• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Stary Kościół
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Styczeń 2014, 19:06   

    Nic dziwnego, że mówiła sama do siebie, skoro ostatnimi czasy, które pamięta, z nikim nie rozmawiała. Człowiek (bądź Opętaniec!) zaczyna szaleć, świrować, przez długą samotność, którą przerywano na czas badań nad jej ciałem.
    Gapiła się nadal w swoją kosę. Czuła, że jest jej. To jej własność. Towarzyszka jej nędznego życia - nikogo szczególnego nie poznała w swoim życiu, oprócz Dereka - człowieka, który uratował jej kiedyś życie (szkoda, że teraz tego nie zrobił) oraz towarzyszącej jej kobiety. To nie jest aktualnie ważne! Przecież i tak tego nie pamięta.
    W powolnym tępię kucnęła i wzięła w dłonie swoje narzędzie do zabijania. Ważyła je w dłoniach całkowicie zahipnotyzowana. W tym momencie ksiądz mógł gdzieś pójść, a jeśli nie jest zacofany, zadzwoni z telefonu komórkowego na policję. A na to Anna nie mogła pozwolić. Otworzyła szerzej oczy.
    - Zobaczyłeś mnie... - przy tych słowach powolnym ruchem obróciła swoją głowę twarzą do niego i spojrzała groteskowym wzrokiem na człowieka, stojącego przy ołtarzu. Zobaczyła krzyż. Czy obchodziło ją to, że osobę, którą chce zabić, jest księdzem? Zupełnie nie!
    Powoli wstała. Bose stopy dotykały zniszczonych kafelek, zbliżając się do najważniejszego miejsca w kościele. Spojrzała na krzyż.
    - Gdzie jest teraz Twój Bóg? - spytała ironicznie, jednocześnie przekładając kosę w prawą dłoń - Skoro zobaczyłeś już największy okaz dziwactwa w tym świecie... powiem Ci, że ten Twój miłosierny, przewspaniały Bóg mnie już dawno opuścił.
    Kończąc swoją wypowiedź, stała już jakieś trzy metry od ołtarza. Podniosła swoją kosę tak, że położona była równolegle do podłogi.
    - Niestety nie mogę Ci pozwolić stąd wyjść, tak więc chciałbyś wysłać moje pozdrowienia do Boga, gdy już się z nim spotkasz?
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 24 Styczeń 2014, 19:41   

    Wszystko wydawało się takie piękne i niezmiernie zgodne z planem Anny. Prawie wszystko! W czasie, gdy zadała księdzu drugie pytanie ten po prostu zaczął uciekać, uznając, że ma przed sobą jakąś psychopatyczną morderczynię, która dodatkowo jest pod wpływem jakiś nie całkiem legalnych środków. Najpierw oczywiście odwrócił się pośpiesznie, a dopiero później skierował w stronę wyjścia. Tych samych bocznych drzwi, którymi wszedł tutaj kilka minut temu.
    Pytanie tylko czy on rzeczywiście mógł dzwonić na policję w takim stanie? Warto zauważyć, że musiałby najpierw wyciągnąć z jakiejś kieszeni telefon i jeszcze w obecności Anny rozmawiać z policjantami. To raczej nie wchodziło w grę. Z drugiej strony mógłby jej pomóc. No przynajmniej dopóki nie miała zamiaru go zabić.
    Warto jednak się zastanowić, czy zabijanie ludzi pomoże jej w ucieczce przed tymi, którzy zapewne chętnie by ją złapali.
    Ksiądz jednak jeszcze nie uciekł, Anna może spróbować go zabić, co w tym wypadku będzie chyba najrozsądniejsze skoro musi dbać, żeby nikt nie mógł jej wydać. Oczywiście nie oznacza to, że on sam miałby być czyimkolwiek szpiegiem, ale na pewno nie będzie w milczeniu pozostawiał takie dziwne wydarzenie. Może nawet zawiadomi media?
    Poza tym nic właściwie się nie zmieniło, tyle że śnieg zamiast z prawej, padał z lewej strony kościoła, co było związane ze zmianą kierunku wiatru.
    _________________

    *****
    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Styczeń 2014, 20:39   

    - Przede mną nie uciekniesz! - ruszyła biegiem za księdzem.
    Niewyjaśnioną sprawą jest to, że kosa ważyła bardzo mało - była bardzo lekka. Nie spowalniało to Anny w biegu. Wybiegła przez drzwi, które pozostały otwarte, a zarazem ona nie zadbała o to, żeby je zamknąć. Nie krzyczała za nim. Nie chciała więcej żadnych świadków do zabijania. Oczywiście, nie miała nic przeciwko odbieraniu życia - dla niej to miała być nowa przyszłość. Przecież chciała wymordować całą Morię, to dlaczego miałaby się przejmować dwoma świadkami? Nie wiedziała jak, ale to zrobi! Grunt to wierzyć, a jest to pierwszy krok do spełnienia swojego celu i marzenia (wymordowanie całego stowarzyszenia jest jej marzeniem?).
    Jedynym plusem księdza było to, że (prawdopodobnie?) posiadał buty - ona nie. Zaczynało jej to powoli przeszkadzać - może nie brak obuwia, a istnienie czegoś takiego jak śnieg na ziemi! A on jeszcze padał! Mimo to, ksiądz był wręcz powolny, tak więc szybko zaczynała go doganiać. Nie zwracała większej uwagi na otoczenie. Biegli oni aktualnie po starym cmentarzu, a na grobach nie było żadnego postawionego znicza.
    Bursztynowy kompas nadal był w prawej kieszeni swojego płaszcza. I wtedy wpadła na pomysł. Po co go ma zabijać? Jak ma w ogóle przetrwać nie wchodząc do miasta? Musiała mieć ciepłe ubranie, buty, jakiś prowiant. A on był człowiekiem, który jej w tym pomoże. Bursztynowy kompas jej w tym posłuży! Tak naprawdę nie wiedziała do czego on służy. Nie wiedziała też o Krainie Luster, do której może się z łatwością dostać, jeśli poprosi o to kompas.
    Była już metr za księdzem i w ciszy wskoczyła na niego. Siedziała na nim okrakiem. Złapała prawą ręką kosę bliżej ostrza, które zbliżyła do prawej dłoni księdza, drugą dłonią zasłoniła mu usta, a lewym kolanem przygwoździła mu lewą rękę. Szybkim ruchem zraniła go w to miejsce i zaczęła mu lecieć krew. Zdematerializowała kosę, wyjęła kompas z kieszeni, przytknęła go do dłoni. Był ubrudzony krwią księdza.
    - Słuchaj klecho - powiedziała groźnym głosem, trzymając magiczny przedmiot nad jego głową - Stawiam Ci ultimatum. Bo wiesz... Ja tak nie bardzo mogę wejść do miasta. Chyba wiesz dlaczego, prawda? A ten przedmiot, który widzisz nad swoja głową sprawi, że wybuchniesz. Wystarczy, że nacisnę ten guzik, o - w tym momencie przytknęła kciukiem o przycisk, który tylko otwierał klapkę kompasu, odsłaniająca jego zawartość - a Twoje flaki rozniosą się w promieniu trzech metrów. Wierz mi - pochodzę z magicznej krainy, jakimś psycholom zachciało się eksperymentować na mnie i masz tego efekty! Dlatego ten przedmiot też jest magiczny... - przerwała, by nabrać powietrza - Jeśli w ciągu trzech godzin nie przyniesiesz mi porządnego ubrania, najlepiej sukienki odsłaniającej plecy, obuwie i jedzenie, rozsadzę Cię, rozumiesz? A jeśli pod kościołem zobaczę jakąkolwiek jednostkę siejącą zniszczenie w imię państwa, także Cię rozsadzę. Nieważne czy umrę. Usatysfakcjonuje mnie Twoja śmierć! Zgoda? Jeśli tak, zdejmę "klątwę", pozwolę Ci żyć i zniknę z Twojego życia. Propozycja nie do odrzucenia!
    Oczywiście, cała jej wypowiedź blefowała. A nawet nie wiedziała, że część jej słów, to faktycznie prawda.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 30 Styczeń 2014, 01:37   

    Mordowanie jako cel sam w sobie nie jest zbyt trudne do zrealizowania, jednak mordowanie świadków jest już czymś zupełnie innym. Tutaj celem nie jest sam mord, a uniknięcie rozgłosu. Należy jednak pamiętać, że im więcej świadków tym jest to trudniejsze, a na dodatek cel sam dąży do realizacji i zadaniem Anny jest zapobiegnięcie skutkowi. Z drugiej strony na razie szło jej wszystko dość łatwo, na cmentarzu jak się wydaje nie było nikogo poza nimi, a ponadto kosa nie zaplątała jej się między nogami, co nie jest trudne skoro była ona nieznacznej wagi, przynajmniej w odczuciu dziewczyny.
    Myliła się też Anna, że na grobach nie ma zniczy. Oczywiście były, lecz dość rzadko rozstawione i tylko na nielicznych nagrobkach, a na dodatek w większości przykryte śniegiem. Śniegu bowiem było na tyle dużo, że gdy Anna wskoczyła na księdza, ten niemal cały zapadł się w białym puchu, co na pewno nie pomagało mu w prowadzeniu konstruktywnej rozmowy.
    Ksiądz jednak z każdą chwilą był coraz spokojniejszy, chociaż możliwe, że po prostu jego zapał został w poważnej mierze ostudzony przez otaczający go niemal zewsząd śnieg. Oczywiście chłód doskwierał również Annie i to w znacznie większym stopniu, swoje ostatnie słowa wypowiedziała z niemałą trudnością, a ręce zaczęły się trząść (co zresztą nie było zbyt bezpieczne dla księdza). Oczywiście ten nie miał w głowie teraz myślenia, że właściwie jego pozycja wcale nie jest taka zła i jeżeli nieco przedłuży to dziewczyna nie będzie mu w stanie nic zrobić. Zresztą domyślał się, że nie mówi całkowicie prawdy. Nawet nie dlatego, że groziła mu kompasem i to w sposób całkowicie sprzeczny z logiką, ale dlatego że zupełnie nie wiedziała co powiedzieć i mówiła co tylko jej przyjdzie na myśl. Ksiądz postanowił nawet zaryzykować, choć nie bez strachu, że tego pożałuje.
    - Wysadzisz? I co wtedy?
    Wbrew pozorom mówił dość długo, a to za sprawą tego, że sam również odczuwał efekty ujemnej temperatury (miał w końcu twarz zanurzoną w śniegu). Teraz Annie jednak zostały 2 posty, w których może przebywać na otwartej przestrzeni, a inaczej straci możliwość skutecznego działania. Gdzieś w oddali słychać było jakiś dźwięk, który przypominał nieco stare zardzewiały zawiasy, które już od wielu lat nie służyły właściwym sobie celom. Jednak dźwięk ten był daleki i tylko dzięki temu był słyszalny, że wiatr ucichł, a w pobliżu nie było innych niż ksiądz i Anna źródeł dźwięk .
    _________________

    *****
    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Luty 2014, 23:17   

    Czuła, że niedługo skończy się jej limit. Zdawała sobie sprawę, że bardzo długo szła na mrozie, bez żadnego ciepłego ubrania i zaczynała czuć tego efekty. Jej ręce były lodowate, w dodatku zaczęły się niemiłosiernie trząść. Wiedziała także, że jeśli nie będzie działać szybko, sprawy mogą potoczyć się tak, jak ona by tego sobie nie życzyła.
    Zdziwiła się. Dlaczego on jest taki spokojny? Nie rozumiała tego. Może nie brał jej słów na poważnie. Czy może powinna zmienić taktykę, czy powinna go po prostu zabić? Te pytania szalenie szybko przewijały się w jej głowie i nie wiedziała co postanowić. Była ona cicho, mając nadzieję, że ksiądz w końcu zgodzi się na jej "propozycję". Nie ukrywajmy także, że ksiądz po prostu zrobi to, co ona mu kazała pod groźbą utraty życia. W innym wypadku będzie zmuszona go zabić i ona pozostanie z niczym. Tak naprawdę, gdyby spełnił jej... "prośbę" nic by mu nie zrobiła. Wiedziała, że ludzie, a nawet policja nie uwierzyłaby mu, gdyby mówił, że napadła go dziewczyna z żelaznymi skrzydłami. No właśnie. Nie uwierzyliby mu.
    Przecież nie muszę go zabijać - pomyślała. On był jej przepustką do miasta i do rzeczy, które były jej potrzebne do życia. Dodatkowo powoli doskwierał jej brak pożywienia i wody, co także wpływa negatywnie na jej sytuację. Zapewne także Moria depcze jej po piętach. Mogła go przecież poprosić... Nie! Teraz? Gdy goniła go z bronią, a także oznajmiając wprost, że go zabije? Jednak co ma do stracenia? Bardzo dużo. No i przecież to ksiądz... Czy ludzie nie powinni wybaczać i pomagać innym w potrzebie? No właśnie!
    Jej twarz przybrała niepewny wyraz po tym, co on powiedział. Była tego świadoma i zganiła się. Właśnie wpadła i zapewne ksiądz już wiedział, że Anna blefuje. Co gorsza, usłyszała ona dźwięk, charakterystyczny dla skrzypiącej, żelaznej furtki. W ciągu sekundy jej ciało pochyliło się tak, że teraz czuła oddech księdza na podbródku. Jak zaklęta patrzała w kierunku, z którego przyszedł dźwięk. Nie ukrywała, że się przestraszyła. Że jest przestraszona. Jak słaba zwierzyna do upolowania. Ręce coraz bardziej się trzęsły, ale podjęła już decyzję - zaryzykowała i jeszcze raz spróbowała zaufać drugiej osobie. Spojrzała w oczy mężczyzny i pochyliła się jeszcze bardziej - jej usta teraz były przy jego uchu, ręce miała położone po obu stronach jego głowa (w międzyczasie schowała jeszcze kompas do kieszeni). Jej głos był chyba nawet cichszy od szeptu.
    - Przepraszam... - jej głos wyrażał skruchę - Potrzebuję pomocy. Ścigają mnie niebezpieczni ludzie. Byłam jednym z obiektów badawczych. Przez nich jestem wrogo nastawiona do wszystkich. Masz dziesięć sekund na odpowiedź. Jeśli mi nie odpowiesz - ucieknę gdzie pieprz rośnie. Poszukam kogoś innego... Tobie nic nie zrobię.
    Nie mogła pozwolić sobie na więcej słów. Nie chciała ryzykować, że ktoś, kto przyszedł na cmentarz ją usłyszy. Brała pod uwagę, że ten ktoś może należeć do Morii. Nie liczyła też na to, że jej pomoże. Jednak zaczęła odliczać w głowie dziesięć sekund.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 2 Luty 2014, 01:49   

    Ten ktoś w końcu się pojawił i okazał się być niskim mężczyzną (160 cm wzrostu) ubranym w płaszcz sięgający kolan, nieco postrzępiony z prawej strony, u dołu, a wyposażony w znacznych rozmiarów kaptur, który pomimo posiadania przez mężczyznę grubej czapki charakterystycznej dla towarzyszy ze wschodu sięgał on aż do oczu nieznajomego. W prawej dłoni, skrytej za materiałem rękawiczki, znajdował się pistolet znacznej jak na tę broń długości, skierowany aktualnie w ziemię. Jednak był on jeszcze całkiem daleko, na tyle daleko, że nie spostrzegł jeszcze dziewczyny ukrytej za zaspą śnieżną, lecz i przeciwnie Anna nie mogła go dojrzeć, a jedynie być świadoma jego obecności po dźwiękach, które dochodziły do jej uszu, a w tym słowa, które wypowiedział do siebie, a których ze względu na konieczność cenzury nie powtórzę tutaj. Sensem jego wypowiedzi było jednak dość krytyczne skomentowanie sytuacji i tego, że za tak małe pieniądze musi gonić jakieś zbiegłe eksperymenty. Nie oszczędził przy tym Annie takie asortymentu obelg, że wystarczyłoby na ułożenie niejednej piosenki.
    Do czasu jego wypowiedzi ksiądz nic nie mówił, zresztą nie miał na tyle sił, a na dodatek musiał jeszcze wysłuchać Anny, która choć mówiła cicho, była znacznie bliżej, a przez to bez problemu ją zrozumiał.
    - Pomogę ci, ale chyba cię szukają.
    Oczywiście należałoby do wypowiedzi księdza dodać jeszcze jąkanie się wywołane zimnem, a także trudności z mówieniem i doprawić jeszcze strachem związanym z sytuacją, ale nie ma tu miejsca na graficzne fantazja nad wypowiedzią jednego klechy, jak to Anna uwielbia określać wszystkich, którzy są bardziej religijni od niej. (Jak oni śmią! Ona tu gra anioła!)
    _________________

    *****
    Kylie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Luty 2014, 06:17   

    Groźba z wezwaniem policją, nawet gdyby nie została rzuconą z taką niedbałością, nie wzbudziłaby jakiejkolwiek trwogi w niezachwianej pewności siebie Kylie. Czy naprawdę ktokolwiek byłby w stanie ją pochwycić? Podsłuchiwała miliony rozmów, obserwowała tysiące osób i ani razu nie poczuła się zagrożona ewentualnością nakrycia - ba, niejednokrotnie sama się ujawniała, tak jak teraz. Taka była bezczelna. 'Glinom' więc nie poświęciła nawet minuty przemyśleń, z o wiele większą ochotą skupiając się dalej na swojej żywej zabawce.
    Tym bardziej, że kolejne jego wypowiedzi zdawały się być coraz ciekawsze. Czy on w ogóle się jej przyjrzał? Czy myślał, że tak sztywne plecy, a jednocześnie lekki i płynny krok nie świadczą o setkach książek, które cierpliwie nosiła na głowie? Czy on myśli, że te szlachetne rysy i powaga w spojrzeniu nie są nadawane z urodzenia tylko szlachcie? Gdyby chciała zachować się, jak typowa guwernantka karząca swoje uczennice linijką, prychnęłaby wzgardliwie. Ale nie była starą rodzynką, z dumą nosiła swoją młodą twarzyczkę, choć duszą i wiedzą czuła się, jak ktoś, kto dawno temu powinien odejść z krainy żywych. Najważniejsze było wrażenie i to, co na zewnątrz, bo przecież w jakim innym celu otrzymałaby dar tak długowiecznie jędrnej skóry?
    Skarciła się jedynie za jakiś zdradliwy gest, na który nie zwróciła uwagi, a najwidoczniej musiał być dość wyraźny, by przedstawić jej zamiary względem cudzego papierosa. Cóż, to nie zmieniło faktu, iż dalej trzymała wysoko zadarty nos, a wzrok postanowiła od teraz trzymać jak najdalej od zadymionego skręta bibuły i tytoniu.
    Już teraz mogła powiedzieć, że to spotkanie było owocne. Artysta winien szukać swoich inspiracji i muz, a mimo wszystko to pisarczyk swoją gadatliwością zasadził w jej złotej główce świeżą myśl. Nieraz obserwowała wyznawców różnorakich religii. Wiedziała, że tacy ludzie lękają się swoich bogów, bo czują się przez nich obserwowani - a lunatyków przecież nie spodziewał się nikt. Tylko dlatego do tej pory nigdy nie porównała się do bogini. Ale teraz... och, cóż za piękna to myśl była! Obróciła się w zachwycie, na chwilę zapominając o Hamlecie. Uniosła dłoń i rozczapierzyła smukłe palce, przyglądając się, jak promienie słoneczne przebijają się pomiędzy nimi, by najpewniej paść na jej cudowne - boskie! - oblicze. Lubiła witraże. Lubiła kolorowe odblaski. Lubiła myśleć, że wygląda teraz piękniej niż kiedykolwiek. A włosy! Najpewniej dlatego były takiej, a nie innej barwy; musiały zaświadczać o tym, co najcenniejsze, a w tej chwili kolorowe szkło i światło dnia barwiły je subtelnie, bajkowo.
    Och, znów to zrobiła. Wpadła w samozachwyt. Ale kto by ją winił? Przecież jest taka wspaniała... I właśnie postanowiła, że w swej łaskawości powróci świadomością do baśniopisarza.
    - Lubię cudze spojrzenia. Należą mi się. Ale nie płaczę, gdy jestem sama, gdyż to mnie pozostawiono obowiązek obserwowania - wyjaśniła mu spokojnym głosem, jakim wyobrażała sobie, że jej okrutnie sprawiedliwe guwernantki przemawiały do niej, gdy była dzieckiem. Przekrzywiła głowę, nie potrafiąc zmusić się do jakiegokolwiek uśmiechu, lecz jej oczom nie zabrakło delikatnie psotnego błysku. - Tak jak obserwuję twoje pozacielesne wędrówki.
    Hamlet
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Luty 2014, 16:39   

    Gorzki smak nadpalonego filtra wytrącił go z odrętwienia. A na początku była swobodna, drwiąca myśl, jak to dziewczątko ma nie po kolei w główce, obracając się przed nim jakby co najmniej była przebrana za księżniczkę i chciała pochwalić się ojcu swoją różową sukienką. Nadstawiając twarz ku światłu, jakby te kierowane było specjalnie na nią, jak na główną bohaterkę przedstawienia. Szybko te wrażenie czmychnęło strwożeniem ogarniając jego zaćmiony używkami umysł. Zatem wydało się. Nie, żeby był tak naiwny, by sądzić, że to nigdy nie nastąpi, ale wzbraniał się przed dopuszczeniem do siebie świadomości, że dotychczasowe życie w tym świecie, może w jednej chwili zakończyć się. W blasku... czy to fleszy, świateł nadjeżdżającego samochodu, metra, a może plującej ogniem lufy pistoletu, ukradkiem wyciągniętego noża. A przecież zdemaskowanie oznaczało śmierć, może nie dosłowną, ale śmierć osoby, tej żyjącej wśród ludzi, tą, którą się stał. A teraz ta bezczelna przekora zmierza nieubłaganie do tego momentu. Nie musiał być jasnowidzem, wiedział co oznaczają jej słowa, ugładzone pewnością siebie i wiarą w słuszność swoich czynów. Wiedział, że czegoś będzie chciała, bo po co poruszałaby w ogóle ten temat, jak nie po to, by go szantażować. Ale po co? Przecież niczego nie ma, a na pewno niczego takiego, co ktoś by chciał mieć. Tak uważał, choć wyobraźnia, tak bogata w obrazy rozmaitych ścieżek, jakimi podróżują ludzkie i nieludzkie namiętności, podsuwała mu obawę, że jednak ma coś, co można mu odebrać. Z zyskiem, choćby była to jedynie radość patrzenia jak cierpi. Żar polizał go po palcach, wypuścił z obrzydzeniem nadpalony filtr, nie zaszczycając nawet spojrzeniem miejsca, gdzie ten upadł.
    - Balansujesz na bardzo cienkiej linie - wycedził złowróżbnie, wtykając kolejnego papierosa w usta. Nerwowo krzesał ogień. Iskry z katowanej zapalniczki nijak nie chciały zmienić gazu w płomień. Zaskoczyło dopiero po chwili. Zaciągnął się, żar rozpalił się na dobre. Machnął papierosem, tworząc za nim drogę mleczną dymu i substancji rakotwórczych - Czego ode mnie chcesz. Po co ta cała szopka? - zapytał, wykonując szeroki gest i obracając się w miejscu, jakby chciał ogarnąć gestem i spojrzeniem całe miejsce, w którym się znajdowali. Nie tylko papieros się palił, ale grunt pod jego nogami również, zaraz zacznie się osuwać, a wtedy robi się takie rzeczy, o których zwykle by się nawet nie pomyślało. Na przykład zostaje się wytrąconym z równowagi przez kogoś, którego w normalnych warunkach zbyłby ciętym językiem i obojętnością. Warknął niechętnie na swój brak rozwagi i ostrożności, który doprowadził do zdemaskowania. Postanowił dowiedzieć się ile wie, bo może jeszcze jest szansa. Takie naiwne myśli kłębiły się w jego głowie.
    - Co takiego widziałaś? - zapytał, patrząc wprost w jej oczy, czekając aż drgną, jej usta wykrzywią się w drwiącym uśmiechu, a wtedy był gotów przysiąc, że zaciśnie dłonie na jej wiotkiej szyi. Niech tylko go sprowokuje.
    Kylie
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Luty 2014, 21:45   

    Jego rozgniewany głos nieco ją ocucił z resztek niedawnego jeszcze omamienia własną wspaniałością. Mężczyzna swoimi nerwowymi ruchami sprawił, iż złamała obietnicę jaką sobie złożyła i spojrzała znów na papierosa. Nie mogła wprost oderwać oczu od jego osobistego i drobnego rytuału, który jak na złość, właśnie się opóźniał i tworzył komplikacje. Tak, jakby ta czynność oddalała jej myśli od delikatnego ukłucia gdzieś wewnątrz niej - bo ani myślała nazwać go po imieniu.
    Nie boję się.
    Nikt jej nie złapie. Nikt nie pochwyci. Jest nieuchwytna, wolna i zawsze kontroluje sytuację. Tacy właśnie są obserwatorzy, a ona jest ich wzorem. W to wierzyła, to powtarzała sobie codziennie, a szczególnie w tej chwili. I jeszcze nikt nie powiedział jej, czy przypadkiem nie jest inaczej.
    Spojrzenie pognało za trującym obłoczkiem papierosowego dymu. Kolejny punkt zaczepienia - znów ten groźny głos. Czy zdawał sobie sprawę, jak hipnotyzująco na nią działał? Wiedziała, że była nim kompletnie urzeczona, jego obmierzłością i brudnym artyzmem. Przecież podglądała go praktycznie non stop odkąd tylko odkryła jego istnienie. Nie spodziewała się jednak, że stojąc z nim twarzą w twarz aż tak bardzo będzie miał wpływ na jej zachowanie i emocje. Myśl ta na szczęście przypomniała jej też kim jest; wypięła dumnie pierś jeszcze bardziej i cieszyła się, iż jej arystokratyczna twarzyczka rzadko kiedy zdradzała, co działo się w złotej głowie. I och!, mały śmieszny pisarczyk odważył się skrytykować sposób w jaki zaaranżowała to spotkanie! To było to czego potrzebowała, jeden z wielu dowodów na to, że jej istotką z samych wyżyn, a cała reszta - a w szczególności Hamlet - to plebs. Z brakiem dobrego smaku. Nie skomentowała tego, ale w odpowiednim momencie zmarszczyła nosek, tym razem świadomie pokazując, co na ten temat myśli Jej Wysokość. To, że on lubuje się w zasypianiu we własnych wymiocinach, nie oznacza, że ona własnym kosztem zorganizuje mu 'domowe warunki'. Jeszcze czego.
    Zanim mu odpowiedziała pretensjonalnie przeciągnęła chwilę, poprawiając mankiety swojej sukni. To niezwykle ważne, by materiał rękawów niezmiennie wyglądał schludnie. Ale on pewnie o tym nie wie. Nawet nie chciała patrzeć na jego koszulę, choć bardzo dobrze wiedziała jak wygląda. I kiedy ostatni raz ją zmieniał...
    - Powinieneś spytać czego nie widziałam. Odpowiedź byłaby prostsza, a tak to... - wzruszyła lekceważąco ramionami. Pomimo tego racjonalnego i bardzo cichutkiego głosu intuicji postanowiła nie rezygnować z protekcjonalnego tonu. - Zastanawia mnie, jak bardzo musisz czuć się, uhm, nieusatysfakcjonowany skoro tyle razy już podglądałeś te nieświadome kobiety z ich partnerami? A może to o tych mężczyzn jesteś zazdrosny? Powiedz mi, czy to dlatego uciekłeś z naszego świata? Myślałeś, że cię nie znajdziemy? Że nie upomnimy się o to, co należy do nas? - Tak bardzo się uniosła, że z kolejnymi słowami, jakie padały z jej ust, postępowała krok po kroku coraz bliżej Baśniopisarza. Nie zważając na cuchnący oddech i wreszcie zapominając o rozpraszającym papierosie poddała się całkowicie długo powstrzymywanej ochocie, by stanąć blisko niego i spojrzeć mu w oczy, jak nigdy do tej pory nie mogła zrobić. Było coś agresywnego w jej podejściu, ale tylko dlatego, że nie zważała już na nic, a euforia uderzyła jej do głowy. Tak długo czekała na odpowiedni moment i wreszcie oboje się spotkali! Mogła go pytać i pytać i żądać odpowiedzi aż do znudzenia, czego nie omieszkała nie zrobić.
    Hamlet
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2014, 20:39   

    Odruchowo ujął w palce swoją niepierwszej świeżości koszulę, zmiął ją lekko w palcach, pociągnął nosem pochylając ku niej głowę. Stępiony wieloma wypalonymi papierosami węch zaprzeczył, by zapach był w jakikolwiek sposób nieprzyjemny. Wzruszył ramionami na tak bezpodstawnie pomyślany zarzut, uśmiechając się bezczelnie. Już nie martwił się, w ten sam sposób co wcześniej, bo ma przed sobą kogoś, kto lubi się przekomarzać, grać na automatach życia, sięgając do cudzych kieszeni po kolejne monety. To może być całkiem interesujące, pobudzające. Czyż nie ma większego impulsu dla twórcy, niż drżenie posad jego świata, nowe doświadczenia i bodźce, których nie trzeba wciągać nosem, ani wprowadzać wprost, lub niebezpośrednio do krwiobiegu. W trakcie wspaniałej lektury nikogo nie obchodzi, że jej twórca nigdy nie trzeźwiał, albo wręcz orbitował po kolejnym eksperymencie narkotycznym, zahaczając głową o sufit istnienia.
    Popatrzył drwiąco w jej wielkie oczęta, ileż w nich było groźby, nieukrywanej pewności siebie i agresji. Nie miał rzecz jasna wątpliwości, że ciężko by mu było tak łatwo je odczytać, gdyby nie to, że łagodnie podglądał także ją, pod tą zdało by się nieruchomą taflą odczytywał zmarszczki płynących myśli i pragnień. Dmuchnął jej z premedytacją w twarz, spowijając jej postać szczypiącym, nieprzyjemnym obłokiem papierosowego dymu. Chwycił ją za nadgarstki, tak drobne i delikatne, przyciągnął do siebie, tak, że mogła sama skonfrontować się z realnym zapachem jego koszuli. Mieszanina nikotyny, potu, rozlanej szkockiej, widmo wody kolońskiej.
    - Jak marne musi być twoje życie - mruknął niewyraźnie, trzymany w zębach papieros znajdował się tuż przy jej twarzy, że mogła nawet poczuć jego żar na swojej delikatnej skórze - Skoro ekscytujesz się obserwowaniem kogoś takiego jak ja - dokończył i puścił ją w jednej chwili, więc jakakolwiek próba wyrwania się mogłaby jedynie skończyć się utratą równowagi. Odwrócił się od niej, chciał okazać jak najwięcej pewności siebie i lekceważenia, choć nasłuchiwał jej kroków na pokrytej odpadkami podłodze opuszczonego kościoła.
    - Szukam życia - przemówił już wyraźnie, a papieros cisnął gdzieś w mroczny kąt, z którego dobywał się kwaśny odór załatwianych potrzeb - Prozy życia, poezji istnienia. Wpatrujesz się w horyzont zdarzeń, myślisz, że widzisz coś oprócz ciemności, ale to złudzenie. Nic o mnie nie wiesz - stwierdził zadzierając głowę, jakby chciał dostrzec coś pod kopułą, gdzie nie dochodziło światło - Nikt mnie tam nie potrzebuje... - dodał już innym głosem, w którym było może trochę smutku, trochę rezygnacji - A ja nie potrzebuję tamtego świata, więc... - pozostawił zdanie niedokończone, jakby sugerując jej, by wybrała drogę, a najlepiej by prowadziła ona przez pokryte rdzawymi zaciekami wrota kościoła.
    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Kwiecień 2014, 22:13   

    Strach. Przerażenie. Stres.
    Co to są za uczucia? Dla Anny - neutralne. Ale nie obojętne. Przyzwyczajona do nich, nie zwracała na nie dalszej uwagi. Siedząc, a nawet można powiedzieć, że leżąc w zaspie śniegu, przy okazji przygniatając ciężarem swojego ciała klechę, nie skupiała się na aktualnych uczuciach.
    Zwracała uwagę tylko na to, co słyszy. A co słyszała? Jego za głośny oddech i szczękanie zębów, dźwięk przyciskanego śniegu do podłoża w momencie, spowodowany obecnością jakiejś istoty... Nie, to za mało, muszę słyszeć więcej, pomyślała. Gdzie on jest? Wysiliła się jeszcze bardziej - zamknęła oczy, pochyliła mocniej głowę. Zetknęli się z klechą czołem, ale ona nawet tego nie wyczuła. Próbowała dowiedzieć się skąd dochodzi dźwięk stąpania po śniegu i w jakim kierunku zmierza. Udolnie zignorowała fakt, że jej całe ciało drżało.
    Zmierza na pewno w jej kierunku. To dobrze i źle. Dobrze, bo mogła wywnioskować, gdzie mniej więcej dany człowiek się znajduje. Źle, ponieważ to, co zamierzała zrobić, mogło się skończyć tragicznie. Jeśli skończy z jedną raną zadaną przez nóż, to będzie dobrze.
    Podniosła lekko głowę. Przydałby się sztylet. Średni, lekki, w sam raz do przecięcia tętnicy szyjnej. Niestety dysponowała tylko kosą, która na pewno ją zdradzi, jeśli przywoła ją w drodze do ofiary. Nie miała pewności, czy jej broń zjawi się zawsze, wtedy, kiedy chce...
    Poczuła mrowienie w lewej dłoni. Ciepłe. I przyjemne. Spojrzała na nią. Doznała kolejnego szoku - cokolwiek z nią zrobili w Morii - nie wybaczy im tego. Ale jeśli za ich sprawą jej kończyny zamieniają się w broń, to i tak nie zamierza im dziękować z tego powodu. Uśmiechnęła się złowieszczo i powstrzymała się od nieprzyjemnego śmiechu.
    Prawą dłonią pokazała księdzu, że ma siedzieć cicho. Przeturlanie się obok niego tak, by nie wydać przy tym żadnych dźwięków, trwało wieczność. Leżała obok niego, na brzuchu. Przebiegła wzrokiem po otoczeniu. Będąc pewną, że nikt jej nie zauważy, kucnęła za nagrobkiem, który całkowicie ją zasłaniał. Wychyliła się znowu.
    I go zauważyła. Ciemną sylwetkę. Nie zauważyła broni. Jednak nie oznacza to, że jej nie ma. Jej całe ciało drżało i było to coraz bardziej denerwujące. Starała się zachować trzeźwy umysł z każdym krokiem. Nie miała butów, chodziła boso, tak więc nie robiła przy tym żadnego hałasu.
    Robiła dalsze podchody za nagrobkami, które w sumie trwały bardzo krótko, jednak Annie wydawało się, że trwa to godzinę. Za każdym razem czekała, aż będzie patrzeć w zupełnie innym kierunku.
    Była już ostatecznie blisko. Zrobiła cichy wydech i wyskoczyła zza nagrobka. W dwóch skokach dotarła do mężczyzny, który stał plecami do niej i zrobiła szybki ruch lewej ręki - tuż pod jabłkiem Adama.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 19 Maj 2014, 00:31   

    Facet, karłowaty z rosyjską czapką, szedł jedną z alejek cmentarza. Rozglądał się od czasu do czasu po bokach, chcąc znaleźć coś poruszającego się. Zdawało mu się, że ktoś tutaj rozmawia, ale wiatr i padający śnieg, a także jego, podlegające cenzurze, myśli przeszkadzały mu w dokładnym wysłuchaniu tego, co powietrze ma mu do powiedzenia, co szepcze mu do uszu po każdym cichnącym świście wiatru.
    I nagle usłyszał szmer za sobą, jak ktoś się tam porusza. Żelazna konstrukcja zadarła o marmurową płytę okolicznego nagrobka. Ksiądz za ten czas zdołał się podnieść do klęczek i zobaczyć ich dwójkę,krzycząc:

    - Za Tobą!
    Ale ten krzyk był tak niewyraźny i tak cichy, że tylko w jego mniemaniu (a i nie na długo) był głośną wypowiedzą z wykrzyknikiem. A poszukujący chodzącego złomu tylko przystanął.
    I dobiegł go, wspominany wcześniej, dźwięk tarcia metalu o skałę.
    Odwrócił się i strzelił z broni na oślep, wydając z siebie pierwszą sylabę popularnego, wulgarnego słowa, poprzedzając ją okrzykiem niedowierzania: "Ooo!"
    Krew trysnęła na Ann, na jej włosy i kawałek jej lewej strony ciała. Ostatnie co zobaczył zabity, to własny strumień krwi i te żądne ucieczki oczy. I skrzydła znikające za mgłą śmierci. Spudłował, bo nie miał czasu na wymierzenie - blask księżycowego światła w prędko zbliżającym się ostrzu kazał mu działać na gwałt.
    Nie żył. Padł prosto na Ann, chyba że ta się wcześniej odsunęła.
    Ksiądz powstał na nogi i bezpiecznie zaczął się do niej zbliżać. Sam nie wiedział, czy lepiej pomóc, czy uciekać stąd gdzie jego kościół się wznosił. Niby wiara nakazywała mu pomagać, ale czymże jest wiara w starciu z brutalną rzeczywistością?
    Niczym, poza świadectwem słabości i niemocy. I nadziei.
    Miał nadzieję, że ta naga panienka z prętami, jakby wyciągniętymi ze zbrojonego stropu i wsadzonymi byle jak w jej plecy, i pospawanych ze sobą, potrzebuje pomocy - a on jej pomoże i przy tym nie narazi się na niebezpieczeństwo.
    A należy wspomnieć, że huk wystrzału rozniósł się po całym cmentarzu. I nie on jeden miał broń wśród garstki ludzi poszukujących Ann. Reszta była w okolicy.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Czerwiec 2014, 22:54   

    Odsunęła się w porę, by ciało człowieka mogło swobodnie spaść. Była już dosyć umazana od krwi, nie chciała jeszcze pachnieć śmiercią. Jednak to nie był jej najgorszy problem.
    Jej twarz była bez wyrazu. Dla niej śmierć i zabijanie było rzeczą neutralną. Fraszką. Ona doświadczyła czegoś gorszego niż śmierć. Wiele razy chciała, żeby Bóg ulitował się nad nią i już ją zabrał do siebie. Posadził obok i pogłaskał po głowie, mówiąc, że już dość wycierpiała w życiu i czas na odpoczynek.
    Bzdura.
    Spojrzała na swoją lewą dłoń, która aktualnie była sztyletem brudnym od krwi. Nie wiedziała jak sprawić by zamieniła się z powrotem w tę normalną, ludzką. Więc zrobiła tak jak poprzednim razem. Zapragnęła takową mieć. Transformacja przebiegła błyskawicznie i o dziwo - bez bólu.
    Cała była brudna od krwi. Przeklęła w duchu. Niedobrze. Nie ma się w co przebrać i jest jej strasznie zimno. Jej całe ciało drżało, a miała na sobie jedynie szpitalną sukieneczkę. No pięknie. Nie czuła już praktycznie stóp. W ciemności mogła dostrzec, że zaczynają sinieć. To był jeden z głównych problemów. Kolejnymi są:
    Ciało - nic z nim nie zrobi. Śnieg dla niej będzie zdradliwy, trzymając w sobie szkarłatną barwę. Hałas spowodowany strzałem - nie wiedziała, czy takich jak on nie było więcej. A zapewne było. Aktualnie jest jednym z większych zagrożeń dla Morii. Posiada cenne informacje na temat ich organizacji. Gdzie uciec? Którędy będzie najszybciej. Do tego przyda jej się ksiądz.
    Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i zwróciła się do niego lekko jąkającym się głosem, spowodowanym przez zimno.
    - Mu-simy uciekać. Prowadź najszybszą dro-gą do miasta, na któ-rej nas nie złapią.
    Spojrzała na trupa.
    - Nie miej mi tego za złe - kucnęła, zdejmując kurtkę z nieboszczyka - Ale nie chce zmarznąć.
    Chodziło jej o zabieranie rzeczy trupom. Księdzu mogło to się nie spodobać, ale ona miała to gdzieś.
    - Szybko.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 19 Czerwiec 2014, 23:28   

    Ksiądz był oszołomiony. Sytuacja nie była dla niego zrozumiała, nie wiedział też co powinien uczynić. Zwracanie się do Boga, jak na ironie, było zupełnie nie na miejscu. Ta dziewczyna miała dziwne ustrojstwo na plecach, zdawała się wręcz być demonem!
    Gdy podchodziła, postąpił w tył. Gdy zdejmowała z trupa kurtkę, wzdrygnął się na myśl, że już ten ktoś nie żyje. Uczynił znak krzyża, ale ręka mu się chwiała, sugerując, że powątpiewa we własną wiarę. Jąkała się, a dla niego to i tak brzmiało jak rozkaz.

    - Kim Ty... jesteś?
    Zapytał przeraźliwym tonem, czując, że potrzebuje jego pomocy i nic poza tym. Ale ludzka psychika płata figle w obliczu zagrożenia...
    - Do miasta? Najpewniej najprościej iść północnym wyjściem ze cmentarza... I potem ścieżką przez las. Wyjdzie się od strony opuszczonej fabryki, a potem kilka ulic dzielić będzie od śródmieścia. - Niezbyt przekonująco wyrecytował drogę do miasta, ale mimo wszystko, była ona poprawna.- Ewentualnie można iść normalnie, koło kościoła, będzie szybciej ale to otwarta... - Zamilkł, słysząc jakieś odgłosy w oddali... bardzo stłumione i nieczytelne. Właściwie tylko domyślał się, ze to ludzka mowa.


    "- Jak to ci, ku*wa, uciekła? Jak słyszałeś strzały to masz do cholery znaleźć ją i choćby i zabić!
    - Szefie, sytuacja taka jest, nie inna...
    - koło *** mi lata twoja sytuacja! Brodzisz we własnej krwi po kolana, we własnym gównie, na własne życzenie!"

    Ta rozmowa toczyła się między jednym z kilkuosobowej grupy pościgowej, a dowódcą oddziału. Usłyszał strzał i meldował o tym rozwścieczonego pułkownika, czy jaki tam inny tytuł posiadał - nie ważne to teraz.



    - Pomogę ci, ale w tym stanie przez cmentarz nie zdołasz przejść. Jesteś niemal naga, a te śniegi i ten mróz... - Spojrzał na zwłoki leżące nieopodal i podszedł do nich.
    - Niechże Pan ma go w opiece swojej.... - I zdjął mu buty, podsuwając je pod bose stopy Anny. Zabrał mu także spodnie. Facet był niskiego wzrostu więc na nią powinny pasować wszystkie jego elementy ubioru. Cóż, może i utrudniał jej prędką ucieczkę, ale sądził, ze to jak najbardziej konieczne. A facet, wkurzony rozmową z przełożonym, zbliżał się. Wszedł od południowej strony na cmentarz... Owy jest spory, Anna jest w połowie drogi miedzy obiema bramami i ma dość czasu na ucieczkę, ale jak sobie zrobi przebieralnie tutaj, to zdąży zginąć w nowym ubraniu zanim oddali się choć dwie alejki dalej.


    ***


    "- Widzisz, przyjacielu... To jest ten okres czasu, kiedy przychodzi zaduma i pojawia się pytanie: <<Czy warto jeszcze iść ku celowi, czy też powątpiewać, że zgodny on z Twoim przeznaczeniem>>. Tak, też sądzę, że jeszcze nieraz ci to powiem, ale póki co nie zostaje nam nic innego jak doglądać w księżycowym blasku poczynań o które nas posłano, najdroższy."
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


    Lisek
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Czerwiec 2014, 20:50   

    Pomimo posiadania kurtki nadal było jej zimno. Zwłaszcza w stopy. Warto też sprostować pewną rzecz. Mając żelazną konstrukcję, przypominającą skrzydła trudno było jej założyć kurtkę. Dlatego naciągnęła ją bardzo szybko i mocno, by rozerwała się w minimalnym stopniu. Spojrzała na jego twarz. Uśmiechnęła się, chociaż przypominało to raczej gorzki grymas. Spojrzała się na trupa, a następnie na księdza. Odpowiedziała szeptem:
    - Potworem.
    Słuchała go bardzo uważnie. Północne wyjście. Las. Fabryka. W lesie mogą się ukryć, ciężej będzie ich dostrzec. Wiedziała już, jaką wybrać drogę zaproponowaną przez powiernika Boga. Zwłaszcza, gdy usłyszała ciche rozmowy. Nie wiedziała czy jej ciało zaczęło drżeć przez zimno czy przez strach, wywołany wizją laboratorium. A te głosy... Przerażające. I zbliżające się. Musieli już uciekać. Teraz. Nie mieli więcej czasu.
    Spojrzała znowu na księdza.
    - Nie ma czasu. Dam radę - ta sytuacja nie jest najgorsza.
    Nie wzięła od niego spodni. Są mokre od śniegu, więc będą tylko zawadzać podczas ucieczki. Za to schyliła się, złapała buty jedną ręką. Ruchem głowy dała znać księdzu, że ma za nią iść. A raczej biec. Bo po wzięciu głębokiego oddechu i następnym wypuszczeniu go... Ostatkiem sił ruszyła do biegu przez cmentarz w kierunku wyjścia.
    Miała także nadzieję, że za nią nadąży - zapewne ubiór księdza nie nadawał się do szybkiego biegu.

    [z/t x2]

    Zatwierdzam zt, kontynuacja tutaj: http://spectrofobia.cba.p...p?p=43604#43604
    ~Nori
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 10