Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 17 Kwiecień 2016, 00:49 "Zawisła tu muzyka" czyli przeklęta karuzela
Na skraju Upiornego miasteczka w cieniu ogromnego diabelskiego młyna znaleźć można niezwykłą karuzelę, teraz większość zwie ją przeklętą i to nie bez przyczyny. Ta atrakcja niestety dawno już straciła swój status, ponieważ…zdziczała i dzięki temu zyskała całkiem nowy jakże upiorny charakter. Przekonać się o tym nie trudno, wystarczy zaledwie jeden rzut oka. Już w oddali dostrzec można wielkie rozłożyste drzewo o korze gładkiej i równie błyszczącej co wężowa skóra, jej barwą zaś jest biel. Liście widniejące na gałęziach, choć kuszą swą żywą amarantową barwą, nie zachęcają do próby dotknięcia. Drobne listki sprawiają wrażenie jakby zostały stworzone z rozbitych fragmentów szła, którego krawędzie tylko czekają na nieostrożne palce. Choć prawda jest taka iż groźna natura liści jest tylko pozorna. W pniu drzewa widoczne są liczne dziuple, z wnętrza których widnieje połyskliwe jasnoniebieskie światło i jeśli podejdzie się dostatecznie blisko, można zobaczyć, co skrywa wnętrze dziupli. Źródłem migotliwego światła jest nic innego jak magiczne kryształy, biada jednak tym, którzy odważą się wyciągać po nie ręce, bowiem wówczas z dłońmi mogą się niechybnie pożegnać. Kiedy tylko ktoś rękę w dziupli zanurzy, jej wnętrze błyskawicznie wypełnia się ostrymi, długimi i niezwykle twardymi cierniami, które bez problemu przebijają skórę, mięśnie a nawet kości, wyciągnięcie ręki z takiej pułapki nie jest możliwym.
Mimo iż drzewo już wydaje się być niezwykłe, to nie zostało jeszcze wymienione to, co najbardziej przykuwa w nim uwagę. Otóż z rozłożystych gałęzi zwisają długie i grube liny, zaś na ich końcach bujają się delikatnie…zwłoki - coś, co dawniej było najpewniej istotami magicznymi albo i ludźmi, teraz ostało się już tylko w postaci zbielałych kości. Jakby tego było mało, tak każdy z obecnych tu kościanych wisielców dzierży przy sobie jakiś instrument, a ich liczność i różnorodność sprawia, że śmiało można uznać, że zawisła tu cała orkiestra.
Gdy nadchodzi zmrok karuzela dosłownie ożywa! Drzewo znajdujące się w centrum karuzeli o średnicy jakiś 20 metrów zaczyna kołysać gałęziami, ziemia zaczyna się obracać a wisielcy rozpoczynają swój koncert! Puste oczodoły czaszek pobłyskują jasnoniebieskim światłem, a instrumenty, choć wyglądają na zniszczone, wydają z siebie nad pozór czyste i melodyjne dźwięki. Jeśli zaś chodzi o repertuar, to należy przyznać, że brzmi on jak nie z tego świata. Tak niezwykła muzyka aż prosi się by do niej zatańczyć, to też każdy, kto znajduje się w zasięgu muzycznego czaru, zmierza ku wielkiemu drzewu niczym ćma do płomienia świecy, aby wśród wisielców dać się porwać muzyce.
Czy niewprowadzanie z błędu jest oszustwem? Dla Aarona wygodniejsza jest odpowiedź, że nie, lecz nie chciałby, aby czasami go w taki sposób oszukiwano. W gruncie rzeczy, pierwszym winnym jest ten, co popadł w błędne założenia. Zegarmistrz zawsze ustawiał sobie reguły pod swoje postępowanie, ale przy tym starał się nie zmieniać frontu. Dobrze jest widzieć swoje błędy, nawet kiedy otwarcie przed samym sobą nie chce się do tego przyznać.
Różowa ptaszyna unikała wzroku Aaron, a Aaron unikał przypadku prowadzącego do zobaczenia jej. Powinien w końcu mieć przyjaciela bądź przyjaciółkę we zwierzęciu, może byłby wstanie okazywać więcej empatii innym osobom ze swojego otoczenia? Nie zaszkodzi mu przecież więcej troski o bliskich, ukazywanej na zewnątrz siebie. Nie przegapił jej uwielbienia kierowanego do Gatto - to jaśniało pewnym urokiem, pasowało do jej osoby. Gdyby tak przejął tę karocę i jej przodownika, a kierującemu znalazł inne zajęcie? Przeszło mu to przez myśl, to byłoby przede wszystkim bardziej dyskretne, gdyby nikt trzeci nie występował w tym pojeździe.
Wracając do rzeczywistości i utkwienia we dwoje we wnętrzu dyni o zmysłowej barwie i doświetleniu, przyglądał się słowom Seamir, a wkrótce i nawiązującym do nich czynom. Nie miał swojej Drogiej od dawna już, a aktualnie znał trzy osoby, które chciałby tym epitetem oznaczać. Droga Córka, Droga Służąca i Droga, a ówczesna mu Towarzyszka. Ale mówić o córce kiedy chce się zdobyć czyjeś serce to tak jakby wspominać piękność swojej ex - nie godzi się.
Chyba że wspomni się przy okazji o śmierci tej pięknej.
- Tak, Blaszka Zmartwienia, lecz muszę tutaj twoje myśli skierować na odpowiedni tor.
Kłamstwo złotym środkiem do celu? Wahał się nad tym, ile może powiedzieć by ani podejrzeń na siebie nie posiąść, ani też nagle nie skończyć w zawiłościach nieprawdy.
- Trzeba ci zatem wiedzieć, że niegdyś cieszyłem się z obecności tej wybranki serca, lecz odeszła w tragedii, zostając po sobie tylko i aż w osobie naszej córki.
Krótka pauza, przeciągająca się tak jak wspomnienie o Revi.
- I to ona jest posiadaczką drugiej części.
Ujął w palce blaszkę, przyglądając się jej kolorowi.
- Jest daleko, w innej Krainie.
Karoca pędziła ścieżką i choć prędkości nadzwyczajnej nie posiadała, to również i nierówność podłoża nie odznaczała się we wstrząsach. Ciemność zza niewielkich okien sprawiała wrażenie jakby świat skurczył się do wielkości dyni i należał tylko do nich.
Z pewnością wiele mrocznych randek zaczynało się od tej wycieczki.
- Legenda, o której miałem ci opowiedzieć...
Powrócił do obiecanej opowieści.
- Znalazłem ją w kilku księgach, za każdym razem ułożoną inaczej w słowa, choć ten sam sens zawierała. W jednym przypadku opowiedziana została historia pewnego rodu, który wywodził się od pary Upiornego i Lunatykowej. Ich krew była początkiem dla wielu gałęzi i przez długi czas nie pojawiały się inne rasy prócz tych dwóch. To dowodziło siły tego połączenia, które przerwało kilka pokoleń.
Na innych zaś kartach znalazłem opis tragicznej śmierci, kiedy to zabito dwie siostry, jedna Upiorna, druga zaś Lunatyczka. Choć krew obu tworzyła jedną kałużę, były jak słoje na drewnie - dwie barwy przeplatające się ze sobą.
Trzecia zaś opowieść miała najwięcej romantyzmu w sobie. Bohaterami byli Lunatyk i Upiorna, a ich wielka miłość tak wypełniała ich serca, ze za każdym razem gdy któreś się zraniło, drugie o tym wiedziało. I ich rany potrafiły goić się szybciej niż zazwyczaj to ma miejsce. Pewnego razu jednak kobieta straciła tak wiele krwi w jednej ze stoczonych walk, że zrozpaczony jej ukochany podarował jej dużo swojej własnej. Odkąd się ocknęła, w żyłach posiadała szkarłat, a w tętnicach błękit.
Opowieści podane takim skrótem nie posiadały swojego uroku jak w oryginale, choć sens każdej udało się Zegarmistrzowi przełożyć - krew taka jest silną i nigdy się nie łączy. Nie nakazywał Seamir wierzyć w to, ale samemu chciał bardzo i tego prawa nikt nie mógł mu odebrać.
Zbliżali się do upiornego, zajeżdżali od strony lasu, a jedno z pierwszych drzew na terenie Upiornego stanowi zarazem karuzelę...
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 6 Maj 2016, 14:12
Siedząc naprzeciw zegarmistrza, założyłam nogę na nogę i przysunęłam plecy do oparcia, aby zapewnić sobie wygodną i stabilną pozycję. Nie jechaliśmy może dość szybkim tempem, lecz mimo tego w niektórych momentach podróży trzeba było się zmagać z dość rytmicznymi wstrząsami. Właściwie gdyby mieć do dyspozycji jeszcze z dwie bądź trzy kotowate bestie orz skonstruować odpowiednie mechanizmy, wówczas podróż mogłaby odbyć się drogą powietrzną, Gatto wszak słyną właśnie ze swych silnych skrzydeł. Latające bestie to spora wygoda, o czym już niejednokrotnie zdarzyłam się przekonać. Nie mniej jednak rozważania nad aspektami możliwości podróży powietrznej szybko odeszły w cień, ponieważ właśnie rozwijał się inny temat, który na domiar złego nie wiedzieć, czemu uznawałam za interesujący. Od kiedy to interesowało mnie czyjeś życie miłosne albo rodzinne? Nie interesowało… i nie miałam zamiaru nagle w tym względzie robić jakiś wyjątków, a jednak… siedzę tu teraz na wprost mężczyzny, który jeszcze niedawno na myśl przywodził mi jedynie dawnego krzywdziciela i słucham. Słucham i to nawet z uwagą, której jednak staram się nadmiaru nie okazywać… o tym jak stracił kogoś, kogo kochał oraz o tym, że pomimo tragedii coś po tym uczuciu pozostało. Może to przez tą stratę właśnie zdawał być się tak oszczędny w emocjach, może jego Luba porwała ich cześć razem z sobą do grobu?
-Rozumiem, wybacz, zatem jeśli budzę wspomnienia, do których niekoniecznie ma się ochotę wracać. Sadzę jednak, że w takiej rzeczywistości i tak nie sposób od nich uciec skoro Jej część pozostaje nadal przy Tobie w postaci córki. Ale przed wspomnieniami nie warto uciekać, nie da się już zmienić tego, co się kiedyś stało, można jedynie to zaakceptować i wyciągnąć z tego wnioski.
Na chwilę zamilkłam odwracając wzrok od swego rozmówcy, po to by zapatrzyć się na niewyraźne kształty pochłonięte ciemnością, które zmieniały się nieustanie za niewielkim oknem dyniowej karocy. Dziwnie czułam się w tej chwili, nie umiałam wczuć się w położenie Zegarmistrza, nie wiedziałam, z jakimi emocjami tak naprawdę się teraz mierzy i nie chodzi to o ich nazwanie, bo to niewiele by dało. To, o czym mówił było mi po prostu obce i nieznane. Miłość? Rodzina? Jak zrozumieć coś takiego, jeśli przez całe dotychczasowe życie nie miało się z tym do czynienia, a dopiero od niedawna zyskało się możliwość obserwowania tego choćby z oddali. Rodzicielska troska, jaką podobno żywił do mnie Ian okazała się jednym wielkim fałszem. Co zaś się tyczy miłości… wiedziałam, czym jest zauroczenie, doznałam go już a dziś wiedza o tym stanie została nawet odświeżona.
-Muszę przyznać, że udało Ci się mnie zaskoczyć. Szczerzę wątpię by przyszło mi na myśl pomyśleć o Twojej osobie z pryzmatu samotnego ojca. Ale cóż w naszym świecie prawidłowa ocena sytuacji czy osoby nie należy do łatwych, magia, która trwale się w naszym życiu przeplata lubi namieszać, jeśli zaś nie magia z chęcią uczyni to los, albo… osoby trzecie. Nie wszystko jest takim jak się wydaje.
Srebrny medalik w kształcie połówki serca… niby mały niepozorny drobiazg, a jednak skrywał w sobie magię. Sama z resztą była posiadaczką pewnego niewielkiego i niepozornego drobiazgu który również skrywał w sobie magię i miał z sercem coś wspólnego, przy czym lista nie zamykała się jedynie na kształcie.
-Czy to prawda, że Blaszka pozwala też dzielić emocje? Słyszałam nawet, że dzięki niej można dzielić również sny.
Spytałam zaciekawiona przedmiotem. Było kilka niezwykłych „artefaktów”, o których miałam pewien zasób wiedzy i w których posiadanie miałam zamiar się wzbogacić, choć fakt posiadania przeze mnie Rubinowego Serca był przypadkiem, ot mała niespodzianka podczas jednego ze spacerów.
Przyszedł czas na dalsze opowieści. Legenda, z którą to lunatyk mógł być w jakiś sposób powiązany, a przynajmniej musiała mieć dla niego jakieś znaczenie, bowiem i teraz dało się wyczuć nagłą zmianę w jego głosie. Cierpliwie wysłuchałam każdej z trzech opowieści, poddając je jednocześnie rozważaniom i oceniając w swym mniemaniu stopień wiarygodności.
-W legendach ponoć zawsze da się odnaleźć, choć ziarno prawdy, jednak takie opowieści im dłużej są znane tym częściej formę zmieniają i któż wie jak wiele razy już proces ten miał miejsce przed ich spisaniem. Nie mniej jednak historie są ciekawe, obraz drugiej wydaje się malowniczy, choć to ostatnia zaskarbiła sobie najwięcej mego zainteresowania, mimo iż najmniej realną się zdaje. Chociaż z drugiej strony… transfuzje mogą mieć doprawdy niezwykłe właściwości, a ja szczególnie w tym względzie nie powinnam mieć wątpliwości. Czy owa legenda zdradzała jeszcze dalsze losy tej pary, oraz skutki tej wędrówki krwi?
Po niedługim czasie od zadania tego pytania i posłyszeniu ostatnich słów odpowiedzi powóz zatrzymał się, co nie znaczyło że musieliśmy dotrzeć do celu. Niegdyś wesołe miasteczko, dziś zaś zdziczałe a często i groźne dla swych gości (a przynajmniej w niektórych swych rejonach). Znałam zaledwie nieznaczną część ów lokalizacji i wiele atrakcji pozostało dla mnie jeszcze dziewiczymi to też możliwość spędzenia tu czasu zdawała się całkiem obiecującą. Gdy jednak drzwiczki karocy się otworzyły, memu szkarłatnemu spojrzeniu okazała się jedna z tych nielicznych poznanych wśród tutejszych atrakcji. Brak nowości w tym wypadku wcale jednak nie rozczarował, lecz wręcz przeciwnie, pobudził do szaleństwa, ponieważ było to właśnie miejsce gdzie już kiedyś szaleństwu się oddałam.
Gdy wysiadłam z powozu, odwróciłam się twarzą ku Zegarmistrzowi jak i powożącemu, na ustach miałam wymalowany uśmiech, który skrywał zadowolenie przybrane jednak nutą tajemniczości.
-Doskonały wybór.
Skomplementowałam jeszcze nim energicznym krokiem ruszyłam w stronę karuzeli, nie czekając wcale na Lunatyka, wiedziałam w końcu, że za chwilę i tak mnie doścignie. Przed oczami miałam już teraz jedynie potężne i niezwykłe drzewo, makabryczne w swej piękności, bowiem z jego gałęzi zwisały sznury na nich zaś kołysali się wisielcy. Dodatkowym niecodziennym, lecz całkiem efektownym elementem była mgła osnuwająca ów scenerię, pojawienie się jej sprawiło, że trudno było dostrzec granicę oddzielającą karuzelę od reszty otoczenia. Porzucając jednak wszelkie obawy wkroczyłam na karuzelę zatrzymując się przed jednym z wisielców. Z głowy szkieletu wyrastała para pokaźnych zakrzywionych rogów, ów nieboszczyk, jako jedyny nie miał przy sobie instrumentu, miast tego w prawej dłoni zaciśniętych zbielałych kości dostrzec można było batutę. Kiedy z oczodołu czaszki rozbłysło nagle błękitne światło skłoniłam się uprzejmie i szepnęłam tylko.
-Można prosić o coś żywiołowego Maestro?
Szkielet nagle ożył, ukłonem odpowiedział na ukłon a gdy rozłożył ręce w jego ślady poszli wszyscy pozostali wisielcy. Muzyka, spadła na to miejsce niczym grom z jasnego nieba, z siłą i energią, której i sama błyskawica by się nie powstydziła. Moje ciało przeszył dreszcz ekscytacji, nogi zaś niczym zaczarowane same porywały do szaleńczego tańca i dałabym zapewne porwać się temu żywiołowi gdyby nie pozostało coś jeszcze do zrobienia. W tym miejscu czułam się niezwykle, niczym Pani na swym zamku. I choć wytłumaczyć się tego nie dało, to owe uczucia dostrzec można było w nagłej zmianie mowy ciała, sposobie poruszania się. Nie mogąc się powstrzymać po drodze wykonałam już kilka figur tanecznych, zgrabnie wymijając wisielców w pokazowych piruetach. Zatrzymałam się na niewielkim podwyższeniu, jakie spowodował wystający korzeń drzewa. Ponownie przyszło mi stanąć twarzą w twarz naprzeciw Aarona, dzieliło nas jednak dobre kilka metrów. Szybkim ruchem z prawej dłoni zsunęłam rękawiczkę, po czym rzuciłam ją wprost ku lunatykowi obdarzając go dość prowokującym uśmiecham się jak i spojrzeniem, po czym dodałam.
-Rzucam Ci wyzwanie Błękitno krwisty. Podejmiesz się próby dotrzymania mi kroku na parkiecie?
Nim jeszcze skończyłam zdanie, ziemia zadrżała, po czym karuzela poszła w ruch…
Bestia po coś swoje skrzydła miała, ale raczej bez czyjejś pomocy ten rydwan nie mógłby unieść się nad ziemią, by oszczędzić wstrząsów podróżnikom. A raczej - zazwyczaj - nie podróżnikom, a parom. I był bez pary, szukał pary, a o tym, czemu ją utracił, wolałby nie wspominać. Temat został jednak poruszony, głównie przez niego samego i jak mógł się tego spodziewać, swój, w pewnym stopniu, smutek wraz ze słowem pogody Rogata ukazała. Przynajmniej mógł być bardziej zrozumianym, ale w praktyce różnie to bywa z dopowiedzeniami i oczywistościami.
- Nie ma problemu. Pamiętam, wspominam i idę dalej. Wniosek taki, że trzeba życie przeżyć bez wstrzymujących zmartwień.
Nawet, a może zwłaszcza dlatego tak trzeba, że ta utracona to była taką jedyną i jedną.
Patrzył wiele razy w jej oczy, a sumarycznie bardzo długimi minutami, napawając się szkarłatem rozlanych na nich jak gwiazdy na tafli nocnego jeziora.
Nie czuł się ojcem w takim wymiarze jak to zazwyczaj się ma na myśli. Kolejne wprowadzenie w błąd - pierwsze, że jest tylko samotnym i aż ojcem; drugie, że córę we śnie zrodził z tęsknoty za narzeczoną? W tym układzie był bardziej opiekunem, ale z (miejmy nadzieję) rodzicielską miłością. Na pewno z rodzicielską, bo jakżeby inaczej?!
- ...czasem jest dużo bardziej skomplikowane, rozległe czy też piękne- dodał do jej słów.
Czy można dzielić sny? Czy może jakkolwiek dzielić sen z... ze Sne-…m? Nie, nie utożsamia Revi w taki prosty sposób, ma ją za coś... kogoś zdecydowanie więcej. Ale Sny to nadal dla niego wiele nieznanego świata, stworzenia i mechanizmu.
- Emocje a i owszem. Ale nie wiadomo mi nic o snach. Może nie każda Blaszka oferuje to samo?
Te przedmioty jakoś powstają, a nie zawsze muszą powstawać dokładnie takie same i pozwalać na dokładnie to samo. Choć... czyż nie cechą boską jest, gdy tak się dzieje i czyż właśnie nie taką mianować powinna się magia doskonała? Powinna.
Na pewno nie boskie są legendy, które wspominał - tutaj przekłamanie jest spodziewane, autentyczność bliska zeru, a znalezienie dowodów niemożliwym. Niczym świat metafizyczny i podobnie jak w niego inni, tak Lunatyk w swoje legendy zawierza.
- Nic. Jak to legendy, kończą się w najlepszym momencie, pozwalając na dopowiadanie sobie zakończeń i omyłkowemu dodawaniu ich do nowych rewizji tych opowiastek. Myślę jednak, że te legendy są na tyle starymi i pochodzą z równie starych zapisków, że prawdy wiele w nich krąży. A obieg krwi w tej "malowniczej" zdaje mi się być najbardziej prawdopodobnym.
Zakończenia zmuszają do polubienia bądź nie; oddalają rozterki o tym, „co będzie dalej?”; pozwalają jedynie na „co by było, gdyby... gdyby było inaczej, niż opowiedziano?”.
- Nie powinnaś mieć wątpliwości, mówisz... W kontekście tym brzmi to nieciekawie. Niewątpliwie miała miejsce zbrodnia, lecz ona znajdzie siebie. Ważne, byś Ty mogła zawsze znaleźć siebie - dodał jej otuchy, nakazał nie zapominać o sobie samej i tym, czym dla siebie może znaczyć.
Kiedy powóz zatrzymał się, wyszedł pierwszy i po przeciwnej stronie podał Seamir rękę by wyprowadzić ją z karocy.
- Ta noc należy do nas, nas czas nastał,
Zobaczymy jak Upiorność się z nami splata.
Tak poetycko zwiastował, kiedy to powożący odjeżdżał z powrotem, do miasteczka. Byli w okolicy sami i nie wątpliwym, że dalej także o towarzyszy będzie trudno. Mają, i to aż, siebie.
Przyglądał się drzewu w zamyśleniu, zastanawiając się, czy podczas wizyty tutaj przed laty z bratem, ta atrakcja także się tu znajdowała i jeśli tak, to zapewne w oficjalnym spisie jej wtedy nie było.
A może to czyjś głupi żart? Albo faktyczne morderstwo?
Patrz, dziecko, tam wisi twój dziadek z babką!
Ruszył za Seamir, starając się o dotrzymanie kroku, ale jej ożywienie niewątpliwie nie imało się zeń przez bliskość. Wisielcy, martwi i zatrzymani w swojej naturze, a ułożeni z kości, przyciągały wzrok Aronii, zachęcały do bardzo bliskiej i wnikliwej obserwacji.
Spojrzał jak odnajduje bratni sobie szkielet – z porożem. Stał tuż za nią, nie wątpiąc, że to Seamir ma piękniejszą dominację. Nie spodziewał się, że ta martwość przeminie, że lada chwila będzie światkiem rozmów swojej wybranki z kościanym duchem.
Stało się – w moment znieruchomiał, idąc w ślady Rogatej w ukazywaniu szacunku powstającemu pośród żywych - pochylając się nieznacznie jak i dodatkowo samą też głowę. Nic jednak nie mówił, pozwolił jej decydować i samej prosić o nieznane. Swoją postawą miał tylko nadzieje umocnić te prośby w spełnieniu się, a kiedy na błękit jarzące się oczodoły wydały rozkazy pozostałym członkom orkiestry, wiedział, że prawdziwie ta noc jest dla nich i dla nich toczyć się będzie.
Każdy dźwięk utożsamiany ze stopą bądź werblem wewnętrznie napawał Zegarmistrza uwielbieniem do tego miejsca, wynosząc je ponad diatryby tej relacji muzyki z otoczeniem; szkieletorów z drzewem je łączącym. Jak ją oczarowało, tak i Aarona uwiodło. Czuł jak rozpływa się, jak czas wydłuża każdą jego myśl, a obserwacja tańczącej solo Seamir staje się czymś więcej niż magią wychodzącego zeń spojrzenia. Kiedy wymijała wisielca, to jak gdyby stanowiła zaćmienie słońca we własnej, Upiornej i Nadobnej osobie. A kiedy tak poniesiona akrobatyką wirowała pod gałęziami drzewa, Aaron podążał z gracją niczym z pożądaniem do miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą była, jak gdyby był w stanie przechwycić żywy jej obraz sprzed ułamka czasu - projekcję z przeszłości. I kiedy ustała tu, ponad resztą trawy będącej dla niej parkietem, stał naprzeciw, z dłońmi po skosie opadającymi, a wnętrzem skierowanymi do niej samej.
Pochwycił lecącą rękawicę, łapiąc ją lewą dłonią i przykładając sobie do piersi, niby najdroższy w ostatnich minutach mu skarb bądź podarunek.
- Nie śmiałbym ci nigdy odmówić, Demoiselle.
Po kręcącej się już tarczy podążył w jej pobliże, chwytając jedną z jej dłoni i zachęcając do stawiania tanecznych kroków w takt jego własnych. Zgodnie z muzyką postępował, próbując możliwie najlepiej wykorzystywać energię nadaną muu przez tą melodię, która go zmuszała do gonitwy, a ją do samoistnych tanów. Omijał korzenie drzewa, przyśpieszał gdy mieli z górki i zwalniał, kiedy zbliżał się do pnia. Schylał głowę by ominąć wisielca bądź niby to celowo tworzył figury, które nieomal kolidowały z grajkami.
A muzyka zmierzała ku spokoju, a muzyka zwalniała ich czas. Aronia, niczym doskonała postać bajeczna, nie popełniała błędów w zgrywaniu się z podopiecznymi Maestry. Zbliżył się bardzo do osoby, Tej, którą był zauroczony, wciąż kierując ich parą po tarczy, wirującej zgoła wolniej niż początkowo. Dłońmi już nie tylko trzymał pewną pozę, ale także i krążył po jej ciele, jakby w poszukiwaniu czegoś, choć nienagannie, bowiem pragnął, aby wciąż utożsamiać te gesty z tańcem. Zbliżał się twarzą do jej twarzy, ustając przy nielicznych już dźwiękach o centymetry dystansu dla zaistnienia pocałunku, który finałem miał być dla tej tanecznej przygody. Miękki, nieco niezdecydowany, a wkrótce potem w konwencji ciepła rozkazującego mu natchnienia, spotęgowanego ogromem Zegarmistrzowskiego pragnienia, które cierpliwość trzymała w swoim uścisku i swobodnie dawkowała, czyniąc tę romantyczną powinność...
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Różana Czarownica Godność: Erin Collins ale mów mi Seamair. Wiek: Już 17 lat gości mnie ten Świat. Rasa: Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam... Lubi: Bestie, taniec, muzykę, widok tęczy, unikalne kreacje a przedewszystkim swobodę. Nie lubi: Lekarzy, aparatury medycznej, zakłamania, niewoli. Wzrost / waga: 166 cm /44kg Aktualny ubiór: https://i.pinimg.com/564x/8a/90/9d/8a909d9cda718c1058ce61a20311d833.jpg Znaki szczególne: Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny. Zawód: Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las). Pan / Sługa: -/ Sługę lub służkę chętnie zatrudnię! Pod ręką: Zestaw noży do rzucania, rubinowe serce, sakiewka ze złotem. Broń: Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania. Bestia: Teti (Avi) Vitavi~ Vivi (Fliks) Nagrody: Rubinowe Serce, Zegarmistrzowski Przysmak (3 szt.), Animicus, Mortis Anulum, Bolerko-niewidko, Bezdenna Sakwa, Fliksy, Cukrowe berło Stan zdrowia: Czuję się dobrze, dzięki że pytasz.
Dołączyła: 04 Sty 2015 Posty: 305
Wysłany: 11 Maj 2016, 13:55
Taniec to żywioł, który porywa Cię niczym fala, przeszywa ciało jak piorun, daje siłę wiatru i rozpala zmysły niczym płomień. Cóż wiec się dziwić, że wśród takiej mocy rozsądek nie ma racji bytu. Mój własny głos rozsądku już dawno został stratowany, przez co siły miał już tylko na tyle by wydawać z siebie ledwo słyszalne szepty, jakże mało znaczące w tej chwili. Zatraciłam się w muzyce, w magii i w ramionach Zegarmistrza. Jak wielka różnica jest, gdy tańczy się samotnie, a kiedy to trzeba się poddać rytmu, który narzuca partner. Jednak, gdy ten rytm, dziwnym sposobem jest w stanie złączyć się z własnym, wówczas świadomość uległości nie drażni a daje coś nowego… dziwnie intrygującego i przyjemnego... Dotąd na parkiecie gościłam sama, możliwość dzielenia go z kimś innym była nazbyt kuszącą, aby się jej nie poddać. Co więcej nie żałowałam swej decyzji, w każdym razie póki świat tonął w muzyce, między dźwiękami i między nami nie było jeszcze miejsca na żal.
„W tańcu możesz sobie pozwolić na luksus bycia sobą” nie pamiętam już skąd znam tę myśl, jednak w pełni się z nią zgadzam. Luksus bycia sobą…, ja korzystam z niego właśnie najlepiej jak tylko potrafię. Każdy obrót, każda figura, nagłe zmiany kroków w lawirowaniu między wisielcami niosły mi niesamowitą radość, przyjemność, której teraz w żaden sposób nie chowałam ani nie ukrywałam. Mogłam być wolna, mogłam się zatracić… nie musiałam martwić się krokami, bo nogi same niosły mnie w rytm muzyki. Dzięki temu nie musiałam się pilnować a swą uwagę mogłam poświęcić na zbadanie czy może raczej bliższe poznanie swego aktualnego partnera. Jeśli wcześniej był w emocjach oszczędny, to teraz zyskał szanse na ich wyzwolenie. I korzystał z tej szansy, mogłam to wyczuć w jego ruchach, spojrzeniu oraz w towarzyszącej mu energii. To zaskakujące jak w jednej chwili przy odpowiedniej ingerenci otoczenia płomień może rozbłysnąć całkiem innym światłem oraz mocą i nagle okazuje się, że i „człowiek” ów właściwość może posiąść.
Oba serca biły mi jak oszalałe, zapewne gdyby nie donośna muzyka z łatwością dałby się usłyszeć ich dziki galop. Policzki oblane delikatnym rumieńcem paliły jakby nagle przesunęły się po nich języki płomieni. A muzyka zwolniła, zwolniliśmy i my, nie zwolniła jednak gonitwa serc, te nadal biły jak gdyby ktoś zdradził im, że jutro ma nie nadejść. To, co właśnie miało miejsce zaczęło powoli budzić moją świadomość, jednak nie na tyle gwałtownie, aby zakłócić magię chwili i zapomnienia. Dopiero nagła bliskość dała impuls ostrzeżenia, iskrę życia dla rozsądku. Byłam właśnie w pułapce, sidłach, których mechanizm był mi nieznany i właśnie to czyniło go tak trudnym do uwolnienia się. Mimo iż w praktycznego punktu widzenia uwolnić dało się łatwo, wystarczyłoby tylko odepchnąć od siebie lunatyka, wyrwać się spod jego dotyku i spojrzenia… uciec. Rozsądek mówił mi o tym wszystkim, wolno i wyraźnie, w tym samym czasie, kiedy dłoń mężczyzny zsunęła się po moim ramieniu, przechodząc na plecy, gdzie i druga dłoń niespiesznie wędrowała już po moim ciele. Nazbyt wręcz wyraźnie czułam jak smukłe, długie palce pod swym dotykiem napinają materiał sukienki a ich wędrówka sprawia, że moje ciało przeszywają dreszcze, nie są to jednak dreszcze niepokoju… Dlaczego? Mimo że robi coś, co uważam za niedopuszczalne, to, czemu jeszcze nie odepchnęłam go od siebie? Czemu moje własne dłonie, choć winne mi posłuszeństwo, miast wykonać prosty ruch wolały spocząć na jego barkach? Z każdą chwilą bliżej siebie, bliżej niebezpieczeństwa, każda sekunda to utrata przestrzeni i szanse na oswobodzenie się. Jestem tego świadoma nad wyraz dobitnie a mimo to nie robię nawet kroku w tył, choć wiem już, czym to wszystko zaraz się skończy. W ten właśnie sposób zakończył się mój poprzedni „taniec”. [i] „… nie zasługujesz na kradzież pocałunków.” I rzeczywiście… nie jesteś złodziejem, skoro pozostawiasz czas wolnym dla działań i wahań…[i/] Jego twarz z każdą chwilą była bliżej mojej, ruchy zgrane wręcz doskonale z muzyką, co chcąc nie chcąc podobało mi się. I tylko rozsądek, wtrącał się nieustanie nakazywał ucieczkę. Czy ma mnie zaraz spotkać jakaś krzywda? Czy do tej pory jakaś spotkała mnie z jego strony? A może to dalej działanie nieszczęsnego eliksiru?
Rozmyślania prysły, kiedy poczułam jak o mój policzek otarł się kosmyk białych włosów a ciepły oddech lunatyka rozbijała się na mojej skórze i już tylko milimetry dzieliły przed tym, co mogło się stać. Ostatnia okazja do ucieczki, ostatni krzyk rozsądku...Został zignorowany.
Zamknęłam oczy i delikatnie rozchyliłam usta w chwili, gdy te spotkały się z ustami Zegarmistrza. Nie myślałam już o konsekwencjach ani o tym czy powinnam pozwalać sobie na coś takiego a tym bardziej czy mu wolno sobie na to pozwalać. Dałam się porwać chwili, zatracić w pocałunku i dotyku, które były dla mnie kuszącą nowością, przyjemną tajemnicą, którą teraz mogłam zgłębiać. A kiedy pragniesz coś poznać nie pozostajesz przecież biernym… Tak też gest błękitno krwistego doczekał się odwzajemnienia. Bo przecież… to tylko pocałunek, nie obietnica, lecz chwila zatracenia.
Niewiele myślał nad tym, co czyni - która to już jego próba zbliżenia się do Seamir i że już raz dobierał się do niej bez żadnego pozwolenia. To nie miało znaczenia. Jedyne, co mu w sercu grało zna tylko ta muzyka - ci grajkowie mogą czuć się odpowiedzialni za ich dwójkę, albo to ta dwójka czuć się odpowiedzialną za efekty ich tańcu. W końcu oni sami wybrali atrakcje, choć atrakcja mogła też wybrać i ich, bo czemu by nie. Woźnica co najwyżej tylko ją zasugerował. A może to wszystko to splot zdarzeń im pisanych przez Magię? I co w duszy gra i co serce czuje, to ciało tworzy i druga osoba jest tego świadkiem. Albo partnerem w całym tym miłosnym akcie. Akceptują to, ulegają temu, bo to dla nich historia?
Co się współtworzy, zostaje już, jest dla ich i dla nikogo innego ani nigdzie indziej - chyba że, równolegle, w innym wymiarze. Obietnica czy też nie, ale z pewnością jest to pewien ciężar, a dla Lunatyka również i przyzwolenie. Dla niego nie ma znaczenia, ile razy coś się wykona. Zdarzyło się raz, to może się powtarzać już na zawsze. Raz zabiłeś, zabijesz znowu. Raz skrzywdziłeś, zdarzy się i kolejny. Raz pokochałeś, nie zapomnisz tych uczuć nigdy. Raz pocałowałeś, nie poprzestaniesz na tym.
I bynajmniej nie dlatego, że już to uczynił, ale przede wszystkim dlatego, że mu pozwoliła i samej wniknęła w tę rozkosz. Raz się zdarzyło, czemu nie miałoby być powtórki? Nie ma żadnych przeszkód.
Ustały kroki, ustał ostatni akord. Nie ustały dłonie, nie miały dość usta. Całował, choć nie jakby miał kaprys, nie jakby ścigał się z jej ustami na wszystkie możliwości łączenia się ich kształtów. Powoli, okresami nieruchomo, a kiedy uchylił oczu i na powrót dojrzał jej jasną cerę, zdał sobie też sprawę z tego, że jedna dłoń leży na jej szyi, a druga wpleciona jest we włosy.
Nie było niczego na potwierdzenie, że ziemia pod nimi się kręciła, że muzyka ich dusze splotła. Być może to był ich wymysł, bo gdzie jakie trupy kościane potrafią na instrumentach grać, gdzie tu jakiś mechanizm obrotowy, przecież trawa jak trawa - wszędzie jednaka!
A jednak.
Pozwolił sobie ją przygarnąć do swojego ramienia, otoczyć sobą, samemu zaś wnikając w zapach włosów, mając na wysokości oczu te ostre rogi, przypominające mu o czymś ważnym: cokolwiek się stanie, Seamir nie jest zwykłym człowiekiem, nie zestarzeje się tak prędko. Jeśli ją tak pokocha jak w tym momencie jest z jej bliskości szczęśliwy, to nie znajdzie żadnej wymówki by tych uczuć się pozbyć. Nie może zrzucić winy na Cyrkowość, bo jest ona już mu znana, nie może czekać na śmierć, bo powróci jako Strach.
A jak czegoś będzie wyczekiwać i to się stanie, w ostateczności to sama Kraina Snów ześle mu ją z powrotem. I drugi raz może już nie mieć choćby i aż kolejnej córki.
Musi sobie powiedzieć to, musi to przyznać: cokolwiek się dziać będzie, jakkolwiek okrutny los nie spotka: każda spotkana jest jedna. Jedna Jedyna. Każdego dnia, o każdym poranku, w każdy rok i za każdej pamięci o niej.
Wszystko albo nic.
Już na zawsze Twój.
- Pięknością ponad to wszystko wokół; skarbem, którego te miejsca nie widziały; jednym z żywiołów, którego inne nie zniszczą. Skałą nie to zatopienia. Upiorną o dwóch sercach, wyjątkową. Jedną. Jedyną.
Dwóch, bo poczuł ten podwójny puls, to echo kryjące się za tym humanoidalnym.
Dłonią dotąd wplątaną we włosy, zgarnął teraz z jej czoła pojedyncze ich kosmyki, by przywrzeć tam swoimi ustami, na nowo złapać z nią ten najbliższy kontakt.
- Pragnę.
Uśmiechnął się, niesiony dobrodziejstwem, uniesiony jej obecnością.
- Poznajmy się znów, ponownie, bardziej, na kolejnych atrakcjach, Moja Droga.
Doskonałe Wesołe Miasteczko na każdej atrakcji potrafi inną gamę uczuć zapewnić, inne doznania. I jeśli dziś są wyjątkowymi gośćmi, to powinni mieć na swój użytek uczuć i przygód niejedną salwę. W każdej mogą tak jak i strach, tak też odnaleźć i swoją bliskość.
Ruszyli ku następnej stacji...
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 26 Lipiec 2016, 23:41
Tak jak to zapowiadałem w liście, który to powinien trafić w rączki mojej siostry, czekałem niedaleko przeklętej karuzeli . Miejsce to wybrałem nie bez przyczyny, zależało mi bowiem na atrakcji pod gołym niebem. Czemu? Dzisiejsza noc miała mieć w sobie więcej magii niż inne. Deszcz spadających gwiazd to widowisko które żal przegapić. Od zawsze ceniłem sobie piękno również to które kryło się w naturze. Ciekawe czy również Strachokotka potrafiła je docenić?
Przechadzając się od czasu do czasu wokół dość specyficznej atrakcji wypatrywałem postaci Anastasi. Zjawiłem się wcześniej a to z racji tego, że nie bardzo miałem już, co zrobić ze swoją osobą po tym jak zakończyłem spotkanie z nową klientką.
Kolejna zdesperowana zakochana panna... Ile już takich miałem okazję poznać? Zbyt wiele, sprawy, które z początku bawiły teraz zaczynały mnie zwyczajnie nużyć. Kradzieże, której celem było rubinowe serce zdawała mi się trywialna. Pocieszającym zdawał się jedynie fakt, iż obecnie moją pracodawczynią okazała się Upiorna Arystokratka a to zapowiadało możliwość sporego zarobku.
Krążąc między wisielcami snując za sobą smugę papierosowego dymu. Co jakiś czas spoglądałem też na coraz bardziej ciemniejące niebo. Jeszcze niedawno przepełnione chmurami, które przegonił jednak dość silny wiatr. Ten sam wiatr wprawiał teraz w ruch wisielców, przez co po okolicy roznosił się dość upiorny odgłos stukających o siebie kości. Mi samemu te dźwięki nie przeszkadzały, nie robiły na mnie też żadnego szczególnego wrażeni, podobnie jak zawisłe tu trupy. Samo miejsce miało jednak swój makabryczny urok, który wielu jednak skutecznie odstraszał. Właśnie dzięki temu można było w spokoju pozbierać tu myśli w każdym razie do czasu… Przypominając sobie o tym, co dzieje się z przeklętą karuzelą o określonej porze zerknąłem niepewnie najpierw na zegarek a potem na martwych grajków. Wyglądało jednak na to, że pozostało jeszcze nieco czasu, aby nacieszyć się ciszą. Zaciągnąłem się papierosem po raz wtóry. Niestety stawałem się coraz bardziej świadomy tego, że zamiast wybrać się do Ludzkiego Świata po Fajki powinienem był udać się do Krainy Snów i pożreć jakiś apetyczny sen. Nieprzyjemne ssanie w żołądku coraz trudniej było ignorować. Obiad a raczej kolację musiałem zamieścić na liście priorytetów zaraz po zakończeniu spotkania z swoją siostrzyczką. Właściwie zarówno Ja sam jak i Ona mogliśmy pochwalić się dość niecodzienną dietą na tle pozostałych istot. W moją świadomość znów uderzył fakt, że Anastasia była teraz Strachem a to oznaczało że musiała umrzeć… Pytanie jak do tego doszło?
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 27 Lipiec 2016, 11:06
Wiadomość o tym, iż jej brat również wrócił do swojej właściwej formy, a na dodatek nie ma za złe tej nietypowej ucieczki spowodowała, że pewnie i z niemałą ulgą szła mu na spotkanie. Miejsce było dość nietypowe, nie bywała tutaj dla własnej uciechy, nie odwiedzała karuzel ku zaspokojeniu adrenaliny, nie... Raczej zaspokajała głód, nie bacząc na szczegóły atrakcji oferowanych przez specyficzny lunapark, najważniejsze, że kolejny dzieciak pękał z przepysznego przerażenia. Idealne miejsce do zaspokojenia głodu.
Na tę myśl, aż ślinka jej pociekła, więc tylko przyspieszyła kroku już z daleka wyczuwając obecność Enkila. W pierwszej kolejności trafił do jej nozdrzy zapach dymu papierosowego, później samego Cienia. Spojrzała w niebo, które nie było tu niczym osłonięte, brakowało gęstych lasów czy wysokich budynków... Problemem jednak było oświetlenie, które mimo pory, raczej nie planowało prędko gasnąć. A przecież to dziś można było zaobserwować liczne spadające gwiazdy. Ach, od kiedy to, Anastasio, jesteś taka wrażliwa na piękno serwowane przez przyrodę? Hm. Nie była, na pewno nie po śmierci. Jednak od dawna marzył jej się miły, przyjemny wieczór, bez niepotrzebnych komplikacji. A z kim innym miałaby go spędzić, jeśli nie z bratem? Jak to dobrze ciebie mieć, nya..
Droga do wskazanej w liście karuzeli zajęła kotce nieco więcej czasu, znów przeklinając uroki Bursztynowego kompasu wyrzucającego ją kilkaset metrów dalej. A gdy w końcu spostrzegła Enkila, oczy wyraźnie jej rozpromieniały. W trzech dalekich susach pokonała ostateczną, dzielącą ich drogę i bez zbędnego zastanawiania, objęła go, nim zdążyła się w ogóle odezwać. Jedynie zamruczała i machnęła zadowolona końcówką ogona.
- Dobrze cię widzieć w tej postaci. Mnie, jak widać, również udało się z tego cholerstwa wyjść, nya. - Odstąpiła od niego na krok, unosząc rękę z dumnie prezentującym się prezentem. - Nie będę pytać, co między wami zaszło.
Teraz dopiero przyjrzała się uważniej atrakcji, a przy tym jej usta niekontrolowanie otworzyły się, wydobywając coś na podobieństwo przeciągłego "och". Została zauroczona, żałowała, że nie mogła być na miejscu jakiejś pannicy, która JEJ brata będzie miała za swojego ukochanego.
- No, no, braciszku, nya. - Zacmokała szczerząc się podejrzanie. - Jeśli ty wybierasz takie miejsca na randki... - Nie skończyła, choć dużo różnych opcji kłębiło jej się w głowie. Zamiast tego zbliżyła się do nietypowych liści drzewa znajdujących się na jednej z niżej opuszczonych gałęzi. - Myślisz, że będziemy tu mieli dobrą widoczność? - Odwróciła głowę przez ramę, kiedy jedna z dłoni bezczelnie napastowała swoim dotykiem niebieskie liście. Oczywiście miała na myśli gwiazdy, ale któż wiedział czy było to takie jasne również dla Dręczyciela?
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 27 Lipiec 2016, 23:21
W chwili, gdy moje czerwone ślepia drapieżnie połyskujące w mroku spostrzegły w końcu postać Anastasi mogłem stwierdzić jedno. Była cholernie szybka. Musiałem zwalczyć w sobie instynkt, który nakazywał przygotować się do uniku bądź odparcia nadchodzącego ciosu. W moim życiu, gdy ktoś nagle starał się na mnie wbiec zwykle usiłował jednak mnie zabić albo, chociaż uszkodzić. W tym wypadku było to jednak powitanie, którego finał zdecydowanie można było skomentować, jako miły. Uśmiechnąłem się i również objąłem dziewczynę, co prawda jedną ręką, drugą wolałem odsunąć. Wolałem nie ryzykować możliwości przypalenia siostrzyczki papierosem. Po chwili dłoń przeniosłem na czubek jej głowy, aby delikatnie poczochrać jej czarne i przyjemnie miękkie włosy. Przestrzeń między kocimi uszami idealnie się do tego nadawała.
- I ja cieszę się widząc Cię w swej pełnej klasie.
Odpowiedziałem spokojnie a kiedy strachokotka odsunęła się ode mnie od razu spostrzegłem złoty łańcuszek. Delikatny uśmiech ponownie rozciągnął się na moich ustach, nim jednak dodałem swój komentarz po raz ostatni już zaciągnąłem się resztką papierosa.
-Nic na tyle ciekawego, aby warto było o tym opowiadać. Podoba się Ci się? Jeśli nie, to zawsze mogę „wymienić” go na coś, co lepiej wpisze się w Twój gust.
Przez chwilę uważniej przyglądałem się Anastasi kiedy to jej własne spojrzenie rejestrowało miejsce w którym się znaleźliśmy. Wyglądała na usatysfakcjonowaną z mojego wyboru a jej dalsze komentarze tylko mnie w tym utwierdziły. Zaśmiałem się, jednak w temacie randek nic nie dopowiedziałem. Przez chwilę moje myśli uciekły do innej kociej panienki. Pewnie jest teraz w jego pałacu… Jedna myśl wystarczyła aby uwolnić ukłucie złości przyprawione zazdrością ale i tęsknotą. Mieszanka emocji których jednak nie sposób było dostrzec na mojej dalej uśmiechniętej twarzy.
-Następnym razem wybór miejsca spadnie już na Ciebie, obiecuję.
Swą uwagę i spojrzenie ponownie przeniosłem na siostrę, która przed chwilą zwróciła się do mnie z pytaniem.
-Dobrą widoczność? To już zależy od tego, co chcesz zobaczyć. Jeśli myślisz o gwiazdach, których deszcz na dzisiejszą noc zapowiedziano… To sądzę, że tak. Karuzela znajduje się na uboczu, powinniśmy mieć tu względny spokój. Chociaż za jakiś czas… Albo nie, sama przekonasz się niebawem, nie chcę uprzedzać faktów.
Zakończyłem dość tajemniczo zerkając w stronę karuzeli, która to niebawem powinna „ożyć”.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 29 Lipiec 2016, 14:18
Zapewne roześmiana twarz Enkila zwiodła by wielu, jak nie każdego, kto nie znał sprawy od jego strony. Tak samo byłoby również w wypadku samej Anastasi, gdyby nie to, że nie sugerowała się ona emocjami widocznymi na pierwszy rzut oka, a tymi, które ktoś rzeczywiście odczuwał. Wszak była Strachem, czyż nie? Szczególnie lubującym się i wrażliwym w wypadku tych negatywnych, których smaczek potrafił ją przywołać już z daleka (ach, ta zazdrość). Nie umknęła więc jej uwadze zmiana zachodząca po, być może, nieodpowiednich słowach, lecz była już odwrócona do niego tyłem, toteż nie zauważył zagryzionej dolnej wargi, którą odruchowo maltretowała podczas bicia się z własnymi myślami. Co miała uczynić w tej sytuacji? Och, w innych warunkach nie miałaby takiego kłopotu, a zwyczajnie posiliła tym, co ktoś życzliwie podsuwa jej na talerzu. Tutaj jednak pojawiła się wątpliwość czy chce to uczynić względem swojego brata? Może by mu ulżyło? Ale przecież nie znała przyczyn, więc… Zapytać? Przemilczeć i udać, że niczego nie zauważyła? Tyle wyjść i już teraz czuła, że żadne z nich nie jest w pełni właściwe, a kiedy już zdecyduje się dokonać wyboru, to padnie na najmniej właściwe. Nie wypadało jej być zbyt milutką, nawet dla niego. Ostatnimi dniami już wystarczająco mało miała na swoim koncie grzechów. Posilenie się, choć brała za opcję najlepszą dla niej samej, to mogło negatywnie poskutkować podczas dalszego spotkania.
- Nie musisz się przy mnie śmiać, jeśli nie jest to prawdziwe, nya. – Powiedziała zgodnie z prawdą. Zwodzenie jej w ten sposób nie miało większego sensu.
Zaraz potem sakwa przyczepiona do jej paska drgnęła niespokojnie, a sama kotka przewróciła teatralnie oczami. No tak, zapomniała o pupilach. Otworzyła woreczek, uwolniła z niego wyłącznie Schedela.
- Już, przestań się bulwersować. Wy się chyba nie mieliście okazji poznać; Ceset, mój kochany pieszczoszek. – Zachichotała wiedząc, że bestia wcale nie będzie zadowolona z takiego nazwania, jednak o dziwo, nie zwróciła na to większej uwagi, całą przykuwając do karuzeli wisielców. Jednego z nich szczególnie obwąchując, co więcej, nawet próbując przegryźć kości stopy. Ale… Zaraz. Czy szkielet właśnie się poruszył, czy kotce coś się przewidziało? O! I znów, następne drgnięcie. Schedel zawarczał niezadowolony, porwał ze sobą nie tylko stopę, ale i goleń jednego z grajków i oddalił się układając na kępce trawy w spokoju gryząc nową zdobycz.
- Widziałeś to?! Nie Ceseta, ta karuzela… Nya. – Tej atrakcji nie znała, ale nawet to nie wywołałoby u niej strachu. Lecz obawa o to, iż znów ma przywidzenia, zmusiła ją do takiej a nie innej reakcji.
A na dodatek jedna z pierwszych gwiazd właśnie przecięła niebo, pozostawiając za sobą chwilową jasną smugę.
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 10 Sierpień 2016, 02:25
Uwaga ze strony siostry była nagła i zupełnie niespodziewana. Przez dłuższą chwilę przyglądałem się jej z autentycznym zdziwieniem. Zastanawiałem się, w jaki sposób czarnowłosa wyczuła fałszywą nutę w moich emocjach. Przez chwilę zwątpiłem w swoją zwykle niezawodną maskę, którą przecież wyćwiczyłem do perfekcji przez te wszystkie lata. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że poza siostrą mam do czynienia również z kimś, kto żywi się emocjami… Parsknąłem śmiechem, po czym posłałem Anastasi przepraszający uśmiech.
-Wybacz. Powiedźmy że to „skrzywienie zawodowe” . To nie tak, że robię to przeciw Tobie, po prostu pewnych nawyków ciężko się wyzbyć. Należy do nich również nie obnoszenie się z pewnymi emocjami.
Wytłumaczyłem się, jednocześnie po mojej głowie zaczęły kłębić się różne myśli związane z naturą Strachów. Byłem ciekaw czy w ogóle zauważyłbym gdyby siostra postanowiła nieco pożerować na moich emocjach. Czy utratę emocji można było odczuć? Czy jej sposób posilania się nie był w pewien sposób podobny do mojego własnego? Tyle, że o moje posiłki mało, kto mógł się upomnieć, większość śniących zapominała o swoich snach, były one ulotne jednak zawsze obfitowały w emocje… Ponownie głód odezwał się we mnie echem, które jednak w dalszym ciągu miałem zamiar ignorować.
I ponownie siostrzyczce udało się wprawić mnie w zdumienie, kiedy to z wnętrza niewielkiej sakiewki ujawniła się sporych rozmiarów bestia o makabrycznym wizerunku. Przyjrzałem się jej z zainteresowaniem, po czym cicho na głos wypowiedziałem nazwę, która pojawiła się w moich myślach.
-Schedel ?
Nie byłem jednak całkowicie pewien czy mój werdykt był poprawny, to też posłałem kotce pytające spojrzenie. Moja wiedza na temat bestii nie była tak obszerna jak ta dotycząca magicznych przedmiotów. Bezdenna sakwa, z której wydostała się bestia była mi znacznie mniej obca. Nie wiedziałem, czego spodziewać się po stworzeniu, którego jedynie nazwa była mi znajoma. Uśmiechnąłem się na dźwięk słowa „pieszczoszek” które ni jak pasowało do tej bestii.
-Ciekawe ile jeszcze podobnych „pieszczoszków” chowa się w Twojej sakwie czy też domu. Może już jesteś posiadaczką małego zoo, hm? Moja wiedza na temat bestii nie jest szczególnie bogata, wiem to i owo o tych, z którymi miałem do czynienia i tych, których mam zamiar w przyszłości stać się posiadaczem. Może opowiesz mi coś o swoim pupilku?
Zaproponowałem przyglądając się jednocześnie poczynaniom bestii, która to nagle postanowiła wyrwać się spod władzy swej uroczej właścicielki. Widząc poczynania Ceseta pomyślałem jedynie To się nie może dobrze skończyć…. Zadziorny uśmiech pojawił się na moich ustach, kiedy w stronę bestii uciekającej wraz ze swą zdobyczą pomknął jakiś niewielki metalowy przedmiot. Niewątpliwie musiała być to jakaś cześć instrumentu, należąca do zaatakowanego wisielca, który jeszcze teraz wymachiwał rozzłoszczony swą zbielałą kościstą pięścią.
-Nie przejmuj się, nogi i tak teraz nie są mu szczególnie potrzebne. Gorzej gdyby zwinął któremuś rękę. Mam nadzieję że lubisz muzykę.
Jak na komendę, gdy tylko skończyłem swą wypowiedź karuzela rozbłysła, po czym ziemia zadrżała, ogromne drzewo zaczęło wirować zaś przytwierdzeni do niego wisielcy rozpoczęli swój koncert. Po okolicy rozniosła się nieco upiorna, lecz piękna melodia, w której dało się słyszeć głównie instrumenty smyczkowe.
-Odejdźmy nieco dalej, aby światło nie rozpraszało nam widoku na niebo.
Zaproponowałem, po czym ruszyłem przed siebie rozglądając się za jakimś dogodnym miejscem, które miało służyć nam za tymczasowe obserwatorium. Gdy już tak owe udało mi się namierzyć uśmiechnąłem się zadowolony, postanowiłem też zapewnić nam trochę więcej komfortu. Wykorzystałem cienie rzucane przez pobliskie krzewy, aby utkać z nich sporych rozmiarów koc. Materiał miał fakturę puszystego polaru i barwę intensywnej czerni. Szarmanckim gestem ręki zaprosiłem siostrę do zajęcia miejsca.
- Gdybym wiedział, że jesteś taką fanką „zwierzaczków” to przedstawiłbym Ci Ariosa. Uznałem jednak, że miewa zbyt niewyparzony dziób i tylko by przeszkadzał. Avi bywają irytujące, jednak nie mogę za wiele narzekać na mojego „wspólnika”, ponieważ sprawdza się, kiedy przychodzi na to czas.
Nim jeszcze zdążyłem umościć się na kocu, mój wzrok przyciągnęło kilka gwiazd które właśnie zaznaczały nocne niebo swymi złotawymi warkoczami.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 10 Sierpień 2016, 14:34
Porzuciła temat zmiany emocji zachodzących w Enkilu. On nie kontynuował, ona również nie zamierzała. Zresztą chyba sama, mimo całego uwielbienia do brata, nie o wszystkim tak chętnie by mu opowiedziała.
Kiwnęła głową potwierdzając trafność w określeniu gatunku jej bestii, jednakże wzrok wciąż cieszyła poczynaniami swojego niezbyt wychowanego i przejmującego opinią człowiekowatych, pupilka. Bo czy było coś bardziej uroczego? Ale zaraz po tym na jej usta wpełzł cwaniacki uśmieszek, gdy tylko pomyślała o chowanych w Bezdennej sakwie skarbach.
- Nyaha, nie będę ukrywać, że nieco mi tego ostatnio przybyło. – Tak, Reille z całą pewnością SAM do niej przybył, błagał króliczymi ślepkami o pomoc oraz – co najważniejsze – bez dodatkowej zachęty wskoczył do sakwy, zagrzewając tam miejsce na dłuższy czas. Tak. Przecież tak było. - Lecz są na tyle różne od siebie, iż nie jest wskazane, abym nosiła je w ten sposób razem. On jest jakby… Nieco trujący, nya Więc lepiej nie trzymać go zbyt długo w zamkniętym pomieszczeniu ani tym bardziej nie dać się ugryźć. Bo oczywiście pomijam już fakt, że niechętnie spędza czas z resztą moich chowańców czy nawet ze mną samą. – Mina wyraźnie jej zrzedła. Bestie były jednymi z niewielu żyjątek, które kochała bezgranicznie, lecz nie miała odpowiedniej ręki czy przeszkolenia, aby ich rzeczywiste relacje wyglądały zupełnie jak te wyobrażane. - Za to w walce jest niezastąpiony i chętniej współpracuje. – Dodała szybko i nieco melodyjnie, w rytm rozbrzmiewającej melodii.
Całe przedstawienie, które właśnie rozgrywało się na karuzeli niebywale jej się spodobało, zamilkła, zastygła na moment w miejscu, myślami krążąc gdzieś wokół własnej przeszłości. Tych żywych, kocich czasów, kiedy to Upiorne miasteczko nie raz ją przeraziło, a muzyka była integralną częścią jej życia. Przecież grała, umilała czas pani Elizabeth… A teraz?
Podążyła za Enkilem, niemalże mechanicznymi ruchami przysiadła na brzegu koca utkanego w niesamowity dla oczu sposób, lecz później opadła na plecy, dłonie zaplotła pod głową i dłuższy moment wpatrywała się tak w spadające nad nimi dziesiątki gwiazd.
- Coś zbyt miło ostatnio toczy się moje życie, nyah. – Odezwała się w końcu z lekka chrypą. - Brakuje mi jakiejś rozrywki w postaci upolowania niewinnej istotki zza drugiej strony lustra, choć z drugiej strony… Panuje tam taki natłok różnorakich emocji, że już od tego bardziej, nya, wariuję. – Parsknęła pod nosem, choć ledwo co pamiętała swoją ostatnią wyprawę do Glassville. Chyba głód zbyt mocno ją wtedy opanował. - Może, jak przystało na rodzeństwo podłych charakterów, posiejemy chaos tutaj? Po naszej magicznej stronie. Co ty na to, braciszku, nya? – Porzuciła obserwację nieba, przekręciła się na bok, by swoje złote oczy wlepić w twarz Enkila. Znów ta czerwień w jego, tak bardzo podobna… Ale oni obaj tak bardzo różni, na całe szczęście. - Tylko Aviego możesz zostawić w domu, nie przepadam za ptakami. Raz, na Okręcie widmo miałam tę nieprzyjemność spotkać stado takich równie żywych, co i sam statek… Ale jeszcze mnie popamiętają, podłe, przeklęte czorty. Nyah.
Karciana Szajka: Walet Godność: Enkil Elias Arantza Wiek: 36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-29. Rasa: Cień Lubi: Lucy. Piękno w najróżniejszych odsłonach, noc, drogi alhohol i tytoń. Senne zjawy (bo są bardzo pożywne). Nie lubi: Rosarium! Nudy, interesowanie się tym co moje, ostrego słońca. Wzrost / waga: 190 cm / 85 kg Aktualny ubiór: http://vlep.pl/img/vlenfs.jpg + czarne sportowe okulary lustrzanki Znaki szczególne: Drapieżne czerwone ślepia oraz długa blizna na wewnętrznej stronie lewej ręki. Zawód: Złodziej, włamywacz. Zależy, kogo aktualnie Ci trzeba? Pod ręką: Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż. Broń: Katana oraz zestaw trzech noży do rzucania. Bestia: Avi (Arios), Kapeluterek Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (2 szt.), Lustrzany Pierścień, Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Płytka rana cięta na lewej dłoni.
Dołączył: 13 Wrz 2015 Posty: 141
Wysłany: 15 Sierpień 2016, 02:17
Ułożyłem się na kocu, koło Anastasi. Czarna tkanina odgradzająca nas od ziemi była jednak na tyle duża, że pozostała między nami wolna przestrzeń. W kwestii doboru pozycji poszedłem w ślady siostry, z tą różnicą, iż pod głową wylądowała tylko jedna z rąk. Nadal zadziwiał mnie fakt, że oboje jesteśmy w stanie tak swobodnie się przy sobie zachowywać. Nie znaliśmy się przecież za dobrze, płynęła w nas jednak wspólna krew… i mimo że nigdy szczególnie nie wierzyłem w wszelakie więzi na jej mocy, to przez Anastasie ta niewiara zostawiała wystawiana na próbę. Nie miałem wielu osób, przed którymi stać było mnie na swobodę oraz pokazanie swojego prawdziwego oblicza. Ilość tego rodzaju uprzywilejowanych osób mógłbym wyliczyć na palcach jednej ręki, teraz do tego składu dołączyła jeszcze siostra.
Rozmyślając nad tym wszystkim wlepiłem swe czerwone ślepia w niebo. Kurtyna nocy ciemniała coraz bardziej zaś gwiazdy wczepione w nią niczym cyrkonie rozsiane w materiale migotały swym delikatnym światłem. Wsłuchałem się w słowa straszki, jednak mój wzrok dalej błądził po gwiazdozbiorach szukając w pamięci nazw, dla choć niektórych z nich.
- Ludzki świat to wieczny pośpiech. Na wszystko brak im czasu. Najzabawniejsze jest to, że najczęściej to właśnie na życie im go brakuje. Choć czy można ich winić za ten pośpiech… w porównaniu z nami ich żywot to chwila.
Pośpiech, wieczny wyścig szczurów. Wiele można by zarzucić światu, jaki stworzyli sobie ludzie, jednak i ten nasz nie był bez wad. Z resztą w tym wiecznym pędzie było też coś intrygującego, tam zawsze coś się działo. Ja sam miałem jednak na tyle komfortową sytuację, że mogłem cieszyć się zaletami i zmagać z wadami obu tych światów a nawet trzeciego w postaci Krainy Snów.
Już chciałem zerknąć na siostrę, gdy ta ponownie się odezwała jednak w tej samej chwili niebo przecięły cztery komety. Nie dość, że spadające gwiazdy pojawiły się niemal równocześnie to jeszcze w niedalekiej odległości od siebie. Wyglądało to jakby niebo właśnie zostało zaatakowane przez jakieś niewidzialne stworzenie, a ślad, jaki pozostawiły jego pazury ujawnił się na sekundę tylko po to by na nowo zniknąć w mroku.
-Nie mam sumienia, aby móc odmówić tego rodzaju propozycji.
Oznajmiłem przekręcając głowę w stronę kotki, a w tym czasie nasze spojrzenia spotkały się. Ciężko było stwierdzić czy migotliwe iskierki, jakie zdawały tańczyć w jej źrenicach były jedynie odbiciem gwiazd czy może objawem ekscytacji względem swego pomysłu.
-Podobno najlepszym sposobem na wyzbycie się strachu jest stawić mu czoło. W tym konkretnym przypadku możemy pójść krok dalej i wyeliminować jego bardziej realną formę. Może zrobimy sobie małą wycieczkę na ten statek i sprawdzimy jak mają się te „ptaszki” o ile jeszcze w ogóle się tam gnieżdżą. A jeśli rzeczywiście tam pozostały to cóż… postaramy się, aby ten stan rzeczy zmienić i to po wieki.
Na moment przymknąłem powieki a z mojego gardła wydobyło się ciche, lecz przeciągłe „hmmmm”. Zdałem sobie właśnie sprawę, że ewentualna walka z całą chmarą ptaków może być kłopotliwa, szybko jednak do głowy przyszło mi pewne rozwiązanie.
-Myślisz, że te dziobate pokraki lubią maliny? Znam polanę, na której można znaleźć ich wyjątkową odmianę. Wykorzystuje się ją głównie do wytwarzania trucizn.
Wyjaśniłem a złowrogi uśmieszek rozciągnął się na moich wargach. Po chwili wsparłem się na łokciach, tylko po to by z tej pozycji móc przejść do siadu.
Karciana Szajka: Pik Godność: Anastasia Hebi Charlton Wiek: martwi czasu nie liczą Rasa: Martwy kot. Strach Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi Wzrost / waga: 169 cm/47 kg Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi. Zawód: miłosny Pan / Sługa: - / Mirana Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet. Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset) Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka Stan zdrowia: przeziębiona, ha! Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany) SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
Dołączyła: 09 Mar 2014 Posty: 535
Wysłany: 18 Sierpień 2016, 18:45
Znów na moment zadumała się nad Światem Ludzi. Nie wiedziała czy i za co bardziej go uwielbia lub nienawidzi. Dostała tam nadzieję na nowe życie, nowy dom, miłość i specyficzną opiekę, której od wielu lat jej brakowało, lecz równie szybko wszystko to straciła, w zamian zyskując jeden wielki talerz ze smakołykami. Cieszyć się z tego powodu? Czy jeszcze potrafisz się cieszyć, Anastasio?
- Nasz żywot również… Nya, cóż. – Być może to tylko jej się nie szczęściło. Przyłożyła dłoń do szyi, delikatnie sunąc po cienkiej, chropowatej narośli. Pięknej bliźnie, którą udało jej się zyskać jako pamiątkę na „do widzenia”. I choć nawet nie starała się jej ukrywać, tak nikt nigdy nie pytał, a i sama Straszka nie pałała entuzjazmem do snucia takich historii. Ba. Nie miała nawet komu o tym powiedzieć; zawsze otaczająca się gronem, nawet tych niewłaściwych, ludzi, teraz… Sama jak palec, stroniąca od towarzystwa i dopuszczająca do siebie jedynie bestie. O ironio.
- Wyeliminować. – Mruknęła z aprobatą. - Podoba mi się ten plan, braciszku, nya. – Pomysł z podrzuceniem ptakom zatrutego jedzenia był idealny. Te półmózgi zazwyczaj są tak wygłodniałe, że zjedzą własną rodzinę i nie zauważą, iż nie był to ich tradycyjny pokarm. Wiedziała, że te z Glassville gustują raczej w pieczywie, ale tutaj… Przecież co ptak, to inny jadłospis, nieprawdaż? - Nie jestem znawcą, żaden ze mnie ornitolog, ale tu przecież jest wszystko możliwe. Aczkolwiek, nya, mogą być bardziej spokrewnione z tymi ludzkimi niż by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, więc… Nyah. Jestem taka kiepska w tych sprawach, ale może im upiec coś, no wiesz, jakieś pieczywo z tymi malinami? To chyba nie może być trudne. – Powiedziała dość niepewnie, bowiem sama zazwyczaj swoich umiejętności kulinarnych nie testowała, a już na pewno nie pod takim kątem. Z reguły to jej przyrządzano posiłki, nie inaczej, a teraz już tego nie potrzebowała. Ale… Może nie byłoby głupie przyuczenie się i pozbywanie się w ten sposób innych wrogów? Musiała zapamiętać, aby zabrać więcej tych owoców.
- Więc nie traćmy czasu, nya! Gwiazdy nie uciekną nam z nieba, a przygoda niecierpliwie czeka. Nyahahahaha! – Zaśmiała się w typowy dla siebie, koci sposób, zerwała na równe nogi, mało co nie dostając przy tym silnych zawrotów głowy i ostatecznie gwizdnęła na chowańca dając mu w ten sposób znać, iż ma się zbierać.
Ceset oczywiście nie porzucił swojej zdobyczy, w jednym z pysków wciąż hardo trzymał porwaną kość, a pozostałe dwa od czasu do czasu ją pochrupywały.
- Chodź, chodź, nya. I prowadź. – Machnęła rozentuzjazmowana ręką, poganiając Enkila. - Jeśli to okolice Malinowego lasu, to kawałek stąd, a noc jeszcze młoda.
Więc kiedy tylko Cień podniósł swoje – zapewne, bo dziedziczne! – zgrabne cztery litery, Anastasia ruszyła za nim wraz ze zwierzęcym towarzyszem. Dawno nie podróżowała na pieszo, toteż narratorka liczy na bezgraniczną miłość braciszka, który by się zamienił w obłok, a wtedy Hebi użyłaby Latającej miotły, natomiast Schedel dobrze radził sobie w biegu, wręcz to uwielbiał.
Godność: Caliban Setis Wiek: ok. 60 lat, wizualnie 26-27 Rasa: Baśniopisarz Lubi: malarzy, oczy, gorzkie i pikantne smaki Nie lubi: Braku hierarchii, lenistwa Wzrost / waga: 190 / 85 Aktualny ubiór: Biała koszula, granatowa kamizelka + spodnie z kompletu, krawat, szary surdut. Znaki szczególne: Dwukolorowe włosy i oczy, blizna na twarzy Pod ręką: W torbie kilka książek, zeszyt, pisadło i piersiówkę wódki. W kieszeniach trochę pieniędzy i cygara z zapałkami. Broń: 3 x noże.
Dołączył: 03 Lut 2017 Posty: 30
Wysłany: 8 Luty 2017, 22:09
Już trzeci dzień nie potrafił znaleźć dla siebie jakiegoś płatnego zajęcia. Dzieci arystokracji na razie nie potrzebowały jego lekcji historii, nikt też również nie życzył sobie jego zdolności literackich. Miał nadzieję, że taki stan rzeczy długo nie potrwa, albowiem nienawidził bezczynności.
W ciągu dnia chodził po mieście, szukając jakiegokolwiek miejsca, gdzie mógłby się przydać ze swoimi umiejętnościami. Po licznych pytaniach, zaczepkach i ostatecznej porażki, stwierdził, że musi zająć się czymś innym. Produktywnym, choć nie płatnym. Cóż, trzeba się cieszyć tym, co się ma.
Dlatego też, miast wrócić do swojego wynajmowanego pokoju, postanowił znaleźć sobie miejsce i zanurzyć nos w notesie. Najlepiej takie miejsce, które go zainspiruje. I och, jakaż była jego radość, gdy jego uszu doszła muzyka. Czysta melodia idealnie zgranych instrumentów - żadnych głosów, choć miał wrażenie, jakby to syreny go doń przyzywały. Gdzieżby śmiał im odmówić. A więc ruszył pośpiesznie, szukając źródła muzyki. Skrzypki, tak delikatnie pojękujące, targały coś w jego sercu. Tak, tak, chciał o nich pisać! O ich pięknie, o ich talencie, o gładkich dłoniach, które nimi kierują!
Hm, no cóż, widok trupów go z lekka rozczarował.
Lecz nie na długo! Wyobraźnia ruszyła pełnymi obrotami, słowa wręcz zalały jego umysł. Czy to klątwa? Jakieś perfidne stworzenie zebrało najlepszych muzyków świata i ściągnęło tutaj, każąc im grać bez ustanku, aż do śmierci? A może to artyści sami, z własnej woli, tu przybyli? Zrzeszyli się razem i przysięgli upiększyć świat swoimi talentami? A drzewo, to drzewo... cóż mogło ono znaczyć. Może duch lasu jest patronem orkiestry? Jakim głosem przemawiałaby taka kreatura? Z pewnością ziemia by wibrowała od każdego słowa, od każdego westchnienia.
Usiadł na ziemi, o dziwo nie bacząc na swój garnitur, otworzył torbę i desperackimi ruchami dłoni wyciągnął swój wierny zeszyt i pióro. Bez chwili przeciągania, zaczął przelewać swoje myśli na papier, mrucząc coś po cichu i bez większego składu.
Nawet nie zauważył, że książki wypadły z jego torbiszcza, rozsypały naokoło jego siedzącej sylwetki. Normalnie nie pozwoliłby sobie na takie zaniedbanie, ale w tym momencie, wena tak go pochłonęła, że nie widział niczego poza swoim notatnikiem i nie słyszał niczego, poza upiorną muzyką graną przez jeszcze bardziej upiornych muzykantów.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!