• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Bary i Restauracje » Iris
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 28 Grudzień 2011, 01:36   Iris

      Lokal znajdujący się na niejakim uboczu, o którego faktycznym istnieniu świadczy jedynie para wrośniętych w ceglasty mur, masywnych drzwi zaopatrzonych w oczywisty dodatek w postaci rosłego ochroniarza na ich froncie. Nad jego przysadzistym łbem unosi się ustrojony niewybrednym neonem szyld, informujący o nazwie tutejszego przybytku. I o ile pierwsze wrażenie odnośnie skrywanego pod zaśniedziałym portalem miejsca może być co najmniej odstręczające, pokonanie zawziętego king konga otwiera furtkę do zawstydzającego wnętrza, które skrywają obskurne mury. Wnętrze jest dość przestrzenne, choć wspomniany obszar gospodarować zwykł niewielki pęk ludzi, znanych tu i ówdzie pod względem swej elitarności. Wystrój natomiast stanowi nienaturalny duet modernizmu i kontrastujących z nim, pełnych przepychu detali, które na tle chłodnego i schludnego zamysłu przyjmują śladowe ilości ordynarnego wyrazu. Mieszanka pokrytych neonową mgłą soczystych barw ścian miesza się z lakierowaną, sztuczną skórą goszczącą na tutejszym umeblowaniu. Całość jednak, układa się w balansującą na krawędzi elegancji i żywiołowości mapę różnorakich sal, których wystrój zdolny jest zaszokować nie jednego gościa.

      > Klub ma charakter elitarny, w ofercie posiada obszar przeznaczony zarówno na restaurację, parkiet oraz odpoczynek, a także sale prywatne. Dysponuje również tylnym wejściem, umożliwiającym wjazd samochodem na tyły jednej z pobliskich kamienic, jednak podobnie jak i frontowe, strzeżone jest ono przez ochroniarza.
    _________________

     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 6 Styczeń 2012, 00:36   

    Droga jaka dzieliła jego rezydencję od centrum miasta ponownie wydawała się dwoić i troić, aby maksymalnie wydłużyć swój czas. Dodatkowo atmosfera, jaka panowała pomiędzy dwójką zdawała się powoli stawać nieodłącznym elementem ich wspólnych, samochodowych eskapad.
    Przed jej oczyma nieustannie rozpościerał się widok mężczyzny, jego siarczyste spojrzenie, wargi, wykrzywione w srogim, złowróżbnym grymasie absolutnej grozy. Wówczas widziała i siebie, dumną, wypiętą w skupiony łuk sylwetkę, która momentalnie struchlała i zmalała, niemal do typowych rozmiarów wcale nie rosłego liliputa. Była przerażona. I najpewniej ową drastyczną reakcję zdołał zarejestrować szybciej, aniżeli ona sama, wybita z dawnej pewności siebie, trwająca nadal w cieniu niedawnego zaszokowania. Jego reakcja, ciasne uchwycenie nadgarstka, które wywołało cichutki zew bólu w wątłej dłoni, a co istotniejsze, słowa, które ciskane w dodatkowo pobladłą twarz wywoływały na niej nie skromną gamę skrajnych emocji.
    Wyniki testu, jakim lekkomyślnie go uraczyła przybyły aż nader pośpiesznie, wpędzając kobietę w pełne zgrozy uczucie, wynikające z negatywnych wyników. Była zbyt śmiała. Nie trudno było się zresztą domyślić, jak prędko jej zamiary zostaną poskromione, a ona postawiona przed dramatycznym faktem obrazy mężczyzny, dla którego gotowa była na wszelkie wyrzeczenia i każdą niemal próbę. Jej obraz był w owej chwili tak mizerny, że każdy obserwator na owy widok by się skrzywił. Skarlała, odsuwając zgarbione ciało na granicę dzielącej ich przestrzeni, spoglądając pełnym niemej grozy grynszpanem na jej wybranka. Krzyk, jaki rozpychał jej gardło został zdławiony, przełknięty, wraz z całym wstydem i żalem kierowanym ku samej sobie. Popełniła błąd, pragnąc go zadowolić? A może to utajone wymuszenie, wcale nie intencjonalne, przewyższało chęć sprawieniu mu przyjemności? Nie była tego pewna. Nie miała jednak wątpliwości ku temu, że nie prędko oboje otrząsną się po owym fakcie i że wieczór, który w pierwotnym założeniu miał być przyjemnym zwieńczeniem jego i jej wysiłków, naznaczony będzie owym piętnem. Choć może gdyby spróbowała ponownie, gdyby podniosła się z upadku i raz jeszcze wysiliła swe starania, aby euforyczny nastrój powrócił na chmurne lico... owe plany zbyt odbiegały jednak w przyszłość, będąc absolutnie nieadekwatnymi do trwogi, jaka spowiła obecnie jej ciało i gwałtownie przybiła niewidocznym ciężarem do chłodnego siedzenia w aucie.
    Mknęli więc, popędzani skrytą siłą mechanicznych koni, w akompaniamencie stłumionego warkotu silnika. Zacisnęła mocno powieki, odchylając okrytą srebrzystymi pasmami kopułę w stronę mu przeciwną , racząc tym samym spowitą mrokiem szybę własnym, wykrzywionym w nikłym wyrazie bólu, obliczem. Ściśnięte cichym pomrukiem mechanicznej bestii uszy, nadal odczuwały nieustające echo słowa, które z niepojętą siłą zdołało wyrwać się spod roztrzęsionych warg. Przepraszam. Ostre sylaby ściskały jej gardło już od chwili, kiedy cisnęła je na swoją obronę wprost w złowieszczą twarz. Choć czy faktycznie, z realnym skutkiem? Rezultatem było jedynie nawiedzające ją spectro, niedoszłych poczynań. Nie miała odwagi na niego spojrzeć. Po raz kolejny błądząc spojrzeniem z niesłychanym uporem. Rzuciła jedynie na wpół zdławionym głosem nazwą miejsca ich przejażdżki i ponownie opadła w niemy letarg. Czuła, że każda chwila staje się nie do zniesienia, odczuwała miotające się w jej wnętrzu emocje, tysiące słów, czekających w gotowości, ale i gestów, które szukały swego ujścia w nieskończonych. wyświechtanych już filmowych scenach. Nadal jeszcze czuła ścisk w gardle, napór gorącej fali dręczącej jej oczy, która uparcie wymuszała w niej rychłe wyswobodzenie. W jednej chwili żałowała, że wówczas postąpiła tak chełpliwie, a w innej, że gdy tak bezwzględnie ściskał jej drżącą rękę nie padła przed jego sylwetką, błagając o zapomnienie jej występku. Owe zamiary, jakkolwiek desperackie, były na nic. Wszak wiedziała, że siedząca obok persona, której oddech nadal wprawiał w minimalne drżenie jej ciało, z taką łatwością nie wybacza, ani nie zapomina.
    Splotła ze sobą dłonie, już od dobrej chwili miotające się wokół w poszukiwaniu sensownej ostoi i na nowo poczęła rozważać najczarniejsze ze scenariuszy. Po raz setny rozważała całą sytuację, nie mogąc wyswobodzić myśli z jej nawracającego echa, które nieuchronnie świadczyło o tym, jak wielce wymieniony akt nią wstrząsnął. Chwila skupienia i na nowo mogła ujarzmić swe myśli. Mówił coś o swoim ojcu, czyż nie? A zatem wielce prawdopodobne, iż wziął ją za... swoją matkę? Kątem oka powędrowała w bok, ostrożnym, pełnym napięcia spojrzeniem racząc najpewniej spiętą sylwetkę. Nie pomyliła się, jego widok na nowo wzbudził gorzkie pragnienie uwolnienia ściśniętej nagłym trzaskiem powiek fali rzewnych łez. Potrzebowała chwili nim się uspokoiła, bardzo typowo, dusząc dopuszczalne oznaki emocjonalności do niechętnego minimum. Jej czyny, a może słowa właśnie... co mogło wywołać w nim owe skojarzenie? Wszystkie bodźce wskazywały na to, iż nie darzył jej zbytnim szacunkiem, o czym dobitnie świadczył ton, jakim ją wówczas uraczył. Choć z drugiej strony, sytuacja, na którą sama wyraziła pełne przyzwolenie była niejako sprzeczna z jej naturą. Miała mu ulec, być poddaną, przy jednostce dominującej, teoretycznie... kobietą. I choć owy stan zdawała się w pełni akceptować, czemu zatem smak porażki wydawał się tak gorzki? A może po prostu byli do siebie tak podobni, że jedynie jedno mogło wychodzić z owych pojedynków zwycięsko, a drugie zmuszone było do godzenia się z poczuciem przegranej? Nie miała już co ku temu wątpliwości. Nie mniej to jak zareagował, jakie przerażenie w niej wywołał... było dla niej jednym z ciosów, po których powstanie należy do nie lada wyczynów. I choć z jego strony nie spodziewała się innej reakcji, nadal przeczyła samej sobie. Sądziła, że dopuszczała taką możliwość, że będzie w stanie ową znieść bez większych strat... i ku ulatującemu z napiętego ciała lęku, w nie mniejszym zaskoczeniu, poczęła ów stan opornie osiągać.
    Samochód skręcił w jedną z bram licznych kamienic i wsunął się w wąską uliczkę, parkując w końcu na niewielkim, wyznaczonym miejscu, tuż przy oznaczonych drzwiach lokalu. Wysiadła z niego bez namysłu, poddając tym samym obnażone łydki na działanie nieprzychylnego im powietrza i wtórującego im wiatru. Odczekała chwilę potrzebną mężczyźnie na wydostanie się z blaszanej bestii i czym prędzej zrównała z nim krok, dochodząc w końcu do podskakującego na zimnie, rosłego mężczyzny, którego wzrok odruchowo powędrował na zbliżającą się parę.
    -Jesteśmy gośćmi Margareth.
    Oznajmiła szybko, pewna tego, że kobieta wydała po jej telefonie odpowiednie instrukcje swojej ochronie. Przeświadczenie brała z faktu, iż jedna licznych, bogatych kobiet, miała i swoje słabości, które z kolei ona, nie omieszkała sprawnie wykorzystać. Kilka szantaży znacznie ułatwiało życie, a i mogło zapewnić luksusy, dotąd niedostępne dla zwyczajnej jednostki. Tak też Margareth, jedna z kur domowych, która zamążpójście traktowała jako całkiem lukratywny interes, ceniła sobie prywatność. Mężczyzna ocenił nowych gości szybkim spojrzeniem i gestem upstrzonej pomarszczoną siecią zmarszczek gębą, zaprosił ich do środka, odsuwając z przejścia swoje masywne cielsko. Spojrzała na jej towarzysza w przelocie i niepewnie, wielce ostrożnie ulokowała dłoń na jego ramieniu, podążając wraz z partnerem w głąb lokalu. Gęsty mrok, jaki panował już na zewnątrz został rozproszony przez wątłe, mleczne światło, dobijające się z osłoniętych półprzeźroczystym parkanem ścian. Spacer wąskim korytarzem przerwało natrafienie na wysoką kobietę o sylwetce wychudzonej modelki, ubraną w krótką, pistacjową sukienkę wyraźnie obciskającą jej ciało. Uśmiechnęła się ponętnie i poprosiła o ich okrycia, co też przynajmniej kobieta, chętnie uczyniła. Kolejną przeszkodą na ich drodze okazać się miał opustoszały salonik, w którym zastali jedynie schludną sylwetkę barmana, polerującego właśnie miły dla oka zestaw kryształowych lampek. Oddzieliła się od Lokiego i podeszła do mężczyzny, który najwyraźniej zauważył obecność nowych gości. Wymienili kilka zdań, a następnie otrzymała od niego zamówiony wcześniej kluczyk, na który zareagowała tryumfalnym uśmiechem i bezzwłocznie dołączyła do swego kompana, kierując ich wspólne kroki do jednego z prywatnych pomieszczeń. Kluczyk zagrzechotał przyjemnie, zaś drzwi rozsunęły się bezszelestnie, odsłaniając całkiem przestrzenne pomieszczenie, utrzymane w aksamitnej, fioletowej tonacji. Wątłe światło dobijało się z maleńkich, acz licznych punktów, nadając wnętrzu nieco mdłej poświaty, padającej na nowoczesne, pokryte miękkimi tkaninami wyposażenie. W centrum widniał zapraszająco stolik w formie prostokąta, przeznaczony dla dwójki osób, ustrojony już pękiem wonnych frezji i butelką schłodzonego w lodowym pucharze szampana.
    - Cenią tu sobie prywatność, więc nie mamy się czego obawiać.
    Rzecz jasna te słowa miały się jeszcze do ich wcześniejszej rozmowy, stricte do obaw informatora, którego niechęć do jakiejkolwiek jawności była wyraźnie ostentacyjna. Zamknęła za nimi drzwi, umieszczając kluczyk w zamku, jednak nie przekręcając go. W końcu czekali jeszcze na kelnera, czyż nie? Przystanęła w miejscu, spoglądając na owiniętą garniturem postać, wyczekując jego reakcji, przypadkowego gestu lub słowa... chciała w końcu ukrócić swą niepewność i dowiedzieć się, co sądzi o tym miejscu, a co istotniejsze... czy aby raz jeszcze nie rzuci się w jej kierunku i nie zapragnie po raz kolejny pastwić się nad nią własną srogością. Czekała więc w napięciu, gotowa na kolejny atak, którego pragnąc lub też nie, nie byłaby zdolna odparować.
    _________________





    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 13 Styczeń 2012, 00:32   

    Wyglądało na to, że ich wspólne samochodowe wyprawy miały już tendencję do utrzymywania się w dusznej atmosferze zbyt wielu, lub zbyt niewielu wypowiedzianych słów. Informatora męczyło to niepomiernie. Z jednej pułapki słów wprost w objęcia drugiej. Nie rozumiał dlaczego dawał się tej dziewczynie tak wyprowadzać z równowagi. Powinien lepiej nad sobą panować. Przez tyle lat zdawało mu się iż opanował tę sztukę do perfekcji, a tu nagle zjawia się taka dziewczyna, z której zdaniem się liczył i cała ta maskarada została zburzona jak karciana twierdza pod wpływem drobnego powiewu zefiru. Zerknął na jej drobną postać, skuloną niemalże pod samymi drzwiami limuzyny i poczuł jak serce podchodzi mu do gardła, ściśnięte gdzieś w przełyku. Naprawdę sprawił, że się go bała. Jedyna osoba, wobec której niezdolny byłby do okrucieństwa... Nie licząc skrajnych przypadków. Nie chciałaby bowiem widzieć do czego mógłby się posunąć, gdyby zechciała zdradzić go z innym. Jednak w żadnej innej okoliczności. Do licha, nie potrafił się na nią dłużej gniewać i gdyby nie jego całkowity brak przystosowania do podobnych sytuacji, zapewne już dawno spróbowałby jakoś odbudować przyjemny nastrój, który prysł jak bańka mydlana pod wpływem jednej eksplozji wywołanej doprawdy błahostką. Zacisnął palce mocniej na skórzanej obręczy, powściągając chęć chwycenia jej drobnej dłoni. Chociaż na chwilę, dać jej do zrozumienia, że nie ma jej za złe, że wszystko jest dobrze. Z drugiej strony nie był jeszcze skłonny do podobnej czułości. Wpatrywał się więc w migające białe pasy namalowane na gładkiej asfaltowej powierzchni powstrzymując chęć zamknięcia powiek i chociażby krótkiego zebrania myśli. Musiał ustalić w końcu jaki ma do niej stosunek, czy jej ufa czy nie... Jeśli zaś uzna, że tak, powinien jakoś ubrać w słowa to wszystko. Wszystko co powinna o nim wiedzieć, do czego nikomu innemu nie dałby dostępu. Zatrzymywał się jednak wciąż na tym jednym zagadnieniu i za każdym razem gdy zbliżał się do konkluzji pojawiał się kolejny argument przeciw. Ten dylemat wysadził ich pod wybranym przez Cecille lokalem. Jej wskazówki docierały zaś do zajętego umysłu mężczyzny jak przez mgłę. Dobrze jednak, że ostatecznie udało im się trafić, bo w tej parnej atmosferze trudno byłoby mu dłużej wytrzymać. Wyskoczył z auta jak poparzony, nagle też przypominając sobie, że w żaden sposób nie doprowadził się do ładu przed całą tą wycieczką. Szybko jednak doszedł do wniosku, że bez wątpienia i tak wygląda doskonale, bo zasadniczo ostatnio, zawsze tak było. Machnął pogardliwie ręką po czym wręczył kluczyki osobie odpowiedzialnej za odprowadzenie samochodu na stosowny parking. Zaraz też pośpieszył za Cecille, która następnie przedstawiła się mianem właścicielki lokalu, o której sam też całkiem sporo słyszał. Może i uśmiechnąłby się półgębkiem, dumny z poczynań swojej protegowanej gdyby nie fakt, że kompletnie nie miał nastroju na żadne chichoty, co zaś było całkiem nietypowe dla jego diabelskiej i psotnej natury. W milczeniu podążał za dziewczyną, nie racząc zbytnią uwagą szeroko rozumianego otoczenia. To również dziwne dla kogoś z tendencją do rejestrowania każdego szczegółu. Zazwyczaj widział dosłownie wszystko od koloru ścian i serwet, po symbolikę tegoż. Od strojnych dam, po naznaczone odbitą na palcach obręczą świadczoną o małżeństwie, od którego bez wątpienia robiły sobie przerwę w ramionach kochanków. Od przemęczonych oczu po nazbyt wyraźne, zamaszyste gesty. Widział wszystko... Teraz zaś widział jedynie jasną aureolę upiętych wysoko włosów i pozwalał się oślepiać blaskiem łamanego w brylantowych kolczykach światła. W końcu znaleźli się w małej salce. Tyle do niego dotarło. Dziewczyna wypowiedziała jakieś zdanie, na które jedynie skinął głową, wsuwając ręce do kieszeni, gdzie w skrytości zaciskał mocno pięści usiłując kontrolować własne ciało. Unikał jej spojrzenia, wlepiając dwukolorowe tęczówki w podłożę. Jakiś czas trwał w tym bezruchu, po czym podjął ostateczną decyzję. Dopiero gdy miał pewność, czego tak naprawdę chce i co odważy się dla tego zaryzykować, podniósł wzrok na jej drobną, ślicznie ozdobioną odpowiednimi dodatkami postać. Zbliżył się i w końcu ujął jej twarz, pieszczotliwie przesuwając palcami po jej polikach, kciukiem zahaczając o wargi, wsuwając długie kończyny pomiędzy platynowe pasma. Pochylił się i lekko pocałował jej czoło.
    -Bardzo przyjemne miejsce.-powiedział w końcu, choć w rzeczywistości trudno mu to było ocenić. Niespecjalnie zwracał uwagę na szczegóły-Jednak nie jestem zbyt głodny. Mam nadzieję, że mi wybaczysz i sama wybierzesz coś z karty dla siebie-odpowiedział zgodnie z prawdą. Nigdy nie był smakoszem, a odkąd przerzucił się na dietę z ludzkich dusz, jedynym normalnym pokarmem jaki przyjmował w ogóle była kawa i alkohol, ale trudno to w ogóle zakwalifikować do pokarmu. Westchnął ciężko i odsunął się trochę, by przejechać palcami po własnej, gęstej, upstrzonej czernią czuprynie.
    -Posłuchaj Cecille...-zaczął wciąż potykając się o własny zasób leksykalny. Tak jakby bawił się ze słowami w chowanego-Naprawdę chcę byś wiedziała o mnie wszystko... Chcę... Mówić Ci rzeczy, których nigdy nie powiedziałbym nikomu innemu... Chcę być Twój-powiedział całkiem poważnie. Oczywiście było to niejako elementem gry. W końcu zdawał sobie sprawę z faktu, że z niej uczynił swoją prywatną własność... Dobrze by było, gdyby sądziła, że dostaje cokolwiek w zamian.
    -Tylko, że zaufanie to nie jest coś czym darzę kogoś tak po prostu. Do tej pory raczej miałem zasadę by nie ufać nikomu, więc musisz mi dać trochę czasu. Obiecuję też wtedy wyjaśnić moją... Reakcję w rezydencji. Ale na pewno nie musisz się mnie bać. Nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy, niezależnie od tego jak bardzo mnie zirytujesz czy wyprowadzisz z równowagi. Z resztą, moja niezdolność gniewania się na Ciebie dłużej niż pięć minut jest bardzo upierdliwa. Nie nadużywaj tego-uśmiechnął się lekko. Uznał najwyraźniej, że sprawa zakończona bo odwrócił się i usiadł przy stole... Cwaniak nieprawdaż? De facto wykręcił się z tradycyjnego obowiązku rozprawiania na swój własny temat, niby to przeprosił za swoją reakcję bez faktycznego przepraszania i pozwolił jej wierzyć, że sprawuje nad nim jakąkolwiek władzę. Wszystko zaś było wynikiem prostego równania... Skoro chciał jeszcze dzisiaj pozbawić ją cnoty, niespecjalnie mógł sobie pozwolić na szarżowanie i wojowanie. W tej materii faktycznie miała go w swoich kobiecych i piegowatych szponach. Uśmiechnął się pod nosem, zerkając na nią dyskretnie. Bez wątpienia, sukienka była ładna, a i tak nie mógł doczekać się chwili w której będzie mógł ją z niej zedrzeć. Rozpustnik.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 13 Styczeń 2012, 15:49   

    Serce się krajało na samą myśl o tym, jak szybko owa wypełniona paranoją sytuacja mogłaby się zakończyć, gdyby tylko butna dwójka ubrała w słowa kłębiące się w nich myśli, zechciała wyrazić setki impulsywnych gestów i zechciała zaufać wcale nie zwodniczemu instynktowi. I choć podświadomość niemal łaknęła ich pojednania, pozbawione zdawać by się mogło, zdrowego rozsądku ciała dalej brnęły w kreowanym przez siebie, dziwacznym teatrze, który nakazywał kontynuowanie wypaczonych działań, absolutnie niepotrzebnych przecież już pojednanej parze. Byli jak kukły, którymi rządziło przyzwyczajenie. Seria nabytych przez czas ruchów, które przecież sami sobie narzucali, a w których jednocześnie na próżno było szukać logiki.
    I ona zdawała się siebie nie poznawać. Zastanawiała się co u licha wyprawia. W tym momencie ułudnie przypominała maleńkie dziecko, bezbronne wobec nowego problemu na swej drodze, łkające i bezradne wobec ciągu następujących zdarzeń, bezwolnie wciągnięte w ich wir. Właśnie tak się czuła, jak bezsilna marionetka w rękach niewidzialnego kuglarza, którego szachrajstwa wymuszały na niej nieintencjonalne zachowanie. Niczym dotknięta schizofrenią, jej świadomość została uwięziona głęboko, zbyt daleko, aby wymusić posłuch u korpusu, ani żeby obudzić uśpioną cząstkę racjonalizmu w wypełnionej urażoną dumą, srebrzystej kopule.
    Bo burzy jednak, nieuchronnie nastał czas refleksji. W wypełnionej suchą migreną czaszce, zawitało co najmniej niespodziewane pytanie. Co takiego właściwie do niej czuł? Co wymuszało na nim tak agresywną reakcję obronną? A może to istotnie ona była tu jedyną winowajczynią, świadomie naruszając strefę jego strefę sacrum, prywatne sanktuarium, któremu tak celebrował? Nie potrafiła udzielić sobie jednoznacznej odpowiedzi i niezależnie na jak dalekie wody pozwalała wypłynąć rozrzutnym myślom, nadal jednak upragniona kontrakcja pozostawała niejasna, skryta za jej własnymi obawami lub woalem sekretów, od których wszak nie stronił. Chwilę skupienia przerwał impuls gaśnięcia silnika, a także wtórujący mu ciąg poczynań, zwieńczony dopiero po przestąpieniu progu ich prywatnego audytorium. Dopiero kiedy się odwróciła, porzuciła szaleńczy, acz nie do końca widoczny bieg ku obranemu celu, ujrzała go. I to w całej swej, biernej okazałości. W owym momencie, wydał jej się bardziej odrętwiały i gnuśny niż kiedykolwiek do tej pory, ta apatia, która niemal wylewała się z chłodnego ciała... i jej kończyny wprawiła w przelotne stężenie i w końcu, płochliwe zamarcie. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Ah tak, zbyt była zajęta chełpieniem własnym lękom, prowokowaniem ich do dalszego rozrostu. Zdziwiła się potwornie, jak mogła sobie pozwolić na tak okrutne użalanie się nad sobą, nawet, lub co gorsza, jeżeli odbywało się wyłącznie w jej myślach. A może wraz z własnym oddziaływaniem na bliskiego jej mężczyznę, sama narażona była na podobny zabieg z jego strony? Być może to on właśnie tak na nią działał, usypiając jej czujność, samym byciem wprawiając nieskruszoną posturę w stan katastrofalnej niemal nadwrażliwości. Przy nim zdawała się być taka delikatna, aż zbytnio krucha.
    Otrząsnęła się, powracając wzrokiem na obity fiołkowym aksamitem szezlong, który sterczał samotnie w kącie pomieszczenia. Sama sala nie była przesadnie zagracona, wtórując jakoby przyjemnemu minimalizmowi całego przybytku. Być może zbyt skupiona na owych detalach, znieczulona już ostałą ciszą, zbyła jego słowa pospolitym skinieniem opieczętowanego teraz skąpymi pąsami lica. I choć błędem byłoby uznanie, że owe słowa jej nie pocieszały, w pewnym stopniu jednak, upewniały dziewczę w wyrządzonej krzywdzie. Dopiero w takt jego raptownych gestów poczęła wytężać własną czujność i reagować tak, jak tego w istocie pragnęła. Rozchyliła wargi, smagając oddechem skrywane przez zaborcze palce poły materiału jego garnituru, jęknąwszy cichutko, gdy zostały brutalnie od niego oddalone w chwili odsunięcia się męskiej sylwetki.
    Jakież jednak było jej zdziwienie, kiedy wcale nie oczekiwana pociecha znalazła ostoję w burzących zdeformowany ład słowach mężczyzny, słowach, które miały wszak zmienić bardzo wiele.
    - Naturalnie, w pełni rozumiem Twoje wątpliwości, a mimo to chcę, żebyś był świadom tego, że będę kobietą szczęśliwą, niezależnie od tego co będziesz mi wyjawiał. Nawet jeżeli będzie to kłamstwo, uwierzę w nie. Jeżeli tego zechcesz. A jeśli Twoim pragnieniem jest porzucenie wszystkich sekretów i zaufanie mi w pełni, mogę jedynie potwierdzić to, co dawno już zostało postanowione. Nie zawiodę Cię. Chcę być Twoja i chcę zasłużyć na to zaufanie w pełni. Dlatego zaakceptuję każdą Twoją decyzję i zrobię wszystko, abyś żadnej z niej nie żałował.
    Wyjawiła półszeptem, zdławionym przez nieco niepewny ton, absolutnie kontrastujący z ciałem, które czym prędzej dopadło oddalającą się sylwetkę jej wybranka i ulokowało spragnioną jego dotyku dłoń na bezbłędnie wyprofilowanym ramieniu mężczyzny.
    - Ah Loki, tak bardzo Cię przepraszam, gdybym tylko mogła przewidzieć taką reakcję nigdy bym na to nie nalegała...
    Jej ton się wyraźnie złamał, a ona na moment zatrzymała jego ciało przy sobie, w głuchej niemocy oplatając je wątłymi dłońmi. Czy w ogóle mógł zdawać sobie sprawę, jak wielkie wrażenie wywarły na niej owe słowa? Blade palce ozdobione nieśmiertelnymi kryształami zaplotły się na jego torsie, przyciągając całą posturę do swego ciała, skrytego i jednocześnie mocno wtulonego do przyjemnych pleców informatora. Przepraszała. Jeżeli taki był jego cel w pełni go osiągnął. I choć wcale nie skromną ulgę wywołało w niej znalezienie oparcia na błogim fragmencie jego perfekcyjnego ciała, wtem się ocknęła z całkiem realnego snu, powtórnie skarcona własną słabością, opuszczając swe dłonie i pośpiesznie zasiadając naprzeciw swego wybranka. Wszystko wskazywało na to, że nastał czas na lampkę szampana, na którym też niezwłocznie spoczął jej wzrok. Ciekawe czy zechce czynić honory i ujarzmić zdradliwą dla zmysłów substancję, czy może pozostawi to w rękach kelnera, który nawiasem, długo nie zaszczycał ich swoją obecnością.
    _________________





    Pożeracz Dusz

    Godność: Amadeusz Odinson
    Wiek: 27 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Wzrost / waga: 190 cm /
    Aktualny ubiór: Czarny garnitur. Biała koszula. Krawat w odcieniu ciemnej zieleni. Spinki do mankietów ze szmaragdami.
    Znaki szczególne: lewe ślepie jest soczyście szmaragdowe, a drugie, czerwone, z dziwnymi symbolami na tęczówce, większość czasu zasłonięte opatrunkiem bądź opaską. Tatuaż runiczny na całych plecach.
    Pan / Sługa: - / Adrien
    Pod ręką: butelka wody mineralnej
    SPECJALNE: Najlepszy Pisarz 2011, Upiorny Książę (Halloween 2011)
    Dołączył: 03 Maj 2011
    Posty: 617
    Wysłany: 15 Styczeń 2012, 21:09   

    No tak, zapewne gdyby nie ich uparte zacietrzewienie, dawno już mieliby cały ten dramatyzm za sobą. Trudno aż powiedzieć, czy mieli do niego wrodzoną skłonność, czy popadali weń całkiem nie świadomie. A może po prostu w relacjach damsko-męskich dramatyzm był konieczny? Czyżby nie było innego sposobu na rozwiązanie tych wszystkich konfliktów? Jakiegoś prostego rozwiązania, czy złotego środka? Nawet jeżeli takowy istniał, żadne z nich nie próbowało wyciągać po niego rąk. Oboje siedzieli w milczeniu zamiast przełamać ciszę i powiedzieć sobie to, co powinni. Może to była kwestia czasu, a może były to przyzwyczajenia, od których nigdy nie uda im się uciec. Czas pokaże. Od zawsze byli skazani na jego niezbadane wyroki.
    Lokiemu nowa, bardziej skruszona postawa Cecille z jednej strony odpowiadała, a z drugiej wprawiała go w poczucie dyskomfortu powodowanego świadomością, że to on wywołał u niej podobny, tak przecież przeciwny naturalnemu, stan rzeczy. Nie chciał nigdy tak bardzo jej zmiażdżyć. Chciał by była jego partnerką, co oznaczało, że miała mieć podobny do jego status i nie musiała się obawiać jego gniewu.. Nawet jeśli czasami pozwalał się przy niej ponosić.
    Znaleźli się w końcu w bezpiecznych czterech ścianach, gdzie możliwe było przełamanie panującej ciszy. Trudno powiedzieć dlaczego nie dokonane zostało wcześniej jednak winę warto chyba zrzucić na potrzebę pozbierania myśli. Loki nie lubił mówić kiedy nie wiedział dokładnie co chce powiedzieć. W takich chwilach milczał, a odzywał się dopiero, gdy odpowiednie zdania ułożył już kompletnie w swojej głowie. Spojrzał na dziewczynę. Była tak zaangażowana, tak zakochana i tak wierna... Widział to przecież, a wciąż potrafił uwierzyć, że to wszystko jedynie mistrzowska gra? Jeśli to było udawane, Cecille naprawdę zasługiwała na Oscara za tę rolę.
    Mężczyzna uśmiechnął się lekko i przejechał palcami po jasnych włosach, kompletnie ignorując fakt, że być może niszczy właśnie misterną kompozycję jaką stanowiła jej fryzura. Nie skomentował jej słów w żaden inny sposób. Uważał, że nie było takiej potrzeby. Ostatecznie, sam doskonale wiedział co zamierza jej mówić, a co nie. Nie miał też pojęcia jaka była stosowna odpowiedź na taką deklarację. Dziękuję? To wydawało się tak cholernie minimalistyczne. W końcu właśnie zaproponowała mu całą siebie, a on posłużył się podobną kwestią jedynie chcąc osiągnąć pewien cel. Nawet jeżeli znajdowało się w niej ziarnko prawdy to można mieć pewność, że nigdy by nie padła, gdyby Amadeusz nie uznał, że będzie z tego czerpał jakieś zyski. Był prawdziwym mistrzem podobnej manipulacji słowem toteż dziw brał, że czasami sam miał problem z przywdzianiem jakiegoś komunikatu w odpowiednią leksykę. Zdarzało się jednak... Tylko przy Cecille, ale się zdarzało. Nie potrafiłby na przykład opisać jak bardzo wydawała mu się piękna. Nie było takiej linii na jej ciele, która nie przywodziłaby mu na myśl dzieła sztuki. Nie chodziło jedynie o piękne, kobiece kształty. Krągłe biodra, wąziutką talię, jędrne piersi... Chodziło też o te drobne szczegóły. jak... Jak rozsypane po ramionach i dekolcie piegi jak smukłe i drobne dłonie, jak dołeczki, które powstawały pod wpływem tego nieopisanego dziewczęcego uśmiechu. Wprawiała go w zachwyt gdy na nią patrzył, ale prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek mężczyzna przyzna się do tego było raczej niewielkie.
    Ujął jej drobną dłoń, gdy poczuł jej obecność na swoim ramieniu. Mimowolnie uśmiechnął się też słysząc wypowiadaną przez nią kwestię. No tak... Loki. Przylgnęła do niego, a on westchnął...
    -Amadeusz-poprawił ją cicho-Na imię mam.. Amadeusz Jeremiasz Odinson-powiedział w końcu. Dziwne uczucie. Nie przedstawiał się pełnym imieniem i nazwiskiem od ładnych kilku lat-No i nie musisz mnie przepraszać Cecille. Nie miałaś prawa przewidzieć mojej reakcji. Kiedyś pewnie wyjaśnię Ci z czego wynikała... Na razie dajmy temu spokój-usiadł naprzeciw niej przy stole i właśnie w tym momencie zawitał kelner. Do tej pory powinni już zdecydować się czego chcą, ale zbyt zajęci byli innymi, ważnymi sprawami. Cóż, Loki był pewien, że nie chce niczego. Może dobrego szampana, albo wina, ale jeść nie zamierzał. Pozwolił więc złożyć zamówienie Cecille i najwyraźniej jego uparte milczenie miało na to wskazywać. Wpatrywał się w nią jedynie zastanawiając się jak długo będą musieli tu siedzieć zanim wrócą do domu. Bo on osobiście miał już dość. Czyżby wychodził z niego typ domatora?
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|x|x|


     



    Północnica

    Organizacja MORIA: Główny Zarządca
    Godność: Cecille Clementine Tichý alias Teresa Palmer.
    Wiek: Nieznany. Wygląd sugeruje, że jest po 20-stce.
    Rasa: Uchodzi za człowieka.
    Lubi: Perfekcję. Ceni ponadprzeciętną inteligencję i profesjonalizm. Fascynują ją diamenty. Ma też słabość do zapachu ambry i frezji.
    Nie lubi: Prawdy.
    Wzrost / waga: 173 cm. / 50 kg.
    Aktualny ubiór: Kaszmirowy płaszcz, krótka sukienka z miękkiej dzianiny i matowe rajstopy. Na stopach lakierowane szpilki. Wszystko w odcieniach czerni. W uszach diamentowe kolczyki, a na nadgarstku platynowy zegarek.
    Znaki szczególne: Piegowate ramiona i dekolt.
    Zawód: Oficjalnie Dyrektor ds. Badań i Rozwoju Grupy Forvax Public Health.
    Pod ręką: Torebka, a w niej portfel, dokumenty (fałszywe), jakieś pięć telefonów komórkowych, okulary od Prady, paralizator i Zoloft.
    Broń: Umysł.
    Nagrody: Maska Tysiąca Twarzy
    SPECJALNE: Mistrz Gry (uprawnienia tymczasowe)
    Dołączyła: 07 Lip 2011
    Posty: 300
    Wysłany: 26 Styczeń 2012, 23:10   

    Dramatyzm, o którym przecież oboje wnikliwie dywagowali w swoich myślach, wydawał się niemal ich spoiwem, czynnikiem, który odbierany w sposób nieprzychylny i to najpewniej całkiem pochopnie, prowadził do czegoś o wiele przyjemniejszego, aniżeli mogli się spodziewać. Bo czyż niejedną z życiowych prawd było, jakoby pojednanie najsłodsze było jedynie po najgorszych gromach i najcięższych z kłótni? Cóż, nawet jeżeli ku owej tezie posiadali wątpliwości, oboje byli już na prostej drodze, aby ów twierdzeniu potwierdzić lub zaprzeczyć. Pozostawało jedynie czekać na werdykt i dać się ponieść następującym wydarzeniom.
    Uśmiechnęła się gorzko, pozwalając wargom na owy zabieg jedynie przelotnie, aby mieć pewność, że wszelaki grymas nie zburzy na nowo podpisanego przez połowicznie utajnionych przeciwników, jakimi niewątpliwie byli, pokoju. Bawiła samą siebie, cała jej reakcja, szereg zastraszonych min i nadmiernie ukorzonych gestów... paradoksalnie, dopiero po niesłychanym odcinku czasowym zdołała go zauważyć w swoich działaniach. Maleńkie dziecię, bezbronne wobec zła jakie niósł świat. Bynajmniej nim była. I właśnie owa świadomość wywoływała u niej skrajne uczucia. Z jednej strony starała się usprawiedliwić tak pochopne działanie amatorstwem w sprawach, w których wykazywała szczery i nieomal bezinteresowny angaż, skierowany dodatkowo ku konkretnej osobie. Wszystko to było tak groteskowe, że powodowało drobniutkie ukłucie wzburzenia, powoli kiełkujące w jestestwie kobiety, dotąd mogącej swobodnie określać się mianem damy, co najmniej stalowej. I nie chodziło tu rzecz jasna o radykalne, ściśle konserwatywne poglądy, ale o wolę, która wcale nie tak dawno temu, pozostawała nieugięta. Po części również przez wzgląd na swoje dotychczasowe prowadzenie, na surowość jaką miała w zwyczaju wokół siebie roztaczać... po części dlatego, całkiem świadomie oczekiwała jakiegoś rodzaju kary, którą mógłby jej wymierzyć, z tego względu, iż ona sama nie uważała się za odpowiedniego kata. On zaś, nie tyle wydawał się w tej roli obiektem idealnym, ile w jej mniemaniu, takowe zachowanie z jego strony wcale nie odebrane byłoby negatywnie. Prędzej służyłoby duchowej mobilizacji, napędzałoby ją, ku stawaniu się silniejszą, może ciut bardziej niewzruszoną. Nie przerażałby jej sam akt ofensywy mężczyzny, ile to, że mogłaby choć odrobinę stracić w jego oczach, wydać się chociażby krucha, podatna na zmiażdżenie, choć wcale takową istotą nie była. Tylko on... przy nim zachowywała się jak ktoś zupełnie inny, niemal swe przeciwieństwo. I to wywoływało w niej paskudną, wewnętrzną rebelię.
    Moment otrząśnięcie się z chorobliwych rozważań przyszedł jednak w celnym momencie, samoistnie doprowadzając błądzącą w myślach kobietę do odpowiedniego jej pionu. Teraz wyraźnie było widać, iż w owej cesze nie tkwi w pojedynkę. Także i ona nie zwykła wypowiadać słów, które wcześniej nie zostały precyzyjnie wykalkulowane i skrupulatnie ułożone w adekwatną sekwencję. Choć może tak skrajny zwyczaj nabyli przez swe domyślne zawody... trudno było stwierdzić. Stwierdzić za to musiała, pomimo podświadomego oporu, iż faktycznie, była zakochana. Na dodatek w kimś, po kim spodziewała się wszystkiego i zadziwiająco, ową świadomość w pełni akceptowała. Uderzyła ją myśl o tym, jak wielce miłość przypominała szaleństwo i cóż... być może właśnie ta krótka sentencja wywołała w niej oszczędny cień rozbawienia, które cichutko wpełzło na dotąd spowitą pochmurnym wyrazem twarz.
    - A zatem posiadasz nadzwyczaj dostojne imię, Amadeuszu.
    Rozbawiony ton uleciał spod pełnych, rozchylonych pruderyjnie warg, rozśmieszając przy tym i samą ich właścicielkę. Zacisnęła palce na wyjątkowo szczupłych palcach, które wpełzły na jej dłoń i wspięła się ukradkiem na same czubki niebotycznych szpilek, aby przelotnie, absolutnie spontanicznie musnąć ustami odkryty skrawek skóry na jego karku.
    - Doskonale.
    Po tych słowach oderwała się od swego oblubieńca i prędko znalazła się na swoim miejscu, podpierając parę smukłych łokci na elegancki przystrojonym blacie, podpierając równie drobny podbródek na jednym ze swobodnie ugiętych nadgarstków. Wpatrywała się w niego w błyskotliwym oszołomieniu, niejakiej dzikości i wcale nie skrywanego entuzjazmu, jaki stanowił następstwo ich świeżego pojednania. Dopiero kelner obudził jej czujność, wtargnąwszy do ich maleńkiego sacrum, wywołując u niej kolejne, maleńkie odkrycie. Nie była głodna, najpewniej ścisk w żołądku jaki towarzyszył ich przejażdżce skutecznie wyeliminował go z jej organizmu. Miała za to ochotę na lampkę wytrawnego trunku, toteż szybko zajęła kelnera zadaniem podania im lampek z przyjemnie niespokojną, złocistą cieczą, która po chwili zawitała przed nimi w zdobnej, krystalicznej oprawie. Odprawiła prędko kelnera, na nowo wprowadzając do pomieszczenia przerwaną przezeń prywatność.
    - Co powiesz na toast? Za Twój sukces. I za kolejne, które z pewnością przyniesie jutro.
    Uniosła leniwie dłoń oplatającą wąską nóżkę jej wąskiego kieliszka, spoglądając na mężczyznę wywołującego u niej falę nieoczekiwanej egzaltacji i uśmiechając się z niejasnych przyczyn całkiem... prowokująco.

    Dalszy scenariusz wieczoru przedstawił się całkiem szablonowo. Obyło się bez rękoczynów i innych wyczynów o charakterze wstydliwym, cieszących się zbyt dużym zainteresowaniem ciekawskich userów. Zjedli pyszną kolację przy wielu wzniosłych toastach, uregulowali rachunek i opuścili lokal udając się w tylko sobie znanym kierunku.
    [ztx2]
    _________________

      
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Czerwiec 2012, 13:04   

    Nowy początek. Wielu ludzi uznałoby delikatną metamorfozę Mirandy za właśnie takie zjawisko. Czym jednak naprawdę była zmiana aparycji kobiety? Wymuszonym przez listy gończe manewrem, mającym oddalić od niej podejrzenia? A może ucieczką od przeszłości, od wszystkich złych wspomnień jakie budziły się w jej głowie podczas spoglądania w lustro? Odpowiedź na to pytanie tkwiła głęboko w czeluściach jej umysłu i teraz, idąc spokojnie ulicą, raczej nie wyglądała na przywiązującą zbyt wielką wagę do owej kwestii. Po ucieczce od Eliotta, zwieńczonej całkiem sporą wpadką w postaci nabrania półprzezroczystości przez jej ciało, Mirka od razu powędrowała do fryzjera. Skrócił jej ładnie włosy, trochę rozjaśnił i ułożył w lekko różniący się od poprzedniego sposób. Pomijając już fakt perfidnego gapienia się na nią z miną "Chyba gdzieś widziałem tą kobietę..." wszystko poszło całkiem gładko. Nawet tych kilkanaście groszy się znalazło, aby zapłacić. Później był czas na ubrania. Przywiązana do swego munduru kobieta miała niemały problem ze znalezieniem czegoś odpowiedniego. Skończyło się jednak na poniekąd wyzywającym stroju, złożonym z koszuli, czerwonego krawata, (oczywiście luźno zawiązanego) szortów, ciemnych rajstop i czarnych szpilek. Było to trochę przeciwne jej charakterowi, który opierał się na możliwości swobodnego ukrycia się gdzieś w cieniu i spokojnego obserwowania wszystkich, przy okazji mając łatwą możliwość ucieczki. Zamiast tego, teraz każdy jej krok wydawał charakterystyczny dźwięk, poza tym ciężko się biega w butach na obcasach. Poza tym, ta koszula, z trzema rozpiętymi guzikami. Tak perfidnie kierowała wzrok obserwujących ją osób na piersi, że to aż trochę tragiczne. Nie żeby ów eksperyment miał sprawdzić, czy będzie dobrym wabikiem na zboczone osoby, no błagam! Chciała tylko sprawdzić, czy przypadkiem nie przyzwyczai się do dość osobliwego stylu ubierania się.
    Wreszcie dotarła do restauracji, w której jakiś czas temu się zapowiedziała, rezerwując jeden ze stolików. Miała trochę zbyt dużo funduszy za pracę w MORII, których w żaden sposób nie wydawała. Akurat dzisiejszy dzień był idealny na zjedzenie czegoś w tak drogim lokalu. Pokonawszy spojrzenie ochroniarza, weszła do środka, od razu kierując się w stronę zajętego wcześniej miejsca. Tam usiadła i odetchnęła. Nie żeby miała jakąś traumę związaną ze szpilkami, ale jednak chodzenie w nich po kilku latach paradowania w żołnierskich, nazwijmy to po imieniu, trepach, trochę męczy. Kiedy kelner podszedł do niej i podarował menu, kobieta pozwoliła sobie oddelegować go z uwzględnieniem faktu, że zawoła go jak coś wybierze. Oferta była ogromna. Od zwykłego kotleta z ziemniakami, bo jakieś owoce morza czy inne wymysły chociażby z Dalekiego Wschodu. Miranda nie była specjalnie przyzwyczajona do takiego luksusu. Zawoławszy chłopaka, który już raz do niej podchodził, wzięła ryż z łososiem z sekcji "Dania japońskie" i oddała mu menu. Ten tylko uśmiechnął się i zapewnił, że niedługo zamówienie pojawi się na stoliku. Panna Richards była pewna, że tak będzie. Wszak opinia o Iris była bardzo dobra, z tego co udało się brązowowłosej wyczytać. Sprawdziła jeszcze, czy w jej torebce nadal jest portfel, ot tak, dla formalności. Na szczęście nikt nie odważył się go ukraść. I bardzo dobrze. Mirka uśmiechnęła się sama do siebie i zagłębiła w rozmyślaniach na prosty temat - co dalej?
    Alice
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 30 Czerwiec 2012, 21:00   

    Dni takie jak ten zdarzały się, aczkolwiek na tyle rzadko, że dziewczyna nigdy nie zdołała się do nich przyzwyczaić i nie nauczyła się znosić ich dobrze. Dni, w których miała dość wszystkiego i wszystkich - swoich rodziców, nauczycieli, znajomych... Wszyscy coś do niej dzisiaj mieli i kompletnie nie zważali na fakt, że Alice jest zwyczajnie zmęczona i zniechęcona; miała po prostu gorszy dzień. Pogoda chyba też, bo było pochmurnie i trochę chłodno. 16-latka potrzebowała samotności, czuła wyraźnie, że musi się na trochę od tego wszystkiego odciąć. Pociągała ją wizja samotnego wypadu do jakiegoś baru czy restauracji i poobserwowania ludzi. To zawsze ją pochłaniało, przyglądanie się codziennym problemom innych. Niekiedy wnioski wyciągnięte z takich obserwacji były o tyle dobre, że uświadamiały dziewczynę, iż wcale nie ma w życiu tak najgorzej; był to dobry sposób na poprawę humoru, zwłaszcza w taki dzień jak ten, kiedy nawet pogoda za oknem odzwierciedlała jej nastrój.
    Miała lekki dylemat, co tu na siebie włożyć przed wyjściem. Wybierała się mimo wszystko do Irisa, lecz... nie czuła się na siłach, by wybierać jakiś szczególnie gustowny strój. Postanowiła więc ubrać zwykły, biały T-shirt z dużym dekoltem, którego nie było widać spod brązowego rozpinanego sweterka, czarne dżinsy rurki i tegoż koloru baleriny. Dodatkiem do całości była nie wyróżniająca się kolorystycznie mała beżowa torebka - jej zawartość? Rzecz oczywista, pieniądze. I komórka.
    I tak wiedziała, że będzie się wyróżniać. Przez włosy.

    <center>~*~*~</center>
    Sączyła bezalkoholowego drinka, siedząc przy stoliku postawionym w kącie sali. Dobiegająca głośników muzyka była spokojna, powolna i nie narzucała się swoimi dźwiękami; była tłem. Alice spod przymkniętych powiek obserwowała ludzi siedzących w jej pobliżu. Nie pomyliła się, czynność ta była całkiem ciekawa - można było oderwać się od problemów i zająć kimś zupełnie obcym, kimś, kto nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wiele uwagi jest mu poświęcane. Jednakże tym razem różowowłosa sama także musiała się pilnować, by nie odpowiadać spojrzeniem na spojrzenia. Siedziała tu już od dobrych kilkunastu minut i pomyśleć by można, że to wystarczający czas na przyzwyczajenie się do jej wyglądu - a jednak nie dla wszystkich. Zakochana para po lewej była zajęta wyłącznie sobą, biznesmeni przy kości, dyskutujący na tylko dla nich ważne tematy w pewnej odległości naprzeciwko, tylko otworzyli usta ze zdumienia na jej widok, by po chwili z powrotem wrócić do interesów, ale jedna osoba widocznie nie mogła się na nią napatrzeć. Alice zerknęła tylko na nią, gdy zawitała do lokalu, nie poświęcając jej później więcej uwagi, jednak od dobrych kilku minut czuła na sobie jej spojrzenie. Na tyle dyskretnie, na ile było to możliwe, spojrzała w tamtym kierunku: samotnie siedząca przy stoliku... studentka? Wyglądała coś na 20 lat, może troszkę więcej. Pewnie studiowała. Na pewno studiowała, kto w tym wieku nie studiował?
    Nastolatka powróciła do sączenia drinka i opuściła lekko głowę, zamyślając się. O co jej chodzi?
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Lipiec 2012, 08:40   

    Rozmyślania na temat własnej przyszłości prowadzone były na tyle dokładnie, że przybycie jej zamówienia zostało puszczone mimo uszu i oczu. Dopiero kiedy po kilku chwilach do jej nozdrzy dotarł całkiem przyjemny zapach, kobieta zamrugała szybko oczami i rozejrzała się. Kelner chyba postanowił nie wyrywać jej z całkiem głębokiego zamyślenia. Miranda uśmiechnęła się sama do siebie, dziękując mu w myślach. To dziwne, ale dzisiejszy dzień mimo swej z lekka pochmurnej pogody był jednym z lepszych. Nikt jeszcze nie zdążył popsuć pannie humoru, a jeszcze mogła się porządnie najeść bez zmartwień o pieniądze. Cóż, może jakieś małe wątpliwości co do tego wszystkiego gdzieś się wkradły, z racji możliwości skradnięcia tych wszystkich banknotów, ale póki co nikt się chyba nie zasadzał na jej torebkę. Bardzo zresztą dobrze. Wsłuchana w muzykę powolutku jadła zamówione danie. Kuchnia japońska była dla niej zawsze czymś niezbadanym i obcym. Myślała, że to co można spotkać w jej szeregach będzie wymyślne oraz bardzo dziwne, a tu takie pyszności... Chociaż kto wie, może oryginalny, japoński ryż z łososiem smakował inaczej, a na tego tutaj, który podano przed kilkoma chwilami, miało wpływ zachodnie pochodzenie kucharza. W każdym jednak wypadku, brązowe oczy powędrowały sobie na wycieczkę po sali. Biznesmenów ominęły od razu, nie wspominając już o zakochanej parze. Jednakże pewna panna zainteresowała Mirandę na dłużej. Całkiem ładna, młoda. Może nie spotkałaby się z zastrzeżeniami ze strony Mirki, gdyby nie te różowe włosy. Kobieta akceptowała farbowanie, ale tylko na niektóre kolory. No bo, powiedzmy sobie szczerze, dziewczyny biegające po ulicach w różowych, zielonych, może jeszcze niebieskich włosach, nie wyglądały specjalnie dobrze. Pokazywały też przez takie wybryki, że jeszcze trochę zajmie im dojrzewanie i niech nikt się nie spodziewa u nich powagi i taktowności. Jednakże Alice naprawdę wydawała się być inna od tamtych przykładów. Może dlatego na tak długo przyciągnęła wzrok dwudziestolatki, która jednak cały czas rozmyślała, czy aby Coffey nie okaże się jedną z tych tępych dziewcząt. Dyskretne spojrzenie, które spotkało oczy Mirandy było dla niej sygnałem, że musi się obudzić i wreszcie przestać na nią gapić. Tak zrobiła, wracając do swojego dania, które było już prawie skończone. Jeśli zaś chodzi o domysły różowowłosej na temat studiów, które miałaby prowadzić panna Richards, były to domysły kompletnie chybione. Kobieta nigdy nie czuła się pewna w tej kwestii. A to z racji pracy w MORII i braku czasu na naukę, a to ze względu na strach przed wejściem w stan półprzezroczystości na zajęciach. Na razie wystarczała jej jednak wiedza przekazana przez profesora, który był dla niej jak ojciec. Ciekawe tylko, jak długo taki stan się utrzyma.
    Alice
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Lipiec 2012, 14:22   

    Po kilku chwilach Alice odważyła się zerknąć na kobietę ponownie i zauważyła, że tamta już na nią nie patrzy. Odetchnęła z ulgą. To było bądź co bądź dziwne, takie gapienie się...
    Dziewczyna niespiesznie sączyła drinka przez słomkę, nie chcąc pozbyć się napoju zbyt szybko. Wcześniej lekko zgarbiona nad stolikiem, teraz wyprostowała się na krześle i bez skrępowania powiodła ciekawskim wzrokiem po ludziach. Zachowanie godne małego dziecka. Nie miała jednak zamiaru przypatrywać się im jako oddzielnym jednostkom, interesowało ją w tej chwili coś innego: ile właściwie jest par przy stoliku, a kto jest samotny, jak ona?
    W restauracji nie było dużo ludzi, jedynie nieco połowa stolików była zajęta. I trochę mniej niż połowa stolików zajęta była tylko przez jedną osobę. Alice przypatrywała się tym ludziom z zainteresowaniem: tam w oddali jakiś gościu w okularach pochłonięty był całkowicie przez ekran swojego laptopa rozłożonego na stoliku, niedaleko jakaś starsza kobieta z burzą brązowych włosów czytała gazetę, mrucząc coś do siebie, jakiś młodzik, chyba niewiele starszy od niej... Ale z miejsca jej się nie spodobał, wyglądał tak... beznadziejnie zwyczajnie i nudno. Dziewczyna złapała się na tym, iż wśród samotników szuka towarzystwa. Cóż, takie siedzenie samej w końcu przestaje być interesujące!
    Najbliższą osobą siedzącą samotnie była, oczywiście, tamta kobieta. Różowowłosa przyjrzała się jej, a miała ku temu świetną okazję, bowiem nieznajoma pogrążyła się w myślach, nie zwracając większej uwagi na to, co się wokół niej dzieje. Alice zauważyła, że ma świetną figurę, co podkreśliła strojem: biała koszula, czerwony krawat, założony chyba tylko po to, by przyciągać uwagę, ciemne rajstopy, króciutkie czarne szorty i takiego samego koloru szpilki. Szpilki! Dziewczyna nie cierpiała chodzić w butach na obcasie wyższym niż 1 cm, gdyż szybciej niż innym dawały się jej we znaki. Tak, baleriny to było to.
    Ale i tak największą uwagę zwróciła na włosy nieznajomej. Były bardzo długie, chyba nawet trochę dłuższe od jej własnych. Była tym zaskoczona, bo nie widziała jeszcze osoby, która miałaby dłuższe włosy od niej. I to ją chyba najbardziej zaciekawiło w kobiecie i sprawiło, że po krótkim biciu się z własnymi myślami Alice zdecydowała się zmienić miejsce. Wstała, przysunęła krzesło do stolika i biorąc do ręki drinka, wolnym, trochę niepewnym krokiem podeszła do nieznajomej.
    - Hm, przepraszam, czy mogę się dosiąść? - zapytała, wyrywając kobietę z zamyślenia i wpatrując się z nią swoimi dużymi oczami. Jak na optymistkę przystało, była nastawiona na sukces i gdyby nie fakt, iż aż tak źle z nią jeszcze nie jest, by nie powstrzymywać się przed reakcjami innych, porzuciłaby wszelkie formalności na bok i po prostu się dosiadła, nie bacząc na odpowiedź, która przecież mogła być negatywna. Ale nie musiała.
    Alice z dziecięcą naiwnością wierzyła, że skoro ona jest otwarta na innych, to oni odpowiedzą jej tym samym. I że w tym przypadku tak właśnie będzie.
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Lipiec 2012, 17:39   

    I w ten sposób, cały ryż z łososiem zniknęły. Ach, jakie to było smaczne! Miranda zawołała ponownie kelnera i oddała mu talerz, zamawiając przy okazji szklankę soku jabłkowego. Może i była dobra pora na kawę, albo też herbatę, ale brązowowłosa padła ofiarą kaprysu, który kazał jej wziąć właśnie jasnego koloru napój, zapewne najświeższy jaki podają w okolicy. Chłopak wszystkie polecenia wykonał z uśmiechem. Porównując go jednak do Abdia, którego spotkała moja inna postać - Valentine, czarnowłosy wydawał się być z deka niezadowolony swoim zajęciem. Cóż, jak zwykłam ostatnio mówić: "Co kraj to obyczaj, a co człowiek to charakter". Niemożliwe jest co prawda, aby w Iris płacili na tyle mało, żeby pracownicy mieli zażalenia. To samo tyczyło się atmosfery. Wokół było zbyt miło, aby z jakiegoś powodu na zapleczu miały wybuchać awantury. Podniósłszy szklankę do ust, długowłosa sięgnęła po jakiś magazyn, leżący nieopodal. Najpewniej ktoś go niedawno zostawił i zapomniał zabrać. Niby nic ciekawego, jednak kilka wiadomości bieżących na szczęście dało się tam znaleźć. Biedna M od dawna nie była w tym zwykłym, otwartym Świecie Ludzi. Zwykle albo przeskakiwała do Krainy Luster z jakimś żmudnym zadaniem, ewentualnie przesiadywała w swoim zamku. Bywało też tak, że zmuszano ją do wysłuchiwania szkoleń organizowanych przez MORIĘ. Wygląda na to, że po ostatnim incydencie wymuszanie obecności kobiety na tych nudnych wykładach tylko wzmocni swą częstotliwość.
    Pochłonięta wspaniałym światem swych własnych myśli, siedziała spokojnie sącząc niewinnie sok. Niestety, ktoś postanowił Mirandę wyłowić z głębin umysłu i z powrotem posadzić przy stoliku w restauracji Iris. Znów zamrugała oczyma, które natychmiast przeniosła na Alice. Pewnie w normalnych okolicznościach zbyłaby ją jakimś dennym tekstem w stylu "Zajęte" albo czymś jeszcze gorszym. Nadeszły jednak te dni, kiedy panna Richards musiała zacząć zmieniać swoje nastawienie do świata. Nie wypominając panience Coffey wielu wolnych miejsc nieopodal, skinęła twierdząco głową.
    - Proszę bardzo. - dodała jeszcze, podbudowując tym samym dziecinną naiwność w głowie okraszonej różowymi włosami. Ech, jak bardzo niecodzienny był to kolor. Oby niecodzienność na jej głowie nie przekładała się na niecodzienną głupotę w jej wnętrzu. Co prawda grzecznie spytała, czy może się dosiąść, ale nigdy niczego nie można być pewnym. Tak jak Alice teraz uważała, że spotkała najzwyklejszą w świecie studentkę. A przecież myliła się bardziej, niż ktokolwiek byłby w stanie sobie wyobrazić. No bo przecież Strach, czyli powstała z martwych osoba, żyjąca dosłownie drugi raz to nie żadna zwykła studentka, prawda? (Pomijając już fakt, że nawet nie studiuje)
    Alice
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Lipiec 2012, 18:23   

    Dziewczyna z zadowoleniem odsunęła krzesło i usiadła naprzeciwko nieznajomej, stawiając na blacie drinka i nie przejmując się za bardzo faktem, iż ton głosu kobiety nie wskazywał na jakiś wielki entuzjazm, bardziej grzeczność.
    - Dzięki - odparła. - Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłam. - dodała ni to z grzeczności, ni to z formalności. Pociągnęła ostatni łyk napoju - oczywiście nie obyło się bez zabawnego dźwięku, gdy słomka "zakrztusiła" się powietrzem - i stawiając naczynie na stolik, przedstawiła się.
    - Jestem Alice, a... a pani? - w ostatniej chwili zdecydowała się tę formę, nie będąc pewną, jak zwracać się do osoby starszej od niej zaledwie o kilka lat, lecz w świetle prawa będącą już osobą dorosłą. Wolała nie ryzykować posądzenia o niegrzeczność. Popatrywała z zaciekawieniem na ciemnowłosą, gdzieś w środku obawiając się, że nie będzie zbyt rozmowna. Dziewczyna miała gadane, ale co to za rozmowa, gdy tylko jedno mówi, a drugie słucha, nie okazując w dodatku zbyt wielkiego zainteresowania? Ale co tam, skoro nie wyjechała na dzień dobry z tekstem, że dosiąść się nie można, bo zajęte... Bądźmy dobrej myśli. Tak.
    W międzyczasie Alice przestała gryźć słomkę od napoju i zawołała kelnera, który zabrał naczynie. Pochyliła się nieznacznie do przodu, skupiając uwagę na nieznajomej. Wzięła jeszcze serwetkę i zaczęła się nią bawić.
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Lipiec 2012, 19:00   

    I to zadowolenie, które wypisało się na licu dziewczyny z różową czupryną. Całkiem ładnie wyglądała z takim wyrazem twarzy, jak zresztą każdy, kto się chociaż troszkę uśmiecha. Z pewnością domyślacie się, jak wiele razy Miranda słyszała coś w stylu "Bardzo ładnie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz", aczkolwiek byli to tylko ludzie zaufani albo na tyle szaleni, aby spróbować spoufalić się ze z deka straszną panną Richards. Jeszcze kilka kartek magazynu zostało przewróconych, zanim padło zdanie dotyczące nadziei Alice co do nieprzeszkadzania Mirce w jakiejś bardzo ważnej czynności. Odpowiedź była całkiem prosta, zawierała pokręcenie przecząco głową i najprostszą istniejącą odpowiedź, brzmiącą "Nie". Na usta brązowowłosej zawędrował całkiem prosty, aczkolwiek miły uśmiech. Patrzcie państwo, jak dobrze działa na ludzi dzień pełen zmian. Ach, te paradoksy charakteru. Wczoraj, mówiąc szczerze, wredna suka, dzisiaj milutka dwudziestolatka. Straszne, prawda?
    - Nazywam się Miranda Richards. Miło mi Cię poznać, Alice, ale proszę nie mów do mnie per "pani". Czuję się staro. - odpowiedziała, śmiejąc się uprzejmie po ostatnich trzech słowach. Potem dodała jeszcze:
    - Może lepiej będzie brzmiało Mirka, M, albo co tam wymyślisz. - i wzięła kolejny łyk napoju do ust, spoglądając na magazyn już ostatni raz, gdyż kultura nakazała skupić się bardziej na rozmówcy. Zamknęła więc owe czasopismo i odłożyła na właściwe miejsce. Jej brązowe oczy utkwiły prosto w oczach dziewczyny, do której Miranda miała zamiar zwrócić jedno, proste pytanie.
    - Wybacz za to, że moje spojrzenie tak na tobie bezczelnie spoczywało. Zaciekawiłaś mnie kolorem swoich włosów. Pofarbowałaś je z własnej woli, czy padłaś ofiarą jakiegoś żartu, może umowy?
    Alice
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Lipiec 2012, 19:17   

    Przyjazny uśmiech nieznajomej trochę ośmielił dziewczynę i dodał jej odwagi. Alice w swej niepoprawnej naiwności wychodziła z założenia, że jak ludzie się uśmiechają - to już jest dobry znak! Bo czy mogło być inaczej, zwłaszcza przy nawiązywaniu nowych znajomości?
    Dłuższa odpowiedź kobiety na krótką chwilę zbiła z tropu różowowłosą. W oczach dziewczyny nie wyglądała ona na osobę zbyt otwartą, a tu proszę! Przecież żaden introwertyk nie powiedziałby tylu zdań na dzień dobry, i to do obcej osoby.
    ... Prawda?
    - Uhm, dobrze. - kiwnęła głową, nadając swemu głosowi życzliwy, lekko rozbawiony ton. - Ja mam na nazwisko Coffey, więc... ksywkę nietrudno wymyślić. - postanowiła szczerością odpowiedzieć na szczerość. I na otwartość. - To niech będzie Mir - wysunęła propozycję, patrząc, jak kobieta zamyka czasopismo. Po chwili spojrzała jej w oczy - zawsze patrzyła ludziom w oczy, ciekawa, co w nich zobaczy - i napotkała spojrzenie Mirandy. Usłyszawszy słowa dwudziestoparolatki, na chwilę uchyliła usta ze zdumienia, gapiąc się na swą rozmówczynię w niemym... oburzeniu, tak! Gdzieś tam w środku niej zakotłowało się trochę. Jak ona mogła insynuować coś takiego?!
    Alice delikatnie zacisnęła dłoń na serwetce, gniotąc ją, spuściła na sekundę wzrok, zawieszając go na swym dziele, by po chwili ponownie skupić go na rozmówczyni. Kto wie, może jednak należały jej się jakieś wyjaśnienia... Naprawdę musiało ją to interesować, skoro wcześniej przez dobrych kilka minut nie mogła oderwać od niej oczu, a teraz, niemal bez żadnych wstępów w postaci dłuższej rozmowy o niczym, wyjechała z tym pytaniem. No dobrze, skoro pyta - niech ma.
    - Hm, nie ma sprawy. Niee, to nie żadna umowa ani żart... Sama chciałam. Wiesz, stwierdziłam, że to trochę nudne być pospolitą blondynką z niebieskimi oczami. Mnóstwo jest takich dziewczyn, no nie? I co z tego, że większość nie ma takich długich tych włosów. - zaśmiała się krótko, siląc się na wesołość i dłonią zbierając trochę różowych fal z pleców na klatkę piersiową, poprawiając przy okazji niesforny kosmyk, który zbyt oddalił się od ucha. - Lubię się czymś wyróżniać, ale bez przesady. - dodała z uśmiechem. - Różowe włosy to nic w porównaniu z tym, jaki cyrk niektórzy z siebie robią.
    Miranda
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Lipiec 2012, 20:02   

    Wydawać by się mogło, że rozmowa prowadzona przez Mirandę z Alice biegła w najlepszym możliwym kierunku. Niestety, brązowowłosa nie mogła wiedzieć, na jak grząski grunt wkracza, poruszając temat farbowania włosów z przymusu. Ale czy to aby na pewno takie drażliwe? Pytanie jak pytanie, najnormalniejsze w świecie, a jednak wywołało widoczne u Alice przez zgniatanie serwetki, oburzenie. Właśnie ten gest odwrócił uwagę panny Richards od nadanego jej pseudonimu, oraz od nazwiska tak podobnego do słowa "kawa". Na szczęście panienka Coffey nie była osobą, która lubiła wykrzykiwać ludziom w twarz swoje nawet najbardziej gniewne myśli. Bardzo, ale to bardzo dobrze, bo słowa których użyła zamiast tych mniej miłych, utrwaliły opinię Mirki o niej. Czyli jednak jest z tego inteligentnego odłamu młodzieży. Upiwszy ostatni łyk soku jabłkowego, kobieta odstawiła szklankę na bok i wróciła wzrokiem do swojej rozmówczyni, kiwając stanowczo głową.
    - Nie denerwuj się na mnie. Bardzo dobrze rozumiem twój punkt widzenia, tylko chciałam dowiedzieć się kolejnej rzeczy, która mnie ciekawiła. - odparła spokojnie, wzrok strojąc na bardziej poważny, z lekką dozą zainteresowania. Ręce skrzyżowała na stoliku, delikatnie się garbiąc. Opinia Alice bardzo jej pasowała. Dziewczyna zagrała tak, jakby potrafiła Mirandzie czytać w myślach, ale przecież tego nie potrafi... racja? Niby całkiem pospolita osóbka, jednak zawsze mogła być jakąś istotą z Krainy Luster, która tylko czyhała na życie agentki MORII. Mimo kompletnego braku sensu, a może właściwie ze względu na brak sensu, owe przemyślenia zostały od razu porzucone. Zapadła cisza, dosłownie na chwilę. M po prostu czekała, aż różowowłosa sama zacznie o czymś rozmawiać, a tak na pewno się stanie. Może nawet przez przypadek zdradzi swoje pochodzenie? Bo, co jak co, ale zdradzać zwykłej dziewczynie fakt istnienia równoległego świata mógł być co najmniej kłopotliwy, zwłaszcza jeśli ta o nim nic wcześniej nie wiedziała.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,35 sekundy. Zapytań do SQL: 9