Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 27 Lipiec 2011, 19:57 Zamek rodu Roitelette.
Zamek rodu Roitelette to miejsce, od którego każda rozsądna istota trzyma się jak najdalej. Umiejscowiony jest na jednej z największych skał dryfujących w Szkarłatnej Otchłani, całkiem blisko Lewitującego Osiedla. Cały teren ogradza wysoki, metalowy płot, zakończony sporych rozmiarów kolcami. Na tyle sporymi, że już nie raz jakiemuś złodziejaszkowi zdarzyło się na nie nadziać. Ba, do tej pory parę kościotrupów robi za ozdobę płotu. Budowla wprost zapiera dech w piersi. Jest ogromna, strzelista, z masą wież i wieżyczek, zbudowana z purpurowej cegły. Od frontu, nad główną bramą możemy podziwiać olbrzymi, okrągły witraż przedstawiający rodowy symbol – zająca. Jednak maluje się on dużo upiorniej, niż milutkie, puchate zwierzątka, które (prawdopodobnie) czytelnik właśnie sobie wyobraził. Mury zamku ciasno oplatają cierniste krzewy. Brama jest wielka, ozdobiona malowidłami przedstawiającymi krwawe zwycięstwa rodu Roitelette w bitwach z zamierzchłej przeszłości.
● Ogród – Zwykle unosi się tu purpurowa mgła sięgająca okolic kostek. Od głównego wejścia do frontowej bramy zamku prowadzi szeroka ścieżka ułożona z kamiennych płytek lśniących martwą czernią. Wokół nich rosną różane krzewy. Cały ogród przepełniony jest klombami kwiatów, z czego, niestety, większość jest trująca. Na życzenie panicza Oleandra posadzono nawet kilka oleandrów – kwiatków, które jak mówi „noszą jego imię”. Znajdą się też drzewa i drzewka, z czego na jednym wciąż wisi stara, nieużywana od lat, drewniana huśtawka. Na tyłach zamku umiejscowione jest oczko wodne, w którym pluskają się egzotyczne gatunki ryb. Oczywiście, nie zabraknie też altany, w dodatku przypominającej wyglądem wyjątkowo upiorny domek dla lalek.
● Hol i korytarze – Po wejściu do zamku przepych wprost razi w oczy. Hol jest olbrzymi. Pierwsze co rzuca się w oczy to ogromne schody z czerwonym dywanem, prowadzące na górę. Ściany wewnątrz pokryte są ponurymi, krwawymi malowidłami, zaś poręcze schodów są drewniane, rzeźbione w abstrakcyjne wzory. Większość korytarzy maluje się podobnie ponuro. Ściany mają barwę bladofioletową ze złotawymi zdobieniami gdzieniegdzie. Wisi na nich mnóstwo obrazów, głównie portretów i pejzaży. Jeden korytarz został przeznaczony na galerię wszystkich przodków rodu Roitelette. Podłogi są z brunatnych, kamiennych płyt. Na każdym piętrze zamku znajduje się przynajmniej jedna, sporych rozmiarów łazienka. Drzwi do bardzo wielu pokoi są zamknięte na klucz, a w samym pałacu wprost roi się od przeróżnych tajemnych przejść.
● Komnata Oleandra – Pokoje zamieszkiwane przez panicza znajdują się w dość odludnym miejscu, bo w samych zamkowych piwnicach. A dokładniej – w miejscu, gdzie kiedyś znajdowała się sala tortur. Nie trudno się domyślić jak ogromny jest ten pokój, a gdzieniegdzie wciąż stoją stare machiny, które niegdyś zakończyły tak wiele żywotów, zaś po podłodze walają się także łańcuchy i inne niebezpieczne, ostre narzędzia. Do pomieszczenia prowadzą wielkie drzwi ozdobione napisem „SANKTUARIUM OLEANDRA” z czerwonej farby. Choć czy to aby na pewno tylko farba...
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to pokrywająca ściany czarno-czerwona tapeta w rysunkowe króliki, sprowadzona z Ziemi na specjalne zamówienie. Dodatkowo, zdobi je także kilka obrazów przedstawiających młode dziewczęta, niekoniecznie w odzieniu. Jak nie trudno się domyślić, w tym pomieszczeniu nie ma jakichkolwiek okien, toteż jedynym źródłem światła jest zwisający z sufitu, wielki, złoty żyrandol, zaś z niego dyndają powieszone na sznurkach pluszaki, lalki i inne nieszczęsne przytulanki. Oleander zrobił sobie z niego szubienicę dla niegrzecznych zabawek. Po prawej stronie pokoju znajduje się jego łoże, a nad nim zawieszony jest dość upiorny baldachim. Upiorny, gdyż jest on czarny i podarty w wielu miejscach, przez co przywodzi na myśl miejsca z horrorów. Obok łóżka stoi toaletka z lustrem i dostawionym małym krzesełkiem, wyglądającym na zabytkowe. Jednak zamiast kosmetyków i innych tego typu pierdół stoją tam fiolki z trucizną, przeróżne ostre narzędzia, no i jedna szczotka do włosów. Naprzeciwko znajduje się olbrzymia wręcz szafa na ubrania, wykonana z ciemnego drewna, która pęka w szwach od niezliczonej ilości Oleandrowych strojów. Tuż obok niej znajduje się niewielka szafeczka mieszcząca biżuterię panicza. Po lewej stronie pokoju znalazły swoje miejsce regały z książkami. Jak nie trudno się domyślić, większość z nich to horrory, przewodniki po torturach świata oraz leksykony trucizn. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdują się kolejne. Tym razem mniejsze, z wydrapanym napisem „NIE WCHODZIĆ!”. Za nimi mieści się tajna pracownia Oleandra. Goście powinni zastosować się do napisu widniejącego na wejściu do niej, ponieważ osoba o słabych nerwach nie wytrzyma tam nawet pięciu minut. W owej pracowni mieści się jedynie biurko z dostawionym krzesłem i masa regałów, zaś oświetla ją mała, pojedyncza lampka. Na półkach poustawiane jest nic innego, jak słoiki z ludzkimi organami, pływającymi w konserwującej cieczy. Do czego one są paniczykowi potrzebne i skąd on w ogóle je wziął, jak dotąd nie dowiedział się nikt.
● Jadalnia – Zdecydowanie jedno z największych pomieszczeń w zamku. Znajduje się w niej olbrzymi, podłużny stół wykonany z hebanu wraz z krzesłami do kompletu. Prowadzą do niego troje drzwi, a oświetla jedynie światło świec. Na wprost drzwi frontowych wisi olbrzymi gobelin przedstawiający ten sam obraz, co witraż w ścianie zamku. Pod ścianami poustawiane są posągi przypominające ludzkich rozmiarów figury szachowe. Idealnie pasują do podłogi z kamiennych płyt, imitujących szachownicę.
● Gabinet – Składowana jest tam większość papierologii związanej w zasadzie ze wszystkim, czym musi zajmować się aktualna głowa rodu, do której także należy to pomieszczenie. Na wprost drzwi znajdują się ogromne okna, sięgające od podłogi, aż do sufitu, jednak przeważnie zasłonięte. Zaraz obok ulokowane jest wielkie biurko wykonane z ciemnego drewna. Resztę pokoju wypełniają szafki i regały, pękające w szwach od książek i papierzysk. Pokój rozświetla dosyć spory, kryształowy żyrandol. Ściany mają tutaj barwę miodową.
● Biblioteka – Pomieszczenie umiejscowione jest na końcu jednego z mroczniejszych korytarzy. Zbiory ksiąg rodu Roitelette są olbrzymie, toteż rozmiary biblioteki mogą nieco przytłaczać. Wysokie regały z książkami, wykonane z hebanu mogą przypominać prawdziwy labirynt.
● Kuchnia – To pomieszczenie również zachwyca swoimi rozmiarami. Ściany pomalowano w biało-czerwone, pionowe paski. Co do wyposażenia, kuchnia jak kuchnia. Nawet zamkowa. Znajdują się tu najlepsze urządzenia do kucharzenia, jakie tylko można dostać w obrębie Krainy Luster. Jedzenia jest tu wystarczająco dużo, by wykarmić całą Szkarłatną Otchłań, choć właściciele zamku wciąż narzekają, że nie ma nic, na co mieliby ochotę.
● Pokoje gościnne – W zamku znajduje się kilka komnat przygotowanych specjalnie na przyjazd ewentualnych gości. Pokoje te prezentują się bardzo skromnie w porównaniu do pomieszczeń zamieszkiwanych przez właścicieli pałacu. Ściany pokrywa tam kwiatowa tapeta w fioletowych i beżowych barwach. W każdym pokoju znajduje się łóżko, szafka nocna, szafa na ubrania oraz biurko z krzesłem do kompletu. Wszystkie meble wykonane są z hebanu. Pokoje gościnne rozświetlają niewielkie, kryształowe żyrandole.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 21 Maj 2012, 18:09
Oleander ciężko opadł na łóżko, które nieznacznie ugięło się pod jego ciężarem, przy okazji powodując bezdźwięczny upadek kilku pluszowych zwierzątek na podłogę. Chłopiec zacisnął palce na kawałku kołdry wolnym od maskotek i podciągnął się nieco w głąb łóżka. Podkulił nogi, spychając kolanami kolejne bogu ducha winne zabawki, które dołączały do swych przyjaciół na zimnej posadzce. Dziedzic rodu Roitelette poddawał się teraz błogiemu odpoczynkowi wywołanemu uczuciem sytości, jak to zawsze po dużym obiedzie. Wciąż jednak na jego delikatne usta o jagodowym odcieniu wpływał figlarny uśmiech, gdy tylko przypominał sobie minę kucharza. Warto wiedzieć, że paniczyk nie raczył pojawić się w zamku w porze obiadowej, gdyż wolał zaszczycać swą obecnością restauracje w Krainie Luster. Nie zważał na czas i trud, jaki wszyscy kuchmistrzowie włożyli w przygotowanie dla niego posiłku. Zniknął, wyparował, nie przyszedł. Dopiero wówczas, gdy zdał sobie sprawę, że potrawy nie przygotowywane specjalnie z myślą o nim i jego kubkach smakowych nie zaspokoją jego wygórowanych potrzeb, raczył wrócić do domu. Naturalnie, obiad zdążył wystygnąć. Samo odgrzanie go nie było dla kucharzy wielkim trudem, jednak główny szef kuchni aż cały poczerwieniał na twarzy ze złości, niczym ogromny burak tudzież pomidor, widząc jak chłopiec beztrosko wkracza do kuchni i każe sobie przynieść obiad. Kilka godzin po jego zwyczajowej porze. Oleander jedynie śmiał się z tego przezabawnego odcienia czerwieni, nie poświęcając ani krzty uwagi słowom kucharza. Teraz jednak zarówno ta wściekłość, jak i przepyszny obiad z trzech dań były tylko wspomnieniem. Choć w ustach wciąż czuł delikatny smak tarty z nadzieniem z malinojeżyn. Spod przymkniętych powiek starał się objąć wzrokiem jak największą część swej komnaty, jednak czarny baldachim niczym upiorna mgła spowijał ciemnością całe pole widzenia młodego panicza. Dojrzeć w miarę wyraźnie mógł wyłącznie tańczące płomienie kilku świec – jedynego źródła światła w pomieszczeniu. Małe płomyczki delikatnie podrygiwały, jak gdyby w rytm jakiejś tajemniczej melodii. Spojrzenie Oleandra utkwiło w jednej z nich, tej, która znajdowała się najbliżej niego, na wyciągnięcie ręki. Chłopak zdobył się na ten „wielki” wysiłek i usiadł na łóżku, wspierając się na jednej ręce. Drugą zaś w lekkim drżeniu wyciągnął po świecę. Za pierwszym razem nie udało mu się dobrze złapać świecy i cofnął gwałtownie dłoń, gdy tylko jego palec zetknął się z rozgrzanym woskiem, boleśnie go parząc. Przy drugim podejściu złapał przedmiot tak, jak należy. Powoli zsunął się z łoża, przy czym tylko pomagał śliski materiał sukni, w którą akurat był odziany. Obcasy białych kozaków głośno dudniły o posadzkę. Odgłos kroków chłopca odbijał się echem w całym pomieszczeniu. Dźwięk ten niósł się tak długo, aż Oleander nie dotarł do szafy, której otwarciu towarzyszyło donośne skrzypnięcie. Chłopiec przejechał wierzchem dłoni po kilku ciemnych kawałkach materiału wiszących na wieszakach. Owszem, były to jedne z jego najlepszych ubrań. Jednak chłopiec miast okazać im trochę szacunki, zacisnął na nich bezlitośnie palce niczym szpony, po czym szybkim ruchem wyrzucił na podłogę, obok łóżka. Wciąż przyświecał sobie małym płomieniem, aby dokładnie widzieć które stroje wyjmuje z szafy. Gdy skończył, na ziemi leżały dwa surduty i jeden płaszcz ze złotymi zdobieniami. Króliczek przeszedł kilka kroków, by odstawić świecę na toaletkę, po czym wyciągnął ręce w kierunku sponiewieranych kreacji. Przewiesił je sobie przez ramię i znów pokonał niewielki dystans, by zrzucić wszystkie na krzesełko przy toaletce. Na pierwszy ogień poszedł jeden z surdutów. Czarny, elegancki, z delikatnymi, ledwie widocznymi kwiatowymi wzorami na mankietach i kołnierzu. Przyłożył go do siebie i zmarszczył nos. Strój wrócił na poprzednie miejsce na siedzisku, po czym w drobne dłonie Oleandra wpadł kolejny surdut. Tym razem w kolorze indygo, z tyłu wiązany piękną jasnofioletową wstążką, rękawy zaś miał uwieńczone koronką o tej samej barwie. Paniczyk również tej strój przyłożył do siebie, zmarszczył nos i porzucił, unosząc następną kreację. Płaszcz był długi, wykonany z bardzo miłego w dotyku czarnego materiału, jego kołnierz sterczał zawadiacko krawędzie odzienia zdobiły gęsto szczerozłote wzory – przeróżne kształty i zawijasy. Panicz z nim postąpił dokładnie tak samo, jak z dwoma poprzednimi strojami. Wsparł się ręką o blat toaletki, palce drugiej tymczasem zanurzając w gęstych głosach, a z jego ust wydobyło się ciche westchnienie. Przeczesał dłonią włosy, odrzucając je przy tym w tył i pozwalając by swobodnie spłynęły po jego szczupłych ramionach. W blasku świec jasne kosmyki skrzyły się niczym świeży śnieg. Jak gdyby w każdym włosku znajdowały się maleńkie gwiazdeczki sprawiające, że lśniły w tak niezwykły sposób. Wzrok chłopca spoczął na lustrze. Przez chwilę dochodziło do niego, że biały cień, któremu się przygląda to nikt inny, jak on sam. Jasna skóra, jasne włosy, jasna suknia... Wszystkie te elementy dawały poczucie, jakby był jakimś duchem, ułudą, tak kruchą i ulotną, iż zaraz zniknie i nie pozostanie po nim najmniejszy ślad. No, może delikatny zapach tarty, którą zjadł na deser. Dłoń Oleandra zsunęła się powoli z włosów na ramię, a potem po boku sukni aż do miejsca, w którym materiał rozdzierał się na dwoje, odsłaniając prawą nogę chłopca mniej więcej od połowy uda. Choć całe ciało panicza było niczym lodowa bryła, przeszedł go dreszczy gdy poczuł na skórze dotyk swoich własnych lodowatych palców. Owa podarta kreacja była przez niego przyodziewana wyłącznie na terenie zamku. Nie uważał jej za wyjściową, lecz była także dostatecznie elegancka, by nie musiał się jej wstydzić, gdy ktoś go w niej ujrzy. A dziś miał być właśnie dzień, w którym ktoś go w niej zobaczy. Oleander bowiem spodziewał się gościa. Dokładnie ta wizyta była powodem, dla którego w tak brutalny sposób wyciągnął kilka spośród swych najelegantszych kreacji z odmętów starej szafy na ubrania. Wielkiemu Pożeraczowi Serc miano wykonać portret, a jak wiadomo – do tego trzeba się przygotować. Niestety, Ollie nie miał pojęcia co najlepiej będzie oddawać jego wielkość i klasę, toteż stwierdził, że tym razem nagnie swe zasady i przyjmie do serca sugestię osoby, która miała uwiecznić go na płótnie. O ile, oczywiście, owa osoba nie stwierdzi, że we wszystkim wygląda równie wspaniale i właściwie może zostać namalowany nawet w tej białej sukience. Oleander wolał jednak prezentować się na swym portrecie bardziej męsko, toteż nawet przygotował specjalną czarną wstążkę, którą planował związać swoje jasne włosy w warkocz – to znaczy kazać komuś ze służby to zrobić. Hol zamkowego korytarza od wieków zdobią podobizny wszystkich znakomitości rodu Roitelette. Dlaczego więc brakuje tam Oleandra? On jest przecież najznakomitszą znakomitością! Powinien mieć portret już, teraz, natychmiast! Bo to istna obraza majestatu! Tym właśnie sposobem kazał posłać po możliwie najlepszego malarza, jakiego uda się znaleźć w możliwie jak najkrótszym czasie, który przyjdzie tu, by wszyscy mieszkańcy zamku mogli podziwiać dostojny portret Porcelanowego Panicza. Co prawda od obiadu minęło nawet nie pół godziny, ale chlopiec i tak się niecierpliwił. Jak wiadomo, był w gorącej wodzie kąpany, a nie miał stuprocentowej pewności, że jego nieudolna służba faktycznie znalazła malarza czy też jedynie skłamała, by uniknąć jakże okrutnej i surowej kary ze strony swego młodego, sadystycznego pracodawcy. Pozostawiając ubrania samotne na przytoaletkowym siedzisku, podszedł do potężnych drzwi wejściowych swojej komnaty. Delikatnie je uchylił. Egipskie ciemności przerywało jedynie mgliste mruganie płomienia pochodni gdzieś w głębi korytarza. Chłopcu zdawało się jednak, że słyszy w oddali echo czyiś głosów i kroków. Poczuł w brzuchu delikatne ukłucie emocji, które z jednej strony dodawało mu energii, a z drugiej strony niebezpiecznie naciskało na okolice pełnego żołądka. Oleander obracając się raz wokół własnej osi, dostał się do łoża i odgarnąwszy baldachim, przysiadł na jego brzegu. Obok mebla dostrzegł jakąś porzuconą książkę, jednak światło kilku świec było zbyt nikłe, aby mógł z daleka odczytać jej tytuł. Cóż, teraz pozostawało mu tylko poczekać. A nuż owe głosy idą właśnie w kierunku jego komnaty?
Godność: Maurice Fellows vel. Leo Wiek: Wizualnie w przedziale 12-14. Rasa: Młody Pisarz Baśń. Lubi: Słodycze; sztukę. Wzrost / waga: 161 cm || 43 kg Aktualny ubiór: - Znaki szczególne: Cały jest szczególny. Pod ręką: Małe farby i pędzle, cukierki w kieszeniach, stara pluszowa żyrafa Moa. SPECJALNE: Mister Lata 2012
Dołączył: 03 Gru 2011 Posty: 89
Wysłany: 24 Maj 2012, 17:37
Wolnym krokiem w końcu doszedł do swojego kolorowego domku. Zanim otworzył drzwi, oparł się o nie, żeby następnie na chwilkę usiąść. Przyciągnął do siebie nogi i przejechał ręką po swojej lewej nodze. Poczuł coś mokrego, nieumyślnie rozmazywał sobie tą ciecz po całej łydce. Szybko popatrzył na prawą rękę, która była troszkę poplamiona od krwi. Następnie spojrzał na swoje kolano. Wstał i powoli otworzył drzwi, starając się nie ubrudzić brudną ręką złotej klamki. Zdjął nowe trampki, bez używania rąk, po czym kopnął je gdzieś w bok. Powoli stawiał nogi na ciemnej wykładzinie, kierując się do łazienki. Gdy tylko otworzył drzwi swoją czystą ręką, szybciutko chwycił pierwszy lepszy ręcznik. Zamoczył w zimnej wodzie, jego jeden kraniec i przyłożył sobie do rany. Czując lekkie szczypanie oraz chłód, przeszedł go miły dreszczyk. Następnie obmył kolano tym razem cieplejszą wodą, dzięki czemu gęsia skórka zniknęła z jego nóg, po czym wytarł je porządnie białym ręcznikiem. Nadal czuł niewielkie szczypanie. Było to do przeżycia, w końcu to tylko małe draśnięcie. Czasami miewał gorsze rany i jeszcze mocniejszy ból. Wyszedł z łazienki, oraz skierował się do kuchni. Stanął przed kilkoma jasnofioletowymi szafkami i zaczął główkować, w której to mogą być schowane kolorowe plastry przywiezione z Świata Ludzi. Zaczął poszukiwania od dwóch górnych szafek. Niestety na marne, nie znalazł tam swoich plastrów. Otworzył pierwszą szufladę, poszperał chwilę i przed jego oczami ukazało się kolorowe pudełko z wielkim zielonym napisem "PLASTRY". Opakowanie było już otwarte, więc bez problemu wyjął z niego czerwony plaster z żółtymi pszczółkami, po czym dokładnie nakleił sobie na draśnięcie. Poczuwszy że na kolanie jest opatrunek, ból magicznie minął tak jak zawsze. Odwrócił się na stopie, żeby następnie pójść do salonu gdzie czekała na niego Roulette, wrzosowa Avi. Najlepsza przyjaciółka Leosia, tuż po pluszowej żyrafie. Dość szybkim krokiem. Usiadł koło ptaszka i bez słów się z nią przywitał. Otworzył książkę, która leżała obok kanapy na stole, żeby spokojnie ją dokończyć. Książka niesamowicie go wciągnęła. Opowiadała o chłopczyku, który w magiczny sposób przenosi się do krainy cierpienia, bólu oraz morderstw. Dostał ją od taty na imieniny. Kochany ojczulek przywiózł ją z Świata Ludzi i oczywiście wybrał odpowiedni gatunek- horror. Leo kochał czytać tego typu książki, które budzą w nim grozę i ekscytacje w pewnych momentach, często czytał takie lektury do późna. Lecz w pewnym momencie po prostu zasnął. Przyśnił mu się dzień, kiedy wraz z matką oraz swoim biologicznym ojcem pojechali do miasta i to właśnie tego dnia zobaczył tą dziewczynkę, nie znał jej danych w ogóle, nic o niej nie wiedział jednak bardzo mu się spodobała. Sen kończył się zawsze tak samo, jak ów panienka uśmiechała się do Maurice’go. Powoli otworzył swoje zielone oczy. Chwilę po ocknięciu się z miłej drzemki, przed twarzą Leo pojawiła się Roulette.
- Leo, Leo! - mówiła bardzo szybko swoim słodkim głosem - Bo ktoś od paru dobrych minut puka do drzwi, a ty śpisz i ja nie wiem co robić. Więc zaczęłam cię budzić, żebyś otworzył bo... - Leoś uciszył gadatliwego ptaszka, wstając z kanapy. Poczochrał swoje włosy, przed otworzeniem drzwi. Otworzywszy je zauważył dwie pokojówki.
- Tak, szukają kogoś panie? - spytał łagodnym głosem. One szybko mu wytłumaczyły o co chodzi oraz przy okazji dostał ofertę pracy. Miał namalować portret komuś z rodu de Roitelette. Nie raz słyszał o nich z opowiadań matki, że podobno syna niemalże w jego wieku i jak to jego mama mówiła ,,śliczną” córkę. Ze względu że proponowano mu dość dużą kwotę za portret, zgodził się. Szybko wszedł do domu, wziął swoją walizeczkę z przyborami do malowania oraz farbami, po czym zawołał Roul aby do niego podleciała. Ptaszek usiadł na jego ramieniu, a Maurice w tym czasie ubrał swoje dwukolorowe trampki. Powoli przekroczył próg domu. Powoli stawiał nogi przed siebie, ale szybko zawrócił aby zamknąć drzwi, ponieważ zapomniał tego zrobić. Widząc że czekają na niego już w czarnym powozie, szybko przekręcił kluczyk, schował do kieszeni i pobiegł do środka pojazdu zaprzężonego w dwa piękne ciemnobrązowe konie. Podróż nie trwała długo, nawet bardzo krótko. Leoś nie wiedział że pałac rodu de Roitelette. Chłopiec podczas podróży tylko czekał, aż ujrzy początek budowli lub jakąś wskazówkę że już są na miejscu. W pewnym momencie pokazała się ta "wskazówka". Metalowy płot, który na pierwszy rzut oka nie przerażał Leo, dopóki nie zauważył parę kościotrupów. Wtedy przeszły go ciarki, tak jak czyta jakiś horror i akurat w najbardziej ekscytującym momencie coś się poruszy w jego domu. Nie mógł się doczekać, aż woźnica stanie przed wejściem do pałacu. Sam widok budowli odbierał Maurice'mu oddech. Była piękniejsza od jego dawnego miejsca zamieszkania, a do tego większa. Wszystko mu się bardziej w niej podobało. Nagle powóz się gwałtownie zatrzymał, przez co mała towarzyszka Leosia upadła na ziemię. Chłopczyk wziął ją na ręce i czule pogłaskał po głowie, jakby mówił że jest już dobrze. Wchodził do zamku z wielkimi oczyma. Oglądał wszystko po szczególe, co prawda sam mieszkał w dość podobnym pałacu, ale ten był dla niego o wiele lepszy. Nim się spostrzegł stał już przed drzwiami komnaty panicza, któremu miał zrobić portret. Był tak zajęty podziwianiem wnętrza tej niesamowitej budowli, że zapomniał po co tam przyjechał. Dopiero jak pokojówki uchyliły drzwi z napisem "Królisowe Sanktuarium" przypomniał sobie, co tu tak naprawdę robi. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się w oczy Maurice'mu to złoty żyrandol z wieloma powieszonymi zabawkami. Nie uznał to za okropieństwo, bardziej za kreatywny pomysł. Rozejrzał się po pokoju, aż w końcu odnalazł osóbkę, którą miał namalować. Biała sukienka i długie, jasne włosy niezwykle zmyliły Leosia. Bez dwóch zdań myślał że ów paniczyk to dziewczynka! Podszedł do niego bliżej, po czym ukłonił się tak jak go uczono za czasów dzieciństwa. Podczas lekcji etyki, pani na początku lekcji zawsze mu przypomniała że przed damą, panienką i nawet własną matką wypada się ukłonić.
- Za pewne panienka de Roitelette? - spytał z uśmiechem na twarzy. W momencie pełnego ukłonu, postawił koło siebie swoją walizeczkę, po czym z uroczym uśmiechem przedstawił się paniczowi.
- Maurice Fellows, cała przyjemność po mojej stronie. - Poczochrał swoje dwukolorowe włosy, dzięki czemu ujawnił swoją małą przyjaciółkę, która chowała się za jego włosami. Oh, biedny los Leo, gdy dowie się że "panienka" de Roitelette, jest chłopczykiem.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 23 Czerwiec 2012, 19:50
Chłopak wciąż siedział na skraju swojego łoża, wyczekująco patrząc w stronę drzwi komnaty. Zaczął się zastanawiać jakiego malarza znalazła jego służba. Z całą pewnością najlepszego z możliwych! A może jakąś uroczą malareczkę? O tak, to byłaby najlepsza opcja! Wizja pozowania ślicznej, nawet nieznajomej, dziewczynie zdecydowanie podobała się Oleandrowi. A na pewno dużo bardziej, niż gdyby artystą okazał się dorosły mężczyzna. Paniczyk miał do nich swego rodzaju awersję, tak więc każdego osobnika płci męskiej, który ukończył szesnasty rok życia uważał automatycznie za wroga i kogoś godnego potępiania. Raczej nie było ku temu specjalnych powodów. No, chyba, że to, iż oni byli już wysocy, zaś nasz Króliczek wciąż tkwił w swoich mizernych stu pięćdziesięciu centymetrach. Westchnął cichutko. W kącie pokoju ciemna masa zaczęła się przelewać coraz bliżej łoża. Przy lichym oświetleniu kilku świec można by ową masę łatwo pomylić z cieniem rzucanym przez jakiś przedmiot. Jednak już po ujrzeniu lśniących w blasku płomieni, dwóch dużych kryształów można było mieć pewność, że to nie tylko zmyłka półmroku. Morita, oddana bestia paniczyka, zbudziła się ze snu i bezszelestnie podpełzała do swojego pana. Jej kształt nie był jeszcze uformowany, toteż rozpływała się na posadzce, a jedynym stałym elementem były jej kryształowe ślepia wiernie utkwione w Oleandrze. Niczym mgła, przecisnęła się pod łożem, by przysunąć się do miejsca, w którym siedział chłopiec. Przy panujących w pokoju ciemnościach dostrzeżenie Mority było nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, gdy ponownie zamknęła oczy, czując się bezpiecznie przy swoim właścicielu i pozwoliła, by znów ogarnął ją spokojny sen. Przesuwając nogą po posadzce, Ollie natrafił na coś miękkiego. Jednego z pluszaków, które jeszcze przed chwilą zrzucił ze swojego łóżka. Schylił się i podniósł zabawkę. Był to stary pluszowy kotek pozbawiony połowy lewego ucha i prawej tylnej łapy, uszyty z bordowego materiału. Przyglądał się mu przez chwilę, po czym brutalnie zacisnął na nim rękę, tak mocno, że maskotka aż wydała z siebie sztuczne piśnięcie. Wypełniająca go wata przewędrowała ponad i pod tę część pluszowego ciała, na której zaciśnięte były palce chłopca, przez co głowa zabawki wydawała się mu śmiesznie duża. Aż wyczekiwał momentu, w którym jego guzikowe oczy wystrzelą. Nic takiego jednak się nie stało, a pluszak zaczynał tracić zainteresowanie panicza. Rozluźnił uścisk, pozwalając powrócić maskotce do pierwotnego kształtu. Nawet pogładził jej wypchany brzuszek, na który naszyto brązową, nieco chropowatą w dotyku łatę. Nagle drzwi Oleandrowej komnaty otworzyły się. Do środka weszły dwie spośród jego pokojówek, wprowadzając kogoś jeszcze. Morita gwałtowanie wpełzła pod łoże, wyglądając spod niego niepewnym wzrokiem diabolicznych ślepi. Paniczyk podejrzliwie zmrużył oczy, gdy tylko dostrzegł jakiego wzrostu jest owa osoba – praktycznie takiego samego, jak on. W mgnieniu oka cała radość chłopca z przyszłego portretu uleciała niewiadomo gdzie. Miast (w jego mniemaniu) godnego malarza, stał przed nim mizernej postury dzieciak. A jakby tego było mało, coś dziwnego poruszało się w jego włosach. Oleander przez dłuższą chwilę jedynie wybałuszał swe dwubarwne oczęta na tę istotę, którą przyprowadzono do jego komnaty. Zastanawiał się czy w pierwszej kolejności zrugać niekompetentne pokojówki, które najwyraźniej uznały za zabawne tak z niego zakpić, czy też wyprosić za drzwi nieznajomego chłopca, który na artystę nie wyglądał paniczykowi nic, a nic. A już na pewno nie na dobrego artystę, będącego w stanie oddać na płótnie niekwestionowane Króliczkowe piękno. Niechęć do zielonowłosej osoby sięgnęła zenitu, gdy nazwał Ollie’go „panienką de Roitelette”. Bo niby jakim cudem ktoś pomylił go z jego paskudną siostrą?! Oczywiście, ktoś, kto nie znał dzieci de Roitelette’ów, mógł pomylić Oleandra z Caroline, szczególnie jeżeli ten pierwszy uznał za stosowne akurat przyodziać jakąś typowo damską kreację. Jednakże dla osoby takiej jak nasz paniczyk, która doskonale znała urodę (czy w mniemaniu samego Olesia – jej brak) siostrzyczki, pomyłka była absolutnie wykluczona. W końcu wygląd obcego ciała Stracha nijak się miał do czystego piękna Szklanego Człowieka, które reprezentował nasz Pożeracz Serc. Niestety, w chwilach takich jak ta, gdy emocje brały górę nad logicznym myśleniem, paniczyk odrzucał owe fakty i zaczynał wprost kipieć z wściekłości. Czasem celowo udawał dziewczę i wtedy nie miał absolutnie nic przeciwko pomyłkom, wprost przeciwnie – bawiły go! Jednak teraz czuł się po prostu poniżony przyrównaniem do głupiej siostry. Podkulił nogi i objął je rękoma, wciąż trzymając w dłoni pluszowego kotka. Ponura atmosfera wręcz od niego biła. Zmarszczone brwi tym bardziej oddawały niezadowolenie chłopca z zaistniałej sytuacji. W końcu zdecydował się wydusić kilka słów. Wciąż jednak mówił z kolanami pod brodą, przez co jego głos był zagłuszony i brzmiał cokolwiek dziecinnie, zabawnie.
– Wy dwie, robicie sobie ze mnie żarty? – zwrócił się do pokojówek. – Co to ma być? – spojrzeniem wskazał na Maurice’a. – Przyprowadzacie mi tu jakieś dziecko! Nie potrzebuję nakarmić Mority, tylko malarza! – stwierdził oburzonym tonem wcale nie wyglądający na dziecko Oleander.
Nogi chłopca zsunęły się po pościeli, aż dotknęły posadzki, zaś ręce skrzyżował na piersi.
– No, w sumie mięso to mięso. Możecie go zamknąć w spiżarni. Nie będzie trzeba szukać Moricie kolacji na jutro. – burknął od niechcenia, jeszcze raz lustrując spojrzeniem obcego chłopaka.
A spojrzenie Oleandra mogłoby teraz zmrozić krew w żyłach! Gdy tylko skarcił nim pokojówki, obie potwornie się speszyły. Kobiety jąkały się, wybąkiwały tylko nieskładne sylaby, co chwila patrząc po sobie i powoli odsuwając się w stronę drzwi. Cóż, biedaczki nie wiedziały jak zareagować na słowa panicza. Potraktować je poważnie, czy może jako zwykły żart? Problem z naszym Króliczkiem był taki, że rzeczy takie jak rzucenie kogoś bestii na pożarcie nie musiały być jedynie żartem. Zdarzało się, że niektórzy faktycznie kończyli marnie w roli obiadu jego Mority tudzież innych oswojonych kreatur pałętających się po zamku. Ostatecznie, obie zdecydowały się szybko ulotnić za drzwi komnaty, rzucając tylko na wyjście, że „przepraszają” i „by panicz je zawołał, jeżeli jeszcze będą potrzebne”. Oleander westchnął ciężko i pokręcił głową.
– Tak ciężko dziś o dobrą służbę... – wymamrotał do siebie, rozkładając ręce.
Chłopak nareszcie zdecydował się wstać. Odruchowo otrzepał sukienkę z niewidocznego kurzu i delikatnie wygładził. Jego twarz wciąż malowała się pochmurnie niczym burzowe niebo. Przez chwilę po prostu stał na wprost Maurice’a, patrzył na niego piorunującym wzrokiem i nic nie mówił, po czym ni stąd ni zowąd, rzucił w biednego chłopca trzymaną w ręku maskotką.
– Łaskawie pozwolę ci odejść, dzieciaku, ale nie chcę więcej durnych numerów. – powiedział odwracając się na pięcie.
Morita w tym czasie nieśmiało wychyliła głowę spod łoża.
– Wyślij baby po malarza, to ci przyprowadzą dziecko! – skwitował ironicznie, podążając w kierunku toaletki. „I w dodatku jakieś brudne.” – dodał w myślach.
Godność: Maurice Fellows vel. Leo Wiek: Wizualnie w przedziale 12-14. Rasa: Młody Pisarz Baśń. Lubi: Słodycze; sztukę. Wzrost / waga: 161 cm || 43 kg Aktualny ubiór: - Znaki szczególne: Cały jest szczególny. Pod ręką: Małe farby i pędzle, cukierki w kieszeniach, stara pluszowa żyrafa Moa. SPECJALNE: Mister Lata 2012
Dołączył: 03 Gru 2011 Posty: 89
Wysłany: 18 Lipiec 2012, 14:39
Maurice był poniekąd zachywcony wystrojem pokoju paniczka, choć zbytnio nie przepadał za ponurymi kolorami. Wydawało mu się że pokój był rodem wyciągnięty z jakiegoś horroru, nawet niektóre zabawki panienki go przerażały, a zwłaszcza duży pluszowy królik z tasakiem, ale jednak pokój miał w sobie tą oryginalność, którą Leoś wręcz ubóstwiał. Niegdyś, gdy jeszcze zamieszkiwał w pałacu jego matki nie było opcji aby urządził swój pokój tak jak on chciał. W jego pokoju miała panować niezniszczalna harmonia. Ściany miały być białe - były białe. Prześcieradło jak i kołdra miało być czyste - było czyste. Podłoga nieskazitelna, tak samo jak kremowy dywan. Nic w jego dawnym pokoju nie przypominało siedliska dorastającego, niewyżytego artystycznie nastolatka. Dlatego też od czasu do czasu, jak jego wściekłość na matkę dosięgała zenitu, brał swoje farby i na tej czystej, białej ścianie malował różne postacie, czy też przedmioty. Niestety zawsze na drugi dzień jego dzieła znikały pod kolejną warstwą białej farby. Gdyby choć raz jego matka nie kazała służbie zamalować jego malowideł na ścianach może zyskałaby trochę jego sympatii i potem nawet po śmierci ojca czasami by ją odwiedzał. Nigdy o tym nie pomyślała, więc jej relacje z Leo zostały jakby zerwane, nawet nie stara się o to aby je odnowić.
W sumie nic dziwnego że Maurice już na początku pomylił Oleandra z dziewczynką. Nie tylko przez jego ubiór, ale także przez wielką kolekcję pluszowych misiów i lalek na jego łóżku. Bo w końcu cóż za chłopiec tak namiętnie kolekcjonuje lalki, którymi raczej bawią się dziewczynki przebierając je w różne kolorowe sukienki, aby potem iść na nieprawdziwy bal? Tak toteż sobie zielonooki wyobrażał, bo nie miał jeszcze przyjemności spotkać chłopczyka z lalką u boku. Co do misiów Leo nic nie miał, bo sam posiadał w domu pudło z nimi. Lecz samo się gdzieś zagubiło i teraz czort wie gdzie jest. Zostały mu tylko trzy pluszowe misie, Moa - żyrafka, którą kocha najbardziej na świecie, lecz w ów czasie odpoczywała sobie w łóżku Leosia, Henryk - czarny kot z okularami i cylindrem niczym dla jakiegoś milorda i mała Josephine - kremowa kotka, bez jednego oka, przez co musi nosić opaskę, partnerka Henryka. Niewiele osób wiedziało o tej dwójce, ponieważ Leo pokazywał się tylko z żyrafką, resztę strasznie ukrywał, bo po prostu się ich wstydził. Przesuwając dalej wzrok po komnacie Oleandra, znalazł następny element, który uświadamiał mu, iż jego pokój jest troszkę straszny. Toaletka, ale nie jakaś z kosmetykami, czy perfumami, która by wtedy mogłaby sprawić, że w oczach małego artysty Ollie stałby się jeszcze bardziej dziewczęcy. Nie, ów niewielkie biureczko z lustrem najbardziej przerażało Leosia. Widok trucizn i ostrych narządź nabawił go lekkiej gęsiej skórki. W końcu wrócił do samej postaci Olka, którą niebawem miał namalować. Zwrócił uwagę na jego dwubarwne oczy, które automatycznie mu się spodobały i już miał powiedzieć komplement typu: Ale panienka ma zjawiskowe oczy, lecz zauważył, iż jej[ wzrok spoczywa na nim. Odwrócił się na chwilę, aby spojrzeć na służki. Zdziwił się gdy zobaczył, że się boją. Cofnął się w tył o trzy kroki i znowu spojrzał na Oleandra. Tak wpatrując się w niego swoimi zielonymi oczami, rysy twarzy Olka, choć były delikatne zaczęły przypominać Leosiowi chłopięce. Pomrugał szybko oczami i wtem nad jego dwukolorową czupryną pojawiła się niewidzialna żarówka, która się zaświeciła. „Ch-chłopiec?! To, to przecież... możliwe.” W głowie Maurcie'go zaczęły się plątać różne zwariowane teksty, pytanie, bo nastolatek nie mógł zbytnio sobie przyswoić fakt, iż stoi on nie przed dziewczynką, a chłopczykiem. W końcu nawet jeśli Olek miał na sobie sukienkę mógł być przedstawicielem płci męskiej. Nie raz Leo malował takie osoby, ale zawsze odgadywał kto jest kim naprawdę i nie strzelał żadnych głupich tekstów, a tym razem nie dość, że to zrobił to jeszcze go obraził. Na twarzy zielonowłosego było widać zakłopotanie. Wpatrzony w Oleandra słuchał jego niewyraźnego, ale ciut ostrego kazania dla pokojówek. Był oburzony faktem, że został nazwany dzieckiem i na dodatek pokarmem. W końcu sam panicz był niemalże w jego wieku! Złość, którą wówczas Leo tłumił w sobie była nie do opisania. Zapomniał już o swojej gapie i tylko słuchał co Olek mówi. Widząc jak chłopczyk w sukience się na niego patrzy, naprawdę na chwilę jego krew zastygła. Po tym wszystkim opamiętał się i kucnął na chwileczkę, nie zwracając uwagę na chłopca. Pochłonął w swoich rękach twarz, aż w końcu wstał. Nie słuchając już słów Oleandra poprawił swój krawat.
- Niezmiernie przepraszam za moją wcześniejszą pomyłkę, łatwo było pomylić cię z dziewczynką - mój błąd - rzekł stanowczym głosem. Otrzepał koszulę i zerknął na stworzenie, które wyłoniło się spod łoża panicza de Roitelette.
- Jak już wiesz przyszedłem tutaj, aby namalować twój portret, tak też zrobię. - Już nieco łagodniejszym tonem odezwał się do chłopca, po czym chwycił swoją walizkę. W końcu nie nadaremnie przerwał swoją słodką drzemkę, a jak praca już była poniekąd rozpoczęta to musiał, ale to musiał ją skończyć! Leo zignorował cios pluszakiem ze strony panicza. Znowu postawił swoją walizkę, ręce położył na ramionach. Pomimo tego że wiedział jakie mogą być tego konsekwencje spytał się radosnym głosem Olka.
- No to gdzie płótno? Chyba że mam użyć własnego? - Walizka Leo była jakby bez dna, otrzymał ją od ojca, dzięki czemu łatwiej mu wykonywać pracę.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 22 Sierpień 2012, 15:20
Być może rzeczywiście te wszystkie lalki i zabawki w komnacie Oleandra nadawały jej nieco dziewczęcego wyglądu. Jednakowoż dziewczę zamieszkujące w takim pokoju powinno być co najmniej małą psychopatką z horroru, bowiem większość lalek była obecnie okrutnie okaleczona. Brakowało im oczu, kończyn bądź sporej części włosów, zaś ubrania miały poszarpane. Dodatkowo, oprócz maskotek, po komnacie walała się przecież cała masa innych „zabawek”, jak na przykład wnyki, leżące niedaleko nogi Maurice’a.
Oleander w odpowiedzi na przeprosiny chłopca przewrócił tylko oczami i wysilił się na najbardziej sztuczny i wymuszony uśmiech, na jaki było go stać. Następnie przeczesał włosy palcami i odrzucił je do tyłu, posyłając Leo snobistyczne spojrzenie, jak gdyby chciał owym gestem powiedzieć „wiem, że jestem piękny. dobrze, że zorientowałeś się, że jestem chłopcem, zanim zaprosiłeś mnie na randkę”. Doskonale zdawał sobie sprawę, że łatwo pomylić go z dziewczynką. Nic dziwnego, skoro mógł się poszczycić urodą delikatniejszą, niż niejedna przedstawicielka płci pięknej. Niemniej, nadal nie mógł pogodzić się z tym, iż został wzięty za swoją siostrę. To takie... obrzydliwe, okropne, nie do pomyślenia! Owszem, Oleander naprawdę nie znosił swojego rodzeństwa i w takich chwilach dostawał białej gorączki. Przeniósł spojrzenie na toaletkę i zaczął wodzić dłonią po jej blacie. Gdy na drodze jego ręki pojawił się jakiś przedmiot, pukał w niego koniuszkiem palca. Buteleczki z trucizną wydawały uroczy, brzęczący dźwięk, który wyraźnie podobał się paniczykowi. Choć zdawał się być oderwany od rzeczywistości, jak gdyby flakoniki pochłonęły całą jego uwagę, to jednak przysłuchiwał się słowom Maurice’a. Słuchał i nie mógł uwierzyć. W końcu odwrócił się w stronę chłopca i znów spojrzał na niego groźnie.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na „ty”, smarkaczu. Dla ciebie pan Oleander. – burknął pogardliwie.
Choć Ollie wyglądał bardzo młodo, jego rzeczywisty wiek z całą pewnością był liczbą większą niż te trzynaście, czternaście lat, które przyznałby mu przeciętny obserwator. Wszak długowieczność nie jest w Krainie Luster niczym wyjątkowym. Naturalnie, Maurice nie mógł o tym wiedzieć. Nawet część służby wciąż traktowała Oleandra jak dziecko, choć ten w rzeczywistości już dawno temu porzucił dziecięcą niewinność. Abstrahując jednak od kwestii wieku, paniczyk i tak uznałby zachowanie zielonowłosego za nieuprzejme. W końcu Króliczek był wielkim, znanym i bogatym arystokratą, a takiemu należy się szacunek. Mimo, iż fizycznie byli rówieśnikami, Oleander oczekiwał, że Maurice będzie go tytułował „panem” bądź chociaż „paniczem”, dopóki on sam nie pozwoli mu przejść na „ty”. Niestety, owe rozumowanie nie zawsze działało także w drugą stronę. Ollie okazywał szacunek nielicznym osobom. Nie zrobił tego wobec chłopca głównie z tego powodu, iż sama jego postać wydała mu się niepoważna. Oczekiwał eleganckiego malarza, podczas kiedy Leo był ubrany dość swobodnie, a jego włosy wydawały się paniczykowi wyglądać jak jeden wielki, zielony kołtun. Nienajlepsze pierwsze wrażenie, ale niestety, nic nie poradzi się na brutalne standardy Oleandra, które zdaniem panicza powinien spełniać każdy jego rozmówca.
Jasnowłosy złapał pierwszą lepszą buteleczkę z toaletki i począł ją oglądać. Obracał w rękach, patrząc, jak wewnątrz przesypuje się drobny, biały proszek, co i raz zerkał też na nalepkę. Paniczyk wyraźnie robił to mechanicznie, gdyż etykietka nie była na tyle bogata, by faktycznie trzeba było czytać ją kilka razy. Widniały na niej tylko dwa koślawo zapisane słowa – „arsenic trioxide”. Owszem, nasz paniczyk trzymał na swojej toaletce flakonik z silnie trującym arszenikiem. Butelka miała jednak solidnie wyglądającą zakrętkę, dodatkowo owiniętą sznurkiem. Tymczasem Oleander bawił się szklanym przedmiotem, jak zabawką. Być może najlepszą rozrywką dla niego w tej chwili byłoby dosypanie niewielkiej ilości proszku do herbaty, którą zapewne teraz spożywały nieudolne pokojówki.
– Nie wierzę, że jesteś dobrym malarzem. – wydusił w końcu, nie odrywając wzroku od buteleczki. – Prędzej uwierzę, że tym głupim babom życie niemiłe i chciały sobie ze mnie zażartować. – dodał równie beznamiętnym tonem.
Wciąż wpatrywał się we flakonik, jak gdyby małe, białe kryształki go zahipnotyzowały. Jedynie lekko zmrużył oczy, przez co jego mina wydawała się być jeszcze surowsza. Być może Maurice faktycznie potrafił namalować piękny portret Oleandra, ale sam paniczyk jakoś nadal nie mógł w to uwierzyć.
Godność: Maurice Fellows vel. Leo Wiek: Wizualnie w przedziale 12-14. Rasa: Młody Pisarz Baśń. Lubi: Słodycze; sztukę. Wzrost / waga: 161 cm || 43 kg Aktualny ubiór: - Znaki szczególne: Cały jest szczególny. Pod ręką: Małe farby i pędzle, cukierki w kieszeniach, stara pluszowa żyrafa Moa. SPECJALNE: Mister Lata 2012
Dołączył: 03 Gru 2011 Posty: 89
Wysłany: 16 Październik 2012, 16:28
Nie jednokrotnie chłopiec miał do czynienia z podobnymi sytuacjami, w jaką się powtórnie wpakował. Młodzi, jak i ci starsi, potomkowie dość zamożnych rodów arystokracji często odmawiali współpracy z Leosiem. Młody wygląd nie raz uniemożliwiał mu dogadanie się w sprawie pracy. Najwidoczniej istoty wolały kogoś wyglądającego starzej, bo im doroślejszy, tym większe doświadczenie. W przypadku Maurice'go było ciut inaczej. Chłopczyk w ciągu kilku lat miał styczność z wieloma książkami na temat malarstwa, oraz z masą obrazów, a sam fakt, iż odziedziczył rasę po ojcu, nie matce, było dla niego wielkim plusem. Praktyka nastolatka z plastyką przewyższała nie jednego, utalentowanego i znanego malarza, jednak problem zawsze stanowił jego młodziutki wygląd. Zawsze po kilkuminutowych rozmowach z pracodawcami dochodził do niewielkiego kompromisu. Leo malował obraz, ale za mniejszą cenę, często właśnie taki wychodził. Jednak nie dziwił się im. Młody Baśniopisarz, także by nie powierzył swojego portretu młodej osobie, także by wolał dorosłą postać, która wyglądałaby na doświadczoną, a gdyby już natrafił na takiego przedstawiciela artystów jak on sam, możliwe, że na początku zadał mu kilka pytań, zaś pędzel pozwolił by mu chwycić po krótkim zastanowieniu się. Zerknął ukradkiem na Oleandra i widząc jakim został obdarowanym uśmiechem, popatrzył tylko na swoje trampki, dzięki czemu grzywka zasłaniała mu oczy, które okazywały istny szał. Jednak było mu głupio, za to co powiedział na powitanie. Bo to przecież wielki wstyd pomylić chłopca z dziewczynką, nawet jeśli jest ubrany i wygląda jak przedstawicielka płci pięknej. Leoś też kilka razy został wzięty za panienkę, ale tylko z tyłu, choć i tak to bardzo go zirytowało. Poniekąd wiedział jak może się czuć Porcelanowy. Gdy tylko podniósł głowę, poczochrał szybko swoją grzywkę i jakoś ułożył, w między czasie obserwując czyny Oleandra, przy swojej toaletce. Odgłosy flakoników, były dla niego relaksujące, ponieważ myślał, że chłopczyk zajął się czymś innym. Jednak usłyszawszy irytację w głosie blondyna, serce Maurcie'go zaczęło szybciej bić, przestraszył się osoby w jego wzroście, co było rzadkie.
Sam poniekąd nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Nazwał go smarkaczem, co było dla niego już przesadą. W końcu przypuszczał, że są w tym samym wieku, choć co prawda miał prawo użyć tego sformułowania, w końcu Leoś nie znał jego prawdziwego wieku. Czyżby był starszy niż przypuszczał? Nawet jeśli posiadał szacunek do starszych osób, Oleander wyglądał na jego rówieśnika, przez co Maurice spokojnie mógłby spoliczkować, lub po prostu uderzyć chłopaka. Jednak już zbytnio sobie nagrabił, a zwykłe przepraszam tu nie wystarczyło. Musiał coś wymyślić, coś takiego, aby nadal miał swoją pracę i żeby ich relacja nie była negatywna, bo nie chciał mieć żadnych wrogów. Po raz kolejny rozejrzał się po pokoju chłopaka i zaczął rozmyślać na złagodzeniem ich obecnej sytuacji. Jak się teraz wpakował, to niech się teraz sam wyciągnie. Nie chciał mu prawić żadnych komplementów odnośnie wyglądu, co by było nie na miejscu. Zrobił zamyśloną minę, co wyglądało komicznie, jednakże nie przejmował się tym. Wtem niewidzialna żaróweczka zapaliła się nad jego zielononiebieską czupryną.
- Cóż za piękny pokój, czyżby panicz sam urządzał? - Lekko nacisnął na słowo "panicz", żeby nie wyszło, iż znowu są na ty. Maurice kontynuował swoje małe podlizywanie.
- Nigdy nie widziałem tak oryginalnego i interesującego pokoju. - Spojrzał na Oleandra, po czym nieco cichszym głosem powiedział.
- Takiego miejsca, jak i właściciela, aż grzech nie uwiecznić tego na obrazie. - Odwrócił się aby spojrzeć na drzwi, jednak nadal słuchał słów panicza. Spoglądnął za chłopaka, iż chciał ujrzeć tajemnicze fiolki, którym się tak przyglądał. Czyżby t-trucizny? Nie, to nie możliwe. Zapytał się sam w myślach, a odpowiedź przyszła tak szybko, jak samo pytanie. Wrzosowy Avi na chwilkę wyłonił się z włosów chłopaka, jednak zauważywszy pupila Oleandra z cichym piskiem wskoczył do kieszeni koszuli Leosia.
- Panicz może mi nie wierzyć, lecz przysięgam na swój ród, że malować potrafię, lepiej, niż jeden znany malarz. - Maurice nie był skromy jeśli chodzi o jego talent. Spokojnie mógł się troszkę po przechwalać w tym momencie, ale stwierdził, że to by jeszcze pogorszyło sytuację. Cofnął się kilka kroków, aż do ściany, iż chciał się oprzeć. Mogłoby być ciut niegrzeczne, lecz jego leniwa strona się odezwała, a nogi powoli zaczynały cierpieć. Uśmiechnął się przyjaźnie do Oleandra, z nadzieją w oczach, że jednak przekona jakoś tego małego, poniekąd wybrednego panicza.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 21 Październik 2012, 15:22
Naturalnym jest wskazywanie osoby starszej jako bardziej doświadczonej. Nie dziwota, że Maurice w swojej pracy spotykał się z krytycznymi spojrzeniami. Mimo tak dużych rozbieżności między wiekiem fizycznym, a rzeczywistym w Krainie Luster, wcześniej wspomniane przekonanie nie łatwo było wykorzenić. W tym momencie hipokryzja wręcz biła od postawy Oleandra! Paniczyk zupełnie nie brał pod uwagę, że sam wyglądał jak dziecko i wywyższał się ponad osoby, które na pierwszy rzut oka szło by uznać za jego rówieśników. Dla chłopca to jednak nie miało znaczenia. On, to on! Jemu wszystko wolno, a inni muszą się dostosować. Choć z drugiej strony, czy gdyby Maurice był jemu podobny, zachowałby się w równie infantylny sposób? Czy byłoby w stanie wykazać się tak oburzającym nietaktem wobec wielkiego arystokraty, gdyby miał okazję częściej przebywać w tak wysublimowanym towarzystwie? Zapewne nie. Bazując na owych spostrzeżeniach, paniczyk mógł śmiało wysnuć wniosek, że Leo jest smarkaczem, za jakiego go uważał. Zapewne, gdyby chłopczyna zrealizował swój pomysł spoliczkowania Oleandra za to poniekąd dość trafne określenie, nigdy nie opuściłby już murów tego zamku, a przynajmniej nie za życia. Powinien dziękować opaczności, iż nie obdarzyła Pożeracza Serc mocą telepatii, gdyż i w takim wypadku mógłby zawisnąć na szubienicy za choćby myśl o tak okrutnej zniewadze największego majestatu świata po drugiej stronie lustra. Gdy zielonowłosy w końcu zaczął zachowywać się tak, jak powinien, Oleander aż uniósł brew w geście zdziwienia. Patrzył na niego z niedowierzaniem, ni to się krzywiąc, ni to uśmiechając. Skąd u tego niewychowanego prostaczka tak nagła zmiana? Czyżby wreszcie zdał sobie sprawę, że za jeszcze jedną obrazę panicza może zostać skrócony o głowę? Króliczek przysłuchiwał się z uwagą komplementom, jakimi Maurice nagradzał jego zmysł smaku i oryginalny wystrój komnaty. Na sinych ustach szklanego chłopca zagościł triumfalny uśmieszek.
– Oczywiście, że ja go urządzałem! Czy znasz kogoś innego o równie wyszukanym, co mój, guście, by mógł zaaranżować tak oryginalne wnętrze?
Oleander otrzymał doskonałą okazję, by pochełpić się pięknem swojej komnaty. W jego głosie dźwięczała duma oraz jednoczesne zadowolenie z tego, że ktoś tak nieokrzesany był w stanie dostrzec niezwykłość Królisiowego gustu.
Odstawił flakonik z arszenikiem z powrotem na toaletkę. Można by rzec, że teraz przyglądał się Leo z większą łaską. Spojrzenie panicza nie sprawiało już wrażenia morderczego wzroku Medusy, którego napotkanie mogło zamienić w kamień. Zielonowłosemu chłopcu udało się uratować swój obraz w oczach młodego panicza. Komplementy były tym, co pozwalało na ocalenie od gniewu Oleandra. Młodzieniec uwielbiał wysłuchiwać o swoich przymiotach, z których, oczywiście zdawał sobie sprawę, lecz dodatkowe potwierdzenie nigdy nie szkodziło. Już otwierał usta, by powiedzieć Baśniopisarzowi, że przebacza mu wcześniejsze potknięcia i pozwoli mu dostąpić zaszczytu namalowania jego portretu, jednak przeszkodziło mu jakby nieśmiałe pukanie do drzwi komnaty.
– Wejść. – obwieścił beznamiętnym głosem.
Zza skrzypiących drzwi wyłoniła się drobna kobieca sylwetka – jedna ze służek rodu de Roitelette, o czym świadczył ubiór, jednakże inna niż te, które przyprowadziły Maurice’a do zamku. Wydawała się wyraźnie speszona, wręcz wystraszona. Nie znosiła, gdy to jej przypadało zadanie odwiedzenia komnaty panicza. Kto wie co temu małemu sadyście przyjdzie do głowy.
– Ja... Ja tylko chciałam przypomnieć o umówionym spotkaniu panicza. Powinien panicz zaraz wychodzić, żeby nie kazać gościom czekać. – wydusiła drżącym głosem, po czym zniknęła w ciemnym korytarzu, zatrzaskując za sobą drzwi.
Oleander tylko westchnął, łapiąc się za głowę. Zapomniał. O tak, w ferworze zabaw i przyjemności łatwo było zapomnieć, że ma też obowiązki, od których nie może się wymigiwać. Czymś takim były właśnie biznesowe spotkania, do których wiecznie był zmuszany, a z których nie wyciągał absolutnie nic, gdyż przez większość czasu uciekał myślami do krainy własnych marzeń.
– Wygląda na to, że z pracy tak czy siak nici. Moja służba wie, gdzie cię szukać, więc jeżeli zdecyduję się na twoje usługi, każę po ciebie posłać. A tymczasem wybacz, ale spieszno mi na spotkanie. Przyślę kogoś, żeby odprowadził cię do wyjścia.
Nim opuścił komnatę, dotarło do niego, iż pojawienie się na ponoć ważnym zebraniu w sukience mogłoby zostać źle odebrane. Miał wystarczająco dużo zatargów z rodziną, by dokładać do tego kazania na temat stosownego i niestosownego ubioru dla młodzieńca w jego wieku. Złapał więc jeden z kompletów ubrań wcześniej rzuconych na krzesło przy toaletce, po czym zniknął za drzwiami. Nim całkiem oddalił się od pokoju, dało się słyszeć jak krzyczy do służby, by odprowadzili malarza-dzieciaka do wyjścia i przy okazji pozbierali jego ubrania, bo będzie się przebierać w biegu.
Godność: Maurice Fellows vel. Leo Wiek: Wizualnie w przedziale 12-14. Rasa: Młody Pisarz Baśń. Lubi: Słodycze; sztukę. Wzrost / waga: 161 cm || 43 kg Aktualny ubiór: - Znaki szczególne: Cały jest szczególny. Pod ręką: Małe farby i pędzle, cukierki w kieszeniach, stara pluszowa żyrafa Moa. SPECJALNE: Mister Lata 2012
Dołączył: 03 Gru 2011 Posty: 89
Wysłany: 3 Luty 2013, 16:35
Kiedy Maurice usłyszał pukanie do pokoju, jego mała towarzyszka zatrzęsła się ze strachu. Nie dziwił jej się, nigdy nie znajdowała się w takim upiornym, a zarazem ( przynajmniej dla Leosia ) fascynującym miejscu. Wrzosowy Avi swoje całe życie spędził z dala od tego typu miejsc. Chciał ją po jakoś uspokoić, tak by Oleander nie spostrzegł, że chłopak gada do swoich włosów, co by było bynajmniej dziwne. Jednak ptak poszedł w zapomnienie, gdy u progu drzwi pojawiła się służka. Był najwidoczniej zdziwiony, dlaczego tak się jąka, dlaczego się bała. Maurice najwyraźniej zapomniał o tym jak sam został skrytykowany przez Olka. Usłyszawszy co dziewczyna mówi, zrozumiał, że długo już tu nie zawita. Skierował się w stronę młodego panicza, w momencie zniknięcia kobiety. Skinął głową na jego słowa, choć w środku świętował niewielkie dla niego zwycięstwo.
-Jak najbardziej dziękuję paniczowi. Z wielką przyjemnością będę wyczekiwał na służbę panicza. - Uśmiechnął się przyjaźnie do blondyna. Jak tylko służki po niego przyszły i znowu wpakowały go do tego czarnego powozu. Dopiero w połowie drogi przypomniał sobie, że się nie pożegnał. Jednak po chwili stwierdził, że to nieistotne, książka na niego czekała. Nieco w lepszym humorze, pogłaskał śpiącą Roulette na jego kolanach. z/t
_________________
Memory [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 15 Luty 2014, 21:01
Myślała że spokojnie dotrze do miasta, a jednak myliła się i to bardzo. Ogólnie podróż się wlekła, ale Memo nie sądziła że do obiadu coś jej dodadzą. I tak już była zła że dostała najmniej ze wszystkich podróżników, a do tego miała przypalone ziemniaki. Skandal i tyle! No ale była głodna więc z trudem przełykała każdy kęs. Do tego jej roztrzepane, różowe włosy ciągle leciały jej na twarz co dawało jeszcze większe wzburzenie młodej damy. W końcu kiedy zjadła wszystko, usiadła na trawie i czekała aż wszyscy załadują potrzebne rzeczy do wozu. No bo niby ona miałaby im pomóc. Ha! Śmiechu warte. Memo nigdy nie ruszyłaby się żeby komuś pomóc, w przeciwieństwie do Josphine, która by już dawno latała za wszystkimi i jak głupia pomagała. Memory odgarnęła włosy za ucho i spojrzała na słońce. Było około południa. Gdzieś tak za kilka godzin będą w mieście. Odetchnęła z ulgą. Myślała że wszystko będzie dobrze, ale niestety myliła się. W pewnym momencie zaczęło się je kręci w głowie. Na początku myślała że to przez słońce, ale później zorientowała się że dodano jej coś do tego obrzydliwego żarcia. Chwiejnym krokiem wstała i ruszyła w stronę tych wieśniaków. Chciała wyjaśniania. Oczywiście wcześniej poleciały w ich stronę nieprzyjemne słowa, no i drobne pięści Memory. A tak bardzo chciała im przywalić, no. Jeden z wysokich i umięśnionych mężczyzn złapał dziewczynę za ramię, a ta niespodziewanie z podwiązki wyjęła sztylet i odcięła mu rękę. Owy facet krzyknął i drugą ręką przyłożył Memo w twarz, z pięści oczywiście. Ta śmiejąc się jeszcze z trudem wstała i próbowała uciec. Ale wystarczyło kilka kroków dalej aby dziewczyna zsunęła się na ziemie. A obraz zniknął.
Dziewczyna obudziła się związana w jakimś pomieszczeniu. Tym razem Memo nie chciała odpuścić choć Jose krzyczała: „Najważniejszy w takich sytuacjach jest spokój!”. Ale nasze małe narwane stworzonko nie chciało słuchać. Nawet związana turlała się po dywanie. Na pewno z daleka wygląda to naprawdę komicznie, ale Memory nie poddawała się. Podturlałą się pod drzwi gdzie zauważyła owego faceta bez ręki, który rozmawiał z jakimś drogo ubranym mężczyzną. Memo nie mogła uwierzyć w to co widzi. Czy on ją sprzedaje!? Memory przygryzła dolną wargę żeby nie krzyczeć. Spróbowała ze spokojem przeanalizować sytuacje w jakiej się znalazła. I jak na złość jej kłaki znów spadły jej na twarz uniemożliwiając jej zobaczenie wszystkiego. Zaczęła w nie dmuchać żeby wróciły na swoje miejsce. Dobra, po minucie miała dość dobry widok na tych dwóch zbrodniarzy, o. Zobaczyła jak ten drogo ubrany facet daje temu wieśniakowi bez ręki dwa worki pieniędzy. Memory była oburzona. Moje życie jest warte jakieś marne dwa worki pieniędzy, co? Zamartwiała się. W końcu podeszli do niej jacyś mężczyźni, lokaje… Tak to byli lokaje i zanieśli Memo do wyraźnie droższego powozu. Jechali dość długo, ale kiedy dotarli na miejsce dziewczyna nie mogła uwierzyć. Obaj mężczyźni wnieśli ją do przepięknej rezydencji. Na początku myślała że to ona ma być królową w tym pałacu, ale szybko się przekonała ze się myli. Lokaje rzucili ja na podłogę, a ten drożej ubrany koleś przywołał do siebie służki.
-Odziejcie w coś ładnego to dziewczę, wykąpcie i ułóżcie włosy jakoś. A potem oddajcie ją Paniczowi, ona jest teraz jego własnością.
Jak to tylko Memo to usłyszała to chciała wydrapać mężczyźnie oczy i rzucić jego ciało na pożarcie trollom. Czyjaś własność? Śmieszne. Naprawdę. Dziewczyna popatrzyła na pokorne służące, które zabrały ją do łazienki. Wsadziły Memo do łazienki, rozebrały ją, zabrały jej stare rzeczy, zostawiły nowe i przygotowały kąpiel, a potem zamknęły drzwi na klucz. Przed tym oczywiście powiadomiły szanownie Memory że jeśli się nie wykąpie w przeciągu 20 minut i się nie ubierze to nago wystawia ją na dwór. Chyba każdy normalny człowiek zrobiłby wszystko żeby do takiej sytuacji nie doszło. Memory szybko weszła do wanny i wykąpała się. Na szczęście nie miała śladu po uderzeniu wieśniaka. Równie szybko ubrała się w dziwną lolicią sukieneczkę z koronkami, falbankami i innymi dodatkami.
-Wyglądam jak klaun!- krzyknęła patrząc w lustro.
W pewnym momencie wleciały do pomieszczenia służące, które związały dziewczynie włosy w warkocza i przyozdobiły kwiatkami. A Memo jak zwykle patrzyła w lustro dziwiąc się że jeszcze nie dostała zawału. Wyglądała jak klaun, lalka bez jakiegokolwiek zdania w swoim życiu.
-Spokojnie nie będziesz musiała tak wyglądać- powiedziała w stronę Memo jedna z służek widząc jej grymas na twarzy- to znaczy się… Będziesz jak my wszystkie ubrana. No chyba że panicz zechce inaczej.
Memory jej nie odpowiedziała. Wyraźnie jej ulżyło. „Jeśli wszystko będzie zależało od tego bachora to w takim razie jeśli zniechęcę go do siebie to on mnie wyrzuci i będę wolna”- myślała Memory kiedy inne dziewczyny biegały wokół niej mówiąc jak ma się zachować przy paniczu, a nawet pokazały jak ma chodzić. Dla Memo to wszystko było takie delikatne. Przez to wszystko wyglądała na kruchą, niewinną dziewczynę. No bo przecież to ciało Jose, która taka jest. Dały jej chwilę żeby się z tym oswoiła i szybko zabrały ją przed komnatę. I wprowadziły do środka. Nie wiedząc co zrobić dziewczyna stała na środku pokoju patrząc w podłogę. Szczerze? Bała się tego dziecka, które na nią prawdopodobnie teraz spogląda. „Memory, słuchaj. Ten chłopak to nasza jedyna szansa na przetrwanie, w jego rezydencji jest pewnie dużo takich jak my, trzymajmy się na uboczu i wykonujmy wszystkie polecenia… A przeżyjemy.”-dodała Jose wyraźnie rozbawiona całą sytuacją. Pierwszy raz widziała żeby Memory była tak posłuszna i bała się komuś bezczelnie spojrzeć w oczy.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 28 Luty 2014, 22:29
Chłopak próbował skupić się na dokumentach, jednak litery i cyfry perfidnie układały się zlepek niezrozumiałych, nudnych słów, przyprawiając go o ból głowy. Czemu nie mógłby poczytać dobrej książki zamiast tego? Miał już serdecznie dość papierzysk i obowiązków, jednak wiedział, że wszyscy tylko na to czekają – aż stwierdzi, że jego nowa pozycja go przerosła i podda się. Ich niedoczekanie! Wzdychając ciężko, spróbował skupić się na pseudoprofesjonalnym bełkocie, w jakim zwykle spisuje się dokumenty. Nigdy nie rozumiał po cóż tak utrudniać sobie życie. Zmrużył oczy i przysunął twarz bliżej kartki, jakby miało to w czymś pomóc.
– Do tego przydałby się tłumacz... – stwierdził z irytacją w głosie, zadzierając głowę do góry.
Sufit wydawał się mu bez porównania bardziej interesujący, niż wszystkie te dokumenty, które musiał przestudiować, zrozumieć i niektóre z nich podpisać. Kontemplację kształtu żyrandola przerwało Oleandrowi pukanie do drzwi.
– Wejść – warknął.
Do gabinetu nieśmiało weszła służąca.
– Najmocniej przepraszam, że panu przeszkadzam. Widzę, że jest pan zajęty... – zaczęła.
Choć Oleander faktycznie wyglądał na zniecierpliwionego i zirytowanego, że ktoś mu przeszkadza, w rzeczywistości dziękował niebiosom za wybawienie od najnudniejszej czynności, jaką kiedykolwiek przyszło mu wykonywać. Im dłużej nie będzie musiał siedzieć nad papierami, tym lepiej. Tak więc, choć z kwaśną miną, słuchał uważnie tego, co miała mu do powiedzenia służąca.
– Przywieziono dla pana prezent. Czeka w pańskiej komnacie.
– Ach tak, pamiętam. Zaraz! Dlaczego w komnacie? Czemu nie przyniesiono go tutaj?
Służąca speszyła się, wyraźnie nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
– Na litość boską, czemu prawie wszyscy służący to takie niekompetentne imbecyle? – westchnął. – Powinni dostarczyć prezent tam, gdzie obecnie przebywam. No trudno. Zaraz przyjdę.
Oleander machnął ręką na służkę, dając znak, że może odejść. Ta skłoniła się i pospiesznie wyszła, zamykając za sobą drzwi. Chłopak przeciągnął się i powoli wstał z krzesła. Ostatnio coś słyszał o tym, że jeden z rodów podlegających jego rodzinie chciał podarować mu jakiś prezent, by podkreślić swoją lojalność. Dóbr materialnych nigdy za wiele, więc młodzian z chęcią zgodził się przyjąć podarunek, pomimo że nie miał bladego pojęcia co to będzie. Może jakieś egzotyczne zwierzę albo złoto i kamienie szlachetne? Tak, to byłyby dobre prezenty dla mnie – skomentował w myślach.
Klął pod nosem na niekompetencję służących, przez którą musiał schodzić na sam dół, do swojej komnaty. Pod drzwiami krzątało się kilka służek. Były tak zajęte nerwowym szeptaniem między sobą, że z początku nawet go nie zauważyły.
– Już jestem.
Służące niemal podskoczyły i od razu zaczęły przepraszać Oleandra, że musiał się fatygować oraz zapewniać, że prezent z całą pewnością przypadnie mu do gustu. Chłopak wszedł w głąb pokoju i rozejrzał się. Oczekiwał skrzyni ze skarbem, a zobaczył tylko dziewczynę o różowych włosach.
– I gdzie ten prezent? – spytał jednej ze służek. – To... ona?
Służąca przytaknęła.
Oleander westchnął. Splótł ręce na piersi i okrążył dziewczynę, przyglądając się jej krytycznym okiem.
– I to jest ta „wspaniała niespodzianka”? Jedną taką już kiedyś dostałem i jest bezużyteczna. Umie coś chociaż? – powiedział beznamiętnie, z grymasem rozczarowania na twarzy.
Chłopak nie miał zbyt dobrego zdania o służbie, jakiejkolwiek. Rzadko kiedy trafiał mu się wyjątkowy egzemplarz, który należycie wykonywał swoją pracę i udawało mu się nie rozzłościć Oleandra. Może przysłali mi najlepszą służącą, jaką znaleźli? Może wreszcie kogoś kompetentnego?
ADMIN NA URLOPIE. W razie problemów, proszę kontaktować się z Tykiem i Mari.
Memory [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 1 Marzec 2014, 22:15
Cała ta sytuacja była bardzo dziwna, jeszcze parę godzin temu była przekonana że zacznie nowe życie, lepsze życie. A tu proszę, została porwana i jeszcze sprzedana, na domiar złego, mianowana służącą jakiegoś chłopaka. Po prostu świetnie.
Powoli rozglądała się po pokoju, póki był pusty. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to żyrandol, a na nim- o zgrozo- powieszone maskotki. Dziewczyna odruchowo zakryła usta dłońmi żeby nie krzyknąć. Miała mieszane myśli, i jednocześnie nadzieje że tego samego nie robi z służbą. Powoli spuściła ręce wzdłuż ciała i wlepiła swoje oczy w podłogę. Dokładnie w tym samym momencie drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do komnaty. Wstrzymała oddech. A potem usłyszała głos… tak to chyba chłopak, chociaż bardziej dziecko. Usłyszała podirytowanie w głosie chłopaka i nawet nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć że jest on niezadowolony. Jeszcze nikt nigdy nie był tak rozczarowany na jej widok. Westchnęła głośno, kiedy chłopak ją obserwował. Czuła na sobie jego wzrok. Najchętniej Memory dawno skoczyłaby do tego dziecka i wygarnęła mu co przeżyła przez to że ktoś mu chciał podarować prezent. A on jest jeszcze niezadowolony.
Dziewczyna zacisnęła swoje drobne dłonie w piąstki i dość bezczelnym tonem zwróciła się do chłopca:
-Tak umiem wiele rzeczy, dla twojej szanownej wiadomości, Paniczu.
Z naciskiem na słowo „Paniczu”. Dziewczyna była wprost oburzona zachowaniem innych służek. Dlaczego one tak się go bały, co prawda to prawda, te maskotki na żyrandolu i trucizny też ją przeraziły, ale… No bez przesady to tylko dziecko. Już trochę odważniej popatrzyła na osobę, która od dziś miała jej dawać polecenia. Chłopak wydał się Memo bardzo podobny do dziewczyny. Zwłaszcza jego delikatne rysy twarz. Niezbyt długo patrzyła na Panicza, ponieważ bardziej spodobał jej się jego pokój, był naprawdę duży. Nawet się nie zorientowała kiedy stanęła koło szafki przy łóżku i zaczęła oglądać różne mikstury, które okazały się być truciznami. „Ciekawe, po co mu te wszystkie…”- pomyślała Josephine kiedy zorientowała się że Memo próbuje wziąć do ręki jedną z trucizn. W porę zdołała przejąć kontrolę nad ciałem, a Memory odesłała do swojej podświadomości. Próbowała jakoś szybko zorientować się w sytuacji. Przeklęła w myślach, bo zobaczyła że Memo ominęła chłopca tak jakby go nie było. Jose przełknęła ślinę i obróciła się w stronę panicza. Nie wiedziała co ma powiedzieć, no bo proszę… Jaka normalna dziewczyna omija swojego nowego „pana” i idzie sobie oglądać trucizny. Obie mogły prawdopodobnie dostać za to co zrobiła Memo. Nie wiedziała jak się z tego wytłumaczyć. „Co mam mu powiedzieć, Memory?!”. „Powiedz że bardzo zainteresowały Cię te jego trucizny, tylko się nie jąkaj i nie przepraszaj”.
- Masz bardzo ciekawe zainteresowania. Swojego czasu też interesowałam się truciznami i różnymi innymi miksturami- powiedziała.
I przeniosła swój wzrok na owe trucizny. Próbowała być pewna siebie… Ba! Tą sztuczną pewnością siebie próbowała jakoś zatuszować swój strach. Gdyby nie to że jej rączki mocno ściskały rąbek sukienki to trzęsłaby się jak jeleń podczas sezonu na polowanie. „Bardzo dobrze, a teraz się uśmiechnij i pokarz że jego stanowisko nie robi na tobie dużego wrażenia i że traktujesz go jak… równego sobie. Tylko szkoda że jest troszkę wyższy, popatrzyłabym sobie na niego z góry!”. Tym razem Jose zignorowała Memory, bo to już byłby szczyt bezczelności, teraz starała się być miła i posłuszna. Miała nadzieje że szybko to spotkanie się skończy i będzie mogła pójść do kuchni albo zająć się jakąś inną pracą. Ogółem różne prace odprężały Josephine, a rozmowy stresowały.
Wracając… Dziewczyna patrzyła się przed siebie jednocześnie czekając na odpowiedź, panicza.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 2 Marzec 2014, 02:17
Gdyby tylko chłopak wiedział, że Memory właśnie w swoich myślach nazwała go „bachorem”, zapewne dołożyłby wszelkich starań, by zginęła w okrutnych męczarniach. Ostatecznie, ona sama wyglądała przecież na niewiele starszą od niego. Na swoje szczęście, nie była wyższa. Tego młodzian wprost nie mógł zdzierżyć – jakim prawem jakaś durna pannica urosła więcej, niż Oleander de Roitelette! To on powinien spoglądać z góry na wszystkie te mierne, bezużyteczne istoty, niegodne choćby wypowiadania jego imienia.
Słysząc słowa Memory, spojrzał na nią groźnie, jednak już po chwili rozpromienił się i zwrócił do niej z uśmiechem:
– To wspaniale! Gotowanie? Parzenie herbaty? Szycie? – Oleander zignorował nutę bezczelności pobrzmiewającą w głosie dziewczyny, a przynajmniej takie starał się sprawiać wrażenie. – A może... inne rzeczy? – uśmiechnął się wrednie, nie pozostawiając złudzeń co do tego, jakie „inne rzeczy” miał na myśli.
Podszedł bliżej do dziewczyny i ujął w palce pukiel jej włosów.
– Nie znoszę różu, ale nie licząc tego mankamentu, jesteś całkiem ładna. Chyba nie miałbym nic przeciwko, gdybyś potwierdziła ostatnią opcję.
Pozwolił, żeby włosy dziewczyny powoli zsunęły się z jego dłoni.
Oleandrowi nie spodobało się to, jak dziewczyna go niemalże zignorowała. Przez moment walczył z przemożną chęcią uderzenia jej, brutalnego uświadomienia z kim ma do czynienia. Ostatecznie miast tego uśmiechnął się złowieszczo i stanął przy toaletce, obok Memory. Odwrócił wzrok na służące.
– Możecie odejść. Na razie – rzucił oschle.
Służki skłoniły się i bez słowa opuściły komnatę. Oleander został sam na sam z dziewczyną.
– Oczywiście! Moje zainteresowania nie mogą być inne, jak tylko ciekawe.
Chłopak zaczął przebierać w buteleczkach z trucizną. W końcu znalazł tę, której szukał i zamachał nią przed nosem Memory.
– To jedna z moich ulubionych. Pewnie o niej słyszałaś, skoro interesowały cię trucizny. Działa niemal natychmiast i to z piorunującym efektem. To zabawne, tak patrzeć na ludzi wijących się z bólu, próbujących krzyczeć, dławiąc się własną krwią. Posoka wypływająca ze wszystkich otworów ciała jest trochę odrażająca, ale na swój sposób wygląda komicznie. Miłe widowisko.
Odstawił buteleczkę na jej miejsce na blacie, uprzednio wycierając o koszulę, tak, jakby samo spojrzenie gościa mogło ją ubrudzić.
– Może kiedyś pozwolę ci uczestniczyć wraz ze mną w ostatnich chwilach życia jednego z tych bezużytecznych śmieci, pardon, służby. – Ostatnie słowo wymówił z wyraźną drwiną. – To z jakiej perspektywy będziesz oglądać, zależy od ciebie. Przynajmniej w większości. Tak czy inaczej, postaraj się. Kto wie, może to właśnie ty zmienisz moje złe zdanie o tych popychadłach? – powiedział, klepiąc dziewczynę po ramieniu.
Słowa te mogły brzmieć wręcz groteskowo w ustach kogoś, kto wyglądem przypominał bardziej porcelanową lalkę, niż okrutnego tyrana. Faktem było jednak, że Oleandra obawiała się większość osób, która doświadczyła zaszczytu słyszenia o nim. W szczególności służba, z którą nie zwykł obchodzić się zbyt delikatnie. Większość z nich została mu oddana, sprzedana lub przyszła skamląc o kawałek chleba. Nie mieli rodziny ani nikogo, kto upomniałby się o nich, zaś młody pan lubił sadystyczne eksperymenty na tych, którzy jego zdaniem nie służyli mu dość dobrze. Uwielbiał oglądać strach malujący się na ich twarzach, speszone spojrzenia i łamiący się głos, gdy błagali go o wybaczenie za każdą błahostkę. Władza nad ludzkim życiem była tym, co szczerze uwielbiał. Świadomość, że czyjeś istnienie zależy wyłącznie od jednego jego słowa czy gestu. Oleander był niczym bomba, gotowa w każdej chwili wybuchnąć, okaleczyć lub zabić za najmniejsze przewinienie czy błąd, który w jego oczach będzie niedopuszczalny dla służącego.
– Masz jakieś imię? Mniemam, że ja nie muszę się przedstawiać.
ADMIN NA URLOPIE. W razie problemów, proszę kontaktować się z Tykiem i Mari.
Memory [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 2 Marzec 2014, 22:11
Kiedy chłopak dotykał włosów Josephine, dziewczyna wstrzymała oddech. Zupełnie jakby właśnie młody panicz przystawił jej nóż do szyi. Jednocześnie trzymała w umyślę Memory, która po usłyszeniu słów Oleandra była straszliwie wkurzona. Chętnie wyszłaby ze swojego ciała i udusiła chłopca na miejscu (Bo przecież jak on w ogóle śmie dotykać mnie, Memory. Skandal!- krzyczała od czasu do czasu w głowie Jose), ale spokojnie Jose okazała się spokojniejsza i zupełnie zignorowała wzmiankę o „innych rzeczach”. Ale jak zawsze Memory też ma swoje zdanie… I lepiej żebym nie mówiła co powiedziała kiedy usłyszała co gada chłopak. Powiem tak, wpadła w czysty obłęd. A biedna Josephine próbowała w głowie zatrzymać to tornado złości i gniewu.
-Potrafię gotować, szyć, zajmować sie ogrodem, czytać oraz pisać. A herbatka to dla mnie pikuś- powiedziała i odgarnęła włosy do tyłu- Mi się akurat moje włosy bardzo podobają. To już twój problemem.
Ostatnie zdanie powiedziała bardzo cicho. Bała się że to usłyszy.
Potem słuchała jak zafascynowany chłopak opowiada o swojej truciźnie. Dziewczyna otworzyła swoje oczy tak szeroko jak tylko potrafiła, przemawiała przez nie niechęć i strach. Przecież to niehumanitarne. Zabijać dla kaprysu. Nie czuła się jakby rozmawiała z dzieckiem, czuła się jakby rozmawiała z diabłem. Pasowało do Oleandra określenie „wilk w owczej skórze”. Przynajmniej tak poukładała to sobie w główce Jose.
Kiedy chłopak poklepał ją na ramieniu ocknęła się ze swoich rozmyślań.
-Może…- powtórzyła.
„Zmieni zdanie. Jasne… O boże jak pozna Memory to nas wyrzuci… Co ja mówię on nas zabije, tutaj.”-pomyślała Josephine. No daj spokój... Jak go zabijemy pierwsze, to nikt nas nie będzie ścigać czy potępiać… Ba! Oni postawią nam pomnik za wybawienie ich z piekła”- powiedziała perfidnie Memo.
- Nazywam się Mem… Josephine, paniczu- odpowiedziała, po czym zamyśliła się i kontynuowała- Niestety inne służące nie powiedziały mi jak masz na imię.
To była prawda. Wszystko działo się w pośpiechu. Niewiadomo dlaczego. A do tego gorset, który założyła jej jedna z służek był za mocno ściśnięty i Josephine czuła że zaraz wyzionie ducha. Chętnie by sobie go poluzowała, ale w obecności tego chłopaka… O nie! Nigdy. Odetchnęła kilka razy. Było jej naprawdę niewygodnie chętnie by usiadła. No i tym samym momencie, bezczelnie, usadowiła się na prywatnym łóżku Oleandra. Memory zaczęła chichotać w głowie Jose, bo nie wierzyła własnym oczom. Ta bezpieczna, uległa pannica wreszcie zrobiła coś co… Może się skończyć dla nich źle.
-Najmocniej przepraszam, ale zmęczyłam się… drogą, do pańskiej rezydencji- powiedziała mając nadzieje że jej uwierzy.
W końcu nie wypadałoby powiedzieć że ciśnie ją gorset. Jak to w ogóle brzmi.
Dziewczyna znowu odgarnęła swoje niesforne kłaki na bok. Nienawidziła tego że co by nie zrobiła te i tak lecą jej na twarz. To było naprawdę denerwujące. Była zmęczona tą całą sytuacją i jeszcze podenerwowana. Ale broń boże nie pokazywała tego Oleandrowi. Jeszcze by pomyślał że te wszystkie miny są w jego stronę, a nie w stronę jej drugiej (denerwującej) osobowości, która w tym momencie śmiała się z Jose i jej niewytrzymałości. No ale cóż. Josephine nigdy nie była jakoś specjalnie wysportowana. Ba! Ona nienawidziła sportu… Wolała siedzieć w domu i przeczytać książkę lub pobawić się z kotami, których u niej w domu było dużo. Tęskniła za domem, ale nie mogła teraz nic zrobić, bezsilność doprowadzała ją do większej depresji i w tym właśnie momencie władzę nad ciałem przejęła Memory, która zaczęła się głośno śmiać. Tak, pewnie wyglądało to dziwnie. Na początku zmęczona siada, bezczelnie, na łóżku, a potem zaczyna się serdecznie śmiać.
Karciana Szajka: Król Godność: Lord Oleander de Roitelette Wiek: Od dawna jest dorosły, choć wciąż wygląda na 16 lat. Lubi: Siebie, władzę, swoje bestie, wszystko co krwawe i potworne Nie lubi: Mleka, a fe! Wzrost / waga: 160 cm czystego zła! (+ 4 cm dzięki butom) / Lekka niedowaga Aktualny ubiór: Beżowa koszula, brązowy krawat z przyczepioną kościaną broszą, czarne spodnie, wysokie skórzane buty zapinane na klamry i ozdobione z przodu króliczymi czaszkami, długi, czarny płaszcz. Do tego klasyczny, czarny kapelusz z doczepionym niewielkim ptasim szkieletem oraz kartą Króla Pik. Znaki szczególne: Androgyniczna uroda, dwubarwność tęczówki i ledwie widoczne źrenice Bestia: Yūrei – Morita, Eques – Pan Jednorożek, Noaliks – Christo, Avi – Dolly Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Duszy, Kłamstwożerca SPECJALNE: Administrator-Zombie, Grafik | Maskotka Forum
Dołączył: 25 Lis 2010 Posty: 2309
Wysłany: 3 Marzec 2014, 00:17
– To dobrze, że potrafisz zaakceptować swoje niedoskonałości – skwitował.
Na szczęście dziewczyny, Oleander nie usłyszał ostatniego zdania, choć i tak wyraźnie nie podobał mu się ton, w jakim zwraca się do niego, bądź co bądź, jego własność. Po głosie, postawie i wyrazie jego twarzy było to widać doskonale. Uśmiech był sztuczny, ruchy sztywne, a z oczu niemal zionęło rozdrażnienie. Chłopak widział, że dziewczyna jest zdenerwowana, jednak w jej słowach pobrzmiewało za wiele resztek pewności siebie, a za mało uwielbienia dla nowego pana.
– Głupie, bezużyteczne ladacznice! Bardziej nadawałyby się na jedzenie dla moich bestii, niż służbę – pokręcił głową słysząc, że służące nawet nie raczyły przedstawić go z imienia. – Tak, to właśnie z nimi zrobię. Każę przerobić na cholerną karmę. Morita będzie uszczęśliwiona. Ostatnio rozsmakowała się w ludzkim mięsie – mamrotał pod nosem, bardziej do siebie, niż to dziewczyny, wpatrując się gniewnie w podłogę.
Na dźwięk tych słów, zbudził się nikt inny, jak właśnie Morita – poczciwy pupil Oleandra, drzemiący za dnia pod jego łożem. Spomiędzy fałd kołdry łypnęło kryształowe oko, jednak ciężko było dostrzec to mrugnięcie. Nawet chłopak nie zwrócił na nie uwagi. Potwór liczył na przekąskę, jednak z rozczarowaniem zauważył, że jego właściciel nie trzyma w rękach żadnego przysmaku.
Po chwili gromienia posadzki spojrzeniem, młodzian podniósł wzrok, uśmiechnął się i zwrócił do gościa:
– Jestem Oleander – głowa rodu Roitelette – przedstawił się z dumą. – Z pewnością o nas słyszałaś. Jesteśmy znani w całej Krainie Luster. – Nie wspomniał, że głównie z wyjątkowego okrucieństwa, choć tego Memory mogła domyślić się sama.
Oleander z niedowierzaniem patrzył, jak dziewczyna siada na jego łóżku. Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, jaka jest blada i to bledsza, niż przeciętny Szklany Człowiek.
– Ciężko oddychasz. Jesteś chora? Liczę, że jednak nie. Podarowanie mi chorego prezentu byłoby potwarzą.
Zamiast odpowiedzi, usłyszał obłąkańczy śmiech dziewczyny. Uniósł brew w geście zdziwienia. Zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewał. Był zupełnie zdezorientowany. Nie sądził też, że jego gość będzie na tyle zuchwały, że bez pozwolenia rozsiądzie się na jego łożu. Czyżby Memory jeszcze nie zrozumiała czym grozi nieodpowiednie zachowanie wobec jej pana? Pierwszym, co przyszło młodzianowi do głowy, było prawdopodobieństwo posiadania przez jego nową służkę poważnych problemów psychicznych. Choć nie byłaby to dobra wiadomość (szczególnie dla Memory, która byłaby narażona na jeszcze gorsze traktowanie), Oleander zdecydowanie wolał ten typ chorób, niż zakażenia wirusowe i bakteryjne, którymi mógłby się zarazić.
– Cóż... Choroby psychiczne ciężko zdiagnozować laikom, więc może jednak im wybaczę. W takim wypadku jednak nieodpowiedzialnością z mojej strony byłoby dobrowolne dopuszczenie cię do podawanego mi jedzenia i napojów lub dawanie do ręki ostrych przedmiotów nawet, jeżeli są to jedynie igły. Będzie trzeba ci znaleźć inne zajęcie. Mam chyba nawet pewien pomysł – powiedział ze stoickim spokojem, po czym nachylił się nad gościem. – Skoro już wprosiłaś się na moje łoże, to może zaczniesz od razu? Na pewno wykrzeszesz z siebie jeszcze trochę sił – dodał z perfidnym uśmieszkiem, opierając się jedną ręką o łóżko.
Wtem dało się usłyszeć charkot dochodzący spod łoża. Oleander nawet nie drgnął, kiedy za jego plecami ogromny cień formował się w zwierzęcopodobny kształt – postawa ciała sugerowałaby wilka lub innego psowatego, jednak jego uszy były długie, jak u zająca, a całości upiornego wyglądu dopełniały oczy wyglądające zupełnie, niczym kamienie szlachetne.
– Siad – warknął chłopak. Była to zdecydowanie nienajlepsza chwila dla Mority na przerwanie swojej drzemki.
Bestia posłusznie usiadła obok swojego pana i zamerdała wesoło ogonem zwieńczonym podłużnym, ząbkowanym ostrzem.
– A może wolałabyś zostać jej zabawką? – zapytał, ruchem wskazując głowy na Moritę. – Na pewno się ucieszy, choć szkoda byłoby tej ładnej buzi... i reszty. Obeszłaby się z nimi mniej delikatnie, niż ja. – Oleander uśmiechał się jeszcze wredniej, niż dotychczas.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!