• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Mroczne Zaułki » Rdzawa Kamienica » Lokum Gawaina
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Krwiopijca

    Godność: Rosemary
    Wiek: w sumie prawie 90
    Rasa: Senna Zjawa
    Lubi: Przemoc
    Nie lubi: kotów, słodyczy i kawy
    Wzrost / waga: 176/65
    Aktualny ubiór: Event:https: //imgur.com/a/Kh5YN Fabuła: https://imgur.com/a/pBRDK8L
    Znaki szczególne: Elektryzujaco niebieskie oczy(źrenica i tęczówka w tym samym kolorze), charakterek
    Zawód: Najemnik/tancerka pole dance
    Pod ręką: glock, dwa sztylety, buteleczka z chloroformem, sakiewka z pieniędzmi
    Broń: wiatrówka, dwie maczety, Glock-17
    Bestia: Dziwotwór- Pączuś
    Stan zdrowia: Zdrowa
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny)
    Dołączyła: 31 Sie 2016
    Posty: 235
    Wysłany: 15 Listopad 2017, 20:54   

    Koperta którą właśnie wsuwała pod drzwi swojego sąsiada była dość subtelna. Była w błękitnym kolorze z małymi różami tu i tam. Pachniała jej perfumami. Nie mocno, delikatnie. Sama osobiście nie znosi kwiatów ale ta koperta była ostatnią na poczcie więc nie miała wyboru.
    Na kopercie ładnym, pochyłym pismem napisane było :

    Od : Rosemary
    Do : Gawaina Keer'a

    Treść była krótka ale treściwa. Nigdy nie miała za dużej smykałki do składania komukolwiek takich ofert. Zwykle wolała pracować sama, jednak tym razem chcąc czy nie, musi znaleźć dostawcę.

    Nie wiedziała nawet jak zacząć ten list. Gawaina widziała raz, wydał jej się trochę interesujący. No i jest Cieniem. Jednak nie jest jej ani drogi, na jej szacunek tez jeszcze nie zasłużył, po imieniu sobie nie mówią. Koniec końców wybrała najbardziej znośną opcję.

    Gawain.
    Mam dla Ciebie propozycję, jak mniemam nie do odrzucenia. Oferuję Ci 80 sztuk złota za każde wykonane dla mnie zlecenie. Praca będzie polegać na tym że będziesz mi dostarczał to czego będę potrzebować. W głównej mierze zioła albo ich pochodne.
    Główne zasady są dość proste. Ma to zostać absolutnie między nami. Inaczej możesz liczyć się z tym że Twoje życie nie będzie już nigdy takie samo. Do tego masz nie zadawać pytań. Wypłatę będziesz dostawał połowicznie. Połowa przed, połowa po dostarczeniu. Dodatkowo premia jeśli będę zadowolona. Jeśli interesuje Cię ta praca, przyjdź do mnie. Ostatnie mieszkanie na naszej klatce schodowej. Będę w mieszkaniu kolo północy.

    Twoja sąsiadka. Rosie.


    Wsunela ją i ruszyła na spacer. Ma jeszcze czas, więc zdąży załatwić parę spraw.


    Z. T
    _________________
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 4 Styczeń 2018, 23:22   

    Podróż zdawała ciągnąć się w nieskończoność, bo mrok utrudniał zwierzęciu omijanie występów i dziur. Gawain już od dłuższego czasu siedział owinięty kocem, zaraz przy Yako. - A więc? Opowiesz mi, co tam się stało? - zapytał cicho i pogładził Furora grzejącego się między jego nogami. Spod tego barłogu wystawał tylko jego uszaty łeb, który chętnie obracał, niemo wskazując na miejsce do drapania.
    Gawain postanowił również, że skoro jego podopieczny już trochę się uspokoił i znalazł swoje miejsce, to mógłby spróbować przedstawić go Yukiemu. - Spróbujemy je pogodzić? Lepiej teraz niż w ciasnym mieszkaniu, bo ty, Alfo, jesteś ranny. Furor pewnie będzie dawał się nam wszystkim we znaki. Nie wydawał się boczyć na mnie za to, że zostawiłem go na cały dzień w Norce, ale był coś zbyt zadowolony, gdy go wypuszczałem - przedstawił swój pomysł i spojrzał w niebo, które zdążyło się już rozchmurzyć. Zza drzew wyglądał na nich sierp srebrnego miesiąca, ale dojeżdżali już do Mrocznych Zaułków. Mgła i magia nigdy nie dopuszczały zbyt wiele światła, a łyse i ciemne konary dodatkowo je dławiły.
    Jeśli Yako przystał na propozycję, poprosił go, by wyciągnął Yukiego z transportera i posadził go na swoich kolanach. Keer pozwolił Furorowi zbliżyć się na tyle, by zwierzaki mogły się nawzajem obwąchać, ale nic więcej.

    Wkrótce byli już na miejscu. Całe szczęście łatwiej było zejść z wozu niż wpakować na niego Yako. Keer zapłacił woźnicy dodatkowe pięć monet. Może i był dziś szczodry, ale Marionetka spędziła z nim praktycznie cały dzień i wykazała się nie lada cierpliwością. Niech straci. Poszedł otworzyć mieszkanie z Yukim pod pachą i wrócił zebrać wszystko z wozu, by przenieść rzeczy do środka.
    Coś zaszeleściło pod jego stopami. Koperta. Odrzucił rzeczy na bok i podszedł do biurka. Obejrzał dokładnie przesyłkę. Błękitna koperta w kwiatki od Rosemary. Od tej Gopnikowej piękności, której tak zaciekle bronił Rusek. I do tego pachniała perfumami. No, no, no. Czyżby niemoralna propozycja? Delikatnie rozciął kopertę nożykiem i wyciągnął z niej list.
    Mina mu zrzedła. Takowej treści się spodziewał, ale forma pozostawiała wiele do życzenia. To w końcu co? Składała propozycję, stawiała warunki czy wprost mu groziła? Bo sam się już pogubił ze trzy razy. Poza tym... "nie do odrzucenia"? Litości! W Wieży dostawał 50 sztuk i to na zupełnie jasnych i przejrzystych warunkach z szansą na więcej. Tutaj dostałby 80, ale za jakie zioła i jaką ilość? Cena była zależna od surowca i trudu włożonego w jego pozyskanie, a nie od głupiej umowy i humorków zleceniodawczyni.
    Całość odrzucała. Niedbalstwo biło po oczach. Forma, propozycja, nawet debilna koperta, były bardziej godne pożałowania niż podziwu. Kasa kasą, ale za użeranie się ze współpracownikami nikt mu nie zapłaci. No i jeszcze to"w głównej mierze". Czyli, że ziółka, ich pochodne, a jak panna Rosemary stwierdzi, że potrzebuje czegoś ekstra, obojętnie co, to ma to bez gadania przynieść, tak? - Jeszcze tu mieszka, ja pierdolę. To jakieś jaja - mruknął i odrzucił list na biurko. Wstał z poważną miną i zajął się swoimi teraźniejszymi obowiązkami.
    - Szybko zmienię pościel i będziesz mógł się położyć - powiedział do Yako, gdy ten dotarł już do mieszkania i szybko zdjął buty. Prawie biegnąc, przeszedł do sypialni i ubrał kołdry i poduchy w poszewki. W następnej kolejności zajął się kocami i poduszkami przyniesionymi z wozu. Z pierwszych ułożył prowizoryczne legowiska. Dla Yukiego w sypialni, dla Furora po drugiej stronie, w jadalni. Lisy mogły się z nich nawzajem obserwować, ale jednocześnie legowiska i stojące im na drodze meble zapewniały wystarczająco dużo prywatności i poczucia bezpieczeństwa. Poduszki ułożył na łóżku, by Yako miał do nich swobodny dostęp.
    - Powiedz, co mam kupić dla Furora i Yukiego, nie licząc mięsa? - zapytał Demona, krzątając się w pracowni, by przygotować dla niego dzban soku malinowego. Postawił również czajnik na gazie, a potem zabrał się za napalenie w piecu. Musiał o wszystko zadbać sam, do czego przywykł, lecz bardziej kłopotliwe było tempo w jakim musiał to wszystko ogarnąć. - Możemy też spożytkować dynie, które kupiłeś... szkoda trochę, że pora na duchy i wampiry przeminęła, ale wartałoby z niej coś przygotować - mówił odrobinę podniesionym głosem, by Yako na pewno go słyszał. Wziął dzbanek i szklankę, po czym poszedł do sypialni i ustawił wszystko na półce. - A jak będziesz głodny, to masz mówić. Nie latać do Ciernia lub Gopnika. Mam dość wysłuchiwania od innych, ile im o mnie mówisz i jaki super jesteś w łóżku - powiedział oschle, piorunując go spojrzeniem chłodnego bursztynu. Z bolącym sercem nadal zajmował się Lisem. Ułożył nogę na poduszkach, przykrył go i nalał soku. Cały czas zerkał na Yako ni to zły, ni to rozgoryczony. Widać było, że chętnie by go przytulił lub ucałował, ale coś go powstrzymywało. W końcu usiadł na skraju łóżka. - Rozmawiałem z Cierniem... Aeronem w Klinice. Zrozumiałbym, gdybyś nie mówił mi, że u niego byłeś... lub powiedział mi od razu, że spaliście razem... ale powiedzmy, że rozumiem - zasępił się całkowicie. Siedział tak chwilę ze spuszczoną głową, po czym wstał powoli - Muszę iść po Twojego konia inaczej umrze z głodu i zimna lub coś zeżre go w nocy. Zakupy zrobię wracając. Jak coś chcesz, to mów. Masz mówić, jasne? - powiedział znowu i czekał na decyzję Lisa, po czym zebrał swoje rzeczy i zrobił herbaty. Ubrał się i wyszedł z mieszkania razem z Furorem.
    - Ittekimasu.

    Nie było go może z dwie godziny, podczas których poszedł po klacz i umieścił ją w stajniach Mrocznych Zaułków, a następnie na zakupy. Przyniósł wszystko, co potrzebne. Wymagało to odrobiny skupienia. Najeździł się dzisiaj, atmosfera znów była napięta, a do tego list od Rose wcale nie polepszał sytuacji.
    - Tadaima - mruknął pod nosem zamykając za sobą drzwi. Odwiesił płaszcz, zdjął buty, torbę odłożył na blat. Miał też drugą z całą masą ubrań dla nich obu. Stanął w progu sypialni i wyciągnął z kieszeni medalion Yako, po czym położył go na kołdrze. - Mój chyba jest nieaktualny... masz już białe włosy - powiedział wypranym z emocji głosem i usiadł na podłodze, opierając się o łóżko plecami. Yako mówił, że go kocha, ale jego czyny stale przeczyły temu wyznaniu. Ratował go, szył go, starał się wspierać i niczym nie obciążać, ale widocznie wymagał zbyt wiele od Demona. A może właśnie tak miała smakować miłość? W końcu żadnej wcześniej nie przeżył. Może miała być słodko-gorzka od początku do końca? - Kochasz mnie, Yako? - zapytał z nadzieją, choć w środku królowała beznadzieja. Lis tak mówił, że sobie bez niego nie poradzi, a na każdym kroku okazywało się, że jest inaczej.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 5 Styczeń 2018, 01:16   

    Uśmiechnął się do ukochanego słysząc propozycję - bardzo chętnie. Na pewno przyda mi się taka wiedza - przyznał. Nic nie wiedział na ten temat, a nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza może mu się przydać. W szczególności patrząc na to jaki zawód wykonuje jego wybranek. Oby tak się nie stało, ale przecież może się pojawić sytuacja, gdzie Yako będzie musiał mu pomóc, a Cień nie koniecznie będzie w stanie powiedzieć co się stało i czego potrzebuje.
    Spojrzał na rudzielca i westchnął - i tak mi nie uwierzysz... - powiedział, spoglądając gdzieś w bok. Wątpił, żeby Cień uwierzył mu, że ugryzł go jakiś skrzat ogrodowy na ogromnym zegarze, który potrafił postarzeć samym gadaniem, a do tego ogryzł w go w niemożliwy sposób. Sam nie wiedział, czy by w to uwierzył. Na pewno nie, a tym bardziej gdyby ten ktoś dotarł w takim stanie jak on sam do Kliniki. Przecież może mu się mieszać prawda z fikcją...
    Uśmiechnął się delikatnie, słysząc pochwałę - Renard? - spojrzał na niego - to słowo to właśnie lis. Nie sądzisz, że do naszej rudej pielęgniarki pasuje to nazwisko? - zapytał i uśmiechnął się delikatnie. Gdy tylko Gaw się podpisał pod kartką, skończył pakowanie prezentu. Nie wiedział ile osób zna tutaj ten język, ale miał nadzieję, że nie każdy będzie mógł to odczytać.
    Spojrzał zaskoczony na ukochanego, gdy ten stwierdził, że to nie wszystko. Przyglądał się jak ten coś pisze na gipsie. Gdy skończył, zmrużył oczy by zobaczyć co tam jest. Zaśmiał się - jeszcze trochę, a będę nosił obrożę z adresówką, albo wszczepisz mi czipa - powiedział rozbawiony, ale nie miał nic przeciwko. I tak nie miał zamiaru się nigdzie teraz ruszać. Nie bez niego. W końcu nie do końca ufał swojemu ciału w takim stanie. Mógł czuć się dobrze, ale jednocześnie był mocno osłabiony, więc nie wiedział, kiedy po prostu straci grunt po nogami i nie ocknie się na podłodze. Cóż...będą musieli to jakoś przetrwać, a że mieli zostać w mieszkaniu Gawaina, to może nie będzie aż tak źle. Nie było tam schodów, które by prowadziły do innych pomieszczeń (no może poza składzikiem, ale tam chyba nie będzie musiał zaglądać) no i zawsze mógł się wspomagać ścianami. Już jakoś tam przeżył po postrzale z kuszy to teraz też sobie poradzi.
    Wyszczerzył się zadowolony z siebie, gdy otrzymał całusa. Poprawił chwyt na kulach i transporterze i dał się powieźć do domu.

    Gdy tylko usiadł na wozie, westchnął ciężko. W końcu trochę wszyscy się namęczyli, gdy go tam ładowali. Owinął się ciaśniej kocem i czekał aż jego ukochany wróci z Furorem. Zaglądał też do zdezorientowanego Schnee, czy na pewno wszystko jest w porządku. Maluch się stresował i chciał wyjść, ale Demon nie chciał jak na razie ryzykować łączenia ich.
    Podrapał rudego lisa na przywitanie i uśmiechnął się delikatnie, widząc jak ten próbuje mu ogrzać nogę. To było nawet urocze, szkoda tylko, że nic nie dawało. Westchnął słysząc pytanie - poszedłem na spacer, trafiłem na klub, w którym był wieczór panieński. Okazało się, że zostałem atrakcją wieczoru razem z trzema innymi uczestnikami. Teleportowano nas na jakąś latającą arenę, tylko ja byłem przytomny...chyba bo jeden z uczestników wylądował gdzie indziej - zaczął wyjaśniać - mieliśmy się pozabijać i znaleźć portal, który nas przeniesie gdzie indziej. Wampira zabił skrzat, kobietę czwarty uczestnik, a on nadział się na moją naginatę, po czym mnie pociął całego. Następnie musiałem znaleźć stado krów, bo byk, który go strzegł miał na grzbiecie portal. Gdy przez niego przeszedłem dostałem kulkę w nogę. Powiedziano mi, że mam brać nagrodę i spadać, albo walczyć o wolność. To wziąłem co moje. Posadzili mnie na konia i tyle.... - wyjaśnił jak najkrócej potrafił. Nie miał teraz siły na to by wgłębiać się w szczegóły. Był naprawdę zmęczony mimo iż przespał pół dnia. Ale mało mu to dawało. Musiał odpocząć na spokojnie, w znajomym, bezpiecznym miejscu. Może wtedy będzie mu się lepiej myślało.
    Przytaknął głową. Wyjął malucha, nadal zawiniętego w koce i posadził sobie na kolanach. Otwarty transporter postawił sobie w nogach, żeby Furbo mógł go sobie porządnie obwąchać i przyzwyczaić do zapachu. Trzymał malucha, który wyciągał nosek w stronę większego i starszego lisa, chcąc się z nim zapoznać. Robił to jednak niepewnie. Widać było, że się go obawia. Czyżby trafił mu się niezwykły strachajło? Bardzo możliwe. Będzie trzeba go choć trochę wyszkolić, by nie bał się własnego cienia.

    Z pomocą Gawa i woźnicy, zszedł z wozu. Wziął kule i zaczął powoli "iść" w stronę mieszkania. Chętnie by pomógł kochankowi, ale w chwili obecnej nie za bardzo miał jak. Nawet nie mógł nic wziąć do rąk, w końcu obie były zajęte. Do tego cały mu drżały z wysiłku gdy wskakiwał na kolejne stopnie. Nie mówił jednak nic. Za chwilę się położy i będzie lepiej. Miał nadzieję, że szybko odzyska siły po utracie krwi i zabiegach. Nie wiedział jednak ile dokładnie mu to zajmie.
    Gdy już dotarł na miejsce, przytaknął ukochanemu i rozejrzał się. Nie chciał wchodzić w buta...przepraszam, w bucie, ale nie miał jak go zdjąć. W końcu nie stanie na prawą nogę w ogóle. Czekał więc cierpliwie. Gdy Gaw już skończył, opadł na łóżko ciężko i zdjął buta. Oparł kule o mebel i przyglądał się rudzielcowi - wyjmij drzwiczki z transporterka i połóż go obok legowiska. Będzie miał się gdzie schować w razie czego, zanim przyzwyczai się do nowych zapachów - poinstruował ukochanego. W końcu w transporterku był zapach Schnee więc na pewno będzie tam chciał siedzieć o wiele chętniej niż na przygotowanym dla niego legowisku.
    Zamyślił się, słysząc pytanie - kup kurze nogi, marchewkę, pietruszkę. Ryż czy makaron powinny jeszcze być - powiedział. To na razie powinno im wystarczyć. Yuki musiał jeść dużo i tłusto. Wyglądał jakby go ktoś wyssał, ale całe szczęście nie leżał cały czas, tylko widać było, że ma w sobie jeszcze trochę życia i energii - nad dyniami muszę pomyśleć...zrobimy coś jutro, bo teraz nie mam zupełnie pomysłu - przyznał. Nie mógł się na tyle skupić, żeby wymyślać co takiego może zrobić dla lisów z dyni. Czy ona w ogóle będzie jeszcze dobra? Raczej powinna, w końcu była nienaruszona. Zobaczy później, bo teraz naprawdę nie miał głowy do takich rzeczy.
    Zmarszczył brwi, słysząc kolejne słowa - kto Ci powiedział, że o Tobie opowiadam komukolwiek? - zapytał nie rozumiejąc skąd mu się to wzięło. Westchnął ciężko - nie chciałem Ci mówić, żeby Cię nie denerwować...poza tym nigdy nie musiałem się z tego spowiadać z kim śpię, dlatego też nie pomyślałem o tym - przyznał - poza tym...spałem z nim tylko raz, po naszej kłótni po polowaniu. Ostatnio chciał, ale nie będę ryzykował, że zabiję kogoś w tak idiotyczny sposób. Jestem za leniwy, żeby potem tłumaczyć jego służbie co się właściwie stało - wzruszył ramionami i skrzywił się lekko.
    Chciał złapać Dręczyciela, gdy ten wstawał, ale nie zdążył. Opuścił smutno uszy i przytaknął głową - nic nie potrzebuję. Dziękuję - powiedział cicho. Podniósł wzrok, słysząc znajome wyrażenie - Itterasshai - odpowiedział automatycznie. Nie sądził, że Gaw ta łatwo będzie łapał. Może powiedział tylko jedno słowo, ale było ono poprawne. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem.

    W trakcie, gdy był sam, postanowił zaznajomić się z maluchem. W końcu nie miał nic innego do roboty. Zawołał go i o dziwo, Schnee wyszedł niepewnie ze swojej norki. Wziął go na łózko i zaczął się z nim bawić. Maluch naprawdę był pełen energii. Chciał się bawić, ale bardzo szybko się męczył. Jeszcze się wyrobi. Maluch szybko opadł z sił i leżał rozkraczony jak żaba, dysząc ciężko. Wyglądał jednak na zadowolonego. Yako za to opatulił się ciaśniej w kołdrę, bo było mu po prostu zimno. Mimo iż Gaw napalił w piecu. Zmarzł przy transporcie do wozu i z wozu, a do tego nie odzyskał jeszcze swojej temperatury.
    - Okaerinasai - odpowiedział, gdy Cień wróci. Demon akurat nalał sobie trochę soku, by ugasić pragnienie. Wziął medalion w dłonie i opuścił uszy, gdy usłyszał, że jego włosy są białe. Tak bardzo chciałby, żeby to nie była prawda - wiesz...nie sprawdzałem, czy pod postacią Luci, też mam białe włosy czy tylko pod tą...nie rozumiem tego co się ze mną stało - powiedział, zakładając sobie medalion na szyję - zawsze możesz dodać drugi kosmyk...jeśli chcesz - pogładził go szponiastą dłonią po głowie - przepraszam, że nie sprawdzimy czy Luci też jest biała...ale jeśli nie zmienię się do czasu, gdy noga się zrośnie, będzie duża szansa, że nie będę pod tamtą postacią prawie w ogóle kulał...przynajmniej po jakim czasie - przyznał. Wiedział, że Gaw tęskni za jego żeńską formą, ale nie mógł na to nic poradzić. Nie wiedział jak zachowa się złamana kość w trakcie przemiany. Zrośnięta to już co innego. Ale nie złamana. Nie chciał ryzykować. Miał nadzieję, że jego ukochany to zrozumie.
    Westchnął ciężko, słysząc pytanie. Złapał jego kłaki w garść i pociągnął mocno. Przynajmniej dla niego było to mocno. Gaw pewnie poczuł tylko lekko pociągnięcie - Gaw spójrz na mnie - poprosił go i jeśli Dręczyciel spełnił prośbę, spojrzał mu w oczy - kocham Cię najbardziej na świecie i tylko Ciebie. Tylko Tobie ufam całkowicie. Wiem, że chodzę do innych, ale muszę się tego po prostu oduczyć...dla mnie jesteś najważniejszy. Nie ważne co sobie myślisz, nie chcę, żadnego Ciernia czy Gopnika. Chcę Gawaina Keera. Nie obchodzi mnie czy jesteś arystokratą czy jakimś szemranym typem. Póki jesteś mój, nie obchodzi mnie to - pogładził go dłonią po policzku. Tak bardzo chciał go przytulić, ale nie miał siły by go wciągnąć na łóżko. Będzie musiał wymyślić coś by mu to udowodnić, tylko co - a teraz przestań się boczyć i chodź się w końcu przytulić - uśmiechnął się do niego łagodnie i rozłożył ręce w zapraszającym geście.
    W międzyczasie Yuki zszedł, a raczej spadł z łózka. Nic mu się jednak nie stało. Zaczął wesoło człapać po pokoju. Furor, chciał go zaczepić, przez co maluch się wywrócił i wystraszył, puszczając w stronę Furbo swoje lodowe igiełki.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 5 Styczeń 2018, 18:57   

    Skinął mu głową. A więc trochę go poduczy. W zasadzie z Lis miał o wiele lepsze warunki do nauki niż on. Miał nos, którym mógł rozpoznawać zapachy niemalże bezbłędnie, rośliny wyrastały wokół niego, więc wystarczyłoby go nakarmić i nie musieliby szukać długo. Przygotowanie specyfików nie było specjalnie skomplikowane, jeśli miało się pod ręką przepisy. Przydałaby mu się mała pomoc, bo Yako znacząco uszczuplił jego zapasy i nawet nie chodziło o pożar, a jego ciągle pociętą skórę.
    - Jak chcesz. Opowiesz mi jak poczujesz się lepiej niż kiszony ziemniak - odparł. Rozumiał, że Yako nie miał ochoty o wszystkim z nim gadać. "Spacer" musiał być traumatyczny. Do tego ledwo wstał z łóżka. Jego umysł zapewne spowijała mgła bólu i senności.
    Uśmiechnął się drwiąco - Dumne z was stworzenia. Jakby uszy na waszych głowach i falujący ogon nie stanowiły wystarczającego dowodu - pstryknął go palcem w czarną końcówkę ucha.
    Na zaczepkę odpowiedział zaciśnięciem ust w wąską kreskę. Uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. Wstydził się tego, ale tak, takie rozwiązanie bardzo przypadło mu do gustu. - Jak częściej będziesz wracał w takim stanie... to serio będę musiał o tym pomyśleć - bąknął i odgarnął rdzawe kosmyki za ucho. Trochę go to bawiło, ale obraz zakrwawionego ochłapa, który nosił dumne imię Yako, nadal pozostawał świeży w pamięci Cienia. Każdy niespodziewany wypad Lisa od tej pory będzie stresował go nieco bardziej. Keer miał tylko nadzieję, że to nie jakaś pokazówka w stylu "Zobacz jak to jest martwić się o kogoś tak bardzo!", po tym jak wyjechał na misję. Malutka osobista zemsta.
    Ciężko było uwierzyć w opowieść Yako. Potrafił kłamać bez zająknięcia się, ale wcześniejsze mamrotanie w pół śnie, stan nie-zdrowia i opór z jakim opowiadał o swym niefortunnym wypadzie pokazywały, że mówi prawdę. - To Kraina Luster... czy ja wiem, czy to takie dziwne i nie do uwierzenia? - szepnął i spojrzał najpierw na woźnicę, a potem na Lusiana, by w końcu nachylić się ku niemu i mocno do siebie przytulić. - Najważniejsze, że wróciłeś - ucałował go w skroń, a nos zanurzył we włosach dorównujących bielą śniegowi, który z wolna pokrywał suche źdźbła wysokich traw. - Trochę nie rozumiem o jaką wolność chodzi, bo przecież jesteś tutaj... ale jeśli będzie trzeba, to zawalczę i o nią - pogładził go po głowie i plecach, po czym spojrzał mu w oczy ze zmartwieniem wypisanym na twarzy. Nadal nie wiele rozumiał i wiedział, ale może to wina lat spędzonych z ludźmi? U nich każde odstępstwo było chorobą, dziwactwem lub dewiacją.

    Nie przeszkadzało mu to, że Yako wszedł w bucie do mieszkania. Ile w nim przeszedł na zewnątrz? Zaledwie parę kroków. Ważne, że jego kochanek nie dawał już oborą na kilometr, bo tego by nie zniósł, ale podłogę i tak trzeba będzie myć, bo Furor zmieniał szatę na zimową, a ten ciapa, Yuki, pewnie przewróci jakiś kwiatek lub wyleje wodę z miski.
    - Dobry pomysł - zgodził się z Lisem i otworzył transporter na stałe. Yuki od razu do niego wlazł, a Keer okrył go kocem. Niech nie marnuje sił na grzanie się samemu. Listę zakupów zanotował w głowie. Nie było tego dużo, lecz miał zamiar kupić coś jeszcze oraz rozejrzeć się za składnikami na leki dla Yukiego i Yako. Zerknął na dynie. Były spore, ale trzymały się dzielnie. Poczekają na nich jeszcze parę dni.
    - Aeron Vaele. Któż by inny? - prychnął i machnął rękoma zrezygnowany. Zamyślił się na moment, gdy Lis wspomniał o ich kłótni - W zasadzie... nie byliśmy wtedy jeszcze razem... - odparł zawstydzony. Sam spał przecież z Ritą... tyle że Yako ją wziął i rozszarpał na strzępy. Miał ją zabić lub wysłać na drugi koniec świata, to fakt, ale ona zawsze chciała pogrzebu z otwartą trumną i czarnymi różami. Gotycka księżniczka. Gdyby nie jej ciało i dość stabilne podejście do innych, to wylądowałaby w psychiatryku już lata temu. - To może skoro to taki problem, to może zwrócę mu jego sztylet w najohydniejszy z możliwych sposobów? Skoro rościsz sobie prawo do zabijania moich kochanek, choćbym i im płacił, to czemu nie powinienem zrobić tego samego? Rozumiem głód, że twój jest inny niż mój, ale powiedz, nie daję Ci czegoś? Jestem tak kiepski w łóżku? A może masz w dupie to, że pozostaję Ci wierny odkąd się przed Tobą odkryłem i wyznałem Ci miłość?! - mówił pospiesznie i pod wpływem emocji. Już nawet nie miał siły się złościć. Było mu zwyczajnie przykro. - Jeden czy sto razy... to bez znaczenia. Przynajmniej dla mnie - zakończył swój wywód i tylko pokręcił głową z niedowierzaniem. Yako miał kiedyś żonę. Nawet dziecko! Tylko dwa lata, prawie tyle co nic dla wiekowego Demona, ale sądził, że zrozumie. A może znów ktoś się nim bawił? Może Yako bawiło miotanie się Dręczyciela, obserwowanie jak ten go pragnie i ranienie go raz po raz? Vaele już świetnie się bawił, więc czemu on miałby nie robić tego samego?

    Siedział na podłodze i smętnie wpatrywał się w słoje drewnianych desek. Świeży lakier nadal lśnił. Stopniały śnieg wsiąknął pomiędzy rude kłaki. Gawain wyglądałby jak cień samego siebie, gdyby jakiś posiadał. - Chciałbym. Dobrze o tym wiesz - wychrypiał, splatając palce swoich dłoni i przymknął oczy czując dotyk ciężkiej dłoni ukochanego.
    Serce nie sługa. Dobrze o tym wiedział. Czuł, że tak będzie. Kochał, dawał z siebie wszystko, by potem łykać gorzkie łzy rozczarowania i zawodu. - Możesz być w dowolnej postaci. Przecież Cię akceptuję - dodał cicho, kryjąc nos w grubym golfie. Odbijał wszystko, co usłyszał od Lisa. Zamykał w swojej skorupie. Nie reagował, gdy szponiaste palce zgięły się na jego skalpie, by pociągnąć go leciutko za włosy. Ale niech mu będzie. Gawain westchnął ciężko i odwrócił się do Yako. Tyle mógł zrobić, prawda?
    Początkowo kolejne wyznanie miłości nie poruszyło jego serca. Już to słyszał. Wiele razy i zawsze okazywało się wierutnym kłamstwem. Lecz stopniowo chłód ustępował miejsca uczuciu. Dręczyciel przymknął oczy i przygryzł dolną wargę. Otulił chłodną dłoń Yako swoją własną, by otrzeć się o nią policzkiem. - Przepraszam. Ja- wiem, że nie wystarczę. Moja energia. Wiem, że musisz do kogoś chodzić... ale przynajmniej niech to nie będą nasi wspólni znajomi. Nienawidzę wysłuchiwać ich relacji, znosić ich porozumiewawczych spojrzeń, zastanawiać się, co zaszło pomiędzy wami. Spędza mi to sen z powiek... - otworzył oczy, by móc znów spojrzeć na ukochanego. Nawet o nieznajomych byłby zazdrosny. I tak będzie się bał, że któregoś dnia Lis spotka kogoś ciekawszego, przystojniejszego, silniejszego, po prostu lepszego i zabierze ze sobą wszystko, co do tej pory było tylko ich. Ich wspólne.
    Keer puścił Yako i zdjął z siebie sweter. I tak było mu wystarczająco ciepło. Nie przejmował się poranionymi plecami, ugryzieniem czy siniakami. Dał mu je Demon przed nim, co czyniło je pięknymi, jedynymi w swoim rodzaju. Nie trzeba było powtarzać Cieniowi, by przytulił Lisa, dwa razy. - Daj mi chwilę, dobrze? - poprosił i na moment wyszedł do kuchni oraz zszedł do składziku, by zaraz wrócić z popielnicą, zapałkami, paczką fajek, whisky i dwoma szklankami. Na tacy znajdowała się również misa ze świeżymi owocami. Przekroczył go, uważając na Yukiego, który plątał się mu pod nogami i postawił tacę na łóżku, po czym do połowy wgramolił się pod kołdrę i objął Yako ramieniem.
    - Jesteś chłodny - stwierdził z troską i przytulił się do niego, by go ogrzać. Jedną dłonią bawił się białymi pasmami. Przeplatał je między palcami, po czym pozwalał im swobodnie spływać - Pasują Ci - szepnął mu do ucha po dłuższej chwili. Sięgnął po whisky i nalał im obu, jeśli Yako też miał ochotę sobie chlapnąć. I tak mu nie zaszkodzi. Wyciągnął papierosa i odpalił go od zapałki. Zaciągnął się głęboko i odchylił głowę do tyłu, by wypuścić dym. Pachniał prawoślazem lekarskim, koniczyną łąkową i szałwią. Yako pewnie doskonale znał ten zapach z planów filmowych, na których zastępowano zwykłe papierosy tymi ziołowymi. Nie uzależniały i pachniały ładnie. - Zwłaszcza w połączeniu z czerwonymi tęczówkami. Wyglądasz... drapieżnie - mówił, by zakończyć z niższym pomrukiem. Podobał mu się cały. Obojętnie czy brunet, czy blondyn. Jak tak będzie mu to przeszkadzało, to istnieją jeszcze farby do włosów.
    Nadal był trochę spięty i niepewny, ale od czego miał whisky? Może faktycznie przesadzał i to był tylko jednorazowy wyskok? Demon mógł mieć ochotę zaszaleć, a niczego sobie jeszcze wtedy nie obiecywali. Ufał mu, choć sam nie wiedział dlaczego.
    Z zamyślenia wyrwało go skomlenie Yukiego i Furora. Cień wyjrzał zza opatulonego Yako, by sprawdzić co się stało. Schnee właśnie obrócił się i starał znów stanąć na cztery łapy, a najeżony Furbo stał pod ścianą z podkulonym ogonem i szczerzył kły oblizując się wściekle po nosie. Oberwał jedną z lodowych igieł, lecz to zaledwie draśnięcie. Keer zaśmiał się krótko i poklepał materac, by przywołać rudą bestię - Furor, chodź! - zawołał i uniósł tacę, by impet skoku niczego nie wywrócił. Furbo znalazł się przy nim, uklepał pościel i położył swój głupi łeb na nogach Gawaina. - No nie patrz się tak. Dostałeś to na co zasłużyłeś - odparł na błagalne spojrzenie o pieszczochy i pocieszenie. Pierwszy raz Furor bezpośrednio po swoim występku za coś oberwał. Należało mu się. Dręczyciel odłożył tacę i strzepnął popiół - Przynajmniej nie będzie atakował Yukiego. W ogóle, remont zacznie się za dzień, może dwa. Mam pilnować ekipy albo przekazać im jakieś dodatkowe instrukcje? - zapytał i upił łyk bursztynowego trunku. Nie miał kiedy pogadać o tym z Yako, a im szybciej ruszą z tym koksem, tym szybciej skończą.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 5 Styczeń 2018, 21:50   

    Warknął niezadowolony, gdy usłyszał kto opowiadał Cieniowi takie rzeczy. Miał nadzieję, że może mu zaufać. Że nie jest idiotą, który powie Gawowi o tym co robili. Będzie musiał z nim pogadać i raczej nie wyjdzie z tego bez szwanku. Nie lubił, gdy ktoś tak sobie robił z niego żarty. Keer był dla niego ważniejszy, więc niech sobie zasrany rogacz nie myśli, że ujdzie mu to na sucho. Dostanie w końcu to o co prosił i to bez hamulców. Dostanie rozjuszonego demona, bo przesadził.
    Jego źrenice zwęziły się. Naprawdę nie miał teraz ochoty na takie rozmowy. Nie wrócił do domu po to, żeby teraz wysłuchiwać żali swojego ukochanego. Wszystko go bolało, więc o wiele prościej było go teraz wyprowadzić z równowagi - możesz skończyć jojczeć? - zapytał rozgniewany - zabiłem tę Twoją dziwkę bo poza przytuleniem nic nie chciałeś. Nie chciałeś mnie! - powiedział jeżąc się i kładąc po sobie uszy. Uniósł lekko wargę, ukazując swoje białe, ostre kły - chcesz se wypatroszyć tego debila? Proszę Cię bardzo! To nie ja będę miał przez to problemy, a Ty. Dodatkowo patrząc na to co się stało przyda nam się ktoś w Gwardii, kto nas nie wyśmieje, więc lepiej się zastanów czy na pewno warto - zakończył i zamknął oczy. Pomasował nasadę nosa, musiał się uspokoić. Dopiero co wrócił nie chciał się znów kłócić, w szczególności, że był tutaj praktycznie uwięziony. Nie wytrzyma jeśli będą na siebie cały czas warczeć. Nie chciał jednak już słuchać o Arystokracie. Nie w taki sposób.

    Uśmiechnął się zmęczony - to zajmiemy się tym rano, żebyś mógł sobie je od razu związać - powiedział już spokojniej niż wcześniej. I to o wiele. Trochę się uspokoił. Westchnął znów ciężko. Czemu on jest takim cholerny, fochającym się uparciuchem. Nie może choć raz po prostu wsadzić sobie tej zazdrości w tyłek i poudawać chociaż, że umieją być razem szczęśliwi? Nic tylko się go czepia odkąd wrócili do domu. Demon naprawdę nie miał ochoty na takie szczenięce humorki. Westchnął głęboko - postaram się nie spać z naszymi znajomymi - obiecał zrezygnowany - a z Cierniem sobie pogadam, żeby przestał Cię wkurzać. To raczej nie będzie dla niego miłe - powiedział nadal zdenerwowany na tę całą sytuację.
    Cofnął rękę, gdy Gaw postanowił zdjąć sweter. Skinął mu głową, że poczeka i zniknął pod kołdrą pod sam nos. Naprawdę było mu zimno i to cholernie. Zmarszczył brwi, widząc że niesie papierosy. Nie lubił zapachu tytoniu, nie papierosowego. Ale gdy poczuł, że to ziołowe, odsapnął - normalne też palisz? - zapytał niepewnie. Nie miał zamiaru co chwila wietrzyć Norki tylko dlatego, ze jego ukochany pali. Naprawdę ten smród mu przeszkadzał. Ale jeśli to tylko ziołowe to już trudno.
    - Jest mi zimno - przyznał, słysząc, że jest chłodny. Poprawił jeszcze się pod kołdrą i wtulił bardziej w rudzielca.
    Alkoholu nie chciał. Nie miał ochoty. Dolał sobie soku i upił łyk. Widząc owoce sięgnął po jedną ze śliwek i wydobył sprawnie z niej pestkę. Była jeszcze kwaskowata dzięki czemu jeszcze bardziej przypadła mu do gustu.
    Spojrzał na dziwnookiego, gdy ten uznał, że pasują mu białe włosy - zastanawiam się czy długie nie byłyby lepsze - powiedział, zamykając oczy i podjadając sobie owocki - kiedyś miałem takie do pasa. Mam wrażenie, że takie będą bardziej pasować niż krótkie - dodał i westchnął głęboko. Zastanawiał się jakie jest zdanie jego ukochanego na ten temat.
    Akurat sięgał po persymonę, gdy lisy zaczęły skuczeć. Uniósł się lekko by skontrolować co się stało. Zaśmiał się. Maluch szybko uciekł do transporterka, wystraszony tą sytuacją i nie wyglądało na to by miał z niego wyjść. To było jego schronienie - Yuki nic się nie stało - zawołał do niego. Szkoda, że nie był w stanie do niego podejść. Wgryzł się w owoc i wziął kolejną śliwkę. Dał kawałek Furorowi i rzucił dość niemrawo Yukiemu drugi. Ten tylko wystawił nosek i porwał owocka, by dalej siedzieć w środku.
    Spojrzał na ukochanego, gdy ten wspomniał o remoncie - chciałbym dodać dwie rzeczy których nie ma w domu - powiedział po chwili namysłu - po pierwsze akwarium między salonem, a jadalnią. Tylko...musiałoby mieć jakieś cztery tysiące litrów pojemności, by pomieścić tam koi - wyjaśnił, mówiąc od razu po co mu są - drugą jest klatka dla kanarków. Większa, wbudowana w ścianę. Podwójna. Druga część byłaby na zewnątrz, by w ciepłe dni mogły się też nacieszyć słońcem - powiedział i znów wgryzł się w owoc - chyba przydałoby się nam też zrobić coś na kształt stajni, dla konia...i nie wiem czy nie byłoby dobrym pomysłem zaopatrzyć się też w drugiego. Koni nie mogą stać same, a Tobie też się przyda transport jakiś. Sle na to jest jeszcze czas. - spojrzał rudzielcowi w oczy - na górze stajni może być mieszkanie dla lisów, bo Yuki z tego co wiem, urośnie dość spory i lepiej, żeby nie siedział cały czas w domu - westchnął ciężko i przełknął owoc do końca.
    - Gaw...mogę Cię trochę podjeść? - zapytał poprawiając się pod kołdrą. Jeśli dostał pozwolenie, zaczął powoli pobierać energię. Nie brał jej dużo, była to dosłownie przekąska. Ale nie czuł się najlepiej, potrzebował tego - trzeba rano zrobić lisom jeść... - dodał jeszcze, sennie.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 5 Styczeń 2018, 23:40   

    Yako aż cały się najeżył. Czyżby jednak coś było na rzeczy? Tylko który z nich trzech miał rację? A może prawda leżała gdzieś po środku. Pewnie tak właśnie było, ale by ją odkryć musieliby otwarcie ze sobą porozmawiać, a to nie przechodziło Keerowi nawet przez myśl. Zaufać Aeronowi? Nigdy. W. Życiu.
    Za to słowo o Ricie. Gawain nie spodziewał się zazdrości ze strony Demona. Nowe, nieznajome uczucie sprawiło, że Cień uśmiechnął się lekko, a żar w jego sercu przybrał na sile. Ten Lis, ten mężczyzna pragnął go tak bardzo, że zabił Ritę, bo myślał, że odbierze mu ukochanego. Groźny i jednocześnie całkowicie uroczy.- Nie chciałem, bo dopiero co spałeś wtedy z Gopnikiem. Byłem zły na to wszystko. Na siebie, że go przyprowadziłem, a potem jeszcze musiałem gnoja ratować, po tym jak przeżył noc swego życia - wyjaśnił spokojnie ciepłym tonem, po czym przykucnął przy łóżku, by nie patrzeć na niego z góry. - Ale wiesz? Spróbuj wrócić kiedyś z "polowania" i zrobić to samo. Mogą mnie za to nawet torturować, ale zaszyłbym w jego wnętrzu tysiące cierni - tym razem głos przepełnił lód i nienawiść. Skoro on należał do Yako, oczekiwał wzajemności. Chciał, by tym razem było to jasne. To, czy zamierzał wypełnić swój plan, pozostawił dla siebie. Nie było sensu nakręcać Yako. Był chory, noga napierdalała go ile wlezie. Miał prawo być zły, tak samo jak Cień.

    Uśmiechnął się lekko i spojrzał na swój medalion. Bezcenny skarb, który jutro rano nabierze więcej barw. - Nawet jeśli w innych postaciach nadal będziesz biały, zachowałbym czarne. Będą jak Yin i Yang - odparł zamyślony. Pierwiastek żeński i męski. Uzupełniające się przeciwności. Rozdzielne, ale współzależne. Właśnie taki był Yako.
    Zerknął badawczo na białowłosego, gdy zapowiedział rozmówienie się z Cierniem. Średnio podobał mu się pomysł dopuszczania Yako do Rogatego. Do tego ten arystokratyczny dupek pewnie będzie śmiał się z tego, że Gawain nie potrafi załatwić niczego sam. Nie zgodziłby się na to, ale to Demon nabroił, niech więc on sprząta. - Dobrze - cmoknął Yako w policzek i posłał mu miły uśmiech niewiniątka. Dręczyciel w pełnej krasie. Złoty środek u niego to mrożonka. Za to skrajności... oj, tych miał wiele. Sprowokowany zaorałby tobą pole, ugłaskany napcha cię marchwią aż nie umrzesz.
    - Umm... - mruknął bo właśnie się zaciągał - Kiedyś. Z dekadę temu. No i czasem zdarzy się na imprezie, ale też swoje ziołowe. Nie masz się o co martwić - pacnął go palcem w nos. Tak jak podejrzewał, Yako nie przepadał za mocnymi zapachami. I doskonale go rozumiał. Tytoniowy, duszący aromat wgryzał się w każdą tapicerkę, dywan i zasłonę. Ubrania nie są jeszcze najgorsze, bo wymagają regularnego prania, ale nikt normalny nie będzie szorował kanapy za każdym razem, gdy ktoś sobie zapali.
    Uśmiechnął się władczo i zmrużył oczy, gdy Demon wtulił się w niego tak ufnie. - Czuję. Cały drżysz - zaśmiał się nisko. - Choć to aż dziwne przy tylu warstwach jakie masz na sobie - dodał i nadal go gładził, by pobudzić krążenie.
    Odmowa przyjęcia alkoholu nie zaskakiwała, jednak Lis nabrał apetytu na owoce. Śliwki, brzoskwinie i persymony. Wszystkie przeznaczone dla zgrai lisów. Ze szponami łatwo było się nimi zajadać. - Hmm... śliwka po japońsku to? - zapytał znienacka. Naprawdę chciał się podszkolić. Może nie będzie w stanie mówić i pisać zbyt szybko, ale przynajmniej chciał rozumieć, co mówi do niego Yako. Na początek wystarczy.
    Cień, za namową Kitsune, wyobraził go sobie w długich włosach... i yukacie lub bardziej wyjściowym stroju. Włosy podkreśliłyby jego status, pasowałby do jego dumy i porywczości. Wszak nie każdy miał czas i warunki, by dbać o metrowe pasma i zachować ich jedwabistą miękkość. - Nie przeszkadzałyby mi. Chciałbym Cię w takich ujrzeć. I dałoby się je wtedy jakoś okiełznać - mówiąc to, przeczesał dłonią białe kosmyki i podrapał Yako za uszami - I zawsze są zaskakująco miękkie... puszyste - stwierdził. Wiedział, że dla jego żywiciela będzie brzmiało to jak pochwała i okazja do tego, by częściej nadstawiać głowę do głaskania. Demon to uwielbiał niezależnie od przyjmowanej postaci, a Gawainowi nie wadziło.
    Cień przyglądał się poczynaniom Wysłannika Inari i tylko pokręcił głową - Ja wiem, że to Twój ród, ale sądzę, że nie powinniśmy ich nagradzać za kłótnię... choć lepiej, żeby Yuki nie bał się jeść - powiedział i westchnął spoglądając na Furora. - Musiałeś się dobierać?! Ty dożarta bestio! - ofuczał go, lecz dość pieszczotliwie i poklupał go palcem po głowie, jakby liczył, że wydobędzie z niej pusty odłos bezmózgiej czaszki. Cóż, przeliczył się.
    Zgasił ziołowego papierosa, bo żar znalazł się blisko filtra i odłożył popielnicę na półkę nad łóżkiem. Uważnie słuchał propozycji. Były dość wymyślne, ale dodałaby Norce wyrazistości. - Heh, zatęskniłeś za wygaszaczem ekranu czy kominek już Ci się znudził? - zażartował. Już widział jak wszystkie lisy siedzą przed akwarium i śledzą ruchy japońskich karpi. - A kanarkom faktycznie przyda się nieco świeżego powietrza i słońca. Mają dość ponuro w tym kącie - zaaprobował pomysł. Zresztą nie miał wyboru, czyż nie? To nie był jego dom. Mieszkał w nim z Yako, ale jego imię nie znajdowało się na akcie własności. - A stajnia to mus, jeśli nie chcesz by ta piękna klacz zmieniła się w szkapę. Ale koń dla mnie... nigdy nie miałem własnego - bąknął zawstydzony. Jego rodzina nie była zbyt majętna. Żyli sobie na uboczu, tak wyglądało to dla młodego Keera, a potem wszystko się zmieniło.
    Brwi rudzielca powędrowały w górę - Ach, tak? Konkretnie to jak duży? - uśmiechnął się półgębkiem - Jak będzie wielki to módl się, żeby ściany akwarium wytrzymały jego szturm, bo inaczej z rybkami będzie pływać też reszta domu - poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
    - No co? - zapytał podejrzliwie, napotykając spojrzenie Yako. Lis nie trzymał go w niepewności zbyt długo. Prośba sprawiła, że Cień natychmiast się uspokoił i złagodniał. - Oczywiście, że tak - odparł i dopił whisky, by odłożyć szklankę na bok. Niezmiernie cieszyło go, że Demon przestał się bronić przed karmieniami. Mógł to poczuć pod dłonią, którą trzymał mu na torsie, bo serce Cienia zabiło odrobinę szybciej i mocniej. Gawain nie czuł upływu energii praktycznie w ogóle. Jedynie senność przybrała nieco na sile.
    - Uchh... tak. W ogóle będę musiał jeszcze schować zakupy, bo te cholery zjedzą to na surowo - mruknął niepocieszony koniecznością ruszenia swojego tyłka z ciepłego łóżka. Najchętniej by tak zasnął.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 6 Styczeń 2018, 00:55   

    Spojrzał gdzieś w bok zirytowany. Czemu on ciągnął ten temat. Choć nigdy nie spodziewał się, że Cień aż tak zareaguje na to, że przespał się z Gopnikiem. On naprawdę chciał mu to wynagrodzić, a tak to dupa, a nie wynagrodził. Spojrzał na niego groźnie, słysząc co zrobi jeśli sam go oleje po tym jak wróci z polowania - rób co chcesz. On jest przydatny, nic więcej - powiedział znudzony tematem. Nie chciał już tego ciągnąć. Chciał jakoś miło spędzić ten czas z ukochanym, a nie myśleć o tym jak to szedł do łóżka z kimś innym.

    Zaśmiał się krótko - a jeśli Luci jest nadal czarna to nawet będzie się zgadzać - powiedział na stwierdzenie o Yin i Yang. Nawet pukle będą się zgadzać. W końcu ten, który Cień ma w medalionie, został wzięty od damskiej wersji Demona. Ale cieszył się, że Gaw nie miał nic przeciwko, żeby mieć obie wersje.
    Spojrzał na ukochanego uważnie, ale w końcu odpuścił - to dobrze - odpowiedział na to, że Gaw jak już to pali te ziołowe. Nie były tak groźne i nie śmierdziały.
    Otulił się ciaśniej kołdrą - straciłem dużo krwi, to pewnie dlatego - powiedział praktycznie w pościel, bo po nos był schowany pod kołdrą. Gaw grzał ale za mało. Wiedział, ze jest napalone w piecu, ale i tak było mu tak cholernie zimno. Przeszedł go potężny dreszcz przez co skulił się lekko. Nie mógł jednak zwinąć się w kłębek, przez ten cholerny gips. Tak bardzo chciałby się go już pozbyć, ale musiał być cierpliwy.
    - Ume - odpowiedział bez zastanowienia. Sięgnął po persymonę - Kaki - odłożył owoc i wskazał na brzoskwinię - Momo - przetłumaczył mu nazwy owoców, które znajdowały się w misce. Gaw go o to nie prosił, jednak były to na tyle proste nazwy, że spokojnie mógł je od razu przekazać, bez mieszania mu w tej rudej łepetynie.
    Uśmiechnął się pod nosem - to futro, które ma imitować włosy, dlatego są takie miękkie - powiedział cicho. Zamilkł na moment i skupił się. Po chwili jego włosy zafalowały i wydłużyły się. Na samej nadal widniała czupryna, jednak dodatkowo na plecy teraz spływać będą śnieżnobiałe pasma. Włosy były proste, gęste i nadal miękkie jak poprzednio. Nie były jednak jednakowej długości. Były pocieniowane, przez co wydawały się jeszcze gęstsze. Teraz opadły po bokach głowy demona. Otworzył oczy i spojrzał na Cienia lekko zmęczony - i jak? - zapytał. Miał nadzieję, że spodoba się Cieniowi w takim wydaniu.
    Zaśmiał się - młody musi jeść i zbierać witaminki. A mam wrażenie, że to nie była kłótnia - powiedział spokojnie, słuchając jak maluch mlaska w transporterku - pewnie Furor go tylko dotknął nosem, ten się wywrócił i wystraszył. To normalne. Oduczy się tego - powiedział i nagle podniósł głowę i postawił uszy, gdy Schnee kichnął i dało się słyszeć dźwięki igieł odbijających się od transporterka - czyyy...to normalne? - spojrzał na rudzielca, który przecież spędził z maluchem więcej czasu niż on sam.
    Uśmiechnął się - po części tak - przyznał - ale też chcę zminimalizować straty w karpiach na czas zimy - powiedział łagodnie. Na słowa o kanarkach tylko przytaknął głową - będę musiał jej wymyślić imię. Ale teraz mi się nie chce - przyznał. Nie miał głowy do wymyślania imion. Tym bardziej, że za bardzo nie pamiętał jak wyglądała. Uśmiechnął się do kochanka - skoro ja mam konia, to drugi to naprawdę mus- przyznał - uwierz mi...znam to ze Świata Ludzi. Jeden samochód na dwóch kierowców, którzy często muszą jeździć osobno to naprawdę tragedia. Teraz będzie tak samo. Ale na razie i tak nie będę w stanie jej dosiąść więc nie musisz się spieszyć w wyborze - powiedział i znów się wtulił, kładąc po sobie uszy w geście rozluźnienia. Naprawdę się dobrze czuł przy tym rudzielcu. Ufał mu i dlatego mógł pozwolić sobie na pełne rozluźnienie.
    Zamyślił się na moment - z tego co kiedyś czytałem o Schnee to dorastają do rozmiarów tygrysów - ziewnął - ten i tak jest mały nawet jak na szczeniaka - przyznał - będzie trzeba go zawczasu nauczyć, że nie wolno - dodał jeszcze - a w cieplejsze pory roku będzie można tam trzymać coś innego. Będzie trzeba pomyśleć - westchnął jeszcze.
    Pożywiał się przez chwilę. Wydłużenie włosów trochę energii zmarnowało i chciał ją uzupełnić. Do tego dodawało mu to troszkę komfortu psychicznego - masz rację...musisz to zrobić zanim zaśniesz. Ja niestety nie dam rady - powiedział i lekko poruszył złamaną nogą, przez co się skrzywił. Robił się senny, był rozluźniony przez co ból bardziej dokuczał. Ale teraz nie musiał aż tak udawać jak w Klinice. Tam działał instynktownie. Teraz nie musiał tak uważać. Warknął cicho i spiął się czując ból. Odporność na alkohol i narkotyki była przydatna, ale przez to nie mógł brać nic przeciwbólowego co w tym przypadku było jego przekleństwem. Ciekawe ile będzie musiał tak wytrzymać...
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 6 Styczeń 2018, 16:58   

    Yako patrzył na niego rozzłoszczony, ale nie mógł mu teraz wiele zrobić. Dodatkowo Gawain nie był do końca przekonany, czy cała złość jest kierowana na niego. Czyżby Demon miał jakąś umowę z Cierniem, a ten drugi jej nie dotrzymał?
    Dręczyciel czuł satysfakcję. Po raz pierwszy to o kimś innym mówiło się, że jest tylko przydatny. A on? Był chciany, bo tak! Nie bardzo to rozumiał, ale podobał mu się taki obrót spraw.

    Pogładził wieczko medalionu palcem. - Trochę czasu minie zanim będziemy mogli to sprawdzić - westchnął ze smutkiem. Częściowo żałował Yako, że jest uwięziony w ciele Lusiana, a częściowo samego siebie. Liczył na choć jeden wieczór w towarzystwie Luci, teraz nie dostanie nic. Jedynie więcej pracy, więcej obowiązków i odpowiedzialności za wszystkich podopiecznych.
    Najchętniej wygadałby się komuś, ale komu? Nie mógł powiedzieć Kitsune o swoich zmartwieniach związanych z Wieżą i zamieszaniem z lekami w Klinice. Mimo uwagi jaką mu poświęcano, czuł się odrobinę osamotniony. Ciężar jaki niósł na swoich barkach stale rósł.
    - Te nie uzależniają. Palę tylko czasem. Dla relaksu - uspokoił go. - Ubrania i książki już wystarczająco przesiąkły ziołowymi oparami. Jakbym jeszcze dodatkowo codziennie palił, to sam bym tutaj nie wytrzymał - dodał rozglądając się po sypialni. Ładnie ją urządzili. Bracia Nails byli denerwujący i gadali więcej niż największe przekupki na targowisku, ale jedno musiał im przyznać - mieli gust. Bez ich pomocy, Gawain nadal mieszkałby w otoczeniu szarego, naturalnego kamienia i przytłaczającego ciemnego drewna. Ci spece potrafili zachować i podkreślić te dwa elementy zupełnie zmieniając klimat panujący wewnątrz mieszkania. Chwała im za to.
    - Dołożę do pieca i dam Ci dodatkową kołdrę lub koc - uśmiechnął się czule i ucałował jego uszko, bo prawie nic innego nie wystawało spod pościeli. - I... może miałbyś ochotę na jakieś krwiste mięsko, co? - zaproponował. Sam nie jadł, ale chciałby spróbować przygotować coś dla Yako. Dodatkowa porcja żelaza to właśnie to, czego potrzebował. Jego kochanek wyglądał jak Lusian, ale wewnątrz był teraz małym, rannym lisem, spragnionym ciepła, czułości i dobrego jedzonka.
    Zrobił głupią minę, po czym parsknął śmiechem. Te nazwy brzmiały tak niedorzecznie! I słodko, jak same owoce. - Ume - powtórzył, ale "u" nie było typowo japońskie. - Khaki - wślizgnęła się niechciana głoska. - Momo - to powtórzył dobrze, ale miał wrażenie, że brzmi zwyczajnie głupio. Wiedział, że nic nie przychodzi samo i jedynie ciężką pracą oraz wieloma godzinami ćwiczeń zdoła uzyskać pożądany efekt, dlatego nie przejmował się zbytnio.
    Wybałuszył oczy, gdy włosy pod jego dłonią zafalowały. Białe pasma polały się niczym płynne srebro na poduszki i kołdrę, by po chwili zastygnąć i zachować swój kształt. Gawain pochwycił twarz Demona między dłonie, by móc mu się lepiej przyjrzeć. Wzrok był oceniający, chłodny, krytyczny, ale po chwili Cień uśmiechnął się i poczochrał te białe kudły - Przystojny zawadiaka z Ciebie! - uśmiechnął się półgębkiem i delikatnie potarmosił mu policzki. Teraz to już w ogóle będzie musiał go pilnować. Lub siebie w jego obecności, bo Lis w nowym wydaniu działał na wyobraźnię Keera pobudzająco. Nie martwiły go treningi i walka z długimi włosami. Yako radził sobie przez osiemset lat, był do nich przyzwyczajony. No i skoro potrafił je wydłużyć, to skrócić na zawołanie pewnie też. Trzeba będzie o nie dbać, ale Keer już wiedział, co sprezentuje swojemu kochankowi.
    - Zdaję się na Ciebie. To ty tu jesteś Lisim Władcą. Właśnie, jakie futro masz w swojej prawdziwej postaci? - zagadnął zainteresowany każdą zmianą, jaka zaszła podczas wypadu Kitsune, ale jego uwagę odwróciło bębnienie w pokrywę transportera. Aż przeszedł go dreszcz. - Uhh... jest przeziębiony i chyba nie potrafi utrzymać tych lodowych kolców. Jest chodzącym granatem odłamkowym. Oberwał mój płaszcz i ja - odpowiedział i pokazał zadrapanie na ramieniu i kropki w miejscach, gdzie wbiły się kolce. O Cierniu nie wspominał celowo. Yako miał dość jego tematu, a zdaniem Gawaina im Lis mniej myślał o Rogatym, tym lepiej.
    - Wiesz już jak urządzisz akwarium? - zapytał. Sam wolał te wyglądające jak mini park. Wzgórza z glonów, skałki lub wielkie konary. Ale koi były wielkie. Najprawdopodobniej będą prześlizgiwały się pomiędzy długimi sznurami wodorostów. - Nie spieszy się - przytaknął i zasłonił usta, gdy ziewnął. Takie leżenie w cieple z Yako skutecznie usypiało. Sennie zastanawiał się nad tym, jakiego konia powinien sobie sprawić. Ta czarna klacz była wytrzymała i silna, ale nie czuł jej zbyt dobrze. Poza tym potrzebował zwierzęcia, które dobrze znosiłoby ekstremalne zmiany temperatur. Noce były chłodne, zaś za dnia słońce potrafiło nieźle przypiec. Każdy zakątek Krainy był inny, a do tego chciałby móc strzelać z grzbietu. - Masz rację. Coraz częściej brakuje mi środków transportu. W Glassville zawsze znajdzie się taksówka, a jak nie to można zadzwonić. Serio, zastanawiałem się nawet, czy nie powinienem przytaszczyć ze sobą roweru górskiego - zaśmiał się sennie. Miał dosyć łażenia na piechotę za każdym razem. Lubił spacery, las i polowania, ale czasem trzeba było czegoś na już.
    Gładził rozluźnionego Yako przyklepując mu tym samym uszy. Prawie zlewały się z resztą włos... futra. - Rozmiarów tygrysa? - powtórzył za Lisem zaniepokojony i podniósł się do siadu - To przecież wielkie bydlę! - podniósł głos, przerażony wizją ogromnych lodowych kolców, o samych zębach i pazurach już nie wspominając. Co z tego, że to szczeniak i trochę mniejszy? Yuki i tak będzie większy od Furora z pięć razy! I ile to będzie żarło?!
    Cień podrapał się po czole z niemrawą miną, po czym spojrzał na Yako. - Musimy nauczyć go polować, bo zbankrutujemy. Siana przy Tobie nie braknie i mówię tu o trawie, nie kasie, ale lisy potrzebują mięsa. Furor to jeszcze spoko. On się nażre jakimiś żabami, gryzoniami lub złapie królika, ale Yuki... - przeniósł spojrzenie swoich dziwnych oczu na transporter - On urośnie raz dwa. Za tydzień będzie wielkości przeciętnego lisa, a za dwa pewnie dorówna Tobie i Furbo - dopowiedział, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i zadania, jakie przed nimi stało. Jeśli go nie wytresują to ten mały, niepozorny i urokliwy zwierzaczek wyrośnie na terrorystę z prawdziwego zdarzenia.
    Wrócił do objęć Yako. Potrzebował energii, a jeszcze dodatkowo wysilił się na kosmetyczne zmiany. - Nie wierć się tak. Wiem, że boli - spiął brwi zmartwiony stanem ukochanego. Chciałby mu jakoś ulżyć w bólu, ale nie miał jak. Westchnął ciężko i dalej głaskał go, choć teraz uspokajał bardziej siebie niż jego. Gdyby tylko złamał nogę w zwykły sposób. Poleżałby z tydzień lub dwa, a tak pewnie będzie potrzebował aż trzech tygodni. Ale o tym orzeknie już któryś z lekarzy na wizycie kontrolnej.
    Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy. Nie czuł się zbyt dobrze. To ciągłe karmienie zaczynało go wykańczać. - Yako, starczy... - mruknął cicho. Było mu słabo, a musiał się jeszcze ruszyć z łóżka. Wysunął się spod kołdry ku niezadowoleniu Furora, który natychmiast zajął jego miejsce. Przeszedł nad Lisem, choć trząsł się z wysiłku. Dostał też gęsiej skórki, bo oblał go zimny pot. Usiadł i schylił się, by podnieść sweter, gdy między jego nogami pojawiła się czerwona kropla krwi. Szlag! Dotknął nosa wierzchem dłoni. Faktycznie mu z niego ciekło. Szybko ubrał sweter i nie oglądając się za siebie powiedział, że zaraz wróci.
    W pracowni zmył krew i zrobił sobie zimny okład na kark. Stał chwilę pochylony nad zlewem i pozwolił posoce spłynąć. Wkrótce krwawienie ustało i teraz po prostu łaził z mokrym ręcznikiem przystawionym do gęby, by nie poplamić niczego więcej. Schował zakupy do składzika i nawalił do pieca tyle drewna, ile żeliwne brzuszysko zdołało pomieścić. Wrócił do sypialni, by okryć Yako dodatkowym kocem i zmyć krew z podłogi. - Wykąpię się jeszcze, a ty spróbuj zasnąć, dobrze? - wyszeptał cicho, by nie drażnić Demona i zniknął w łazience.
    Nalał pełną wannę wody i dodał olejek drzewa herbacianego. W końcu po całym dniu mógł zrzucić z siebie ciuchy i rozmoczyć się w ciepełku. Cholernie mu tego brakowało. Ramię i noga nadal spinały się szybciej niż powinny, a czasem dostawał lekkich skurczy, ale nie bolały już same z siebie. Za to plecy nadal się odzywały. Zwilżył jeszcze ręcznik i znów położył go sobie na kark, by przywrócić sobie jasność myślenia. Czytać nie miał już siły, a ślęczenie w wodzie przez ponad dwadzieścia minut odpadało. Jeszcze zasnąłby w wannie i tyle by z tego było. Spałby razem z rybkami.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 6 Styczeń 2018, 21:56   

    - Gomene...gdybym mógł to bym się zamienił...naprawdę - odpowiedział smutno. Widział jak Gaw tęskni. W końcu z Luci spędził mniej czasu niż z Lusianem. No i był facetem, więc nic dziwnego, że tęsknił do kobiecej bliskości. Westchnął i spojrzał gdzieś w bok. Tak bardzo chciałby dać Gawowi to czego ten teraz chciał...ale nie mógł. Naprawdę nie chciał ryzykować pogorszenia swojego stanu. Kość mogła nie wytrzymać mimo tego co ją wzmacniało. W końcu zmieniała swój rozmiar. Potem powinno być dobrze, ale teraz nie ma mowy. I tak bolało jak cholera.
    Na słowa o papierosach skinął tylko głową, że rozumie. W końcu co miał do gadania. To zdrowie Gawa, nie jego własne. Przynajmniej dopóki nie będzie siedział w zadymionym pomieszczeniu. A tak to jakoś to wytrzyma. Nie może aż tak ograniczać swojego Cienia. Spojrzał na niego, słysząc o dodatkowym okryciu - a nie ma tutaj tego koca, co dostałem go od Ciebie? - zapytał i spoglądał na niego błagalnym wzrokiem. Nie chciał innego. Chciał ten konkretny. Popatrzył na niego przepraszająco - dziś nie dam rady nic większego przełknąć. Owoce są miękkie, a nie mam siły myśleć nawet o porządnym przeżuwaniu mięsa... ale jutro kto wie - uśmiechnął się przepraszająco. Widział jak rudzielec się stara. Ale wolał odmówić, niż potem wpychać to sobie na siłę do zaciśniętego żołądka.
    Uśmiechnął się czule - prawie dobrze - powiedział i pogładził go po policzku. Naprawdę cieszył się, że Gaw chce się czegoś nauczyć w jego ojczystym języku. Będą mogli obgadywać Ciernia przy nim i nikt ich nie skrzyczy bo nit nie będzie rozumiał co się dzieje.
    Westchnął z ulgą, bo po tym jak Gaw mu się przyglądał, nie był pewien czy dobrze zrobił. Ale dobrze, że mu się podobał. Jakoś Demonowi nie podobały się krótkie włosy w białym kolorze. Czuł się przez to jeszcze bardziej staro - jako lis też jestem biały...przez to byłem taki uwalany wszystkim, żeby choć trochę zniknąć wśród stada czarnych krówsk - powiedział, niechętnie to wspominając. Chciałby, żeby to wszystko było koszmaarem. Ale patrząc na swoją nogę wiedział, że niestety stało się to naprawdę. Aż dziw, że jeszcze żyje. Może lepiej by było jakby zniknął. Gaw by się tak nie denerwował. Uszy mu oklapły i ucichł nagle.
    Spojrzał w stronę malucha - mam nadzieję, że szybko się odziębi - przyznał. Nie chciał unikać kolców jednocześnie łażąc o kulach. To naprawdę mu się nie widziało. Pogładził go wierzchem dłoni po zadrapaniu. Na szczęście nie było to nic poważniejszego.
    Zamyślił się - w sumie nie myślałem o tym...na pewno chciałem tam dać trochę roślin z oczka, ale może masz jakiś pomysł? - spojrzał na ukochanego. Co z tego, że to były jego karpie. Gaw przecież mógł mu pomóc, coś doradzić. On też tam teraz mieszkał, więc tym bardziej mógł dodać coś od siebie, żeby mu się podobało. Żeby lepiej mu się tam spędzało czas.
    - Tylko na pewno wybierz jakiegoś, bo jak nie to ja to zrobię - wyszczerzył się do niego wrednie. Wiedział jak Gaw nie lubił prezentów, a raczej tego, że ciągle je dostawał bez okazji. Miał nadzieję, że to go zachęci do tego, żeby faktycznie zaopatrzył się w konia. Zawsze mógł mu pomóc, a nawet za niego zapłacić, ale nie chciał robić teraz nic wbrew swojemu ukochanemu.
    Przytaknął mu głową - na szczęście Bestie są inteligentniejsze od zwykłych zwierzaków, więc powinno nie być tak trudno go ogarnąć - powiedział i zamknął oczy - nauczymy go. Nie martw się tym teraz- poprosił go. Naprawdę nie chciał teraz myśleć, a tym bardziej o problemach.
    Naburmuszył się - to, że boli to jedno, ale nie mogę zmienić nawet za bardzo pozycji...nie jest to zbyt wygodne - powiedział załamany. Ale nie mógł za dużo marudzić. Gaw znów go przyjął pod swój dach, znów z uszkodzoną nogą... Jak on mu się potem odwdzięczy?
    Spojrzał na niego wystraszony - gomene - powiedział cicho - mu...musisz teraz sam to kontrolować...ja przez kilka dni nie będę panował nad tym czy już mam przestać czy nie... przepraszam - dodał jeszcze. Czuł zapach krwi, ale nic więcej nie mówił. Nie chciał go dodatkowo denerwować.
    Gdy Furor się zbliżył, wciągnął go pod kołdrę i koc, by zrobić z niego grzałeczkę. Na szczęście rudzielec się nie bronił. Potem go Keer najwyżej wywali - Mhm - burknął tylko i już po chwili spał. Nie był to w pełni spokojny sen przez ból, ale przynajmniej nie był sztuczny tak jak w Klinice. Nawdychał się świeżego powietrza i było mu lepiej, ale to nie znaczyło, że nie będą go męczyć koszmary.

    W jego głowie pojawiały się wspomnienia. Znikanie w klubie, pocałunek jako groźba. Wampir o oczach, które przypominały te od Gawa, rudą kobitkę, którą wziął sobie jako przenośny prowiant. Dziwne tykanie, zmiana ubrań. Dziwne, śmierdzące owoce, potwór, który zeżarł nogę wampira, a nastepnie okazał się skrzatem. Walka z nim, odkrycie jak go pokonać. Odgryzienie mu głowy oraz ugryzienie przez skrzata w polik. Truchło Krwiopijcy. Strach przed tym, że kolory oczu się zmieniły, gniew na zmianę wyglądu. Odnalezienie zagrody z krowami. Zabicie rudej dziewuchy przez czwartego. Cielaki jedzące złoto, wielki byk. Krowy jedzące zwłoki dziewczyny. Próba przegonienia czerwonego, ucieczka krów. Pojawienie się Gawaina. Próba zabicia go rzutem sztyletem. Zabójstwo czerwonego, a raczej samobójstwo, jego wybuch oraz wielki ból. Znalezienie stada, wejście na drzewo, na byka i w końcu postrzelenie w nogę.

    W trakcie snu pocił się i wiercił, przez co jeszcze bardziej bolała go noga i nie tylko. Nie potrafił się uspokoić. Koszmar naprawdę go męczył. Z oczu leciały mu łzy, a sam Demon wzywał przez sen ukochanego i przepraszał go za wszystko.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 00:00   

    Poklepał go przyjaźnie po ramieniu. - Wiem, spokojnie. I nawet o tym nie myśl, bo się wkurzę. Zrośnij się porządnie. Nigdzie nam się nie spieszy - powiedział półżartem półserio. Nigdy nie zaryzykowałby zdrowia Yako dla swojej zachcianki. Obejdzie się bez kobiecych piersi i zaokrąglonych bioder jeszcze przez jakiś czas. Jak był sam, to też nie latał do Rity non-stop... ale wtedy mieszkał sam i nic go nie krępowało. Najwyżej wyciszy wszystko przy użyciu mocy, choć może mieć problemy z utrzymaniem jej w takich warunkach. Cholerny Lis zawsze wszystko wiedział. Jak nie słyszał, to czuł nosem. Jak żyć?
    Jakoś wcześniej się tym nie przejmował, ale poczuł ulgę. Lubił sobie czasem zapalić. Jednak gdyby Yako kazał mu całkowicie rzucić, nie miałby nic przeciwko. Nie tęsknił za tym zbytnio i jakoś go nie ciągnęło. W zasadzie to nosił te fajki głównie na imprezy, żeby nie dać się skusić na tytoniowe. Znów skończyłoby się na paczce dziennie. Smak popiołu w ustach i śmierdzący płaszcz. Wracanie do tamtych czasów nie było miłe czy pożądane. Zwłaszcza poprzez nałóg.
    - Jest, jest - prychnął rozbawiony, widząc minę Lusiana. Zupełnie jak szczeniak. Daj, daj, daj! Plosie! Aż trudno uwierzyć jak bardzo potrafił zmienić wyraz twarzy. Aktorzyna.
    - Ja też mówiłem o jutrze. Dziś kupiłem tylko owoce i to co kazałeś dla Yukiego i Furora. No i parę rzeczy na przeziębienie dla tego jeża. One dostaną gotowane jedzenie, ale wiem, że ty różnie jadasz. Wolałbym, żeby mięso na pewno było świeże - odpowiedział wspaniałomyślnie. Przecież Demon mógł mieć ochotę na krwisty stek, czyż nie?
    Cień trochę przygasł. Prawie nie oznacza dobrze. A to były tylko trzy krótkie słowa! - Czeka mnie dużo pracy, co? - zapytał zawstydzony swoim marnym pokazem. Co będzie jak dojdą do pisania i czytania? Katastrofa. Będzie dukał niczym wioskowy abderyta. "Ja być Gawain. Ja gadać japoński!"
    A więc Lis był biały. Ciekawe, czy nos nadal był czarny jak końcówki ogonów i uszu. - Uch, nawet nie mów. Waliłeś jak latryna przy koszarach. Nie wiem, czy pamiętasz, ale wylałem na Ciebie tyle wódy, ile byłem w stanie. Bałem się, że dostaniesz zakażenia... zakładając, że wcześniej się nie wykrwawisz... - ciągnął temat, ale postanowił go w tym momencie urwać, by nie dołować Yako. - Przynajmniej w śniegu będziesz praktycznie niewidoczny - starał się go jakoś pocieszyć. Wiekowe istoty lubiły nowości wokół siebie, ale zmiany przyjmowały nad wyraz trudno.
    Gdy chłodna dłoń przejechała po jego zranieniu, Cień odetchnął nieco głębiej. - To nic wielkiego. Póki co, kolce są małe i ledwo dają radę przebić się przez grubszy materiał. - uniósł dłoń i oddalił od siebie kciuk i palec wskazujący, by zobrazować długość lodowego pocisku. - Po prostu Yuki siedział zaraz obok mnie, a kąt okazał się nieprzychylny. Najlepiej okryć go czymś i tyle - wzruszył ramionami.
    Zerknął na Yako z góry i uśmiechnął się, po czym wbił oczy w sufit z niskim pomrukiem. Zastanawiał się przez chwilę, co chciałby zobaczyć w przejrzystej wodzie za szybą. - Może jakiś ładny, wygotowany konar, sporawy kamień... a może nawet kryształ o ile nie przereagowałby z wodą lub ciekawą figurkę? - odparł. Możliwości było bezliku. Czemu mieliby się ograniczać? Oczywiście ryby musiały mieć coś naturalnego, by czuły się dobrze w swoim zimowym domu, ale czemu nie mieliby popuścić wodzy fantazji i dodać czegoś oryginalnego?
    - Ej! Wybiorę! - obruszył się i pacnął Demona między uszami, ale zaraz się uśmiechnął. - Czasem wredny jesteś, wiesz? - lekko wydął policzki, mrużąc oczy. Wredny, złośliwy, ale jego. Lisek chytrusek. - Tylko... nie znam się na nich - powiedział ciszej. Wiedział jakiego konia potrzebuje, ale nie wiedział, czy takie są. Nie był arystokratą, by znać wszystkie rasy i rozwodzić się o ich zaletach i słabościach z innymi, nonszalancko opierając się o bogato zdobioną laskę. Koń jaki jest każdy widzi. Biega, żre i rży. Koń. Na tym kończyła się jego wiedza o tych nieparzystokopytnych istotach. No, poza tym jak wszyscy uwielbiali araby.
    Skinął głową i rozluźnił się odrobinę. - Niby tak, choć teraz będziemy go rozpieszczać, bo jest chory. Oby szybko wyzdrowiał nim przyzwyczai się do bycia traktowanym jak król - wypowiedział swoje obawy i nadzieje.
    W głowie lekko mu szumiało, lecz nie aż tak, by nie spostrzec strachu czającego się w tęczówkach kochanka. Martwił się i bał się o niego, kiedy to on powinien tak wyglądać. - Spokojnie... - wychrypiał, gdy już siedział - Przejdzie mi. Ale dziękuję za ostrzeżenie - dodał siląc się, by brzmiał jakby nic mu nie dolegało. Nie chciał się skarżyć i utyskiwać na każdą pierdołę lub lekki dyskomfort. Przecież nieraz wracał w gorszym stanie i żył.

    Kąpiel dobiegała końca. Powinien wyjść z wanny... ale zwyczajnie nie chciało mu się ruszyć dupska. Od dawna nie miał chwili dla siebie. Jednak dreszcz, a potem aura smacznie zapowiadającego się snu okazały się być silniejsze. Z nimi nawet najgorętsze źródła i najwonniejsze olejki nie miały szans.
    Szybko wyszedł, wytarł się byle jak i ubrał w piżamę, a na nią zarzucił szlafrok. Był zmęczony, ale bardziej karmieniem Yako i wydarzeniami rozgrywającymi się wokół niego. Na sen przyjdzie pora później.
    Jeszcze raz. Jak to było? Ach, tak. - Itadakimasu.

    A więc to wszystko prawda. Ten klub, chore zawody, krowy, skrzaty i wampiry. Jednak nie mógł od razu zjeść koszmaru. Musiał obejrzeć jak najwięcej z nadzieją, że gorączkowy sen Yako odkryje przed nim tajemnicę, kto go do cholery tak urządził. Z niezadowoleniem odkrył, że dużo elementów wskazuje na to, iż ktoś albo zna Demona, albo czyta w myślach lub wspomnieniach. Ewentualnie są obserwowani. Sen był długi. Nawet był w nim on sam, co skłoniło go do przemyśleń. Czy Yako postrzegał go jako oprawcę? W końcu o Dręczycielach właśnie tak się mówiło. Na zewnątrz słodcy i czuli, gotowi zasypać cię różami i bombonierkami, by po godzinach więzić cię we własnym domu i zastraszać, gdy chcesz się z kimś spotkać. A ten gość był zamaskowany. Ukryty. Jak on sam.

    Gawain odsunął się od Lisa, gdy wchłonął cały świat jego snu. Ostrożnie położył dłoń na czole umęczonego mężczyzny. Gorączkował, a noga jak nic musiała dawać się mu we znaki. Biedaczysko. To go przepraszał, to go wzywał, a kolejne łzy spływały po policzkach.
    Furor nie mógł spać przez wiercenie się Yako, dlatego Keer po prostu zdjął go z łóżka, po czym wyciszył wszystko. Poszedł do łazienki po czysty ręczniczek i zanurzył go w chłodnej wodzie, porządnie wykręcił i wrócił do białowłosego, by ułożyć go na jego czole. Jego organizm walczył.
    Gawain zapalił pojedynczą świecę i wziął jedną z książek, po czym rozsiadł się w fotelu, rozpoczynając nocne czuwanie. Czytał, lecz robił przerwę co dziesięć minut, by obrócić okład lub ponownie go schłodzić. W końcu przestał czytać i zgasił świecę, by siedzieć w mroku i obserwować śpiące lisy. Uśmiechnął się lekko do siebie. Niegdyś sam jak palec, teraz w jego łóżku spał kochanek, który powoli się uspokajał, a przy piecu drzemały zwierzaki. Było inaczej niż początkowo to sobie wyobrażał.
    Nie wiedzieć czemu, myślał wtedy o ludzkiej kobiecie, której mógłby pokazać Krainę Luster. Zabrać ją w odległą podróż i dostarczyć wrażeń, pozwalając jej badać różnorodność jakiej nigdy przedtem nie widziała. Lecz to było jeszcze za jego pobytu w Świecie Ludzi.
    Za to jego białowłosy Yako przypominał mu Ajoe. Tak jak on odznaczała się mlecznobiałą skórą i takimiż włosami. Lecz oczy miała inne. Miały kolor wód otaczających rajskie wyspy. Sarnie, okolone kurtyną jasnych, zakręconych rzęs. Okaz czystości i niewinności. Panna wydarta ze stronic dziecięcych opowieści. Kiedyś kochał się w niej do szaleństwa, lecz widział, że byłaby zbyt krucha, by z nim wytrzymać. Choć przy szklanej byłby kimś innym. Być może przebolałby stratę rodziców, wypłakując się w jej ramionach i pozbierał się szybciej. Ale nie pragnął jej już od dawna. Mimo jej pyszałkowatego ojca pozostawała miłym wspomnieniem, podobnie do jedynego, skradzionego lekkiego muśnięcia różowawych ust.
    Umęczony zasnął w fotelu. Owinięty szlafrokiem nie mógł narzekać na zimno. Fotel był zaskakująco wygodny i Gawain po prostu nie miał sił, by utrzymać ciężkie powieki przed opadnięciem.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 14:35   

    Uśmiechnął się łagodnie - rozchmurz się. Powiedziałeś te słowa bardzo ładnie, brakuje Ci tylko odrobiny kosmetyki - powiedział, nie przestając się uśmiechać. Był z niego naprawdę dumny. Słyszał już tyle osób z innych krajów, które przez swój akcent nie potrafiły załapać japońskiego, ale Keerowi szło nad wyraz dobrze - idzie Ci lepiej niż Natalie - przyznał jeszcze. Ona przekręcała sylaby i mówiła jakieś dziwne słówka. Nie dało się nie śmiać, ale Yako był naprawdę cierpliwym nauczycielem.
    Zmarkotniał i spojrzał gdzieś w bok, gdy Gaw zaczął mówić o tym w jakim stanie przyjechał. To naprawdę nie była wina Lisa. Nie pchał się tam. Po prostu pojawił się w niewłaściwym miejscu o nie właściwym czasie. Nic nie mógł na to poradzić. Starał się unikać walki, ale wyszło jak wyszło. I teraz Gaw znów musiał się nim zajmować. Ile on tak da radę z nim wytrzymać? Po jakim czasie się go pozbędzie? Jak dojdzie do siebie? A może wcześniej wywali go za drzwi, mówiąc, że nie chce się zajmować takim połamańcem. Demon nie wiedział tego i się bał.
    Przytaknął mu cicho głową, słysząc, że w śniegu będzie niewidoczny. Ale za to w nocy będzie jak mała latarnia od której odbije się nawet najmniejsza odrobina światła. Nie podobała mu się ta myśl ani trochę. Nie lubił zmian. Wziął w ręce końcówkę swoich długi włosów i zaczął się nią bawić. Pasma były miękkie, gładkie i idealnie białe, jak najczystszy śnieg. Westchnął smutno. Tęsknił za swoim czarnym jak noc umaszczeniem. Miał nadzieję, że tylko lis i ta forma są białe inaczej będzie miał bardzo utrudnione życie.
    Spojrzał na ukochanego, a następnie na transporter. Miał nadzieję, że maluch szybko dojdzie do siebie i nauczy się panować nad tymi kolcami, bo jeśli naprawdę ma być taki wielki jak słyszał, że będzie to będą mieli spory problem.
    Uśmiechnął się - to akwarium będzie naprawdę wielkie, więc spokojnie możemy dać każdą z tych rzeczy, a jeszcze zostanie miejsce - powiedział lekko rozbawiony. Cztery tysiące litrów to naprawdę wielka rzecz. Miał takie w willi, ale gdy nie było tam karp to było zasłonięte bo nie trzymał tam nic innego. Ciekawe czy jego ryby zostały już bezpiecznie przetransportowane do nowego domu. Nie miał tego teraz jak sprawdzić, ale chyba i tak będzie musiał poprosić Gawa by się tam wybrał. Ale to już nie dziś, na prawdę miał za dużo na głowie, ale głowy nie miał do niczego poza spaniem. Musiał się jeszcze niestety skupić jeszcze przez chwilę chociaż.
    Zaśmiał się - owszem - powiedział. Westchnął cichutko ale uśmiechnął - pomogę Ci jeśli chcesz - powiedział łagodnie. To nie jest przecież coś co można zaraz wymienić. To było żywe stworzenie, które też miało swoje uczucia, więc trzeba było wybrać mądrze. Sam nie miał szans na wybór, więc chciał żeby chociaż jego ukochany dostał to co sobie wybierze.
    Przyznał mu rację, choć był już dość mocno zmęczony i średnio kontaktował. Ucieszył się jednak, że Cieniowi nic nie jest. Będzie musiał się ograniczyć z jedzeniem, ale jednocześnie nie mówić nic kochankowi. Echu...to będzie ciężki czas.

    - Gaw...nie zostawiaj mnie...proszę... - to było ostatnie co powiedział przez sen, zanim zaczął się choć trochę uspokajać. Gorączka dość długo go męczyła i płakał przez sen z bólu. Gdy spał, nie mógł grać, nie mógł ukrywać co się z nim dzieje, dlatego też nagle wszystko wychodziło na jaw. To jak tak naprawdę cierpiał przez swoje obrażenia. Każde najmniejsze drgnięcie mięśni bolało go jak cholera. I tak dobrze, że nie rzucał się cały i nie wrzeszczał przez sen. Widok i tak nie był pewnie zbyt przyjemny.

    Obudził się dopiero rankiem. Nie czuł się dobrze. Nalał sobie od razu soku i wypił całą szklankę duszkiem. Siedział chwilę i próbował opanować zawroty i ból głowy. Spojrzał na Cienia i uśmiechnął się. Obok Demona leżał wilgotny jeszcze ręcznik. Rudzielec musiał przy nim czuwać w nocy. Yako wstał z łóżka z pomocą kul i przykrył ukochanego kocem, żeby nie zmarzł. Dorzucił trochę do pieca i poszedł załatwić swoje potrzeby, co nie było takie proste. W końcu wyszedł z łazienki i udał się do kuchni. Postawił wodę na kawę i herbatę i usiadł, by poczekać aż się zagotuje. Yuki w tym czasie zaczął dziwnie węszyć po pomieszczeniu i skuczeć. Lis westchnął ciężko i zalał szybko napoje po czym podszedł do ukochanego - Gaw... - potrząsnął nim delikatnie i pocałował w skroń - Gaw...mamy tu sytuację alarmową - powiedział niepewnie. Spoglądał na Schnee, który ewidentnie musiał wyjść za potrzebą, ale wiedział, że nie wolno. Pewnie był już chociaż tyle nauczony.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 18:25   

    Jego kiepski, raczkujący japoński ucieszył Yako bardziej niż się tego spodziewał. Jego zadowolona mina stanowiła dodatkowy zastrzyk motywacji. Pewnie nie raz zastąpi go wyraz zniecierpliwienia, bo Cień do geniuszy nie należał, lecz chyba od tego jest nauczyciel, by wspierać i wskazać odpowiedni kierunek w celu pokonania przeciwności. Keer bąknął pod nosem krótkie -kuję. Nawet rodzice go tak nie chwalili. Nagroda należała mu się tylko wówczas gdy bezbłędnie osiągał wyznaczony cel. Zero taryf ulgowych.
    Lis przygasł, ale Cień sobie wiele z tego nie robił. Będzie oglądał tę markotną minę póki nie pozbędą się tego cholernego gipsu. Nikt nie lubił być chory, mało kto odnajdywał w zajmowaniu się rannymi radość. Dla Keera była to po prostu praca. Czasem zdarzał się jakiś fatalny przypadek i szczerze powiedziawszy wolał gdy pacjent leżał u niego w domu. Zabiegi potrafiły być krwawe, bolesne i równie widowiskowe, ale rodzina osoby w potrzebie bardziej przeszkadzała niż pomagała. Wyjątkiem były kobiety, które przyjmowały kiedyś poród. Niby słaba płeć, a nie mdlały na widok ziejących ran i nie błagały, by Gawain przestał czynić swoje, gdy pacjent krzyczał wniebogłosy i wyginał się na stole jak jogin z tężcem. Przy tym opieka nad Yako to błahostka.
    Przytaknął i aż powiercił się w miejscu ucieszony odpowiedzią. Nagle podwodny mini park mógł zamienić się w zaginioną Atlantydę. Jak większość facetów również Keer lubił bajery i gadżety, a świadomość, że akwarium zawsze przyciąga gości jak magnes, weszła mu na ambicję. To będzie musiało być najlepsze akwarium na jakie będzie ich stać!
    Kolejne -kuję opuściło usta Cienia, gdy Yako zaproponował pomoc. Nie wyznawał się w tych zwierzętach. Potrafił do nich podejść, jako tako wdrapać się na grzbiet i zasiąść w siodle, ale brakowało mu wprawy i elegancji właściwej tylko tym, którzy pobierali nauki jeździectwa.

    Yako ledwo go dotknął, a on już zerwał się do prostego siadu. - Co?! Jestem! - wypowiedział nieskładnie i szybko, mrugając parokrotnie, by szybciej się rozbudzić. Serce zagrało mocniej. - Um.. przepraszam, musiało mi się przysnąć - przetarł powieki i zerknął na czającego się za Demonem Schnee. - Och, jasne! Zaraz go wyprowadzę, tylko się ubiorę - powiedział i wygramolił się spod koca. Zebrał ubrania z półek i przebrał się w sypialni. I tak miał na sobie szlafrok, więc nie było czego się wstydzić. Naciągnął na siebie jeden z tysięcy golfów, które zdawały się nigdy nie kończyć. Ten był jednak inny i widać, że Cień po prostu wyciągnął go na oślep. Pikowany na bokach bezrękawnik leżał na nim niczym druga skóra. Do tego włożył luźne granatowe spodnie. Teraz został jeszcze tylko płaszcz oraz buty. - Dobra, lecę - powiedział i złapał Schnee za skórę na karku, a drugą dłoń podsadził mu pod tyłek, by nie szarpać nim jak wariat. Pospiesznie wyszedł z mieszkania na poranną zimnicę, ale całość zajęła tylko chwilę.
    Cały czas pilnował Yukiego, a ten patrzył, czy Cień nigdzie sobie nie poszedł. Udało mu się nawet posłać w powietrze kolejne kolce, ale Gawain stał w bezpiecznej odległości. - No, już jeżyku? - zapytał retorycznie i wziął małego z powrotem do ciepłego i przytulnego wnętrza kamienicy.
    - Jestem! - zawołał od progu, puszczając lodowego lisa. Otrzepał się ze śniegu i zdjął wyjściowe ciuchy. Na bosaka przeszedł przez pracownię i zerknął na kubki. Kawa już na niego czekała i miała już dobrą temperaturę, by upić pierwszy łyk. - Straszny z niego strachajło - stwierdził i westchnął z zadowoleniem, gdy gorzkie ciepło spłynęło w dół jego gardła. Wyciągnął spory garnek i zaczął nalewać do niego wody. Gdy był już w połowie pełny postawił go na palniku i poszedł do Yako - Dzięki za kawę. Jest wyśmienita - uśmiechnął się lekko. Nie była jakaś specjalna. Taka jak zawsze. Lecz przygotowana przez Yako smakowała odrobinę inaczej. Wyjątkowo i niepowtarzalnie. - Jak się czujesz? - przyłożył dłoń do jego czoła. - Nadal masz gorączkę, pij dużo - przykazał i zdjął koc z fotela. Przygryzł dolną wargę powstrzymując wzruszenie. Wszystkie drobne gesty napawały go nieznanym dotychczas szczęściem. Niby nic, a znaczyły tak wiele.
    - Trzeba nakarmić lisy. Powiedz tylko... mięso mam wrzucić do gotującej się wody, czy ma się podgrzewać razem z nią? - zapytał. Zioła również parzyło się różnie. Jedne wypadało wygotować, inne nie śmiały przekroczyć danej temperatury, więc z innymi rzeczami też pewnie było podobnie.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 19:50   

    Odsunął się lekko i zrobił ukochanemu miejsce - nic się nie stało - powiedział z lekkim uśmiechem. Podziękował mu, że zajmie się maluchem. Najchętniej sam by go wyprowadził ale w obecnej sytuacji było to mało możliwe. Yuki cichutko zaskuczał i podkulił ogonek, ale nie wyrywał się zbytnio. Widać takie traktowanie źle mu się kojarzyło, ale przywyknie do tego.
    Gdy Rudzielec wraz z lodowym lisem byli załatwić potrzeby, Yako usiadł na łóżku. Zabrał ręcznik, który miał wcześniej na głowie i oglądał go. Czekał cierpliwie. Potarmosił trochę Furora, który chyba był zazdrosny o to, że jego pan idzie na spacer z nowym lisem, a nie z nim. Też będzie musiał się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Ale chyba już się nauczył, żeby nie atakować malucha, bo może i jest mniejszy i młodszy, ale za to ma dość groźną broń.
    Gdy już wrócili, porwał małego na ręce i wytarł go porządnie. Maluch się wyrywał, widocznie chciał sobie pobiegać i się pobawić - no już, uciekaj - zaśmiał się. Yuki od razu pobiegł do Furbo i zaczął go zaczepiać. Poszczekiwać na niego. Co chwila lądował na tyłku, bo jego nóżki nie do końca chyba ogarniały co mają robić. Do tego widać było, że nadal jest osłabiony, więc nie można mu się był dziwić, że go łapki nie trzymały.
    - Nie wiemy w jakich warunkach go trzymano...a patrząc na jego stan to w nie za ciekawych - westchnął smutno. Maluch podskakiwał śmiesznie i powarkiwał na większego lisa. Ewidentnie bał się go już mniej niż poprzedniego dnia - trzeba im dać wody - powiedział i ruszył by również napić się herbaty. Nie mógł jej za bardzo przenieść sam, ale chociaż dotrzyma ukochanemu towarzystwa - nie ma za co - uśmiechnął się, słysząc podziękowania. Oparł się o blat i odłożył jedną kulę, drugą się podpierał.
    - Lepiej, choć noga strasznie mi dokucza...i pęka mi łeb - przyznał niechętnie. Wiedział jednak, że nie powinien za wiele ukrywać przed nim, bo ten inaczej będzie się tylko na niego boczył - dobrze doktorku - powiedział, uśmiechając się delikatnie i upił trochę herbaty.
    Słysząc pytanie spojrzał na garniec - nalej tak trzy czwarte wody i zagotuj ją. Dopiero potem wrzuć obrane warzywa i kurczaki - poinstruował - jak się ugotuje to wystawimy to na chwilę na zimno, żeby jak najszybciej ostygło - usiadł z cichym westchnieniem na jedno z krzeseł i masował chorą nogę. Naprawdę mu dokuczała. Zamknął oczy i siedział tak przez dłuższą chwilę starając się jakoś zapanować nad bólem.
    - Kiedy Yuki ma dostawać leki? - zapytał w końcu. Maluch był przeziębiony i niedożywiony więc był teraz priorytetem. Demonowi zostało tylko siedzenie i znoszenie bólu, nic więcej nie dało się zrobić. Ciekawe po jakim czasie będzie mógł znów się zmieniać. Lubił formę Lusiana, ale nie mógł usiedzieć długo bez chociażby powrotu do swojej postaci.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
     



    Dręczyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Gawain Keer
    Wiek: Wygląda na około 30 lat.
    Rasa: Cień
    Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet
    Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek
    Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg
    Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg//
    Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki
    Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz
    Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze
    Broń: Sztylet, kusza
    Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek
    Nagrody: Blaszka Zmartwienia
    Stan zdrowia: Zszargane nerwy
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
    Dołączyła: 09 Paź 2016
    Posty: 586
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 21:50   

    Białowłosy nie mógł zauważyć zmiany, jaka zaszła od wczoraj w Yukim, ale Gawain widział, że malec powoli odzyskiwał siły a wraz z nimi rezon. Wyrywał się, zaczepiał Furora i biegał w kółko. Było go pełno, dosłownie wszędzie. Furor nie pozostawał dłużny. Brykał, chował się i wyskakiwał na Yukiego, który raz za razem lądował na swoim pierzastym tyłku.
    - Jest jeszcze młody. Powinien szybko zapomnieć o głodzie i strachu - odparł idąc za Yako. W pracowni przygotował miski i na wodę, i na jedzenie. Były ciężkie, kamionkowe, ale Gawain zawsze miał ich pod dostatkiem. Jak to już z naczyniami bywało, te lubiły tłuc się w najmniej spodziewanym momencie. Zawsze znajdowały się bliżej rąk niż się wydawało, same z siebie traciły równowagę, jakby niewidzialny duszek zmienił im środek ciężkości albo pewnego dnia po prostu pękały po wlaniu do nich gorącej wody. Choć to zjawisko pozostawało tajemnicze i nie do końca wyjaśnione, Cień był zawsze przygotowany na podobną ewentualność. Lisy dostały swoją wodę.
    - A ty lepiej wracaj do łóżka! A przynajmniej... - przeszedł za przeszkloną ściankę i wziął krzesło, by zaraz podstawić je Yako - usiadłbyś na tyłku, a nie łazisz tam i z powrotem - powiedział tonem każdej władczej gospodyni domowej na przestrzeni wieków. Nie znosił sprzeciwu, mądrzył się, ale i zawierał w sobie zawoalowaną czułość i troskę. Wcisnął mu kubek w ręce - Niestety, strój musiałem oddać - mruknął niepocieszony i wzruszył ramionami, bo nic innego mu nie pozostało. Dodał jeszcze tylko, że musi iść po zakupy i zniknął na moment w składziku.
    Przyniósł torbę oraz wilgotny ręcznik. Opłukany w zimnej wodzie okład wylądował z powrotem na czole zbolałego Lisa, a Gawain począł wypakowywać wszystko z torby. Furor i Yuki natychmiast na niego naskoczyli, robiąc przy tym potworny jazgot - Uch! Brać się mi stąd! Ale już! - warknął na obie bestie i zagonił, a raczej zaciągnął za drzwi. Furor zrobił się niewidzialny, ale przecież trzymał go za futro. - Nawet nie próbuj! - syknął rozeźlony na tego łajdaka. Wepchnął oba lisy do jadalni i szybko zatrzasnął za nimi drzwi. Poczekają sobie przy piecu.
    W końcu trochę ciszy. Zwierzaki nadal popiskiwały i skrobały próg, ale przynajmniej nie skakały jakby podłoga zamieniła się w trampolinę. Do tego Yako bolała głowa. Powinien odpoczywać, a obowiązkiem Gawaina było zapewnienie ku temu warunków. - Do posiłków. To tylko zioła, nic więcej. Jedzenie jest tutaj najważniejsze. Nie ma tłuszczu, który by go chronił, mięśnie ledwo trzymają go w kupie - mówił, podpalając gar i dolewając do niego trochę wody z dzbana. Zabrał się za obieranie warzyw. - Zioła działają głównie antybakteryjnie i antygrzybiczne lub objawowo, ale nie przywrócą mu zdrowia magicznym sposobem. Powinien jednak przestać po nich tyle kichać. Mam je jakoś pokroić? - obrócił się na moment do Yako z marchewką i nożem w rękach. Był kiepski w te klocki. Nie rozumiał gotowania. Po co się tak męczyć skoro i tak większość składników była podawana osobno, by potem wszystko razem wymieszać na widelcu?
    Gdy składniki na zupę zostały już przygotowane, Gawain zabrał się za zioła. Korzeń prawoślazu na kaszel i wszelkie podrażnienia. Jeżówka purpurowa na wzmocnienie układu odpornościowego. Rumianek, bo Yuki jadł dużo tłustego i lepiej, żeby wszystko zostało w miejscu przeznaczenia. Ostatni, ale nie mniej ważny był nagietek lekarski o podobnym przeznaczeniu co rumianek, lecz ponad to wykazujący działanie antyseptyczne. Taka mieszanka powinna postawić malucha na nogi. Napar w zupełności wystarczy. Yuki nie potrzebował końskich, stężonych dawek. Gawain rwał liście lub płatki albo obierał korzenie, a przy tym cicho coś nucił. Zmieniał melodię, gdy aktualna zaczynała go nużyć lub wymyślał nową. Zapach ziół i monotonia zajęcia działały uspokajająco.
    Gdzieś w połowie wyciągnął z szuflady sznureczek i nożyczki. Nadal nisko nucąc, podszedł do Yako i nachylił się ku niemu, by ująć w pachnące dłonie kosmyk jego włosów. Zaplótł mu malutkiego warkoczyka i zawiązał na obu końcach, by jednym cięciem ostrych i ciężkich nożyc wejść w posiadanie kolejnej pamiątki, którą zamknie w medalionie. Odłożył sznurek i nożyce na ich miejsce, po czym pomachał sobie warkoczykiem przed nosem. Poczochrał Lisa po głowie wymijając go. Poszedł po swój mały skarb. Dało się słyszeć ujadające zwierzaki oraz mocny i gniewny głos Gawaina. Wrócił szybko z przewieszonym medalionem. Warkoczyk już w nim spoczywał.
    Cień stanął przed Yako i rozłożył ręce. - Czy ty to widzisz? - westchnął cicho. Jego ubranie zostało prawie doszczętnie oblepione rudym i błękitnym futrem. - Będę musiał kupić jakąś szczotkę - dodał i pokręcił głową. Sięgnął po jedną ze szmatek, zwilżył ją wodą i gorączkowymi pociągnięciami zaczął zbierać ze swej odzieży kolorowy włos. Strzepywał wszystko do zlewu, by zrobić krótką przerwę na wrzucenie mięsa i warzyw do gotującej się wody oraz zalanie ziół, by spokojnie naciągnęły. Włączył też wyciąg, gdyż pomieszczenie szybko się zaparowywało. - Dziś też będę szedł na zakupy. W końcu Tobie też przyda się mała przekąska, prawda? - zapytał w dalszym ciągu otrzepując i wycierając spodnie i golf.
    _________________





    Wysłannik Inari

    Wiek: Wyglada na ok 25
    Rasa: Lisi demon
    Lubi: Miłe towarzystwo
    Wzrost / waga: 190/85 // 175/60
    Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów.
    Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat)
    Zawód: Aktor/Aktorka
    Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń
    Broń: Naginata
    Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
    Dołączył: 19 Lis 2016
    Posty: 721
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 22:58   

    - Masz rację - powiedział, patrząc na brykające lisy - ale może nie będzie podchodził do obcych zbyt ufnie - dodał jeszcze. Miał nadzieję, że nie będzie podchodził zbyt ufnie, żeby ktoś go po prostu niewłaściwy nie zgarnął. W końcu nie wie co osoby, od których go odstał planują. Czy nie będą chciały go znów odebrać by wcisnąć go jako nagrodę dla następnych uczestników. Po co mieliby przecież wydawać aż tyle kasy skoro ktoś ne przypadł im do gustu? W końcu ten cały szefunio powiedział Lusianowi, że się nie popisał. Ale cóż. Jakby ładnie poprosił to może, nie lubił być do czegokolwiek zmuszany.
    Nie chciał wracać do łóżka. Nudził się tam, a nie było z nim tak źle, żeby musiał ciągle leżeć. Grzecznie jednak usiadł na podstawionym krześle, starając się nie przeszkadzać ukochanemu. Popijał swoją herbatkę - szkoda - przyznał. Podobał mu się w tym innym stroju, ale nie miał zamiaru na to marudzić.
    Przyglądał się jak jego ukochany pracuje. Zaśmiał się widząc reakcję lisów - przynajmniej widać, że mały ma apetyt - powiedział ze spokojem. Będzie z nimi ciężko w szczególności jak maluch już taki mały nie będzie. Ale jakoś sobie poradzą. W szczególności, że w Norce jest o wiele więcej miejsca niż tutaj no i jest ogród, na którym mogą polować spokojnie, tak więc jedzenia też będą im dawać mniej. Teraz, póki Yuki rośnie i się leczy będzie dla nich najcięższy okres.
    Słuchał uważnie słów rudowłosego - to całe szczęście, że Cię znam, bo bym pewnie się pogubił co mam mu dawać- powiedział, spoglądając na niego z wdzięcznością. Znał się mniej więcej na ziołach, ale to raczej byłoby za mało. Tak ma pewność, że malucha na bank nie otruje. Gaw wiedział co i w jakiej ilości może podawać innym. Cieszył się więc, że trafił mu się taki spec - przekrój mniej więcej na pół, na dwie części, a potem jeszcze wzdłuż. To wystarczy - powiedział spokojnie, trochę sennie. Przysunął się z trudem bliżej blatu i oparł policzek na skrzyżowanych rękach, leżąc praktycznie na blacie. Przyglądał się ukochanemu jak ten przygotowuje zioła dla ich malucha.
    Zamknął oczy i wsłuchiwał się w nucone melodyjki. Trochę przysypiał, był spokojny. Nie chciał jednak iść do łóżka. Chciał dotrzymać Gawowi towarzystwa. Nie chciał znów leżeć w łóżku samotnie. Chciał chociaż czuć jego bliskość. Uchylił jedną powiekę, gdy rudzielec zaczął coś mu robić z włosami. Uśmiechnął się tylko na to. No tak, obiecał mu drugi pukiel. A niech bierze, przecież i tak miał ich w cholerę.
    Podniósł głowę, gdy Keer wyszedł do pokoju obok. Wsłuchiwał się w ujadanie lisów. Widać naprawdę były głodne. Zaśmiał się nisko, gdy Cień wrócił cały oblepiony futrem - jak masz taśmę klejącą to mogę ci pomóc - powiedział rozbawiony - całe szczęście ja nie mogę się zmieniać bo by doszło do tego białe futro - powiedział jeszcze.
    - Jakbyś znalazł jagnięcinę tak na jeden stek to byłbym wniebowzięty - powiedział rozmarzony. Dawno nie jadł steków jagnięcych i chętnie by znów je posmakował. Jeśli Gaw chciał to podał mu inne potrzebne składniki. Chyba powinien wrócić do łóżka, ale tak mu się nie chciało - zanim pójdziesz, zrobiłbyś mi jeszcze wody z sokiem? Ten przy łóżku już prawie się skończył, a ja nie za bardzo mam jak przenosić napoje - westchnął smutno i znów położył policzek na skrzyżowanych ramionach. Nie czuł się dobrze, ale chciał spędzać czas z ukochanym, póki mają jeszcze trochę czasu dla siebie. Będzie też musiał go poprosić o małą przysługę, ale może to zrobić później.
    _________________

    Lusian - #744AE8
    Luci - #AA2BB5

    Yako theme <3
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,24 sekundy. Zapytań do SQL: 10