Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Woda jest lodowata... woda... co? Czemu jest w wodzie, przecież przed chwilą... schodziła po drabinie pod pokład, do Ann... ale, czy napewno? Nie... Statek coraz bardziej się kołysał... brakuje jednej nogi.... wypadła przez burtę... boli - mówi laleczka... a potem... mokre ubranie zaczyna ciążyć, nasiąknięty wodą płaszcz, ciągnie ją w dół, ku dnu. Nagle, zobaczyła okrągłe okienko, a w nim... czy jej się tylko wydawało, czy zobaczyła tam jakiś kształt? A to okienko... musi prowadzić do pomieszczenia gdzie jest Ann! Mogło to być kolejne złudzenie, ale... nie ma wyjścia, musi raz jeszcze spróbować, w końcu, polubiła tą małą laleczkę. Nie mogła pozwolić sobie na dłuższą bezczynność, czas uciekał o ona traciła tylko cenny tlen. Nigdy nie nauczyła się dobrze pływać, teraz jednak zdała się na instynkt i kopiąc z całej siły nogami udało jej się podpłynąć do boku statku. Był obrośnięty glonami i obślizgły w dotyku. Zaczęła obmacywać okno w nadziei, że może da się jej jednak otworzyć. Oczywiście, próbowała na próżno, okno nie było przystosowane do otwierania. Co teraz? Miała pustkę w głowie, a przeszywające jej zimno i coraz mniej tlenu nie pomagały w myśleniu. Skoro nie da się otworzyć... No jasne! Trzeba je rozbić. Nie miała nawet czasu wyśmiać się z siebie, że tak wolno jej to przyszło. Coś odblokowało się w jej umyśle, zaczęła myśleć trzeźwiej, to wrodzony instynkt przetrwania, który tak często ją ratował, doszedł do głosu. Zanurkowała, nie było to trudne, bo już od dłuższej chwili musiała się mocno opierać by nie dać się wciągnąć morzu. Tutaj, bliżej dna, morze było spokojniejsze i nie rzucało nią na wszystkie strony, jednak ciśnienie zaczęło dawać o sobie znaki. W uszach jej piszczało, a w płucach miała coraz mniej tlenu. Dno było coraz bliżej, jeszcze tylko trochę... ale gdzie są kamienie? Był piasek, kilka muszelek.. i głaz, tak porośnięty glonami i porostem, że wyglądał jak podwodny krzak. Nie chciała na niego patrzeć, ani zbytnio tam się zbliżać, nie podobał jej się. Jej wzrok nie był przyzwyczajony do patrzenia pod wodą. Oczy ją szczypały i wszystko było rozmazane. Nie da rady.. nie uda jej się! Czemu nie ma tu żadnego kamienia! I nagle! Zobaczyła go. Biały kamyk, wielkości jej zaciśniętej dłoni, leżał tuż przy zielonym głazie. Zaczęła ku niemu płynąć, wbijając w niego wzrok, jakby się bała, że zniknie. Był tuż, tuż.. na wyciągnięcie dłoni. Z pewnym oporem sięgnęła po niego czując jak glony muskają jej skórę, nie było to przyjemne uczucie i cały czas miała wrażenie, że spod kamienia zaraz coś ją chwyci za rękę. Nie stało się tak jednak. Odbiła się stopami od dna i próbowała się wynurzyć, wiedziała, że niestarczy jej powietrza na rozbicie szyby. Kopała z całej siły nogami, jednak ubrania bardzo jej ciążyły, wyswobodziła się więc z płaszcza, który powoli opadł na dno. Było jej o wiele wygodniej. Teraz już nie miała czym oddychać, w głowie jej się kręciło, ale czerwone niebo było coraz bliżej, a woda coraz jaśniejsza. Kopnęła nogami jeszcze kilka razy i poczuła jak jej twarz przebija zimną taflę wody, a do jej płuc wkrada się życiodajny tlen. Odetchnęła głęboko pełną piersią, jeszcze nigdy tak bardzo nie doceniała tego, że może oddychać.
Nie miała najmniejszej ochoty znowu znaleźć się pod wodą, wszystkie jej członki i nerwy mówiły, żeby tego nie robiła, ale Ann... i ten ciemny kształt. Starała się zanurkować, ale było to trudniejsze niż się spodziewała, kiedy nie było ubrania, jako obciążnika. Wzięła głęboki wdech i postanowiła schodzić, po boku statku, chwytając się glonów i schodząc coraz niżej do okienka. Musiała opanować obrzydzenie, ale o dziwo udało jej się to, teraz tylko wystarczy rozbić szybę. W porównaniu do tego wszystkiego czego dokonała, wydawało jej się to banalnie proste. Jednak nie było. Kamyk był śliski i niewygodny do trzymania, chwilę jej zajęło, żeby dobrze go złapać i zacząć walić w szybę. Waliła i waliła, a szyba nawet nie była zarysowana. Z rozpaczą zamachnęła się jak najmocniej mogła, ale ręka jej się omsknęła i zamiast walnąć kamykiem, uderzyła knykciami o szybę. Poczuła przeszywający ból i jęknęła, wypuszczając dużo bąbelków powietrza. Czerwona mgiełka unosiła się za jej ręką. Ze złością popatrzyła na szybę, chcąc się jeszcze raz zamachnąć i zobaczyła to, co tak bardzo pragnęła ujrzeć. Delikatne pęknięcie na szybie. Uderzyła kamieniem, nic się nie zmieniło.
- A może.. - coś irracjonalnego przebiegło jej przez głowę - może muszę zapłacić, by rozbić to okno? - ale czy to naprawdę takie irracjonalne? A co ma właściwie do stracenia? Z poczuciem, zupełnego zobojętnienia, ale też i nutki strachu zamachnęła się na okno pięścią. Zacisnęła zęby z bólu, bo to co poczuła, było pięć razy gorsze, niż to poprzednie, jakby ktoś miażdżył jej dłoń. Ktoś? Ona sama! - wydawało jej się, że oszalała, ale zamachnęła się jeszcze raz i jeszcze raz aż... jej dłoń przebiła się przez szkło, które pękło ze stłumionym trzaskiem. Prawie nieświadomie, instynktownie tylko, przecisnęła się przez otwór, nie mogąc w to uwierzyć, nie zauważając prawie, że jej się udało. Nie zdziwiła się też, ba! Nawet nie zwróciła na to uwagi, że woda bardzo powoli wlewa się za nią do środka, jakby teraz powstrzymywała się, by za chwilę napaść na nią ze zdwojoną siłą, ale teraz nic do niej nie docierało. Leżała na podłodze, wdychając kurz i trzęsąc się z zimna. Ręka krwawiła i drżała lekko. Chciałaby tak leżeć w nieskoczoność, była wykończona, jednak... wyczuła czyjąś obecność. Podniosła się na klęczki i rozejrzała dookoła, lekko nieprzytomnie.
Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers Wiek: 20-22 Rasa: Strach lub Straszka Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym! Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie
/ Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera. Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka Pan / Sługa: ? / - Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko Bestia: Avi, Cauchemare Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
Dołączył: 16 Lip 2012 Posty: 776
Wysłany: 6 Sierpień 2014, 22:20
Nikt nie lubi być wyrzucany za burtę. Nad Amazonią, w pewnym biednym mieście, domy buduje się na drewnianych balach, luźno poukładanych bądź w formie słupów. Wysoka woda albo zabierze dom w inne miejsce, albo przepłynie pod nim. Hill nie miała tego szczęścia - przyszło jej pływać przede wszystkim pod wodą, to raz; a dwa: nie umie pływać! Ale na topienie się nie miała czasu, bo przetrwanie wzywało ją do boju.
Próbowała. A zakończyło się w pierwszym przypadku potrzebą sięgnięcia po nowe pokłady tlenu. Na statek nie bardzo mogła się dostać w ten sposób, bo jedyna drabina była z drugiej strony. Druga próba była niepowodzeniem w używaniu kamienia. Dopiero trzeba, w której zapłatą była krew, przyniosła oczekiwany skutek: znalazła się w pomieszczeniu, w które wcześniej zabrała ją iluzja.
Mała Ann z przerażeniem patrzyła na Hill, która wpływała wraz z wodą. Nie rozumiała, co się wydarzyło, dlaczego pierw jest tu, teraz oknem wpływa... Ale cieszyła się, ze jest z nią powtórnie: - Przyjaciółko, jesteś! Wpadła do wody, unosiła się na niej i podpłynęła do jej zamoczonych włosów, kolejno gładząc ją po czole. Coś jednak zaczęło się nieprzyjemnego dziać. Nie, statek nie tonął - wciąż stabilnie unosił się na wodzie; jego okazałość nie chwiała się niczym na sztormie - woda była spokojna; woda nie niszczyła, nie wpadała z impetem - lała się bardzie jak z kranu, niż jak z morza. Skrzynie jednak zaczęły pływać, a wody zbierało się, aż w końcu na równy metr wysokości zanurzała podłogę. Równo z linią do której, w poprzednim poście, w iluzjonistycznej scenerii, można było dojrzeć wyrazistą granicę grzybów i mchów porastających deski ścian.
Zraniła się odłamkami szkła, ale tylko powierzchownie - zaraz przestanie lecieć, chyba że postara się o nadwyrężanie dłoni. To jej raczej prędko nie grozi, bowiem w końcu duch tego statku raczył do niej przemówić:
- Nie prosiłem gości o przybycie,
Nie rozbrzmiał dzwon o ratunek donośny.
Ja pan tego statku i stworzyciel,
Nie lubię, gdy zakłócane me są sny.
Dam wam jednak tę szansę jedyną,
Jeśli poprawna odpowiedź zapadnie:
Stworzenia których larwy, wyklute z jaj,
W wodach zbiornikach mogą się rozwinąć,
A dorosłe osobniki latają,
Czasem przez własne potomstwo są zjadane.
Zażądał odpowiedzi na swoją zagadkę, a co miało być z tym związane? Można domyślać się, że życie, ale może czego innego tyczyła się szansa? A wyglądał jak duch, czyli posiadał półprzezroczyste ciało, ulatujące w mgiełkę od pasa w dół. Ponadto miał charakterystyczną, kapitańską czapkę na głowię, a twarz przedstawiała małego chłopca, około dwunastoletniego. I głos także był chłopięcy.
Ann była przerażona perspektywą spotkania nieznajomego. I wciąż nie napawało ją optymizmem utracenie swojej kończyny.
Poczuła coś na czole, czy to kolejny glon, muska ją gdy próbuje dostać się na ten przeklęty statek? Zdrową ręką odtrąciła ten natrętny badyl, ale zamiast poczuć miękkią i obślizgłą roślinę, jej dłoń dotknęła twardego drewna. Uderzyła dłonią o statek? Zamrugała ponownie i zobaczyła, unoszącą się przy niej na wodzie, Ann.
Jednak nawet teraz, gdy ju wiedziała, że jest z nią laleczka, nadal czuła obecność kogoś jeszcze. Kogoś kto był tu cały czas. Zignorowała chwilowo to niepokojące uczucie, bojąc się, że przytłoczy ją i nie będzie mogła trzeźwo myśleć. A teraz przede wszystkim musiała skupić się na wydostaniu się stąd.
- Przepraszam! - wydyszała i zakaszlała - nie wiedziałam że to ty.. - I choć było jej bardzo niedobrze, uśmiechnęła się lekko na widok laleczki. Wstała, woda sięgała jej do pasa. Już miała spytać Ann, gdzie jest jej noga gdy nagle... Rozbrzmiał czyjś głos. Niepokój eksplodował w niej, a i po minie małej laleczki można było spodziewać się tego samego. Obróciła się szybko w kierunku z którego dochodził. Był to chłopięcy głos, a i postać którą Hill zobaczyła miała chłopięcą twarz. Coś jej jednak mówiło, że ta istota musi, żyć już od długiego czasu.
Była to dziwna postać, której oczy dachowca nigdy przedtem nie ujrzały, chyba, że oczyma wyobraźni. Jednak coś jej przypominała, choć nie do końca wiedziała co dokładnie. Postać mówiła wierszowanie i zawile, ale oczywistym było, że to... zagadka! Hill, będąc mała uwielbiała zagadki, jednak to nie była jej matka zadająca zagadki, a ona nie zgadywała po to by dostać trochę kocimiętki. Stawką było życie, bo co innego? Myślicie może, że Hill powinna się bardziej zdziwić, ale była wykończona, a podejmowanie takiego wysiłku jak zdziwienie się nie wchodziło w grę.
Popatrzyła na Ann, może ona wie jakie jest rozwiązanie. Samej nie przychodziło nic więcej do głowy oprócz stworzeń pływających, a przecież wyraźnie mowa była o lataniu! Ach, za dużo tej wody! Zaczęła się denerwować, jeśli dalej będzie miała taka pustkę, to zginą, a w tedy cały ten wysiłek pójdzie na marne! Ale co tam.. może tak będzie lepiej...
Zamknęła oczy i nieświadomie odpłynęła w świat wspomnień. Był środek lata, słońce tego dnia mocno grzało, więc cała rodzina dachowców wyszła z domu na zewnątrz. Niektóre bawiły się w soczystej trawie, inne spały, a jeszcze inne siedziały na drzewach i z drapierznym wręcz zapałem przysłuchiwały się śpiewom jakiegoś ptaka. Nibieskowłosa dziewczynka wybrała ten najbardziej spokojny rodzaj zabawy. Bezruchu leżała w trawie, pozwalając by słońce igrało z cieniami liści na jej twarzy. Gdy nagle... Poczuła gilgotanie a następnie..
-Aua! - coś mocno pacnęło ją w nos. Zerwała się z ziemi, z mieszaniną złości i zdziwienia. To jej dwaj, irytujący bracia, patrzyli na nią i trzęśli się ze śmiechu - Co wy robicie?! - Krzyknęła Hill z oburzeniem - bo powiem mamie!
Blondwłosy chłopczyk z lekko kocią twarzą i uszami, nie przestając się śmiać, na widok miny swojej siostry, powiedział:
- Ważka usiadła ci na nosie, próbowaliśmy ją tylko złapać, skarżypyto! - I wystawiając do niej język odbiegli, zapewne za kolejnym bogu winnym owadem.
-Ważka... - wymamrotała Hill, ale czy zrobiła to tylko ta mała Hill mająca jeszcze rodzinę i ciesząca się blaskiem słońca? Chyba nie. “Stworzenia których larwy, wyklute z jaj, w wodach zbiornikach mogą się rozwinąć, a dorosłe osobniki latają, czasem przez własne potomstwo są zjadane....
Otworzyła oczy.
- Ważka, odpowiedź to ważka... - zaciskając pięści, nie zwracając uwagi na ból, czekała.
Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers Wiek: 20-22 Rasa: Strach lub Straszka Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym! Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie
/ Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera. Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka Pan / Sługa: ? / - Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko Bestia: Avi, Cauchemare Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
Dołączył: 16 Lip 2012 Posty: 776
Wysłany: 13 Sierpień 2014, 22:23
Zadziwił się trafną odpowiedzią,
lecz nie dane było jej to poznać;
Bowiem prędko zasłonił się śniedzią -
- tak to się przezroczystością osiadł.
- Zechciałaś mej zagadki wysłuchać,
więc, dziewczę, umiesz sobie zaufać.
Inaczej nie użyłabyś pamięci,
lecz czy wiesz, co się tu, teraz, święci?
Wyrzuciłem cię z tego pomieszczenia,
bo byłaś tutaj - byłaś prawdziwie!
Jednakże do jego obejrzenia
dążyłaś, zapłaciłaś we krwi swej...
Ukazałaś mi swoją odwagę,
a i wykazałaś się rozumem.
Teraz nadam ci coś, czego wagę
musisz poznać, by znaleźć me zgubne!
Obłok gęsty, obłok zadymiony,
zawirował, zakręcił stęchlizną.
Jakby ogień rozmyty, we szpony
ujął jej głowę, naznaczył blizną:
Owalny był kształt, piekła ją trochę,
centralnie zdobiła pionową skrę;
Owa roztaczała w niej ciepłotę,
skrząc się w otaczający ją kręg...
...A kręg błyszczał w drobinki kryształu,
Magiczne i wtopione w jej skórę; - O masie mniejszej od gram trzynastu
A z niej funkcja φ równa jest dwójce!
I jest większa od liczby zabawek,
jakie zdołasz z tego całych złożyć. Jedną ze skrzyń, o fakturze drewnianej,
przez psychokinezę, przed nią ułożył.
W jej środku sześć rączek, nóżek siedem,
po trzy główki i tułowia - to ciała lalek! - A na mnie nadszedł czas, ma moc słabnie! -
- Rzekł ostatnim tchnieniem. I rozpłynął się.
Ten dżin stracił dywan kolorowy,
a teraz niemal rozkazuje Hill.
Może nauczyłby się ładnej mowy,
gdyby posłyszał słowa odmowy?
I może on się domyśli i wróci,
Ze wcale nie wie, czego ma szukać?
Ale nie, on jeszcze nie zawróci,
Bo energii musi zasób odszukać.
A na domiar złego, wód przybywa,
za minutę wyprze tlen, sufit sięgając.
Zaś mała Ann dalej przy niej była,
niepokojem usta pokrywając...
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 1 Wrzesień 2016, 16:53
Tak jak się umówiliśmy zjawiłem się na okręcie widmo w wyznaczonym miejscu. Dawno nie odwiedzałem tej łajby to też rozglądałem się po niej z ciekawością doszukując się najróżniejszych zmian, jakie zaszyłby tu od czasu mej ostatniej wizyty. Ostatecznie nic szczególnego nie przykuło znacząco mojej uwagi. Dziwiłem się jednak, że pojawiłem się tutaj pierwszy, zwłaszcza, że będąc już w krainie snów nie mogłem odmówić sobie urzeknięcia małego koszmaru. Koszmar młodej marionetkarki, która przyłapała ukochanego na zdradzie, był całkiem pikantny, ale przede wszystkim sycący. Kto wie może jeszcze nawiedzę jej sny, bo to, co zostało mi zaserwowane aktualnie było mi jak najbardziej w smak. A trzeba przyznać, że należę do wybrednych Cieni, które nie zadowolą się byle, czym. Dziś miałem szczęście i szybko trafiłem na godziwy posiłek bywało jednak tak, że długie godziny musiałem błąkać się po krainie snów. Dostałem się tu przez sen jakiegoś pijaczyny, zalany w trupa spał na stoliku w tutejszej karczmie. Zawsze gdzieś się tacy znajdą, co pół życia przesypiają a drugie pół wegetują, ale jak się okazuje nawet takie łachmyty potrafią okazać się przydatne.
Poza wypatrywaniem siostry, rozglądałem się również za ptactwem. Nie byłem pewien czy Ana ma zamiar wytruć wszystkie okoliczne pierzaste stwory czy może ma jakąś konkretną upatrzoną grupkę, która bardziej od reszty zasługuje na śmierć. Nie rozumiałem jej lęku, ale w końcu każdy jakiś ma mniej lub bardziej racjonalny. Korzystając z okazji ponownie zanurzyłem rękę w kieszeni płaszcza skąd dobyłem zapalniczkę i paczkę papierosów. Na moich ustach pojawił się grymas, gdy zorientowałem się, że mój zapas tytoniu jest już na wyczerpaniu. Nie trwało długo a ja mogłem rozkoszować się smakiem nikotyny zalegającym w moich drogach oddechowych. Za obłoku dymu nadal wypatrywałem siostry.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 1 Wrzesień 2016, 19:07
Skupianie się na celu podróży chyba zajęło kotce więcej niż przypuszczała, więc i na okręcie pojawiła się pewien czas po Enkilu. Ale, ale! Był to jeden z nielicznych razów, kiedy wylądowała dokładnie tam, gdzie planowała. Sukces należało uczcić i zrobi to zaraz po spotkaniu z bratem. Jakby nie patrzeć, trzymała go tą dość błahą sprawą nie tylko całą noc, lecz także i kolejny dzień… A brzuszek burczał.
- Bu, nya! Tęskniłeś? – Zachichotała, zachodząc po cichutku Cienia od tyłu oraz synchronizując słowa ze stanowczym, mającym na celu przestraszyć, dotykiem. - To jesteśmy prawie na miejscu. Jeszcze tylko kilka pięter, nya, wyżej. – Wyszczerzyła zęby przy okazji wskazującym palcem zachęcając Enkila do spojrzenia nad nich. Tam znajdowało się nic innego, jak bocianie gniazdo. I choć to nie dosłownie bociany ostatnio były tam widziane przez Anastasię, to inne gatunki chętniej upatrzyły sobie to miejsce na dom.
Zlustrowała mężczyznę wzrokiem, dzięki temu, że należeli do jednej organizacji, co nieco o nim wiedziała, a przynajmniej znała jego zalety, które wykorzystać mogłaby w razie wspólnych misji, chociaż swoją drogą za nimi nie przepadała, lepiej było pracować samemu lub z kimś będącym pod, nie ponad nią. W każdym razie, zdawała sobie sprawę, iż nie będzie dla niego wyzwaniem dostać się na górę przy odpowiednich warunkach, a takie akurat panowały, pod postacią dymu. Straszka natomiast posiadała przy sobie Latającą miotłę, nic więc w tym trudnego. Och, sprytna Anastasio, nyahaha. Jak to idealnie się dobrali, zawsze można było znaleźć idealne rozwiązanie wykorzystując atuty u obojga z nich. Widać, że rodzeństwo, prawda?
- Będę czekać na górze, tym razem nie dam się wyprzedzić, nya! – Nie zwlekając, wyjęła z sakwy wspomnianą wcześniej miotłę i z kocim śmiechem, niosącym się echem po powietrznej części Okrętu widmo, ruszyła w górę, starając się wyprzedzić brata. Cóż z tego, że tym sposobem mogła spłoszyć, ważna była dobra zabawa i chwila pędu odzuwalna na jej twarzy.
A na górze coś mruknęło niezrozumiale, stukot obijającego się o siebie szkła, sprawił, iż kotka ostrożniej wynurzyła najpierw uszy, później złote oczy ponad drewnianą zabudowę bocianiego gniazda.
- Kierowniku. Hej, kierowniku! – Ochrypły głos przeszedł ciarkami wzdłuż jej kręgosłupa. Co to do cholery było?
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 1 Wrzesień 2016, 22:57
Ach te koty… Pomyślałem z cieniem uśmiechu na ustach, kiedy to czarnowłosej zdołała mnie zaskoczyć. Fakt, że udało się jej mnie podejść wcale mnie nie zadowalał, wręcz przeciwnie było to niczym szpila wbite w moje ego. Mimo wszystko powitałem ją uśmiechem, odrzuciłem niedopałek papierosa. To, co dobre jak zwykle kończy się zbyt szybko.
-Jak mogłoby być inaczej?
Odrzekłem jedynie posyłając złotookiej zaczepne spojrzenie, nie powstrzymałem się również przed tym, aby nie zmierzwić jej kruczoczarnej czupryny. Ciekawił mnie też fakt kolorystyki jej futra, które na uszach pozostawało czarne jednak jej ogony były białe. Wyglądały też na bardzo miękkie, jednak nie byłem już na tyle bezczelny, aby sprawdzać czy są takie w rzeczywistości.
Podążyłem wzrokiem za kierunkiem wskazanym przez mą miłą towarzyszkę. Dostanie się na górę, co prawda nie stanowiło problemu jednak… czy te ptaszyska i tak nie zleciałyby na dół zwabione jedzeniem? Była to, więc raczej kwestia tego, że komuś brakowało tutaj cierpliwości. Z drugiej strony z góry możemy mieć całkiem ciekawy widok. Całe szczęście siostrzyczka odnalazła sposób na odpowiednie zmotywowanie mnie, dreszcz rywalizacji zawsze pomagał. Już bez zbędnych dyskusji przemieniłem się w chmurę czarnego dymu, aby pod tą postacią zacząć sprawnie mknąć ku górze. Jeśli ktoś obserwował statek mógł dostrzec jak po maszcie z dużą prędkością mknie czarna smuga. Dotarcie do bocianiego gniazda nie zajęło mi zbyt wiele czasu, jednak złotooka była szybsza. Już miałem wślizgnąć się do gniazda jednak okazało się, że coś już w nim było… rozproszyłem się na chwilę, po to, aby wzlecieć wyżej. Swą „ludzką” postać przybrałem stając na salingu znajdującym się jakieś dwa metry nad bocianim gniazdem. Jedną ręką złapałem się masztu, alby zapewnić sobie większą stabilność. Z nieskrywanym zdegustowaniem przyglądałem się istocie, którą tu zastaliśmy.
-Co za plugastwo… i to w takim miejscu.
Zamruczałem pod nosem, im dłużej przyglądałem się temu czemuś tym większą odrazą mnie napawał. Co prawda nie był to żaden ptak… jednak uznałem, że nie miałbym nic, przeciw aby uraczyć go kawałkiem naszego wypieku.
-Czego chcesz? Szkarado…
Ostatnie słowo dodałem nieco ciszej, obserwowałem uważnie stwora. Nie spotkałem się wcześniej z takim, a jak było z Aną? Rzuciłem siostrze pytające spojrzenie.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 2 Wrzesień 2016, 14:41
Gdyby nie to, iż unosiła się na magicznym przedmiocie, a nie dzięki własnym siłom, zapewne runęłaby w dół, zaskoczona obecnością Menelniczki w bocianim gnieździe. Nie jej albo może jego się spodziewała. Chociaż… Gorsze stado ptaków czy ośmiornica z niewyparzoną gębą?
Dopiero słowa Enkila wyrwały ją ze swoistego transu. Potrząsnęła nerwowo uszami, zeskoczyła z miotły, przykucając na drewnianej balustradzie i przyglądała się stworzeniu, które teraz już zaczęło w nich rzucać wszelkimi możliwymi wyzwiskami, a niektóre z nich Anastasia nigdy nawet nie słyszała. A więc coś z prawdy w legendzie o przemienionej załodze Okrętu widmo było. Menelniczka, nawet jako głowonóg, prezentowała się całkiem ludzko; mówiła, piła na umór, także z pustej butelki!, elementy jej ubioru również się wyróżniały.
- Co za rozczarowanie, nya. Pewnie przepłoszył wszystkie ptaki, nie dziwota. – Zignorowała zaczepki o wsparcie w trudnych czasach suszy i skierowała swoje słowa do Cienia.
Uniosła głowę, nasłuchując i skupiając się, aby wytężyć bardziej swój zmysł węchu. Nie było ich w najbliższej okolicy, smród ptasich piór się tu nie unosił, przepadły, a cała wyprawa poszła na marne.
- Ruszcie tyłki pod pokład, przynieście mi rumu! – Menelniczka nie patyczkowała się, nie baczyła na ich ignorowanie, chociaż może będąc pod wpływem bliżej nieokreślonych substancji, zwyczajnie tego nie rejestrowała.
Kotka zeskoczyła, lądując twardo tuż przy ośmiornicy, a między walającymi się pustymi butelkami. Spojrzała znacząco na Enkila, później znów zabrała głos:
- A może dla odmiany mała przekąska, nyaha? Akurat się składa, że mamy małe pyszności idealne dla ciebie!
Stworzenie nie wyraziło ku temu jednoznacznej aprobaty. Krzywiło się, znów mamrotało pod nosem, kilka razy przy tym przeklinając. Zwykłymi słowami ciężko będzie osiągnąć zamierzany efekt.
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 8 Wrzesień 2016, 01:21
A więc wyprawa zakończyła się fiaskiem, a w każdym razie jej główny cel. Mówi się trudno, ale… zmarnować takie ciasto byłoby po prostu grzechem. Ptaków nie było, ale napatoczył się inny pasożyt i w moim mniemaniu był znacznie bardziej irytujący od byle ptaka. Obserwując dalsze poczynania Any szybko zrozumiałem, że i ono wpadła na ten sam pomysł, co ja. Uśmiechnąłem się a w uśmiechu tym zagościła wyczuwalna mroczna nuta. Nie zastanawiając się długo, zeskoczyłem z miejsca swego dotychczasowego pobytu, aby pojawić się u boku siostry. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i wlepiłem badawcze spojrzenie w to, co być może kiedyś można było nazwać „człowiekiem”.
-No nie wiem czy warto marnować takie specjały. Zawsze można poszukać kogoś, kto naprawdę doceni ich smak. Dlaczego marnować pyszne ciasto i to z malinami, które wcześniej moczyły się w winie dla smaku… na kogoś, kto wyraźnie nie jest zainteresowany?
Jeśli taka zachęta nie podziała to najpewniej będzie można uznać, że rezerwa „subtelności” została niezaprzeczalnie wyczerpana. Żadne z nas nie będzie się przecież prosić tego… głowonoga. W sumie zaczynałem mieć nawet nadzieję, że ta szkarada w dalszym ciągu odmówi, wówczas można by się pobawić w ciekawszy sposób. Walka z stadem ptaków nie była ciekawą perspektywą, ale czemu by nie poznęcać się nad tym stworzeniem? W ostateczności można mu to ciasto wepchnąć prosto do gardła… byłem ciekawy jak ciało posiadające tyle odnóg wyglądałoby podczas zwijania się w konwulsjach. Tak to była zabawna wizja.
Korciło mnie, aby tą wizją jak najszybciej podzielić się z złotooką, nie chciałem jednak spłoszyć naszej przyszłej ofiary… mogłem jedynie mieć nadzieję, że ta słynna kobieca intuicja pomoże jej w wyłapaniu myśli krążących po mojej głowie. Było przecież tyle możliwości, aby spożytkować to marne pijackie życie.
A gdyby tak nafaszerować go ciastem a potem okaleczyć i powiesić na maszcie? Takie apetyczne ścierwo mogłoby za jakiś czas na nowo przyciągnąć tu ptaki. Może nawet poziom toksyn byłby na tyle silny, że i one by się struły. Ucieczka z takiej wysokości nie będzie łatwa, to też jeśli głowonóg odmówi poczęstunku wówczas podzielę się z siostrą pomysłem na dalszą zabawę. Oczywiście szept będzie tutaj wskazany, bo, po co psuć niespodzianki?
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 14 Wrzesień 2016, 15:11
Wszystko, co złe - dla otoczenia Topielicy. oczywiście - zaczynało się powoli na siebie nakładać. Była zmęczona, lekko poirytowana wyprawą i całymi tymi cholernymi przygotowaniami do niej, ale i również rozczarowaniem, jakie napotkali po przybyciu, była niechętna wobec, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie pachnącego osobnika w bocianim gnieździe. lecz przede wszystkim była głodna. Tak. Teraz to uczucie, jej ssący niemiłosiernie żołądek (o ile tak to w przenośni można było nazwać), z każdą chwilą się pogłębiało, a sporą zasługę miał w tym nie kto inny jak jej braciszek. To jego nagła zmiana w nastawieniu wywołała z początku cichy, później przeradzający się w coraz to głośniejszy chichot kotowatej. I chociaż był on jedną z ostatnich osób, które pragnęła w ten sposób wykorzystywać lub co gorsza - zranić w momencie, w którym nie daj straci nad sobą kontrolę, tak w tym momencie jej instynkty brały górę. Już nie podświadomie, a celowo zaczęła posilać się jego emocjami. Zastygła więc w miejscu, śmiech również ucichł, przymknęła powieki, by móc lepiej rozkoszować się tą chwilą, wszak kilka dobrych dni na nią czekała, i kiedy zamruczała z radości, zakończyła swoją ucztę. Nie chciała przecież całkowicie Enkila pozbawiać jego zapału do niezbyt szlachetnych zachowań.
Później już tylko diabliki zaiskrzyły w jej oczach, zaczęły nerwowo wirować, co widziane było jedynie w wyobraźni samej Anastasi, a do ich swoistego rytmu dołączył również biały ogon. Czekanie na ruch, czy raczej wyrażenie chęci skosztowania smakołyku przez Menelniczkę nie było tutaj potrzebne. Chciała czy nie – niebawem będzie mieć okazję docenienia talentu kulinarnego tego niesamowitego rodzeństwa.
Zaraz potem kotka wystrzeliła niczym z procy, nucąc pod nosem melodię, której nie znała, lecz w głowie słowa same idealnie dopasowywały się zarówno do rytmu, jak i sytuacji. Przeskoczyła zwinnym ruchem na przeciwległą stronę, bliżej której nasza ośmiornica zalegała, a stan upojenia alkoholowego powodował, iż nie była w stanie jasno ocenić nieubłaganie postępujących wydarzeń. Kto wie, czy nie miała ich nawet za majaki, które to tak malowniczo upiększają kolejny monotonny dzień!
Mruczenie nasiliło się i zmieszało z na nowo pojawiającym się śmiechem. Straszka z gracją zsunęła się na podłogę, zbliżyła do stwora i najpierw subtelnie przejechała wierzchem dłoni po jego głowie, by ostatecznie zatrzymujące się w okolicy ust palce wbić z grubawą skórę z nieskrywanym zadowoleniem na własnej twarzy.
- Więc teraz grzecznie zjesz, cośmy dla ciebie przygotowali. Tak, tak, nyahahaha. Specjalnie dla ciebie! Doceń to, więcej okazji… Nyaha! Możesz już nie mieć. Och, jakiś ty uroczy, aż szkoda myśleć, że możesz nas opuścić. Ale nie zrobisz tego, prawda? Zostań, pobawimy się jeszcze, nya, troszeczkę. – Wypowiedź jej przerywana była niekontrolowanymi napadami śmiechu, przecież tak miło spędzała czas z bratem!
Palce, które do tej pory grzęzły w głowonogu, teraz zupełnie niczym na wizycie u dentysty, rozszerzały jego usta. Drugą ręką zaś – cóż za szczęście, że udało jej się odzyskać w niej pełną sprawność – sięgnęła do Bezdennej sakwy, aby wyciągnąć resztę wypieku, jaki im pozostał.
- Nie wierć się i grzecznie powiedz nyaaaaaaaa, a nic nie będzie bolało! – Słodki ton głosu pasował jej w większym pogrążaniu się w swoim szaleństwie. I nie bacząc na nieudolne przeciwstawianie się, za wszelką cenę miała zamiar wepchnąć mu to przeklęte ciasto, choćby miało wylądować w zupełnie innym otworze! Była gotowa walczyć, atakować, obić mordkę Menelniczki tak, aby już na długo ją zapamiętała. Bo panienki Anastasi się tak nie oszukuje! Nie zwodzi się jej obiecując ptaki, a dając… takie coś!
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 23 Wrzesień 2016, 02:21
Przez krótką chwilę poczułem się bardzo nieswojo… Jakby nagle nie wiedzieć czemu uszła ze mnie motywacja do czynienia złych uczynków… Nie było to jednak nic w rodzaju nagłego nawrócenia czy czegoś w tym guście… Nurtowało mnie to jednak moja uwaga wkrótce została porwana przez widowisko którego zupełnie się nie spodziewałem. Z szeroko otwartymi oczami, pogrążony w bezruchu przypatrywałem się temu, co właśnie owładnęło Anastasią. Gdybym był wyznawcą jakiejś religii miałbym idealne słowo do opisania tego, co właśnie działo się tuż przede mną…opętanie. Nie wiem, co spowodowało tak nagły wybuch emocji u mojej siostry jednak oglądanie tego było czystą przyjemnością. Wybuch emocji… Nagle mnie olśniło, elementy układanki złączyły się w całość a ja wybuchnąłem gromkim śmiechem. Pojąłem, czym spowodowany był mój nagły spadek motywacji sprzed chwili. Zatem możemy zapomnieć o subtelności, właściwie tak będzie dużo zabawniej!
Głośno i iście teatralnym gestem zacząłem klaskać w dłonie, śląc oklaski dla złotookiego wcielenia chaosu. Zdecydowanie można stwierdzić, że byłem zauroczony tym „obrazkiem”, jednak bierne przyglądanie się szybko mi się znudziło. I ja chciałem się pobawić, jednak w porównaniu do siostry nie towarzyszył mi aż tak bogaty ładunek energii.
-Pozwolisz że się przyłączę…
Odezwałem się tylko a złowrogi uśmiech rozciągnął się na moich wargach. W kilku szybkich ruchach znalazłem się u boku kotki, która to właśnie starała się jakże „subtelnie” nakłonić głowonoga do konsumpcji zatrutego ciasta. Ustawiłem się za głowonogiem i z impetem obiema nogami przydeptałem dwie z macek wijących się po ziemi, kolejną udało mi się pochwycić jednak stwór dalej wił się niemiłosiernie. Nie myśląc długo zanurzyłem rękę w wewnętrznej kieszeni płaszcza, z której dobyłem komplet noży do rzucania. Trzy srebrne ostrza zabłyszczały złowrogo a ja zacząłem swoją zabawę. Niezwykle sprawnie i szybko zacząłem wyłapywać pojedyncze macki, po czym jednym sprawnym uderzeniem przybijałem je do drewnianej balustrady. Posoka zaczęła lać się gęstym strumieniem. Mieszanka żałosnego jęku połączonego z krzykiem i dźwiękami dławienia się obiegła już cały okręt. Musieliśmy, zatem się spieszyć, bo choć wątpliwym był fakt, że ktoś zatęskni za tym szkaradztwem to krzyki zawsze wabią ciekawskich.
Złowieszcze ogniki płonęły gdzieś w głębi mego szkarłatnego spojrzenia, kiedy to widziałem, że Straszka dopięła swego i ostatnie kawałki ciasta zniknęły w paszczy, z której to na kilometr ział odór marnego alkoholu. Unieruchomiona Menelniczka nie mogła uciec i nie trwało długo abyśmy oboje mogli podziwiać jak ciało głowonoga gnie się i wije w konwulsjach. Nasz śmiech przerywały salwy desperackiego kaszlu, przy którego kolejnych atakach drewniana podłoga była coraz bardziej ubroczona mieszaniną krwawej piany i treści żołądkowych. Trzeba było jednak przyznać szkaradzie że w ostatnich chwilach swego żywota nie zatraciła swego „charakterku”. Nie było jęków, płaczu ani błagania o litość… były za to przekleństwa i to tak barwne, że choć już sporo goszczę na tym świecie to przynajmniej połowa z nich była mi nieznaną. I w końcu zanosząc się ostatnią falą kaszlu Menelniczka skonał. Niczym zdziwiony kot przechyliłem głowę w bok, po czym czubkiem buta trąciłem bezwładne ciało upewniając się w swym przypuszczeniu.
-No i mamy trupa na pokładzie…
Powyciągałem swoje noże, srebro ubroczone krwią jakoś zawsze dobrze wyglądało. Uznałem że nic właściwie nie stoi na przeszkodzie aby wcielić w życie swoją wcześniejszą wiję. Zebrałem pobliskie cienie aby stworzyć z nich długą i czarną jak smoła linę, którą to następnie przerzuciłem przez drewniane ramie masztu wznoszące się nad nami. Jeden koniec liny mocno przywiązałem do masztu zaś na końcu drugiego związałem szubieniczną pętle, którą to zaraz przecisnąłem przez wielki łeb Menelniczki.
-Niestety nie zastaliśmy Twoich ptaszków, ale zawsze możemy im zostawić niespodziankę. Jeśli dobiorą mu się do żołądka to i same długo nie pofruwają.
Wyjaśniłem, w trakcie tego jak wypchnąłem zwłoki głowonoga z bocianiego gniazda. Ciało bujało się bezwładnie, podobnie jak i macki, po których nadal ściekała krew. Zadowolony z tego obrazka posłałem uradowany uśmiech swej towarzyszce.
-Takie rodzinne wypady to ja rozumiem. Zdecydowanie trzeba będzie powtarzać je częściej. Niestety muszę już Cię opuścić siostrzyczko, obowiązki wzywają… mam jeszcze dziś w planach pewno spotkanie a nie wypada mi się spóźniać. Dlatego znikam już, do następnego razu!
Po szybkim pożegnaniu zniknąłem w całkiem efektywny sposób, zmieniłem się w sylwetkę utworzoną z czarnego dymu, który po chwili został porwany przez wiatr.
Zt.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 23 Wrzesień 2016, 11:18
Pochłonięta przez swój pełny żołądek, nie miała czasu zwracać uwagi na cokolwiek, co działo się dookoła niej, a całą uwagę poświęcała dla ośmiornicy. Wszak należała jej się ta specjalna uwaga! Śmiałkowie, którzy tak ochoczo zgłaszali się na testerów rodzinnych wypieków, musieli być traktowani ze szczególną należytością, a sama Anastasia uważała, iż doskonale temu podołała. Może ta urocza kelnereczka doceniłaby jej talent w kuchni i załatwiła pracę w tym przytulnym Kaprysie? Och, na pewno by się dogadały. Nyahahaha!
Nie wiedzieć czemu, Menelniczka dziękowała jej w dość nietypowy sposób. Kotka jednak spodziewała się, że wszystkie te paskudne przekleństwa mają pozytywny wydźwięk, przecież stworzonko mogło nie potrafić inaczej się porozumiewać, a kto nie chciałby obrzucić rodzeństwa komplementami, nawet w najbardziej niezrozumiały sposób? To jednak nieco utrudniało swobodne wpakowanie ciasta do ust, ale Enkil przyszedł z pomocą, bowiem wbijanie noży w macki delikatnie, choć nie w pełni, i jedynie na moment ostudziło waleczny charakter głowonoga. Tę chwilę wykorzystała Straszka na silne, a przede wszystkim zdecydowanie rozwarcie jej szczęki, co (nie)stety dla jednej ze stron zakończyło się… tragicznie. Oczywiście nie dla Hebi, skądże znowu! Coś trzasnęło, coś chrupnęło i koniec końców, żuchwa została wyrwana z zaczepów, a zwierzę nie miało już jak protestować, toteż wypiek powędrował tam, gdzie od początku miał.
Otarła o siebie dłonie, jak po dobrze wykonanej robocie, odsunęła się od ofiary o kilka kroków, aby z dystansu ocenić efekty i zadowolona z widoku, przy którym jeszcze moment siłował się Enkil, skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej, coraz głośniej mrucząc.
- Mam nadzieję, że smakowało, skarbie, nya. – Wredny uśmieszek szybko spełzł z jej twarzy, kiedy ciecze wydobywające się z uraczonej posiłkiem Menelniczki zaczęły wypływać na tyle gwałtownie, że opryskały jej buty i część reszty stroju. Aż zapragnęłoby się krzyknąć „pierzesz to!”, ale komu, skoro ośmiornica wydobywała z siebie ostatnie tchnienia? Zamiast tego mruknęła pod nosem jakieś przekleństwa, których to zdążyła się nauczyć dzisiejszego dnia i wychyliła się, by wzrokiem podążyć za zawisającym ciałem.
- W takim razie będę wiedziała, żeby nie odwiedzać tego miejsca w najbliższym czasie. Niech się posilą, nya, mam nadzieję, że od tego zdechną. – Pomachała na pożegnanie ośmiornicy, co więcej posłała w jej stronę nawet słodki buziak w podzięce za umilenie spędzania czasu z bratem. Mogli sobie odbić ostatni, dosyć kiepski, wypad do baru.
- Do następnego, braciszku, nya. – Stała w miejscu niby to niewzruszona, dopóki Enkil nie zamienił się w dym i dosłownie ulotnił z ich spotkania. Później też, nie mając już w zasadzie pojęcia czemu teraz i czemu w ogóle, krzyknęła za nim: - Uważaj na siebie! – Chyba utrata kolejnej osoby, która – nie ma co się oszukiwać – stała się dla niej ważna, nie była tym, czego Topielica pragnęła.
Ale teraz, teraz pora wykorzystać resztę tego, co w sobie zgromadziła.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!