• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto » Pijalnia Czekolady.
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Luna
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Sierpień 2012, 18:26   Pijalnia Czekolady.

    Pośród eleganckich restauracji, smacznie pachnących piekarni i zachęcająco wyglądających cukierni, znajdowała się mała pijalnia czekolady. Była to niewielka kamienica, z parterem i piętrem. Okna były duże, zasłonięte zasłonami, koloru aksamitnej czerwieni. Wchodząc do niej czuło się delikatny zapach czekolady, oraz niesamowitą atmosferę, błogiego spokoju. Po prostu, tak jakby czas się zatrzymał. Stoliki były postawione tylko pod oknami. Na każdym krześle leżała czerwona, płaska poduszka, a stoły były ozdobione czerwonymi obrusami, z postawionymi wazonami, z różami. Białymi, oczywiście. Nad każdym stolikiem, wisiały małe żyrandole, które dawały coprawda słabe światło, jednak dzięki temu atmosfera tego miejsca, była jeszcze przyjemniejsza. Na ścianach wisiały obrazy, przedstawiające założycieli pijalni i ich rodziny (bowiem miejsce te, było już bardzo stare) a także inne, miłe dla oka widoki, jak desery z oferty.

    ____________________
    Specjalnością owej pijalni, była pyszna biała czekolada, na gorąco z kulką loda, o smaku wanilii. Lunovicia siedziała przy stoliku i czekała na zamówiony deser. Uwielbiała te słodycze, była to jedna z wielu rzeczy, ze świata ludzi, które kochała i które przekonały ją do stałego zamieszkania, właśnie w tym świecie. Specjalnie usiadła w przytulnym kącie, aby móc sama pobyć ze swoimi myślami. Idąc ulicą zawsze zwracała na siebie uwagę-swoimi niemalże białymi włosami, ekstrawaganckimi, gotyckimi sukniami, bądź ozdobionymi dziwnymi ozdobami. Ech, ci ludzie, oni nigdy nie potrafią zaakceptować rzeczy, które chociaż troszeczkę wyróżniają się z szarego tłumu. Zawsze muszą patrzeć, szeptać, zwracać uwagę. Tego akurat w tym świecie nie lubiła.
    Koliber
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Sierpień 2012, 19:15   

    Eve była zmęczona. Cały dzień biegała w poszukiwaniu Tyka, miała ważną sprawę do załatwienia z jegomościem. Oczywiście, nie znalazła go. Westchnęła tylko nad swym marnym losem i zaprzestała poszukiwań.
    Załatwię to kiedy indziej - pomyślała, idąc jedną z wąskich uliczek ludzkiego miasta.
    Rozglądała się, wciąż brnąc przed siebie wśród tłumu. Zastanawiała się, jak ludzie mogą tak żyć. W takim miejscu. Bez prawdziwej sztuki.
    Taki świat stworzyła moja matka - przebiegło jej przez myśl. - I ojciec.
    Nie rozumiała, dlaczego. Nie widziała sensu w tworzeniu świata neutralnego. Świata, w którym mieszkają ludzie, niczego nieświadome istoty myślące. Tylko wyjątki wiedziały, o co tak naprawdę chodzi. Tylko niektórzy rozumieli, że nie są jedyni i że istnieją siły potężniejsze, niż ich wybuchy nuklearne.
    Eve potrząsnęła głową. Chciała odpocząć, a nie znów pogłębiać się w swych filozoficznych rozmyślaniach. Właściwie, było to normalne zachowanie dla istoty "wiecznej" - rozmyślanie.
    Nim się obejrzała, stała przed niewielkim budynkiem, który prezentował się dość niepozornie.
    To tu - pomyślała mimowolnie i przekroczyła próg pijalni czekolady. Jej przybycie obwieścił niewielki srebrny dzwoneczek, ale i tak niewielu ją zauważyło. Pomieszczenie było przepełnione po brzegi, większość osób była zajęta własnymi sprawami.
    Eve lubiła tu przychodzić ze względu na małą liczbę klientów. Ale dziś nie znalazła ani jednego wolnego stolika.
    Trzeba będzie poszukać innego lokum - pomyślała, z kamienną twarzą podchodząc do pierwszego z brzegu stolika.
    - Można? - spytała, zerkając w kierunku blondwłosej dziewczyny, ubranej w groteskową sukienkę.
    Luna
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Sierpień 2012, 22:21   

    Luna zamyślona siedziała w zaciszu pijalni. Nagle zobaczyła przed sobą dziewczynę, z niesamowitymi tęczowymi włosami. Rozejrzała się, czy ludzie nie patrzą zdziwieni na fryzurę tej dziewczyny, bo z tego co zauważyła, w świecie ludzi jedyne kolory włosów jakie występowały, to brązowy, czasem czarny, czasem blond. W końcu uwielbiała obserwować. Zauważyła w tej dziwnej rasie, jeszcze jedno: oni uwielbiają kłamać i oszukiwać! To takie zabawne-zawsze myślała, dopóty sama nie padła ofiarą oszustwa, gdy kasjerka nabiła jej dwa razy tą samą rzecz i oskubała ją z ostatnich drobniaków. Z chęcią Luna użyłaby wtedy swoich mocy, ale postanowiła ich w tym świecie nie wykorzystywać. Tak jak się spodziewała wszyscy ludzie „dyskretnie” spoglądali na tą dziewczynę. I wtedy ona zapytała:
    -Można?
    Luna trochę zdziwiona popatrzyła, na pomieszczenie. Rzeczywiście. Wszystkie miejsca były zajęte. Żal jej się zrobiło dziewczyny, poza tym zawsze była pozytywnie nastawiona do wszelakiego rodzaju ludzi. Tylko… Czy ona była człowiekiem? Który człowiek tak wygląda? Zaciekawiona Luna, odparła z uśmiechem:
    -Jasne, siadaj.
    Koliber
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Sierpień 2012, 12:47   

    - Dziękuję - odparła Eve, skinąwszy głową, po czym zasiadła na przeciwko nowej towarzyszki. Zaczekała, aż ktoś zechce przyjąć jej zamówienie. A gdy już zjawiła się powołana do tego osoba, Koliber zamówiła białą czekoladę z truskawkami. Najsłodsze cholerstwo na świecie. Oczywiście, wśród pitnych czekolad. Zdarzało się jej bowiem próbować słodszych rzeczy...
    Eve nie była dziką samotniczką, która izoluje się od wszystkich. Lubiła rozmawiać. Mimo, iż nie mówiła wiele o sobie, opowiadała o innych rzeczach. Naprawdę lubiła rozmawiać, toteż Lunovicia Ariel Rosalie Sonnolenza nie musiała dawać jej specjalnego zaproszenia.
    - Uwielbiam to miejsce - powiedziała z charakterystyczną dla Pisarzy Marzeń tajemniczością w głosie. - Ma wiele lat. Jest naprawdę stare. Kiedyś serwowali tutaj tylko czekoladę... i wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
    Zastanowiła się przez chwilę. Faktycznie. Była stałą klientką od samego początku działania owej kawiarenki. Pomagała ją nawet reklamować.
    Kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze.
    - Czytałam historię tej pijalni czekolady. Miała ciężkie początki. Ale chyba zawsze najgorzej jest na wstępie... potem interes się rozwinął. Ponoć pierwszy właściciel w akcie rozpaczy postanowił zasięgnąć pomocy u "istot nie z tego świata"! - Eve zaśmiała się psotnie. - To musiało być zabawne. Zwłaszcza, że wszyscy wierzyli w magiczne umiejętności owej istoty.
    Taak. Zabawne to były czasy. Jeden z radośniejszych epizodów w jej stanowczo przydługim "nieśmiertelnym" życiu.
    - Och, ale pewnie Cię zanudzam? - westchnęła teatralnie. - Przepraszam, zawsze za dużo gadam.
    Tuż po tych słowach, kelnerka postawiła przed Koliber kufel z czekoladą i uśmiechnęła się. Eve podziękowała grzecznie i przysunęła do siebie kufel z łyżeczką. Spróbowała.
    - Jak zwykle - wyśmienita - skwitowała z nieukrywaną radością, a potem pociągnęła zacny łyk i pozwoliła, aby czekolada rozpłynęła się powoli po jej podniebieniu.
    Właśnie tego jej brakowało - uspokajającego słodkiego smaku.
    Luna
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Sierpień 2012, 15:08   

    Luna uważnie przyglądała się towarzyszce, jak z przyjemnością konsumuje czekoladę.
    -Coś ty! Nie zanudzasz mnie. Właściwie, to mnie też bardzo podoba się historia tej pijalni. I właśnie też słyszałam, o… Hm, że tak powiem paranormalnych zjawiskach, magicznych istotach i tak dalej… -Luna ziewnęła przeciągle, jednak nie była to oznaka znudzenia. Miała to do siebie, że często po dłuższej chwili byciu na nogach, chciało jej się spać.-Nie wiem czy to prawda, ale podobno sam właściciel był „magiczną istotą”, a swoją magią sprawiał, że jego czekolada był tak pyszna, że nikt nie mógł przejść obok niej obojętnie. Ale w tym momencie, jakieś inne magiczne istoty się tym burzyły, że ktoś wykorzystuje magię do takich rzeczy… Wiesz, sama nie wiem zbyt wiele- Tak naprawdę Luna wiedziała wszystko o tej historii. I o tym, że właścicielem tej pijalni był nie kto inny, jak Lunatyk, Adam Kolbelger, który znudzony już rolą szpiega, w czasie wojen ludzkich a istot magicznych, postanowił rozpocząć spokojne życie, w świecie Ludzi. Człowiek ten był zafascynowany wszelkiego rodzaju słodyczami. Uwielbiał cukierki, ciasta, pączki, a szczególnie jego serce podbiła czekolada. W momencie gdy Luna, również przeprowadziła się do świata Ludzi, kompletnie nie potrafiła się w nim odnaleźć. Bo choć miała niesamowitą wiedzę na temat tych istot, trudno było ją stosować w praktyce. To właśnie wtedy, Adam jej pomógł , stać się mieszkańcem tego świata, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Niestety, oburzeni Lunatycy, gdy dowiedzieli się, że jeden z nich próbuje żyć jak normalny człowiek, zakładając rodzinę i swój własny „ludzki” interes, wyrazili swą bulwersację poprzez nakazanie Adamowi opuszczenia tego świata i na nowo skupieniu się na swych obowiązkach. Była to skomplikowana i dość smutna sprawa. Lunie było w tamtym momencie bardzo żal Adama, dlatego też chodzenie do tej pijalni było miłym przypomnieniem, dawnych czasów. Luna jeszcze raz spojrzała na swą towarzyszkę. Czy to możliwe by ona była również magiczną istotą? Jej wygląd, zachowanie, idealnie pasowało do stylu bycia Baśniopisarza. Postanowiła zaryzykować. Jeśli jej towarzyszka będzie wiedzieć o co chodzi, to znak że jest podobną do Luny. Jeśli nie i zdziwiona na nią popatrzy, to Luna szybko wymyśli coś na poczekaniu.
    -Słuchaj… Byłaś może ostatnio w Krainie Luster? –Zapytała niepewnie.
    Koliber
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Sierpień 2012, 11:31   

    Koliber pokiwała głową z uśmiechem. Widać, nie tylko ona jest stałym klientem tej pijalni... od wieków.
    - Tak, tak! - klasnęła w dłonie niezwykle entuzjastycznie i może trochę zbyt głośno. - Właśnie tak! Myślę, że wiesz naprawdę wiele... - Powiedziała z nutką tajemniczości w głosie zastanawiając się, skąd Lunovicia Ariel Rosalie Sonnolenza może o tym wiedzieć. Cóż. Pewnie nie była człowiekiem i pewnie żyła w tym wymiarze wiele, wiele lat.
    Dla Eve nie było to dziwne zjawisko. Prawda była taka, że połowa stworzeń w świecie ludzi narodziła się w Krainie Luster i na odwrót. Wiele razy spotykała się z takimi przypadkami.
    - Kraina Luster... jak ładnie to brzmi - Koliber uśmiechnęła się rozmarzona. - Można by pomyśleć, że to jakiś trik w cyrku albo nowy sklep z zabawkami do seansów spirytystycznych.
    Ba! Oczywiście, że była ostatnio w krainie luster! I wcale nie zdziwiło ją, że Luna też o niej wie. W końcu, skądś musiała mieć te wszystkie informacje na temat przeszłości kawiarenki...
    - A i owszem, byłam - powiedziała, popijając kolejny łyk czekolady. - Ale nie poznałam nikogo ciekawego, ani nie znalazłam ciekawych informacji.
    Wzruszyła ramionami.
    - Ciekawi mnie jednak, skąd wiesz o Krainie Luster? - Twarz Koliber była nieprzenikniona. - Jesteś mieszkańcem? Czy może zwiadowcą MORII?
    Eve nie bała się MORII. Wiedziała, że nie są jej w stanie nic zrobić. Wystarczyłoby zmaterializować marzenie szybciej, niż tamten wystrzeliłby pocisk. Nic prostszego.
    Uśmiechnęła się tajemniczo.
    - Czy też może Twój dziadek lubił różne, zmyślone opowieści? - była ciekawa. Lubiła zbierać informacje. O miejscach, ludziach i nieludziach. Najzabawniejsze było to, że wszystko potrafiła zapamiętać. A potem wykorzystać. W swojej wyobraźni.
    Annabelle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Wrzesień 2012, 19:57   

    Było niewiele miejsc w tym mieście, w których nos Ann nie wykryłby podejrzanych chemicznych zapachów. Tak by można było ładniej określić te wszystkie placówki, które odstraszały ją samym faktem, że wydawały się w jakimś sensie niekoniecznie bezpieczne. Niosły one w sobie jakieś nieokreślone zagrożenie które wprawdzie nigdy nie objawiło się szaleńcem z siekierą, ale tylko czekało w jakimś cichym kącie aby się wychylić i ją pożreć. Brr, nieprzyjemna wizja śmierci, być zjedzonym przez obskurny kebab...
    Czekoladownia budziła naiwne zaufanie odzyskanego poczucia tego, jak zasadniczo powinno wyglądać dzieciństwo. Pewnego pięknego dnia bowiem Annabelle po prostu ujrzała tą piękną placówkę, tak skromnie ale i wykwintnie z zewnątrz wystylizowaną po staremu, zajrzała do środka i widok tak ją poruszył, że nieświadomie przycisnęła nos i wszystkich pięć palców do szyby, rozmarzona nad aromatem czekolad, miękkim głosem pań z obsługi i przyjemnością wynikającą z delikatnego splecenia palców obu dłoni na ciepłej, ceramicznej filiżance. Tego wieczora także się rozmarzyła nad tym, czując już w płucach rozchodzący się rozkoszny, słodkawy aromat, tak pięknie wystylizowany na coś co wywoła eksplozję rozkoszy na podniebieniu, wręcz orgazm kubków smakowych krzyczących tak głośno, że trzeba usta zasłaniać. Oczywiście, hiperbolizowała. Ona zawsze to robiła, tylko czasem brała to za bardzo na poważnie... Ale, wizja tak ją skusiła, że, chcąc nie chcąc, po nocce w pracy, kilku godzinach słabego, niezbyt odżywczego snu i papierosie na śniadanie (ostatnim z paczki – ważne!) o godzinie czternastej, zdecydowała się przejść, spróbować oswoić z tłumem, wreszcie się od niego nieco odłączyć i spróbować przestać myśleć o gorącej czekoladzie. Wahała się między dwoma wizjami – siebie małej, dziecinnej, obejmującej lekko małą filiżaneczkę słodkiego napoju oraz siebie za młodu podstarzałej, sączącej tanie whiskey z lodem i odpalającej tanie fajki od znajomego barmana. Ta druga opcja wygrywała trochę za często... dlatego nieomal mimowolnie skierowała swoje kroki ku czekoladowni. Niestety, po drodze popełniła błąd trudny do wybaczenia, czego praktycznie nie zauważyła i już z naiwną wiarą w pozytywną przyszłą godzinę życia otworzyła drzwi placówki aprowizacyjnej pełnej słodyczy.
    Jej nozdrza wypełnił zapach nawet bardziej rozkoszny niż ten, który wyczuwała według swojej głowy wcześniej. Dodatkowo na dworze tego dnia wiatr trochę zaciągał toteż od przyjemnego ciepełka w środku przeszedł ją przyjemny dreszcz, pomimo którego trochę skostniałymi ruchami skierowała się od razu ku kasom. Nie bywała za bardzo w placówkach gdzie siadało się przy stoliku i czekało na cokolwiek...
    Nie wyglądała bogato. Weszła i rozejrzała się strachliwie. Garbiła się lekko. Nie miała oka. Wyglądała jakby nie spała trzy dni.
    Przy kasie przysiadła na jednym z krzesełek i tam zaczęła grzebać w kieszeniach, w poszukiwaniu pieniędzy. Otoczyła ją delikatna aura tanich fajek, kłócąca się lekko z woniami tego miejsca a którą ona mogła spokojnie ignorować. Cóż. Zmarszczyła lekko brwi kiedy w nieco luźnych dżinsach znalazła bardzo niepokojącą rzecz. Pieniędzy było mniej niż oczekiwała. Jej twarz nabrała jeszcze bardziej zagniewanego wyrazu kiedy odnalazła tego przyczynę.
    O, tam ktoś miał tęczowe włosy. Ciekawe ile nad tym się pracuje u fryzjera.
    Wyjęła na moment z kieszeni nieotwartą, świeżutką paczkę papierosów która postanowiła sobie kosztować więcej niż zwykle bo inflacja i sklepik w centrum miasta. Miała ochotę aż splunąć szpetnie, w ostatniej chwili jednak resztki kultury osobistej ją powstrzymały i nakazały przestać kląć szeptem pod nosem (co robiła od pół minuty i co dało się dostrzec po ruchu warg). A potem, chcąc nie chcąc, musiała żałosnym wzrokiem spojrzeć na kasjerkę której wzrok nie miał litości. Wygrzebała z kieszeni drobniaki, a na jej policzkach pojawiło się kilka nieregularnych, gorących wypieków. To z gniewu, wstydu i w ogóle, wszystkiego. Gorączka.
    - Poproszę... – Głos miała szorstki i zmęczony. Ładnie by się komponował ze słowem „kurwa”.
    - Wodę mineralną. Dopłaca się za cytrynę?
    Plasterek owocu cytrusowego jej darowali, ale wygrzebywała kwotę z miedziaków. Skończyło się więc na tym, że w czekoladowni sączyła powoli, cichuteńko, lekko skulona w kącie sali... wodę z cytryną. Postanowiła zostać. Bo zapach. Bo jak wyjdzie to będzie trzeba wrzasnąć, że kurwa jebana mać te pierdolone fajki, bo mogły, kurwy w dupę jebane, poczekać na lepsze czasy.
    Koliber
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Wrzesień 2012, 16:56   

    Koliber rozmawiała ze swoją nową znajomą w najlepsze, kiedy do pijalni czekolady weszła osobliwa postać. W normalnych warunkach, Eve nie zwróciłaby na nią uwagi i dalej prowadziłaby konwersację z dziewczyną, z blond lokami. Jednak osoba, która właśnie przekroczyła próg jej ulubionego miejsca w świecie ludzi, kogoś jej przypominała. No właśnie… tylko kogo?
    Koliber wytężyła wzrok. Musiała sobie przypomnieć. Była wzrostu Eve, lekko przygarbiona. Baśniopisarka skrzywiła się nieznacznie, kiedy zobaczyła jej posturę.
    Czy wszyscy na świecie są anorektykami? – przebiegło jej przez myśl. Taka była prawda – ostatnimi czasy, kogo nie spotkała na ulicy, był chorobliwie chudy. Każdy! Co się stało z grubiutkimi dziećmi i poczciwymi pulchnymi mnichami? Ech, co za czasy… ludzie nie mają pieniędzy, nie mają co jeść i ciągle się stresują.
    Jasne włosy, niebieskie oczy, śmierdzi papierosami. Nic szczególnego. No właśnie. Nic szczególnego nie przykuło uwagi Koliber. Poza opaską na twarzy.
    Ona nie ma oka – nie ma oka, nie ma oka. Kto w historii Eve nie miał oka? Znała wiele takich osób, ale żadna z nich nie zapadła jej w pamięć. Żadna, poza jedną. Dopiero teraz sobie przypomniała. Małą omdlałą dziewczynkę, leżącą bezwładnie w rękach stracha o szalonym spojrzeniu.
    Dlaczego jej pomogła? Nie było powodu. Baśniopisarze miewają różne napady gniewu, jak i litości. Może dlatego ją ocaliła? Tak, czy inaczej, nie robiła tego w konkretnym celu i z pewnością nie liczyła na jakąkolwiek zapłatę.
    Zanim zdążyła przemyśleć, co robi, rzuciła na stracha swoją „klątwę”. Nadała kształt jego koszmarowi i pozwoliła mu zaznać życia. Strach przeraził się i uciekł, a Koliber zabrała dziewczynkę do szpitala i zostawiła na łasce lekarzy. Stracha nigdy więcej nie spotkała.
    Udało jej się – pomyślała i przekręciła lekko głowę. – Chociaż może nie do końca…
    Eve odprowadziła jasnowłosą do baru. Widziała frustrację na jej twarzy. Frustrację i gniew, czerwone plamy na policzkach, które ukazywały zakłopotanie.
    I znów to uczucie. Że chce jej pomóc. Z resztą, cóż innego miała do roboty?
    Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej rozmówczyni dalej do niej mówi.
    - Co mówiłaś? Och, przepraszam, zamyśliłam się – Eve uśmiechnęła się głupio, bo nic innego nie mogła zrobić. – Słuchaj. Widzisz tamtą panią? O tam, w kącie? To moja stara znajoma, dawno jej nie widziałam. Także wybacz – podniosła się – ale muszę Cię opuścić. Miło się rozmawiało.
    Koliber wzięła swoją czekoladę i ruszyła do baru. Uśmiechnęła się do kelnerki.
    Poczciwa kobieta – pomyślała baśniopisarka. – Zawsze ją lubiłam.
    - Poproszę mleczną czekoladę z piernikiem – powiedziała, wyciągnęła portfel i zapłaciła za deser.
    Sprzedawczyni skinęła głową i po chwili przed Eve stanęła szklanka pełna czekolady, na której wylocie położono wielki piernik w kształcie serca.
    - Bardzo dziękuję! – zawołała entuzjastycznie i chwyciła szklankę.
    A trzeba podkreślić, że była to jedna z najlepszych czekolad!
    Koliber zatrzymała się dopiero przy stoliku jasnowłosej. Nie wiedziała, kim jest, jak ma na imię i ile ma lat. Ale ocaliła jej życie. I zamierzała zrobić to po raz kolejny, o ile można tak powiedzieć.
    Usiadła na krześle, nie pytając, czy może się dosiąść i postawiła czekoladę przed twarzą dziewczyny.
    - To nie jest litość. Ani jałmużna. Żebyś sobie nie pomyślała – powiedziała, upijając łyk swojej truskawkowej pyszności. – Po prostu chciałam zrobić dobry uczynek.
    Przyjrzała się dziewczynie, aby ocenić, czy dobrze zrobiła, przyłączając się do niej.
    - Więc jak, zrobiłam?
    Annabelle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Wrzesień 2012, 21:34   

    Siedziała sobie w kącie, w stylu iście aspołecznym, powoli sącząc wodę. Na samym początku swoją społeczność ograniczyła do krótkich, szybkich spojrzeń posyłanych ku obiektom martwym otoczenia, w końcu jednak i tego procederu zaniechała, uznawszy, że ów jest kompletnie bez sensu. Niejednokrotnie bowiem koło tego miejsca przechodziła, miała sporo okazji więc aby przyjrzeć się wnętrzu, ocenić jego stylistykę, oszacować odległości między poszczególnymi belkami w centymetrach i, po rozpoznaniu gatunku oraz wieku drewna, wywnioskować wytrzymałość desek tworzących dekoracje czy meble. Była tego typu człowiekiem, że pierwszym co sprawdzała w pomieszczeniu to przepustowość okien. Tutaj takowe były idealne – szerokie, nisko osadzone, na wysokości około metra ponad podłogą co dawało okazję do porządnego wyskoku, zmniejszało ryzyko pocięcia przez kawałki pozostałe na framudze, jak i ułatwiało odpowiednie ustawienie się do lądowania nim jeszcze takowe nastąpi. To zakładało ograniczenie ilości odłamków szkła w ubraniu czy skórze - dość ważna rzecz. Szczególnie kiedy mocno sobie postanawiasz, że tak, chcesz uciec. O tym właśnie rozmyślała sobie dziewczyna, obejmując szklankę wody jak Najświętszy Sakrament w kościele. Wreszcie zrezygnowała z rozglądania się, wzrok jej zmętniał i tylko myślami odbiegła ku czemuś zupełnie odległemu aby tylko co kilka sekund budzić się coby organizm mógł sprawdzić czy aby jeszcze żyje. Nie spodziewała się w tym zakresie wielkich rewolucji ale kto tam wie tę chrzanioną rzeczywistość.
    Co tu nie mówić, wyobraźnia jej ruszyła z kopyta kiedy zobaczyła tę gorącą czekoladę z dodatkiem wielobarwnych włosów, kroczącą ku sobie dumnie jakby była w jakikolwiek sposób pasująca do tego miejsca. Spojrzenie się wyostrzyło. Ach, rzeczywiście. Była, wszak znajdowała się w miejscu kipiącym wręcz na boki kreatywnymi przeróbkami ziaren kakaowca z czynnym udziałem mleka. To jednak nie sprawiało, że na stole było miejsce na takie rzeczy, zamiast takiej szklanki bowiem w kieszeni spokojnie spoczywała paczka papierosów czekająca aż kwitnący ostatnio zaskakująco bujnie nałóg odwoła to całe wyklinanie na wyroby tytoniowe. Annabelle się z tego powodu z czasem obudziła, musiała jednak mrugnąć dwa razy i objąć swoją własną szklankę bardziej kurczowo niż przedtem. Czy to manifest paranoi mający zniechęcić na wstępie, czy rzeczywisty odruch, trudno określić. Na nieznajomą bowiem dziewczę spoglądało tak...
    Dziwnie. Jakby Mirabelka postanowiła zostać rentgenem.
    Zasadniczo jednak właśnie przejrzała na oczy – od kiedy weszła, miała wrażenie, że się na nią gapią bo ściąga uwagę bardziej niż by chciała. Nie wiedziała dlaczego, czy to zagubiony wzrok przy kasie, czy te gorące wypieki na policzkach (acz pewnie opaska na oku...) ale z jakiegoś powodu musiała wzbudzić zainteresowanie. Z jakiej strony na ten fakt nie patrzeć, nie cieszyło jej to, a nagły podarek przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi. Dziewczyna wreszcie spojrzała na niego acz powoli i bardzo nieufnie, jakby się obawiała czegoś co mogłoby się w nim kryć. Prawdą było bowiem, że nie znała drogi tej czekolady z automatu do szklanki a w tejże – z linii kas do stolika. Nie przyglądała się, rozmyślała jedynie o czymś, co chwilowo zdawało się bardzo błahe. Zastukała palcami o własną szklankę, patrząc ponownie w oczy nieznajomej. „Dobry uczynek”. Dobre uczynki nie istnieją, wszystko się zaczyna i kończy na jakimś tam, osobistym zysku. Tak więc to nie była litość. To było coś innego, delikatnie ujmując – dziwnego. Podejrzanego.
    - Jeżeli dojrzałaś mnie ze swojej pozycji, oznacza to, że widziałaś mnie wcześniej oraz, pomimo że obejmuję dość szczelnie szklankę, znałaś jej zawartość – zaczęła trochę monotonnym, lekko szorstkim ale i w dziwny sposób melancholijnym głosem. - Czyli musiałaś mnie śledzić, przynajmniej wzrokiem, co najmniej od linii kas.
    Ułożyła dłoń na blacie i lekko nią przesunęła po nim, w pozornie nieregularnych odstępach czasu (ułożyła sobie w myślach ilość sekund w wyliczankę) zerkając na kubek z czekoladą. Tak cudownie pachniała, tak hipnotyzująco...
    - Przejścia na „ty” ot tak też nie są naturalne – Nagle się postanowiła podrapać po karku. - Więc, skąd mnie znasz?
    Znowu zerknęła na czekoladę.
    - Pachnie cudownie.
    Koliber
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Wrzesień 2012, 12:26   

    - Od wejścia – sprostowała Koliber, uśmiechając się szeroko. Zawsze była bezpośrednia. Nie interesowały ją społeczne standardy, co często pakowało ją w kłopoty. Kiedy ktoś się jej pytał, czym malowała włosy, mówiła, że są naturalne. Kiedy ktoś wpadał z nią w dysputy filozoficzne na temat powstania świata: „Moi rodzice go stworzyli, dawno, dawno temu.”
    Dlatego też, często nazywano ją szaloną, niepoprawną. Ale to również ją nie obchodziło. Miała sobie za nic opinie ludzi. Lubiła z nimi przebywać, wzbudzali jej zainteresowanie. I tylko o to chodziło – o zaspokojenie swojej ciekawości.
    Dziewczyna, z którą przyszło Eve rozmawiać, również była dziwna. Sposób, w jaki mówiła, jej głos i intonacja… jakby była jakimś naukowcem! Koliber nie zwykła spoglądać na bankomat, w tym samym momencie przerabiając w myślach calutką drogę jego tworzenia.
    A więc tym się stałaś – pomyślała zaciekawiona. – Właśnie tym…
    - A skąd pomysł, że Cię znam? – Koliber była prawdziwie zaskoczona. W końcu nie znała jej! Nie wiedziała nawet, jak dziewczyna ma na imię. Więc czy można powiedzieć, że się znają? W żadnym razie.
    - Przejście na „ty” jest zupełnie normalne! – zawołała, nie rozumiejąc, o co właściwie chodzi.
    Jak wspomniałam wyżej, Koliber zawsze była bezpośrednia. Nigdy nie zwracała się do nikogo „pan”, czy „pani”. To by było dość zabawne, aby zwracać się tak do istot o miliony lat młodszych, niż ona.
    Uśmiechnęła się na tą myśl. Może kiedyś będzie tak robić? Ludzie nie zrozumieją tego żartu, ale ona zrozumie. I będzie się śmiać. Bo będzie to dla niej niezmiernie zabawne.
    - Nie, nie znam Cię – podjęła rozmowę, przekręcając głowę w bok i dalej wpatrując się w oko swojej rozmówczyni. – Spotkałam Cię kiedyś. Potrzebowałaś pomocy, więc Ci jej udzieliłam. Nie pamiętasz? – Spytała ostrożnie.
    Ale Anna z pewnością jej nie pamiętała. Bo niby jak? Była nieprzytomna, a mężczyzna miał ją na tacy. Mało brakowało, a zabiłby dziewczynkę i zrobił z niej jakieś dziwne, nieludzkie stworzenie.
    Ludzie powinni pozostać ludźmi i nie przekraczać granicy krainy luster – takie przekonanie miała Eve. I była to myśl poparta wieloma wydarzeniami z życia. Koliber nie wyssała jej sobie z palca.
    Z resztą, gdyby Anna miała ją pamiętać, to by pamiętała i z pewnością, rozpoznałaby tęczowowłosą od razu. W końcu, wyróżnia się z tłumu. Przynajmniej w świecie ludzi.
    - Nie pamiętasz – odpowiedziała sobie na własne pytanie i uśmiechnęła się wesoło.
    - Nie ważne, nie musisz – Koliber machnęła ręką. – Grunt, że żyjesz. O taak. Życie potrafi być tak bardzo ciekawe! Wiedziałaś, że ludzie na nowo zaczynają interesować się genetyką? Ponoć grzebią w kodzie genetycznym ludzi.
    Tutaj skrzywiła się lekko, a jej dobry humor uleciał.
    - Nie powinni tego robić. Nie powinni się mieszać w sprawy Bogów.
    Eve zamilkła na chwilę. Jakby nad czymś intensywnie myślała. Jakby… planowała zemstę? Nie, to nie dla niej. Jest zbyt stara, aby odczuwać zawiść i chęć zemsty. Po prostu czasami nie była w stanie pojąć głupoty ludzkiej. I to ją irytowało.
    - Ach, nie ważne – wzruszyła beztrosko ramionami. – Zboczyłam z tematu.
    Koliber napiła się czekolady.
    - Więc? Jak masz na imię? – spytała i szybko zdała sobie sprawę, że sama się nie przedstawiła. – Na mnie możesz mówić Koliber.
    Annabelle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Wrzesień 2012, 13:05   

    No, cóż... o ile Koliber wykazywała taką powalającą bezpośredniość, o tyle Annabelle ukrywała z całej siły to co jej w głowie siedziało. Dlatego być może nieco głębiej się wbiła w krzesło na którym siedziała a, o ile jej wzrok stężał jak galaretka w lodówce, o tyle nabrał przy okazji nieco dziwnego wyrazu kiedy bardzo delikatnie zmarszczyła brwi, mimowolnie rozchylając nieco powieki. Dawało to dziwne wrażenie. Wrogie. Czekolada uciekła do innego świata, rozlewając się z całą pewnością po czyjejś jamie ustnej, lądując w czyimś gardle, zmieszana ze śliną. Gdzieś tam, indziej, w tym pomieszczeniu. To tak okropnie daleko. Drugi koniec stołu był tak okropnie daleko.
    Zadygotała delikatnie, mocniej oplatając palcami własny kubek. Nie przerywała jednak spojrzenia, nie widząc nic dziwnego w fakcie, że non stop gapiła się rozmówczyni w jej jedno, prawe oko, praktycznie przy tym nie mrugając. Słysząc krzyk (bo tak to zinterpretowała) potrząsnęła energicznie głową, w tym momencie już ekstremalnie spięta. A jak ona była od nich?
    - Nie jest - powiedziała nagle, szybko, praktycznie w tej samej sekundzie w której nieznajoma skończyła swoją wypowiedź. Tą o przechodzeniu na "ty". Dla niej to zazwyczaj była zwyczajna sprawa ale w tym momencie wydawała się tak odległa od normy, jak to tylko możliwe. Ot, rewelacja paranoi. Rozejrzała się po sklepie. Tu się by nic nie stało, chociaż... może potrafiła ukrywać swoje techniki?
    A może wszyscy są tacy.
    Wzrok jej się uspokoił. Zanalizować sytuację. Dojść do produktywnych wniosków. Nie ważyć na włosy, iść z życiem dalej i udawać, że istnieje. Mieć nadzieję, że to kretyński przypadek, a jak nie - to, że lepiej zna techniki znikania w tłumie niż nieznajoma. Tak, powinna je znać, a okna tu były takie szerokie i niskie. Wybornie. Jednym palcem zaczęła nerwowo gładzić wierzch dłoni, nie przerywając już kontaktu wzrokowego.
    - Pamiętałabym - powiedziała szybko. - Chyba, że...
    Nie, ze szpitala też by taką postać zapamiętała.
    - Pamiętałabym - powtórzyła dość twardo, lekko marszcząc brwi. Ponownie, mimowolnie.
    - "Nie musisz" to nie jest dobra odpowiedź. Muszę wiedzieć skąd mnie znasz.
    Zrugała się za tę jednoznaczność. Przypuszczalnie dla tej istoty była marnym ludzkim pyłem który, możliwe, po prostu okazał się niedokończoną sprawą. Bo taką była. Może ona chciała ją dokończyć? Po co by kupowała tę czekoladę? Była w zmowie z obsługą? Z kim jeszcze? Dygresja o genetyce była jak piłeczka tenisowa odbijająca się od ściany. Nic nie zmieniła... Na pytanie o imię musiała znowu zadrżeć.
    - Pewnie je znasz, nie podam ci go - rzekła nawet nie zauważając ile przerażenia się wkradło w jej głos. A to sączyło się bokami, co tu nie mówić, dość... obficie. W myślach zaczęła kalkulować plan i przez chwilę jej spojrzenie zaczęło krążyć po pomieszczeniu a umysł dokonywał obliczeń. Mrugnęła raz, dość szybko, w myślach przenosząc dane z katalogu do katalogu i tam przeprowadzając kolejne kalkulacje. Wreszcie dotarła do niej jedna rzecz, że zrobiła kretyńską rzecz. Spoglądała w oczy. Powinna była pomiędzy! KURWA MAĆ. No ale za późno, nie pomyślała... jeden palec zaczął głaskać drugi nieco bardziej nerwowo.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 23 Wrzesień 2012, 21:09   

    Noritoshi udał się na miasto, raczej bez większego celu. Co ciekawe, zamiast swojego charakterystycznego płaszczu, ubrał eleganckie ciemne jeansy oraz pasiastą koszulę z długim rękawem, w kolorach indygo i czerni, ze srebrzystymi spinkami na mankietach. Elegancik z niego, doprawdy, ciekawe dla kogo się tak wystroił... Tego raczej on sam nawet nie wie.
    Natknął się na dość urokliwą kamienice, w swych czterech ścianach posiadającą miłą dla oka restaurację. Zdecydował się tam pójść. ot tak. Lubi słodkości, ale nie dlatego - jakoś tak zimno mu się trochę zrobiło na tych miejskich uliczkach.
    Wystrój, w odcieniach czerwieni, nadawał temu miejscu, niewątpliwie, wiele w kwestii ekskluzywności. Spodobało mu się to miejsce od zaraz - już wie doskonale, gdzie zabierze swą piękność, o ile będzie takowa posiadał, ale to już mniejsza - to kwestia dla Miss Przyszłość.
    Jego oczom ukazały się ładnie przyodziane stoliki - każdy był swoistym mikrokosmosem - stolik, krzesełka i delikatne światło, a wszystko to przyozdobione skromnie i elegancko. Niczym abstrakcyjna galaktyka, w której centrum wije się wazon róż, których kwiaty rzucają poświatę na ludzi kręcących się dookoła i przystających przy nim na dłuższy czas, zaciągając ze sobą księżyce - jedzenie - i mgławice - ubrania. Obcują niebezpiecznie blisko siebie, ale nigdy na tyle, by doszło do zderzenia, które negatywnie wpłynie na całokształt galaktyki. I takich razy kilka - te kilka galaktyk jak kilka stoliczków - taaak...
    Swe skrzydła miał od dłuższego czasu niezmaterializowane i zachowywał je w takim stanie. Podszedł do lady i zamówił sobie czerwoną herbatkę z rumem. Wspominałem, że mu zimno, prawda? Och, doprawdy musi mu być zimno, że się chce tak rozgrzać! W oczekiwaniu, aż woda się zagotuje i ostygnie, by zaleć suche liście tworząc napar, który, w tanecznym akordzie, połączy się z owym napojem i w końcu zostanie mu podany, zdecydował się zając stolik. Wyboru wybitnie dużego nie miał, bo kilka galaktyk gościło swe ciała niebieskie, ale znalazł się jeden wolny, akurat nieopodal stoliczka przy którym Ann zasiadała.
    Długo nie czekał aż zamówienie zostanie zrealizowane. W tym czasie dyskretnie przyglądał znajdującym się w lokalu Paniom, aż w końcu jego wzrok, miejmy nadzieje, spotkał się ze wzrokiem Ann. Wówczas zapewne uśmiechnął się niewinnie, patrząc na nią dalej, ale nie za długo... Nie będzie się przecież zbytnio tentego no, yyy..słowa zapomniałem...
    Narzucał, o!
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


    Annabelle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Wrzesień 2012, 10:17   

    Panika to takie zjawisko, kiedy przestaje się panować nad strachem. Ów przejmuje władzę nad organizmem jakoby w roli Wszechmogącego Wspomagacza Przetrwania, aby uchronić od złego. To ma ponoć sprawić, że człowiek wyjdzie cało z najgorszej opresji, w praktyce - niestety - zazwyczaj miało dość żałosne skutki. Annabelle zazwyczaj o tym wiedziała i w takich momentach starała się myśleć racjonalnie. Nie było to podyktowane kwestią nieuzasadnionej paniki, która psuła niejednokrotnie kontakty międzyludzkie oraz tym, że jej narastajaca paranoja kompletnie chrzaniła wszelkie relacje. Bynajmniej.
    Nie chciała tam wracać.
    Jeżeli miała się wycofać, musiała zrobić to szybko i bezszelestnie aby nikt nie wyniósł jej w kaftanie, krzyczącej, usiłującej zagłuszyć cichy szept we własnej głowie. Bo myśl bycia znaną ją przytłaczała, miażdżyła wręcz, pozbawiała świadomości. Uśmiech był zabójczy, włosy migotały wściekle i oślepiały, zasłaniając wszystko poza bardzo nieprzyjemnymi obrazami.
    Zacisnęła palce na szklance tak mocno, że pękło szkło. Delikatna pajęczynka rozeszła się powoli z cichym brzękiem, który sprawił, że... mrugnęła. Spojrzałą na swoją wodę, odstawiła zepsute przez siebie naczynie, odsunęła się na krześle z donośnym szuraniem. Mrugnęła.
    - Nie wiem kim jesteś i skąd mnie znasz - powiedziała nie kryjąc wrogości. - Ale przestań. Nie myśl o mnie. I przekaż ojcu, że ucieknę przed nim, przed wami wszystkimi.
    Zerknęła na szklankę, nieomal się kuląc.
    - ...jakoś.
    Teraz musiała znaleźć fortel. Rozejrzała się szybko, pomijając wzrokiem postać z którą to nieznajoma nieludzka dziewczyna wcześniej siedziała, aż wreszcie znalazła idealną postać. Facet chłopaczkowaty, blondyn, rozglądający się jakoby sennie po pomieszczeniu. Wreszcie zamówił herbatę. Dziwne w pijalni czekolady, no ale - ona chodziła z wodą w pękniętej szklance. Wstała w miarę szybko, kiedy odwzajemniła spojrzenie i podeszła do jego stolika.
    - Mam nietypową prośbę - powiedziałą na wstępie trochę przyciszonym tonem, pochylając się i ewidentnie przełamując przestrzeń osobistą nieznajomego. - Udawaj, że mnie znasz. Może być biednie, nie obchodzi mnie to.
    Potem usiadła naprzeciwko niego jak gdyby nigdy nic. Nie miała lepszych pomysłów na to jak opuścić lokal bez potrzeby wzniecania paniki. Co jakiś czas kątem oka zerkała bardzo ukradkiem zerkałą na dziewczynę która się przedstawiła jako Koliber. Jaki będzie ej następny ruch? Rozejrzałą się po lokalu. Jaki będzie ich następny ruch? Na pewno trzeba obserwować rozmówcę - mógłby być jednym z nich. A wtedy... możliwe, że w cudowny sposób ich przynajmniej wprawiła w zamieszanie wewnętrzne. Wybornie.




    Deszczowy Samotnik

    Godność: Noritoshi Ishiya. Sapphire Ayers
    Wiek: 20-22
    Rasa: Strach lub Straszka
    Lubi: Kolory tęczy, deszcz, przyrodę! Bycie pomocnym!
    Wzrost / waga: 210 lub 190 cm / 100 lub 70 kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: facet; kolorowa piżamka i kapcie / Retro-lis: facet; jasne jeansowe spodnie, kolorowy sweter, szary plecak. / Retro-brain: kolorowe: bluzka i dresowe spodnie
    Znaki szczególne: Dwie podłużne blizny na łopatkach, kilka mniejszych na ramionach. Posiada motyle skrzydła. Błękitne oczy i jasna cera.
    Zawód: ekspert ds. modelowania ryzyka
    Pan / Sługa: ? / -
    Pod ręką: fabuła: nic / retro-lis: wszystko
    Bestia: Avi, Cauchemare
    Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Bursztynowy Kompas, Zegarmistrzowski Przysmak (1szt.), Animicus, Bolerko-niewidko
    Dołączył: 16 Lip 2012
    Posty: 776
    Wysłany: 24 Wrzesień 2012, 17:54   

    Zamówił herbatę, no bo czemu by nie - przecież nie musi pić tylko czekolady, zresztą... jego drugie ja ma jej już dosyć po wizycie nad jej jeziorem, choć ten Nori o takim zajściu nie bardzo wie, raczej...
    Wracając do Menu (Menuu!), to nie widział tam podawania napoju w utrąconych szklankach, to też ten specjał musiał mieć swe narodziny na jednym ze stolików, a to niejako tłumaczy, czemu właścicielka tejże cieczy się tak zachowuje.
    - Ekhm... Eee... Więc co tu się stało? - Zapytał, wpatrując się w jej skromne naczynie. - I... czy nic ci nie jest? Nie potrzebujesz pomocy? - No tak, jego nadopiekuńczość, dobroć i radość czasem była tak wielka, że wskazanym jest się w niej zatracić. Wszak tak właśnie jego moce rasowe, ponoć, działają. Ponoć, bo nie byłem świadkiem, by zaprezentował je w ostatnim czasie.
    - Hm.. Skoro mam Cię znać, to miło byłoby się chociaż znać.. Noritoshi jestem. - Zakomunikował, oczywiście witać się nie zamierzał.
    Popijał swa herbatkę z prądem zastanawiając się co też smacznego, zgodnego z nazwą, podają.
    - Którą czekoladę z Menu mi polecisz? - Rozwijał tę rozmowę dalej - oj, biednie nie będzie, niestety. Nori ma śmiałość, do pewnego stopnia i w pewnych granicach - w takich, że akurat kontakty z kobietami ładnie się w nie wpisują.
    Teraz, mając ją naprzeciw, zauważył że chyba rzeczywiście oka nie ma, bo dla ozdoby tego czegoś się nie nosi. A nie wygląda jak opatrunek szpitalny. To będzie jego kolejne pytanie, no ale.. nie rozpędzajmy się tak może.
    _________________



    Drapieżny motyl,
    Buszujący w świetle Księżyca...

    it's my true form?

    xy xy xy xy xy xy
    xx xx xx xx xx


    Annabelle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 24 Wrzesień 2012, 20:53   

    Zadawanie pytań w takim momencie wydawało jej się alogiczne, aczkolwiek całkiem proste do przewidzenia. Zdawać by się mogło więc, że trochę źle sobie dobrała towarzysza albowiem ów jegomość wyraźnie się nie odnajdywał w swej jakże... trudnej, roli, skoro zaczął zadawać pytania. Odpowiedziała mu na nie trochę leniwym, a trochę nerwowym uśmiechem, delikatnie bębniąc palcami o blat stolika przy którym usiadła. Ogólnie dało się dostrzec jakąś egzotykę, coś oderwanego od normy w jej zachowaniu. Nieco przekrzywiony siad, trochę nienaturalne oparcie łokcia o stolik, cienka szyja wychylona w nieco żyrafiej pozie. Wszystko to, łącznie z ewidentnie niebogatym ubiorem, układało się w obraz Mirabelki jak nic innego. Pokręciła głową delikatnie ale i szybko, przez co obroty mogłyby się wręcz pomylić z drżeniem. Tak to już było.
    Nic nie było jednoznaczne.
    - Nie potrzebuję pomocy - odparła nagle lekko, jakby trauma sprzed chwili umknęła niczym sarenka. - Potrzebuję kogoś kto się ze mną pobawi w dwójkę przyjaciół.
    Ponownie zabębniła palcami o blat. Strach nie minął - zepchnęła go jedynie głębiej, tak, aby po prostu dalej operować i móc ocenić racjonalnie sytuację, bez potrzeby uciekania się do środków ostatecznych z kategorii głośnych pisków i ataków padaczki. Co tu bowiem nie mówić, takowe by były, łagodnie ujmując... niewygodne. Tak więc nie mogła się oddać panice, jej psychika nie mogła być dla chorób tanią dziwką. A to by było takie wygodne... Tylko, że wtedy nie wykryłaby zagrożenia.
    Znowu się uśmiechnęła, tym razem spokojniej.
    - Nazywaj mnie Ann - powiedziała. - Panie, który musi znać żeby znać.
    Zaśmiała się od tego cicho, wbrew pozorom - sztucznie, delikatnie zasłaniając usta dłonią. Z tej okazji skorzystała aby się nieufnie rozejrzeć po lokalu i sprawdzić ewentualne zagrożenia. Po dogłębnej analizie sytuacji postanowiła, że warto by było odpowiedzieć na pytanie. Dla pozorów - niech się chłopak cieszy. Na nikogo nie czekał, był sam, myślał o herbacie i poszedł na propozycję czekolady.
    - Słodką - odparła więc szybko i najwyraźniej taka odpowiedź ją usatysfakcjonowała bo na tym skończył się wywód małej Annabelle na temat jakichkolwiek napojów w tym miejscu. Zasadniczo... to nie był jej interes, wiedzieć cokolwiek na ten temat. W jej interesie było tylko to, aby zacząć swój awaryjny fortel w postaci zupełnie obcego gościa też o coś podejrzewać. Cokolwiek. Na przykład o to, że jego aktorstwo było zbyt psie aby był człowiekiem. Po plecach przeszedł jej dreszcz od którego, niekoniecznie skupiona na panowaniu nad swoim ciałem, skrzywiła się dość ostentacyjnie.
    - Noritoshi to dość egzotyczne imię w tych stronach... - kontynuowała konwersację mimochodem.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,16 sekundy. Zapytań do SQL: 9