Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Przy wchodzeniu do klubu Wredotek kulił się na ramieniu swojego Pana, po przejściu do dużej sali zrobił się bardziej pewny siebie - rozglądał się na boki i poruszał nosem, wywąchując zapachy zgromadzonych istot. Dopiero jednak gdy Bane usiadł, stworek rozluźnił się i położył na ramieniu tak, że przednie łapki zwisały z przodu. Ogon owinął wokół szyi Białowłosego.
Bane prawie od razu wypił całą zawartość zamówionej butelki. Nie chciał upijać się na smutno, po raz kolejny łudził się że jednak alkohol na niego zadziała. Minę miał nietęgą, krzywił się sam do siebie i do swoich myśli. Jak mógł być tak głupi... Jednak z drugiej strony czy gdyby tak nie postąpił, gdyby nie poszedł do Rosie to czy ta historia skończyłaby się inaczej? Nie. Ofiarą stałaby się Tulka. Skrzywdziłby ją, wyładował agresję...
Po klubie kręciło się kilka osób ale medyk nie zwracał na nikogo większej uwagi. Panienki jeszcze kilka razy próbowały podejść ale Wredotek odstraszaodstraszał je sykiem - najwidoczniej dbał by jego Pan nie musiał się powtarzać.
Bane dobrze czuł się w swoim “nowym” stroju. Nie wyróżniał się aż tak, sądził że wszyscy będą na niego krzywo patrzeć a tu niespodzianka. Bywalcy byli ubrani podobnie, również nosili mocne kolory. Cyrkowiec zauważył nawet jednego Kapelusznika we fluorescencyjnym fraku... Co prawda facet szybko wyszedł po tym jak otrzymał od barmana jakąś paczkę... Ale jeśli chciał pozostać niezauważonym to mu mocno nie wyszło.
Nie zauważył drugiego Kapelusznika który wszedł do sali. Zajął się piciem, jedną ręką podrapał też swojego podopiecznego pod szyją na co Niechniurka zamruczała cicho.
Podniósł oczy dopiero gdy ktoś się do niego odezwał. Zielone źrenice błysnęły w mroku gdy Bane taksował wzrokiem mężczyznę który go zaczepił.
- Gopnik? - niepotrzebnie pytał, Kapelusznik był charakterystyczny, ciężko było go z kimś pomylić. Bane wskazał ręką miejsce, zapraszając by tamten usiadł. Może przy tym wesołym jegomościu zapomni o problemach.
Wredotek wyciągnął nos w stronę Gopnika i zaczął nim śmiesznie poruszać, wychwytując zapach. Po chwili wycofał się jednak i wrócił do czuwania na ramieniu.
Białowłosy wyciągnął dłoń w rękawiczce i uścisnął prawicę Kapelusznika. Posłał mu nieco wymuszony uśmiech.
- Spotykamy się w takiej lokacji i w takich okolicznościach, że chyba pytanie o wątrobę byłoby nie na miejscu... - stwierdził, siląc się na dowcip - Dlatego tylko zapytam o samopoczucie. Jak tam? - celowo uczepił się Gopnika by nie gadać o sobie samym, miał dosyć bycia w centrum uwagi.
Ruchem ręki zawołał kelnerkę i poprosił o dodatkową szklankę i kolejną butelkę. Chyba nie będą siedzieli o suchym pysku, prawda?
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 25 Lipiec 2017, 22:05
- No pewnie, że ja, a widziałeś jeszcze tutaj jakiegoś ruskiego kapeluta? He he! - rzekł w odpowiedzi, a zaraźliwy entuzjazm i humor tym razem go nie opuszczał. Znów był w pełni sobą. Usiadł, całkowicie normalnie, gdyż krzesło wyglądało na porządniejsze. Cóż za spotkanie... W sumie i tak szedł do doktorka, ale nie spodziewał się, że spotka go tutaj.
- Bratan, co za niespodzianka! Właściwie zmierzałem w stronę kliniki, a tu takie spotkanie... - zaśmiał się, po czym zdjął z głowy kapelusz i bawił się nim w dłoniach. Nie spoglądał jeszcze na twarz Bane'a, a w mroku niezbyt wiele zobaczył. Wsadził rękę do nakrycia głowy i kręcił nim sobie na dłoni. Niby mieściło się w nim nieskończenie wiele rzeczy, a i tak miał dno, a na dodatek nawet nie takie głębokie.
- No w sumie, powiem ci że teraz nic jej chyba nie dolega, a co do samopoczucia. Jest w porządku. Co prawda boli mnie ramię, bo zostałem pogryziony, ale tak to jest świetnie, ha ha. - zaśmiał się i założył kapelusz, zakrywając początkowo nim oczy w tajemniczym geście. Po chwili jednak odrzucił głowę do tyłu i spojrzał na towarzysza. Dopiero teraz zobaczył, w jakim stanie jest Bane. I że ma na rękach jakieś żyjątko, które właśnie skrywało się w ramionach Cyrkowca.
- Stary... Co to za zwierzątko? Śmiesznie węszyło w powietrzu. A co ważniejsze... Co to za szrama, kto ci to zrobił? Nie mógłbyś sobie tego wyleczyć? Prawie cię dziabnęło w oko. - spytał nieco niepewnym głosem, acz z wyraźnym zainteresowaniem. Ktoś doktorka nieźle pocharatał. Ciekawe za co i co. A może to był wypadek, lub jakieś nieporozumienie. Przecież Gopnik też tu przyszedł ranny. Przez Luci. Ah, cóż to była za noc. Rozbita Łada Mazda, furia Lucka i kąpiel z Luci. Było fajnie. Ruska jednak bardzo ciekawiło, kto zrobił kuku Doktorkowi.
- Bestyjka musiała mieć długie i ostre pazury. Czy to był jakiś potwór? Harpia? Dzikie zwierzę? Powiedz, proszę, kto cię tak urządził. - dopytywał zaciekle, już o wiele pewniej.
Z drugiej strony, skoro już złapał chirurga, to może ten zreperuje mu obolały bark. Byłoby to bardzo wygodne. Nadal dawał czasami sobie we znaki, co Rusek próbował skrzętnie ukrywać, jednakże czasami na jego ustach pojawiał się zauważalny, delikatny grymas bólu. Dodatkowo chyba miał sińca na biodrze, bo dotykanie się po boku sprawiało mu drobny ból, ale to akurat drobiazg. Najważniejsze, że miał okazję nie tylko poznać swoją idolkę, ale też ją "doglębnie poznać". Ciągle jednak miał w głowie dziwną wizję. Tak, jakby pod koniec igraszek widział przed sobą Lucka zmienionego z Luci. Dziwne, przecież on był wtedy chyba z Gawainem. Pewnie Kapelutowi się przywidziało.
Obecność wesołego Kapelusznika właściwie polepszyła mu humor. A jeszcze gdy tamten zaczął mówić tym swoim beztroskim głosem, Bane spojrzał na niego zupełnie inaczej. Oparł się wygodniej i uniósł nieco wyżej swój nos, przez co wyglądał na pewniejszego siebie. Uśmiechnął się też lekko chcąc pokazać zainteresowanie.
- Zmierzałeś w stronę Kliniki? - wszedł mu w słowo - A w jakim celu? Wątpię, byś chciał mnie zwyczajnie odwiedzić, co prawda zapraszałem, ale z doświadczenia wiem, że lekarzy się unika, jeśli jest to możliwe. - wyszczerzył zęby - Dlaczego więc? Coś ci dolega, przyjacielu? - w głosie nawet pobrzmiewała troska. Białowłosy polubił tego poczciwego Kapeluta. Nie chciał, by rusek czuł się źle... w końcu obowiązkiem lekarza jest przede wszystkim pomagać.
Odpowiedź otrzymał niemal od razu. Uniósł brew i przesunął się w stronę mężczyzny. Uśmiech na chwilę zniknął z twarzy a pojawił się zimny profesjonalizm. Zbliżył się do Gopnika i bez ostrzeżenia odchylił kołnierz.
- Pokaż no. - powiedział krótko - Tylko nie zgrywaj cnotliwego i nie próbuj się zakrywać. - dodał i pewnym ruchem zaczął rozpinać kilka guzików jego odzienia by lepiej odkryć zranione miejsce. Wredotek w tym czasie zeskoczył z ramion Bane'a i na chwilę usiadł na jego kolanach, dzięki czemu nie przeszkadzał aż tak. Medyk przyjrzał się dokładnie ranie i skrzywił się, ewidentnie coś go ugryzło w bark. Coś, albo ktoś.
Cyrkowiec zupełnie nie przejmował się protestami ruska, jeśli jakieś były. Sprawdzał miejsce o którym wspomniał Gopnik i ani myślał odpuścić. Marszczył brwi przy oględzinach, przez co trzy podłużne szramy na oku marszczyły się specyficznie.
Bane zauważył też ślad na szyi. Puścił Kapelusznika i odsunął się, uśmiechając się przy tym drapieżnie.
- Powiedz mi, jak to jest? - zaczął - Spotykam cię drugi raz. I już drugi raz masz obrażenia jakbyś przespał się z Diabłem. - zaśmiał się i wskazał na bark - Zaskoczysz mnie, jeśli zaprzeczysz, że te rany nie są związane z 'zabawą'.
Gdy rusek zapytał o Niechniurkę, Bane spojrzał na stworzonko na chwilę, po czym przeniósł wzrok na rozmówcę.
- To Wredotek. - powiedział i wzruszył ramionami - Hybryda, dostałem go od Dyrektora. - dodał - Nie jest groźny, jedynie wredny, stąd jego imię. - uśmiechnął się lekko i poczochrał zwierzątko po głowie na co maluch fuknął niezadowolony i przeniósł się znowu na ramiona swojego Pana - Nie mogłem nazwać go Bane Junior, bo to idiotycznie brzmi, dlatego nazwałem go tak a nie inaczej. Ponoć jesteśmy cholernie podobni charakterami...
Medyk ponownie rozsiadł się wygodniej na miejscu. Po jakimś czasie do stolika podeszła kelnerka, postawiła na stoliku szklankę dla Kapeluta. Białowłosy nie czekał długo, polał mu hojnie, zapełniając naczynie aż pod sam szczyt. Przysunął wódkę w jego stronę.
- Pij. - polecił - Potem cię wyleczę, do tego czasu nie umrzesz. - uśmiechnął się do niego szeroko - A jeśli jednak zejdziesz, to sprzedam cię na organy. - błysk w oku sprawił, że nie wiadomo było czy brać jego słowa na serio, czy nie.
Wychylił swoją szklankę i pchnął butelkę w stronę Gopnika, by tamten mu polał. Kapelusznik zaczął się dopytywać, nie odpuszczał... Bane postanowił więc zaspokoić jego ciekawość.
- To cudeńko... - zaczął i wskazał na oko - ... mam w nagrodę za skurwysyństwo. - stwierdził, ale nie wydawał się być skruszony. Więcej! Uśmiechał się lekko, tryumfalnie niemal. Czy był zadowolony z siebie? A może cała ta sytuacja z dzisiaj nie ruszyła go? Albo... był przeładowany i zwyczajnie nonszalanckim podejściem pozwalał odpocząć ciału dręczonemu wyrzutami sumienia?
Pod warunkiem, że w ogóle masz sumienie, wężu.
- Nie wyleczyłem, bo chcę by osoba która mi to zrobiła już do końca widziała, co mi zrobiła. - powiedział pewnym głosem - Ja ją skrzywdziłem tutaj. - wskazał na serce - A ona mnie tutaj. - wskazał na twarz - To pamiątka.
Na chwilę zamilkł i wpatrzył się w swoją szklankę. Ile może mu powiedzieć?
- Wyprzedzę pytanie: Tak, zrobiła mi to kobieta. - wyjaśnił - Nie tylko ty masz słabość do płci pięknej, mój przyjacielu. - zęby błysnęły w półmroku - Z tym, że ja mam cholernego pecha. No i ciężko mi wyhamować. - wzruszył ponownie ramionami - Już taki ze mnie... sukinsyn.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 27 Lipiec 2017, 14:28
- W jakim celu, pytasz? Interesy, chłopie, interesy. Swoją drogą prima sort interesy, chcesz spróbować? - mrugnął porozumiewawczo do lekarza. Chodziło mu oczywiście o spirytus, mógłby podać wersję rozcieńczoną, czemu nie. - A poza tym, ja nie jestem przesądny, ha ha! - zaśmiał się i poprawił swój zad na krześle.
Trochę niechętnie, ale pozwolił na oględziny rany. - Nie trzeba, teraz już się prawie zagoiło, tylko potem szwy będzie trzeba zdjąć. Drobnostka, ha ha. - znów na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Trochę jeszcze zarzekał się, że nie trzeba, nie ma z ukąszeniem problemu, jest dobrze, ale nie przeszkadzał doktorkowi. Niech robi to, co uważa za słuszne.
- Hmm... Jakby to powiedzieć... - znów wyszczerzył zęby, tym razem w rubaszny sposób, przy okazji chrząkając śmiechem. - Mam zarówno szczęście, jak i pecha do kobiet. Bo widzisz, mam pewną idolkę. Kobietę, z którą chciałem pofiglować, odkąd zobaczyłem poraz pierwszy film z jej udziałem... Zawsze mnie podniecała jej dzikość, jej pazurki, wiesz, to taki typ, który lubi przejmować kontrolę, przynajmniej na filmach. - podrapał sie po karku, ale na jego twarzy duma biła na kilometr. Jego pragnienie stało się rzeczywistością, a on sam, pomimo obrażeń, nie żałował ani odrobinę. - No i marzenia się spełniają. Byłem w Świecie Ludzi i spotkałem tam ją. Luci. Na żywo jeszcze bardziej drapieżna, he he. No... I nie wiem czemu, pod koniec tak mnie urządziła, ale warto było, ha! - zakończył opowieść, prężąc dumnie pierś do przodu.
Humor go nie opuszczał. Coś czuł, że z kim, jak z kim, ale z Banem będą dobrymi kumplami. Może nie przyjaciółmi, ale towarzyszami od szklanki na pewno. Rozmowa ledwie się zaczęła, a już był roześmiany i chętny do opowieści. Wysłuchał kilku słów o zwierzaku, który teraz znów zajął pozycję na ramieniu Szarolicego. Potem odpowiedział, wyciągając rękę ku Niechniurce:
- No, Bane Junior byłoby trochę... Kłopotliwe. Szczególnie, gdyby ktoś wołał po imieniu, a ty miałbyś zagadkę, o kogo chodzi. Wredotek, ty, ty mały. - ostatnie słowa skierował do gryzonia, próbując podrażnić palcem czubek nosa, na co zwierzątko w odpowiedzi ukąsiło Ruska w palec, nie jakoś bardzo mocno, jednak z taką siłą, by Gopnik boleśnie odczuł skutki igrania z Niechniurką. Ten na reakcję Wredotka syknął z bólem i szybko cofnął rękę.
Tymczasem do stołu podano alkohol. Słysząc polecenie Bane'a, Kapelusznik uśmiechnął się szeroko, wziął w dłoń szklankę i niemal zakrzyknął zadowolony:
- No, takie polecenia lekarza to ja rozumiem. Na zdarovie! - po czym przechylił zawartość w gardło. Normalnie by ograniczył picie, ale skoro Pan Doktor pozwala... To nie ma mu kto zabronić.
- Spokojnie, nie czuję się jakbym umierał, wręcz przeciwnie, więc wybacz, ale póki co nic nie sprzedasz. Zresztą, co ode mnie by się nadawało, takiego chlejusa jak ja, ha ha! - uwagę wziął za dobry dowcip, a śmiech Ruska nie opuszczał, ale tak się właśnie czuł w pasującym mu towarzystwie. Był głośny, nieco nieokrzesany i roześmiany. Polał, równie hojnie, co jego kompan jemu i sobie, po czym skupił się opowieści Cyrkowca o swoich ranach bitewnych. Oparł oba łokcie na blacie stolika i podparł brodę na dłoniach, wpatrując się w rany kompana.
- Oy, blin, to co ty żeś zrobił, cóż to za kobieta była? A może kobiety, ha ha! - parsknął głośno, po czym przechylił szklankę, niech idzie na zdrowie. - Powiem ci, że ty to swój chłop jesteś, jedna woda co ja! Powiem ci, jeżeli chodzi o baby, to ja też mam pecha ostatnio, trafiam na te najbardziej porąbane, jedna lubi tortury, druga gryzie, a szkoda gadać, ha ha! Czy to znaczy, żem ja też sukinsyn? Rozpustnik - to na pewno! - spytał przewrotnie, nie oczekując odpowiedzi i oparł się na siedzisku. A właśnie, co u mojej "kochanej" Rosie? - zapytał, akcentując słowo "kochanej" wyraźnym sarkazmem. Z drugiej strony szczerze był ciekaw, jak poszło jej leczenie. Nie wiedział jednak, że to pytanie może być albo początkiem kolejnej ciekawej rozmowy, lub punktem zapalnym.
- Pff! Jeszcze się pytasz? Dawaj no co tam fabryka dała! - zaśmiał się - Mnie nie trzeba do picia namawiać a i przy okazji sprawdzę, czy produkt się nadaje. - dodał z szerokim uśmiechem.
Gopnik nie protestował jakoś specjalnie chociaż widać było, że nie jest zadowolony z oględzin rany. Nie wydawała się być groźna, ktoś się już nim zajął. Co prawda szycie nie było tak perfekcyjne jak jego... ale co poradzić. Nie każdy nosił w Świecie Ludzi miano Złotej Igły.
- Nic ci nie będzie. - klepnął kompana w plecy przyjacielsko i odsunął się, dając mu więcej przestrzeni. Wsłuchał się w to co miał do powiedzenia, raz po raz się uśmiechając zachęcająco. Może Gopnik nie zauważył, ale uśmiechy Bane'a nie były tak zwyczajnie beztroskie jak Kapeluta. W spojrzeniu było coś drapieżnego, coś złowieszczego i mrocznego... Ale rusek nie miał się czego obawiać. Bane już dzisiaj i tak dał czadu.
- Czekaj... Luci, Luci... Ach, znam ją! Nie osobiście oczywiście, ale widziałem z nią kilka filmów. - podjął białowłosy - No, cholera, to ci się udało! Stuknąć taką sztukę... uuuch! - objął kumpla w przyjacielskim geście i ścisnął - Gratuluję i nawet zazdroszczę! Chociaż ja to wolę takie... uległe. Sam wiesz, sarnie oczka, grzeczniutkie cnotki które trzeba... uświadomić. - zęby błysnęły w drapieżnym uśmiechu. Czy powiedział coś złego? Ależ skąd! Wymienili się z Kapelusznikiem jedynie swoimi upodobaniami! Przynajmniej będą mieli pewność, że żaden nie będzie podbierał drugiemu dziewczyny.
Gdy Wredotek ugryzł Gopnika Bane zdjął go z ramion i usadził na siedzisku obok siebie.
- Ty gnojku. - powiedział i pogroził Niechniurce palcem - Ja ci dam! Toć to przyjaciel, bratan Gopnik! Nie wolno gryźć, nie wolno! - ochrzanił zwierzątko które następnie odwróciło się do niego zadkiem i zwinęło w kulkę, obrażone. Medyk zaśmiał się nieco nerwowo ale nie poświęcił maluchowi więcej uwagi. Jak złapał focha, to niech siedzi.
- Przepraszam za niego. - westchnął - Wciąż jest jeszcze trochę dziki. Grunt jednak, że nie jadowity jak jego pan. - Bane posłał ruskowi uśmiech.
Kapelusznik wydawał się być w świetnym humorze a że zarażał nim wszystkich dookoła, Bane również poczuł się lepiej. Może to spotkanie było darem od losu bo o wiele lepiej jest pić w doborowym towarzystwie, niż samemu na smutno.
Gdy Gopnik zaczął mówić jacy są do siebie podobni, brwi białowłosego powędrowały nieznacznie ku górze a uśmiech zmienił się w kpiarski. Faktycznie, może mieli ze sobą coś wspólnego - obaj lubili wódkę i panienki, ale czy byli tacy sami? Biedny Kapelut nie wiedział nawet jak bardzo się myli. On wydawał się być dobry, nieco rubaszny ale wielkoduszny a Bane był zadufanym w sobie narcyzem, myślał wyłącznie o sobie i własnej wygodzie. Korzystał z życia nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
- Dobrze ujęte, Rozpustnik! - zaśmiał się polewając kompanowi. Temat nagle zszedł na Rosie dlatego Bane skrzywił się nieznacznie i wypił zawartość swojej szklanki jednym haustem.
- Widzisz, bracie, to właśnie od niej zaczęły się wszystkie moje problemy. - westchnął i nachylił się ku niemu - Tylko japa na kłódkę, dobra? Nie mam w zwyczaju żalić się nikomu, ale ty wydajesz mi się być godny zaufania. - powiedział ciszej, nieco poważniej - Rosie ugryzła Tulkę, sam ją ratowałeś za co jestem wdzięczny. - skinął mu głową - Potem dostałeś wypis i ominęła cię szopka, może to i dobrze? - wzruszył ramionami - Postanowiłem Wampirzycę ukarać po swojemu, bo widzisz, dostałem awans i jestem Ordynatorem. Dyrektor van Vyvern zdecydował, że to ja mam prowadzić 'leczenie' Rosemary co, powiem szczerze, było mi bardzo na rękę. - oparł się wygodniej na swoim miejscu, zarzucając nonszalancko rękę na oparcie - Co więc uczyniłem? W skrócie: polazłem do izolatki gdzie ta jędza zrobiła mi dobrze, sprałem ją do nieprzytomności, potem grzecznie uleczyłem i koniec. Nic strasznego, prawda? - zaśmiał się nerwowo - I byłoby wszystko okej, gdyby o tym nie dowiedział się Dyrektor i Tulka, której obiecałem, że utrzymam kontrolę nad swoim popędem. - pokręcił głową.
Nie skłamał. Odrobinkę pozmieniał ostatnią część, bo przecież Gopnik nie musi od razu wiedzieć, że lisia dziewczyna i on są razem. Nikt nie musi o tym wiedzieć bo przecież... już nie są.
Bane patrzył na ruska zielonymi źrenicami, czekał na jakąkolwiek reakcję.
- Na koniec dałem Rosie wypis, dostałem naganę od Anomandera i... - wskazał na twarz i szramy na oku - ...i prezent od skrzywdzonej, okłamanej Lisicy.
Zamknął na chwilę oczy i zamilkł jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili jednak otworzył je, polał Gopnikowi i sobie po czym od razu opróżnił naczynie. Przy okazji zawołał Kelnerkę i poprosił br przyniosła coś jeszcze mocniejszego.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 7 Sierpień 2017, 21:15
Rusek tylko czekał, aż Zielonooki się zgodzi - choć to była tylko formalność. Od razu rozlał alkohol do szklanek, śmiejąc się w głos. Obaj kochali alkohol, choć Gopnik szczerze współczuł kompanowi braku możliwości schlania się jak wieprz konwencjonalną drogą. Dawanie w żyłę kojarzyło mu się z ćpaniem, a ćpanie z odpadającymi, gnijącymi kończynami. Krokodylek.
- Wiem, że nic, wszakże opatrywał mnie może nie jakiś wybitny lekarz, ale można powiedzieć, że całkiem niezły sanitariusz. Tylko skąd się on u licha tego nauczył... - zastanawiał się, dopiero teraz doznając zdziwienia, w jaki sposób, skąd Gawain Keer nauczył się tak dobrze zszywać rany. Może nie były idealne, by nie pozostawiały blizn, aczkolwiek udawały mu się wystarczająco solidnie, by pomóc ranie się zagoić, a ponadto by nie puściły same z siebie, bez torturowania ich wysiłkiem.
Uśmiech Bane'a był trochę... Dziki, złowrogi. Niczym oczy kota świecące w ciemności. Co prawda, nie miał pionowych, wąskich źrenic, ale ten kolor... To sprawiało, że uśmiech lekarza potrafił przyprawić o dreszcze. Kapelusznik jednak czuł się przy nim na tyle swobodnie, że nie czuł się ani trochę zagrożony, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie całkowicie rozluźnionego.
- Tak, tak, ta Luci, ha ha! - zaśmiał się, gdy kompan skomplementował zdobycz, choć tak po prawdzie to ona była drapieżnikiem, a Rusek ofiarą. - Prawda? Ona jest przepiękna! - wspomniał na jej boskie ciało, przez co jego lico było przyprawione o grymas podobny temu, gdy mały chłopiec utonie we własnych marzeniach. - Wiadomo, każdy ma swoje upodobania. Ja po prostu lubię żywe, a nie takie, które leżą jak kłody i nieważne ile byś się nad nią nasapał, to nie będzie ruchawa. To jest najgorszy typ! Chociaż tutaj, hm, może twoje metody "uświadamiania" by coś pomogły. - Michaił domyślał się co prawda, że chodzi tu o ostry seks, jednak nie sądził, że Doktorek lubił to, co Rosie.
Palec co prawda lekko bolał, ale nie było to nic poważnego. Ot, ugryzienie gryzonia. Zaśmiał sie jednak głośno, gdy słyszał reprymendę dla zwierzaka i wytłumaczenie.
- Może i nie jadowity, ale wredny na pewno. A pije alkohol? - zaśmiał się głośno, choć po prawdzie, nie zdziwiłby, gdyby Niechniurka też popijała.
Cieszył się, że zaraził pozytywną energią Bane'a. Picie na smutno jest fatalne. Dobrze się stało też, że pił z kimś znajomym. Co prawda lubił chlać z obcymi i poznawać nowych ludzi, aczkolwiek dziś nie miał ochoty na poznawanie sie. Przynajmniej na razie. A potem? Może coś mu odwali. Kto go tam wiedział. W końcu to Kapelusznik.
Zauważył ten dziwniejszy uśmiech, jednak tego nie skomentował. Oczywiście, wiedział, że on i Bane nie są tacy sami. To było bardziej niż pewne, jednakże uogólnił, bo w tych względach byli podobni. Oboje lubili wypić, lubili kobiety, lubili też się poznęcać, co jednak Rusek odkrył stosunkowo niedawno.
Zaskoczyła go reakcja na wspomnienie Różyczki. Czyżby ona zalazła też za skórę Doktorka? Miał dowiedzieć się o tym za chwilę.
Zapewnił, że nie buchnie pary z ust, po czym zamienił się w słuch. Co jak co, ale potrafił dotrzymać sekretu. Inna sprawa, że godzień zaufania nie byl ni czorta.
Poczuł się trochę dumny, gdy otrzymał pochwałę. Zaraz za chwilę jednak posmutniał, bo chciał być świadkiem inby. Tym bardziej, że zarys wydarzeń był bardzo ciekawy.
- No, chłopie, to żeś poleciał... Ale ty wiesz, że ta kara to dla niej jak nagroda? Toć ona to nimfomanka, dla niej dzień bez seksu, to jak rok, wystarczy chwila, by była wyposzczona, jak ja po roku. - zaśmiał się, po chwili dodając - ...Ale co skorzystałeś, to twoje. A przyznaj, brachu, ciałko to ona maaa... A i szalona jest, suka! - po czym przechylił szklankę do dna i polał kolejną dawkę wódki. - Tylko nagany szkoda. I tego lica. - skończył, po czym w jego głowie nagle zaczęły się łączyć wątki. Lisica, okłamana? Tulka, której obiecano trzymać kontrolę nad popędem? To by tłumaczyło okłamanie, ale czemu skrzywdzenie? Postanowił jednak zadać drażliwe pytanie.
- Nie wiem, czy mogę spytać... Czy ta lisica to Tulka? I jak, dlaczego ją zraniłeś, czym? No, ale jeżeli nie chcesz, nie mów.
Białowłosy zaśmiał się krótko i nachylił ku Kapelusznikowi. Mrugnął do niego okiem a na ustach wykwitł mu szelmowski uśmieszek.
- Wiesz, mój druhu, wiedza medyczna nie jest jakąś pradawną, zakazaną wiedzą. - powiedział drwiąco - Myślę, że ów sanitariusz zwyczajnie nauczył się jak opatrywać rany. Zrobił to co prawda najprościej jak się da... - odchylił się i oparł wygodnie, przyjmując pozę pewnego siebie dupka - Ale może nie będziesz miał wielkiej blizny. W razie czego zapraszam, naprawię co zostało spartaczone. - skinął mu głową, uśmiechając się jak kot z Cheshire.
Gadanie o kobietach było praktycznie stałym elementem męskich spotkań. Zawsze temat ostatecznie schodził na baby. Faceci lubili się chwalić swoimi podbojami, wymieniali się informacjami na temat wspólnych kochanek a czasem zwyczajnie dowcipkowali, racząc słuchacza anegdotkami.
Gopnik był pogodnym mężczyzną. Bane podejrzewał, że nawet gdyby świat walił mu się na głowę, Rusek stałby z kielichem w ręku i z szerokim uśmiechem wołałby "Na zdarowje!"
Można powiedzieć, że lubił tą pogodę ducha czarnowłosego. Nie znali się długo, a białowłosy już wiedział, że przy Gopniku da się wyluzować. Przestawały się liczyć problemy, nawet jeśli to właśnie o nich gadali.
Medyk westchnął na słowa Kapelusznika i zastanowił się nad odpowiedzią. Pilnował się, by za dużo nie powiedzieć. Nie wszyscy muszą od razu wiedzieć jak bardzo jest rąbnięty, prawda?
- Nie uświadamiam "kłód". - powiedział podnosząc szklankę do ust - Mam specyficzny gust, jeśli chodzi o dobór partnerek ale uwierz, zawsze gdy jakąś upoluję okazuje się być całkiem dobra w łóżku. - wyszczerzył zęby - Wiesz, niby niedoświadczona cnotka... a gdy znajduję się z taką sam na sam, okazuje się, że robi to lepiej niż niejedna gwiazda porno.
Machnął ręką na Wredotka, nie chciał zawracać nim sobie głowy. Skoro stworek się obraził, to niech siedzi grzecznie i cicho na dupsku.
- Nie wiem czy pije. Pewnie jakbyś mu dał, nie pogardziłby. - powiedział Bane a na jego twarzy pojawiło się znudzenie - W końcu gnojek jest podobno taki jak ja. - szturchnął zwierzaka ale tamten tylko fuknął i powrócił do drzemki - Ale nie dawaj mu. Sukinsyn nie zasłużył.
Wlał w siebie kolejną dawkę spirytusu i warknął, bo trunek był cholernie mocny. Palił w gardło jak należy. Szkoda tylko, że wraz z kolejnymi szklankami nie przychodziło słodkie upojenie. Bane w dalszym ciągu był trzeźwy jak świnia.
Gopnik wysłuchał uważnie opowieści a Bane obserwował, jak rzednie mu mina. Tylko dlaczego? Przecież nie jego dotyczyły te problemy. Mógł dalej beztrosko się uśmiechać, jego smutna mina nie zmieni już nic.
Teraz, gdy białowłosy opowiadał o wszystkich swoich niecnych czynach, czuł się całkiem wyprany z poczucia winy. Sumienie drzemało słodko, opowiadana historia była jakby... obca. Zupełnie jakby mówił o czynach kogoś innego. Albo opowiadał bajkę.
Żachnął się na komentarz Ruska.
- No, teraz już wiem. - powiedział - Ale, kurwa, powiedz mi. Nie skorzystałbyś jakby się przed tobą prężyła napalona niunia? - przetarł dłonią twarz po czym zaśmiał się, na słowa Kapelusznika o szaleństwie Rosie - Stary, ona jest popierdolona! Wiedziałem, że lubi na ostro ale jej nawet nie ruszało przyduszanie! - upił łyk - I pewnie gdybym jej nie puścił po tym jak straciła przytomność, to bym ją udusił na amen... Ale wyobraź sobie, że nawet jak leżała nieprzytomna to suka moczyła się jakby od dwudziestu lat nikt jej nie obracał. - Bane pokręcił głową, demonstrując niedowierzanie - No, chyba że to ja jestem taki zajebisty, że nawet ledwo żywe są na mnie napalone. - zaśmiał się, nie zdając sobie sprawy jak dwuznacznie zabrzmiały jego słowa - W każdym bądź razie, ciągnie nieźle.
Przysunął pustą szklankę w stronę Ruska i dłonią przywołał Kelnerkę. Skrzydlata piękność podeszła, kołysząc biodrami i stanęła nieopodal Kapelusznika, niby to przypadkiem muskając go puchatym skrzydłem.
Zanim złożył zamówienie, spojrzał na Gopnika jak na baśniowego stwora. Oczy miał szeroko otwarte, na twarzy malowało się zaskoczenie. Chwilę tak trwał po czym potrząsnął głową, rozrzucając na boki białą grzywę.
- A nie wyraziłem się jasno?- zapytał, ale nie było w tym ani krzty chamstwa - Tak, Lisica to Tulka.- kiwnął głową - Widzisz, ona wie, że lubię poruchać. Trochę się już znamy i przez te kilka lat Tulka musiała znosić moje... zapędy.- kłamał jak z nut, ale czy Gopnik musiał o wszystkim wiedzieć - W każdym bądź razie z racji, że jestem dla niej bliski bo zająłem się nią po przybyciu do Krainy Luster, poprosiła bym obiecał jej, że już nikogo nie wykorzystam. A przynajmniej nie gdy jestem w jej najbliższym otoczeniu. - westchnął - Obiecałem więc. No i złamałem obietnicę. I to ją zraniło. Nie pytaj o więcej, to kobieta. Ich nie sposób zrozumieć. - zaśmiał się po czym zwrócił swe oczy ku Kelnerce - A propos kobiet... - wyciągnął dłoń w rękawiczce i złapał ślicznotkę za nadgarstek. Pociągnął ją ku sobie tak, że tamta chichocząc upadła na jego kolana, zajmując na nich miejsce okrakiem. Ręce zarzuciła mu na ramiona, udając, że w ten sposób chce się jedynie uchronić przed upadkiem. Notesik który niosła wypadł jej pod stolik.
- Może byśmy trochę zabalowali? - zapytał Bane uśmiechając się niczym Diabeł - Co nam szkodzi. Ty jesteś czysty, możesz robić co chcesz. A ja? Cóż. Nie jestem w pracy, też mogę robić co chcę.
Kobieta odsunęła się by białowłosy mógł swobodnie przyglądać się twarzy Gopnika. Usadowiła się trochę po boku, ale nie schodziła z kolan Medyka. Mało tego, nie zważając na innych, sięgnęła dyskretnie dłonią ku jego spodniom i położyła ją w miejscu rozporka.
- To jak? Pijemy sami czy zaprosimy kilka miłych pań, by nam potowarzyszyły? - Bane zniknął za parawanem ze skrzydeł Kelnerki, widać było jedynie jego głowę. Miało to swoje plusy, bo dzięki temu kobieta mogła dyskretnie rozpiąć ubranie mężczyzny na piersi i gładzić go po klatce piersiowej, okazując tym samym zainteresowanie. Jej kręcone włosy w kolorze turkusu falowały nieznacznie, jakby wprawiał je w ruch jakiś niewidzialny wiatr.
W międzyczasie zachęcone wyczynami koleżanki dwie skrzydlate podeszły do Kapelusznika. Jedna miała długie, czarne jak noc włosy a druga białe, również sięgające do pośladków opiętych jedynie ciasnymi spodenkami. Wyglądały identycznie, były bliźniaczkami.
Bane patrzył na kumpla, czekając na jego reakcję. Miał dosyć dzisiejszego dnia... ale czy dzień musiał skończyć się źle? Nie miał na sobie Blaszki, z resztą Tulka swoją wyrzuciła. Co go więc hamowało...?
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 11 Sierpień 2017, 22:30
- Może i to pradawna, zakazana sztuka nie jest, aczkolwiek, ja to bym co najwyżej odkaził ranę spirytem, ha ha. To mi wychodzi najlepiej. Ale wódeczka jest dobra na wszystko. I na rany cielesne, i te na duszy. No, to hopla! - zaśmiał się i przechylił szklankę. Miał ochotę się mocno podpić z kompanem. Słowa o bliźnie nie wzruszyły wcale Michaiła. Ot, co to dla niego. Jak na standardy lustrzane i tak był młody, a szramy podobno dodają szlachetności, toteż mogło mu to tylko wyjść na plus.
Optymizm Ruska wręcz wylewał się potokami z jego kapelusza. Gdziekolwiek by nie był, zarażał kompanów optymizmem. Nawet Gawain Keer, zwykle niezbyt przepadający za rasą Gopnika, pałał do niego sympatią, choć nieco na swój sposób specyficzną. Ot - równocześnie pozwalał swojemu językowi na większą swobodę oraz denerwował się na swawolną naturę Skadowskiego. No i te zaszłości z Yako, o których poczciwy Kapelut nie miał pojęcia. Atmosfera była bardzo swobodna, nawet pomimo faktu nieco niekorzystnych okoliczności spotkania. Gopnik, gdyby nie był w klubie, pewnie trzymałby już w ręku samą butelkę, popijał z gwinta i kucał w swojej sygnaturowej pozie.
- A powiedz mi, dobrodzieju, jak dajesz radę upolować właśnie te płoche łanie, które potem w łóżku okazują się niewyżytymi niewiastami? Jak rozpoznajesz właśnie te dziewice, które chciałyby, ale boją się. Które potrzebują iskry, niczym słoma, by zapłonąć energicznym ogniem? Daj mi parę swoich rad, gdyż ja po prostu lecę na fali i jakoś to wychodzi, ha ha! - zaśmiał się, jak zwykle, w głos. Słysząc o Wredotku dodał, grożąc palcem zwierzakowi. - Nu, nu, nu. Dlja was net alkogolja. - po czym znów zarechotał.
Sam spirytus był na prawdę zacny. Standardowe 95% sklepowe trunki się do niego nie umywały. Ten miał prawdopodobnie około 970 promili. Ot, mocniejsza odmiana, zostawiona w atmosferze pochłaniała wilgoć z powietrza. Czystszy etanol, który Gopnik miał okazję spróbować jedynie dzięki znajomościom.
- Pewnie, że bym skorzystał. Ba, sam skorzystałem. Zresztą sam dobrze wiesz, sam mnie leczyłeś z blizn. Rosemary zresztą też. Ale ona to jest niewyżyta... Ahhh, ile bym dał za jeszcze jedną nockę z nią, w łóżku miała to coś. Mogłaby nawet i dominować. A pojebana też jest, racja. Mogłeś ją i zabić, skończyłoby się, jeden pasożyt mniej. - stwierdził w wesołym tonie, niepasującym wręcz do powagi sytuacji. - No, moczy się. Bo to jebana masochistko-sadystka. Tak samo jak być dręczona, lubi dręczyć, mówię ci. - wymieniał się spostrzeżeniami z doktorkiem. - Mi nie ciągnęła, ale jej brzoskwinka też ciasna, zasysa świetnie. - zaśmiał się na głos, wymieniając poglądy o seksualności Różyczki.
Słuchał opowieści o Tulce. Nie wiedział co prawda, że jest to tylko półprawda, ale, jako, że sam lubił kłamać, coś mu podpowiadało, by nie wierzyć naiwnie lekarzowi. Coś mu nie pasowało. Może dlatego, że widział, jak Lisiczka zachowywała się. Nie było to co prawda na pierwszy rzut oka wyraźne, ale można było dostrzeć, że w relacjach pielęgniarki z Doktorkiem było coś więcej, niż koleżeństwo wynikające z miejsca zatrudnienia. Nie skomentował jednak tego werbalnie, a jedynie kiwnął głową. Natomiast na gest Bane'a uśmiechnął się szeroko, wiedząc, co się święci. Sam też skinął gestem na ślicznotkę stojącą nieopodal. Gdy ta podeszła, obiął ją, łapiąc ręką za biordo. Wiedział doskonale, o co chodzi Bladolicemu. On chciał tego samego.
- No, chłopie, czytasz mi w myślach. Myśmy wolni, lecim w tango! - odrzekł z szelmskim uśmiechem, gładząc dziewkę po jej kształtach i wpatrując się w inne kształty. - Sami to taka trochę gejoza. Urocze damy z pewnością nam umilą towarzystwo! - odparł, uśmiechając się szeroko, a w jego szczerzeniu się była wyraźnie widoczna żądza. Żądza kobiecego ciała. Jego "koleżanka" tymczasem usiadła na jego kolanach, łapiąc rękami za szyję Kapeluta i wyraźnie się do niego klejąc. Kto wie, czy tylko grała taką, czy rzeczywiście była chętna na jakieś wspólne zabawy. Jedno jest pewne, swoim wyglądem i zachowaniem pobudziła by każdego hetero- i biseksualnego mężczyznę. Zaraz do niej dołączyła koleżanka, która wyraźnie zainspirowana poczynianami koleżanki, usiadła na drugim kolanie Ruska. - Nu, dziewuszki, mnie starczy dla was obu, ha ha ha! - zaśmiał się, wyraźnie ucieszony z towarzystwa. - Czewo blać... Wy jesteście identyczne... Prikrastne... - skomentował urodę towarzyszek, a jego serce poczęło mocniej bić... Bynajmniej nie z powodu emocji, a raczej potrzeb zaopatrzenia w krew "innych organów".
Kapelusznik dobrze gadał. Faktycznie wódka była najlepszym lekarstwem czy to na rany cielesne, czy ten na duszy. Nawet nie trzeba było mieć dobrego humoru by zacząć pić, bo alkohol go przecież poprawiał.
Bane zaśmiał się w wlał w siebie ognisty płyn. Spirytus był mocny jak cholera ale tym bardziej smakował Medykowi. Nie mógł się upić ale przynajmniej pozostało mu delektowanie się smakiem.
- Mocna jak skurwysyn. – powiedział i charakterystycznie warknął po wypiciu zawartości swojego naczynia. Odstawił szklankę z uśmiechem na ustach i pokazał towarzyszowi dłonią, że on chwilowo przerywa picie. Nie chciał wlewać w siebie tyle płynu, bo jego nadmiar oznaczał bieganie do kibla. A Bane nie chciał opuszczać miejsca nawet na sekundę. Rozmowa z roześmianym Ruskiem podobała mu się na tyle, że chciał korzystać z wolnego czasu.
Mężczyzna pochylił się ku Kapelusznikowi i uśmiechnął się lubieżnie. Oblizał sugestywnie usta i zawiesił wzrok na twarzy Gopnika.
- Chcesz bym podzielił się wiedzą o kobietach? – zapytał po czym odchylił głowę w tył i wybuchnął śmiechem. Po chwili oparł się wygodnie na siedzisku, zarzucił jedną nogę na drugą a ręce skrzyżował na piersi. Patrzył przez chwilę na kompana z tym swoim tajemniczym, dwuznacznym uśmieszkiem po czym uniósł dłoń i przeczesał smukłymi palcami białe włosy.
- Słowem-klucz jest tutaj właśnie „polowanie”. – wyszczerzył zęby – Drapieżnik obserwuje ofiarę a dopiero później atakuje. Przez lata nauczyłem się widzieć więcej. Zwracam uwagę na gesty które normalny człowiek zwyczajnie ignoruje. – zaczął – Jak rozpoznaję te cnotliwe? To proste. W towarzystwie to te, które na przykład zakrywają usta gdy się śmieją. To te które rumienią się na każde słowo mężczyzny. Te które unikają kontaktu wzrokowego… Poprawiają zbyt krótkie spódniczki, mało mówią i chichoczą nerwowo.
W oczach Medyka znowu pojawił się błysk jak u drapieżnika, szykującego się do skoku. Zęby lśniły w szerokim uśmiechu. Bane akurat lubił się chwalić swoimi podbojami. Mógł gadać o sobie godzinami.
- Grunt to pewność siebie. – wzruszył ramionami jakby mówił o czymś oczywistym – Akurat ja mam to szczęście, że jestem zajebiście przystojny. – zadarł nos w górę – No i umiem zaczarować kobiety. A takie cnotki wbrew pozorom łatwo złapać nawet na zwykłą gadkę, podszytą erotyzmem. Zabierasz ją na bok, przypierasz do ściany i pochylasz się ku niej. Szepczesz niskim głosem słodkie słówka… Najważniejsze by jeszcze na tym etapie trzymać ręce przy sobie a uwodzić samym głosem. – zrobił pauzę i poprawił się na siedzisku, bo jakoś tak los chciał, że z każdym kolejnym fragmentem robiło mu się niewygodnie w spodniach. Wyobraźnię to miał dobrą, dochodziła też kwestia, że zwyczajnie był niewyżyty. Cholerny erotoman.
- To jest swoisty test. Jeśli dziewczyna rozpływa się pod tobą ale nadal próbuje ukrywać się pod rumieńcem czy nerwowym chichotem, to już wiesz, że masz do czynienia z szarą myszką. – zaśmiał się krótko, śmiesznie było dzielić się wiedzą z kimś kto dał radę Rosemary.
- A potem to już zależy od miejsca w którym się znajdujecie. Zaciągasz ją w odosobnione miejsce… Obsypujesz pocałunkami, zdejmujesz ubranie… Na początku powoli. – głos białowłosego zmienił się w bardziej zmysłowy a zielone źrenice rozszerzyły się nieznacznie – Gdy już wybadasz grunt w tym drugim teście… Przechodzisz do dania głównego. – Bane uciął i zmarszczył brwi, ale uśmiech nie schodził mu z ust – Kurwa. Jak tak teraz ci o tym mówię, to wzięła mnie chcica. – zaśmiał się z siebie samego i ponownie poprawił się – No, w każdym bądź razie ja na przykład lubię jeszcze jak trochę protestują. Jak proszą tymi swoimi słodkimi głosikami: „Nie, to niestosowne. Proszę… mnie zostawić.” – ostatni fragment powiedział wyższym głosikiem, naśladując kobiety – I z jednej strony odpychają, proszą by je zostawić a z drugiej drżą i płyną pod twoim dotykiem…
Nerwowym ruchem sięgnął po butelkę i nalał sobie pełną szklankę po czym jednym haustem wypił zawartość.
- Mówię ci, stary. – skwitował – Jak następnym razem będziesz miał jakąś na oku, poświęć chwilkę na obserwację. Skup się na jej mowie ciała a zobaczysz, co laski potrafią przekazywać tak zwanym sygnałem podprogowym. Ja tak robię i wychodzę na tym świetnie. – zachichotał i nalał sobie znowu, przystawił naczynie do ust – Nawet Julia mi w końcu uległa. – gdy wypowiedział ostatnie zdanie, wlał płyn do gardła ale w trakcie przełykania zdał sobie sprawę z tego, jakim tekstem właśnie pierdolnął.
Rozkaszlał się bo wódka wpadła w tak zwane „niemieckie gardło”. Pozbycie się płynu było ciężkie więc Bane przez dłuższą chwilę kaszlał, mając nadzieję, że Gopnik na ostatnie zdacie Cyrkowca jakimś cudownym sposobem ogłuchł.
Kurwa. Jestem idiotą.
Dobrze się stało, że przypałętały się te Kelnereczki. Kobieta usiadła na kolanach Bane’a odwracając uwagę od rozmowy. Białowłosy co prawda obawiał się, że Kapelusznik będzie drążył temat… ale może nie czas i miejsce by o tym myśleć? Zwłaszcza, że ślicznotka o turkusowych włosach, mimo, że śmiało usadowiła się na Banie, wydawała się być onieśmielona. A przecież Medyk takie lubił najbardziej.
Jej skrzydła lśniły, migotały jakby wykonane były ze srebra. Były puchate i wielkie, dziewczyna wydawała się być krucha i niewielka przy ich majestacie. Miała na sobie króciutką, czarną spódniczkę i dobrany do tego top, sięgający materiałem ledwo poniżej piersi. Luźny materiał mimo wszystko opinał jej krągłości, ukazując spostrzegawczemu mężczyźnie, że Kelnerka jest bez stanika.
Zaśmiał się niskim głosem i objął partnerkę. Słowa Gopnika ucieszyły go. Kapelusznik wyglądał na zadowolonego, zajęły się nim aż dwie ślicznotki.
- Hmm… Tam, w innej części Klubu jest… zaciszne miejsce. – powiedziała jedna z bliźniaczek patrząc sugestywnie na Ruska.
- Chodźcie za nami, Panowie. – dodała druga i pociągnęła czarnowłosego za rękaw.
Bane wyszczerzył zęby w zadziornym uśmiechu i kiwnął głową swojemu kompanowi.
- No widzisz? – zwrócił uwagę – Nawet teraz mnie trafiła się cnotka, wbrew jej wyglądowi, zgadza się? – szczypnął swoją Kelnereczkę w udo. Ta pisnęła i oblała się rumieńcem. – Może jestem cholernym magnesem na te, które skrycie marzą o ostrym rżnięciu? – zaśmiał się i wstał. Dobrze, że w pomieszczeniu było ciemno, bo inaczej zdradziłby się jak wielką ma ochotę.
Bliźniaczki spojrzały to na Cyrkowca, to na Kapelusznika.
- Panowie wolą osobne pokoje czy może… jeden wspólny? – zapytała jedna uśmiechając się lubieżnie.
Medyk machnął ręką na znak, że jest mu to obojętne. Po chwili jednak chyba zmienił zdanie, bo odchylił głowę w tył, zadzierając nosa. Turkusowowłosa stanęła obok i przylgnęła do niego całym ciałem ale tak, jakby szukała w białowłosym obrońcy. Miała skulone nogi a jej twarz była zaczerwieniona. W istocie unikała też spojrzeń pozostałych pań.
- Jeśli się nie wstydzisz, Bratan… - zaczął Bane a zielone źrenice zalśniły, jak u Demona – To chętnie popatrzę na wasze igraszki… w trakcie moich zabaw. – uśmiech Bane’a już wcześniej się zmieniał. Już wcześniej był inny, mroczniejszy niż zazwyczaj. Ale teraz Cyrkowiec wyglądał niepokojąco. Oczy mu błyszczały, rozszerzone źrenice zakryły jadowitą zielenią prawie całe oczy a uśmiech, obleśny, lubieżny uśmiech odkrywał zamiary mężczyzny.
Na to czekałeś, co? Zboczony skurwielu. Kto wie, może nawet ta ślicznotka będzie się bardzo opierać. Może nawet ładnie ci pokrzyczy… Będzie błagać o litość, odpychać i wyrywać się a ty? Cóż, już raz zgwałciłeś. Co cię powstrzymuje by zrobić to raz jeszcze?
- Bądź co bądź... każdy facet przynajmniej w jakimś stopniu jest wzrokowcem, czyż nie?
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 12 Sierpień 2017, 23:25
Uśmiechnął się na pochwałę mocy trunku. Był to dla niego zaprawdę istotny dowód uznania. Na gest przerwy zgodził się, ze śmiechem. - No cóż, ty się przynajmniej nie schlejesz, za to ja... Mimo mocnej głowy kiedyś odpadnę. - dodatkowo domyślał się, czemu doktorek chciał się powstrzymać. Wszak może i procentów nie czuje, ale pęcherz na bank będzie mu dawał o sobie znać.
Gdy tylko usłyszał, że Bane uchyli mu rąbka tajemnej wiedzy rozpustnika, zaczął kiwać szybko głową, co zresztą wyglądało przekomicznie i spowodowało, że kapelusz spadł z głowy. Na szczęście złapał go w porę. Inaczej mógłby się z nim pożegnać na dość długi czas, gdyż przepaść pod nimi wydawała się dość głęboka.
Z zainteresowaniem słuchał porad, siedząc mocno pochylony do przodu i podparty na łokciach. Próbował wyłapać każde słowo, zrozumieć dogłębnie sposoby uwodzenia, jak znaleźć tę, ktora ulegnie, tę, która jest podatna. Zauważał też, że jego sposób bycia pomagał w podrywaniu panienek. Tak jak Bane mówił, nie był od razu chamski i bezpośredni, budował atmosferę, co zresztą owocowało, a co najlepsze, Gopnik robił to w pełni naturalnie. Każda lekcja ze szkoły uwodzenia jednak była przydatna. Kiedyś może to zaprocentować. Na przykład mały wykład o obserwacji drobnych gestów i podtekstów w mowie ciała. Bardzo pomocne!
- Tak, takie protesty mają w sobie dużo uroku... Jednak ja wolę o wiele bardziej bezpośrednie panny. Też może z pozoru nieśmiałe, jednak w głębi dzikie i lubieżne. A że ostatnio na takie trafiam, z tym że będące sobą nawet na co dzień... To inna sprawa, ha ha! - przerwał na chwilę w połowie wywodu Bladolicego, by potem znów pozwolić mu mówić. Tym razem jednak chwycił w dłoń szklaneczkę alkoholu. Póki co go nie pił, jednak powoli się do tego przymierzał, uważnie wsłuchany w słowa Bane'a. Gdy ten jednak wypowiedział ostatnie słowa opowieści, Kapelut, niestety pragnący właśnie w tym momencie zamoczyć usta w alkoholu, zakrztusił się. Gdy już odkaszlnął spiryt, zaczął się śmiać:
- Job twoju mać, Julia, ta Tulka, ona ci uległa. Suka blać! Wiedziałem, że między wami coś tam się działo, ha ha ha! Dlatego też ci tak ozdobiła lico, co nie? Za te wygibasy z Różyczką. Ha ha! - śmiał się w głos. Niektórzy mogli by uznać jego wypowiedź za drwinę, jednak ton, jakim się posługiwał, sugerował, że było to bardzo werbalne potwierdzenie domysłów poczciwego ruskiego Kapeluta, niż kpina. Ot, skwitował głośno, że wiedział, jak było!
Sytuacja była o tyle komiczna, że przez chwilę obaj kaszleli głośno z powodu zakrztuszenia się. Najwyraźniej Bane nie planował chwalić się tym podbojem, ale język zbyt dużo wyrzucił informacji z głowy i tak wyszło. Przez chwilę drugi z mężczyzn począł się zastanawiać, czy czasem spirytus lekko upił zielonookiego, jednak szybko odrzucił tę myśl, pamiętając słowa kompana o eksperymentach i jego naturze. Michaił już miał dopytywać się, jak do tego wszystkiego z Lisicą doszło, ale na szczęście nie zdążył. W porę jego uwagę przykuły skrzydlate kelnereczki. Bliźniaczki były o wiele śmielsze od koleżanki Bane'a. Gopnik nie czekał długo, ledwo minęła chwila, a już jego dłonie wędrowały po ciałach obu dziewczyn. Niby takie same, a jednak różne. Przynajmniej z wyglądu. Jak ying i yang. Czerń i biel. Dobro... i zło? Nie, tu akurat obie były warte grzechu. Białowłosa uczepiła się karku i zbliżyła twarz do Kapeluta, co ten skorzystał i począł całować anielicę po czyi. Druga z sióstr natomiast zaczęła gładzić przez koszulkę tors Skadowskiego, co było bardzo przyjemne. Zapowiadała się ciekawa gra wstępna
- Tobie cnotka, a mnie dwie, za to odważne, ha ha! - zaśmiał się. - Chyba obaj mamy jakiś dar do kobitek, nie ma to tamto.
Do Ruska należała decyzja, jaki typ pokoju wybrać. Nie zastanawiał się długo, wstydzić się nie miał czego. Co prawda nie była to ogromna dzida, jak u Lusiana, ale nie posiadał też malutkiego kikutka.
- Pewno, że się nie wstydzę. Pokój wspólny! - zakomenderował, po czym stał, uprzednio gestem ponaglając towarzyszki - Drogie panie, pora na przygodę, ha ha! - zagrzmiał wesoło, po czym jednocześnie klepnął siostry w pupy. Był tak zapatrzony w ich wdzięki, że nie zauważył lubieżnego wzroku lekarza, który mógł sugerować, że ten ma w planach bardzo zboczone rzeczy. Takie, o których Ruskowi się nawet nie śniło. Co do patrzenia - a co mu będzie zabraniał, zresztą zawsze to jakieś urozmaicenie.
- No, ja na pewno jestem. - zaśmiał się, prowadząc kobiety do pokoju i podziwiając ich wdzianka, kręcąc głową raz na lewo, raz na prawo.
Dwóch kaszlących w tym samym momencie mężczyzn musiało wyglądać dziwnie.
Bane po opanowaniu ataku kaszlu zrobił zakłopotaną minę i uciekł gdzieś wzrokiem. Jakim trzeba być idiotą by pierdzielnąć coś takiego osobie, która przecież Julię zna. Bez wątpienia Bane wyszedł teraz na niewyżytego seksualnie samca, czyhającego na biedne, nieśmiałe, nieletnie dziewczynki.
Spojrzał ukradkiem na twarz Kapelusznika chcąc wybadać, co tamten sobie pomyślał. jakże zaskoczyła go reakcja ruska, śmiech i jego słowa.
Białowłosy zaśmiał się, początkowo niepewnie by był speszony całą tą sytuacją. Po chwili jednak, widząc, że kumpel nie będzie mu prawił morałów, rozluźnił się i zaśmiał już weselej. Obecność pań, które postanowiły umilić im czas, sprzyjała relaksowi dlatego Medyk odrzucił myśli o problemach dnia codziennego.
Turkusowowłosa posyłała nieśmiałe uśmiechy, pozwalała się dotykać ale na śmielsze ruchy reagowała głośniejszym wciąganiem powietrza i rumieńcem. Bane lubił takie.
- Jakiś dar do kobitek? - powtórzył za Gopnikiem Cyrkowiec - Przecież to oczywiste. Jesteśmy cholernie przystojni i potrafimy sobą zaciekawić. Powiedz mi, widzisz gdzieś tutaj drugiego takiego świetnie zbudowanego Lekarza? Albo Gorzelnika, co jak Jezus potrafi wodę w wódkę zmienić? - mężczyzna wyszczerzył zęby.
Panienki słysząc o niesamowitej zdolności Ruska przylgnęły do niego jeszcze ochotniej.
Bane skinął głową gdy tamten zdecydował się na pokój wspólny. Dla białowłosego było to najlepsze rozwiązanie, bo wiedział, że sam dzisiaj nie zaliczy ani jednej ze słodkich pań. Musiał pamiętać, że jest kim jest i kontakt z jego płynami ustrojowymi jest dla osoby drugiej drażniący o ile nie śmiercionośny. Dobrze przynajmniej, że w kieszeni spodni ma awaryjne lateksowe rękawiczki, będzie mógł przynajmniej bezpiecznie podotykać.
Przepuścił Kapelusznika i jego Panie przodem, jego towarzyszka spuściła głowę i poprawiła spódniczkę po czym ruszyła za koleżankami. Nie szli daleko, tuż przed wejściem do pokoju Bane z diabelskim śmiechem przyparł skrzydlatą dziewczynę do ściany i przysunął do niej twarz, nie zważając czy Gopnik to widzi czy nie.
- Jedna zasada, Słodziutka. - powiedział i ścisnął jej pierś, ona jęknęła i spróbowała go odepchnąć ale był wyższy i silniejszy - Ja prowadzę. Nie rób niczego bez mojej zgody. - polizał bok jej szyi - Zapamiętaj to uczucie. Nie dla wszystkich jest przyjemne. - odsunął się i pozwolił jej przejść.
Kobieta początkowo nie rozumiała ostatnich słów ale po chwili złapała się na miejsce gdzie została polizana i skrzywiła się, czując pieczenie. Szeroko otwartymi oczami spojrzała na Medyka ale ten tylko wzruszył ramionami. Pojęła lekcję.
Pokój był obszerny. Na środku znajdowało się ogromne łoże, bez wątpienia do kilkuosobowych orgii. Przy jednej ze ścian ustawiono ładną sofę obitą welurem, wystarczająco dużą by pomieścić złączoną w miłosnych splotach parę. Druga ściana była cała w hakach na których wisiały przeróżne zabawki i pasy do podwieszania. Bane uśmiechnął się na ten widok, ale zdecydował, że dzisiaj da spokój swoim fantazjom. Ostatecznie nie chciał zrobić kobiecie krzywdy, prawda?
- Bierz łóżko, będzie wam wygodniej. - zakomenderował, wskazując Gopnikowi mebel - Ja... znajdę sobie miejsce. - przeniósł wygłodniały wzrok na swoją Kochankę która pod spojrzeniem zielonych źrenic pisnęła zlękniona i cofnęła się kilka kroków.
Jedna z Bliźniaczek widząc, że Medyk aż płonie z żądzy podeszła do niego i wsunęła mu w dłoń niewielką strzykawkę. Mężczyzna zerknął na zawartość i uśmiechnął się szyderczo. Tamta odpowiedziała tym samym.
Strzykawka zawierała silny narkotyk powodujący szybki, niezwykle efektowny odlot. Bane znał substancję, przecież już trochę czasu spędził w Krainie Luster. Co prawda nigdy sam nie próbował tego cholerstwa, ale zdarzało mu się przyjeżdżać do osób odurzonych. Osoby będące pod wpływem narkotyku zawsze były wyjątkowo... aktywne.
Nie czekając ani chwili dłużej rozpakował sterylną igłę zamontowaną na strzykawce i wbił ją sobie w drugą rękę, pamiętając, że środek podaje się dożylnie.
- Ha, upić się... nie upiję. Ale może przynajmniej to mnie rozluźni. - zaśmiał się jak dziki i ruszył ku partnerce. Pchnął ją na sofę. Jednocześnie usłyszał, że z głośników podwieszonych przy syficie zaczęła płynąć transowa muzyka. Podkręcająca tylko atmosferę.
Miał gdzieś co pomyśli Gopnik. Jak iść na całego, to bez hamulców. Najwyżej Kapelusznik ucieknie z krzykiem.
Turkusowowłosa zaczęła odpychać rozochoconego mężczyznę, ale ten nie odpuszczał bo właśnie takie gry nakręcały go jeszcze bardziej. Wiła się i prosiła, by dał jej spokój. Próbowała też naciągnąć z powrotem podjeżdżającą ku górze spódniczkę, bez efektu. Zręczne ręce Chirurga za każdym razem odnajdowały drogę do jej nagich ud.
Bane śmiał się. Jej próby uwolnienia się były zabawne. Kobieta grała cnotkę, widać albo przeczytała mu w myślach i wiedziała co lubi, albo po prostu taka była.
Narkotyk zaczął działać. Mężczyzna zaczął widzieć wszystko lepiej, ostrzej. Jednocześnie poczuł napływ adrenaliny, żądzy i...agresji. Czuł też o wiele więcej.
Wspiął się na sofę i przyparł ją do mebla tak, że nie miała jak uciec.
- Daj z siebie wszystko, Bratan. - zachęcił kumpla zmienionym głosem - Wierzę, że poradzisz sobie z nimi obiema na raz. - zaśmiał się. Po co zaczepiał Kapelusznika? Bo miał nadzieję, że Rusek nie będzie się hamował. Im głośniej będzie on i jego Panie, tym większe spełnienie osiągnie dobierający się do Kochanki Bane. Bo skoro nie może liczyć na klasyczny seks, to przynajmniej niech baraszkująca obok niego trójca pobudzi jego wyobraźnię.
Nie czekając długo, Cyrkowiec zaczął pozbawiać się ubrań. Zdjął płaszcz i koszulę, pozostał jednak w spodniach. Wyjął z kieszeni rękawiczki i założył je, strzelając sugestywnie lateksem. Nachylił się ku wierzgającej pod nim kobiecie.
- Nie bój się. Jestem Lekarzem. - mruknął niskim głosem po czym dosłownie zdarł z niej górną część kostiumu. Krzyknęła i zaczęła zakrywać się dłońmi a białowłosy na ten cudowny dźwięk aż odrzucił głowę w tył, dając się ponieść ekstazie.
Ich zmagania wyglądały jednoznacznie. Gdyby nie to, że kobieta wiedziała kiedy pozwolić się dotknąć i ostatecznie zgadzała się na pieszczoty, z boku wyglądałoby to na gwałt. Bane do końca nie zdjął spodni ale nie na darmo zakładał rękawiczki. Palce miał powiem wyjątkowo sprawne i wiedział jak ich użyć. Nie szczędził też pocałunków, kobieta po każdym syczała z bólu bo czuła pieczenie, ale chyba jej się to podobało bo nie odpychała go jakoś intensywniej.
Teraźniejsze zachowanie Bane'a w niczym nie przypominało klasy i zimnego profesjonalizmu, jakim się odznaczał na co dzień. Teraz był niczym zwierzę, wygłodniałe zwierzę które pożera łapczywie swoją żyjącą jeszcze ofiarę.
Ruchy były stanowcze, białowłosy przez narkotyk mieszający się z jego szlamowatą krwią działał jak szaleniec. Śmiał się i nie przerywał, nawet gdy tamta krzyczała nie wiadomo czy symulując, czy krzycząc z bólu naprawdę.
Tak. Krzycz! Jak najwięcej! Jak tamta z Przystanku gdy ją obracałem!
Końca nie było widać. Z każdą minutą Bane przyspieszał i robił się coraz bardziej agresywny.
Kto raz poznał Smak Gwałtu... nigdy go nie zapomni. Zarówno Ofiara jak i Oprawca.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 14 Sierpień 2017, 17:34
Śmiał się z opinii lekarza dotyczącej czemu działają, jak magnes. No, co do siebie miał rację. Był cholernie przystojny i o tym wiedział. A Gopnik? Miał co prawda mięśnie, mógł się chwalić całkiem niezłą rzeźbą, ale jednocześnie był dość zaniedbany. Kiedy ostatnio się golił... Będzie już kilka dni temu, chociaż... Może jego zarost był z tych, które zamiast odrzucać panienki, właśnie je przyciągają. No i był alkoholowym magikiem. To był jego największy atut, który najwyraźniej podziałał również na dziewczynki. Zerknął na Bane'a i jego kobietę. Ta zdawała się mu opierać, była bardzo nieśmiała. A przynajmniej grała taką. Całe szczęście, ze towarzyszki Gopnika były o wiele bardziej lubieżne. Blin, bratan, mamy farta, obaj dostajemy, to, czego właśnie pragniemy... - zaśmiał się w duchu.
Laseczki teraz kleiły się do niego, jak muchy do lepu, co zresztą bardzo mu schlebiało, a dres, który zwykle był wygodny i luźny, teraz nieprzyjemnie uwierał. Na szczęście zaraz nie będzie mu potrzebny. Dawno nie obracał dwóch panienek naraz. Dzisiejsza noc będzie szczęśliwa. Pomieszczenie prywatne było bardzo duże. Idealne do imprez... Lub orgii. W zasadzie to tylko tych drugich, gdyż wyposażenie sprzyjało zarówno romantycznym kochankom, jak i zboczonym, sadystycznym dewiantom.
- Jasna sprawa, doktorku. No, to dziewczynki, słyszałyście pana Bane'a! Łóżko jest nasze, ha ha! - zaśmiał się, po czym popchnął obie dziewczyny tak, by opadły na materac. Jedna zdążyła jednak podejść do Bladolicego i mu coś podać ukradkiem, czego jednak Rusek nie zauważył. Przegapił również wbicie igły w żyłę. Po chwili zdjął koszulkę, zrzucając z siebie przy okazji kapelusz, który niezwłocznie położył na swoim miejscu. Potem sam położył się między nimi, zwracając się w stronę czarnowłosej. Powoli rozpinał jej koszulę, składając pocałunki na jej szyi i dekolcie. Druga w tym czasie nie pozostawała bezczynna - poczęła masować Michaiła po spodniach, próbując przy okazji je zdjąć. Był w siódmym niebie. Uwielbiał towarzystwo kobiet i szum alkoholu.
Pieszczoty z dziewczynami były nie tylko coraz gorętsze, ale także coraz to milsze dla oka, siostrzyczki najwyraźniej nie wstydziły się również pieścić siebie nawzajem. Całowały się namiętnie, rozebrane do połowy, a Gopnik dotykał, ile chciał, to jedną, to druga. - No i nie mylisz się, Bratan. Ha ha. - zarechotał, choć w jego głowie pojawiła się iskra strachu. Ten głos... Zdecydowanie nie był normalny. Na razie jednak nie zaprzątał sobie tym głowy. Pomógł obu paniom pozbyć się reszty zbędnych ubrań, po czym sam zrzucił niepokorne dresy i bokserki. Siostrzyczki dorwały Ruska, który opadł na plecy i oddał się ich pocałunkom po całym ciele, gładząc je tu i tam. One wyraźnie były napalone na niego, zdecydowanie ze wzajemnością, ale przyjemności należy dawkować, czyż nie? W pewnej chwili zerwał się, siadając i płosząc nieco kokietki. Powodem nagłej reakcji Kapeluta były krzyki Turkusowowłosej - w pewnej chwili wystraszył się, że Lekarz stracił nad sobą kontrolę, jednak moment później dostrzegł, że ona pozoruje opór, zaśmiał się wtem: - Eh, Bratan, jak to jest, że dostaliśmy akurat takie, jakich pragneliśmy! - po czym zwrócił się do sióstr: - Wybaczcie przerwę, już się wami zajmuję. - po czym począł pieścić obie naraz robiąc użytek ze swych zwinnych palców i zdolnego języka, który nie tylko doskonale potrafił kłamać, ale również zaspokoić żądze, które teraz akurat drzemały w pieszczonych ślicznotkach. Ciekawe, który z facetów był w tym sprawniejszy. Na pewno obaj mieli duże doświadczenie, jednak również inaczej podchodzili do kwestii zaspokajania kobiet. Bane epatował agresją, która ociekała erotyzmem i miała sadystyczne podłoże, natomiast Gopnik dążył do obopólnej ekstazy, spełnienia, zaspokojenia żądz, wygaszenia demonów, by potem znów je rozbudzić.
Postanowił, że teraz jest pora, by igraszki podnieść o poziom wyżej. Zaczął od anielicy, wziął ją jako pierwszą. Ta ochoczo ulegała jego działaniom. Nie zapominał jednak o drugiej z pań, ktora eksponowała mężczyźnie swoje kształty. Dał jej soczystego klapsa, po czym począł masować obolały od uderzenia mięsień, zapuszczając się palcami bardzo odważnie. Obie kochanki były mocno rozochocone i chciały więcej. Michaił wiedział, że to dopiero początek.
Bane działał jak w transie. Narkotyk krążył w jego żyłach, mężczyźnie dudniło w uszach. Oczy, choć szeroko otwarte, nie zawsze widziały to co było przed nim. Teraźniejszość mieszała mu się z przeszłością. Obrazy wspomnień ukazywały się niczym migawki, jak w starym filmie.
Widział przed sobą Dziewczynę z przystanku. Czuł się tak, jak tamtego dnia. Dnia kiedy bezpowrotnie stracił człowieczeństwo.
Śmiał się głośno niczym szaleniec. Z furią rzucał się na panienkę by nagle złagodnieć, głaskać ją, pieścić czule... a potem nagle zachichotać i drapać ją mocno, ugniatać i szarpać. Jej najwidoczniej się to podobało, bo wzdychała, krzyczała, jęczała. Trochę protestowała, grając świetnie swoją rolę, ale gdyby faktycznie mężczyzna robił jej krzywdę na którą się nie godziła, uciekłaby albo dała znać ochronie. Przecież tak to w klubach nocnych wygląda, prawda?
Bane nie odpuszczał. Zawsze mógł się chwalić mianem długodystansowców. Partnerka sięgnęła gwiazd już kilka razy, ale on nie przestawał nawet gdy prosiła o chwilę odpoczynku. Wszystko po to by znowu usłyszeć jej słodki, dziewczęcy głosik gdy osiągała spełnienia.
Rękawiczki jednak się przydały, bo Bane nie musiał się kontrolować. Oczywiście mimo odurzenia pamiętał, że nie może dojść do pełnego zbliżenia. Nie chciał jej przecież zabić, prawda?
Kątem oka zerknął na Gopnika zmagającego się z bliźniaczkami. Był niezły, poświęcał uwagę obu dziewczynkom. Wydawały się być zachwycone, on również.
Gdy powrócił wzrokiem na swoją panią, zauważył w jej oczach łzy. Ale czy płakała z bólu czy z nadmiaru rozkoszy? Trudno określić. Pewnym natomiast było to, że zapamięta Toksycznego Medyka do końca swoich dni. Chociaż... to prostytutka. One takich mają na pęczki i pewnie nawet nie wspominają nikogo z imienia. Przyzwyczaiły się do wykorzystywania.
Medyk szarpnął dziewczynę w górę by wstała. Ledwo utrzymywała się na nogach, patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Skrzydła zwisały jej bez energii po bokach ciała.
Mężczyzna wyszczerzył się drapieżnie i wskoczył na łóżko, zupełnie jakby miał za chwilę dostać michę pop cornu i czekać na film w TV. Pociągnął ją za rękę, ale tym razem delikatniej. Aż westchnęła bo nie spodziewała się takiej odmiany. Była gotowa na gwałtowny, agresywny ruch.
Usiadła obok niego ostrożnie, bo była obolała. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Oparł twarz na jej głowie, chowając nos w jej włosach.
- Poszukaj rękawiczek, co? Złotko? - szepnął do niej, głaszcząc ją po ramieniu. Ta uśmiechnęła się i przymknęła oczy, przyjmując pieszczotę. Zaraz jednak wstała i udała się do szaf. Przetrząsnęła szuflady i znalazła parę skórzanych rękawiczek damskich. Ewidentnie były od kompletu sado-maso bo przytwierdzone do nich były paski i szlufki w które spokojnie można było wpuścić liny do podwieszania.
Bane uśmiechnął się przekrzywiając głowę. Źrenice miał rozszerzone do granic możliwości.
- Wiesz co robić, prawda? - zapytał a ta skinęła głową. Usiadła obok i rozpięła jego spodnie. Pochyliła się z zamiarem sprawienia mu przyjemności nie tylko rękoma, ale szybko ją powstrzymał. Zadziwiająco trzeźwo i poważnie spojrzał jej w oczy.
- Nie, jeśli nie chcesz umierać w mękach. - powiedział. Odczekał chwilę po czym uśmiechnął się do niej i oparł wygodnie, pozwalając się dotykać.
Dziewczyna musiała się wbrew pozorom ostro namęczyć. Bane'a trudno było zaspokoić. Preferował długie, wyczerpujące zabawy.
W tej pozycji, rozwalony wygodnie na sofie, miał dobry widok na kompana i Bliźniaczki. Oglądanie ich dodawało pikanterii i dodatkowo działało na Medyka.
Po dłuuugim czasie, gdy Bane'a ogarnęło zwyczajowe zmęczenie, wstał i ogarnął się szybko, korzystając z niewielkiej łazienki przy pokoju. Nie chciał ryzykować, skład jego wydzielin był toksyczny a skrzydlata nie zasłużyła na cierpienie. No, JUŻ nie.
Wrócił i ułożył się ponownie na sofie. Panienka przylgnęła do niego, opierając dłonie na nagim torsie i z uśmiechem zamknęła oczy. Głaskał ją po włosach i czuł... znużenie. Niby napięcie zeszło, było nawet fajnie ale... czegoś mu brakowało.
Skrzydła nie błyszczały perłowo... Ruda kita nie przemykała to w jedną, to w drugą stronę... Lisie uszy nie zwisały pokornie po bokach... Ta tutaj nie miała tak pięknych, bursztynowych oczu z szarą domieszką w jednym...
Skrzywił się i zamknął oczy. Powróciły zmory i problemy dnia codziennego. Jak zwykle zaatakowały w najprzyjemniejszym momencie, rujnując atmosferę i humor.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 28 Sierpień 2017, 22:03
Obie ślicznotki wypinały przed Ruskiem swoje walory, z czego on sam korzystał. Starał się jak mógł zadowolić je obie w miarę równocześnie, jednak powoli męczył się trochę. Postanowił więc zmienić zasady i pobawić się trochę inaczej, położył się więc na plecach i zachęcił dziewczyny, by nad nim górowały - jednak pozwolił sobie zachować dość dużo kontroli. Potrzymywał więc rękami to jedną, to drugą dziewczynę, nadając odpowiednie dla siebie tempo. Nakazywał też zmiany miejsc, tak, by każda dostała mniej więcej tyle samo czasu.
Było mu cudownie. Dawno nie obracał dwóch panienek, a te były wyjątkowo ładne. Zerkał od czasu do czasu na Bane'a. Wyraźnie był naszprycowany czymś. Zagryzł na ten widok zęby, jednak nie wtrącał się. To był wybór Lekarza i mógł bawić się, jak chciał. Zresztą zabawa wychodziła mu całkiem ciekawie. Widać było, że koleżanka gra. Udaje tylko zmuszaną do tego, a sama chciała go, pragnęła brutalności. Nie było to w stylu Gopnika. Jedynie z Rosemary dopuścił się uderzeń, jednak ona wyraźnie tego pragnęła. Ba, poniekąd rozkazała mu to. Kompletnie inna sytuacja. Na co dzień Michaił może i bywał władczy w łóżku, ale nie lubił agresji, choć musiał się zgodzić, że odpowiednio dawkowany ból mógłby zwiększyć doznania.
Czuł, że niedługo będzie koniec zabawy, więc rozkazał siostrzyczkom przerzucenie się na francuskie pieszczoty. W ten sposób mógł zakończyć igraszki bez żadnych obaw. Dotyk kobiet był niesamowity. Gopnik niemalże odlatywał. W przypływie świadomości jednak obserwował, jak sobie radzi Doktorek. Doprowadził kochankę do łez, najprawdopodobniej tych z rozkoszy. Widocznie był w tym bardzo sprawny, albo ona podatna, albo, co najbardziej prawdopodobne, i jedno i drugie. Ponadto wyglądała na wyczerpaną, w przeciwieństwie do Bane'a, który nadal był pełen energii. Kapelut aż mu zazdrościł tych pokładów sił. To było niesamowite.
Po chwili wyłapał pewne słowa, które nieco go zmroziły, na szczęście doświadczone usta siostrzyczek nie pozwoliły Kapelutowi jeszcze kapitulować bez ani jednego wystrzału. Nie, jeśli nie chce umierać... Czyli mógłby ją zabić... Kończąc? - powtórzył w myślach, zastanawiając się. Ciekawe, ciekawe czy na przykład jego krew też ma takie właściwości. W zasadzie Julia mogłaby przez to już nie żyć. Wtedy jednak Zielonooki chyba by nie był tak zadowolony. O ile oczywiście nie był psychopatą.
Postanowił się jednak skupić na swoich koleżankąch. Te też były już wyraźnie zmęczone. Na szczęście Gopnik nie planował walczyć już długo ze sobą, przez co już za moment nadeszło spełnienie. Zamknął oczy i oparł się wygodnie, oddając się w pełni przyjemności. Siedział tak, odpoczywając. Nadal miał wzrok zasłonięty powiekami, ale usłyszał, że Bladolicy wstaje i idzie do łazienki. Otworzył więc oczy. Tak, jak sądził, Lekarz musiał przerwać zabawy tuż przed punktem kulminacyjnym. Gdy już jednak wrócił, wydawał się być jakiś przygnębiony.
- Wsio haraszo, Bratan? - zapytał.
Turkusowowłosa łasiła się do niego, ocierała policzek o jego nagi tors i potrząsała skrzydłami, wprawiając piórka w ruch. Wpatrzył się w nie.
Nie były perłowe. Nie miały nawet delikatnej, perłowej poświaty. Jeśli można powiedzieć o skrzydłach u człowieka, że są zwyczajne, to jej właśnie takie były. Ot, zwykłe, jakby ktoś przeszczepił ptasie skrzydła kobiecie.
Wyglądała jak Anioł ale tylko dlatego, że miała skrzydła. Jej włosy miały niecodzienny kolor.
Panował półmrok ale była na tyle blisko by mógł się przyjrzeć bliżej jej twarzy. I dopiero teraz zauważył, że nie była doskonała.
Miała niewielki nos ale był lekko zakrzywiony. Tak, jakby kiedyś dostała od kogoś w twarz. Ale równie dobrze mogła się z takim urodzić. Jej długie rzęsy były niestety doklejone a cera nieco zanieczyszczona. Już nawet nie chodziło o pot czy jakieś niewielkie zaskórniki. Dziewczyna chciała ukryć niedoskonałości toną makijażu. Nałożyła więc grubą warstwę podkładu który, niestety, w trakcie baraszkowania 'się wyświecił'. Albo jak kto woli - zważył. Grudki barwionego kremu zebrały się w zakrzywieniach zmarszczek co wyglądało wyjątkowo nieestetycznie, chociaż niewprawne oko pewnie by tego nie wychwyciło.
Bane skrzywił się ponownie i przetarł dłonią twarz. Najchętniej by ją przegonił, odechciało mu się już jej towarzystwa. Nie należał do tych czułych, którzy po seksie przytulają i głaszczą partnerki.
No, chyba że tą partnerką jest... Julia.
Odchylił głowę w tył i zaklął pod nosem. Cholera, jakiż on jest głupi. Jak mógł postąpić tak lekkomyślnie, przecież odnalazł kobietę która kochała go takim jaki jest. A on zwyczajnie wszystko spartolił jednym skokiem w bok. To takie schematyczne, że można by nakręcić o tym brazylijski serial. Nuda.
Wsłuchiwał się w odgłosy spełnienia Gopnika i prawdę mówiąc sprawiało mu to przyjemność. Dobrze wiedzieć, że kumpel fajnie się bawi. No i ich jęki i sapanie odrywały Medyka od natrętnych myśli o Klinice i Tulce.
Gdy po chwili usłyszał pytanie Ruska, wyprostował się i spojrzał Kapelusznikowi w oczy. Narkotyk powoli z niego schodził, źrenice nadal były rozszerzone ale pojawiło się zmęczenie i rozdrażnienie. No i chęć, na razie malutka chęć, by poprosić Bliźniaczki o kolejną dawkę.
- Ech, nic nie jest haraszo, Bratan. - powiedział zrezygnowany, naśladując akcent kompana - Wiesz jaka jest moja sytuacja, bo już ci o tym wspominałem. - dodał - I wiesz co mnie dręczy? Że jestem tak wielkim sukinsynem, że zamiast pójść do Julii i ją przeprosić... poszedłem na dziwki.
- Ej. - burknęła panienka podnosząc się z jego piersi. Spojrzał na nią jak na coś wyjątkowo brzydkiego i niepotrzebnego.
- A co, może jest inaczej? - warknął - Sprzedajecie ciało za pieniądze.
- No tak... - powiedziała już mniej pewnym głosem.
- No to nazywajmy proszę rzeczy po imieniu. - wywrócił oczami i powrócił wzrokiem na Kapelusznika - Spierdoliłem, Stary. Po całości. I po co mi to było? Żeby się wyżyć? No, nie powiem, wyładowałem się ale teraz wrócę do Kliniki i czeka mnie kara, bo Dyrektor już mi ją obiecał. - westchnął - Jeszcze nie wiem co to, ale mam nadzieję, że Stary Gad wykaże się Męską Solidarnością. - odczekał chwilę po czym przetarł twarz z rezygnacją - Kurwa. Jestem żałosny.
- Nie jesteś. - mruknęła turkusowowłosa i ponownie przylgnęła do niego policzkiem.
Parsknął sztucznym śmiechem. Odsunął ją od siebie i spojrzał jej prosto w oczy.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć, dziewczyno. - powiedział drwiąco - Pewnie nawet nie wiesz jak ma na imię facet który cię tak brutalnie wyobracał...
- Bane. Bane Blackburn. - powiedziała wyjątkowo poważnym, niepasującym do sytuacji tonem - Złote Dłonie albo jak kto woli, Złota Igła. Najlepszy Chirurg Plastyczny niegdyś w Anglii a teraz w Krainie Luster.
Mężczyzna poprawił się na siedzisku bo sytuacja stała się mocno niezręczna. Przez chwilę milczał zaskoczony, mało mu szczęka nie opadła.
- A skąd ty to kurwa wiesz? - Bane nagle poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.
MORIA. Znaleźli mnie... Ja pierdolę. Tak ma wyglądać mój koniec?
Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i odsunęła na stosowną odległość. Dłońmi odsunęła włosy, ukazując ucho. No... ucho jak ucho, nie było w nim nic nadzwyczajnego, Brwi Medyka ściągnęły się gdy posłał jej pytające spojrzenie.
- Jestem Opętańcem. - powiedziała - Przecież doskonale wiesz, Doktorze, jak zostaje się Skrzydlatym. - zachichotała - Byłam kiedyś człowiekiem. Nie pamiętasz mnie, bo niby dlaczego? Kiedy się poznaliśmy, miałam ledwo osiem lat. - ponownie weszła na sofę i ułożyła się przy jego piersi - Urodziłam się bez ucha. To, nowe, zawdzięczam tobie. Odtworzyłeś je, wszczepiłeś implant i moje kompleksy rozwiały się. Stałam się... piękna.
Bane w duchu odetchnął. A więc to jednak nie MORIA. Z drugiej jednak strony był tak zaskoczony, że nie wiedział co powiedzieć. Przyciągnął ją, nieco brutalnie chwytając za podbródek. Chciał przyjrzeć się swojemu rzekomemu dziełu.
Zaśmiał się krótko. Poznał po delikatnej, ledwo widocznej bliźnie, tuż przy płatku ucha.
- Rzeczywiście. - powiedział, zadowolony z siebie - Szlag, dobry jestem. Prawie nie ma śladu.
Dziewczyna zaśmiała się wdzięcznie.
- Wtedy byłam za mała by się odwdzięczyć ale wierzę, że moja Matka sprawiła się dobrze. - powiedziała i błysnęła zębami u uśmiechu.
Medyk wzruszył ramionami. Jakby chciał spamiętać wszystkie swoje kochanki to musiałby chyba prowadzić Spis. A gdyby to robił... miałby już niezłe Archiwum w mieszkaniu.
Powrócił wzrokiem na Gopnika i uśmiech zbladł. Może i panienka chwilowo połechtała jego Ego, ale nie oznaczało to, że problemy nagle znikną.
- No. - zaczął - Cholera, żałuję, że tak potraktowałem Julię. Chciałbym przeprosić ale wiem, że ona już mi nie uwierzy. Z resztą... sam bym sobie nie uwierzył. - westchnął - Wiesz co, Bratan? Chyba czuję do niej coś więcej. Bo nawet jak ta tutaj, Pacjentka - dziewczyna zachichotała - robiła mi dobrze, to szukałem w niej Julii. Szukałem jej w piórach, brakowało mi rudych włosów i tej puchatej kity. - spuścił wzrok - Ale nie szukałem jej... pożądliwie. Zwyczajnie... brakuje mi jej.
Na chwilę zapadła cisza. Partnerka białowłosego chyba zrozumiała, że to koniec baraszkowania, bo wstała i zakomunikowała, że przygotuje kąpiel w sąsiedniej części Klubu. Bane skinął jej głową bo faktycznie, gorąca kąpiel by się teraz przydała.
Odprowadził ją wzrokiem i gdy wyszła, westchnął ciężko.
- Nosz kurwa. Nawet teraz, przez chwilę, miałem nadzieję, że to Julia. Te turkusowe kudły w mej wyobraźni były rude... - rozwalił się wygodniej na sofie - Chyba mam nieźle w czubie nasrane.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!