• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Herbaciane Łąki » Różany pałac
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 11 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 15 Listopad 2016, 22:15   

    Straszka zerknęła na mijającą ich Akrobatkę bez większego zainteresowania. Czuła jej niechęć do siebie i nie miała zamiaru jej się narzucać. Bo też po co? Co prawda była to kusząca perspektywa, w końcu Cana gustowała w negatywnych emocjach, ale jakoś póki nie wchodziły sobie w drogę nie miała zamiaru jakoś zmieniać nastawienia Cyrkówki do siebie.
    Poza tym! Teraz miała inne zmartwienia!
    Początkowo wydawało się, że z Alice wszystko w porządku, jednak gdy młoda dama zarządziła, że teraz Khoeli ma ją gonić, zaczęła się zataczać, aż w końcu wylądowała na ziemi. Podbiegła szybko do dziewczynki - panienko nic Ci się nie stało? - zapytała, czekając na jakąkolwiek jej reakcję. Dziecko wyglądało na bardzo zdezorientowane. Miała ochotę nakrzyczeć na obecnych tu kucharzy i kucharki, którzy i tak z niepewnością patrzyli na parę dziewczynek. Wiedziała jednak, że lepiej aby nie robiła tego przy Arcyksiężniczce, w szczególności widząc w jakim stanie dziewczynka jest. Widać siedmiolatce alkohol bardzo nie służył.
    Nagle Alice wstała na nogi z poważną miną. Khoeli czuła jej strach. Ale czego się tak bała? Cana patrzała na nią z zaskoczoną miną. Umrze? Ale? Jak? Co? Straszka analizowała sytuację, słuchając dalszej wypowiedzi dziewczynki. Pewnie pomyślała, że wypiła jakąś truciznę...znów podsłuchiwała rozmowy ojca....
    Nagle usłyszała te magiczne słowa, które wyrwały ją z zamyślanie "muszę ostrzec tatusia"...
    Khoeli zerwała się, jednak nie udało jej się zatrzymać młodej Arystokratki - Alice zaczekaj! - Gdyby Straszka miała jakieś emocje, to teraz oblałby ją strach...jeśli Rosarium dowie się, że nie do końca upilnowała jego córkę, może się do skończyć niezbyt ciekawie dla Cany.
    Ruszyła czym prędzej za dziewczynką, zatrzymała się jednak na moment w drzwiach - jak wrócę to lepiej aby osoba, która zostawiła ten alkohol bez opieki się przyznała, bo inaczej wszyscy tu obecni poniosą konsekwencje - musiało to brzmieć śmiesznie z ust jedenastolatki, nie przejęła się tym jednak i ruszyła szybko za Arystokratką, nawołując by na nią zaczekała.
    _________________
     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 17 Listopad 2016, 18:15   

    Był ubrany. Dwa słowa znaczące tak wiele: rozstrzygając zakład pomiędzy jedną a drugą osobowością dziewczyny, oszczędzające czasu na doszukiwanie się w dalszej części posta tej informacji a także jeszcze kilka innych, mniej istotnych powodów. Nie był ubrany jednak zupełnie. Wszystko wskazywało na to, że w połowie zapragnął zrobić sobie przerwę i polec w bitwie z lenistwem na miękkim polu łóżka. Efektem tego było, że choć miał na sobie zarówno spodnie jak i koszulę, to w tej drugiej kilka górnych guzików nie zostało jeszcze zapiętych, a cała reszta leżała powieszona nieopodal, przy oknie.
    Bal miał być w istocie wielki. Słowo wielki ostatnio nie opuszczało Arcyksięcia, nachalnie wyskakując zza każdego rogu. Wielkim przedsięwzięciem było wybudowanie Lustrzanej Kolei, wzniesienie portów w Szkarłatnej Otchłani, przebudowa Różanego Pałacu, Helios, Eden. Zdecydowanie za dużo ostatnio otaczało go rzeczy wielkich. Zdecydowanie za mało zaś najprostszego lenistwa.
    Nic więc dziwnego, ze wykorzystał tę chwilę. Przed balem nie było sensu zajmować się ani Arcyksięstwem, ani Stowarzyszeniem, ani też niczym innym. Czasu zostało zbyt niewiele. Miał ponadto w głowie słowa swojej żony, która mówiła, że gdy wstanie skoro świt, to będzie na pewno gotowa na wieczór - no chyba że zapragnie odwiedzić fryzjera. Wtedy bal będzie musiał być chyba przełożony o kilka tygodni. Tak na wszelki wypadek, co by dać pani Rosarium czas na przygotowanie się na niego.
    W obliczu tego takie marnotrawienie czasu mogło zostać źle odebrane. Czyżby Agasharr lekceważył swoich gości, poddanych, wszystkich? Nie poświęcał czasu koniecznego do odpowiedniego przygotowania licząc, że jakoś to będzie? Może jednak w tym czasie rozmyślał nad czymś istotnym? Kto wie czy w jego głowie nie kształtowała się właśnie przyszła postać Krainy Luster.
    - W istocie smoki nie mają racic. - Wymsknęła się jego lordowskiej mości głośna myśl, która nie dotarła jednak do żadnych uszu. Ledwie wyszeptał to jedno zdanie.
    Leżał z rękoma szeroko rozłożonymi na łóżku. Można by nawet pomyśleć, że umarł gdyby tylko nie podniósł dłoni i nie zasłonił ustami ziewania. To było jednak tuż przed tym, gdy ktoś otworzył drzwi. Szkarłatne spojrzenie skierowane było w górę, a zmiana tego stanu, spojrzenie na przybysza, okazała się być zbyt wielkim wyzwaniem.
    Przez głowę Arcyksięcia za to przemknęło kilka myśli, kto też mógłby go odwiedzać. Strażnicy zatrzymaliby każdego interesanta, tych zresztą przyjmuje w gabinecie, a nie w sypialni. W ogóle nikogo nie przyjmuje w sypialni. To jest takie święte miejsce, gdzie wypoczywa - co właśnie robi. Od razu jednak do jego głowy przyszła jedna osoba, która za nic miała sobie świętość tego miejsca. To musiała być ona, bo kto inny?
    -Witaj, Kochanie, rozmyślam właśnie nad transcendentną naturą ubierania się na bal biorąc pod uwagę epistemologiczne argumenty o konieczności, użyteczności czy sprawiedliwości, a także zahaczając lekko o klaryfikacje ontologicznego doboru akcesoriów. - Wyciągnął dłoń w jej stronę, wewnętrzną częścią do góry z palcami nieznacznie skierowanymi ku dołowi. Wciąż jednak nie spojrzał.
    Tak właśnie przegrywa się batalię, nie rozpoznając sytuacji, a działając na zasadzie przeczucia. Później okazuje się, że to co miało być tylko kompania jest całą dywizją bądź odwrotnie. Posiadanie informacji jest niezwykle ważne i stąd właśnie tak znaczącą rolę w planie Arcyksięcia mają anarchiści.
    -To tylko z pozoru wygląda na bezmyślną bezczynność! - Zaakcentował jeszcze na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości. Sprawa miała być wszak jasna! Każdy kto znał Rosarium wiedział, że zbyt dużo trudnych słów zostało przez niego użyte, by mógł mówić szczerze. Zresztą uśmiech na jego twarzy - jakby powstrzymywany, nieznaczny choć szczery - zdradzał wszystko.
    Pewien był jednak tego, że minęło zbyt niewiele czasu, by jego żona zdążyła się już przebrać. Toteż nawet chęć ujrzenia sukni, którą ta wybrała nie oderwał jego wzroku od bliżej nieokreślonego kawałka powietrza gdzieś nad nim.
    _________________

    *****
     



    Upiorna Arystokratka

    Godność: Arcyksiężna Rozalina Anastazja Rosarium
    Wiek: Ma 500 lat, lecz wygląda na co najwyżej 21.
    Rasa: Upiorna Arystokracja
    Wzrost / waga: 160cm / 47kg
    Aktualny ubiór: Jasnozielona suknia, przyozdobiona delikatnymi złotymi wzorami. Zebrana w pasie i zesznurowana wszytym w materiał gorsetem. Delikatna biała koszulka i pończochy z pasem bieliźnianym [skryte pod kreacją]. Buty ze złotymi klamerkami, na drobnym obcasie. Złota kolia z zielonym klejnotem na szyi. Bransoletka na ręku.
    Znaki szczególne: Długie, białe włosy. Rubinowe oczy. Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
    Pod ręką: Lusterko, sakiewka, wachlarzyk, bransoletka, zegarek z wygrawerowanymi różami.
    Broń: Zaklęta [więcej info w kp]
    Stan zdrowia: Zdrowa i poczytalna.
    Dołączyła: 27 Lut 2016
    Posty: 12
    Wysłany: 23 Listopad 2016, 20:07   

    Głodna jestem ... - to była pierwsza myśl gdy tylko Rozalina się obudziła. Oczywiście pomijając fakt, że dwie godziny temu zjadła 4 kanapki, ale powinno się zaakceptować to, że ta kobieta ma żołądek bez dna. Wielu się zastanawia gdzie to wszystko idzie, są tacy, którzy myślą że w jej żołądku jest portal do innego świata i tam właśnie znajduje się wszystko, inni zaś sądzą, że jedną z jej umiejętności jest skurczenie jedzenia, ale jak to jest naprawdę chyba pozostanie zagadką. Tak więc Ro poszła na wycieczkę do kuchni, oczywiście mogłaby zadzwonić po służbę, ale jakoś zawsze wolała się sama przejść i przy okazji poprzyglądać się mijanym istotom. Chociaż innym powodem była też chęć zajrzenia później do swojej córki by zapytać o ciekawe rzeczy, które jej się dzisiaj przydarzyły. W oczach dziecka prawie wszystko jest ciekawe, a więc nigdy nie wiadomo o czym opowie. Po kilkunastu minutach Arcyksieżna wreszcie trafiła na korytarz prowadzący do kuchni, wzrokiem wodziła po suficie, a jej myśli krążyły wokół tego co by teraz przekąsić.
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 8 Grudzień 2016, 18:16   

    Arcyksiążęca sypialnia

    Pytanie jej byłoby kłopotliwe – bo czy Sophie była masochistką nie dało się określić jednoznacznie. Niby nic nie wskazywało, ażeby Akrobatka skłaniała się do działań autoagresji, bo i narkotyki trzymała z daleka, i inne środki wspomagające a szeroko dostępne w Krainie, zaś pociąg do ryzyka i niebezpieczeństwa zdecydowanie nie mógł zostać odebrany jako masochizm, skoro dziewczę ten pęd wiatru we włosach i tętnienie krwi w skroniach kochało.
    A jednak spędzała część czasu – i to lwią część! – na salonach arcydupka, przybrana niemal we wstążeczki i kokardki. A jednak pracowała dla niego, wcielając się w teoretycznie podległą mu postać osobistej sekretarki. Musiała jednak szczerze przyznać, że niesamowicie wiele zabawy miała z rzucanych jej ukradkiem spojrzeń, bo choć Rosarium w żonie zakochany był podobno do nieprzytomności, osobista sekretarka, która pojawiła się nagle i znikąd wzbudzała zbyt wiele jednoznacznych skojarzeń.
    ‒ Sądzę, że nazywanie mnie kochaniem to przesada; zwłaszcza, że Twoja żona zdaje się nie akceptować naszego związku, sam widziałeś – westchnęła przesadnie z krzywym, zjadliwym uśmiechem, ale ton miała niemalże pogodny, zarezerwowany zdecydowanie dla kogoś kto nie był Rosarium z opinii publicznej.
    Już w chwili wypowiadania pierwszych słów stała oparta o słupek łoża, trzymając w ręku otwartą książeczkę – bo przemknęła po dywanie niemal bezgłośnie, pewnie Upiorny i tak nie zwrócił na miękkie kroki uwagi, wszak był zamyślony na tyle, by za pewnik przyjąć, że zjawiła się tu jego połowica.
    Przekrzywiła z zainteresowaniem głowę, myśląc jak łatwo byłoby się go pozbyć.
    Uniosła wolną rękę i cisnęła w kierunku Agasharra, wszystkie przygotowania poczyniła zaraz po wejściu do sypialni, gdy był zajęty gadaniem do siebie. Walizeczka – na ironię, także prezent od niego – lewitowała u wejścia do sypialni, gotowa stać się przyczyną potknięcia kogokolwiek, kto gwałtownie chciałby przeszkodzić w małym tête-à-tête.

    Zapachniało intensywnie i na pierś mężczyzny upadły białe kwiatuszki o pięciu podłużnych płatkach. Zapachniało cytrusami i bergamotą.
    ‒ Zagadka na dobry początek dnia. Dzień dobry z samego rana w południe. ‒ uśmiechnęła się krzywo, nawiązując do „pozornie bezmyślnej bezczynności”. ‒ Czemuż to zawdzięczamy taki ruch w Pałacu? Wróciłam ponad godzinę temu i nie poznaję naszych zwykle pławiących się w marazmie poddanych. Nałożyłeś podatek od spacerów? ‒ Machnęła ręką dzierżącą całkiem gruby, oprawiony w skórkę zeszycik.
    Wiedziała, dobrze wiedziała, że chciałby teraz podrzeć koty, poomawiać bieżącą listę ludzi do spalenia, którą niechybnie ułożyła sobie w czasie podróży do i ze Stowarzyszenia (oh, jaką miał rację!), ale Sophie była przede wszystkim pragmatyczna. Załatwią interesy i wtedy będzie mogła się nawet położyć obok niego na tym śmiesznie wielkim łożu i również poleniuchować. Ponadto dała mu chwilę wytchnienia, przynosząc kwiaty. Nie w wazonie i nie w bukiecie, ale u licha, czego się po niej spodziewał? Dwornego zachowania? Jest inteligentny, już dawno powinien się nauczyć. Teraz jednak znów spojrzała w grymuar – bo tym faktycznie była książeczka – powtarzając w myślach zlepek słów, który dla niej, nie mającej dotąd z czynną magią do czynienia, nie miał za wiele sensu. Zaklęcia muszą mieć jednak swoje inkantacje, czy tego chciała, czy też nie. A zdecydowanie nie.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 9 Grudzień 2016, 22:08   

    MOJA sypialnia

    Kiedyś. W dawnych czasach żył ślepiec, który mieszkał w niewielkim pokoju nad sklepem mięsnym. Pokój był dość parszywy. Brudne ściany, przypalony dywan i kilka grzybów w kuchni było jego codziennością, która w niczym mu nie przeszkadzała. Nie dostrzegał jak bardzo zapuszczone było jego mieszkanie. Jakim przekleństwem skończyłoby się jego szczęście - gdyby ujrzał.
    Można to dość łatwo odnieść do Arcyksięcia, który nie dostrzegał spojrzeń, które padały na jego nieszczęsną, samozwańczą sekretarkę - fakt, płacił jej - czy skojarzeń z nią wiązanych. Nikt nie przedstawił mu takiej interpretacji, nie brał jej więc nawet pod uwagę. Może dlatego że był zakochany we własnej żonie (jakże to wywrotowe!), może przez oddalenie od spraw codziennych zwykłych ludzi - a więc i miłości, miał święty spokój od konwenansów i unikania pozorów. Możliwe też, że był zbyt zmęczony, by się zajmować takimi drobiazgami - po prostu.
    Ktoś - a mówiąc to wcale nie patrzę na skradającą się Anarchistkę - mógłby powiedzieć, że jest to tchórzostwo, że chowa się za zasłoną niewiedzy. Trudno jednak przypisać Rosarium maksymę "wolę nie wiedzieć". Przecież po to miał pannę Bugs, by wiedzieć. Chciał nawet tych informacji, których zdobycie lub posiadanie nie należy do łatwych.
    Można przytoczyć tu historię sprzed niemal siedmiuset lat, gdy próbował zrozumieć muzykę, nuty i to wszystko czym zajmują się Dachowce... I nie chodzi tu wcale o ganianie kłębka, czy mruczenie. Tak intensywnie się uczył, że przez kilka kolejnych miesięcy nie mógł już się cieszyć koncertem, czy skupić się na balach. Do czasu aż zapomniał o wszystkim, zrobił miejsce na inne informacje. Na przykład na to, że jak się położysz na ręce to może zdrętwieć, co do najprzyjemniejszych nie należy. I owszem, nie ma koniecznego związku pomiędzy muzyką a leżeniem na ręce, lecz niezaprzeczalnie o pierwszym zapomniał, a o drugim pamięta.
    Związek, w którym Rosarium był z panną Bugs był ze wszech miar toksyczny, a nawet promieniotwórczy - aż dziw, że nie świecą w ciemnościach. W końcu rozpoczęło się od zderzenia tego, co zderzać się nie powinno. Tylko że zamiast spotkanie neutronu z jądrem uranu doszło do zderzenia przedstawiciela Arystokracji, władz z Anarchistami (W zasadzie jedno i drugie jest na A, a razem wychodzi AA). Był nawet wybuch, który rozsadził ratuszowe okna, a cała znajomość tej dwójki była wynikiem tamtej reakcji.
    Oczywiście i tym razem Rosarium, jak i ja również, związek rozumiał jako powiązanie, znajomość, kontakt, nie zaś w kategoriach miłosnych. Stąd właśnie jego odpowiedź mogła wydać się niespodziewana nakręconemu podsłuchiwaczowi, stojącemu za drzwiami z uchem przy dziurce od klucza.
    - Gdy ostatnim razem rozmawiałem z Rozaliną... - Na marginesie dodam, że użycie przy Anarchistce imienia żony mogło świadczyć o pewnym zaufaniu, którym darzył swoją "sekretarkę". - - ... to zaakceptowała nasze związki, prosiła mnie tylko bym na siebie uważał i się odpowiednio zabezpieczał.
    Zignorował natomiast część o nazywaniu Sophie kochaniem. Dla niego sprawa była jasna. W końcu słów tych nie kierował do niej, więc nie ma co się rozwodzić... Mam nadzieję, że za te posty nie znajdę jutro w nogach łózka głowy kon... papierów rozwodowych.
    Mówił spokojnie, tylko trochę mniej uprzejmie niż wcześniej. Niemal niezauważalna nutka, która była efektem tego, że to jednak nie była to jego żona. (Zostawię to tu. Niech Ro widzi i wie!) Oczywiste, że chciałby uroczą lisicę, która położy się obok niego i wspólnie porozmawiają o głupotach. Jednak nie zawsze mógł sobie pozwalać na unikanie pracy, a już na pewno nie mógł liczyć, że los da mu wszystko czego chce. Musiał więc zająć się panną Bugs, jakkolwiek wolałby teraz jeszcze trochę poleniuchować.
    Dopiero teraz spojrzał na nią. Dopiero gdy postanowiła udekorować jego ciało kwiatami. Ponownie jednak skierował swoje spojrzenie w górę i zaczął się zastanawiać. Ta kobieta nigdy wcześniej mu żadnych kwiatów nie przyniosła. Jak ten gest traktować? Jako prezent, czy może raczej...
    Uniósł dłoń i dotknął płatków leżących na jego koszuli. Delikatnie, tak że prawie nie poruszył delikatnej roślinki.
    - Jeszcze żyję. - Powiedział i niespodziewanie podniósł się do pozycji siedzącej, a tuż przed tym zgarnął podarek w garść. Spojrzał na Anarchistkę i kontynuował.
    - Zgaduję, że byłaś tak zajęta, że nie miałaś czasu odebrać listu? Alicja. Wiesz, moja córka. Mała, białe, długie włosy i czerwone oczy... ma urodziny - Ta mniejsza. - dodał świadomy tego, że i jego najdroższa żona mogłaby do tego opisu pasować. Mówiąc to jednak droczył się z nią, co można było wyczuć w głosie, w sposobie mówienia czy w szyderczym uśmiechu - jakby na złość, że znów zignorowała jego listy, a później musi drugi raz powtarzać to, co już raz wypowiedział na papierze.
    Co prawda nie powiedział dość wyraźnie, że z tej okazji organizuje bal, lecz przecież to nie jest istotą jej przyjścia tutaj. No i przecież dla niego było to oczywiste, że bal się odbędzie.
    - Mam jednak nadzieję, że nie przychodzisz tutaj dlatego, że znalazłaś nową bajkę i chciałabyś mi ją przeczytać. - Zwrócił tymi słowami uwagę na trzymaną w jej palcach książeczkę. Dotknął ją nawet, choć na tyle by nie musiała się obawiać, że jej zabierze. Jeszcze nie teraz.
    Nie powiedział też nic więcej, w końcu miała dość sporą autonomię i swobodę. Lepiej niż on wiedziała czym się zajmowała i na co należy zwrócić uwagę. Nie będzie więc jej o nic wypytywał, a raczej poczeka. Szczególnie, że jeszcze mogłaby poczuć się niechciana. Tupnąć nóżką i na złość wszystkim zjawić się na balu.
    Wizja jej obecności była dla Lorda Protektora nie tyle straszna co mało praktyczna. W końcu ten i wiele innych przyjęć miało swój konkretny cel. To nie miało być dla Arcyksięcia towarzyskie spotkanie, lecz jedynie tło dla posunięcia fabuły do przodu. Gdyby więc zjawili się tam razem, to jednocześnie Anarchistka zrezygnowałaby z możliwości działania na innym froncie. Byłoby to całkowicie niepragmatyczne i tego tylko się obawiał Rosarium.
    _________________

    *****




    Upiorna Arystokratka

    Wzrost / waga: 125 cm - taka jestem duża! ^^/Tatuś karmi, więc prawidłowa!
    Aktualny ubiór: A jak może być ubrana siedmioletnia dziewczynka? :3
    Pod ręką: Króliczek - maskotka od ojca
    Nagrody: Blaszka zmartwienia
    Dołączył: 23 Sie 2015
    Posty: 16
    Wysłany: 18 Grudzień 2016, 12:41   

    Przebierała swoimi małymi nóżkami jak najprędzej, w obawie, że mogłaby nie dotrzeć na czas. Jednakże w tym wypadku pojęcie „na czas” miało dwojakie znaczenie. Jednym z nich było ostrzeżenie ojca przez próbą zamachu stanu, zanim trucizna spowoduje, że mała arystokratka wyzionie ducha w jednym z pałacowym korytarzy, a drugim (wynikającym tak naprawdę z pierwszego – trup przecież na niewiele się zda) przekazanie tej szalenie istotnej informacji, nim arcyksiążę sam zdąży skosztować śmiercionośnego trunku. Czas zdecydowanie nie był po jej stronie, a na domiar złego ta okropna posadzka prowadziła jakoś tak zabawnie, jakby slalomem, siłą rzeczy wydłużając drogę jaką Alice musiała przebyć udając się do gabinetu ojca.
    Mijani po drodze przedstawiciele pałacowej służby na szczęście nie wykazywali chęci zatrzymania biegnącej księżniczki. Na szczęście oczywiście dla nich, bo w sytuacji w jakiej się aktualnie znajdowała, najprawdopodobniej podążając w ślady swego ojca (ależ byłby z niej dumny), kazałaby spalić każdego, kto miał czelność zatrzymać szkarłatnooką, byleby tylko umożliwił jej dalszy szaleńczy bieg. Niewykluczone również, że w jej małej, pijanej główce zagnieździłaby się myśl, że to właśnie ten konkretny służący odpowiada za podtruwanie rodziny Rosarium, a wtedy biada jemu i całej jego rodzinie, gdyż nawet jeśli Alice jakimś cudem przeżyła tę przygodę, to na nim już do końca życia ciążyłoby miano truciciela arcyksiążęcego rodu. No i w końcu pijana siedmiolatka w starciu z biednym parobkiem, wykrzykująca w amoku coś o truciznach i paleniu na stosie, stanowiłaby obrazek dość osobliwy. Tak więc dobrze, że nikt nawet nie próbował reagować.
    W tym całym pośpiechu zapomniała jednak o jeszcze jednym, całkiem istotnym mogłoby się wydawać, członku rodziny – o matce, której postać właśnie wyłoniła się z bocznego korytarza. Ups, tak bardzo przejęła się tatusiem, że kompletnie zapomniała o swej rodzicielce, jakby z miejsca odrzucając, że ktokolwiek byłby nią zainteresowany. Dobrze jednak, że się pojawiła, gdyż w przeciwnym wypadku podzieliłaby los córki, odbierając tym samym Krainie Luster szansę na prawowitego następcę tronu.
    - Mamusiu,niepijniczegococipodadzą.Trucizna.Biegnędotatusia! – wyrzuciła z siebie jednym tchem, nawet się nie zatrzymując, a jedynie nieco zwalniając kroku. Przez myśl jej przeszło, aby skontrolować czy matka zdała sobie sprawę z powagi sytuacji i podąża za nią, jednak tor jej biegu, wyznaczany przez kręty (choć w zasadzie prosty) korytarz, niósł za sobą ryzyko przywalenia głową w kamienną ścianę.
    Dotarłszy do gabinetu ojca chwyciła klamkę i z całą prędkością wkomponowała się w – jak się okazało – zamknięte drzwi. Pięknie, znów gdzieś sobie poszedł. Niewiele myśląc, bo i nie było na to czasu, ruszyła do drugiego prawdopodobnego miejsca pobytu jej ojca. Sypialni. Czas naglił.
    Wparowała do sypialni Rosarium bez ostrzeżenia, co w normalnej sytuacji nie miałoby miejsca, ale sytuacja przecież nie była normalna, od progu wyrzucając z siebie nieskładne zdania o truciznach, zamachach stanu i jej niechybnej śmierci (tak naprawdę robiła to przez całą drogę z kuchni, ale przyjmijmy, że zaczęła dopiero w tej chwili). Włosy miała zmierzwione, policzki rumiane, ledwo łapała oddech i utrzymywała się na własnych nogach, choć te dwa ostatnie symptomy to pewnie już zaawansowane stadium działania trucizny, lecz zdążyła. Była taka szczęśliwa.
    I zaskoczona.
    Z tego co pamiętała, pomieszczenie to zarezerwowane było wyłącznie dla tatusia, a poza nim prawo do przebywania tu miały tylko ona i matka, a ona to już w ogóle wyłącznie po uprzednim otrzymaniu przyzwolenia ojca. W takim razie CO ROBIŁA TAM SOPHIE? Czasami, gdy matka siedziała w sypialni ojca, a jej nie wolno było do nich dołączyć, służące rozpowiadały między sobą, że arcyksiążęca para właśnie harcuje. Tyle, że nikt nie chciał jej wytłumaczyć, co znaczy to całe harcowanie. Najwyższa pora się tego dowiedzieć.
    - Esme, czy ty harcujesz z moim tatusiem? – zapytała z rozbrajającą szczerością, zapominając na moment o pierwotnej przyczynie przybycia do tego pokoju.
     



    Upiorna Arystokratka

    Godność: Arcyksiężna Rozalina Anastazja Rosarium
    Wiek: Ma 500 lat, lecz wygląda na co najwyżej 21.
    Rasa: Upiorna Arystokracja
    Wzrost / waga: 160cm / 47kg
    Aktualny ubiór: Jasnozielona suknia, przyozdobiona delikatnymi złotymi wzorami. Zebrana w pasie i zesznurowana wszytym w materiał gorsetem. Delikatna biała koszulka i pończochy z pasem bieliźnianym [skryte pod kreacją]. Buty ze złotymi klamerkami, na drobnym obcasie. Złota kolia z zielonym klejnotem na szyi. Bransoletka na ręku.
    Znaki szczególne: Długie, białe włosy. Rubinowe oczy. Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
    Pod ręką: Lusterko, sakiewka, wachlarzyk, bransoletka, zegarek z wygrawerowanymi różami.
    Broń: Zaklęta [więcej info w kp]
    Stan zdrowia: Zdrowa i poczytalna.
    Dołączyła: 27 Lut 2016
    Posty: 12
    Wysłany: 23 Grudzień 2016, 02:02   

    Rozalina była dość zamyślona, ale nie mogła się skupić.
    Coś jej przeszkadzało. Dopiero po chwili zrozumiała, że ten narastający dźwięk, powoli zaczynający zagłuszać jej myślenie, to był jakiś tupot. Zdecydowanie narastający i co więcej zmierzający w jej stronę!
    Arcyksiężna pokręciła głową i przestała myśleć o głodzie, by skupić swe rubinowe oczy na zakręcie. Usłyszała pospieszny oddech i ciche mruczenie jakichś słów, znajomym głosikiem.
    Alice.
    Ro zatrzymała się i uniosła lekko brew, uśmiechnęła się na myśl, że córeczka grzecznie się bawiła. Radość ta jednak delikatnie zaczęła spełzać, w momencie, kiedy mała z bardzo poważną minką wyłoniła się w szczerym pośpiechu zza rogu. Białowłosa dosłyszała jeszcze jakieś tupanie dalej, więc może ją ktoś gonił?! Oczywiście w pierwszym momencie miała prawo do wyciągnięcia niewłaściwych wniosków.
    Te zaraz rozwiano. Choć córka mówiła jakieś dziwne rzeczy. Trucizna? W piciu? Skołowana Rozalina uniosła brwi wysoko w górę
    - Alice stój, pocze...
    Córka jednak nie poczekała. Arcyksiężna ogłupiała na moment. Spojrzała zaraz na źródło drugiego tupotu, które próbowała dogonić Alice, a była nim Cana. Zmarszczyła lekko brwi z zapytaniem wymalowanym na swej delikatnej twarzy. Nie pozostało chyba jednak nic, tylko ruszyć za córką i dowiedzieć się co się działo. Nie uszło jej uwadze, że Alice biegnie zygzakiem. Co to miało znaczyć?
    Rozalina opuściła dłonie i lekko zebrała poły swojej sukienki by się o nie nie potknąć, gdy przyspieszyła kroku do truchtu
    - Co się tutaj wyprawia?
    Rzuciła do Cany, kiedy nieco się z nią zrównała. Mała Alice pognała do gabinetu Agasharra, ale Ro wiedziała, że dziś nie tam o tej porze można go było znaleźć, więc jeszcze przed czasem skręciła by ściąć drogę do jego sypialni. Więc, gdy mała się tam dotruchtała i wparowała przez drzwi, Rozalina właśnie docierała i stanęła jak wryta dwa metry od wejścia słysząc słowa swojej córki.
    Na jej zwykle spokojnej i uprzejmie uśmiechniętej twarzy, zagościła powaga. Powaga godna Arcyksiężnej.
    Ktoś poza nią i Alice był aktualnie w sypialni JEJ męża. Słowo 'harcujesz' tylko pogorszyło stan rzeczy. Krok Rozaliny zwolnił natychmiast, a jej dłonie puściły poły sukienki, które dumnie opadły prostując się. Białowłosa zatrzymała się i czekała jakie padną odpowiedzi. Serce jej dudniło, ale to na pewno przez ten trucht po korytarzach. Taaak. Ten trucht...
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 11 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 29 Grudzień 2016, 12:34   

    Cana biegła tak szybko jak pozwalały jej na to warunki. Kilka razy próbowała się wzbić w powietrze, jednak osoby mijane na korytarzu ochoczo jej to utrudniały. Przygotowania do urodzin Alice sprawiły, że po korytarzach kręciło się mnóstwo służby. Jedni nieśli różnie ozdoby czy ubrania, pewnie przygotowywane dla Arcyksiążęcej rodziny. Inni jeszcze zajmowali się innymi sprawami.
    Księżniczce schodzili z drogi, nie chcąc się narażać Lordowi, jednak Khoeli nie miała już takiego autorytetu. Co chwila ktoś ją łapał za rękę czy zachodził drogę, chcąc się dowiedzieć jaki jest powód takiego zachowania Alice. Straszka zbywała ich mówieniem, że nie ma czasu lub wyrywając się z ich uścisku i brnąć przez tłum dalej. Raz nawet służba bardzo inteligentnie szła całą szerokością korytarza, niosąc jakieś dziwne przedmioty i skutecznie uniemożliwiając Canie przedarcie się przez nich.
    Chciała uspokoić jakoś dziewczynkę, jednak gdy co chwila ktoś jej przeszkadzał, nie mogła zjeść jej emocji tak łatwo. Nawet to, że Alice biegła zygzakiem, wcale nie ułatwiało sprawy. Widząc jak dziewczynka mija swoją matkę, przyspieszyła jeszcze. Musiała pokazać Arcyksiężnej, że wcale nie biegnie sobie tak sama dla siebie. Słysząc jej pytanie, uspokoiła na chwilę bieg - zabrałam panienkę do kuchni, żeby coś zjadła, wcześniej grałyśmy w berka, więc zachciało jej się pić. Wzięła pierwszą lepszą szklankę ze stołu i wypiła duszkiem. Okazało się, że ktoś w kuchni nalał sobie nalewki i zostawił na stole. Nie zdążyłam jej uniemożliwić wypicie. Teraz myśli, że wypiła truciznę, bo zaczęło jej się kręcić w głowie.
    Widząc, jak dziewczynka dobija się do gabinetu, znów przyspieszyła jednak i tym razem służba jej uniemożliwiła złapanie. Pewnie gdyby była do tego zdolna, widać by było jak bardzo jest zirytowana.
    Słysząc słowa wypowiedziane przez dziewczynkę już w drzwiach arcyksiążęcej sypialni, wzbiła się w powietrze, olewając wszystko i wszystkich. Wylądowała szybko za Alice i ją odciągnęła lekko od drzwi. Od razu zaglądając na czym polegają te harce, gotowa w każdej chwili zakryć dziecku oczy. Miała jednak nadzieję, że dziewczynka nie mówi dosłownie, w końcu skąd by znała takie słownictwo. Jedynie od służby. Westchnęła pod nosem. Po dzisiejszym dniu będzie miała dość tych istot, które zamiast pomagać to tylko przeszkadzają. Miała też nadzieję, że Lord nie uzna, że wszystko jest winą Straszki, że nie dopilnowała jego małej córeczki i nie zrobi z niej atrakcji wieczora.
    Odsunęła lekko Alice od drzwi. Tak by widziała co się dzieje. Nagłe zabieranie jej całkiem stamtąd byłoby podejrzane. Zrobiła miejsce na wypadek gdyby Cyrkówka chciała wyjść lub Arcyksiężna wejść do pokoju. Coś jej mówiło, że nauczycielka Alice, będzie miała dziką satysfakcję, gdy dowie się, że Straszka trochę nawaliła. Nie przepadały za sobą.
    Podjadła trochę emocji Alice, by ta się lekko uspokoiła i by samej okazać trochę emocji. Nie miała nastroju na udawanie. Były teraz ważniejsze sprawy. Na jej twarzy od razu pojawiło się zdziwienie. Spoglądała to na Arcyksięcia i Hrabinę, to na Arcyksiężną i czekała na rozwinięcie sytuacji. Może to co się działo w sypialni trochę załagodzi to co się stało z dziewczynką chwilę temu? No i pilnowała by dziecko nie weszło jednak do sypialni. Trzymała ją za ramiona stojąc za nią i poruszając lekko potężnymi skrzydłami.
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 31 Grudzień 2016, 03:46   

    Mimowolny półuśmiech wypłynął na blade lico hrabiny, gdy mimowolna gra słów odbiła się od suto zdobionych ścian pokoju Rosarium. Oh, jaką miała nadzieję, że ktoś postronny naprawdę to usłyszał! (Nie spodziewała się, że myślenie życzeniowe zadziała i za moment będzie się musiała tłumaczyć przed kimś, przed kim tłumaczyć się nie chciała najbardziej na świecie – już Sophie widziała jakie pytania potrafi zadawać siedmiolatka!). Odrzekła więc, jak zawsze się z nim drażniąc:
    – Chyba nie słuchasz żony wystarczająco dobrze – oświadczyła – bo strażnicy przed drzwiami byli tak zaskoczeni moim pojawieniem się i wtargnięciem, że jak widać nikt nie pospieszył do środka, by choć zobaczyć czy nic złego się nie dzieje, że tak biegam. – Przerwała na moment, by odnaleźć jego spojrzenie nim rzuciła frazą, równie prawdziwą co i wyświechtaną, odpowiednią jednak na tę chwilę, jak sądziła. A wobec tego Upiornego rzadko używało się mentorskiego tonu. – To błąd ufać nawet zaufanym, Agasharze. Mniej lub bardziej, wszyscy jesteśmy samolubni i koniec końców, dbamy najszybciej o własną skórę. Pamiętaj, by mieć plan B nawet do życia. – Gdyby to teraz wyciągnął ku niej rękę, zobrazowałaby mu jak bardzo się odsłonił. Zrobił to jednak później, użyła więc argumentacji, tak lubianej przez niego formy monologu. – W tych płatkach mogło być zamknięte śmiertelnie godzące zaklęcie. Mogą się z tych kwiatów właśnie unosić lotne związki neurotoksyczne, na które zostałam uprzednio zaszczepiona, więc mogłam je bezpiecznie dla siebie przenieść. Podarowana roślina może mieć właściwości trujące, które pochłonąłeś w chwili dotyku. Oh, Agasharze. Sam wiesz o czym i dlaczego ci marudzę.
    Przez chwilę zignorowała wzmiankę o Alicji, balu i całą wypowiedź, o którą prosiła, by dokończyć kwestię bezpieczeństwa, bo pośrednio łączyła się z tym, z czym tutaj przybyła. Parsknęła, gdy zasadził się na grymuar i zaczął opowiadać... bajki. Parsknęła, bo nie była jedną z tych kobiet, które kłopoczą się ukrywaniem emocji – po prostu zazwyczaj ich nie przejawiała ergo nie było czego pokazywać. Następnie znów uśmiechnęła się krzywo, jeden kącik ust znacznie wyżej niż drugi, i rzuciła książeczkę w powietrze, by swobodnie spadła na podołek lub trafiła w pierś Upiornego, a w tym samym czasie wyciągnęła w jego kierunku rękę z rozcapierzonymi palcami (zgubny skutek czytania ludzkich, młodzieżowych powieści) i jak rasowy mag błyskawicznie wyrzuciła z siebie inkantację:
    – Ukusuka-entok.. enloko- Tfu! – A przynajmniej próbowała, niemniej narzecze, którym posługiwały się zaklęcia z tej książeczki były poza poziomem i takiej lingwistki jak Sophie. Z mieszaniną urazy i złości stwierdzała, że nie rozpoznaje nawet podwalin języka (o ile była to konkretna mowa, a nie nawiedzony bełkot języka magii czy kij wie) i inkantacji będzie się musiała uczyć od podstaw, na pamięć, jak jakiś zwykły śmiertelnik. – To było oczywiste, że mi się nie uda – oświadczyła spokojnie, niemniej obserwacja jakiejkolwiek reakcji Rosarium na jej ruch sprawiło jej w duchu przyjemność. Lubiła, wręcz czekała momentów, gdy arystokrata zostanie zaskoczony kolejnym jej pomysłem. Wystarczyło jej rozszerzenie źrenicy na ułamek sekundy czy minimalne drgnięcie mięśni – medyk zauważy wszystko. Oczywiście, że nie ujawniała się ze swoimi małymi fetyszami – jeszcze by się zaczął kontrolować! Znaczy, kontrolować jeszcze bardziej, bo w przeciwieństwie do Akrobatki Rosarium emocje prawdopodobnie posiadał, ale wyciągnięcie ich na zewnątrz wymagało zazwyczaj prób dość dramatycznych, jak zbicie wszystkich zabytkowych okien równie zabytkowego ratusza czy usiłowanie zamordowania go na jego własnym balu. Dwukrotnie. W sumie trzykrotnie.
    – Ale! Nie marudzę na darmo, bo jestem użytecznym partnerem i przychodzę od razu z rozwiązaniem! Jeszcze nie potrafię go wypowiedzieć bez zawiązania języka w podwójny super, niemniej spójrz. – Sięgnęła do grymuaru, chcąc znaleźć stronę, na której uprzednio znalazła zaklęcie tak użyteczne i tak potrzebne jak powietrze i czysta woda... jeśli ktoś jest paranoikiem.

    W tym też momencie, gdy można było już przejść do konkretów i sprawunków, stały się dwie, w sumie zależne od siebie rzeczy. Wtargnięcie słodkiej Alicji i zgoła niewygodne pytanie, które rozbrzmiało sobie przez niezamknięte przecież przez zaaferowaną małą drzwi swobodnie na korytarz, ku straży wyborowej, przechodzącej służbie i innym potencjalnym osobistościom... na przykład Khoeli, która po chwili pojawiła się za Upiorną arcyksiężniczką. I arcyksiężnej, której obecności za drzwiami Sophie nie była obecnie świadoma.
    Odwróciła się więc błyskawicznie na ugiętych nogach, rozpoznając przecież głosik Alicji, i rozpoczęła wzrokowe poszukiwanie niebezpieczeństwa, w każdej chwili gotowa odgrodzić od niego Tyka czy Alę. Aerokinezą, ciałem czy też pociskiem z broni, która w sposób machinalny pojawiła się w akrobatkowej dłoni z chwilą pierwszego wołania o zamach stanu. Potem Alice jak gdyby nigdy nic stanęła i jak na siedmiolatkę przystało, absolutnie z czapy zmieniła temat, chwytając się pierwszego co ją zaciekawiło, a oko miała młoda diablica upiornie bystre.
    Sophie jeszcze raz rozejrzała się, przemierzając pokój od rogu do rogu, jednak za drzwi nie wychodziła, uznając zagrożenie za potencjalnie mordercze jedynie w skali świata dziewczynki. Miała nadzieję, że może wobec obcych ewentualnie straż na coś się przyda. Chyba. Westchnęła więc, zdusiła jadowity komentarz Folly o stanie zdrowia psychicznego rodziny arcyksiążęcej, i po odjęciu ręki od twarzy (dłoń uprzednio wylądowała na czole z donośnym plask), kucnęła przed Alicją i przystąpiła do wyjaśnień. Wcześniej jeszcze rzuciła tatusiowi uśmieszek, który wiele dobrego nie zapowiadał.
    Wtedy na scenę wkroczyła kolejna postać i potencjalne zagrożenie poczynało przeistaczać się w potencjalną farsę. Akrobatka zmarszczyła ciemne brwi, w wyrazie irytacji zdmuchnęła grzywkę znad oczu, a później wstała, bo Alice została cofnięta do progu przez skrzydlatą. Westchnięcie, cofnięcie na powrót w kierunku posłania mężczyzny. Gdyby przejawiała więcej emocji, może by nawet przewróciła teatralnie oczami. Na kogo ona tam tak zerka w korytarzu? Strażnicy? Praczki czy dwórki, największe plotkary w Pałacu?
    A jednak uśmiechnęła się do arcyksiężniczki i odpowiedziała na pytanie zadane chyba z milion lat świetlnych temu:
    – Cześć Alicjo Ciekawska Druga! Gdzie zgubiłaś starszą siostrę, przodowniczkę i mentorkę takich dziwnych pytań? – Gdyby nie Khoeli, pewnie uściskałaby na powitanie małą, jednak nie zamierzała wyrywać dziewczynki z ochronnego uścisku opiekunki, choć sama Akrobatka miewa i miewała zupełnie inne metody wychowawcze. – Słyszałaś, że mówi się, że gdy kota w domu nie ma to myszy harcują? I my z twoim tatą tak harcujemy, czyli knujemy i wymyślamy plany! Właśnie miałam go nauczyć bardzo fajnego zaklęcia, ale pewien kotek wpadł mi w sam środek lekcji! – Puściła młodej oko, po czym obróciła głowę ku staremu Rosarium, samym wymownym spojrzeniem przekazując mu co myśli o zaistniałej tu, zdecydowanie nawet jak na niego zbyt komiczno-dziwacznej sytuacji.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 31 Grudzień 2016, 15:36   

    MOJA sypialnia

    Wszystko co się działo: nagłe wtargnięcie Alicji, fakt że anarchistka coś do niego mówiła, suma zdarzeń które przypadły nieszczęśliwie na jego samotnię, to zbyt wiele. Już nie tak ważne były poszczególne części, a całość złożona na brak nie tylko kontroli ale nawet pojmowania rzeczywistości. Coś, czego Arcyksiążę nie znosił. W chwili jednak kiedy na scenie pojawiały się dzieci można było spodziewać się wszystkiego. To właśnie było powodem, dla którego z początku nie reagował na nic. Przez kilka krótkich chwil, ledwie mrugnięć stał po prostu z oczyma skierowanymi na swą najmłodszą córeczkę i wydawać by się mogło, że myśli.
    I to właśnie nią chciał się z początku zająć. Czy ona nie krzyczała, gdy tu wbiegała, że została otruta? Jego zapał został jednak ostudzony przez jej kolejne pytanie. Bez dwóch zdań nikt jej nie zatruł, chyba że głupimi pomysłami. Odetchnął z ulgą, cofając swoją dłoń i opierając ją o miękkie łóżko.
    Co tam mówiła jego sekretarka? Też o truciźnie - staje się to chyba tematem przewodnim wszelkich wtargnięć do jego pałacu - że otruła go kwiatkami. Nie rozumiał za to w ogóle argumentu, że strażnicy mieliby wejść za nią w oparciu tylko o ten fakt, że biegała. Mogliby co najwyżej jej nie wpuścić niestety instrukcja zwyczajna zakładała możliwość zakłócenia miru sypialnianego w ważnych sprawach. Oczywiście, że panna Bugs ZAWSZE przychodziła w ważnych sprawach, nadużywając zdecydowanie tej instytucji.
    Spojrzał w jej oczy. Nie przestraszyła go swoim monologiem. Może po prostu był zbyt łatwowierny ale nie zakładał możliwości bycia przez nią otrutym lub zaatakowanym. Chociaż w zasadzie dopuszczał, lecz tylko spontanicznie. Dokładnie przemyślany plan zamachu kłóciłby się z jego pragmatyzmem powodując sprzeczność wykluczającą realizację planu - przynajmniej w mniemaniu Rosarium.
    - Jak widzę jesteś tak samolubna, że nie możesz dopuścić do siebie myśli, że zostawiłbym plan niezrealizowanym... nieszczęśliwie muszę żyć. - Dodał ostatnie słowa pamiętając jak pewnego dnia wypaliła, że nie powinno się tak igrać z kobietą, nie pozwalając jej kilkukrotnie na powodzenie. O ile jednak nie był zaskoczony kolejnymi już groźbami śmierci i pokazywaniem mu na ile to sposobów mogłaby go zabić, to zdziwił się - co Sophie mogła zaobserwować - gdy oznajmiła, że przychodzi z rozwiązaniem. Jeszcze bardziej zaczął się głowić, gdy zaczęła mówić językami. Wszystko to jednak zostało ukradzione przez małą Alicję, która wkroczywszy na scenę od razu stała się główną bohaterką tego dramatu - komedii tak dokładniej.
    Spojrzenia panny Bugs i Arcyksięcia niespecjalnie długo był skierowane na siebie. Nie musieli przecież szukać w sobie porozumienia, czy moralnego wsparcia. Tu trzeba było działać. To jednak nie on a Sophie pierwsza zerwała się do dziewczynki, więc Agasharr skorzystał z chwili spokoju. Nie długo jednak, ledwie kilka oddechów pozostał na łóżku. Słysząc jednak odpowiedź Anarchistki przygotował się. Wstał i podszedł do swojej córki i przy okazji do kucającej obok Sophie.
    Pierwszym co zrobił było uderzenie swojej sekretarki. Niech jednak powstrzymają swój gniew obrońcy moralności i wszelkiej maści feministki, a ciekawość zwolennicy bijatyk. Nie uderzył ją ręką, a poduszką. Jedną z tych mniejszych, rozrzuconych po łóżku jakby tylko dekoracje. Za co spadł na nią ten cios? Ona już dobrze wiedziała! No dobrze... W zasadzie pewnie nie wiedziała. Pewnie nawet się nie domyślała, że Rosarium nie podobało wciągnie się jego najmłodszej, słodkiej córeczki w politykę oraz okłamywanie jej. Trudno przecież mówić o tym, ze byli w środku lekcji, gdy dopiero przyszła, gdy o żadnej lekcji Lord Protektor nie wiedział.
    - Esme wpadła do mojej sypialni podobnie jak i Ty z niezwykle ważnego powodu. Chciała bowiem skonsultować ze mną prezent dla Ciebie, na twoje urodziny i nawet mówiła, że nauczy mnie zaklęcia - jak sprawić by ta buźka rozpromieniała uśmiechem. - Gdy skończył mówić poczochrał Alicję po głowie i spojrzał w stronę Sophie niezwykle wymownie. Szybko jednak wrócił do dziewczynki i dodał jeszcze:
    - Wyjaśnij mi teraz proszę co się stało, że pędem musiałaś do mnie przybiec? - Nie wątpił, że w żadnym razie nie jest otruta. Chciał jednak zdobyć to, czego na razie brak niezwykle mu doskwierał. Informację! Spojrzał również na Khoeli. Na tyle porozumiewawczo, że mogła zrozumieć jego oczekiwania, że również zabierze głos. No ewentualnie mogła uznać, że obwinia ją o całe zamieszanie i powinna siedzieć cicho, co by się jeszcze bardziej nie narażać. Jakże te spojrzenia mogą być zwodnicze!
    Nie wiedział, że niedaleko stoi Rozalina, lecz kilka razy przez jego głowę przemknęła myśl gdzie też się ona podziewa. W końcu nie zapominajmy, że była pierwszą osobą, o której pomyślał i jeszcze tylko jej wejścia tutaj brakowało. Byłoby chociaż do kogo się przytulić i pomarudzić do ucha na brak spokoju nawet w sypialni. Równie interesujące było zaklęcie, o którym wspominała Anarchistka. Czym było? Na czym polegało? Nie wiedział, a bardzo chciałby się dowiedzieć. Niestety obie przyjemności - żona i wiedza musiały poczekać. Ta pierwsza aż Lisica postanowi się ujawnić, a druga do czasu, gdy zostanie rozwikłana sprawa z jego maleńką córeczką.
    _________________

    *****




    Upiorna Arystokratka

    Wzrost / waga: 125 cm - taka jestem duża! ^^/Tatuś karmi, więc prawidłowa!
    Aktualny ubiór: A jak może być ubrana siedmioletnia dziewczynka? :3
    Pod ręką: Króliczek - maskotka od ojca
    Nagrody: Blaszka zmartwienia
    Dołączył: 23 Sie 2015
    Posty: 16
    Wysłany: 7 Styczeń 2017, 20:52   

    Szeroko otwarte, szkarłatne ślepka wędrowały naprzemiennie z ojca na Esme, na moment tylko uciekając w kierunku matki, czujnym spojrzeniem doszukując się wszelakich nieprawidłowości, które wcale nimi być nie musiały dla każdego z wyjątkiem Alice. Ale wszystko było normalne. Zwyczajne. Codzienne (nie licząc nietypowego gościa w ojcowskiej sypialni), tak jak kanapki z dżemem na śniadanie, jak szklane wazony wypełnione różanymi bukietami, stojące w każdym możliwym, a czasem i nieprawdopodobnym miejscu w pałacu. W takim razie D L A C Z E G O? Dlaczego małej Alicji nie wolno było wchodzić do sypialni, gdy przebywali w niej rodzice, ale nikt nie był na nią zły, gdy przerwała tej dwójce?
    - Więc kiedy mamusia z tatusiem siedzą tu sami, to rysują te swoje plany i bawią się w najlepsze, a mi nie wolno do nich wejść? To niesprawiedliwe!
    Widziała nie raz w gabinecie ojca te całe plany i mapy, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, że to właśnie tym zajmują się jej rodzice, podczas gdy ona musi znajdować sobie zajęcie na własną rękę lub, co gorsza, uczestniczyć w lekcjach gry na skrzypcach. A tu taka zabawa. I z pewnością byłaby bardzo pomocna. Mogłaby im na przykład rysować kwiatki, bo te wszystkie rysunki takie szare i nudne. Albo motylki. Albo kotki. A właśnie...
    - Kotek? To Lucy też harcuje tu z wami? – przyklasnęła i wciąż pozostając przytrzymywaną przez Canę, wyciągnęła szyję najdalej jak tylko mogła, chcąc przywitać się z ulubioną Przytulanką pracującą dla ojca. Wybaczmy małej, że nie zrozumiała aluzji z kotkiem, pamiętając jednocześnie, że wciąż pozostaje pod lekkim wpływem.
    - Nie widzę jej, schowała się do szafy? Bawi się w chowanego? To przecież tak trochę dla dzieci, a jedna z tych dużych, bo wiesz tatusiu nie o to chodzi, że jest duża, ale zabroniłeś mi mówić, że ktoś jest gruby, to nie mówię. No i jedna z tych dużych pań powiedziała mi, że jestem za mała, żeby wiedzieć czym jest harcowanie, bo harcowanie jest dla dorosłych. A Esme mówi, że knujecie i rysujecie te wszystkie mapy, a ja przecież też mogę knuć z wami, bo przecież oglądałam już z tobą te mapy i planyyy.
    W jednej chwili poczucie niesprawiedliwości przytłoczyło śnieżnowłosą księżniczkę. Każdy, bo i Esme i Lucy i mamusia i tatuś i pewnie też Khoeli byli zamieszani w to całe harcowanie, a ona jedna została wykluczona. Wykluczona, bo podobno była na to za mała, a okazało się, że wcale nie była. I gdyby była za mała, to byłoby jej przykro trochę mniej. Ale to i tak nieważne, bo wkrótce trucizna ją zabije. Teraz powie ojcu, że umiera i niech mu będzie przykro, że jakieś tam harcowanie było ważniejsze niż spędzanie czasu z własną córką.
    - Nie musicie myśleć nad prezentem dla mnie – powiedziała smutno, wbijając wzrok w podłogę – i tak niedługo umrę, bo wypiłam truciznę. Bawiłam się z Khoeli, ale nie tatusiu, to nie jej wina, bo kazałam Piankhardowi usiąść jej na głowie i nic nie widziała, a ja wypiłam coś co stało na ławie. Smakowało jak paskudny sok wiśniowy i chciałam ci powiedzieć, że ktoś go popsuł, ale zaczęło mi się kręcić w głowie, a podsł… usłyszałam kiedyś, jak mówiłeś, że tak czuje się ktoś zatruty. I mnie łatwo było zatruć, bo jestem małym i słabym osobnikiem, ale ciebie już nikt nie zatruje, bo już wiesz. I mamusia – mówiąc to odwróciła głowę w kierunku korytarza, uświadamiając tym samym ojca i Esme, że Arcyksiężna uczestniczy w tej farsie nie tylko w arcyksiążęcych myślach – teraz też już jest bezpieczna.
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 11 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 8 Styczeń 2017, 10:42   

    Khoeli trzymała Alice cały czas za ramiona. Gdy usłyszała tekst Esme, w którym pojawiła się wzmianka o kocie, była przygotowana na to, że dziewczynka będzie chciała się wyrwać by poszukać swojej ulubionej Przytulanki. Na szczęście księżniczka tylko zaczęła bardziej zaglądać do sypialni, szukając jej w środku. - Panienko, Lucy tu nie ma, widziałam jak się bawiłyśmy jak wychodziła z Pałacu i na pewno jeszcze nie wróciła - powiedziała cicho, starając się, żeby nie wyszło na to, że komuś przerywa.
    Zaśmiała się w duchu, słysząc jak mała próbuje dojść do tego, co tak naprawdę robią jej rodzice, kiedy znajdują się sami w sypialni. Całe szczęście Alice nie wiedziała w jakim wieku jest tak naprawdę jej przyjaciółka, dzięki czemu nie musiała jej tłumaczyć takich spraw, mówiąc, że ją też to ciekawi, jednak, że na pewno lepiej wtedy rodzicom nie przeszkadzać, bo jak to coś ważnego to będą bardzo źli i będą kazali dziewczynkom siedzieć w pokoju, albo je rozdzielą za karę.
    Widząc jak Arcyksiążę podchodzi do swojej córki, cofnęła się puszczając ramiona swojej podopiecznej. Widziała porozumiewawcze spojrzenie Lorda, jednak dała najpierw wyjaśnić wszystko dziewczynce, gdy ta skończyła, Cana zabrała głos - tak jak panienka powiedziała, bawiłyśmy się w berka, chciałam ją w ten sposób zaciągnąć do kuchni, żeby zjadła coś ciepłego zanim w jej brzuszku wylądują słodycze, jednak po biegu zachciało jej się pić i sięgnęła po pierwszą lepszą szklankę na ławie - Khoeli trwała w lekko pokłonionej postawie -ktoś ze służby zostawił na ławie szklankę z wiśniową nalewką, a panienka wypiła to duszkiem. Nie zdążyłam zareagować gdyż tak jak powiedziała, jej piankowo-czekoladowa sowa usiadła mi na głowie, ograniczając widzenie. Dopiero kaszel zwrócił moją uwagę - przełknęła cicho ślinę - zważywszy na wiek i brak wcześniejszego kontaktu z alkoholem, nalewka zadziałała dość mocno na panienkę, a ta wystraszyła się, że została otruta. Chciałam ją złapać i uspokoić jednak muszę przyznać, że przygotowania idą pełną parą, przez co przebicie się przez tłum było trudne, przede mną wiadomo, że nie ustąpią tak jak przed córką Lorda - zakończyła, zerkając też na Arcyksiężną - Pokornie proszę o wybaczenie mojego niedopilnowania, zabawa trochę za bardzo mnie pochłonęła, ale nie wyczuwałam, żadnych negatywnych emocji, które by świadczyły o tym, że ktoś ma złe zamiary wobec kogokolwiek w tym Pałacu.
    Dodała jeszcze. Wyprostowała się i zerknęła na Esme, która prawdę mówiąc była przy Alice chwilę po wypiciu nalewki i również nie zareagowała na to co się dzieje, uznała jednak, że chyba lepiej już trzymać język za zębami, w szczególności dlatego, że wiedziała, że hrabina za nią nie przepada, a miała wrażenie, że jej słowa miałyby większą wartość niż słowa Straszki. W końcu Strachy nie były mile widziane w żadnej z krain.
    _________________
     



    Upiorna Arystokratka

    Godność: Arcyksiężna Rozalina Anastazja Rosarium
    Wiek: Ma 500 lat, lecz wygląda na co najwyżej 21.
    Rasa: Upiorna Arystokracja
    Wzrost / waga: 160cm / 47kg
    Aktualny ubiór: Jasnozielona suknia, przyozdobiona delikatnymi złotymi wzorami. Zebrana w pasie i zesznurowana wszytym w materiał gorsetem. Delikatna biała koszulka i pończochy z pasem bieliźnianym [skryte pod kreacją]. Buty ze złotymi klamerkami, na drobnym obcasie. Złota kolia z zielonym klejnotem na szyi. Bransoletka na ręku.
    Znaki szczególne: Długie, białe włosy. Rubinowe oczy. Niewielkie, dwa białe różki pod czupryną włosów.
    Pod ręką: Lusterko, sakiewka, wachlarzyk, bransoletka, zegarek z wygrawerowanymi różami.
    Broń: Zaklęta [więcej info w kp]
    Stan zdrowia: Zdrowa i poczytalna.
    Dołączyła: 27 Lut 2016
    Posty: 12
    Wysłany: 17 Styczeń 2017, 13:09   

    Zagadka dziwnego zachowania Alice została więc już na wstępie przynajmniej w części wyjaśniona. Rozalina była jednak, mimo wszystko dość mocno zaskoczona, że dziewczynka, zamiast uznać, że po prostu się rozchorowała, zrzuciła swoje samopoczucie na otrucie. Czyżby znowu nasłuchała się historii o możliwych zamachach? Rozalina kręcąc głową udała się więc celem dowiedzenia, co się będzie dalej działo. Nie posłała Canie żadnego spojrzenia. Od karcenia był jej mąż, nie ona...

    No a potem nastąpił istny mały cyrk. Alice wysunęła niepoprawne wnioski z tego co działo się w sypialni Tyka. A co mogła pomyśleć Rozalina, skoro przecież nie podeszła jeszcze dość blisko, by samej dostrzec, że nic się w środku tak naprawdę złego nie dzieje? Poza tym, że w ogóle ktoś miał czelność wejść do sypialni JEJ męża poza nią samą i ich córką? Nie no przecież nic się nie stało. Nic, a nic.
    Zupełnie.
    Na usta Ro wpełzł delikatny, codzienny uśmiech. Stojąc wyprostowana, obserwowała całą scenę z boku. Czy jej się zdawało, czy padło jakieś kłamstewko? A może dwa? Arcyksiężna nie lubiła kłamstewek, zwłaszcza jeśli nie była w nie wprowadzona. Kiedy wreszcie padło dużo słów ze wszystkich już chyba stron i nareszcie mała Alice wyjaśniła powód swego ogromnego pośpiechu, by ratować życie tatusia, Ro odetchnęła delikatnie, po czym wysłuchała jeszcze raz, teraz już bardziej obszernego wytłumaczenia ze strony Cany. I uznała, że to nareszcie jest czas, by ujawnić i swoją obecność tym, którzy dotąd o niej nie wiedzieli. Arcyksiężna spokojnym krokiem, tupiąc lekko obcasami o podłogę korytarza, ruszyła w stronę drzwi do sypialni swego małżonka. Podeszła i stanęła za Caną i swoją córką, a także na przeciwko Tyka. Oparła dłoń na głowie skrzydlatego Stracha i pogłaskała lekko
    - Jak widzisz kochanie, z okazji swych urodzin, nasza córka postanowiła napić się czegoś mocniejszego...
    W tonie słów Arcyksiężnej był łagodny żart, ale jej zwykle równie wesołe oczy były teraz spokojne niczym pogoda przed burzą. Nie było jednak negatywnych emocji Rozalii skierowanych na swego męża. O nie. Zdecydowanie ufała, że był jej wierny. Białowłosa przeniosła powoli wzrok na córeczkę i podeszła do niej teraz kroczek
    - Nie umrzesz Alice, skarbie. To był tylko taki niedobry napój. Nie dla ślicznych, małych panienek. Ale bardzo mądre postąpiłaś, że chciałaś nas wszystkich ratować.
    Temat 'harcowania' postanowiła zostawić swemu mężowi. Niech on jej tłumaczy, w końcu głowę miał pełną takich wspaniałych pomysłów! Znów powiodła po nim wzrokiem, aż w końcu wyprostowała się dumnie i posłała spokojne spojrzenie Anarchistce wewnątrz sypialni.
    Gdy kota nie ma, to myszy harcują, czy tak? Rozalina obserwowała chwilę Esme milcząc, po czym uśmiechnęła się do niej lekko tylko unosząc kąciki swych ust
    - Nie wiedziałam, że sypialnia to najlepsze miejsce, by uczyć się ciekawych i przydatnych zaklęć. Proponuję następnym razem wybrać inny pokój. Na przykład gabinet? Tam jest miejsce dla myszek.
    Nie można się było jednak pomylić, że Arcyksiężna sugerowała natychmiastowe opuszczenie sypialni jej małżonka w swym tonie. Nie chcąc jednak psuć nastrojów i bardziej zagmatwać myśli swej córki, nie brzmiała aż tak surowo, jakby na to mogło wskazywać jej spojrzenie. Ponownie spojrzała na Tyka, że nie do końca jeszcze się przygotował, nadal nie ubrany należycie i zacmokała na niego
    - Nie skończyłeś się jeszcze ubierać?
    Zabawne to było pytanie z jej strony, skoro sama jeszcze szykować się nie zaczęła...
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 14 Luty 2017, 01:02   

    Zauważyła miękki ruch i lot poduszki, a jednak nie zrobiła nic ponad upewnienie się, iż dekoracja nie trafi jej w twarz bądź w dosyć kunsztowne uczesanie. Tego wymagało się od osoby bywającej na dworze: toalety, koafiury i jeszcze kilku innych trudnych słów, którymi z powodzeniem można było się obnosić po Pałacu. A jednak sam fakt, że bielak pozwolił sobie na tak nieoficjalny, pozbawiony zwykłego mu konwenansu gest/atak/ruch już stanowił o przewadze Esmé nad arcyksiężną. Młoda kobieta zaś znajdowała jakąś dziwną przyjemność w wyprowadzaniu zrównowagi wszystkich dookoła siebie, nawet jeśli przyczynkami zachowania Agasharra była jedynie obecność córki, przy której zmianiał się niemal w inną osobę.
    A jednak nadal uważała, że gdyby Ala została wprowadzona w świat dworski prędzej, jak najprędzej, byłaby z pewnością mniej łakomym kąskiem jakichkolwiek dworskich intryg. Na litość Kamienia Nieszczęścia! sam Agasharr jest pierwszym, który woła „wiedza to władza”! Pozbawioną informacji Alicją można było dowolnie manipulować, nasza hrabina nie posiadała natomiast odpowiedniej wiedzy, by stwierdzić czy Khoeli była wystarczająco władna, by w takim razie zapewnić arcyksiężniczce bezpieczeństwo. Ufała Agasharrowi na tyle, by jak na razie nie zbierać informacji także w i o jego domostwie. A może i zbierała.
    Nie było też prawdą, że nie lubi młodego Stracha. Z oczu wyzierała jej dojrzałość znacznie wykraczająca poza małe ciałko, choć Esmé nie była w stanie określić czy kryją się za tym dzisiątki lat czy może tylko zdarzenia. Sama Esmé nie czuła się na swój nastoletni wiek. Prawda była prostsza, brutalniejsza niż „nie przepadały za sobą” – z jednej strony kobieta zazdrościła skrzydlatej, że ma swoją podopieczną przy sobie, że może jej służyć i dbać; z drugiej była na tyle już przywiązana do arcyksiężniczki, że zaczynała priorytetować sposób nauczania Alicji, jej towarzystwo, przede wszystkim jej bezpieczeństwo, a nie ufała sposobowi bycia Stracha na tyle, by być do końca spokojną. Dziewczynka była wątła, niska, tak czy siak młoda – a dziecko nie obroni dziecka. Nie wyobrażała sobie też, by Strażnik stał na pozycji kolegi czy koleżanki – samej kobiecie nigdy nie zdarzyło się, by zapomniała o nadrzędnej roli, jaką było chronienie podopiecznej, co właśnie przyznała Cana. Nawet gdy Irvette w przejawach pierwszego nastoletniego buntu uciekała ze Szkarłatnej Otchłani przez portal, Sophie znajdowała sposób, by młodą arystokratkę dogonić i sprowadzić. Sophie.
    Kobieta zamrugała, wracając do tu i teraz. Na tyle zatonęła w myślach o zagubionej przeszłości, że nie słyszała dalszej wymiany zdań. Dopiero gdy porcelanowa lalka ściągnęła usteczka i spojrzała bezpośrednio na ciemnowłosą, nasza hrabina – jak ciężko jest się przyzwyczaić do tego tytułu! - zwróciła uwagę na wypowiadane słowa. Arcyksiężna nie zdawała sobie chyba sprawy, że przy jej wzroście nie można wyglądać poważnie i groźnie – można wyglądać jedynie uroczo, że próbuje się być groźnym. Uświadamiając sobie te słowa, na twarzy Esmé zagościł przelotny półuśmiech – bardziej jak złudzenie na wodzie, mignięcie słońca w przerwie między chmurami niż coś, co się widziało naprawdę. Dopiero wtedy odpowiedziała.
    Obecność żony Agasharra wyzwalała w kobiecie jakąś niepojętą przewrotność; źródło emocji, które nie chciało się kończyć i zaspokajało nawet Folly. A jak zostało wspomniane, anarchistka nie przejmowała się zbytnio delikatnymi uszami Alicji czy poprawnością polityczną. Na (nie)szczęście przypomniała sobie, że gra aktualnie w teatrzyku pt. „Dwór” i powinna choć trochę powściągnąć język, dopasowanie bowiem do otoczenia i struktur społecznych zapewnia najlepsze możliwe wykorzystanie wybranej strategii. Pamiętała również o fakcie, że to Arcyksiężna bywa często swoim największym wrogiem, a wśród służby krążą wciąż żywe plotki o epizodach niesubordynacji i przeświadczeniu, że zawsze ma rację.
    – Dobrze, zdecydowanie będę o tym pamiętać następnym razem – odrzekła uprzejmie z niebywałą powagą na i tak już zblazowanej twarzy i odwróciła się plecami, wchodząc w głąb pomieszczenia, by po chwili przykucnąć przy czerwonej walizeczce. Wcześniej schowała do kabury broń, która wciąż ciążyła jej znajomo w ręce.
    Czy nazwanie męża pomagierem lub zignorowanie godności urzędu wystarczy już, by Agarsharr znów dał się ponieść temperamentowi i ustawił w pion żonę, czy też jego cierpliwość, a może bardziej żelazne opanowanie jeszcze trwało? Esmé z zaskoczeniem dla siebie samej oczekiwała na rozwój sytuacji.
    Równocześnie machnęła na Alicję, wołając do siebie „swojego małego i słabego osobnika”. Usiadła bezpośrednio na podłodze, zaplatając po turecku nogi i wyciągnęła ku dziewczynce ręce.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 14 Luty 2017, 20:43   

    MOJA sypialnia

    Ktokolwiek podniósłby zarzut, że Tyk powinien wprowadzić w "rodzinny interes" swoją najmłodszą córkę już teraz, a może nawet już jakiś czas temu, powinien spojrzeć teraz na to rozkoszne dziecko. Ileż to niedomówień przekułoby w najbardziej niestworzone historie, a kto wie jakie tajemnice przypadkiem powierzyłaby uszom, którym nie były one przeznaczone - oczywiście całkowicie nieumyślnie. Kto również wie ile koszmarów zrodziłoby się w jej główce! To jest jeden z tych przypadków, w których należy czekać. Zbyt wczesne działanie mogłoby wszystko zepsuć.
    Arcyksiążę obserwował potok - czy raczej ocean - słów maleńkiej Alice. Z początku uśmiechał się rozbawiony jej jakże błędnym wnioskowaniem oraz poszukiwaniem Lucy, której przecież w pałacu nie było już jakiś czas. Gdy jednak zaczęła mówić o tym, że została otruta jego twarz stała się znacznie poważniejsza. Czy to dlatego, że przestraszył się o los swojej córki, czy z tego powodu, że opiekunka Alicji zapomniała o swoich obowiązkach, czy też może raczej z innego jeszcze powodu - nie uśmiechał się. W milczeniu za to wysłuchał wyjaśnienia najpierw swojego dziecka, a później Khoeli.
    Nie był zły z tego powodu, że jego córka skosztowała nieco alkoholu. W końcu nie można zabronić dzieciom wszystkiego, a niewielka ilość niezdolna jest im w żaden sposób zaszkodzić - przynajmniej zdaniem samego Rosarium. To było do przyjęcia. Zdecydowanie gorzej patrzył jednak na dwie inne kwestie. Po pierwsze fakt, że dziewczynka po tym jak napiła się alkoholu nie została zatrzymana przez Khoeli i ta nie wyjaśniła jej istoty sytuacji, a zamiast tego pozwoliła biegać po pałacowych korytarzach. Jak wiele osób mogło w międzyczasie usłyszeć, że Arcyksiężniczka została otruta, że miał miejsce jakiś zamach? Już pomijając fakt, że zaraz do jego sypialni przyszłoby jeszcze więcej osób, lecz to były plotki, których nie chciał. Przynajmniej nie teraz, nie przed balem urodzinowym swojej córki. Drugi powód jest już bardziej prozaiczny i znacznie mniej istotny.
    - Słoneczko, czy nie mówiłem, że jeśli dasz się otruć to będziesz mieć szlaban na wychodzenie z pokoju? - Powiedział uśmiechając się do księżniczki, choć na krótką chwilę jego wzrok powędrował do Rozaliny, która właśnie weszła do pokoju.
    - Niestety Lucy nie ma w tym pokoju, nie ma też map, a żeby rysować bawić się przy mapach trzeba umieć dobrze słuchać... - Tutaj przerwał na chwilę, jakby czekając na reakcję jego córki i o ile powiedziała, że umie to przypomniał jej, że przecież niebawem bal i powinna się na niego przygotować zamiast bawić się z Khoeli. Jeśli natomiast tego nie powiedziała to słowa te również padły, lecz nieco później, gdy już Rosarium przywitał się z żoną.
    Pogłaskał córkę po włosach, a w zasadzie to poczochrał, pochylając się przy tym. Szybko jednak wyprostował się i zwrócił do Liska. Wystarczyło zrobić tylko trzy kroki i już Arcyksiążę znalazł się przy niej i objął ją delikatnie - niespecjalnie zważając na to, że ta może być tym zdziwiona i jeszcze przed chwilą myślała, że robił tutaj jakieś niestosowne rzeczy! Jak się wydawało jednak priorytetem teraz przytulić żonę i do jej ucha wyszeptać następujące słowa:
    - Jakie to szczęście, że tu jesteś taka... niegotowa. Już miałem wyrzuty sumienia, że podczas gdy głowisz się nad suknią lub myjesz swoje piękne włosy, to ja leżę na łóżku i myślę o rzeczach całkiem nieistotnych... ułożyłem nawet odpowiedni monolog na twoje wejścia, ale rzeczywistość zażartowała sobie ze mnie. - Mówił to cicho. Choć osoby stojące w niedużej odległości bez problemu mogły usłyszeć każde słowo. Pocałował włosy swojej żony i odsunął się od niej, przynajmniej na tyle na ile jest to możliwe obejmując ją wciąż jedną ręką.
    Przyszedł jednak czas, że trzeba było jakoś rozwiązać zaistniałą tu sytuację. Właśnie teraz padły słowa do Alicji, gdyby ta nie przyjęła retoryki swojego ojca, a nadto zwrócił się do Khoeli.
    - Zabierz Alicję do pokoju i przygotuj ją na bal, za pół godziny ma wybierać balony, a jeszcze nawet nie jest uczesana. - Po czym spojrzał na Sophie, która widocznie chciała przytulić Alicję, czy też może po prostu planowała wtajemniczyć ją w te całe harce tuż pod nosem Rosarium - ale to przecież tylko z troski o jej dobro!
    - Jeśli chcesz możesz pójść z Alicją, o zaklęciu i innych sprawach porozmawiamy po przyjęciu.
    _________________

    *****
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,7 sekundy. Zapytań do SQL: 11