Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Kocie oczy przyglądały się twarzy mężczyzny, który właśnie w tej chwili zaprzeczył sam sobie. Vivi pokręciła głową rozbawiona i zmarszczyła czoło i zaraz przemówiła swym stanowczym głosem
- Jakie durnie? Tyś chyba durnego zdanie nie słyszał. –
Szturchnęła go lekko łokciem w bok, lecz chwilę później się opanowała wychwytując (jak najszybciej się da) myślami , że za wcześnie nawet na takie koleżeńskie wygłupki. Dopiero co przed chwilą go poznała! No ale tak dobrze jej się z nim rozmawiało, iż naprawdę z trudem się powstrzymywała zarówno od śmiechu jak i zaczepek.
-Trzymam za słowo, że mnie nie zawiedziesz. Mówisz? A to muszę koniecznie spróbować Twojej kawy. Nie mogę się zatem doczekać by porównać jej do mojej, bo ponoć sama robię znakomitą, pewnie odbędzie się konkurs kto zrobi lepszą. –
Dodała uśmiechając się kącikiem swoich warg.
Nie tylko on wiedział z kim się zadaje, ona także nie była pewna swoich przypuszczeń, o dziwo. Stwierdziła jednak, że jeszcze nie pora by teraz podpytywać.
Kiedy odłożył jej i swój kieliszek westchnęła ciężko jakby rozczarowana.
-Już? A to dopiero była druga lampka. –
Jej głos był niby marudny aczkolwiek przyjemny, ponieważ zrobiła to w zabawny sposób, przedłużając śmiesznie literki przedostatniego wyrazu.
- Popieram , zbyt brutalne i choć niektóre słowa tej piosenki doprawdy fantastyczne i piosenkarka wyśpiewuje ja charakterystycznie, to jednak mogłaby to być pioseneczka nieco łagodniejsza dla takich wariatek. –
Rzuciła z rozbawieniem w stronę swego rozmówcy.
Ton głosu Fabiena utknął w głowie Vienn , która już go zakodowała swej białowłosej główce.
Wtem zaoferował jej swoje ramie, uśmiechnęła się uroczo chwytając je najpierw swymi delikatnymi, szczupłymi palcami.
Skierowała wzrok z tarasu na niego i nie przestając się tak promiennie uśmiechać lekko kiwnęła głową jakby w ramach podziękowania
-Dziękuję iż obeznałeś mnie z tak oryginalnym i ładnym skrótem mego imienia. Doprawdy, nigdy nikt chyba na nie ,nie wpadł i jestem pełna podziwu , zatem możesz być z siebie dumny mój nowo poznany kolego. –
Znów ostatnimi słowy zażartowała sobie w dość łagodny sposób.
Rozmowa się kleiła, towarzystwo bardzo jej odpowiadało , nawet nie wpadła na to, że chcąc wprowadzić go tu wśród pozostałych utkwi w tak miłym towarzystwie. Dotrzymywała mu kroku kiedy tylko skierowali się w kierunku tarasu.
Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania. Rasa: Upiorny Arystokrata Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann. Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących. Wzrost / waga: 178 / 70 Aktualny ubiór: . Znaki szczególne: Tykowość Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae) Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
Dołączył: 28 Gru 2010 Posty: 1341
Wysłany: 23 Sierpień 2012, 02:55
Wszystko ma początek i koniec. Bez względu na to ile czasu trwała, właśnie kończy się pierwsza część balu i zaczyna druga, w której do tańca poprowadzą nas aktorzy. Dla nich właśnie zamilkła orkiestra, aby ich głos mógł roznieść się po sali niczym słowa wyroczni, bądź boska iluminacja. Słowa, słowa, nie znaczą wiele, gdy chodzi o miecz, lecz teraz, w czasie pokoju ich waga stokroć jest cenniejsza od złota. Słowa, które nie zostały nigdzie spisane. Takie, które dopiero w głowach się narodzą i wyjrzą na światło, by zaskoczyć, bądź potwierdzić domysły. W tych kilku słowach odnaleźć można płomyk postaci, tlący się na zapałce aktora.
Oczywiście pod warunkiem, że nasza dwójka i kolejni aktorzy, którzy wraz z rozwojem akcji proszeni będą na scenę, wykaże się poziomem co najmniej dorównujący empireum, najwyższemu z nieb. Już na scenie stanęła Ciel, która przybyła wraz z Tykiem i choć wyglądała na dziecko miała odegrać postać najstarszą. Starość jednak była w tym wypadku jedynie ciałem, a duch dopiero co wyszedł z wózka i o własnych siłach stanął na tej niezwykłej ziemi. Dlatego też wybrał właśnie ją do tej roli. Ona też została zapowiedziana jako pierwsza na scenie, tuż po tym jak Rosarium uderzył trzykrotnie laską o ziemię, aby dać znak wszystkim zebranym, że należy w jego stronę spojrzeć i wsłuchać się w słowa, które niebawem zaczęły płynąć wartki strumykiem.
- Moi szanowni goście, mam przyjemność zaprosić was na kolejną już scenę bez scenariusza, na teatr improwizacji, do którego pozwoliłem sobie wybrać aktorów, podczas gdy Ci zajęci byli tańcem i winem. Nie przedłużając jednak. Wyobraźcie sobie Wielką Brytanię w XIX wieku, w czasie gdy kraj ten słusznie był nazywany imperium, rozciągając swoją władzę nad morzami całego świata. W tym kraju, jak nigdzie indziej, można było odczuć rewolucję przemysłową. Nasz bohater - Tutaj pokazał na Ciel - Pamięta jeszcze starą epokę, lecz jak Alighieri jest już człowiekiem nowych czasów. Pomimo swojego wieku spędza całe dnie na zamkowym dziedzińcu rodzinnej domeny, wynajdując tam coraz to nowe wynalazki, mające ułatwić życie. Nie każdy jednak pragnie mieć takiego ojca, nie każdy bowiem jest Leonardem. - laską wskazał na Alvaro, który właśnie wkroczył na scenę. Był idealny do tej roli, przez zamiłowanie do interesów, które przekładał ponad zabawę. -Syn naszego wynalazcy pragnął rozszerzenia wpływów rodziny. Chciał, by ojciec, wciąż będący głową rodziny, zajął się interesami, handlem i słowem stał się typowym kapitalistą. Desperacja syna była tak wielka, że nieraz myślał nad otruciem swego ojca, lecz czy byłby do tego zdolny? - W tym miejscu zrobił przerwę, spojrzał na zebranych. Uśmiechnął się do gości. Czas było na dodanie ostatnich słów, zejście ze sceny i obserwowanie na starania aktorów, czy może raczej improwizatorów. Nie wiedzieli w jakie wcielą się rolę i o to też chodziło. Teraz Ciel i Alvaro mogli być tak samo zaskoczeni słuchając fabuły, jak cała zebrana publika.
-Dnia, którego dziś będziemy świadkiem, nasz wynalazca pracował nad miniaturową koleją, którą chciał wykorzystać na nielicznych statkach należących do jego rodziny.
To było zaplanowane już przed występem, tak więc po chwili na scenę wniesiono kawałki drewna, stali, jakieś części, a nawet atrapę silnika parowego, oczywiście odpowiednio zmniejszoną. Do tego jeszcze jakieś narzędzia i oczywiście niezastąpione krzesło. Niedaleko postawiono również dwóch strażników, stojących przy wejściu na scenę, jakby były tam jakieś drzwi.
-Niezadowolony syn, uznający wynalazek za głupi i niepraktyczny, przyszedł właśnie, by po raz kolejny próbować przekonać swojego ojca, do wstąpienia do jednej ze spółek oraz co ważniejsze do złamania obietnicy na temat córki, którą wynalazca obiecał dawnemu przyjacielowi z wojska, a o której rękę stara się również Lord Greenfield, człowiek bardzo wpływowy, mający ogromne wpływy w jednej z największych kompanii handlowych imperium brytyjskiego.
Historia oczywiście całkowicie zmyślona, co więcej to aktorzy będą kreowali świat, a nie narrator. Poza tym wstępem, który Rosarium właśnie skończył wygłaszać, nie będzie już żadnej ingerencji w akcję.
-Niech więc rozpocznie się przedstawienie.
Po tych słowach zszedł ze sceny, zostawiając wszystko aktorom.
Ciel, wolna już od wszystkich niepotrzebnych przedmiotów stała i słuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia Asgharr na temat przedstawienia. Z całej zaistniałej sytuacji wynikało, że przez pewien okres czasu będzie widoczna dla wszystkich i to między innymi na niej skupią się wtedy spojrzenia gości, co było wiadomością tak wspaniałą, że na buzi Baśniopisarki pojawił się pełen zachwytu i samozadowolenia uśmiech. Była za mała, i zdecydowanie zbyt mało ważna, żeby ktokolwiek przedtem zwrócił na nią uwagę. Podczas tego krótkiego przemówienia nieco się niecierpliwiła, bo nie mogła już się doczekać swojej chwili. Trochę się zagapiła w tym mruczeniu pod nosem (tak, cicho sobie mruczała, tak jakby w jakkolwiek sposób mogło to jej pomóc w skróceniu oczekiwania, choć naturalnie nic podobnego nie miało nawet najmniejszej szansy, by się wydarzyć) i straciła z tego wszystkiego jakieś jedno zdanie. Kiedy jednak zorientowała się, że jej myśli krążą jedynie wokół sceny, miast skupić się na słuchaniu, znów zajęła się tym, czym powinna. Po zakończeniu tej czynności (a także po uzbrojeniu sceny w odpowiednie rekwizyty), zapewne zgodnie z oczekiwaniami publiczności oraz arcyksięcia, weszła na scenę. No i przedstawienie się zaczęło, tak?
Ciel nie miała żadnej tremy przed jakimkolwiek rodzajem wystąpień publicznych. Zbyt lubiła bycie w centrum uwagi całego wszechświata, by tracić tak wspaniałą okazję do zaprezentowania siebie samej. Gorzej już szło z samą kwestią gry aktorskiej. Była to rzecz, której dziewczę nigdy jeszcze w swoim życiu nie wykonywało, logicznym więc będzie, jeżeli podczas tego wszystkiego zdarzy się błąd (prawdopodobnie więcej). Nikt aktorem się przecież nie rodzi i ile by pomysłów mu się w głowie nie rodziło, to aby dobrze grać, trzeba też się tego trochę uczyć. O tym Ciel jednakże nie pomyślała, będąc zbyt zachwycona sobą i perspektywą świetnej roli oraz możliwością publicznego wystąpienia. Skoro o grze aktorskiej nie miała zielonego pojęcia (to w końcu wbrew pozorom zupełnie co innego niż kłamanie, czy wymyślanie bajek, by innych oszukać), to tym bardziej nic o tym, jak wystąpić w roli szalonego wynalazcy. Pójdzie, jak pójdzie, nic na to już poradzić nie można.
Tak więc, nie chcąc już kazać tej biednej zniecierpliwionej publiczności (wizja Ciel) czekać, jakoś spróbowała zacząć. I tu pierwszą przeszkodę stanowił jej strój. Baśniopisarka przeklęła go w myślach (dobrze, że nie na głos), bowiem zupełnie przeszkadzał jej w wykonaniu takich póz jak kucanie, chodzenie na czworakach czy podskakiwanie stylem "żabki". Oprócz niej nikt naturalnie nie będzie wiedział po cóż one potrzebne były dziewczynce podczas odgrywania roli człowieka starszego wiekiem. W tym przypadku młody duch niekoniecznie mógłby udzielić pomocy. Chcąc nie chcąc musiała więc zrobić nieco mniej efektowne wejście, wykonała to bowiem po prostu krokiem szybkim, po czym przy którejś większej kupce różnorakiego sprzętu do wynajdowania nowych urządzeń, przykucnęła, grzebiąc akurat w tej części, gdzie przedmiotów było najmniej, za to znajdowały się najdalej i musiała się naprawdę wysilić, by po nie sięgnąć. W trakcie więc wyszło jej parę naprawdę efektownych stęknięć, godnych niemalże człowieka w podeszłym wieku. Gdy zaś wygrzebała już całe potrzebne sobie żelastwo, ruszyła z tym w kierunku krzesła. Jednakże miast usiąść na nim, ona położyła na siedzisku części i usadowiła się na podłodze, jak gdyby ta miała być znacznie wygodniejsza. W rzeczywistości było to spowodowane faktem, że nie chciała trzymać zebranych przedmiotów na kolanach, a nie wyposażono ją w żaden stół. Z zacięciem zaczęła dłubać i przymierzać jedno do drugiego, w rzeczywistości bez większego sensu, gdyż nie miała pojęcia o majsterkowaniu. A potem do gustu wyjątkowo przypadło jej małe koło zębate, które to zaczęła obracać, popychać i oglądać ze wszystkich stron, jak gdyby nigdy wcześniej nie widziała podobnej rzeczy. Zdała sobie sprawę, że powiedzenie jakiejś kwestii byłoby naprawdę przyjemnym dodatkiem (ale czy koniecznym?), lecz zupełnie nie wiedziała cóż mogłoby to być. W napadzie frustracji zaś (no bo nie mogła niczego wymyślić) rzuciła kołem w silnik i patrzyła jak przedmiot odbija się i toczy.
Przydałby się teraz syn. Alvaro mógłby w jakiś sposób pomóc Ciel w wymyśleniu kwestii, bo ta nie czuła potrzeby do wygłaszania swoich monologów, gdy w pobliżu nie było nikogo (publiczności nie licząc, bo ona nie występuje). Pół biedy, jakby rzeczywiście myślała na przykład o synu, czy wynalazkach, a nawet zupełnie oderwanych od przedstawienia rzeczach, ale... no nie, nie myślała.
Alvaro de Averse [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 27 Sierpień 2012, 10:21
Alvaro był nieco znudzony oczekiwaniem na przemowę gospodarza, przez co jego oczy (jedno schowane w dziwacznej aparaturze, niczym prawdziwego dziewiętnastowiecznego zegarmistrza) wędrowały po całej publiczności. Tylko krótką chwilę poświęciły Agnieszce, zatrzymując się na dłużej przy Alice. Blondynka była jak zwykle (co jest ciekawym stwierdzeniem, z racji tego że poznali się przed kilkoma chwilami) nieco rozkojarzona i wpatrywała się w przestrzeń za oknem. Białowłosy wyjął swój pozłacany zegarek i dyskretnym ruchem sprawdził godzinę. Nie było jeszcze zbyt późno, czy też za wcześnie. Bal mógł jeszcze mieć swój punkt kulminacyjny, jak najbardziej. O ile nie było nim przedstawienie, o którym najwyraźniej miał zamiar opowiadać Agasharr - trzykrotne stuknięcie wskazywało jednoznacznie na jego prośbę o uciszenie się i zwrócenie uwagi na jego osobę. Arystokrata nie miała zamiaru się owej prośbie sprzeciwiać - wszak swą rolę w całym przedsięwzięciu znać musiał. Wnioskując jednak z nastawienia gospodarza do panicza de Averse, jeszcze z samego początku balu, miała chyba tylko jeden możliwy charakter.
Czerwonooki spokojnie słuchał przemowy, spoglądając od czasu do czasu to na publiczność, to na Rosarium, to na Baśniopisarkę, która w pewnym momencie wydawała się być aż nader dumna z samej siebie. Tylko dlaczego? Ach, odpowiedź jest bardzo prosta. Właśnie nadano jej rolę, przez co nie będzie musiała chodzić za rozmawiającymi ze sobą osobami, aby w końcu zostać zauważoną. Alvaro nie uważał takiego podejścia za urocze, jakby pewnie pomyślało wiele osób. Dla niego było to raczej uciążliwe, wszak uważał rozmowę za coś, czego nie powinno się ot tak przerywać, zwłaszcza jawnym podsłuchiwaniem. Nie było jednakże czasu na zbytnie rozwodzenie się na ten temat. Kilkanaście zdań, a tuż po nich laska została wycelowana w Alvka. Leonard. Imię nie z najwyższej półki, ale niech będzie. Dziewiętnastolatek westchnął cicho i wsłuchał się dokładnie w opis swojego, ujmijmy to w ten sposób - drugiego życia. Co prawda otrucie ojca było nieco przereklamowane, ale sam rogacz nie miał na to żadnego wpływu.
W końcu, kiedy to Agasharr postanowił zejść ze sceny, ślepia panicza de Averse skupiły się na Ciel, która swą rolę już zaczęła odgrywać. Chłopak tylko poprawił swój krawat i ruszył do dziewczyny, z wyraźnie niezadowoloną miną.
- Ojcze, mam już tego serdecznie dosyć. Szanuję cię, ale to już przesada. Cóż ma mi dać to ustrojstwo na oku? - powiedział i wskazał na swoją ozdobę, która okazała się być w istocie bardzo przydatna. Pierwotnie Arystokrata nie miał, w żadnym wypadku, zamiaru zrobienia z tej opaski rekwizytu. A tu proszę, taki zwrot akcji. Chłopak rozejrzał się jeszcze po scenie, obejrzał dokładnie wszystkie rekwizyty, zatrzymując się na dłużej przy kole zębatym, które teraz toczyło się bezwładnie po podłodze. Ciche westchnięcie, które miało być zarówno gestem odgrywanej postaci, jak i jego samego, wydobyło się z ust. Może być ciężko grać syna wynalazcy, którego gra... dziecko...
Ciel
Gość
Wzrost / waga: /
Wysłany: 31 Sierpień 2012, 16:02
Alvaro był niezwykle irytującym stworzeniem. Te jego reakcje, miny i fochy- jakby był właścicielem całego świata, a głupi poddani jego wysokości nie do końca potrafili zdefiniować jego arcyproste potrzeby. Tak przynajmniej odbierała to Ciel. W miarę dobrze było, jak nie musiała przebywać w jego towarzystwie (poprawka: i tak by nie przebywała, nie tyle ze względu na własną niechęć, ale raczej tą z drugiej strony), teraz jednakże sytuacja uległa zmianie i dziewczynka musiała grać z nim w jednym przedstawieniu. Mając w dodatku za syna kogoś o tak zawyżonym mniemaniu o samym sobie (jakby niby Baśniopisarka była inna...). Do roli faktycznie pasował, ale ten fakt jeszcze bardziej irytował Ciel.
Kiedy wszedł na scenę i wygłosił swoją kwestię, miała ochotę rzucić w niego jakimś małym (bo duży mógłby po prostu nie dolecieć, w przeciwnym razie wybrałaby właśnie taki) przedmiotem z kupki położonej na krześle. Taka dzika chęć, której nie dało powstrzymać, bo niby jak, gdy akurat nadarza się okazja i wolno? Normalnie takie zachowanie przecież by nie przeszło, a teraz każda czynność dziewczynki może (musi!) być zaliczona jako ta "dla dobra przedstawienia". Nie zastanawiając się dla odmiany w ogóle, zamiast odpowiedzieć, zachowywała się jak gdyby nie dosłyszała, bądź też całkowicie zignorowała zdanie Alvara o owym dziwnym przedmiocie na jego oku. Przebierała spokojnie w przedmiotach, szukając czegoś, co w razie styknięcia się z ciałem aktora poczyniłoby maksymalne szkody. Naturalnie niezbyt duże, bo co może uczynić rzucona śrubka? Może trochę by zabolało... W skrajnych przypadkach mogłoby to pozostawić jakiegoś siniaka, ale... tak dobrze raczej sobie nie trafi. Wolałaby uderzyć w oko, ale nawet samą siebie nie podejrzewała o taki wyczyn (nie, że bałaby się to zrobić, ale wątpiła w powodzenie takiej akcji: czyli najzwyczajniej w świecie nie wyceluje). Po kilku chwilach wygrzebała kolejne kółko zębate (tamto bardzo dobrze leciało, więc czemu by nie powtórzyć). Było odpowiednio ciężkie i odpowiednio małe. Powoli obejrzała je ze wszystkich możliwych stron, podotykała, po czym zamachnęła się i rzuciła w stronę Alvara, mając wielką nadzieję, że chociaż go dotknie. Co do tego ostatniego- mogła sobie jedynie życzyć, wszystko, co dała radę zrobić to wcześniejsze celowanie- rzucała nie patrząc. Nie, wcale nie było to przykrywką mającą oznaczać coś w stylu "przepraszam, nie chciałam, samo poleciało". Przeciwnie- ona chciała, by wszyscy widzieli jej chęć.
Zdenerwowała ją nie tyle kwestią (o której zaraz), ile właśnie am sposób bycia Alvara- czyli pojawienie się jego. Zignorowała fakt, że było konieczne. W pełni zasłużył na "cierpienie" spowodowane oberwaniem kółkiem zębatym. Może chociaż na chwilę przestałby wyglądać jak napuszony paw.
Na początku, kiedy to słowa "syna" dotarły do niej, po prostu się zdziwiła, ale aby zbytnio tego nie okazać, beznamiętnie grzebała w stosiku. Że niby ona mu coś dała...? Hmm, była dzieckiem w dodatku myślała w nieco dziwny sposób (nie, wcale nie chodzi o to, że była jakaś mniej inteligentna!), poczuła się więc urażona. Tak jakby oczerniał ją przy tylu ludziach. Po chwili jednak jakby się "przestawiła", w końcu grali w przedstawieniu, a to co on zrobił akurat pasowało do fabuły. Całość brzmiała jednak dla niej jak wypowiedzenie wojny. Problem polegał na tym, że nie do końca szło ją przeprowadzić w takim miejscu, w takiej chwili i w dodatku mając za przeciwnika kogoś starszego i silniejszego. Więc jej reakcja polegająca na rzuceniu kółkiem zębatym była jakby namiastką odpowiedzi.
Zrzuciła dwoma ruchami ręki wszystkie przedmioty na podłogę, po czym przesunęła krzesło tak, by stało centralnie przed nią, oparła na siedzeniu ręce, a na nich zaś głowę.
- Synu, czy myślisz, że ponieważ jestem stary, to można mi wcisnąć każdy kit...?- powiedziała, jak gdyby broniąc siebie. Nie zamierzała bowiem uznawać czegoś tak perfidnego jak posądzenie jej o czyn, którego nie dokonała.- Skądkolwiek to wziąłeś, z targu staroci czy czegokolwiek innego, zdejmij owy instrument z łaski swojej i pomóż mi w pracy, bo zajmuję się czymś wyjątkowo ważnym.- nie wróciła jednak do poprzedniego zajęcia, tylko dalej półleżała na krześle, oczekując reakcji Alvara.
Alice [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 3 Wrzesień 2012, 14:55
Z udawanego zamyślenia skutecznie wyrwał Alicję gest, który uchwyciła kątem oka. Jakiś ruch, spojrzała w tamtym kierunku. Wysoka, długowłosa, brązowowłosa dziewczyna uśmiechała się do niej przyjaźnie i zapraszająco, i nasza arystokratka ucieszyła się, bowiem w pierwszej chwili wydało jej się, że to jej nowa znajoma, niedawno poznana Miranda... Ona również była taka wysoka i miała ciemne, brązowe włosy. Zaraz jednak blondynka zorientowała się w swej pomyłce - włosy może i miały dobry kolor, ale były za krótkie gdzieś tak o połowę długości.
Nim ruszyła się z miejsca, spojrzała jeszcze ukradkiem przez ramię. Rudzielca nie było i tej jego panny też nie. To jej wystarczyło. Odeszła od okna i ruszyła w stronę brunetki, lawirując między stolikami, by dotrzeć do tego stojącego przy ścianie. W tejże chwili napadły ją wątpliwości, czy to zaproszenie aby na pewno było skierowane do niej. Jej chód stał się o wiele bardziej niepewny, do Sophie dotarła już na ugiętych nogach. Spojrzała na nią, siedzącą samotnie przy stoliku, i uzmysłowiła sobie, że jej wyraz twarzy nie jest chyba zbyt ciekawy. Postanowiła przywołać nań uśmiech, ale dziewczynę wzięły nerwy i utrzymał on się tylko kilka sekund. Poczuła, że jeszcze chwila i zacznie się rumienić.
Opanuj się, powiedziała sobie, i gdyby była sama, zamknęłaby przy tym oczy i wzięła głęboki wdech dla lepszego efektu.
Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to gabaryty nieznajomej. W istocie była wysoka, może nawet ciut za wysoka do tych stolików. Ale tylko ciut, ciut. Drugim był nietknięty czekoladowy deser. Alice, czując przyjemny zapach, ośmieliła się i nieco już pewniejszym głosem, niż gdyby miała odezwać się jeszcze kilka sekund temu, powiedziała:
- Cześć.
Po chwili wahania dodała:
- Jestem Alice.
I niemal natychmiast dodała jeszcze, wskazując na wolne krzesło:
- Mogę?
I uśmiechnęła się przyjaźnie.
Anarchs: Przywódczyni Rebelii Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę. Lubi: suszone owoce i nowe moce Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy.
Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze. Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 28 Cze 2012 Posty: 558
Wysłany: 3 Wrzesień 2012, 18:56
Blondynka oderwała się od ściany dokładnie w momencie, gdy Sophie stwierdziła, że jednak się pomyliła. Z pewnością była taka możliwość, bo dziewczynie przypomniało się, że widziała ją chyba w towarzystwie jakiegoś Upiornego Arystokraty - nieznajoma miała suknię w pięknym kolorze, który trudno przeoczyć.
Okazało się jednak, że nie, najwyraźniej nie czekała na nikogo i oto kierowała się do stoliczka brunetki.
A w miarę zbliżania się, dziewczyna stawiała kroki coraz to wolniej i wolniej, a z jej twarzy powoli znikał uśmiech.
Pierwsza - jak i za każdym razem - myśl Sophie? Znów kogoś przestraszyła. Ewentualnie: znowu ktoś się jej przestraszył.
Nie, skądże, nie chodziło o kompleksy; wystarczało jej, że akceptuje ją Irvette. Ale jednak, na żywe skały!, wydawało jej się, że w tej powłóczystej - tak nie w jej stylu - sukience, uszminkowana i dodatkowo siedząca grzecznie przy stoliku prezentuje się przyzwoicie!
Jedno, czego nie mogła przeboleć, to właśnie brak zrozumienia - a nawet kij ze zrozumieniem, któż oprócz im podobnych jest w stanie zrozumieć, przez co przeszli - brak chociaż odrobiny tolerancji dla Cyrkowców.
Wzrokiem podążyła ku blondynce, która właśnie dotarła do stolika. Wydawała się zmieszana, jednak Sophie przywykła już do takich reakcji na swoją osobę. Przywołała więc na usta lekki, niemalże niedostrzegalny uśmiech, dzięki któremu jej rysy twarzy łagodnieją, a ona sama - jak się ostatnio, dosłownie i od pewnej Upiornej Arystokratki, dowiedziała - nie wygląda już na taką zimną krowę.
Później jednak nieznajoma uśmiechnęła się przyjaźnie, uroczo, a Sophie pomyślała, że powinna się już nauczyć, by nie wierzyć wszystkim swoim odczuciom; ona, wręcz kaleka emocjonalna.
Poszerzyła drobinę uśmiech, tym razem jednak wkładając w niego również ciekawość i zainteresowanie, a nie jedynie uprzejmość.
Miała właśnie powiedzieć "dobry wieczór", ale słysząc niezobowiązujące, tak nieoficjalne powitanie blondynki... Właśnie zaczynała lubić tę dziewczynę.
- Cześć - przywitała się, lekko przeciągając samogłoskę. - Proszę, siadaj.
Patrząc, jak dziewczyna zerka w kierunku pucharka, zwróciła się do niej:
- Jestem Sophie i jestem dziwna, bo nie lubię czekolady - uśmiechnęła się psotnie. - Masz ochotę? Nietykany.
Przepraszam... X D" na dość długi okres straciłam zainteresowanie pbfami, a wena straciła zainteresowanie mną. .3."
Przestraszyć się Sophie? Nie, to raczej nie było możliwe. Chociaż przyznać trzeba, że Alice jest z natury osóbką dość strachliwą, jednak zdecydowanie bliższy jest jej lęk przed nieznanym niż strach przed czymś konkretnym. Ze strasznymi osobnikami po prostu się nie zadaje, ot co. Lecz ten Alvaro... czyżby wkrótce miało się to zmienić? W istocie, było w nim coś niepokojącego...
A tak, Sophie prezentowała się przyzwoicie. Nawet więcej! Alicja dopiero po chwili zwróciła uwagę na kreację dziewczyny i aż jej się oczy zaświeciły z zachwytu! Zamrugała i przyjrzała się wysokiej istocie baczniej niż na początku: musiała przyznać, że nie tylko suknia była piękna. Po chwili namysłu stwierdziła w duchu, że dawno nie widziała już tak ślicznej osoby, choć na tym balu miało to, jak się spodziewała, nie być trudne. Na jej policzki wpłynął delikatny rumieniec, czego sama zainteresowana nie była świadoma. W emocjach niekiedy zdarzało się tak, że nie odczuwała żadnych zmian w ciepłocie swojej skóry i dopiero osoby postronne uświadamiały ją o nich, rzucając uwagi przeróżnie sformułowane: od zaniepokojonych do rozbawionych.
Alicjowe doświadczenie mówiło jej, że osoby piękne są fałszywe i, niekiedy, "puste". Spotkała kiedyś taką wydmuszkę. Ta tutaj jednak sprawiała wrażenie sympatycznej i po prostu miłej. To zapewne sprawa tego uśmiechu, na początku nieco wymuszonego, potem już przemienionego w zupełnie naturalny i szczery. W oczach brązowowłosej dostrzegła błysk zainteresowania. Rumieniec nie chciał zniknąć. Mimo iż nasza arystokratka czuła, że w towarzystwie nieznajomej może zachowywać się swobodnie i... jest po prostu bezpieczna. Tak. Nie ma się co denerwować, ani trochę.
Grzeczna odpowiedź dziewczyny sprawiła, iż przez jedną krótką chwilę Alice czuła się głupio. Może jednak powinna trochę rzadziej iść na spontan... Jednak dalszy ciąg wypowiedzi brunetki sprawił, że wątpliwości zniknęły gdzieś, a blondynka rozluźniła się i zaśmiała cicho, właściwie zachichotała. Kto o sobie powie, że jest dziwny? Chociaż fakt faktem, jeśli nie lubi się czekolady, to jest w tym coś nienormalnego. Udawała czy mówiła prawdę?
Widząc psotny uśmiech dziewczyny i słysząc jej pytanie, Alice zmieszała się. Czekoladowy deser roztaczał wokół delikatną, zachęcającą woń, z drugiej zaś strony - był przecież przeznaczony dla niej, dla nieznajomej. To ona go zamówiła.
- Umm, Sophie... - zaczęła, celowo używając imienia długowłosej, by szybciej je sobie przyswoić, ale też - by nawiązać nić... jakąś tam. Czytała gdzieś kiedyś o tym. Jeśli zakładnik używa imienia terrorysty, buduje z nim nić... emocjonalną! tak... i w ten sposób zwiększa swoje szanse na przeżycie. Ciekawe byłoby wypróbowywanie tego na zwykłych ludziach.
Zwykłych ludziach?
- Na pewno nie chcesz? Dlaczego nie lubisz czekolady?
Tak, ewidentnie grała na zwłokę. Z drugiej zaś strony, nie przystawało jej zgadzać się od razu i rzucać na smakołyk. Czekając na odpowiedź, która ostatecznie pozwoli jej zasmakować czekoladowego deseru, zdecydowała się przysiąść do stolika Sophie.
Anarchs: Przywódczyni Rebelii Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę. Lubi: suszone owoce i nowe moce Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy.
Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze. Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 28 Cze 2012 Posty: 558
Wysłany: 24 Marzec 2013, 17:10
Czyżby w takim razie Ludzie byli bardziej odważni od istot z Krainy Luster? A może bardziej lekkomyślni? ...Lub, o co nikt by ich nie podejrzewał, mniej skłonni do uprzedzeń?
Zarumieniona Alice prezentowała się, cóż.. niezwykle uroczo.
Soph przechyliła głowę, popatrując na nową towarzyszkę. Doświadczenie mówiło jej, że dziewczyna jest właśnie jedynie - a może aż? - człowiekiem, co oznaczało, że musi mieć sporo charakteru, by tak po prostu wbić się na przyjęcie organizowane przez Arcyksięcia.
Starając się nie gapić nachalnie - rzecz nieprzyjemna dla obserwowanego i karygodna dla obserwatora - brunetka poprawiła się na krześle, założyła nogę na nogę, a w międzyczasie dwukrotnie przesunęła wzrokiem po postaci Alice.
Kiedy blondynka zwróciła się do niej po imieniu, skierowała spojrzenie ku oszałamiająco błękitnym oczom dziewczyny.
Dziwne? Dlaczego to miałoby być dziwne? Czy za dziwnych uważamy ludzi, którzy nie przepadają za szpinakiem lub winem? A to taka sama sytuacja. Jednak, gdyby Sophie słyszała myśli blondynki, wbrew sobie uśmiechnęłaby się tylko szeroko, bo identyczne niebotyczne zdumienie za każdym widzi w oczach Irvette.
Ostatecznie, dość niezwykle do jej usposobienia, brunetka zawtórowała Alice.
- Nie, proszę, jeśli masz ochotę, to częstuj się. - Gdy dziewczyna usiadła przy stoliku, Sophie przestawiła pucharek bliżej blondynki, a następnie wygładziła ozdobny obrus. - Zamawiałam, nie patrząc przez okno. - Tym razem również się uśmiechnęła, choć drobinę krzywo. Równocześnie zerknęła kontrolnie w stronę balkonu, zahaczyła o scenę i gości w pobliżu, by po chwili powrócić spojrzeniem do Alice.
- Jestem ciekawa, co się wydarzy, skoro przedstawienie ma być zupełnie - zamilkła, gdy jakaś drobna część ze stosiku przed "ojcem" nagle pomknęła ku białowłosemu Upiornemu Arystokracie - spontaniczne. Niezwykle spontaniczne, jak mniemam - stwierdziła.
EDIT::
Przekrzywiła głowę i wbiła wzrok w przestrzeń, nasłuchując; pewnie wiatru, a może głosów w swojej głowie.
Poprawiła się na krześle, nagle jednak je odsunęła, a wstając, rzuciła w kierunku blondynki jedynie "Przepraszam", i pozostawiła ją przy stoliku.
Sama skierowała się poprzez środek sali balowej w kierunku jednego z balkonów i, ignorując zapewne zdziwione, zaciekawione lub jeszcze innego rodzaju spojrzenia, wyszła na zewnątrz pociągu. Następnie obejrzała się za siebie tylko raz i przesadziła jednym susem barierkę, spadając w ciemność.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!