• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Osiedle Domków » Dom Gwiazdki i Szopka
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 18 Listopad 2015, 20:35   Dom Gwiazdki i Szopka



    Poza zwykłymi, wspólnymi pomieszczeniami w domu, każde z nich posiadało odrobinę przestrzeni dla siebie. Mieli różne hobby, mniej lub bardziej ekscentryczne, różne prace oraz przede wszystkim byli różnymi osobami. Nic więc dziwnego, że musieli mieć jakiś swój kąt, gdzie czuliby się swobodnie, niczym w kawałku dawnych oddzielnych mieszkań.


    Część Raccoona:
    Szopek nie potrzebował ogromnych pokojów, dwa niewielkie w zupełności mu wystarczyły. Jeden w zasadzie całkowicie stanowił garderobę wypełnianą na bieżąco ubraniami, które nie dość, że sam projektował, to jeszcze w wolnych chwilach starał się szyć. Oczywiście były one w pełni dostępne dla Vegi, jeśli miała życzenie cokolwiek z tego założyć, bo większość stanowiły sukienki, wszelkiej tekstury i kolorów, niepowtarzalnych krojów oraz przyozdobione delikatnymi dodatkami. Znaczną mniejszość stanowiły bluzki, krótkie, długie, pojedyncze sukienki oraz nie-jeansowe spodnie czy spodenki.
    W drugim pokoju, nieco większym od tego przeznaczonego na garderobę, Nathan pracował oraz oddawał się całkowicie swoim pasjom – graniu na fortepianie. O tak, tak, w większym domu mógł sobie bez problemu pozwolić na wymianę starego pianina na ten, przepiękny instrument w kolorach bieli.
    Przede wszystkim należy podkreślić, że w pomieszczeniu panował porządek, o który Raccoon z wielką przykładnością dbał. Znajdowały się tu dwa wygodne krzesła ustawione przy szklanym stoliku, gdzie mężczyzna siedział zaczytując się w książkach. Większość ścian zajęta była przez półki, szuflady, szafy i szafeczki – wszystko ze sobą idealnie zgrane, wykonane z hebanu, który współgrał ze ścianami barwy wpadającej niby w lekki fiolet, niby kawowy… ale wracając. Wewnątrz posegregowane były zeszyty, różnych wielkości bloki rysunkowe, masa kartek, karteczek, gdzie mógł przelewać z głowy swoje projekty. Dalej, gładkie, wzorzyste, we wszystkich kolorach materiały przydatne, kiedy sam brał się za realizację narysowanych kreacji, a także teczki z lubianymi przez niego i niezbędnymi przyborami do szkicowania. Wśród tego znalazło się także miejsce na dłuższe, niż to tradycyjne biurko, przy którym stał fotel biurowy. Na blacie, w jednej połowie stała maszyna używana do szycia oraz pojemniczki z nićmi, wstążkami, drobnymi koralikami czy innymi dodatkami. W drugiej, typowe miejsce do papierkowej roboty; zawierało lampkę, laptop oraz kalendarz z zaznaczonymi terminami realizacji zamówień i ważniejszymi danymi klientów/zleceniodawców. Całości dopełniały dwa manekiny stojące przy oknie, będące zazwyczaj pierwszymi testerami tworów, jakie wychodziły spod palcy Nathana.


    Część Vegi
    Jej azyl stanowi tandem dwóch sporych pomieszczeń: laboratorium i magazynu.
    Pierwsze posiada dwa robocze stoły i zestaw półek z różnymi narzędziami, zwykle prostymi, choć też i miejsce na mikroskop zostało znalezione. Drugie zaś to kwadratowe pomieszczenie wypełnione dookoła przezroczystymi, sięgającymi sufitu półkami i szufladami, wykonanymi z plexi. W owych zgromadziła wiele kości, zarówno ludzkich jak i zwierzęcych, które są odpowiednio opisane. Część z nich to z "przypadku" zabrane kości z miejsca wykopalisk, a inne to obiekty czystej kradzieży z muzeów czy wystaw uniwersyteckich. Są tu także i te zakupione na czarnym rynku. Za drzwiami znajduje się drabinka aluminiowa, a po środku mały szklany stół. Półki oświetlone są diodami od środka, choć zazwyczaj pomieszczenie jest zamknięte i pozbawione światła przez brak okien, podobnie jak w laboratorium.
    Takie szuflady są w magazynie i taki stoły w laboratorium: klik
    W przedpokoju, obejmującym wejścia do tych pomieszczeń, ustawione są zaszklone regały z książkami i innymi papierami naukowymi Vegi. Jest ich tyle, że można się przerazić faktem należytości do tylko jednej osoby.
    Na poddaszu zagospodarowała mały pokoik na miejsce prac po nocach, wytłumione wytłaczankami z jajek, z biurkiem goszczącym jej pancerny laptop, model Panasonica. Czasem znajduje Szopek tu Gwiazdkę w środku nocy, śpiącą nad klawiaturą. Podróż z nią do ich sypialni to najczęstsze rozwiązanie, jakiego się podejmuje.


    Z racji braku czasu każdego z nich, ogród za domem jest w małej części zagospodarowany - właściwie jest tam tylko trawnik i szopa z narzędziami. Każde z nich posiada swój pojazd, a oba stoją przed domem właściwie tylko gdy noc zapoznaje się z Glassville. W przypadku Vegi jest to skromny jeep, natomiast Nathan jest posiadaczem motocykla Yamaha YZF-R6 (2012).
    _________________




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 25 Listopad 2015, 19:58   

    Nathan wrócił do domu nieco wychłodzony po tych jesiennych spacerach, a także przez wzgląd na to, że obrał sobie dłuższą drogę powrotną niż początkowo planował. Nigdzie mu się nie spieszyło, nikt na niego nie czekał, bo to on miał czekać na Vegę. Dojdzie do tego, że zacznę myśleć o kupnie psa czy innego futrzastego cholerstwa... Jednak po dłuższym namyśle, zrezygnował z tego lekkomyślnego pomysłu, głównie dlatego, że wolał mieć spokój i nie musieć niczego wyprowadzać na spacer wśród tłumy innych ludzi. Jeśli pies się będzie wyprowadzał sam, to proszę bardzo.
    Zajrzał jeszcze do pobliskiego sklepu, kupił w nim głównie artykuły spożywcze, których w lodówce powoli zaczynało brakować, a skoro mieli teoretycznie z Vegą coś tworzyć, to wypadało również mieć z czego.
    Zanim przekroczył próg wyrzucił dopalonego papierosa i zgarnął bezpańsko stojące pudełko, które jednak zaadresowane było do niego. Paczka wcale go nie zdziwiła, przecież wolał robić zakupy w ten sposób, niż sam biegać po rozmaitych placówkach, by znaleźć potrzebny rodzaj materiału. Mając sprawdzonych, zaufanych dostawców nie musiał się więcej tym przejmować, a krępujące spotkania ograniczał do minimum.
    Odłożył wszystko na swoje miejsce, a że godzina była jeszcze wczesna, z braku konkretnego zajęcia usiadł z książką w fotelu, ale od nadmiaru wrażeń zafundowanych przez Krainę Luster, niemalże natychmiast zasnął.

    Huk spadającej na posadzkę twardej oprawy wyrwał Szopka ze snu. Przetarł twarz dłońmi, tym samym odgarniając nachalne włosy, a następnie przeniósł wzrok na okno. Było ciemno, choć jesienią to przecież zwyczajny widok. Jednak kiedy zegarek poinformował go o czasie, jaki upłynął, rozejrzał się po domu za Vegą.
    Jej rzeczy nie było, żadnego śladu po tym, żeby chociaż na chwilę wróciła również. Telefon – matko, kiedy to się stało, że Raccoon coraz częściej miał go przy sobie i traktował jak naprawdę potrzebny przedmiot codziennego użytku? - milczał, nie pokazywał żadnej wiadomości.
    Zmarszczył brwi i skierował się do pokoju, gdzie odnalazł spisane przez Gwiazdkę kontakty do różnych osób, a wśród nich widniała również Alicja.
    - Witaj Alicjo, nie chciałbym wam przeszkadzać... – Kobieta wtrąciła się w słowo, zaraz po tym jak w ogóle odezwał się przez telefon. - Jak to nie przyszła? O niczym nie poinformowała?… Nie, mnie też nie. Nie podoba mi się to… Rozumiem i dziękuję. W razie czego, będziemy w kontakcie. – Rozłączył się, ale urządzenie ścisnął w dłoni z taką siłą, że miał wrażenie, iż wiele z niego nie zostanie.
    Zadzwonił do Vegi, raz, drugi, dziesiąty… Zero kontaktu. Miał mieszane uczucia, nie wiedział już którym pozwolić wziąć górę. Z jednej strony martwił się, że nie dotarła na spotkanie z Alicją, nie powiedziała jej o ewentualnej zmianie planów, ani nie ma z nią żadnego kontaktu. Bóg jeden wie, co mogło się stać…
    - Cholera. – Wściekły strącił z szafki wazon z i tak już więdnącym kwiatem.
    Ale przecież nie pierwszy raz znikała, to żadna nowość. Tylko… Po co te obietnice? I spotkanie-przykrywka?
    Nie… Oszalałe serce mówiło, że tym razem, to nie są jej głupie wybryki.
    Przebrał się w cieplejsze ubrania, narzucił skórzaną kurtkę, wygodne buty... wrócił do pokoju, po Lisę, którą na wszelki wypadek lepiej było zabrać... po drodze z holu wziął kask i kluczyki, a wszystko po to, by za chwilę wsiąść na motor, mając nadzieję, że wskóra coś sam. Przejrzy dokładniej drogę z Ogrodów Rozalii do Alicji, przejrzy całe miasto jeśli będzie trzeba.

    zt
    _________________




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 3 Luty 2016, 14:48   

    Nathan miał nadzieję, że te niewielkie, choć jednak w nocy obecne, ilości alkoholu w jego krwi zdążyły już magicznie wyparować, a i po drodze do domu nie przytrafi mu się żadna kontrola policji, bo tego by jeszcze brakowało. To raczej on miał odwiedzić ich, nie na odwrót.
    Z mieszkania zabrał ze sobą średnich rozmiarów pudełko o nieznanej mu zawartości. Nie miał pojęcia, skąd wzięło się na balkonie, po co ktoś miałby je podrzucać i o co w ogóle chodziło, bo z całą pewnością sam by go tam nie zostawił. Nawet przez pomyłkę. Póki co nie zaglądał do środka, ani nie było sposobności przy Seven, ani głowy do takich trywialnych czynności. Umocował więc karton, który należało zauważyć, był naprawę lekki, być może pusty, na motocyklu i nakładając kask z lekkim piskiem opon ruszył do domu.
    Telefon milczał, świat milczał. Choć to drugie było dla niego przyjemnością w czystej postaci. Poranek był mroźny, jak to zimą być powinno, lecz słoneczny. Promienie przedzierały się przez blokowisko niekiedy rażąc go niebezpiecznie w oczy. Jechał jednak uparcie dalej. Ulica była pusta, ludzie jeszcze smacznie spali – cóż się dziwić, był weekend. Zwolnił nieco tempo, uspokoił oddech i obrał trasę dłuższą, prowadzącą przez rozleglejszą część miasta, głównie obrzeża i wywołujące po zmierzchu dreszcz zakamarki. Teraz miał ze sobą światło, lepiej mógł zbadać okolicę, wciąż mając nadzieję, że to tylko żart. Bardzo głupi.
    Wbrew jego oczekiwaniom, przejażdżka nie przyniosła żadnych rewelacji. Śmiało można stwierdzić, że tylko pogorszyła jego humor, odebrała kolejne nadzieje i cały zapał. Jak igła w stogu siana, Vega mogła być wszędzie. Świat był wielki, a jak się okazywało istniał nie tylko jeden…
    Zamknął za sobą z hukiem drzwi wejściowe. W domu nic się nie zmieniło, nawet ten cholerny potłuczony wazon leżał w tym samym miejscu, a on niezdara nadepnął na kawałek szkła. Zaklął soczyście, czego sam się nawet po sobie nie spodziewał, natychmiast wyjął tkwiący w stopie przedmiot, ale szkło tylko odgarnął na bok, by następnym razem nie załatwić się poważniej.
    Usiadł w fotelu. Kawa, którą sobie zrobił, dawno już ostygła i nie została nawet ruszona. Właściwie zrobił to mechanicznie, jak co ranek. Zerknął na leżące obok pudełko, chyba nie było sensu zwlekać z otwarciem. Odpieczętował więc taśmę szczelnie zalepiającą wieko, na wszelki wypadek potrząsnął, wsłuchując się w wydawane dźwięki. Coś tam było, bez wątpienia.
    I tym czymś okazał się być pluszak. Kilkunastocentymetrowa maskotka przedstawiająca niebieskie stworzonko, wcale nie Smurfa. To był Ciastorek. Tylko niezwykle miękki i… w pewnym sensie nieżywy.
    Natychmiast się wyprostował, a ręka zacisnęła się mocno w pięść na zabawce.
    Oby tylko ta wariatka nie postanowiła się wybrać tam ponownie sama po kolejne kryształy, czy inne przygody. Już dosyć nam ta kraina dopiekła, powinna mieć nauczkę. Ale jeśli… Jeśli nie pisnęła nawet słowem, myśląc, że nigdy się o tym nie dowiem, ale wypad okazał się być dłuższym niż przewidywała… Będzie mieć poważne kłopoty. Ona i nasz związek.
    Ze złości szczęknęły mu zęby, odrzucił pudło w kąt, coraz mocniej zastanawiając się nad tym, czy aby nie zaczynają mu doskwierać problemy z panowaniem nad złością.
    Usiadł w fotelu, odliczając w myślach stuknięcia wskazówek zegara, nawet nie dostrzegając, kiedy niespotykanie - jak na siebie - zmęczony, zwyczajnie zasnął.
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 15 Kwiecień 2016, 21:08   

    Uprosiła kierowcę o podwózkę na osiedle, lecz z dala od docelowego adresu zamieszkania, którego zresztą i tak nie podała. Samej zaś w międzyczasie przebrała się na powrót w ubrania cywilne, pakując wojskowy mundur do plecaka. Sąsiedzi nie muszą jej znać od strony niby-wojskowej - już wystarczająco tajemniczo się przed nimi zachowuje. Założyła również pistolet wraz z kaburą i paskiem. Smartfon pokazywał jej godzinę 8;40, a mroźne, zimowe powietrze trzęsło nią. Po spacerze przez połowę osiedla, w końcu otworzyła kluczami drzwi frontowe. Motocykl był zaparkowany, zatem narzeczony powinien być wewnątrz. Zobaczyła stłuczony wazon i już wiedziała i czuła wewnętrznie, że czeka ją niemiłą rozmowa z Szopkiem; niemiła przygoda. Ślady krwi na podłodze były nieznaczne, więc uznała, że to musi być jedynie drobne skaleczenie. Dotąd nie zastanawiała się nad tym, jak bardzo o nią mógł się martwić. Ale on mógł się co najwyżej martwić, a ona o swoje życie musiała dzielnie walczyć. Suma summarum, wycierpiała się tej nocy bardziej.
    Zmierzała się do wszystkiego przyznać, dość miała już tych wszystkich tajemnic przed nim. Walka o życie kolejny raz okazała się straszną i wpływającą na jej postrzeganie świata. Ciągłe uganianie się za problemami nie przynosiło obiecanych rezultatów. Błądzenie po omacku dawało zbyt wiele niespodziewanych dróg, którymi zmuszona była podążać. Potrzebuje więcej opanowania i kontroli, więcej planowania i mniej spontanicznego pchania się w centrum kłopotów. Brzmi to dość prosto, oczywiście, naturalnie i logicznie, ale w praktyce tak nigdy nie jest i nie będzie. Cokolwiek będzie próbowała, zawsze cień niepewności będzie ją krępował. Musi tylko nauczyć się z tym walczyć, przewidywać kształt cienia i zawczasu jego pojawienie sobie zwiastować. A przy tym wszystkim, mieć zawsze dokąd uciec. Bo może się jej udać raz drugi, piąty, dziesiąty, ale w końcu przyjdzie moment, kiedy wróci tutaj w trumnie.
    A tego nie chce. Chce się zestarzeć i na starość samej dzielić małżeńskie łoże, bo statystycznie jej mąż skona wcześniej.
    Pragnie odchować dzieci, a nie wysłać się im na pochówek.
    Niewiele brakowało, by z tym ogromem myśli rozpłakała się. Zostawiła glany w przedpokoju, których zdjęcie przyszło dość ciężko. Ruszyła ciężkim krokiem do sypialni, skąd dochodziło ją ciche chrapanie narzeczonego. Stanęła w drzwiach, oparła się zdrową stroną ciała o futrynę i powiedziała głośno:
    - Wstawaj. Chyba wróciłam.
    Posiadała na sobie ciemne spodnie dresowe, jasną, męską koszulkę i kurtkę przeciwdeszczową, choć damskiego kroju, to za dużą o dwa rozmiary. Ubiór pochodził z szafki w laboratorium, gdzie o garderobę dotąd nie pomyślała zadbać. A będzie musiała. Chyba - to znaczy, o ile tam jeszcze wróci. Włosy miała tłuste, przybrudzone, jeszcze wilgotne od pobytu w wodzie. Stopy miała nagie, z brudem między palcami i pod paznokciami. Rozpięty zamek kurtki zdradzał szarawy temblak, zawiązany na szyi, na której również można było dostrzec kolejny brud. Podkrążone oczy z niewyspania i dużego zmęczenia postarzały ją. Jedno ucho pozbawione było kolczyków - owe zginęły po drodze gdzieś w budynku, z którego uciekała.
    Kiedy Raccoon ujrzał ją, starannie na jego oczach wyjęła powoli broń z kabury lufa do dołu i położyła na pobliskiej szafce. Zabezpieczoną, rzecz jasna. Kolejno zdjęła ze zdrowego ramiona plecak w barwach morowych i rzuciła niechlujnie sobie pod nogi. Lekko rozwarty, zdradzał swoją zawartość - wojskowy mundur.
    Sięgnęła do tylnej kieszeni po dwie pary dokumentów. Jedne o znajomym Szopkowi pokrowcu - figurujące na Vegę, jaką znał. Drugie z kolei należały do Apryline Moss, wojskowej sierżant. Oba rzuciła tak, by wylądowały na jego kolanach.
    Zgarnęła z szafki rozpieczętowaną paczkę fajek i podążyła ciężkim krokiem w stronę drugiego fotela, z trudem go zajmując.
    Wyjęła z paczki papieros i zapalniczkę. Włożyła do ust i odpaliła, zaciągając się głęboko.
    - Trzymaj.
    Rzuciła mu oba przedmioty palacza.
    Zrzuciła popiół na podłogę, przygotowując się do długiej opowieści. Nie bardzo wiedziała, od czego zacząć, a ilość tajemnic zdecydowanie wykraczała poza przyjętą granicę poprawności. Jeśli świat się ma pierdolić, to bardzo pragnęła, aby nastąpiło to właśnie teraz, w tej chwili.
    Zaciągnęła się kolejny raz dymem i niezdarnie kaszlnęła. Nigdy nie paliła.
    Ile dzisiejszego dnia spali za sobą mostów?
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 16 Kwiecień 2016, 17:02   

    Przekręcanie klucza w zamku, trzask kolejno otwieranych i zamykanych drzwi, kroki - ciche, ale zawsze. Sen Nathana okazał się być płytszym, niż sam to podejrzewał, niemniej każdy z tych dźwięków docierał jak przez mgłę, zapewne również z opóźnieniem, a sam mężczyzna zaczynał powątpiewać czy to rzeczywistość czy majak, wywołany silnym pragnieniem ujrzenia Vegi w domu połączonym z narastającym bólem głowy. Od kiedy to zdarzało mu się tyle sypiać? I to na dodatek w dzień?! Wszystko usprawiedliwiał nerwowym wyczerpaniem, wszak żadna inna istota nie wprowadzała tyle zamieszania w jego życiu, co różowa pannica.
    Uniósł jedną z powiek, przekręcił głowę w stronę wejścia do salonu, gdzie bez wątpienia znajdowała się Vega. Vega, której... Nie poznawał, ale to musiała być ona! Nie zwlekając, szybko wstał z miejsca i równie prędko na nie wrócił, czując przejmujące kontrolę zawroty głowy, niemalże przysparzające o mdłości. Ukrył twarz w dłoniach, odetchnął ciężko i z nieestetycznie naciągniętą skórą na polikach, która została pociągnięta w dół w ślad za dłońmi, zaciekawiony obserwował poczynania kobiety. I milczał. Złote oczy wodziły za przemieszczającymi przedmioty rękami, no, może jedną z nich, później za podążającą na przeciwległy fotel sylwetką w dosłownym znaczeniu prezentującą idealny obraz nędzy i rozpaczy.
    Raccoon przyłożył palce do nasady nosa, usilnie próbując pojąć, co przez tę jedną noc go ominęło, a doprowadziło ukochaną do takiego stanu. Czy tylko on tu czegoś nie rozumiał? Czyżby przez te kilkanaście godzin świat dopadła apokalipsa, która zbawiennym cudem jego jedynego ocaliła przed zagładą? Za dużo dysharmonii nagle się zakradło do jego spokojnego, a przede wszystkim uporządkowanego życia. I wcale mu się to nie podobało.
    Specjalnie z głównym, prawie piskliwym dźwiękiem przesunął po dzielących ich stoliku popielniczkę. Mało, że sama teraz znacząco odbiegała od wyobrażenia Vegi, jakie posiadał wryte z nieświadomej głowie, to jeszcze i dom do kompletu chciała dorzucić? Niedoczekanie.
    Uspokoiwszy się nieco, tym razem powoli i ostrożniej, wstał z miejsca. Wciąż bez słowa, ociężale, widocznie niechętnie stawiał kolejne kroki nieuchronnie przybliżające go do kobiety. Co rusz pojawiała się na jego czole drobna zmarszczka nerwowo drgająca, dodająca wyrazu irytacji, to znowu rezygnacji i niezrozumienia, a ostatecznie srogości, jakiej często, może w ogóle nie dane było u niego oglądać. Wszystko to mieszało się, dowolnie przeplatało, by mógł ukazać się jeden wielki, niezdecydowany wyraz. Wyciągnął z jej dłoni papieros, odłożył go, wciąż palącego się, do popielniczki. Następnie, absolutnie się nie patyczkując, silnie chwycił za materiał kurtki i nawet jeśli miałaby ochotę uciekać, czy się wyrywać, zwyczajnie by na to nie pozwolił, choćby nie wiadomo co, zmusił ją do wstania. Wyraźnie cały drżał, nie mógł tego dłużej hamować, wszelkie stresy właśnie teraz z niego schodziły, oczyszczały poddenerwowany organizm. Przez to wszystko wykonał zdecydowanie zbyt gwałtowny ruch jedną z rąk w kierunku jej twarzy, nie powinna się tego spodziewać, bo i jego postępowania przewidzieć nie mogła, więc i nie powinna tego uniknąć. Ale... Nie musiała. Ręka sama ją wyminęła, tak by w efekcie końcowym wylądować miękko na tyle jej głowy w tym samym momencie, co druga na środkowej części pleców kobiety. Zamknął ją w swoich objęciach na tyle mocno, by nie pozwolić nigdzie uciec, ale jednocześnie mając na względzie w jakiś sposób uszkodzoną kończynę. Była prawdziwa, teraz zyskał pewność.
    - Vega... - Odezwał się wreszcie stygnącym w gardle głosem. - Co za skurwysyn ci to zrobił? Zabiję go. Najpierw zabiję jego. - Warknął tuż przy jej uchu nie kryjąc ani trochę swojej złości. Rozluźnił uścisk, w dwa palce złapał jej podbródek, by musiała na niego spojrzeć, a wcale miły widok to nie był, chyba nie liczyła na szczęśliwe zakończenie. - A później ciebie. - Coś niebezpiecznego błysnęło w jego oczach. Coś, co wskazywało na to, iż byłby do tego zdolny. Coś, co spowodowało, że ten kochany, statyczny Szopek wydał się nieznaną osobą.
    Zabiłbyś ją.
    Nie!
    Zabiłeś brata. Przecież jesteś do tego zdolny, nie miałbyś skrupułów. Nie udawaj, siebie nie okłamiesz.
    Zamknij się!
    Morderca!
    Stul pysk!

    Ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała, nie miał siły się z tym bić. Wrócił ponownie na swoje miejsce, zabierając przy okazji popielniczkę z jej zawartością, rzucając tylko przez ramię:
    - O fajkach zapomnij. - Wystarczyło, że jedno z nich się truło, ona mogła sobie tego oszczędzić.
    Gdy tylko usiadł, nie mógł pozwolić, by odpalony papieros się zmarnował, więc zaraz wylądował w jego ustach, przedłużając kolejną przerwę na milczenie. Szary dym rozniósł się po pomieszczeniu, podrażnił lekko jego śluzówkę, ale i dały namiastkę wytchnienia. Do tej pory nie oglądał rzuconych mu dokumentów, dopiero teraz poświęcił im większą uwagę, lecz tym samym tylko spotęgował pulsowanie w skroniach, które zaraz rozmasował.
    - Teraz słucham. Sądzę, że sama powiesz mi więcej, niż twoje demonstracyjne wejście. - Przybrał wygodniejszą pozycję, utkwił w niej spojrzenie świdrujących oczu i cierpliwie czekał na historię. Prawdziwą, rzecz jasna. Nie miał zamiaru przerywać, czy w ogóle reagować, a w ciszy poczekać, aż sama wszystko łaskawie wytłumaczy. Bo przecież co ją obchodziło, że jakiś tam mężczyzna całą noc odchodził od zmysłów?
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 17 Kwiecień 2016, 15:50   

    Gdyby zajmowała się cierpieniem Szopka, znalazłaby chwilę na ujrzenie jego przemęczonej twarzy, której sen wcale nie złagodził, bądź złagodził niewiele. Jego apokalipsa trwała jedną noc, ale ta przeznaczona dla Vegi posiadała niejasny moment rozpoczęcia się - wszystko zmierzało w złym kierunku, nie tam, gdzie z definicji powinno. Nawet związek z ukochanym padał pod ten znak zapytania, choć właściwie tylko dlatego, że pozwoliła na zaistnienie w nim tajemnic o sobie samej.
    Popielniczka. No tak, tam się wrzuca popiół. Odkrycie rok. Nie skorzystała, ale też i dalej na ziemię popiołu nie strzepywała - zbierał się na końcu fajki. A on szedł ku niej, a kierujących go myśli nie potrafiła poznać. Chciał by powstała, ale przecież dopiero się tutaj ułożyła i miała tę jedną chwilę dla siebie, dla poznania, czym jest odpoczynek, bo bezsennej i ciężkiej nocy. Ale nie, musiał jej dokładać, bo przecież jak tyle przeszła, to ma siły na więcej, prawda? Prawda, ale czasem którejś już z kolei granicy nie warto przekraczać, bo kolejnej można zwyczajnie nie ujrzeć. Kiedyś traci się ostatnią szansę.
    Nie zauważyła nawet tego, jak jego ręka nienaturalnie blisko i nadnaturalnie prędko mija twarz. I została przytulona. Bardzo usilnie, bez opcji rezygnacji z uścisku. Mimo wszystko, kochała tę bliskość i jedną ręką zdobyła się na kojące wszystko objęcie go, a bynajmniej dotąd zawsze kojące.
    A gdy się odezwał, żałowała, że nie poszła spać jak tylko tu przyszła, a zechciało się jej ze wszystkiego w pokazowy sposób tłumaczyć. Pokazowy tylko dlatego, że nie miała sil mówić, a co tu z resztą mówić? Wszystko czarno na białym widać - ma inne życie obok tego, które zna. Jego i jej szczęście, że w Morii nie oznaczyli Apryline Moss jako zamężną, bo tylko więcej podejrzeń na Gwiazdkę padłoby.
    "Najpierw" - jak mógł takiego słowa użyć, o co mu chodziło? To było dziwne, nie rozumiała, a kiedy kazał spojrzeć na siebie i posłał groźbę na nią, nie rozumiała już niczego.
    Ani słów, ani spojrzenia. To wykraczało poza przyjęte przez nią ramy cudownego Szopka.
    Czyżbyś utonęła w wyobrażeniach o nim tak, jak on utonął w wyobrażeniach o Tobie? A czy to nie jest jeden z seryjnych morderców, którego twoi znajomi z wydziału zabójstw poszukują? Hej, zobacz, tam też był taki o złotych oczach i długich włosach!
    Nie, nie wierzyła w to ani przez moment.
    - Co Ty wygadujesz? - zapytała, zbita całkowicie z tropu.
    Wkrótce zaraz odszedł z popielniczką na swoją stronę salonu. Był tutaj podział od tych paru minut, podział, który z niepokojem obserwowała. Nie może palić, dobrze, to zrozumiałe. Choć przyznać musi, że poczuła coś w tym dymie, ten przyjemny kłębek, zachęcający do wchłonięcia kolejnego.
    Są trucizny, które smakują wyborowo.
    Z wpółprzymkniętymi oczami patrzyła jak wertuje jej dokumenty. Czekała aż rzuci łaciną, w jednej chwili znienawidzi jej słodkich tajemnic i każe coś z sobą zrobić. Wolałaby posłyszeć wszystko, co tylko ma do wykrzyczenia i zasnąć w połowie... ze zmęczenia. Ale nie, ma opowiadać o tym wszystkim pod presją jego obecności i nieznanych jej nawet następstw za tak wielką tajemnicę. Tak wielkie tajemnice.
    Wzięłaby zapałki, umieściła pomiędzy powieki, ale co najwyżej na wyciągnięcie ręki może poszukać zapalniczki.
    - Weszłam jak weszłam. Nie wierzę, kurwa, że jeszcze żyje.
    Wzięła łacinę na gadane, bo wybuch emocji zawsze oddala o jakąś jednostkę czasu zamroczenie się snem.
    - To było zanim wyszliśmy do kopalni. Zmuszona byłam przyjąć ofertę MORII o zatrudnienie, bo inaczej chcieli mnie urobić za kradzież z Muzeum Syberyjskiego. To była wówczas szybka robota, ale cholernie trudna w realizacji. Rosyjska mafia to nie jest dobry pomysł na sprzymierzeńców. Podejrzewam, że już wtedy Moria wiedziała o mnie i bacznie obserwowała moje poczynania.
    Wskazała ręką na fajki. Chciała się zaciągnąć dymem i miała gdzieś trucie się. Ale zapewne wiedziała od razu, że nie dostanie swojego przydziału. Kontynuowała więc dalej:
    - Zgodziłam się na współpracę, ale od samego początku planowałam okazać się sprytniejszą i wynosić informację dla samej siebie. Wiedzieć więcej niż samej wiedzy dostarczałam im. Magiczny kryształ był tylko dla mnie i cholernie niedobrze by się ze mną stało, gdyby Moria się dowiedziała, że posiadam to magiczne świecidełko. Zastanawiałeś się kiedyś, czemu tak mało sypiam, często jestem wypoczęta i mam w sobie więcej pewności? To właśnie przez ten kryształ. JEST magiczny. Podobnie jak Bursztynowy Kompas, którego posiadanie pozostaje dla Morii niewyjaśnioną tajemnicą. Jeden z ich pierwszych agentów posiadał ten właśnie kompas. Chcą go, bo ponoć ma pozwolić im na poznanie przeszłości tegoż trupa, którego dotąd nie znaleziono. Zaginał w akcji, czyli: przeszedł na stronę wroga. A szpiedzy są najbardziej wartościowym towarem, zwłaszcza po zakończonej wojnie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to wszystko jest pojebane - bo ja sama mam problem to wszystko ogarnąć. Gdybym miała drugi raz wybór, to chyba zapadłabym się z Tobą pod ziemię gdzieś w Krainie, zostawiła tak zwyczajnie cały ten ziemski syf. Najwyżej urosłyby mi skrzydła... Ale mało kto w Morii to wierzy, zapewne przez mały odsetek zachorowań.
    Czas mijał, to ponad rok. Mam trochę hajsu na koncie i postępującą wciąż nietykalność w sprawach z przeszłości. Ale czuję, że jeśli prędko nie sięgnę ambicjami na wyższy stołek, wzbudzać będę zbyt wiele w nich podejrzeń. Mają o mnie mniemanie jakby na prawdę bez liku pochłonęła mną misja organizacji, a ja z nimi tylko wspaniale pogrywam. Będąc blisko samej góry, mogłabym kierować organizacją i skierować ją prosto na mieliznę albo lodową górę. Albo tez skierować na całkiem inne wody, które przyniosą długi pokój Krainie. Bo przecież to najlepsze, co wszystkie światy mogłoby spotkać. Na prawdę sądzę, że jestem do tego zdolna. Zawsze wszystko mi się powodzi, mam cholernego farta. Choć teraz sądzę, że raczej przekleństwo.

    Urwała, wstała gwałtownie i ruszyła do kuchni po szklankę wody z kranu. W drodze rzuciła niemrawie:
    - Nadążasz?
    Pierwszą szklankę wypiła na raz, drugą się zakrztusiła i splunęła wodę z ust do zlewu. Kolejno dopełniła ją i powróciła do salonu. Teraz głos przybrał poważniejszy wymiar. Nie usiadła - stała przy wcześniej zajmowanym fotelu i czuła jak zaraz jej nogi jak zapałki się złamią.
    - Dzisiaj w nocy ktoś mnie porwał i przetrzymywał. Nie wiem, kto, ale zdołałam uciec.
    Wsadziła twarz między dłonie, łzy spłynęły po jej policzkach. Głos jej się całkiem złamał.
    - Do dzisiaj nie czułam aż tak tego, że mogę zginąć. Ktoś do mnie mierzy, ktoś wie o mnie i chce mnie uciszyć. Znam zbyt wiele tajemnic, mam zbyt wiele wrogów. A Ty teraz o tym wszystkim się dowiadujesz... To mnie pogrążyło, nie zauważyłam kiedy zostawiam cię bez wiedzy o tym wszystkim. Niewiele brakło bym zabrała to wszystko ze sobą do grobu. Dzisiaj.
    W połowie słów opadła bezwiednie pierw na kolana potem resztą ciała na podłogę. Nie tak widziała swoje życie.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 18 Kwiecień 2016, 19:43   

    Jak postanowił wcześniej, nie zamierzał przerywać opowieści. Co za tym szło, nie tylko nie odezwać, lecz także powstrzymać nadprogramowe rozpraszające ruchy. Siedział więc z udawanym opanowaniem na twarzy, w zasadzie unikając z nią kontaktu wzrokowego, jakoś nie miał siły oglądać jej w tym stanie. A mocno z tym początkowo walczył, jednak nadszedł czas na wyjaśnienia, nie było miejsca na jego miękkie i do tej pory nadzwyczaj łagodne dla ukochanej serce.
    Zignorował pierwsze słowa, które absolutnie nic nie wnosiły, a później… Choć liczył na wszystko jasno mówiącą historię, już po kilku zdaniach został wytrącony z równowagi i jeszcze bardziej się w tym zgubił. MORIA, kradzieże, układy? Czy ona na pewno mówiła w tym samym języku? Może i Raccoon nie miał takiego parcia na tysiące różnych kierunków na studiach, ale oczywiste rzeczy dla Vegi, niekoniecznie były takimi dla niego. Przynajmniej nie podejrzewał, że tego tam uczą.
    Paczki papierosów oczywiście nie podał. I nie dlatego, by pokazać, że on może, ale ona już nie. Zwyczajnie, nawet w takim drobnym geście, dbał o nią, co widocznie miała za nic. Lecz poza kolejną zmarszczą na jego czole i sięgnięciem zaraz po nową fajkę, tuż po skończeniu poprzedniej, nijak nie zareagował.
    Czuł, jakby ktoś właśnie mocno uderzył go w głowę, wywrócił świat do góry nogami. Jeżeli to była prawda, to kim do cholery była kobieta, z którą planował związać całe swoje życie? Na pewno nie tą, której obraz posiadał przed swoimi oczami. Dwie Vegi, tak bardzo od siebie różne. Jak ona mogła to wytrzymywać, grac bez najmniejszego zająknięcia, co w ogóle sobie wyobrażała?
    Nie ruszył do niej nawet, gdy zakończyła wypowiedź, cała jej teatralność nie wzruszyła go. Milczał. Długo milczał wpatrzony w punkt za oknem.
    - Co ty sobie myślałaś? Długo jeszcze zamierzałaś mi kłamać prosto w oczy? No tak, pewnie gdyby nie ta drobna wpadka, nigdy bym się nie dowiedział. Ale przecież mogłaś znów zniknąć na kilka długich dni, jak to masz w swoim zwyczaju, przecież wymyśliłabyś dla mnie kolejne słodkie kłamstweko. Jak sama patrzysz sobie w twarz? Nie jesteś osobą, z którą się związałem. Kim ty, do cholery, jesteś? Tak ciężko było być ze mną szczerą? Przecież wiesz, że… Że zrobiłbym dla ciebie wszystko, razem byśmy coś poradzili. Matko, Vega, jak można być tak lekkomyślną! – W tym momencie już nie wytrzymał, uderzył zaciśniętą pięścią w obicie fotela. Wszystko w nim wrzało i musiało znaleźć swoje ujście. - Czy ty jesteś normalna?! Dzień w dzień narażasz swoje życie. Ba! Narażasz również mnie, ale po cóż się tym przejmować, prawda? I w imię czego to wszystko? Co z tego masz, pozycję, tak? Świetnie! Co cię interesują jakieś wojny, Vega, ty słyszysz co mówisz? – Ociężale wstał z miejsca, rzucił niedbale i wygniecioną od ściskania paczkę papierosów i dokumenty Vegi na stół. - Widocznie nie uważasz mnie za odpowiednią dla siebie osobę, za kogoś ciebie godnego, to przykre. I tak, mam teraz absolutnie gdzieś, w jakim stanie się przede mną spowiadasz. Chyba zdawałaś sobie sprawę z konsekwencji, takie ryzyko zawodowe, więc i nie ma, co się dziwić. Może nawet masz za swoje. – Złość minęła, ustąpiła wyczuwalnej obojętności. - Nawet nie chcę myśleć, w jakich innych sprawach jeszcze kłamałaś, ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż już nigdy nie będę w stanie ci zaufać. Pięknie to spieprzyłaś. Narzeczona, dobre sobie. Mam już dość, mam dość ciebie. – Ostatnie zdanie wypowiedział już w progu salonu obrócony tyłem, by ukryć, mimo wszystko, targające nim emocje.
    Wyszedł nie bacząc na Vegę, a niespieszne kroki skierował do swojej małej samotni. Na litość, jak bardzo zaczynał wszystkiego nienawidzić! Irytacja się wzmagała, przestawał nad sobą panować i zaczynał się tego bać. Ale męczenie się w tych ścianach nie wchodziło w rachubę, nie potrafił jak wczoraj spojrzeć na… Tą jakże obcą, lecz wciąż intensywnie różowowłosą kobietę.
    Wyciągnął z szafy większą torbę, której dźwięk zderzenia się z podłogą, nienaturalnie głośno rozniósł się w jego głowie. Syknął łapiąc się za skronie. Przeklęty ból, który nawet po serii tabletek musiał się odnowić przez wspaniałe, radosne nowiny.
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 20 Kwiecień 2016, 23:19   

    Milczał zbyt długo, lecz dla niej trwało to sekundy. Nim jeszcze podłoga zabrała ją do siebie, przeczuwała, ze coś nie tak jest z jego reakcją. Zbyt bardzo zostawiał to wszystko bez komentarza. Takie zachowanie jeszcze bardziej popychało ją w stronę zguby we własnym, wciąż jeszcze żywym, życiu.
    Dzisiejsze wydarzenie nieznacznie przyśpieszyło wyjawienie prawdy. A może jednak znacznie? Każdy tydzień ma znaczenie, a za miesiąc cała przyroda potrafi powrócić do życia.
    Zraniła go, wystawiła na ciężką próbę. Czy miała w ogóle do tego prawo?
    W czym okłamałaś? Mówiłaś o spotkaniu z Morim? Fakt, to było wcześniej, ale przeszłość warta tyle co teraźniejszość, bo jednak łączy się z nią w całość zwaną życiem. Wszystko ma swój sznurek, który łączy jeden element z kolejnym, niczym drogi miasta na świecie. A życie zawsze jest jedną wyspą, na której co najwyżej można rzekami oddzielać rozdziały życia, przez które jednak przechodzić będą mosty. I choćby most za sobą spalił, swąd spalenizny będzie jeszcze jakiś czas wyczuwalny. A jeśli od mostu zapali się pobliskie domostwo - a dokładniej, jak teraz się to dzieje, domowe ognisko przejdzie tę ciężką próbę pożaru?
    Ogniska lubią się łączyć, a przeciwieństwa do siebie lgną. Spalony most życia zając może ciepło domowego ogniska. To tak samo jak zbyt mocne światło potrafi parzyć, a bezpieczna ciemność pozwoli oczom zasnąć.

    Długo leżała tak, słuchając słów narzeczonego o tym, jak bardzo jest niekonsekwentna, lekkomyślna, kłamliwa, a wręcz fałszywa. Nie tak to wszystko miało się potoczyć. Nie wierzyła w to, że tyle miesięcy próbowała zebrać się z powiedzeniem o sobie całej prawdy. Jedna noc zmusiła ją do zatajenia pracy w organizacji, którą sądziła, że potraktuje epizodycznie w swoim życiu.
    Ale zachciała zagrzać tam stołek z wyższego rzędu. Pieprzona ambicja, która całe życie za nią chodziła jak stalker i krępowała ją, wmawiając czułe słówka o tym, że wiedza jest lekiem na całe zło i jednym z najważniejszych celów jej życia.
    Pomyślała o mężach, którzy okłamują swoje żony o byciu tajnymi agentami FBI bądź CIA. Oni przynajmniej działają nielegalnie w legalnych instytucjach. A zatem nie tędy droga na tłumaczenie się.
    Czas musiał się skumulować do następujących po sobie zautomatyzowanych tygodni. Popadła w powielanie schematu, a mijanie miesięcy stało się niezauważalne. Wiosna, lato, jesień - co z tego, że to aż trzy kwartały, za rok znowu będą.
    A jeśli przyszłej zimy nie spadnie śnieg?
    Nic nie było warte jej życie, jeśli jego część ukrywała przed Szopkiem. Na co komu współczucie komuś tragedii, kiedy połowy tej osoby nie zna? A może dobrze, że nieomal zginęła, może była winna czegoś, może na to zasłużyła? Jaki sens przejmować się emocjami względem kogoś, kogo się nie zna? Po co takie wybryki?
    Tak, dobrze z nią robił, przyznawała mu rację. Zrobiła go przecież w wuja przez "ch".
    Ale to dla niej nie mogło się tak skończyć. Przecież nie zasłużyła sobie na taki finał!
    Chcesz ratować sytuacje? Więc zrób to, co ci najlepiej wyszło przez całą ostatnią noc - uratowanie życia. Uratuj wasze wspólne życie.

    Kiedy wyszedł z salonu, podniosła się na zdrowej ręce. Upadek trochę trochę odczuła poprzez złamaną kończynę, lecz to nic groźnego. A nawet dobrze jej zrobiło, bo ból zawsze pobudza do działania, odpowiednio dawkowany, jak na przykład, choć z przypadku, właśnie teraz.
    Poszła za nim, w drodze przecierając z policzków i oczu łzy. Zatrzymała się w korytarzu u wejścia do sypialni.
    - Pozwól mi coś powiedzieć.
    Rzuciła załamanym głosem, próbując zebrać w sobie odpowiednie słowa, zbudować coś konstruktywnego ze swoich myśli. Ha, nie odejdzie, nie może. Powiedź mu o tym.
    Że jesteś w ciąży.
    Nie, to idiotyczne. Nie można wymuszać łez, nie można szantażować słowami. Choćby to była prawda, zabrzmi idiotycznie, surrealistycznie i niczego dobrego nie wprowadzi. Potrzebuje znacznie większej siły przebicia - takiej, która zabroni korzystać z teraz jedynej dla Raccoona możliwości - ewakuacji się.
    - Zabłądziłam we mgle, którą sama sobie wokoło wytworzyłam. Nie zostawiaj mnie w niej samą. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Nie znasz tajemnic, ale znasz moją osobę. Proszę, nie odchodź.
    Podeszła do niego i nie akceptowała jakiejkolwiek próby odrzucenia. Musiała go zatrzymać, objąć swoimi dłońmi, utrudnić mu poruszenie się. Nic tak nie pragnęła, jak jego bliskości, dotyku, ciepłą i... zrozumienia.
    - Niczego nigdy tak nie pragnęłam jak twojej obecności. Wiem, w nic mi nie wierzysz teraz i masz w tym całkowitą rację. Oszukiwałam, jedyne i aż w swoich głupich ambicjach - kościach, magii i Morii. Nigdy w naszym życiu, tutaj wszystko było prawdziwe i najwspanialsze, jakie mogło być. Choć mogło być lepiej i byłoby, gdybym nie zajmowała się swoimi sprawami, w które wciągnęłam także i Ciebie.
    Mówiła tak, choć zapewne przestałaby, gdyby stanowczo temu protestował. Tłumaczyć się to jest słaba opcja, ale słaby człowiek nie potrafi wiele więcej z siebie wykrzesać.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 27 Kwiecień 2016, 18:31   

    Nie było mu łatwo odnaleźć się w tej zawiłej sytuacji. Zależało mu na Vedze, jak na nikim innym obecnie, nie wyobrażał sobie póki co świata bez jej obecności, jednakże z drugiej strony, nie mógł być tak miękkim, przymknąć oko na te kłamstwa i życie w obłudzie. Choć bardzo chciał, nie umiał w tym momencie spojrzeć na nią tak samo, w ogóle nie mógł na nią patrzeć. Rozdarty przez ból, bo tak, zraniła go jak dawno nikt, ale i przez złość, nie tylko na nią, ale i siebie samego, że wcześniej nie doprowadził do tej rozmowy. Przecież nie pierwszy raz widział, że coś jest nie tak. Może to więc jego wina? Patrzył bezradnie, przyzwalał na to…? Nie. Nigdy nie pozwoliłby ukochanej się tak narażać, nie wiedział przecież, że jej zniknięcia są spowodowane zupełnie inną pracą niż ta, o której wiedział.
    Co on wiedział obecnie o Vedze?
    Zapakował do torby kilka najpotrzebniejszych ubrań, idealnie złożonych w kostkę, kilka innych drobiazgów, które, jak sądził, mu się przydadzą, gdziekolwiek ostatecznie by nie wylądował. Nie zapomniał o laptopie, bo pracując nie mógł sobie pozwolić na zniknięcie bez słowa, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na Vegę, która zdążyła wejść do pokoju.
    Gardło nieprzyjemnie ściskało mu się na jej widok, naprawdę nie chciał jej ranić, dokładać tego wszystkiego, ale trzeba było temu położyć kres. Nie był także dumny ze słów, które padły. Zapewne zupełnie niewłaściwie uznał, że kłamstwa są im obecne nawet w życiu prywatnym, jednak tego zmienić już nie mógł, stało się. W złości nie kontrolował swoich wypowiedzi, teraz również mu nie przeszło, dlatego myśleć o przeprosinach zacznie, kiedy już w pełni ochłonie.
    Nie pozostał obojętny, gdy się do niego zbliżyła. Zwyczajnie na chwilę musiał złapać oddech, by mieć siłę na konsekwentne postępowanie wedle swojego planu. Dlatego też oparł swój podbródek o jej głowę – takie zalety bycia wysokim – i jedną dłonią machinalnie pogładził jej plecy.
    - Nie zatrzymuj mnie, nie próbuj nawet. Muszę to wszystko w spokoju przemyśleć i poukładać, bo nie potrafię się w tym chaosie odnaleźć i zwyczajnie mi z tym źle. Nie chcę, aby było tak między nami, dlatego potrzebuję czasu. W samotności. – Podkreślił. - Sądzę, że i tobie się przyda. A później wrócimy do rozmowy. Wiem, że takie odkładanie na później nie jest dobre, jednak… Nie potrafię teraz z tobą zwyczajnie rozmawiać. Powiem za dużo i nijak tego już nie naprawię. Więc tak będzie lepiej. – Puścił ją i zdecydowanie odsunął się o kilka kroków, nie pozwalając się już do siebie w ten sam sposób zbliżyć. Zapiął torbę i przerzucił ją przez ramię, a gdy miał Vegę na wyciągnięcie ręki, wyciągnął ją w jej stronę, uniósł twarz aby jeszcze raz zerknąć w jej oczy, lecz minę miał niemrawą. - Kocham cię, ale nie mogę i nie chcę tak żyć. Zastanawiać się, co jest prawdą, a co już nie. Bać, że za chwilę mogę cię stracić przez te wszystkie głupoty. To za dużo jak dla mnie. Na ten moment muszę się wycofać, bo nie tam rady. Idź z tą łapą do lekarza, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś. I, proszę, uważaj na siebie, bo nie będę miał do czego wracać. – Kciukiem przejechał po jej poliku, zaraz cofając rękę i już bez słowa opuścił pokój.
    Nie chciał by za nim szła, by błagała o zostanie w domu, bo obojgu by to jeszcze mocniej łamało serce, ale i tak niczego nie zmieniło. Narzucił na siebie kurtkę zostawioną w przedpokoju i zamknął za sobą drzwi wejściowe, za którymi odpalił kolejną z kończącej się paczki, fajkę i ruszył przed siebie, nie do końca w zasadzie wiedząc, dokąd się udać.

    zt
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 28 Kwiecień 2016, 10:54   

    Bała się, że go straci. Gdyby potrafiła analizować konsekwencje, a nie tylko przeć naprzód przez nie, byłaby zdolna zauważyć jak wiele niepokojących decyzji podejmuje, jak wiele w jej zachowaniu dzieje się rzeczy, które wiadome są tylko jej samej.
    Kiedy do niego przylgnęła, a słowa układały się jej w spójną całość, nie tylko wierzyła, ale czuła, że przecież jest jak dawniej, jak niedawno, jak być dziś powinno. No, może niekoniecznie dziś, bo dziś zdarzyły się Złe Rzeczy.
    Ale Raccoon swoje wiedział, swoje myślał, swoje postanowił. Niema zgody na taką niezgodność. Słuchała go z utęsknieniem, czuła, że niebawem wyjdzie stąd i tylko pustka będzie jej towarzyszem. Przeciągać rozstanie próbowała o każdą sekundę. Kiedy ją od siebie odganiał, niby to łapała jego dłoń. Kiedy wychodził z pokoju, postępowała za nim, a kiedy ostatni raz jej dotknął, położyła dłoń na jego dłoni i przylgnęła ją do swojego lica.
    - Kocham Cię, nie zostawiaj mnie zbyt długo samej... bo boję się, że wtedy mnie zostawisz... już na zawsze.
    Każde słowo cichsze od poprzedniego i z większym trudem opuszczające jej usta. Pojedyncze łzy upuściły jej dolne powieki. Odprowadziła go wzrokiem do drzwi. Chciała za nim iść, ale gdyby to zrobiła, nie pozwoliłaby mu zamknąć drzwi i długo wpatrywała się jak znika między budynkami... albo uparcie próbowałaby dotrzymywać mu kroku.
    Podświadomie wybrała ostatnie spojrzenie w korytarzu, bo tak będzie lepiej, kiedy zniknie teraz niż minutę czy dwie później.

    Wraz z zamknięciem drzwi frontowych, zamknęło się jej okno na świat. Trzęsła się, skuliła się w sobie i wolnym krokiem udała do kuchni. Upiła dwa łyki wody ze szklanki i niechętnie je przełknęła. Była marną imitacją dawnej Vegi, tej, która potrafiła ze wszystkim sobie radzić. Nie zawsze w pełni, nie zawsze bez skazy na psychice, ale wygrywała. A teraz przegrała swoje życie.
    Godziny mijały, Vega błądziła na kanapie między jawą, a snem. Nie poszła otworzyć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi, zapewne listonosza. Gdzieś miała cały ten świat miejski, który jedyne co mógł dla niej zrobić, to przytłaczać ją jeszcze bardziej.
    Zastał ją późny wieczór. Zerwała się i w niemal zupełnej ciemności nawoływała najukochańszego. Zapalone światła niechętnie przyjmowały jej oczy. Czuła głód, ale nie była chętna zjeść cokolwiek. Z szafki wygrzebała czekoladę i jak batonika, zjadła większą jej część.
    Skuliła się w fotelu i wpatrywała w to, co dzisiaj rano po sobie zostawiła - tajemnice podane na tacy, które wygrały starcie z uczuciami. Pieprzona materialność martwych rzeczy materialnych.
    Minął drugi, trzeci, piąty dzień. Mało jadła, dużo sypiała, niewiele śniła. Pod prysznicem stała długimi minutami, byle tylko czas stracić. Pod plutonem kropel jak pod ścianą niemożliwą do zdobycia. On nie wracał, nie dawał o sobie znać. Z czasem głód zmusił ją do sięgnięcia po mrożone pizze, usmażenie małych porcji zmrożonego mięsa czy też czerstwego już chleba. Nie wychylała się z domu, nie zaglądała do skrzynki na listy. Gdy telefon dzwonił, spoglądała tylko kto i tylko od Niego miała siły go odbierać.
    W końcu zmusiła się do pójścia na szpital celem zbadania swojej rannej ręki. Wykonane prześwietlenie upewniło ją, że kości dobrze się goją. Zmieniono jej opatrunek gipsowy na stabilizator ósemkowy, który mógłby jej dać większą wygodę i przepisano leki na szybsze zrastanie się kości.
    Powróciwszy do domu, postanowiła udać się do tego zła, od którego większe Zło się zaczęło - do MORII.

    z/t
    _________________

    y y x x x x x x x x y
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 26 Wrzesień 2016, 18:42   

    Dom. Definicja tego słowa zmienia się jak w kalejdoskopie. W zależności od humoru, pogody, rzeczy do zrobienia i bliskości innych osób; zwłaszcza tej jednej osoby. Inaczej chodzi się po podłodze, kiedy niesie się kawę ukochanemu, a inaczej, kiedy człowiek śpieszy się z wyjściem do pracy. Kiedy przyjeżdża się jeepem, a motoru jeszcze nie ma; albo kiedy przybywa się jako ostatnia; gość specjalny,
    Zawsze przychodziłam do domu w dobrym układzie swoich myśli; otwierałam drzwi i ogarniała mnie ciepła atmosfera. Domowe ognisko tliło się w sposób pomyślny.
    A teraz? Samochód stoi brudny, po kołach motoru nie ma śladu - zmył je deszcz. Wewnątrz jakby ktoś umarł, jakby żegnano zmarłego - zero czyjejś obecności - pustka - niemal jak laboratoryjna sterylność, gdyby nie te śmieci zalegające w koszu, okruszki na stole, rozwalona pościel na łóżku i paprochy na podłodze.
    Poznaczyłam mokre plamy od butów, a potem od mokrych skarpet - adidasy przemokły, a raczej szłam po kałużach miast je omijać. Nastawiłam wodę na kawę, wystawiłam przez okno worek ze śmieciami, a świeże, chłodne powietrze wypełniło przestrzeń wokoło. W łazience odkręciłam gorącą wodę, szykując sobie dłuższą kąpiel.
    Parująca woda robiła niemal saunę, a od środka rozgrzewała mnie kawa, popijana małymi łykami. Spojrzałam na wieszak, gdzie nie wisiał żaden ręcznik. Nie chciało mi się póki co z wanny wychodzić - tu jest ciepło i bardzo mi go brakuje. Choć ciało gorące, to serce wciąż takie chłodne...
    Późny wieczór, ciemność za oknem, a ja w wielkim domu, zupełnie sama. Sama...

    Dalej działy się różne rzeczy. Jakaś namiastka kolacji, krótka rozmowa i długa namiętność. Następnie przyszedł sen. Sen, którego nie zapamiętała. Ocknęła się rano, po tych długich godzinach snu. Wyspana, zrelaksowana, niechętna do wychylania się poza kołdrę.
    Nie była sama i w pierwszej chwili nie wiedziała nawet, co się dokładniej działo. Pojedyncze fragmenty ze snów i senność mieniły się z niezbyt wyraźnymi wspomnieniami z minionego wieczoru. Chwyciła ją jakże silna myśl, że jest dokładnie tak, jak dawniej.
    Leżała tuż przy swoim narzeczonym.
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 28 Wrzesień 2016, 10:35   

    Cholerne podziurawione zasłony w tym cholernie obskurnym hotelu. Doprawdy, stać cię na więcej.
    Nathan usilnie walczył z odruchem otworzenia oczu zaraz po przespaniu - o dziwo - spokojnej nocy. Wszystko to brał póki co za zbawienne działanie nowych leków, które miał okazję wczoraj testować oraz dłuższy spacer dla otrzeźwienia umysłu. Być może była w tym również zasługa przypadkowego spotkania z Vegą, kiedy to dowiedział się, że kobieta wciąż jeszcze żyje i ma się całkiem dobrze bez niego. Koniec końców, nie planował szybko jej ponownie oglądać, coraz bardziej był przekonany o tym, iż każde z nich zaczyna żyć własnym życiem - on wraca do swojej kawalerskiej stagnacji, ona... no cóż, chyba bawi się w najlepsze, czerpiąc z życia pełnymi garściami. Jak w ogóle doszło do tego, że się zeszli? Przecież te różnice widoczne były nie od dziś... Prawda? Bo Vega nie była taka w szkole średniej?... Czy miałem wtedy siłę zastanawiać się nad tym głębiej, kiedy głowę i tak zawracały mi moje demony? Bracie...
    Zaklął głośno, bo wiedział, że nie uniknie nachalnych promieni słonecznych i nawet nakrycie się kołdrą nie będzie idealnym rozwiązaniem. Kto by się chciał dusić pod czymś, co czort wie kiedy było prane? Jakby nie patrzeć, standardy mieli tutaj kiepskie, ale przynajmniej nikt nie spojrzał krzywo, gdy w pokoju został uszkodzony kolejny mebel lub wracał po nocach w niekoniecznie idealnym stanie, co wcale nie było zasługą alkoholu - takie to klientele gościli, nic mu do tego, nawet był wdzięczny za istnienie tego miejsca.
    Ale dość. Miał plan, wczoraj już postanowił, że zepnie swoje cztery litery i zacznie porządkować własne sprawy w osobnym, nowym-starym świecie. Otworzył wyraźnie zaspane powieki i chwila minęła, nim wzrok przyzwyczaił się do jaskrawego otoczenia. Otoczenia, które - choć pozostawiało wiele do życzenia - nie było tym, w którym zamykał oczy przed snem. Owszem, znajome. Owszem, doskonale wiedział, gdzie się znajduje, ale... Do cholery, co on tu robił?! Dlaczego? Jak? A co jeśli ona... Lepiej, aby był to dzień, w którym cię nie ma w domu, skarbie.
    Najpierw zaczął błądzić dłonią po drugiej połowie łóżka i bez względu na to czy na Vegę się natknął, czy nie (choć w pierwszym wypadku byłby bardziej przerażony), mechanicznie, powoli i jakby z wielką niechęcią obrócił głowę.
    Była tam. A może raczej to on był tutaj. I niczego nie pamiętał. Nie wiedział jak tu przyszedł, po co to zrobił i co działo się od momentu przekroczenia progu ich wspólnego domu. Wystraszył ją? Skrzywdził? Nie wyglądała na taką... Nie wiedział właściwie na jaką wyglądała, co krążyło po jej głowie, nuż sama była równie zaskoczona i zadawała sobie pytanie o przyczynę pojawienia się Raccoona w sypialni. Co odpowiedzieć? Wszystko poza prawdą, idioto.
    Milczał zdecydowanie zbyt długo, wpatrując się w kobietę, jakkolwiek głupio by to powiedzenie nie brzmiało, jak sroka w gnat. Może nawet zaczęło mu brakować wspólnych poranków, tego sielskiego życia, które to budowane było na stosie kłamstw. No właśnie. Odwrócił spojrzenie, złapał za nasadę nosa i mocno zaczął ją pocierać. Nie czuł bólu, lecz próbował zebrać myśli, przywołać choćby jeden obraz z dnia wczorajszego, ale nic poza czarną dziurą nie przychodziło mu na myśl. Był w dupie.
    Wysunął się spod pościeli, odnotowując, że przynajmniej, jak porządny człowiek i mężczyzna zarazem, spał w bokserkach, nie całkowicie nago. Obszedł łóżko do połowy Vegi, a ona w tym czasie miała idealną sposobność dostrzec, jak bardzo ciało ukochanego się zmieniło, jak wychudł, jak żebra niemalże wystawały spod skóry. Szedł lekko przygarbiony, zdecydowanie nie w pełni sprawnie i jeśli ona jeszcze nie postanowiła ruszyć się z miejsca, nachylił się nad nią, a jeśli pozycję zmieniła i tak był sporo wyższy, więc... bez większego problemu - o ile nie napotkał oporu z jej strony - złożył pocałunek na czubku jej głowy.
    - Mogłabyś mi proszę zrobić kawę? Byle mocną. Ja wezmę prysznic. - Wybrnął? Wybrnął. Teraz będzie mógł zwiać tylnym wyjściem, nawet jeśli będzie się to wiązało ze zdobyciem pierwszej strony w gazecie za „zboczeńca z Glassville”.
    Ale... Miałby sobie odmówić normalnych, cywilizowanych warunków, których od kilkunastu dni mu brakowało? Ucieknie po śniadaniu. Jeśli nie zostanie wcześniej wystawiony za drzwi, za rzeczy, jakich nie był w stanie sobie przypomnieć.
    Wyszedł z pokoju bez dodatkowych słów czy gestów i skierował się do łazienki, nawet jeśli Vega odmówiła przygotowania mu pobudzającego napoju.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 28 Wrzesień 2016, 23:27   

    Poszukiwaniami prowadzonymi po omacku natknął się na Vegę; na jej ramię albo na dalszą część ręki. Nie spała. Patrzyła w milczącego narzeczonego, a senny uśmiech blednął w swojej jakości z każdą kolejną sekundą. Milczeli oboje. Kiedy on podniósł się z łóżka, myśl o tym, że jest jak dawniej, rozbiła się niczym szkło. I jak w zwolnionym tempie, pojedyncze drobinki tej myśli rozleciały się przed jej oczyma.
    Vego...
    Westchnęła głęboko, przekręcając się z boku na plecy i patrząc w sufit. Rozprostowała swoje wszystkie kończyny. Kosteczki strzeliły. Była pewna, że teraz Nathan wyjdzie z pokoju i powstała gwałtownie, zaropiałymi oczami dostrzegając nieco inną jego sylwetkę. Ale nie przywiązała do tego większej wagi, bo jednak tu pozostał. Mimowolnie ziewnęła, czując chłód na swoim nagim ciele i wtedy on się schylił i ją ucałował. Przymknęła oczy, pragnąc by pozwolił sobie na więcej.
    A jednak?
    A jednak nie do końca. Mruknęła twierdząco na jego pytanie. Gdy Nathan wyszedł z sypialni, Vega wciąż niechętnie zbierała się do powstania z łóżka. Zarzuciła na siebie szlafrok, trzęsąc się z zimna. Przetarła oczy i chciałaby także iść do łazienki, ale on sobie poszedł już tam, poszedł sam.
    Skierowała się do kuchni, tam przemywając pod wodą oczy i oglądając swoją zaspaną twarz w ciemnej szybie mikrofali.
    Źle, źle, źle...
    Wstawiła wodę w czajniku, sięgnęła po dwa kubki i wsypała kawy do obu. Tyle, co zawsze. Otworzyła lodówkę. Kolacji nie jadła, a nocne igraszki tylko wzmocniły ten poranny głód. Urwała kawałek cienkiej kiełbasy i pochłonęła w kilka kęsów. Jedzenie. Przyjemne. I zimno. Nieprzyjemne - dopiero teraz zamknęła od lodówki drzwiczki.
    Wyjrzała przez okno - pogoda nie zachwycała - kłębiące się, białe chmury oddzielały słońce od zroszonej trawy. Smętnie za oknem i smętnie przed oknem.
    Zalała kawę i zaniosła ją do salonu, a samej póki co zadowalała się wysoką szklanką wody mineralnej. Ruszyła w kierunku łazienki. Jeśli wciąż tam przebywał, powoli weszła, uprzednio z czułością wołając:
    - Kochanie?
    Teraz sobie wspomniała o jego wychudzonej postawie. Zaniedbał się on i zaniedbała ona. W innych trochę wymiarach, ale oboje sobie nie radzili i była tego całkowicie pewna. Potrzeba porządku, ale czy czegoś jeszcze?
    _________________

    y y x x x x x x x x y




    Arystokrata

    Godność: Nathan Raccoon Chavc
    Wiek: 31 lat
    Rasa: Człowiek
    Lubi: Lisę, muzykę
    Nie lubi: wspomnień, kłamstw, MORII
    Wzrost / waga: 192cm/79kg
    Aktualny ubiór: biała koszula z kołnierzem oraz podwiniętymi do łokcia rękawami, którą wpuścił w czarne jeansowe spodnie spięte paskiem z ładnie zdobioną klamrą i na którą narzucił kamizelkę koloru spodni. do tego ciemne buty a la kowbojki, kilka rzemyków w roli bransoletek na prawym nadgarstku, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie połowy serca ukryty pod koszulą oraz szara torba, w której miał najpotrzebniejsze rzeczy
    Znaki szczególne: złote oczy, kolczyk w lewym uchu
    Zawód: projektant, krawiec, rzadko kelner w klubie Na Gorąco
    Pod ręką: portfel, klucze, telefon, paczka fajek, zapalniczka, Lilio-Róża przypięta do kołnierza, Blaszka zmartwienia (pół) na srebrnym łańcuszku, Lisa ukryta w odmętach torby
    Broń: Ruger New Model Super Blackhawk (Lisa)
    Nagrody: Tęczowa Różdżka, Lilio-Róża (za wydarzenie teatralne), Blaszka Zmartwienia, Zegarmistrzowski Przysmak (2szt.)
    Stan zdrowia: dobre pytanie
    Dołączył: 24 Cze 2014
    Posty: 141
    Wysłany: 29 Wrzesień 2016, 18:45   

    Zasunął za sobą kabinę prysznica, w tym momencie jeszcze nie zastanawiając się nad tym, gdzie zapodziały się jego ubrania oraz czy uda mu się jeszcze cokolwiek swojego w szafach znaleźć. Skupił się na chłodnym strumieniu wody, który początkowo na siebie puścił. Chciał się otrzeźwić wszelkimi możliwymi metodami, zmusić umysł do pracy i przywołać wczorajszy wieczór. Jeśli nie pamiętam czegoś tak istotnego jak podróż do domu oraz… sposobu spędzenia czasu z Vegą, co jeszcze mogłem odpieprzyć?! Uderzył pięścią w pokrytą drobnymi kafelkami ścianę. Nie, to nie mogło być.
    Ciałem Nathana zaczęły wstrząsać dreszcze, lecz nie było to spowodowane zimnym prysznicem, jaki sobie sprawił. Zbierało mu się na wymioty, czuł się coraz słabiej. Bał się, był przerażony konsekwencjami, które mogły go przecież czekać. Czy powinien przykuwać się do łóżka pasami, aby na pewno nie wyrządzić krzywdy sobie lub – co gorsza – komuś innemu? Nie mógł przecież żyć w ten sposób, należało to ukrócić.
    Gdy Vega weszła do łazienki, Raccoon właśnie zbierał się do wyjścia, będąc jedynie owiniętym ręcznikiem.
    - Już idę, znajdę coś do ubrania i zaraz do ciebie dołączę. Zaczekaj w salonie. – Jak najskuteczniej starał się ją zbyć. Unikać wzroku, dłuższych rozmów, czy nawet większych czułości. Nie był pewien już absolutnie niczego.
    Zaraz potem zrobił, co powiedział. W szafie odnalazł długie, szare dresy, do tego czerwony t-shirt, który widocznie wisiał na nim bardziej, niż kiedykolwiek. Później skierował się do salonu, gdzie przebywać powinna Vega. Przelotnie zerknął na podłogę. Ubrania się znalazły.
    Usiadł na kanapie, od razu chwycił kubek z kawą i mimo iż jeszcze była lekko gorąca, wziął kilka głębszych łyków, parząc sobie przy tym język i podniebienie. Odruchowo sprawdził zawartość kieszeni w poszukiwaniu paczki fajek – nie było ich tam. Prawdopodobnie nie miał ich ze sobą w ogóle, a domowe zapasy… No cóż, poradzi sobie jeden poranek bez tytoniu.
    - Jak spałaś? – I jakby tu dowiedzieć się czegoś więcej, a przy okazji nie wydać własnej dziury w pamięci? - Zamówię coś na śniadanie, na co masz ochotę? Będziemy mieć czas na spokojną rozmowę, zjemy, a później... – Tak, tak, później cudem postara się stąd ewakuować! Odchrząknął. - Więc co zjesz?
    Cokolwiek Vega mu podyktowała, zaraz zadzwonił do pobliskiej i sprawdzonej jadłodajni, dla siebie biorąc naleśnik z farszem à la bolognese oraz dla niej tajemnicze coś. Na tym kreatywność Nathana się skończyła, zabrakło mu pomysłu co dalej z tym fantem, jakim była rzeczywistość.
    _________________
     



    Bioarcheolog

    Organizacja MORIA: Naukowiec
    Godność: oficjalnie: Vega Jardine; dla Morii: Apryline Moss
    Wiek: 32 lata
    Rasa: Człowiek
    Lubi: kości, stare rzeczy, grzebanie w ziemi
    Nie lubi: zazwyczaj tego, co magiczne. W szczególności tego, co jest jej nieznane.
    Wzrost / waga: 162cm / 56kg
    Aktualny ubiór: Fabuła: http://www.true-gaming.ne...eed-Unity-9.jpg Retro: glany, dresy, koszulka i kurtka.
    Znaki szczególne: różowe włosy!
    Zawód: bioarcheolog i przewodnicząca jednostki archeologicznej.
    Pan / Sługa: - / (niby)Duma
    Pod ręką: Fabuła: broń do walki wręcz, stary, podróżny plecak, wypchany różnościami. Retro: drobiazgi w kieszeniach, telefon, radar
    Broń: futurystyczna, składana broń do walki wręcz
    Bestia: Estris (Cienista)
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Kamień Bohaterów (w Ostrzu z FF), Rubinowe Serce, Blaszka Zmartwienia, Tęczowa Różdżka, Bolerko-niewidko, Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.)
    Kryształ: 3,2g
    SPECJALNE: Mistrz Gry
    Dołączyła: 31 Mar 2014
    Posty: 319
    Wysłany: 1 Październik 2016, 21:12   

    Mijając się z Nathanem, mruknęła coś niezbyt składnego. Że spokojnie, że nie ma pospiechu. Wedle jej założenia, ten dzień miał być cały dla nich. Przecież potrzeba im wspólnych chwil, spokoju, wzajemnego poznania się na sobie... Przykleiła się do kranu i półki z kosmetykami. Musiała się doprowadzić do obiecującego wyglądu, pozbyć senności i... ech, jak te włosy wyglądają, okropnie! - pomyślała nim jeszcze na dobre zajęła się upiększaniem.
    Wskoczyła pod prysznic. Kawa za ten czas miała okazję trochę przestygnąć, a ukochany... kocha(ł) to poczeka. I po ledwie kilkunastu minutach, wybiegła z łazienki w stroju Ewy, kierując do sypialni i przeszukując w sypialni zawartość komody i szafy. Biała koszulka z błyskotliwym napisem o kościach, którego nie jestem w stanie teraz wymyślić, oraz krótkie spodenki.
    Weszła do salonu, dostrzegając trochę więcej bałaganu niż zaraz po przebudzeniu.
    - Jestem już! - zapowiedziała się w swój typowy, ekscentryczny sposób.
    Roztoczyła sobą zapach brzoskwiniowo-ciasteczkowy. Usiadła tuż obok, chwytając w dłonie swój kubek kawy i opierając się o ramię Szopka. Mokre włosy mogły irytować, a wiązać na nich turbanu z ręcznika nie miała zwyczaju.
    - Em, wygodnie? - odparła bez dłuższego zastanawiania się. Była pełna nadziei zmian na lepsze, choć czuła tę atmosferę niepewności. Czy powroty zawsze są takie nieswoje? Ale... grunt, by niczego nie schrzanić. Spokojnie, Gwiazdko - Co zjem... może piadiny warzywne?
    Jakoś tak wzięło ją na włoskie przysmaki; oboje wzięło. Posmakowała kolejnych łyków rozgrzewającej kawy. A kwestia porozmawiania? Jakoś nie trafiła do niej w swojej pełnej okazałości.
    - Kochanie... - zaczęła namiętnie, czule go obejmując - nie pamiętam, kiedy ostatnim razem aż tak się kochaliśmy. - wyszeptała mu do ucha wspomnienie minionej nocy.
    Miłość, romantyczność. Jakże miałaby tego wszystkiego się pozbyć? Dla swoich ambicji, dla zasad innych osób? Jest silna, poradzi sobie. Jest tylko człowiekiem, nie może znowu tyle ryzykować. Sprzeczność danych, ale i nie tym zajmowała sobie teraz głowę.
    Odstawiła kubek na stolik. Spróbowała zachęcić go do pocałunku, którym przecież tego dnia jeszcze nie powitali. Gdyby nie głód, przerwałaby jego zakończoną już rozmowę telefoniczną i nieśmiało wskazałaby w kierunku sypialni.
    _________________

    y y x x x x x x x x y
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 9