Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Aristide Solictuarve Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat Rasa: Senna zjawa Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne) Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne) Wzrost / waga: Różny / Tak samo Aktualny ubiór: Brak Znaki szczególne: Brak Pod ręką: niiiic Nagrody: Umbraculum
Dołączył: 27 Lis 2011 Posty: 90
Wysłany: 27 Lipiec 2012, 21:50
Ona po prostu bezczelnie zignorowała kapturka, w ten sposób chcąc coś zyskać. Kto jednak wie co? Bynajmniej na pewno nie ja! Tak, właśnie nie ja. Trzeba jednak przyznać, że nagłe przebudzenie się nie było niczym dobrym. Oczywiście, ktoś kto ma włosami związane ręce i to tak, aby niewiele mógł nimi poruszać, raczej nie zrobi niczego złego biednemu kapturkowi, lecz sam ruch przeraził Aristide. Toteż gdy Wena zrozumiała, że jej oprawca się przebudził to niemal natychmiast wybiła się nogami i nieszczęśliwie wylądowała głową na twardym bruku. Bo to nie miało być tak. Od kiedy to wilk budzi się bez ostrzeżenia. Tak nie można. Z drugiej strony jak dotąd Wena się tylko bała, bądź kierowała czystym pragmatyzmem, to teraz w jej zachowaniu można dostrzec odrobinę złości. Nie może być bowiem tak, że ktoś sobie na tyle pozwala wobec niej! Tak, była kimś kogo trzeba szanować. W sumie to wymyśliła to wszystko teraz jako wymówkę przed złym traktowaniem zwierząt, które jednak są oczywiście wredne i najchętniej by kapturka zjadły. Jakiś kanibal, czy coś. W ogóle czy kanibali nie powinno się zabijać... Wtedy to nie byłoby krzywdzenie zwierząt prawda? Aristide dotarł, wstając przy tym z ziemi, do miejsca przed wilkiem i pochyliwszy się lekko uśmiechnął się uroczo, jak to małe dziewczynki niekiedy, aby coś dostać.
-Wilczek nie powinien być niedobry, bądź dobry wilczku, a cię wypuszczę!
Sama wypowiedź znów była utrzymana w konwencji dziecięcej piosenki, a więc bynajmniej nie została wypowiedziana jako zwykłe zdanie. Zresztą to wszystko w oczach weny była zabawa z bardzo niebezpiecznym wilkiem, który jeszcze ranił biedne uszy wampirka.
-I niech wilczek nie krzyczy, bo to nieładne!
Hija [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 31 Lipiec 2012, 12:41
Tak, Hija w danej sytuacji ignorowała znajdującą się w jej zasięgu zmorę. Potworka, który ją prześladował i nie chciał opuścić. Wolała już bać się samotności, niż bać się krzywdy od jakieś innej istoty. Czyżby Wena nadal nic nie rozumiała? Wiedźma była naprawdę teraz zła. Ogarnął ją strach aż do samego wariactwa. Przez eksperymenty i odizolowanie od zewnętrznych światów miała skazy na psychice i chyba w danej sytuacji pragnęły się one ukazać w ruchu samoobronny. Nerw wzbudziło w niej dotknięcie jej włosów. Miała je bardzo delikatne, uwielbiała je. Jej kaprysem był fakt, że mogli całe jej ciało deformować, ale włosy były nie do ruszenia. Kiedyś narodziła się z czarnymi, a potem stały się białe, białe niczym płatki śniegu. Tego cudu w jej wyglądzie nikt nie miał prawa jej pozbawić, nikt.
Wrzeszczała, jej krzyk roznosił się po każdym zakamarku labiryntu drażniąc uszy zjawy. Nie szarpała się, wręcz przeciwnie, gdy przestała wrzeszczeć ucichło wszystko. Dziewczyna siedziała po turecku z przymkniętymi powiekami. Wyglądała jak istna oaza spokoju, po ostrej burzy. Nagle zaczęła robić się przezroczysta, co musiało nie ujść uwadze Aristide. Istotka przecież mówiła do niej i jeszcze po uderzeniu się jak głupia zbliżyła. Przecież teraz to mogło stać się dla niej katastrofą. Hija delikatnym ruchem wyciągnęła na wpół widoczne dłonie z pląsu włosów. Gdy znów stała się materialna zaczęła rozwiązywać delikatnie pukiel z którego ów dłonie ówcześnie uwolniła. Podczas tego wydarzenia była cisza, wyczuwalny był znów mocny powiew chłodu, lecz dziewczę się tym nie przejęło. Najdziwniejsze, że wciąż siedziała w tej samej pozycji z zamkniętymi oczami. Gdy udało jej się rozplątać swe włosy, Senna zjawa jeśli patrzyła w jej kierunku mogła dostrzec, że powieki Hii się rozchylają. Jej spojrzenie jednak było chłodne, lecz pozbawione wyrazu. Jakby morze w którym można utonąć.
-Więcej mnie nie dotykaj - szepnęła chłodno, lecz jej głos rozniósł się po całym labiryncie. Wyczuwalny był spokój, lecz wydawało się jakby zaraz gotowa była wybuchnąć i zaszlachtować duszyczkę przed nią. Powoli się podniosła, nie odrywając od niej wzroku.
-Nie jestem wilczkiem - powiedziała akcentując ostatni wyraz, a jej oczy przybrały lekko wyraz szaleńca. Brzmiało to jakby drwiła z Weny. Zdawkowo z jej ust wydostał się tłumiony śmiech. Nie był jednak on spowodowany radością czy cierpieniem. Miał złą zapowiedź. Hija szła powolutku w jej kierunku, a nagle jej palce u dłoni zaczęły się palić, gdy znów zaczęła recytować jakieś niezrozumiałe słowa. Potem roześmiała się wniebogłosy unosząc swą twarz ku górze i spoglądając w szarzejące niebo. Gdy znów jednak zwróciła swą uwagę na zjawę, jej twarz nie wyglądała już zbyt delikatnie i przyjemnie. Usta były wykrzywione w nienaturalnie szerokim uśmiechu, a oczy wytrzeszczone niczym u narkomana na głodzie. Co się działo?
Godność: Aristide Solictuarve Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat Rasa: Senna zjawa Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne) Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne) Wzrost / waga: Różny / Tak samo Aktualny ubiór: Brak Znaki szczególne: Brak Pod ręką: niiiic Nagrody: Umbraculum
Dołączył: 27 Lis 2011 Posty: 90
Wysłany: 31 Lipiec 2012, 20:44
Działo się tyle, że źle się działo. W chwili, w której z ust Hiji (Czy wolno to odmieniać?) padły słowa - nie, wręcz groźba - Aristide zyskał pewność, do tego czego pewien był od samego początku. Przed nim stoi nie niewinna dziewczynka, która przestraszyła się innej, tak samo niegroźnej osóbki, lecz prawdziwy wilk. Zwierzę, które podstępem pragnie zjeść zarówno kapturka jak i babcię. Tutaj już nawet nie chodziło o ratowanie babci, lecz o pokazanie negatywnej postaci, że dobro zawsze wygrywa, jak to jest w wielu opowieściach. Co więcej, egocentryczna i traktująca innych jak posiłek, Wena, nie mogła się zgodzić na jakiekolwiek rozkazy, a już na pewno nie od kogoś, kto tak dziwnie reaguje. Spoglądając na to z punktu widzenia Weny, Hija musiała być wilkiem.
Po pierwsze jej wcześniejsze zachowanie. Kto, nie mający nieczystych intencji, będzie próbował biec w jakimś kierunku, uprzednio dołożywszy starań, aby przypadkowo napotkana dziewczynka nie mogła ruszyć za nią. dodając jeszcze, że dziewczynka mówiła o wilku mamy gotowy motyw! Na pewno nie strach, bo kto przestraszyłby się niewinnej, niezbyt wysokiej dziewczynki. Po drugie nie bez znaczenia były groźby wysunięte teraz, gdy Wilk zrozumiał, że nie ma szans dotrzeć do babci pierwszy i należy najpierw usunąć kapturka. Toteż Wena była jak najbardziej gotowa do walki, lecz nie bała się konfrontacji. Właściwie jak na razie była w lepszej sytuacji, bo chociaż była lekko rozgniewana, że wilk ośmielił się ją spotkać, to więcej w tym gniewie było teatralności, niż szczerych uczuć.
Szczere było jednak zdziwienie, gdy okazało się, że starannie plątane węzły z włosów zostały tak łatwo sforsowane. Cały trud, który zajął te kilka minut, poszedł na marne. Szybko też zasmuciło to Wenę, która już chciała po raz kolejny bezgłośnie tupnąć butem o bruk i krzyknąć, że jak ten bezczelny wilk śmie niszczyć jej pracę, lecz zobaczyła jak wilk się do niej zbliża. W taki sposób jakby chciał zaatakować. No to teraz ma rozgniewanego wilka! Świetnie.
Na rozgniewanego wilka można zareagować tylko w jeden sposób, a mianowicie zapolować!
Wena miała aktualnie tylko jedną reakcję. Stanęła w lekkim rozkroku. Jedną dłoń luźno zawisła po lewej stronie ciała, a druga powędrowała w górę za sprawą łokcia. Wilk wciąż się zbliżał, lecz Wena już wiedziała co ma zamiar powiedzieć.
-Nie jesteś wilkiem? Pokazujesz co innego wilczku!
Pierwsze zdanie zostało wypowiedziane z lekkim zdziwieniem, wręcz zamyśleniem, które cechuje dzieci, gdy ktoś wytłumaczy im coś zbyt trudnego, lecz jednocześnie nie chcą się przyznać, że nie rozumieją. Druga było zupełnie inne. Słowa zabrzmiały niczym oskarżenie, również wypowiedziane przez dziecko, lecz dość poważne, mówiące: "Kłamiesz!". Jednak zamiast wyciągnąć palca w stronę rozmówczyni Wena przycisnęła delikatnie prawą połowę swojego płaszcza, palcem wskazującym prawem dłoni. Nie jednak po to, by pokazywać, dość nietrafnie zresztą, serce, lecz by w ten sposób palce wsunąć pod materiał, z którego wykonano lewą stronę płaszcza dziewczynki. Wręcz identycznie jak sposób, w jaki na starych filmach gangsterzy sięgają po broń, tyle, że zamiast garnitury był płaszczyk.
Hija [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 31 Lipiec 2012, 22:37
Czyżby to była groźba? To było najzwyklejsze w świecie ostrzeżenie dopełnione napadem furii. Stojąca przed nią istota i tak nie była zagrożona, gdyż wiedźma robiła to tylko by przestraszyć Aristide, lub chociaż zyskać na czasie by swobodnie zwiać. Czy miało to jakiekolwiek szanse na powodzenie? Czy ta istotka nie mogła grać przerażonej? Bać się wilka i dać mu odejść w spokoju? Przed Weną stała niewinna, delikatna dziewczynka, która pragnęła mieć spokój, przeżyć i nie mieć z nikim nic wspólnego. Egzystowanie z innymi za bardzo ją przerażało. Czyżby dlatego próbowała praktykować magię tak jak każda jej poprzedniczka? Robiła wszystko by ta zjawa się od niej odczepiła, a ona nadal udawała dziecko, które wierzy w czerwonego kapturka, ot co! Czyżby to coś miało aż tak spaczony mózg, by nie móc zrozumieć kim jest Hija? Przecież była ona jakąś osobą, którą w dziwnym przypadku spotkała w niezbyt normalnym labiryncie, no ale jaki był normalny?! Wiedźma szła w kierunku Solictuarve, cała się trzęsąc i szepcząc cicho:
-Wilk...wilk... jaki wilk?- sekwencja tych słów powtarzała się, a jej znów kręciło się w głowie. Była zdruzgotana, odczuwała wysoki poziom żalu do swych oprawców. Nie mogli jej wykończyć, tylko musieli wypuścić? Wiedzieli, że to będzie dla niej gorsze. Zawroty zdawały się coraz mocniejsze. Ogniki na dłoniach zaczęły gasnąć. Czy naprawdę ten teatr musiał trwać. Chciała ją w końcu wystraszyć, by ta się zmyła do domu zostawiając ją. Było to aż tak trudne do zrozumienia?Czy jakieś uczucia targały zjawą, czy to była po prostu niekończąca się zabawa? Ona nie podobała się Hii, w żadnym wypadku. Coraz bardziej się załamywała, opadała z sił, a emocje buzowały w niej bardziej niż stado dzików w zagrodzie. Nie widziała co robi posiadacz Umbraculum. Włosy opadły jej na twarz,a o czy pokryły się łzami. Dokładnie przed obliczem towarzysza padła na kolana i pochylając się do podłogi zaczęła gorzko płakać. Wolała zginąć, chciała zginąć. Życie była dla niej zbyt ciężkie, zbyt niesprawiedliwe, zbyt obce.
- Czemu nie chcesz dać mi spokoju? - zapytała pełnym goryczy głosem, po czym było słychać tylko ciche pochlipywanie. Co zawodziło jej myśli? Nie zwracały obie nawet uwagi, że temperatura dawno zleciała poza minus.
Godność: Aristide Solictuarve Wiek: Tak w przybliżeniu pięćset lat Rasa: Senna zjawa Lubi: Ładne rzeczy (Bardzo względne) Nie lubi: Tłumów (Bezwzględne) Wzrost / waga: Różny / Tak samo Aktualny ubiór: Brak Znaki szczególne: Brak Pod ręką: niiiic Nagrody: Umbraculum
Dołączył: 27 Lis 2011 Posty: 90
Wysłany: 10 Sierpień 2012, 23:34
Wena co prawda często bawiła się w nadawanie ludziom ról z jakiejś książki, obrazu, czy jeszcze innego dzieła. Zwykle jednak nie brała tego wszystkiego na poważnie. Jaka była więc różnica? Fakt, że nieznajoma, którą spotkała nie zrozumiałą istoty zabawy i nie włączyła się w ten radosny taniec. Natomiast zachowała się agresywnie rzucając płomieniami w Wenę, a na dodatek uciekała. Kto normalny ucieka, gdy spotka niegroźną dziewczynkę w czerwonym płaszczyku? To wszystko sprawiło, że postać białowłosej wydała się niczym innym jak tylko prawdziwym wilkiem. Wilkiem, który na dodatek ciągle zmieniał taktykę. Nie działało to dobrze, bo tylko utwierdzało Aristide w przekonaniu, że osoba przed nim jest właśnie wilkiem. Najpierw ucieczka, później próba przestraszenia, teraz udawanie nie wiedzy, a za chwilę nastąpi jeszcze lament i udawanie niewinnej. Osoba, która przyjmuje tak wiele różnych twarzy raczej nie jest kimś komu się wierzy. Nawet jeśli to wszystko ma szczytne intencje.
Wena nie dała się jednak sprowokować i gdy tylko usłyszała pytanie, to podnosząc palec do góry rzekła:
-Ten zły wilk, który czyha na mnie i na moją babcię i którego zmuszona jestem powstrzymać. Pro publico bono, jak mawiali starożytni!
Mówiła to w sposób właściwy małej, lecz nadmiernie elokwentnej dziewczynce. Gdy skończyła palec znów powędrował w dół, a kapturek zmrużył oczy.
Cóż ten wilk wyprawia! Tak się nie godzi! Jeszcze będzie bezczelna udawać niewinną biedną istotkę, która jest atakowana przez złego kapturka. Nie, nie, nie! Aristide do tego nie dopuści. Skoro wilczek chce tak grać, to zobaczymy jak długo wytrzyma.
-Bo jesteś złym wilkiem! To oczywiste.
Tutaj kaszlnęła dwa razy, po czym wysunęła zza płaszcza rękę, którą tam wcześniej schowała. Dłoń była zaciśnięta, lecz na pewno coś się w niej znajdowało.
-Będziesz dobrym wilczkiem, to nic ci nie zrobię!
Powiedziała, świadomie zgadzając się na to odwrócenie ról. Tak, to wilk był tym złym, lecz kapturek ma zamiar zgodzić się na tę grę i pokazać, że to wszystko jest jedynie kłamstwem.
zt
Svart [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 27 Marzec 2015, 17:13
Omamiony widokiem mieniących się kusząco kryształów nie zauważył, kiedy to jeden z nich delikatnie rozciął mu policzek. Nie był już w zaułku, a tuż obok niego niewiadomo czy wyrastając z ziemi, czy może stapiając się z nią w jedną całość, znajdował się kryształowy pęd, którego jeden z ostrych końców przed chwilą zatopił się w skórze mężczyzny. Teraz wisiała na nim kropelka krwi, która ostatnimi siłami próbowała nie puścić kryształu, chcąc czerpać z jego energii. Jednak spadła i rozbiła się o kolejny człon krystalicznego tworu, ostatnim tchnieniem wydobywając z niego charakterystyczny dźwięk.
Svart odwrócił się i rozejrzał po otoczeniu. Nie przypominał sobie, by w całym swoim życiu, miał choćby jedną okazję odwiedzenia tego miejsca. Sam nie wiedział jak ma się z tym czuć. Z pewnością, wciąż była to Kraina Luster, ale który jej region?
Ostrożnie ominął kryształowe zarośla i powoli zaczął się przemieszczać. Nie potrafił znaleźć żadnego punktu odniesienia, który pomógłby mu wskazać konkretny kierunek marszu. Nie była to również intuicja. Było to coś dziwnego. Coś, co pociągało w swoją stronę, ignorując wszelkie próby sprzeciwu. Jednak, Svart nie potrafił zdecydować, czy było to złe uczucie.
Wędrował lwią część swojego życia. Sam sobie był przewodnikiem, a jedyne wytyczne, które godził się przyjmować, otrzymywał od Giselle. Tylko jej potrafił zaufać.
Miejsce, w którym się znalazł można by określić jako pustkowie. Nie było tu roślin, ani zwierząt. Nawet ptaki nie odważyły się przecinać nieba w tym obszarze. Wyręczały je w tym długie, ostre końce kryształów, które kształtem przypominały igły, bądź naostrzone pale. Z dołu wyglądały majestatycznie, tnąc powietrze i chmury, jednak z góry…
Widok z góry musiał być czymś przerażającym. Usypana błyszczącymi szpikulcami pustynia, której wygłodniałe ostrza czekały aż ktoś zechce zaspokoić ich krwiożerczy apetyt.
Bez wątpliwości piękno tego miejsca można nazwać śmiertelnym.
Parasolnik był niesamowicie podekscytowany obecnością w tym rejonie. Co rusz każdego dnia, gdy gotów jest przysiąc, że jego oczy widziały już każdy zakamarek świata, Kraina Luster znów go zadziwia. Zatrzymał się, kiedy to w jego osobę znów zostały wymierzone kolce. Odsunął się od błyszczących żądeł. To, co znajdywało się przed nim przypominało otwartą bramę, której ramę okalały kryształy, niczym bluszcz. Svart ścisnął mocniej swój parasol i postąpił krok bliżej wejścia.
Po przejściu przez bramę, ścieżka... czekaj, wróć - to chyba nieodpowiednie słowo - bardziej mamy do czynienia z czymś, przez co da się w teorii przejść bez zrobienia sobie krzywdy, a w praktyce... zależy to od zdolności przechodnia) ...ścieżka i jej okolica nie zmieniły się znacząco wobec tego, co dotychczas Parasolnik widział. Pojawiły się lustra, wyrastające z kryształów, formujące ścianki. Z tych jednak nadal radośnie kwitnęły te kolce niczym szpony chcące intruza rozszarpać. Można się cieszyć, że nie zwykły powiewać radośnie na wietrze - wtedy nawet stanie w miejscu byłoby niebezpieczne...
Znalazłeś się pomiędzy dwiema ściankami, rozchodzącymi się na boki, zaś przed Tobą i pomiędzy lustrami wyrastał wielki krzak kryształowy. Ostry, ogromny. Po lewej ujrzałeś uciekającą od Ciebie postać, wyglądającą jak Ty - odbicie w lustrze. Po prawej zaś - zwierze z gatunku Eques - również jako odbicie. Obie istotki przebiegły kilkanaście metrów w lustrach i zniknęły w dali, przysłonięte kolejnymi kryształami. Zdaje się, że można próbować trzeciej drogi - na wprost, przez krzewie - zdecydowanie mniej bezpiecznej i wydaje się całkiem bezsensownym skorzystanie z niej.
Minął, więc bramę i szedł korytarzem krystalicznych zwierciadeł, aż w końcu znalazł się na rozdrożu. Przed nim dwie ścieżki, które rozdzielał kolczasty słup, wymierzający w każdą stronę swoje jadowite, przejrzyste kły.
- Szkoda, że nie umiesz chodzić, Giselle. Moglibyśmy się rozdzielić. – powiedział do swej parasolki, patrząc uważnie w głąb jednej, a następnie drugiej ścieżki.
Ściągnął brwi, a usta wygiął w wąską linię. Nie zamierzał się cofać, jednak decyzja powinna być mądra, więc musiał się zastanowić. Już na pierwsze kroki w tej krainie były niebezpieczne. Wystarczyło stracić na chwilę równowagę, lub skręcić w złym kierunku, by zostać przeszytym przez kryształowe igły.
Obracał parasolką w dłoni, próbując poruszyć koła zębate w swojej czaszce. Nim udało mu się zdecydować, który kierunek wybrać uchwycił wzrokiem ruch. Odwrócił się w lewo i zobaczył… siebie? Nie. To nie mogło być jego odbicie, przecież on stał w miejscu. Nie ruszył się, a z pewnością nie tak szybko. Ściana również spoczywała w miejscu. Czyżby postać biegła po drugiej stronie kryształowego zwierciadła? Przebiegła. Zniknęła. Już jej nie było. Jednak w tym momencie z drugiej strony coś przemknęło. Czyżby to samo?
Svart niesamowicie zdziwił się, widząc w lustrzanej ścianie to niezwykłe zwierzę, którym był Eques. Poznał od razu. Wiele słyszał o tych rogatych koniach, ale nigdy żadnego nie widział. Po chwili zwierz zniknął mu z oczu, a Svart wciąż stał przed kolczastym krzewem. W lewo? W prawo? Wprost nie może iść, gdyż to pewna śmierć. Ścisnął parasol mocniej i potrząsnął głową. W lewo. Jeśli ta postać, to uwięziony w lustrze Parasolnik? Przecież, to była misja Svarta. To był jego cel, jego życie. Musiał go znaleźć, musiał pomóc. Oczywiście, że w lewo. Nie tracąc więcej czasu rzucił się w pościg za tajemniczą postacią.
- Sądzę, że losowy rzut parasolką łatwo pozwoli na rozdzielenie, a to, że chodzić nie umie... cóż, wystarczy że jej posiadacz potrafi.
- A czy to może mu jakoś pomóc, poza dodaniem motywacji i odebraniem broni?
- Pewnie nie. Dobra, parasolkę zostawiamy w spokoju, ale Svartem się zajmiemy.
- Myślę, że kiedy tak dreptał sobie wzdłuż lusterek, nie omieszkał skorzystać z okazji i popatrzył na swoje odbicie. I takie rzeczywiście było, a jakżeby inaczej, całkiem realne, choć lekko zniekształcone.
- I po drugiej stronie ilość krysztajeży uprzejmie poinformowała go, że obrał pokrętną i wąską ścieżkę. Kolce zaczęły nad jego głową wyrastać, teren nieco opadał, a lustra przestały mu towarzyszyć. Dołek. Zakryty od góry. I w trzy kolejne strony rozchodziły się przejścia.
- Bo oto labirynt czas zacząć!
- Sądzę, że podłoga także może być okolcowana. Znaczy, gleba.
- Ale tak tylko trochę, żeby nie miał zbyt trudno, bo czym więcej przejdzie, tym bardziej się zgubi!
- Zgubi, zgubi. Ta parasolka się pałęta przy nim i utrudnia czasem poruszanie się. sądzę, że mogła mu wypaść i ugrzęznąć w kolcach, na jednej ze ścieżek, którą wybrał po przejściu przez wspominane wcześniej rozwidlenie.
- ...a potem jeszcze parasolka mogła się wesoło przespacerować po kolcach i sprawić, że będzie musiał do niej dotrzeć od drugiej strony, bo tędy nie da rady. Ale jak tutaj znaleźć drogę i nie pomylić kierunków, kiedy wszystko wygląda identycznie?
- Myślę, że kryształy są po to, aby je oznaczyć.
- Właśnie. Niech znaczy, niech znaczy. Może coś z tego, co poznaczy, ujrzy drogą powrotną.
- Ale jesteś wredny! Równie wredny jak te kolce pełzające po ziemi, biegnące po niej niczym korzenie. One są bardzo kruche i nieuważne stąpanie po nich może przytrafić delikwenta o utracenie równowagi. O, w tej właśnie chwili!
- Wredni my dwaj...
- A tak, a tak...
Biegł zdeterminowany za postacią z odbicia, aż do pewnego momentu, gdy jedno z wystających ostrzy szarpnęło go za ramię, przecinając materiał płaszcza. Stanowczo zwolnił, aż w końcu się zatrzymał. Ścieżka wyraźnie się zwężyła, a kolczaste ściany przybliżyły do jej środka. Spojrzał w tył, lecz gęsto osadzone kryształy zdawały się odgrodzić go od miejsca, z którego przybył. Więc nie mógł się cofnąć…
Svart spojrzał w górę, jak każdy wędrowca, który się gubi. Jednak nad jego głową również wyrastały błyszczące szpile. Rozglądnął się zaniepokojony. Krystaliczne ostrza otaczały go z każdej strony. Skoro nie mógł wrócić, trzeba było brnąć do przodu. Ostrożnie omijał i uchylał się między wystającymi z każdej strony kryształami.
Skupił się na omijaniu przeszkód i nawet nie zauważył, kiedy po jego bokach nie było już luster.
- A niech to Gi… Nie wiem, co się dzieje. – powiedział przewieszając parasol na pasku przez ramię.
Znów się zatrzymał. Znajdował się w jakimś dole, a przed nim kolejne rozwidlenie. Nie miał pojęcia co to za tunele i dokąd prowadziły? Westchnął ciężko i przetarł dłonią oczy, na koniec łapiąc się za czoło. W którą stronę iść? Wybrał przejście z prawej strony. Być może właśnie ten błąd popełnił na początku. Już wtedy mógł iść w prawo. Znów poczuł ukłucie, jednak tym razem towarzyszyło mu chrupnięcie. Tak jakby pękło szkło. Spojrzał pod nogi. Z podłoża również wyrastały kryształy. Te jednak nie były aż tak twarde i ostre. Otrzepał but, wyjmując z niego pozostałości kryształu i poszedł dalej.
Chciał złapać za pas od parasola i przeciągnąć, by nie wisiał na plecach, lecz nie mógł go znaleźć. Wpadł w panikę i zaczął się miotać szukając paska, aż zauważył, że na płaszczu ma kolejne rozcięcie.
Nie.
Zgubił Giselle.
Rzucił się biegiem w tył, nie zważając na wystające z każdej strony ostrza, które cięły jego skórę jakby była najmiększą tkaniną. Znów był na rozwidleniu. Doskonale pamiętał, którą drogę wybrał. Ostrożnie przeszedł się nią rozglądając uważnie. Nic.
- GISELLE! – krzyknął głosem pełnym desperacji, tak jakby miała mu odpowiedzieć.
Rozglądał się w panice, ale z każdej strony widział to samo. Kryształy. Przeklął je w duchu.
Dłoń znów powędrowała mu do twarzy.
Po chwili zauważył.
Krew. Jego krew, która była wszędzie. Bowiem te najpłytsze rany krwawią najbardziej.
Ściągnął brwi i długo się nie namyślał. Przy jego sile wystarczyło lekkie kopnięcie by skruszyć kamień u podłoża. Rozciął nim wierzch dłoni. Ruszył stanowczo kolejną ze ścieżek szukając ukochanego parasola. Co jakiś czas znaczył wystające kolce chwytając je zakrwawioną dłonią. Nie spocznie póki jej nie znajdzie. Choćby przyszło mu tu umrzeć.
Krwawe problemy Svarta sprzyjały w naznaczaniu terenu, ale czy jest jedynym, który to w obecnym czasie i w tym labiryncie czyni? Jak na pustkowie przystało, ilość podróżników ograniczona winna być do minimum. Jak na przypadek i Krainę Luster przystało, nie można im niczego odmawiać.
Przemierzasz labirynt, zakręcasz ostro w lewą stronę i spotykasz się z rozszalałym, srebrnym lisem, pędzącym w twoją stronę z odległości paru metrów. Może cię minie i pobiegnie dalej drogą, na której mu stanąłeś. Ścieżka ta pełna luster po obu stronach, prezentuje się jak wyjęta z typowego labiryntu. I ma liczne odnóża na całej swojej, widocznej długości.
Najważniejsze jednak teraz dla Ciebie to, że stworzenie to trzyma w pysku twoją parasolkę. A ta bestia rzadko spotyka cokolwiek innego niż kryształy.
Trzymając w ręku prowizoryczny kryształowy nożyk, przemierzał labirynt, co jakiś czas znacząc jeden z wystających kolców. Był cały w nerwach. Trudno mu było pojąć, w jaki sposób dopuścił do tego, że stracił Giselle z oczu. Nie chodziło o to, że był teraz bezbronny. W żadnym wypadku. Svart był bardzo silną istotą, a biorąc pod uwagę niebezpieczny teren, wszystko sprzyjało jego bojowemu doświadczeniu. Chodziło o to, że brak parasola, który przez ponad trzydzieści ostatnich lat był jego jedynym towarzyszem powodował, że Svart czuł się bezpański. Giselle była mu najdroższa. Wielu nazwałoby go ckliwym, sentymentalnym, wręcz naiwnym. Nic dziwnego. Nie ma sensu tłumaczyć tego komuś, kto nie zrozumie, co znaczy być jedynym ze swojego rodzaju. Już nie częścią, a jednostką. Unikalną.
Potrząsnął głową. Nie, nie może tak myśleć. To, że nie spotkał w tym czasie ani jednego Parasolnika, nie oznacza, że ich już nie ma. Znacząc kolejny kolec krwią, skręcił w lewo spotykając się twarzą w twarz, lub dla dokładności pyskiem w twarz, z pędzącym prosto w jego stronę zwierzem.
Była to sporych rozmiarów bestia przypominająca lisa. Jej sierść mieniła się wśród błyszczących kryształów. Svart mógłby zachwycać się tym widokiem dłużej, gdyby nie fakt, że: po pierwsze, zwierzę pędzi prosto na niego, a po drugie i najważniejsze, trzyma w paszczy Giselle.
Znany ze swojego nadpobudliwego myślenia, przeanalizował możliwe rozwiązania. Wadą każdego wyjścia jest to, że Svart pierwszy raz widzi ową istotę i nie ma o niej żadnych informacji. W najgorszym wypadku, zwierz jest jadowity.
Mężczyzna chwycił kryształowe ostrze, którym wcześniej rozciął sobie dłoń, za wierzchołek i cisnął nim niczym sztyletem w przednią łapę lisa.
Te kryształy na takie zwierze to za mało. Chyba, że trafi się w odpowiednie miejsce. Ciśnięty kryształ skruszył swój szpikulec, a swoją pozostałością jestestwa upadł na glebę. Zwierzę pędziło dalej, było na prawdę blisko i skutecznie wpadło na Parasolnika, obalając go.
Rozdroże, dwoje ścian z lustrami, krzewie po środku. Po lewej biegnie Twoje odbicie, po prawej bestia. Ale to nie jest deja vi. To coś bardziej jakby reset. Najwidoczniej labirynt uznał, że musisz iść od początku. Dlaczego? To pytanie nie musi mieć tej oczywistej odpowiedzi, nasuwającej się po analizie bliskiego spotkania ze srebrzystym lisem, ale na pewno to spotkanie miało wpływ na zmianę położenia. Tyle tylko, że rany ci pozostały, podobnie jak poznaczone krwią w labiryncie kryształy. A parasola ze sobą wciąż nie posiadałeś.
Przeklął w duchu widząc, że jego plan nie wypalił. Nie dane mu było powtórzyć rzutu, gdyż bestia stratowała go niczym nic nie znaczącą przeszkodę. Mężczyzna runął na ziemię z hukiem. Bestia powaliła go z takim impetem, że przez chwilę miał przed oczami jedynie ciemność.
- Niech to diabli. – przeklął bestię, po raz drugi.
Złapał się za bolącą głowę i zaczął powoli podnosić, otrzepując płaszcz ze skruszonych kryształów. Po chwili wzrok powrócił, ale Svart znów znalazł się w innym miejscu.
Obrócił się uważnie rozglądając.
Rozwidlenie, kolczasty krzak. Był na początku.
Westchnął ciężko, zastanawiając się, co robić. Musi odzyskać Giselle, ale z drugiej strony ni ma pojęcia, w jakim kierunku udał się lis.
Zacisnął pięści zdenerwowany swoją bezmyślnością. Już nigdy nie powiesi parasolki na plecach.
Ściągnął brwi i rozejrzał się. Z sam nie wrócił na początek, więc może to miejsce płata sobie figle i chce mu zamącić w głowie. Svart ponownie wybrał ścieżkę po lewej stronie.
Miał nadzieję, że znajdzie tu tego lisa, bo w innym wypadku będzie błądził.
Po chwili marszu zauważył naznaczone krwią kryształy. Poznał tą drogę. Zaczął szukać miejsca, w którym potrącił go lis.
Ponownie poszedł tą samą drogą. Ale dlaczego? Przecież już raz mu się nie powiodło. I może dlatego drugi raz się już powieść, bo tak. Przybył w naznaczone czerwienią miejsce, poznał je - to tutaj podjął się walki z szaleńczą bestią. Kilka metrów dalej ujrzał swoją ukochaną parasolkę. Była już jego, na wyciągniecie ręki. Najwyraźniej bestia ją upuściła i poszła sobie dalej.
Spacerowałeś po labiryncie, aż w końcu całkiem się zgubiłeś. Labirynt pełen luster. od ich przybytku, rozbolały cię oczy - w ogóle ci się już w nich mieniło. Każdy gwałtowny ruch sprawiał, że łapany na siatkówki obraz był rozmytym. Potrzebowałeś odpocząć, ale nie czas na odpoczynek, bowiem słyszysz od paru minut jak coś w sąsiednich korytarzach się porusza. Próbujesz tego unikać, obejść z drugiej strony, Ale za każdym razem masz wrażenie, że to coś nie chce od Ciebie odejść. Może to ono obserwuje Ciebie?
I w końcu stajesz oko w oko z tym okazem. Eques. Wybranej przez Ciebie płci i ubarwienia. Chcesz je spotkać, chcesz się z nim zmierzyć, czy wolisz po raz drugi dostać Try Again?
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!