• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Klub nocny "Na gorąco!"
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Hariotte
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Listopad 2016, 21:27   

    Dwie pary oczu zostały zwrócone w jej stronę. Zyskała uwagę, do której była tak bardzo przyzwyczajona ze względu na swoją profesję. Teraz tylko musiała odpowiednio rozegrać całą sytuację żeby nie wyjść na snobkę, żółtodzioba lub zwyczajną księżniczkę.
    Gdy zarejestrowała toast ze strony dziewczyny, upiła odrobinę bursztynowego napoju i wytarła pianę z górnej wargi. Taka pauza powinna wystarczyć w obu rozmowach, które nagle nałożyły się na siebie. Na szczęście, sięgały po ten sam bądź zbliżony temat. Jej włosy.
    Włosy, które teraz stały się gwiazdą wieczoru, niepotrzebnie przykuwając uwagę coraz większej liczby osób. Nie bezpodstawnie jakiś mężczyzna zatrzymał się, przyglądając uważnie Har, gdy jej nowa znajoma wyraźnie zaakcentowała słowo włosy. Przyjrzał się falującym kosmykom, lecz równie szybko pokręcił głową. Pewnie brunetka siedziała pod nawiewem. Nie mogło być w nich niczego dziwnego. Kosmyki zaś, jak na zawołanie uspokoiły się, opadając czarną kaskadą na plecy kobiety.
    - Jestem Hariotte - przemówiła w końcu, zbywając tę informację lekkim ruchem ręki. W końcu nie powinni przywiązywać zbyt dużej wagi do imion. Nie miały one w sobie aż tak wielkiej mocy... chociaż, kto wie?
    Zerknęła jeszcze na Nathana, najwyraźniej nieco zniecierpliwiona. Mieli zaległą rozmowę, która niestety została niespodziewanie zawieszona. A Bajarka musiała przyznać, że zdecydowanie miała ochotę ją kontynuować. Jednakże zawsze jest jakieś ale. Wiatr w oczy. Władza. Impertynencja. Wszystko zależy od punktu widzenia.
    - Swoją drogą, bardzo dziękuję za komplement. Czasem wydaje mi się, że żyją własnym życiem - uśmiechnęła się, choć pewnie żart nie był pierwszej świeżości. - A co do ciekawych ludzi, cóż. Każdy jest na swój sposób interesujący, nie sądzicie? Wystarczy spojrzeć na same imiona. Ira, wiesz, że wywodzi się z łaciny? Gniew. Nie znam cię na tyle by powiedzieć ile w tobie jest złości, jednak zgaduję, że każdy powinien się mieć na baczności żeby przypadkiem, hm, cóż, nie nadepnąć ci na odcisk.
    Ciemne oczy kobiety zmrużyły się badawczo, szukając w twarzy dziewczyny jakiejś aprobaty bądź zdziwienia. Najwyraźniej dzisiaj miała dzień pełen szczerości, analiz, które albo całkiem nie trzymały się kupy, albo były jasne jedynie dla osób ku którym się kierowała. Bo kto by pomyślał że to spłoszone dziewczę, które zajrzało tutaj całkowicie przez przypadek może być choleryczką czy nawet ucieleśnieniem gniewu? Zdecydowanie nie Hariotte, lecz w tym momencie tylko taki temat przyszedł jej do głowy.
    - Pan zaś... Simon - i znów ten uśmiech. Chwila zamyślenia, czysta fascynacja własnymi procesami myślowymi. No i głos. Na moment, gdy wypowiadała imię mężczyzny, jej głos stał się o wiele bardziej miękki. A może tylko im się zdawało? - Simon mówi, jest taka gra, choć już ustaliliśmy, że tutaj wielka jest kobieta, za którą pan podąża. Jednak jak tak sobie pomyślę Simon to imię wyjątkowo proste, za którym łatwo ukryć kogoś o niebanalnej historii.
    Spojrzała na szklankę, w której znów została już tylko połowa zawartości. Westchnęła teatralnie i zwilżyła wargi. Nic to, albo straci tu dzisiaj majątek albo będzie musiała pokusić się o jakąś drobną sztuczkę. Może ktoś zechce jej zapłacić za opowiedzenie bajki? Albo przynajmniej prostego erotyka adekwatnego dla tego miejsca.
    Lecz cóż to?
    Rozmowa Nathana z blondynką powoli dobiegała końca. Pewnie dlatego Bajarka w którymś momencie zamilkła, jakby zagłębiając się we własnych myślach. Tak naprawdę jednak obserwowała postawę kelnera i czekając aż do niej wróci i podejmą porzucony wątek. On jednak spojrzał na nią, ale się nie zbliżył. Musiała przyznać, że zrobiło się jej nieco przykro z tego powodu, jednak obwiniać mogła jedynie swój przerost ego.
    Pomachała do niego, starając się włożyć w ten gest jak najwięcej sympatii. Żeby poczuł się znów chciany w jej towarzystwie.
    - Mam nadzieję, że rozmowa się powiodła. Przez chwilę wydawałeś się trochę przygaszony. Wszystko w porządku?
    I jeśli pozostali rozmówcy akurat coś mówili, to na chwilę ich zignorowała. Był to jednak moment, bo nadal wyłapywała co drugie słowo z rozmowy, więc potrzebowała chwili by złożyć ją w jedną całość i zareagować. Z lekkim opóźnieniem, ale jednak.
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Listopad 2016, 21:40   

    Ludzie przychodzili i wychodzili, niczym przypływ fali, ale poziom morza wciąż był podobny. Mary podejrzewała, że na zewnątrz stworzyła się jakaś kolejka, bo jeśli ochroniarze wpuszczali, to pewną grupkę - żeby był w miarę swobodny zakres ruchu. To była też pora, żeby podziękować wszystkim wynalazcom za klimatyzacje. Ale te latające drinki ewidentnie wskazywały, że należało coś z tym zrobić...
    Ulotne, bliżej beznamiętne myśli Nieczystości przerwał niespodziewany parsk śmiechu. Spojrzała na twarzyczkę Nathana nieco bardziej przytomniej, bo w istocie, znowu zdarzyło jej się odlecieć, ale za to z przyjemnością mogła obserwować, jak jego mina z rozbawienia przekształca się w powagę, a nawet lekką niepewność i, hm, speszenie? Oczywiście, nasza blondynka wszystko to widziała, ale była bardziej zainteresowana owym zjawiskiem, niżeli zaniepokojona - mogła z bliska obserwować emocje, których sama dawno przestała czuć, jakby to wszystko było jedynie iluzją, jedną nocą w śnie kogoś innego.
    Uznała to za całkiem rozkoszne.
    - Masz jakieś pół godziny na sklecenie kilku zdań. Potem mi je przedstawisz i zostanie z piętnaście minut na ewentualne poprawki. Nie jesteś kandydatem na prezydenta, dlatego litości, wzbraniaj się przed przemowami, bo zanudzisz wszystkich na śmierć - przewróciła teatralnie oczami, chociaż, powiedzmy sobie szczerze - większość z nich wszystkich, co ich otaczała, zdaniem Impurity, już była w jakimś stopniu martwa.
    Zerknęła krótko na Simona, który zaczął socjalizować się z falująco-włosą (szefowa nie przejęła się tym, bowiem jej zdaniem było to na tyle nieznaczne, że winno to być dostrzegalne jedynie przez osoby zaznajomione, a tak poza tym - zawsze można było zwalić na alkohol). Jako, że jej towarzysz świetnie radził sobie bez niej - a przynajmniej tak wydawało się być z tej odległości - mogła skupić się na swoim członku rodziny, do którego uśmiechnęła się ładnie. Była z niego zadowolona.
    Sięgnęła do jego koszuli, poprawiając kołnierzyk, a potem - długimi, ale lekkimi ruchami dłoni - wygładzając niewidzialne pomięcia na koszuli.
    - Wiesz, że mogłam poprosić o to naszą kapelę? A oni pewnie zgodziliby się. Dlaczego tego nie zrobiłam? - leniwie przeniosła swoje zainteresowanie koszulą z powrotem na górę. - Bo, Nathan. My nie jesteśmy, jak każdy inny klub. Nie reklamujemy się komikami, czy pustymi zabawiaczami, gośćmi, którzy krzykiem zwracają na siebie uwagę. To nic złego. Ale my inaczej to zrobimy. Masz w sobie coś, co jest całkiem pożądane. Masz klasę, Nathan. Oczaruj ich swoją wrodzoną zmysłowością i skromnością. Możesz grać, ale pokaż też siebie - puściła mu oczko i była zupełnie szczera ze swoimi słowami. Jeśli ich klienci nie zaakceptują Nathana - trudno. Oni odejdą, przyjdą nowi, bardziej dostrojeni.
    Metoda balansowania była jedynym działaniem, w którym jej matka była dobra. Skrzywiła się lekko i odsunęła od Nathana. Jakby zjadła coś niesmacznego, niegodnego. Przesunęła dłonią po szyi, mlasnęła językiem o podniebienie, a potem spojrzała za siebie - na stolik, gdzie leżał mężczyzna w stanie klasycznego zgona, z pustym kuflem piwa. Kolejnym.
    - Chcesz wrócić do swojej towarzyszki, czy mam ci pomóc? - zapytała neutralnie. Było jej to dość obojętne - ważne, żeby Nathan ładnie ułożył zdania.
    Gdyby chciał pomocy - zaprosiłaby go do stolika z panem-zgonem.
    Gdyby wolał wrócić do towarzyszki - sama zaplątałaby się w ich towarzystwie, a przede wszystkim - Simona.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 15 Listopad 2016, 22:12   

    Przemieszczała się przez tłum zorganizowany w spójny rytm muzyki, która i Szafirce się udzielała pod postacią wolniejszego kroku. Ostra, ale efektowna. I ktoś w nią uderzył, i padł pod jej nogami. Nie wiedziała, czy te niewyraźne kurwy są do niej adresowane. Nie lubiła takich sytuacji, gdy wypadało w bezpośredni sposób komuś pomóc wstać. Niezdecydowana, podała jej rękę z dłonią ukrytą w rękawie. Chwyć się za przedramię.
    I choć spodziewała się, że za sekundę ta dziewczyna powstanie i uda się gdzieś na bok, bądź dalej będzie brykać jak nowo narodzona, ona zwyczajnie nie dostrzegała jej ręki. Płaczu nie słyszała, z wysoka jej twarzy nie dostrzegała, a tkwienie nad klęczącą dziewczyną było niewygodne, wręcz druzgoczące.
    Ten Dariusz Iskariota miał w sobie, w ostatnich chwilach, trochę smutku w sobie, który teraz się Szafirce udzielił w nikłej ilości, ale wystarczającej, by poczuć do poległej współczucie. Przykucnęła, chwytając jej nadgarstki i mówiąc wprost do jej ucha:
    - Wstawaj!
    I próbowała siła ją podnieść, a w razie czego skłonna byłaby pozwolić się jej oprzeć. Chciała ją podprowadzić pod jedną ze ścian i upewnić, że wszystko z nią w porządku.
    Szafirka nie lubi patrzeć na czyjeś cierpienie, lecz jednocześnie, jak pokazał niedawny przypadek, zdolna jest je w prosty sposób zaoferować.
    Mówią, że głodny nie jesteś sobą, ta?
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Czarny Witraż

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Po prostu Goshenite, ew. Shen
    Wiek: 83 Chronologicznie, 31 Biologicznie
    Rasa: Szklany Człowiek
    Lubi: Szkarłat krwi, grać w karty. Uszy. Kocie i puszyste.
    Nie lubi: Fałszywości.
    Wzrost / waga: 75 kilo z butami, 185 cm w kapeluszu
    Aktualny ubiór: Szary płaszcz, pod ręką rapier, w wewnętrznej kieszeni złota harmonijka.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym ramieniu.
    Zawód: Wyrywacz chwastów.
    Pod ręką: Cięta riposta, rapier, harmonijka, święta cierpliwość.
    Broń: Rapier
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Brak obrażeń na ciele, umysł nie do odratowania.
    Dołączył: 09 Lis 2016
    Posty: 83
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 14:35   

    Rzadko wybierał się na drugą stronę. Nie chodziło tu o strach, po prostu znacznie lepiej czuł się po swojej stronie okna. Dziś jednak był dzień z gatunku tych mniej lub bardziej wyjątkowych. Nie zdarzały się one często, były za to przyjemną (z reguły) odskocznią od codziennej egzystencjalnej szarości. Gdy wylądował w Mieście, był już wieczór. To nawet lepiej. O tej porze jego wrodzona bladość skóry o wiele mniej rzucała się w oczy. Z tego też względu unikał (nie licząc spodni) czarnych ubrań, które dodatkowo podkreślały nienaturalność jego skóry. Choć owa nienaturalność odnosiła się tylko do ludzi; w końcu w Krainie Luster był zwyczajną istotą.
    Nie krążył zbyt długo. Przede wszystkim dlatego że było to nieco mniej bezpieczne niż po drugiej stronie. Świat ludzi rządził się trochę innymi prawami, a to co według niego było normalne, dla ludzi było czymś niespotykanym. Jak na przykład widok broni białej. Musiał więc zostawić rapier w domu; czuł się bez niego jak bez ręki. W wewnętrznej kieszeni płaszcza (szarego oczywiście, model 53 wersja nowoczesna) czuł wypukłość Kompasu i jego złotej harmonijki.
    Wybór trafił na bar. Knajpę? Lokal? Klub nocny.. jakoś tak. Oczywiście była tam ochrona, nawet nieco nadgorliwa, ale jakimś cudem go przepuściła. Wprawdzie jeden z nich patrzył się na Gosha nieco zbyt długo, ale w końcu odpuścił i skupił uwagę na następnym chętnym.
    W środku było głośno. Nieco za głośno jak na jego gust, no ale co poradzić. Było też tłoczno. I ciemno. I w ogóle jego celem był bar i jakiś mocniejszy trunek. Nie miał słabej głowy, ale nie pił znowuż za dużo. Uważał że doprowadzenie samego siebie do stanu w którym nie można się obronić jest wyjątkowo głupie. Poza tym, po większej ilości wypitego alkoholu załączał mu się tryb nihilizmu egzystencjalnego. Idąc przez bawiących się ludzi w pewnym momencie potknął się o coś, co okazało się być kucającą dziewczyną.
    -Niech to szlag..- powiedział pod nosem. Tylko dzięki własnej zręczności nie wylądował na podłodze. Ale by się wtedy potłukł. Odzyskawszy równowagę, spojrzał na przeszkodę (całkiem duża.. o patrzcie, chciała pomóc innej dziewczynie. Czemu jej też nie zauważyłem...?) i skinąwszy lekko głową, w ogóle zapominając że mało kto robi coś takiego, powiedział -Wybacz, mam nadzieję że nic Ci nie jest.- po czym odwrócił się, ratując własną osobę ucieczką. Ehh prawie stówa na karku, a on nadal jest mrukiem. To chyba nieuleczalne.
    _________________
    ..Red like roses..







    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 15:41   

    Próbowała wspomóc tę dziewoję, dostrzegając w jej oczach łzy. Już zbierała się do podniesienia, a wtedy oberwało się jej od kogoś. Od razu w myślach przeklęła. Obejrzała się kątem oka, mając irytacją przepełniony wyraz twarzy. Skinął głową i coś mówił, ale dokładnie nie słyszała. Z pomocą domysłów oceniła, że jakiś rodzaj przeprosin wypowiadał.
    W końcu ich dwójce udało się bezpiecznie powstać. Pozwoliła sobie złapać roztrzepaną dziewczynę za ramiona.
    - Hej, nie płacz. Coś się stało? - dopytywała. Czuła w sobie już znikome ilości jakichkolwiek emocji - wszystkie, które miała, pochłonęła. Może i tym samym głód był zaspokojony, ale jednocześnie jest sztywna jak manekin.
    Nie widząc innego wyjścia, zabrała ten smutek od ratowanej dziewczyny, a ona, będąc już oddaloną od przykrych dolegliwości, w moment chwyciła się czegoś nowego. Uśmiechnęła się, powiedziała coś wymijająco-przepraszającego, skromnie Szafirkę przytuliła w podzięce i odeszła. W zamian rudowłosa miała teraz to zmartwienie, którym pozostało jej się pałać. Wszakże, Deszczowa to jest Samotniczka.
    Wzrokiem wypatrzyła tego, kto wpadł na nią. Mógł zobaczyć jak palcami jednej z dłoni przeciera swoje oczy, a jej twarz przygniata jakiś tajemniczy ciężar. Niesie brzemię, któremu nie ma powodu; które wypełnia ją bez liku. Choć zasmucona, w głębi duszy czuje się dobrze, czuje, że żyje. Patrzyła w jego kierunku, lecz jej wzrok był jakby nieobecnym.
    Coś poczuła pod butem, kiedy postawiła mały krok w miejscu. Schyliła się i zobaczyła pierścień, a dokładniej obrączkę. Ujęła ją w dłoń. Rozglądała się za tamtą dziewczyną, sądząc, że do niej należy zguba. Niestety, nie było jej już w okolicy. Chciała więc schować do kieszeni, ale wspomniała sobie, że nie ma przecież kieszeni. Nagle poczuła, że pierścień nie jest już w dłoni. Wystarczyło, że tylko z lekka wraziła w niego opuszek palca, a obrączka zawędrowała dalej, na jego najgrubszą kostkę.
    Jakaś magia, nie miała wątpliwości. Chyba jednak miała powód do smutku.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx






    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 17:01   

    - Dobrze, dobrze. – Westchnął, oczyma wyobraźni widząc swoją katastrofę, no ale… Ostatecznie słowa Impurity wcelowały gdzieś w odpowiednie miejsce, tak że w dziwny sposób nabrał większej pewności siebie. Mary chyba doskonale wiedziała jak zmanipulować biednych, podatnych mężczyzn. Musiał jeszcze wiele pracy włożyć w udoskonalenie swojego charakteru.
    - Skoro tak mówisz, nic innego mi nie pozostaje. Wiesz najlepiej, co dla klubu dobre, ja… Powiedzmy, że całe życie zajmowałem się innymi rzeczami. – Uśmiechnął się mrużąc przy tym oczy. Chwilę nawet myślał nad zaproponowaniem szefowej zrobienia jakichś strojów na występy dla tancerek, lecz czy przypadkiem nie chodziły tu one częściej nago niż w ubraniu? A jeśli nawet, było one tak kuse, że trudno tutaj o pole do popisu. Swoją drogą miał kilka zaległych zamówień, z którymi będzie musiał się zmierzyć po powrocie do mieszkania. O ile wciąż będzie na siłach – dobra passa może mieć swój nieoczekiwany koniec.
    - Dziękuję, Mary, nie trzeba. Wymyślę coś raz dwa, a kiedy skończę, to cię złapię. Jeśli nie znikniesz gdzieś wraz z moim przyjacielem. – Spojrzał na nią znacząco mówiąc o przyjacielu. Może i skorzystałby z pomocy przy tworzeniu tych „kilku słów”, ale nie miał zamiaru psuć Simonowi hmm randki? Cokolwiek. Wystarczy, że on już nie będzie miał do kogo w tym momencie wrócić, niech Mary się bawi dalej podczas otwarcia.
    - W takim razie, do później. - Jeśli Impurity odeszła do Simona, Nathan jeszcze chwilę stał w miejscu myśląc nad dalszymi krokami, po czym ruszył do dalszej części baru, tak żeby spokojnie zniknąć z oczu wesoło dyskutującej gromadce i zamówił kolejną porcję napoju wyskokowego – tym razem był to rum z colą. Kiedy otrzymał swoje zamówienie, przecisnął się przez tłum coraz bardziej pijanej klienteli (a to go niezmiernie pocieszało, wszak mniej ludzi w ogóle zauważy jego wystąpienie), kierując się na piętro, gdzie właśnie zwalniał się stolik.
    Teraz tylko cholerne słowa powitania.
    _________________




    Siedem Nieszczęść: Gniew

    Godność: Ira Inferveo
    Wiek: około 20
    Rasa: Cień
    Lubi: Ogień, ciekawe i niezwykłe rzeczy
    Nie lubi: Sezamu, idiotów i dręczycieli, nazywania jej Irką
    Wzrost / waga: 172cm / 55kg bardzo żywej wagi
    Aktualny ubiór: Czarna kurtka o głębokich kieszeniach, szara koszulka z logo jakiegoś mało znanego zespołu, brązowe spodnie myśliwskie, wojskowe buty, solidny pasek, pomarańczowa bandana. Event: Wojskowe buty, spodnie myśliwskie, sweter, pas.
    Znaki szczególne: Blizna po oparzeniu na lewym nadgarstku
    Zawód: Kucharz / dorywczo tancerka z ogniem
    Pod ręką: zapalniczka zippo, klucze, scyzoryk climber victorinox, komórka, zegarek
    Broń: noże - Camillus Heat w kieszeni kurtki i nóż myśliwski z hakiem na pasku, na plecach
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    Dołączył: 06 Lis 2016
    Posty: 138
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 17:34   

    Zlustrowała wzrokiem wysokiego bruneta, który wtrącił się do rozmowy, a może powrócił do wcześniejsze swojej rozmówczyni lub znajomej. W sumie ciężko stwierdzić po wymianie kilku słów z jedną i zobaczeniu drugiej. Jego słowa zaś były chyba trafne przynajmniej w ich przypadku.
    Zwróciła się jednak najpierw do Hariotty.
    - Gniew. Mogłam przypuszczać, że jakieś znaczenie kryje się za tym imieniem, w końcu wiele imion jest czymś więcej niż przypadkowym zlepkiem liter, ale nie wiedziałam o tym. Jakoś nigdy się nie zainteresowałam tym na tyle by to sprawdzić.
    Zakołysała koktajlem wyraźnie zastanawiając się co powiedzieć dalej.
    - Czy jestem gniewną osobą? Czy ja wiem? Mam raczej ognisty temperament, ale dużo czasu spędziłam szukając sposobów by go opanować. Może to nie idealne, ale byle co mnie nie rozgniewa. Przynajmniej nie poważnie. Sam gniew jest jednak ciekawym uczuciem...
    To mówiąc przerwała i na chwilę odpłynęła. Co za przypadek, a może coś więcej? Ona, Cień lubujący się w gniewie nosi miano Gniewu w nieznanym jej języku...
    Zaraz, przecież nie jest tu sama. Rozmowa.
    - O czym to ja? Mniejsza o to. Simonie, dobrze usłyszałam i czy wolałbyś per pan? Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam w...
    bardziej osobistym spotkaniu.
    - zakończyła dwuznacznie.
    - Nie miałabym nic przeciwko oddaleniu się gdybym mogła kontynuować rozmowę przy innej okazji. Możliwie w przyjemniejszym miejscu. - mówiąc to lekko się przeciągnęła i rozejrzała czy w razie czego znajdzie innego ciekawego interlokutora. Pobieżne spojrzenie nie zapowiadało zbyt owocnych poszukiwań w tym kierunku.
    Ehh, gdyby karmiła się na pijaństwie byłby to raj...
    _________________
    Ogień to siła, która niszczy lub tworzy - zależy jak ją pokierujesz. Tak jak gniew...


    Ognista ręka
     



    Czarny Witraż

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Po prostu Goshenite, ew. Shen
    Wiek: 83 Chronologicznie, 31 Biologicznie
    Rasa: Szklany Człowiek
    Lubi: Szkarłat krwi, grać w karty. Uszy. Kocie i puszyste.
    Nie lubi: Fałszywości.
    Wzrost / waga: 75 kilo z butami, 185 cm w kapeluszu
    Aktualny ubiór: Szary płaszcz, pod ręką rapier, w wewnętrznej kieszeni złota harmonijka.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym ramieniu.
    Zawód: Wyrywacz chwastów.
    Pod ręką: Cięta riposta, rapier, harmonijka, święta cierpliwość.
    Broń: Rapier
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Brak obrażeń na ciele, umysł nie do odratowania.
    Dołączył: 09 Lis 2016
    Posty: 83
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 20:10   

    Zdecydowanie za dużo tu ludzi. Jedną zdążył już mało finezyjnie kopnąć. Z wyrazu jej twarzy można było wyczytać kompletny brak zadowolenia z zaistniałej sytuacji, co zresztą nie było niczym zaskakującym; w końcu kto lubi być kopanym przez obcą osobę. Już odwrócony szedł w stronę baru, gdyż to właśnie tam zamierzał się znaleźć gdy tu przed paroma chwilami wszedł.
    W końcu znalazł się przy barze. Usadowił swój tyłek na krześle, tak aby na nikogo więcej już nie wpaść (no chyba że na jakąś fajną dziewczynę...). Ale musiałaby być zaprawdę wyjątkową osobą. Albo wyjątkowo dziwną. Na tyle dziwną że aż zdolną do wytrzymania jego towarzystwa. Westchnął przeciągle, z przyzwyczajenia chcąc sięgnąć ku rapierowi, który zwykle wisiał u jego boku. Ten gest zawsze go uspokajał. Przypominał że jest panem własnego życia. Teraz jednak jego ręka natrafiła tylko i wyłącznie na pustą przestrzeń. Trącił niechcący jakiegoś potencjalnego denata siedzącego obok, ten jednak, zajęty własnym towarzystwem w postaci szklanki nic nie zauważył.
    Nie czekając dłużej Goshe przywołał gestem barmana.
    -Dobry człowieku, daj tu coś, cokolwiek, mocniejszego.- powiedział. Ciekawe ilu z tu obecnych naprawdę jest ludźmi. Tak blisko granicy z pewnością kręciły się Istoty z drugiej strony. No cóż, nie oceni tego teraz, zresztą nie miało to sensu. Przyszedł tu (teoretycznie) odpocząć. Odwrócił się w stronę barmana, ten jednak był najwyraźniej zajęty. Chyba poczeka na tego drinka. Chciał skomentować to pod nosem, gdy coś przykuło jego uwagę. Na ladzie, tuż przed nim leżała srebrna obrączka. Nie widział jej wcześniej, nikt też tędy nie przechodził. Więc skąd się wzięła? Sięgnął po nią, chcąc sprawdzić czy posiada może jakieś ślady inicjałów bądź innych cech po których można by zidentyfikować właściciela. Nic. Wtem poczuł jak biżuteria sama, jakby poruszana niewidzialną ręką wsadziła obrączkę na jego palec. Wszystko trwało jedno mrugnięcie okiem.
    W pierwszej chwili zdawało mu się że to tylko przywidzenie, taka gra świateł w połączeniu z jakimś błędem w mózgu. Potem było stwierdzenie „chyba jednak mi się nie przywidziało”. A na końcu „co do..?”. Usiadł prosto i wyciągnął dłoń przed siebie. Na jednym z palców błyszczała obrączka która jeszcze przez chwilę leżała na stole. I nijak nie dało się jej zdjąć.
    -Cholera...- dało się słyszeć ledwie szept, ale zawarta w nim była cała frustracja.
    _________________
    ..Red like roses..



     



    Snajper

    Organizacja MORIA: Zwiadowca
    Wiek: 26 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc
    Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski
    Wzrost / waga: 184 cm/72 kg
    Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie
    Zawód: Wolny strzelec, dosłownie
    Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56
    Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2
    Stan zdrowia: Optymalny
    Dołączył: 01 Lis 2015
    Posty: 269
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 21:04   

    - Dies irae - uśmiechnął się, wygłaszając na głos skojarzenie z tym trzyliterowym imieniem. - Rzeczywiście, niemal zobowiązujące imię. Chociaż mnie bardziej przywodzi na myśl Irlandzką Republikańską Armię i mordy na brytyjskich żołnierzach, o których było głośno parę lat temu... To, jak sądzę, nie jest ani trafne, ani taktowne powiązanie - dokończył, wzruszając ramionami. - Jeśli zaś chodzi o zwracanie się do mnie, samo imię wystarczy w zupełności. Nie przywiązuję zresztą do niego większej wagi, sam je sobie wymyśliłem.
    Nie był pewny, dlaczego właściwie zdradził tak osobisty szczegół kobietom, które znał jeszcze mniej niż Mary - przecież jeszcze prawie nic nie wypił - ale z drugiej strony nie było to nic istotnego, nic, co można by wykorzystać przeciw niemu. Maskując własne, lekkie zaskoczenie uprzejmym uśmiechem, nadal brał udział w rozmowie.
    - Pochlebia mi fakt, że przypisuje mi pani czy to bycie człowiekiem wielkiego kalibru, czy to nietuzinkowość. Mogę jedynie robić co w mojej mocy, żeby nie zawieść oczekiwań... A nie trzeba trudnić się wróżbiarstwem, by zauważyć, że pani pod niejednym względem wyraźnie odcina się od średniej krajowej - dodał z lekkim ukłonem i zerknął na Irę, by stwierdzić, czy ta podkpiwa sobie z niego, czyniąc aluzję do seksu przez "osobistość" jego spotkania z Mary, czy może jednak nie; jak by nie było, przyszedł tu jednak z konkretnego powodu, mógł więc kontynuować grę. Co też uczynił.
    - Och, proszę się nie kłopotać; nikt mi nie przeszkadza - rzucił swobodnie, gładkim, zdecydowanym ruchem sięgając, by otoczyć ramieniem talię swojej blond znajomej i przyciągnąć ją do siebie, przytulić do swojego boku. Jeśli, rzecz jasna, pozwoliła mu taką akcję przeprowadzić. - Rozmowa, rozumiem, była udana? - mruknąłby jej w takim wypadku prosto do ucha. - Nathan to czarujący człowiek; nie wiedziałem, że się znacie.
    Ostatnie zdanie wypowiedział niezależnie od tego, czy przyciąganie było udane, czy nie.
    _________________
    Impurity
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 21:43   

    Nie miałaby nic przeciwko pomocy swojemu kelnerowi, w końcu to z jej strony padła propozycja. Jednak, on chyba na poważnie wziął swoje zadanie, uniknąć towarzystwa szefowej, a może chciał się wykazać (Impurity i tak dała mu porządnego, oczojebnego plusa na środku czoła), więc nie zamierzała mu przeszkadzać, w końcu jego wybór, no nie? Nie powiedziała żadnego "powodzenia", bo i w tej sytuacji uznała to za zupełnie zbyteczne, za to zakręciła się wokół Simona. Musnęła swoją dłonią o jego, dla samej przyjemności, ale żeby także zwrócić jego uwagę na swoją osobę. On przyciągnął ją do swojego boku, co niby wyczuła sekundę wcześniej, a jednak przyjęła z lekkim zaskoczeniem. Mimo to, była zupełnie rozluźniona, tak, w jego ramionach było jej wygodnie. W dodatku, mężczyzna zdecydował nachylić się do jej ucha, owiewając je swoim oddechem. Aż pojawiła jej się gęsia skórka, którą nieszczególnie się przejęła. Wyglądało na to, że jej dotąd jednostronny romans był odwzajemniany (w końcu znała Simona, gdy jeszcze on nie znał jej, Nieczystości).
    - Ciekawie - rzuciła do niego, patrząc na barmana, który sprawnie uwijał się za barem. - Nathan nazwał cię swoim przyjacielem.
    Cóż, to chyba oznaczało, że trochę go obgadywali, no nie? Co z tego, że tamten mężczyzna miał już pewne wyobrażenie o ich dwójce, zapewne w większej części całkiem trafne. Tym bardziej, gdyby spojrzał na nich teraz.
    Zwróciła uwagę także na dwójkę, z którymi wcześniej rozmawiał pan Quinn. Kobieta o falujących włosach, a które teraz leżały grzecznie na jej plecach oraz jej jasnowłosa towarzyszka.
    - Witajcie, jestem Mary - zaczęła zwyczajową formalnością, wyuczoną i pustą, bo czasami - ostatnio coraz częściej - tak należało. - Widzę, że jeszcze wszyscy dobrze się trzymają, zatem mogę zaproponować wam po drinku. Jestem pewna, że barman przyszykuje dla was coś wyjątkowego, prawda? - rzuciła w jego kierunku, a on odbąknął coś z wesołym uśmiechem, że każdy jego drink jest wyjątkowy - no cóż, nie Nieczystości oceniać, ale musiała wierzyć na słowo, nie?
    Kapela zmieniła utwór na wolniejszy, ale wokalista wciąż częstował wszystkim swoim niskim, zachrypniętym głosem. Słychać było jakiś pisk, potem klaskanie, aż wszyscy umilkli, więc chyba była to ich przebojowa piosenka.
    Impurity wciąż chciała wrócić do lat 90.
    Hariotte
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Listopad 2016, 22:30   

    Spojrzała dość tęsknie za Nathanem, który wydawał się ją całkowicie ignorować. Nawet na nią nie spojrzał. Tępe ukłucie bólu było mało przyjemne, jednak przez te wszystkie lata, cóż, doświadczyła zdecydowanie gorszych tortur. Więc co jej pozostało jak nie zrobić dobrą minę do złej gry? Odetchnęła i policzyła do pięciu.
    Raz, dwa trzy. Baba jaga patrzy.
    Przetarła oczy i odwróciła się ponownie do swoich rozmówców. Choć mina przez chwilę była jeszcze dość marsowa, Har spróbowała to ukryć. Może nie byli aż tak wprawnymi obserwatorami by zauważyć jej zmianę nastroju. Pozwoliła zafalować włosom, lecz te również nie miały na to większej ochoty. Wdech.
    Cztery, pięć.
    Wydech i uśmiech. Powracamy do gry w towarzyskie szachy, która nigdy się nie kończy. Lecz nagle całkowicie zgubiła wątek, który zawędrował na dziwnie nieznane wody. Jakie znowu kontynuowanie rozmowy. Czy Ira już miała zamiar sobie pójść? I skąd nagle wzięła się w ich towarzystwie owa władcza blondynka? Przez chwilę Bajarka poczuła się niepewnie, jakby kobieta po raz kolejny chciała jej odebrać towarzyszy rozmowy. Lecz to było wyjątkowo bezsensowne. Przecież Har nie była wcale aż tak ważną postacią żeby ktoś się na nią uwziął. Nie tutaj i nie teraz. Ona jedynie piła piwo i się wymądrzała.
    Albo tylko wymądrzała, bo piwo właśnie się skończyło, a puste szkło szybko zostało porwane przez barmana o magicznych zdolnościach robienia cudownych koktajli. Których za chwilę mieli skosztować.
    - Witaj, Mary - smak tego imienia był dość gorzki na języku Opowiadaczki. Kolejne proste imię. A nie ufała takowym, bo rzeczywiście nie spotkała jeszcze na swojej drodze postaci nudnej i bezbarwnej, nawet jeśli był to szklany człowiek. Każdy miał do opowiedzenia coś wyjątkowego, kwestią była jedynie skrytość ofiary. A te o najprostszych imionach zazwyczaj były najbardziej skryte. - Dopiero mówiłam Simonowi, że w dzisiejszych czasach silni mężczyźni stoją za silnymi kobietami. Może chcesz coś powiedzieć na ten temat?
    Uniosła kąciki ust zachęcająco i nawet nie spojrzała na blat baru. Słysząc, że świeże szkło zostaje tam wystawione, sięgnęła po pierwszego lepszego drinka i zwilżyła w nim wargi. Cichy pomruk zadowolenia wyrwał się z jej gardła gdy doskonale wyważona słodycz rozpłynęła się po kubeczkach smakowych. I choć nie rozpoznawała wszystkich aromatów, to musiała przyznać, że napój był wyjątkowo smaczny.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 17 Listopad 2016, 13:23   

    Nie bardzo rozumiała te wszystkie ostatnie zdarzenia, ale może niepotrzebnie doszukiwała się w nich wzorców? Że zjadła emocje Iskariocie, że zabrała płacz, że ktoś na nią wpadł po raz drugi, że obrączka...
    Ze wszystkiego tylko ostatnie zasługiwało na większa uwagę. Magia, była tego pewna. Spojrzała na serdeczny palec, ozdobiony pierścieniem. Pierścionki... dotychczas żadnych nie nosiła, a teraz może uchodzić za zaręczoną.
    Był dość skromnym. Lekko chropowata obręcz ze starego złota i drobny klejnot w owalnej otoczce.
    Przenikające w każdą cząstkę ciała roztargnienie zaczęło jej towarzyszyć wraz z nagłym stawianiem kroków przed siebie, stawianych pośpiesznie w kierunku baru. Jakby niewidzialna siła chciała się z nią napić i nie przyjmowała sprzeciwów; jakby ktoś ciągnął ją za obie dłonie, choć te miała zaledwie przy sobie.
    Wyraz jej twarzy był przezabawny. Z jednej strony pokryte łzami lica, z drugiej zaś usta tkwiące w niewypowiedzianym półsłowie. Z trzeciej, oczy szeroko otwarte, chcące zarejestrować każdy szczegół.
    - Barman, polej. - bardziej pokazała to gestem, bo w hałasie wydobywającym się ze sceny, słowa były równie niezauważalne co zmiany pogodowe po drugiej stronie ziemi. Trzema złożonymi palcami poklepała się dwukrotnie po szyi.
    Zaczęła myśleć nad jakimś rosyjskim imieniem.
    Siedziała w innym miejscu niż dwa poprzednie razy, zasiadając teraz akuratnie przy srebrnowłosym, po jego prawicy. Ukradkiem obejrzała się na niego, lecz nie na długo. Po przeciwnej stronie jej panoramicznego wzroku zauważyła stawiane jej szkło. Widząc, że jest wewnątrz kolorowe, jęknęła coś, trzasnęła prawą, otwartą dłonią, aby zwrócić wzrok barmana, który zaczął patrzeć gdzie indziej. Gdy mimochodem się na nią obejrzał, krzyknęła:
    - Naley mne Vodka! - akcentując ze starannością ostatnie słowo. A kciukiem i palcem wskazującym ukazała konkretną miarę - wysokość szklanki.
    Nori nie raz miał okazję pić z Rosjanami i wiedział, jak to się dla niego kończy. Szafirka najwidoczniej nie wiedziała, albo nie chciała wiedzieć.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Czarny Witraż

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Po prostu Goshenite, ew. Shen
    Wiek: 83 Chronologicznie, 31 Biologicznie
    Rasa: Szklany Człowiek
    Lubi: Szkarłat krwi, grać w karty. Uszy. Kocie i puszyste.
    Nie lubi: Fałszywości.
    Wzrost / waga: 75 kilo z butami, 185 cm w kapeluszu
    Aktualny ubiór: Szary płaszcz, pod ręką rapier, w wewnętrznej kieszeni złota harmonijka.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym ramieniu.
    Zawód: Wyrywacz chwastów.
    Pod ręką: Cięta riposta, rapier, harmonijka, święta cierpliwość.
    Broń: Rapier
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Brak obrażeń na ciele, umysł nie do odratowania.
    Dołączył: 09 Lis 2016
    Posty: 83
    Wysłany: 18 Listopad 2016, 02:39   

    Minęła chwila nim zamówiony przez niego trunek znalazł się na stoliku. Podniósł szklankę nieco wyżej, tak by możliwa była identyfikacja płynu znajdującego się w środku. Whisky. Bursztynowa łuna nie pozostawiała żadnych złudzeń. Uśmiechnął się mimochodem; barman posiadał chyba szósty zmysł, gdyż niemal doskonale wyczuł to czego Goshe chciał teraz najbardziej. Czuł przyjemne zimno pochodzące od kilku małych kostek lodu dodanych do trunku. Uniósł szklankę do ust, a napój delikatnie spłynął mu do gardła, pozostawiając po sobie intensywny posmak. Przymknął oczy, i przez chwilę, jedną krótką chwilę poczuł się jak po drugiej stronie lustra, wolny od trosk i problemów. Niestety przyjemności znane są ze swojego krótkiego życia, i już po chwili do jego uszu zaczął docierać huk muzyki i odgłosy rozmów osób sąsiadujących z nim. I ten przeklęty pierścionek. Gdy tylko jego wzrok padł na tą cudaczną rzecz, cały jego dobry humor prysł tak szybko jak się pojawił. Tak, próbował go zdjąć. Nie, za cholerę nie dało się tego zrobić. Mało nie wyrwał palca ze stawu próbując pozbyć się tego czegoś. To że to nie była pierwsza lepsza błyskotka było wiadome od razu. Na kilometr można było wyczuć tu magię, choć nie bardzo wiedział jakie były jej skutki oprócz cholernej irytacji brakiem możliwości ściągnięcia tego kawałka metalu. Najgorsze że zostawił całą broń w domu.. Nie żeby paliło mu się do obcinania własnych palców; przynajmniej jeszcze nie.
    Kątem oka zauważył cień zajmujący wolne krzesło po jego prawej. W pierwszej chwili nie rozpoznał jej, lecz była to dziewczyna którą delikatnie mówiąc poturbował parę chwil wcześniej. Nie bardzo miał ochotę na wysłuchiwanie jakichkolwiek pretensji, tym bardziej że wina była całkowicie po jego stronie. Czasem bywał… uparty. Gdy jednak minęła jedna chwila, potem druga, a za nimi kolejne, a dziewczyna milczała (poza bardzo energicznym zamówieniem alkoholu), Goshe doszedł do wniosku że może jednak nie miała pretensji. Nie bardzo jednak wiedział czy ma się odezwać pierwszy, czy może lepiej milczeć. Albo czy w ogóle wynieść się i poszukać spokojniejszej miejscówki? Po krótkim namyśle zdecydował się na opcję „buzia w ciup”, rzucając jedynie przelotne spojrzenie na sąsiadkę. Zaskoczyła go nieco ilością zamówionego alkoholu, nawet biorąc pod uwagę jej imponujący wzrost. Nie bardzo wiedząc czemu, odezwał się, pokazując na szklankę palcem
    -Na moje oko to nieco zabójcza ilość alkoholu, wiesz.-
    _________________
    ..Red like roses..







    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 18 Listopad 2016, 17:59   

    Barman nalał to, co sobie życzyła, dokładnie tyle, ile sobie życzyła i zabrał to, czego sobie nie życzyła. Szafirka miała powody do radości, a mimo to wciąż najwięcej w jej twarzy było smutku, niedawnego płaczu i roztargnienia. Gdyby nie energiczne składanie reklamacji, można by dopisać jej także i bezradność.
    Chwyciła pewnie w dłoń szklankę, pełną w trzech czwartych zawartości, i wtedy posłyszała uwagę od siedzącego obok mężczyzny. Znała już ten głos, to z pewnością on ją staranował.
    Okej, odwdzięczy się, może.
    - Myślisz że wypiłabym to na raz? - zapytała tak, jakby właśnie oskarżała go o popełnienie niewybaczalnej głupoty. - Pewnie bym mogła - dodała po niedługiej chwili.
    Przekręciła się na siedzeniu tak, aby móc lepiej na jegomościa spojrzeć. Podniosła szklankę i wskazała nią na jego trunek. Stuk-puk i wlej - proponowała to tym gestem. I chciała zrobić stuk-puk i jeden łyk wódki ze swojej szklanki ubrać. Oczywiście, niesmak został zademonstrowany przez wykrzywione usta i lica.
    - Agr, dobre. - Podsumowała, odstawiając szkliwo na blat. - Widzę, że Tobie samotność też dziś doskwiera - Stwierdziła, jeśli tylko udało się jej dojrzeć obrączkę na jego dłoni. Najpewniej wyglądała tak samo - w końcu były jedną parą. Wskazała przy okazji na ten pierścionek. drugą dłonią. Jej obrączka także jak najbardziej pozostawała widoczna, mimo iż rękawy tuniki nakrywały częściowo obie jej dłonie.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


     



    Czarny Witraż

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Po prostu Goshenite, ew. Shen
    Wiek: 83 Chronologicznie, 31 Biologicznie
    Rasa: Szklany Człowiek
    Lubi: Szkarłat krwi, grać w karty. Uszy. Kocie i puszyste.
    Nie lubi: Fałszywości.
    Wzrost / waga: 75 kilo z butami, 185 cm w kapeluszu
    Aktualny ubiór: Szary płaszcz, pod ręką rapier, w wewnętrznej kieszeni złota harmonijka.
    Znaki szczególne: Blizna na prawym ramieniu.
    Zawód: Wyrywacz chwastów.
    Pod ręką: Cięta riposta, rapier, harmonijka, święta cierpliwość.
    Broń: Rapier
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Brak obrażeń na ciele, umysł nie do odratowania.
    Dołączył: 09 Lis 2016
    Posty: 83
    Wysłany: 19 Listopad 2016, 17:11   

    Goshe wolał delektować się alkoholem. W końcu nigdzie mu się nie spieszyło. Muzyka mogłaby być znośniejsza i cichsza, a ludzi nieco mniej, no ale nie wszystko w życiu jest perfekcyjne. No chyba że krew. Jej widok zawsze Gosha pociągał. Z pewnością nie było to coś normalnego, nawet wśród istot z Krainy Luster, nie mówiąc już o zwykłych ludziach, ale taki już był. Oczywiście nie wstanie teraz i nie potnie przypadkowej osoby (bo niby czym), ale samo myślenie o tym pięknym odcieniu szkarłatu wprawiał go w lepszy nastrój. Tak długo aż nie opróżnił szklanki. Machnął do przechodzącego barmana, a ten kilka chwil później ponownie napełnił ją bursztynowym płynem. Lód nieco się już rozpuścił, wciąż jednak było go wystarczająco do schłodzenia napoju. W tym momencie usłyszał odpowiedź na swoją uwagę o ilości alkoholu który miała zamiar wypić jego sąsiadka. Uśmiechnął się ponuro
    -Cóż, wypić to raczej nie problem.-- wzruszył ramionami. Gorzej z tym co dzieje się potem. Albo miała mocną głowę, albo cóż, była już mocno wstawiona. W pierwszej chwili nie zauważył gestu który proponowała; wpatrzony w bliżej nieokreślony punkt nieco odpłynął. W końcu jednak skojarzył ruch i z lekkim opóźnieniem uderzył swoją szklanką w jej. Powoli czuł ciepło rozlewające się po jego trzewiach; pierwsze oznaki działania alkoholu. Szczerze mówiąc nie miał pojęcia jak ktokolwiek może pić wódkę. Whisky miała chociaż jakiś smak, ale to? Pokiwał ledwie zauważalnie głową. Niektórzy są dziwni.
    Już chciał odpowiedzieć na jej słowa, gdy zobaczył na co wskazuje jej druga ręka. Obrączka, z tej odległości bardzo przypominająca tą którą sam miał na ręku. Bezwiednie odłożył szklankę na stolik i sięgnął ręką do pasa, mając nadzieję na znalezienie tam broni, której oczywiście nie było. Nie ufał jej, nie wiedział kim jest ani czego chce. Ani o co u licha chodzi z tymi obrączkami, których nie da się zdjąć.
    -Samotność mi nie doskwiera, ona zawsze ze mną jest.- powiedział, wskazując na obrączkę i dodając -Mam rozumieć że te świecidełka to Twoja sprawka?-
    _________________
    ..Red like roses..



    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 9