• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Ogrody Rozalii » Ogrody świata
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 16 Sierpień 2015, 11:05   Ogrody świata

    Ulokowane tuż przy głównej alejce, zajmujące całościowo względnie mały obszar wobec swojej różnorodności. Znajdują się tutaj wycinki ogrodów takich jak japoński, włoski, wiejski, ogrody czterech pór roku oraz ogrody w stylach kolonialnym i śródziemnomorskim.
    Piękno ogrodów opłacane jest przez dbałość zatrudnionych ogrodników, a przed wejściem do nich znajduje się skrzynka na dobrowolne wpłaty, przeznaczone na ich pielęgnacje.
    Wiele zakochanych par przybywa tutaj, gdyż z pewnością jest to jedno z najbardziej romantycznych miejsc w centrum miasta. Wystarczy zrobić sobie zdjęcie by wmówić znajomym, że było się w Azji bądź w Grecji.


    ***


    Spotkania z nim unikałam od dłuższego czasu: telefony odrzucałam, w firmie się nie zjawiam, w mieszkaniu mnie nie zastawał bądź mu nie otwierałam. Nie chciałam go. Jedyny ślad mojej obecności (choć tylko domniemany) miał w mailu, gdzie zażyczyłam sobie trzytygodniowy urlop bezpłatny. Nie miał pewności, że ja byłam adresatką; nie miał pewności, że istnieję.
    Nie powinnam obawiać się spotkania z nim. Przeszedł mnie jednak dreszcz, kiedy wyszedł mi naprzeciw w alejce ogrodu jesiennego. Psze Państwa, oto Arcus Schrödinger!
    - W końcu się spotykamy - rzucił oschle w moją stronę, zdradzając w głosie swoją problematyczność.
    …a raczej to, co po nim zostało.
    To smutne, co gonitwa za wiedzą czyni z człowiekiem. W pogoni za moim życiem, zaniedbał się. Próbował mnie stalkerować - z trudem namierzał. Bawiłam się z nim w kotka i myszkę, nieświadoma jego błazenady. Nadal jestem jej nieświadoma, choć dostrzegam w nim niestabilność. Biedny, oszalał na punkcie mojego jestestwa, którego nie jest w stanie od lat ogarnąć; nigdy nie był w takiej mocy. Gdyby wiedział tyle co ja, nie podejmowałby się tych trudów; gdyby wiedział tyle co ja, nie czułabym się wyjątkowa.
    Dostrzegłam w nim rozczarowanie. Kilkanaście dni temu byłam dla niego rozwydrzoną nastolatką z zachciankami, a teraz, po moim spojrzeniu, dostrzegał gnieżdżącą się we mnie niechęć, wręcz obrzydzenie nim.
    - Na twoim miejscu nie cieszyłabym się aż tak na mój widok. To grozi sympatią. - odparłam niezgodnie z sytuacją.
    Wyjęłam z torebki teczkę zawierającą kilka spiętych ze sobą arkuszy papieru.
    - Tu masz wniosek o rezygnację ze stanowiska - podałam mu dokument.
    Spodziewałam się po nim chaotycznej reakcji bądź definitywnego wyjścia mi na przeciw, a zachowywał się niemal niewzruszenie. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że jest z nim bardzo źle. A czemu nosiłam przy sobie taki dokument? Raczej dla samego posiadania go, by nieco zaspokoić pragnienie bycia ponad nim. Teraz jednak ten cel mogłam zrealizować.
    - Masz tupet tak czynić – burknął po namyśle, odpalając papierosa. - Jesteś cholerną, magiczną zwierzyną, skazą tego świata. Lustrowe pospólstwo!
    - Na zdrowie
    - wybuchłam śmiechem, przeradzając go w kpinę. Podobał mi się jego niepoprawny wniosek. Czy może być coś dla mnie lepszego od uchodzenia w oczach Arcusa za istotę nie z jego świata?
    - Nie przetrwasz długo - odparł z marną nadzieją w głosie.
    Normalnie byłabym w zastanowieniu jak wiele niedobrego mógłby mi przysporzyć, ale w obecnej sytuacji to on z naszej dwójki oszalał psychicznie bardziej.
    - Powodzenia. W szukaniu lekarstw.

    Miał świadomość, że nie jest w stanie sobie dłużej radzić jako dyrektor, spodziewał się nawet, że tak wobec niego postąpię. Bolało go, że nie zdradzam mu swojej magiczności, że nie jest w stanie nic w tym kierunku zrobić.
    Po kilku dniach ogłosiłam swoją kandydaturę na przewodniczącą i uzyskałam większość głosów spośród pracowników. Arcus nie zjawił się tego dnia – wybył na urlop. Pozwolił mi przejąć przewodnictwo w grupie, jakby przeczuwając że jako magiczna istotka poradzę sobie z tym lepiej od kogokolwiek innego. A może sądzi, że dzięki temu ujawnię swoją obcą rasę? Cokolwiek z tego planuje – dla mnie nie będzie to miało niepożądanych skutków.

    z/t
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 17 Listopad 2015, 17:32   

    Uśmiechnął się pod nosem widząc odpowiedź Vegi. Wreszcie mogli spędzić czas jak normalni ludzie, którymi chyba pomału przestawali być.
    Zanim jednak udał się do Ogrodów Rozalii wstąpił jeszcze na chwilę do swojego-już-byłego-ale-jeszcze-posiadanego mieszkania, gdzie część z jego rzeczy wciąż czekała spakowana w kartonowych pudłach, wziął szybki prysznic i przebrał się, bo po takiej wyprawie nie wypadało się komukolwiek pokazywać na oczy.
    Kiedy dotarł już na miejsce miał na sobie długie, ciemne jeansowe spodnie wciśnięte w czarne, skórzane trzewiki, do tego szary sweter z delikatnym wcięciem przy dekolcie, a na niego narzuconą materiałową kurtkę podobnego koloru. W kieszeni oczywiście nie zabrakło paczki fajek, choć w zasadzie można powiedzieć, że miał ją aktualnie w dłoni i sięgał po zawartość. Vegi nie było na horyzoncie, więc czymś się zająć musiał. Kiedy pomarańczowy żar rozbłysnął, schował dłonie do kieszeni kurtki, bo pogoda w Glassville stawała się coraz podlejsza – za czym nie przepadał – a jak na złość nie miał nigdzie rękawiczek i zdziwiony wyciągnął z jednej coś chłodnego. Zszywacz? Co tu robi zszywacz? Wzruszył ramionami i włożył przedmiot z powrotem. Najwidoczniej rzeczy, które rok temu przepadły się w niewyjaśnionych okolicznościach, nagle postanowiły się odnaleźć. No cóż.
    Przechadzał się samotnie po najbliższych ścieżkach, wzrokiem wciąż szukając różowego karzełka, a kiedy w końcu ją dostrzegł natychmiast poszedł w tamtym kierunku, by objąć kruszynę w silnym uścisku, a następnie ucałować jej czoło.
    - Dzień dobry kochanie, mam nadzieję, że tęskniłaś. – Uśmiechnął się lekko i obejmując ją w pasie ruszył na przechadzkę. W gruncie rzeczy, nie to chciał jej powiedzieć, ale każde słowo jakoś uleciało, gdy twarzy ukochanej była tuż przy jego. Tak, zdecydowanie tego mu było trzeba. - Jakie masz dziś plany? Może pozwolisz się gdzieś później zabrać, hm? Oczywiście w odludne miejsce! – Spojrzał na nią z nieukrywaną nadzieją. Nie chciał, aby odmawiała, ale bał się, że te ładne bajki nie trwają za długo. Taki to mu chyba los przyszedł. Najpierw sam się od świata izolował, a teraz, gdy znów miał blisko siebie Vegę, nie mógł jej spotykać na tyle często, aby czuć się w pełni usatysfakcjonowanym. Miłość chyba naprawdę potrafiła robić potworne rzeczy z człowiekiem, ale… Póki ją miał, nie przeciwstawiał się.
    Przy pierwszej napotkanej śmietniczce zgasił papierosa i skupił się na kontemplowaniu jesiennego krajobrazu w jednym z ładniejszych miejsc w tym mieście.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 17 Listopad 2015, 17:51   

    Była bardzo zmęczona ostatnimi długimi tygodniami. Poddawana wielu próbom, wciąż unikała porażki. Natłok wiedzy spotykał się z ciepłym przyjęciem, lecz czas robił swoje. A raczej nie robił swojego, bo pomimo jego upływu, Gwiazdka nadal była jakby w jednym miejscu - tym, które stara się zgładzić jej plany, narzucając natłok rzeczy do zrobienia.
    Miało się to jednak już skończyć; udobruchać ją miały coraz dłuższe wieczory i chłodniejsze dni, złota jesień przywitać swoimi barwami.
    Ubrana była w długie, jeansowe spodnie, których nogawki zatopione były w kozakach; bluzkę z długim rękawem i w jesienny płaszcz, który kapturem ukrywał część jej barwnej fryzury. Wszystko pozostawało w stonowanych barwach czerni, ciemnego brązu i delikatnej czerwieni. W torebce posiadała kilka pomniejszych rzeczy, należących do kobiecych potrzeb, a także trochę elektroniki i jakieś drobne elementy archeologiczne i medyczne.

    Spotkali się. Zanurzyła się w ramionach ukochanego, milcząc i chłonąć z jego bliskości. Nagle zaatakowała jego usta swoimi, o truskawkowym posmaku.
    - Dzień Dobry, ukochany. Pewnie, tęskniłam.
    Starała się, ale zmęczenie wciąż przywiązywało się do jej głosu, zatapiając swoim ciężarem każdy objaw entuzjazmu. Plany na dzisiejsze wieczór były puste równie, co jej chęci do większych wybiegów.
    - Miałam plan odpocząć tutaj... A potem spotkać się z Alicją. - Alicja była jej współtowarzyszką na oddziale kardiologi. Miały sobie przekazać papiery, gdyż ostatnimi czasy zaopiekowała się pacjentami Vegi pod jej dłuższą nieobecnością. Teraz wracała już do normalnych godzin pracy i przejęcia na powrót swoich serduszek.
    - Może za tą moją nieobecność zaskoczysz mnie czymś w domku? Ewentualnie wtedy gdzieś wyjdziemy... - Mimo wszystko nie chciała go zbywać, a długi wieczór na to jej zezwalał (zmęczenie już mniej). Póki co, mają piękne popołudnie i równie znakomite ogrody!
    - Na razie tutaj zostańmy... Te liście są cudowne, nie uważasz? - wymknęła mu się z objęć, podchodząc do drzewa, pod którym leżała prawdziwa kolorowanka. Powoli pokłady energii wydobywały się z niej, napawając optymizmem.
    - Dawno nie byłam w tym miejscu o tej porze! - pociągnęła go za dłoń i wprowadziła w ogrody czterech pór roku, we fragment tożsamy z tym, co jest w kalendarzu.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 17 Listopad 2015, 18:36   

    - Coś podobnego. Zapracowana Vega dziś nigdzie nie znika, a grzecznie wieczorem wróci do domu. – Może jednak dobre bajki istnieją? - Dobrze. W takim razie później sobie wszystko nadrobimy. – O ile oczywiście zmęczenie nie znuży go przed powrotem Gwiazdki, bo choć taka opcja istniała, postanowił, że będzie się trzymał hardo z przygotowaną niespodzianką. - Chociaż nie rozumiem czemu ja mam wynagradzać swoją jedną jedyną nieobecność, a ty już nie... – Powiedział cicho, tak by go nie usłyszała, o co nie ciężko, ponieważ pomknęła już przed siebie.
    Nathan musiał przyznać, że w tym roku jesień prezentowała się wyjątkowo uroczo, ale czy nie było tak za każdym razem? Właściwie nie miał wielu okazji tego zauważać, kiedy siedział zamknięty w domu. Cuda się działy, niczym na święta.
    Sam także skierował się pośród liści, ale zdecydowanie spokojniej, to w końcu ona miała w sobie coś z dzieciaka, i kilka różnobarwnych liści wziął w dłonie. Szukał większych, mniejszych, ważne, aby w całości oraz bez paskudnych brązowych plam. Już chciał napomknąć, że nie podoba mu się, gdy widzi ją tak bardzo zmęczoną, że się martwi i chyba lepiej, gdyby się to zmieniło… Jednak nie mógł przecież tego wymagać, zdawał sobie sprawę, że ma u swojego boku zbyt ambitną osobę, która pracowała nie dbając w ogóle o zdrowie. Mógł jedynie postarać się iść na jakąś ugodę.
    Teraz widział ją żywszą, weselszą. Po co to psuć?
    - Patrząc po twojej frekwencji w domu, powinnaś zdążyć zwiedzić już cały świat. – I to nawet nie jeden. Ale miał nadzieję, że Vega nie szlaja się dniami po Krainie Luster. Ani za nią nie przepadała, ani nie bywało tam bezpiecznie dla przeciętnego człowieka. - Byłaś już Miss Mokrego Podkoszulka, może teraz zostaniesz Miss Jesieni? – Poszedł za nią, gdy pociągnęła go za sobą w głąb ogrodów, a tam czekały kolejne rodzaje drzew posiadających odmienne kształty liści. Ten fakt zamierzał wykorzystać.
    - Zrobię ci czapkę. – Wypalił nagle z entuzjazmem pięciolatka, który dostał misję specjalną od starszej siostry, ogniki niebezpiecznie błysnęły w złotych oczach, a w dłoni natychmiast pojawił się zszywacz, którym zaczął przyczepiać jeden liść do drugiego w jednym wielkim artystycznym nieładzie. Po chwili uniósł poirytowany wzrok na Vegę. - Co tak stroisz? Leć po nowe liście! Tylko ładne! – Poinstruował ją, machając dłonią w przypadkowym kierunku, jakby twierdził, że tam najlepiej będzie zacząć poszukiwania, po czym przykucnął pod drzewem i wrócił do pracy.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 17 Listopad 2015, 20:08   

    Wyczula u Szopka pretensje o jej nieobecności, nawet jeśli wszystkiego co miał do powiedzenia, nie usłyszała. Nie czuła, aby mogła to zrobić lepiej - była zmuszona do takiego ukrywania prawdy. Kiedyś mu powiem, pomyślała, próbując póki co nie zdradzać się na tym parszywym kłamstwie.
    - Cały świat to wiele, zbyt wiele, na jedno życie. Ale może przeżyjemy wspólnie niejedno z tych, które się nam dostanie? Chciałabym...
    Przypadkowo słyszący ich Strach zarówno mógłby zapewnić ich o tym, że to możliwe, jak i najpewniej nazwać to drugie życie przekleństwem.
    Lepiej może być zombie?
    Nadziei nie miał złudnej - wiele w Lusterku nie gościła, co nie znaczy, że mówiła mu o każdej wizycie tam.
    - Mam nadzieje że tym razem mnie będziesz tylko ubierał bo wiesz, ludzie są tutaj. - Zarówno by się wstydziła - nawet udała zawstydzoną na moment - jak i nie chciałaby, by ktoś poza Szopkiem miał okazje skorzystać z jej wychładzania się na jesiennym zimnie. - Dla Ciebie zawsze jestem Miss, prawda?
    W odpowiedzi dał jej czapkę. Póki co jako zamiar, za jakiś czas w pełnej okazałości. Ale... czapka? Z tego? Zaśmiała się na myśl, że co w tym dziwnego, równie przyziemny ubiór jak niektóre dni w błocie spędzane z pędzelkiem w ręku. A przyznać musiała, że liście lepsze od kleistej ziemi.
    - No dobra - przyjęła postawione przez niego samemu sobie wyzwanie.
    Oglądając piękno przyrody, została zmuszona do działania. I to jeszcze z wytycznymi godnymi najwyższych standardów. Czy naprawdę chcesz, bym padła zmęczona nim dojdę tę parę kroków od wejścia do sypialni?!
    Bez przytaknięcia czy też innej formy zgody, pomaszerowała za najbliższą ścieżką. Gdyby jej nie znał, stwierdziłby, że zaprezentowała właśnie standardowego foch. Znał ją jednak na tyle, by wiedzieć, że ma w naturze pomijać pewne rzeczy w swojej postawie - i tak było tez tym razem.

    Przespacerowała po całym ogrodzie pór roku, zahaczając także o wiejski i japoński. W jej dłoniach błyszczały opadłe z drzew i krzewów liście oraz płatki kwiatów. W wolną przestrzeń torebki upchała liście w barwach od piaskowego począwszy, przez uwodzicielską czerwień i pomarańcze zachodu, po smocze brązy skończywszy. W tej talii znalazły się także srebrne i lazurowe liście, wiele także kilku kolorów, z mniej lub bardziej zaznaczonymi obszarami, wciąż jakby żywej, zieleni. Wymyślne kształty przywodziły na myśl pokaźną listę egzotycznych gatunków roślin, jakie ją spotkały, a niemal półgodzinna nieobecność miała prawo irytować Raccoona.
    W końcu zebrała tak wiele bez niego!
    Zaszła go do tyłu, rzucając mu się na szyję i szepcząc na ucho słodkie, lekko określając, słówka:
    - Zgadnij, gdzie listki uchowałam!
    Zanim jednak zechciał ją przeszukać, odsunęła błyskawiczny zamek torebki i wręczyła do jego dłoni potężną garść liści, po czym dołączyła pojedyncze sztuki, plątające się po zakamarkach torebki.
    - Mam nadzieje, że wystarczy?
    A żeby nie myślał o niej, że tylko na tyle ją stać, wyciągnęła z kieszeni sznureczek z nawleczonymi kasztanami, pomiędzy którymi znajdowały się nabite, malutkie płatki kwiatów. Same kasztany były również malutkich rozmiarów, a dziurki zrobiła grubą igłą, którą znalazła w odmętach torebki.
    - A to dla Ciebie, żebyś już dłużej nie zazdrościł, ze tylko ja w naszym związku jestem obdarowywana bransoletkami!
    Żeby bransoletka z ręki nie spadła, luz na sznurku i jego dwa końce tam si znajdujące pozwalały na łatwe skrócenie obwodu po założeniu biżuterii na nadgarstek.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 18 Listopad 2015, 12:57   

    Szopek uniósł lekko podbródek kobiety, by spojrzeć jej prosto w oczy, nieznacznie się przy tym uśmiechając, ale i gdzieś w środku tliły się wszelkiego rodzaju smutki i obawy pojawiające się na samą myśl o życiu po życiu.
    - Póki co, mam zamiar pozostać przy tym życiu i mam nadzieję, że ty również, dlatego nie myślmy o tym co może się zdarzyć, tylko co jest teraz.
    Przecież nie mieli pojęcia, jakie zdarzenia czekają ich za godzinę, chyba nikt tego nie wiedział. Bo wtedy… Mógłby zapobiec pewnym rzeczom.
    O rozbieraniu Vegi nawet nie myślał, tego by brakowało, żeby się tu przeziębiła! To nie jeden z tamtych letnich dni, kiedy można było sobie pozwolić na kąpiel w fontannie, choć coraz bardziej kuszącą opcją stawało się zatrzymanie jej w domu z tegoż właśnie powodu.
    - Mówisz, jakbyś miała się czego wstydzić. Gdzie się podziała Miss Samouwielbienia? – Ale nie miał innej możliwości, jak tylko jej przytaknąć, zgodzić się z zadawanym przez nią pytaniem. Wypada przyznać rację, kiedy już kobieta go wyręcza i sama się komplementuje, prawda?

    W zasadzie, dopiero gdy Vega odeszła, cały dobry humor również się ulotnił. Raccoon zdał sobie sprawę, że mając tak niewiele czasu dla siebie, on jeszcze z niego nie korzysta i wysyła ją gdzieś samą, zamiast podnieść cztery litery i zrobić to wspólnie. Mądry Szopek po szkodzie, może następnym razem uniknie tego błędu.
    Kiedy już wykorzystał wszystkie zebrane przez siebie liście oraz kilka naprawdę dorodnych, które w międzyczasie opadły z drzewa na jego ramiona, zaczął doszukiwać się wzrokiem różowych pukli włosów, których właścicielka postanowiła zrobić mu niespodziankę i zajść od tyłu z dość hmm dwuznacznym zdaniem. Już chciał napomknąć, że przecież nie chciała się rozbierać, ale wypowiedź tę zachował wyłącznie dla siebie.
    Za to w odpowiedzi pociągnął ją mocniejszym ruchem w dół, tak by wylądowała w usypanej obok kupce liści, ale przy okazji nie zgubiła w nich tych zebranych przez siebie.
    - Widzisz? To niebezpieczne tak się zakradać do ludzi! – Wytknął w jej stronę język, ale listki przyjął z podziękowaniem i nawet gwizdnięcie zachwytu udało mu się z siebie wydobyć, bowiem Vega spełniła swoją misję znakomicie. - W takim razie za chwilę każdy będzie ci zazdrościł garderoby. – Nim jednak ruszył do dalszej pracy, ukochana podarowała mu wykonaną przez siebie bransoletkę, co od dawien dawna uznał na najpiękniejszy prezent, jaki mógł otrzymać – coś wykonanego własnoręcznie, od serca. - Dziękuję, kochanie. To naprawdę miłe. A takie Gwiazdki powinny być wręcz zasypywane prezentami. – Pochylił się w jej stronę, by dodatkowo wyrazić swoje zadowolenie pocałunkiem i cichym szeptem do uszka, który mógł znaczyć tyle, co „Reszta w domu.”
    A później szybko doczepiał kolejne liście, te ładniejsze oczywiście dając na wierzch i jak się okazało, nawet nie zabrakło mu zszywek, bo były jakby wyliczone. Dodał drobne detale, dopełniające całości, po czym gotowy a la kapelusz (nie komentuj tego zdjęcia…) założył na głowę Vegi, strącając tym samym kaptur, który się na niej znajdował i chwycił jej dłoń między swoje.
    - Gotowe. Teraz możemy się przejść, póki jeszcze żadne z nas nie zmarzło. – Spojrzał na nią w nadziei, że ma rację i dziewczynie zimno nie jest, a jeśli się zgodziła na spacer, to ruszyli dalej podziwiać jesień i cieszyć się swoją obecnością.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 18 Listopad 2015, 14:28   

    Nie spodziewała się, że będzie nią tak pomiatał. Przynosi mu kwiaty, tfu, liście, a w zamian ląduje w kupce, która była przy nim! No to po co ją wysyłał?!
    Zastanawiała się, co mu napomknąć: czy to, że nie mógł się jej doczekać (zwątpił!) i samemu zgarnął liście, czy zganić go za bezsensowną decyzję (ślepy!), bo kupka liści była tuż-już obok. Zanim wybrała, czemu towarzyszyła odpowiednia irytacja, wymalowana na twarzy z powodu powodów, zdążyła się rozmyślić. Jeszcze będziesz żałował, że mną tak w liście rzuciłeś. Tylko wpadnij w moje brudne od ziemi łapska na wykopalisku!
    - Gdyby były zasypywane, to zamiast układów planet miałyby na prawdę spory, kosmiczny śmietnik, nie sądzisz? - I niech nawet nie próbuje myśleć o jej zrównaniu prezentów ze śmieciami, bo, naprawdę, uzna, że lata koło niej jak jakaś planeta i nie ma nic do powiedzenia.

    Obserwowała jak zajmuje się konstruowaniem czegoś mającego być z założenia czapką, ale nie dostrzegała odpowiedniego kształtu. Dopiero gdy tego formowanie dobiegała końca, złapała się na swym błędnym wyobrażeniu, otrzymując nie byle nakrycie głowy.
    - Dziękuję - odparła szczerze. - A skąd wiesz, że nie zmarzło? Zimowe ogrody są na prawdę zimowe, wiesz?! - Ciekawe tylko, co tam za liści szukałaś? Ciii!
    Tak, domagała się bycia przytuloną, bo ostatnio bardzo dobrze radziły sobie w tym względzie liście, a nie jego ramiona. Czasem poważnie się zastanawiała, że chyba dziecinność z niej nigdy nie wybyła, a prowadzi się z nią jakby była jej niezbywalną cząstką.
    - Jutro razem zrobimy obiad i nawet nie myśl o tym, że oszczędzę cię tak, jakbyśmy naprawdę tylko gotowali. Ale spokojnie, ziemi z Afryki nie przyniosę! Kości też do wywaru nie dołożę, bynajmniej nie ze swojej kolekcji. - Nie z przypadku dotknęła jednej z jego kości dłoni, jakby chcąc zdrapać z niej cienką skórę i pochwycić jako zdobycz.


    Spacerowali blisko godzinę po Ogrodach Rozalii, po czym Vega spojrzała na godzinę - godzinę niebezpiecznie wykraczającą poza granicę bycia spóźnioną, przy wzięciu poprawki na dotarcie w docelową część miasta.
    - Czas na mnie, kochanie - oświadczyła z lekką radością, wymalowaną na twarzy, bo wiedziała, że jeszcze niespełna dwie godzinki i powinna na powrót być w domu. Wraz z ukochanym.
    Jej także przydałoby się przewidywanie przeszłości.
    Nie oczekiwała długiego pożegnania,przecież znika tylko na chwilę. Odeszła w przeciwnym kierunku..... c.d.n.


    z/t
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 18 Listopad 2015, 17:31   

    Ależ oczywiście Szopek nie zapomniał w pierwszej kolejności nieco ciepła dodać Vedze poprzez zamknięcie jej w swoich ramionach, a później podczas spaceru również jedną ręką wciąż ją obejmować. Zapewnienie o wspólnym spędzeniu jutrzejszego dnia uznał za pewniak, więc odetchnął ze spokojem i nadzieją, że być może wszystko się unormuje oraz że niepotrzebnie w głowie sobie nieobecności różowej panny wyolbrzymiał. Praca, jak praca – to, iż on mógł bez problemu siedzieć w domu podczas wykonywania swojej, nie znaczyło, że ona także. Jednak nie pierwszy dzień z nią mieszkał, aby takie rzeczy móc dostrzec…
    - O kościach mi nawet nie wspominaj, ja tym twoim kolekcjom nie ufam. Strach wejść do domu, co dopiero tam, gdzie je trzymasz. Pewnie pochodzą od jakichś cholerstw, o których mi nawet nie powiesz, bo w przeciwnym wypadku byśmy razem nie mieszkali. – Nie doszukiwał się żadnej reakcji zwrotnej, po prostu wiedział, że tak właśnie było. Kto normalny trzyma takie coś? Mogłaby spokojnie otworzyć wystawę muzealną.

    Z każdym krokiem robiło się później i sam był świadom, że Gwiazdka powinna się zbierać. Im szybciej załatwi swoje sprawy, tym wcześniejszą porą wróci, zamiast szlajać się sama nocą po mieście.
    - Dobrze, uciekaj. Tylko uważaj na siebie i dbaj o czapkę. Ach, i pozdrów Alicję. – Czy on w ogóle ją znał? Mniejsza o to, przez grzeczność mogła to zrobić.
    Pożegnał się w podobnym geście, jaki uczynił przy powitaniu – ucałował jej czoło, a później odprowadzając kawałek wzrokiem, sam ruszył w kierunku domu. Nie zapomniał oczywiście zaraz sięgnąć po tkwiącą w kieszeni paczkę fajek i pozostawiając za sobą delikatne smugi dymu, zniknął gdzieś za zakrętem.

    zt
    _________________
     



    Nocny Muzykant

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica
    Godność: Marionette
    Wiek: 22
    Rasa: Kotek z Czarnobyla
    Lubi: Dobrą herbatkę *-*
    Wzrost / waga: 167/45
    Aktualny ubiór: Mundur SCR http://i.imgur.com/J2Yu3Yx.jpg
    Znaki szczególne: dwa lwie ogony
    Pod ręką: Drewniany flet, sztylet
    Broń: Sztylet
    Bestia: Innocenza (Luna)
    Nagrody: fiolka czaru Słoneczny Psikus (jednorazowego użytku), Bolerko Niewidko, Korale Zamiarne, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
    SPECJALNE: Mistrz Gry, Strażnik spisów
    Dołączyła: 30 Maj 2015
    Posty: 805
    Wysłany: 19 Listopad 2015, 12:32   

    Gdy Vega zniknęła z pola widzenia Szopka nagle uświadomiła sobie, że ktoś za nią podąża. Jednak gdy się odwracała nikogo nie widziała. Po kilku minutach poczuła jednak dziwne ukłucie w dolną partię pleców. Praktycznie od razu zaczęło jej się kręcić w głowie. Nim jednak straciła przytomność poczuła, że w ostatniej chwili ktoś ją łapie i podnosi delikatnie po czym zaczyna ją nieść. Mogło jej się nawet wydać, że podejrzanym jegomościem jest Racoon. No bo musiał to być facet skoro ją uniósł.
    Wszelkie wątpliwości jednak rozwiały się gdy tuż przed całkowitą utratą świadomości, poczuła jak ktoś zakłada jej coś na głowę po czym rzuca ją na podłogę jak jakiś worek kartofli. Następnie nastała ciemność.

    Samochód ruszył jakby nigdy nic. Nikt się nie zorientował, że coś jest nie tak, że to nie jest normalne. Kobieta zasłabła na ulicy, a jakiś ktoś, pewnie chłopak albo brat, wziął ją na ręce po czym zniknął za rogiem. Nic niezwykłego, każdemu może się zdarzyć gorszy dzień. Jednak nikt nie podejrzewał, że gdy skręcą za rób to kobieta zostanie związana, na głowę jej zostanie nałożona dziwna maska, a ona sama zostanie przetransportowana w nieznane nikomu miejsce.


    zt MG+Vega
    _________________

    Seven
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 8 Grudzień 2015, 21:03   

    Ach te piękne ogrody, zawsze ich widok potrafił pocieszyć kobietę. Obecnie znowu zaburzenie efektywne dwubiegunowe dawało o sobie znać. Ale czuła, że smutek może się skończyć lada chwila. A na pewno dobrze wpłynie na to zaspokojony apetyt.
    Było już grubo po trzeciej godzinie. Seven wyszła niedawno z pracy. Dzierżąc w dłoni szklaną butelkę o pojemności 0,7 l, wypełnioną zaledwie do połowy napojem bogów, przemierzała swobodnie uliczki miasta. Nie obawiała się raczej ludzi, w końcu była lepsza od nich. Dotarła w końcu do ogrodów. Mijając kolejne, bogate w piękno alejki trafiła na „Cztery Pory Roku”. Ruszyła prosto do „Wiosny”, byleby tylko poczuć trochę tej mistycznej energii odradzającej się przyrody. Usiadła na ławce, zastanawiając się nad sensem swojej egzystencji. Była mocno zdołowana, no i głodna. Ale była zbyt wybredna, nie jadła byle czego. Próbując zabić głód odpaliła papierosa, upiła łyk taniego wina, wsłuchując się w jakąś smętną melodię, którą odgrywał jej telefon przez słuchawki. Dziewczyna przymknęła oczy, zaciągając się papierosem. To ją tak uspokajało. Było jej tutaj całkiem przyjemnie. Nie wiało, nie padało, ogólnie to miejsce było jakąś enklawą oddzielającą ją od zła tego świata. Mogłaby przysiąść, że tutaj dobrze byłoby umrzeć. Wgłębiając się w ten temat, wyłączyła nierozważnie swoje zmysły. Zamknięte oczy, muzyka zagłuszającą wszelkie odgłosy. Była tylko Seven i natura. Czuła się tutaj całkiem bezpiecznie, mimo że każdy mógł tutaj wejść. Upiła kolejny łyk wina, ale nie czuła się pijana. Najprawdopodobniej niezbyt wysoka temperatura dobrze wpływała na stan jej głowy. Mogło to mieć również związek z tym, że po prostu nie łatwo jej się było upić. Z jednej strony błogosławieństwo, ale z drugiej przekleństwo.


    // Rozpiszę się w miarę rozwoju fabuły. :D //




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 9 Grudzień 2015, 13:21   

    /Na krótsze się łatwiej odpisuje, nie zabija ściana tekstu :D

    Nie miał pojęcia, ile razy okrążył miasto, ile zakamarków zwiedził, przy okazji dokładnie każdą możliwą drogę, którą Vega mogła udać się do Alicji, nie zapominając także odwiedzić samej kobiety, by jeszcze w cztery oczy z nią porozmawiać. Oczywiście mieli pozostać w razie czego w kontakcie, choć chyba oczywistym powinno być, że to Nathanowi bardziej na tym zależy.
    Mimo wszystko próbował zachować trzeźwy rozum i spokój, bo nerwy w niczym nie pomogą, tym bardziej, kiedy poruszał się na motocyklu. Dlatego doszedł do wniosku, że takie krążenie w niczym nie pomoże, robiło się coraz później, cała okolica spowita była w ciemnościach, co ta pora roku miała do siebie. Postanowił jeszcze raz zajrzeć do Ogrodów Rozalii, na wszelki wypadek, a później udać się do domu i tam na nią zaczekać. Jeśli nie pojawi się do jutra, podjąć już poważniejsze kroki i sprawę skierować na policję, choć zapewne działań nie ułatwi fakt, że to nie pierwsze takie zniknięcie ukochanej… No ale wcześniej przynajmniej miał z nią kontakt!
    Zaparkował swoją Yamahę w przeznaczonym do tego miejscu, sam ruszając na poszukiwania. Z każdym krokiem zaczynał coraz bardziej wątpić w swoje zdolności odnajdywania, których przecież nie posiadał. Niekiedy też żałował w takich chwilach, że nie jest jakąś magiczną istotą mogącą sobie poradzić zdecydowanie lepiej – wyczuwaniem innych, czy… no jakie tam jeszcze są ich moce? Ale nagle wzrok Szopka powędrował na niską sylwetkę siedzącą na jednej z ławek ogrodów. Siedziała tyłem do niego, ale on WIEDZIAŁ.
    - Vega?! – Przyśpieszył kroku, tak samo jak jego serce przyśpieszyło swoje bicie. Co ona sobie wyobrażała, że siedzi tutaj jakby nigdy nic? Że nie ma zamiaru się odezwać, odpowiedzieć na choćby jedną wiadomość? Co takiego zrobił źle podczas ich spotkania, że nie chciała nawet w środku nocy wrócić do domu? Chyba muszą porozmawiać.
    Mina natychmiast mu zrzedła, gdy dotarł do osoby. Delikatne światło jednej z latarni nie dawało pełni widoczności, jednak mógł bez problemu zauważyć, że dziewczyna naprzeciwko pozbawiona jest różowych kosmyków, a także i ubrana zupełnie inaczej niż była Vega. Grunt znów zaczął osuwać się spod jego stóp.
    Jeśli Seven dostrzegła czyjś cień przysłaniający jej co rusz światło latarni oraz postanowiła wyjąć słuchawki, mogła usłyszeć jego dalsze słowa.
    - Proszę mi wybaczyć tę pomyłkę. – Rysy twarzy, którym się przyglądał nie wyglądały obco. Bardziej znajomo, chyba nie miał co do tego wątpliwości. Ale czy miał czas i ochotę na rozmowę z nią? - Och, dobry wieczór Evo. W tych ciemnościach ciężko ludzi rozpoznać… Czy to nie zbyt późna pora na spacery dla tak młodej damy? – Nie znał jej na tyle, by miał świadomość ile Seven ma lat, jednak był pewny, że sporo mniej niż on sam. A jak widać pałętanie się nie bywa bezpieczne nawet w dzień.
    Bez względu na wcześniejsze obawy, musiał odpocząć, odsapnąć i zebrać się w sobie, zanim ruszy z powrotem do domu. Jego zmęczenie dawało się we znaki, bo krótka drzemka nie była wystarczająca, szczególnie przy takim natłoku wrażeń. Usiadł obok, sam również odpalając jedną z fajek, bez słowa ją łapczywie pochłaniając.
    Seven
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 9 Grudzień 2015, 21:48   

    Względny spokój Seven przerwało dziwne uczucie. Konkretnie to fakt, że ktoś na nią patrzy. To dziwne zjawisko, które pozwalało nawet zwykłemu śmiertelnikowi poczuć, że jest obserwowany, nawet kiedy śpi! Było to ogólnie samo w sobie fascynującą rzeczą, ale przede wszystkim przydatną. Ile żyć uratowało to uczucie dyskomfortu? Można śmiało stwierdzić, że w momencie kiedy oczy dziewczyny się otworzyły zaiskrzyły w nich jakieś błyski. Jak gdyby mini burza. Oczywiście dziewczyna nie używała w tym momencie mocy, bo po co? Jednak była gotowa jej użyć w każdym momencie. Plusem dodatnim używania mocy było to, ze mogła kogoś lekko porazić, jeżeli jej dotknął. A plusem ujemnym (jak to niektórzy mówią) fakt, że mogła to być niewinna osoba. Wracają do głównego wątku. Seven otworzywszy już oczy, zauważyła cień rzucany przez jakąś wysoką postać. I usłyszała jakieś nieznane sobie imię. Odwróciła się też szybko za siebie, a papieros wypadł jej z ust. Zauważywszy swojego poczciwego sąsiada, powiedział pod nosem:
    - Kurrrrrrrrrrrrwa.
    No przecież nie będzie paliła kiepa z ziemi. Wyciągnęła jakąś siatkę z kieszeni i wrzuciła do niej niedopałek. W końcu to miejsce było na tyle piękne, że za zaśmiecanie go powinna być kara chłosty. Nie widząc nigdzie śmietnika schowała siatkę z powrotem do kieszeni. Odpowiedziała smętnie:
    - Szczerze to do dupy ten dzień, Nat. Jak wszystkie. I żadna pora doby nie jest bezpieczna dla kobiety.
    Siadła na ławce z powrotem, a tuż obok niej przysiadł się mężczyzna. Milutko. Wyczuwała delikatną aurę perfum, potencjału genetycznego jak i dużej wyobraźni. Eureka! Dziewczyna w jednej sekundzie wiedziała już co robić. Jej modły zostały wybłagane. I tak o to ofiara sama przyszła do drapieżnika. Upiła spory łyk wina i położyła butelkę między sobą, a Nathanem. Zapytała obojętnie:
    - A Ty co tutaj robisz?
    Standardowe pytanie, z nieudawaną obojętnością. Skoro i tak już miała ciężki dzień, a raczej okres w życiu to przecież nagle nie będzie tryskać energią i entuzjazmem. Zastawiała sidła na swoją ofiarę. Cały misterny plan już sam rysował się w swojej głowie. Oh jak dobrze, że była kobietą. To dawało je kilka porządnych argumentów, dających jej przewagę. Spojrzała swoimi dużymi, smutnymi oczami na mężczyznę, który zaciągał się papierosem. Widac było, że jest zmęczony, przygnębiony i jakiś taki przygaszony. Wyciągnęła kolejnego śmierdziucha z paczki, włożyła do ust i odpaliła. A raczej próbowała. Bo jak na złość właśnie skończył się gaz w zapalniczce. A miała tylko jedną. Nosz kurrrrrrrrrrrrrrr......... Zapytała więc grzecznie:
    - Odpalisz mi?
    Miała już dzisiaj misję, wyrzucić kiepa do śmietnika, kupić zapalniczkę i pożreć duszę tego śmiertelnika. A raczej jego sen.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 10 Grudzień 2015, 15:27   

    Chwilę wpatrywał się w poczynania Seven. Ta osoba chyba już na zawsze pozostanie dla niego tak bardzo odmienną od własnego charakteru, że nigdy nie będzie w stanie jej zrozumieć i nie wiadomo czy w ogóle polubić. No, bo akceptacja towarzystwa, a lubienie, to przecież dwie odrębne rzeczy. Jako potomek arystokratycznego rodu miał nienaganne maniery, ale jako człowiek posiadał również wolną wolę – przynajmniej tak sądził. Owszem, niekiedy zastanawiał się, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby wychowywał się w innym środowisku. Naprawdę mógłby się z nim pogodzić? Coś go w tym fascynowało, coś odrzucało, lecz nie wiedział, które bardziej. A skoro tej wariatce udało się zawrócić mu z głowie…
    Gdy już usiadł i poskładał do kupy wszystko, co Eva do niego mówiła, w pierwszej kolejności wyciągnął swoją zapalniczkę, by wspomóc człowieka w potrzebie, a następnie po kolejnym głębszym wdechu podjął się rozmowy.
    - Dzień zdecydowanie nie należy do najlepszych. Zapowiadał się tak pięknie, więc jak zwykle coś musiało się spieprzyć. – Hę? Ale po co właściwie opowiadał jej o tym? Miał przecież szukać Vegi, wrócić do domu, a jednak tutaj wciąż tkwił. I powód chyba był taki, że potrzebował teraz kogoś, komu mógłby się wygadać i zająć myśli czymś innym, zanim przekroczy własny próg widząc, że mieszkanie jest puste. - Wypatruję… Wypatruję gwiazd. – No dużo się z prawdą nie minął, tak? Tak. - A tymczasem spotykam ciebie. – Mogło to zabrzmieć negatywnie, lecz mając tak podły humor, Nathan już nawet nie starał się być miły, czy też kontrolować złości, jaka powoli z niego schodziła. Chłód robił swoje, czuł, że pieką go poliki i nos, ale to dobrze, to zajmowało myśli. Papieros powoli się kończył, choć nie był to żaden problem, miał jeszcze pół paczki pod ręką. - Choć chyba potrzebujesz towarzystwa. – Skinął głową na trzymaną butelkę. - Albo kogoś, kto cię bezpiecznie odstawi do domu, skoro już przyznałaś mi rację. Co u ciebie? Nie było jakoś nigdy okazji, żeby spokojnie porozmawiać. – I to wcale nie dlatego, że Szopek specjalnie unikał kontaktów z innymi! Dopiero teraz, przy Vedze jakoś się zaczynał otwierać, powoli, małymi krokami. Oby nie doszło do tego, że bez krępacji przejdzie przez zatłoczoną galerię handlową lub nie będzie czuł na sobie setek spojrzeń podczas kolacji w restauracji.
    Ale tu nie było nikogo. Nie o tej porze. Tylko on i Seven. Mógł więc sobie pozwolić na chwilę swobody, przyjrzeć kobiecie, jak na przeciętnego człowieka przystało, zacząć zastanawiać czy to zwykłe młodzieńcze chlanie, czy też ma inny problem – podobnie jak on.
    Seven
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Grudzień 2015, 21:29   

    Dziewczyna była przystosowana do dzisiejszych czasów. A że obracała się w takim, a nie innym towarzystwie to po prostu była przesiąknięta bezczelnością, wulgaryzmami i po prostu chamstwem. Owszem, wiedziała że kultura osobista wymagała również ładnego wysławiania się. Tylko że jej się nie chciało taką być. Była (jeszcze) w kiepskim nastroju, choć w butelce nadal ubywało trunku. Z jej punktu widzenia życie arystokrata było po prostu nudne. Wyobrażała to sobie jako sztywną szlachtę z kijem w dupie i milionami zasad, których trzeba się stosować. Tymczasem ona może i nie była spontaniczna, ale nie lubiła być przez nikogo i nic ograniczana. Pragnęła wolności. Cały czas do tego dążyła, próbując pogodzić to ze swoją naturą. Nie wiedziała jak się zmienić, była już zepsuta od samego początku. A jej sposób bycia mógłby sugerować, że jest sukkubem. Czy inszym demonem. Lubiła się bawić z ludźmi, choć w sumie ich nie lubiła za bardzo. Zwykłe zabaweczki, posiłki, które można też wykorzystać w inny sposób. Eh, seks i jedzenie to jedyne przyjemności w jej życiu. Skupiwszy znów swoją uwagę na mężczyźnie, który jej towarzyszył, zauważyła wyciągniętą ku sobie zapalniczkę. Oh, tak. Odpaliła papierosa. Ten utopijny proces spalania. Będący wręcz manifestacją swojej słabości wobec nałogu, który ograniczał jej wolność. Ale cóż, musiała dokarmiać swoje zwierzątko. Głód nikotynowy sprawiał, że czuła się podle. Zaciągnąwszy się już dłuższą chwilę, podsumowała krótko wypowiedź swojego towarzysza rozmów:
    - Takie jest życie. Ono jest jak parabola. Raz dotykasz gwiazd, a innym razem dna, czując jak wszelkie demony życia ciągną Cię tam, albo i jeszcze niżej. Czasem i może dobrze skorzystać z tego, że jest się w tym życiowym padole, przemyśleć wszystko i odbić się od tego dna.
    Seven wcale nie była taka płytka i głupia jak można byłoby sobie pomyśleć po jej wcześniejszych wypowiedziach. Ona znała życie, oj bardzo dobrze je znała. W końcu przez te pół wieku przeżyła pewne tragedie, ale musiała z tym żyć. Z całym piętnem przeszłości, bólem i obrzydzeniem. Nie miała lepszego wyboru. Dlatego łatwiej było jej żyć chwilą, szybko, intensywnie, bezmyślnie. Papieros powoli się tlił, a ona widziała w dymie wiele racjonalnych myśli. Była jeszcze w dołku, więc nie miała nic lepszego do roboty. Ale przede wszystkim brakowało jej też chęci. Wyczuwała też, że Nathan ma ciężkie chwile, więc postanowiła go wysłuchać. Raczej nie mogła mu nic doradzić, ale czasem samo wyrzucenie z siebie całego bólu było niczym katharsis. Odpowiedziała po chwili zamyślenia:
    - W życiu nic nie jest przypadkiem.
    Miała jakieś tam głębokie przeczucie, że jej los jest z góry zaplanowany. Tak było jej łatwiej pogodzić się ze wszystkim co się działo. Zignorowała też fakt, że mężczyzna być może ją obraził. Nie sądziła, żeby zrobił to celowo. Poza tym miał kiepski nastrój, więc był dla niej niczym ranna łania. Wystarczyło tylko poczekać aż podejdzie bliżej.
    - Właściwie to nie wiem, po co tu jestem.
    Odparła i podparła głowę na dłoni. Westchnęła cicho, założyła nogę na nogę i zamilkła na chwilę. Jak u niej? Głupie pytanie. Upiła potężnego łyka winiacza, wzięła bucha i odpowiedziała smętnie:
    - Tak jak widać.
    Wruszyła ramionami, bo co mogła mu powiedzieć? Nie znali się dobrze. Praktycznie to tylko z widzenia. Byli sąsiadami. Mieszkała klatkę obok niego, czasem się widywali gdzieś w sklepie czy ogólnie w tych rejonach. Znali się też po imieniu. Ale nie łączyła ich żadna więź. Nie mieli też póki co wspólnych tematów, po prostu się widywali. Wiedziała, że aby jej plan się powiódł musi sprawić, żeby mężczyzna czuł do niej jakąś sympatię. Bo póki co ich relacja była powierzchowna i nie dało się nawet stwierdzić czy pozytywna, po prostu neutralna. Zagaiła więc rozmowę:
    - Skąd taki podły nastrój?
    Nie trzeba byłoby być geniuszem, żeby odczytywać ludzkie emocje z mimiki twarzy i ogólnego zachowania. Nathan był przygnębiony, być może tak bardzo, że miałby już wszystko w głębokim poważaniu i po prostu wygadałby się dziewczynie. Szczególnie jej nie obchodził ból istnienia kogoś poza nią samą. Ale czasem trzeba udać zainteresowanie. Właściwie to nawet nie udawała. Potrzebowała informacji, aby wiedzieć jak się do niego zbliżyć.




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 11 Grudzień 2015, 18:17   

    Nie wiedział, czy słowa Seven przestają już do niego docierać ze względu na całe zamieszanie ze zniknięciem Vegi, a przez to poszarpanymi nerwami – jednym uchem wpadają, drugim wypadają, ale nie mają zamiaru zakotwiczyć się na tyle, by Nathan wyłapał ich większy sens, czy może chodziło o to, że dziewczyna była na tyle wstawiona, że sama nie zdawała sobie sprawy z tego, co mówiła, a słowotok nie miał końca. Ale nie przerywał, wpatrywał się w dal, od czasu do czasu pomrukując coś pod nosem, żeby Seven nie pomyślała, że ją ignoruje. Właściwie zastanawiał się, kto ma tu większą potrzebę wygadania się, bo że coś u niej nie grało, było oczywistym, nawet dla takiego dzikusa jak Raccoon.
    Za skończonym niedawno papierosem, w ruch poszedł kolejny. Zajęcie rąk czymkolwiek innym niż nerwowe stukanie o uda, to najlepsze rozwiązanie. A towarzystwo do tego miał wyborne, niezwracające mu uwagi, że w takim tempie jego płuca lada chwila zamienią się w czarny zlepek.
    - Tak uważasz? Sądziłem, że to jeden wielki przypadek. Nie sądzę, aby coś z góry zaplanowało mi całe życie, a i żeby były konkretniejsze powody zajścia pewnych zdarzeń. Ale to nie znaczy, że nie można tego zmienić na korzyść. – Jaki cel był w tym wszystkim, co się dzisiaj działo? Nie wierzył, że tak było, do tego Eva, choćby usilnie próbowała, to go nie przekona.
    Zapadła mała, niezręczna cisza. Przynajmniej dla niego. Ona nie chciała mówić, więc on nie wiedział, o co wypadało w takiej sytuacji zapytać, nie był obyty, nie obracał się na co dzień w nawet rówieśniczym towarzystwie… Co dopiero jeśli chodziło o obcych? Sądził, że tak wypada, widocznie się pomylił.
    Dlatego też zdziwiło go, kiedy dziewczyna zaczęła wypytywać o niego. Działało to tylko w jedną stronę? Miała go ciągnąć za język, podczas gdy sama zbywała pytania? Niedoczekanie…
    - Widać, że nie najlepiej. No cóż, nie mój interes. – Równie dobrze mógł stwierdzić, że Seven nie ma pojęcia, w jakim nastroju Szopek zazwyczaj bywa, nie mogła go więc nazwać podłym, nie znając człowieka. - Może to zmęczenie. Na pewno. Mam za sobą kilka długich dni, a dzisiejszy w pewien sposób całkowicie zmiażdżył mnie swoim ciężarem, ot. – Rozmasował jedną dłonią czoło, bo jak na domiar złego rozbolała go jeszcze głowa, a napady migren, choć u niego sporadyczne, rozsadzały niemiłosiernie głowę. To dobra pora, aby wrócić do domu. - Wybacz, nie chciałem się narzucać. Przejażdżka pochłonęła więcej czasu niż planowałem, a przecież ktoś na mnie czeka. – Taką miał nadzieję. Wstał z miejsca i spojrzał na spotkaną. - Odwieźć cię? – W końcu miał to zrobić. Nie będzie problemem, jeśli lekko zboczy z drogi, odstawi ją szybko pod blok i wróci do siebie.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 9