Nie powiem Ci wszystkiego a najchętniej nie zdradziłbym nic, wiem jednak, że to nie przejdzie…, dlatego miejmy już to z głowy.
Dzieciństwo miałem udane, choć w wieku szczenięcym uważałem, że rodzina oczekuje ode mnie zdecydowanie za wiele, teraz jednak doceniam to, że byli wobec mnie wymagający. Jako dziecko często pakowałem się w kłopoty i byłem bardzo wybredny względem opiekunek, skończyło się na tym, że pilnował mnie dziadek a w zasadzie Ténebres należący do niego. Rogata bestia chodziła za mną jak ten przysłowiowy cień. Nie należał do pieszczochów jednak trzeba mu oddać, że nie pozwolił, aby stała mi się krzywda i całkiem stanowczo odciągał mnie od realizacji „głupich pomysłów” (dosłownie odciągnął zwykle łapiąc za nogawkę spodni i zawlekając z powrotem do naszej rezydencji). Nauczono mnie dobrego wychowania acz muszę przyznać, że łatwiej było mi nauczyć się władać mieczem niż spamiętać te wszystkie zasady dobrego zachowania się w towarzystwie.
Mój dziadek postawił sobie całkiem ambitne zadanie, ponieważ wyjątkowo szybko zaplanował dla mnie naukę rodzinnego zaklęcia „Uzdrawiająca czerń”. Zaklęcie do łatwych nie należało i zwykle przekazywano je, kiedy wkraczało się już w okres młodzieńczy, dziadek uznał jednak, że jego ukochany wnuk da radę opanować je szybciej. Był to burzliwy okres i powiedźmy, że nie żywiłem wówczas dziadka najwyższym poziomem sympatii… jednak, kiedy cel został osiągnięty cała rodzina była ze mnie dumna, szczególnie dziadek i ojciec.
Dopiero z upływem lat doszło do mnie, że obrazek szczęśliwej rodzinny wcale nie jest tak idealny jak myślałem. Zacząłem dostrzegać, że moja matka jest nieszczęśliwa, rodzina ze strony ojca nie żywiła do niej zbyt wiele sympatii, ciągłe konflikty i kłótnie doprowadziły w końcu do rozpadu mojej rodziny. Minęło kilka lat, a moi rodziciele ponownie odnaleźli miłość z tym, że już przy innych partnerach. Tym oto sposobem po upływie kolejnych lat stałem się starszym bratem dla dwójki przyrodniego rodzeństwa. Jeśli chodzi o mnie zdążyłem się już w pełni usamodzielnić i odciąć od wszelkich rodzinnych konfliktów i mezaliansów, które uważałem za bezsensowne. To wszystko odbiło się na mnie do tego stopnia, że potrzebowałem odpoczynku od mojej całej rodziny, kupiłem mieszkanie i nie pofatygowałem się, aby obdarować kogoś nowym adresem. Niestety samotnie spędzane dni przyprawiały mnie o znużenie, w tym okresie często uciekałem do Krainy snów bądź zwyczajnie zwiedzałem mniej znane zakamarki Krainy Luster.
Niespodziewanie podczas jednego ze spacerów na mej drodze pojawiła się pewna urocza osóbka. Panna Dachowiec, na której najwyraźniej zrobiłem niezłe wrażenie, ponieważ dosłownie ścięło ją z nóg… nawet za bardzo, bo przez upadek biedactwo złamało wówczas nogę. I w ten oto niefortunny sposób rozpoczęła się moja znajomość z Lucy. Ta dziewczyna pozostawała dla mnie zagadką, typowy kociak posiadający tą niezwykłą aurę tajemniczości i lubiący podążać własnymi ścieżkami. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo się do niej przywiązałem, jak miłe było mi jej towarzystwo oraz jak bardzo byłem jej ciekawy.
Gdy znikała starałem się nie okazywać rozczarowania wierzyłem, że wróci... Liczyłem na to, że i ona ceniła moje towarzystwo. Problemem okazała się moja ciekawość oraz źle zrozumiana chęć pomocy. Niezależność to część jej natury, nie winiłem jej za to, dlatego tym bardziej irytował mnie fakt, iż ona nie jest w stanie zaakceptować tego, co było częścią mojej natury. Kłótnia, burzliwe rozstanie i ta okropna nękająca myśl, że tym razem ona już nie wróci. Chciałem ją znaleźć jednak się spóźniłem się… zostałem uprzedzony i mogłem tylko oglądać jak moja droga Lucy znika za bramą pałacu. Nie wiem, co się wtedy ze mną stało, dlaczego nie wbiegłem tam dowiedzieć się, co się stało, próbowałem jednak naprawić swój błąd, chciałem, ale nie byłem w stanie. Nie wiem, dlaczego… miałem chyba do niej żal, a mimo to czekałem na jej powrót. Do momentu aż nie spotkałem jej ponownie. Widząc ją u boku obcego mężczyzny zrozumiałem, że już nie wróci… po co by miała? Znalazła jak widać lepsze towarzystwo i warunki do życia. Ponownie odczułem żal, jednak nie byłem tu bez winy. Pozostało mi pogodzić się z rzeczywistości jednak zanim to nastąpiło chciałem zobaczyć ją jeszcze ten ostatni raz. Widziałem ją tylko z oddali tak by sama nie mogła mnie dostrzec. Wyglądała na szczęśliwą, szczęśliwszą niż była przy mnie… dlatego też przestałem czekać. Zapragnąłem odmiany, którą przyniosła mi wówczas przeprowadzka do ludzkiego świata. Nie wiedziałem już, co działo się z Lucy, miałem jednak nadzieję, że była szczęśliwa.
Zaaklimatyzowanie się w ludzkim świecie zajęło mi sporo czasu, wielkie miasto, ciągły pośpiech i zgiełk początkowo mnie przerażały. Jednak z każdym dniem poznawałem więcej nowych rzeczy, którymi się interesowałem, ludzki świat ofiarował wiele rozrywek, a osoba, która ma zdecydowanie za dużo wolnego czasu potrafiła to docenić. Szczególnie umiłowałem sobie spektakle teatralne, ludzkie sztuki naprawdę bywały porywające. Jednak teatr zaczął mnie przyciągać z jeszcze jednego powodu a była nim nowa aktorka, w której się zwyczajnie zauroczyłem. Od kiedy się pojawiła zawsze rezerwowałem dla siebie miejsce jak najbliżej sceny, zawsze to samo w nadziei, że kiedyś zwróci na mnie uwagę. Byłem pod wrażeniem jej urody, ale i ogromnego talentu aktorskiego, fascynowało mnie to, iż za każdym razem, kiedy pojawiała się na scenie zupełnie poświęcała się swej roli. Zaczęło się niewinnie, wymiany spojrzeń, uśmiechów w końcu po jednym z jej spektakli zakradłem się za kulisy, okazało się, że na mnie czekała. Nigdy nie zapomnę tamtego wieczoru, nie mam jednak zamiaru dzielić się tymi wspomnieniami. Iria, bo tak nazywała się młoda aktorka, okazała się marionetkarką dzięki temu jeszcze szybciej znaleźliśmy wspólny język. Oszalałem na jej punkcie, białowłosa piękność zupełnie owinęła mnie sobie wokół palca na dodatek była tego w pełni świadoma na moje nieszczęście. Zamieszkaliśmy razem, nigdy nie zaznałem tyle szczęścia, co u jej boku.
Gdy minęły dwa lata od naszego poznania się zapragnąłem uczynić ją kimś więcej… tak, więc oświadczyłem się i muszę przyznać, że w życiu nie czułem większego stresu niż czekając na jej odpowiedź. Zgodziła się. Mieszkaliśmy dalej w ludzkim świecie ze względu na karierę Iri, byłem z niej dumny odnosiła coraz więcej sukcesów, jednak miała też coraz więcej fanów. Wśród widowni widziałem coraz więcej mężczyzn patrzących na nią tak jak ja kiedyś, nie podobało mi się to… moja zazdrość stała się przyczyną naszych coraz częstszych kłótni. Po jednym z spektakli urządziłem jej awanturę, po tym jak nie mogła się opędzić od wianuszka absztyfikantów, ja rozpędziłem ich skutecznie, jednak to ona miała przez to problemy. Była wściekła, płakała w końcu wybiegła z teatru wsiadła do samochodu i pojechała nie wiadomo gdzie. Nie pojechałem za nią, chciałem, aby emocje opały.. Postanowiłem wrócić do domu i tam na nią zaczekać. Zaczęło padać, musiałem złapać taksówkę by wrócić do domu, miałem wszystkiego dość… leniwie wsłuchiwałem się w mruczenie radia.
Nagle cały świat się zatrzymał, korek na drodze spowodowany wypadkiem, a wśród zmasakrowanych samochodów dostrzegłem ten należący do mojej narzeczonej. Wybiegłem z taksówki i zapominając o wszystkie pobiegłem na miejsce wypadku z przerażeniem szukając wzrokiem ukochanej. Wpadłem w szał, bez trudu znokautowałem próbujących mnie zatrzymać policjantów, podobnie i ratowników, którzy właśnie chowali moją ukochaną do plastikowego worka… Klęczałem przy niej nie mogą pogodzić się z tym, co się stało… to była moja wina, to przeze mnie była zdenerwowana i doszło do tragedii. Nie myślałem… popadłem w obłęd, złapałem pierwszy lepszy ostry przedmiot, jaki miałem pod ręką i przeciągnąłem nim po ręce, chciałem podciąć sobie żyły, chciałem się zabić, bo nie było sensu trwać tu bez niej.
Nie umarłem, trafiłem do ludzkiego szpitala, z którego szybko uciekłem, nie próbowałem jednak więcej targać się na swoje życie. Długo nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, nie pamiętam wiele z tamtego okresu, skończyło się jednak na tym, że moja tułaczka zakończyła się w ludzkim więzieniu.
Życie było mi obojętne do tego stopnia, że pozwoliłem zamknąć się jak jakieś zaszczute zwierzę. Zapewne nikt nie spodziewałby się, aby w takim miejscu dostać drugą szansę od życia. W więziennej celi poznałem Alexa, to on pomógł mi przewartościować swoje życie, tak bym dalej mógł korzystać z uroków egzystencji. Zaprzyjaźniliśmy się na tyle, że mogłem zdradzić mu, kim naprawdę jestem. Przyjął to lepiej niż myślałem, obojgu nam zbrzydło już gnicie w więziennej celi, dlatego w końcu zrobiłem to, co właściwie mogłem na samym początku, uciekłem. Dla Cienia z moimi mocami nie było to trudne. Oczywiście wróciłem po Alexa. Mój przyjaciel z celi był hakerem, tym łatwiej udało nam się pozbyć wszystkich istotnych dokumentów. Tak też zaczął się nowy rozdział mojego życia i przygoda z przestępczym światem. Nowy zawód szybko przypadł mi do gustu, stawałem się coraz lepszy, dzięki czemu nie brakowało mi klientów. Wiele nauczyłem się za kratami, choćby tego jak zagłuszać ból przeszłości. Mogę przyznać śmiało że więzienie zmienia i to nie tylko człowieka… Dawny ja przepadł bez wieści więc świat musi przyjąć nowego czy tego chce czy nie. Nadchodzę...