• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Cukierkowa Ulica » "Zaciszny Kącik"
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 13 Styczeń 2015, 21:01   

    Zamaskowani ludzie często wzbudzają zainteresowanie. Maska, która ma ukryć ich tożsamość sprawia, że wszyscy chcą ją zdobyć, choć normalnie przeszliby wobec tej samej osoby obojętnie. Może właśnie to był powód, dla osoba, która przekroczyła drzwi tego "kąta" ściągnęła uprzednio noszoną na twarzy kwadratową maskę karnawałową i schowała ją pod pelerynką. Nie oznacza to, że postać przestała się rzucać w oczy. Ubrana w czerwony strój, niczym hiszpańska inkwizycja z tego samego koloru szerokim kapeluszem była bardzo charakterystyczna, choć w Krainie Luster wcale nie budziła takiego zainteresowania jakie wywołałaby w Świece Ludzi. Był to w końcu zwyczajny kapelusznik, który wpadł do Zacisznego Kącika się czegoś napić.
    To znaczy wszystko by na to wskazywało, gdyby ten człowiek nie zatrzymał się w drzwiach rozglądając się na wszystkie strony, jakby w poszukiwaniu kogoś.
    Oczywiście Czarna Róża, gdyby chciała marnować swój cenny czas i poświęcać przybyszowi kilka spojrzeń mogłaby stwierdzić, że wygląda nawet znajomo. Oczywiście czy oznacza to, że powinna się tym przejmować? Wielka Czarna Róża zna na pewno bardzo dużo kapeluszników i przedstawicieli wszystkich innych ras i nie powinna się przejmować przeczuciem. To na pewno nie ONI! Bo Oni to wcale nie jakaś Oni, tylko ONI czyli grupa Onych, których nikt nie zna.
    _________________

    *****




    Mieszkaniec Szkarłatnej Otchłani

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Czarna Róża
    Godność: Madeline Dark Wind.
    Wiek: 18-20.
    Rasa: Cień - rzecz jasna.~ x3
    Wzrost / waga: 163 /
    Aktualny ubiór: Sukienka balowa- czarna, maska, wysokie buty.
    Znaki szczególne: Ona jet cała szczagólna.~ x3
    Pan / Sługa: Sob? w?ada? nie da. x3 | Ci?gutek do spraw specjalnych. x3 Maskotka Noah.
    Pod ręką: Tencio, kosa, bandaże, czarna torebka z potrzebnymi rzeczami i... nutka tajemnicy, czyli maska.~ x3
    Stan zdrowia: Głęboka rana w nodze zrobiona paznokciami.
    SPECJALNE: Główny spiker w SpectroFM | Miss Spectrofobii 2011
    Dołączył: 01 Gru 2010
    Posty: 545
    Wysłany: 13 Styczeń 2015, 21:58   

    Widać, że autor Rise’a nie jest kobietą, skoro zdziwiło go tak bardzo, że można długo rozmawiać o jedzeniu… No bez żartów! Przecież każdy wie, że jedzenie to najwspanialszy temat na dłuższe pogadanki! No przynajmniej każda mądra kobieta, jak to z tymi mężczyznami jest to naprawdę nie wiadomo. Z nimi to NIGDY nie wiadomo. Wszyscy tylko narzekają jak to kobiety wahania nastrojów mają, jak to płaczliwe są… Ale co z tego? Z mężczyzną to nie wiesz czy będzie płaczliwy czy nie, czy będzie gadać dużo o jedzeniu czy nie… A niby to nas się nie da zrozumieć. Ale koniec już tej początkopostowej dygresji, powróćmy do Dark. No dobra, do Rise’a ewentualnie też.
    Podczas gdy Ryż dumał nad ryżowymi ciasteczkami, Dark dumała nad… ciemnymi nastrojami swej duszy. A raczej nad tym czy za nimi podążać. Powybijać osoby w barze, które wyglądają jej na ludzi? Kazać ściąć głowę Hunterowi, za to, że ją ignorował, czy co on tam robił? Przypiec trochę kelnera za to, że nie ma go tutaj, obok niej, kiedy chce zapić swą rozpacz… Szybko jednak jej myśli przybrały nowy tor, tor dziewczyny z ogromnym problemem psychicznym, bojącej się, że każdy ją napadnie i wszyscy robią wszystko przeciw niej. Kelner przestał nad nią nadskakiwać… Może przeszedł do Anarchs? Ludzie tutaj… każdy z nich mógł być niebezpieczny… A nawet nie tylko ludzie! Co jak jednym z nich mógł być Tencio? Dlatego też, chociaż Ryż był jej znajomy, a może nawet odrobinę bliski, nawet on mógł zostać oskarżony o chęć zabicia jej. Po raz kolejny już w tym barze, jak dawno temu, gdy poznała Blaise’a, zaczęła wbijać sobie długie paznokcie w nogę. Trzęsła się jak galareta, latając wzrokiem z miejsca na miejsce, a wraz z tym jak paznokcie wbijały się coraz głębiej, trzęsła się coraz mniej. Zatrzymała wzrok i właśnie wtedy zaczęła się akcja z kelnerem. Ze złości szarpnęła wściekle, nieświadoma tego co robi swoją ręką i zrobiła sobie takim sposobem, sporą, dość głęboką i okropnie wyglądającą ranę, z której sączyła się krew. Ślad po tym znajdował się również na palcach, również unurzanych w czerwonym płynie. Przetarła dłoń o policzek, przez co wyglądała dość nienormalnie… no co tu dużo mówić… Jak przerażająca wariatka! Zakrwawiona Dark ze wzrokiem obłąkańca... to jest to!
    Ryż na początku, widocznie z przerażenia nie dostrzegł jak się potraktowała. Ciekawe co się wydarzy, Gdy się jej przyjrzy trochę lepiej.
    - Zbieg okoliczności? Nie pieprz mi farmazonów! Wiem czego szukasz, mój drogi!
    Mruknęła ze złością, wciąż cedząc przez zęby.
    - Wy wszyscy zawsze jesteście tac y mądrzy! Ale ja wiem co planujecie! Ja wiem! Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie! Tak łatwo nie zagnacie mnie w kozi róg! Czy mam uwierzyć, że przypadkiem jesteś tu Ty i tamten gość?! To zdrada stanu!
    Wykrzyczała wskazując na Huntera. Nie przejmowała się kelnerem, choroba ją zaślepiała.
    - Z resztą… nawet jeśli… Masz swoje obowiązki, a nie się rozbijasz po barach!
    Ohohoho, ale z Darkiś hipokrytka. Podszedł do niej kelner z jedzeniem, zarzucił też to co zamawiał Rise. Uciekł nadzwyczaj szybko. Z resztą kto by mu się dziwił? Rozróba z Madeline w roli głównej nie była czymś pożądanym w jakimkolwiek miejscu. W dodatku wciąż krwawiła. Przerażające. Pochwyciła swój drink i zaczęła go pić, nawet już nie sączyć. Szybko jednak się jej odechciało pić. Odłożyła szklankę z hukiem rozlewając po stole fale z wódki i soku pomarańczowego pochylając się przez stół w stronę Briara i łapiąc go za koszulę.
    - Nie… waż… się… mówić… o… nich!
    Wysyczała z twarzą tuż przy jego twarzy. Po czym odepchnęła chłopaka od siebie i siadając znów na miejsce pokończyła drinka niemal jednym haustem. Była bliska totalnemu poalkoholowemu upadkowi. Z tego wszystkiego nie zauważyła mężczyzny w czerwonym stroju.
    _________________


        Piękna róża zła
        Każdego kwitnie dnia
        w okrutne kolory przyodziana
        Każdy chwast co w drogę zechce pięknej róży wejść
        Aa, wkrótce zwiędnie i zamieni szybko się w jej część.

          Piękna róża zła
          Każdego kwitnie dnia
          W mordercze kolory przyodziana
          Chociaż kwiatem cudnym nasza piękna róża jest
          Aa kolce jej poranią nawet najłaskawszy gest.


      Galeryjka:


      x
    Rise
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Styczeń 2015, 12:14   

    Nie wiadomo jak mają się te sprawy w Krainie Luster, ale tam, gdzie większość swojego nowego życia spędził Rise, zdarza się spotkać osobnika płci męskiej potrafiącego rozmawiać równie długo o jedzeniu co nie jedna kobieta. Po prostu pana Briara "Ryża" zawsze dziwiło, że można poświęcić tyle czasu jednemu tematowi. Rise nigdy nie lubił owijać w bawełnę, najlepiej gdyby cały świat mówił krótko i zwięźle. Z drugiej strony, pozbycie się tych wszystkich inaczej widzących świat osób byłoby wielkim marnotrawstwem. Można by przecież przeprowadzić na nich jakieś ciekawe eksperymenty albo zajrzeć im do mózgów. Może w bardziej "rozgadanych" umysłach znajduje się gdzieś klucz do stworzenia jeszcze lepszej marionetki... Ups, znów odezwała się mroczna strona Marionetkarza. Ostatnio zbyt często nachodziły go myśli tego typu, co mogło być niepokojące, ale raczej chodzi tu jedynie o to, że ostatnio okoliczności zbiegają się w taki sposób. Więcej czasu wśród ludzi, równa się większej ilości pokus. Całe szczęście, że ma ze sobą Ash...
    Ash?
    Dark, będąca w okowach swych mrocznych myśli, widocznie nie panowała do końca nad swoim ciałem. To były znane mu reakcje, rodzące się ze strachu. Ze strachu o coś ważnego, pewnie nawet o własne życie. To była jej słabość. W tej chwili, może i byłaby w stanie wybić wszystkich, którzy jej przeszkadzają, zamienić to miejsce w popiół, ale równocześnie była słaba. Upojona alkoholem i strachem, była teraz kruchym cieniem panny Madeline, a być może jej prawdziwym obrazem, jej sennym koszmarem. Jak łatwo można by teraz zakończyć ten przykry żywot, tym bardziej za pomocą osoby, do której znajdzie jeszcze gdzieś tam w zakamarkach jej duszy jakieś okruchy zaufania?
    To nie wchodziło grę. Jego zadaniem w tej chwili było także chronić Dark. Owszem, rozważał taką opcję. Ba, nawet był gotowy ukrócić cierpienia swojej Pani, dla dobra Stowarzyszenia, dla dobra jego samego... Ale nie, dopóki Dark nie zatraci się zupełnie w swoim szaleństwie będzie bezpieczna.
    Bezpieczna? Jakież małe znaczenie ma to słowo. Przelatywało mu właśnie przez oczami, kiedy nagle zauważył czerwoną substancję spływającą po policzku Madeline. Potem jakby ktoś zdjął mu z głowy czarny kaptur...
    Była wszędzie. Na jej paznokciach, na jej nodze. A potem na stole, na ścianie, na nim, morze krwi. Nie.
    Ze złudzenia jego umysłu wyrwało go nagłe szarpnięcie. Nie wiadomo czemu, aromat krwi strasznie go zirytował. Teraz naprawdę miał ją no sobie, na swojej koszuli. Stuk. A Dark rzeczywiście zraniła samą siebie. Zacisnął zęby. Róża wysyczała w jego stronę jakieś słowa, chyba nie spodobał się jej ten tekst o skrytobójcach. Nieważne, musi wziąć się w garść. Gdzieś tam z tyłu wszystkich wydarzeń, jak wychwyciło jego czujne oko, do baru weszła osoba w masce. Potencjalne zagrożenie? Odzyskaj czujność Briarze. Wystarczy, że spojrzysz na Ash...
    Ash? Gdzie jesteś?
    ...
    Marionetka Ash leżała bezwładnie na ziemi, twarzą do podłogi. Kiedy ją puścił? Pewnie wtedy, kiedy widok krwi odsunął od niego rzeczywistość. Kiedy wylądowała na ziemi? Chyba usłyszał jakiś dźwięk kiedy Czarna Róża gwałtownie przyciągnęła go do siebie. Róża... jak... wydawało mu się, że usadowił lalkę w stabilnej pozycji.
    Gorzka świadomość uderzyła w niego niczym rozpędzony pociąg. To nie był zwykły powrót z ciemności, to było rozerwanie barier, które utworzyła, przeskok na drugą stronę.
    Rise zerwał się z miejsca i wydając z siebie głośny ryk, mieszaninę złości i rozpaczy, złapał za leżącą na blacie szklankę. Powstrzymał się jednak w ostatniej chwili i szklana konstrukcja, zamiast rozbić się na milion kawałków na czole Dark, poleciała w stronę nieznajomego mu nowego przybysza.
    Atak furii minął równie szybko, jak się zaczął. Zanim jeszcze szklanka doleciała do celu, Briar był już w gotowości. Jedna noga znalazła się już na stole, a w ręce złowieszczo zabłysły nożyce. Gdyby gość w masce postanowił w akcie odwetu ich zaatakować, będzie już gotowy bronić siebie i Dark.
    Zabawny obrót spraw.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 28 Styczeń 2015, 16:52   

    Tajny Atak Różu Szpiega Dark

    Mężczyzna, którego ze względu na Dekret Czarnej Róży o Tożsamości Szpiegów Stowarzyszenia, imienia podać mi nie wolno, a którego ad hoc będziemy nazywać inkwizytorem ogromnie zdziwił się, że ludzie, którzy mają przewodzić jego organizacji i dla których pracował są w takim stanie, a na dodatek całkiem przypadkiem go atakują. Postanowił działać, nie mógł przecież pozwolić na godzenie w dobre imię Stowarzyszenia, ani na obrazę majestatu Czarnej Róży, nawet gdy to ona sama tej zbrodni się dopuszczała.
    Najpierw jednak trzeba było uniknąć lecącej w jego stronę szklanki, już sięgnął ręką do pasa,przy którym czekała szpada, lecz ostatecznie odsunął się, tak że szkło rozbiło się na drzwiach, tuż za jego plecami. Niektóre odłamki odbiły się od jego peleryny, nie czyniąc mu jednak większej szkody. Dłoń poprawiła lekko odchylony wcześniejszym gestem płaszcz i uniosła się do twarzy, ściągając maskę i rzucając ją na ziemię. Dzięki temu Ryż i Dark mogli rozpoznać w nim swojego człowieka, któremu zlecili dość konkretne zadanie i który, jeśli tu był, to na pewno w tej sprawie. Czy ktoś wyprzedził Dark w jej planie zemsty?
    - Mam wieści... - Rozejrzał się i nie chcąc mówić nic więcej sięgnął znów pod płaszcz skąd wyciągnął zapieczętowaną kopertę. Wciąż jednak był dość daleko, zrobił ledwie trzy kroki w ich stronę. - Proszę o wybaczenie, ale musimy udać się w bezpieczniejsze miejsce.
    Po ostatnich słowach spojrzał na Ryża, jakby szukając w nim pomocy. Gdyby oczy dostały warg, ząbków i języka to mówiłyby teraz do Briara: "Musimy ją stąd zabrać, szkodzi sobie i nam". Na razie jednak nie działał. Wolał żeby to sama Czarna Róża zgodziła się z nim pójść. Tylko gdzie? Najbliżej był Różany Pałac, a więc może tam? Stąd dodał jeszcze do zebranych:
    - Pozwolę sobie zaproponować udanie się na Herbaciane Łąki.

    _________________

    *****




    Mieszkaniec Szkarłatnej Otchłani

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Czarna Róża
    Godność: Madeline Dark Wind.
    Wiek: 18-20.
    Rasa: Cień - rzecz jasna.~ x3
    Wzrost / waga: 163 /
    Aktualny ubiór: Sukienka balowa- czarna, maska, wysokie buty.
    Znaki szczególne: Ona jet cała szczagólna.~ x3
    Pan / Sługa: Sob? w?ada? nie da. x3 | Ci?gutek do spraw specjalnych. x3 Maskotka Noah.
    Pod ręką: Tencio, kosa, bandaże, czarna torebka z potrzebnymi rzeczami i... nutka tajemnicy, czyli maska.~ x3
    Stan zdrowia: Głęboka rana w nodze zrobiona paznokciami.
    SPECJALNE: Główny spiker w SpectroFM | Miss Spectrofobii 2011
    Dołączył: 01 Gru 2010
    Posty: 545
    Wysłany: 4 Marzec 2015, 16:11   

    Dark, tak jak i Ryż wolałaby nie mówić niepotrzebnie na jeden temat, szczególnie nudny temat! Przecież to czcze gadaniny, które nic nie wnoszą. Oczywiście ta zasada, jak większość stworzonych przez tę hipokrytkę (to chyba powinien być nowy pseudonim panienki – Madeline „Hipokrytka” Wind brzmi nawet ciekawie) nie tyczyła się jej samej. Ona mogła mówić pierdoły, to co mówiła nie miało prawa być uznawane za nudne i nikt z jej rozmówców nie mógł tego podważać, bo mógłby skończyć na stosie!
    Jest jedna osoba która uważa to co Senna Maniaczka mówi za niemądre i wojna słowna z tą osoba jej wystarczy. Z resztą jego nie może zabić, a przynajmniej nie do momentu, w którym będzie cierpieć jego dusza, tak to sobie wymyśliła. W sumie nie wiedziała czy wtedy byłby sens go zabijać, sam by siebie pogrążył i skończył tak jak ona przez wieść o tym, że istnieje na świecie jej wcale nieproszony o to istnienie Brat! W sumie… Po co ona chce zabijać Light i ciągle z nią walczy? Przecież jej siostra ma równie zranioną duszę, niech cierpi takie katusze jak ona!
    Chęć pomszczenia jej ukochanej matki zaślepiła jej oczy, wyniszczała z każdą chwilą, wprowadzała w obłęd. W sumie już dawno powinna odebrać sobie życie, albo dać je sobie odebrać przez któregoś z Anarchistów, ale i tu pokonywał ją strach… Strach o to, że nikt nie dokończy za nią zemsty na MORII, że ukochana córka tego zdrajcy, jej ojca, będzie szczęśliwa wbrew Darkisiowej woli, że ten głupiec Rosarium całe wieki będzie myślał, że nie ma nic złego w tym, że są rodzeństwem… Boże, czemu on jest taki beztroski?! Ugh!
    Może w końcu zacznie patrzeć na świat odrobinę inaczej? Pomijając to, że myślenie Dark było zupełnie bez sensu mym skromnym, autorskim zdaniem. Zaślepiona swą złością, nawet jeśli chciała pogrążyć ojca, to jak miała to zrobić raniąc osobę, która nawet go nie lubiła, bo jak lubić miała skoro go nie znała? Śmiechu warte! Powinna w końcu wyjść poza schemat i poszukać z kimś wspólnego języka, ale nie, po co? Po gadaniu o Dark może pora by przejść do akcji? Hum, hum… nie! Jeszcze kilka rozważań.
    Dark bała się Rise’a, bała się z tego samego powodu, z którego go nawet polubiła… i mianowała go swym zastępcą. Chłopak a raczej mężczyzna, choć przez lata jakie przeżyła miała go jeszcze za chłopca, był silny i dość nieobliczalny. Takimi ludźmi się otaczała, bo sama taka była… Co więcej, był cholernie utalentowany. Mógł być dla niej wielkim wsparciem, ale trochę ją przerażał swą odmiennością i obsesją na punkcie swojej marionetki. Ja ona był chory psychicznie (choć ona była milion razy silniej), a jak wiadomo swój do swego ciągnie.
    Może nawet trochę ją pociągało to, że ma przed sobą kogoś, kogo się boi i sama się do tego przyznaje. Co więcej, to żywa osoba, taka która jest obok a nie jakaś grupa Anarchistów. Czy nie było tak również z Blaisem i Lokim? Że byli przystojni, sympatyczni i silni, ale też dość niebezpieczni? Ohoho, uwaga, bo się jeszcze zakocha kolejny raz łamiąc sama sobie serce!
    Teraz okazało się, że jej lęk przed Ryżem był uzasadniony, jej zastępca prawie ją zabił! Przez tę durną lalkę! Już miała rzucić się na Briara, gdy odezwał się do nich mężczyzna, którego znała, choć wolałaby nie, bo właśnie miała go za intruza, który jej przeszkadza w ukaraniu nieposłusznego członka SCR. Usłyszała propozycję Herbacianych Łąk i naburmuszyła się niezmiernie.
    - Nie ma mowy! Nie pójdę do tego dupka za żadne skarby świata! Spalił pół moje służby, czemu mam iść do niego?
    Pomińmy to, ze jeszcze chwilę temu była gotowa do niego pójść, powiedzieć, ze jest beznadziejny, popłakać się i do niego przytulić, ewentualnie poobrzucać ciasteczkami… I spalić wszystkie kobiety z Bratowego otoczenia, o które jak to młodsza siostra zazdrosna była. Co z tego, że była starsza? Duchem była dzieckiem, on sam tak uważał, prawda? Z resztą, pieprzyć te rozważania, Ryż chciał ją zabić. Jakby historia zaczęła się od nowa wykrzyknęła:
    -Chciałeś mnie zabić!
    Rzuciła się na niego w złości, nawet nie patrząc na nożyce, które pewnie już zdążył opuścić po słowach szpiega. Zignorowała to, że pojawiły się nowe wieści na temat jej siostry, to mogło poczekać. I wtem, (no bo jak mogli ustać na stole w tej sytuacji?) runęli razem na ziemię, a pijana Dark, jakby nigdy nic zasnęła… A może zemdlała po prostu?
    _________________


        Piękna róża zła
        Każdego kwitnie dnia
        w okrutne kolory przyodziana
        Każdy chwast co w drogę zechce pięknej róży wejść
        Aa, wkrótce zwiędnie i zamieni szybko się w jej część.

          Piękna róża zła
          Każdego kwitnie dnia
          W mordercze kolory przyodziana
          Chociaż kwiatem cudnym nasza piękna róża jest
          Aa kolce jej poranią nawet najłaskawszy gest.


      Galeryjka:


      x
    Rise
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 14 Marzec 2015, 10:09   

    Mówi się, że kobiety są skomplikowane. A to nie do końca prawda. Jakiś obserwator wszelkich żywotów, gdyby mógł, znalazłby słój największych rozmiarów, wrzuciłby do niego większość tych żyjących, dwunożnych istot, szczelnie zamknął i nakleił nań ostrzeżenie "Uwaga! Skomplikowane!". Takie rozwiązanie potrafiło przychodzić do głowy Cristianowi, kiedy całe noce zadręczał się nad umysłami głupich śmiertelników, nad ich czynami, sensem istnienia. I dopiero kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest obserwatorem, tylko sam jest zamknięty za szklanymi ścianami, że musi najpierw rozplątać sznurówki własnych butów, wtedy nauczył się rozumieć innych. Zajęło mu to sporo czasu, bo chęć jakiejkolwiek pomocy zbudziła się w nim ponownie całkiem niedawno. Czemu o tym teraz mówimy? Przeciągnijmy teraz te słowa cienką nicią w stronę Panienki Madeline. Bo mimo, iż na to się nie zapowiadało, Rise w głębi duszy chciał pomóc Dark, przynajmniej kiedy nadal istniała mała szansa na wyciągnięcie jej z więzienia wiecznych ciemności.
    Czarna Róża była na samym szczycie słoikowatej hierarchii, ale skomplikowana bardzo to ona nie była. Paradoksalnie sprawiała wrażenie bardzo skomplikowanej, co pozwoliło jej zająć to zaszczytne miejsce. Jej umysł nie był tak bardzo poplątany, jak resztki jej duszy, które pozamieniały się miejscami, poskręcały się nawzajem i ukryły w zakamarkach czarnej materii, która śmiała teraz przybrać ich nazwę. Ryż musiałby poznać lepiej przeszłość Dark, pogrzebać trochę w jej myślach, jak na marionetkarza przystało. Może wcale tak trudno nie byłoby mu jej zrozumieć, może mógłby coś zrobić... Ona sama pewnie teraz, jak i w każdej chwili swojego życia, analizowała swoje uczucia, zastanawiała się nad ich autentyzmem, rzucała przemyślanami na prawo i lewo, rozpaczliwie licząc na to, że ktoś je złapie zanim upadną na ziemię i zamienią się w pył. Co by się stało gdyby Ryż nagle otworzył się przed nią? "Powiedz mi wszystko, co cię dręczy". Jaka by była jej reakcja? To posunięcie należy do kategorii zbyt ryzykownych i pewnie do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie. Zresztą, co on sobie myśli, że może zgrywać jakiegoś psychologa? On, który mordował ludzi, bo miał obsesję na punkcie lalek? On, który przed chwilą pragnął mścić się na osobie, która oddzieliła go na chwilę od jego pięknego stworzenia? Może to zbliżało go nieco do Wind, ale na bank nie wiedziałby jak ukoić jej żale. Chyba, że... Cóż, jest jedna opcja, jego moc, której będzie mógł użyć tylko raz. Założę się z wami, że będzie polegał na niej kiedy wszystko inne zawiedzie. Akt rozpaczy Marionetkarza, Scena Pierwsza. Śmiech na sali.
    Wysłannik Stowarzyszenia miał boski refleks. Przynajmniej takie Rise odniósł wrażenie, po tym jak jego serce już zwolniło nieco rytm. Wydawało mu się, że cała ta sytuacja trwała nie dłużej niż sekundę. Gdyby nowy gość nie byłby tak dobrze wyszkolony, z pewnością dostałby szklaną pułapką między oczy. Dobrze, dobrze. Twarz też się wydaje znajoma. Więc to jednak on. Najwyższa pora. Miał już przed oczami szpiegów szepczących do siebie, opowiadających historie o upitej Róży i nienormalnym Briarze, a następnie planujących obalenie obecnej władzy. Bo jak tak można pozwolić sobie na coś takiego.
    Ciało Marionetkarza przeszyły lekkie dreszcze, dając mu sygnał, że wszystkie mięśnie zdążyły odetchnąć i można działać. Wyciągnął powolutku rękę po kopertę.
    - Wybacz moje zachowanie. Wyjaśnimy to sobie potem. - A najlepiej nigdy. - Zgadzam się. Jeśli Pani nie będzie miała nic przeciwko, pozwolę sobie ją zabrać i podążyć za tobą.
    Bum. Trzask. Tratatata. Trzęsienie ziemi? Burza? Nie, to jednak Dark zaczęła się buntować. Jakieś krzyki o dupkach i paleniu. Marionetkarz nie domyślał się zbytnio o co chodzi, zresztą w tej chwili pragnął skupić się na czymś ważniejszym, czyli bezpiecznym przetransportowaniu widzącej podwójnie świat Róży.
    Kurde. Czy ona zawsze musi sprawiać jakieś problemy? Zanim wykonał jakikolwiek kolejny ruch, leżał już na ziemi przygnieciony przez Darkisiowie ileśtam-kilo. Ale nie myślcie sobie, że taki z niego łatwy cel. Widać było, że będzie to dla władczyni Stowarzyszenia o jeden wysiłek za dużo. Gdyby uskoczył, Madeline Wind runęła by pięknie na podłogę i od dnia jutrzejszego przeklinałaby grawitację przez najbliższy miesiąc. Refleksu nie starczyło mu jednak, by ominąć nożyce, które chwilę wcześniej wylądowały na ziemi. Zdążył tylko lekko zmienić trajektorię ich wspólnego lotu. Ostatecznie ucierpiała jedynie sukienka Dark. Trudno, najwyżej pójdzie z nią potem na przymusowe zakupy. Każda kobieta lubi zakupy... prawda?
    - Pięknie. Pomóż mi teraz, kolego, a potem upewnij się, że nie zwracamy zbytniej uwagi. - Wypowiedział półgłosem, kiedy wysłannik znalazł się bliżej tej szalonej dwójki, kładąc nacisk na "upewnij się".
    Zignorował póki co obwiniające słowa Dark, teraz nie ma sensu się tłumaczyć. Nie chciał jej przecież zabić, mimo, że jego zachowania sugerowały inaczej. Ech, oby nikt jeszcze sobie tak nie pomyślał. Sytuacja stawała się coraz mniej korzystna. Będzie musiał teraz ostrożnie wynieść z tych terenów nieprzytomną (śpiącą?) Różę. Z drugiej strony jest to też dużym plusem. Nie będzie już stawiać oporu.
    Kiedy tylko Szpieg zrobił swoje, Briar dał mu znać, że jest gotowy. Objął Dark wokół talii, z zamiarem zarzucenia jej sobie na plecy. Szybkie spojrzenie na wysłannika, czy odpowiada mu taki układ. W końcu zrozumienie jest podstawą współpracy. Pora się wynosić.
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 15 Marzec 2015, 22:54   

    Oczywiście nasza kochana Dark miała stuprocentową rację w krytyce swojego brata. Rosarium nie tylko ośmielił się nie przejąc zupełnie faktem, że Czarna Róża, o której tyle złego można usłyszeć - i tylko ostatnio dotyczy to jej upijania się po szemranych lokalach, jest jego siostrą, on chciał jeszcze jej pomóc, dał jej ukryty pokój, zabrał na spacer i opiekował się nią jak dobry brat. Ten bezczelny typ na dodatek jeszcze nie miał zmartwień, które ciągle trapiły naszą różyczkę. To znaczy sprawiał wrażenie, że jest beztroski. Prawda jest inna, musiał w końcu zarządzać całym Różanym, a od niedawna wziął na siebie obowiązek ochrony Krainy. To wszystko było męczące i może właśnie dlatego starał się cieszyć się drobiazgami, jak posiadanie siostry i możliwość opieki nad taką uroczą istotką, co to w małe paluszki bierze ciasteczko i nim rzuca. To wszystko było o wiele milsze niż żona, która wpada do pokoju i tupiąc nóżką podważa jego autorytet wobec służby, więc nic dziwnego, że okropny arystokrata nie miał nic przeciwko Madelaine. To oczywiście go zupełnie nie tłumaczy, a jego czyn jest podły, pogardy godny, bezczelny i świadczy o przegniłym hipokryzją kręgosłupie moralnym. Powinien rozpaczać i najlepiej wyrzucić swoją Siostrę, zabraniając jej pokazywać się na terenie Różanego. Natomiast z SCR powinien rozpocząć wojnę. I nie! nie obchodzi nikogo, że biedna Dark była przestraszona i nie sposób byłoby ją zostawić, nawet dla skutego lodem kamiennego serca. Oczywiście Rosarium takiego nie posiada, on nie jest nieczuły, a perfidny i zły. Na pewno od czasu, gdy jego siostra go opuściła nie robił nic, tylko myślał jak uprzykrzyć życie swojej siostry, przez bycie dla niej miłym, Sophie przez unikanie prostych wypowiedzi i komplikowanie nawet najprostszych spraw, czy żony przez wyimaginowane jej ignorowanie i nie poświęcanie jej dostatecznie dużo czasu oraz zapominanie, że ona nie może spędzać czasu tylko z nim i powinien dać jej nieco wolności. Ponadto irytował jeszcze swoją służbę, którą ganiał po pałacu, zamiast ich wyręczyć i samemu sobie posprzątać pokój, czy przynieść herbatę. Nie wiem jak ktokolwiek mógł z tym przebrzydłym idiotą wytrzymać!
    Koniec jednak części humorystycznej i czas przejść do szpiega, który widząc jak Czarna Róża wchodzi na stół zrobił krok do przodu. Już chciał interweniować, lecz gdy zrozumiał, że niezdolny jest na czas dotrzeć zatrzymał się, widząc jak ciało Dark opada bezwładnie na Ryża.
    W ramach dygresji pozwolę sobie stwierdzić, że kąpiel w ryżu na pewno byłaby ciekawą kuracją na zszargane nerwy naszej drogiej różyczki i Rosarium musi pomyśleć o tym, żeby jej taką sprawić. Oczywiście pływanie w ryżu może wydawać się dziwne, ale niezależni naukowcy dowiedli w sposób niepodważalny, przez liczne fachowe badania, że kąpiel taka uspokaja, pozwala na wyleczenie chorób psychicznych, przyspiesza gojenie ran i sprawia, że złamana kość się zrasta w jedną chwilę. To wszystko za jedyne 139,99 złotych jeżeli zadzwonić już teraz!
    Nie ma potrzeby przytaczać dokładnych słów szpiega stowarzyszenia (nie podlegającego ustawie o stowarzyszeniach, a przez to nie wpisanego we właściwym rejestrze, choć niezaprzeczalnie posiadającego osobowość prawną oraz zdolność procesową, a także mającego podmiotowość na arenie prawa międzynarodowego, o czym świadczy szpieg, który jest implikacją prawa legacji oraz toczenie wojny z MORIĄ, co jest niezaprzeczalnie wynikiem prawa do bycia stroną w sporze. I ius tractatum jest, skoro zawierane są pakty z Arcyksięstwem.) warto jedynie podkreślić, że przystał on na propozycję Ryża, a nawet zaproponował, żeby wyjść tylnymi drzwiami i udać się dwie ulice dalej, gdzie czeka powóz, którym będą mogli bezpiecznie dojechać na okoliczny dworzec i z niego skierować się już na Różany Pałac. Oczywiście wszystko pod tajemnicą, przy udziale tylko straży arcyksiążęcej, która jako sojusznik powinna wiedzieć gdzie jest Dark, by mogła otoczyć ją opieką.
    Kiedy już wszystko było gotowe, trójka różanych dziwadeł ruszyła w stronę wyjścia, by uchronić dobre imię Czarnej Róży, uznając, ze powództwo o zaprzestanie naruszeń dóbr osobistych i powództwo o zadośćuczynienie nie jest wystarczającą rekompensatą za podważenie autorytetu władzy Dark.
    _________________

    *****
    Rise
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 18 Marzec 2015, 10:30   

    Ach, rodzina. Źródło nieskończonej miłości, albo wiecznych sprzeczek o najróżniejsze głupoty, począwszy od nie posprzątania sypialni do przynależności spadku. Czasem też i jedno, i drugie, co potrafi stworzyć istną mieszankę wybuchową. W tym przypadku mieszanka ta byłaby zapewne w stanie spalić pół miasta, a drugie pół zagonić do posprzątania wyżej wymienionego pomieszczenia. Rodzina Dark była chyba najcięższym orzechem do zgryzienia dla całego Stowarzyszenia. Kto wie, czy jej członkowie znali chociaż część sekretów, które za czterema spustami i psem trzymali Dark lub Arcyksiąże Rosarium.
    Zresztą, Rise wolał nie mieszać się w sprawy rodzinne, jeśli do danej rodziny nie należy, lub jeśli według jego oceny, sprawy będące tam toku nie zagrażają życiu lub bezpieczeństwu osób, które obowiązek ma chronić. Tak, Pan Ryż ufał, może i troszkę zbytnio, że brat Czarnej Róży odpowiednio się nią zajmie. Nie poznał nigdy go osobiście, ale biorąc pod uwagę zebrane przez Briara informacje, poddane próbie przez jego niezawodny instynkt Marionetkarza (czyli czasem zawodny, ale myśli tej nie dopuszcza), była to najlepsza rzecz, na jaką mógłby pozwolić w tej chwili.
    Może instynkt pamięta jeszcze czasy, kiedy Ryż sam był otoczony troską i opieką rodzinną. Wydaje się, że działo się to dawno, dawno temu, za siedmioma górami, a nawet w innym życiu. Bo tego pewnego dnia wszystko się zmieniło. Kiedy obudził się jego wewnętrzny Marionetkarz, wszystko inne straciło wartość. Czy można tak po prostu zapomnieć o całej rodzinie, nawet przybranej, która ochroniła cię przed największym złem tego świata? Nie. Te wspomnienia nadal tam gdzieś siedzą, nie można ich zniszczyć, trzeba nauczyć się z nimi żyć lub je zignorować, uśpić. U Obsydianowego Twórcy drzemały one słodko, gotowe wyjść, ukazać się, kiedy będą najbardziej potrzebne. Jedyne dobre wspomnienia, ale jak wszyscy już wiemy, te najpiękniejsze róże mają kolce. Ranią. Przeszkadzają. Czy najtrudniej jest zabić osobę, którą się kocha?
    Ryż nie pozwoliłby sobie w takim momencie na tak nudne i długie wywody o rodzinie. W czasie, w którym autor posta przytaczał te wszystkie myśli, Briar mógłby już zanieść Dark do powozu trzy razy. Wróćmy więc na miejsce akcji.
    Zyskując pewność, że Pani Madeline nie zagraża żadne większe niebezpieczeństwo, Cristian ruszył za wysłannikiem, po drodze posyłając smutne spojrzenie kelnerowi, który stał już w gotowości do sprzątania bałaganu, czyli z mopem w ręce. Cóż, następnym razem rachunek będzie pewnie nieco większy.
    Wkrótce cała trójka dotarła do wyznaczonego miejsca, gdzie po potrójnym sprawdzeniu terenu, ruszyli powozem przez ciasne alejki Cukierkowych Ulic. Szybko dotarło do Ryża to, że traci niepotrzebnie czas, od samego początku jego obecność nie zmieniłaby wiele, poza narobieniem bałaganu. Miał nadzieję, że władczyni Czarnej Róży wkrótce się obudzi, a on będzie mógł wrócić do swoich codziennych obowiązków.

    // zt
    // Napisz proszę Tyku gdzieś w drodze do Pałacu.
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 12 Lipiec 2015, 20:55   

    Podróż przebiegła głównie w milczeniu. Czasem tylko udało im się poprowadzić małe, o niczym konkretnym rozmówki, ale Eliot zdawał się być myślami zupełnie gdzie indziej.
    Wchodząc w Cukierkową Ulicę Lunatyk oświadczył tylko, że niedobrze mu od tego całego wszechobecnego cukru i zapewnił, że zna niedaleko bardzo sympatyczne i wyjątkowo całkiem normalne, jak na standardy tego świata, miejsce.

    "Zaciszny Kącik" jak sama nazwa wskazywała był zaciszny, co bardzo obydwu panom odpowiadało. Wnętrze utrzymane było w jednakowej tonacji kolorystycznej a na dzień dobry owinęła ich płynąca z nieznanego źródła muzyka jezzowa. Poza nimi w knajpce było paru stałych bywalców, parka przy barze, ludzie z rzadka wchodzili i wychodzili.
    Przystanęli przy barze i w tym momencie Eliot zawahał się. Nie chcesz tego robić, Eliocie! Pisnęła podświadomość, ale on zamiast posłuchać, zignorował ją. Nie na to tu przyszedł, a i jeszcze nowego znajomego zaciągnął, żeby soczek pomarańczowy przez słomkę siorbać. Sześć lat bez ani kropli alkoholu? Miał dosyć. Chciał drinka. W ramach buntu. Buntu na... jeszcze nie widział na co, ale miał w planach do tego dojść.
    - Stawiam pierwszego drinka. Czy cokolwiek tam chcesz - oznajmił i bez sprawdzania menu zamówił dla siebie Blue Monday.
    - Tylko uważaj na szczególnie fikuśne nazwy i składniki, nie ważne czy to herbata czy alkohol. Niektóre mają szczególne, hmm, dodatkowe właściwości - uprzedził. - Magia i te sprawy. Składniki, których po Drugiej Stronie Lustra nie znajdziesz.
    Po zamówieniu Raccoona Eliot kiwnął do niego, żeby wybrał miejsce do siedzenia. Zostają przy barze, idą do narożnej kanapy czy jednego ze stolików? Cokolwiek nie wybrał, Eliot ruszył za nim.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 14 Lipiec 2015, 12:59   

    Kiedy Eliot jednak nie odpowiedział na zadane podczas przebywania na atrakcji w Upiornym Miasteczku, Raccoon ponownie już ich nie zadał. A i w sumie nie oczekiwał, że nawet kiedy będą już daleko stąd, w jakiejś knajpie, je otrzyma. Tak jak stwierdził wcześniej – wolał się w żaden sposób w te sprawy nie mieszać, bo zwyczajnie były ponad jego ludzkie siły. Sam jeden nie mógł tutaj nic zdziałać, więc wolał nie wpadać w żadne tarapaty. Nawet nie miałby nikogo, kto by miał przyjść mu na ratunek. Czy w ogóle ktoś zauważyłby jego zniknięcie? No, może Vega. Vega, która również była zwykłym człowiekiem. Może różowym i ekscentrycznym, ale jednak.
    Całą drogę, mimo że milczeli, mężczyzna poświęcił na coś zupełnie bardziej produktywnego. Oczywiście nie wliczając w to palenia. Nigdy nie miał jeszcze możliwości tak zwyczajnie, swobodnie przemieszczać się po tej Krainie, toteż musiał wykorzystać tę sposobność na obserwowanie jej i zapamiętywanie jak największej ilości szczegółów. Chodziło tu głównie o krajobrazy, wygląd magicznych roślin, tutejszych stworzeń, bo niektóre z mijanych potrafiły wprawić w zachwyt, innych wolałby w mrocznym zaułku nie spotkać. Ale, co najważniejsze dla niego i jego pracy – stroje. Te różniły się tak bardzo od ludzkich, że z trudem odrywał głowę od konkretnych osób, co czasem mogło wydać się dość niemiłe, a dla niego powinno niezręczne. Takim jednak nie było. Bo już w głowie miał setki nowych projektów, za które zabierze się zaraz po powrocie i przy dużej ilości kawy spędzi nad nimi kilka dobrych dób.
    Ulica na jaką trafili, cóż, zdecydowanie nie była w klimatach Nathana. Wszędzie dookoła znajdowały się cukierki. Słodycz i urok wylewający się z od dawna przepełnionej czarki. Byle tylko bar nie był podobny temu, co dzieje się na zewnątrz. Czy w ogóle w takim miejscu można znaleźć miejsce z alkoholem? Eliot chyba wiedział, gdzie prowadził.
    Przekroczył próg Zacisznego kącika, a wszelkie obawy opadły, co można było zauważyć przez lekkie odetchnięcie z ulgą. Czegoś takiego właśnie się spodziewał. Wystrój niezbyt różnił się od ludzkiego, choć zdawał sobie sprawę, że wiele opierało się tutaj na magii. Cicha muzyka ośmieliła go do dokładniejszego rozejrzenia się. Gości rzeczywiście nie było tu zbyt wielu, a jeśli nawet to nie wyglądali na takich, którzy przyszli tu pić w biały dzień. Chociaż, która właściwie była godzina? W tej Krainie czas chyba płynął inaczej, a i nie należało się sugerować pozycją słońca.
    Dotarli do baru, gdzie Eliot wyraźnie zmienił swoje nastawienie, wyraźnie prowadząc ze sobą jakąś walkę. Nie miał ochoty przychodzić do tego miejsca? Przecież sam je zaproponował, musiało chodzić o coś innego, co już nie było sprawą Szopa.
    - Lynchburg Lemonade. – Rzucił krótko do kelnera, po czym spojrzał na ostrzegającego go Eliota, a po wysłuchaniu przytaknął tylko głową. Skąd sam miał wiedzieć, co powinien zamówić a co nie? Trudno, raz się żyje. Skoro już zdecydował się pozostać dłużej po drugiej stronie lustra, to również mógł bliżej poznać jej właściwości.
    Rozejrzał się w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Przy barze na pewno nie miał zamiaru zostać, co to to nie, ani spokojnie porozmawiać ani wygodnie usiąść. Właśnie, patrząc na ostatni wymieniony z kryteriów, zadecydował, że usiądą na jednej z wyizolowanych od reszty gości rogowej kanapie.
    - Wcale po tobie nie widać, byś w jakimś stopniu był jedną z tych magicznych istot. Bo jesteś, dobrze myślę? Znaczy… Heh, może to nie na miejscu o to pytać, ale poza dzisiejszym wypadem tylko raz tutaj byłem. Oba przypadki naprawdę dziwne, to chyba uroki Krainy Luster. – Zaśmiał się nerwowo. No tak, jak teraz się nad tym zastanowił, to rzeczywiście, jakby ktoś właśnie jego sobie upatrzył i co jakiś czas postanawiał dla kaprysu sprowadzić. Przypadeg?
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 15 Lipiec 2015, 17:04   

    - Dobry wybór – pochwalił przy zamówionym drinku Nathana. Rozglądając się po wnętrzu ogarnęła go nostalgia za dawno już niepraktykowaną pracą barmańską w tego typu małych lokalach. Kiedy usiedli nie mógł pozbyć się dokuczliwego pragnienia bycia po drugiej stronie baru.

    - Ech, kolejny – mruknął pod nosem, bo nie był to pierwszy raz gdy słyszał jak to bardzo niemagicznie wygląda, po czym kontynuował już normalnie. – Jestem Lunatykiem, jeśli coś ci to mówi. Kuriozalna aparycja nie jest obowiązkowa do bycia magicznym, całe szczęście.
    - Tu jest coś dziwnego? – uśmiechnął się pod nosem. – Wyobraź sobie moją minę jak natknąłem się po raz pierwszy na samochody. Telefony, cała ta… aglomeracja, komunikacja i architektura. Genialne – przyznał, a jego twarz rozjaśniła się kiedy mówił o swojej fascynacji ludzkimi zdobyczami technologicznymi. – i bardzo pomysłowe. Szybka informacja, jej natłok, wykorzystanie elektryczności, satelity, tostery, maszyna do kawy… Na co komu magia jak ma się takie możliwości – westchnął odchylając głowę. Jedno i drugie miało swoje wady jak i zalety, to na pewno, i nigdy nie będzie w stanie zdecydować które woli.
    - …hm. Skąd wiesz o Lustrze? Co cię tu sprowadza? Do najbezpieczniejszych niektóre tutejsze okolice nie należą. Zwłaszcza teraz, z tymi wszystkimi organizacjami szarpiącymi się o władzę i kontrolę. Choćby ten mały skład przedstawicieli Czarnej Róży z Upiornego? Tak wygląda mniej więcej tutejsza… polityka. Niekiedy agresywnie. – Oczywiście było to bardzo ograniczone przedstawienie politycznego stanu Krainy Luster, ale nie chciało mu się nawet wdawać w szczegóły. I tak nieszczególnie miał ochotę o tym rozmawiać. To co go interesowało to Raccoon. Bo czemu by nie. Jak znalazł Lustro, co go tu najbardziej interesuje, jak się z tym czuje… kim jest? Dalej praktycznie nic o nim nie wiedział. Ale z drugiej strony rozmowa z nieznajomym, kimś obcym, kto również nie zna ciebie, była dziwnie przyjemna. Może to przez świadomość, że spotkanie było jednorazowym wybrykiem i już nigdy się nie zobaczą, a to co powie odejdzie z Nathanem na zawsze. A może oczekiwanie na rozwiniecie się znajomości? Był człowiekiem, co dla Eliota było równie ciekawe jak dla ludzi stworzenia magiczne.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 18 Lipiec 2015, 14:10   

    Upił kilka łyków swojego drinka w czasie, gdy Eliot odpowiadał na jego pytanie. W zasadzie nie powinien być zdziwiony, że przynależność do tego świata jest tak interesująca dla kogoś, kto z nim niewiele ma wspólnego i sama możliwość przejścia przez lustro jest czymś niesamowitym, a co dopiero ot tak siedzieć w barze z Lunatykiem. No właśnie. Nie, nic mu to nie mówiło, nazwy poszczególnych ras były zapewne dla niego tak obce jak dla Eliota rodzaje ściegów, jednak nie potrzebował bardziej szczegółowych tłumaczeń, i tak czuł, że zbyt mocno wykorzystuje mężczyznę do zdobywania informacji, czym ten dzielić się chyba większej ochoty nie ma. Dobre i to, co otrzymał teraz.
    - Hmm tak to się w pierwszej chwili kojarzy, jesteś magiczną istotą, więc masz głowę konia albo latasz na miotle. Zapewne głupie wyobrażenia, a ten świat skrywa w sobie naprawdę olbrzymie pokłady tajemnic. I widzisz, Eliocie, to samo ja mogę stwierdzić przebywając w Krainie Luster. Dla mnie to coś nowego, niespotykanego. Zupełnie inne miejsce, inni ludzie i zachowania. Jakoś… Jakoś mi tu lżej wyjść, niż spacerować znaną ulicą koło bloku. – Coś w tym rzeczywiście było. W gruncie rzeczy nie chciał stąd uciekać, a jeśli już, to była to obawa przed nieznanym. Nie czuł się jak wyrzutek, tylko dlatego, że unikał innych. Tu każdy w pewien sposób odstawał od reszty i było to w pełni akceptowalne. Takiego miejsca potrzebował, takiego miejsca brakowało w tym przepełnionym kpiącymi spojrzeniami Świecie Ludzi.
    I choć doskonale widział, że Eliot miał zupełnie odmienne zdanie niż on sam, wcale mu to nie przeszkadzało. Żadne kłótnie, przekonywanie do swoich racji nie wchodziło w grę, nie tylko przez wzgląd na to, że Szop nie miał do tego predyspozycji, ale też wydawało mu się to być typowym. Wszelkie stworzenia ciągnęło do nieznanego. Oby tylko się na tym nie sparzyli.
    - Można tu zapalić? – Wtrącił między rozmowami, po czym jeśli Lunatyk odpowiedział twierdząco, to wyciągnął kolejnego papierosa chwilę później rozkoszując się jego smakiem. Jeśli nie, zapewne musiał się zadowolić dalszymi pociągnięciami z kieliszka mając przy tym dość skwaszoną minę. - Hahaha z początku były to tylko głupie rozsiewane przez chorych ludzi plotki, przynajmniej tak je traktowałem. Zbyt mocne izolowanie się od ludzi niekiedy pozwala natrafić na naprawdę ciekawe kąski. Wtedy też dziwnym zbiegiem okoliczności do moich rąk trafiło zaproszenie na spektakl właśnie w Krainie Luster. Dziwne, prawda? Ktoś zaprasza mnie do miejsca, które nie istnieje. To trzeba było sprawdzić, chociażby dla własnego spokoju. Koniec końców, okazało się, że ten świat naprawdę istnieje, że można tu spotkać wszystko, czego brak u ludzi. – Zamilkł na chwilę myśląc nad dalszym ciągiem opowieści. Nie było tego wiele, bo i doświadczeń tutaj miał garstkę, ale o dziwo, alkohol chyba rzeczywiście otwierał usta. - Później pojawiła się kolejna wiadomość, właśnie o Upiornym Miasteczku. Więc nie zwlekałem, od razu się tu udałem. Nie mam pojęcia kto i po co mi to wysłał. Naprawdę odniosłem wrażenie, że nie przypadkiem spotkaliśmy się we trójkę. Może… Może inaczej to miało wyglądać, a coś jednak nie poszło po myśli tej całej Czarnej Róży? Nie wiem, nie jest mi nic w tutejszych tematach wiadomo, zwykły ze mnie człowiek. Mimo wszystko, nikt tego nie kontroluje? Nie może nad tym zapanować i uporządkować tego typu poczynania? – Czuł, ze naprawdę zbyt mocno się rozgadał, a mało tego, wciąż mówił o sobie. Niedobór wciąż wpajanych nauk dawał o sobie znać. Odchrząknął szybko i miał zamiar się w jakiś sposób zreflektować. Wypadałoby odbić piłeczkę i podpytać o coś Eliota, nie? - Więc… Ulokowałeś się teraz w Glassville? Nie szkoda ci tego tutaj zostawiać? Nie miałeś nikogo, kto by cię zatrzymał, o! Choćby bracia i cała rodzina, o której tyle mówiłeś. – Oby i to nie był zły temat. Idealnie, Raccoonie, nie masz taktu za nic. Co ten świat z tobą robi?

    widok ilości dialogu po zakończeniu mnie przeraził, to takie nie w moim stylu T___T
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 21 Lipiec 2015, 03:12   

    Miało to sens, musiał przyznać. Choć z jednym się zgodzić nie chciał. Ludzie czy magiczni, po prawdzie nie różnili się tak bardzo. W ostatecznym rozrachunku wszyscy dla Eliota byli podobni. Z psychiki i mentalności. Tylko jedni strzelali z broni palnej a ci drudzy ciskali zaklęciami.
    Aczkolwiek pokiwał głową na słowa Nathana. Ostatecznie obydwoje opuścili swoje cztery ściany i znaleźli się tutaj, choć z różnych powodów. Sam wybrał Upiorne Miasteczko, które wydawało mu się bezpieczniejsze i bardziej rozrywkowe niż snucie się po osiedlowych okolicach ludzkiego miasta. A i tu, w rodzinnej krainie, zaczynał czuć się dziwnie. Wszędzie odnosił wrażenie, że jest nie na miejscu, że gdzie indziej było by mu lepiej. Aż kusiło rzucenie wszystkiego ponownie i wypróbowanie kolejnej, ostatniej już do wyboru krainy, Szkarłatniej Otchłani. Nie chciał dostrzec sedna sprawy, w której okazuje się, że to nie z miejscem jest coś nie tak, a z nim samym.
    - Nie wyrzucili mnie poprzednim razem jak tu paliłem… - rozejrzał się dookoła zastanawiając się czy będzie to komuś przeszkadzało. – …ale to było dawno temu. Co tam, pal – wzruszył ramionami. Nawet przez sekundę nie przeszło mu przez myśl, że miałby innemu palaczowi zapalenia odmówić. Sam by z Nathanem zapalił, ale zostały mu już tylko dwie sztuki papierosów. Trzeba to będzie oszczędnie rozegrać.
    W między czasie gdy Nathan karmił się nałogiem Eliot wysączył drinka do końca i już machnął ręką o następnego, i poprosił o cokolwiek na bazie wódki z likierem Blue Curacao, płacąc przy okazji za wszystko.

    - Hmmm. – Większość osób wpadało tu przez nadmierne zainteresowanie magią lub po prostu przez przypadek. Historia odnalezienia Lustra przez Szopa miała sens, choć rzeczywiście była dziwna. Te zaproszenia do Krainy Luster… hmm, przypadek, niezbadane ścieżki magii, czyjś dobrze zorganizowany plan? Cokolwiek by to nie było, ostatecznie się powiodło.
    - Nie kombinuj, dobra? Nasze spotkanie b y ł o kompletnym przypadkiem. Polityka? Koniecznie chcesz o tym rozmawiać?... Nie mieszam się. Od lat nie jestem za bardzo w temacie. Same kłopoty. Demokracji na oczy żeśmy tu nie widzieli. Nie wiem nawet o co chodziło dziś Róży. Dziwna i mała akcja jak na organizację, która chce władzy, wojny z ludźmi i opanować wasz świ--… Och, no właśnie – ocknął się jakby i machnął krótko rękę z wycelowanym palcem w Nathana. – Uważaj na nich, bo ich agenda zawiera negatywny stosunek do Świata Ludzi. Z naciskiem na dręczenie i zabijanie. – Słowa płynęły spokojnie, bez pośpiechu, w tonie tylko odrobinie ostrzegawczym na koniec, aczkolwiek Eliot cieszył się, że mógł powiadomić o potencjalnym zagrożeniu.

    Patrzył uważnie na Nathana kiedy doszedł do pytań o rodzinę Eliota. Uśmiechnął się krzywo, trochę w zastanowieniu, i przez chwilę bawił się brzegiem szklanki nowego drinka, wodząc po nim palcem i stukając o szkło, zanim upił z niego nieco. To były dobre pytania, których zadawania nawet sam sobie unikał. Starał się nie myśleć jak i dlaczego w Glassville się znalazł i dlaczego zdecydował się tam zostać. Właściwie, kiedy tak o tym teraz myślał, z perspektywy czasu, było to niezbyt mądre posunięcie.
    - Nie jestem z rodzeństwem zrośnięty biodrami, wszyscy mamy swoje własne życia – wzruszył ramionami. - …skąd w ogóle przeświadczenie, że mieszkam w Glassville? – spytał, nie przypominając sobie, żeby dzielił się miejscem swojego zamieszkania. Dało się zauważyć, nie, żeby się przecież przed Nathanem z tym jakoś szczególnie krył, że nie raz był po ludzkiej stronie i wie o co chodzi, ale żeby tam mieszkał? Nie pytał jednak podejrzliwie i paranoicznie, ciągle będąc w fazie nadmiernego wymęczenia psychicznego, żeby martwić się takimi szczegółami. Może Szop sensownie to wywnioskował, a pytanie zadane bez złych intencji, więc mówił dalej.
    Ale tak, skoro już pytasz. Chwilowo tam mieszkam. Na razie. To miejsce dobre jak każde inne. - Zamilkł na chwilę, marszcząc brwi. Patrzył gdzieś ponad Nathanem, aż wreszcie powrócił do niego wzrokiem.
    - Właściwie… – zaczął ostrożnie, jakby sprawdzał jakąś myśli i potrzebował momentu aby przetrawić ją w głowie zanim da wyjść jej przez usta. – Nie miałem zamiaru zostać tam na tak długo. Przypadek. Pytałeś… kto mógłby mnie tu zatrzymać. Stało się coś odwrotnego. Jeden z moich braci zatrzymał mnie po ludzkiej stronie, jak sądzę… - Nie wiedział czy mówi do Nathana czy do siebie. Po prostu mówił. – Umarł tam nagłą śmiercią. To jakoś… – wzniósł oczy do góry i błądził wzrokiem po suficie próbując znaleźć dające się ubrać w słowa wytłumaczenie. – Sam nie wiem. Miałem po tym parę trudniejszych chwil i byłem bez ochoty na wracanie do domu.

    Powrót do tych wspomnień i wydarzeń był dziwny. Przez lata udało mu się uporządkować cały ten bałagan uczuciowy związany z bratem i poczuciem odpowiedzialności za jego śmierć. Był martwy i Eliot nie był w stanie nic więcej z tym zrobić. Ale dojście to tego punktu zajęło mu porządne parę lat. Zdążał w tym czasie zgorzknieć i zmienić się. Patrzył więc teraz spokojnie i ze skupieniem na Nathana, który chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale Eliot nie widział powodu, aby rozmowa nie toczyła normalnie. Ale nie mógł też przecież wiedzieć, że wspominanie o martwych braciach nie było szczególnie fortunne przy Szopie, zważywszy na jego własne przeżycia.
    - Ale Glassville to całkiem ładne miejsce – dodał. – Jak na ludzkie miasta, rzecz jasna.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 23 Lipiec 2015, 14:45   

    Zaśmiał się cicho na wzmiankę o tym, że Eliot w takie przypadki nie wierzy. Ale Szop jednak swoje zdanie miał, jedno wezwanie może i rzeczywiście uznał za zupełny zbieg okoliczności, ale to drugie. No przypadkiem być nie mogło. Ktoś wyraźnie maczał w tym palce, czas pokaże kim ta osoba jest.
    Szybko jedna z brwi powędrowała ku górze na usłyszaną wzmiankę o przejmowaniu świata ludzkiego przez magicznych. O ile miał zupełnie gdzieś, co robili między sobą w calutkiej Krainie Luster, o tyle wykraczanie poza pewne granice wzbudziło w nim pewnego rodzaju złość. Owszem, sam nie sympatyzował się za zbytnio ze swoim gatunkiem, lecz wizja wojny do tej pory była czymś niedorzecznym. Ciekawe, że oni wszyscy byli tak doskonale poinformowani, podczas gdy ludzie żyli sobie jakby nigdy nic, w tej pieprzonej ciemnocie. Zero sprawiedliwości. Jakie w ogóle mieliby przeciwko nim szanse? Żadne, no właśnie. Co takiego może nawet najlepsza broń w obliczu tak wielkich i różnorodnych pokładów magii. Lepiej uważać, Eliot miał rację, a w razie czego na czas się ewakuować.
    - Ech i cały spokój prysł. Magia to jeszcze za mało co osiągnęli? – Dlaczego mówił, jakby Lunatyk do tych ras nie należał? - Na co im świat ludzki? Co w nim takiego wyjątkowego, że trzeba i na nim łapy położyć. Zupełnie jakby nie można było tego rozwiązać w żaden inny sposób. – Zamilkł po tych słowach na zdecydowanie dłuższą chwilę, dopił resztę drinka oraz skończył palić wcześniej zaczętego papierosa. Nawet jeśli teraz ktoś chciałby go za to upomnieć, zapewne oberwałby w ryj.
    Dobrze mu się także wydało, że drążenie i rozpytywanie o przeszłość nie było najlepszym pomysłem. Przecież doskonale wiedział, jak sam reaguje w takich sytuacjach i że istnieją ludzie, którzy naprawdę nie mieli kolorowo, więc przede wszystkim woleliby zapomnieć. Westchnął przeczesując ciemne włosy dłonią i nie drążył więcej tego tematu.
    - Skąd? Właściwie to ta sprzedaż warzyw wydała mi się tak bardzo ludzka, że uznałem, że tam właśnie żyjesz. Moja wiedza na temat Krainy Luster jest raczej nikła, więc wiele sobie dopowiadam. Na przykład to, że i zawody są tutaj zdecydowanie odbiegające od naszych. – Zresztą… Eliot sprawiał wrażenie takiego, co to o każdej rzeczy sporo wie. Mógł na dobrą sprawę nie mieszkać nigdzie, albo i być szpiegiem któregoś ze światów. A no. Mógł! Kiedy tylko Nathan zdał sobie z tego sprawę, od razu spojrzał na niego w innym świetle. Co jeśli i teraz próbuje coś od człowiekowatego wyszpiegować?
    Zdrętwiał. Został sparaliżowany. Nie mógł nic powiedzieć, nawet powietrze ciężej przez gardło przechodziło, przez nieustannie rosnącą gulę. Nie żyje. Wiem. Nie żyje.
    - Ja… Wiem. Znaczy. Wiem, co czułeś, czujesz. Znam to doskonale. – Kiedy mówił, nie patrzył na siedzącego naprzeciw mężczyznę, oczy miał puste, zupełnie nieobecne i wpatrzone w odległy punkt, jakby prześwitujący z towarzysza. Dłonie rozluźniły się, wyraźnie drgały. One go zabiły. Ja go zabiłem. Nie, nie. Nie znów, nie teraz.
    Przygryzł dolną wargę. Zaraz ten świat zobaczy jego ból. Na to nie mógł sobie pozwolić, za wiele tego kotłowało się w środku od dawna nie mając upustu. Wstał gwałtownie od stołu ze spuszczoną w dół głową. Unikał wszelkiego kontaktu z Eliotem, z każdym obecnym tu na sali. Musiał odejść, zanim zostanie osaczony bez możliwości odwrotu.
    I wtedy też niewielka broszka przyczepiona do jego bluzy, stała się Lilią, nie Różą. A to też znaczyło, że nie odejdzie bez słowa.
    - Wybacz. Wciąż ponad moje siły. Do następnego. – W myślach na odchodne przekazał mu, co najważniejsze, sądząc, że Lunatyk go zrozumie. Sam dzielił ten ból.
    Chwilę później opuścił budynek, chcąc jak najszybciej zaszyć się we własnym domu.

    zt
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 20 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 5 Sierpień 2015, 01:27   

    - Dokładnie – przytaknął na słowa Szopa. Po kie licho im te wojny, zagmatwane sprawy, organizacje, arystokracje… jakby wszyscy nie mogli się wyluzować na pięć minut i… i przestać tak się spinać. Anarchis, Czerwona Róża, MORIA… ech. Wszystko to od niechcenia denerwowało go. I stresowało.
    Westchnął bardzo cichutko, niedosłyszalnie niemal. Przez chwilę siedzieli we względnej ciszy, kończąc pić drinki. Eliot patrzył gdzieś w przestrzeń nad uchem Nathana, czasem tylko spoglądając na końcówkę jego dopalającego się papierosa lub na snującą się po podłodze mgłę.
    Wzruszył tylko ramionami na temat zawodów wykonywanych w Lustrze, myśląc o tym, że niekoniecznie się z kolegą zgadza, ale nic do tematu nie dodał. A potem zrobiło się dziwnie. Padły słowa zrozumienia odnośnie bardzo już nieżyjącego brata, po których bardzo łatwo można było dojść do wniosku, że temat martwych członków rodziny jest Nathanowi znany. Może nawet za bardzo, skoro wyraźnie się zestresował a rozleniwione, choć wciąż mimochodem czujnie rejestrujące otoczenie bystre oczko Eliota to wyłapało. A potem wyszedł. W pośpiechu, jak spłoszona zwierzyna, nie patrząc już w ogóle na Lunatyka, jakby chcąc uwolnić się od ludzi, towarzystwa, wydostać z pułapki tego nieznanego budynku i cudacznego świata. Jak on dobrze go rozumiał. Pomachał mu lekko dłonią na do widzenia.

    Został sam. Wyłożył ręce na stół i pochylał się w przód aż jego czoło dotknęło blatu. I co teraz? Nie miał pojęcia która godzina, czy jest popołudnie czy już wieczór, bo okna były szczelnie zasłonięte ciężkimi zasłonami. Może powinien się zbierać do domu… Ale którego? Rodzinnego, wpaść do rodziny zanim wróci do mieszkania w Świecie Ludzi, gdzie żyje praktycznie nielegalnie, a właścicielka jest/może być martwa przez niego i nadal jakoś nic z tym nie zrobił? Ciągle go to jakoś gryzło. Nie lubił kiedy coś złego się działo z jego powodu. Poczucie winy przyklejało się do niego niczym guma do żucia - jedno z drobnych, ale jak licznych i jak bardzo deprymujących przekleństw Ludzkiego Świata. Niekiedy okrutnie trudna do zdarcia, a i często zostawia po sobie paskudny ślad. Jak na takiej siądziesz to nie ma przebacz. To samo jak na nią nadepniesz na chodniku. I ten dreszcz obrzydzenia kiedy przez przypadek którejś dotkniesz pod ławką czy krzesłem. Jasne, mieli w Lustrze kit pszczeli, żywice różnego rodzaju, różne lepkie, klejące i spajające substancje, ale guma do żucia to jednak niebezpieczne draństwo. Hmmm… Ale wracając do tematu aktualnego życia Eliota… Dzisiejszy wypad na magiczny kawałek świata był ostatecznie dobrym pomysłem. Pozwolił mu nieco oderwać się od różnych dręczących go myśli. Ale trzeba wrócić do swojego szarego życia. I nie przeszkadzało mu to. Atrakcje atrakcjami, ale chętnie wróci do swojego stołka w warzywniaku, do marchewek i kalafiorów, nawet pustka w mieszkaniu wydawała mu się teraz całkiem niezłym pomysłem, po tym jak usilnie zignoruje fakt braku Amelii. Słowo daje, kiedyś poszuka jej raz jeszcze, jak tylko wpadnie na jakiś dobry pomysł w jaki sposób. Nie mógł zaś Eliot wiedzieć że po Krainie Luster błąka się gdzieś gołąbek wysłany przez koto-stracho-porywaczkę. Gołąbek ten trzymał w łapce wiadomość o miejscu, w którym Anastazja zostawiła dziewczynę. Oby ptaszyna znalazła adresata, zanim Eliot przelunatykuje do Świata Ludzi. W innym przypadku będzie musiał zaczekać aż ponownie zawita po tej stronie lustra.

    Ech… Wracać czy nie wracać? Skoro już tu jest, skoro już się napił po tylu latach abstynencji, skoro tu siedzi?... Zachciało mu się siedzenia i picia. Nie tyle co upicia, do wejścia w błogi stan upojenia alkoholowego, a po prostu siąpania jakiegoś dobrego trunku, póki czuł odpowiednią atmosferę miejsca i stanu swojego ducha. Pić przez chwilę bez konkretnego powodu, skoro żal po Amelii, strach o bliskich mu ludzi i rodzinę, skoro wszystko nagle stało się tak mało ważne… Jakby ten budynek, mgła nad drewnianą podłogą i dywanami, cicha muzyka snująca się dookoła, przyciemniona sala, zapach dymu papierosowego, słonych orzeszków i piwa, jakby to wszystko odcięło go od rzeczywistego świata. Oparł głowę o rękę i dłonią od niechcenia pstrykał w szkło wysokiej szklanki po drinku. Łapał rozproszone myśli, których tematyka nagle rozszerzyła się od umarłych, przez wewnętrzną jaźń, zahaczyły o parę abstrakcyjnych koncepcji, zeszły znów na warzywa, po górskie wędrówki, a zakończyły na tym, że ogólnie to w sumie nie jest źle, ale kiedy tylko skupił się i złapał jakąś konkretniejszą myśl, a przez przypadek właściwie zawsze trafiły mu się te dziwne, metafizyczne, chandryczne i smętne myśli, które przepełniały go od stóp po końcówki włosów, to niemal mu się zbierało na płacz. Było coś w nich znaczącego, smakowały sensownie aczkolwiek gorzko. Ponieważ jednak ani trochę nie był płaczliwą osobą, uczucie niespełnienia i beznadziei utykało gdzieś nad żołądkiem. Może szkoda na to wszystko czasu?...
    Dalej nie bardzo wiedział co z sobą począć. Miał wstępny plan, który obejmował powrót do domu, do świata ludzi, ale najpierw…

    Eliot wstał. Eliot wrócił do baru. Eliot kiwnął na barmana. Poprosił o szklankę. Poprosił, żeby barman dolewał mu co jakiś czas. A on będzie tu siedział. Siedział, pił i czekał, aż po wstępnej fazie zbyt wielu myśli pozostanie tylko piękny brak krępacji, szum w głowie i całkiem zabawne kręcenie się wizji przed oczyma. Potem przyjdzie łagodne otępienie, będzie patrzył na ścianę tak długo na ile najdzie go tylko ochota wiedząc, że z tej czynności nie będzie żadnych konsekwencji, a potem barman zasugeruje, że to dobry czas, aby zakończyć to przedłużające się już siąpanie alkoholów dopóki Lunatyk o własnych siłach jeszcze jeste w stanie wyjść. A wtedy Eliot oderwie wzrok od słojów w drewnie na barowej ladzie, które zaczynały mu przypominać różne twarze czy rysunki i pośle koledze po fachu bardzo zmęczone spojrzenie podkrążonych oczu. Wzruszy ramionami. Barman mu odwzruszy, doleje i wróci na drugi koniec lady, aby zająć się innymi klientami.

    To był najgorszy plan na jaki Eliot mógł wpaść, ale bycie rozsądnym, rezolutnym gościem nigdy nie było jego mocną stroną.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 9