Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 18 Lipiec 2016, 11:59 Pierwsza samotna wycieczka Charliego
Gorący dzień. Słońce ma dziś jeden z tych paskudnych humorów, których załagodzenie równa się przypiekaniem wszystkiego okrutnym żarem i rozrzucaniem udarów niczym niemiecki samolot zrzucający bomby na Warszawę. Powietrze drżało od upału, zioła i trawy kołysały się lekko i delikatnie, jakby dysząc ze zmęczenia. Herbaciane Łąki ogarnęła drzemka.
W ten potworny ukrop, ciężki i niemrawy, każdy ruch jest wyjątkowy i przyciąga wzrok. A właśnie przez takie zastygłe pole biegnie sobie właśnie mały, chyba dziesięcioletni chłopczyk. Chłopczyk średniego wzrostu, w porteczkach za kolano, chudy i kościsty, przeskakujący przez kępy traw jak zając. Ubrany jest naprawdę dobrze, w całkiem eleganckie ubranko, na dodatek ma krótkie, potwornie przylizane włosy. Na włosach owych osadzono mały, czarny melonik. Jest to chłopczyk, którego koledzy zapewne wyzywają od maminsynków, o ile takich kolegów w ogóle posiada, jednak jego oczy są żółte niczym landrynki cytrynowe, dzikie i szalone, jak u leśnego zwierzaka.
Chłopczyk ów uciekł dzisiaj z domu. Poczekał, aż jego mama uśnie na werandzie, przy jednej ze swoich książek - ona zawsze przy nich zasypiała. Pewnie dlatego, że był potwornie nuudnee - nie miały żadnych obrazków, ani ciekawych konwersacji. Ciągle tylko całusy, albo gadanie o całusach. Obrzydlistwo.
Wybiegł z domu bez większego powodu - być może znudzony był już życiem, w którym nie zmieniło się nic od tak dawna, może chciał odkryć coś więcej, poznać świat poza czterema ścianami ich rezydencji. A może po prostu chciał nacieszyć się słońcem, mimo iż mama powtarzała, że w takie dni bezpiecznie jest zostać w domu, bo coś może mu się stać. I tak, bolała go trochę głowa, ale to nic, zupełnie nic. Być może gdzieś wśród tych traw i krzewów herbaty kryje się Przygoda, która czeka na kogoś takiego jak on, aby ją odkrył! Tylko gdzie...
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 24 Lipiec 2016, 18:52
Cana spokojnie odpoczywała pod jednym z herbacianych drzew, które rosły tuż nad rzeką. Upał jednak nie przeszkadzał jej zbytnio. Spokojnie siedziała oparta o pień i poruszała delikatnie swoimi ogromnymi skrzydłami. Zastanawiała się czy nie nadszedł czas aby poszukać znów jakiegoś podopiecznego. Dawno nikim się nie zajmowała. Zaczynała za tym tęsknić. Nawet jeśli miała by sprawować nad kimś opiekę przez jeden dzień. Ale raczej nie miała na co liczyć. W szczególności nie w taki upał. W końcu kto był na tyle nierozważny aby wypuszczać dziecko same w taki gorąc?
Zaczynała się też powoli robić głodna. Jako Strach unikała tłumów. Wolała nie ujawniać swojej prawdziwej rasy. Bo nigdy nie wiadomo jak ktoś zareaguje, że w jego okolicy kręci się prawie tysiąc pięciuset letni Strach? Mało kto znosił ich towarzystwo.
Siedziała tak i rozmyślała. Wspominała dawne czasy, gdy nikt nie patrzał czy jest Opętańcem czy też Strachem. Ważne było tylko to, że pomaga i nie pożera ich emocji. No...przynajmniej nie tych dobrych. Wspominała dzieci, którymi się zajmowała. Pamiętała każde. Zarówno te poznane niedługo po swojej śmierci jak i te, którymi zajmowała się całkiem nie dawno. Oh jaka to była rozkoszna gromadka. Sześcioraczki! Wszystkie przeganiały się w swoich umiejętnościach wprowadzania zamieszania. I jak to z dziećmi bywa. Co chwila, któreś się pokłóciło z rodzeństwem, zdenerwowało na rodziców, było smutno. Mmmm po prostu uczta dla duszy. O ile można było powiedzieć, że Khoeli takową posiada.
Siedziała tak więc i rozmyślała. Ubrana w luźną, niebieską tunikę oraz myśliwskie spodnie. Nogi jak zawsze miała gołe. Nie przepadała za butami.
Siedząc tak przeglądała jednocześnie stan swoich strzał i łuku, sprawdzając czy nie trzeba by czasem dorobić nowych lub tez czegoś nie naprawić. Nie zważała jednak na otoczenia, mylnie oceniając, że pogoda powinna odstraszyć potencjalnych napastników czy też jakiś nieproszonych gości.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 25 Lipiec 2016, 13:17
Charlie czuł się źle - bolała go głowa i robiło mu się dziwnie na skórze, był rozpalony, a świat wokół niego dziwnie wirował. A przygody jak nie było, tak nie ma. Wszyscy bohaterowie jego książek nie musieli się specjalnie starać, aby na takową natrafić - wystarczyło im tylko dojść na rozstaje, aby napotkało ich coś niesamowicie fajnego. A tutaj nic i nic, i nic, nawet motylka czy polnej myszki. Zwariować można.
Właśnie wtedy, balansując na granicy udaru słonecznego, Charles zobaczył wielkie drzewo. Nie miał pojęcia, jakie jest to drzewo, ale nie to było najciekawsze - pod drzewem owym siedziała dziewczynka, calutka na niebiesko, z niebieską... peleryną? Nie, to nie peleryna, to skrzydła! Charles od razu przypomniał sobie jedną z bajek, jakie czytała mu mama. Bajka o wynalazcy Dedalu, który zrobił sobie skrzydła na własność by uciec od złego króla, a jego syn, Ikar, walnął się w słońce i spadł do wody, gdzie się utopił. Ale to nie miało by przecież najmniejszego sensu...
- Ikar nie był dziewczyną, ani nic. - powiedział na głos, nie wiadomo, do niej czy do siebie, po czym zeskoczył z pagórka i podszedł w jej stronę, chcąc się jej dokładnie przyjrzeć. A może była wróżką? Zawsze wydawało mu się, że wróżki są starsze, takie babcie z różdżkami. Ale miała skrzydełka. Zanim zdążyłaby zareagować, złapałby jedno z jej długich, błękitnych piór, nie chcąc go wyrwać, raczej sprawdzając dogłębnie jego kształt i fakturę. A może to jednak coś w rodzaju dżinna? Dżinny bywały niebieskie. Tak czy siak, nieważne, czym by owa dziewczynka nie była, mogłaby mu spełnić życzenie! Tylko jakim sposobem? Cóż, najlepiej się zapytać.
- Jak cię złapię i wypuszczę, to spełnisz mi 3 życzenia? - bo nie ma to jak dziecięca bezpośredniość. Przy okazji poczuł się trochę lepiej, gdyż drzewo owo dawało przyjemny cień, jednak jego twarz nadal nie wyglądała zbyt zdrowo. Warto byłoby się pomartwić nad tym faktem.
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 1 Sierpień 2016, 15:27
Khoeli zaskoczyły słowa chłopca. Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła.
- Nie - odpowiedziała - nie był - odłożyła na bok łuk i strzały - ale ja nim nie jestem. Jestem Khoeli, a Ty?
Zapytała uważnie się przyglądając chłopcu. Jednocześnie na jej ustach nadal widniał wyuczony uśmiech. Prawie 1500 lat wystarczy raczej aby się tego nauczyć. Bo jakby reagowały dzieci na przyjaciółkę bez uczuć?
Pozwoliła chłopcu chwycić za swoje pióro, w końcu o ile go nie wyrwie to nic się nie stanie.
Szybko jednak wysunęła pióro z jego ręki, jak tylko zorientowała się w jakim chłopiec jest stanie. Posadziła go w cieniu drzewa i machając lekko skrzydłami, tak by ochłodzić powietrze w okół niego i podała mu wodę, którą trzymała w swoim worku. Wylała trochę na chusteczkę i przyłożyła mu do czoła aby choć trochę je ochłodzić.
Resztę wody podała chłopcu do ręki by mógł się napić. Powinno jej tam być na tyle dużo by zaspokoił swe pragnienie.
Gdy usłyszała jego pytanie zamyśliła się.
- A jakie życzenia krążą po twojej głowie? - zapytała cały czas starając się jakoś ochłodzić czoło chłopca.
Cana widziała, że sam okład nie pomoże. W szczególności, że wody na pewno nie starczy na kolejny.
Jednak nie ma się o co martwić. Gdyż nagle zaczął wiać delikatny wiaterek, który przynosił ukojenie od tego bezlitosnego upału.
Czy to nie dziwne, że mimo tego skwaru taki chłodny wiaterek się pojawił?
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 4 Sierpień 2016, 21:13
Chłopiec nie obruszył się tą uwagą wcale, ale postanowił mimo wszystko wyjaśnić, o co chodzi. Nie czuł się w jej towarzystwie skrępowany, szczególnie iż nie wiedział, że ma przed sobą nie dziewczynkę, ale osobę dorosłą, i to tak dorosłą, jak tylko można być.
- No właśnie o tym powiedziałem, nie? Ja jesteeem Charlie... Znaczyy... Charles Bel-ladonna Verbascum. Mama zawsze mówiła mi, abym przedstawiał się właśnie tak.
Chłopiec pozwolił usadowić się pod drzewem i duszkiem wypił podany mu napój. Cały czas nie mógł uwierzyć, jakie to szczęście mu się przytrafiło. Prawdziwa dżinka!
- Czy twoje imię jest jakieś zaczarowane? Czarodzieje nie podają swoich imion, boją się, że ktoś im je ukradnie. - powiedział lekko przemądrzałym tonem, kiedy Straszka kładła mu na głowie kompres.
Pytanie Khoeli z góry wziął za jasną propozycję spełnienia owych życzeń. Na samą myśl usiadł prosto, a jego oczy zalśniły, mimo iż w tym stanie niezbyt dobrze byłoby mu się ekscytować. Domniemana dżinnka mogła poczuć od niego silną falę pozytywnych emocji - od niej zależy, czy pozwoli im ulecieć spokojnie. Tyle opcji do wyboru! Tyle możliwości! Był to niezwykle ciężki wybór, nawet, jeśli miał do wyboru aż trzy. Czego by tu sobie zażyczyć? Latającej miotły? To byłoby super! Albo Aureuma na własność, takiego małego, do zabawy i do latania na jego grzbiecie! A może słodycze i ciastka, i marcepan, taka wielka góra i żeby nie psuły się od nich zęby! Albo kiełbasa zamiast nosa... nie, stop, to bezdennie głupie. Albo mógłby zażyczyć sobie całkiem nowych zabawek, albo pokoju na świecie, albo... albo...
Cóż, została jeszcze jedna opcja. Opcja najważniejsza. Charlie bał się, co powie na to jego mama, kiedy wróci do domu taki odmieniony. Ale przecież mu się należało! Wszyscy jego znajomi z podwórka już powyrastali, niektórzy mieli już nawet żony! A on był cały czas taki sam! No nie było sprawiedliwe - w najmniejszym stopniu! Dlatego Charlie, po chwili dłuższego namysłu, powiedział głośno i wyraźnie:
- Yyyy... cóż. Chciałbym być już duży! Wiesz, tak całkiem! - powiedział z pasją w głosie. - Stanowczo za długo jestem mały!
Nie myślał na razie nad innymi życzeniami. Wystarczyło mu to jedno. A potem? Potem się zobaczy...
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 18 Sierpień 2016, 10:37
Khoeli starała się schłodzić chłopca. Cały czas skupiona na tej czynności. Nie oznaczało to jednak tego, że nie uważała na to co Charles mówił.
- Charles? - powiedziała starając się nadal uśmiechać mimo skupienia się nad zbiciem temperatury- bardzo ładne imię.
Gdy padło pytanie na temat jej imienia zamyśliła się na chwilę.
- Czemu uważasz, że jest zaczarowane? - zapytała w końcu. Skoro chłopak był taki zainteresowany wszystkim i widocznie brał ją za jakąś magi...no... bardziej magiczną czy mistyczną istotę niż była w rzeczywistości to czemu by go od razu wybudzać z tego marzenia? Nie chciała mu niszczyć wyobrażenia świata.
Fascynowała go jego ciekawość, a tym bardziej jego niewiedza na temat otaczającego świata. Jaki też rodzic wypuszcza dziecko w taki upał nie wyposażając go w cokolwiek aby się schłodził i ochronił przed słońcem. Może uciekł? A może po prostu nie ma rodziców? Nie chciała o to jak na razie pytać.
Po dłuższym czasie odetchnęła z ulgą gdy wyczuła, że temperatura zaczyna spadać. Usiadła wtedy naprzeciwko Charlesa i przyglądała mu się uważnie.
Coś jej mówiło, że nie jest taki jaki się wydaje. Wolała więc uważać. W tej krainie nie każdy jest tym na kogo wygląda. Ona sama jest tego idealnym przykładem. Niby jedenastoletnia, skrzydlata dziewczynka, a tak naprawdę jest na tym świecie już ponad tysiąc pięćset lat i krąży po świecie jako pół duch.
Nie mogła się jednak pogrążyć we wspomnieniach, gdyż chłopak przedstawił swoje życzenie.
- Chcesz być już duży? - zapytała zaciekawiona, jednak nie do końca można to było wyczytać z jej twarzy, na której widniał nadal wyuczony uśmiech, który trochę zmalał gdy zainteresowała się tematem.
- Co masz dokładnie na myśli mówiąc, że jesteś już za długo mały?
Przekręciła głowę chcąc pokazać zainteresowanie i przestała się uśmiechać. Postanowiła troszeczkę skubnąć emocji chłopca. Trochę jego entuzjazmu by mogła go również w choć minimalnym stopniu pokazać. Nie chce go w końcu urazić, że nie interesuje się nim i siedzi taka bez emocji. No ale co ona poradzi? W końcu jest Strachem!
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 24 Sierpień 2016, 23:40
- Khoeli to bardzo dziwne imię. Ale ładne też i to jest magia. Nigdy takiego nie słyszałem... Jesteś z daleka? Istoty z daleka często mają zaczarowane imiona. A w sumie to niee wieem... - żachnął się, speszony, po czym poczochrał się po głowie. Trochę było mu w tym momencie niezręcznie, okazywać niewiedzę przed obcą dziewczynką, no ale za późno już było na zastanawianie się w kółko nad tym, co chciało się powiedzieć. A ponadto zdania mu się nie kleiły w taki upał. A to źle. Jeszcze źle wypowie jakieś życzenie i doprowadzi do Wielkich Tragedii, bo powie... powie... no co może powiedzieć? Aby skończyły się wszystkie powody do wojen - i wszyscy zaczną bić się bez powodu. Albo że powie że chciałby psa a przez przejęzyczenie wylądowałby w SPA - co byłoby jeszcze dziwniejsze, gdyż ani Charlie, ani nikt inny w krainie Luster nie słyszał o "odnowie biologicznej" nie posiadającej baniek i pijawek. No zgubiłby się chłopaczyna w takim miejscu i nic nie poradzisz!
Na pytanie Khoeli oczy chłopca znowu rozbłysły. Począł wyliczać jednym tchem:
- No byłoby fajnie. Bardzo fajnie. Robiłbym fajne rzeczy, chodziłbym na przyjęcia i próbował aperifif, i jeździłbym bryczką całkiem sam. Zarabiałbym pieniądze i wydawał na fajne rzeczy i wszyscy by zdejmowali kapelusz, jakby by mnie widzieli i mówili do mnie "Pan". A może bym się ożenił nawet? To się powinno robić, jak jest się dorosły, nie?
Przez chwilę milczał, a radość i podniecenie u niego jakby przygasły. Odwrócił wzrok, kierując go na wszechobecne, żółte kłosy traw.
- Długo jestem mały... - zaczął liczyć na palcach; zawsze mu to pomagało, nawet jeśli opanowane miał jako tako ułamki i algebrę, a nawet całki. Również później, w dorosłości(?) zdarzało mu się liczyć na nich większe sumy. Najpierw trzy, potem cztery, pięć sześć... Khoeli mogłaby pomyśleć, że zatrzyma się na dziewiątce, może dziesiątce, ale chłopiec liczył dalej. Piętnaście, szesnaście, siedemnaście...dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy... dwadzieścia dziewięć. Przez chwilę milczał. Pomylił się? Nie, podnosi obie dłonie w kierunku Aniołka:
- Mam dwadzieścia dziewięć lat i to trochę długo, co nie? - powaga w jego oczach, a także pewien żal, wykluczały jakikolwiek dowcip. Żadnych figlarnego uśmiechu ani aktorskiej pozy. Nic.
- No i wiesz - to chyba najwyższy czas, aby urosnąć. Nie wiem, ile masz lat, ale na pewno mniej niż ja... - dodał z żalem.
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 25 Sierpień 2016, 10:16
Khoeli uśmiechnęła się, tym razem szczerze. Miała nadzieję, że chłopak nie zauważy, że to przez nią spadł mu na chwile entuzjazm, ale z tego co widziała, miał go na tyle, że taki mały ubytek szybko zostanie nadrobiony.
Zachichotała lekko słyszą, co mógłby robić jakby był już duży. Widać, że jest to myślenie małego chłopca, który myśli tylko o tym co fajne, o korzyściach, a nie o obowiązkach jakie się z tym wiążą.
Zdziwiła się jednak gdy Charles podał jej swój prawdziwy wiek. Nie powinna, jednak jego zachowanie nie wskazywało na wiek 29 lat. To ją trochę zaniepokoiło. Nie pokazała tego jednak. No bo jak? Skoro nie zjadła tych emocji. Prawdę mówiąc to nawet ich nie poczuła jednak wiedziała, że tak nie powinno być. Żyła na tym świecie dość długo, żeby wiedzieć, że nawet istoty magiczne mimo, że nie dorastają fizycznie tak szybko jak ludzie to psychicznie mniej więcej ich doganiają, a tu miała do czynienia z ciekawym dość przypadkiem.
Uśmiechnęła się jednak gdy usłyszała, że na pewno jest młodsza od chłopaka.
- Uwierz lub nie, ale jestem od ciebie duużo starsza. Ale może lepiej żeby dokładny wiek został tajemnicą - powiedziałam, łagodnie poruszając skrzydłami - tak, pochodzę z daleka, ale z miejsca gdzie magia praktycznie nie istnieje. Nie w takim rozumieniu jak tu w Krainie Luster.
Sięgnęła do swojej torby i zaczęła czegoś w niej szukać. W końcu wyciągnęła to, jednak trzymała w zaciśniętej pięści tak, że Charles nie mógł zobaczyć co to jest, po czym schowała rękę za plecami.
- A co byś zrobił jakbym Ci powiedziała, że bardzo możliwe, że dam radę spełnić to Twoje małe życzenie? - zapytała tajemniczo i wpatrywała się w reakcję młodego Karola.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 11 Październik 2016, 21:20
- Dużo starsza? Ojeeeeeej, starsza od mojego dziadka? Ty to dopiero musiałaś mieć pecha... Może nawet nie urośniesz nigdy? Myślałaś o tym? Nigdy nie być taką mamą? Wszystkie dziewczynki zostają mamami, co nie? - Zapytał, cały czas spoglądając w nią okrągłymi oczami. W jego cytrynowych oczach odbijały się wszelkie możliwe emocje - nawet jeśli jego fizyczny stan się poprawił, sam chłopiec był nader rozgorączkowany. Co ciekawe, wcale nie mrugał, wpatrując się w niebieską dziewczynkę - była to cecha, która objawiała się często w jego rodzinie. Verbascumowie, nie licząc mistrzowskiej wiedzy na temat roślin, ziół i herbat, byli doskonałymi wpatrzycielami.
Jak to magia nie istnieje? Jak to mogło być możliwe? Przecież magia była we wszystkim! Mama mówiła tak zawsze. Dzięki magii latały ptaki, dzięki magii słońce wstawało co rano. Magia napędzała cały świat! Miejsce bez magii to miejsce bez... no bez niczego! Ale nie no. Coś musiało być - ona nie powiedziała, że tak całkiem jej nie ma, co nie? Coś jest w zamian.
- Jeśli tam działa coś, co nie jest magią, ale działa... To musi być tam strasznie dziwnie. Chciałbym kiedyś odwiedzić takie miejsce... Tam musi być niesamowicie! - z tymi słowy, chciał się zerwać na równe nogi, ale miękkość trawy nie pozwoliła mu na to, usadzając jego tyłek w zbyt wygodnej pozycji. Postanowił więc zamiast tego wyrazić rozpierającą go energię słowami:
- Ja chciałbym być poszukiwaczem przygód! Podróżować do takich miejsc jak twoje czy nawet innych, też! I walczyłbym z piratami i ze złymi wilkami i z potworami i z Bestiami i zawsze wygrywał! Raz nawet napisałem o sobie na niezamieszkanej wyspie, w kajecie ze skóry. I tam jestem ja, wielki bohater i jego dzika dziewczyna czy jak tam to jest, ale to nieważne! Miałbym sobie chatę z liści i bym gadał do ptaków i... i...! - widocznie zagubił się we własnych myślach więc westchnął tylko, opadając na trawę - ...I było by fenomenalnie!
Wulkan energii Charliego przygasł, ale tylko na chwilę, aby wybuchnąć ze zdwojoną mocą. Nawet miękka, wygodna trawa u stóp wielkiego drzewa nie była w stanie już go powstrzymać.
- NAPRAWDĘ? MOGŁABYŚ? - wykrzyknął, po czym zaczął skakać wokół niczym paczka sprężynek, krzycząc i wyjąc jak opętaniec... który stał i obserwował go cały czas. Po okrzyczeniu wszystkich "hurra" i "jupi" przyszedł jednak czas na refleksję. Nie była to jednak poważna, dorosła refleksja. Charles zastanowił się, czy będąc już duży, nie będzie musiał on z miejsca ruszyć do pracy. To w końcu robili dorośli, nie? Chodzili do pracy, gdziekolwiek by nie była. Chłopiec nawet nie wiedział, jak to wygląda - spodziewał się wielkiego budynku z metalowym, eleganckim napisem "praca" nad bramą. Nie chciał opuszczać zaczarowanej koleżanki tak szybko. Ale już nie było odwrotu. Nie wiedząc, czego w sumie się spodziewać (magicznej różczki? zaklęcia?), podszedł do Khoeli i skinął głową na znak gotowości. Niech czyni swoje.
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 15 Październik 2016, 09:43
- Bardzo możliwe, ze starsza nawet od Twojego dziadka - uśmiechnęła sie miło. Dzieciak miał w sobie tyle emocji, ze pewnie nie zauważał, ze mu uciekają, sa pożerane. - nigdy tak o tym nie myślałam - przyznała zgodnie z prawda. W sumie to czy ona w ogole mogła by byc mama po tym jak jej własna rodzina spaliła ja żywcem ponad tysiąc czterysta lat temu?
Wyrzuciła te mysli z głowy. Pomagała dzieciom, to jej wystarczyło. Pewnie gdyby miała własne to nie mogłaby aż tak pomagać innym.
- mysle ze nie ma sensu aby, Ci tłumaczyła jak to wszystko działa - powiedziała spokojnie - kiedyś na pewno sie tam udasz i wtedy sam sie przekonasz ze bez mocy tez wszystko działa.
Słysząc jakie plany ma mały Kapelusznik, uśmiechnęła sie tylko na to. Pierwszy raz od jakiegoś czasu zaspokoiła głód i nie zepsuła nikomu humoru tym. Co prawda wolała negatywne emocje, ale Charles miał ich tyle, ze aż nie mogła sie powstrzymać, ze sie nimi nie poczęstować.
Widząc, ze chłopak podjął decyzje, ze chce wydorośleć, sięgnęła do swojego worka i wyciągnęła z niego małego cukierka.
- ten cukierek sprawi ze wydoroslejesz troche jednak nie dam Ci gwarancji czy dorośniesz do swojego wieku czy tez będziesz starszy lub troche młodszy niż w rzeczywistości - mówiła spokojnie. Jednak nie podała mu jeszcze przysmaku. - jestes tego pewien? Jak zareagują rodzice? No i czy Twoje ubrania zakryją wszystko gdy podrośnięsz? - zaśmiała sie mówiąc to. To chyba był największy problem w tym momencie.
Jeśli dzieciak był pewny, podała mu Zegarmistrzowski Przysmak i odsunęła sie lekko przyglądając mu sie uważnie.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 16 Październik 2016, 14:38
Charles nie zastanawiał się ani chwili, tak, jak radziła mu skrzydlata dziewczynka, lecz wsadził sobie przysmak do buzi. Przeżuł cukierek dokładnie, po czym skrzywił się lekko:
- Fuuuj! Jest strasznie gorzki! Smakuje kawą i lukrecją! - poskarżył się tym specyficznym głosem marudzących dzieci, od którego rodzice zaczynają zastanawiać się nad porzuceniem takiego berbecia sąsiadom. Po chwili na jego twarzy pojawił się bardzo dziwny, lekko wystraszony grymas. Przemiana była tak strasznie szybka, że mogła wydawać się praktycznie natychmiastowa. Chłopiec zgiął się konwulsyjnie do przodu - wyglądał, jakby kichał całym ciałem. Kiedy się wyprostował, ciężko było nazwać go małym - miał on metr osiemdziesiąt wzrostu, a dziecięce ubrania były dla niego stanowczo za krótkie. Był dorosły... a raczej bardziej, niż dorosły. Jego włosy były teraz długie do pasa, co więcej, stały się kompletnie siwe, srebrząc się w świetle dnia. Całe szczęście, nie stał się kompletnym staruszkiem - nadal stał całkiem prosto, nie wyglądał słabowicie, a zmarszczki na jego twarzy nie były tak głębokie - wyglądał na zdrowego, zadbanego, choć może troszeczkę zbyt chudego sześćdziesięciolatka. Spod białej koszulki widać było jego pępek - niezbyt przyjemny widok patrząc na jego aparycję. Starszy pan Charles mruga parę razy, nieprzytomnie, spoglądając w przestrzeń przed sobą. Rozgląda się wokół siebie, w końcu jego wzrok pada na Khoeli:
- Ojej! Ale jesteś teraz mała...! - powiedział, ale natychmiast zamilkł, zdziwiony niskim, ochrypłym brzmieniem swojego głosu. Zamrugał ponownie, przyglądając się swoim dłoniom, wielkim i żylastym, o pomarszczonej skórze.
- Chyba to ja jestem duży, co nie? - zapytał z lekką niepewnością. - Ubrania wyglądają na mnie strasznie krótko... Jest mi w nich ciasno. Hmmm... chciałbym się przejrzeć w lusterku, ale nigdzie tutaj takiego nie ma. Albo ty mi powiedz, Khoeli - wyglądam fajnie? - zapytał, okręcając się wokół siebie, chcąc zobaczyć się ze wszystkich stron.
Teraz był dorosły. Otwierało to przed nim cały wachlarz nowych możliwości! Te wszystkie cudowne aktywności, o których zdążył opowiedzieć Khoeli! I jeżdżenie bryczką! I wypełnianie rachunków! Cały świat nowych możliwości właśnie się przed nim otwierał. Z pewnym trudem wyjął z za ciasnych spodenek portmonetkę i przejrzał, ile oszczędności mu w nich zostało. Piętnaście złotych monet - to wystarczająca suma, aby cieszyć się własną dorosłością! Z satysfakcją, nie mogąc wcisnąć portmonetki do kieszeni, włożył go do melonika. Kiedyś będzie posiadać ten piękny, zielony kapelusz dziadka, z okienkami i z kominem, który podobno nie miał dna i leżało w nim wszystko, czego mógłby potrzebować! Ale teraz musiał zadowolić się niemagicznym nakryciem głowy.
- Toooo... co teraz robimy? Idziemy na lody? - zapytał. Lody zawsze były dobrym pomysłem, w szczególności te szałwiowe.
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 22 Październik 2016, 14:22
Straszka zaśmiała się widząc co cukierek zrobił z dzieciakiem. Nie spodziewała się aż takiego postarzenia. - Wyglądasz...na pewno dorośle - powiedziała uśmiechając się. Wyciągnęła też lusterko i jeśli Kapelusznik chciał się przejrzeć w nim to pozwoliła mu na to.
Słysząc jego propozycję przyjrzała mu się. - Dobrze, ale najpierw musimy Cię w coś ubrać - powiedziała i podniosła swoje rzeczy - chodź, kupimy jakieś ubrania, a potem jak na dobrego wujka przystało, weźmiesz mnie na lody - zaśmiała się i ruszyła, spoglądając na siebie by sprawdzić czy Charles idzie za nią.
Szła chwilę w milczeniu w końcu jednak zapytała - dlaczego wyszedłeś z domu w tak nieprzychylną pogodę? To bardzo niebezpieczne biegać w takim słońcu bez niczego do picia przy sobie - mówiła to z troską, jednak można było też wyczuć jej karcący ton. Może i wyglądał na sześćdziesięciolatka, czuła jednak, że to nadal dziecko. W szczególności patrząc na jego propozycję. Nie miała jednak zamiaru mu odmawiać. Nie wiedziała jak długo będzie działać Zegarmistrzowski Przysmak. Nie wiedziała też czy wróci potem do swojej poprzedniej formy, czy jego organizm przystosuje się już bardziej do jego wieku. Może i żyła....czy to aby na pewno dobre słowo? Hmmm.... może i chodziła (o to brzmi lepiej) po tym świecie od dawna, nie była jednak w stanie przewidzieć wielu rzeczy, które się działy w tej magicznej Krainie. Może właśnie dlatego, że była taka magiczna?
Straszka przyglądała się młodemu-staremu kapelusznikowi, prowadząc go do pobliskiego sklepu z ubraniami.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 27 Październik 2016, 16:59
Charles zrobił wielkie oczy, wpatrując się w swoje oblicze w lusterku. Powoli przejechał palcami po swej odmienionej twarzy. W końcu rzekł:
- Łaaał! Wyglądam zupełnie jak mój dziadek z portretu! Haha! - na jego twarzy, mimo chwili wahania, pojawił się szeroki uśmiech. Khoeli miała rację - z pewnością był bardzo dorosły! I nikt nie powie mu, że jest na coś za młody! A podobieństwo do dziadka było uderzające. Jedyne, czego mu teraz brakowało, aby dopełnić iluzji, to jego piękny zielony kapelusz, z okienkami i blaszanym kominem. Kapelusz ten został mu obiecany, kiedy osiągnie odpowiedni wiek, a przynajmniej będzie mieć głowę na tyle dużą, aby mu szmaragdowy cylinder z niej nie zleciał. Kto wie, może mama wzięła by go za dziadka we własnej osobie? Ciekawe, co by powiedziała...
- Ubrać? Ano! Masz raację. Wyglądam teraz trochę głupio, jak pawian! I nie chcę być wujkiem, tylko dziadkiem. Będzie ładniej pasowało. Dziadzio Charlie!
Kapelusznik zastanowł się, czy dobrze byłoby mu z fajką w zębach. Chyba tak... ale na chwilę obecną nie wyglądał zbyt godnie. Zdobycie bardziej pasujących ubrań było obecnie priorytetem. Niestety, umysł chłopca nie wiedział, gdzie znajduje się najbliższy sklep z ubraniami. No i czym przyszłoby mu za nie zapłacić. Będą musieli znaleźć jakieś miejsce w którym będzie to ogólnie dostępne i w którym obsłużą upiornie wyglądającego dziadka-ekshibicjonistę.
Na pytanie Khoeli nie wiedział od razu, jak odpowiedzieć. Z jednej strony był dumny z tego, że wreszcie zrobił coś samodzielnego. Z drugiej zaś był zaniepokojony i smutny, że zrobił coś niebezpiecznego. Postanowił jednak to w sobie zdusić, przybierając pyszałkowatą minę:
- Ja niebezpieczeństwom śmieję się w twarz! I wyszedłem, bo mi się tak spodobało - oznajmił chełpliwie, licząc, że zaskarbi sobie podziw magicznej dziewczynki. Kto wie, może nawet zostaliby przyjaciółmi?
Godność: Cana Khoeli Mwezi Wiek: Wizualnie ok 11 Rasa: Niebieskoskrzydły Strach Wzrost / waga: 140/35 Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana. Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła. Zawód: Ochroniarz, opiekunka. Pan / Sługa: Alice Pod ręką: Łuk i strzały Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały. Bestia: Rajski Ptak [Tensi] Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
Dołączyła: 11 Wrz 2015 Posty: 96
Wysłany: 27 Październik 2016, 17:46
Cana uśmiechnęła się widząc jego reakcję. W sumie naprawdę bardziej pasował na jej dziadka niż na wujka. Ale kto tam wie ile tak naprawdę mają istoty z Krainy Luster. Wystarczy spojrzeć na nią. Niby dziecko, a jednak o wiele starsza niż nie jeden dorosły.
Ruszyła w kierunku, w którym znajdował się najbliższy sklep. Całe szczęście nie był on w centrum żadnego miasta dzięki czemu Charles nie będzie się tak rzucał w oczy.
Zatrzymała się w połowie kroku i spojrzała na Kapelusznika karcąco. Zamachała mocno swoimi wielkimi skrzydłami i uniosła się tak aby jej twarz zrównała się z twarzą Karola. Splotła ręce na piersi. - a pomyślałeś o tym czy rodzice się nie martwią? - patrzała mu w oczy prawie nie mrugając - co byś zrobił jakbyś nie spotkał mnie tylko jakąś mniej przyjazną istotę, których w tej Krainie nie brakuje?
Mówiła spokojnym głosem, wzrok jednak nadal był karcący. Może i Khoeli wyglądała jak dziecko, jednak sama już wiele dzieci, wychowała. Widziała wiele sytuacji, gdy dziecko zostało porwane czy nawet zabite i zawsze pluła sobie w brodę, że takiego dziecka nie ochroniła.
- Może powinnam od razu zaprowadzić Cię do domu zamiast zabierać na wycieczkę, skoro nie liczysz się z tym, że może Ci się coś stać?
Przeleciała za plecy dziadka-dziecka i z całej siły uderzyła go otwartą dłonią w tył głowy. Jako karę. Nie musiała się hamować, w końcu jego ciało jest dorosłe.
- Idziemy - nakazała - ale jeśli jeszcze raz usłyszę takie głupoty to od razu odprowadzam Cię do domu. Zrozumiano?! - mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Przez cały ten czas nie podniosła jednak ani na sekundę głosu. Nie było potrzeby by na dzieciaka krzyczeć, to nie pomaga, a raczej tylko denerwuje i stresuje.
Wylądowała znów swoimi bosymi nogami na miękkiej trawie i ruszyła przed siebie, prowadząc Charlesa w nieznane.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 6 Listopad 2016, 14:24
- Nie pomyślałem... prze pani. - powiedział Kapelusznik, zdziwiony, że jego postawa przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Był to naprawdę szczególny obrazek - mała dziewczynka upominająca starca. Charles mimo nowego wzrostu skulił się cały w sobie, kiwając tylko głową, chcąc pokazać jej, że już nie będzie, że już będzie grzeczny. A pomyśleć, że chciał przede wszystkim uciec od tego! Najwidoczniej na dorosłych też czasami krzyczą. No i ona ponoć była taka strasznie, strasznie stara...
Zastanowiły go słowa o nieprzyjaznych istotach. Nigdy nie potrafił stwierdzić, które potwory z bajek, o których czytała mu mama są prawdziwe. Te z mackami w paszczy? Te z czaszkami na ogonach? Te zrobione z żywych cieni? Nie mówiąc już o Kciukociachu, który obcinał kciuki chłopcom ssącym je w towarzystwie. Charlie lubił o nich słuchać, ale nigdy nie zastanawiał się nad tym, które z nich mogłyby być prawdziwe. A mogły być. I mogły czyhać na niego. O nie.
Dyskretnie, najdyskretniej jak tylko mógł, złapał niebieską wróżkę za dłoń. Nie żeby się czegokolwiek bał - co to to nie. Po prostu, po prostu... była jego wnuczką, co nie?
- Zrozumiano - odpowiedział, zastanawiając się, kiedy w końcu znajdą ten sklep. W końcu go dostrzegł - całe Herbaciane Łąki obudowane były pojedynczymi kamienicami, rozrzuconymi po środku niczego i ten sklep również należał do takowych - jednopiętrowy budynek z elegancką fasadą i obskurną resztą, do którego prowadziła polna dróżka obrośnięta wysoką trawą. Dach miał wysoki i spadzisty, zdobił go zestaw kamiennych kominów. Na zdobionej złotą taśmą wystawie widać było kilka eleganckich sukien i garniturów. No i śliczne kapelusze, poustawiane na głowach manekinów. Byli chyba w odpowiednim miejscu. Charles stanął przed drzwiami, otwierając je Khoeli. Wolał, aby to ona załatwiła ciuchy dla niego. On sam bardzo nie lubił siedzieć w tych sklepach i być przebieranym jak lalka, ale co poradzić? Sam jeszcze rozejrzał się po polu, wypatrując potwora, któy mógłby ich śledzić. Nie widząc niczego konkretnego, zamknął za sobą drzwi, czując się ździebko bezpieczniej...
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!