Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Wysłany: 25 Listopad 2014, 18:25 Szczelina między stronami
Po stronie białej królowej, na krawędzi szachownicy, między polami najbliższymi pustej, środkowej przestrzeni, znajduje się kilkunastometrowe pęknięcie z ubytkami. Wystarczające, by się człekokształtna istota w nim zaklinowała, a przy odrobinie szczęścia - spadła. Nie wiadomo od kiedy tu jest ani kto je uczynił. Ale w obliczu wielkości całej szachownicy, nie stanowi zagrożenia dla trwającej na niej rozgrywki.
Aron przeniósł się z Krainy Luster do Otchłani. Nie miał tutaj żadnej rzeczy do wykonania - niejako uciekał od zbyt długiego pobytu przy Revi, pozbawionego dłużej i potrzebnej mu chwili samotności.
Czego szukał na Szachownicy? Zacznijmy od tego, że nie wiedział gdzie trafi po użyciu mocy - postawił na losowość losu asa wyciągniętego z rękawa.
Przeszedł na wskroś, wypatrując uszkodzenie na planszy, nieznaczące, ale jednak mogące zagrozić istotom nawet takiej postury jak on. Nie mógł zrobić nic innego jak przysiąść tuż przy niej i oglądać świat za jej sprawą widziany - a owy był najzwyklejszą, niekończącą się mgłą o czerwonym poblasku - sama czeluść Otchłani. Widok zacny - z pewnością bardziej uspokajający od doglądania monochromatyzmu planszy, rozstawionego w kratkę.
Jak był ubrany? Strój wyjściowy, zawierający frak i wysokie buty, wzorowany na tradycję minionych wieków, W ciemnych barwach z lekką domieszką najciemniejszego granitu. Głowę zakrywał mu cylinder wykonany z czarnego materiału. W jednej dłoni posiadał zegar kieszonkowy, zawieszony na grubym łańcuchu.
W Krainie Luster Shade zaczęła swoje polowanie. Najpierw znalazła pierwszego śniącego, w którego sen weszła, a potem weszła w kolejny sen i kolejny... A gdy już się najadła, to wyskoczyła ze snu. Niestety okazało się, że jej ostatnia ofiara spała w Otchłani... I tam też wylądowała Shade.
Nie, żeby jej się to zbytnio podobało, ale cóż. Skakała sobie po odłamkach, aż w końcu trafiła na szachownicę. I to tak niefortunnie, że tuż obok szczeliny między stronami. Z cichym krzykiem poślizgnęła się, prawie spadając wprost w ową szczelinę. Jednak jakoś udało jej się obronić, jakoś nie spadła... Z mocno bijącym sercem usiadła na brzegu, podkulając kolana pod siebie.
Dogłębne zapuszczenie wzroku w szczelinę sprawiło, że dopiero gdy Shade poślizgnęła się, poderwał się na nogach, spodziewając się zagrożenia. Ta niepogodna myśl minęła wraz ze spostrzeżeniem kobiety wdrapującej się na pole gry. Postąpił szerokim krokiem, wspomaganym wyskokiem, znajdując się nieopodal, ale ona już siedziała, podkulona.
- Wszystko w porządku? - zagadnął ze spokojem.
Revi namieszała mu w głowie. Bo przecież siedziałby, jak zawsze w takich sytuacjach, na swoim miejscu, po jednym spojrzeniu powracając wzrokiem do wcześniejszych obserwacji. A tutaj zainteresował się sprawą, chciał pośpieszyć z pomocą i jeszcze zapytywał. Ratowanie Revi od niemiłych zdarzeń zmieniło go na ten moment. Czy to trwała zmiana? Cóż, to się pewnie jeszcze okaże. Póki co przykucnął parę dobrych kroków przed nią.
- Te luźne skały potrafią przesunąć się w nieoczekiwanym momencie, niezauważalnie. - Usprawiedliwił jej wyczyn, widząc kilka takowych obiektów w oddali, za nią.
0Wyróżniała się niskim wzrostem i również - jak on - białymi, ale znacznie dłuższymi włosami. Ale nie te dwie cechy jako pierwsze rzuciły się jego myślom - ubiór równy obecnej modzie w świecie ludzi. Człowiek? Czy magiczna istota przebywająca w tamtym świecie? Czy może we wszystkich światach? Tworzył te domysły, licząc na to, że pierwszy będzie mylny. Nie, nie lubi ludzi; nie lubi ich śmiertelności.
Dopiero po chwili zorientowała się, że ktoś w ogóle do niej podszedł. Gwałtownie odwróciła się w tamtą stronę, w końcu Cienie ostatnimi czasy nie były zbyt mile widziane przez wszystkich. To chyba nie jej wina, że urodziła się, jaka się urodziła...
-Tak, wszystko w porządku...- kiwnęła głową, odrobinkę niepewnie. A nawet w sumie bardzo niepewnie.
Z uwagą i jakby niepokojem przyglądała się mężczyźnie. W sumie wyglądał idealnie jak wszystkie stwory Krainy Luster, więc chyba nie musiała się niczego obawiać. Chyba. Nigdy nie wiadomo, jakie intencje ma nowo poznana osoba. A nóż zapoznaje się tylko po to, aby w jakiś sposób skrzywdzić?
-W zasadzie to jestem tu pierwszy raz...- westchnęła delikatnie.
Na wszelki wypadek cofnęła się bardziej od szczeliny, jednak nadal nie próbowała się podnosić. A nóż to się zacznie ruszać, ona straci równowagę i pah...! wyląduje w samym środku tej szczeliny? Nie nie nie nie, aż tak to ona zdecydowanie nie chciała skończyć. Dlatego też odsunęła się od szczeliny, jednocześnie przysuwając się do swego rozmówcy, chociaż to akurat w żadnym wypadku nie było jej celem.
Przyglądanie się jej zachowaniu nie dawało mu odetchnąć z pełną ulgą. Czuł, że coś tutaj nie pasuje. Może nawet więcej rzeczy. Gdy powiedziała o pierwszej wizycie w tych stronach, czuł że znowu trafił na kolejnego człowieka w swoim długim życiu. Jeszcze w pełni tego wiedzieć nie może, możliwe są inne rozwiązania, ale dla niego to było oczywistym.
A on miewa słabości myśli uwodzicielskich wobec słabości.
Siedziała, odsuwała się, obcowała z krawędzią planszy. Strach? Tak, bo co innego? Diagnozę postawił jej jedną.
- Lękasz się wysokości? Czy może po prostu wzajemnie nie najlepiej po sobie patrzycie?
Gdy już kończył zadawać pytanie, zdjął kapelusz bajecznym gestem i wyrazistszym głosem rzekł:
- ...Nie wypada tak zapytywać nie zdradzając wcześniej imienia... Jestem Amon i mogę być podróżnikiem w Twojej sprawie po tej planszy, jeśli sobie tego Nieznajoma życzy.
Wrócił do należytych manier, oddalając w zapomnienie nagłość jej obecności tutaj. Co zamierzał? Sam tego nie był pewny. Z pewnością jednak nie umie zostawić tego przypadkowego spotkania bez wzięcia w nim udziału. To do niego tak niepodobne, a zarazem mu znane.
Nigdy, nigdy więcej nie będzie przeskakiwać ze snu do snu... Przecież by paranoi jakiejś dostała, gdyby miała wylądować tu po raz drugi. Ciemno, do tego wysoko... Okropne miejsce. Naprawdę, o wiele lepszy jest świat ludzi. Tam jest tak... jasno. Westchnęłam cichutko.
-Nie przepadamy za sobą wzajemnie.- cicho zaśmiała się na pytanie.
Odwykła od ludzi z Krainy Luster, odwykła od ich specyficznego sposobu bycia. To chyba niedobrze. Nie powinno tak być w żadnym wypadku. Zgarnęła białe kosmyki z twarzy, ostrożnie starając się podnieść. Nie wypadało w końcu siedzieć, gdy jej rozmówca wstał.
-Shade.- przedstawiła się tym swoim delikatnym, melodyjnym głosem.- Hmm... Chętnie zwiedziłabym tę planszę. Pod warunkiem, że będziemy trzymać się z daleka od jej brzegów.- zerknęłam jeszcze raz na szczelinę, lekko się krzywiąc i ponownie od niej odsuwając.
Może byś tak, Aronie, skupił się na swojej osobie, pomyślał o tym, co zazwyczaj Tobie towarzyszy, zastanowił się jeszcze z raz nad potrzebą interesowania się innymi ludźmi i zajmowania ich słowem oraz czynem? A ponadto walnął się w ten łeb, bo chyba czas najwyższy oprzytomnieć i nie dać się zwieść urodzie.
Najlepiej tak, by ona pierwsza się przestraszyła. I nawet nie myśl sobie o zamartwianiu się tym, co nastąpi dalej!
Tak, bił się z tymi myślami równie wspaniale, co wiatrak opierał się Rolandowi. I w końcu myśli te zdecydowały się na kapitulację, którą Aron prędko podpisał.
- Zatem polecałbym podróżowanie po niższych sferach tudzież... dalsze próby pokazania wysokości, że jej wysokość nie jest znacząca. - odparł wobec jej nieprzyjemnych relacji z tymże zjawiskiem.
Zaprezentowała i swoje imię, a kolejno przystała na propozycję zwiedzania planszy. Czy miał jej za złe którykolwiek z czynów? Chyba tylko fakt, że z pomocą żadnego z nich wciąż nie odgadł jej rasy. Ale za to akurat powinien winić siebie, lecz w tym wypadku wolał słowa mea culpa wmówić szczelinie. Bo jest pod ręką, bo nie jest przyjacielska dla nowo poznanej.
- Czarne czy białe pionki? - wskazywał dłonią na jednych i kolejno na drugich. - Albo inaczej.... - zakręcił ręką i wskazał na jej osobę, by kolejno spróbować ująć jej dłoń - Wybierz barwę, która stanowi Twój negatyw - pochylił się i najdelikatniejszy w swojej formie złożył pocałunek na jej dłoni - ....Panno Shade, Witamy wśród białych i czarnych stron osobowości.
Wyprostował się i zamierzał wziąć ją pod rękę, by kolejno udać się ku żołnierzom spod wybranej barwy. Zorganizowania w oficjalnych gestach nie sposób było mu zaprzeczyć, śmiałości w ich dokonywaniu także.
Shade natomiast nie miała najmniejszej ochoty się bać. Tak więc propozycja odejścia od szczeliny była dla niej jak wybawienie. Z dala od przepaści, w którą mogłaby wpaść, z dala od tych wielkich wysokości, których tak bardzo nienawidziła.
-Jeśli byłbyś tak miły zaprowadzić mnie do tych niższych sfer, to byłabym bardzo wdzięczna... Sama nie wiem, jak tu w ogóle trafiłam i na pewno nie było to moim zamierzeniem. Jakimkolwiek wysokościom bowiem zamierzam przyglądać się z jak największych odległości... Najlepiej takich, by tychże wysokości nie widzieć.- stwierdziła spokojnie, uśmiechając się lekko.
Ciekawiło ją, jakiej rasy jest jej rozmówca. Uznała jednak, iż nie wypada o to pytać, ba nawet mogłoby to zostać źle odebrane. Zaśmiała się lekko, słysząc o wyborze pionków.
-Wolę swoje kolorystyczne przeciwieństwo.- puściła mu oczko.
O tak, uwielbiała czerń, tak przeciwną jej białym włosom. Poza tym ten mrok zawsze ją przyciągał, w końcu była cieniem. A cienie w mroku czuły się najlepiej. Zarumieniła się delikatnie, czując ten pocałunek, chociaż jedynie w dłoń. Nie była przyzwyczajona do takich gestów, raczej wszakże stroniła od ludzi. Samotność była chyba nieco bardziej bezpieczna, zwłaszcza w obecnych czasach. A może i nie? Może to po prostu był wyraz buntu? Przeciwko temu, że Cienie były uważane za te złe?
Kierowali się w stronę czarnych, zmierzając prosto w centralną część szeregu pionków. Czerń zwodnicza, czerń kunsztowna. Każda z figur w dokładnie tym samym odcieniu, a jednolitej barwy niebo nie rzucało cieni i kontrastów próbujących je poróżnić.
- Myślisz, że pionki ustąpią nam przejścia? Oboje, patrząc po włosach, do przeciwnej strony się bardziej nadajemy, aczkolwiek... sądzę, że rząd pionków nie będzie miał problemów z uznaniem cię za dobrego towarzysza.
Nie, nie bredził bezsensownie, bo gdy znaleźli się tuż przed pierwszą linią frontu, zbrojni nieznacznie podnieśli ręce dzierżące miecze, wydając przy tym miarowy dźwięk.
- Tak, zawsze tak witają przechodniów. Sądzę, że chcą odpędzić część towarzystwa, a tych co zostaną, obserwować w obawie o atak wymierzony wbrew zasadom rozgrywki. Tyle tylko, że my nie mamy broni.’
Wejście na temat walki skojarzyło mu się z Anarchs. Postępowania tej gruby nie śledził dokładnie, ale słyszał o ich ostatnich nawoływaniach do zbiórki. Ośmielił się o tym wspomnieć, chcąc przy okazji jej wiedzę w tej kwestii wybadać.
- Ta plansza kojarzy mi się z Anarchs. Bo białe i czarne są sobie równe w sile, choć o zróżnicowanych rodzajach figur. Ale najważniejsze są tutaj pionki, bo od nich zależy przebieg rozgrywki w pierwszych jej fazach. A czymże nie jest ta organizacja jak właśnie nie siłą jednostek? Zaś jako, że za władzą nie przepadam, to i ich postępowanie jest dla mnie całkiem poprawnym.
Poprowadził ją między rzędami armii, przystając na wprost gońca ustawionego po stronie królewskiej.
- Wysocy, prawda? Mogę ci pomóc wejść na figurę, byś mogła spojrzeć z królewskiej wysokości na całą planszę. Obawiasz się wysokości, ale tu ci nic nie zagrozi, obiecuję, znam się na tym.
Ale mimo tych zapewnień, nie zechciała tej próby się podjąć.
- W porządku. Niebawem i tak postaram się o zejście do niższych pięter Otchłani.
Przeszli pod posąg królowej. Stąd do krawędzi planszy długie metry nie prowadziły, ale pola są tak wielkie, że trochę kroków musiałaby pokonać aby zagrozić sobie spadnięciem w dół.
Przysiadł pod figurą i to samo jej zaproponował.
- Wiesz? Myślę, że nawet gdybyś miała ze sobą broń potężniejszą od posiadanego sztyletu, szereg czarnych pionów nie odważyłby cię nie przepuścić. I to nie dlatego, że głębie tych cudownych, śnieżnobiałych włosów trudno przeoczyć, ale dlatego, że powinnaś zastąpić ich mało urokliwą i skamieniałą królewnę. Ale to tylko figury, a Tobie kamienne towarzystwo nie jest raczej potrzebne. Preferowałabyś pewnie bardziej człowiecze, swojego-mego pokroju. I dlatego chętnie ci potowarzyszę jak tylko długo pozwolisz, Panienko Shade.
Położył dłoń na jej, tym gestem przypieczętowując swoje ostatnie słowa i pozwalając ciszy zapłonąć.
- Niedługo przyjdzie godzina, w której Szachownica znajdzie się w sprzyjającym nam położeniu.
Znał się na czasie jak mało kto. Dopatrzył się kilku powtarzanych jak mantra schematów w tej planszy szachów. Od teraz miała być w bliskim sąsiedztwie ze skałami lotnymi, które krąży wokoło Lewitującego Osiedla.
- Jeśli odważysz się ze mną skoczyć na krążące w pobliżu skały, możemy w całkiem prosty sposób dotrzeć na większy urodzaj skały lewitującej, będącej jednym wielkim osiedlem. Zechcesz zaufać mi i udać się tam, panienko Shade? W końcu wysokości nie lubisz, a w najbliższym czasie szachownica będzie sunęła ku górze. Ale potem znowu opadnie, choć nie mam pojęcia, kiedy to nastąpi – nie bez powodu nazywają ją Znikającą.
Co nim kierowało? Różne rzeczy, ale najwyrazistsze było pragnienie znajomości. Dobrej, realizowanej w ciekawiącej obie strony rozmowie. I nie myślał, co będzie dnia następnego – chciał w obecnej porze dowieść o swojej urokliwości. Co tylko miał okazję, podkreślał delikatne kwestie, a do jej osoby odnosił się z powabnym uszanowaniem. Ostatnim razem takich starań podejmował się lata temu, a niemyślenie o tym tylko napędzało jego chęci.
Czerń była taka piękna. Mroczna, tajemnicza i piękna. Fascynująca. Mimo swej ponurej sławy przyciągała do siebie.
-Liczę na to. A jeśli nie, to cóż... Zostanie nam chyba wywalczyć sobie drogę, czyż nie?- uśmiechnęła się delikatnie. Drgnęła jednak delikatnie, gdy czarne pionki nieznacznie uniosły miecze. Jednak z odwagą przekroczyła ich szeregi, z ciekawością jednak przyglądając się olbrzymim figurom.
-Niewielu byłoby odważnych, żeby rzucać im wyzwanie, prawda...?- zaciekawiła się.- Ja mam broń... Ale to raczej... hmmm.... Jakby to nazwać... Dla odstraszenia? Nie lubię walk.
Jej towarzysz wyglądał na kogoś, kto dość dobrze orientował się w zwyczajach tejże planszy i ogólnie Otchłani. Wychodziło by więc na to, iż nie zgubi się tutaj i nie straci życia lub też zdrowych zmysłów.
-Anarchs ma dobre pomysły. Bardzo dobre nawet. W końcu ktoś myśli również i o zwykłych obywatelach. Nasza szanowna... władza... myśli tylko i wyłącznie o sobie. A co z innymi?- pokręciła głową, z cichym westchnięciem.
-Nawet bardzo wysocy... Nienawidzę wysokości. Wybacz, nie dam się na coś takiego namówić...- wzdrygnęła się, nieświadomie przysuwając się bliżej mężczyzny, tak że prawie dotykała go ramieniem. Odetchnęła jednak z ulgą, kiedy tylko odpuścił sobie próby wepchnięcia jej na tak wysoką figurę.
Przysiadła wygodnie przy figurze, zadowolona z pozycji tak daleko od krawędzi planszy. Zarumieniła się jednak delikatnie, słysząc komplementy. Nie była do nich przyzwyczajona, dlatego tak bardzo peszyły. Ale jakże przyjemne jednocześnie były...
-Dziękuję... Ale nie sądzę, aby tak było.- mruknęła, nieśmiało.- Jestem tylko zwykłym stworzeniem, nawet niezbyt urodziwym do tego. I zbyt mocno wybijam się na tle tej czerni. Ale z Twojego towarzystwa bardzo chętnie skorzystam.- nie cofnęła dłoni, jedynie róż na jej policzkach nieco ściemniał.
-Nie powiem, aby pomysł skakania na jakiekolwiek skały mi się podobał... Odnoszę jednak wrażenie, że jest to jedyny sposób wydostania się stąd. Nie chciałabym zniknąć lub wylądować jeszcze wyżej... Preferuję jednak zdecydowanie stały ląd, bez żadnych wysokości lub też przepaści. Tak czy owak więc będę musiała Ci zaufać, że nie strącisz mnie w jakąś paskudną otchłań.0 uśmiechnęła się delikatnie.
W sumie intrygowało ją, do czego doprowadzi ta znajomość. Mężczyzna wydawał się być całkiem interesujący, jednak któż wie, jakie były jego prawdziwe zamiary. Shade nie była zbyt ufna.
Na wspomnienie o Anarchs, opowiedziała się po tejże stronie. Nie potwierdzało to bycia kimś więcej niż zwykłym człowiekiem, ale dawało trochę większe spojrzenie na odgadnięcie rasy. Nie powinien może był tak rozmyślać nad jej pochodzeniem, ale miał tę przypadłości rozróżnia po rasach, słabości do ludzi oraz wyróżniania swojego dziedzictwa.
A jak na ironie, przynależenie do rasy Cienia wykluczał, nie sądząc, że ich ogół zadowolony jest z uzyskiwania większych praw przez senne zjawy. Oczywiście, wciąż zostaje jeszcze kwestia jej blefowania. Ale póki nie dawała mu podstaw, nie spoglądał przez pryzmat kłamczuszki.
Przez wiele lat unikał bliższych kontaktów, a ostatnim razem, tak dla odmiany i w nieproszony sposób, udało mu się parę przygód z wyśnioną zjawą przeżyć. Chciał spokoju od tej zmiany - szukał jej tu, na Szachownicy - ale zastał tą nieznajomą i zagubił się w batalii psychiki z teraźniejszością; albo z teraźniejszą batalią ze swoją psychiką - to i tak właściwie jest bez różnicy, bo skutek ten sam: uległ jej urokowi, którego nawet sama nie dostrzegała. Nie powinien, ale tego nie odwróci, bo i nawet nie wiedział jak.
- Pewnie czasem ktoś im wyzwanie rzucił - choćby ta szczelina przy której się spotkaliśmy, sugeruje, że ktoś użył siły w jakimś starciu. Może niekoniecznie z figurami, ale jej rozmiar znaczy ni mnie ni więcej co tyle, że pion musiałaby również ulec.
Bliskość działała na jego ambicję, a akceptacja jego dotychczasowych działań sprawiała, że chciał dalej brnąć w stawiane sobie cele.
Zapewne, w razie upadku, Otchłań nie zabierałaby ich w niekończący się spadek - pełno tu platform z grawitacją i w końcu któraś z nich przyciągnęłaby ich do siebie. Może nawet w niedługiej przyszłości uda im się tego doświadczyć, poczuć znaczenie oddziaływań fizycznych? Ale obecnie najbliższe mu i najsilniejsze oddziaływanie, jakie mu towarzyszyło, to jej osoby na jego umysł.
- Popełniłbym spory błąd, strącając Cię w otchłań. Nie mam skrzydeł i Ty też ich raczej nie posiadasz, dlatego tym bardziej muszę się o bezpieczeństwo wystarać. A o to się już nie martw – potrafię zadbać o przychylność zdarzeń. - w delikatny i mglisty sposób zdradził możliwość swojej mocy.
Powstał, schował zegar kieszonkowy i ujął jej dłoń, prowadząc nad krawędź. Przysiadł na jej brzegu i to samo jej zaproponował. W obliczu strachu, nie omieszkałby wyczekiwać z przyjacielskim objęciem Shade, zapewniającym, że nic, a nic jej nie zagraża.
Chmara skał z wolna przelatywała w pobliżu, a w oddali, za lekkim obłokiem jakby chmurzystym, znajdowała się ogromna lokacja, będąca wspominanym Osiedlem.
- Możesz spróbować z zamkniętymi oczami, jeśli ma ci to pomóc. Zeskoczysz zaraz po mnie, dobrze?
I on sam skoczył z wysokości około dwóch metrów na czuprynę posiadaną przez głaz, rozległą na kilka dobrych metrów kwadratowych. Czuprynę, bo porośnięta była czymś w rodzaju mchu, co zniwelowało otarcia na dłoniach Arona i uchroniło od ewentualnych śladów błękitnej krwi. Choć jak nie śpieszno było mu zdradzać rasę, tak jej też nie ukrywał, to wolałby nie pokazywać rzeczy o które nie jest zapytywany lub sam o nie rozmówcy nie pyta.
Odsunął się na bok i oczekiwał na jej skok. Asekurowałby jej w razie czego, a gdyby zamierzała spaść... Nie zawahałby się i skoczyłby za nią. Ale może nie zapeszajmy, bo Sophie nie będzie za długo na Nas czekać!
Po udanym lądowaniu, podczas przechadzki po skałach oraz korzystania z lotu na nich, obrali kierunek na Lewitujące Osiedle.
Obiecywała sobie, że to rzuci. Miała już nie występować, miała zakończyć karierę, osiąść w miejscu, zacząć żyć własnym życiem, może zrobić marionetkę życia. Nie. Nie była w stanie usiedzieć w miejscu. A akurat dostała zaproszenie do Otchłani. Jakaś cholerna szycha zażyczyła sobie akurat jej. Stary piernik chciał popatrzeć na młode ciało, zanim mu pikawka wykorkuje. Uhh, ależ była zła! Gdyby nie brała tego durnego zlecenia, nie byłoby jej tu!
Tu, czyli gdzie?
Nie miała pojęcia, tak naprawdę. Była na jakiejś przeklętej szachownicy, która sunęła po niebie, w głębokim poważaniu mając to, że ktoś by może chciałby z niej zejść. Tułała się po polach, mijając figury, które, jak wszyscy inni, patrzyły na nią z góry. Normalnie by się tym nie przejęła, zdążyła się przyzwyczaić, że jest najniższa w towarzystwie, ale kamienne twarze bez wyrazu przyprawiały ją o dreszcze. Niemiło, naprawdę niemiło...
Dobrze, że stały nieruchomo, bo jeszcze byłyby w stanie ją rozdeptać, a nie miała ochoty skończyć jako mokra plama. Pal licho, jeśli rozpłaszczyłaby się na czarnym polu, może nie byłoby tak widać. Ale gdyby rzecz się miała na białym, to już nie byłoby tak uroczo.
Niefajnie, niefajnie, niefajnie...!
Parła dzielnie do przodu, w jednej ręce ściskając uchwyt swojej torby (takiej, jakie mieli dawni aptekarze), a w drugiej trzymając swoje Umbraculum, na którym się podpierała przy każdym kroku. Stukot końcówki parasola niósł się echem po szachownicy, odbijając się od figur i potęgując uczucie niepokoju w maleńkiej istocie krążącej pomiędzy nimi. Szła jednak dzielnie przed siebie, bojąc się zatrzymać choćby na chwilę. Nie miała pojęcia, co się stanie, gdy zwolni kroku. Słyszała o ukrytych przejściach i pułapkach i nie miała ochoty sprawdzać tych informacji na własnej skórze. Nie dziś. Może innym razem. Najlepiej nigdy.
Prąc przed siebie, zauważyła majaczącą szczelinę na horyzoncie. Już myślała, że w końcu udało jej się odnaleźć upragniony brzeg i będzie mogła wydostać się z tego okropnego miejsca. W jej sercu rozbudziła się nowa nadzieja, już wyobrażała sobie ten cudowny widok, zielone łąki, szumiące lasy, gdzieś może jakaś błyszcząca rzeczka, ogólnie sielankowo aż do mdłości. Jej nogi wręcz zrywały się do biegu, by jak najszybciej mogła wydostać się ze swojego przypadkowego więzienia. Już już miała szukać zejścia, już czuła zapach traw, a pojedyncze źdźbła muskały jej policzki.
Jakież było jej zdziwienie, gdy w końcu dotarła do brzegu. Owszem, była to krawędź, nie dało się ukryć. Ale nie szachownicy, jak śmiała przypuszczać. Tylko przeklętej szczeliny, której nijak nie dało się obejść!
- No cholera jasna! – Wykrzyknęła ze złością, choć przecież niemożliwym było, by ktokolwiek poza figurami był w stanie ją teraz usłyszeć. Dookoła nie było przecież żywej duszy, a i żadna martwa się tutaj nie zabłąkała...
Godność: Francisca Enjabre Rasa: Zjawa Senna Lubi: Uroczych naiwniaków, mężczyzn, płacz, mężczyzn, żałość, mężczyzn i zgrzytanie zębów. Wspominałam o przystojnych facetach? Nie lubi: Tych, którym wydaje się, że są tacy cwani, zimna Wzrost / waga: 173cm/67kg Aktualny ubiór: fabuła - http://goo.gl/38H3qu + chusta na głowie Zawód: Oszustka, złodziejka, mąciwoda Pod ręką: portfel Nagrody: Korale Zamiarne
Dołączył: 14 Lip 2016 Posty: 29
Wysłany: 12 Listopad 2016, 20:35
Chmara nie miała nic do roboty. Dosłownie nic. Cały czas łaziła jej po głowie ta afera sprzed kilku tygodni, afera, która umarła jeszcze zanim zdążyła się rozkręcić na dobre. A mogło być tak pięknie, tak krwawo! Tak CUDOWNIE! Niestety, musiała stamtąd zbiec, zbyt wielka była szansa, że zostanie wypatrzona, wyniuchana. Ay, Carramba! Ten niewykorzystany potencjał scenariuszy męczył ją niczym stado pijawek. A może kto wie, może powinna zostać scenarzystką i wszystkie swoje wizje urzeczywistniać na scenie, zamiast wplątywać w to biednych maluczkich? Naaaah, może kiedyś, na starość, kiedy już jej skrzydła odmówią jej posłuszeństwa, kiedy sójki stracą swój wzrok a nietoperze słuch, to wtedy i tylko wtedy da sobie spokój. Ale to się nie stanie - w końcu się nie starzała, była jedynie konstruktem (tak, konstrukt, to dobre słowo) czyjejś wyobraźni. Ale życie wieczne każdemu mogło się przejeść - w końcu zawsze pozostawał jej powrót do Krainy Snów.
Po długim zastanowieniu postanowiła odwiedzić Szkarłatną Otchłań. Miasto było tu jedno, wiosek niewiele, ale zawsze podobała się jej nieskończoność, jaką widać było ze wszystkich stron. Tutaj jej ptaki czuły się prawdziwie wolne. Lecąc tak na skrzydłach porywistego, zimnego wiatru doleciała do olbrzymiej platformy, połamanej i powykrzywianej. Była to Szachownica, lecąca w nieznanym kierunku. Czuła, że było to dobre miejsce na odpoczynek, ponieważ nie potrafiła się więcej skupić nad swoim rozproszonym ciałem. Zlepiła się więc na szczycie czarnej wieży. Francisca świadomie wybrała czarne, jakby samej sobie chcąc udowodnić, jaka to ona nie jest zła i mroczna. To zachodziło to troszkę pod obsesję, panno Chmaro, nie uważasz? Połóż się na tej figurze i popatrz w czerwone niebo, zrelaksuj się chwilę. Tutaj nie ma nikogo, przed kim musiałabyś grać...
A jednak jest! Frania doskonale usłyszała przekleństwo, tam, z dołu i zaraz dopadła się do krawędzi wieżyczki, aby zobaczyć, kogo to diabli nadali. Irytacja z zakłóconego spokoju mieszała się z ciekawością i żądzą wystawienia kolejnego przedstawienia. No bo kogo my tu mamy? Różowo włosa dzieweczka, z torbą wielką jak ona sama, spogląda w przepaść i klnie. A jak brzydko! Co by tu zrobić w takiej sytuacji? Zepchnąć? Za proste, za nudne, może na do widzenia. Najlepiej jej będzie na tą chwilę po prostu się przywitać - z uprzejmością, po koleżeńsku. Przejechała palcami po piórach i trawach wplątanych w jej szare, bujne włosy, poprawiła turkusową, misternie tkaną chustę i otrzepała z boleśnie wzorzystej sukni wszechobecny pył. Naprawdę, cała Otchłań przypominała niekiedy zapomniany grobowiec. Po tym poprawieniu wyglądu wstała i przechyliła się przez blanki wieży, wołając:
- Hej ho! A co się stało, me amigo? - z uśmiechem na jej ptasiej twarzy. Oczywiście potrafiła się domyślić, że dzieweczka gdzieś się wybiera i że szczelina stała się dla niej przeszkodą. Ale poudawajmy głupią, jeszcze chwilę...
Była zrozpaczona, zdenerwowana i ogromnie zmęczona. Nie miała pojęcia, jak długo już tu wędrowała. Zgubiła się, musiała to sama przed sobą przyznać. A z tej Szachownicy nie było wyjścia. Przyjdzie jej tu umrzeć, jak nic! Usiadła na ziemi, kładąc torbę i parasol obok siebie. Nogi przewiesiła za krawędź szczeliny i zapatrzyła się w jej głąb. Ciekawe, co by się stało, gdyby tam skoczyła... Jak głęboka w ogóle jest ta szczelina? Może udałoby się przy jej pomocy wydostać z pułapki, jaką była ogromna plansza? Nawet jeśli miałaby zginąć... Chociaż miała przecież parasol, tak? Mogła go użyć jak spadochronu, może akurat udałoby się jej dolecieć na ląd w jednym kawałku! Tylko najpierw warto by było sprawdzić, co jest na dnie.. Wokół siebie nie miała jednak żadnego kamienia, którym mogłaby rzucić.
Ale zawsze miała swoje światło! Niewiele się zastanawiając, wyciągnęła rękę przed siebie i przymknęła oczy, a po chwili nad jej dłonią uformowała się mała kulka świecąca jasnym światłem. Zadowolona z efektu, rzuciła ją na dół, obserwując tor jej lotu. Niestety, światło oświetlało jedynie mały wycinek. Poza obszarpaną krawędzią niewiele mogła dostrzec, a im niżej znajdowała się kulka, tym mniej szczegółów dało się dostrzec. Musiała pogodzić się z tym, że tędy się nie wydostanie. Trzeba było szukać innej drogi ucieczki...
Westchnęła ciężko i przywołała kulkę z powrotem ku powierzchni. Obserwowała jej lot, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że była obserwowana. Owszem, słyszała szum skrzydeł, ale uznała to po prostu za przelatujące ptactwo. Przez myśl jej nawet nie przeszło, że to mogłaby być osoba. No bo jak? Przecież normalnie ludzie nie latają. Chociaż z drugiej strony... Tutaj wszystko jest możliwe.
Dopiero gdy usłyszała głos, uzmysłowiła sobie, że nie jest tu sama. Podskoczyła z przestrachem, cudem nie wpadając do szczeliny. Niestety, chwila dekoncentracji sprawiła, że kulka rozproszyła się, znikając w otchłani. Uniosła głowę, szukając wzrokiem źródła głosu, który zakłócił jej spokój. Jej oczom ukazała się głowa okolona czarnymi włosami, które dodatkowo schowane były pod chustą. Nic więcej nie widziała, gdyż właścicielka głowy wychylała się znad blank czarnej wieży stojącej nieopodal.
Swoją drogą, ciekawe, jak się tam znalazła?
- Och.. Witaj... Um... Wygląda na to, że się zgubiłam. – Wzruszyła ramionami, spoglądając z lekkim uśmiechem na swoją rozmówczynię. Uśmiech ten jednak nie dosięgnął oczu. Nie ufała nieznajomej. Jakiś szósty zmysł, kobiecy instynkt, czy jak inaczej to zwać, mówił jej, że tej istocie nie można ufać. Szczególnie, że pojawiła się znikąd. Bo wcześniej na pewno jej tam nie było.
Godność: Francisca Enjabre Rasa: Zjawa Senna Lubi: Uroczych naiwniaków, mężczyzn, płacz, mężczyzn, żałość, mężczyzn i zgrzytanie zębów. Wspominałam o przystojnych facetach? Nie lubi: Tych, którym wydaje się, że są tacy cwani, zimna Wzrost / waga: 173cm/67kg Aktualny ubiór: fabuła - http://goo.gl/38H3qu + chusta na głowie Zawód: Oszustka, złodziejka, mąciwoda Pod ręką: portfel Nagrody: Korale Zamiarne
Dołączył: 14 Lip 2016 Posty: 29
Wysłany: 13 Listopad 2016, 16:51
Świetliste kulki? Ładnie, bardzo ładnie. Ciekawe, czy rozproszyłby mroki przyzwanych przez nią cieni. Na razie nie chciała tego sprawdzać, bo i po co? Tylko marnować zaklęcia bez ładu i składu, na co to komu?
Chmarcia uśmiechnęła się tylko, widząc, jak jej rozmówczyni chwieje się nad przepaścią. Jednak nie spadła tam - w sumie to całe szczęście, odebrałaby jej wtedy tą złośliwą przyjemność wtrącenia jej tam osobiście. Wysłuchała ją, nadal kukając ze szczytu wieży i odparła jej śpiewnym lecz śliskim głosem:
- Aaaach, zgubiłaś się, biedactwo? Dla tych, co potrafią latać, to nie ma ścian ani barier! Powiedz ty mi, zapomniałaś swych skrzydeł z domku, caramelo? Może weźmiesz sobie jakieś z wypożyczalni skrzydeł? - z tymi słowy zniknęła Toni z pola widzenia, aby zaraz szybko pojawić się na dole, korzystając ze schodów znajdujących się z boku wieży. Podeszła do niej powolutku, cały czas zerkając na skromną bransoletkę, jedną z wielu na jej przedramionach. "Dziewczyna była nieufna, jednak nie okazywała agresji" - to zdawały się mówić jej kolory. Stanęła więc w bezpiecznej odległości od niej, spoglądając jej prosto w oczy - ni to z ciekawością, ni to wyzywająco.
- Na imię mi Francisca. Francisca Enjabre. A tyyy? I gdzie zmierzasz tak pilnie i śpieszno, moja droga? - dodała, przekrzywiając głowę i wyciągając w jej stronę brzęczącą od biżuterii dłoń. Czy ją weźmie? Czy odrzuci? A kto ją wie?
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!