Imię:
Elisa
Nazwisko:
Nie zna (ale po przygarnięciu nadano jej nazwisko Bell)
Pseudonim:
Eli
Wiek:
18 lat (wizualnie 15 lat)
Rasa:
Dachowiec
Ranga:
Nocny muzykant
Miejsce zamieszkania:
Dom jej właściciela - Tyka (czyli Różany Pałac na Herbacianych Łąkach w Krainie Luster)
Moce:
o Teleportacja – może się teleportować jedynie w obrębie jednego świata, w którym aktualnie się znajduje z częstością raz na 3 posty, jeśli przenosi ze sobą istotę żywą inną niż własna Bestia - raz na 5.
o Zmiana przedmiotów w jedzenie – małe przedmioty.
o Hipnoza muzyką (umiejętność rangowa) – działa 3 posty, potem 2 posty przerwy; obejmuje maksymalnie 2 osoby naraz
Umiejętności:
• Przez tyle lat zdążyła się wprawić w sztuce gotowania. Z niebywałym przejęciem i przyjemnością pichci przeróżne dania, szczególnie swojemu panu!
• Za kociaka nagminnie pakowała się w tarapaty, więc logiczne, że musiała nauczyć się podstaw lecznictwa. Teraz na ogół tylko zagląda do książek medycznych, bo już tak nie rozrabia i nie kaleczy się co pięć minut.
• Uprawianie tańca z szarfami dla swojego pana opłaciło się, ponieważ może teraz swobodnie nimi operować (na przykład zwalając przeciwnika z nóg i to dosłownie).
Charakter:
Eli jest specyficznym typem stworzenia. Łatwo dojść z nią do porozumienia, bo z natury nie ma złych zamiarów wobec nikogo. Poza tym odznacza się niebywałą empatią - być może dzięki temu, przez co przeszła, potrafi postawić się w sytuacji drugiej osoby.
Z drugiej strony jest dość skryta i wiele spraw ukrywa nawet przed najbliższymi. Po części dlatego, że nie chce ich martwić, a po części przez swoją dumę. Dla niej ujawnienie bezradności to ujma na honorze, choć nie ma problemu z niesieniem pomocy tym, którzy znajdują się w potrzebie. Po prostu uważa, że poradzi sobie ze wszystkim sama, więc po co kogoś niepotrzebnie męczyć? Chociaż faktycznie często czuje się osamotniona albo ciężar rzeczy, które na siebie bierze, nierzadko ją przygniata, stara się do tego nie przyznawać.
Nie licząc wrodzonej ostrożności, jest raczej otwarta i pogodna na co dzień. Nie ma problemu z nawiązywaniem nowych relacji, chyba że ktoś wydaje jej się podejrzany.
Na dodatek niezła z niej przytulanka – lubi być głaskana, a do tego zdarza jej się marnie żebrać o atencję ze strony swojego właściciela, czy to przewracając się do góry brzuchem, czy to liżąc pana w policzek. Bywa wybitnie pomysłowa, kiedy brak jej towarzystwa i pieszczot.
Wygląd zewnętrzny:
Zacznijmy od tego, że jeśli zobaczysz gęstą jasnobrązową, sięgającą ledwo do ramion czuprynę, to prawdopodobnie nawiedziła Cię wyjątkowa kotka o imieniu Eli! Włosy to jej cecha charakterystyczna – z nikim nie da się jej pomylić. Są na tyle puszyste i uniesione, by zasłonić z powodzeniem całe zwierzęce uszy (które zresztą są takiego samego koloru co jej włosy). Wilgoć zmienia dosyć przyzwoitą fryzurę w coś w rodzaju afro, niestety.
Na uwagę zasługują też wypiłowane, lśniące paznokcie i białe kiełki przypominające sztylety.
Poza tym Elisa jest dosyć chudziutka i waży zaledwie czterdzieści trzy kilogramy. Życie na ulicy definitywnie odcisnęło się na jej budowie ciała, którą przypomina bardziej piętnastolatkę niż osiemnastolatkę. Jest dosyć niziutka jak na swój wiek – mierzy metr pięćdziesiąt pięć.
Ma średniej wielkości biust i figurę klepsydry.
Jej długie rzęsy okalają oczy o barwie miodowej. Nic nie wyróżnia ją pod względem rysów twarzy. Zwykła, prosta dziewczyna o śniadej cerze i wystających kościach policzkowych.
Ubiera się dziewczęco, dbając jednocześnie o wygodę. Uwielbia cieszyć oczy swojego pana fartuszkiem i falbankami.
Historia:
Jedyne, co pamięta to to, że przez jakiś czas żyła na własną rękę. Nic dodać, nic ująć.
Któregoś dnia obudziła się w kartonie ze złotym medalionem, którego bez klucza nie sposób było otworzyć. Wokół nie było nikogo. Wołała, lecz na próżno. Nikt nie przyszedł. Nikt nie powiedział, że to durny żart. Była sama.
Takim oto sposobem musiała nauczyć się wszystkiego w pojedynkę. Zdana na siebie, dla nikogo nieważna, trudniła się każdą czynnością, która pozwalała jej zarobić.
Kradzieże? Prostytucja w młodym wieku? Groźby? Była w stanie parać się najbardziej nieczystym rzemiosłem, jakie świat znał, byle uzyskać jakiekolwiek szanse na przeżycie na ulicy pełnej niebezpieczeństw.
Jednego dnia zdobywała jedzenie, drugiego ktoś ją pobił i tak w kółko. Tygodnie zlewały się w miesiące. Kompletnie zatraciła się w rutynie życia codziennego.
Mimo to naiwnie wierzyła w lepsze jutro, tuląc do piersi medalion, który stanowił jedyną jej pamiątkę po rodzinie.
„Przyjdzie godzina, gdy uwolnię się od smutków i trosk. Na zawsze.” – Mówiła do siebie z ciut wariackim uśmiechem, wpatrując się w świecidełko.
I kiedy już, już była bliska poddania się i zakończenia swojego nędznego żywota, spotkała mężczyznę. Piekielnie przystojnego, jak na jej gust.
Uznała go za zły omen i początkowo nie zbliżała się od niego. Wahała się.
Ostatecznie postanowiła za nim pójść. Nie pozostawiono jej zbyt wielkiego wyboru: mogła obudzić się w kanale lub wykorzystać okazję, która pozwoliłaby jej na nowy start. Zdecydowała się na to drugie – wybrała mniejsze zło. Tak jej się przynajmniej zdawało.
I tak oto Arcyksiążę przygarnął ją. Już nigdy nie musiała głodować.
Brzmi jak bajka? Pozory mylą.
Może kiedyś dobrze jej się wiodło. Pojawiły się jednak setki nurtujących pytań wymagających odpowiedzi.
Skąd pochodzi? Dlaczego ją odrzucono? A może gdzieś tam dalej istnieją jej krewni? Bądź… gardzą nią i chcieliby ją zabić?
Z jednej strony kieruje nią chęć, by poznać prawdę. Z drugiej lęk przed tym, co może się stać, jeśli ją pozna… Narazi wtedy nie tylko siebie, ale i tego, kto przypadkowo ją uratował. Trudny wybór.
Okazało się, że obdarzono ją niesamowitym talentem wokalnym. Kolejna komplikacja.
Nie chciała tego. Co jeśli jej właściciel sprzeda ją niegodziwcom albo to oni zdecydują się jej porwać? Serce pęknie jej z żalu.
Należy nadmienić, iż nadal w pełni nie ufa swemu protektorowi. Jest mu wdzięczna za opiekę i ochronę, ale… Niepokój spędza jej sen z powiek. Martwi się, że to tylko pułapka, która zaprowadzi ją na stryczek za dawne zbrodnie, przez które wciąż dręczą ją wyrzuty sumienia.
Zarys obiektywnej historii wygląda tak: Upiorny Arystokrata z rodu de Roitelette miał kocią kochankę. Doszło do bliższego poznania i takim cudem zyskała ona złoty medalion, który wygrawerowano na specjalne polecenie tego mężczyzny.
Wkrótce w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł, a pół-kotka urodziła potomstwo. Będąc schorowaną i nie zamierzając wychowywać córki samej, porzuciła ją, zostawiając jej w spadku wyrób zrealizowany na zlecenie jej ojca.
Eli została sierotą, którą ocalił Tyk. Nie zanosi się na odkrycie planów, jakie szykowałby względem niej.
Nadal nie ma zielonego pojęcia, czyim jest dzieckiem (w końcu polegała wyłącznie na sobie, a potem na Arcyksięciu). Jedyną wskazówkę może dla niej stanowić medalion.