak, jakby ktoś przeniósł cię w inne miejsce, albo jakbyś się nieudolnie przeteleportował! To niemożliwe, żebyś tam przyszedł. To nazywam określeniem '" nie powinno cię tam być". - zakończył w końcu swoje przydługie tłumaczenie. Spojrzałem na dłoń, którą trzymałem na oparciu fotela, a którą miałem zaciśniętą w pięść.

    - To wszystko, tak? Możemy zakończyć nasze spotkanie! Przypominam - na lewo od wyjścia. Z dwóch kuferków ten dalej, oto klucz. - powiedział.

    - Dlaczego? - zapytałem, patrząc słudze arcyksięcia w oczy.
    - Co dlaczego? - odpowiedział wyraźnie zdziwiony.
    - Dlaczego to robisz? Po co jestem ci potrzebny? - kontynuowałem zadawanie pytań.
    - Hah! Wydaje ci się, że jak w tych historiach, jesteś jakimś wybrańcem i zostałeś wybrany przez tajemniczą organizację, która dostarcza ci pieniądze, abyś stał się potężniejszy i dokonał wielkich rzeczy? Nie. Chodzi po prostu o to, że arcyksiążę czy moja skromna osoba nie możemy robić wszystkiego osobiście. Tak w skrócie : jeśli wykorzystasz to, co ci przekażemy i dobrze się przygotujesz, to być może zostaniesz takim moim człowiekiem od brudnej roboty. A przynajmniej raz na jakiś czas dostaniesz jakieś zlecenie. Tylko na przyszłość opanuj się i nie pojawiaj się w fatalnym stanie tak, ażeby wystraszyć całą okolicę - wyjaśnił.

    Wyjął z kieszeni kluczyk i mi go podał. Wstał, przeszedł obok mojego fotela. Powiodłem za nim wzrokiem. Był odwrócony do mnie plecami.
    - Jeszcze jedno, ostatnie pytanie... - powiedziałem pewnym tonem. Wiedziałem, że moje ciągłe pytania go irytują, ale muszę się dowiedzieć, co się do cholery ze mną działo w ostatnim czasie! Może on cokolwiek wie?
    - Tylko szybko. Nasza rozmowa i tak trwała już zbyt długo - powiedział wyrwany z rozmyślań
    - Wiesz, kim byłem? Masz o tym pojęcie? Masz jakąkolwiek wiedzę na ten temat? - zasypałem go pytaniami, ale mającymi ten sam sens.
    - Nie powinienem ci tego mówić. Jak zawsze, eh! Jednakże... uznaj to za moją dobrą wolę. Wedle moich źródeł, wiedzy i kontaktów - pragnąłeś zostać mistrzem marionetek. Byłeś nawet na dobrej drodze. Ale przegrałeś, ponieważ byłeś zbyt słaby, młody i głupi. No i pewnym istotom na tym świecie raczej nie marzyło się posiadanie zwierzchnika, czy innego nowego silnego gracza. To by mogło się nawet wiązać z twoim nagłym pojawieniem się niedaleko kolei. Być może uciekłeś w ostatnim momencie z pola walki? Któż wie. Prawdopodobnie cię otumaniono albo potraktowano inną mocą. Albo mocami. Taak. A teraz już nie pytaj więcej. Pozwól przeszłości spocząć. I tak powinieneś się cieszyć, że wyciągnąłem w twoim kierunku pomocną dłoń.
    Po zakończeniu wywodu przekręcił twarz w moim kierunku, tak jakby ostatni raz chciał na mnie spojrzeć. Uśmiechnął się pod nosem. Następnie spojrzał przed siebie i zaczął kroczyć w kierunku wyjścia.

    - Ten człowiek na pewno wie znacznie więcej, niż mi powiedział. Typowe trzymanie tajemnic dla siebie, żeby potem osoba niedoinformowana tarzała się jak ryba bez powietrza, idąc bez celu w jedną i drugą stronę.. Ja próbowałem stać się mistrzem marionetek? Cóż mnie opętało!

    Głupi, nie wiedziałem, co teraz uczynić. Siedziałem tak co najmniej kwadrans. Podszedł do mnie mężczyzna, którego dziwnym trafem kojarzyłem. Taak, to ten jakby oficer! Może on mi powie coś, co uratuje mnie od tej nędznej sytuacji. Prawdopodobnie majordomus tłumaczył mi, co mam zrobić, a ja głupi wolałem oglądać pająka. No cóż, jeżeli w tak fascynujący sposób przedstawia ważne informacje, to zacząłem obawiać się, że arcyksiążę może chodzić po swoim pałacu wiecznie senny. Spojrzałem błagalnym wzrokiem na oficera.
    - I jak? Trudno było? - zapytał takim tonem, jakbyśmy byli dobrymi kolegami od co najmniej pięciu lat.
    - Był trochę nudny... i wprawiał w senność! - rzuciłem całkiem szczerze, gdyż rozbroił mnie ton wcześniej wypowiedzi rozmówcy.
    - Wybacz za ton, ale rusz wypada, abyś już stąd poszedł. Zrób co masz zrobić, wynoś się stąd wreszcie - nagła zmiana tonu bardzo mnie poruszyła. Natychmiast wstałem, prawie potknąłem się o fotel, przeszedłem obok i również zacząłem kierować się do wyjścia.

    Otworzyłem drzwi i zobaczyłem światło. Słońce prawie mnie oślepiło. W końcu moje oczy widzą świat taki, jakim jest. Będąc przed wejściem budynku, rozejrzałem się. Skrzynia, tak widzę skrzynię. A właściwie dwie. Miałem... którą miałem wybrać? Zacząłem szarpać się z pierwszą. Spanikowałem, próbowałem wkładać klucz, przekręcać go, ale nie pasował. Spojrzałem na drugą skrzynię, przykucnąłem przy niej i znowu powtórzyłem manewr. Tak, klucz wszedł. Pasuje! Przekręciłem klucz, blokada puściła. Otworzyłem ją. W środku zauważyłem pewną długą broń będącą w pochwie, mieszek, w którym zapewne znajdowała się niemała ilość pieniędzy, były też inne, mniej ważne przedmioty oraz mała karteczka papieru. Podniosłem ją i spojrzałem. Początkowo mój wzrok jeszcze nie był tak ostry, widziałem jakby przez mgłę przez wszystkie te wydarzenia. Zrobiłem wydech. Nabrałem powietrza ponownie i odetchnąłem. W końcu, już widzę literki.

    "Masz zapewnioną broń i pieniądze. Wykorzystaj je dobrze, nabierz sił i wiele ćwicz. Kiedy będziesz gotowy, przyjdź do pałacu arcyksięcia i, jeśli ci się uda, spotkaj się z Protektorem"

    Spojrzałem na broń, lekko ją podnosząc. Wyjąłem ją z pochwy, zwróciłem uwagę na kształt i długość broni. Tak, to musi być pałasz. Rzuciłem okiem do środka mieszka - wystarczająco. Okej, to tyle. Podniosłem się. Przywiązałem sobie broń do boku, wziąłem pieniądze, tak samo liścik. Zamknąłem skrzynię, ale o dziwo, klucza już ze mną nie było. Próbowałem z ciekawości znowu otworzyć pojemnik, w którym znalazłem wymienione dobrodziejstwa, ale o dziwo nie otwierała się. Cholera. Odkręciłem się i wyruszyłem naprzód.

    I minęło kilkadziesiąt dni, w trakcie których sporą część czasu poświęcałem na treningi.
    Zdałem sobie sprawę w trakcie spojrzenia na siebie w lustrze, że na oko dano by mi około 30 lat, ale wewnątrz… wewnątrz nadal czułem się młodszy.
    Przyznam, że przez całą tę sprawę wzbudził się we mnie nadmierny apetyt…
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,21 sekundy. Zapytań do SQL: 10