• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Archiwum X » Tylko mnie kochaj
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Ja
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Październik 2016, 21:47   Tylko mnie kochaj

    Wszystko ma swój początek.
    Przystojny marionetkarz poznaje stukniętą kapelusznicę. Ona zakochuje się w nim na zabój swojej brakującej piątek klepki, on jest oczarowany jej szaleństwem. Daje się wciągnąć w wir zabawy, tańca, herbaty, osobliwych tematów i seksu. Spędzają miłe chwile, jednak dla niego są tylko odskocznią, odpoczynkiem od życia. Jest zbyt ambitny, aby utknąć do końca życia z nią. Piękna kochanka nie jest w stanie zatrzymać go przy sobie mając zupełnie inne cele w życiu i inne spojrzenie dosłownie na wszystko. Marionetkarz odchodzi, a kobieta zatraca się w swoim szaleństwie, zapada się w nie jak w ciepłą szarlotkę.
    Dziewczynka przychodzi na świat niespostrzeżenie...

    ***


    Noc była ciemna i cicha. W oddali słychać było jedynie kroki dwóch osób i odgłos ich rozmowy. Zbliżali się.
    - ... i ja wtedy mówię mu, że...
    ŁUPS!
    - Kurwa mać! Co to ma być, jakieś graty na środku drogi!
    - Ej, te graty płaczą.
    Rzeczywiście, z wnętrza pudła, o które potknął się jeden z przechodzących, dobiegł cichy płacz. Ozdobiony najróżniejszymi kokardkami i guzikami karton skrywał owiniętego w pasiasty, żółto-czarny kocyk niemowlaka.
    Gdy znalazcy zajrzeli do środka, oczka kruszynki otworzyły się szeroko, płacz ustał na moment. Chwilę później wątłe ciałko ze zdwojoną siłą wznowiło swoje wrzaski. Zapłakana buzia poczerwieniała z wysiłku, drobne rączki naprzemiennie zaciskały się w piąstki, to rozczapirzały cieniutkie jak makaron paluszki.
    Na kocyku leżała pięknie zdobiona kartka. Pełnym zakrętasów, pękatych brzuszków i zamaszystych pętelek pismem, ktoś napisał:

    Nie ma czasu na gadanie, nazbyt ważne mam spotkanie.
    Woda w piecu, ciasto wrze, niech ktoś Wrzaskiem zajmie się.


    Jeden z nich zlitował się nad zziębniętym maleństwem i zabrał je do domu. Tam, razem z żoną, zajęli się dziewczynką troskliwie. Wrzask, bo tak ją nazywali wedle zostawionego liściku, rosła i rozwijała się zdrowo. Jadła za dwoje, psociła, uśmiechała się niemal bez przerwy. Znalazła szczęście. U kogo? Przygarnęła ją para cyrkowców.

    On nazywał się Zszywek. Jego ciało złożone było co najmniej z kilku osób. Prawe ramię było masywniejsze od lewego. Dłonie miał niebieskie, przyszyte grubą, granatową nicią do bladych przedramion. Jedną nogę miał krótszą od drugiej i na dodatek była to noga kobieca. Zszywek wkładał but na obcasie, aby wyrównać długości i nie kuleć zbyt ostentacyjnie. Najczęściej był to czerwony, lakierowany pantofelek. Od święta zakładał też pończochę ze szwem, która pięknie eksponowała kończynę.
    Na nią wołano Szczęka i od razu było widać dlaczego. Miała przeszczepioną męską żuchwę. Poza tym nie miała żadnych innych zmian, była po prostu kobietą z brodą. Rudą brodą.

    Wrzask pokochała ich od razu. To oni byli dla niej prawdziwymi rodzicami, mimo że opowiadali jej o kartonowej sytuacji. Wiedziała o karteczce, znała jej treść na pamięć. Zachowała na pamiątkę pasiasty kocyk.
    Życie ze Zszywkiem i Szczęką było radosne i szalone. Wrzask miała zaledwie kilka lat a przeżyła wiele emocjonujących chwil. Jeździła w siodle pod końskim brzuchem. Łowiła ryby zębami w rwących potokach. Spacerowała po dachach i zeskakiwała na różnobarwne markizy. Jej rodzice byli nieustraszeni i pragnęli coraz większych wrażeń. A ona starała się dotrzymać im kroku, najpierw pełznąc i raczkując, później stawiając pierwsze kroki, aż w końcu dreptając za nimi. Poznała w tym czasie wielu cyrkowców, którzy znali się z jej rodzicami. Rosła w otoczeniu najdziwniejszych deformacji. Nie bała się, ani nie brzydziła. Wprost przeciwnie, czekała aż i ona stanie się im podobna. Im, ludziom, których kochała, którzy byli jej rodziną.
    Niestety.
    Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny.
    Wrzask tego nie zauważała ale oni z dnia na dzień coraz bardziej się od niej odsuwali. Wyrastała na normalną, ładną dziewczynkę, tak różną od nich. Może to ich kompleksy, może ukryta na dnie serca wściekłość, koniec końców porzucili dziewczynkę.
    - Nie jesteś taka jak my. Jesteś zwyczajna – tymi słowy pożegnali sześcioletnią córkę. Ślad po nich zaginął.
    Po raz kolejny została sama.

    ***


    Śnieg spadał na bruk wielkimi płatkami, a wręcz kępkami płatków. Początkowo topił się w okamgnieniu, lecz z biegiem czasu ziemię pokryła cienka warstewka białego puchu, która stopniowo przemieniała się w puszystą kołderkę.
    Powoli zapadał zmrok, a uliczne latarnie świeciły w najlepsze. Chodnikiem, w akompaniamencie niego przygłuszonego stukania laseczki, szedł elegancki mężczyzna w czarnym płaszczu. Kapelusz na głowie chronił go przed śniegiem, na płaszczu powiewał niedbale zawiązany intensywnie żółty szalik. Zatrzymał się obok czegoś skulonego na śniegu.
    - Co tutaj robisz? -pytając trącił to coś końcem laseczki, aby sprawdzić, czy w ogóle żyje.
    - Sces kupić konika? - coś odwróciło się do niego i zobaczył brudną buzię okoloną błękitnymi strąkami. Dziecko nie miało zęba lub dwóch. Małe ciałko drżało z zimna. Oczy zalśniły nadzieją.
    - Konika? Jakiego konika?
    - Tego tu, o zobac.
    Dziewczynka wyciągnęła do niego piąstkę i otworzyła ją. Oczom mężczyzny ukazał się mały, drewniany konik. Widać było, że zrobiło go dziecko. Brzuch miał zbyt duży a uszy wyglądały raczej jak hipopotamie.
    Mężczyzna już wyciągał jakieś drobne z sakiewki, żeby rzucić dziecku i wrócić do swoich spraw, kiedy usłyszał coś jakby cichutkie rżenie. Pospiesznie wyrwał zabawkę z nadal wystawionej dłoni dziewczynki i przyjrzał się uważnie.
    Konik miał w sobie namiastkę życia.
    Nie mógł strzyc uszami, bo były zbyt małe, ani łypnąć okiem, ponieważ niewprawne dziecko zamiast ciosać prawdziwe oczy, zrobiło jedynie nacięcia mające za nie służyć. Jednak wewnątrz konika tliło się życie i mężczyzna to wyczuł. Wiedziony instynktem, zabrał dziecko ze sobą do domu.
    Tak Wrzask poznała Marionetkarza.


    Był dla niej dobry. Karmił ją, ubierał, uczył. Utrzymywał w czystości. Pilnował, żeby szorowała uszy i szyję, przypominał o szczotkowaniu włosów i zębów. Traktował ją jak własne dziecko.
    Niewiele czasu upłynęło, gdy znów zaczęła wyglądać jak człowiek. Włosy znów stały się miękkie i puszyste. Nabrała nieco ciałka, dzięki czemu nie przypominała już starej, wysuszonej szkapy. Odżyła.
    Zachowywała się jednak jak małe, przestraszone zwierzątko. Czas, który spędziła na dzikich harcach z cyrkowcami i późniejsze tygodnie na ulicy sprawiły, że była na wpół dzika. Nie potrafiła też zaufać Marionetkarzowi tylko dlatego, że wyciągnął do niej pomocną dłoń.
    Potrzebowała czasu. Jak się okazało, Marionetkarz był cierpliwy.
    Zaczął zabierać ją do swojego warsztatu, żeby mogła obserwować narodziny marionetek. Dziewczynka była zachwycona. Oczy błyszczały jej z ekscytacji za każdym razem, gdy znalazła się w pracowni. Pomagała, jak umiała najlepiej. Podawała narzędzia, mieszała farby, czyściła pędzle, zamiatała wióry, odmierzała składniki. Śledziła każdy ruch swego opiekuna. Z zapartym tchem obserwowała jak marionetki otwierały oczy po raz pierwszy, trzepotały sztucznymi rzęsami, rozglądały się nieco zaspane ale i zaciekawione. Lalki wychodzące spod jego dłoni były zjawiskowo piękne, idealne. Pełne usta, ogromne oczy, małe noski, burze pachnących perfumami loków. Sprzedawał je za duże pieniądze.

    Dwa lata minęły jak z bicza trzasnął. W rocznicę ich spotkania, Marionetkarz wręczył jej narzędzia.
    - Twoja kolej -powiedziawszy to, stanął z boku i obserwował.
    Ośmiolatka była jednocześnie podekscytowana i przerażona. Dostała szansę na zrobienie własnej marionetki!
    Ostrożnie odłożyła narzędzia na stół. Wyjęła arkusz papieru i ołówek. Powoli i starannie zaczęła rysować. Wystawiała przy tym koniuszek języka, jakby to miało pomóc w całym procesie. Godzinę później miała gotowy rysunek. Pokazała go opiekunowi.
    - No no, całkiem dobrze -przyjrzał się naszkicowanej postaci. Z kartki spoglądała na niego dziewczynka podobna do jego uczennicy.
    - To będzie moja siostra.

    Marionetka pierwsza: Vashta

    Tworzenie marionetki okazało się o wiele trudniejsze, niż Wrzask myślała. Z wszystkich dostępnych materiałów wybrała drewno. Lubiła jego zapach.
    Praca powoli posuwała się do przodu. Dziewczynka ślęczała długimi godzinami nad drewnianym klocem. Wychodziła z pracowni tylko wtedy, gdy poczuła głód. Pochłaniała posiłki w ekspresowym tempie i znów znikała w warsztacie.
    Marionetkarz zaglądał jej co jakiś czas przez ramię, dawał rady, kiwał głową, a potem wracał do swoich zajęć.
    Tydzień zajęło jej wyciosanie głowy, z której była zadowolona. Piłowanie ostrych krawędzi, poprawianie noska, wycinanie oczodołów, rzeźbienie ust – to wszystko zajęło jej dużo czasu. Zdarte opuszki i wbite drzazgi były ceną, którą płaciła za stworzenie swej długo wyczekiwanej przyjaciółki.
    Gdy drewniana głowa była gotowa, zajęła się resztą ciała. Za wzór posłużyło jej własne. Gdy minął kolejny tydzień, miała przygotowane wszystkie elementy ciała i mogła zabrać się za malowanie.
    Marionetka powoli nabierała kolorów. Naturalne drewno sukcesywnie znikało pod farbą. Wrzask wybrała delikatny, porcelanowy kolor. Twarz ozdobiła delikatnymi piegami, dodała rumieńce. Następnie wybrała piękne, szare, szklane oczy i umieściła je w oczodołach. Doczepiła rzęsy i przymocowała perukę. Wybrała dla swojej siostry ogniście rude włosy. Uczesała ją w dwa sterczące po bokach głowy kucyki.
    Marionetkarz miał stroje tylko dla dużych lalek, musiała więc uszyć też sukienkę. Wcześniej nie miała w ręku igły i nitki, pokłute do granic możliwości palce były tego świadectwem.
    Po trzech tygodniach pracy, skończyła pracę. Drżącymi rękoma włożyła niewielki kluczyk, z wyrytą literką „V”, w otwór na plecach lalki. Przekręciła go.
    Mijały sekundy, minuty.
    Wrzask była tak zestresowana, że cały żołądek podszedł jej do gardła. Czy zrobiła coś nie tak? A jeśli nie była marionetkarką, jeśli jej nauczyciel się pomylił? Zemdliło ją.
    Nagle palec lalki drgnął, chwilę później poruszyła się cała dłoń. Zamrugały powieki. Nieobecne spojrzenie ustąpiło miejsca świadomości.
    Wrzask aż pisnęła z radości.
    - Kim jesteś? Kim jestem? -powoli zapytała marionetka. Mówienie sprawiało jej trudność.
    - Jesteś moją siostrą! Kocham Cię! -nie mogąc się opanować, mała marionetkarka uściskała lalkę.- Masz na imię Vashta. A ja jestem Wrzask.
    - Vashta... Wrzask... siostra... kocham Cię -słowa wydobywały się z marionetki coraz łatwiej. Wstała z krzesła i zrobiła pierwszy krok.

    ***

    Marionetkarz był z niej zadowolony. Lalka zrobiła na nim duże wrażenie.
    - Czułem, że masz talent. Będzie z ciebie pożytek. Bardzo dobrze.

    Przez kolejne tygodnie, Wrzask razem z Vashtą pomagały Marionetkarzowi w pracy. Stały się nierozłączne. Dziecięcy śmiech wypełnił cały dom, nastał radosny czas. Razem szyły ubrania dla siebie i dla marionetek. Wrzask była w tym coraz lepsza, a i Vashta szybko się uczyła. Dziewczynki bez szemrania wykonywały wszystkie zlecone przez opiekuna prace.

    ***

    Niebieskowłosa obudziła się w środku nocy. Z zaschniętym na wiór gardłem podreptała do kuchni. Zanim zdążyła zejść z piętra, przemarzła na kość. Bose stópki zrobiły się jak dwa sopelki.
    W połowie schodów zauważyła, światło sączące się z niedomkniętych, kuchennych drzwi. Podeszła bliżej i usłyszała rozmowę prowadzoną półgłosem.
    - ...mała ruda dziewczynka, dobrze wykonana. Spodoba ci się. Niewinna i uroczo naiwna. Powiedzmy, że 50 złotych monet.
    Wrzask aż się zatoczyła. Żeby się nie przewrócić, oparła się o ścianę. Zakryła usta dłonią. W pierwszym momencie nie mogła złapać tchu, w drugim oblała ją fala gorąca. W okamgnieniu zrozumiała, że nauczyciel postanowił sprzedać Vashtę. Jej siostrę!
    Na paluszkach wycofała się z korytarza. Przez dobre pięć minut stała jak wryta na środku swojej sypialni. Myśli przebiegały jej przez głowę, gorączkowo szukała pomysłu na wyjście z tej sytuacji.
    - Ochronię ją. Za wszelką cenę -nie liczyło się nic więcej. Wdzięczność, jaką odczuwała w stosunku do nauczyciela prysła jak bańka mydlana.
    Czym prędzej obudziła, a raczej nakręciła, Vashtę. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy: trochę ubrań, trochę pieniędzy, a nawet narzędzia marionetkarza.
    Uciekły.

    Póki starczyło jej sił, nie przerywały marszu. Dopiero, gdy opuściła ją cała energia, zgodziła się na postój. Opowiedziała siostrze co się stało, a podczas jej relacji, uczucia napłynęły do niej ze zdwojoną siłą.
    Poczucie zdrady i wściekłość z tego powodu. Niewyobrażalny smutek, ból i rozpacz. Po raz kolejny została zraniona przez kogoś, komu zaufała.
    - Już nikomu nie zaufam. Ludzie są źli. Jestem tylko ja – powtarzała sobie w myślach jak mantrę. Słowa wryły się jej w pamięć. Ja, Ja, Ja. Wrzask, która płaczem walczyła o atencję swoich rodziców, przestała istnieć. Małe serduszko pękło z żalu.
    Na jej miejsce narodziła się Ja. Ja sama. Sama Ja.

    Słuch po nich zaginął, a gdy Marionetkarz zauważył ich zniknięcie, poprzysiągł że nie spocznie dopóki tej małej, bezpańskiej wywłoki nie odnajdzie i nie odbierze wszystkiego co jego.

    ***

    - Znowu coś szyjesz? -Vashta zaglądała zaciekawiona przez ramię siostry. Musiała stanąć na niewielkim stołeczku aby tego dokonać. Ja przerosła bowiem siostrę. Od kiedy uciekły od nauczyciela, minęły trzy lata.- Co to będzie?
    - To na zamówienie. Pamiętasz tę starszą panią w śmiesznych okularach i włosach jak z waty?
    - Tak!
    - To będzie płaszczyk dla jej wnuczki.
    - Czerwony. Z kapturem. Też bym taki chciała!
    - Kiedyś dostaniesz, siostrzyczko. Dostaniesz wszystko co najlepsze.

    Szycie nie przynosiło dużych zysków, ale pozwalało im przetrwać. Czas płynął nieubłaganie, ale wszystko wskazywało na to, że sprawy miały się dla nich ku lepszemu.


    Marionetka druga: Czarny

    Lalka otworzyła oczy. Ciemne tęczówki, należące do chłopca na oko będącego w wieku Ja, uważnie lustrowały otoczenie. Czuprynę miał czarną jak smoła i potarganą. Jego peruka zrobiona była z taniego włosia, nie miała w sobie miękkości i blasku.
    - Dzień dobry. Jestem Ja, a to jest Vashta. Jesteśmy twoimi siostrami.
    - Dlaczego?
    - Zrobiłam cię, będziemy żyć we troje. Będziemy szczęśliwi.
    - Dlaczego?
    - Co dlaczego?
    - Dlaczego mnie zrobiłaś?
    - Słucham?
    - Bez sensu. Po co to.
    - Jak to po co? Będziemy szczęśliwi razem.
    - Dlaczego? Dlaczego musimy być szczęśliwi?

    Coś poszło nie tak.


    ***

    - ...więc niedługo wrócę. Bądźcie grzeczni. -tymi słowy Ja pożegnała marionetki i z pokaźnym pakunkiem zniknęła w wieczornym mroku ulicy. Miała do dostarczenia stroje po przeróbkach.
    - Nie musisz się spieszyć, damy sobie radę -odparła rudowłosa.
    Lalki stały w progu i uśmiechały się. Pomachały na pożegnanie i zniknęły wewnątrz domu.
    Nastrój zmienił się diametralnie. Uśmiech na twarzy Czarnego, tak przyjemny jeszcze przed chwilą, teraz wyglądał jak paskudny grymas.
    Vashta przełknęła głośno ślinę, a raczej zrobiłaby to, gdyby nie była z drewna. Mówiąc inaczej, zaskrzypiała podenerwowana. Nie lubiła zostawać z bratem. Przerażał ją.
    - Na co się gapisz, ruda wywłoko? Zajmij się swoimi sprawami. Pobaw się klockami czy co tam dzieci robią -dobrze wiedział, że Vashta jest od niego starsza, ale z nieukrywaną satysfakcją naigrywał się z jej dziecięcego wyglądu.
    - Żałosne. Sam wyglądasz na nie więcej niż dziesięć lat a zacho... co robisz? -urwała, gdy spostrzegła, że braciszek ubiera swój nowy, uszyty przez Ja płaszcz.- Znowu wychodzisz? Nie możesz!
    - Nie mogę? -podszedł do niej i chwycił za podbródek. Zbliżył twarz do jej przestraszonej buzi i wycedził przez zęby.- Ja czegoś nie mogę? To patrz.
    Pchnął ją, marionetka upadła na ziemię.
    - Pamiętaj, że jeśli piśniesz o tym choćby słowo, pożałujesz. Wypadki chodzą po marionetkach.


    ***
    Kilka tygodni później Ja pracowała nad kolejną marionetką. Czarny jak zwykle odmówił pomocy. Natomiast Vashta żywo interesowała się całym procesem. Tak jak Ja kiedyś u nauczyciela, tak rudowłosa marionetka teraz zachwycała się każdym etapem tworzenia. Interesowały ją jednak zupełnie inne aspekty.
    - Kto to będzie?
    - Jeszcze nie wiem, zobaczymy.
    - Ale ma ładną buzię. Taką dorosłą -Vashta wpatrywała się w wyłaniające się, z drewnianej bryły, rysy twarzy młodej kobiety. Westchnęła teatralnie przykładając małą rączkę do czółka- Też chciałabym być taka duża. Życie byłoby prostsze.
    - Jesteś idealna taka, jaka jesteś.
    - Ale gdybym była duża... jak bym wyglądała?
    - Hmm... -Ja oderwała się od pracy i przyjrzała się siostrze.- myślę, że miałabyś duże, okrągłe oczy. Nos prosty, zgrabny. A usta... usta to bym ci zasznurowała, żebyś tyle nie paplała.
    - Pff! Ja już nie chcę być małą dziewczynką. Ty rośniesz, a ja zostaję taka sama...
    - Bardzo cię kocham, ale wiesz że tak się nie da. To niemożliwe.
    - Ach, chciałabym choć raz zobaczyć taką dużą mnie...

    Ja nie mogła zapomnieć tej rozmowy. Wracała do niej raz po raz, echo słów Vashty nie dawało jej spokoju w nocy. Zaczęła się zastanawiać. Dlaczego w zasadzie nie mogłaby tego zrobić?
    Pokój jej umysłu i szczęście Vashty od tego zależało, dlatego odłożyła na bok prace nad innymi lalkami i zajęła się tworzeniem dorosłej wersji swojej małej siostrzyczki. Pieczołowicie wybrała drewno i inne materiały. Nadal miała wyrzuty sumienia po tym, jak stworzyła Czarnego ze słabej jakości materiałów. Za każdym razem gdy rozczesywała mu włosy, serce się jej krajało.
    Nie zastanawiała się długo. Już kilka lat temu dokładnie wiedziała, jak Vashta wyglądałaby jako dorosła. Rzuciła się w wir pracy za zamkniętymi drzwiami warsztatu.

    Marionetka trzecia: Duża Vashta

    Piękna, rudowłosa lalka zamieszkała w pokoju Vashty. Ubrana w prostą, błękitną sukienkę, siedziała na krześle wygodnie ułożona na oparciu. Głowę miała lekko przechyloną a szklane, martwe oczy wpatrywały się przestrzeń. Była tylko pustą powłoką.
    Mała Vashta była nią zachwycona. Oglądała ją dokładnie, czesała, przebierała. Potrafiła godzinami wpatrywać się w nieruchomą twarz. Wyobrażała sobie, że to właśnie ona.
    Im dłużej to trwało, tym bardziej pochmurniała. Marionetka, która zazwyczaj była radosna aż po końce swoich rudych kucyków, zrobiła się markotna, wycofana i obca.

    Ja nie wiedziała jak jej pomóc. Razem z Czarnym obserwowali małą marionetkę. Ona była zatroskana, on... ciężko stwierdzić co sobie myślał. Nigdy nie dzielił się myślami z Ja, a już na pewno nie z Vashtą.
    Marionetkarka czuła, że pogorszyła sprawę.
    - Myślisz, że jej przejdzie? -spytała Czarnego pełna obaw. Potrzebowała kogoś, kto ją pocieszy, ale niestety, on nie był do tego zdolny.
    - Być może.
    - Być może?
    - A skąd mam wiedzieć? Zobacz na nią -chłopiec zakreślił koło dłonią przy swojej skroni.- Nikt normalny się tak nie zachowuje.
    - To moja wina... -Ja skuliła się w sobie.
    - Sama chciała. Już miałem dosyć tego jej paplania i proszenia -warknął gniewnie na samo wspomnienie jej zachowania.
    - Czarny...
    - Teraz jest przynajmniej spokój. Zobaczysz, przejdzie jej. Pobawi się trochę i przestanie.
    Ja znienacka przytuliła czarnowłosego.
    - Dziękuję, że w to wierzysz. Kocham Cię!
    - Wiem.

    Jedno małe słowo. Niby nic, zwykłe „wiem”. Ale dla Ja było to niczym katalizator czarnych myśli. Po ostatniej rozmowie z bratem zaczęła się zastanawiać, czy jej marionetki ją kochają. Od niego nigdy nie usłyszała tych słów, a Vashta była ostatnio pochłonięta swoimi problemami. Czy to możliwe, że nigdy jej nie kochały? Udawały?
    Natrętne głosy w jej głowie zaczęły szeptać, a z czasem zrobiły się na tyle bezczelne, że Ja przestała słyszeć własne myśli. Głosiki sączyły jad, wspominały wszystkie sytuacje, w których dziewczyna została porzucona. Rozgrzebywały stare rany.
    Potrzebowała kogoś, kto ją będzie kochał i nigdy jej nie opuści.

    Kolejne marionetki: Adela, Biała, Blizna

    Trzy nowe marionetki dołączyły do ich grona. Ja tworzyła je niemal jednocześnie, była jak w transie. Nie zastanawiała się nad ich wyglądem, czy kształtem. Marionetki powstały głównie z jej smutku i lęku. Efekt końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania marionetkarki.
    - Są piękne -wyszeptała sama do siebie, gdy skończyła pracę.
    - Łooo co my tu mamy -czarna czupryna pojawiła się w drzwiach. Jego oczy zalśniły zachwytem po raz pierwszy w życiu.- są naprawdę piękne!
    Ja nigdy wcześniej nie widziała takiego entuzjazmu u Czarnego. Chłopiec zajmował się nowymi marionetkami, opowiadał o świecie, pomagał. Potworki, które wyszły spod ręki Ja stały się mu bardzo bliskie. Dzięki temu poczuła się lepiej i doszła do wniosku, że im jest im więcej, tym bardziej szczęśliwi się robią.
    Głosy w jej głowie zmieniły taktykę. Teraz podpowiadały jej, aby bezustannie tworzyła nowe lalki. Im ich więcej, tym więcej miłości...

    ***

    Mijały lata. Tak, jak przewidział Czarny, Vashta uspokoiła się. Nie patrzyła już tak często na swoją dorosłą wersję, na miejsce głębokiego pragnienia przyszło zrezygnowanie. Ale nie było zbyt wiele czasu, aby się tym martwić.
    Marionetkarka oddała się pracy. Szyła coraz więcej strojów, aby zarobić na lalkarskie materiały. Tworzyła kolejne marionetki. Im dziwniejsze, tym szczęśliwszy był Czarny. Im dziwniejsze, tym bardziej zaniepokojona była Vashta. Nie podzielała jego zachwytu do maszkar i horroru. Zdecydowanie wolała klasykę i piękno. Ja pamiętała także o niej.

    Nieustannie powiększająca się rodzina wymagała większego lokum. Czy to było szczęście, czy też uśmiech losu – udało im się znaleźć opustoszały dworek na środku niczego. Ja była zachwycona. Zamieszkali z dala od ciekawskich oczu, z dala od wszystkich niemilców, którzy mogliby mieć złe zamiary względem jej dzieci. Domostwo było zniszczone i mroczne, jego odbudową zajmowały się marionetki. Zawsze to jakieś zajęcie.

    Kolejne dzieci: Rose, Jingle, Candy, Fiorelo

    Vashta i Czarny zajmowali się resztą marionetek. Stali się dla nich Cioteczką i Wujaszkiem. Wyglądało to komicznie, bo ich podopieczni byli od nich o wiele więksi. Lalki czuły jednak respekt i słuchały ich.
    W wolnych chwilach, Ja urządzała herbaciane przyjęcia. Wystrugała w drewnie wspaniały zestaw ciastek, babeczek i owoców. Pomalowane wyglądały jak prawdziwe.
    Długi stół zastawiony był nieco zniszczoną, ale ładną porcelaną. Atrapy jedzenia leżały na półmiskach razem z tym prawdziwym. Popołudniowe przyjęcia były dla Ja miłą odskocznią od pracy, przebywała wtedy ze swoimi lalkami. Najczęściej urządzali je w ogródku na tyłach domu, otoczonym wysokim starym płotem.

    Tylko jedna lalka nie lubiła herbacianych przyjęć. Vashta. Czuła się źle, plącząc się pod nogami i to nie tylko nogami marionetek, biedna marionetka nie dosięgała do stołu. Miała swoje podwyższone krzesełko zaraz obok Ja, ale marionetkarka zauważała jej niechęć.

    ***

    Pewnego dnia, niebieskowłosa posłała po Vashtę do warsztatu.
    - Coś się stało?
    - Nie, siostrzyczko. Chciałam z tobą porozmawiać.
    Marionetka usiadła obok młodej kobiety. Czas mijał, Ja skończyła już dwadzieścia lat.
    - Chcę spróbować -zaczęła po chwili ciszy.- Chcę, żebyś była dorosła. Nie możesz na zawsze być moją małą siostrzyczką. Potrzebuję przyjaciółki.
    - C-co? -dziewczynka wlepiła w nią wzrok. Oczy zrobiły się jej tak duże jak spodki od filiżanek. Po tylu latach porzuciła nadzieję na jakąkolwiek zmianę, była więc srogo zaskoczona.
    - Nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie. Nie słyszałam nigdy o takiej możliwości. Ale jeśli ktoś czegoś bardzo chce... Ja chcę. Ty też?
    - No pewnie! -Vashta zaklaskała i zrobiła dwa piruety z radości.
    - A więc spróbujmy!

    Siostry posadziły dużą Vashtę na kanapie, mała usiadła obok niej. Podekscytowana zerkała na pustą marionetkę.
    Lalkarka wzięła kilka głębokich oddechów. Dłonie położyła na głowach obu Vasht. Nie wiedziała co i jak robić, ale miała nadzieję, że idzie w dobrym kierunku. Zamknęła oczy.
    Wyobrażała sobie jak świadomość Vashty przepływa przez jej dłoń, później przez ciało, aby na końcu drugą dłonią przewędrować do nowego ciała. Skupiła się na tym wyobrażeniu. Czuła mrowienie w dłoniach, które przerodziło się w ciepło wędrujące przez jej ciało.
    Dopiero gdy przestała cokolwiek czuć, powoli otworzyła oczy. W napięciu spojrzała na marionetki. Obie były nieruchome.
    - Co ja zrobiłam, zabiłam ją -zaczęła panikować, kiedy żadna z nich nie poruszyła się przez dobre kilka minut.- Co teraz, co teraz, co ja zrobię... -ukryła twarz w dłoniach, oczy zaszły jej łzami.
    - Przyda mi się nowy strój -miękki, miły głos poderwał Ja na równe nogi. Marionetki nadal siedziały w bezruchu, ale coś się zmieniło. Spojrzenie dużej przestało być nieobecne. A i poruszała ustami.
    - Nowe ciało, nowa motoryka. Chwila minie zanim to opanuję. Ale... udało się!

    Zdziwieniu nie było końca. Marionetki zachwycały się nowemu ciału Cioteczki Vashty, cieszyły się razem z nią. Ona sama była wniebowzięta. Tylko Czarny nie wydawał się być zadowolony z takiego obrotu spraw.
    - Wiesz, braciszku, dla ciebie też coś mam – Ja złapała go pod ramię i zaprowadziła do warsztatu.- pomyślałam, że też się ucieszysz.
    W pracowni, w fotelu, siedziała jego dorosła wersja. Ja dołożyła wszelkich starań, aby stworzyć mu idealnie pasujące ciało.
    - To ja?
    - Tak. Jesteś piękny, prawda? Jaki dorosły!
    - Yhym.
    - Ale to twój wybór... jeśli chcesz zostać w tym ciele, rozumiem.
    Czarny zastanawiał się i przyglądał lalce jednocześnie. Zdolności Ja zwiększyły się przez te kilkanaście lat pracy. Jego nowe ciało wyglądało świetnie. On sam jednak nie był przekonany. Pomimo tego, że zajmował się innymi marionetkami i pomagał im, nadal uważał, że jego stworzenie było błędem.
    - Dobrze, zróbmy to -zadecydował.

    Zaczęło się tak samo jak w przypadku Vashty. Dłonie na czoła, zamknięcie oczu, ciepło przechodzące przez lalkarkę. Ciepło, ciepło, ciepło. Ba, gorąco!
    Ja poczuła okrutny ból w sercu, a energia przez nią przepływająca zaczęła palić ją żywym ogniem. Pot wstąpił jej na czoło, ale nie przerwała procesu. Wytrwała.
    Gdy ból ustąpił, zabrała ręce i otworzyła powieki.
    Dwie pary czarnych oczy wpatrywało się w nią.
    - C-co?
    - Dziwnie się czuję -powiedział chłopiec.
    - Dziwnie się czuję -w tym samym momencie wypowiedział siedzący obok mężczyzna.
    Spojrzeli na siebie.
    - Co zrobiłaś? Dlaczego jestem tu i tam?
    - Co zrobiłaś? Dlaczego jestem tu i tam?
    - Ja... nie mam pojęcia! Ja... przepraszam!
    - Napraw to.
    - Napraw to.
    Dziewczyna spróbowała. Tym razem było inaczej. Czuła jak energia wpływała z obu marionetek, mieszała się w niej i znów rozeszła do dwóch ciał.
    - Nadal tu jestem -westchnął chłopiec.
    - Tutaj też, ale jest inaczej -dodał mężczyzna.
    Przestali mówić w dwugłosie, ale nadal byli jedną osobą w dwóch ciałach.
    - Ja... nie potrafię zrobić nic więcej... przepraszam...

    Przemiana Czarnego szybko przyćmiła Vashtę. Dwie wersje tej samej marionetki dzielące te same wspomnienia i myśli, ale jednak będące całkiem autonomiczne – Czarny szybko pogodził się ze swoim losem. Natomiast Ja postanowiła nigdy więcej nie próbować przeniesienia, dla dobra wszystkich.

    ***

    Gdzieś na końcu świata żyje lalkarka otoczona kochającymi ją dziećmi. Matka Marionetek, tak ją nazywają. Podobno jej marionetki dostają od niej kluczyki i są wolne. Podobno nie chcą jej opuścić. Podobno jej dom skrywa najdziwniejsze lalki, jakie stworzono. Podobno.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 9