• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Misje » Kal’Amanhar » Przystań na wyspie
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Zmarły

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Aaron (Aron) Wels alias Amon
    Wiek: 27
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: nadmorskie zamki, latarnie, przyglądać się torturom, nazywać siebie Władcą Czasu
    Nie lubi: lekceważenia czasu
    Wzrost / waga: 190cm / 86kg
    Aktualny ubiór: Czarny frak z gustowną, grafitową koszulą w jasne prążki i zgrabny, acz wyrazisty w swojej formie, ciemny cylinder.
    Znaki szczególne: białe włosy, czarne oczy, obcowanie z kapeluszami i zegarami
    Zawód: Latarnik
    Pan / Sługa: - / Doll
    Pod ręką: 1/2 blaszki zmartwienia
    Dołączył: 21 Lip 2014
    Posty: 480
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 27 Kwiecień 2015, 22:08   Przystań na wyspie


    Wyspa faktycznie zaistniała na Morzu Łez. Co bardziej doświadczony marynarz mógłby się zadziwić, jednakże ci często wypływający w te rejony musieli już wcześniej wiedzieć o tej wyspie. Powstała ona w ostatnich dniach, ale proces ten trwał niespełna miesiąc. Jej bogactwo jest niewspółmierne do zwyczajnych wysp, choć z dalsza prezentuje się zwyczajnie na baśniową lagunę.
    Podpłynięcie do jej brzegów powoduje już spore problemy z uwagi na rafę koralową. Wskazane na mapie krzyżem miejsce, niby port, jest tak naprawdę miniaturowym półwyspem, wystającym poza rafę. Znajduje się na nim drewniana konstrukcja, wzniesiona w ostatnich dniach, służąca za punkt zaopatrzenia gastronomicznego, bojowego i odzieżowego. Można tu dostać wszystkie standardowe przedmioty z tych grup, a jedzenie, choć nie opływające w specjały, pozwala odpowiednio posilić organizm. Ceny są jednak trochę większe niż na lądzie, więc mniej zasobne portfele będą musiały znieść gniewny wzrok swoich panów.

    Piasek jest pełen wody, mokry, mulisty. Drzewa posiadają kruchą korę, nie są zbyt wielkie, przypominają krzyżówki palmy z sosnami. Kilka metrów od brzegu ciemny piasek kłóci się z żyzną glebą, bogato zajętą przez kwiecie kolorowych kwiatów, wychylających się ku promieniom słonecznych.
    Początkowo na wyspie znajduje się tylko Organizatorka tej wyprawy, a do brzegu zacumowana jest jej łajba. Na drewnianym budynku, wzniesionym na balach, pod którymi można złapać przyjemny cień i ciepło wody morskich, wysokich fal (wysokich, wpełzających na dobre kilkanaście metrów w głąb lądu), znajduje się duży szyld reklamowy pościgu.


    Szefowa siedziała na kamieniu, ubrana w bursztynową szatę z białymi akcentami i nakryta kremowymi woalami. Jej srebrne włosy tworzyły kok z którego głębi wydobywały się kolce jej czarnych rogów. Zarządzała sprzedażą, a wcześniej przybyłym oferowała nocleg na piętrze. Uprzejma, sprawiająca wrażenie dobrodusznej, ciesząca się z każdego przybysza.


    Za drewnianą konstrukcją, na w miarę suchym lądzie, znajdowały się zagrody dla bestii, dostosowane do ich rozmiarów. Wyglądały na pogodzone z losem i świadome utracenia wolności. Nie, wróć, one po prostu sobie smacznie śpią. Trzeba tylko otworzyć klatki i je zachęcić do wyjścia, a potem zaprowadzić w odpowiednie miejsce, tudzież na nich usiąść i nakazać się... wozić. Klatki posiadają zwykłą zasuwę umożliwiającą otwarcie bocznej ścianki.


    Po dotarciu wszystkich chętnych, ośmiu wybranych, stanęła na kamieniu i przemówiła do zebranych:
    - Bądźcie pozdrowieni, chętni udziału w mojej ekspedycji do nieznanych nikomu wcześniej ziem.
    Rozłożyła na boki ręce, a z woalów wyfrunęły świetliste sierpówki w liczbie ośmiu.
    - Miejcie je za drogowskazy, wskażą Wam miejsca startowe, ulokowane promieniście wobec centrum wyspy. Miejcie w sobie odwagę, chęć do ryzyka, a przede wszystkim żyjcie przygodą! To, co poznacie, dopiero po Was pozna reszta mieszkańców Krainy Luster. A w razie nieprzewidzianych komplikacji, świetlówki przyjdą z pomocą.
    Ptaszyska, jakby całością pochodzące z wnętrza rozbitej lampy, usiadły na ramionach przybyszy.
    - Niech duch tej wyspy będzie z Wami! – krzyknęła przenikliwie do zgromadzonych z pełnią radości i przyjaźni, a świetlówki, tchnięte jej nadzieją, poleciały w dwie strony, wzdłużnie brzegów wyspy – cztery na lewo, cztery na prawo.


    Kto zaś zmierzał dalej, zauważał jak piętrzy się brzeg w klifowe wybrzeże, a tył wyspy znajduje się jak gdyby w powietrzu - dopiero wychylenie się pozwala ujrzeć, ze koło dwudziestu metrowa stroma ściana klifu prowadzi prosto do tafli wody. Średnica wyspy wynosi około 1500 metrów, tak więc co niespełna 600 metrów pojawia się kolejny przybysz na brzegu wyspy. I dopiero, gdy wszyscy przybędą na swoje miejsca, świetlówki pozwolą im ruszyć wgłąb wyspy.


    Uwagi:
      Kolejność odpisywania ma wpływ na kolejność świetlówek prowadzących uczestników pościgu. Nieparzyści na lewo, parzyści na prawo; czym później przybyły, tym dalej go ptaszysko zaprowadzi.
      Proszę o odpisy w tym miejscu – czas zjawienia się nie będzie brał udziału w wyścigu, ale każda kolejna tura już będzie miała na to bezpośrednie przełożenie.
      Proszę o zawarcie opisów ekwipunku, ubioru oraz posiadanych bestii w pierwszych postach i informacje tylko tu znajdujące się będę brał pod uwagę w swoich postach (w szczególnych przypadkach dopuszczam pewne wyjątki). Radzę wiec nie śpieszyć się z postami, a pomyśleć nad ich treścią.
    _________________


    x x x x
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 12:57   

    Stała na środku kałuży z mocno zaciśniętymi powiekami. To, co miało miejsce nad stawem nieoczekiwanie kotkę zaskoczyło. Gwałtowny przebieg wydarzeń, nad którym nie miała kontroli, czy nawet sposobności czegoś zmienić, zdecydowanie przekraczał wszelkie granice.
    Kiedy już złotymi ślepiami rozejrzała się dookoła siebie, cały szkarłat wody zniknął, zamiast niego szarość deszczówki otaczała okolicę. Znów była przed przypadkowo odwiedzonym domem, a plakat, który wcześniej trzymała w dłoni, teraz nieco przemoczony leżał pod jej nogami.
    Po jej ciele przebiegł dreszcz; chłodu oraz drobnego nieoswojenia się z sytuacją. Uważniej przyjrzała się kartce, coś się w niej zmieniło. I doskonale mogła rozpoznać tam siebie, a także bestię, którą w ostatniej chwili przed przeniesieniem dostrzegła, jednak z niedowierzania uniosła ją bliżej swojej twarzy. Zacmokała głośno poirytowana. Tutaj była sama, więc co poszło nie tak?
    - Gdzie się podziewasz, mój uroczy stworze, nya?
    Odpowiedź momentalnie przyszła wywołując szeroki, obnażający kły uśmiech na jej twarzy. Po drugiej stronie ulotki znajdowała się mapa ukazująca miejsce jej nieznane, choć nie stanowiło to żadnej przeszkody, a wspaniałe dla niej wyzwanie. Więc masz ochotę bawić się w kotka i myszkę? Nyaha, tylko, że ja tu jestem kotem.
    Nie zastanawiając się dłużej, ruszyła z miejsca w pierwszej kolejności kierując się do najczęściej odwiedzanego przez nią domu w Krainie Luster, gdzie zwykła przetrzymywać swoje rzeczy i o dziwo nikt jeszcze ich nie odnalazł, czy też się ich stamtąd nie pozbył. Magiczne stworzenia jednak potrafią być głupie.
    Zdarzało jej się działać zbyt pochopnie, zupełnie bez zastanowienia, lecz teraz mogło to się okazać zwykłym samobójstwem. Zabawne. Wolała więc mieć przy sobie coś, co zwiększy jej ewentualne szanse w tym obcym miejscu, a czas naglił, dlatego większe zaopatrzenie w grę nie wchodziło.
    Mając już wszystko przy sobie pognała w kierunku Morza Łez, starając się obrać jak najkrótszą drogę, ale jednocześnie znośną do przebycia. Nie miała ochoty po raz kolejny użerać się z wodnymi zbiornikami, skoro i tak jeden czekał ją przy przeprawianiu się na wyspę. Przestudiowała jeszcze raz informacje zawarte na plakacie. Kobiety, która była za to odpowiedzialna nie znała, jednak pozostawała wobec niej pełna podziwu za pomysł na całe to przedsięwzięcie. Ha, udało jej się zebrać grupę naiwnych, którzy zapewne dla jej prywatnej rozrywki wezmą w tym udział. Nie, nie! Nie postrzegała siebie jako jedną z nich, była ponad to, nie widząc cienia szansy dla pozostałych uczestników. Ileż to wspaniałych emocji musiało się w nich kotłować!
    Czas z każdym krokiem uciekał, ale mimo to postanowiła na chwilę zboczyć z wyznaczonej trasy, by odwiedzić pobliską mieścinkę, a w niej zaopatrzyć się w pokarm. Wszak zwyczajnego jedzenia nie potrzebowała, lecz widziała jak bardzo Strach pozostawiony bez dostępu do jakiejkolwiek ofiary przestaje być sobą. Chociaż... To chyba także była jego część. Ta urokliwsza, nieobliczalna twarz.
    Przepełniona mieszanką gniewu z odrobiną irytacji dotarła do brzegu. Już tak niewiele dzieliło ją od celu, celu, do którego musiała odnaleźć sposób na przedostanie się. Wszystko, byle nie zmoczenie się!
    Warknęła myśląc nad odpowiednim rozwiązaniem. Chodziła wzdłuż brzegu, to w jedną, to w drugą stronę, aż dotarła do zarośli, tak gęsto rosnących, że ciężko było się między nimi poruszać. Planowała zawrócić, gdy do jej uszu dotarły dźwięki cichych, równomiernych skrzypnięć. Niewielka drewniana łódka, pozostawiona sama sobie podmywana była przez fale, ocierając się o skałki, w których była zakleszczona.
    - Spadłaś mi z nieba. – Szepnęła, nie wiedząc czy przypadkiem w pobliżu nie czai się jej właściciel lub któryś z przegranych. Lecz nie zwlekała dłużej, pomknęła do niej, uwolniła z objęć głazów i znajdując w niej ułamane wiosło powoli przepłynęła na wyspę.
    Do samego lądu nie dotarła, coś, co później okazało się rafą koralową skutecznie jej to uniemożliwiło i chcąc nie chcąc została zmuszona do zamoczenia się. Ze skrzywioną miną znalazła się na wyspie, bacznie się jej przyglądając. Brzeg zdecydowanie kontrastował z tym, co widziała na jej właściwej części. Czy te urokliwe oddalone miejsca mogły być tylko przykrywką? Po co ściągać ludzi aż tutaj, by poganiali się po łące przepełnionej barwnymi motylami i innymi słodkimi owadami? Oby w trakcie z ziemi niespodziewanie wyskoczył na nich olbrzymi czerw zjadając jedno po drugim!
    W pierwszej kolejności na swojej drodze napotkała drewniany budynek, który odwiedziła, a nie będąc szczególnie zainteresowaną absurdalnymi cenami, przeszła dalej dostrzegając kobietę oraz zagrody.
    Być może i to ona była organizatorką, tego nie wiedziała, lecz nawet jeśli, nie zaszczyciła jej równie pięknym uśmiechem, zamiast tego przykucając przy swoim wyjątkowym towarzyszu.
    - Witaj, mój uroczy, nya. Myślę, że wspaniale będzie razem wygrać. Chodź, nie pozwól się trzymać w zamknięciu. – Otworzyła drzwiczki od klatki, nie w takich warunkach bestia powinna się znajdować!
    Sama także zajęła miejsce pod jednym z pobliskich drzew, chowając się w cieniu i czekając na dalszy rozwój wydarzeń, a przede wszystkim na pojawienie się reszty gromadki. Wnioskowała, że dotarła jako pierwsza.
    Trójgłowy Schedel poruszał się gdzieś w jej pobliżu, dzięki czemu mogła bez problemu go nieustannie obserwować. Nie wiedziała czym do końca był, ani to ptak, ani też żaden drapieżny kot... Był połączeniem cech wielu gatunków, zwierząt, które wydawały się być martwymi. I to chyba podobało jej się najbardziej.
    Kiedy pozostali uczestnicy dotarli, nie zwracała na nich większej uwagi, unikała jakichkolwiek kontaktów, nawet tych wzrokowych, siedząc w koronie drzewa. Po krótkim obwieszczeniu, dostrzegła Sierpówkę, która była przeznaczona dla niej i wraz z bestią udała się za nią w lewą stronę, nie bacząc na to, kto jako trzeci będzie w ślad podążał.
    - Może łatwiej będzie, jeśli cię jakoś nazwę, co o tym sądzisz? Ceset byłoby idealne.

    Warto także dodać, że ubrana była dość letnio, nie brała pod uwagę, że mogła zmarznąć, jednak strój, który dobrała miał dawać jej przede wszystkim wygodę i swobodę ruchu, by nie dokładać sobie samej dodatkowych trudności. Włosy miała związane w gruby warkocz, z grzywką opadającą na jej czoło. Zaś co do samego wyposażenia jakie ze sobą zabrała... Niemalże wszystko schowała w czarnym, niewielkim plecaku. Znajdowała się w nim apteczka z najpotrzebniejszymi rzeczami; bandażami, plastrami, kocem termicznym, wodą utlenioną, strzykawka z igłą oraz fiolka z lekiem przeciwbólowym; wielofunkcyjny scyzoryk; krzesiwo; bukłak z czystą wodą; lina. Czy był sens brania czegoś więcej? Zapewne tak i okaże się to już w trakcie. Jak zwykle. Do tego warto także wspomnieć, że do plecaka przymocowane było Umbraculum, a w lewym bucie schowany miała sztylet.

    Ceset to tyle co trup
    _________________
     



    Zmarły

    Karciana Szajka: Walet
    Godność: Aaron (Aron) Wels alias Amon
    Wiek: 27
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: nadmorskie zamki, latarnie, przyglądać się torturom, nazywać siebie Władcą Czasu
    Nie lubi: lekceważenia czasu
    Wzrost / waga: 190cm / 86kg
    Aktualny ubiór: Czarny frak z gustowną, grafitową koszulą w jasne prążki i zgrabny, acz wyrazisty w swojej formie, ciemny cylinder.
    Znaki szczególne: białe włosy, czarne oczy, obcowanie z kapeluszami i zegarami
    Zawód: Latarnik
    Pan / Sługa: - / Doll
    Pod ręką: 1/2 blaszki zmartwienia
    Dołączył: 21 Lip 2014
    Posty: 480
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 13:31   

      Ogłoszenie Parafialne

      Jeśli ktoś chce, może sobie tutaj bezproblemowo pisać z inną osobą (lub więcej), nawet po kilka postów. Po prostu możecie sobie podzielić pisanie jednego postu na napisanie kilku :) Daję wam taką możliwość głównie dlatego, że naraz, na starcie, musicie postać skonfrontować z dużą ilością akcji i nie macie zbytniego pojęcia, co zrobią gracze po Was. Także piszcie ile chcecie i co chcecie - ja poczekam ^^
    _________________


    x x x x
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 18:55   

    Wszystko działo się niesamowicie szybko. Jeszcze chwilę temu karmił rogatego zwierza kryształami, a teraz stał na środku ulicy z wyciągniętą ręką. Cofnął ją i schował pod płaszcz, czując promienie słońca. Natychmiast nakrył głowę kapturem. Rozejrzał się wokół, rozpoznając miejsce. Uliczka jak każda inna, jednak to tu znalazł się zanim jakaś siła przerzuciła go na Kryształowe Pustkowie. Zauważył również plakat, który uprzednio przyciągnął jego uwagę. Podszedł do niego ostrożnie i podniósł, choć tym razem świstek papieru nie wyglądał aż tak zachęcająco. Miał również inną treść i zdjęcie, na którym widniał… on sam? Ściągnął brwi zdumiony. Obok niego na fotografii prezentował się w pełnej krasie jednorożec, którego Svart miał okazję „poznać”. Przeczytał uważnie plakat, po czym odwrócił. Na drugiej stronie była mapa. Parasolnik dobrze znał krainę przedstawioną na niej. Morze Łez. W ciągu swojego dość długiego już życia, miał okazję kilka razy się tam znaleźć. Wiążą się z tym mieszane uczucia.
    Svart złożył papier i schował do płaszcza.
    - Nie. Nie dam Ci go, bo nie będziesz chciała mi potem oddać. – powiedział do parasolki. Mapa była potrzebna i często będzie musiał z niej korzystać, a Giselle nie zawsze chciała współpracować.
    - Wiem, że wskazałabyś mi drogę, ale również chcę ją znać. – dodał po chwili.
    Pokręcił głową i przewrócił oczami.
    - Nie będę z Tobą dyskutował, Giselle. – uciął krótko i rozłożył parasol jednym raptownym ruchem.
    Wyszedł z uliczki i rozejrzał się. Tak, był dokładnie w tym samym miejscu. Zastanowił się przez chwilę nad tym, co wcześniej go tutaj przywiodło. To już bez znaczenia. Teraz ma nowy cel.

    Nigdy nie brał udziału w wyścigu. Oczywiście, jego „praca” wymagała szybkiego działania, ale to by wyścig z czasem. Nigdy nie czuł presji innych osób depczących mu po piętach. No i nigdy nie musiał z nikim współpracować. Giselle nie liczył, gdyż traktował ją jak część jego samego. Była niczym przedłużenie ręki. Zabawne. A był pewien, że wszystko już widział.
    Podróż sama w sobie nie była wymagająca, ale to z pewnością, dlatego że Svart był zaprawionym wędrowcem. Przeszedł całą Krainę Luster wzdłuż i wszerz. A przynajmniej tak mu się wydawało. Nie umiał usiedzieć w jednym miejscu, a i nie za bardzo miał ku temu sposobność. Bowiem zawód, którym się zajmował, znacznie utrudniał ustatkowanie, a sytuacja jego rasy uniemożliwiała mu skupienie się na własnym życiu. Był skreślony na każdy sposób. Już od dawna nie żył dla siebie. Nie dla własnych przyjemności, czy aspiracji. Miał wytyczone priorytety.

    - Wiem, że przez przesmyk byłoby szybciej, ale w lesie jest schronienie. – mijała kolejna godzina marszu, a Giselle była w paskudnym humorze. Po raz kolejny zwracała mu uwagę, wytykała błędy i była uciążliwa. Cała Gigi.
    - Tak, pogoda sprzyja, ale nie wiesz, co może nas tam spotkać. Tu jest bezpieczniej. – tłumaczył uparcie. Parasolka tak bardzo kochała stawać w opozycji.
    - Nie jestem tchórzem. Zważaj na słowa. – powoli jednak mężczyźnie brakowało cierpliwości.

    I z takim właśnie pozytywnym akcentem mijały im kolejne godziny. Kłócąc się i dyskutując na tematy istotne:

    "- Z całym szacunkiem, Giselle, ale ich pozycja w strukturach obronnych i porządkowych osłabła na korzyść ludzi, którzy uzupełnili braki. – powiedział stanowczo, zerkając kątem oka na parasol.
    - No właśnie nie, ponieważ to oś społeczeństwa. Nie ogranicza się ono do sił zbrojnych. – westchnął ciężko. Dlaczego tak trudno przemówić jej do rozsądku?
    - Ale przecież, to złożona organizacja, obejmująca wiele sfer życia publicznego. Polityka militarna i cywilna to to samo. Stal wygrywa bitwy, a pieniądze wygrywają wojny. – ściągnął brwi, tłumacząc sprawy dla niego oczywiste."

    Oraz te bardziej... błahe:

    "- O nie, nie, moja droga. Nie jesteś mi obojętna, wkurzasz mnie jak nikt na tym świecie! – warknął, gdy parasolka po raz kolejny odmówiła posłuszeństwa i zamknęła się.
    - Pamiętasz kiedy ostatni raz pytałem Cię o zdanie? Ja też nie! – zamachnął się, ale Giselle wciąż nie chciała współpracować. Zasłonił dłonią oczy, gdyż światło go raziło.
    - Na słońcu jest rzeczywiście mniej cienia, wiesz?"


    Udało mu się w końcu dotrzeć na statek. Staną przed relingiem i wpatrywał się w horyzont, gdzie niebo styka się z wodą. Rozejrzał się do okoła. Niewiele osób kręciło się po pokładzie. W takim miejscu tłum, to z pewnością rzadkość. Zmęczony podróżą, przysiadł w cieniu pod ścianą, aby na chwilę odpocząć.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 20:31   

    Eliot skończył sałatę i rozłożył gazetę na stronie, która wcześniej przeniosła go do Cukierkowego Koszmaru, a teraz przedstawiała zgoła inny rysunek - oto on i puszysta bestia, a niżej mapa obszaru... "Ooo, nie nie nie!" pomyślał, ...od którego na samą myśl robiło mu się niedobrze. Morze Łez, wyspa na którą trzeba dopłynąć statkiem. STATKIEM! Bujającym się klocem drewna na otwartej wodzie, gotowym w każdej chwili zatonąć, a nawet jeśli nie potopią się tam, to na pewno urozmaici wodne zasoby morskiej wody w Krainie Luster zawartością swojego żołądka. Ugh.
    I do tego ma 24 godziny na dotarcie tam. A niech to. Podróże nie były jego mocną stroną, a wiązało się to z tym, że jeśli miał potrzebę udania się gdzieś to po prostu przechodził pomiędzy światami swoją lunatyczną mocą. Tym razem nie było to takie łatwe, skoro miał udać się na wyspę, o której istnienia pojęcia nie miał aż do tej chwili, a mapa w niczym nie pomoże mu w teleportacji, skoro nigdy tam nie był.
    - Hmm - skwitował całą tę sytuację z dozą nagłego zwątpienia, zwinął gazetę i wyszedł z knajpy, względnie tylko gotów na Bestialski Pościg. Pocieszało go tylko miękkie futerko towarzysza tej wyprawy.


    Było jeszcze gorzej niż to sobie wyobrażał. W jaki, na litość bogów!, w jaki sposób Lunatykowi było niedobrze od podróży?! To niedorzeczne! Skakał pomiędzy Krainami, jego rasie udało się obejść przymus używania Szkarłatnej Bramy, ale niedobrze robiło mu się na kołyszącym się łagodnie na lazurowej tafli oceanu statku? Skandal.
    Opłacił rejs i nie minęło długo, jak odbili od brzegu korzystając z przypływu.
    Eliot uczepił się drewnianej barierki, czekając na pierwsze fale mdłości i nieprzyjemny uścisk w gardle i żołądku. Kiedy przez pierwsze dwadzieścia minut nic się nie stało, wolno puścił się pozwalając sobie na rozejrzenie się po łajbie. Ot, statek - niewielka przybudówka, tam działa sternik kręcąc sterem, załoga statku uwijała się przy swoich zadaniach, które były zupełnie abstrakcyjne dla Eliota. Podróżnicy siedzieli w różnych miejscach - jedni przy skrzyniach, niektórzy pod pokładem, inni wpatrywali się w horyzont. Lunatyk zastanawiał się czy jest tu ktoś, kto jak on sam, zmierza w kierunku nowo powstałej wyspy na pewne szczególne wydarzenie.

    Uczynił parę kroków kierując się ku rufie statku, ale nie zaszedł daleko. Statek uniósł się na fali, a dwie lewe nogi Eliota odmówiły współpracy. Zatoczył się lekko na bok, mdłości zaatakowały go znienacka i machnął rozpaczliwie rękami w powietrzu zanim potknął się o cudze, svartowe, choć tego jeszcze nie wiedział, nogi i jak długi wyłożył się o deski, twarzą oczywiście skierowaną ku dołowi, dłońmi hamując nieco upadek.
    Oddychał głośno i nierówno przez przez nos, przez chwilę jeszcze leżąc bez ruchu, czekając aż pojedyncze śmiechy innych współpasażerów ucichną.

    ...jak on nie lubił morskich podróży! Daleko jeszcze na tę przeklętą wyspę?!
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 21:14   

    Siedział spokojnie w cieniu, rozkoszując się powolnymi ruchami statku. To bujanie było uspokajające, ale chyba jedynie dla niego. Na pokładzie, bowiem znajdywał się osobnik, który miał nieco odmienne zdanie na ten temat. Svart przyglądał mu się już od dłuższego czasu. Mężczyzna znacznie odstawał od tłumu podróżnych. Nie chodzi o jego wygląd, bo prezentował się raczej przeciętnie. W prawdzie, to sprawiał wrażenie spłoszonego. Tak jakby ten środek transportu był dla niego karą i do tego wcale nie łagodną. Svart opuścił wzrok. Rejs nie należy do krótkich, a w tym przytulnym miejscu, które znalazł, będzie mógł odpocząć. Przymknął, więc oczy i przycisnął do siebie parasol, o który oparł głowę. Ten błogostan nie trwał długo. Parasolnik ledwie zdążył się zdrzemnąć, gdy ze snu wyciągnęło go szarpnięcie. Kolejno usłyszał huk uderzenia o drewniany pokład, a po chwili odgłos rozbawionego tłumu. Otworzył oczy i wyszukał wzrokiem źródło tych reakcji. Znajdywało się tuż obok niego, rozłożone na podłodze.
    Spojrzał na mężczyznę z politowaniem. Najwidoczniej przewrócił się o jego nogi i było to właśnie to szarpnięcie, które go obudziło. Wstał i otrzepał spodnie w miejscu, o które nieznajomy zahaczył butem. Podszedł do niego spokojnie, uprzednio rzucając wymownym spojrzeniem w tłum gapiów. Ściągnął kaptur i stanął nad pokrzywdzonym.
    - Wszystko w porządku, przyjacielu? – zapytał spokojnie i przykucnął przy mężczyźnie.
    Dee Dee
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 21:41   

    To ten moment. Tak, zdecydowanie.
    A mówiąc ,,ten moment'' mam na myśli ten moment, gdy wstajesz i nie wiesz że wstajesz, bądź nie wstajesz, choć myślisz że wstajesz.
    A Dee Dee wstała właśnie, nieśpiesznie podnosząc się z łóżka. Przeczesała skołtunione włosy, wytarła resztki śliny i przetarła zaklejone śpiochami oczy. Zamlaskała i spojrzała na pokój. Wnioskując po oświetleniu pewnie było gdzieś koło dwunastej, bo na jej poddaszu było nieprzeciętnie jasno.
    Podniosła się do siadu i już miała chwytać komputer by oglądnąć Daredevila, gdy przypomniała sobie to dzikie zdarzenie z wczoraj. Z plakatem. Chwyciła szkolny plecak, wyrzuciła książki i szybko przewertowała ich strony w poszukiwaniu plakatu.
    I jest. Taki artystyczny, ładnie wykonany, gramatura osiemdziesiąt gramów na metr kwadratowy, nie lakierowany ani foliowany, choć pewnie klejony, bo dość trwały. Do tego taki, co by się w drukarce nie zwijał. Na jej dotyk drzewny, możliwe nawet że specjalny, blisko mu do papieru banknotowego...
    co ja to... a tak.
    Na obrazku widniała ona, w tym co była ubrana i jakiś... coś. Piesek? Wilk? Nie wiedziała, ale to było dziwne. Serio dziwne. Uwagę przykuła mapa.
    Lekka konsternacja i klejenie faktów. Mamy dzień wolny. Ty się nudzisz, ładna pogoda... a co ci szkodzi?
    Przygodo, nadchodzę!
    Podniosła swoje cztery litery i usiadła przy biurku, kręcąc się troszkę. Nie miała zbyt wiele czasu, ale nadal była rozkojarzona. A jej wzrok krążył po rzeczach w pokoju. Po chwilce jednak wstała i skompletowała wszystko co było jej potrzebne.
    W jej ukochanym wojskowym plecaczku znalazło się miejsce dla dużej ilości jedzenia którego nie sposób wymienić, lecz to głównie kilka opakowań boczku w plasterkach, sok jabłkowy i żelki. Z broni, bo coś mówiło jej że to nie będzie zwykły wyścig, wzięła nóż sprężynowy ikij basebalowy majestatycznie wystający z plecaka. Co natomiast ze strojem? Ponieważ do jej łapek dostały się nowozamówione ciuchy, postanowiła pobawić się w fashion blogerkę i ubrała legginsy z nadrukiem rentgenowskim nóg, białą bokserkę, ale w pasie zawiązana czerwona koszula w kratę, gdyby było zimno, a do tego jeszcze średniej długości, jeansowy bezrękawnik z okiem Night Vale, które sama narysowała. Do wystroju oczywiście nieodłączne słuchawki podpięte do telefonu, którego i tak używa głównie tylko po to, by słuchać muzyki. Wokół nadgarstka, artystycznie zawiązana była wstążeczka, której zastosowania właścicielka nie znała, bo nie znała. Podobnie jak tej dziwnej sakiewki, do której raz włożyła hamburgera i od tego czasu ślad po nim zaginął na całe dziesięć godzin, bo zrobiła to przed powrotem do domu. Buty natomiast to zwykłe adidasy - z grubą bo grubą podeszwą, ale zwykłe. I zapomniałabym! Mały breloczek przynoszący szczęście, w kształcie gaśnicy!
    - What time is it? Adventure time! -krzyknęła sama do swojego odbicia w lustrze, sieknęła selfie na Instagrama i wyszła z pokoju.

    Sama do końca nie wie jak się stało, ale właśnie stała sobie na plaży jak kołek i patrzyła Mózgoruchaczem Ultymatywnym na wszystko wokół.

      Popaczyła w górę, w dół, w prawo, w lewo, potem w górę, w dół, w prawo, w lewo, następnie w górę, w dół... i paczałki jak talerzyki deserowe wypełniło zdezorientowanie wymieszane z Co-Ja-Tu-Na-Duchociastną-Kaczkę-Robię?! - Iskra

      "Oczy uciekały jej w każdą stronę, aż do momentu w którym zrozumiała, gdzie się znajduje. Oddech zamarł jej w płucach, a zamiast niego, z gardło wydobył się jęk rozpaczy i zagubienia. - Meeeeh?! - Svart

      Rozglądała się panicznie na boki, rejestrując na ułamki sekundy obraz co kilkanaście stopni przechyłu. Poszukiwała nie tylko niewidocznego lasera, który szczypał ją po oczach tak, jakby próbował określić wartość ładunku w niej zgromadzonego, ale również uznać swoją wyższość wobec możliwości wykrywania niewidzialnych obiektów. A gdy stwierdziła, że najpewniej on nie istnieje, a co więcej, jego jestestwo jest zagrożone porażką, wynikłą z, jak to uznała, wygranego pojedynku w walce o miano lepszego radaru, uwierzyła w istnienie niewidzialnego obiektu latającego, który pełzł wprost na nią i zdawał się być wciąż nieodkryty. Musiała uznać wyższość niewidzialnego nad samą sobą i przyjąć kolejną porażkę, co wykrzywiło jej usta w nieznośny koci pisk tak obszerny, że jednak zwyciężyła z niewidzialnym radarem, wcale o tym nie wiedząc... - Aaron


    Tak więc dokładnie tak. Usiadła na plaży i patrzyła na to wszystko. Na horyzoncie coś widziała... ale to wszystko jeszcze było takie wątłe i dziewicze, że nie wiedziała co konkretnie widzi.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 22:41   

    - Tamisi sszze zyydaje - wymamrotał, nie wiedząc jak ustosunkować do sytuacji. Śmiali się, więc przeszedł go dreszcz zażenowania, ale ostatecznie przecież nic nie mógł poradzić na chorobę morską, którą miał od dziecka. Zawsze to jakoś bawiło zarówno jego młodsze jak i starsze rodzeństwo, ta dziwna jak na Lunatyka przypadłość.
    I jak zareagować na pomoc nieznajomego? Miał ochotę wyskoczyć za burtę i osiąść na dnie oceanu obserwując przepływającą gdzieś obok prądem oceanicznym swoją samoocenę, przeklinając swoje zdradzieckie nogi, topiąc swoje marne ciało. Ale zamiast tego, uniósł się i spojrzał na jedyną przyjazną duszę, która nie wspomogła swoim głosem znudzonych podróżą ludzi, którzy czekali tylko na jakieś przedstawienie, które zapełniło by im czas. Najwidoczniej show time już się skończył, bo machnęli ręką i rozeszli się do swoich spraw, czy wrócili do bezmyślnego gapienia się w przestrzeń, jako że chyba już nic gorszego Eliot nie wymyśli. Chyba, że będzie wymiotował, to też pewien rodzaj "rozrywki", patrzenie jak szczur lądowy męczy się na statku.
    Odchrząknął lekko, podciągnął się i usiadł na deskach statku jedną nogę podwijając pod siebie, drugą zginając w kolanie, koncentrując wzrok na jednym punkcie, żeby uspokoiło mu się w głowie. Jakoś się stało, że zatrzymał go na twarzy Svarta, bo była najbliżej. Trochę zastanawiały go jego specyficzne oczy, jakby zamglone z czerwoną obwódką, podobał mu się też jego głos, dość chłodny, bardzo otrzeźwiający w obecnej sytuacji. Poczekał kilka sekund aż z trzech Svartów zrobił się jeden i z całego zestawu parasolek znów liczna pojedyncza, potarł nieco piekące dłonie i wymijając go podczołgał się do najbliższej ściany. Oparł się o nią mocno plecami.
    - Jak. Ja. Nie. Lubię. Podróży. Statkami. - Wycedził zaciskając mocno oczy. Czy kiedyś mieliście chorobę morską? Nie? To popatrzcie teraz na Eliota. Już od dłuższej chwili pocił się bardziej niż zazwyczaj, ssało go w żołądku, jego ręce i nogi odmawiały współpracy od nieco większych fal. Nudności, zawroty głowy. Musiał wyglądać żałośnie, ale nie przejmował się tym. Na jego zielonkawo-bladej twarzy pojawiło się coś w rodzaju bladego uśmiechu w stronę Svarta. Chciał powiedzieć jakieś słowo wyrażające wdzięczność, wykonać jakiś gest, dziękując mu za okazanie zainteresowania i pomoc, ale ręka wbrew jego woli samoistnie powędrowała do torby, automatycznie bez jakiegoś szczególnego wysiłku ze strony Eliota, bo robiła to już wiele, wiele razy i wyciągnęła zawinięty pakunek. Dłonie złożyły w całość fajkę i cały fajkowy sprzęt. Chwilę dłuższą to trwało, zanim wszystko przygotował, ale było warto, gdyż zdecydowanie była to odprężająca czynność. Brakowało mu już tylko wzniecić tytoń i zrobić równomierny żar w główce fajki.
    Odchylił głowę do tyłu, wzdychając. Zdaje się, że tylko jemu doskwierała ta choroba. Inni nawet jeśli ją mieli, przechodzili ją w miarę łagodnie, przyzwyczajając się do bujającego środku transportu.
    - Przykro mi, że musiałeś na to patrzeć - zwrócił się do Parasolnika, grzebiąc po kieszeniach po coś do rozniecenia płomienia, obiecując sobie w myślach, że odbije to sobie na Pościgu. Tak, zdecydowanie będzie musiał sobie udowodnić na suchym lądzie, że nie jest z nim tak źle jak mogło by się wydawać.
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Kwiecień 2015, 23:22   

    Ściągnął brwi przyglądając się nieznajomemu. Rzeczywiście, trzeba było przyznać, że w tym momencie bardziej niż osobę, przypominał kupkę nieszczęść. Jednak to nie zniechęciło Svarta. Nie do końca zrozumiał słowa, a dokładniej odgłos, który wydobył z siebie mężczyzna, a który przypominał coś w rodzaju zdania. Z pewnością bywały momenty, gdy lepiej się prezentował. Przynajmniej tak wolał myśleć Svi.
    Przyglądnął się twarzy nieznajomego, który po jakimś czasie postanowił się podnieść, a pierwszą czynnością z wielu możliwych, było skonfrontowanie spojrzenia z Parasolnikiem. Mężczyzna miał zielone oczy i szarawe włosy. Svart lubił te kolory. Wzrok nieznajomego był rozkojarzony, prawdopodobnie z powodu upadku. Parasolnik czekał spokojnie, aż spojrzenie zrobi się bardziej trzeźwe. Powiódł wzrokiem za mężczyzną, gdy ten postanowił, że przyda mu się oparcie i przeczołgał się do ściany.
    Skoro nie lubił podróży statkiem to, z jakiego powodu właśnie taki środek transportu wybrał? Doprawdy… Zabawny gość. Przekręcił głowę.
    Svart wstał, prostując się i spojrzał na mężczyznę z góry. Zastanawiał się, kim on jest?
    Odrzucił wszystkie rasy, o charakterystycznym wyglądzie. Arystokrata – nie, Opętaniec – nie, Dachowiec – nie… Po nitce do kłębka, krąg możliwości znacznie się zawęził.
    Przez chwilę przypatrywał mu się w milczeniu, a gdy skojarzył, co nieznajomy trzymał w rękach, sięgnął do parasolki.
    - Ogień. – mruknął spokojnie. Wyciągnął z niej iskrzącą się ogniem zapałkę, zadowolony z tego, że Giselle tym razem postanowiła współpracować. Skłonił się i przystawił przed twarz mężczyzny.
    - Trudno było Cię nie zauważyć. – odpowiedział zgodnie z prawdą.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 30 Kwiecień 2015, 20:26   

    Parsknął na jego słowa. Długo jeszcze będzie musiał przechodzić tą upokarzającą podróż?
    - Rzeczywiście - burknął i przyjął ogień. Rozpalił tytoń i założył na główkę wieczko, które częściowo regulowało ciąg fajki i zapobiegało wypadnięciu z niej kawałków tytoniu. Nie zwrócił początkowo uwagi na to skąd Svart wyciągnął płonącą zapałkę - był zajęty próbą otrzymania swojego żołądka w ryzach. Uspokajający rytuał zaspokojenia nałogu i znajomy smak tytoniu trochę pomogły. Dopiero wtedy skojarzył fakty i przyglądnął się czarnej parasolce. Wydawała się być cenną i niemal integralną częścią Svarta, a do stwierdzenia tego wystarczyło na nich popatrzeć, przy czym Eliot był pewien, że gdyby zerknął na mężczyznę swoim ukazującym magię specjalnym spojrzeniem, potwierdziłby swoją teorię, że jest to coś więcej niż zwyczajna parasolka.
    Wzruszył lekko ramionami, jakby sam do siebie, stwierdzając, że to nie jego sprawa.
    - Daleko pan płyniesz? - spytał zamiast tego. Zdaje się, że kurs statku został specjalnie zmodyfikowany na potrzeby nowo wyrosłej wyspy. Pewnie nikt z pasażerów i marynarzy, poza kapitanem i uczestnikami Pościgu, nie wiedział, że statek zahacza o ten szczególny punkt, żeby zostawić tam parę osób.
    Samael
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Kwiecień 2015, 20:56   

    To wszystko było… Dziwne. Ale też i ekscytujące. Ledwo co przybył w pobliże Wrót a Kraina już na niego oddziałuje. No, co najmniej widać, że jest z nią mocno związany. A może to ona jest do niego przywiązana? Cóż… Byłoby lepiej, gdyby tak nie było, ale skoro już jest, to wiedz cholerna Kraino Luster, że Samael też cię kocha.
    Olbrzymią złość postanowił wyładować poprzez spakowanie się.
    Wydobył z szafy wcale jeszcze nie zakurzony plecak, do którego był mocno przywiązany i szybko począł wkładać do niego rzeczy, które wydały mu się potrzebne. Na pierwszy rzut poszły zapasowe spodnie i bluzka, wepchnięte na sam spód, razem z składanym parasolem… który to po chwili został zastąpiony płaszczem przeciwdeszczowym. Później znalazł swoją nieodzowną apteczkę, a w niej podstawowe środki, takie jak woda utleniona, plastry, tabletki przeciwbólowe, bandaże, gaza, nożyczki i jeszcze trochę plastrów. Dalej poszły zapałki, zapalniczka, latarka, jakiś scyzoryk – który też został po chwili wymieniony na scyzoryk lepszy bo ostry – i wtedy się zaciął. Jedzenie. Będzie potrzebował jedzenia. Ale to oczywiste. Inne dość oczywiste rzeczy też już wziął… Ale co jeszcze? Oh, Boże, był już na tylu wycieczkach, wspinaczkach, podróżach… A rzeczy i tak zawsze ulatywały z głowy… To może jeszcze zapasowe adidasy, bo miejsca ma jeszcze w cholerę i trochę.
    Duża butelka wody, hermetycznie zapakowane słodkie bułki, jednocześnie zawsze smaczne, pożywne i nie dające się zepsuć, bo wypchane chemią po brzegi, guma do żucia miętowa, jakieś cukierki, dobra, jeszcze jedna paczka bułek… I czegoś na pewno zapomniał. Za lekki był ten plecak. To może jeszcze paczka chusteczek. Albo dwie. Nieważne. I tak czegoś zapomniał. Szczegóły.
    Bo ten kastet to weźmie na wszelki wypadek, ale włoży jednak do kieszeni. Przezorny na wszystko ubezpieczony. Ale coś tak czuł, że nie tym razem.
    Z mieszkania wyszedł ubrany w ultimate czerń – czarne, wygodne i przyległe spodnie, czarny golf, czarne buty podobne do adidasów, ale mniej markowe i bardziej przez niego lubiane, plus prochowiec, który już aż tak czarny nie był, ale bez niego by się nie obszedł. I to właśnie w jego kieszeni wylądował zgrabny, porządny kastet, bez żadnych udziwnień, za to z porządnej stali. Nawet jeśli nie był przyzwyczajony do używania go poprzez noszenie na dłoni to wciąż idzie nim w coś przywalić.
    Otworzył drzwi, wyszedł, włożył klucz do zamka by zamknąć mieszkanie. I wtedy go oświeciło. Nie wziął książki z mapą…
    Wrócił się po nią i z sporym poziomem zdenerwowania wyruszył w drogę na tą cholerną wyspę, nawet nie śmiąc się spytać gdzie się podziała Lodowata i co to wszystko w ogóle było.

    Ah, tak bardzo Kraina Luster. To miejsce, które jego podświadomość usilnie starała się nazywać domem. W końcu tkwił w przekonaniu, że był Baśniopisarzem, więc to nic dziwnego… A jednocześnie to miejsce go odrzucało i napawało dziwnymi odczuciami. Na przykład podziwem, fascynacją i wrażeniem, jakby w powietrzu wisiała zapowiedź przygody. Zupełnie jakby wszedł do nowego-starego baru z podziemnymi rozrywkami, który wciąż wydawał się być znajomy a jednak całkowicie inny od tego, jakim go zostawił te parę lat temu.
    Ale gdy w końcu, po godzinach marszu, stanął nad Morzem Łez zrozumiał, czego nie zabrał – pieniędzy. Choć w sumie pewnie nie bardzo chcieliby przyjąć ludzkie pieniądze, ale tak czy siak nie miał za co opłacić ewentualnego rejsu na wyspę. A statek miał za chwilę odpłynąć. Świetnie.
    Zakołował się wśród ludzi, ogarnął cenę, ogarną możliwości… I po chwili wymienił jedną trzecią paczki słodkich bułek na wystarczającą ilość pieniędzy. Jak widać chemiczne smakołyki z Krainy Ludzi wcale nie były tak znane jakby mogło się wydawać.
    Czyli tak, zabrał się tym samym statkiem co Svart i Eliot, jednak nie było go w ich pobliżu, gdy ci się zaczęli zapoznawać, gdyż stał dość z przodu statku, wdychając morskie powietrze i rozkoszując się delikatnym wiatrem w włosach, którym udało się umknąć z warkocza. Uśmiechając się delikatnie do siebie zdążył zapomnieć o fakcie, że to wszystko wokół było tak poplątane. Czy raczej odsunął to od siebie na rzecz pochłaniania cudów Krainy Luster o których już prawie zdążył zapomnieć.
    Bo mimo wszystko wrócił do Domu.
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Kwiecień 2015, 21:30   

    Zapałka została przekazana dalej. Svart usiadł obok mężczyzny i oparł się o ścianę. Zauważył, że nieznajomy zerka na jego parasol, więc zakrył go płaszczem. Opatulił się szczelnie i odwrócił głowę w stronę rozmówcy. Przez chwilę patrzył uważnie na fajkę. Następnie na dym, który się z niej wydobywał.
    - Svart. – odpowiedział. Żaden z niego „Pan”. Odwrócił się i skierował wzrok w stronę morza. Ściągnął brwi i zmrużył oczy. Było zbyt jasno jak na jego upodobania. Wbił spojrzenie w pokład.
    - A ile to jest „daleko”? – zapytał ciekawskiego mężczyznę. Pytanie mogło wydawać się zwyczajnie głupie, a sam Svart w oczach nieznajomego z pewnością uchodzi za dziwaka, ale on naprawdę nie potrafił oszacować.
    Svart przeszedł ogromne odległości, ale nigdy nie zastanawiał się jak daleko jest od któregokolwiek z miejsc, które już odwiedził. Nie wiedział, dokąd zmierza. Po prostu szedł przed siebie i się rozglądał. Tak wyglądało dotychczas jego życie.
    Nie miał nic przeciwko temu, bo co on też innego mógł robić? Kupić sobie dworek i zapuścić korzenie? Dobre sobie, doprawdy…
    Cecil
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Maj 2015, 22:39   

    Słowa "nie jesteś godzien mojego jestestwa" wciąż pulsowały w jego skroniach, kiedy uderzył bezbronnym ciałem o kraty. Od zbitych kończyn w kierunku szyi rozeszła się bolesna fala, zdająca się uspokajać i na nowo wzburzać za każdym razem, gdy próbował wydać ze spierzchniętych ust jakikolwiek dźwięk. Chwilę później stracił przytomność... a przynajmniej tak mu się wydawało.
    Obudziły go promienie słońca łaskoczące bladą i tym samym podatną na podrażnienia twarz. Cecil otworzył po chwili powieki, lecz równie szybko zmrużył je pod wpływem tego samego światła. Z trudem ignorując odzywający się w poszczególnych partiach ciała ból w wyniku bardziej i mniej poważnych, acz licznych siniaków i otarć spojrzał pod swoją dłoń w tym samym momencie, kiedy dotarło do niego, że ma pod sobą dziwnie gładką nawierzchnię w porównaniu do otaczającego go prawdopodobnie piasku. Zacisnął dłoń w pięść i przyjrzał się przedmiotowi, który w niej zawarł, zaraz rozprostowując palce. Jego oczom ukazał się ten sam malunek, co na początku; malunek, z którym związana wizja sprowadziła go do obecnego punktu. Tak, jak wcześniej uleciało mu z głowy każde mające miejsce wydarzenie, tak teraz wspomnienia uderzyły w niego z dwukrotnie większą siłą. Na środku prostokątnego kawałka papieru widniał nie kto inny, jak on razem z... Ra. Oboje otoczeni kolcami, ze spojrzeniami utkwionymi w nieznanym punkcie. Zaskoczeni i pełni obaw. Zamrugał kilkakrotnie, wciąż widząc kolorowe plamy przed oczyma, a potem przewrócił kartkę. Serce zabiło mu mocniej. Druga strona była mapą morza, na której zaznaczony punkt wskazywał...
    Wyspę.
    Uniósł powieki w tym samym momencie, kiedy ostatnie słowo zawibrowało w jego umyśle. Przesunął wzrokiem po nie tak oddalonej, odbijającej światło słoneczne wodzie morskiej, jakichś drzewach, aż jego tęczówki spoczęły na drewnianych konstrukcjach, w tym na jednym budynku z reklamą z napisem "Bestialski Pościg!". Jego gardło ścisnęło się samoistnie i to bynajmniej nie od bólu, który jeszcze nie opuszczał jego szyi po uderzeniu ogona. Teraz wiedział już niezaprzeczalnie, że został niechcący zwerbowany do udziału w wydarzeniu, o którego istocie nie miał pojęcia. I że najpewniej dał na to przyzwolenie, okazując swoją niby-wiedzę przy właścicielu bestii i godząc się na rzekome "wybranie" Ra.
    Zacisnął wargi, przypomniawszy sobie o bestii, która potraktowała go w taki a nie inny sposób. Jego obrażenia ponownie dały o sobie przypomnieć i tym razem nie udało mu się zdusić jęku, który uciekł niekontrolowanie spomiędzy jego warg. Ponownie rozejrzał się dookoła, tym razem uważniej, dostrzegając w oddali jakieś kształty przypominające klatki.
    Jedna. Druga. Trzecia. Widział też postaci, które świadczyły o tym, że nie sam. Szkoda tylko, że był prawdopodobnie jedynym, który nie miał zielonego pojęcia, po co tutaj jest i na czym ów wyścig będzie polegał.
    Chwiejąc się na nogach, wstał i zaczął iść w kierunku klatek. Wiedział, że w jakimkolwiek zdarzeniu nie weźmie udziału, jego partnerem będzie Ra, którego odbijający się w oddali szafir dojrzał wewnątrz jednej z nich. Musiał go znaleźć; przeprosić; dowiedzieć się, czy może on ma o czymś pojęcie. Nawet nie chciał się zastanawiać, dlaczego go uwięziono.
    Idąc, zauważył, że jego noga dokucza mu boleśnie w okolicy piszczela. Zerknął na nią i zaklął pod nosem, widząc rosnącą opuchliznę - niezbyt dobry znak. W końcu jednak udało mu się dojść na miejsce. Ukucnął przy klatce, w której spoczywał stwór, dopiero teraz mając okazję mu się bliżej przyjrzeć. W porównaniu do niego, bosego i nagiego od pasa w górę chudzielca, bestia prezentowała się świetnie. Światło oraz sen odciskający swe piętno na jej pysku sprawiał, że nie wyglądała tak groźnie, jak wewnątrz lochów, wciąż jednak budziła respekt.
    Odchrząknął cicho i powiedział:
    - Zbudź się. Nie wiem, co się dzieje, ale wygląda na to, że... utknęliśmy.
    Zerknął z rezygnacją na tę stronę trzymanego w ręce malunku tudzież mapy Morza Łez, na której zaznaczono wyspę.
    Tylko tyle wiedział.
    Chciał uwolnić Ra, jednak nie miał póki co tej śmiałości. Nie chciał skończyć rozrzucony w kawałkach po wyspie. Miał przy sobie jedynie wetknięty za pas sztylet, który na nic by się zdał w przypadku jakiejkolwiek konfrontacji.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 2 Maj 2015, 21:59   

    - Eliot Wels, Lunatyk - odwzajemnił przedstawianie się, kiwając krótko głową.

    I wtedy też padło pytanie. Zamarł na chwilę w bezruchu z uniesiona dłonią z fajką w połowie drogi do ust, jakby pytanie to całkowicie zrujnowało mu światopogląd i całe jego jestestwo. Powiódł wzrokiem po horyzoncie.
    - Dobre pytanie - zastanowił się i powoli pociągnął z fajki, kierując wzrok w niebo błękitne niebo. Czy dla Lunatyka było gdziekolwiek daleko? Czym było to "daleko"? Czy inne krainy to było daleko? Dla niego nieszczególnie. Mógł przenieść się tam w sekundę i w taką samą ilość czasu powrócić znów do Krainy Luster, kiedy innym rasom zajmowało to nie raz absurdalną ilość czasu, aż dostaną się do Bramy a stamtąd do Świata Ludzi czy Otchłani. Czy można było to zaliczyć jako "podróż" takie lunatyczne przechodzenie? Nie uważał się za podróżnika, a jednak odwiedził więcej niesamowitych miejsc w Świecie Ludzi i Krainie niż niejeden mieszkaniec wszystkich trzech światów. Znacznym ułatwieniem było to, że nie musiał się męczyć z całym tym chodzeniem. Międzykrainowa teleportacja robiła swoje. Czy fakt, że takie wycieczki, które odbywał bez zwyczajowych uciążliwych trudów podróży, jak spanie w karczmach czy pod gołym niebem, zmaganie się ze zmęczeniem, prowiantem, odciskami i niebezpiecznymi bestiami czy rozbójnikami na drodze, eliminowała go z grona odkrywców i podróżników? Może to właśnie przez to są nazywani tylko szpiegami, zbieraczami wiedzy i przenosicielami informacji. Ani słowa o tym, że pomimo tego, iż mogą wszędzie się dostać i zobaczyć wszystko, mogą być eksploratorami i podróżnikami. Wojna zrobiła z nich szpiegów i chyba na zawsze takimi pozostaną w oczach innych ras. A przynajmniej w opinii mieszkańców Świata Ludzi oraz tych lustrzanych obywateli, którzy wojnę jeszcze pamiętają.

    Ale wracając do pytania. Co to w ogóle było za pytanie? Eliot rozejrzał się dookoła.
    Z każdej strony wokół nich tylko woda. Woda, woda, słona woda, w oddali woda, pod nimi woda, dobrze, że nie pada, bo dopiero wtedy by poznali znacznie słowa woda. Jak na jego gust, byli znacznie oddaleni od wszystkiego i świadomość, że musi przebyć tę odległość w zwykły sposób, a nie przez międzykrainowy spacerek, doprowadzała go do mdłości. A nie, poprawka, to przez to bujanie się statku. Jak to w chorobie morskiej bywa - mózg odbiera sprzeczne sygnały. Teoretycznie znajdowali się na stabilnym podłożu, ale poruszali się też względem otoczenia, a na dodatek łajba drgała i falowała na wodzie, wywołując "dezorientacje" mózgu.
    - "Daleko" to wszędzie tam, gdzie nie mogę się przelunatykować - burknął. Wszystko inne było stosunkowo blisko. Miał teraz bliżej do swojego mieszkanie w Świecie Ludzi niż na tę przeklętą wyspę.
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 3 Maj 2015, 12:52   

    Skinął głową. A więc jednak Lunatyk. Svart ściągnął brwi. To dziwne, że podróż morska mu nie służy. Powinien być raczej dobrze zaznajomiony z każdym środkiem transportu. Za tym widocznie nie przepadał. Nawet teraz, gdy już się uspokoił, jego twarz wciąż przybierała różne kolory.
    Przyglądnął się mężczyźnie. Miał ochotę złapać go za słówko i wspomnieć, że nie ma złych pytań, ale powstrzymał się. Niech Eliot się namyśli.
    Parasolnik za to znał już odpowiedź. Żeby wiedzieć ile to jest daleko, trzeba mieć punkt odniesienia. Svart go nie miał, więc nigdzie nie było mu daleko. Nie miał domu, z którego mogłoby być daleko. Nie miał początku podróży, z którego mogłoby być daleko do miejsca, w którym jest teraz. Nie miał również celu podróży, do którego by zmierzał, które mogłoby być daleko od niego w tym momencie, a jeszcze dalej od miejsca, z którego by wyruszył. Nie wiedział, które miejsce można by uznać za początek podróży, więc nie mógł określić czy jest już wystarczająco daleko.
    - Nie wiem jak daleko możesz się przelunatykować. – odpowiedział zgodnie z prawdą. Svart wiedział dużo rzeczy i łudził się, że jest inteligentny, ale nie był kłamcą.
    - Po za tym, które daleko, to już daleko, skoro zawsze można znaleźć się jeszcze dalej. Jeśli coś jest dalej, to nic nie jest daleko, bo to dalsze daleko jest jeszcze dalej, prawda? Wtedy to co myślałeś, że jest daleko, okazuje się być blisko. – dodał po chwili. W tym momencie Eliot mógł sobie zdać sprawę z tego, że rozmawia z pochodnym Kapelusznika.
    Mimo, że Svart w życiu by tak o sobie nie powiedział, to wie, że jakaś jego część należy do tej szalonej rasy. A może on sam już dawno oszalał?
    Parasolnik patrzył na mężczyznę wyczekująco, co jakiś czas mrugając. Po chwili obrócił się, bo najwyraźniej okazało się, że dobijają już do brzegu.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 9