• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Osiedle Domków » Dom Mocaffé.
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Lipiec 2014, 20:20   Dom Mocaffé.

    Dom nie jest ciasny, ale z pewnością nie można go nazwać też posiadłością. Skromny, wystarczający do potrzeb baletnicy. Dwupiętrowy, w czym cała górna część przeznaczona jest wyłącznie do ćwiczeń. Wcześniej mieszkała z babcią dopóki ta nie wylądowała w szpitalu, teraz musi sama sobie poradzić z pustką i samotnością panującą w środku, przez co dla niej same wydaję się być on wielki.

    Parter

    • SALON, aka POKÓJ GOŚCINNY
    Otwierasz drzwi frontowe, przekraczasz próg, zdejmujesz buty i kierujesz kroki do pierwszego pomieszczenia. Widzisz miejsce, które przeznaczone jest do przyjmowania takich osób jak ty - gości. Twoje pierwsze wrażenie jest takie samo jak innych - czysto, jasno, kolory przyjemne dla oka, kominek przy którym można usiąść, zrelaksować się i zapomnieć o codzienności, zmartwieniach.

    • KUCHNIA
    Będąc w salonie chcesz zwiedzić więcej, kierujesz się więc na prawo w stronę pomieszczenia, które 'odgrodzone' jest tylko innym rodzajem podłogi; kafelki są zimne o kolorze ciemnego brązu. Nie da się zaprzeczyć, że w pomieszczeniu głównie dominuje zieleń, uspokajająca, przez co łatwo zapomnieć o chłodnej płytce podłogowej pod nogami.

    • ŁAZIENKA
    Wracasz się do pokoju gościnnego i tym razem idziesz w lewo. Za sosnowymi drzwiami panuje widoczna prostota, utrzymana w czystości.

    • SYPIALNIA 1
    Sypialnia należąca do chorującej babci, wyróżniająca się swoją starodawnymi wzorami na tle całego mieszkania. Po wejściu do tego pomieszczenia od razu czuje się dziwny, smutny klimat, nie inaczej - to tutaj babcia baletnicy doznała pierwszego ataku duszności, nie wróciła już tutaj. Najprawdopodobniej resztę życia już tam spędzi, a pokój już taki zostanie.

    • SYPIALNIA AMELKI
    Nie jesteś tu mile widziany - dziewczyna nie często tutaj kogoś zaprasza, szczerze mówiąc to w tym pomieszczeniu prócz niej była jeszcze jej babcia. Pokój idealnie pasujący i odzwierciedlający duszę młodej baletnicy, spokojny, utrzymany w różnych rodzajach beżu i bieli.

    Pierwsze piętro; Sala Baletowa
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 18 Kwiecień 2015, 20:07   

    Stał przed drzwiami grzebiąc w kieszeniach w poszukiwaniu kluczy.

    Chciało by się powiedzieć, że był to interesujący, pełen przygód dzień. Magiczne cukierki, nieposkromione cienie, złośliwi klienci, spotkanie z młodszym bratem, którego nie widział od paru dobrych lat, przygoda w szpitalu, halucynacje...
    Eliot nie był stary, wręcz przeciwnie a porównując już do wieku jakiego potrafią dożyć niektóre z magicznych ras, to naprawdę było nic. Ale nagle poczuł się, jakby trochę mu przybyło na kark.
    W ramach niebywałego oburzenia na dziwne zbiegi losów tego świata wzruszył ramionami. Będąc trochę zawiedziony sobą, że tak marnie wyszło mu z bratem, Dakotą, westchnął. Uderzył się otwartą dłonią w czoło, kiedy pomyślało o tym, jak epicko udało mu się doprowadzić Dee Dee do ataku astmy z powodu magicznych cuksów.

    Wraz z breloczkiem z kluczami "niechcący" wyciągnął też paczkę papierosów. Zanim wszedł do środka wypalił papierosa opierając się plecami o drzwi. A potem jeszcze jednego, wmawiając sobie, że po takim dniu to zdecydowanie zasłużył. Nie smakowały mu zupełnie, ale co robić. Papierosy po tej strony lustra były drogie, niesmaczne i nie miał pojęcia czemu je pali. Nałóg nałogiem, westchnął w myślach, które zaraz zeszły na porządne skręty z konopi, tytoniu i dodatkowego zielska, jakie zwykł sobie robić w po Drugiej Stronie. I fajki. Wymagający sprzęt, ale przyjemność z palenia fajki jest nie do zastąpienia.
    Końcówkę papierosa zgasił i pstryknął na trawnik koło chodnika, tuż zaraz koło pierwszego peta. Może Amelia zauważy, a może nie. Pozbiera to jutro, o ile nie zapomni.

    Wewnątrz domu ściągnął buty i białą zapaskę sklepową, którą powinien zostawić w warzywniaku, ale po szpitalu już nie miał po co tam wracać. Skarpetami szurając po podłodze przemieścił się do kuchni. Zmęczonym ruchem dłoni kliknął przycisk na elektrycznym czajniku i usiadł na krześle przy stoliku okrakiem patrząc jak gotuje się woda. Kochał technologię. Klikasz i proszę, jest, robi się. Aż chciało by się powiedzieć magia. Po drugiej stornie nie było jako takiej elektryczności. Większość rzeczy była napędzana przez magię, bardzo kapryśne źródło mocy, według Eliota.

    Po kliknięciu zwiastującym osiągniecie punktu wrzenia wody w czajniku nie ruszył się. Potarł się tylko w zastanowieniu po parudniowym zaroście, który domagał się zgolenia, po czym założył ramiona na oparcie i położył na nie podbródek. Nie wysilając się nawet szczególnie, z pewną dozą lenistwa zmieszanego ze stagnacją, pozwolił sobie na użycie mocy telekinezy. Jedna z szafek otworzyła się, uwalniając kubek, który spłynął łagodnie na blat. Zaraz też uniósł się czajnik i wysunęła się z szuflady łyżeczka. Przedmioty niezbędne do przygotowania kawy po kolei, sprawnie i bez zawahania przelatywały po kuchni, a Eliot patrzył, skupiając się bardziej jedynie wtedy, gdy trzymał więcej niż trzy rzeczy na raz w powietrzu. Telekineza nie była tak łatwa na jaką wyglądała (a może to tylko jemu tak kiepsko szło?). Można było podnosić jeden ciężki przedmiot, ale dało się też parę małych równocześnie, jeśli trenowało się tę sztukę odpowiednio długo. On ćwiczył ją boleśnie długo, ciężko i na pewno nie z własnej woli.
    Na nieprzyjemne wspomnienie o morderczych ćwiczeniach po okiem znachora-zielarza u którego pracował i praktykował, zadrżała mu lekko łyżeczka z cukrem, a ziarenka posypały się wokół kubka. Przedmioty w powietrzu zamarły na chwilę a Eliot przymknął oczy masując skroń pozwalając wszystkim swoim myślom odpłynąć. Potrafił tak robić, przez chwilę myśleć o niczym a przynajmniej o niczym ważnym czy konkretnym.

    Że tak mała rzecz jak niemiłe wspomnienie wytrąciło jego moc z równowagi, świadczyło o tym, że dawno jej nie używał i wyszedł z wprawy. I racja. W tym świecie musiał się pilnować z magią. (Nie przeszkadzało mu to, bo właściwie i tak urodził się z lamerskimi mocami). Telepatia czasem jeszcze potrafiła życie ułatwić, ale bez przesady. A może jemu się tak wydawało, skoro nie wiedział jak to jest nie mieć telepatii.

    Skończył robić kawę (sypana, dwie i pół łyżeczki kawy, jedna cukru i odrobinkę mleczka), sprzątnął ziarenka, telekinetycznie rzecz jasna, wrzucając je do kubka i ostrożniej już uniósł kubek z kawą w swoim kierunku.
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 4 Maj 2015, 20:54   

    Zatrzymała się na przeciwko drzwi, zamyślając się na dłuższą chwilę:
    Ile osobowości przemknęło jej przed oczami w momencie, kiedy ona sama znajdowała się poza domem, jest na pewno liczbą godną pochwały. Niby nic takiego, ale dla Amelki to wyjątkowo ważny aspekt, wszakże dowiedziała się na ich temat nieco więcej, niż była w stanie wyciągnąć z opowieści babci.

    Uniosła wyżej drobną dłoń, by spocząć nią na drewnianej klamce od frontowych drzwi. Druga ręka była w gotowości, by w razie potrzeby wsunąć się do kieszeni płaszcza, po klucze. Szczerze, Amelia nie spodziewała się żadnych gości, kompletnie zapominając o tym, że ma współlokatora. Słaba pamięć najprawdopodobniej wynikała ze zmęczenia, które już od dłuższego czasu nie dawało jej spokoju, nawet jeśli zdążyła zdrzemnąć się w taksówce, czy podczas letargu w jaki z bliżej nieokreślonego powodu zapadła przy fontannie. Ku jej zdziwieniu, bo przypominam, że dziewczyna nie spodziewała się gości, drzwi uchyliły się bez większego nacisku. Rozchyliła blade usta i chwilę jeszcze wpatrywała się w ciemną szparę, zastanawiając się, czy aby na pewno chce osobiście sprawdzać, kto znajdował się w pomieszczeniu. Ciekawość okazała się silniejsza i nim naszła ją ochota na odwrót, weszła do środka. W powietrzu unosił się zapach parzonej kawy, który działał na jej nozdrza niczym balsam. Sama nie pijała jej dużo, bo od wszelkich używek starała się trzymać z daleka, aczkolwiek sam zapach był jej niezwykle znany i lubiany. Oczywistym więc było, że postanowiła podążać tam, gdzie zapach był coraz bardziej intensywny. Przelotnie zerkała tylko w miejsca, gdzie równie dobrze czyjaś sylwetka mogłaby się wpasować, jak na przykład kanapa, czy fotele w salonie.
    Wychyliła delikatnie głowę zza rogu i zerknęła w głąb kuchni. Na krześle siedział średniego wzrostu mężczyzna, w pierwszej chwili z profilu wydawał jej się zupełnie obcy, szybko jednak przypomniała sobie godność panicza i nieznacznie wzdrygnęła się na samą myśl, że przyjdzie jej teraz mieszkać z kimś w takim. Nie miała jednak na myśli niczego złego, choć sformułowanie jakiego użyła na pewno nie należało do trafnych. Szanowała każdą ludzką jednostkę, a te magiczne jeszcze bardziej.
    - Witaj.. - mruknęła cichutko i choć starała się by w jej głosie nie było jakiegokolwiek wydźwięku, który sygnalizowałby o jej zakłopotaniu, jak już pewnie wszyscy się domyślają - nie wyszło jej. Noga poruszyła się znacząco - długo nie zamierzała pozostać tak w bez ruchu. Stanęła pełną sylwetką w drzwiach i omiotła całe pomieszczenie podejrzliwych spojrzeniem, jak gdyby wyszukując jakiegoś małego szczegółu.

    - Pozwolisz, że na dłuższą chwilę zostawię Cię samego, muszę się odświeżyć. - była wyjątkowo grzeczna, kulturalna, a przede wszystkim, zachowywała wyjątkowy, nawet na nią - dystans. Oczywiście, miała wielką ochotę rzucić mu się na szyję i użyć kobiecych wdzięków tylko po to, by wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji. Ochota jednak nie była na tyle silna, by przezwyciężyć jej niewinną i wstydliwą naturę.

    Jak też powiedziała, oddaliła się, zmierzając przyśpieszonym krokiem w stronę swojego pokoju. Wzięła ubrania i bieliznę na zmianę, po czum truchtem pognała do łazienki. Nie chciała marnować czasu na babskie sprawy, kiedy mogłaby w tym czasie uzbierać jak najwięcej informacji od Lunatyka. Wzięła szybki prysznic, byleby tylko się odświeżyć i zmyć z siebie już i dla niej, męczony zapach waniliowych perfum. Za długo tego samego nie lubiła czuć, a te choć delikatne, na długo pozostaną w jej nozdrzach.
    Ubrała na siebie cienką, koronkową, białą sukienkę, bez żadnych dodatków w postaci wzorków czy cekinów, grube, marszczone skarpetki, nie lubiła nosić kapci po domu, ale boso narzekałaby na chłód od podłogi, dlatego też skarpetki to doskonałe rozwiązanie. Na plecach, kaskadą opadały wilgotne jeszcze włosy, można by rzecz, że wygląd idealnie pasujący do jej wcześniejszych myśli, jeśli chodzi o uwodzenie Eliota w ramach informacji. Stety, czy niestety, baletnica, nie kierowała się takimi myślami, jeżeli chodzi o dobór stroju. Szczerze powiedziawszy, złapała to, co było najbliżej jej ręki, dzięki czemu nie musiała się gimnastykować tylko po to, by ubrać coś na siebie. Tak się prezentując, skierowała swoje kroki w stronę kuchni, gdzie ( najprawdopodobniej ) znajdował się Lunatyk. Po drodze starała się uspokoić i nie zwracać uwagi na bijące mocno serce przez stras, jaki ją wszech ogarnął. Zajęła miejsce na przeciwko mężczyzny, nie widząc nic dziwnego w tym, że miejsce krzesła, na którym zasiadła, nie zgadzało się z położeniem pozostałych. Otóż znajdowało się ono dosłownie na przeciwko niego, gdzie stół nie stanowił przeszkody, a znajdował się obok. Zachowanie dystansu co do bliskości nie było jej mocną stroną, nie kiedy w domu znajdowała się istota magiczna..

    Wlepiła w niego błękitne spojrzenie, nie przejmując się opadającym na jej twarz wilgotnym kosmykiem, wyczekując nawet najmniejszej reakcji ze strony mężczyzny.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 5 Maj 2015, 00:19   

    Wyciągnął rękę i złapał za ucho wiszące w powietrzu naczynie przyciągając je do siebie. Ciepło z kubka przyjemnie parzyło w dłonie. Siorbnął ostrożnie zdając się nie przejmować, że napój sparzył mu nieco język. Smak kawy zmieszał się w ustach z lekkim posmakiem dymu z papierosów.
    Dziewczynę zauważył dopiero gdy przywitała się. Podniósł wzrok znad kubka i przekrzywił głowę na bok.
    - Cześć - odpowiedział krótko. Warga zadrżała mu na coś w rodzaju próby ukrycia uśmiechu na zachowanie Amelii. Nie był, i prawdopodobnie nigdy nie będzie, w stanie zrozumieć jej fascynacji istotami z Drugiej Strony Lustra. Według niego, nie różnili się aż tak bardzo.
    Kiwnął głową na jej kolejna słowa zostając znów sam w kuchni. Usiadł kulturalniej, zmieniając pozycję z siedzenia okrakiem na krześle na normalną, opierając się plecami o oparcie. Znów nie kłopotał się z użycia siły mięśni, na coś tę telekinezę w końcu miał, aby podać sobie słodkie bułeczki z szafki. Kupił je już chwilę temu, ale ilość zawartych w nich chemikaliów nie pozwalała im się zepsuć. Musiał przyznać, że przyzwyczajenie się do tutejszego jedzenia zajęło mu długi okres czasu, ale ostatecznie nie miał wyboru, aż wreszcie to drugie jedzenie, z Lustra, rodzinnej krainy, zaczęło mu dziwnie zgrzytać w zębach. Przyzwyczajenia - zabawna rzecz.

    - Dziecko, ubierz się może - rzucił patrząc na jej sukienkę, kiedy wróciła do kuchni. I chciał jeszcze dodać, żeby może sobie włosy wysuszyła czy ręcznikiem zawinęła, żeby się nie przeziębić, bo chorowanie to nic przyjemnego. Dziwnym mogło wydawać się w jaki sposób się do niej zwrócił. "Dziecko"? Sam nie wiedział skąd mu się to wzięło. Sam przecież stary nie był, ledwo trzydziesta niedaleka (choć kto to wie, czas w Krainie Luster potrafi płynąć to szybciej to wolniej w różnych miejscach, a sam Eliot był przekonany, że Aaron, jego starszy brat, w dzieciństwie, jeszcze nie do końca panując nad swoimi zegarmistrzowskimi mocami, mógł coś pokombinować przez przypadek z personalną czasoprzestrzenią swojego rodzeństwa), a magiczni i tak są bardziej długowieczni od ludzi. Może to przez to jak Amelia wyglądała pomimo swojego wieku. Drobna, świeża, teraz jeszcze odziana po prysznicu w biel. Duże, piękne niebieskie oczęta. Panienka, dziewczę... nie wiedział właściwie jak się do niej zwracać, więc mówił co mu akuratnie padło na koniec języka. Machną ręką w powietrzu jakby w geście prośby o zapomnienie tego co powiedział, chcąc uczynić to nieważnym, ale patrząc na Amelię nie był pewien czy w ogóle cokolwiek z tego zauważyła. Przeszła przez kuchnię jak we śnie, wyglądając nieco nieswojo, i usiadła przed nim. I patrzyła się. Nie, nawet nie patrzyła. Gapiła się, mógłby powiedzieć Eliot, który przez pół swojego życia starał się, żeby przez przypadek nikt go nie obrzucił nawet przypadkowym spojrzeniem na ulicy.

    Odchrząknął rozglądając się dookoła jakby w poszukiwaniu źródła jej zachowania, ciągle nie chcąc przyjąć do wiadomości, że tym źródłem pewnikiem jest jego osoba. Wydawało mu się to nieco absurdalne, a nadmierne zainteresowanie magicznymi kojarzyło mu się ostatnio tylko z MORIĄ. Jednak Amelia zdecydowanie nie przypominała nikogo z MORII, dlatego westchnął w myślach i przygotował się na pierwszą konfrontację z czymś na co się zgodził przyjmując ofertę mieszkania w tym domu.
    - Tak? - spytał wreszcie marszcząc czoło i wznosząc brew wysoko do góry, zaplatając ręce na piersi.
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Maj 2015, 09:41   

    Dwudziestoletnia panienka dzieckiem? Cóż, to prawda, że ona sama widziała w sobie jeszcze wiele z dziecka, ale nie można było zapominać o tym, że chyba nikt w jej wieku nie chciałby być nazywany dzieckiem, czy też do niego porównywany. Mógł sobie z czystej grzeczności odpuścić takie docinki, ewentualnie zwrócić się na ty, tym samym nie sprowadzając na jej twarz grymasu niezadowolenia, którym chciała go na swój sposób zbesztać. Nie połasiła się jednak o komentarz, starając się wyrzucić z głowy myśli, w jaki to subtelny sposób pokazuję mu, że do dziecka jej daleko. Chociażby swoim rozumowaniem, charakterem i tym, że wygląd to nie wszystko. Była baletnicą, nie mogła sobie pozwolić, aby aparycja jej ciała znacząco się zwiększyła. Nie brakowało jej odpowiednich kobiecych kształtów, podążała za mottem, które sama sobie wymyśliła i wyznaczyła za cel w życiu. Jeżeli chce być lepszą baletnicą, jej ciało musi być chude, a nawet chudsze niż teraz. Fakt faktem, nie był to zdrowy i przemyślany wybór, ale dziewczyna poświęcała się czemuś całą sobą, niezależnie od tego ile będzie ją to kosztowało.
    Zerknęła jeszcze przelotnie na swoje ciało, przez chwilę bojąc się, że może oprócz bielizny faktycznie nic na sobie nie miała, dlatego Eliot kazał jej się ubrać. Zlustrowała dokładnie koronkową, białą sukienkę i westchnęła ni to ze zmęczenia, czy też rozczarowania.
    - Nie podoba Ci się - rzuciła bardziej do siebie, niż do niego, unosząc nieznacznie cienki materiał odzienia, odkrywają niewielki kawałek uda. Chyba jeszcze nie zdarzyło jej się trafić na kogoś, kto pochwaliłby jej styl, to jak dobiera ubrania (a prawda była taka, że jeżeli strój składał się więcej niż z jednej części, przypominała bardziej klauna, niż modnie ubraną panienkę), tylko dzięki występom, kiedy to za całą jej stylizację odpowiadało parę osób, mogła się pochwalić nienagannym wyglądem. Zawsze uważała, że styliści mają jakiś wyższy poziom wtajemniczenia w tym co robią, bo jej samej nigdy nie udało się uzyskać takiego samego efektu.

    Z pierwszych obserwacji, Amelia mogła bez problemu wywnioskować, że Eliot.. Nie różnił się właściwie niczym od normalnego człowieka. Co prawda nie mogła się pochwalić większą wiedzą na temat istot magicznych, ale z tego co mówiła Ymel, jedni mają wyjątkowe dla swojej rasy znaki szczególne, którymi nie pochwaliłby się zwykły człowiek. Skąd więc mogła mieć pewność, że Lunatyk był tak na prawdę Lunatykiem, a nie zboczeńcem, który tylko czyha na takie jak ona, które same wpychają mu się do worka? Znikąd. Była jednak istota o wyjątkowo naiwnym usposobieniu, widząc w każdej, nawet tej najbardziej zniewieściałej osobie, cień nadziei, którą można z człowieka wyciągnąć, używając do tego odpowiednich metod. Dlatego też, nie śmiała nawet przez chwilę pomyśleć o Eliocie, jak o kimś, kogo winna się bać. Skoro już otworzyła przed nim swoje drzwi do domu, nie zamierzała zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy myślami, jak się tu przed nim obronić, czy też w jaki sposób poradziłaby sobie, bądź co bądź, z mężczyzną, który najprawdopodobniej uniósłby jej kruche ciałko jedną ręką. Jeżeli przyjdzie jej się rozczarować, to będzie tego żałować później, na chwilę obecną nie liczyło się nic, poza zdobyciem jakichkolwiek informacji.

    Wzdrygnęła się, kiedy Eliot zdecydował się odezwać i zrobić pierwszy krok, tym samym zabijając krępującą ciszę. Głos mężczyzny zdawał się dzwonić w jej uszach tak głośno, że trudno było powiedzieć, czy to ze względu na to, że siedział blisko, czy też dlatego, że Amelia całą swoją uwagę skupiła właśnie na nim.
    - Tak... - powtórzyła, zastanawiając się nad tym, dlaczego nie mówi nic więcej. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że sam Eliot nie rozumiał jej zachowania, tego łapczywego wpatrywania się w jego twarz, szukania jakiegokolwiek szczegółu na jego ciele. Odczuła lekkie zakłopotanie i aby się uspokoić, zmrużyła delikatnie oczy, spuszczając tym samym wzrok gdzieś w okolice jego kolan.
    - Kim jesteś? - zaczęła w końcu, ponownie wbijając w niego to samo, przenikliwe spojrzenie. Oczy wydawały się teraz być jakieś takie większe, zaś błysk w oku zdradził ją na dobre. Nie mogła dłużej ukrywać swojej wewnętrznej fascynacji jego osobą. Wpatrywała się w mężczyznę, jak w coś, co pragnęła mieć na wyłączność. Zastanawiała się jak zjeść ciastko i jednocześnie mieć ciastko.
    - Gdzie Twoje uszy? Masz ogon? Jakieś znaki szczególne, coś czym możesz się pochwalić jako prawdziwa istota magiczna? - zadała szereg pytań, znacząco naciskając na słowo prawdziwa, jak gdyby chcąc jeszcze raz usłyszeć to, że Eliot naprawdę nią był. - Moce, umiejętności? Cokolwiek... - jęknęła niemalże błagalnie, wiercąc się na drewnianym krześle, jakby nie mogąc powstrzymać swojej aż nadto widocznej energii. Przytrzymała dolną wargę zębami, wbijając się w nią nieco mocniej i pochyliła się w jego stronę, przy pomocy opartych wcześniej rąk o kolana.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 5 Maj 2015, 14:37   

    Wzruszył ramionami na jej słowa. Nie będzie przepraszał za to, że pierwsze co przeszło mu przez głowę to to, żeby się nie zaziębiła. Choć jego orientacja seksualna zawierała w sobie między innymi pociąg do płci przeciwnej, zdecydowanie daleko mu było do naruszania, nachalnym spojrzeniem czy czymkolwiek innym, cielesnej prywatności dwudziestoletnich panienek czy oceniania ich ubioru, zwłaszcza, że sam doborem garderoby też nie błyszczał. Czy mu się z cech fizycznych i ogólnej aparycji Amelia podobała czy nie to inna sprawa, choć na pewno jej chudość budziła w nim chęć ugotowania porządnego, sytego obiadu i podsunięcia jej pod nos. Ale był również więcej niż pewien, że to co Amelia robi ze swoim ciałem jest głównie jej sprawą i nic mu do tego.

    Pierwsze niezręczne momenty, przynajmniej dla Eliota, przeminęły. Łatwo dostosowywał się do sytuacji a natarczywość i ciekawość wpatrujących się w niego oczu była całkowicie zrozumiała. Jeśli szukała tym spojrzeniem informacji o jego magiczności i ich nie znalazła - to bardzo dobrze i tak powinno pozostać. Lunatycy mieli to szczęście, że nie wyróżniali się niczym szczególnym od ludzi pod względem zewnętrznym, co ułatwiało wpasowanie się w ludzkie środowisko.
    Jego twarz powróciła do swojej naturalnej ekspresji, czyli całkowitej obojętności na świat dookoła. Tylko czoło, wciąż zmarszczone, sugerowało, że mężczyzna jest gotowy przyjąć ameliowe pytania. I oczywiście musiała zadać jedno z tych trudniejszych. Kim jest? U licha, to zakrawa na metafizyczne rozważania! Czego od niego oczekiwała? Żeby się przedstawił ponownie, opowiedział historie swojego życia czy może chodziło jej o takie ogólne, wolne do interpretacji kim jesteś?.
    Kolejne spojrzenie jakie mu zaserwowała było chyba jednym z tych najbardziej niepokojących jak do tej pory. Nie zdążył otworzyć ust a Amelia mówiła dalej.
    "Moje uszy? Ogon?" zdziwił się w myślach, zastanawiając się, czemu w ogóle coś takiego przyszło jej go głowy. "Ach tak..." Pewnikiem wiedziała o Dachowcach, co doprowadziło go do punktu w którym zastanawiał się, ile i co tak właściwie Amelia wie. I co najważniejsze - czy wie coś o MORII. Organizacja rządziła całym jestestwem Eliota. Nie było decyzji w jego życiu po ucieczce z laboratorium, bez wcześniejszego zastanowienia się czy jest jakaś możliwość, która mogłaby doprowadzić do niego MORIĘ.

    Ogarnęła go wątpliwość. Czy to co teraz robi jest jednak dobrym pomysłem? Siedział przecież twarzą w twarz z ludzką dziewczyną, gotowy podać jej na tacy cenne informacje na temat magicznego świata, dla których MORIA wyrywała ręce, nogi i inne ważne elementy ciała.
    Chwilowe to zmieszanie objawiło się na jego twarzy sekundą dekoncentracji, którą dostrzec można było tylko w nieco mocniej nagle zaciśniętych ustach.
    Tak, miał dach nad głową i bardzo porządny, darmowy pokój praktycznie za sam fakt, że przyszło mu urodzić się po innej stronie lustra niż Amelia. Ale czy było to tego warte? Mógł w każdej chwili zniknąć z tego pokoju. Przelunatykować się do Otchłani czy Krainy Luster, uciekając od przykrej konwersacji w której mógł skłamać i wyśmiać ją, że tak dała się nabrać a żadna magia nie istnieje, czy zwyczajnie odmówić i odejść, zostawiając są zawiedzioną, może wściekłą czy smutną.

    Ale z drugiej strony... Jak bardzo on sam chciał zachowywać się naturalnie, nie udawać wreszcie, choć przez chwilę, przez tę jedną rozmowę nie pilnować się ze słownictwem wyniesionym z Krainy Luster. Jak bardzo długo nie mówił o magii? Lata. A najgorsze było to, że sam nie wiedział czemu. Przecież mógł w każdej chwili wrócić do domu, gdzie choć nikt na niego nie czekał, to jednak tam wszystkie jego żałosne, melancholijne smutki mogły zniknąć. A jednak wciąż był tutaj. W Świecie Ludzi. Czy to przez przyjaciół, znajomych, pracę, większe przywiązanie do Dominicki niż mu się wydawało, technologię i cudowność tego świata czy przez coś zgoła innego - nie chciał wracać. Najwidoczniej tym czym dla Amelii była Kraina Luster, tym dla Eliota był Świat Ludzi. Dlaczego nie mieli sobie nawzajem pomóc?
    Teraz coś na kształt zrozumienia dla pasji Amelii rozjaśniło jego twarz. Ale jest pewna sprawa, którą muszą sobie najpierw wyjaśnić. Nie odpowiedział na jej pytania, jednak aby jej nie zniechęcić swoją beznamiętną postawą, kiwną głową, ze zaraz do tych spraw dojdą, ale na razie...

    On również pochylił się w przód, na tyle blisko, że czuł w nosie zapach jej szamponu z wilgotnych jeszcze włosów, jednak z powodu różnicy wzrostu patrzył na Amelię nieco z góry.
    - BHP - powiedział, a powaga z jaką wypowiedział ten skrót mogła już tylko albo rozbawić, albo skołować do reszty. Bezpieczeństwo i Higiena Pracy. Jedno z najpiękniejszych sformowań jakie poznał w tym świecie. Nie chodziło mu oczywiście stricte o bhp, a o pewne zasady i reguły, które muszą ustalić zanim zaczną to... ...cokolwiek próbowali robić w kuchni Amelii. Przesłuchanie, zapoznanie, niezręczny początek znajomości czy jakby to inaczej nazwał.
    Opanowanie z jakim dalej mówił i ton głosu jaki przybrał, spokojny ale mocny i dosadny, wyraźnie sugerował, że nic nie zdziałają dopóki Amelia nie zrozumie jak sprawy się mają na chwilę obecną.
    - Magia to nie zabawa. Ja nie jestem obiektem badań. Druga Strona Lustra, Szkarłatna Otchłań, Zaczarowana Kraina, Świat Magii, Smoków i Lochów, czy jak to jeszcze nazywacie, to nie miejsce usłane błyszczącym szczęściem, kwieciem i brokatem. Niech nie będą cię mylić ludzkie bajeczki i mitologiczne wyobrażenia, które często mieszacie z naszym światem. Istnieją podobieństwa, ale to inna sprawa - zatrzymał się na sekundkę, korygując swoją wypowiedź na odpowiedni tor, z którego na chwilkę zboczył, po czym mówił dalej.
    - Nie muszę cię chyba prosić o dyskrecję. Stu procentową dyskrecję odnośnie wszystkiego co powiem. I ostrzegam jednocześnie, że wiedza ta jest niebezpieczna. Są pewni... ludzie, organizacja, która prowadzi... badania nad... nami, nad magią i Krainą Luster. Od dłuższego czasu. Od czasów wojny są bardzo... negatywnie nastawieni do nas. - Twarz pociemniała mu nieco. Jak miał mówić o pracy MORII, kiedy dalej po nocach miał koszmary w których, tak jak w laboratoriach MORII, był podłączony do kroplówki, rozcinany i zszywany, faszerowanym medykamentami i traktowany nie jak istota żyjąca, a zaledwie przedmiot bolesnych badań. Czuł słabość w rękach, kiedy przypominał sobie ile krwi z niego wypompowano. Najwidoczniej jej niebieski kolor wydawał się im bardzo ciekawy.

    Wyprostował się oddalając nieco od Amelii i opadł na oparcie krzesła. Czy był zbyt surowy w swoich słowach? Chciał ją przestrzec i uświadomić, że cała ta sytuacja ma swoją ciemną stronę, a magia i inność Krainy Luster może się obrócić się przeciwko niej, nawet tu, w jej świecie. Bał się, że mogą przez nią dotrzeć do niego czy zrobić jej krzywdę. Przesadzał? Czy jego paranoja zaszła już nazbyt daleko, na tyle, że nie potrafił przeprowadzić zwykłej konwersacji? Chciał być pewien, że zrozumie, że jeśli raz w to wejdzie, ciężko będzie się z tego wyplątać, o ile będzie to w ogóle możliwe.
    - Nie będę w stanie, lub też po prostu nie będę chciał, odpowiedzieć ci na niektóre pytania. Pewne sprawy powinny pozostać w tajemnicy. Ze względu na twoje, moje i wszystkich trzech krain bezpieczeństwo - zakończył. Popatrzył na Amelię, popatrzył na sufit, zerknął do swojego kubka, dopił resztki kawy i używając telekinezy, naczynie przepłynęło w powietrzu przez kuchnię, odstawił kubek do zlewu. Słaba sztuczka jego zdaniem, na nikim to nie robi już wrażenia w Lustrzanej Krainie, ale może Amelii się spodoba.
    - Może ty zacznij, jeśli nie zraziłem cię, co było by wskazane z uwagi na to jakie konsekwencje może nieść nasze małe porozumienie. Co już wiesz. Skąd wiesz. Które twoje informacje mogę uzupełnić lub skorygować - zaproponował Eliot.
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 5 Maj 2015, 16:53   

    Gapiła się, wędrowała spojrzeniem od zmarszczonego czoła, po usta, wyczekując aż rozchylą się i odpowiedzą na jej pytania. Nie zamierzała go pośpieszać, nie miała takich zwyczajów, nawet jeśli czasami dawała wrażenie narwanej nastolatki. Była człowiekiem, do tego bardzo młodym, chociaż klasyfikowano ją do tych bardziej dojrzałych pośród wszystkich rówieśników, czasami nie potrafiła zapanować nad typowo ludzkimi reakcjami. Za mało przeżyła i za mało zobaczyła, by zawsze reagować w ten sam sposób.
    Przechyliła głowę w tył, by móc lepiej mu się przyglądać, nie ukrywała, że czuła się niewiarygodnie malutka, kiedy tak patrzył na nią z góry, wraz z czym na jej bladych policzkach rozlały się delikatne, różowe rumieńce. Nie była przyzwyczajona do takiej bliskości z drugim człowiekiem, a już na pewno nie była przygotowana na coś takiego, kiedy na przeciwko niej siedział mężczyzna. Nic więc dziwnego, że poruszyła się gwałtownie, ni to ze strachu, ni to z zimna, a badawcze spojrzenie błękitnych tęczówek, powędrowało w bok, na kubek kawy.
    Wraz z pierwszym wypowiedzianym przez niego słowem, na ustach dziewczyny pojawił się uroczy uśmiech, nie mogła się doczekać, kiedy tylko usłyszy prawdę na ich temat. Ku jej rozczarowaniu, przyszło jej jedynie główkować nad tym, co miał na myśli posługując się zwrotem od Bezpieczeństwa i Higieny Pracy. Nie przypominała sobie, żeby zawierała z nim jakikolwiek układ, umowę, która skłaniałaby go do tego, aby uzmysłowić jej swoje prośby. Z pomocą przybył sam Eliot, z którego ust wydobyła się wiązanka myśli. Jej uwagę od razu zwróciła jedna z wymienionych przez niego nazw. Szkarłatną Otchłań. Już coś takiego słyszała, co prawda nie wiedziała czym właściwie ona jest, ale spotkała się z taką nazwą i już sam ten fakt niezwykle ją uszczęśliwił. Niektóre rzeczy faktycznie mogły się okazać prawdą, a ona nie będzie się czuć rozczarowana, kiedy przyjdzie jej dowiedzieć się więcej, albo i lepiej - jeżeli jakieś sprawy znajdą w słowach Eliota potwierdzenie. Uważnie słuchała, ani na chwilę nie myśląc nawet o tym, by się odezwać, przerwać, czy coś sprostować. Liczyła się z tym, czego od niej oczekiwał, ale i ona nie zamierzała pozostawać uległa. Też chciała być czegoś pewna, zanim zacznie zadawać pytania.

    - Chce żebyś był ze mną szczerzy, żeby każda Twoja odpowiedzieć mówiła mi całą prawdę. Jeżeli będziesz chciał skłamać, lepiej żebyś w ogóle nie odpowiadał. - powiedziała po dłuższym myśleniu, nie chciała by zabrzmiało to tak.. tak donośnie. Przecież spójrzcie tylko na nią, gdzie takie chuchro mogło się czegokolwiek domagać od kogoś takiego jak Eliot, od kogokolwiek..

    Tajemnica. Ile to ona już lat zmarnowała na to, by właśnie dowiedzieć się tych najbardziej skrywanych tajemnic na temat istot magicznych. Już chciała coś powiedzieć, coś w stylu możesz mi powiedzieć wszytko, a ja będę siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, nim jednak zdążyła rozchylić usta w geście wydobycia z nich słów, te co prawda rozchyliły się, ale z zupełnie innego powodu. Od kiedy to kubki unoszą się w powietrzu i same przemieszczają, od kiedy to JEJ kubki same się przemieszczają?! Złapała się z obu stron krzesła, by z wrażenia z niego nie spaść. Wyglądała teraz komicznie, ten zaskoczony, niczego nie spodziewający się wyraz twarzy i trzymanie się kurczowo krzesła, jak gdyby sama miała zaraz odlecieć. - Jak.. Jak - jęknęła cichutko, szybko jednak, jak gdyby piorun ją uderzył - opamiętała się i chrząknęła. - To znaczy, bardzo ładny popis swoich umiejętności, Eliocie. - powiedziała spokojnie i z wymuszoną powagą na twarzy, jak gdyby wcale ja to nie ruszyło.

    Czas ucieka, a ona nie wiedziała, jak długo Lunatyk zamierza tolerować jej ciekawską naturę, czy po prostu - jej całokształt:
    - Wiem niewiele. Właściwie to nie wiem czy wiem cokolwiek. - zaplątała się trochę, ale zawsze miała problemy z dobraniem słów, kiedy tylko podniecenie przewyższało nad zdrowym rozsądkiem. - Nie wiem czy jest sens, by opowiadać Ci wszystko to co mówiła mi babcia, jest już starą kobietą i.. - urwała szybko, byleby tylko nie wypalać się, gdzie i w jakim stanie się znajduje. Nawet jej głos nieznacznie zmienił barwę na nieco smutniejszą, kiedy tylko o niej wspomniała. - Wolę zająć się tym, czego dowiedziałam się niedawno. Nie będę zdradzać od kogo, co prawda ta istota - bo w gruncie rzeczy, nie wiem czy była człowiekiem - wy.. Ty, jako istota magiczna, niczym się nie wyróżniasz na tle innych ludzkich jednostek jakie spotkałam. Niemniej jednak, wolę nie pakować jej w żadne kłopoty, kto wie czy nas ktoś teraz nie podsłuchuje, dzięki swoim super umiejętnością. - zabrzmiało to trochę komicznie, ale Amelia zawsze wyolbrzymiała moce, a raczej domniemała jakie mogą posiadać istoty z Krainy Luster.
    - Ludzie z kocimi atutami. Kocie uszy, ogon, możliwość zmiany w to zwierzę. Na razie wiem tylko o nich, bo domyślam się, że jesteście podzieleni na różne rasy, gatunki, nie wiem nawet jak to nazwać. Ty raczej do nich nie należysz - dokończyła, widocznie zainteresowana tymi stworzeniami. Ah, a czymże ona nie byłaby zainteresowana, jeśli temat dotyczył magi i stworów z innej krainy!
    - Mam jedno bardzo ważne dla mnie pytanie, nim jednak do niego przejdę.. Wspominałeś coś o jakiejś organizacji ludzi. Czyli moja rasa, bo pozwól, że w ten sposób będę porównywać ludzi i istoty magiczne, wie o waszym istnieniu? Jeśli tak to w jakim stopniu, czy posiada dużą wiedzę, czy są to raczej gdybania i przypuszczenia? Czy każdy może się do takiej organizacji dostać? - chyba zrobiła jeden znaczący błąd, zadając to ostatnie pytanie, chyba zapomniała już jak zareagował mężczyzna tylko wspominając o tym całym stowarzyszeniu wiedzących ludzi. Nie zamierzała jednak na tym zaprzestać, pytań była jeszcze masa, a nie wiedziała, ile jeszcze czasu im zostało...

    - Czy zwykły człowiek może posługiwać się magią? Czy jest taka siła wyższa, która pozwoliłaby zwykłemu śmiertelnikowi ze świata ludzi, posiąść odpowiednią wiedzę i korzystać z niej tak samo, jak istoty magiczne? - nie potrafiła w tym momencie ukrywać swoich prawdziwych emocji, obojętność, która na początku zdawała się być opanowana przez nią do perfekcji, teraz w ciągu kilku sekund rozmyła się w niemalże błagalnym i drżącym głosie dziewczyny. Wiele by dała, żeby zamienić się z Eliotem, żeby być taki jak on, władać nawet najmniejszą magią, cokolwiek. Podobno wszystkiego można się nauczyć, czemu z magią nie mogłoby być podobnie? Rozumiała, że wszystko ma dwie strony medalu i wierzyła mu, że te nawet najbardziej przesłodzone opowiadania o Krainie Luster, mogły być jedynie przekoloryzowane przez kogoś dla własnego interesu.
    - Eliot, naucz mnie magii, potrafisz? - palnęła nagle, choć w głębi przypuszczała i domyślała się jaka będzie reakcja i odpowiedź Lunatyka. Dziwnie jej było, kiedy z jej ust padało imię mężczyzny, czuła dziwnie przyjemne ciepło gdzieś na podbrzuszu. Właściwie to zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, czy powinna mówić do niego na ty, używając w każdym zwrocie jego imienia, czy może połasić się o wlepianie wszędzie per Pan. Był od niej starszy, ale mogło jej się tylko wydawać przez jego zmęczony(?) wyraz twarzy.
    Nawet jeśli potrafił, jego słowa, że magia to nie zabawa już powinno odpędzać ją na dobre od takich propozycji. Oczywiście, ona sama nie miała w planach się nią bawić, a wykorzystać do dobrych celów, wręcz iście anielskich, można by rzec, gdyby tylko Amelia zdradziła swoje zamiary. Fascynacja magią i wszystkim co jest z nią związane to jedno, ale chęć zagłębienia się w ten temat tak, jak ona tego pragnęła wydawało się być trochę... Trochę? Bardzo niepokojące. Niemniej jednak, by nie przedłużać - dziewczyna sama odpowiedziała sobie na swoje pytanie i machnęła niedbale ręką, dając mu do zrozumienia, że nie musi odpowiadać.
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 6 Maj 2015, 19:19   

    Ile to już dni kręciła się bez celu po tym świecie? Tak bardzo go nienawidziła, tak bardzo ukochała sobie Krainę Luster, a teraz, jak na złość, tu przyszło spędzać jej więcej czasu, tu odnalazła dom, którego tam nigdy nie potrafiła uzyskać, tu... Tu ponownie spotkała Noritoshiego. Przeklęty, niech cierpi, niech zdycha w męczarniach, byleby tylko nigdy więcej nie musiała widzieć jego gęby. Dość. Trzeba się go pozbyć raz, a dobrze, pozwolić... nie, zmusić się, aby zniknął z myśli, jego obrazy wyleciały z głowy. Morderca. Cóż ty najlepszego narobiłeś, głupcze?
    Nie wracała do posiadłości Wilka, doskonale wiedziała, że w tym stanie nie może mu się pokazać, nie panowała nad sobą i zdawała sobie z tego sprawę. A on... On zabiłby ją ponownie, gdyby tylko dowiedział się o wszystkich ostatnich wydarzeniach. Chciał mieć Dachowca, nie Stracha, którym teraz być musiała. Pozostawiona bez wyjścia, niezapytana o zdanie, a przecież tak bardzo kochała swoje żywe życie, komu to przeszkadzało, do cholery?! Naprawdę na to sobie właśnie zasłużyła? Tak czy nie?! A jeśli był to zwykły kaprys, jego kaprys, to czy ona nie mogła mieć podobnych? Ha, tak strasznie było być Strachem. Pod każdym znaczeniem tego słowa. Bała się sama siebie, swojego zagubienia, swoich myśli i obcego zachowania, a jednocześnie cieszyła się, że dawna kotka już odeszła, miała nigdy nie powrócić razem ze swoimi słabościami, które mogłaby godzinami wyliczać. Czy teraz nie było jej lepiej? Kiedy ktoś cierpi tak samo jak ty, łatwiej razem jest to znieść. Ale... Przecież oni na drzewach nie rosną, nie wynurzają się spod ziemi na zawołanie, kiedy są komuś potrzebni. Więc skoro tak, mogła sama o taką osobę się postarać, znaleźć towarzysza w niedoli, zemścić się i czuć lepiej. Nie będzie się przejmować, już dosyć, teraz ona sama była sobie najważniejszą istotą, jej szczęście, choć dość specyficzne, było na pierwszym planie.
    I tak się stało, że upatrzyła sobie jedną, niewinną być może, dziewczynę. Wiele czasu poświęciła, aby przyjrzeć jej się uważniej, obserwowała, starała się poznać i dowiedzieć rzeczy, na których jej zależało. Mieć pojęcie o tym, co może plany pokrzyżować, a co wręcz przeciwnie – wspomóc. Pierwszą, możliwie, że i najcięższą przeszkodą wydawał się być mężczyzna, który wraz z nią mieszkał. Ach, gdyby ta wizja naszła ją wcześniej, może nie stanowiłby problemu, a tak, cóż... Wielkiej wiedzy na jego temat nie posiadała, właściwie to była ona zerowa. To zwykły szary człowiek czy też magiczny? Jeśli byłby tym drugim, to wygląd w żaden sposób go nie zdradzał. Nyah, a ja kryję się po kątach, jak przestępca. Wtrąciła z niesmakiem, chociaż żadnej ze swoich kocich części by się nie pozbyła. Uwielbiała je. Przecież była kotką!
    Ale to jednak dziś naszła ją spontaniczna myśl, by namieszać nieco w życiu człowieczki. Bez względu na to, czy mężczyzna ruszy współlokatorce na pomoc czy też nie, chciała spróbować, zabawić się, rozerwać to martwe cielsko, zanim w samotności całkowicie zwariuje i targnie się na samą siebie.
    Czaiła się dłuższy czas w okolicach jej domu czekając, aż panienka łaskawie się pojawi, by przedstawienie mogło się zacząć. W dłoni obracała sztylet, przeglądając się w jego ostrzu. Wolała nie zostać zmuszona do jego użycia, choć dla samej zabawy zawsze była skora. Złote ślepia dziś wyjątkowo błyszczały, zapewne w nich odzwierciedlała się cała ekscytacja. Obnażone kły nie mogły doczekać się istnej uczty, która zapewne zostanie kotce zaserwowana. Cała gama emocji, do wyboru do koloru. Na pewno nie wyjdzie stamtąd z niczym. Poinstruowała Furbo o wszelkich ewentualnościach i nakazała zostać tu, by w pogotowiu czekał na dalsze rozkazy.
    Bacznie rozejrzała się, czy aby na pewno droga, jaką miała do pokonania będzie pusta, a kiedy już nikogo nie zauważyła, szybko przemknęła pod drzwi wejściowe zgrabnie przeskakując przeszkody na tej trasie. Liczyła na to, że dziewczyna po wejściu do domu, skupi się na czymś innym niż myślenie o zamknięciu zamka, co by znacznie ułatwiło dostanie się do środka. Losie, czyżbyś dziś postanowił mi sprzyjać? Na twarzy zagościł kpiący uśmieszek, kiedy pociągnięcie za klamkę wystarczyło, aby dostać się do środka, co oczywiście chwilę później zrobiła jak najciszej się skradając. Przecież nie chcemy spłoszyć ofiary wraz z jej towarzyszem!
    Słyszała dobiegające rozmowy, wychwytywała z nich słowa... Więc jednak, mężczyzna należał do magicznych gatunków. Szlag by to, nya! To jednak jej nie zniechęciło, stawiała dalej krok za krokiem znajdując się tuż przy kuchni. Jaki był plan? Ano nie było go, spontaniczna pewność siebie, ot.
    - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, nya. – Stanęła w progu kuchni o niego także się opierając i spoglądając to na niego, to na nią. Ogon lekko się poruszał, ukazując jej przygotowanie na wszelkie ewentualne niepowodzenia, jednak sama w tym momencie nie przewidywała żadnych gwałtownych posunięć ze swojej strony. Na spokojnie, a nuż pójdzie po dobroci. - Wypadałoby zamykać za sobą drzwi. Chyba nie chcesz tu żadnych włamywaczy, nya? – Głos miała dość obojętny, ale teraz jeden z kłów uraczył ukazać się zebranym.
    Rozejrzała się uważniej po pomieszczeniu, nie przejmując się zupełnie tym, jak mogli zareagować. Dość ładnie sobie tu mieszkali, choć kolory kuchni zdecydowanie ją odrzucały, wolałaby coś spokojniejszego.
    - Czy mnie uszy nie myliły, wspominałaś o Dachowcach? Oto jestem. Nyahaha. Dla ciebie i po ciebie. Mam nadzieję, panie magiczny, że nie będziesz robił dużych kłopotów. – Spojrzała pewnie na Eliota. Ech, nie w smak było jej mocować się z mężczyzną i jego obecność tylko całość spowalniała, musiała nieco zmienić podejście. A mimo to Anastasia świetnie się bawiła. Już na pewno coś się w nich kotłowało, mogła upajać się posiłkiem, który jej ofiarowali.
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 6 Maj 2015, 22:57   

    Kłamca. Paskudny, niemoralny, wmawiający sobie, że kieruje się „dobrymi pobudkami” kłamca.
    - Prawda – powtórzył po oświadczeniu Amelii i kiwnął potwierdzająco głową, kłamiąc, bo nie zamierzał mówić przecież całej prawdy. Ale w tym przypadku nie będzie przecież kłamstwo, czyż nie? Po prostu będzie... omijał pewne tematy. Może przedstawiał je w okrojony sposób. Sam nie wiedział czemu nie chciał jej przekazać wszystkiego. Był Lunatykiem, tak? Powinien gromadzić, zbierać i przekazywał właściwym personom zdobytą cenną wiedzę mogącą zmienić losy wojny krain czy organizacji. Zamiast tego robił właśnie coś zgoła przeciwnego i wydawało mu się to w jakiś sposób... nieodpowiednie i niewłaściwie, takie przekazywanie informacji osobie (człowiekowi!), która miała na tym punkcie... nie chciał tego mówić, ale... miała obsesję? Mocne słowo, może zbyt mocne, ale Amelia tak szybko zmieniła się na twarzy i w zachowaniu kiedy dochodzili do tematu magii, że znów poczuł się nieswojo a to odczucie nie chciało go już opuścić.

    Nigdy nie myślał o sobie jako rasie, choć lubił w kółko sobie powtarzać, że jest Lunatykiem. Był z tego całkiem dumny. Z tego, że na loterii życia stanął w tej dobrej kolejce, wybrał odpowiedniego losa i tadam!, Lunatyk jak się patrzy. Nigdy nie zazdrościł innym ich genetycznego dziedzictwa, bo lunatykowanie przez krainy było najlepszym co mogło mu się przytrafić. W każdym razie – Amelia miała rację, był jednym z tak wielu... Ras? Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie nawet nie wie jak to nazwać. Odmiana, gatunek? Hmm. Niech będzie już ta rasa.
    - Dachowcy – potwierdził jej słowa. - Zdecydowanie nie jestem jednym z tych futrzaków - dodał. – Ciekawa kombinacja ludzkiego ciała z elementami kociej egzystencji. Albo odwrotnie. Kotów z ludźmi? Choć według mnie, że żadne z tych dwóch. Są bardziej jak... - machnął dłonią w powietrzu szukając odpowiedniego przykładu, który mógłby być bliski Amelii. – ...wilkołaki. Znasz historie o wilkołakach, prawda? To nie są ludzie. Ale też nie wilki. To wilkołaki, nie mogące utożsamić się z ani jednym ani drugim. Tu chyba tak samo – nie kot, nie człowiek, a Dachowiec, magiczna istota. Tak jak mówisz, może być jak kot lub z wyglądu jak człowiek, pracę znajdą wszędzie, bo kto nie lubi mieć kota w domu, znani ze swojego zamiłowania do muzyki.
    Ile to Dachowców było zawodowymi diwami, członkami zespołów, artystami dających swoje lepsze czy gorsze występy po nocach na scenie lub po prostu gdzieś na ulicy.

    Spytała o magię. I znów ta niezdrowa chęć... bycia magicznym. Nic ciekawego, Amelio, naprawdę nie warto. Ale były na to sposoby, och, były. Sposoby jakie przeszły mu przez myśl zatrwożyły go. Wszystkie wiązały się z bólem, którego nie wynagrodzi żadna magia. A może się mylił? Może tylko dla niego wspomnienia i trauma był tak ogromnym ciężarem. Czy to naprawdę coś za co warto się poświęcać? Łatwo mu mówić, bo przecież magię miał.
    Sposób numer jeden: daj się przerobić na Cyrkowca! Brzmi zabawnie a wcale takie nie jest.
    Dalej: czemu by nie zarazić się magiczną klątwą, która przemieni cię w Opętańca? Dziwaczne skrzydła różnej maści na plecach, długa droga przez bolesną przemianę – brawo, skreśliłaś sobie możliwość normalnego wyglądu i już nigdy nie będziesz mogła swobodnie przejść przez ulicę Świata Ludzi.
    Coś jeszcze? Na pewno było, ale Eliot nie mógł przecież wiedzieć wszystkiego.


    Wstał i przeszedł się po kuchni, zwlekając z jedną i drugą odpowiedzią na obydwa pytania Amelii. Zatrzymał się wreszcie, patrząc uważnie na dziewczynę.
    - Amelio – powiedział wreszcie zwracając się do niej po imieniu, tak jak ona uczyniła to wcześniej w stosunku do niego. Oparł się wyłem o blat przy zlewie, nie spuszczając z niej wzroku.
    - My się chyba dalej w jednym nie rozumiemy. To niebezpieczne. Przynajmniej tutaj, gdyż tak, ta organizacja ludzi… – zawahał się na sekundę zanim znów kontynuował - ...MORIA, tak się nazywają, nie są przychylnie nastawieni. Bycie magicznym tutaj to nie jest łatwe.
    „Może to tylko ty jesteś tak tym wszystkim przerażony? Może to mnie nie wychodzi zwyczajne życie? przeszło mu przez głowę. Myśli, które pojawiały się znikąd, nad którymi nie miał czasu się zastanowić, bo znikały tak szybko jak się zjawiały, pozostawiając jedynie odczucie paranoi i jeszcze większego niepokoju niż już wcześniej doznał patrząc na Amelię. Jak taka osóbka jak ona, rumieniąca się kiedy zbliżył się do niej bliżej, zdołała zrodzić w nim taką niepewność.
    - Czy ludzie o nas wiedzą? Ci „zwyczajni” – nie. I niech tak zostanie. Są przypadki, ostatnio coraz częstsze, że jednak coś przenika na tę stronę. MORIA zajmuje się nimi. Nie wiem co dokładnie robią, jakie są ich plany, po co to wszystko. Mieliśmy wojnę, Amelio, wojnę z MORIĄ. 30 lat temu?... Poza tym, że oni są niebezpieczni, i to niebezpieczni typu „zabijamy boleśnie i strzelamy bez ostrzeżenia”, to nie wszyscy magiczni są bezkonfliktowi jak ja, wiesz? Sporo z nas nienawidzi ludzi za wiele rzecz--... – I mógłby tak paplać dalej, używając nieskończonej ilości i w różnych odmianach słowa „niebezpieczeństwo”, przez przypadek mówiąc więcej niżby chciał, ale zatkało go w pół słowa. Przerwało mu powitanie nowej osoby w kuchni.

    Stał z otwartymi ustami, aż wreszcie zamknął je z cichym mlaskiem. O nienie, było zbyt późno i był zbyt zmęczony na takie rzeczy, za co to wszystko?! Był bardziej zirytowany niż cokolwiek innego, choć gdzieś tam głębiej, koło wątroby i pomiędzy śliskimi kawałkami jelit, drgnęła obawa przed rozwojem wydarzeń. Czy ten dzień nie może stać się jeszcze dłuższy i męczący?

    - O tym właśnie mówię! – zawołał wskazując palcem stojącego w progu przybysza, tak bardzo dumny z siebie, że jego słowa natychmiastowo odnalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Rzucił Amelii minę pod tytułem „A NIE MÓWIŁEM?” i odbijając się lekko od blatu stanął pomiędzy Anastazją i Amelią, z miną mówiącą, że położyć się spać chciał już dobre dwie godziny temu, a to był naprawdę beznadziejny dzień. To czego nie chciał, to kłopotów, które zapowiadał mu Dachowiec. Naprawdę nie chciał. Nie lubił kłopotów, czemu kłopoty same na niego wpadały, z jakiej racji? Jeśli teraz ucieknie, będzie miał kłopot z samym sobą, jeśli tego nie zrobi, będzie miał kłopot z stojącą przed nim osobą, a jeśli coś się stanie z Amelią… cóż, wracamy do punktu wyjścia, będzie miał kłopot ze sobą i na dodatek z Amelią. Kłopoty, kłopoty, kłopoty.

    Nawet nie chciał zgadywać o co mogło chodzić Dachowcowi. Nie było żadnego powodu aby miałaby się tu zjawić, o ile… o nienienine, nie, nie i jeszcze raz nie. Czyżby to był Strach? Kocie uszy i ogon, jakkolwiek kochane i piękne, nie musiały dyskwalifikować jej z bycia Strachem. A i słowa „dla ciebie i po ciebie” brzmiały podejrzanie, a Strachów w tym świecie nie brakowało odkąd zostali wygonieni z Lustra. Dla upewnienia się zerknął na nią inaczej – tak, że mógł zobaczyć coś więcej dzięki swojej mocy.

    Z początku nie stało się nic. Stała jak stała, uśmiechnięta, zadowolona jakby weszła na marną dyskotekę i była pewna, że zdoła ją rozkręcić na najlepszą imprezę roku. I wtedy, jakby w spowolnionym dla niego tempie, Hebi zmieniała swój wygląd, ujawniając swoją magiczną aurę. Bił od niej fioletowy, ostry i, aż chciało się powiedzieć - agresywny blask, krzyczący aż, że co do Stracha miał rację. W kącikach jej oczu i ust pojawiła się woda, spływająca nieprzerwanym strumykiem w dół po jej twarzy, spojrzenie stało się bardziej przeszklone, jakby głodne i spragnione. Ogon w jego magicznym wizjerze rozdzielił się na dziewięć innych, większych puszystych, którymi szurała po podłodze, a pomiędzy nimi hasały koty. Pięć kotów, jeśli mamy być bardziej specyficzni, a jeden z nich trzymał w pyszczku narcyza i kwiat szaleju. Kiedy na nie patrzył czuł zgrzytającą mu między zębami ziemię i popiół. W brzuchu przekręciło mu się coś, bo dostawał odruchów wymiotnych, gdyż do tego wszystkiego dochodziło głębokie basowe drżenie, które zaraz zmieniło się w łagodną melodię, a ona zaraz w rytm walca i tak w dalej, dźwięki dochodziły do niego jakby przytłumione, jakby na końcu ulicy był jakiś koncert, a on musiał się męczyć z niechcianą muzyką dochodzącą do niego nawet pomimo zamkniętego okna. Te i inne dźwięki, obrazy i smaki przeszły przez niego wraz z delikatnym dreszczem, aż mrugnął ponownie i… …znów tam stała, uśmiechnięta, zadowolona jakby chciała ich zjeść.

    Na pewno Strach. Topielica? Spotkał się z tym rodzajem tylko dwa razy w życiu, więc ciężko było mu ocenić, ale woda w jego widzeniu była całkiem wyraźną wskazówką. Koty i muzyka również były zastanawiające. Chętnie usiadłby i pomyślał nad tą zagadką, ale nie było na to czasu.

    Nope.
    Podniósł ręce w pokojowym geście. Nie chcieli kłopotów, prawda? Ale w razie czego, w każdej chwili był gotów do ciśnięcia w nią zestawem noży kuchennych i braniu nogi za pas, ciągnąc za sobą Amelię. Ale wolałby jednak nie. Nie brzmiało to jak dobry plan.
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Maj 2015, 00:11   

    Niczego nieświadoma, kiwnęła głową, dziękując mu tym samym za to, że zgodził się mówić prawdę. Nikt przecież nie chciał dowiadywać się jakichkolwiek informacji, które później okazać się miały kłamstwem, wiadomo jednak, że każdy byłby w stanie przekonać Amelie do swoich racji. Była naiwna człowieczkiem i gdyby miała teraz taką możliwość, pomogłaby nawet złym ludziom, kompletnie przez nich zmanipulowana. Od pewnego czasu stała się podatna na tego typu sprawy, a jej stan psychiczny na pewno się pogorszył.

    Dachowcy. Jednak ich rasy mają jakieś odrębne nazwy. Pomyślała, przelotnie skupiając się dłużej nad tym faktem. Kim był w takim razie Eliot? Skoro nie był Dachowcem, to kim? Czarodziejem? W końcu potrafił sprawić, że przedmioty lewitowały. Może był mieszanką człowieka z prawdziwym czarodziejem? Może czarodziej nie wygląda tak samo jak ten z telewizji, czy książek dla dzieci. Długo mogłaby tak pytać samą siebie w myślach, ale i tak jednego była pewna - od Eliota tej informacji nie wyciągnie, wewnętrznie czuła, że to pytanie było by przez niego w najlepszym przypadku zbyte, a najgorszy? Najprawdopodobniej by skłamał. Wspólne mieszkanie nie zobowiązywało go jeszcze do tego, by zdradzaj jej o sobie wszystko. Sama Amelka z pewnością jeszcze go do siebie zrazi swoją obsesją - mocne, ale trafne sformułowanie.
    - Wiadome jest czy Dachowce mogą przybrać postać człowieka, albo kota? Muszą być taką zwariowaną mieszanką? - nie było to co prawda istotne, bo niewiele jej ta informacja by pomogła w czymkolwiek. Aczkolwiek to ciekawe, czy taki mieszaniec nie chciałby należeć do jednej rasy, nie musieć się tłumaczyć z tego, czemu jako pseudo człowiek, ma doczepione na stałe ogon, albo uszy.

    Powędrowała za nim wzrokiem, kiedy zmienił swoje położenie. Zdezorientowało ją to trochę, nie wiedziała czy w ten sposób układa sobie dla niej odpowiedzi, myśli mu się lepiej, a może po prostu planuje już udać się do pokoju babci, tudzież swojego pokoju i pozostawić ją w niewiedzy jeszcze jakiś czas. Nic więc dziwnego, że dziewczyna automatycznie postąpiła tak samo, stając na nieco chwiejnych nogach. Nie powinna była wykonywać tak gwałtownych ruchów. Mimo chwilowych zawrotów głowy, starała się skupić na słowach Eliota. Każda kolejna informacja dziwiła ją jeszcze bardziej od poprzedniej.
    Wojna?

    -Eliocie o czym ty mówisz? - nie miała w zwyczaju unosić głosu, ale pewne sprawy zdawały się być dla niej niezrozumiałe, nawet jeśli mężczyzna starał się jak mógł, by dziewczyna nie miała żadnych wątpliwości, coś ze sobą nie grało.
    - My, zwykli ludzie, mielibyśmy z wami wojować? Chyba sam przyznasz, że magia to potężna sprawa. Nikt nie chciałby z nią zadzierać, a już na pewno nie bezbronne, ludzkie istoty. Skąd więc ta bajka o wojnie z nami? - broniła swojej rasy zaciekle, nie potrafiła sobie tego w żaden sposób wyobrazić. Pociski z pistoletów na - przytoczę tutaj moc Eliota - możliwość spowodowania, że przedmiot zacznie się samoczynnie unosić w powietrzu? Toć to jakieś brednie! Złapała się otwartą dłonią za głowę i chwilę muskała powoli wysychające już kosmyki włosów wzdłuż ich długości. Westchnęła głośno: -Nie zrozum mnie źle, po prostu nie potrafię sobie pewnych spraw wyobrazić.. - szybko się poprawiła, aby przypadkiem Lunatyk nie odebrał jej słów jako atak na jego osobę, nie zamierzała podważać jego słów, dała się ponieść niepotrzebnym emocjom ponownie, powinna bardziej nad nimi panować.

    Trudno powiedzieć, czy dziewczyna w tym momencie się przestraszyła, czy zagapiła, ale jej oczy uzyskały znacznie większe rozmiary, a kostki desperacko zaciśniętych palców pobielały. Przyczyną takiej reakcji był nie kto inny, a niezapowiedziany gość. Nie zorientowała się nawet kiedy kotka pojawiła się w mieszkaniu, pewnie gdyby ta nie odezwała się pierwsza, Amelia jeszcze długi czas by jej nie widziała. Stała tak nieruchomo, odrywając w końcu spojrzenie od tęczówek Topielicy. Zlustrowała wzrokiem całą ją sylwetkę, nie wiedząc kiedy, przysuwając się bliżej Eliota. Coś wewnętrznie podpowiadało jej, że powinno teraz znajdować się blisko niego. Nie dlatego, że był mężczyzną, który aparycją ciała znacząco przewyższał zarówno ją, jak i nowo przybyła istotę, ale przede wszystkim dlatego, że nie był zwykłym człowiekiem.
    Szybko rzuciły jej się w oczy kocie uszy, rozchyliła szerzej usta, na chwilę zapominając o oddychaniu, przez co o mały włos nie udławiła się własną śliną. Kaszlnęła kilkakrotnie, przykładając do ust dłoń, a tym samym na krótką chwilę spuszczając wzrok z nieznajomej. Kiedy tylko się uspokoiła, nie pozostała pozostać w milczeniu, mimo iż mówiła wyjątkowo cichutko:
    - Dachowiec, Eliot, Dachowiec. - niczym nieświadome niebezpieczeństwa dziecko, podniosła dłoń wyżej bioder i wskazała palcem na kotkę. Przecież palcem się nie pokazuje, to niegrzeczne, a niegrzeczne dzieci winny być karane.
    Spośród całej tej niedorzecznej sytuacji - bo przecież Amelia miała przyjemność być w pomieszczeniu z dwiema magicznymi istotami, jeszcze trochę i posika się z radości - zwróciła większą uwagę na słowa wypowiadane przez kotkę.
    - Po mnie? - powtórzyła pytająco, skąd pomysł żeby nawiedzać baletnice, niczego nieświadomą pannę, która nie mogła nikomu niczego lepszego zaoferować. Nie miała żadnych magicznych zdolności, nie potrafiła nawet najprostszych sztuczek z kartami, nie była silna, a jej kondycja, mimo iż tańczyła, nie należała pewnie do tak dobrych jak istot stojących przed nią. W czym więc był jej potrzebna?

    Ręką, która już nie wskazywała na postać czarnowłosej, chwyciła kawałek materiału górnego odzienia Eliota i pociągnęła za niego mocniej, jakby chcąc, żeby on również powiedział coś w tej sprawie. A może tak na prawdę o wszystkim już wiedział, a to co robił było tylko grą? Dlaczego w jej głowie pojawiło się tyle niepewnych, czarnych myśli? Przecież sama tego chciała. Istot magicznych, magii.
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 7 Maj 2015, 10:56   

    Z zaciekawieniem wpatrywała się w reakcję obojga. Doprawdy nie rozumiała po co od razu te nerwy i obawy z ich strony, nie zrobiła jeszcze niczego, co mogłoby je wywołać. No... Nie licząc oczywiście niespodziewanego wtargnięcia do nie swojego domu. Widocznie nie każdy był przygotowany na ujrzenie w drzwiach magicznej istoty, ot tak, jakby nigdy nic. Cóż, przecież to nie Kraina Luster, ludzie do takich zachowań nie przywykli. A szkoda.
    Nie drgnęła nawet o milimetr, gdy Magiczny Pan – o tak, ten przydomek zostanie przy nim już na zawsze, o ile kiedykolwiek jeszcze będzie dane im się spotkać – wtargnął między kotkę a Amelię. Westchnęła tylko głośniej, przecież niepotrzebne afery w ludzkiej dzielnicy nie były jej potrzebne, ani tym bardziej na rękę, a tu proszę, od razu biorą ją za najgorszego z możliwych zbrodniarzy. I to dlaczego? Och, jakie to urocze, będzie bronił jej dzielnie niczym rycerz. Uniosła wyżej jedną z brwi, kiedy Lunatyk dłuższą chwilę na nią spoglądał, jednak koniec końców, zignorowała ten gest, wszak kto nie chciałby na nią patrzeć? Nie zdawała sobie nawet sprawy, że mogła w jakimś stopniu zostać przejrzana, że wszystko teraz mogło się potoczyć inaczej, niż po jej myśli. A przecież utrudnienia były tak irytujące, że należało się ich jak najszybciej pozbywać, aby nie przybrały na sile. Choć oczywiście najpierw wypadałoby się nieco więcej o nich dowiedzieć, na co panna Strach czasu nie miała.
    W dalszym jednak ciągu nie miała zamiaru na żadne z nich rzucać się, wszczynać walki, cierpliwie chciała zobaczyć dalszy rozwój wydarzań, a ewentualnie później podjąć bardziej drastyczne kroki. Niepowodzenia nie brała pod uwagę i nikt nie miał prawa jej w tym przeszkadzać, chyba, że chciał na własnej skórze przekonać się jak bardzo nieobliczalna, niepogodzona z losem potrafi się stać. Jeden zły ruch.
    - Spokojnie Panie Magiczny. Kotowatą o coś podejrzewasz? Zero zaufania do sobie podobnych, nyah. – Jej głos wyraźnie posmutniał, choć wyraz twarzy wiele nie uległ zmianie. Ponownie przybrała obojętną maskę. Szczerze współczuła Eliotowi takiego życia, jeśli każdego napotkanego brał w pierwszej kolejności za potencjalną zbieraninę wszelkiego zua, musiał się nieźle namęczyć, aby uporać się z tym w swojej głowie. Traktowanie siebie jako lepszego, miało o wiele więcej zalet. Na przykład brak martwienia się o spotkanie kogoś ponad własne siły. - Z całą pewnością mając złe zamiary, nie przyszłabym tu, kiedy mogłabym spotkać ciebie, a i na świecie nie istnieje tylko jedna, przyjazna ludziom magiczna istota.
    Odchyliła lekko głowę, by móc uwagę skupić na Amelii. Ledwo zdążyła wejść i już ją wystraszyła do tego stopnia, że chowała się za Magicznym. Ale ponoć interesowała się, lubiła magię, więc o co chodzi? Czy naprawdę Dachowiec był aż tak straszną istotą? Mając puchaty ogon i uszy, wszyscy zawsze do niej lgnęli, niż uciekali, ta odmiana była niepojęta. Śmierć tak wiele zmieniła? Nie potrafiła już nikogo do siebie przekonać? Nie! To niemożliwe, musiała się postarać, umiała zagrać, jak wymagała tego rola, nie mogła wyjść z wprawy. Była, do cholery, Przytulanką! Nie prowokujcie mnie!
    Ciche warknięcie wydobyło się z jej ust, lecz szybko oprzytomniała i zrobiła krok w ich stronę. Nie sięgnęła po żadną broń, nie zaczęła im grozić. W dłonie chwyciła swój biały ogon, który zaczęła gładzić i to na nim skupiła swój wzrok, zupełnie nie przejmując się pozostałą dwójką.
    - Nie bój się mnie, Człowieku. Jestem kotem, który wręcz kocha towarzystwo drugiej osoby i żyć bez niego nie potrafi, nya. To mnie zesłał ci los, abyś mogła poznać uroki tego magicznego świata. Ja ci o wszystkim opowiem, nie będę mieć tajemnic, niczego nie przemilczę. Mimo wszystkiego, co może mi się tu stać, przyszłam do ciebie w swojej prawdziwej formie, nie ukrywając się. Chcę ci to wszystko pokazać. Nya! Skąd wiesz, co ten tutaj może mieć w zanadrzu? Mieszkasz z nim pod jednym dachem, ale czy o każdej rzeczy ci powiedział? Możesz mu ufać? Mówi tyle o wojnie z ludźmi, boi się zdradzać więcej informacji, skąd wiesz, jakie ma wobec ciebie zamiary? Nie daj się omamić, Człowieku, nya. – Patrzyła na Eliota z odrazą, sama przez swoje słowa nabierając do niego coraz więcej niechęci. W gruncie rzeczy mogło to być prawdą, nieświadomie przejrzałaby Lunatyka. Choć i tak większego znaczenia to nie miało, sama mając przy tym ogromny ubaw.
    - Jestem Anastazja, nie obawiaj się mnie, nya, proszę. – Bleh, od tego uroku w swoich słowach sama aż zaczęła dostawać mdłości, mimo to, nie przerywała, widząc potencjał w całej akcji. Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła dłoń w stronę Amelii w geście powitania. Przecież nie znały się osobiście, a jedynie kotka miała przyjemność krótki czas obserwować jej dom.
    Jeden zły ruch, nya.
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 8 Maj 2015, 19:57   

    Eliotowi ręce opadły. Gdyby miał teraz papierosa, pewnie by mu wypadł z otwartych ust. Patrzył na Anastazję nie mogąc uwierzyć jak bardzo bezczelna była, kłamiąc jak z nut, perfekcyjne i idealnie, wlewając w uszy Amelii sam miód i mleko, kusząc pięknymi słowami. Łgała na pewno lepiej niż on, to trzeba przyznać. I to jeszcze na jego temat! Że niby co? Że on niegodny zaufania? On mamił Amelię? O nienienie, działo się tu coś czego znieść nie mógł - próbowano go wrobić. I robiono to całkiem przekonywająco.

    Gdyby nie był świadomy kim Hebi jest, dzięki temu co widział, dałby się zwieść. Byłby podejrzliwy, ale skłonny uwierzyć, że jest Dachowcem jak jej wygląd sugeruje, i przyjąć jej zachowanie jako całkiem charakterystyczne dla jej rasy – kot szukający ciekawego, ludzkiego towarzystwa, skłonny wejść głównymi drzwiami do cudzego domu oczekując dobrej zabawy.
    Ale nie była Dachowcem. Była Strachem. Głodnym, zdaje się. Albo bardzo głodnym, albo dość nierozważnym lub po prostu pewnym siebie i swoich mocy, żeby upatrzoną ofiarę atakować w towarzystwie, kiedy mogła poczekać aż rozdzielą się i pójdą spać. Ale nie to teraz zaprzątało mu głowę, tylko jak uświadomić w szybkich słowach Amelii, że od obcych magicznych istot cukierków się nie bierze. Bardzo dobrze zrobiła, czepiając się go od tyłu. Ręce rozłożył tak, żeby w razie czego potencjalny atak jak najbardziej przyjąć na siebie. Nie zakładał, że na pewno rozpęta się tu walka, ale w razie czego niech to jemu się dostaje po mordzie nie Amelii. Nie bez powodu przecie wygnano Strachy z Lustrzanej Krainy. Co jeśli Anastazja agresywnie zareaguje na to, że zdradzi jej przykrywkę niewinnego Dachowca? Albo jeszcze gorzej – powie co ma do powiedzenia, a Amelia mu nie uwierzy, skłaniając się ku słowom Stracha, że to Eliot jest tu tym podejrzanym osobnikiem?

    Odpowiedział ponurym spojrzeniem na kwieciste powitanie Anastazji. Serio?... Tyle dobroci się z niej wylewało, że niemal do podłogi się przykleił. To dopiero było według niego podejrzane. I zaraz to spojrzenie, pełne obrzydzenia jego osobą, którym go stracho-kotka obdarowała. A niech cię, martwy kocie, to był męczący dzień, czy nie moglibyśmy usiąść i porozmawiać przy herbatce o czymś miłym? Ładnie mrzonki, Eliocie, spróbuj jednak pozostać realistą i zrobić coś, żebyście z Amelią pozostali żywi choćby do rana.

    - Nie daj się omamić, Amelio – powiedział cicho choć zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie dzięki kocim uszom słowa te nie umkną intruzowi w ameliowej kuchni. Powtórzył w zasadzie słowa Anastazji, jakby pokładając nadzieję, że w porównaniu do kotki jego próba dotarcia do dziewczyny będzie bardziej skuteczna.
    Zmienił pozycję tak, żeby Amelia miała trudność z płynnym wyjściem zza niego i przyjęciem wyciągniętej ku niej dłoni. Jego zachowanie rzeczywiście mogło wydać się jej trochę zbyt przesadzone jak na „zwykłe wejście”-włamanie do domu i kiedy zdał sobie z tego sprawę i dodał:
    - Rzeczy nie zawsze są takimi jaki się wydają. Z magią szczególnie. O osobach już nie wspominając.
    Myślał gorączkowo i rozpatrywał ich szanse. Strach na pewno nie przyszedł tu na herbatkę, a w konkretnym celu pożywienia się emocjami. Nie wiedział nawet czy to bolesne. Wolałby, aby nie było w razie gdyby doszło co do czego.
    - Ja przynajmniej spytałem o pozwolenie zanim wszedłem do twojego domu… - mruknął, ale to już bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
    Amelia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Maj 2015, 20:53   

    Nie mogła się z nią zgodzić, nawet jeśli była podatna na manipulacje, nie mówiąc już o tym, że miała do czynienia z Topielicą, która na tych sprawach znała się przecież najlepiej przez swój urok osobisty. Gdyby Eliot chciał jej coś zrobić, zrobiłby to już dawno, oczywiście, pozostawała możliwość, że chciał na początku zyskać jej zaufanie. Spójrzmy jednak na to z zupełnie innej strony, tej, która utwierdzała ją w przekonaniu, że Lunatyk nie miał względem niej złych zamiarów - aparycja ich ciała różniła się tak znacząco, że nie potrzeba nic więcej dodać, jak tyle, iż dziewczyna w fizycznym starciu poległaby już na samym początku. Z drugiej strony nie skreślała kotki na starcie, po prostu wiedziała, że w tym wypadku się myliła. Jakżeby Amelka mogła spojrzeć na Anastasie jak na potencjalne zagrożenie? Te urocze kocie uszy, ogon, sposób w jaki zwracała się do niej, gdyby tylko dziewczyna kiedykolwiek myślała o jakimkolwiek kontakcie cielesnym z drugą osobą, pewnie już dawno naszłaby ją ochota na wyściskanie kotki ponad własne siły. Dlatego też jej prośba trafiła ją w samo serce.

    - Eliot nie jest złą osobą. - powiedziała pewnie, prostując plecy i wypinając pierś, jak gdyby w ten sposób chciała jeszcze bardziej pokazać swoją pewność siebie. Nim zwróciła swoje spojrzenie ponownie na kotkę, uniosła delikatnie rękę, zapominając kompletnie o wyciągniętej w jej kierunku dłoni. Spoczęła swoją powoli i niepewnie na ramieniu Eliota. - Spokojnie, przecież sam słyszałeś, że przyszła tutaj w dobrych celach. Chce mi pomóc z magią, chce mi pokazać dużo, dużo więcej! - nie chciała by zabrzmiało to jak aluzja do jego tajemniczości w pewnych aspektach, ale nie mogła ukrywać, że chciała zagłębić się w ten temat jak najbardziej mogła. W jej głowie nie było już niepewności, przemyślała wszystko, może nie spędziła nad tym wiele czasu, ale była pewna, że wszystko da się załatwić pokojowo i uda jej się przekonać Lunatyka do kotki. Sama postanowiła zwrócić całą swoją uwagę na jej postaci, ona na pewno była magiczna! Rzuciła w myślach, dłuższą chwilę przyglądając się jej puchatemu ogonowi. Nigdy nie pomyślałaby, że w tak krótkim czasie uda jej się uzbierać tyle informacji, ba! Zobaczyć żywy przykład magii. Najpierw lewitujące przedmioty, a teraz Dachowiec, o których jeszcze niedawno rozmawiała z Eliotem.

    Kąciki jej ust podniosły się w delikatnym uśmiechu, a jej twarz widocznie się rozpromieniła. Zabrała rękę, której palce nieświadomie wbijała w ciało Eliota, trudno wytłumaczyć, czy się stresowała, czy skorzystała z okazji, by zbadać dokładniej jego ciało, którego pewnie nie pozwoliłby dotknąć w ten sposób, gdyby o to zapytała. Jeszcze jakiś czas czuła na palcach materiał jego górnej części garderoby, oswajając się powoli z jego tkaniną.

    - Jestem Amelia. Amelia Mocaffé. Wybacz za takie nieprzyjemne przywitanie, ale musisz nas zrozumieć, takie nagłe najście wywarło na nas ogromne zdziwienie. - nie rozumiała dlaczego mówiła w imieniu Eliota, którego wyraz twarzy nadal pozostawał wrażenie, że nie do końca jest przekonany co do osoby Topielicy. Amelia nie zamierzała jednak ciągnąć tej całej szopki, w której każde z nich próbuje przekonać ją do siebie, tym samym obarczając winą drugą osobę. Wolała wszystko załatwić pokojowo, korzystając z okazji by poszerzyć swoją wiedzę.

    - Usiądź, proszę. - zaproponowała, automatycznie wskazując na krzesło znajdujące się po drugiej stronie stołu. - Chcę poznać magiczny świat z każdej możliwej strony, pomożesz mi? - starała się zachować wszystkie zasady grzeczności, jakie zostały jej wpojone przez babkę. Nie potrafiła jednak zrozumieć jednej rzeczy - czemu, skoro już oswoiła swoje myśli z obecnością nowo poznanej istoty magicznej, nadal stała za Eliotem, nie puszczając od początku skrawka jego białej koszuli, której materiał jeszcze bardziej gniotła miedzy opuszkami palców.
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 11 Maj 2015, 12:32   

    /wybaczcie, że tyle czekaliście, ale w weekendy jestem rzadko dostępna... :c

    Nyah, długo jeszcze ta szopka potrwa? Kotka niecierpliwiła się coraz bardziej, z każdą mijającą chwilą, w której nic konstruktywnego nie udało jej się osiągnąć. Coraz poważniej rozważała proste wzięcie sobie tego, po co przyszła, bez żadnego udawania, zbędnego słodzenia czy też silenia się na wspaniałe, a przede wszystkim przekonujące historyjki. Choć nie uważała, żeby źle jej to szło, a nawet całkiem dobrze się bawiła, to jednak wszystko miało swoje granice i zdaje się, że i tym razem sytuacja ku niej nieubłaganie brnęła, a Hebi nie miała możliwości sprawdzenia jak wiele jeszcze ją dzieli. Jedynym co ją skutecznie powstrzymywało to niepewność co do Eliota. Nie wiedziała w jakim stopniu może jej zagrozić oraz czy w ogóle, kiedy zbyt szybko wykona kolejne posunięcie. Nie potrafiła go przejrzeć, a sam też z niczym się nie ujawniał. Chociaż... Gdyby rzeczywiście miał tak wielkie obawy jeśli chodzi o Stracha, to może już dawno powinien w bardziej stanowczy sposób zareagować, niż wyłącznie stając na linii Amelia-Anastazja? Być może sam także nie był pewien mocy kotki, więc również pozostał przy obserwacji.
    Żadnej odpowiedzi lub też nawet drobnej podpowiedzi nie otrzymała, a całość z boku musiała wyglądać wciąż bardzo zabawnie. Do tego stopnia, że z chęcią sama wybuchnęłaby śmiechem, gdyby nie zachowanie Amelii. Nie kryjąc – bardzo jej się nie spodobało. BARDZO. Zmarszczyła brwi, a twarz jej stężała. Ach tak, więc nic mi po wmawianiu, że Pan Magiczny jest niepewny. Cóż, to się okaże, nya. Doprawdy, bronienie dziewczyny swoim ciałem nie jest mądrym wyjściem, niedostarczającym żadnych nowych emocji i smaczku w starciu. A szkoda.
    Coś powinno się zadziać, rozruszać całe towarzystwo!
    Ale jeszcze chwilkę.
    - I któż to mówi, nya. – Rzuciła w stronę Lunatyka. No grał jej na nerwach, jak nikt! - Nie mnie już to oceniać. Medale mają to do siebie, że posiadają dwie strony. Nyah, w każdym razie z całą pewnością znasz go lepiej niż ja.
    Cofnęła rękę, skoro dziewczyna nie zechciała być na tyle miła, by się przywitać. Nawet nie wiedziała, co traci. Huh. Wzięła kolejny głębszy wdech dla uspokojenia i ochłonięcia na tak kiepski przebieg, siląc się na danie współlokatorom jeszcze jednej szansy, a kąciki ust wykrzywiły się w uśmiechu. Sama do końca nie wiedziała w jaki sposób, by mogli ją wykorzystać, jednak tym przejmować się już zamiaru nie miała.
    - W innym wypadku nie byłoby tak wielkiej niespodzianki! Ale, ale. Nie obawiaj się, gdybym miała złe zamiary, przecież nie ujawniałabym swojej obecności, prawa, nya? Dlatego może na spokojnie porozmawiamy, porzucając już te uprzedzenia. Niezwykle nie sprzyjają swobodnym konwersacjom. A chyba takiej atmosfery tu nie chcemy, zwłaszcza, że mamy zdecydowanie przyjemniejsze plany, nya. – I te plany należało realizować, zamiast bezczynnie się przyglądać, co też te dwie istoty jeszcze wymyślą. Potrzebowała tylko dogodnej sytuacji, a ta jak na złość opornie nadchodziła. W takim razie należało stworzyć ją samemu, nieco dopomóc swojemu szczęściu.
    Także by nie wzbudzać kolejnych wątpliwości co do swojej osoby, nie spuszczając wzroku z Eliota zajęła jedno z najbliższych jej miejsc przy stole, swobodnie się przy nim goszcząc. Założyła nogę na nogę, podparła podbródek o dłoń, a ogon spoczął na jej udach.
    - Oczywiście, nya, po to tu jestem, abyś mogła go bardzo dokładnie poznać. Wiesz, Amelio, że istnieją moce, dzięki którym mogłabym ci pokazać magiczny świat, dokładnie takim, jakim sama jeszcze niedawno go widziałam? Wszystkie te wspaniałe miejsca, istoty tam żyjące – te magiczne rasy, do których choćby, nya, ja należę oraz stworzenia niczym wasze ludzkie zwierzęta, lecz o wiele bardziej niespotykane. Chodź, siadaj, mamy wiele do nadrobienia, nya! – Głos jakby najlepszej przyjaciółki, która właśnie przyszła poplotkować o nowo poznanym chłopaku, zadurzona do granic możliwości i niecierpliwiąca się, by zaraz to opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami. Przysunęła bliżej siebie kolejne z krzeseł radośnie przy tym machając uszami.
    Naprawdę...?
    Eliot już zszedł na dalszy plan, choć gdyby i jego udało się przekonać, kłopot miałaby z głowy. Ale nie stwarzał zagrożenia, nie zakłócał niczego, a kotka wiedziała, że prędzej czy później dostanie wszystko, czego tylko zapragnęła. Nyahah.
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 13 Maj 2015, 21:23   

    Nie winił Anastazji za to kim była i co próbowała robić. Szukała pożywienia, emocji, czegoś czym się żywi w świecie, do którego została wygnana. W innym warunkach, nie znając Amelii, nie kłopotałby się aby pomagać komuś przed Strachami, ale tutaj mieszkał, a właścicielka domu zdawała się być kluczowym elementem układu, dzięki któremu miał gdzie spać.

    Aż przez sekundę przez głowę przemknęło mu ciche egoistyczne "A gdyby tak?...", które trochę go zestresowało, a trochę zainteresowało, ale głównie było bardzo szokujące, bo nigdy wcześniej nie miał aż takich zimnych i wyrachowanych myśli. A myśl z tym tytułem sugerowała, żeby dać Strachowi robić co chce, oddać Amelię, może nawet poprosić, żeby ją zabrała do Krainy Luster i tam zostawiła gdzieś daleko od Bramy. I miałby mieszkanie dla siebie. Z tego co rozumiał, Amelia nie miała tu żadnej rodziny, tylko wspomniana wcześniej babcia, o której nie wiedział nic więcej. Proste, łatwe do wykonania, do bólu koszmarnie egoistyczne. I co gorsza, nie czuł, żeby od tej myśli zrobiło mu się niedobrze, jednak pozwolił jej rozpłynąć się w niebyt, kiedy dłonie Amelii znów opadły na jego ramiona szukając oparcia. I jeszcze śmiała twierdzić, że nie jest złą osobą, aż mu się wstyd zrobiło od wcześniejszej nikłej myśli, ale tylko na chwilkę, zanim zapomniał, że w ogóle zaistniała w jego głowie taka intryga. Odchrząknął sam do siebie.

    Ze znużeniem słuchał obydwu pań, jednej desperacko pragnącej poznać więcej magii, drugiej znów słodzącej im kłamstwa, aż wreszcie jego usta zamieniły się wąską linię i zacisnął szczękę w prostej do odczytania ekspresji: koniec tego pitolenia.
    Zaproszenie Amelii skierowane do kotki, aby ta spoczęła przy stole skwitował pohamowaniem się, aby nie oglądnąć się przez ramię i posłać jej niedowierzającego spojrzenia pełnego dezaprobaty, ale to dopiero zaproszenie kotki do Amelii, jakby Eliot był tu powietrzem, nieważnym elementem gry na który nie trzeba było zwracać uwagi, było przegięciem. W normalnych warunkach (tu byli świadkami włamania i szachrajstwa, nie zaliczamy na normalne warunki) nawet by ucieszył się z tej sytuacji, bo takie nauki wyniósł z domu, choć niekoniecznie nimi podążał, bo nigdy nie miał aspiracji zostać najemnikiem, szpiegiem czy czym tam innym jego rodzina parała się od pokoleń.
    Więc jaki był dobry szpieg? Niezwracający na siebie uwagi i niepozorny, na dalszym planie w oczach wroga. Ale niestety teraz pasowałoby przejąć trochę inicjatywy.
    Koniec tej farsy, nie miał siły na takie zabawy. Bardzo dobrze się składało, że Amelia wciąż stała za nim. Choć nie miał na to w ogóle ochoty, wytłumaczył w krótkich słowach, dlaczego nie będą gościli tu żadnych magicznych gości. Było to trochę ironiczne, jak nawet nie stawiało Eliota w pozycji w której musiał dopuścić się do pewnego rodzaju hipokryzji, jako że sam nieznajomym będąc dla dziewczyny przystał na ich porozumienie i zamieszkał w jej mieszkaniu. Ale przecież to nie on był tu tym "złym", prawda?
    - Amelio, tak samo jak nie wpuszcza się z ulicy przypadkowych ludzi do domu, tak też nie robi się z magicznymi. Zwłaszcza takimi, którymi kłamią - oznajmił spokojnie. Tylko to kłamstwo, przedstawienie się jako Dachowiec nie Strach, co potrafił wykryć, powstrzymywało go od połknięcia jej pięknie splecionych i miłych uszom kłamstewek.
    - Lekcja numer dwa na temat świata magii? Widzę więcej niż przeciętna osoba, dzięki mojej pewnej... umiejętności. I widzę, że nasz Dachowiec to... - U licha, jak to w prostych słowach dziewczynie wytłumaczyć? To Strach? Niestety te ich nazwy na rasy były tak skonstruowane czasem, że łatwo można było się pomylić co do ich znaczenia. Choćby Lunatyk. Lunatyk?, w sensie, że lunatykuje tak? Za nic nie skojarzyło by się nieoświeconemu człowiekowi słowo "Lunatyk" z magicznym lunatykowaniem, jak to on nazywał, przez krainy. Strach? W sensie, że my powinniśmy się bać, że ona powinna się bać, że strach, że co? - ...nie Dachowiec.
    Brawo geniuszu zbrodni, to pewnie wszystko jej wyjaśniło. Zmienił ciężar z nogi na nogę i zaplótł ręce na piersi, siląc się na uprzejmość wobec Hebi, nie musząc jednak udawać zdecydowania i stanowczości w głosie. Czego to perspektywa miękkiego łóżka po takim dniu jak ten nie potrafiła zrobić. Zmieniała desperację w jeszcze większą desperację, i do tego szczerość, nieudawaną szczerość w głosie, mówiącą, że szczerze wszystkiego już w tej chwili nienawidzi i nie zawaha się w razie konieczności dosadnie tego okazać.
    - Czasem śmierć w Lustrze nie jest ostateczna. Umierasz i zamieniasz się w coś na kształt ducha, w "Stracha". Żywisz się cudzymi emocjami. Sam w środku jesteś wyprany z uczuć. Na pewno łatwiej kłamać bez sumienia. - Jak to tak powiedział na głos, zabrzmiało mu to głupio, ale nie martwił się, że Amelia pogubi się czy nie uwierzy. To właśnie jedna z tych rzeczy na które polowała z pasją w oczach.
    - Więc poproszę tylko raz, Anastazjo, żebyś stąd wyszła i zaczaiła się na kogoś innego.
    I z tymi słowami wskazał jej dłonią drzwi do wyjścia, napinając mięśnie, gotowy rozluźnić je dopiero gdy Stracho-Dachowiec zniknie z domu. Obserwował ją pilnie, spojrzenie niemal wyzywające, szukając jakichkolwiek agresywnych ruchów z jej strony.

    A najbardziej w tej całej sytuacji denerwowało go to, że wcale nie podoba mu się to co robił. Znaczy się, tak, chciał dać Amelii coś na kształt bezpieczeństwa, bo to jeszcze nie pora na spotkania pierwszego stopnia z niebezpiecznym elementem magicznym, do tego jeszcze dojdą. Ale... Co zrobić z faktem, że było mu żal Strachów, zwłaszcza że był pewien, że takiego żalu nie chcieli. Była w nim iskierka zrozumienia dla frustracji, smutków i pustki emocjonalnej Strachów i pragnienia wypełnienia pustki śmierci w sobie. Cholera, to przecież nie ich wina, ze umarli! I że tak skonstruowana jest ta przeklęta lustrzana strona, że odebrano im ich własne emocje, że ich wygnano, że żywią się tym a nie innym.
    A niech Szkarłatna Otchłań to wszystko pochłonie. On chciał tylko pójść już spać.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 9