• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Nikov
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Grudzień 2014, 23:25   Dom Niki  

    Cytat:
    Dom znajduje się przy jednej z bocznych uliczek. Przed nim znajduje się średniej wielkości podwórko, na którym można ujrzeć jabłoń, a w lecie podziwiać bujną i dobrze wyglądającą trawę. Oprócz tego zaraz przy ścianie stoi solidnie wykonana buda dla psa. Po wejściu do obiektu mieszkalnego od razu można ujrzeć drzwi do pomieszczenia z kociołkiem. Właściwie jest dosyć małe i nic więcej się tam nie mieści. Schody na górę prowadzą do korytarza, na którego końcu widnieje salon trochę większy, niż te w przeciętnych domach. Łatwo się domyślić, co się w nim znajduje. Dwie kanapy (jedna z nich wraz z parą foteli ustawiona jest naprzeciwko telewizora, który z kolei znajduje się na regale po prawej stronie od wejścia z korytarza zaraz obok szafki, a druga również z dwoma siedzeniami przy ścianie po lewej od drzwi wejściowych). Drzwi do pokoju rodziców Nikov umiejscowione są między dwoma sofami i jest to pomieszczenie służące oczywiście za typową sypialnię i tak też wygląda. Oprócz tego po lewej stronie korytarza można ujrzeć łazienkę, a zaraz obok niej wejście do kuchni. Po przeciwnej stronie znajduje się nie co innego, jak pokój Niki. Nie jest duży, ale też nie za mały. Przy jednym z dwóch okien znajduje się łóżko, na którym sypia dziewczyna. Można tu również zastać komputer stojący na biurku, kilka szafek oraz małą biblioteczkę z lampką. Cały dom jest bardzo dobrze zadbany, a wchodząc do środka zawsze można odczuć świeże i przyjemne powietrze.



    Zgodził się, tak po prostu. Nie wydawał się być nawet ani trochę przerażony. Dziwne, ale też i logiczne. Albo dobrze maskował swój strach, albo rzeczywiście był niewinny temu wszystkiemu. No pewnie, że był niewinny! Przecież Niki była tego pewna... Myśli, która mogła być tak prawdopodobna nawet do siebie nie dopuszczała. Chodzi tu oczywiście o podstęp zaplanowany przez Todda i jego znajomków.
    Gdy puścił do niej oczko przypomniała sobie o pewnej istotnej rzeczy. Podeszła do niego i wyjęła mu broń zza pasa, którą przyuważyła, gdy ten kładł ręce na kark.
    - Ładne. Nie spodziewałam się czegoś takiego u ciebie. - Skierowała bardziej do jego pleców, a nie do niego oglądając pistolet. Pytając się o broń miała na myśli coś, co jedynie by ją udawało, a nie prawdziwego Colta.
    - Psychoterapeuta z bronią w gabinecie... Idziemy! - rozkazał George ruszając do przodu.
    Niki po przyjrzeniu się broni schowała ją sobie do torebki i korzystając zrobiła to samo z M9, które leżały na podłodze upuszczone przez bandziorów. Nie wiedziała po co jej to, ale sądziła, że może się to kiedyś przydać. Sprawdziła w obu ilość naboi w magazynku. Tak jak się spodziewała - w jednym było ich 15, a w drugim 14. Spojrzała jeszcze raz na ciała i chyba dopiero teraz do niej dotarło, że dosłownie przed chwilą zabiła człowieka. Podeszła do wieszaka, rzuciła płaszcz Toddowi i skierowała się ku wyjściu pogrążona w rozmyślaniach. Jak to się stało, że nie dręczyły ją wyrzuty sumienia? Może oni mieli rację? Może naprawdę jest z nią coś nie tak. W końcu każdy normalny człowiek nie dawałby sobie z tym spokoju przez długi czas, a ona nie odczuwała niczego, co mogłoby ją przygnębić, czy wzbudzić w niej poczucie winy. Przecież to oni ją zaatakowali, a nie ona ich. Gdyby tego nie zrobiła prawdopodobnie już by była daleko stąd i nie wiadomo, czy nawet by jeszcze żyła.
    Usiadła z tyłu samochodu nic nie mówiąc. Właściwie pytanie Todda niezbyt do niej dotarło, a jedynie wyrwało z tego "uśpienia", jakim były pytania pojawiające się w jej głowie.
    - Ja... Nie wiem. - odpowiedziała nawet nie wiedząc o co ją zapytano.
    - Nie twoja sprawa. Wykonuj polecenia, a może puścimy cię wolno. Chociaż w to zaczynam wątpić. - Niki jedynie pokręciła głową.
    - Wyluzuj trochę. Wszyscy wiemy, że jesteś twardy i w ogóle, więc nie musisz nam tego pokazywać. - Taki niewinny żarcik, który spowodował gniewne spojrzenie skierowane w jej stronę przez swojego opiekuna.
    - Jesteś strasznie lekkomyślna i nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji.
    - Faceci...
    Jazda nie trwała długo. Jak już wcześniej było wspomniane gabinet Todda Loundsa znajdował się niedaleko od domu dziewczyny. Pytanie tylko, czy lekkomyślne nie było sprowadzać podejrzanego do miejsca zamieszkania Niki. Jeszcze w samochodzie George zawiadomił szefa o sytuacji, która miała miejsce około pół godziny temu. Gdy byli na miejscu poszkodowana wyszła z samochodu, otworzyła bramkę, a następnie dom. W drzwiach przywitał ją pies, który musiał usłyszeć silnik auta. Objęła go jedną ręką - tą zdrową, a ten zorientował się, że jest ranna i zaczął lekko popiskiwać.
    - Nic mi nie jest. Trochę boli, ale przestanie. Chodź, pójdziemy na górę. - ucałowała go, zdjęła buty i weszła po schodach na piętro, do swojego pokoju. Rzuciła torebkę na podłogę i położyła się na łóżku, a Drago zaraz obok niej postanawiając, że teraz nie odstąpi swojej pani ani na krok. Dała w tym momencie chłopcom wolną rękę. Wiedziała, że mogą chwilę marudzić, zanim wejdą do domu, a sama nieco zmarzła w czasie jazdy. Ciekawa była tylko co będzie teraz. Przecież Todd nie jest już tutaj bezpieczny. Będą go szukać, jeżeli chodziło im o coś ważnego, a prawdopodobnie tak. Będą chcieli wyciągnąć od niego informacje na wszelkie możliwe sposoby, a to wszystko przez to, że nie mogła opanować się w szkole. A ona sama? Prawdopodobnie zamknął ją w domu z na jakiś czas z dodatkową ochroną i nie pozwolą wychodzić na zewnątrz. Nie, tego by zdecydowanie nie zniosła...
    W tym samym czasie George kazał wyjść Toddowi z samochodu i udać się do domu dziewczyny, aby tam postanowić co dalej.
    Pan Ropucha
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 26 Grudzień 2015, 13:06     

    - Jestem przekonany - odparł na słowa George'a - że jakoś się dogadamy. - Uśmiechnął się lekko.
    Oczywiście, że się bał. Chyba tylko ktoś zbyt pewny siebie, by się nie bał. Miał jednak coś, co sprawiało, że potrafił kontrolować swój strach. Tym czymś był jego talent do wykrywania emocji. Rozumiał, że nikt tu nie zamierzał go zamordować, bo wtedy klimat panujący w środku auta byłby inny. Ten ochroniarz po prostu był zmartwiony tym, że Nikov mogło spotkać coś złego. Musiał być sumiennym albo lękliwym pracownikiem.
    - Nie chcecie mnie wprowadzić w wasze sekrety - zaczął, kiedy dziewczyna opuściła auto - ale czy to ma sens? Pytam tylko, czy nie chcesz mi powiedzieć, bo uważacie mnie za upierdliwość, czy po prostu ci nie wolno.
    Nie liczył na to, że ochroniarz mu w ogóle odpowie, ale warto było spróbować. Znowu dobrze się bawił, jakby ryzyko sytuacji, w jaką się wplątał, dawało mu wiele dawno zapomnianych emocji.
    Wkroczył prowadzony przez ochroniarza najpierw na podwórko, a później do wnętrza domu. Zaskoczyło go. Przede wszystkim nie tego się spodziewał po kimś, kto mógł sobie pozwolić na ochronę dla córki. Dom wydawał się być skromny. To znaczy całkiem zadbany, nie jakiś tam przeciętny i na dokładkę nie taki tani, ale Todd spodziewał się... więcej? Tak. To było chyba to. Kim była Nikov? I czemu to wszystko się wydarzyło? To nie tak, że zafascynował się w tej chwili jej osobą. Dziewczynie chciał po prostu pomóc, tak jak nakazywało jego powołanie. Było jednak coś innego. Czuł, że to jest początek jego poszukiwań odpowiedzi na pytania odnoszące się do sensu istnienia społeczeństwa i konstrukcji jaką jest miasto. W końcu najciekawsze przygody zawsze zaczynają się, gdy podąży się w głąb króliczej nory. Nie to, żeby uważał, iż filmy są jak rzeczywistość, ale mają coś z nią wspólnego.
    Oglądając dom i zastanawiając się, gdzie też są jego właściciele, pomijając samą Nikov, skierował się do jej pokoju, gdzie "eskortował" go George. Na razie tylko uśmiechał się blado albo odrobinę bardziej, żeby okazać optymistyczne nastawienie do całej sytuacji. Chociaż mógłby wyjść na kogoś, kto zachowuje się po prostu idiotycznie. Po co się szczerzyć w takich okolicznościach?
    - Znam różnych ludzi - powiedział, kiedy znaleźli się w pokoju dziewczyny - i wiem, co nimi kieruje. Znam to miasto w inny sposób od was. I myślę, że nie byłoby złym pomysłem, gdybyście przestali traktować mnie jak utrapienie, a zaczęli - jak sojusznika. Bo nim chcę być. - Zdjął z siebie płaszcz i przewiesił go przez przedramię. - Więc co wy na to, żeby mi powiedzieć, co się dzieje. A jeśli nie wiecie, to pozwolić mi węszyć razem z wami. Niki, zaufaj mi. Chcę pomóc - mówiąc ostatnie spojrzał na nią.
    Wydawała mu się na początku zwykłą nastolatką z problemem dotyczącym agresji, ale teraz dopiero rozumiał, w jakim świecie mogła do tej pory żyć. A przecież świat, w jakim na co dzień żyjemy, zmienia nas.
    Nikov
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Grudzień 2015, 23:03     

    - Uważam, że za dużo pieprzysz. - odpowiedział George Toddowi jeszcze przy samochodzie. - Dziewczyna twierdzi, że nie masz z tym nic wspólnego. Jeśli tak, to niedługo dowiesz się wszystkiego, co powinieneś wiedzieć. A teraz idziemy! - pchnął psychoterapeutę, by ten szedł przodem, jednak zaraz po tym pochwycił go za ramię i odwrócił do siebie. - Jeszcze między nami... Dowiem się, że coś jej grozi z twojej strony i wpakuję ci siedem kulek w potylicę. Nie pytaj, dlaczego akurat siedem, bo sam nie wiem.

    W międzyczasie Niki ułożyła się wygodnie na prawym boku. Lewe ramię wciąż dawało o sobie znać ostrym bólem, co sprawiało, że dziewczyna zaczynała się powoli niecierpliwić. Głaskała swojego pupila, starając się uspokoić po ostatnich wydarzeniach, ale jedno nie dawało jej spokoju. I nie chodziło wcale o pozbawienie drugiego człowieka życia. Gryzło ją to, że w ogóle się tym nie przejmowała. Według niej ten oprych zasłużył sobie na to, a nawet na coś gorszego. Wiedziała, że gdyby miała więcej czasu, zagwarantowałaby mu gorszą śmierć i nawet by jej powieka nie drgnęła.
    - Wiesz, może oni faktycznie mają rację? - zwróciła się do Drago, który teraz patrzył na nią, jakby rzeczywiście rozumiał, co do niego mówi. - Może ja naprawdę jestem... chora? Może tego nie widzę, co? - pies, jak to pies. Choćby starać się z całych sił, ten i tak nie odpowie ludzkim głosem. Dlatego też i w tej sytuacji czworonóg po prostu leżał i słuchał swojej pani. - Ale nawet jeśli, to i tak będziesz ze mną, tak? - po tych słowach wtuliła się w przyjaciela i miała wrażenie, że ten odwzajemnia to w miarę swoich możliwości. Każda chwila spędzona ze swoim druhem działała na nią jak lek przeciwbólowy, który wystarczy wziąć, odczekać chwilę i cieszyć się ze znikającego bólu. Z nim działo to podobnie. Z tą różnicą, że Drago potrafił być lekarstwem na wszystko, a nie tylko na ból. Nie minęło tak dużo czasu, jak usłyszała, że ktoś wchodzi jej do pokoju. Pies wyrwał się jej z uścisku i zeskoczył z łóżka, po czym zaczął witać nieznajomego serią donośnych szczeknięć i groźnie brzmiących powarkiwań. Prawdopodobnie rzuciłby się na Todda od razu, gdyby nie obecność Georga, mającego psychoterapeutę cały czas na muszce.
    - Drago, spokój! Już, cicho! Słyszysz?! O tu, siadaj! - Niki usiadła na łóżku, poklepując miejsce obok. Nakazywała w ten sposób uspokoić się psu i usiąść przy niej, jednak ten nie chciał dać za wygraną. - Drago, sierściuchu! - wstała i przytrzymała oburącz psa za pysk. Na początku myślała, że chwyciła zbyt mocno, gdyż zamiast warczenia usłyszała jego popiskiwanie, jednak dopiero po chwili zorientowała się, że ten liże ją po przedramieniu. Spojrzała się na ranę i zobaczyła przesiąknięty "opatrunek", spod którego zaczynała sączyć się krew. - Widzisz? Musisz mi pomóc i być grzeczny. Ten pan nazywa się Todd i nie zrobi mi krzywdy.
    - Czy nie zrobi, to się dopiero okaże. - wtrącił George.
    - O! A zapraszałam was tutaj? Nie? To ty głodny słyszałam byłeś? - Niki spojrzała się w jego stronę z ironicznym uśmiechem. - W kuchni masz lodówkę. Znajdź coś sobie i rozluźnij poślady, bo nikt cię tu nie będzie chciał ujeżdżać!
    - I myślisz, że tak po prostu sobie pójdę?
    - Ja to wiem. - zaczynał ją powoli irytować. Jedna próba porwania i nagle wszyscy będą wokół niej biegać, skakać, latać i kto wie, co jeszcze. Jakby nie potrafiła sama o siebie zadbać.
    Mimo tego, że ufali sobie z George'm nawzajem, widziała, że tym razem nie pójdzie tak łatwo. Wciąż uważał Todda za zagrożenie. Można by powiedzieć, że w przeciągu ostatnich kilku minut stał się niezwykle uparty. - No daj spokój. Jest ze mną Drago. - powiedziała błagalnym tonem. - A poza tym... - sięgnęła zdrową ręką do torebki leżącej obok i wyciągnęła broń Todda, przy okazji efektywnie zakręcając nią na palcu. - Zabrałam mu to, nie pamiętasz?
    - Sam nie wiem... A jeśli...
    - Nie. No, zmykaj już! - przerwała mu już nieco rozbawionym tonem. Zabrzmiało to, jakby mówiła do młodszego brata, a nie dorosłego mężczyzny. Aż dziw brał, że podziałało. Już po krótkiej chwili można było usłyszeć, jak opiekun dziewczyny rządzi się w kuchni i staje się naczelnym wodzem garnka i patelni.
    George nie słyszał już, co Todd ma do powiedzenia. Może to i lepiej? Niki domyślała się, jak mógłby zareagować na słowa psychoterapeuty. Dla niej samej również brzmiały nieco mało wiarygodnie, a nawet podejrzanie. Dlaczego obcy facet miałby chcieć jej pomóc? Tu już nie chodziło o zwykłą terapię. Mogli oboje zginąć tego popołudnia, a mimo to Loundsowi tak łatwo przychodzi uśmiechanie się i próby przekonania ich do siebie. W przeciwieństwie jednak do George'a, Niki zamierzała wyjaśnić to na spokojnie. Bez narzucania zbędnego stresu. Wstała z podłogi, podniosła torebkę i broń, po czym usiadła razem ze swym psem na łóżku, głaszcząc go delikatnie.
    - Mój piecho. - lewą ręką zrobiła nieznaczny ruch w stronę Drago. Ból, który temu towarzyszył przypomniał jej, że wciąż krwawi, a nawet zaczyna coraz mocniej. Nie chciała jednak okazać skruchy, więc kontynuowała. - Wspominałam ci o nim wcześniej. George'a już chyba poznałeś. Też ci o nim wspominałam. Co prawda nie przedstawiłam go, ale myślę, że już się domyśliłeś, o kogo mi chodziło. Czasem zamarudzi, ale zazwyczaj jest całkiem wyluzowany. Dziś chyba wstał lewą nogą. - zatrzymała się na chwilę, by pomyśleć, jak ująć to, co chciała powiedzieć.
    - Ja sama nie wiem, o co chodzi, ale pewnie o nieudany interes taty. Ewentualnie o porwanie dla okupu. - uśmiechnęła się do "Ropuchy" jakoś tak nienaturalnie, sztucznie. Dokładnie tak, jak miała w zamiarze. - Stałeś się dla nich ważnym "towarem". Będą cię szukać, by wyłudzić informacje o moim pobycie. Dostałeś się do mojego domu, więc prawdopodobnie tata cię gdzieś zamknie, przydzieli ochroniarzy, czy inne takie środki ostrożności. Chyba, że się nie polubicie, to może być z tobą gorzej. Nie będę cię oszukiwać. Najprościej byłoby pozbyć się ciebie. - Może i nie zajmowała się gangsterką, ale wiedziała, jak to działa. Todd nie był zmartwieniem. Todd był problemem, który trzeba było jak najszybciej rozwiązać. - Mam pytanie. Dlaczego chcesz nam pomóc, co? - tu spojrzała się na niego nieco podejrzliwie. - Jesteś obcym facetem, który wpakował się po uszy w gówno, a mimo to tryskasz optymizmem i oferujesz swoją pomoc. Bez obrazy, ale jak mógłbyś nam pomóc? Jak mógłbyś MI pomóc? Tu już nie jest gabinet. Tu jest świat poza nim. Żadnych terapii, żadnych rozmów, mogących pomóc w analizie problemu ze mną. Jedynie herbatę mogę zaoferować. Chcesz? Zanim przyjadą może dasz radę wypić. Albo kawę! Jak masz na coś ochotę, to bardzo możliwe, że się znajdzie...
    - I jeszcze jedno. Nie wierzę, że masz z tym coś wspólnego... To znaczy teraz już masz, ale wierzę, że jesteś, jak to się mówi, czysty. Mimo tego, o ten tutaj - chwyciła broń Todda i schowała do torebki. - zostaje u mnie. Oddam ci, jak będzie po wszystkim. Dam ci też radę. Bądź szczery. Wiedzą o tobie dużo więcej niż ci się zdaje. A jeśli nie, to bardzo szybko się dowiedzą. - uśmiechnęła się do niego i dała "oczko". Miała tylko nadzieję na dobry koniec tego wszystkiego. Czuła się winna we wplątaniu w to wszystko Todda? Bardzo możliwe...
    Pan Ropucha
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 6 Styczeń 2016, 18:32     

    Bądźmy szczerzy. Todd był w niezłym potrzasku. To nie byli ludzie, z którymi chciałoby się rozmawiać. Nikt normalny nie zamierzałby się wtrącać w ich interesy. Czemu więc Todd to robił? Czemu pchał się w paszczę lwa? Co skłaniało go do takiej impertynencji? No to bo tak było. Był bezczelny. Interesował się czymś, czym nie powinien. Wielu ludzi powiedziałoby w tej chwili, że nie wie, czemu coś robią. On jednak doskonale wiedział, czemu to robił. Bo kwestionował ostatnio istnienie miasta. A oni, przestępcy, byli zarazą miasta, bakteriami, ludzką potrzebą czynienia destrukcji wobec i samolubnych gestów. Sam dobrze wiedział, że ta ciemność natury człowieka go przeszywa. Nie chciał zatem dać się uśmiercić. O nie. Chciał zniszczyć to, co do tej pory budował. Nie on sam, lecz jego ciemna strona. Można by pomyśleć, że świadomość bycia pochłanianym przez coś złego, sprawia, że się z tego wycofujemy. Ale świadomość bycia pożeranym przez chorobę, nie czyni nas nagle zdrowymi. O nie. Jest gorzej. Czujemy, że jesteśmy coraz bardziej przez nią pochłaniani. W końcu zaczynamy się z tym godzić i może, ale tylko może, Todd zaczynał się powoli z tym godzić.
    - Ciekawość - odpowiedział krótko na jej pytanie.
    W jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk, jakby coś do niego właśnie dotarło.
    - Jestem ciekawy, co się wydarzy - powtórzył się, ale rozwijając myśl. - Nie jestem jakimś staruchem, wiesz? W twoim wieku może się wydawać, że tak. Że ja już nie mam szansy i jestem zbędny. Ale nikt, z własnego punktu widzenia, nie jest zbędny.
    Zbliżył się do niej dość blisko, przez chwilę zapomniał o tym, że raczej powinien obawiać się psa.
    - JA chcę widzieć, co się zdarzy. Myślisz, że chcę ci pomóc, bo jestem bezinteresowny? Mylisz się. Chcę się w to zagłębić, bo jestem bardzo interesowny. Bo widziałem dziwne rzeczy. Rzeczy, o których mi się nigdy nie śniło. A może właśnie mi się przyśniły... - tu zwątpił na chwilę w swoje zdanie. Zadumał się. - Jesteś intrygująca. W moim życiu co dzień spotykam tylko ludzi z prostymi problemami. Ich życie jest ułożone, jedyne co je łamie, to dziwne koszmary lub nieumiejętność życia w społeczeństwie. Ale ty. - zmrużył oczy, a potem uśmiechnął. - Ty jesteś całkiem ciekawą osobą. Masz intrygujące otoczenie.
    To powinno ją przekonać, prawda? Jej język. Język ludzi na tyle samolubnych, że są gotowi w gniewie kogoś zaatakować, nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu. Grał taką rolę? Tak. Ale przychodziło mu to osobliwie łatwo. Bardzo łatwo odgrywał tę rolę, bo czuł ją własnym sercem. Powinno go to niepokoić, ale tak nie było. No cóż. Może faktycznie pochłaniała go choroba, o której wcześniej myślał?
    Nikov
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Styczeń 2016, 14:47     

    Drago obserwował Todda bardzo uważnie, jakby tylko czekając, aż zrobi jeden podejrzany ruch. Gotów był rzucić się na niego w każdej chwili. Niki zaś słuchała tego, co ma jej do powiedzenia i zastanawiała się, czy ten człowiek jest rzeczywiście na tyle głupi, by ryzykować życie tylko dlatego, że ostatnio nie ma nic ciekawego do roboty. Gdy zbliżył się do niej nie odsunęła się. Zdrową ręką przytrzymała jedynie psa, który nieprzyjemnie wyszczerzył zęby, szykując się do ataku. Postanowiła wytrzymać zarówno bliskość Loundsa, jak i jego spojrzenie. Patrzyła mu prosto w oczy, jakby chcąc dać do zrozumienia, że to jej dom, jej pokój i nikt nie będzie z niej robił uległej dziewczynki.
    Im dłużej tłumaczył, dlaczego chciałby im pomóc, tym bardziej denerwował Niki. Teraz był to inny Todd niż ten w gabinecie. Okazywał się być egoistycznym i bezczelnym typem. Czyżby tylko udawał uprzejmego, by zyskać zaufanie swego klienta? Oczywiście, że tak! Dziewczyna zaczynała postrzegać te wszystkie terapie jedynie jako rodzaj małego teatrzyku, w którym jedna strona otwiera się w pełni na drugą, a ta druga przybiera postać przyjaciela tylko na czas spotkania. Wydawało się to dla niej podłe w takim samym stopniu, jak teraz sam Todd Lounds. O co mu właściwie chodziło? Co on chciał zobaczyć i po co? Żeby opowiadać o tym swoim znajomym? Nikov na samą myśl o tym szlag trafiał. Nie wiedziała, czy ostatnimi słowami starał się ja udobruchać, czy też nie. Obracała się w ciekawym towarzystwie, z tym musiała się zgodzić, ale przecież sytuacja nie była taka ciekawa. A już z pewnością nie decydowała o tym, czy jest ciekawą osobą. Gdy skończył swą jakże przejmującą rozmowę, Niki poderwała się gwałtownie, wyjęła z torebki pistolet terapeuty i przytknęła mu go do piersi, nie grzesząc delikatnością. Teraz miała niepodważalny dowód na to, że nie ma nic wspólnego z konkurencją ojca. Dowodem tym były jego szczere do bólu słowa. Bo czy gdyby zależało mu na zrobienie jej krzywdy opowiadałby o tym jej w ten sposób? Nie. Prawdopodobnie wymyśliłby jakąś historyjkę, która byłaby przesiąknięta słodkością i troskliwością.
    - Niczym się nie różnisz od tych, którzy zdechli w twoim gabinecie, wiesz? – powiedziała gniewnie, patrząc się mu prosto w oczy. – Chcesz zabawić się moim kosztem, moim życiem, bo twoje jest nudne i pełne rutyny. Jesteś egoistą, jak oni wszyscy. – wypowiadając to ostatnie zmrużyła oczy. Można by powiedzieć, że złość gotowała się w niej, ale musiała się opanować. George nie mógł słyszeć, o czym rozmawiają. Jego uwag i nagłej przesadnej ostrożności też już miała dość. Miała ochotę zostać sama, ale nie dane jej to było, gdyż z kuchni dobiegł głos jej opiekuna.
    - Niki, przyjechała pani Willer! Nawet nie zdążysz mrugnąć, a twoje ramie będzie jak nowe!
    - Nie radzę mówić przy moim ojcu tego, co powiedziałeś mi. A najlepiej się już zamknij i w ogóle nic nie mów. – dodała jeszcze, kierując te słowa do Todda. – George! Nasz gość chce opuścić mój pokój i udać się do salonu! Pomóż mu się nie zgubić! – mówiąc to patrzyła na Loundsa, jakby chcąc pokazać, że też potrafi być małą i wredną dziewuszką. Wychodzących panów odprowadzała wzrokiem, czekając jednocześnie na lekarza, który właśnie kierował się w jej stronę. Była to starsza pani ze śladami wieku na twarzy. Pomimo jej lekko garbatej postawy sprawiała wrażenie całkiem rozgarniętej i znającej się na rzeczy. Niosła ze sobą specjalnie przygotowaną torbę, w której prawdopodobnie znajdowały się rzeczy potrzebne do przeczyszczenia rany i jej opatrzenia. Niki znała już panią Willer. Była zawsze przygotowana, jakby spodziewała się najgorszego. Lubiły się nawzajem, dlatego też darowały sobie formalności i przeszły do rzeczy. Niki zaproponowała, by udać się do salonu. Wolała mieć oko na Todda i George’a. Nie ufała im, gdy byli obok siebie. Wydawało jej się, że obaj mogą zrobić jakieś głupstwo. Dlatego też już po chwili wszyscy znajdowali się w największym pokoju w domu.
    - Witam, pani Willer. – przywitał się Geroge, gestem nakazując Toddowi usiąść na kanapie.
    - No witasz, witasz. Mniejsza z tym. Zauważyłam, że panienka nadal krwawi. Co wy żeście jej znowu do diaska zrobili? Naprawdę musicie ją w to mieszać? – George wydał się zmieszany jej słowami, jednak na pomoc ruszyła mu Niki, która zawsze starała się go w takich sytuacjach usprawiedliwiać.
    - Oni sami po mnie przyszli. Gdyby nie on prawdopodobnie to nie byłoby ramię, a płuco lub nawet serce. – powiedziała to z niekrytym optymizmem zarówno na twarzy, jak i w głosie.
    - No proszę. A ty jak zwykle staniesz za nim murem. – odpowiedziała z uśmiechem starsza pani. – Widzisz, jaką sobie przyjaciółkę znalazłeś? – tym razem skierowała to pytanie do George’a, który słusznie uznał je za retoryczne i skinął jedynie głową. – No, to pokaż mi to, Niki. – usiadły obie na wolnej kanapie, po czym Willer podwinęła dziewczynie rękaw i zaczęła oglądać ramię.
    - Miałaś szczęście. Pocisk ledwie cię drasnął, ale będę musiała przemyć i zaszyć ranę.
    - Jasne, nie ma na co czekać! – Niki poderwała się, podeszła do szafki i wyjęła z niej butelkę spirytusu. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak zwykła woda mineralna, jednak gdy otworzyła ją dało się poczuć mocny zapach alkoholu.
    - Niki! Skąd to masz? - zapytał zdziwiony George.
    - Och, zamknij się, co?
    - Ja tylko pytałem, kiedy razem pijemy…
    - Panienko, siadaj. Mam tu coś, co zaoszczędzi ci bólu, a skutek będzie podobny. – ta jednak nie słuchała i już po chwili polała sobie ranę spirytusem. Poczuła ostry i piekący ból. Przymknęła oczy i odwróciła głowę do ściany, by nikt nie widział jej krzywego grymasu na twarzy.
    - Wszystko gra? – Znowu George! Podszedł do niej bliżej i wyciągnął rękę, jednak ta odtrąciła ją i syknęła przez zęby, żeby się odwalił. Odczekała jeszcze chwilę i gdy ból stał się mniej dotkliwy wróciła na kanapę. Teraz siedział na niej również Drago, który w pewien sposób dodał jej odwagi.
    - Niech się pani za to bierze. Chcę mieć to za sobą.
    - Rozumiem, ale czy nie lepiej zaczekać na twojego ojca?
    - Nie! Jeśli wróci, a ja nadal będę w takim stanie może się oberwać nam wszystkim. A ja dodatkowo powiem, że utrudnialiście całą sprawę. Chyba tego nie chcemy, nie? – tego się na pewno nie spodziewali. Pani Willer spojrzała zaskoczona na George’a, który zrezygnowany pokręcił jedynie głową. Niki wiedziała, że czuje się winny i boi się swojego szefa. Prawdopodobnie i tak się mu oberwie, po co ma sobie jeszcze dokładać.
    - No dobrze. Znieczulę cię…
    - Nie chcę!
    - Nie mogę…
    - Możesz i to zrobisz! – Niki odwróciła się do niej gwałtownie. W jej oczach widać było gniew, który gromadził się w niej przez cały dzień. Miała ich wszystkich dość. Za kogo oni ją uważali? Przecież miała już szesnaście lat! Nie była małą dziewczynką! – w przeciwnym wypadku dzwonię do ojca.
    - No już… dobrze. Jednak pamięta…
    - Zaczynaj wreszcie!
    Czekając aż pani Willer przyszykuje odpowiedni sprzęt patrzyła się na swojego najlepszego przyjaciela, który był teraz najbliżej niej. Była lekko spięta. Wizja zszywania rany nie podobała jej się, ale przecież nie mogła tego po sobie poznać. Nie na oczach osób przebywających w tym pokoju.
    - Gotowa? – w odpowiedzi Niki jedynie pokiwała głową. Gdy poczuła, jak igła wkuwa się w jej ciało ścisnęła mocniej Drago i wtuliła się w niego. Jego sierść wydawała się teraz zbawieniem. Dawała poczucie bezpieczeństwa i uświadamiała, że nic złego się nie dzieje. Ból przejdzie i wystarczy go wytrzymać.
    - Sam widzisz, Toddzie Loundsie. Z nią nie warto zadzierać. – George zwrócił się do psychoterapeuty całkiem innym tonem. Tonem, który mówił o chęci zdobycia nowej znajomości.
    - Wreszcie to do ciebie dotarło, pacanie. – Niki odpowiedziała mu ściszonym tonem głosu, w którym dało się wyraźnie dostrzec zmęczenie i wyczerpanie. Mimo tego na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ten komentarz naprawdę ją rozbawił.
    Może trudno w to uwierzyć, ale szesnastolatka dotrwała do końca, nie roniąc przez cały zabieg ani jednej łzy. Wydawało się, że już koniec wrażeń na dziś, ale pozostała jeszcze jedna istotna sprawa. Jej ojciec zaraz miał tutaj być, a to mogło okazać się najgorszym przeżyciem ze wszystkich, jeśli chodzi o ten dzień. Obawiała się, że będzie miał powód, by przyczepić się do każdego. Najbardziej jednak martwiła się o George’a i Todda. Tylko dlaczego akurat o Todda? Jeszcze niedawno zapracował sobie u niej na miano chama, a teraz przejmowała się jego losem… Było to dla niej samej co najmniej dziwne.
    Pan Ropucha
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Styczeń 2016, 20:45     

    Tak, pomyślał, jestem takim egoistą, jak cała reszta. To masz o mnie myśleć. W taki sposób przyjąć do swojego świata. Nie ukrył zaskoczenia, kiedy lufa pistoletu wbijała się, właściwie nawet boleśnie, w jego ciało. Przybrał pozycję obronną i bezradną jednocześnie. Dłonie otworzył na poziomie klatki piersiowej, a podbródek zadarł wysoko, jakby to miało mu pomóc w jakikolwiek sposób uniknąć strzału.
    Zabolały go jej słowa. Czemu? Przecież wiele razy słyszał od swoich klientów gorsze rzeczy. Może chodziło o sytuację, w której to powiedziała. Może jednak o to, że jego gra aktorska była po części prawdą. Skoro tak, to mógł się zastanowić w głębi swojego serca, czy faktycznie nie jest egoistą. Jednakże, czy istniał lepszy sposób na to, aby kontynuować terapię, od włączenia się w tę niebezpieczną sytuację? Nie mógł przecież odejść tak po prostu. Gdyby chciał to zrobić, to może po prostu pozbyliby się go. Obawiał się ich, ale nie mógł tracić głowy. To było kolejne starcie, kolejna terapia. Po prostu musiał robić swoje.
    Usłuchał rady Nikov. Nie miał zresztą na razie nic do powiedzenia. Czas na kolejne słowa jeszcze przyjdzie. Ruszył do salonu. Już nie uśmiechał się na lewo i prawo. Miał cały czas neutralny wyraz twarzy.
    - To lojalność? Dużo ci płacą? Czy po prostu czerpiesz przyjemność ze swojej pracy? - zapytał George'a niby szyderczo, ale właściwie to szczerze. Nie zwracał jednak uwagi na rozmówcę. Nie oczekiwał odpowiedzi, bo zaraz polecono mu usiąść, a nie miał prawa protestować. Zanim usiadł rzucił tylko krótkie:
    - Dobry wieczór - do kobiety, która zjawiła się w domu, po czym usadowił się w jednym z foteli.
    Starsza kobieta na pierwszy rzut oka należała do osób nietutejszych charakterem. Może chodziło o to, że wielu ludzi, których spotykał, to przyjezdni. W każdym razie nie wywyższała się swoją postawą, po prostu przybyła na miejsce w określonym celu.
    Todd nasłuchiwał i udawał przy tym, że nad czymś rozmyśla. Spirytus? Wypatrzył to kątem oka. Wydało mu się dziwnie, że doktor, która przybyła, nie miała ze sobą nic lepszego, czym mogłaby odkazić ranę. Poza tym, skoro ciągle krwawiła, to odkażanie jej taką substancją było nonsensownym wyjściem. Nie pozwolono mu się jednak wtrącać, a więc ponownie udał, że się nad czymś głęboko zastanawia. Zszywanie chyba zakończyło się pomyślnie, aczkolwiek starał się temu nie przyglądać. Napięcie było spore, panowała przez czas zabiegu cisza. W końcu przerwały ją słowa ochroniarza.
    - Wiem - skwitował je krótko Todd i uśmiechnął się do niego lekko.
    Na co teraz czekali? Na osąd? Kto miał zdecydować o losie Loundsa? Był ciekaw. To nie była Nikov. Gdyby była, to nie kazaliby mu to wciąż siedzieć. Zdenerwował się, ale nie chciał dać po sobie poznać. Przełknął ślinę najciszej jak potrafił. Spojrzał po wszystkich, aby coś wyczytać z ich twarzy. Niewiele tego było. Tylko obawa podobna do tej jego. Sami nie mieli pojęcia, co się zaraz stanie. Tak uważał. Ale cokolwiek to będzie, przyniesie jakieś rozwiązanie problemu, który wynikał z pobytu psychoterapeuty w tym budynku.
    Nikov
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Styczeń 2016, 19:01     

    Nie trzeba było być mędrcem, aby zauważyć, jaka atmosfera panowała w pomieszczeniu. Wszyscy wydawali się być dziwnie spięci, jakby oczekiwali na wyrok sądu… ostatecznego. Nawet Todd, który do tej pory tryskał optymizmem zdawał się nad czymś mocno skupiać. Jedynie pani Willer zajęta chowaniem swego sprzętu wyglądała, jakby nic złego nie mogło się już stać. Nie przepadała za obcym i nie chciała utrzymywać z nim żadnego kontaktu. Był zamieszany w sprawy, które jej nie dotyczyły
    - I jak się czujesz, Niki? – zagadnęła, gdy skończyła wykonywać swoje.
    - Całkiem nieźle. – skłamała dziewczyna, siląc się na pozytywny ton. Co prawda ramię może i było już „poskładane”, ale nadal potrzebowało czasu, by się zagoić. Wciąż nie dawało o sobie zapomnieć. Oprócz tego była bardzo zmęczona. To był dla niej ciężki dzień i chciała, by już się zakończył. – Dziękuję.
    - Nie bój się. Ślad raczej pozostanie, ale niedługo przestanie boleć.
    - Nie boję się. A ty, George? – ton głosu jasnowłosej zmienił się na bardziej dokuczliwy. Jakby chciała dokopać swojemu znajomemu sugerując, że lada chwila zemdleje ze strachu. Tak można by to odebrać, jednak ona chciała jedynie się podroczyć, by rozluźnić nieco atmosferę.
    - Wiesz co, mała? Żałuj, że nie widziałaś swojej miny jakieś pięć minut temu. – odgryzł się z niemiłym uśmieszkiem. Todd mógł uznać, że George wziął do siebie zaczepkę dziewczyny znacznie bardziej niż powinien, jednak Niki wiedziała, że jej opiekun wolałby mieć zszywaną rękę niż narażać się swojemu szefowi. Widziała, że się bał i obwiniał za to, co się stało.
    - Nie powinieneś się przejmować. – wstała i obejrzała ranę. Skrzywiła się na myśl, że zostanie jej po tym blizna. Jak chyba każda nastolatka chciała być jak najbardziej atrakcyjna, a w jej przekonaniu taki ślad nie dodawał urody. Poza tym nie był to miły widok, ale przecież musiała się zacząć przyzwyczajać...– Uratowałeś mnie. – dodała ze szczerym uśmiechem. – Wytłumaczę to mojemu ojcu, o nic się nie martw. Pozwolicie, że pójdę się przebrać?
    Prawdę mówiąc nie oczekiwała odpowiedzi. Była u siebie. Mogła robić, co zechce. Jednak nie dane jej było nawet zmienić poplamionej krwią koszulki, gdyż do domu wszedł jej tatuś we własnej osobie. Był to nieco grubszy jegomość z łysiną na głowie i ostrych rysach. Oczywiście towarzystwa dotrzymywało mu dwóch panów robiących za ochronę. Wszyscy trzej wyglądali dosyć zabawnie w tych swoich garniturach.
    - Niki… - wszedł do pokoju dość energicznym krokiem i natychmiast objął swoją córkę, która uścisku nie odwzajemniła. Przecież czuła, że robi to jedynie na pokaz. W ogóle sam jego przyjazd tutaj był równowarty z cudem. – Nic ci się nie stało? Jak się czujesz?
    Mogło się wydawać, że przy swoim ojcu Niki już nie jest taka harda. Widać było, że nagle spokorniała i przycichła. Już nie miała ochoty udawać dorosłej kobiety, która umie poradzić sobie ze wszystkim.
    - Nic mi nie jest… Jestem trochę zmęczona, a tak poza tym, to nic… - odpowiedziała ze spuszczoną głową.
    - Podobno ktoś cię postrzelił?
    - Już wszystko dobrze. Pani Willer mnie poskładała. – ojciec rzucił okiem na ramię dziewczyny, a w jego oczach wyraźnie można było dostrzec narastający gniew.
    - George, ty imbecylu! Miałeś jej pilnować jak oka w głowie! Powierzyłem ci najprostsze zadanie! Dobrze się dogadujecie, myślałem, że znajdziesz w sobie choć trochę przyzwoitości i nie dopuścisz, by coś jej się stało! – oddychał ciężko, a jego twarz przybrała kolor ciemnej purpury. Rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na Toddzie. Dopiero do niego dotarło, że psychoterapeuta jest tutaj z nimi. – Wprowadziłeś go do tego domu?! Czy ciebie do reszty popieprzyło?! Co jeśli ma z nimi coś wspólnego?! Wie, gdzie mieszka moja córka! – przerwał na chwilę, by się zastanowić. Niki nie zamierzała mu przerywać. Współczuła George’owi, który pobladł w mgnieniu oka. Ale nic nie trwa wiecznie. Tatuś pokrzyczy jeszcze trochę i przestanie. Tak przynajmniej twierdziła. Na pewno nie spodziewała się tego, co właśnie miało mieć miejsce. Otóż Roger chwycił za broń i wycelował prosto między oczy Loundsa. – Nie pozostawiacie mi wyboru.
    - Nie! – to już było za wiele. Dziewczyna nie mogła dłużej tego znosić. Miała dość i zamierzała cały swój gniew, który kumulował się w niej przez cały dzień wyrzucić właśnie teraz. – Mam cię po dziurki w nosie! – twarz szefa mafii nie wyrażała już jedynie złości. Teraz ta mieszała się z mocnym zdziwieniem. Jeszcze nigdy jego własna córka nie odzywała się do niego w ten sposób. – Nie ma cię nigdy, gdy tego potrzebuję, wiecznie coś ci nie pasuje i wiecznie udajesz, że się o mnie troszczysz! Gdyby zależało ci na moim bezpieczeństwie sam byś ze mną pojechał! Tak się składa, że George byłby dla mnie o wiele lepszym ojcem niż ty jesteś! On przynajmniej znajduje dla mnie trochę czasu! Pokazuje mi, że nie jestem mu obojętna, a nie gada piękne słówka do telefonu!
    - Ja cię gówniaro nauczę odzywać się do ojca. – Miał w nosie, że jest ranna. Po prostu chwycił ją za chorą rękę i gwałtownym ruchem skierował ku górze. Niki nie zdążyła się opanować. Jęknęła z bólu, który był znacznie silniejszy niż ten podczas zabiegu.
    - Proszę pana! Oszalał pan?! Proszę ją puścić! – nawet pani Willer wtrąciła swe trzy grosze. I bez potrzeby, gdyż minęły zaledwie sekundy, a dało się usłyszeć wrzask. Nie był to wrzask nikogo innego, jak ojca jasnowłosej, który leżał na posadzce wraz z Drago, zatapiającym kły w jego przedramieniu. Był to moment, w którym Niki znienawidziła „goryli” taty, gdyż jeden z nich podbiegł i kopnął jej psa prosto w pysk. Dało się słyszeć głośne skomlenie, a samego Drago odrzuciło od ofiary na dość dużą odległość. Dziewczyna wiedziała, co chce zrobić. Tak. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała co. Chwyciła za broń, którą zabrała Toddowi i wycelowała w tego, który zrobił krzywdę jej przyjacielowi. Kolano, podbrzusze, głowa. Drugi tak samo. Kolano, podbrzusze, głowa. Już miała wystrzelić, gdy usłyszała dźwięk odbezpieczanego pistoletu. Nie czuła strachu. Wiedziała, że to nie ona była celem. Świat zwolnił nagle, by zaraz po tym stracić sens. Odczuła przygnębienie, i rozpacz. Rozpacz, która dopiero miała nadejść. Jeszcze nie wszystko było stracone. Nie obchodziło ją już nic więcej. Tylko on. Tylko jej pies, za którego była gotowa oddać teraz życie. Upuściła pistolet i ze łzami w oczach rzuciła się w stronę Drago. Miała wiele szczęścia. Zareagowała w samą porę. Dopadła swego przyjaciela i objęła go, zasłaniając tym samym swoim ciałem. Usłyszała wystrzał, a zaraz po nim dźwięk tłuczonego szkła. Jej ojciec musiał w ostatniej chwili skierować lufę pistoletu w innym kierunku. Nie mogła w to uwierzyć. Ktoś, kto powinien cieszyć się jej szczęściem właśnie próbował je odebrać. Z taką łatwością, z tak durnego powodu, jakim była złość. Czuła, jak sens jej życia drży. Słyszała, jak skomle. Słyszała, jak jej ojciec rzuca obelgi w ich stronę, jak im wygraża, jednak nie docierały do niej jego słowa. W prawdzie nic do niej nie docierało. Nawet to, że po chwili wszystko ucichło, a w pokoju zostali tylko ona, Drago, George i Todd Lounds, który był świadkiem rodzinnej, dosyć poważnej kłótni. Nie obchodziło ją już to, że ten ostatni zachował się ostatnio, jak samolub. Nie obchodziło ją to, że George może stracić pracę, a biorąc pod uwagę ostatnie zajście, to nawet życie. Zajęła się w pełni uspokajaniem swego przyjaciela.
    - Dobry piesek. Już wszystko dobrze, nikt cię nie skrzywdzi. Ja nie pozwolę… - powtarzała drapiąc go za uchem. Wiedziała, że to lubi. Starała się go uszczęśliwić, samemu nie kryjąc płaczu. Miała gdzieś, że ją obserwują. Oni się nie liczyli. Tylko on. – Kocham cię, wiesz? – szepnęła mu do ucha. Z każdą chwilą jego serce wracało do normalnego tempa pracy.
    Pan Ropucha
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Styczeń 2016, 01:08     

    Nikov była zdecydowanie bezczelna. Todd zaczynał rozumieć, że ta bezczelność, jej stopień, zaangażowanie, to wszystko jest efektem sytuacji, której nie można uleczyć. To jak próba ratowania przed upadkiem osoby, która właśnie spada. Nie jest się w stanie nic zrobić. Widzi się ten upadek. Jedyne, co można uczynić, to liczyć na to, że upadek nie skończy się śmiercią i nastawić na czekającą pracę, leczenie ran, dawnych i aktualnych.
    Dużo się działo dookoła psychoterapeuty. Głównie niebezpieczeństwa krążyły wokół jego głowy. Najpierw nieznaczna sprzeczka pomiędzy George'm a Nikov. To było nic. To tylko sprzeczka, ale coś uświadomiła Toddowi. Że oni się przyjaźnią. Może tego nie widzą, ale relacje między nimi są całkiem dobre. Paradoks? Nie. Ludzie już tacy są. Coś jest w przysłowiu "kto się czubi, ten się lubi". Czasem się ono sprawdza. Prawdziwymi niebezpieczeństwami były jednak pociski. Pociski latały w różnych kierunkach. Nie da się stwierdzić. Są zbyt szybkie. Słyszy się tylko huk. Widzi reakcje ludzi i rany postrzałowe. Zanim jednak do tego doszło, Todd zmierzył się ze strachem.
    Najpierw tylko się nieco obawiał reakcji ojca Nikov. Okazało się, że faktycznie zareagował wściekłością. Todd nie ukrywał, że również jest rozczarowany tym, w jakim kierunku sprawy się potoczyły.
    - Mogę wyjaśnić... - zaczął, ale lufa skierowała się w jego stronę. Widział ją doskonale. Poczuł dziwne ukucie w spodzie stóp, a potem urojony ból w czaszce. Widział swoją śmierć. Nadciągała wraz z pociskiem wystrzelonym z pistoletu.
    Była to na szczęście tylko imaginacja. W rzeczywistości był za fotelem. Nawet nie pamiętał, kiedy się za nim schował. Strzelanina nie była wielka. Nie. Broni użyto tylko kilka razy. Nikt nie zginął i chyba tylko dlatego, że pies Nikov zaatakował jej ojca. Ochroniarze nie mogli użyć broni, bo to mogłoby zranić szefa.
    - Cholera! Do diabła... Cholerne... Agh... - Todd pojękiwał. W oczach miał szał i strach. Szedł na czworaka. Wyglądał jak przerażony kundel.
    Dostrzegł płaszcz na fotelu. Pochwycił go i przycisnął do siebie. Odetchnął głęboko kilkukrotnie, ale to nic nie dało.
    - Nie wkurwiaj mnie w tej chwili! - wrzasnął do Goerge'a - I zabieraj ją! Bez dyskusji! Zwierzę też! Spadamy stąd! Tu nie będziemy mogli bezpiecznie myśleć. Tu nie jest bezpiecznie. Spadamy stąd!
    Podszedł do dziewczyny. Uspokoił się odrobinę. Swoją histerię wyrzucił w stronę ochroniarza.
    - Niki - nie wiedział, czy może się tak do niej zwracać, ale zaryzykował - Nie możemy tu zostać. Tu mu nie pomożemy.
    Spoglądał to na psa, to na Nikov. I czekał. A sekundy trwały godzinami. Choć wszystko, paradoksalnie, zdawało się dziać niezwykle szybko, to każdy moment oczekiwania przeciągał się w nieskończoność. To musiał być strach w pełnej formie.
    Nikov
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 31 Styczeń 2016, 16:58     

    George był równie zszokowany, co reszta, jednak udało mu się dojść do siebie znacznie szybciej. Jego praca nie jeden raz stawiała go w gorszych sytuacjach, a takie nauczyły go panowania nad sobą.
    - Uspokój się i przestań histeryzować – zwrócił się do psychoterapeuty. – Nie możecie opuścić teraz tego miejsca. Zadzwonię zaraz do znajomego, on nam pomoże. Niki, wiem, że ci teraz ciężko, ale wysłuchaj mnie, proszę.
    Jednak dziewczyna wcale nie słuchała. Wiedziała, że Todd ma rację. Jej ojciec nie zapomni o tym zajściu. Pewne jest, że będzie chciał ją ukarać. Nie mogła tu zostać, o nie… Gdy Drago uspokoił się postanowiła spakować rzeczy i uciec z domu. Nie wiedziała tylko dokąd. Bała się, że będzie musiała szwendać się po ulicy jak jakiś bezdomny i walczyć o każdy kawałek pożywienia. Ale jaki miała wybór?
    - Pójdę się przebrać i… ogarnąć. Dajcie mi chwilę. – wstała, ocierając łzy i podniosła torebkę, w której wciąż był pistolet Todda. Rad była, że George zapomniał o tym istotnym fakcie. Nie potrzebowała już dodatkowych problemów. – Choć, mały. Damy im chwilę dla siebie. – skierowała do psa, po czym oboje ruszyli do pokoju Nikov. Gdy się tam znaleźli dziewczyna usłyszała, jak George rozmawia z napomnianym wcześniej kolegą. Oznaczało to, że musiała się spieszyć. Nie miała wiele czasu. Przebrała się więc szybko w drugą parę spodni, z trudem spowodowanym przez ból zmieniła koszulkę i nałożyła na nią bluzę z kapturem. Zaraz po tym wyjęła z szafy torbę podróżną i zaczęła pakować najpotrzebniejsze wyposażenie. Między innymi odzież, środki do utrzymania higieny, a także rzeczy do opieki nad swym przyjacielem. Pomniejsze przedmioty chowała do torebki, by nie zajmowały miejsca w torbie. Schowała również do kieszeni nieco pieniędzy. Oszczędności powinny wystarczyć na najbliższe kilka dni. Zostały jej jeszcze leki i bandaże. Korzystając z tego, że George wciąż zajęty był tłumaczeniem zaistniałej sytuacji swemu znajomemu, Niki prześlizgnęła się do kuchni, w której przechowywała medykamenty. Zapakowała kilka z nich do torebki, a następnie wróciła do pokoju, by zaczekać aż George skończy rozmowę. W tym czasie zaczęła pisać list na kartce, w którym przeprasza George’a za to, co za chwilę ma zamiar zrobić. Napisała również co zamierza i dlaczego, a na sam koniec pożegnała się z nim. Drugi list miał być dla jej ojca. Usprawiedliwiała w nim jedynie opiekuna za to, że pozwolił jej uciec. Brała winę jedynie na siebie. Żadnych pożegnań i czułych słówek. Tylko to. Miała nadzieję, że zrozumie. Gdy skończyła uklęknęła przy Drago, by dokładniej przyjrzeć się miejscu, w które został kopnięty. Nie wyglądało to na nic poważnego. Nie zauważyła nawet, by jej przyjaciel krwawił.
    - Mieliśmy szczęście, co? – zwróciła się do niego łagodnie, patrząc mu prosto w oczy. Nie obawiała się tego. Drago nie miał problemów z agresją, dlatego też wiedziała, że może sobie na to pozwolić. Poza tym ufali sobie nawzajem. – Przepraszam, to przeze mnie… - dodała jeszcze łamiącym się głosem i przytuliła psa.
    Po chwili usłyszała, jak rozmowa z drugiego pokoju ucichła. To był ten moment. Wiedziała, że będzie go żałować, ale musiała to zrobić.
    - George! Mógłbyś przyjść i mi w czymś pomóc?! – zawołała opiekuna. Słyszała, jak burknął coś do Todda, jednak to już nie miało znaczenia. Słyszała jego kroki i gdy tylko pojawił się w progu, uderzyła go mocno prosto w twarz. Efekt był natychmiastowy. George upadł utraciwszy przytomność. Niki położyła przy nim dwa listy, następnie zapięła smycz psu, wzięła torebkę i torbę, po czym skierowała się do wyjścia.
    - Idziesz, czy zostajesz? – zawołała jeszcze Todda, który nie kazał jej czekać. Oboje wyszli z domu, by zacząć przygodę, która może okazać się zgubną zarówno dla dorosłego psychoterapeuty, jak i nastolatki, która powoli dopiero zaczynała wkraczać w dorosłe życie.

    z/t x2
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 11