Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Wysłany: 27 Czerwiec 2016, 23:56 Ruby i Cattleya w letniej rezydencji księżnej
Wreszcie wróciłam! Pomyślała Ruby, gdy przekraczała progi Karminowych Wrót. Ta spokojna osóbka zakochała się zarówno w Świecie Ludzi, jak i w Krainie luster, która jest jej domem. Mimo iż Świat ludzi zachwycał ją swą orientalnością, technologią, postępem, którego w KL nie dostrzegła, czuła ogromną nostalgię do tych potoków z czekolady, saszetek herbaty zwisających z drzew, czy wielu innych dziwów, których można było doświadczyć tylko tu, w jej rodzimej krainie. Nie powiedziała "żegnaj" dla świata ludzi, a tylko "do usłyszenia". Wiedziała, że kiedyś wróci do tego świata pełnego słodkiej agonii, szybkich samochodów, komputerów i licznych konfliktów. Stojąc niecałe 5 metrów za bramą, płakała rzewnymi łzami. Nogi się jej rozjechały, a jej gigantyczna walizka upadła na ziemię. Siedziała tak smętnie, przez krótką chwilę dopóki jakaś przypadkowa osoba jej nie zauważyła. Musiała być w szoku, że zaginiona od 50 lat księżna rodu Rosarium pojawiła się przed nią w dziwnym stroju, płacząca jak dziecko. Błyskawicznie wyparła się swojej tożsamości mówiąc, że musiał ją z nią pomylić. Wzięła walizkę w dłoń i pobiegła przed siebie nieco zawstydzona. Była miała bowiem nieco brudne ubrania, dodatkowo, była ubrana raczej jako zwyczajny leśny robotnik - w zielone łaciate spodnie i w zieloną bluzę.
Szybko zmieniła fryzurę, założyła czapkę z daszkiem oraz okulary - zerówki, by ukryć swą tożsamość. W najbliższym mieście, wysłała dwa gołębie pocztowe - jeden do swojego domu, a drugi do swego brata. Po takim szmacie czasu, była gotowa na wszystko. Może nie ma już do niczego wracać? Może jej nie ma już kogoś bliskiego jej sercu już na tym świecie? Wolała o tym nie myśleć. Zamknęła tylko oczy i pragnęła, by te gołąbki dotarły tam, gdzie je wysłała.
Jej podróż trwała prawie dwa tygodnie, podczas której to bawiła się w przebieranki, spała pod gołym niebem i obserwowała co się zmieniło podczas jej nieobecności. Bardzo lubiła te piesze podróże, w których to udawała kogoś innego. Była w tym tak dobra, że wyrobiła sobie wśród ludzi przekonanie iż jest wiecznie podróżującą handlarką.
***
Wreszcie po takim szmacie czasu, stanęła swych bram, dzierżąc wiernie w swej dłoni walizkę pełną pamiątek, ubrań, oraz przedmiotów, których nie dostałaby tu, w Krainie Luster. Do takich przedmiotów należały dwa rewolwery z pokaźnym zapasem amunicji. Dzięki nim nie była już bezbronna, gdy nie nosiła przy sobie żadnej broni białej. Odetchnęła z ulgą, że jej kolejna podróż odbyła się bez zakłóceń. Obolała i zmęczona, ruszyła do swojego domu, który całe szczęście wciąż stał na swoim miejscu w stanie nawet lepszym, niż go zostawiła.
Poruszeniu nie było widać końca. Było mnóstwo miłości, tulasów i zwykłej, dziecięcej radości. Ruby miała taki zwyczaj, że zawsze była bardzo blisko ze swą służbą, to też przytuliła wszystkie wierne jej dusze i duszyczki ze łzami w oczach, a te nowe ciepło przywitała. To co komuś dajesz, kiedyś do ciebie wraca, pomyślała. Tego też zamierzam się trzymać...
Zjadła z całą służbą na jej koszt, po czym opowiadała trochę senna, co przeżyła przez te wszystkie lata. Po wspólnym posiłku, wzięła cieplutką kąpiel pełną aromatycznych nut zapachowych z płatkami róż. Uważała, że się jej należy. Odpoczęła, śliczna i pachnąca, z chorym wyrazem twarzy, otworzyła swą walizkę. Wyjęła z niej kremową koszulkę zapinaną na guziczki z kołnierzykiem, oraz kraciastą czarną w szarą kratkę spódnicę. Włosy spięła po bokach dwoma dwoma cieniutkimi wstążkami, a do koszulki przyczepiła sobie kokardkę. Spojrzała w lustro. -Wciąż jestem pięknisia. Szkoda tylko, że ta koszulka ściska mnie w biuście... to nieważne! Jestem słodka, każdy to powie! Szkoda, że nie jestem niższa... -Tak wiła sobie do lustra Pani Sunflower, robiąc małego smutaska przy ostatnim zdaniu. Poprawiła sobie jeszcze kokardkę i postanowiła się tak wszystkim pokazać. Niestety potknęła się w progu łazienki i wyrwała głową o podłogę.
I leżała sobie tak przez chwilę i spływał z niej pot. Z zażenowania, jak również z pewnej niemocy. -Ta kobieta nie zna granic dobrego smaku, ani granic swych wytrzymałości. Boże. Widzisz i nie grzmisz.- Powiedziała Sharon w przypływie gniewu, do pobliskiej pokojówki, która przybiegła jej pomóc wstać. -Nie pomagaj mi, bo ten stary kapeć pomyśli, że znów ma tysiąc lat. -Wstała i się otrzepała, po czym wskazując na pokojówkę, powiedziała tylko: - Idę spać! Powiedz wszystkim, że mają mi nie przeszkadzać w mym odpoczynku! -Po czym ruszyła przed siebie stawiając głośne kroki, które wyraźnie dawały znać, że jest zdenerwowana na Miss Sunflower, która nie dba o nic - nawet o siebie.
Otworzyła drzwi do swej sypialni, ze spuszczoną głową. nie spoglądając nawet na to, co się w tym pokoju znajduje. Oparła się o drzwi, do które zamknęła na kluczyk i oparła się o nie. -Jak ona się w to wepchnęła? Ja ledwo mogę oddychać! -I rzeczywiście, guzik na jej biuście wyglądał tak, jakby miał zaraz wystrzelić w stratosferę. Panienka rozpięła wszystkie guziczki, po czym odwróciła głowę i rozpięła stanik, który rzuciła gdzieś w kąt. rozpięła zamek spódniczki, która to luźno opadła na ziemię. By zdejmować koszulkę nie bardzo miała siłę - związana była tylko przez kokardkę, luźno owiniętą dookoła kołnierzyka. -Mam po prostu dosyć. Muszę się położyć. - Uniosła wreszcie głowę, by pójść w kierunku wielkiego łoża królewskiego, na którym zwykła w domu spać. Jednak jej oczom ukazała się jednak młoda osoba o rudych włosach. Piękna dziewoja bez skazy. Sharon aż poczuła się źle, że ona jako księżniczka, ma takie blizny na lewej ręce, podczas gdy przed sobą ma takie cudo. Przysunęła swoją lewą rękę pod swój biust, by ją zakryć, a drugą dłonią imitowała, iż ma skrzyżowane ręce. Bardzo delikatnie zarumieniona, bo świadoma tego, że jest praktycznie w samych różowiutkich, koronkowych majtkach z kokardką i koszuli, która w całości jest rozpięta i nieco na nią za mała.
-Mogę wiedzieć, kim jesteś i co robisz w mojej sypialni? -Powiedziała tonem, jakby miała przed sobą jakąś zboczoną dziewuchę.
Cattleya [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 29 Czerwiec 2016, 21:06
Najpierw nawet nie próbowała ukrywać, że jest raczej średnio zadowolona z polecania Arcyksięcia. W końcu stojąc tuż przed nim zdobyła się na zaprotestowanie (co prawda niezwykle łagodne jak na nią, ale nadal), co nie zdarzyło się nigdy wcześniej.
Wszakże była w pełni świadoma, że jej zdanie przestało znaczyć cokolwiek z dniem, w którym podjęła się wstąpienia do armii. Choć bezwiedna podróż za czyimiś rozkazami na początku kolidowała z jej systemem wartości, to teraz pragnienie indywidualności zostało zduszone przez poczucie odpowiedzialności. I zdrowy rozsądek - wizja zamienienia się w kupkę popiołu w momencie, gdy z twoich ust wypłynie "nie", nie była ani trochę zachęcająca czy pokrzepiająca. Niedziwnym więc było, że zupełny niesmak objawiła w pełnej krasie dopiero w koszarach, kiedy zbierała swoje rzeczy. Reszta żołnierzy albo grzecznie wysłuchiwała jej marudzenia, albo przeżywała najlepsze chwile swojego życia, bo w niewyjaśniony sposób cała ta sytuacja wydała się im zabawna. Sama Cattleya nie widziała w tym za grosz komizmu.
Wbrew pozorom sama istota zmiany nie była tym, co wyprowadzało ją z równowagi. Nie żeby nie była przywiązana do wygodnej pracy, bo była i to tak mocno, ale to właśnie była ta część, którą była w stanie przełknąć. Jednak myśl, że po blisko osiemnastu latach służby zostanie czyimś pupilem (bo dokładnie tak określił się książę), targała jej flakami i sprawiała, że coś się w niej powoli gotowało. Na szczęście na tyle wolnym ogniu, że jeszcze nie wybuchła.
Jeden z jej kolegów nawet pokusił się o komentarz, że Agasharr albo nie ufa jej wcale i dlatego chciał się jej pozbyć, albo ufa jej najbardziej za całej otaczającej go hołoty. Fox nie chciała rozważać ile racji ma to stwierdzenie, bo za bardzo skupiała się na tym, żeby w przypływie braku kontroli nad własnymi myślami nie powiedziała czegoś, za co dostanie w twarz. Bo widzicie, w wojsku się nie przejmowali twoją płcią, bili się z tobą bez względu na kształt twojej klatki piersiowej.
Po pewnym czasie jednak zdecydowanie ochłonęła i nie chciała się już więcej zabić o ścianę z niemocy. Wręcz przeciwnie, postanowiła spojrzeć na jasną stronę sytuacji - może panienka Ruby jest całkiem przyjemną osóbką i przynajmniej przy niej nie będzie musiała się obawiać spalenia na stosie? Ta wizja była wystarczająco piękna, by mogła ją trzymać z dala od jakichś mrocznych przewidywań. Choć nie wiedziała, czy się sprawdzi, postanowiła się trzymać jej naprawdę kurczowo.
Wchodząc do rezydencji księżnej przeszło jej przez myśl, że przybycie bez zapowiedzi po pierwsze mogło być niegrzeczne, a po drugie mogła zastać coś, czego nie powinna była. Ale potem pomyślała, że przecież nie weźmie i nie wyjdzie, bo to by było niezwykle głupie, a poza tym Arcyksiążę dał jej pisemne wyjaśnienie dla siostry. Będzie udawała głupią w najgorszym wypadku, w końcu głupi ma zawsze szczęście.
Weszła na piętro, tak jak poleciła jej służba. Otrzymała informację iż Ruby raczy się kąpielą, więc stwierdziła, że przeczeka w jej sypialni. Zajęło jej parę minut zanim znalazła odpowiednie drzwi, bo "to na piętrze" było tak konkretną informacją, że już po trzecim pokoju miała ochotę się pociąć. Rozejrzała się po sypialni księżnej i po paru minutach bezwiednego chodzenia od okna do okna stwierdziła, że dla zdrowia sobie usiądzie. Bo Ruby najwyraźniej się nie spieszyło.
Jednak prawie w tym samym momencie "zguba" weszła do swojej komnaty i nie wydawała się zachwycona.
- Proszę mi wybaczyć nagłe najście... - urwała nagle, gdyż wstała, odwróciła się i zobaczyła jak bardzo ubrana (lub nieubrana) jest Ruby. - ... och. - wydała z siebie zaskoczone westchnięcie, zatrzymując wzrok na klatce piersiowej dziewczyny, gdyż ta nie raczyła zapiąć koszuli. Dlatego Catt, gdy tylko się otrząsnęła z szoku, nerwowo poprawiła szaro-zieloną marynarkę munduru, skłoniła lekko głowę i odchrząknęła, tym razem skupiona. - Oficer Cattleya Fox. Dotychczas pełniłam rolę przybocznej straży Arcyksięcia. - w tym momencie wyjęła z kieszeni list opatrzony dwiema pieczęciami, wojskową i monarszą, po czym podała go Ruby. - Jestem tutaj, gdyż Jego Wyskość polecił mi zostanie twoją osobistą strażą... Wszystko wyjaśnione jest w liście. Lecz z tego co widzę przyszłam w złym momencie, więc jeśli mam opuścić pokój, wystarczy słowo. - brzmiała na niezwykle opanowaną, ale walczyła ze sobą zawzięcie, by nie pokazać swojego zmieszania. W końcu jej wzrok mówił sporo. I mimowolnie uciekał co chwilę na roznegliżowane ciało panienki.
Pamiętacie te pozytywne wizje? No, to odpłynęły w kierunku zachodzącego słońca śmiejąc się radośnie.
Ruby [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 30 Czerwiec 2016, 01:00
Ruby stała dalej w miejscu, w którym ujrzała nieznajomą. Była przerażona, chociaż nie śmiała tego pokazać. Sharon to nie Miss Sunflower, która wszystko potrafi obrócić w dowcip i która na pewno umarła by z uśmiechem na twarzy. Sharon była inna. Była... najbardziej ludzka, a co najważniejsze, była kobietą. Można było nazwać ją głosem rozsądku w głowie Ruby. Chociaż nie miała takich zdolności poetyckich jak Pani Sunflower, nie była słodka jak Ada, ani tak poważna i przerażająca jak Mira, to miała smykałkę do interesów. To właśnie ona zawsze pracowała w cieniu dominującej osobowości, która to pisze arcydzieła. Jeśli ta jest pisarką, to Sharon musiała być jej menedżerem lub edytorem.
Dziewczyna zdawała sobie sprawę ze swojego położenia - ona naga, w pokoju z zamkniętymi drzwiami. Jeśli nawet zacznie krzyczeć, to pomoc nie przyjdzie na czas. Czuła się całkowicie zdana na łaskę tej dziewczyny. W końcu była zielona w tym świecie - nie było jej 50 lat. Może ktoś wyczekiwał jej przyjścia, tylko po to, by ją zabić? Miała nadzieję, że to tylko się jej śni, poczuła tylko dreszcz, który przeszył całe jej ciało, a jeszcze delikatnie mokrawe, nieuczesane włosy zakrywały jej przerażone oczy.
-Uff... - Pomyślała w duchu, gdy dowiedziała się, że tę osóbkę przyprowadził do niej brat. Od razu zaczęła sztywnieć, ponieważ adrenalina, która szybko wypełniła jej krew, równie szybko zaczęła ją opuszczać i czuła tego negatywne skutki. Musiała się ruszyć, ponieważ dziewczyna wstała do niej i podała jej list od brata. Nieśmiało go przyjęła, nic nie mówiąc. Obejrzała kopertę z dwóch stron, po czym rozerwała i zaczęła czytać schowaną w nim kartkę, nie przyjmując większej wagi do słów... -Tej, jak jej było? Cattley'i Fox? -Jednak chcąc czy nie, zapamiętała każde jej słowo. W końcu jej pamięć była niczym niekończąca się taśma filmowa, która potrafiła zarejestrować wszystko.
Sharon szybko przeczytała świstek papieru który otrzymała, po czym zwinęła go i schowała do pobliskiego regału, który stał na lewo od drzwi do pokoju, po czym jeszcze raz, tym razem głośno, westchnęła. Odwróciła głowę, opierając się rękoma o regał i przez ramię powiedziała, nie koniecznie w stronę Catt; -Ta sprawa śmierdzi.
Po czym znów odchyliła głowę, którą spuściła, wpatrując się bezwładnie w regał z wiśniowego drewna. Stała tak w bezruchu przez jakieś 10 sekund, po czym odwróciła się i zaczęła iść w stronę dziewczyny. Nie znała się zbyt dobrze na francuskim, ale trafnie podsumowała w tym języku swoje zażenowanie, Catt oraz jej brata. W tym, a nie innym, ponieważ nie była pewna, czy powinna przekazywać jej tę informację:
Révolution dans les rues (Rewolucja na ulicach)
Je vois le chaos en dessous (Obserwuję chaos tam na dole)
La justice est une rivière rouge (Sprawiedliwość jest niczym czerwona rzeka)
Je te cherche, où es-tu? (Szukam cię [sprawiedliwości] gdzie jesteś?)
Szła bardzo powoli i z gracją, jakiej to Sharon nie brakowało. Gdy skończyła je wypowiadać powyższe słowa, stała już twarzą w twarz z nieco niższą od siebie Panią Oficer. Podeszła do niej naprawdę blisko; może na pół długości wyciągniętej ręki. Jeśli chodziło o wygląd, ta podstępna paniusia nie miała sobie równych i szybko zauważyła, że jej nagie ciało w cale nie jest Pani Fox obojętne. Mało tego, zdawało się jej, że ta była bardziej zawstydzona, niż sama Ruby.
-Jeśli Panienka uważa, że Pani wzrok mnie kłopocze, to niech sobie nie zawraca tym głowy. –Powiedziała wymachując palcem wskazującym zaraz przed jej oczyma. –Podziwiaj widoki, jeśli Cię one interesują. -Powiedziała obojętnie, po czym nieco się odsunęła. Lubiła, gdy ludzie tańczą, jak ona im zagra. Tu była zdecydowanie w swoim żywiole.
-A tak na poważnie, skąd ta decyzja? Czemu nagle potrzebuję ochrony..? Bo na pytanie, czemu wybrał twą osobę, już znam odpowiedź. Wystarczy, że na Ciebie spojrzę. Wiesz… jesteśmy rodzeństwem mimo wszystko. Ale wracając, czy moje życie jest zagrożone? –Zapytała tym razem z powagą i z całego serca. Nie było jej do śmiechu, że nagle dostaje ochronę, która ma być z nią niemal przez cały czas. Oczywiście, to nic osobistego, bo nie miała nic przeciwko ochronie. Problem był jeden – czemu wysłał ją jej brat…? W trakcie tych przemyśleń, rzuciła się na swoje łóżko i patrząc na dziewczynę, robiła zmartwioną minę.
Cattleya [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 2 Lipiec 2016, 20:35
Zdawała sobie sprawę, że jej niezapowiedziane nadejście mogło zdziwić Ruby. Była pewna, że sama nie byłaby wybitnie zadowolona, gdyby ktoś tak wbił do jej pokoju i zasiadł na fotelu, jakby czuł się u siebie. Jednak nie spodziewała się, że będzie wzbudzać przerażenie. Głównie dlatego, że nie wyglądała specjalnie groźnie, ale przecież miała też na sobie mundur, którego nie dają byle szumowinom. Choć z drugiej strony kto w takiej sytuacji zastanawiałby się, skąd dana osoba ma ubranie? Lub dlaczego go nie ma, jak to było w przypadku księżnej.
Podała jej list i bez jakichś dalszych wyjaśnień czekała na jej odpowiedź. Reakcję. Cokolwiek. Jednak Ruby milczała, przez co zawisła między nimi niezręczna cisza. Jakby już nie było wystarczająco niezręcznie, co? Cattleya nie miała w zwyczaju oglądania półnagich szlachcianek. I nie żeby to było jej marzeniem - naprawdę gustowała w mężczyznach. Nie mogła jednak odmówić jasnowłosej sporych wdzięków i to właśnie było powodem, dla którego raz po raz zerkała w dół, niby to przypadkowo. Żaden pociąg, żadna zazdrość, po prostu zwykła ciekawość. I w sumie podziw, bo rzadko widuje się takie dziewczęta.
W końcu Ruby się odezwała, ale Catt zupełnie nie rozumiała, co ma na myśli. Sprawa śmierdzi? Była w stanie zrozumieć, że wszystko odbyło się nagle i bez wiedzy księżnej, ale co mogła począć biedna oficer? Pan każe, sługa musi. Gdyby mogła wybierać, nie byłoby jej tutaj, głównie przez lenistwo i niechęć do zmian. Dlatego już praktycznie zaczęła zbierać słowa, by zapytać, co panience nie pasuje, jednak ta zaczęła mówić w nieznanym rudej języku. I tu właśnie zaczęła się największa frajda - Cattleya już zupełnie się pogubiła i stała tak wpatrzona w dziewczynę, marszcząc przy tym brwi i zastanawiając się, co się właściwie dzieje. Sama nie była zbyt wyedukowana, a już szczególnie nie miała pojęcia o niczym, co znajduje się poza Krainą Luster. Ten język słyszała pierwszy raz na uszy i nie wiedziała, czy to dobrze, że go nie rozumie, czy źle.
I nim skończyła się kłócić z własnymi myślami, nawet nie zorientowała się, że Ruby do niej podeszła. Były naprawdę blisko siebie i przez krótką chwilę Catt poczuła się tak, jakby ktoś naruszył jej strefę osobistą. Nie czuła się jednak przytłoczona, choć księżna była wyższa od niej o ponad pół głowy. Musiała przyznać, że nie tak sobie ją wyobrażała.
- Nie interesują mnie kobiety. - powiedziała bez ogródek, spoglądając Ruby w oczy. Poczuła, że ta chciała być o krok przed nią. Było to zrozumiałe, ale Fox nie poddawała się nikomu tak łatwo. Dlatego już nie opuszczała spojrzenia swoich krwistoczerwonych oczu i skupiła je na twarzy księżnej.
- Nie wiem, dlaczego Jego Wysokość zdecydował się na zlecenie mi takiego zadania. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to narastające konflikty wśród podziemnych organizacji. A może ma to związek z tym, że pięćdziesiąt lat to kupa czasu i Panienka potrzebuje pomocnej dłoni? Ale jeżeli mogę być szczera, to patrząc na to z jaką łatwością weszłam do prywatnych komnat Panienki, to naprawdę trzeba coś tu zrobić z kwestią bezpieczeństwa. - podsumowała lekko wzruszając ramionami. Służba Ruby niespecjalnie starała się ją zatrzymać, co jak dla niej było nie do pomyślenia. Choć trzeba przyznać, że na rękę. Odwróciła się w kierunku dziewczyny, kiedy ta rzuciła się na łóżko i po chwili milczenia zadała następne pytanie.
- Jednak jeśli mogę zapytać... Co według jaśnie panienki takiego we mnie jest, że skłoniło to Arcyksięcia do wybrania mnie? Bo jak się da, to zacznę to ukrywać... - powiedziała i uśmiechnęła się z przekąsem, próbując się nie śmiać. Nie wiedziała, jak Ruby to odbierze. I czy w ogóle jej wypada tak żartować.
Ruby [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 3 Lipiec 2016, 13:13
Leżąc na swoim łóżku i czując każdą ostatnią kość w swoim organizmie, księżna nie miała wielu chęci do "kulturalnej" rozmowy, jaką to by się od niej chciało wymagać. Miała ochotę zasnąć wręcz niedźwiedzim snem, ale sytuacja nie pozwalała. Więc kontynuowała rozmowę w pozycji leżącej. Najwyżej uśnie... Nie żeby jej świat się walił, bo dostała ochronę. -Są rzeczy ważne i ważniejsze!-Zwykła wmawiać sobie w takich sytuacjach Ruby. Widziała jednak zmieszaną twarzyczkę Pani oficer, gdy mówiła po francusku. Postanowiła to sprostować, by nie kłopotać tej ślicznej duszyczki.
-Te słowa, których zakładam, że nie zrozumiałaś, to był francuski. Język ze świata ludzi... Sama go nie znam zbyt dobrze. To była po prostu piosenka, więc wpadły mi te słowa w uszy. Francuski to podobno język elit, a przynajmniej był. Ale wiesz, do Francuzów nie mam nic... nawet szacunku tak szczerze. -Przerwała na chwilę, po czym podniosła się i siedząc już na łóżku przytuliła nogi do swojej klatki piersiowej, a na kolanach położyła głowę.
-Piosnka trochę patetyczna, gdy wypowiadana z mych ust. Jej tekst dalej: "Chcę się z wami pojednać bracia, wszystko się zmienia we mnie. W mieście pod mymi stopami, rujnuję wszystkie elity. Wszystko się zmienia we mnie..." I tak dalej. Piękna, komunistyczno-demokratyczna piosenka. W rzeczywistości, ani komuna, ani demokracja nie powinny istnieć w swoim sąsiedztwie.
Ruby zaśmiała się cicho, bujając się delikatnie na swoim miękkim łóżku, patrząc się bez oderwania wzroku na dziewczynę. Przestała. I nieco nakręconym głosem zaczęła z innej paczki mówić to, co w pierwszej kolejności przyszło jej na myśl. -Wolisz chłopców powiadasz? Wiedziałam to. Ale nie bój się, zmienimy to, czy Ci się to podoba, czy też nie. -Wyciągnęła w jej stronę lewą dłoń i z szerokim uśmiechem pokazała jej kciuka do góry.
W sumie nie trzeba było zmieniać jej seksualności, by ta była dobrym żołnierzem. W sumie warto by było, by ona jej w ogóle nie miała. Jako żołnierz! Ale nie jako osoba, która chroniła Ruby. Nigdy nie miała kogoś, kto stał by ciągle obok niej - raczej ceniła sobie wolność. To też w pewien sposób dziewczyna w jej oczach była narzędziem, które mogło służyć do kontroli jej osoby. Nie podobało się jej to. Sprawa była do zbadania. Jeśli tak by było, to dziewczyna miałaby pecha, bo nigdy nie opuściła by tej posiadłości. Z drugiej strony, Ruby wierzyła swojemu bratu i ludziom. Nie miała powodu im nie ufać. Taka była jej natura. Żołnierz od ochrony różni się tym, że jeśli ten 1 nie wierzy w to co walczy, to prawdopodobnie zginie, a jeśli ten drugi nie wierzy, to zginie osoba którą chroni. Dość logiczne. -Mała Catt nie chce mnie chronić. - Ruby to widziała. Dlatego jeśli spowoduje, że Catt ją polubi, a nawet pokocha, to będzie miała w niej prawdziwe podparcie. Nikt nie chce, by zabrano mu coś co kocha. Dotyczyło to też Ruby, która to chciała mieć Panią Oficer dla siebie.
-Nie rozumiesz. Nie wiesz. Nie powinnaś komentować. Nie miłe z mojej strony - wiem. Prawda nigdy nie jest przyjemna. Ty mnie widzisz jako księżniczkę, członkinię rodu Rosarium. Fakt. Jestem siostrą Agasharr'a. To tyle. Jednak on jest władcą, którego to nie jedna osoba pragnie uśmiercić. A ja? Ja jestem... byś zrozumiała... Jak Pani która prowadzi sklepik na osiedlu. Ja tylko dbam o swe interesy. Zamykam sklep, to wracam do domu i żyję jak każda inna osoba. Czy Pani ze sklepu stawia ochronę przed swoim domem? No nie. Tak samo jest u mnie. Drzwi do mojej rezydencji są otwarte. Każdy może do niej wejść, ja każdego ugoszczę. To taki symbol gościnności. Po za tym, służba ma też swoje rodziny. Jedni mają je tu, przy moim mieszkaniu. Inni gdzieś dalej. Wiem, jak to jest być pyłem pod czyimiś stopami i nie chcę, by ci ludzie byli pyłem pod moimi. Nie będę ich ograniczała, chcę by traktowali mnie jak dobrą dozorczynię tego małego osiedla. Bo to co komuś dajesz, zawsze do ciebie wraca. Zapamiętaj to. -Ruby przerwała swój wykład, bo aż się zmęczyła i spociła. Złapała oddech i postanowiła go kontynuować.
-Odnosząc się z pewnym dystansem do tego co w Tobie jest, powinniśmy się zastanowić, co jest we mnie. Otóż jestem 972 lat i... jestem nadal jestem niezamężna. Dla mojego brata, był by pewien problem, wysyłać swojej siostrze ochroniarza, który jest facetem. Dali Bóg, byśmy się jeszcze nadto polubili i coś by z tego powstało. Raczej staramy się unikać takich sytuacji, bo serce nie sługa. Masz tu... już częściową odpowiedź na swe pytanie. Jesteś kobietą. Więc problem powstawania jest zażegnany. Dalej... przez prawie 1000 lat łatwo poznać... własne rodzeństwo. Braciszek wie, że może się zgrywam, bo tak naprawdę jestem ciepłą i miłą osobą. Coś w tym jest. Mógł uznać, że w wojsku się psujesz i przy mnie poznasz nieco lepiej, co to znaczy być kobietą. No na koniec. Jesteś śliczna. A ja lubię. Dobra, kłamię. Kocham śliczne kobiety. Więcej powodów mam wymieniać?
-Ruby zmęczona wstała z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyła do barku, po coś do picia. -Co do ukrywania, to mój brat ukryłby to na stosie z drewnem, ja używam gilotyn. Te dwie czynności są podobne i ukryją zapewne wszystko, co skłoniło Arcyksięcia do takiego wyboru. Czarny humor, aż mi sucho. -Wyjęła wino i dwa niewielkie kieliszki, po czym zaczęła wracać w stronę łóżka. -Pani Fox, pije Pani? - Powiedziała spokojnie.
Cattleya [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 8 Lipiec 2016, 19:52
- Brzmi mało przyjemnie, jak charczenie. - podsumowała krótko nieznany jej język, który jak się okazało nosił nazwę francuskiego. Jednak nic jej to nie mówiło, nie wiedziała, kim są Francuzi, skąd pochodzą, co ich charakteryzuje. Oni wszyscy byli dla niej po prostu ludźmi, idiotami i mordercami, którzy prędzej czy później dostaną to, na co zasługują. Bo Cattleya wierzyła w uczciwość losu, sądziła, że karma zawsze wraca i nie musisz robić absolutnie nic, by napastnik dostał od niej rykoszetem. Jak to mówią - kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. I to powiedzenie nie wzięło się znikąd.
Tak samo nie wiedziała czym był komunizm, a demokrację uważała za władzę głupców. Wcale nie dlatego, że sama służyła monarsze, po prostu nie wydawała jej się logiczna. Większość decyduje o mniejszości, silniejsi znęcają się nad słabszymi. A jak wiemy to idiotów jest więcej w każdym narodzie. Demokratyczne wybory rozstrzygają o tym, kto będzie uciskany w majestacie prawa. Naprawdę niezwykle udany ustrój polityczny. I zdarza mu się iść tak daleko, że w rodzinie większością głosów można decydować, kto jest ojcem.
Spoglądała na Ruby z jedną uniesioną brwią, gdy ta się bujała i śmiała, bo zupełnie nie rozumiała jej ekscytacji. Gdyby była na jej miejscu, już dawno by się gotowała od środka, bo nie znosi jak ktoś wisi jej nad ramieniem i obserwuje każdy, nawet najmniejszy krok. Jednak po chwili zrozumiała, co ją to cieszyło.
- To nie jest coś, do czego może mnie zmusić ktokolwiek. Proszę wybaczyć, ale ja tego nie ułatwię. - skwitowała, choć nie ukrywała, że czuła się niezwykle niezręcznie. Gdyby podpisywała jakąkolwiek umowę, czy zamiary Ruby byłyby tym, co umieszczane jest drobnym druczkiem? Może i nie miała ochoty zmieniać swojego stanowiska, ale to wcale nie oznaczało, że miała cokolwiek do gadania. Jeżeli stałoby się coś księżniczce, poniosłaby za to karę. A wolała umrzeć broniąc Ruby, niż zostać spalona żywcem. Oczywiście wszystko byłoby poprzedzone torturami. Sama ta wizja sprawiała, że Fox chciała dawać z siebie wszystko. Nie potrzebowała do tego żadnych emocjonalnych czy seksualnych związków z Ruby. Wystarczyła groźba, bezpośrednia lub nie. Oczywiście to sprawiało, że bardziej bała się gniewu Arcyksięcia niż Księżnej, a panience zależało na zupełnym oddaniu Catt. Jednak nie można mieć wszystkiego, nawet jeśli jest się obrzydliwie bogatym.
- Nie rozumiem, nie wiem i nie komentuję. A już szczególnie nie kwestionuję. Taka jest moja rola, za to mi płacą. Jednak nikt nie broni mi się domyślać. - powiedziała spokojnie, również nie spuszczając wzroku. Nie czuła się onieśmielona. - Tu nie chodzi o to, co panienka może, tylko o to, co panienka znaczy. Jeśli ktoś planuje atak w Arcyksięcia, to czemu nie miałby odebrać mu tego, co dla niego ważne? Nie jestem tutaj po to, by oceniać, ale zlecenie mi ochrony jest pewną dozą troski. Zresztą zabicie, pojmanie czy skrzywdzenie kogokolwiek z rodu Rosarium byłoby częściowym zwycięstwem waszych przeciwników. Pokazałoby, że nie jesteście w stanie się chronić przed niewiele znaczącymi buntownikami, a oni okazaliby się tymi, którzy potrafią wiele i nie cofną się, nawet jeśli igrają z ogniem. I tak, ja też wierzę w karmę. Jest naprawdę zawzięta. - odpowiedziała bez mrugnięcia okiem. Dla niej to wszystko wydawało się oczywiste. Było prostą taktyką, którą powinien rozumieć każdy żołnierz. Bo sztuką nie było dostanie się do Agasharra i zaszlachtowanie go z zimną krwią, tylko osłabianie go tak, by pokonał sam siebie. A odebranie mu rodziny krok po kroku było nawet dobrym na to sposobem.
- Nie uważam, by moja uroda była jakaś zachwycająca. Ale dziękuję. - mruknęła, po czym zepchnęła z ramienia włosy ściśnięte w warkoczu. Poczuła się niezręcznie, bo nie przywykła do tego, by ktokolwiek prawił jej komplementy. - I wiem, co to znaczy być kobietą. Lecz warunków nie spełniam nie przez wojsko, tylko przez osobistą niechęć. To niepraktyczne i niewygodne. - dodała, zaciskając usta w obliczu zmieszania. Jeśli Ruby zacznie ją wciskać w sukienki, to skoczy oknem. Słowo honoru. Cattleya potrafiła znieść wiele, ale proszę państwa, były granice.
- Nie piję na służbie, dziękuję. - delikatnie wystawiła otwartą dłoń w geście protestu, jednak po chwili z powrotem opuściła ją i złączyła z drugą za plecami. - Ale proszę nie krępować.
Ruby [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 12 Lipiec 2016, 15:04
-Oh, nie pijesz? Rozczarowujące. Nie tak, że nie możesz pić na służbie wina. Przynajmniej tutaj. Trudno się mówi, może to i lepiej dla ciebie. -Mówiła stojąc w tym samym miejscu, w którym zadała wcześniejsze pytanie. Delikatnym kiwnięciem głowy, okazała dziewczynie jej szacunek, po czym odwróciła się na lewej nodze i odniosła kieliszki do barku. Stojąc tam przez chwilę, otworzyła otwieraczem wino i pociągnęła wino prosto z butelki. -Ahh... wspaniałe! -Powiedziała wniebowziętym głosem, po czym znowu skierowała się w stronę łóżka.
Usiadła łagodnie na nim, po czym uderzyła delikatnie kilka razy ręką w łózko. Delikatnie pochylona do przodu, zaspanym głosem dodała: -C-catt. Nie stój tak, usiądź proszę przy mnie, ja nie gryzę. -Powiedziała z uśmiechem, po czym podniosła głowę do góry, spoglądając na sztywną Panienkę. -Nie tak sobie wyobrażałaś księżną, prawda? No cóż... Jestem tak jak Ty, tylko człowiekiem i będąc w mym najbardziej prywatnym miejscu - sypialni, mam prawo zachowywać się jak każdy inny człowiek. Trochę przykre, ale prawdziwe. Przywykniesz, tak myślę. -*Śmiejąc się głupio do siebie*-I to nie tak, że każę Ci nagle mnie pokochać. O nie, nie jestem taka okrutna. To samo przyjdzie, z czasem. Serio Ci mówię, ciężko przeżyć bez smaku ust innej osoby. -Przechyliła znowu butelkę i wzięła małego łyka. wytarła ręką usta, po czym wskazała palcem na siebie: -Mówię to jako osoba z 1000 letnim doświadczeniem. A Ty? Utrudniaj sobie co masz utrudniać. może będzie zabawniej. -*mówiąc cicho, jakby do siebie* -Nie, żeby traktowanie życia poważnie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
Ruby zatkała butelkę wina korkiem, po czym położyła je na ziemi. Następnie tak jak siedziała, tak gibnęła się do tyłu z rozłożonymi rękoma. Spojrzała się na baldach swojej posiadłości, po czym powiedziała tylko -Ah, no tak. - Po czym roześmiała się. -Wracając do Twej wypowiedzi... Ja nie mam przeciwników. Jak miałam, to albo ich pokonałam, albo zmusiłam do tego, by byli mi wierni. W sumie to dbam o swoich pokonanych "wrogów". Więc nawet nie widzę powodów, by mieliby się na mnie mścić. Z resztą, większość z nich już pewnie nie żyje... Powiem więc tak: rób, co masz robić. Twoja kariera wojskowa jest już raczej zakończona. Brat potrafi mi podarować osobę, jako prezent na urodziny. Myślę, że Ty możesz być takim prezentem. A ja niechętnie oddaję otrzymane prezenty. W końcu każda księżniczka musi być jakoś zepsuta, prawda? -Powiedziała to tak, jakby się tym chwaliła. Nie wyglądało na to, iż poglądy Catt wpłynęły jakoś na blondynę. Leżała tak sztywno, tylko jej fioletowe oczy rozświetlały półmrok w pokoju. Ruby szybko zauważyła, jak jej własne spojrzenie na świat różniło się od spojrzenia tej dziewczyny. Starość? Znudzenie? Coś w tym było. Szkoda jej było, iż ta jest kim jest. Iż jest tu, chociaż mogła by być gdzie indziej. Ale to jej wybór. -I tak na koniec... - Ruby wstała niemrawo z łóżka, po czym skierowała się w stronę drzwi: -Poczekaj kociu tu chwilę.
I wyszła z pokoju powolnym krokiem. Wróciła dopiero za około 10 minut, w ręku trzymając w ręku niezwykle piękny, wykonany ze złota i przyozdobiony rubinami Naszyjnik. -Wybacz, dość dobrze go pilnuję. Nie dlatego, że jest drogi, a ma wartość sentymentalną. Plus... Ruby oznacza Rubin... Mało ważne! -Rzuciła go w stronę Catt. -Łap! I otwórz go. Przeczytaj, co tam jest napisane.
Naszyjnik jest niezwykle ciężki, z powodu związków, z których został wykonany Na końcu wisiorka znajduje się oszlifowany rubin, który zasłania zawartość wisiorka. Wykonany z wielką precyzją zamek, nie powala, by wisiorek otworzył się przypadkiem. W środku znajdowała się srebrna blaszka, wykonana z czystego Irydu. Na niej, wyryte są krótkie słowa "Walcz z przeznaczeniem".
-Oczywiście, naszyjnik to nie tylko dzieło ludzkich rąk, ale też magii. Widzisz... troszkę źle mnie zrozumiałaś - ja w karmę nie wierzę. Wierzę natomiast w ludzi, wierzę, że dobro istnieje i ma się dobrze. -Zamknęła za sobą drzwi i wróciła na miejsce, w którym poprzednio siedziała. Uśmiechnęła się niepewnie. -Pasowałby Ci... ale nie jestem pewna, czy chcesz go nosić. Jeśli wiesz, co znaczy być kobietą, to bądź nią bardziej... I pamiętaj, nie ma ideałów, są tylko ładne osoby. Ty taką jesteś. Więc głowa do góry i więcej wiary w siebie Pani oficer.
Przetarła ręką swoje nogi, bowiem chodziła boso, po czym weszła pod kołdrę, topiąc swą głowę w pierzastej poduszce. -I skoro już masz tu mieszkać, to śpisz ze mną, w tym łóżku. W końcu, jak mi się coś stanie, to będziesz musiała nadstawić kark, prawda? - Po czym znów wtuliła się w świeżą, wciąż jeszcze chłodnawą pościel.
Cattleya [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 16 Lipiec 2016, 20:38
Spoglądała lekko zniesmaczona na to, jak Ruby piła wino prosto z butelki, jednak nie ośmieliła się powiedzieć ani słowa na ten temat. Rozumiała, że każdy robi to, co lubi, a już szczególnie arystokraci. W końcu przez tyle lat pracy była świadkiem wielu rzeczy, które dla niej nigdy nie będą na porządku dziennym. To nie tak, że alkohol ją obrzydzał - po prostu nie rozumiała, czemu ludziom to smakuje. A już szczególnie w takich ilościach. Raz w życiu, pod namową innych się upiła, bardzo dawno temu i kiedy sobie przypomina, jak czuła się następnego dnia rano, to wszystkie idee skosztowania czegokolwiek zawierającego procenty odpływają w dal. Oczywiście można temu zapobiec po prostu znając umiar, ale po co się ograniczać, skoro łatwiej to po prostu zignorować.
Prośba, by usiadła na łóżku ją odrobinę zaskoczyła. Może i faktycznie sprawiała wrażenie sztywnej, ale po prostu przywykła do stania i zachowywania kamiennej twarzy. Praca ma to do siebie, że nie płacą ci za leżenie i nicnierobienie. Poza tym do kompletu doszło jeszcze zaskakujące nowe otoczenie i w ten oto sposób przed Ruby stała zmieszana Catt, która naprawdę rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu osoby, do której mogłyby być skierowane słowa księżniczki. Jednak kiedy okazało się, że niestety były tu same, usiadła na skraju łóżka, prawie jak na kolcach, bo stwierdziła, że nie bardzo ma wyjście.
- Spodziewałam się kogoś bardziej... zdystansowanego. - powiedziała, strzepując niewidzialne brudy z kolan. Może i się przyzwyczai do ekscentryczności Ruby, ale nie wiedziała, czy dojdzie do tego tak po prostu. Jakoś średnio się spodziewała, że ktokolwiek podający się za arystokratę będzie traktował ją choć trochę na równi.
Z wielką trudnością powstrzymała chęć wywrócenia oczyma, kiedy usłyszała, jak bardzo przekonana o ich przyszłym uczuciu jest panienka. Przez naprawdę wiele lat nie zwracała uwagi na żadnego faceta, bo związki nigdy nie należały do jej ambicji. Więc dlaczego miałaby kiedykolwiek zwrócić uwagę na dziewczynę? Nawet jeśli była to jedna z najważniejszych osób w Krainie Luster i to całkiem hojnie obdarzona przez matkę naturę.
- Ciężko pragnąć czegoś, o czym się nie ma pojęcia. - skwitowała cicho to, co Ruby powiedziała o smaku ust i wbiła wzrok w swoje dłonie, by nie palnąć jakiejś głupoty. Nie była zmieszana, jednak nie wiedziała, na co może sobie pozwolić w jej obecności. W końcu jednych bawi czarny humor, a drudzy mogą cię spalić za to, że pada deszcz.
- Panienka może i nie ma. Ale Jego Wysokość na pewno ma jakichś przeciwników. A dopóki jesteście ze sobą powiązani, dopóty zagrożenie dotyczy również i ciebie, moja pani. - oświadczyła, lekko wzruszając ramionami. Posłała Ruby płowy uśmiech i spojrzała gdzieś przed siebie. - Jeśli moja kariera jest skończona, to tak widocznie miało być. Dostałam rozkaz, muszę go wypełnić. A jak będzie, dowiem się w przyszłości. Jestem tylko żołnierzem. - nie skomentowała tego, że była rzekomym prezentem. Nie dlatego, że się z tym nie zgadzała, ale dlatego, że dyskusja na ten temat nie miała sensu. Przyzwyczaiła się do własnej niemocy w tej kwestii. Zachowywanie własnych opinii tylko i wyłącznie dla siebie weszło jej w nawyk, którego nie powinna i nie chciała się pozbywać.
Złapała naszyjnik, mimo, że był dosyć ciężki jak na biżuterię. Nie żeby często miała tyle pieniędzy w rękach, ale nie spodziewała się takiego ciężaru. Najpierw obejrzała dokładnie przedmiot, zastanawiając się, jaki jest cel w wydawaniu fortuny na coś, czego i tak się nie nosi przez to, ile waży. W końcu podniosła wzrok na Ruby, spoglądając odrobinę niezrozumiale, po czym otworzyła wisiorek i przeczytała na głos:
- Walcz z przeznaczeniem. - uniosła brwi i znów spojrzała na księżną, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Z jednej strony mówi jej, że nie ucieknie od zakochania się w niej, a z drugiej każe jej walczyć z nieuniknionym. Niewiedza była czymś, co niezwykle frustrowało Catt, ale tym razem stwierdziła, że nie będzie drążyć tematu. Bo i po co?
- Nie mogę go przyjąć. - skwitowała stanowczo, oddając naszyjnik w ręce dziewczyny. - I wierzę w siebie na tyle, by wiedzieć, że nie potrzebuję żadnych świecidełek, by czuć się kobietą. Próżność nie jest w moim guście. - wiedziała, że zabrzmiała niezwykle chłodno, jednak musiała odmówić przyjęcia prezentu. Już nie chodziło o to, że noszenie go byłoby torturą dla karku. Ani o to, że kosztował tyle, że gdyby go sprzedać, byłaby ustawiona do końca życia. Po prostu poczuła się tak, jakby otrzymywała łapówkę, a to godziło w jej dumę. Nawet jeśli było to wyimaginowane i dalekie od prawdziwych zamiarów księżnej.
- Nie wiem, czy spanie w jednym łóżku to dobry pomysł. Nie chcę zajmować panience miejsca. - ani być dotykana po nocach... - A poza tym, jestem Dachowcem. Mogę spać gdziekolwiek.
Ruby [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 20 Lipiec 2016, 19:02
Ruby była już wyczerpana na początku tej rozmowy – kleiły się jej oczęta, zarówno od zmęczenia fizycznego, jaki i psychicznego. Miała już pewien problem, by z otwartymi oczyma prowadzić tę rozmowę, przy której o dziwo dość dobrze się bawiła. Spostrzegła, jak dziewczyna siedzi jak na szpilkach, wołając na prawo i lewo „Mamo, co ja tu robię” lub „zabierzcie mnie stąd”. Nie tak, że lubiła gnębić innych, ale takie zachowanie uznawała po prostu za słodkie – wypełniały jej ciało radością. Tak jak się spodziewała, dziewczę szybko wpadło w sidła bezradności. Ruby nigdy się nie przyzna, że zbiera przesłodzone dziewczęta w swej rezydencji, tylko po to, by te jej słodziły swym zachowaniem na wszystkie możliwe sposoby i kombinacje. Ale jak się to mówi, znajdzie przyczynę ten, kto zdobyczy pragnie. Pani oficer nie była chyba jednak szczera sama z sobą. Była dla arystokratki bardziej jak zagubiony kociak, niż kocur. Wróćmy jednak do obecnej rozmowy. W ostatecznym rozliczeniu, księżnej nie zostało zbyt wiele chęci na to, by kłócić się z Catt. Jednak parę rzeczy warto było jeszcze powiedzieć. Dlatego Sharon obróciła się w stronę cichej Panny i zaczęła ujadać głosem ledwo przytomnego człowieka.
-Zdystan-sowanego… powiadasz? Znasz mnie o parę lat za krótko, by oceniać, czy mam do siebie dystans, czy nie. Za długo mnie rozstawiali po kątach – zrób to, zrób tamto. Mieli idealny plan na moje życie, jednak nie było w nim jednej, istotnej rzeczy – mnie. Powiedziałam sobie: pierdolę to wszystko. Pójdę sobie gdzieś w las. Powalczę sobie. Tylko po to, by człowiek mógł się czuć chociaż przez chwilę po prostu wolny. Teraz słowa „walcz z przeznaczeniem” nabierają jakiegoś znaczenia prawda? – Westchnęła głośno. Powiedziała to trochę nie kulturalnie, ale jeśli jest jak jest i ona uważa się za „żołnierza”, a nie za „kobietę” to nie powinno jej to w ogóle urazić. Nikt nie rzuca do przełożonego mięsem, ale do równego stopniem to musi się to zdarzać i bardzo często. Wojsko, to w końcu banda osiłków, upakowanych w jedno miejsce jak serdelki. Tylko ona tam nie bardzo pasuje. Ale przecież wolność i demokracja… śmieszne. Wolność… tak to bardzo śmieszne, gdy powiesz to tu, w Krainie Luster. Nie ma bowiem wolności bez ofiar. Wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek.
Nie komentowała tego, co mówiła Catt. Albo raczej nie wypowiadała się na ten temat, jako że nie miała odpowiedniej wiedzy. Schowała tylko nos pod pierzyną w geście swojej niemocy. Zastanowiła się, czy nie powinna w takim razie ogłosić częściowej mobilizacji na jej ziemiach. W końcu tu, na jej zamku wszyscy są świetnie wyszkoleni – mało kto wie, iż zwykli lokaje i pokojówki nie tylko zajmują się sprzątaniem i usługiwaniem jej, ale stanowią też ostatnią linię obrony. Szybko jednak wybiła sobie te myśli z głowy.
-Rozumiem… to tylko pamiątka… nie zawracaj sobie tym naszyjnikiem głowy. – Rzekła, zakrywając dłonią usta podczas mocnego ziewnięcia. I tak nie sądziła, że ktokolwiek będzie go nosił, sama go nie nosiła. Dla niej to bardziej symbol jej upartego charakteru. Tam gdzie są dwie ścieżki, Ruby zawsze wybierała tę trzecią. Do teraz nie wie, czy to dobra czy nie. –Nie bierz wszystkiego co mówię do siebie. Pójdź z nim do recepcji i powiedz, że cię przysłałam, bo masz dostać swój pokój gdzieś na pierwszym piętrze. –Odwróciła się na drugi bok, po czym bardzo cichym głosem dodała: -I czasem pomyśl, zanim coś powiesz głupolu... – I zamknęła oczy w nadziei, że nic nie przerwie jej odpoczynku.
Cattleya [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 23 Lipiec 2016, 20:05
O ile Ruby bawiła się naprawdę dobrze wodząc Catt za nos, ona sama miała wrażenie zgoła inne. Zresztą było to po niej widać gołym okiem - czuła się tak, jakby wkroczyła na teren wroga, który jakimś cudem nie chce jej wyrządzić krzywdy, a ugościć lub nawet ukochać. Była zaskoczona tym, jaka w istocie była księżna, bo nigdy niczego o niej nie słyszała. Przyjęła z góry, że skoro jest młodszą siostrą Arcyksięcia, to będzie jak on, a to okazało się zgubne. Zaskoczyło ją bezpardonowe podejście do życia, które prezentowała sobą Ruby. To nie tak, że jej się coś w tym nie podobało, po prostu nie przywykła do czegoś w tym stylu. Od dawna nie miała do czynienia z nikim, kto zachowywałby się w podobny sposób, a i sama Cattleya była zupełnie inną osobą. Pocieszała się powiedzeniem, że podobno przeciwieństwa się przyciągają i że zawsze to jakaś odmiana, ale działało to raczej średnio. Co można zresztą było zauważyć po tym, jak niespokojnie siedziała na łóżku, zupełnie jakby czekała na nadejście kogokolwiek, kto powie jej, że może już sobie pójść i wrócić do poprzedniego zajęcia. Ale niestety nikt nie nadchodził, a na twarzy rudowłosej malowało się coraz większe zmieszanie.
- Nie, nie. Wydaje mi się, że panienka mnie opacznie zrozumiała. - podniosła w dłoń w geście zaprzeczenia, bo w rzeczywistości chodziło jej o coś innego. - Miałam na myśli dystans wobec innych. Jest panienka dosyć bezpośrednia, w przeciwieństwie do Arcyksięcia. A ja z góry przyjęłam, że będziecie do siebie podobni. Teraz widzę, że to było w sumie głupie. - wyjaśniła, skrycie uśmiechając się do siebie w lekkim zakłopotaniu. - Ale rozumiem chęć życia własnym życiem. I w sumie ją podzielam. - dodała cicho, spoglądając na zaspaną księżniczkę. Sposób w jaki jej odpowiedziała w żaden sposób nie zraził Catt - sama miała tendencję do używania niecenzuralnych słów, kiedy tylko mogła sobie na to pozwolić. Oczywiście nie robiła tego w obecności przełożonych czy jakichkolwiek osób, które społecznie stały wyżej niż ona. Przestrzegała zasad, nawet tak banalnych jak savoir - vivre. A czy nie pasowała do wojska... To kwestia sporna. W koszarach nie zlewała się z tłumem, ale już jako gwardzistka spełniała swoją rolę idealnie. Jak coś robić, to porządnie. Go hard or go home.
- W porządku. - odrzekła krótko na polecenie księżnej i podniosła się z łóżka. Wyprostowała jedną dłonią marynarkę munduru, bo w drugiej trzymała rzeczony naszyjnik. Spojrzała na niego i przejechała palcem po rubinie, po czym ostatni raz rzuciła okiem na dziewczynę. - Miłych snów. - Podeszła do drzwi i mimo, że Ruby miała już zamknięte oczy, skłoniła się lekko i wyszła, ruszając w kierunku recepcji.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!