Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Christopher George Marwick Wiek: Wygląda na 35 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Whisky, swoje psy Wzrost / waga: 190cm/80 kg Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv +
https://imgur.com/a/wYqC4Pq Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi Broń: Jatagan, sztylety, kastet Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 75
Wysłany: 17 Lipiec 2018, 22:10 Czy jest na sali lekarz?
Wstał skoro świt, nie budząc Iris. Miał dziś dzień wolny i chciał trochę pobyć samemu. Non stop od jakiegoś czasu przesiaduje albo w pracy albo w domu. Nie miał nic przeciwko swojej robocie. Ktoś to musiał robić- ale ile można? Użeranie się ciagle z tymi ludźmi... Bywa męczące mimo wszystko. Czas spędzony z Iris był wyjątkowy. Ona była wyjątkowa. Ale odwykł od domowego życia. A ciągłe przebywanie w domu... Wprowadziło w jegi życie monotonie. Chciał chociaż ten dzień spędzić poza domem i poza pracą. Może to dziecinne, ale tak w tamtej chwili właśnie czuł.
Gdy tylko wstał, przebrał się i poszedł pobiegać. Zrobił kilka kilometrów i wrocil. Iris jeszcze wtedy spała. Wykąpał się, zjadł i ubrał.
Napisał Iris karteczkę z wyjaśnieniem i wyszedł z domu. Nie miał nawet jakiegoś konkretnego planu, po prostu chciał wyjść. Jego sprężysty krok i rozpromieniona twarz, zdradzały jawnie jego nastrój. Nawet lekko psia pogoda mu nie przeszkadzała. Ciężkie chmury wisiały na niebie, przykrywając sobą słońce. Powietrze było ciężkawe, zwiastowało to rychły deszcz.
Przespacerował się po mieście. Spotkał nawet znajomego gwardziste z którym zamienił kilka słów. Nie widzieli się dobry rok, więc mieli o czym rozmawiać. Jak się okazało jego stary znajomy miał już żonę, dziecko i kupili dom. Gdy Terry wspomniał o czasach gdy razem szwędali się od pubu do pubu, zaliczając miłosne podboje, ten się speszył i szybko zmienił temat.
Widać ustatkowane życie było czymś najważniejszym dla niego. Nie warto więc było wspominać o niechlubnej przeszłości.
Koniec końców musieli przerwać. Gwardzista musiał wracać do swoich obowiązków, a Terry chciał schować się przed deszczem. Właśnie na jego nosie rozbiła się spora kropla wody.
Pożegnał się więc i ruszył do najbliższego pubu jaki znał w mieście lalek. Do Tawerny Księżycowy Młyn.
Gdy tylko wszedł do środka, tak jak mógł się spodziewać, poczuł skąd dymu i alkoholu. Nie tylko on schronił się tu przed nadchodzącym deszczem. Usiadł przy barze i zamówił whisky. Przeczeka najgorsze i najpewniej wróci po prostu do domu. W taką pogodę miał niestety ograniczone możliwości manewru.
Kiedyś pewnie szybko wpadł by na pomysł jak sobie urozmaicić dzień, ale teraz? Zaczynał się czuć lekko... Zdziadziały.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 22 Lipiec 2018, 04:11
Był to jeden z tych dni, podczas których szczególnie intensywnie rozmyślałam nad swą poczytalnością. Warto też wspomnieć, że na podobnych kontemplacjach traciłam ostatnio zdecydowanie za dużo czasu i może właśnie przez to postanowiłam podjąć równie niedorzeczne działania. Bo jak inaczej określić szukanie po mieście Marionetkarza, skłonnego do przyjęcia dość nietypowego zlecenia. A wszystko to zaczęło się od szukania ziół i natknięcia się na zejście do podziemnej jamy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pcha się w podobne miejsca, chyba że ciekawość stawia ponad własne bezpieczeństwo. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że właśnie do takiej grupy zaliczała się moja skromna osoba. Podziemna pieczara okazała się mrocznym miejscem i to nie tylko przez brak światła, lecz również skrywany w swej głębi sekret. Otóż powitał mnie tam zapach ziemi wilgoci oraz śmierci. Woni rozkładającego, się ciała nie da się pomylić z niczym innym, nawet jeśli z ów zwłok zostały już ledwie kości, okryte skórą i warstwami szmat. Na pozór lepiej prezentował się drugi bywalec ów miejsca. Wyglądał jak młody chłopak, maksymalnie można było przypisać mu wiek między szesnastym a osiemnastym rokiem życia. Nie więcej. Choć rzeczywistość mogła być zupełnie inna, gdyż ów młodzian bez wątpienia był marionetką. Nie trudno było się tego domyśleć, kiedy z jego torsu ziała ogromna dziura, ukazująca fragment skomplikowanych mechanizmów, będących zapewne czymś w rodzaju systemu napędowego. Było powszechnie wiadome, że marionetki nie karmią się jedynie magią, bo i po cóż byłyby wówczas klucze, które je uruchamiały? Im dłużej przyglądałam się tej jakże groteskowej scenerii, tym ciekawsze wnioski nasuwały mi się na myśl. Ubrania Marionetki były poznaczone krwią, zaś w ciało trupa wbite dwa sztylety. Co ciekawe nieboszczyk ściskał w dłoni zerwany łańcuszek, na którego końcu, pobłyskiwał złoty klucz.
Pewnymi rzeczami nie należy się bawić, szkoda, jednak że ta wiedza dociera do nas dopiero po fakcie. I tak, spróbowałam uruchomić nieszczęsną marionetkę co pociągnęło za sobą szereg kolejnych wydarzeń. Pierwszym z ciekawszych był fakt, iż ów marionetka, gdy tylko otworzyła oczy, posłała mnie na ziemię z pomocą jakiejś ze swych mocy. Było to wystarczająco jasne przesłanie, by odpuścić. Oczywiście nie odpuściłam i podjęłam kolejną próbę, tym razem jednak byłam ostrożniejsza, a i sama marionetka była już znacznie spokojniejsza. Udało się nam zamienić zaledwie kilka zdań, po których blondyn ponownie zgasł. Jego mechanizm był wyraźnie uszkodzony i bałam się, że kolejne próby sprawią, że ten rozpadnie się na drobny mak. W zasadzie mogłam odejść jakby nigdy nic. Lecz zamiast tego w mojej głowie zrobił się chory pomysł, by ocalić zgubioną duszyczkę. Nie rozumiałam czemu, lecz wrak marionetki w jakiś sposób mnie intrygował, zaś sama postać zdawała się dziwnie znajoma. Zaś fakt, że to blondyn najprawdopodobniej odpowiadał za śmierć drugiego podziemnego bywalca, wcale mi nie przeszkadzał. Zdawałam sobie jednak sprawę, iż poziom dramaturgi w grocie mógłby zaważyć na mojej szansie nawiązania współpracy z jakimś marionetkarzem... dlatego pozbyłam się truchła, a w zasadzie to samo wstało i ruszyło we wskazanym przeze mnie kierunku. Pierścień umarlaka, jak miałam w zwyczaju nazywać artefakt, który podarował mi dziadek, okazywał się niekiedy szalenie przydatny.
Musiało minąć kilka dni, nim szalony pomysł w pełni skrystalizował się w mojej głowie. Potrzebowałam Marionetkarza na dodatek naprawdę dobrego, jeśli miał postawić na nogi ten wrak, który już pół wieku osiadał kurzem w jaskini. Problem był jednak taki, że nie znałam żadnego Marionetkarza, no może z wyjątkiem tych w Stowarzyszeniu, lecz nie miałam zamiaru mieszać swego życia prywatnego z „zawodowym”. Nie wiedziałam też, gdzie powinnam szukać potencjalnych ofert ze strony przedstawicieli ów rasy, to też zdecydowałam się na podjęcie dość nietypowej formy poszukiwań. Całe szczęście w Krainie Luster istniało miejsce, w którym marionetkarzy zwyczajnie nie mogło zabraknąć. Ów miejscem było Miasto Lalek, gdzie udałam się dość wczesnym wieczorem. Na moje nieszczęście, rzęsisty deszcz postanowił przegnać mieszkańców z ulic, sugerując, iż lepiej nie opuszczać swych domostw. Czerwona peleryna, na której tle pobłyskiwało srebrne zapięcie składające się na symbol czterolistnej koniczyny, była już przemoczona niemal do cna. Do tej pory zdarzyłam odwiedzić już dwa tutejsze lokale, kierując do ich gości proste pytanie „, Czy jest wśród was obecny jakiś marionetkarz?”. Niby prosta rzecz, lecz potrafiła przysporzyć niektórym kłopotów. To też rezerwy mojego dobrego humoru niebezpiecznie zbliżały się ku końcowi. Tawerna Księżycowy Młyn miała być ostatnią, do jakiej dziś zawitam. Jednak czy tym razem szczęście się do mnie uśmiechnie i odnajdę, to czego szukam? Przekonam się już niebawem.
Przekroczywszy prób tawerny, wpuściłam ze sobą powiew chłodnego powietrza oraz szum deszczu. Nim ktokolwiek zdarzył bardziej zainteresować się moją osobą, zsunęłam z ramion przemoczoną pelerynę, pozostawiając ja na najbliższym wieszaku. Widniała pod nią kreacja godna młodej upiornej panny, niewstydzącej się swych atutów. Włosy miałam rozpuszczone, a niektóre z kosmyków były mokre od szalejącego na zewnątrz deszczu. Roztaczałam wokół siebie przyjemny aromat leśnych owoców, powinni oraz olejków. Na pierwszy rzut oka Upiorna jak się patrzy. Nauczyłam się korzystać z wrażenia, które zwykle robiłam. Rogaci mieli w życiu łatwiej i był to niezaprzeczalny fakt. Moim krokom towarzyszył rytmiczny stukot obcasów, który urwał się z chwilą, gdy dotarłam do pierwszego wolnego stołu. Zgrabnie niczym kotka, wskoczyłam na drewnianą ławę i energicznie zastukałam obcasem o drewno, chcąc w ten sposób przyciągnąć jak najwięcej uwagi. Gdy tylko odpowiednio duża liczba głów zwróciła się ku mnie, przemówiłam.
Czy w tej izbie znajdują się pośród Was jacyś marionetkarze? Mam owym do przedstawienia nader ciekawą propozycję, czy może raczej ofertę dodatkowego zarobku. Jeśli więc są zainteresowani, zapraszam do mojego stolika, by wszystko omówić. Zaczekam kwadrans, po którym odejdę
-Dla Ciebie śliczna mogę być, kim tylko zapragniesz!
Z tłumu wyrwał się mężczyzna, który tego wieczoru najwyraźniej przesadził już z piciem, a którego kompani miel nieco więcej oleju w głowie, powstrzymując go przed ruszeniem w mym kierunku. W poprzednich dwóch lokalach również nie obeszło się bez podobnych zaczepek, to też tym razem próbowałam je po prostu ignorować.
-Przyjmuję jedynie poważne oferty.
Zastrzegłam, schodząc z krzesła, po czym rozsiadłam się na nim wygodnie. Nastawiłam się na długie czekanie.
Godność: Christopher George Marwick Wiek: Wygląda na 35 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Whisky, swoje psy Wzrost / waga: 190cm/80 kg Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv +
https://imgur.com/a/wYqC4Pq Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi Broń: Jatagan, sztylety, kastet Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 75
Wysłany: 20 Sierpień 2018, 11:54
Szum rozmów, marnych prób śpiewania- a raczej pijackiego bełkotania w rytm, smród cygar, alkoholu, potu i oddechu tłumu. Dobrze pamiętał to wszystko, teraz gdy siedział przy barze, wsłuchując się w to wszystko i pijąc whisky, czuł się jakby wrócił do przeszłości. Poczuł dziwnie zmulenie, głowę otoczyła mu otoczka z waty. Nie czuł się tu ani źle, ani dobrze.
Kiedyś bary były jego drugim domem. Ciekawe co by powiedziała Iris, gdyby go teraz zobaczyła. Byłaby zła? Przyłączyłaby się do niego? Trudno było mu myśleć o przeszłości i Iris jednocześnie. Jakoś te dwa etapy w jego życiu, nie mogą koegzystować ze sobą w jego głowie.
Pociągnął solidny łyk whisky, zamykając oczy.
Poczuł zmianę w powietrzu. Ledwie, ale jednak do środka wdarło się świeże powietrze. Nie było to nic takiego, kolejny klient zawitał w te skromne progi. Zapewne by schronić się przed deszczem. Nie. To nie świeże powietrze zwróciło jego uwagę. A szum który się po chwili rozszedł dookoła. Pierwsze co przyszło mu do głowy- będą problemy. Miał jedynie cichą nadzieję, że obejdzie się bez bójki. Wystarczy, że dwoje się pobije a już całą tawernę ogarnia zwierzęcy szał. Ludzie upojeni alkoholem nie myślą logicznie. Ich umysły są zaćmione.
Na chwilę zrobiło się ciszej. Słyszał wyraźny stukot obcasów. Był to lekki ale pewny chód. Nie pasujący kompletnie, do tego miejsca. Im głębiej przybysz szedł tym wyraźniej przez chmurę barowego smrodu, przebijał się zapach jakichś owoców, może kwiatów. Gdy w tej szumiącej ciszy, odezwała się kobieta, otworzył oczy. Zanim jego mózg zdążył zarejestrować słowa, padające z jej ust, przez jedną absurdalnie długą sekundę myślał, że to Iris.
W końcu jednak dotarła do niego treść. Szuka marionetkarzy? Ma dla nich ofertę zarobku?
Prostacki komentarz który padł po jej wypowiedzi, spowodował że wszystko wróciło do stanu przed jej wtargnięciem tutaj. Dziwił się jedynie, że tylko to się stało. Zwykle kobiety w takich miejscach były obiektem kpin. A ta tutaj dostała jedynie głupi komentarz. Atmosfera była jakaś dziwna, otworzył więc oczy.
Nie miał zamiaru się w nic pakować. Pieniędzy mu nie brakuje i brakować nie będzie przez jeszcze długi czas. Kłopoty też nie są mu do niczego potrzebne. Obrócił się lekko, tak by chociaż kątem oka móc spojrzeć w kierunku kobiety.
Jakże duże było jego zdziwienie, gdy przy stole zobaczył upiorną. Szykowna kreacja, blada skóra, rogi, czerwone oczy i pewność siebie.
Obracał się w kręgach szlacheckich ale tej twarzy nie znał. Czego upiorna może chcieć tak bardzo, by zniżać się do szukania marionetkarza w takim przybytku?
Laleczki. A jakże by inaczej. Upiorni są chyba najbardziej interesownymi istotami w tej krainie. Jak czegoś chcą to to zdobędą, w taki lub inny sposób. Podobno ostatnimi czasy, upiorni mają wśród swoich kręgów zapotrzebowanie na marionetki. Nie było to nic nowego, marionetki to dobre materiały na służbę i całą resztę.
Ale marionetki to coś więcej niż Lalki. To dusze zaklęte w syntetyczne ciało. Ciało dopracowane w każdym calu, ciało które jest kwintesencją kunsztu marionetkarzy. Marionetki to żywe istoty, jakkolwiek na to spojrzeć. Im lepszy marionetkarz, tym bardziej ludzkie marionetki jest w stanie stworzyć.
Pytanie, jakiej marionetki chce ta tutaj? Skoro szuka w barze, a nie wśród marionetkarzy znanych dworowi. W końcu upiorni nie raz korzystali z ich usług.
Podejdę i zapytam. Nie muszę się przecież na nic zgadzać.
Zamówił jeszcze raz to samo i wstał. Niby chciał z początku po prostu to wszystko zignorować i wyjść, ale skierował się do jej stolika. Im bliżej był, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nigdy nie widział tej twarzy. Na żadnym bankiecie, ważniejszych obradach ani innych takich wydarzeniach.
- Pozwoli Pani, że się przysiądę?- zapytał cicho, uśmiechając się delikatnie. Dostrzegł kątem oka, jak mężczyzna który rzucił komentarzem po ogłoszeniu kobiety, trąca swojego kompana łokciem i wskazuje na nich skinieniem głowy.
Urody kobiecie odmówić nie można. Miała ciało do którego wzdychają liczni. Tym bardziej nie rozumiał dlaczego, skoro jest upiorną, nigdy jej nie widział.
No chyba, że nią nie jest. Taką opcję też brał pod uwagę.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 1 Październik 2018, 00:00
Nie musiałam podnosić wzroku i rozglądać się wokół, by utwierdzić się w przekonaniu, iż stałam się obiektem obserwacji, wielu bywalców tego lokalu. Instynktownie czułam na sobie ciężar tych spojrzeń. Każde różniło się w swej intensywności i jedynie nielicznych należało się obawiać, czy może raczej mieć je na uwadze. Bo czym innym jest przelotne zaciekawienie, a wwiercające się w ciało i umysł zainteresowanie. Miałam dobrze rozwinięty instynkt, co zawdzięczałam płynącej we mnie bestialskiej krwi. Oba serca miły teraz równomiernie, w końcu nie mogłam pozwolić sobie na okazanie zdenerwowania. Bo czy i był powód do nerwów? Czy kilku zapijaczonych osiłków może stać się pretekstem do migreny? Nie... nawet jeśli krótko po opuszczeniu gospody, dojdzie do mnie odgłos towarzyszących mi ciężkich kroków. To nie powód do nerwów, to okazja do wypróbowania nowo sporządzonej trucizny, którą nasączyłam igły kilku ozdób wieńczących mój strój. Tak, nigdy nie należy marnować okazji, jakie zsyła nam los.
Ktoś zbliżał się do mojego miejsca, co oderwało mą uwagę od zgłębiania rys oraz plam szpecących drewniany blat stolika. Uważnym spojrzeniem, zlustrowałam przybysza który, czekał na pozwolenie, by zająć miejsce naprzeciw mego. Pod pierwszy osąd, poszedł stan, a dokładniej poziom upojenia. Naprawdę nie miałam zamiaru marnować swojego cennego czasu na zabawę z pijaczkami. Na moje szczęście nieznajomy najwidoczniej dopiero zaczynał swój wieczór albo też zwyczajnie znał umiar, a to nieczęsto spotykana cecha. Skoro zaś ciemnowłosy był trzeźwy, szanse na przeprowadzenie logicznej rozmowy zdecydowanie wzrosły. Gestem dłoni oraz łagodnym uśmiechem dałam przyzwolenie jego prośbie. Dopiero teraz poświeciłam się dokładniejszym obserwacją, wygląd, strój, postawa. To wszystko dawało wiele przydatnych informacji, gdy chciało się dowiedzieć, z kim ma się do czynienia, bez konieczności zadawania ów pytania. Mężczyzna sprawiał wrażenie dojrzałego i nie mam tu na myśli wyłącznie jego wieku. Atletyczna sylweta oraz ciekawe rysy twarzy, z całą pewnością dostarczały mu zainteresowaniu u wielu przedstawicielek płci pięknej. Ja jednak największą uwagę zwracałam na oczy, w których krył się dziwny spokój, opanowanie oraz coś jeszcze... coś, co trudno było mi określić.
-Na wstępie, by uniknąć nieporozumień... bo jak się okazuje, nie trudno o nie, nawet jeśli wprost mówi się, czego się oczekuję. Zatem liczę im mam właśnie przyjemność z Panem Marionetkarzem, chętnym wysłuchania mej oferty ?
Zamilkłam na chwilę, dając mężczyźnie sposobność na udzielenie odpowiedzi. Doprawdy nie miałam ochoty bawić się z kolejnym imbecylem, sądzącym, iż jedyne czego pragnę to zdobycie jego zainteresowania. Jeśli jednak mężczyzna dałby mi do zrozumienia, iż jest, tym kogo poszukuję, odezwałabym się ponownie, zaś w moim głosie rozbrzmiałoby kilka cieplejszych nut.
-Cieszę się w takim razie. Może Pan zwracać się do mnie Seamair, z kim mam przyjemność?
Spytałam, po czym wysunęłam dłoń w stronę mężczyzny, z zamiarem uściśnięcia jego dłoni. Teraz gdy materiał rękawiczek odsłonił obie ręce, na jednej z nich można było zauważyć charakterystyczną bliznę w kształcie pół księżyca. W rzeczywistości składała się z wielu licznych, lecz niewielkich blizn, będącymi pamiątką po bliskim spotkaniu dłoni z paszczą wyposażoną w długie i ostre zęby. Zęby bestii.
-Pozwoli Pan, że od razu przejdę do rzeczy. Nie potrzebuję, kogoś, kto stworzy dla mnie marionetkę, szukam kogoś kto, jest w stanie ją naprawić. I choć sama jestem zupełną amatorką w tej dziedzinie, to wiem, iż to zadanie nie będzie należało do łatwych. Traf losu chciał, że podczas przejażdżki po lesie, natrafiłam na ziemną zapadlinę, która ujawniła jaskinię czy może jakieś dawne pomieszczenie... mniejsza o szczegóły. Ale to właśnie tam znalazłam rzeczoną marionetkę, przebitą przez wystającą z podłoża skałę. Nieszczęśnik... wyglądało na to, iż miał mniej szczęścia niż ja podczas upadku. Na miejscu znalazłam jego klucz i wbrew wołaniu rozsądku spróbowałam go uruchomić. Zadziałał, przez kilka minut, po których z jego wnętrza dochodziły dziwne trzaski... bałam się próbować ponownie z obawy, iż jego tryby... mogłyby ulec nieodwracalnym uszkodzeniom. Zatem przyjęcie mojego zlecenia będzie wiązało się z pracą w terenie.
Na tym zakończyłam swą wypowiedź, dając Marionetkarzowi, czas na przetrawienie nowo zdobytych informacji. Ze swojej strony, zdecydowałam się pominąć w mej relacji informację taką jak ta, iż pierwszą rzeczą, jakiej marionetka dopuściła się, po uruchomieniu było zaatakowanie mnie telekinezą. To mogłoby zdecydowanie zniechęcić potencjalnego zleceniobiorcę.
Godność: Christopher George Marwick Wiek: Wygląda na 35 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Whisky, swoje psy Wzrost / waga: 190cm/80 kg Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv +
https://imgur.com/a/wYqC4Pq Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi Broń: Jatagan, sztylety, kastet Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 75
Wysłany: 14 Styczeń 2019, 19:54
Czuł na sobie jej badawcze ale nie nachalne spojrzenie. Kiwnął głową, odsuwając dla siebie krzesło. Będąc tak blisko niej, czuł wyraźnie zapach owoców leśnych i piwonii. Był zapalonym ogrodnikiem, więc tak subtelne nutki nie były niczym trudnym do rozszyfrowania.
Postawił szkło z alkoholem na stole. Podcza rozmowy o interesach, nie wypada za bardzo sączyć alkoholu. Nawet jak na te okoliczności.
Pytanie które padło było logiczne. Zważając na miejsce jak i osobistości ich otaczające, kobieta kierowała się rozsądkiem. Wielu bywalców tej speluny na pewno szuka łatwego zarobku. Co za problem podszyć się pod marionetkarza, uśpić czujność kobiety a następnie ją najzwyczajniej w świecie okraść?
Coś w jej spojrzeniu mówiło mu jednak, że rabunek jej osoby nie byłby wcale taki łatwy.
Nachylił się lekko nad stołem, splatając swoje gładkie i smukłe dłonie.
- Prawda to.- na jego twarzy gościł subtelny uśmiech. Nie chciał by pomyślała, że traktuje ją w sposób protekcjonalny.
Skoro już się ruszył, to uważał że warto jej wysłuchać. A nuż będzie miała coś ciekawego do zaoferowania?
- Chritopher George Marwick- uścisnął jej dłoń. W tym momencie była potencjalnym pracodawcą, a dopiero na drugim miejscu kobietą. Takż najstosowniejszym było uściśnięcie jej dłoni.
Obserwował również, czy jego nazwisko zrobi na niej jakiekolwiek wrażenie. Swego czasu był dość rozpoznawalnym marionetkarzem.
Jego uwadze nie uszła blizna znajdująca się na jej dłoni. Miała dośc osobliwy kształt. Jego wprawne oczy ddostrzegły, że składa się z wielu drobnych blizn. Będąc marionetkarzem trzeba zwracać uwagę na każdy detal. Byle potknięcie może kosztować czasem coś więcej niż życie.
Już pierwsze zdania jej wypowiedzi, spowodowały że zaciekawienie u niego wzrosło.
Naprawa marionetki? Dość nietypowa prośba. Jeśli naprawia się marionetkę, zwraca się raczej do jej wykonawcy. Każda marionetka to inny mechanizm, inna historia, inny sposób wykonania, inna osobliwa jednostka.
Marionetka porzucona w zapadłej dziurze, pozostawiona na pastwę losu, przebita skałą. Mimowolnie jego oczy się roziskrzyły.
Nie raz spotykał się z nieludzkim traktowaniem marionetek. Niektóre istoty nie były w stanie pojąć tego jak wspaniałymi istotami są marionetkami, że mają równe prawo do godnego życia co chociażby Upiorny Arystokrata.
Klucz był na miejscu?
Zmarszczył brwi. Kto porzuca marionetkę i zostawia jej klucz? Po co? Kim jest ta marionetka?
- Trzask w trybach może oznaczać wiele rzeczy. Nie wiemy ile się tam znajduje, ani w jaki sposób się tam dostał. Dopóki nie zobaczę tego na własne oczy, ciężko cokolwiek powiedzieć...
Zastanawia mnie jedna rzecz. Wyglądasz jak Upiorna, manierę masz również podobną. Jednakże zamiast skorzystać z usług nadwornych marionetkarzy- którzy na pewno są bardziej wybitni w tej sztuce niż każdy w tej spelunie, szukasz pomocy właśnie tutaj. Czy jest tajemnicą powód takich a nie innych działąń? Wolałabym mieć jasną sprawę, nim się na cokolwiek zdecyduje. W tej sprawie jest dużo luk, które wolałbym zapełnić nim się do czegokolwiek zobowiążę.- odchylił się lekko w krześle, czujnie obserwując jej twarz. Szukał w niej czegokolwiek. Każdej drobnej zmiany, która mogłaby mu coś o niej powiedzieć. O urokliwej nieznajomej, która szuka lekarza dla znajdy.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 7 Luty 2019, 00:30
Pan Chritopher George Marwick sprawiał dobre wrażenie, a na pewno najlepsze z do tej pory wysłuchanych kandydatów. Miał w sobie pewną subtelną elegancję, którą łatwo dało wychwycić się tle przebywających tu istot. Zdawał się po prostu nie pasować do ów wnętrza, podobnie zresztą było i w moim wypadku. To tak jakby postawić pieczołowicie rzeźbioną figurę szachową wśród pionków warcabów i liczyć, iż nie będzie się wyróżniać. Oczywiście na chwilę obecną to wszystko, było jedynie wołaniem przeczuć, i garścią spostrzeżeń. Miano Marwick, obiło mi się o uszy po raz pierwszy. Co nie było wielkim zaskoczeniem, do tej pory grupa, jaką stanowili Marionetkarze, nieszczególnie mnie ciekawiła. Zbierałam informacje na temat Upiornych, kiedy to próbowałam odnaleźć rodzinę, a także frasowała mnie każda wzmianka o pewnym lunatyku. Chęć pozbawienia życia błękitno-krwistego, który był odpowiedzialny, za to, co mnie spotkało... była jedną z tych rzeczy, dzięki którym rano miało się energię, by wynurzyć się spod ciepłej pościeli. Gdybym podzieliła się z kimś tą uroczą myślą, zapewne moja poczytalność zostałaby wzięta pod brutalny osąd. Żyłam jednak na tym świecie dostatecznie długo by wiedzieć, że nie wszystkim, co siedzi nam w głowie, należy dzielić się z innymi. Wiedziałam też, że wielu Kapeluszników, nie zgodziłoby się ze mną na ten temat.
Z nieśmiałym zainteresowaniem, przyglądałam się, temu, jak mężczyzna trawi docierające do niego fakty. Gdy w ciemnych oczach dostrzegłam skrząca się iskierkę zainteresowania, pozwoliłam sobie na delikatny uśmiech.
Tak jak już wspomniałam, o pewnych rzeczach nie należy mówić. Bo nawet jeśli historia, jaką przedstawiłam Marionetkarzowi, zawierała pewne luki, to dawała większe szanse powodzenia, niż wypełnienie ich szczerością. Wspomnienie o truchle, jakie zostało najpewniej z właściciela owej marionetki... mogło wywołać coś więcej niźli drobny niepokój. Podobnie informacja o tym, że zaraz po swoim krótkim przebudzeniu, marionetka znalazła w sobie dość siły, by jakimś niewidzialnym atakiem posłać mnie na kamienną ścianę. To również mogłoby zniechęcić do podjęcia się zadania, jakim było zreperowanie tej szalonej marionetki. W zasadzie sama już niejednokrotnie zadawałam sobie pytanie, czemu tak zależy mi, na tym by ta ludzka lalka jeszcze raz otworzyła oczy.... To całkiem obca osoba, dlaczego miałam się nią przejmować? A jednak... ta krótka chwila i kilka wymienionych słów, wystarczyłaby opleść moje myśli niczym powoli zaciskające się liny. Może była to sprawka jakiegoś uroku... a może po prostu popadałam w paranoję, to tym jak padłam ofiarą tego niosącego miłosne fatum... Wzdrygnęłam się na ów wspomnienie.
Po pierwszych zdaniach, jakie padły z ust mężczyzny już otwierała usta, chcąc podzielić się własnymi spostrzeżeniami na temat przypuszczalnego wieku blond marionetki. Dalsza wypowiedz Chritopher'a sprawiła ze, milczenie przedłużyło się jeszcze o kilka sekund. Bezpośredniość, na jaką się zdobył, zaskoczyła mnie. Doprawdy rzadko zdarzało mi się natknąć na kogoś, kto kwestionował moją przynależność do Upiornej Arystokracji. Lustrzani żywili obawy względem rogatych, i to takie, do których nie chcieli się przyznać. Marionetkarz zyskał jednak w moich oczach, ponieważ odwaga i bystrość umysłu były czymś, co należało cenić. I to nie tylko we wspólnych interesach.
-Nie zaprzeczę temu, że w moich żyłach płynie Upiorna krew. Jeśli właśnie to chcesz wiedzieć.
To, że przed laty została znacznie wzbogacona o domieszkę bestialskiej, to przecież szczegół. Równie drobny co drugie serce bijące w mojej piersi, czyż nie? Nie znałam tego człowieka, ale czy mogłam pozwolić sobie na obdarzenie go, choć skrawkiem szczerości? Przywykłam do grania, ale czasem robiło się to zwyczajnie nużące.
-Jednak ścieżka, jaką potoczyło się moje życie, odwiodła mnie od... żywotu, jaki zwykle prowadzą przedstawiciele tejże rasy. Za mało w nim swobody, dla kogoś mego pokroju.
Uśmiechnęłam się zaś, w mym spojrzeniu przewinął się drapieżny błysk. Niech się dzieje. Pomyślałam, uśmiechając się do siebie w duchu. Miejsca tego typu, w dziwny sposób pomagały uwolnić się szczerości, którą zwykle wolałam trzymać na uwięzi.
-Mogłabym ogłosić, iż szukam Mariontkarza, do dość nietypowego zlecenia, ale straciłabym wówczas możliwość, hmmm odpowiedniego poznania tej osoby. W niektórych sprawach lepiej zdać się na los.
Posłałam mu życzliwy uśmiech, po czym przeniosłam spojrzenie na podchmielonego dachowca, mijającego nasz stolik. Moją twarz przez krótki moment przeszył grymas złości, gdy napotkałam spojrzenie kocura, po tym, jak poczułam miękkie futro, które musnęło moją łydkę. Długi i puszysty ogon dachowca bujał się swobodnie na boki, gdy ten odchodził w stronę baru. Miałam tylko cichą nadzieję, że ponowi zaczepkę, wracając do swego stolika... Teraz swe wysiłki skupiłam na tym, aby to, co roiło mi się w głowie, nie odciskało piętna, w miej postawie czy mimice, lub choćby spojrzeniu.
-Nie wiem na ile, będę w stanie rozświetlić Panu sprawę, która dla mnie samej nadal jest niejasna... Nie mam pojęcia czemu... ale coś nie pozwala mi go tam zostawić. Nie bez podjęcia choćby próby, bo oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że jego... obrażenia mogą być zbyt rozległe. Mimo wszystko...
Zamilkłam na moment, odwracając wzrok od swego rozmówcy.
-Co Pan o tym myśli?
Godność: Christopher George Marwick Wiek: Wygląda na 35 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Whisky, swoje psy Wzrost / waga: 190cm/80 kg Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv +
https://imgur.com/a/wYqC4Pq Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi Broń: Jatagan, sztylety, kastet Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 75
Wysłany: 21 Luty 2019, 19:53
Nie dał po sobie poznać, że brak jakiejkolwiek reakcji u rogatej kobiety, wywołał u niego lekkie niezadowolenie. Zawiódł się? Może trochę, ale nie mógł jej mieć tego za złe. Wszakże sam pozwolił na to, by o nim zapomniano. Niezbadane są koleje losu. Jego wagon wypadł z torów, pozbawiawszy go tym samym możliwości podążania obranymi wcześniej ścieżkami.
Subtelny uśmiech, jakim go obdarzyła, zdawał się mówić więcej niż słowa. Dostrzegła w nim przed chwilą coś, co ją zadowoliło. Najpewniej zdradziły go jego oczy. Jak zawsze gdy coś go zainteresowało. Historia którą mu przedstawiła, była interesująca i dziurawa. Czuł, że nie mówi mu wszystkiego. Dlaczego? Wie tylko ona. On zaś mógł się jedynie domyślać. Czy sprawa ta, warta jest ryzyka? To okaże się po czasie. Nie pierwszy to już raz, zabiera się za kota w pudle. Czy kobieta zdawała sobie sprawę z tego, że bez różnicy jaką historię by mu przedstawiła- on by się zgodził? Śmiał w to wątpić. Gdyby tak było, podałaby wszystkie informacje. Nie robiąc tego dużo ryzykowała. Wszakże mógł okazać się konowałem, który zmierzywszy się twarzą w twarz z problemem, zwieje gdzie pieprz rośnie. Jednocześnie jednak, zabezpiecza swoje tyły. Jeśli on nawali, nie będzie w posiadaniu istotnych informacji, którymi mógłby jej zaszkodzić.
Czy wykazał się głupotą, otwarcie pytając ją o przynależność? Możliwe. Zdania zapewne byłyby podzielone w tej chwili. Znał mentalność lustrzaków, wiedział jak wielkie obawy względem arystokracji potrafią żywić.
Nie dziwił im się. Upiorni mieli wpływy, pieniądze, ziemie i rodowe historie. Dawało im to moc, o jakiej on sam mógł marzyć. Ma w sobie krew upiornych, jednak coś mówiło mu, że za tymi słowami kryje się coś więcej. Dziecko z nieprawego łoża? Być może, a może jednak coś więcej?
Osobliwy błysk w oku Seamir, tylko pogłębiał go w przekonaniu, że ma do czynienia z kimś z kim trzeba się liczyć.
Kiwnął powoli głową, słysząc jej wyjaśnienia. Miało to sens. Poniekąd. Nie do końca kupował te bajeczkę, ale uśmiechnął się życzliwie. Christopher należał do spostrzegawczych osób, co więcej- był mężczyzną. Więc wiedział czego może spodziewać się po innych mężczyznach. Także obrzydliwe umizgi dachowca w stronę Seamir, nie uszły jego uwadze. Czy dał po sobie coś poznać? Raczej nie. Delikatnie wystawił nogę spod stolika, gdy dachowiec koło niego przechodził. Podstawił mu nogę. Dziecinne zagranie? A jakże.
- Na Pana miejscu, uważałbym jak Pan chodzi.- uśmiechnął się do kocura, na pozór przyjaźnie.
Gdy kocur prawie zaliczywszy glebę, stał ciężko dysząc i zapewne zastanawiając się czy warto wszczynać burdę, Christopher znowu zupełnie przypadkiem delikatnie odsłonił poły swojego płaszcza, ukazując mu lśniące ostrze jatagana.
Przekonało to kocura, do zaniechania jakichkolwiek prób, odszedł w stronę baru, wyklinając pod nosem.
- Wracając do naszej sprawy. Prawdą jest, że mam duże wątpliwości. Dużo tu niewiadomych, mogę sporo ryzykować. Nie mniej jednak, zaufam Ci Seamir. Zaufam i wezmę to zlecenie.- wyciągnął w jej stronę dłoń. Jest duża szansa, że może tego pożałować.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 17 Marzec 2019, 03:16
Przez krótką chwilę rozważałam, czy tego wieczoru, pewnemu futrzakowi powinien przytrafić się drobny wypadek. Z drugiej jednak strony, podobne wypadki powinny wówczas spaść również na kilka innych osób. Nie stało się tak, gównie dlatego, iż było mi szkoda marnować swój cenny czas. Dlaczego więc owy kocur miałby zostać potraktowany bardziej wyjątkowo od pozostałych?
Gdy dotarłam do ów myśli, dachowiec potknął się i zatoczył, rzucając w przestrzeń, kilka soczystych przekleństw.
Spod wachlarza czarnych rzęs, pobłyskiwało czujne karmazynowe spojrzenie, któremu bynajmniej nie umknęła przyczyna, całego zajścia. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, zaś spojrzenie na powrót spoczęło na rozmówcy.
-A tyle słyszy się o tych kocich ruchach, pełnych zwinności i elegancji. Albo, chociaż drapieżnego kociego zacięcia. Cóż... rozczarowujące.
Skwitowałam, posyłając lalkarzowi śmielszy uśmiech. Naprawdę daleko było mi do biednej panienki, która potrzebuje u swego boku obrońcy swej czci. Sama umiałam o siebie zadbać. Jednak fakt ten nie sprawiał wcale, iż nie potrafiłam docenić okazanej życzliwości.
Mimo wszystko, podczas tego małego aktu życzliwości, odniosłam wrażenie, iż w tej chwili nie tylko dachowiec dostał ostrzeżenie. Broń, co innego domyślać się, iż ktoś może ją mieć, a wiedzieć, iż faktycznie nią dysponuje. Na przestrzeni lat, nauczyłam się, jednak iż rozsądniej z góry zakładać, iż inni są w jej posiadaniu. Dzięki pamiętaniu o tym inaczej rozpatruje się z pozoru niewinne ruchu, takie jak choćby podrapanie się po barku. Niektórzy mogliby mnie zapewne oskarżyć o wpadanie w paranoję. Lecz według mnie brak zaufania, jest lepszy niż ostrze wbite w gardło.
Przyjmę zlecenie... te właśnie słowa, wprawiły mnie w coś więcej niż tylko dobry nastrój. Dały nadzieję, na odkrycie tajemnic, które tak zaciekle mnożyły się w mojej głowie, od czasu, gdy natknęłam się na opuszczoną marionetkę. Było to trudne do wyjaśnienia i mi samej zdawało się beznadziejnym urojeniem. A jednak... coś mnie ku niemu ciągnęło... gdy otworzył oczy, gdy widziałam malujące się w nich emocje... tak trudno pomyśleć, że te oczy są dziełem czyichś rąk... a jednak bez wątpienia są jego.... jego.... Ah, jakże chciałam poznać jego historię, imię i go samego. To pragnienie było tak iracjonalne, że, nadal w głębi ducha wolałam posądzać lalkę o to, że, przez te kilka minut przytomności zdołała rzucić na mnie jakiś urok. W końcu marionetka czy cyrkowiec... a nawet sam marionetkarz, wszyscy jesteśmy istotami, magicznymi. To jedno nas łączy, nawet jeśli wszystko inne miałby dzielić.
Pozostaliśmy w karczmie jeszcze przez chwilę, potrzebną na dopicie trunku, jak również przedstawienie sposobu podróży, który bądź co bądź miał być dość nietypowy.
Gdy oddaliliśmy się od karczmy oraz ciekawskich spojrzeń przypadkowych przechodniów, wyciągnęłam z bezdennej sakwy dwie niewielkie latarnie. Z ich wnętrza wydobywało się silne światło o seledynowej poświacie. Mroku nie płoszyły jednak płomienie, jak można by się spodziewać, lecz kwiaty. Rośliny, przypominające krzyżówkę niezapominajek z dzwoneczkami, rosły wewnątrz latarni, emitując swój niecodzienny blask.
-To światłolice, przydatne roślinki prawda? Proszę.
Podałam mężczyźnie latarnie, po czym wysunęłam dłoń przed siebie. Powietrze zamigotało, zaś w przestrzeni przede mną rozlała się migotliwa plama, opalizująca ferii barw. Przypominała nieco powierzchnię mydlanej bańki, do czasu aż nie rozrosła się, ukazując nam obojgu, wnętrze ciemnej groty.
-Nie jest tam zbyt przyjemnie... uważaj pod nogi i...
Zmierzyłam mężczyznę od stóp po czubek głowy, ponownie oceniając dzieląca nas różnicę wzrostu.
-hmmm i na głowę lepiej też.
Oznajmiłam, wyciągając dłoń ku brunetowi. Dotyk, zwykle ułatwiał mi przeprowadzenie przez portal obcej osoby, pozwalał mi lepiej skoncentrować się na utrzymaniu przejścia, które zwykle zamykało się, gdy tylko znajdowałam się po drugiej stronie.
Dałam Christopher'owi kilka chwil na oswojenie się z sytuacją, po czym delikatnie pociągnęłam go za sobą.
Owiał nas zapach stęchlizny, zaś pod stopami zaszeleściła ziemia i liście, które dostały się tutaj przez uszkodzone sklepienie jaskini. Latarnia którą niosłam, kołysała się delikatnie w rytm moich kroków. Światło rzucane na skały, tworzyło istny groteskowy teatr cieni. Zatrzymałam się po przejściu jakiś pięciu metrów, stając nieruchomo nad znaną mi już postacią.
Przysunęłam latarnię tak, by źródło światła padło na marionetkę. Lalka, stworzona na podobieństwo młodego, przystojnego chłopaka. Nie wyglądał na więcej niż szesnaście lat, lecz ile miał w rzeczywistości? Ile lat tkwił w tym miejscu... zapomniany przez świat, a nawet samą śmierć.
Warstwa kurzu oraz brudu pokrywająca ciało nieszczęśnika, stanowiły niemy dowód upływających lat. Zęby czasu najdotkliwiej poznaczyły odzienie marionetki, które mimo stanu, w jakim się znajdowało, robiło wrażenie niecodziennie finezyjnego. Trudno było bliżej określić barwę włosów, choć na pewno zaliczały się do jasnych odcieni. Oczy zaś... wydawały się jedyną częścią marionetki, która nie zatraciła dawnego blasku. O tym jednak mogłam wiedzieć tylko ja, gdyż teraz oczy marionetki były zamknięte. Było jednak jasnym, iż to nie warstwa kurzu czy pajęczyn, stanowi tu zasadniczy problem.... Na miano prawdziwego kłopotu zasługiwała, dziura, tkwiąca w korpusie marionetki, razem z przebijającym ją fragmentem skały. Zębate tryby, poznaczone korozja, były wyraźnie naruszone a w niektórych miejscach zdeformowane. Patrząc na tą scenę, można było odczuć pewien ból... trudno mi lepiej to określić. Gdy moje spojrzenie, zatrzymało się na złotym kluczu, sterczącym z miejsca, w którym większość osób posiada serce, wzdrygałam się. Jak to możliwe, że w takim stanie... udało mi się go uruchomić na te kilka minut....
Godność: Christopher George Marwick Wiek: Wygląda na 35 lat Rasa: Marionetkarz Lubi: Whisky, swoje psy Wzrost / waga: 190cm/80 kg Aktualny ubiór: https://imgur.com/6ppHcqv +
https://imgur.com/a/wYqC4Pq Znaki szczególne: Bródka w kształcie podobnym do dwóch kotów Pod ręką: Broń, pies, zegarek kieszonkowy, sakwa z pieniędzmi Broń: Jatagan, sztylety, kastet Nagrody: Tęczowa Różdżka, Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zdrowy na ciele, obolały na umyśle
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 75
Wysłany: 6 Kwiecień 2019, 22:23
Odpowiedział jej uśmiechem. Sam miał swoje za uszami, ale takiego zachowania wobec kobiety nigdy nie byłby w stanie zaakceptować, bądź zignorować. Nie rozumiał, dlaczego pomioty męskie zainteresowane daną kobietą, zamiast podejść i zagaić rozmową, uciekają się do tak brudnych sztuczek. Śmiechu warte.
Z drugiej strony, Seamir wydawała mu się kobietą, która doskonale wie jak zadbać o swoje interesy. Równie dobrze mógł nie reagować, pozwolić jej zająć się tym osobiście. Kocur słusznie ustąpił, nie wszczął żadnej burdy, przeklinając odszedł. Sprawił to widok broni, może sama osoba marionetkarza? Nie miał jakoś specjalnie ochoty się w to zagłębiać. Widział doskonale, jak zaiskrzyło jej w oczach, gdy powiedział że przyjmuje to zlecenie. Czy będzie tego żałował? Być może, nie mógł tego wykluczyć, byłby wtedy głupcem. Mimo wszystko chciał zobaczyć ten wrak który opisała. Był ciekawy, a jakże. Ciekawy co zastanie rzeczywiście na miejscu, kogo dziełem jest owa marionetka, jak bardzo faktycznie jest zniszczona, czy będzie w stanie jej pomóc?
Sposób podróżowania niespecjalnie go zadziwił, często podróżował, nie raz poprzez teleportację czy inne dziwa.
Rośliny które rozświetlały im drogę, faktycznie były interesujące. Nie znał się na zielarstwie czy alchemii, ale potrafił docenić przydatne pomioty. Przytaknął więc na słowa Seamir i chwycił latarnię. Z niemała ciekawością, przyglądał się jak kobieta tworzy coś w formie tęczowego portalu. Wyglądało to jak benzyna w kałuży. Feeria barwa biła po oczach.
Mając na uwadze ostrzeżenia jakie otrzymał, pochylił się lekko i by przypadkiem nie zaliczyć gleby, użył eterycznego wzmocnienia. Nie miał co prawda teraz się bić, ale podczas używania tej mocy, świecił się jak niebieska latarnia.
Chwycił porządnie jej dłoń, coś czuł że źle by mogło się to skończyć, gdyby ją przypadkowo puścił w trakcie przemieszczania się.
Pierwsze co zarejestrował, po przejściu, był odór wilgoci i stęchlizny. Nim cokolwiek dostrzegł, usłyszał szelest liści pod stopami, miękkość ziemi. Dzięki jego mocy, w jaskini było naprawdę jasno. Nie miał więc problemów z poruszaniem się, jeśli nie licząc tego, że musiał się schylać bo strop był dość nisko.
Zauważył marionetkę niemal od razu. Nim przyjrzał się mu szczegółowo, rejestrował wszystko co istotne. Stworzony był z drewna, sądząc po gładkiej strukturze, użyto specjalnej mieszanki żywić i impregnatu. Dobra robota. Ubrania były szykowne, szyte srebrną nicią, użyto dość drogich materiałów. Klęknął tuż obok niego. Gruba warstwa kurzu, ubrania w stanie żałosnym, zmatowiałe dość jasne włosy, wielka dziura pośrodku korpusu, z której wystawał kawałek ostrej skały. Przed jego oczami malował się obraz żałosny i niezwykle przykry.
Ktoś stworzył tę istotę, a następnie porzucił na pastwę losu. Jak do tego doszło? Można było tylko spekulować. Miał w sercu zostawiony klucz, dlaczego jego twórca tak postąpił? Niepoważnym było, zostawianie klucza marionetce, która gaśnie. Akt łaski bądź miłosierdzia? Czy może okrucieństwa?
Westchnął, nadal nie dotykając marionetki. Skierował swoją jarzącą się niebieskim światłem dłoń, nad dziurę w korpusie marionetki.
- Musimy go podnieść, inaczej nie będę w stanie ocenić do jak poważnych uszkodzeń doszło.- Wprawdzie mógł na oko, stwierdzić że mechanizm na pewno będzie zmiażdżony. Jednak jeśli im się poszczęści, być może niewiele będzie do naprawiania. Położył obok marionetki swój płaszcz.
Gdy tylko Seamir klęknęła po drugiej stronie marionetki, pokazał jej jak chwycić, by tryby wewnątrz marionetki, przypadkiem nie zostały uszkodzone jeszcze bardziej.
- Na trzy. Jak go uniesiemy, kładziemy na płaszcz.- jeśli korozja trybów była w zaawansowanym stadium, każdy kontakt z twardym podłożem, może obrócić je w pył. A o ile zreperowanie starego mechanizmu zwykle nie należał do bardzo ciężkich, tak odtworzenie mechanizmu którego się na oczy nie widziało, jest cholernie trudny.
Gdy tylko powiedział trzy, podnieśli marionetkę z niemałym trudem. Musiał leżeć w ten sposób już naprawdę długo.
Jak tylko marionetka chłopca wylądowała na płaszczu, Marwick pochylił się nad ciałem chłopaka, by przyjrzeć się mu z bliska. Dla własnego bezpieczeństwa, wyciągnął mu klucz z piersi i obejrzał go bardzo dokładnie. Grawer na nim, zdobienia jak i wykonanie, przypominały mu coś, co już znał. Dzwoniło mu, ale nie wiedział w którym kościele.
Ponownie skierował dłoń nad dziurę w trzewiach młodzieńca. Stalowy mechanizm zdążył lekko zardzewieć, ale o dziwo nie do tego stopnia jakiego się obawiał, WD-40 powinno załatwić sprawę w tym wypadku.
Bardziej przeraziły go uszkodzone mechanizmy. Kilka trybów było w takim stanie, że aż gwizdnął. Kilka było do naprawy, ale kilka trzeba będzie stworzyć od nowa.
- Wstępnie mogę Ci powiedzieć, że nie ma wielkiej tragedii. Mamy rdze, ale w znośnym stopniu, kilka trybów jest całkowicie i nieodwracalnie uszkodzonych, więc będę musiał stworzyć je od nowa, ale reszta jest w stanie przyzwoitym. Biorąc pod uwagę umiejscowienie uszkodzeń, warunków w jakich przebywał, mogło być gorzej. Nie jest to coś z czym sobie nie poradzę.- posłał jej delikatny, pokrzepiający uśmiech. Przyglądał się bliżej całemu mechanizmowi i dostrzegł grawer z klucza. Tryby były bogato zdobione.
W końcu zadzwoniło. Skojarzył materiały, rodzaj mechanizmu jak i dbałość o detale…
- Mathis Kowidier.- szepnął bardziej do siebie niż do Seamir. Nie mógł pomylić tej pracy z niczyją inną. Kowidier miał swoich zwolenników, jak i przeciwników. Nie można się był dziwić, był geniuszem który sięgał po środki, które nie każdy popierał. Był znany ze swojego pociągu do eksperymentów, był znany ze swojego egoizmu i okrucieństwa.
Gdy został zamordowany, odszedł w niepamięć. Książki które wydał nadal można znaleźć w nielicznych bibliotekach.
Kim jest, by próbować naprawić dzieło mistrza? Potarł czoło, zgrzytając zębami.
- Nie będę w stanie naprawić go tutaj. Potrzebowałbym go przenieść do siebie. Nie mam przy sobie odpowiednich narzędzi. Ten chłopiec jest dziełem wielkiego marionetkarza. Muszę się więc przyłożyć.- tym razem się nie uśmiechnął, z błyskiem w oczach podziwiał mechanizm marionetki, delikatnie przesuwając palcami po wybranych elementach.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!