• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Bary i Restauracje » 'Amaretto'
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Sierpień 2011, 01:34   'Amaretto'

      Swoista klubokawiarnia, czynna właściwie niemal całą dobę. Za dnia spełnia funkcje miejsca w sam raz na niezobowiązujące spotkanie przy herbacie czy przegląd prasy, wieczorem zaś odbywają się tu niewielkie, kameralne imprezy. Nawet nocą można się tu natknąć na osoby, które z jakiś powodów są aktywne nocą i tutaj niejednokrotnie znajdują swego rodzaju azyl. Wnętrze jest raczej ciasnawe i zagracone, jednak sposób w jaki zostały rozmieszczone meble jest na tyle strategicznie sprytny, iż całość sprawia przyjemne, przytulne wrażenie.


    Było kilka godzin po wschodzie słońca. To ta pora dnia, w której miasto na dobre budzi się do życia. Ponura gęstość i niepokoje nocy ustępują jasnym promieniom słońca skaczącym po mokrych od deszczu dachówkach. Jakaś grupka rozweselonej dzieciarni mitręży, mając najwyraźniej w nosie to, czy spóźnią się do szkoły. A może była sobota? Jakieś święto? Faust nie był pewien, w jego kalendarzu wszystkie dni i noce zlewały się w nieprzerwane pasmo godzin wypełnionych pracą. Mimo wrodzonej dokładności nie miał tez szczególnej chęci tego analizować. Półtorej godziny temu obudził się głęboko w czeluściach laboratoriów MORII, z bólem karku spowodowanym spaniem na zbyt wąskiej kanapie w dyżurce. To była norma. Ostatnio nie miał czasu nawet zajrzeć do domu. Z drugiej strony jak rzadko przebudzeniu nie towarzyszył potworny kac, co było czynnikiem jak najbardziej zaliczanym do tych pozytywnych. Miał więc od rana dobry humor oraz wyglądał i zachowywał się bardziej rześko i energicznie niż zwykle. Nie bez znaczenia zapewne pozostawały tu dwie kreski amfetaminy którą wciągnął nosem na dobry początek dnia. I mimo iż oszałamiających postępów w badaniach jak nie było tak nie ma, mimo tego że jego informator zapadł się jak kamień w wodę zanim dostarczył mu jakichkolwiek informacji o tych średnio tajemniczych zgonach wśród personelu... Faust postanowił że najwyższy czas zrobić sobie mała przerwę. Co w jego rozumieniu i wykonaniu odbiegało od popularnego wyobrażenia o przerwach.
    Tak czy inaczej był umówiony. Ostatnio bowiem wcale nie widywał się z Giselle. O ile w ogóle wpadał do domu to były to wizyty w biegu, do których dochodziło zazwyczaj w samym środku nocy, gdy spała. Jeśli w ogóle zdarzało mu się bywać w rezydencji na dłużej, to zwykle pracował u siebie, spał i wychodził nad ranem, nim zdarzyła się obudzić. Wyglądało to prawie tak, jakby jej unikał, co oczywiście nie miało nic wspólnego z prawdą. Nie wiedział kiedy także uświadomił sobie że kilka minut spoglądania na nią zwiniętą w pościeli, stojąc na progu, przestało mu wystarczać. Zwyczajnie zatęsknił za przenikliwością jej oczu i melodyjnym głosem, zapinając, jak potrafi być cięta i działać mu na nerwy. To zresztą nie miało tak naprawdę znaczenia, czuł jednak że ją zaniedbuje i było to sprzeczne także z jego systemem zachowań. A przynajmniej wyobrażeniem o nim.
    Te wszystkie powody złożyły się na to że wczoraj posłał do domu z wiadomością dla siostry zawierającą propozycje spotkania i zawiadomienie o czasie i miejscu. Siedział teraz w tej oto kawiarni, która na marginesie bardzo lubił, w miejscu, z którego miał bardzo dobry widok na resztę sali oraz ulice za oknem samemu nie rzucając się w oczy. Czekał rozparty wygodnie w ciemnym skórzanym fotelu, mając wciąż pod płaszczem biały, laboratoryjny kitel, którego zapomniał się pozbyć w wyniku pośpiechu. Mrużył lekko oczy, częściowo zatopiony we własnych myślach spokojnie dopalał papierosa i pozwalał stygnąć wypitej w połowie kawie, stojącej w filiżance na brzegu stolika, obok złożonej na pół gazety.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Sierpień 2011, 07:24   

    Giselle spóźniała się na umówione spotkanie. Nie było w tym z resztą nic nowego, tym bardziej, że miała cichy żal do brata o to, że poinformował ją o tym rendezvous w tak... Skandalicznie protekcjonalny sposób? Co ona? Jego panna na posyłki, że przekazuje służbie list z 'zaproszeniem'? Jakby doprawdy nie mógł poświęcić pięciu sekund swojego bezcennego czasu na to by osobiście chociaż przekazać jej ten nieszczęsny list, bo tego, że pofatygowałby się do jej pokoju na pięterku i werbalnie wyraził chęć spędzenia z nią czasu nie oczekiwała od tego zakichanego pracoholika, dla którego każda godzina wskazywana przez wskazówki na białej tarczy zegara, jest godziną pracy. Z resztą, nie tylko chęć dopieczenia nieznośnemu rodzeństwu, które traktowało ją nienależycie, była przyczyną jej spóźnienia. Biorąc pod uwagę kolorowe i ozdabiane wstążkami torby i kuferki które dzierżyła w obu rękach, można śmiało przypuszczać, że intensywnie zajmowała się roztrwanianiem faustowej fortuny i w tym jakoś charakter i praca mężczyzny, zupełnie jej nie przeszkadzały. Mała hipokrytka o wstrętnym charakterze i prześlicznej buzi. Maszerowała ulicą z właściwą sobie gracją i pewnością siebie, choć w jej spojrzeniu i uśmiechu było zbyt wiele zuchwałości, by można ją pomylić z prawdziwą damą. Jasne pukle złocistych włosów kołysały się na jej plecach, spływając też z ramion promienistą kaskadą. Połyskiwały w słońcu jak rozruszane wiatrem kłosy pszenicy i mieniły się złocistymi refleksami przyciągając zazdrosne spojrzenia innych dziewek i zaciekawione, ukrywane zerknięcia jegomościów. Opaska z różową, jedwabną kokardą na czubku dodawała dziewczynie subtelnego uroku, który tak bardzo kłócił się z jej faktycznym charakterem, ale idealnie pasował (przynajmniej kolorem) do jasnej sukienki na ramionach, której ścięta z koła spódnica sięgała połowy jej zgrabnych ud i z pewnością groziłaby podwiewaniem na silniejszym wietrze, gdyby nie ściągacz szarego, cienkiego sweterka, który został wciągnięty na szczupłą sylwetkę dziewczyny. Sweter luźno opadał z jej drobnych ramion, a nazbyt długie rękawy kończyły się gdzieś w połowie jej dłoni. Na piersiach kołysał się dość duży wisior będący medalionem w kształcie serca, w którym (w tajemnicy przed światem) trzymała fotografię swojego starszego brata.
    Jego irytująco ciężką obecność wyczuwała jeszcze z ulicy. Nie sposób nie rozpoznać tej dziwacznie ciemnej aury, która tak wyraźnie odcinała się na tle pozostałych, zwykłych jednostek. Przypomniało jej się, że ostatnimi czasy, także jej nowy pracodawca odznaczał się wyjątkowością w tej kwestii, choć nie potrafiła wyjaśnić dlaczego. Bała się zaglądać do jego głowy, bo wiedziała, że też był telepatą co oznaczało, że mógł odwdzięczyć jej się tym samym, gdy tylko wyczuje jej obecność w swych myślach, a wyczułby ją bez cienia wątpliwości. Nie miała oczywiście bladego pojęcia o współpracy Lokiego i Fausta, bo w przeciwnym razie nie zgodziłaby się pomagać temu pierwszemu, celem zapewnienia bezpieczeństwa drugiemu. Nie to, żeby nie lubiła szpiega. Nawet uważała, że był całkiem przystojny, ale... Może trochę się go obawiała? Tak, był troszkę przerażający, wiedział zawsze wszystko o wszystkich i właściwie wiedział znacznie więcej o niej samej niż mogła się spodziewać po kimkolwiek znajdującym się w tak znacznym oddaleniu od jej rodzinnej miejscowości.
    Spostrzeżenie jasnej pociągłej twarzy rozwiało wszystkie ponure myśli i w pierwszym odruchu przywołało uśmiech na porcelanową twarz księżniczki. Później jednak szybko przypomniała sobie, że jest na niego śmiertelnie obrażona, więc przybrała stosowną minę i wkroczyła do kawiarni jak prawdziwa królowa do salonu. Omiotła pomieszczenie pogardliwym spojrzeniem osoby, która jadała z pozłacanych półmisków natychmiastowo wywołując u kelnera reakcję, jaką wywołuje poczucie, że znalazł się w obliczu osoby, przy której wspiąć się musi na szczyt swoich kelnerskich możliwości. Zakomunikowała mu więc, że jest umówiona z tamtym oto dżentelmenem, że życzy sobie by ktoś zajął się jej pakunkami i że uprzejmie prosi o herbatę różaną, która odstać ma przynajmniej pięć minut by dobrze nasiąknąć aromatem, a potem kolejne trzy, by lekko ostygnąć i żeby nie poparzyła sobie języka. Mężczyzna skinął głową, odsunął jej stołek przy bracie tak by mogła wygodnie usiąść, a gdy zajęła spokojnie miejsce przy stoliku ruszył do zadań powtarzając sobie nerwowym półszeptem ilość minut, które ma spędzić jej herbata na jakiej czynności.
    Spojrzała na Fausta niechętnie, modrymi ślepiami.
    -Pan wzywał-mruknęła mierząc go od stóp do głów badawczym wzrokiem. Nie dało się ukryć, że wyglądał lepiej niż zwykle, nie był skacowany, ani pijany, ani nieprzytomny. Wyglądał nawet całkiem żywo, co zamiast radosnego uśmiechu wywołało jedynie krzywą bruzdę na jej jasnym czole. Nie powinna się tak marszczyć, bo za chwilę jej tak zostanie i będzie płakać, ale cóż począć gdy ten idiota znowu bawił się w ćpanie? Westchnęła, skrzyżowała ręce na piersiach i wsparła się w fotelu przygryzając wargi i demonstrując ostentacyjnie własne niezadowolenie, którym najwyraźniej Faust miał się zainteresować, bo perłowe ząbki wyraźnie zaciskane na różowych wargach sygnalizowały jej chęć i obietnicę milczenia aż po grób i obowiązek do wyciągnięcia z niej wszelkiej informacji przy pomocy siły.
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Sierpień 2011, 16:41   

    Spóźniała się. Odczuł to od razu, unosił oczy na tarcze zegara z tym właśnie przeświadczeniem tylko po to, by na dobre się weń upewnić. Był przekonany iż jest już co najmniej kilkanaście minut po umówionej godzinie i właściwie niewiele się pomylił. Faust był jak wiadomo despotycznym typem koszmaru podwładnego. Nie znosił i nie tolerował niesubordynacji, nieporządku lub chaosu i wymagał od innych by mieli to stale na uwadze. Zresztą tak naprawdę nikt o zdrowych zmysłach nie ryzykował wyprowadzania go z chwiejnej równowagi. Bo o ile umysł naukowca pozostawał zawsze analitycznie chłodny, to jego łaska na pstrym koniu jeździ.
    Tym bardziej dziwne wydawać się mogło, że teraz odebrał zaistniała sytuacje jako coś spodziewanego, zupełnie tak jak gdyby przywykł już, że w przypadku Giselle spóźnienia należały do dobrego tonu. W istocie siostra miała u niego fory. Mimo pewnej pobłażliwości traktował podobne zachowanie z dezaprobatą i cóż, odbierał je jako cokolwiek dziecinne. Bowiem nie wątpił, iż owo spóźnienie było w istocie zabiegiem z jej strony celowym. W końcu musiała dać do zrozumienia reszcie świata, że być może w ogóle jej nie zależy, nie do końca zdając sobie sprawę iż tym samym daje świadectwo o czymś zgoła odwrotnym. Ostatecznie gdyby faktycznie jej nie zależało, nie zawracałaby sobie głowy udowadnianiem czegokolwiek. W każdym innym przypadku zapewne mężczyzna odebrałby to jako przejaw niechęci. Jednakże te kilka miesięcy obserwacji jak i własnych analitycznych rozmyślań przywiodły go do wniosków zgoła odmiennych. Zresztą, nawet jeśli faktycznie tolerowała go tylko z uwagi na dach nad głowa, to byłby to w jego przekonaniu jej święty obowiązek, a on czyniłby pozory i spotykał się z nią raz na jakiś czas, również z uwagi na obowiązek jako głowy rodziny i opiekuna siostry. Całe szczęście że jednak ich relacje wykraczały poza te sztywne formalne ramy, nawet jeśli w iście pokrętny sposób.
    Widział ja przez chwilę przez szybę, jak przekracza uliczkę i znika za rogiem, by następnie zjawić się w drzwiach lokalu co oznajmił dźwięcznie wszem i wobec zawieszony u futryny mosiężny dzwonek. Spojrzenie niebieskich ślepi skupiło się z sylwetki na twarzy drobnej blondynki a zaobserwowawszy taki a nie inny wyraz malujący się niewielką zmarszczką na jej czole, Vamoose uśmiechnął się leciutko, samymi kącikami ust. Oh, to będzie prawdziwy pokaz dąsów. - pomyślał ze swoistą przewrotną nonszalancją i spokojnie zaciągnął się po raz ostatni, podczas gdy Giselle wylewała pierwszą porcje humorów na bogu ducha winnej kelnerzynie. Gdy zwróciła swe kroki w stronę stolika, Faust zgasił papierosa i splótł razem długie palce, nie siląc się na powstanie gdy zasiadała. Bez żadnej reakcji zniósł jej niechętne spojrzenie i jedynie dłuższy o kilka sekund moment, w którym skupił spojrzenie na jej oczach mógł ja upewnić w fakcie, iż spóźnienie nie uszło jego uwadze i bynajmniej nie aprobuje podobnych atrakcji. Nic jednak na ten temat nie napomknął, również nie skomentował jej z lekka teatralnego... powitania? Cóż. Mimowolnie jedynie nieco ubolewał nad faktem iż nie mogła sobie darować tych wszystkich gierek i manifestów, skoro i tak niewiele czasu dane im było spędzać razem. Postanowił to jednak zignorować, jako że już jakiś czas temu uznał iż ma ona po prostu trudny charakter, który wynika z braku odpowiedniego wychowania (sic! oczywiście że sam zrobiłby to lepiej!) i teraz bardzo wygodnie zrzucał na to przekonanie odpowiedzialność za drobne uchybienia, których nie darowałby komukolwiek innemu. Ale ona była wszak jego kochaną siostrą, więc należała do elitarnego klubu osób które mogły więcej. Poza tym naprawdę nie było to wiele a pozwalało uniknąć ciągnących się w nieskończoność i na dłuższą metę bezsensownych sporów. Poza tym wcale nie wykluczał że bez tego jej charakter nie byłby w połowie tak urzekający i nawet przyłapał się na tym, iż pewne jej irytujące zachowania mimo wszystko darzy czułością. Tak samo jak niedbale porozrzucane po domu drobne przedmioty w postaci spinek czy nut od fortepianu. Znajdował je czasem nawet wśród własnych dokumentów co nieodzownie wzbudzało u niego pewne zastanowienie.
    - Witaj Elle. Cieszę się, że przyszłaś. - powiedział i po wahaniu tak krótkim, iż na dobrą sprawę nikt by tego nie dostrzegł, przechylił się ponad blatem stolika, by przelotnie musnąć wargami jej ciepły policzek. Zaraz potem opadł z powrotem na fotel i wydobył z papierośnicy kolejną sztukę tej popularnej używki. Nie zapalił jednak, a jedynie obracał drobny przedmiot w palcach, by w końcu spojrzeć na dziewczynę spod rzęs. Nie bardzo wiedział, czego właściwie po nim oczekuje i spokojnie to rozważał, jak osoba, która się przecież nigdzie nie spieszy. Jak rzadko. A tak naprawdę to po prostu lubił na nią patrzeć, nawet jeśli siedziała taka nabombana. W każdym razie czekał aż trochę opuści gardę, bowiem naprawdę nie miał intencji wyciągać z niej czegokolwiek zwłaszcza przy użyciu siły. Nie po to do tej pory zostawiał jej tyle przestrzeni na wolną wole, nawet jeśli ona mogła całość odbierać nieco inaczej.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Sierpień 2011, 00:29   

    Rozgryzanie Giselle, dla kogoś tak przenikliwego jak Faust nie było trudnym zadaniem. Była dziewczyną o niezbyt złożonej osobowości, skoncentrowaną na sobie i własnych celach, czy zachciankach. Nade wszystko marzył o tym by w oczach całego świata być damą najwyższej klasy, choć niektóre jej zachowania nieco utrudniały utrzymanie takiego wizerunku. Spóźnianie jednak miało na celu manifestację jej dystansu do osoby oczekującej no i przecież absolutnie nie wypadało by dama, na kogokolwiek czekała.
    Skomplikowana, czy nie, Giselle miała w sobie coś z tej kobiecej galanterii i uroku, tak rzadko dzisiaj spotykanych w świecie plastikowych panien i kobiet wyzwolonych, które bezwstydnie mówiły o seksie i odsłaniały swoje kobiece wdzięki. Elle nadal bawiła się w kokieterię. Uwodziła spojrzeniem i uśmiechem, subtelnie flirtowała zapewniając o własnym afekcie, zachwycając melodyjnością głosu i śmiałością w wyrażaniu własnego zdania. Nie musiała chodzić z biustem na wierzchu, czy kusych spódniczkach by czuć się atrakcyjną, a ta duma właśnie emanowała z niej najbardziej, wybrzmiewając w każdym zdecydowanym stuknięciu obcasa o zimną podłogę.
    Co oczywiste, dziewczyna w znacznym stopniu oszukiwała samą siebie, przekonana jeszcze święcie o tym, że świat kręci się wokół jej samej i pada jej do stóp, podając na złotych półmiskach wszystko czego tylko pragnęła. Całkiem nieświadoma faktu, że jeśli cokolwiek osiągnęła to dlatego, że miała w sobie dość zawziętości by walczyć o dotarcie do celu, tak jak to wyglądało w przypadku poszukiwań zaginionego brata... Na którego właśnie była śmiertelnie obrażona. Mogła znieść fakt, że był wiecznie zapracowany i że prawie się nie widywali, ale nie zamierzała ścierpieć szczytu bezczelności jakim było tak niebezpośrednie zaproszenie jej na spotkanie. List był nabazgrany (jej zdaniem) wybitnie niedbale, a służąca śmiała jej go podać, kiedy jadła śniadanie, choć to oczywiste, że poczty nie przyjmuje przed południem. Wszak, musiała się odpowiednio przygotować do analizowania słów zawartych w jej listach, musiała być odpowiednio ubrana i uczesana, a ta nieodpowiedzialna... dziewka, miała czelność rzucić jej to zaproszenie ot tak, gdy powoli gryzła kilka kęsów kanapki z szynką i twarogiem, odziana w szlafrok, z mokrymi włosami zawiniętymi w ręcznik. No jak tak można? Powinien ją zwolnić za podobną zuchwałość.
    Elle zignorowała krytyczne spojrzenie brata. Może go w ogóle nie zauważyła, bo fakt faktem miała każde swe zachowanie za kwintesencję doskonałości więc jakakolwiek krytyka wydawała jej się absurdem. Odgarnęła za ucho kosmyk włosów i poprawiła kokardę. Dotknięcie delikatnego, połyskującego materiału przypomniało jej o ważnej kwestii. Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił, a wszystkie przewiny brata zostały natychmiastowo wymazane z krótkiej pamięci dziewczyny.
    -Ciebie też miło widzieć-odpowiedziała przyglądając mu się z uśmiechem. Zerknęła w stronę siatek i kufrów z nowymi parami butów, kapeluszami, paskami, kosmetykami, bluzkami, sukienkami i spodniami. Tak, miała tego miliony. Odzież była jedyną rzeczą, którą kochała bardziej niż siebie samą... No, może nie licząc Fausta. Pozwoliła mu się ucałować w policzek, choć w zasadzie była raczej niedotykalska i nie lubiła gdy ktokolwiek obejmował ją czy macał, chyba, że wyraziła wyraźnie taką chęć. No, ale akurat czegoś od niego chciała. W związku z tym, że czegoś chciała darowała sobie nawet wyrwanie mu papierosa i porwanie go na strzępy bo doprawdy nieznośnym znajdowała fakt, że jej braciszek wiecznie cuchnął alkoholem i tytoniem... A w gorszych przypadkach nie tylko tym, ale o tych wolała nie myśleć. Starała się wymazać ze swojej pamięci wydarzenia ze starego cmentarza, na którym to znalazła go u progu kostnicy w takim stanie, że każdy inny przechodzień uznałby go pewnie za ożywione, uciekające zwłoki... Albo nawet nieożywione, takie które ktoś po prostu porzucił w progu. Było to tak straszliwym szokiem, ta konfrontacja jej wyobrażeń o nim z rzeczywistością... Nie mogła jej znieść, nie mogła znieść widoku jego bladej sylwetki i do teraz chwilami miała z tym problem i żal do niego, chociaż sytuacja minimalnie się poprawiła. Nie z jego strony, ale z jej. Wrodzone chyba wyrachowanie kazało jej dojść do wniosku, że nie ma dokąd pójść, nawet gdyby chciała. No właśnie, wyrachowanie.
    -Faust, potrzebuję garderoby. I nie mam na myśli tej nędznej, starej trzydrzwiowej szafy. To musi być cały pokój, żebym się mogła pomieścić z moimi rzeczami... No bo, ta szafa już pęka w szwach!-przeszła do sedna po kilku uroczych uśmiechach i łykach odpowiednio zaparzonej herbaty-Zasadniczo, to ta szafa nadaje się na moje ubrania sezonowe, a przecież za pasem jesień i zima i co ja wtedy pocznę?-fakt faktem, jej zakupy z trudem już mieściły się w wielkim, starym meblu, stanowiącym pamiątkę po poprzedniej właścicielce. Niemniej nie mogła przecież odmówić sobie zakupów, skoro do sklepów wchodziły nowe kolekcje! Z resztą, ona nigdy nie potrafiła sobie odmówić zakupów. Zawsze znajdowała jakiś argument popierający wydawanie pieniędzy.
    -No dobrze, ale powiedz mi lepiej co u Ciebie... Jak ci się ostatnimi czasy grzebie w trupach-najwyraźniej uznała sprawę za załatwioną, bo nie przyjęłaby prawdopodobnie odmowy i uznała to za coś oczywistego. No i warto zauważyć, że w chwilach takich jak ta, zdawała się zapominać o roli damy, w którą miała się wcielać. Swoją drogą, to dziwne, że ktokolwiek znosił ten jej paskudny charakter. A jednak cieszyła się zaskakującym powodzeniem... U mężczyzn, bo przyjaciółki nigdy nie miała i najpewniej mieć nie będzie. Nie lubiła kobiet, niezbyt je rozumiała i dokładnie wszystkie uważała za zazdrośnice. Mężczyźni byli prości w obsłudze i chcieli spełniać wszystkie jej marzenia. Dlaczego miałaby im odmówić przyjemności rozmowy, czy spojrzenia, skoro tak ładnie prosili?
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Sierpień 2011, 21:31   

    Obserwował ja cały czas, choć może nie przedstawiał sobą obrazka nadającego się jak znalazł na przykład napiętej uwagi. Ot, tak jak wcześniej obracał powoli papierosa to w jedną, to w drugą stronę, w palcach prawej dłoni. Lewa, owinięta jak zwykle bandażem i przysłonięta nieco dłuższa materią rękawa, spoczywała nieruchomo na blacie stolika. Jasne, błękitne ślepia o zauważalnie poszerzonych źrenicach śledziły wszelkie drobne zmiany jakie zachodziły na jasnej, dziewczęcej twarzy. Lekkie drgania powieki czy kącika ust Te gwałtowniejsze rzecz jasna również. W pewnym momencie nachmurzone, jakby pociemniałe w złości oczy Giselle otwarły się szerzej i ożywiły. Cień zastąpił nawet trochę filuterny,z pewnością naznaczony rozmyślnością cwany blask, jak złoty diabełek skaczący wokół źrenicy. Faust zadumał się na króciutka chwile, urzeczony to nagła, a przecież tak płynna zmiana, która objęła także pozostała część lica dziewczyny, nadając drobnej twarzyczce jeszcze więcej blasku. Mimo zachwycającego uroku tego zjawiska jak dzwoneczek rozbrzmiała w jego głowie świadomości iż takie cuda, to jest gdy to uparte dziewczę tak z nagła zmienia taktykę, możliwe są tylko w konkretnych okolicznościach. Wobec czego spokojnie wyczekiwał jakiś bardziej lub mniej zakamuflowanych żądań i nie zdziwił się wcale, gdy one padły. Usłyszawszy zresztą, czego tym razem dotyczą roszczenia charakternej siostrzyczki, nie opanował drgnienia warg które zacisnęły się wygięły w wyrazie rozbawienia. Nędzna trzydrzwiowa szafa tak? Ciekawe jak znajdowała by ten fakt wiedząc, iż zabytkowy mebel jest dwukrotnie większy od wolnej przestrzeni jego pokoju z czasów, gdy studiował w Pradze. Cóż, była naprawdę bardzo próżna i przekonana iż zasługuje na wszystko co najlepsze tylko z samej racji bytu. I wcale nie wyprowadzał jej z tego złudzenia, na jej rzecz otwierając nowe konto w banku i co jakiś czas przelewając nań sumy, których prawdopodobnie i tak nie była w stanie przepuścić, inwestując jedynie w nowe kolekcje. Z drugiej strony znajdował jakąś dziwną przyjemność w takim rozpieszczaniu jej, może wynagradzał sobie lub jej długie dni nieobecności. A może po prostu nie widział nic przeciwko tak długo jak mógł sobie na to pozwolić. Ostatecznie nie pretendował wcale do roli wzorowego wychowawcy, nie był także jej promotorem czy mistrzem, by wymagać dyscypliny większej niż była mu skłonna okazać wiedząc dobrze, czego po niej oczekuje.
    Mimo wszystko nie zmieniało to faktu, iż słysząc podobne życzenie miał ochotę przewrócić oczami i roześmiać się jednocześnie. Az miał ochotę zasugerować, by w tym celu po prostu pozbyła się części fatałaszków.
    - Czy ty aby na pewno sama pamiętasz, co w ogóle tam zgromadziłaś...? - rzekł lekkim, cokolwiek pobłażającym tonem i wsunął papierosa do ust. Nie zapalił go jednak, od razu się zreflektował. Nie wypadało palić w towarzystwie damy, zwłaszcza takiej, która sama tegoż nie czyniła. Nie mniej fakt iż w ogóle przejawił jakiekolwiek zainteresowanie takim konwenansem świadczył jedynie o tym, że ma przynajmniej póki co nastrój zakładający łagodność. Bo choć zdawał sobie doskonale sprawę z rożnych nawet całkiem zawiłych norm i konwenansów to rzadko przejawiał nimi zainteresowanie, rzadko kiedy również bywał tak przychylnie nastawiony jak teraz. Giselle musiała o tym wiedzieć, skoro wprost wyraziła swoją sprawę.
    - W porządku, pomyślę o tym - obiecał, co powinno ja zadowolić. Wszak skoro to powiedział to znaczyło, iż naprawdę ma taki zamiar. Nawet jeśli najpewniej cała kwestia może się odwlec, nawet dość znacząco. Był w końcu zajętym człowiekiem, a tacy nie codziennie mają czas zawracać sobie głowę każdą drobnostką.
    Odłożył w końcu zmaltretowanego papierosa i sięgnął ku filiżance z niedopita kawą. Upił mały łyk i skrzywił się, bowiem płyn całkiem już wystygł. Zdegustowany odłożył ja z powrotem na porcelanowy spodeczek i machnął na kelnera, dając znać że życzy sobie jeszcze raz to samo. Dopiero teraz znów zainteresował się blondynka zasiadająca na przeciwko. Jego usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu, tym razem jednak tym swoiście Faustowym, nie mającym nic wspólnego z wesołością. Będącym w zasadzie jakby jedynie wyuczonym grymasem który nie obejmował oczu.
    - Nieszczególnie - rzekł niedbale, nie wchodząc w szczegóły. Ostatnio niewiele miał do czynienia ze zwłokami, prowadził bowiem nowy projekt na czele ze wznowieniem eksperymentów genetycznych na osobnikach rzecz jasna żywych i nieludzkich. Ale o tym Giselle pojęcia nie miała. Nie zwykł się zwierzać i były takie sfery jego życia od których nawet ona (a może zwłaszcza) pozostawała odseparowana. Jak chociażby kwestie zawodowe. Dla niej był koronerem na usługach tutejszej administracji i tak w założeniu miało zostać. - Opowiedz mi lepiej, jak w domu. Ta nowa służba, odpowiada Ci choć trochę bardziej od poprzedniej...? - zapytał, choć właściwie szczerze wątpił w to, że nastąpi za chwilę coś więcej poza nowa fale utyskiwań na niekompetencje i tumanowatość kolejnej dziewczyny która najął by dbała o posiadłość. Fakt faktem że zrobił to naprędce więc nawet nie spodziewał się powalających efektów. Kolejny punkt na bardzo długiej liście do rozpatrzenia i załatwienia kiedyś tam.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Sierpień 2011, 23:07   

    Giselle czuła na sobie uważne spojrzenie brata, nawet jeżeli jego mimika nie różniła się zbytnio od tej, która przystrajała jego twarz wyrazem obojętności i zainteresowania czymkolwiek innym niż jego własna praca. Swoją drogą, dziewczę nie było w stanie pojąć jak kogoś może tak bardzo pochłaniać zajęcie tak skrajnie odrażające, jakim jest grzebanie w martwych ciałach. No i nierzadko zastanawiała się jak to jest możliwe, że na podobnej czynności, brat dorobił się takiej fortuny. Była może i zapatrzona w siebie i być może nie nadawała się rozmów o teoriach filozofów, czy sztuce, czy nawet pięknej literaturze, ale to wcale nie znaczyło, że była kompletnie głupiutka i że nie potrafiła prowadzić własnych obserwacji. Wręcz przeciwnie. Rejestrowała bardzo wiele drobnych faktów, które łączyła ze sobą w głowie. Instynkt samozachowawczy zabraniał jej jednak poruszania podobnych kwestii, czy wypowiadania tych przemyśleń na głos. Nigdy nie wykazywała się dostateczną dociekliwością by ciekawość wzięła górę nad poczuciem komfortu, a była niemal pewna, że gdyby zaczęła wypytywać brata o szczegóły jego pracy, ich relacje mogłyby ulec znaczącemu pogorszeniu. Teraz ją rozpieszczał i spełniał wszystkie zachcianki, czego była świadoma. W zamian za to ona była kochaną i grzeczną siostrzyczką, jaką chciał mieć. Nawet jeżeli w głębi ducha, a czasem za jego plecami robiła rzeczy, które jej zdaniem byłyby przez niego potępione. Tak na przykład zdecydowała się użyczyć swoich zdolności temu całemu informatorowi, gdy zapewnił ją, że tak długo jak długo mu pomaga, Faust będzie bezpieczny. To jej wystarczało, jednak zachowywała tę cichą współpracę dla siebie samej, pewna, że Faust jako mężczyzna, nie chciałby ażeby kobieta poświęcała się w jakikolwiek sposób dla ratowania jego skóry. A Giselle mężczyzn znała całkiem dobrze. Wiedziała co chcą usłyszeć i kiedy mają dobry nastrój. Tak jak na przykład teraz. Choć Vamoose tradycyjnie przypominał lodową rzeźbę, postawioną na środku rynku by straszyła małe dzieci, które miałyby postępować źle przed świętami Bożego Narodzenia. Ona jednak widziała ten cień pogodnego nastroju, który dodał jej poczucia pewności siebie i zachęcił do przedstawienia własnych postulatów w sposób pozbawiony ogródek i nadmiernej ilości bawełny wokół słów, którymi się posłużyła. Inna sprawa, że najzwyczajniej nie wiedziała kiedy znów będzie miała okazję wyłożyć mu swoje postulaty, bo ostatnimi czasy widywali się doprawdy nieczęsto. To oczywiście ułatwiało jej własne działania, ale nie zmieniało faktu, że minimalnie wpływało na poczucie tęsknoty i niedopieszczenia, maskowanego kolejnymi sweterkami, spódniczkami, butami i paskami.
    Spostrzegła też ten półcień uśmiechu, który wykrzywił mu twarz w przejawie drwiny. Och, oczywiście. Jej problemu są dla niego śmieszne! Szkoda tylko, że nie ma pojęcia o tym, że gdy go szukała też zmuszona była nie raz do mieszkania w strasznych warunkach. Choć zwykle znajdywała sobie jakiegoś 'opiekuna', ale przecież i to nie zawsze jej się udawało. Wtedy na przykład zatrudniała się w jakimś niewielkim sklepiku, by trochę zaoszczędzić i mieć dach nad głową. Potrafiła być dojrzała gdy chciała, ale problem polegał na tym, że ani nie chciała, a ni nie musiała. Nadęła więc policzki manifestując swoje niezadowolenie z jego protekcjonalnego tonu. Skrzyżowała ręce na piersiach, naciągając rękawy szarego swetra i zaciskając na nich smukłe palce.
    -To, że dla ciebie nie ma znaczenia, że zakładasz po raz siedemdziesiąty z rzędu dokładnie taki sam zestaw kolorystyczny ubioru, nie oznacza, że wszyscy mamy takie samo podejście do tej kwestii.-zakomunikowała zadzierając nos do góry-I może ci się to wydać nie pojęte, ale dokładnie tak samo jak ty wiesz jakie masz tytuły na półkach w bibliotece, tak samo ja doskonale wiem co mam w swojej szafie. W dodatku wszystkie te rzeczy noszę, bo jak widzisz nie zakładam na siebie tylko jednej sukienki, ja potrzebuję całego zestawu, który do siebie idealnie i pod każdym względem pasuje!-umieściła łokcie na stole i wsparła podbródek na dłoniach, by wbić w niego błagalne, modre ślepka. Zabiegu nie musiała na szczęście nadmiernie przeciągać, bo w końcu uzyskała zadowalającą odpowiedź. Uśmiechnęła się, klasnęła w dłonie i pochyliła się by go objąć za szyję i lekko ucałować w polik.
    -Dziękuję!-wyszeptała mu do ucha, w sposób może za mało siostrzany, a za bardzo intymny, ale nieprzejęta tym faktem wróciła na swoje miejsce i poczęła raz jeszcze delektować się smakiem różanej herbaty. Dyskretnie przy tym pochwyciła położonego na stole papierosa, by rzucić go na ziemię pod obrusem. Natychmiast też jej oczy powędrowały w stronę sufitu, by przydać jej wyglądu niewiniątka. Zdawała sobie rzecz jasna sprawę, że w ten sposób jedynie sugeruje mu to co właśnie zrobiła i o to z resztą chodziło. Niech ma świadomość tego, że ona bardzo nie pochwala jego nałogowych praktyk. Wszystkich. Doprawdy nie pojmowała jak ktoś, kto tak bardzo chce być ważny i niezależny może pozwalać takim małym gównom decydować o jego własnym życiu i tym co robi i jak się zachowuje.
    Zdawkową odpowiedzią dotyczącą kwestii jego pracy nie przejęła się zbytnio. Ba, była nawet zadowolona, że oszczędził jej zbędnych i być może nadmiernie drastycznych szczegółów, jako że pytanie zadała z czystego poczucia obowiązku zainteresowania się jego życiem i tym co dla niego istotne. Nie miała jednak nic przeciwko szybkiej zmianie tematu na coś o wiele bardziej istotnego, czyli nią samą. Kalkstein całkiem dobrze domyślił się, że w kwestii służby będzie miała sporo do powiedzenia i raczej nie będą to komplementy.
    -Niespecjalnie-odpowiedziała krzywiąc się-Niezbyt dobrze sprząta. To znaczy, po tym jak wyjdzie z mojego pokoju, zawsze muszę jeszcze coś poprawić, to strasznie irytujące. Poza tym nie potrafi się zachować i podaje mi listy jak jem śniadanie. Kto tak robi?! W dodatku ostatnio zaserwowała mi szynkę z żółtym serem, chociaż wie, że na diecie nie mogę jeść żółtego sera! Jest po prostu niebywale głupia-pięknie podsumowała całą sprawę służby i mogłaby jeszcze długo ciągnąć, ale zdaje się, że ten temat po prostu ją znużył.
    -Faust, czy ty właściwie coś wiesz na temat tej całej.... Sytuacji z jakimiś buntownikami i tym wszystkim? Miasto od tego huczy, nie można wejść do sklepu by nie usłyszeć, Anarchs to, Anarchs tamto... Powinniśmy się przejmować?-wbiła w niego zaciekawione spojrzenie i teraz dopiero można by zachwycić się jej zdolnościami aktorskimi bowiem nic w jej zachowaniu, czy mimice nie sugerowała, że posiadała na ten temat informacje z pierwszej ręki.
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Sierpień 2011, 07:58   

    Zasadniczy problem z Faustem polegał na tym, iż on z maniery zwykł traktować ludzi z mniej lub bardziej zawoalowaną wyższością. Bowiem naturalnie, jak na człowieka z własnym systemem postrzegania przystało, narzucał każdemu odpowiednio restrykcyjne wymagania odpowiednie do roli, jaką według niego dany osobnik grał w teatrze życia. I choć niejednokrotnie zdawał sobie sprawę, że może być inaczej, tegoż właśnie po nim oczekiwał. Wydostanie się z owego szablonu było natomiast równie trudne jak sprostanie owym oczekiwaniom. I nierzadko tylko tym, którzy jakimś cudem spełnili pierwsze kryterium pozwalał na zdefiniowanie własnej osoby. Natomiast tych którzy potrafili się podporządkować zostawiał w spokoju, może nawet po swojemu cenił ich niemą obecność, jednocześnie jednak mogli liczyć co najwyżej na włączenie w elementy tła. Na pewno nie na szacunek naukowca, który doceniał i liczył się tylko z tymi, którzy pretendowali do roli równie niezależnych co on sam. A Giselle była wszak siostrą. Nieistotne jak do tej pory mogło toczyć się jej życie, bowiem w Faustowym mniemaniu była po prostu dzieckiem, w dodatku także kobietą, a to wystarczyło by nie brał jej do końca poważnie. Dlatego wysłuchawszy owej tyrady, jedynie wyżej uniósł brwi, patrząc na nią z pewnym zdumieniem i zadumą osoby, która właściwie nie do końca pojmuje, o co robi się tyle rabanu. Podobne aspekty zbywał zresztą zwykle machnięciem reki. W końcu wiadomo, kobiety. Któż by zrozumiał o co chodzi tym stworzeniom, których znaczna część zachowań zależy od aktualnej fazy miesiąca...? I nawet jeśli było to w pewien sposób urokliwe, to równocześnie nie skłaniało by odnosić się doń inaczej jak z lekkim pobłażaniem. Nie mniej musiał przyznać, że cokolwiek sądził o ogóle drugiej płci, Giselle była bystra jak zawsze, którą to jej cechę uwielbiał, - skoro z taką lekkością odwołała się do sfery posiadania którą świetnie rozumiał. Książki. Książki co prawda dawały się pogrupować i ułożyć na półkach w ściśle określonym, estetycznie minimalistycznym porządku. Czego nie można było powiedzieć o całych stertach kolorowych fatałaszków, każdy w innym odcieniu i kroju. Sama myśl o próbie sensownego poukładania tych rzeczy mogła przyprawić go o ból zębów i lekkie zawroty głowy a wizja, iż mogłyby sobie spoczywać w niczym nieskrępowanym nieładzie była zwyczajnie straszna (zapewne dlatego ktoś mądry uznał, że szafy nie powinny być przeszklone). Nie mniej rozumiał analogie. I był zadowolony, że prócz zagospodarowania jej na ta kolekcje dodatkowego pomieszczenia, nie musi się tym martwić.
    - Zauważ że ilość odcieni które mogę na siebie założyć, by wyglądać w sposób dostatecznie elegancki i niekrzykliwy jest również ograniczona - powiedział spokojnie, która to argumentacje uznał za dostateczna, a nawet godna lepszej sprawy. Doprawdy, tak jakby nie miał innych rzeczy, którymi warto się było interesować. Zanim jednak naraził się tym sposobem na kolejna jej ripostę, uniósł dłoń i uśmiechnął się. - Rozumiem jednak i popieram. Pozwól sobie powiedzieć że dzisiaj również wyglądasz niezwykle gustownie. - rzekł i upił świeżej porcji kawy, której się wreszcie doczekał. Jednocześnie z wyrazem uprzejmego zainteresowania wymalowanym na twarzy przysłuchiwał się dalszym relacjom blondynki. Nie wiedzieć czemu leciutkie iskierki rozbawienia wciąż skakały mu w kącikach oczu. A może zwyczajnie cieszył się z jej obecności? Z tym typem właściwie nic nigdy nie było do końca jasne. Jeszcze bardziej tajemniczy wyraz twarzy zagościł u niego zaraz po tym, jak dziewczyna wycofała się wargami od jego ucha. Źrenice, i tak nienaturalnie rozszerzone, przez chwilę zdawały się jakby ciemniejsze, głębokie. Po dwóch sekundach wrażenie zniknęło bez śladu.
    Spokojnie pokiwał głową do taktu jej utyskiwań i choć kwestie była w zasadzie marginalne to nie mógł się z nią nie zgodzić. Cóż.
    Co zaś się tyczy papierosa, z którym Giselle obeszła się tak bezkompromisowo, to ciężko było orzec czy owego czynu nie dostrzegł, czy może nijak na niego nie zareagował. W tej chwili smukłe palce zajęte były filiżanką, z czego sam ich posiadać być może nawet nie do końca zdawał sobie sprawę. Ta nieoczywista nadpobudliwość musiała być dziełem zażytego przed godzina specyfiku, na która zapewne większość osób w ogóle nie zwróciłaby uwagi. Zwłaszcza że na twarzy mężczyzny można było zaobserwować dużo ciekawsze zjawiska, jak na przykład teraz: lekkie zmrużenie oczu i nieznaczne acz zauważalne zmarszczenie brwi, które zarysowało swa obecność niewielką, pionowa zmarszczką na czole. Filiżanka zastygła na moment, by zaraz wznowić powolne obracanie się to w jedną, to w drugą, a na twarz mężczyzny po raz pierwszy wkradło się coś jakby cień zmęczenia.
    - Nie ty, Giselle. - rzekł obcesowo nie mniej dość cicho i z pewnością nie był to celowy zabieg. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się łagodnie - radze Ci nadto nie przejmować się plotkami. Ta kwestia zresztą nie dotyczy twojego świata. Wolałbym, gdybyś postarała się ograniczać kontakty z istotami niekoniecznie rasowo bez skazy. - pod koniec zdania w jego głosie zabrzmiała twardsza nuta, jak zawsze gdy wspominał o nieludziach. Żadną tajemnicą było iż dążył owe stworzenia ledwie skrywaną niechęcią.
    - Jeśli Cię to jednak interesuję... To całe 'Anarchs' to zgraja odszczepieńców wątpliwej proweniencji, których nazwa wiele mówi. Nie ma dla nich miejsca nawet wśród im podobnych. Możesz być pewna że właściwe siły zażegnają ten problem. Tym lub innym sposobem.
    Skrzywił się niechętnie, bowiem poruszenie tej kwestii przypomniało mu to wszystko, z czym targał się przez ostatnie tygodnie. W głowie mu się nie mieściło że owe zwierzaki, które uciekły komuś spod noża nabrały na tyle bezczelności, by organizować się w jakieś ruchy. Co za bajzel, tak naprawdę już dawno ktoś powinien się był tym zając. Dla wtajemniczonych jednakowoż nie było żadną nowiną że MORIA była źle zarządzana. Cóż. Przy odrobinie szczęścia niedługo coś się w tej materii zacznie zmieniać. Sytuacja dojrzała do tego a nawet, co ważniejsze, nawet zalazła za skórę jemu osobiście. Wystarczy napomknąć że nie pierwszy jego asystent został ostatnio znaleziony w stanie utrudniającym identyfikacje. Tym samym skończyła się Faustowa cierpliwość i tolerancja na sprawy wielkiego świata.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Sierpień 2011, 14:09   

    Faustowy sposób postrzegania świata odpowiadał Giselle. Dziewczyna dobrze czuła się odgrywając przypisywane jej role i potrafiła je zrozumieć, dbając o każdy aspekt wizerunku. Zdawała sobie też sprawę z tego jak umiejscawia ją w swym życiu Vamoose i starała się zbytnio nie odbiegać od szablonu. Miała oczywiście swoje zdanie, swoją wolę i myśli, ale potrafiła zachować je dla siebie. Bo nawet jeśli algebra nigdy nie była najlepszą przyjaciółką niebieskookiej blondynki, to jednak w wyliczeniu tego co jej się najbardziej opłaca była prawdziwą mistrzynią. Dlatego też była tak wprawną flirciarą. Nie, nie rozumiała mężczyzn, ale wiedziała czego chcą, nawet gdy oni sami, nie potrafili tego do końca sprecyzować. Ot, na przykład. Iluż to reprezentantów płci przeciwnej zarzekało się, że cenią u kobiety jej własne zdanie i siłę osobowości, gdy w rzeczywistości chcieli jedynie by przyznawała im rację, ukrywając tę uległość pod maską własnej opinii? Kalksteinówna często uciekała się do podobnych metod by zachwycać mężczyzn swoją mądrością i obejściem, bo gdy cicho potakiwała i z uśmiechem przyklaskiwała wszystkim filozoficznym tezom, wychodzili natychmiastowo z założenia, że nie tylko dobrze zna omawiany temat, ale jeszcze jest dostatecznie inteligentna by dojść do podobnych co oni wniosków. Gra stara jak świat i w ten prosty sposób, dziewczynie zaczynało brakować palców, wokół których mogłaby owijać sobie kolejnych naiwnych samców. Oczywiście, w przypadku brata czasami pozwalała sobie na nieco większą zuchwałość, bo wychodziła z założenia, że i tak spełni każdą jej zachciankę i że nie planuje go uwodzić. Czasami więc otwarcie komunikowała mu znudzenie tematem jakiejś filozofii transcendentalnej, której idei i założeń nie pojmowała i nie pojmie. Nie kryła się też z radością, którą wywoływała u niej zmiana tematu na coś, co było obiektem jej własnych zainteresowań, a już wniebowzięta była, gdy brat pytał o nią samą. Czuła się wtedy piękna, interesująca i kochana, a w swym dziecinnym sposobie postrzegania świata, właśnie te odczucia uważała za najważniejsze. Bo, jakby nie patrzeć, Giselle w swej postawie była niebywale dziecinna. Trudno jednak obarczać ją winą, skoro nigdy nikt nie zmuszał jej do dorastania, a Vamoose swoim zachowaniem jedynie przyczyniał się do tego, by pozostawała jak najdłużej dzieckiem. Skoro jednak obu stronom odpowiadał taki stan rzeczy, nie należało go zmieniać. Gorzej, że czasami pewne niezależne od woli impulsy wpływają na to, że słodka naiwność musi przerodzić się w gorzką świadomość świata, a sytuacja wojny i poczucie zagrożenia zawsze mogą do takiego rozwoju prowadzić. Tym bardziej, że wojna w niczym się lepiej nie specjalizuje niż w niszczeniu kolorowych, bajkowych światów, w których zamykane są małe dziewczynki by cieszyć oczy swoich opiekunów.
    Te porcelanowe laleczki nie zawsze były jednak całkiem głupiutkie, czego przykładem była ta, zasiadająca naprzeciw bladego bruneta. Ona była klasycznym przykładem kokietki, czym mogła zarówno drażnić jak i bawić, ale przez wzgląd na jej postawę nikt nigdy nie traktował jej zbyt poważnie więc zazwyczaj padało jednak na to pierwsze. Nie ubolewała wybitnie nad faktem, że jej zdanie zawsze było zdaniem marginalnym, a problemy uważane za błahostkę. Nawet jeśli na zewnątrz emanowała dziecięcym gniewem, wewnątrz doskonale bawiła się swoją rolą, dzięki której nie musiała niczym się przejmować, a świat i jego problemy znajdowały się za granicami wielkiego, lodowego muru jaki stanowiła postać brata. On był tym, co broniło ją i jej bajkowe uniwersum przed grozą codzienności. Z tego z resztą względu zdecydowała się przyczynić do jego 'ochrony' bo choć nie zrobiła tego z pobudek czysto egoistycznych, to jednak odgrywały one dość istotną rolę w podjęciu decyzji. Tutaj jednak raczej, kalkulacja odbyła się w podświadomości, bo nadrzędnym jednak jej przekonaniem była chęć pomocy ukochanej osobie i gdyby spytać ją o powód postąpienia tak nieracjonalnie, z pewnością właśnie ten by wysunęła.
    -Cóż, elegancki jest nie tylko czarny... Także granatowy, ciemna zieleń, wiśnia... Poza tym... Och, właśnie przypomniało mi się coś!-schyliła się do torebki by wygrzebać z niej drobne, eleganckie pudełeczko-Kupiłam ci spinki do mankietów, bo widziałam, że nie nosisz, a to taki ładny akcent dodający elegancji a zabijający nudę.-uśmiechnęła się lekko. Prezent kupiony za jego pieniądze to raczej nie do końca prezent, ale w jej mniemaniu sam fakt, że podczas manii zakupów weszła do sklepu z modą męską z jego sylwetką w głowie, był dostatecznie cennym podarunkiem. Odgarnęła za ucho kosmyk włosów i przygryzła dolną wargę, patrząc z niepokojem na reakcję brata. Miała szczerą nadzieję, że podarek przypadnie mu do gustu, bo choć lubiła ludziom wybierać elementy garderoby, czy ozdoby i dodatki, to nie bardzo miała komu. Nie zamierzała w modne stroje ubierać służby, a... Nikogo nie znała. Była całkowicie uzależniona od Vamoose'a w związku z czym przelewała na niego całą swoją krnąbrność w połączeniu z bezgraniczną miłością i oddaniem. Dziwna relacja.
    Rozpromieniła się słysząc komplement. Faust równie trafnie potrafił jej powiedzieć to, co chciała usłyszeć, jak ona jemu.
    -Podoba ci się?-spytała dla pewności, ale już wyraźnie wyprężyła się jak paw, cała zadowolona i gdyby była kocięciem, zapewne poczęłaby teraz mruczeć. Nie spostrzegła jego reakcji na cichy szept i pocałunek, które wszak jej zdaniem nie były niczym niezwykłym, czy godnym uwagi. Zamiast tego zawołała kelnera i zamówiła dla siebie jeszcze jedną filiżankę herbaty, tym razem lawendowej.
    Przyglądała mu się badawczo. Zarejestrowała jak zwykle, że Faust umiejscawia ją w swoich realiach całkowicie poza światem. Nie ona. Ona nie miała się niczym przejmować, miała ładnie wyglądać, udawać głupiutką i gadać bzdury, by on czuł się dobrze. Tak, znała swoją rolę, a to, że za jego plecami angażowała się we wszystko bardziej niż mógł przypuszczać, to już całkiem osobna kwestia. Zaskoczyło jej jedynie owo sformułowanie o byciu 'rasowo bez skazy'. Czyżby powinna przestać zadawać się ze sobą? I z nim samym? Przecież byli opętańcami, można śmiało powiedzieć, że znajdowali się bliżej cyrkowców, czy strachów niż ludzi! Nie zamierzała mu tego jednak wypominać, zamiast tego jedynie lekko się uśmiechnęła.
    -Skoro tak mówisz...-odparła dochodząc do wniosku, że lepiej zarzucić temat, zanim nekromancie całkiem popsuje się humor. Poczęła więc w swojej główce poszukiwać jakiegoś neutralnego źródła rozmowy, na które z resztą natknęła się dość szybko.
    -Nauczyłam się nowych utworów-zakomunikowała tonem dziecka dumnego z osiągniętego sukcesu-Jakbyś znalazł czas, mogłabym ci zagrać... Ale pewnie znów nie będziemy się widywać-wyraźnie spochmurniała i skrzyżowała ręce na piersiach. Miała żal. Miała żal, bo powinna znajdować się w centrum jego uwagi. Nie podobało jej się, że znajdowała się w cieniu martwych ciał, cuchnących zgnilizną. To uwłaczało jej czci!
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Sierpień 2011, 12:41   

    Faust, który wbrew pozorom był osobnikiem dość wszechstronnym, mimo wszystko nie był predysponowany do zaciętych dysput na temat wizerunku. Można rzec że zwyczajnie nie leżało to w sferze jego zainteresowań i wolał swą rolę w tej kwestii ograniczyć do podziwiania kolejnych zgrabnych kompozycji które naciągała na siebie Giselle. Bo jakkolwiek jego zmysł estetyczny nie pozostawiał nic do życzenia, o tyle podobne zagadnienia traktował lekko, bez zwracania nań większej uwagi a nawet z specyficznie pojmowanym niedbalstwem. Z tegoż powodu powodu na słowa dziewczyny jedynie skinął leniwie głową i przekrzywiwszy ja nieznacznie, upił kolejny łyk czarnej kawy, słuchając słodkiego głosu siostry z wciąż ta samą dawką uwagi.
    - Dziękuje - odparł, spoglądając na pudełeczko które jej szczupła dłoń przesunęła po blacie w jego kierunku. W tonie tej wypowiedzi brzmiała ledwie dosłyszalna konsternacja, jak u osoby, która nie przywykła przyjmować podarków, a może nawet lekkie zaskoczenie tym, że ktokolwiek w ogóle o tym pomyślał. Nie mniej skłamałby, gdyby stwierdził, że nie było to w pewien sposób miłe i ujmujące. Dlatego równie uprzejmie skinął jej głowa i obdarzył spojrzeniem o stopień cieplejszym niż zwykle. Oraz, by zadośćuczynić ceremoniałowi, uchylił wieczko i spojrzał na jego jak najbardziej gustowna zawartość. Mimo tego iż sam fakt posiadania kolejnego elementu garderoby, którym najpewniej nie będzie miał głowy zawracać sobie uwagi był mu stosunkowo obojętny. To wszak nie było tak, że podobnego przedmiotu nie miał. Po prostu, jak bystro zauważyła Giselle, nie nosił. Poza okazjami które tego w jakiś sposób wymagały. Przymykał oko na własne niechlujstwo w tym względzie, jako że gdy budził się skacowany o dowolnej porze dnia... A jednak cała ta rozmowa poczęła wzbudzać u niego pewne refleksje, czego oczywiście nie dał po sobie poznać.
    - Może pozwolę Ci mieć pewien wgląd w mój wizerunek - rzekł z rozbawieniem, które jednakowoż nie sugerowało w żaden sposób, iż ta wizja faktycznie miałaby się spełnić. Zatrzasnął pudełeczko i wrócił myślami do rzeczy poważnych. No, powiedzmy umiarkowanie istotnych w jego hierarchii priorytetów.
    - Widzimy się teraz, Elle - przypomniał jej delikatnie - przeznaczyłem na to czas do południa więc jeśli wolisz, możemy równie dobrze spędzić go w domu. - dodał, po lekkim zastanowieniu. Jednocześnie jego myśli znów zaczęły krążyć gdzieś w pobliżu kwestii Lokiego, cyrkowców i jeszcze ostatniej sprawy którą badał dla informatora, w zamian za inne informacje. To mu przypominało że musi wreszcie zaraportować to i owo. Zasadniczy problem z komunikacją między nim, a Lokim polegał na tym, że Faust nie posiadał komórki i z najwyższym obrzydzeniem przyjmował, a raczej nie przyjmował myśli, iż coś w tej kwestii miałoby się zmienić. Pomijając oczywisty fakt że oboje traktowali się nawzajem jak potencjalnych wrogów. Albo przynajmniej mieli taki rozwój wypadków na względzie. W końcu Vamoose nie wątpił iż Loki prędzej czy później postanowi przestać się skradać i stanowczo sięgnie po swoje, a w ów czas ich interesy mogą rozjechać się w zupełnie przeciwstawnych kierunkach. A to by oznaczało jednoznaczny i definitywny koniec ich owocnej współpracy.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Sierpień 2011, 19:56   

    To, że Faust zupełnie nie zna się na modzie i stylizacji, zdaniem Giselle, widać było na pierwszy rzut oka. Chociażby dlatego, że mimo pozornej elegancji zapominał o wszystkich tych drobiazgach, które czyniły strój faktycznie reprezentacyjnym. Spinki do mankietów, były jedynie czubkiem góry lodowej, za którym podążała cała warstwa niedopatrzeń, jak choćby źle zawiązany krawat. Inna sprawa, że zdaniem dziewczyny, jej brat wyglądał dosłownie fatalnie w czerni. Przede wszystkim dlatego, że nazbyt odcinała się od jego jasnej skóry, co przyciągało uwagę i kazało bystremu obserwatorowi zwrócić uwagę na zniszczoną cerę. Jakby nie patrzeć, styl życia Kalksteina nijak nie sprzyjał skórze, która w tak młodym wieku była już nieco zasuszona i popękana. W dodatku, jak powszechnie wiadomo, czarny kolor wyszczupla, a Vamoose był tak chudy, że ten optyczny zabieg potwornie mu szkodził. Cóż jednak, nie zamierzała zmieniać jego przyzwyczajeń. Nie sądziła z resztą, by chciał jej słuchać, bo dosyć wyraźnie dawał jej zawsze do zrozumienia, że jej zdania nie postrzega jako wybitnie istotnego i traktował ją protekcjonalnie. Spinkom jednak nie mogła się oprzeć. I będzie za nim łazić jak ta zjawa, byle go tylko zmusić do noszenia ich.
    -Nie dziękuj, tylko noś-odpowiedziała z uśmiechem. Tak , doskonale zdawała sobie sprawę, że Faust podobne obiekty posiadał, ale zapominał je nosić, a to jedynie znaczy, że należy mu przypomnieć, że nie ma lepszego podziękowania za prezent niż korzystanie z niego.
    -Możesz zacząć teraz-dodała wyjmując z pudełka kolejno obie spinki i montując je na mankietach brata z takim wdziękiem i starannością, których mogłaby jej pozazdrościć każda ambitniejsza pani domu i żona. Zadowolona z efektów swojej pracy wyprostowała się i odgarnęła za ucho kosmyk jasnych włosów.
    -Teraz wyglądasz elegancko-stwierdziła, w myślach dodając krótkie sformułowanie, że przydałyby mu się też jakieś kremy pielęgnacyjne i zdecydowanie mógłby coś zrobić z tym chaosem, który nazywa fryzurą. Wszystkie te nieprzyjemne komentarze pozostawały jedynie w tej niewypowiedzianej sferze milczenia, przykrywanej maską promiennego, dziewczęcego uśmiechu.
    -Nie obrażę się... Mogłabym ci chociażby wiązać krawat-tak, była pewna, że potrafi to robić lepiej niż on. Z resztą z niejasnych przyczyn, 90% mężczyzn nie potrafi sobie samodzielnie porządnie zawiązać krawata, choć to żadna sztuka. Co prawda istniała teoria, że łatwiej się to robi innej osobie, aczkolwiek Giselle uważała, że faceci po prostu pewnych rzeczy nie pojmują, nie ogarniają i pojmować i ogarniać nie powinni. Jakby nie patrzeć, nadmiernie zadbany i zbyt modnie ubrany mężczyzna posądzany jest w dzisiejszych czasach o homoseksualizm i to nie bez przyczyny. Zazwyczaj też podobny osąd okazuje się słuszny, choć bywa, że rzeczony samiec jest bi... Jednak z całą pewnością, prości heteroseksualni faceci nie pojmują idei eleganckiego wyglądu i nie umieją o siebie dbać. Taki, mankament natury. No, ale od czego są kobiety?
    Widzimy się teraz? I to tylko do południa? Ukryła rozczarowanie. Liczyła jak głupia, że poświęci jej chociaż cały jeden dzień. No, ale oczywiście nie miał czasu.
    -Co w ogóle takiego interesującego jest w śmierdzących, gnijących trupach-spytała w sumie nie kierując tego do niego, a po prostu rzucając słowa w przestrzeń przed nią, tak by obiły mu się o uszy. Była zazdrosna o zwłoki. To naprawdę poniżające.
    -Jak ty wolisz, możemy iść do domu, a możemy zostać tutaj. Wszystko jedno, skoro i tak mamy czas tylko do południa...-mruknęła chwytając herbatnik leżący na spodku obok filiżanki herbaty, zanurzyła go w gorącym płynie i ugryzła. Musiała wpaść w bardzo ponury nastrój skoro jadła słodkości.
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Sierpień 2011, 14:12   

    Giselle rzecz jasna pod wieloma względami miała absolutna rację, przynajmniej jeśli rozchodziło się o wszelkiej maści stylizacje. Faust zdawał się mieć natomiast własne, oderwane od rzeczywistości pojęcie na ten temat co zaskakiwało tym bardziej, iż na co dzień bywał raczej pedantyczny. Dodatkowo, w odniesieniu do reszty świata potrafił być wręcz sakramencko krytyczny i jakimś cudem jedynie na własne niedopatrzenia pozostawał jak gdyby głuchy i ślepy. Inna rzecz, że poza strefa prywatną niemal nigdy się ju one nie zdarzały, tak jakby podświadomie rekompensował sobie te napiętą wymaganiami dyscyplinę pewnym niedbalstwem. Zresztą, nie nowością był fakt iż Vamoose był i pozostawał jednostką wewnętrznie niezwykle sprzeczną - aż dziw że udało mu się tyle osiągnąć i nie oszaleć wpierw. Co zaś się tyczy Giselle to ich sposób postrzegania świata różnił się diametralnie. Na przykład w odczuciu Kalkstaina była ona niejako jego oczkiem w głowie, miał zresztą tą dziwną cechę, że potrafił pałac do niej czułością zwłaszcza na odległość i wszelkie uczucia rozwijały się w nim nawet (a może zwłaszcza) bez kontaktu z danym osobnikiem. Potem było już gorzej, gdy owa osoba niekoniecznie była w stanie sprostać jego wyidealizowanej wizji, co rzecz jasna budziło pewną frustracje. Już nie mówiąc o tym że póki się nie miało do czynienia z kimś vice a vice, można było spokojnie nie pamiętać o tych wszystkich drobnych uchybieniach, natręctwach i wadach. Z drugiej strony to było właśnie to, co sprawiało, że chciał do niej powracać raz za razem i każdorazowo znów przekonać się, że o dziwo nadal jest w stanie go zaskoczyć, że stanowi wciąż pewne intelektualne wyzwanie i pożywkę dla myśli. Nawet jeśli w międzyczasie chce ogarnąć człowieka szewska pasja.
    - Obiecuję - rzekł, umiejętnie maskując uśmiechem to iż przed chwilą był myślami w zupełnie innym miejscu, to jest przy swoich badaniach i raportach. A tak, niepoprawny pracoholik. On po prostu nie potrafił odpoczywać jak gdyby nie wystarczył fakt iż praca intelektualna i działanie na wielu frontach i bez tego wymagały od niego ciągłej uwagi.
    Pozwolił więc sobie zamontować na mankietach ów darowane cudeńka i nawet sam musiał przyznać, iż prezentowały się nienagannie a nawet niesamowicie, przynajmniej w porównaniu do stanu poprzedniego. Mimo to dużo więcej estetycznej satysfakcji dał mu widok smukłych palców dziewczyny wykonujących swoją prace z tak niewymuszoną gracją. W przelocie, jak gdyby niechcący, musnął palcami wierzch tych dłoni. Wyglądało to naprawdę na przypadkowy gest, a jednak on świadomie zarejestrował ten ułamek sekundy w którym czuł pod opuszkami ciepłą, gładką skórę. Na dnie źrenic znów zamajaczył ten odległy wyraz, tym razem jednak nie wypłynął na powierzchnie i zniknął jeszcze szybciej.
    - Jestem pewien iż to jeszcze potrafię zrobić samemu - rzekł, mimo chęci dość ironicznie. Nie chciał jej tak od razu gasić, pewien że i tak ten pomysł wyparowałby jej dość szybko z głowy zaprzątniętej wszak innymi kwestiami - na przykład nią samą. Nie mniej po prostu nie mógł zareagować inaczej, bowiem wbrew przekonaniom siostry należał do tego dziesięciu procent mężczyzn, którzy potrafili wiązać krawaty nienagannie, bez pomocy żon czy córek.
    Zaraz jednak ta kwestia wyparowała mu z głowy, gdy dostrzegł wyraz jej twarzy. Doprawdy! Jemu propozycja przebywania z nią do południa wydawała się wprost niezwykle wspaniałomyślna i wcale nie dlatego, że robił jej łaskę. Ot, był zajęty. Wiedziała wszak o tym i pomyślałby kto, wyobrażał sobie iż powinna być zachwycona lub chociaż ten fakt docenić. I dopiero teraz zdał sobie sprawę z faktu że to co mu się wydawało naturalne, neutralne lub wręcz szczodre, ona mogła odebrać jako protekcjonalne. Pomyślał co by było gdyby faktycznie postanowił poświecić jej cały dzień i jak każdym innym przypadku doszedł od razu do wniosku, iż to w żadnym razie niewykonalne, po czym oddalił owa myśl od siebie.
    Jego twarz znów wyglądała tak jak zwykle - częściowo bez wyrazu, poważna i surowa. Uniósł nieco brew który to grymas jasno świadczył o tym że nie uważa by to pytanie warte było udzielenia na nie odpowiedzi i tym bardziej się dziwi, że w ogóle padło. Dłuższa chwile panowało niezręczne milczenie w którym ów nonszalancki nastrój prysł niczym bańka mydlana. Twarz miał odwrócona nieco w bok a jednak kątem oka obserwował jak w ciszy przeżuwa herbatnika, a na twarzy ma wyraz zatroskania i złości jednocześnie.
    - To jeszcze jakieś dwie i pół godziny - zauważył powoli, jak gdyby ostrożnie lub w zastanowieniu. Sposób w jaki jej drobne, białe zęby kruszyły ciastko nie dawał mu spokoju i z wyrazem roztargnienia przeczesał palcami włosy, które miejscami robiły się już nieco szpakowate. W końcu machnął ręką na kelnera.
    - Poproszę rachunek. I zamów Pan taksówkę - rzucił, niespecjalnie nawet patrząc na mężczyznę, który również nie zdawał się tym faktem w ogóle przejęty, tylko zaraz zakręcił w stronę zaplecza, gdzie najpewniej znajdował się telefon. Vamoose tymczasem ułożył obie dłonie nieruchomo na blacie stolika i wbił tyle zamyślone, co nieprzeniknione oczy wprost w Giselle.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 16 Sierpień 2011, 19:42   

    Można powiedzieć, że Giselle była zadowolona ze swojej nowej roli stylistki. Chociażby dlatego, że dawała jej chociażby minimalną możliwość ingerowania w życie brata. Nietrudno się domyślić, że w pewnym sensie, czuła, że stanowi jakiś... margines jego życia. Trzymała się instynktownie z dala od jego głowy i myśli więc nie mogła wiedzieć, że w rzeczywistości jest całkiem inaczej, bowiem jedyne czego mogła być pewna, to to czego doświadczała na własnej skórze, a doświadczała wielokrotnie obojętności i protekcjonalnego tonu. Nie mogła przecież wiedzieć o jego wizytach w jej pokoju, gdy była pogrążona w głębokim i spokojnym śnie. W związku z tym, że Vamoose 90% życia spędzał w biurze odnosiła wrażenie, że pełni rolę miłej odskoczni. Jak kino, czy... może bardziej adekwatnym porównaniem będzie zwierzątko. Takie, niezbyt wymagające, które można zostawić na wiele godzin samo a potem przyjść i trochę pogłaskać, a to i tak będzie merdać ogonem i cieszyć się jak głupie. Co prawda, w przypadku Giselle sprawa była bardziej skomplikowana, bo ona wcale a wcale nie była usatysfakcjonowana rolą okazjonalnej rozrywki. Wymagała stu procent uwagi i prawda była taka, że jedynie rodzinny sentyment wciąż trzymał ją przy Fauście. W przeciwnym razie prawdopodobnie wyrwałaby się do jakiegoś innego opiekuna. Bardziej wpływowego. Loki wydawał jej się w tej kwestii dobrym kandydatem. Już to nawet rozważała. Co prawda nie sądziła by informator poświęcał jej więcej czasu, ale jego przynajmniej mogła sobie owinąć wokół palca, a z Faustem miała pewien problem. W dodatku, odnosiła wrażenie, że Loki miał kilka innych zalet, których Faust nie posiadał. Jak tak o tym myślała, to nie miała pojęcia dlaczego jeszcze więdnie przy bracie, który absolutnie nie docenia jej wspaniałości i jeszcze w dodatku, dobrowolnie odgrywa tę rolę grzecznej, młodszej siostrzyczki.
    Spojrzała na niego z lekkim, pobłażliwym niedowierzaniem. Trochę jak matka, która wymusza na dziecku obietnicę, że przestanie wspinać się na drzewa mimo iż doskonale wie, że pociecha złamie ją zaraz gdy rodzicielka zniknie jej z oczu. Pokręciła lekko głową dochodząc do wniosku, że pewnych rzeczy zmienić się nie da. Jedną z tych rzeczy było właśnie podejście Fausta do kwestii dbania o własny wygląd, które to u niego odbywało się w zakresie bardzo powierzchownym. No bo na pierwszy rzut oka wyglądał bardzo dobrze, jednak dla niej, niewystarczająco. Ten sam problem z resztą tyczył się Lokiego. Ach, ci zapracowani mężczyźni!
    Wydęła poliki nieco urażona jego stwierdzeniem. Raz, że było ironiczne, dwa, że się z nim nie zgadzała bo na pewno potrafiłaby ten krawat zawiązać lepiej. A poza tym wykazał się wyjątkową ignorancją wobec jej szczodrej propozycji.
    -W porządku-odpowiedziała krzyżując ponownie ręce na piersiach, co było u niej ewidentnym manifestem obrazy. Była już teraz naprawdę zła. Zła w sposób w nieudawany, a jak najbardziej autentyczny. Do licha, mógł ją traktować jak przedmiot, ale jedynie do pewnego stopnia! A on przesadzał i to ewidentnie. Ot, miał czas do południa. A co z jej czasem? Czy jemu zdawało się, że ona jedynie czeka na jego propozycję? I nie mógł w żadnym razie poświęcić jej więcej czasu? Jednego zasranego dnia? W porównaniu z tym czasem, który spędzał w prosektorium to naprawdę niewiele! Gwoździem do trumny okazały się jego ostatnie słowa, które spadły na nią jak kubeł zimnej wody. Dwie i pół godziny. Co można zrobić przez dwie i pół godziny, gdy czekało się tygodniami? Zacisnęła palce na herbatniku tak, że ciastko skruszyło się, a jego drobinki opadły na stół. Cichy metaliczny jęk i lekkie drżenie srebrnej zastawy sugerowało wyraźnie stan absolutnego wyprowadzenia jej z równowagi. Do tego stopnia, że traciła panowanie nad własnymi zdolnościami. W następnej kolejności, kelner zgiął się w pół, łapiąc się za głowę. Najwyraźniej, dawała sobie upust także odpuszczając kontrolę nad własną telepatią. Wszystko to zaś, trwało zaledwie kilka krótkich chwil.
    -Wypchaj się Vamoose-zakomunikowała mu wstając od stołu, rzucając serwetkę wściekle na jego blat i wychodząc z lokalu. Zapomniała najwyraźniej o swoich zakupach, albo uznała, że są teraz pod opieką braciszka. A spróbowałby ich nie wziąć!
    Przeszła kilka kroków ulicą i dopiero gdzieś za rogiem wybuchła rzewnym płaczem. Stała przez chwilę, dygocząc pod wpływem targających nią emocji i prób opanowania spływających po polikach strumieni. W końcu jednak zadarła głowę do góry. Rozejrzała się by mieć pewność, że Faust nie był świadkiem tej sceny, po czym ruszyła przed siebie.
    [zt]
    Faust



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Sierpień 2011, 14:02   

    Nie okazał po sobie zdenerwowania czy irytacji, choć przypuszczalnie był równie rozdrażniony co Giselle w momencie, gdy kruchy herbatnik ustąpił pod naciskiem jej smukłych palców. To jeszcze nie zapowiadało burzy. Właściwie, przez ułamek sekundy Faust odczuł irracjonalna ulgę iż nie będzie musiał już doświadczać widoku jej drobnych zębów, które w tak niejasny i tajemniczy sposób wzbudzały jego niepokój. Nie była to jednak w żaden sposób świadoma myśl, bowiem głowę miał zaprzątniętą tym, co się działo.
    Zastawa zadrżała, dając świadectwo temu, do jakiego stopnia blondynka straciła nad sobą panowanie. Vamoose zaklął bezgłośnie, nie poruszył się jednak również wtedy, gdy ból na podobieństwo wystrzału z bicza smagnął mu skronie. - bez wątpienia rykoszet jej telepatycznych zdolności. O tym, że w ogóle jakkolwiek się tym przejął świadczyły jedynie pobielałe końce palców, przyciśnięte na płask do blatu. Podczas gdy trzasnęły drzwi do lokalu a nieliczni goście odetchnęli, nieco zdezorientowani, Faust zastanawiał się, jak to u licha jest. Dlaczego u diabła, ilekroć uda im się spotkać, to owe spotkania kończyć się muszą w taki sposób? Czy ona nie mogła choć przez te kilka godzin zachowywać się normalnie, bez ogłaszania całemu światu swoich fochów? Rzeczywiście nie rozumiał tego co działo się w głowie siostry i nawet nie usiłował. Był skłonny mniemać iż go po prostu nie znosi, czemu z kolei w równym stopniu przeczyły inne oznaki. Gdy się tak zastanowić, to tylko jedno uczucie jest w stanie generować tak gwałtowne i ambiwalentne odczucia jednocześnie. I nawet Vamoose, który wszak od wielu lat prowadził całkowicie samotniczy tryb życia, zdawał sobie sprawę z tego, co miedzy nimi zachodziło. I niestety ilekroć dochodziło do sytuacji takich jak ta, miał po prostu przemożną chęć rzucenia tego wszystkiego w cholerę. Dobrze i tkliwie kochało się Elle na odległość. Czułość względem niej, tak jak wszelkie inne odczucia legły się i rozwijały głęboko w czeluściach jego umysłu, w samotności. Ta relacja zresztą dawno już przekroczyła ramy tego, na co mógł sobie we własnym mniemaniu pozwolić. Nie sadził by był w stanie żyć z tym konfliktem wewnętrznym i jednocześnie nie był w stanie pogodzić się z siostra, tak długo jak starał się utrzymywać miedzy nimi 'zdrowy' dystans. Tyle lat żył dla siebie, nawet gdyby pragnął coś w tej materii zmienić, to nie potrafił. Wiec cóż miał czynić? Nie do końca zdawał sobie sprawe z tego, kiedy zaczął jej po prostu unikać.
    Z głową pełna chaotycznych rozmyślań powoli podniósł się od stołu i skierował ku drzwiom. Ta strefa nie była naturalnym dla niego środowiskiem, obawiał się utraty kontroli która wisiała nad nim niczym nagi miecz. Wobec czego postanowił się odeń zwyczajnie odciąć. Miał mnóstwo pracy! Musiał się tym właśnie zająć.
    [zt]
    Zoja
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Wrzesień 2011, 17:05   

    Pogoda nie dopisywała dzisiejszego dnia i Zoja szła ulicą w kurtce z postawionym kołnierzem szybkim krokiem, by jak najszybciej znaleźć się gdzieś, gdzie jest ciepło i przytulnie i gdzie można wypić gorącą kawę. Wiatr smagał drzewa i liście, jakby w nagłych przypływach agresji, liście leciały z drzew, zielone jeszcze, zdziwione przedwczesną jesienną pogodą. Deszcz zacinał w szyby raz mocniej, raz słabiej drażniąc się z przechodniami. Dzień był nieprzyjemny i chyba każdy szukał miejsca, by tylko się schować, usiąść w domowym zaciszu z kubkiem czegoś ciepłego, najlepiej na okiennym parapecie w ciepłym swetrze.. Przynajmniej Zoja miała takie marzenie. Była jednak dość daleko od domu, postanowiła więc zatrzymać się tu - w "Amaretto". Gdy tylko przekroczyła próg klubokawiarni ogarnęła ją cicha muzyka, sącząca się z głośników, przyjemne aromaty różnych ciast i napojów, ciche szmery ludzkich głosów.. Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika, klub powoli się zapełniał, jednak jedno z miejsc było wolne - przy dużej szybie oblepionej strugami deszczu, z widokiem na drzwi wejściowe i z ścianą za plecami. Idealne. Tam też udała się Rosjanka, ściągając po drodze kurtkę i przewieszając ją przez oparcie fotela. Pośpiesznie zamówiła kawę z mlekiem i cukrem i siedziała czekając, wpatrzona w szybę i przechodniów śpieszących się w sobie tylko znanych celach.
    Leonard
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Wrzesień 2011, 16:03   

    Po wyjściu z zapyziałej fabryki Leonard spędził wiele czasu włócząc się bez celu po całym mieści. Nie wiedział, czy chce znaleźć wrota do swojego świata, czy chce znaleźć swoją panią. nie wiedział nawet, czy w ogóle chce cokolwiek znaleźć. Był wyjątkowo, wyjątkowo zirytowany. Nie wiedział, co z tą dziewczynką, która tam zostawił. Czy sobie poradzi? Czy przybysze mieli złe zamiary? Cóż, nie zamierzał tam wracać.
    Jego myśli ponownie nawiedzała Lady Resina. Wspomnienie o niej wracało, co by nie zrobił i gdzie by nie poszedł. Usilnie nie myślał o niej, ani o tym, co widział. Kiedy tylko jego pani opanowywała całkowicie jego myśli, przyśpieszał i biegł przed siebie aż do utraty tchu. W końcu jego buty zrobiły się kompletnie brudne, pełne zaschniętych grudek błota i zacieków od brudnej wody. Pogoda szybko się pogorszyła, więc przemókł cały.
    Kiedy tylko zorientował się, że nie ma na nim ani jednej suchej nitki, postanowił postraszyć sobą okolice centrum. Centrum oznaczało zwykle sklepy, a sklepy pieniądze, których nie miał. Szybko jednak zmienił ten stan rzeczy, podkradając delikatnie monety i drobne banknoty z kieszeni przechodniów. Lady Resina nie poparła by takiego zachowania, ale nie było jej tu teraz i wcale nie musiała wiedzieć.
    Tym oto sposobem, kiedy stanął przed drzwiami "Amaretto" był już kompletnie przegrany. Nie dosć, że złodziej, to jeszcze brudny. Nie wyglądał najlepiej i zaczynał się nawet zastanawiać czy go obsłużą, czy też wyproszą.
    Nie bał się barów i kawiarni ludzkiego świata - w końcu nie mogły się różnić od herbaciarni i tawern w Krainie Luster. Podczas wielu spośród swych podróży odwiedzał je przecież niejednokrotnie. Poza tym świat ludzi nie niósł za sobą wielu zagrożeń. Cóż takiego może mu się stać? Na wszelki wypadek jednak postanowił umieścic przed wejściem jeden ze swoich pomarańczowo - żółtych kamieni teleportacyjnych. Jeżeli cś będzie nie tak po prostu przeniesie się do niego w mgnieniu oka.
    Czarnowłosy wkroczył śmiało do przybytku. Od drzwi uderzył go wyśmienity zapach kawy oraz ciepło tego miejsca. Było wyjątkowo przytulnie, a żółte światło żarówek nadawało wszystkiemu jeszcze przyjemniejszą atmosferę. Od razu rozluźnił się nieco i pozwolił swoim ramionom opaść. Jakże można się stresować w tak przyjemnym miejscu? Jego okulary momentalnie zaparowały, pozwalając mu widzieć tylko i wyłącznie biała mgiełkę. Zdjął je zatem i przetarł szybko, pozostawiając na nich krople wody. Przynajmniej dało się teraz przez nie patrzeć. Zgarnął dłońmi wodę z włosów, chlapiąc na podłogę, jednak nie przejął się tym. Spokojnym krokiem podszedł do lady, jednak nie na tyle blisko aby sprzedawcy uznali, że chce coś kupić. Obejrzał szybko menu, jednak nie znalazł w nim nic, co dawałoby mu do myślenia. Przeliczył wszystkie pieniądze, które sobie przywłaszczył i uznał, że w świetle obecnych tu cen prezentuje się dość dobrze. Postanowił zaraz zamówić któryś ze specjałów klubu, aby rozkoszować się ziemskimi napojami, jednak do tego potrzebne było miejsce siedzące. Rozejrzał się po sali.
    Jego wzrok padł na dość dobrze ulokowane miejsce przy oknie. Można z niego było podziwiać całą sytuację, i to w barze i na zewnątrz, podczas kiedy twoje plecy były bezpiecznie kryte przez ścianę. Niestety, było ono zajęte. Siedziała tam dziewczyna z pięknymi, czarnymi włosami, które przyciągnęły uwagę Leo. Kiedy tak siedziała, wydawało mu się że jest między nimi wiele podobieństw. Czyżby także nie była zbyt śmiała? Czyżby także nie gnała jak szalona za towarzystwem innych? Cała jej postać była nieco delikatna, jednak Leo wiedział, że jest człowiekiem, tak jak większość ludzi w tym barze. Niestety... Poniekąd myślał, że znalazł bratnią duszę.
    Podszedł do stolika i odchrząknął cicho w zwinięta pięść, nie bardzo wiedząc jak zacząć. W klubie był już duży tłok, niewiele miejsc wolnych. Wolał dosiąść się do niej zamiast zajmować samemu czteroosobowy stolik, no i szukał pretekstu do rozmowy z nią. Poruszył głową kilka razy na boki, roztrzepując włosy i układając je jak wcześniej - czyli bez ładu i składu. Po chwili ciszy odchrząknął jeszcze raz i odezwał się.
    -Witaj.. Mogę.. Dosiąść się...
    Może nie był to podręcznikowy popis rozpoczynania rozmowy, ale też Leo nigdy w tym nie był mistrzem. Cóż mógł więcej zrobić? Zarumienił się lekko i spróbował uśmiechnąć, co niestety nie wyszło zbyt efektownie ani uroczo. Wyglądał bardziej jak ktoś zapędzony w kozi róg. Potrząsnął włosy dłonią i znów kilka kropel spadło na ziemię, kilka na jego ubranie, kilka na jego twarz. Ciekawe, że można aż tak zmoknąć od lekkiego kapuśniaczku.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 9