• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Tęczowa Arena » Opuszczone ogrody - Zielona Estrada
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 3 Listopad 2016, 12:56   

    /lana del rey tylko pogorszyła sprawę ;-;

    Już dawno zapomniała jak to jest, gdy ktoś przejmował się jej smutkiem, jakie to miłe uczucie, szczególnie, jeśli otrzymywane jest od ukochanej osoby – bo taką i Eliot stał się na ten całkiem krótki moment. Nie przerywała mu pocieszania, całą sobą chłonęła każdy jego drobny gest, póki jeszcze chciał to robić. Dlatego smutek przerodził się w czające się w oczach przerażenie, kiedy ją od siebie odsunął. Gorączkowo zaczęła myśleć, co poszło nie tak, czyżby przez własne zatracenie w miłosnym uniesieniu przestała pilnować emocji Lunatyka? Nie, nie, nie. To nie mogło być prawdą.
    I nie było.
    A ciężki kamień spadł z jej serca, odetchnęła z ulgą i już dłużej nie mogła trzymać w sobie smutku-którego-tak-naprawdę-nie-było, zaśmiała się uroczo.
    - Możesz, nya... – Szepnęła tylko w odpowiedzi i po chwilach kolejnych czułości pozwoliła porwać w głąb ogrodu. I choć dni świetności miał on już dawno za sobą, tak teraz dla Anastasi na nowo odżył, stał się miejscem pięknym, z którym na pewno zwiąże jedne z przyjemniejszych po śmierci wspomnień.
    Wtuliła się w jego ramię. Nie chciała teraz myśleć o nieubłaganie zbliżającym się momencie zakończenia tej aż nazbyt irracjonalnej bajki, wciąż mając nadzieję, że wydarzy się coś, co wszystko odmieni. Czy naprawdę? Czy jedynie i jego obawy jej się udzieliły? Może… Może jednak miała własne, prawdziwe?
    Nie pamiętała czy gościła już w tym miejscu, bo teraz zdawało się ono być zupełnie nowe, a Eliot odpowiadał jej w roli przewodnika. Mógłby nie tylko dziś w ten sposób ją prowadzić.
    Jednak kiedy zbliżyli się do fontanny, a siedzące w niej ptaki wzbiły się do lotu, kotka pisnęła przerażona i momentalnie ukryła twarz w kurczowo złapanej koszuli Kolekcjonera. Nienawidziła ich, bała się, panikowała przy bliższych spotkaniach i teraz on miał to czarno na białym. Poznał jedną z jej największych fobii, lecz ona nie martwiła się ujawnieniem słabych stron, być może uważając, iż wyda mu się przez to bardziej… normalna.
    - Już ich nie ma? – Zapytała wciąż nie wyściubiając nawet nosa z ukrycia. Tylko jej uszy poruszały się energicznie, nasłuchując trzepotu skrzydeł. A kiedy rozwiał jej obawy, jakby nigdy nic znów się zaśmiała, w kilku susach pokonując drogę do fontanny i wskoczyła na jej murek, którym powędrowała w stronę ławki. Zawołała tam także Eliota, bo cóż to za siedzenie samemu?
    Usiadła, a może raczej ułożyła się wygodnie ze zgiętymi nogami, przez co sukienka lekko się zsunęła odsłaniając jej kolana, a głowę oparła o jego uda. Słońce dziś nie odpuszczało, jego promienie raziły ją w oczy, co było przeszkodą do swobodnego wpatrywania się w twarz Lunatyka z zupełnie innej perspektywy, ale mimo wszystko… Och, jakże głupia byłaś, Anastasio. Jak bardzo się pomyliłaś.
    Nie musiała patrzeć, aby go widzieć. Wszystkie inne obrazy, które wcześniej podpowiadał jej umysł stały się w mig niczym. Zupełnie nieważne. Coś w niej pękło i niepytane rozlało się ciepłem po wnętrzu, coś, co sprawiło, że jest…
    - Jesteś Eliotem, nya. – Nie musiał wiedzieć o czym mówiła, liczyło się tylko to, iż sama to sobie uświadomiła.
    Splotła ze sobą palce ich dłoni, swoim kciukiem zataczając nieregularne kółka na jego miękkiej skórze między kciukiem, a palcem wskazującym. I nawet jeśli w prawdzie nie była ona miękka, taką ją właśnie Anastasia odczuwała.
    Już wiedziała, dlaczego tak bardzo uwielbia narażać swoją dumę, a jego zdrowie psychiczne prowokując kolejne spotkania. Z tego też powodu, dotarło do niej, że nigdy nie przestanie tego robić, bo… Pod tą warstwą złośliwości kryło się prawdziwe uwielbienie. Uwielbienie od pierwszego uderzenia krzesłem, jak na ironię. Eliot był kimś, kto nie bał się jej tak, jak robili to inni, a do tego nie miał większych oporów przez wyzywaniem jej od najgorszych, nie tylko odpieraniem, ale zadawaniem szeroko pojmowanych ciosów, a w tym wszystkim jednak nie był dla niej całkowicie chłodny. Wzajemnie się irytowali, ale ona niejednokrotnie przyłapywała się na błądzeniu myślami wokół jego osoby, do tego stopnia, że z utęsknieniem wypatrywała ich – specjalnie, choć niby przypadkiem – prowokowanych spotkań, takich małych przerywników między sianiem zła, a czynieniem dobra. Gdzieś pośrodku tych skrajności był Eliot. I gdyby tylko mu się chciało, tak bardzo jak mu się nie chce, postawić ją do pionu, z pewnością by to zrobił. Okiełznałby tego uroczego potwora. I co najgorsze – ona by mu na to pozwoliła.
    Chyba była masochistką.
    - Gdybyś poznał mnie, kiedy jeszcze byłam, nya, żywa… Może wyglądałoby to inaczej. – Uświadomiła sobie jak długo musiała milczeć, zajęta pogrążaniem się w zupełnie nierzeczywistych rozmyślaniach. - A może nie? Nyah. Denerwowałabym cię na inny sposób – nie wrednością, a urokiem. Byłam obrzydliwie urocza. I naprawdę słodka, w końcu jaka mogłaby być Przytulanka? – Nie rozumiała dlaczego mimo śmiechu, jej oczy właśnie zaczęły się szklić. Tęskniła za życiem? Za tamtą Hebi? Albo za niemożliwymi do zrealizowania pragnieniami? Ale chciała, żeby on się tym nie przejmował – wiadomo, co miłość robiła z człowiekiem. Dlatego dorzuciła mu w pakiecie sporą dawkę szczęścia i tego, co powinno był właściwą reakcją na tę rozmowę, czyli poczucie bliskości. - Mogłam też kochać, tak naprawdę, nya. I kochałam, ale bardzo głupio i nierozsądnie lokując uczucia, bo... – Chwyciła teraz jego dłoń, którą do tej pory miała z nim splecioną i nakierowała ją na wyraźną bliznę na swojej szyi. - Umarłam. Umarła moja radość, umarła beztroska. Umarło wszystko, co miałam i został zgorzkniały, nya, martwy kot, który nie mogąc się z tym pogodzić… Robi różne rzeczy. – Jak bardzo później to się obróci przeciwko niej, nie była w stanie sobie nawet wyobrazić. Lecz miała teraz kogoś, komu mogła i chciała się wyżalić. Powiedzieć o sobie, nie musząc przy tym udawać, grać, osobie mającej to ostatecznie głęboko gdzieś.

    / moc rangowa: kontrola emocji osoby 3/4 /
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 16 Grudzień 2016, 23:16   

    Och, piękna Anastazjo, coś ty najlepszego uczyniła. Kogo bardziej oszukiwałaś w tej chwili i nad kim bardziej się pastwiłaś nawet jeśli nie zdawałaś sobie z tego sprawy. Nad Eliotem, ciągnąc sznurki by uśmiechnął się łagodnie, dłonią odgarniając ci zbłąkane kosmyki z czoła, czy siebie, rozgrzewając smutne swe serce myślą, że jest ktoś, kto próbuje zrozumieć z czym się zmagasz, kto rozumie jak ciężko utrzymać się jest na powierzchni, ujmuje cię za rękę i w pocałunku obiecuje, że pewne rany mogą się zagoić... Na ile ta miłość przetrwa i co z niej pozostanie. Co szkaradnego zaś zrodzi się z żalów i pustki w obydwóch sercach, kiedy ustąpi twoja magia uczuć i opadną złudzenia, och, Anastazjo...

    Poprowadziła jego dłoń po swojej szyi, a kiedy puściła, palcem wciąż wodził po linii blizny myśląc o tym co mu powiedziała. O niej. Śmierć zmienia ludzi. Tak zazwyczaj się mówi o tych, którzy doświadczyli cudzej śmierci, co ma zaś powiedzieć ktoś, kto rzeczywiście umarł i miał tę nieprzyjemność zostać wśród żywych. Momentami wydawało mu się, że wie o czym kotka mówiła, ale koniec końców nie śmiał nawet porównywać się do tego, przez co musiała przechodzić.
    - A jednak oto jesteś - powiedział gładząc jej twarz. - Co za ironia, żeby umrzeć i dalej chodzić po ziemi. Może i wciąż po wybojach, a jednak... - zawiesił głos i uśmiechnął się lekko. - Gdybanie - skomentował na całe "co by było gdybym wciąż była Przytulanką". Cóż to zmieniało, co to za zastanawianie się, kiedy wszystko czego mógł pragnąć było tu i teraz? Podciągnął ją do góry ujmując ją pod plecy i jedną ręką pod ramię, więc teraz siedziała mu na kolanach, nogi opadły na ziemię, jakby na chwilę rzeczywiście zabawką-lalką-przytulanką była. Chciał jej patrzeć w oczy, a kiedy tak od dołu pod słońce ona patrzyła na niego, mrużyła oczy.
    - A teraz? - spytał niemal szeptem. - Czy po śmierci jest to naprawdę wszystko niemożliwe? A jednak dalej o to wszystko walczysz, różnymi sposobami. ...które wciąż średnio mi się podobają - mruknął po eliotowemu na siejące chaos desperackie wybryki kotki. - Ale może warto.

    - Eehhh - westchnął i podrapał się po potylicy. Rozmowy o miłości były trudne. Uczucia były trudne. Wolałby tak wiele na raz nie czuć. W ogóle. Już nigdy. Ale sobie był i siedział z piękną Anastazją i chciał jej słuchać i pomóc, i po prostu dla niej być. I czuł również gdzieś coraz bardziej niepewnie, że nie powinien tak się czuć, bo nie miał powodu, ale nie mógł się na tym wszystkim skupić patrząc na Anastazję.
    - Cieszę się, że tu jesteś. - I nie miał tylko na myśli tej chwili na tej ławce, ale fakt, że wciąż stąpała po ziemi, nawet jako martwa wśród żywych. I zaśmiał się nagle, choć powód był raczej do tego słaby. Ujawniało się jego dziwne ironiczne poczucie humoru. Albo przesadziła kotka z tą dozą emocji szczęścia, aż poczuł się rozluźniony na tyle, żeby rozsznurować sobie usta na temat, o którym nie mówił jeszcze nigdy nikomu.
    - Tylko martwi potrafią mnie kochać, na to wychodzi. Skoro już nie żyjesz, to mamy problem mojej klątwy z głowy. Najpierw Holly, moja narzeczona, która umarła po dwóch miesiącach po zaręczynach. A Aiden tego samego dnia kiedy sprezentowałem mu obrączkę.
    Ciągle je miał. Pierścionki zaręczynowe.
    - Dobrze, że jesteś - powtórzył o wiele ciszej, bardziej do siebie, wspierając czoło o jej ramię, chowając twarz zmieszaną już tyloma uczuciami jak nigdy, aż nie czuł się sobą.
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 22 Grudzień 2016, 21:35   

    Mimo całej dawki sztucznie wywołanego i z lubością podsycanego uczucia między Anastazją, a Eliotem, ona nie mogła pozwolić sobie na pełne w nim zatracenia, jak to prawdopodobnie robił Lunatyk. Musiała - lub bardziej chciała - zachować resztki trzeźwego umysłu, wszakże miała panować nad sytuacją, to JEJ podstęp! Tym bardziej, że poza czułymi słówkami, starała się zajrzeć w głąb mężczyzny, w jego najskrytsze, najpodlejsze emocje. To one sprawiły, iż musiała jak najszybciej to zakończyć.
    - Nie wiem, nya. – Pozwoliła mu na wszystkie czynności zmiany jej pozycji, w czym mogła pomagając. Mogła też swobodnie wtulić swoją twarz w jego zagłębienie tworzące się między szyją, a ramieniem, gdzie znów bezceremonialnie upajała się eliotowym zapachem. - Po co miałabym to sprawdzać? Czy mi tak źle, nya? Nie żyję z własnych emocji, mogę być szczęśliwa na zawołanie, jeśli tylko najdzie mnie taka ochota i w pobliżu znajdzie się… przekąska. – Początkowo zbierało jej się na śmiech, lecz ostatecznie skończyło się na urwanym prychnięciu. - Jednakże… Tak, dręczenie ciebie sprawia mi, nya, specyficzną radość. – To raczej nie było żadną tajemnicą, Eliot musiał być tego świadom, choć niewykluczone, że nie wiedział, iż jest jedynym, którego w ten sposób raczyła.
    Ale, ale. Należało to zakończyć. Raz, a dobrze w niezwykle uroczy, anastazjowy sposób. Nie ciesz się, skarbie, za chwilę będziesz tego żałował. Nyaha.

    Poruszyła się niespokojnie, jednak dla uśmierzenia tego odczucia w Eliocie, powoli przesunęła swoją twarz na wysokość jego ucha zaraz po tym, kiedy i on podzielił się swoją „historią życia”. Może ją tym nieco zaskoczył, może nawet bardzo zszokował, lecz nie dawała tego po sobie poznać, a i skrzętnie skrywała się jeszcze przed jego wzrokiem.
    - W takim razie – Zaczęła cicho grzejąc oddechem jego ucho. - Nie próbuj mi się, nya, oświadczać. Chyba, że chcesz, abym zniknęła.A będziesz tego chciał na pewno. Nie raz. Nyahaha! Jeśli było w tym coś przeklętego, to był to jakiś pomysł na pozbycie się uciążliwej Straszki. Może kiedyś z niego skorzysta?
    Sunęła nosem przez jego polik, aż ich usta niemalże znów się ze sobą zetknęły. I poświęciła długą chwilę na wpatrywanie się w jego oczy; już nigdy może się to nie powtórzyć.
    - Nie zakochuj się we mnie. – Wargi wykrzywiły się w wymuszonym uśmiechu, który widniał na nich tylko przez moment, złote oczy z niewyjaśnionej przyczyny lekko się zaszkliły, a ona trwała tak ułamek sekundy, który – jak to na mniej i bardziej rhhhomantycznych filmach bywa – zdawał się trwać wieki, oczywiście w zwolnionym tempie. W tym czasie, w geście pożegnania, niczym pierwszorzędny dementor zabierała mu nie szczęście, a tyle smutku, ile tylko mogła w sobie pomieścić.
    I to wyraźnie odzwierciedliło się w jej wzroku, ale nie pozwoliła się pocieszyć, nie pozwoliłaby także na kolejny, gdzieś w głębi chciany, pocałunek. Wstała z miejsca, może nieco zbyt gwałtownie, a coś z niej krzyczało wręcz „żegnaj", lecz także i w tym wypadku jakimś sposobem starałaby się go zatrzymać na ławce.
    Później, nie spuszczając z niego wzroku oddaliła się na wysokość fontanny, a każdy kolejny krok powodował, że ograniczała działanie swojej mocy, tym samym Eliot mógł (choć przecież nie musiał!) przestawać ją kochać. Cóż teraz zaczynało dziać się w jego głowie? Była ciekawa, jednakże zrezygnowała ze sprawdzenia napływającej gamy jego prawdziwych emocji. Za to jedną dłonią odczepiła od pasa Bezdenną sakwę, z nią przykucnęła i pozwoliła bezpiecznie wykicać Reille Eliota. Obiecała i obietnicy dotrzymała, niech przynajmniej ma ją za honorową.
    Sama zaś zaraz po tym szybciej już przemknęła na wyniszczoną działaniem czasu altankę, gdzie dość tęsknie objęła kruchy filar. Działanie mocy ustało, mogło dziać się już wszystko.
    - Ach, Eliot, nya! – Zawołała nagle, twarz jej promieniała, a głos zamiast być zalotnym, stał się uroczo wrednym. Czy doceni zwracanie się do niego po imieniu? - Gdybyś kiedyś potrzebował, aby ktoś zniszczył ci dzień… Albo całe życie, nyaha, zrób mi wtedy tę przyjemność.
    Cokolwiek Lunatyk dalej postanowił robić, wyraźnie nie miała zamiaru mu tego utrudniać. Już nie. Mogła co najwyżej, z wyszczerzonymi ząbkami pomachać mu na do widzenia, bo każda inna jego reakcja z pewnością by ją zaskoczyła. I na takowe nie liczyła.
    Chyba.
    Bo może jednak…?

    / moc rangowa: kontrola emocji drugiej osoby 4/4 koniec /
    _________________
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 10 Styczeń 2017, 00:53   

    Z każdym jej lekkim krokiem, krokiem którym się oddalała, początkowo czuł się coraz gorzej. Słabiej, zraniony, zdenerwowany, ale z jakiego powodu - odchodziła! Chciał ją trzymać w ramionach i zatapiać się w jej spojrzeniu tak jak ona robiła to przed chwilą, pozwalając sobie na zrozumienie jej skrywanych ciężkich westchnień i trud, które zamieniała w kuriozalnie destrukcyjną życiową energię, która zawsze wyczerpywała się zbyt szybko. Trzeba było gonić skręcający się ikrze żywotności świat dalej, bo inaczej martwe stanie się prawdziwie martwym. Mógł jej pomóc, mógł sprawić by coś się zmieniło, by coś nowego rozkwitło w ich burej rzeczywistości, tak bardzo... ... mógł jeszcz- .... ... chwila... nie, zaraz. Kocica zrobiła jeszcze jeden krok i w jego serce zakradło się niezrozumienie. Popatrzył na swoje dłonie jakby im nie wierząc, dziesięć zdradzieckich palców które muskały nie z jego woli Jej włosów. Czy to on był tu zdrajcą samemu sobie?
    Wzniósł powoli wzrok przed siebie. Ona. Czy śmiała by... Nie, nie mogła. Nie igrałaby z nim tak okrutnie, prawda? Nie mogła. Dlacze--
    I tu ponure uświadomienie. O kim przecież mówimy? O Anastazji. Nie mogła? Nie powinna? I właśnie dlatego to zrobiła. I gdyby nie jątrzący się w nim amok, przypomniałby sobie, że wie dlaczego do tego doszło. Powiedziała mu. A nawet bez słów, rozumiał. Mimochodem, nawet jeśli tego nie chciał, miał w sobie więcej wrażliwości i empatii niż tego chciał. Czuł i rozumiał więcej niż powinien, więcej niż chciał i było to katorgą. Próbował rozumieć, a to też coś znaczyło. Tyle, że nie chciał w to brnąć, cokolwiek kiedykolwiek z tym robić, chciał mieć święty spokój. Nie doczeka się tego, prawda? A przynajmniej nie w tym życiu.

    Zmarszczył brwi. Bardzo mocno. Wykrzywił się. Z odrazą do siebie, z niechęcią do niej.
    A.. niech... cię... jaSNA CHOLER ANASTAZJO! Zacisnął pięści mocno, drżąc na ciele. Czuł się bezbronnie, odsłonięty i słaby. Rozdrażniony. Za dużo dowiedział się o niej, i co gorsza, o sobie. Bo nawet kiedy stała daleko, a jej magia wyparowała, dalej coś czuł. Chodzi o to, że widział ją... inaczej. Wspomnienia sprzed paru ostatnich chwil były zalane bielą, spokojem i umiłowaniem dla tej, która stała teraz i szydziła znów z niego, uśmiechem odsłaniając ostre kocie zęby, wypuszczając królika na wolność. Chciał te myśli wyrwać sobie z głowy, wsadzić w butelkę, zakorkować, zapieczętować i wyrzucić za krawędź wszechświata. Nie były jego. Znaczy się, były, ale dobrowolność udziału w tym wszystkim była raczej na granicy świadomości i jego nieprzymusowej woli.
    I choć bardzo chciał zrobić coś, to nie zrobił nic. Siedział i nie rozumiał, dlaczego znów przez ten bolesny proces khe, miłości i zaangażowania musiał przechodzić.
    Wstał, i chodź klatka piersiowa opadała mu szybko w górę i dół jakby bardzo chciał wymielić spod zaciśniętych zębów niejedną klątwę i groźbę ku Straszce, to nie zrobił tego. Zmierzył ją oschłym spojrzeniem i ruszył w jej kierunku. Krok, znów krok, znów coraz bliżej siebie. Minął ją, a królik zakręcił się w miejscu i ruszył za nim wydając odgłosy uciechy, że znów jest jasno i znów widzi Eliota. On zaś z kolej, na do widzenia jeszcze mruknął w odpowiedzi do jej słów.
    - Kto wie, Anastazjo, kto wie.
    I czy była to groźba czy zaczepka, nie sposób było powiedzieć, bo głos miał pusty. I zatrzymał się tyłem w pół kroku, pochylając głowę i przeczesując jedną dłonią włosy, zastanawiając się czy powiedzieć coś jeszcze co miał na końcu języka, ale koniec końców machnął tylko ręką i poszedł, znikając z jej oczu zupełnie za którymś z zarośniętych i zabluszczonych pni drzew.
    Odszedł, ale na pewno nie był to koniec. To jeszcze nie był koniec.

    <zt>
     



    Topielica

    Karciana Szajka: Pik
    Godność: Anastasia Hebi Charlton
    Wiek: martwi czasu nie liczą
    Rasa: Martwy kot. Strach
    Lubi: zazdrość, bestie, różne dziwadła, określać wszystko uroczym
    Nie lubi: wody, ptaków, świata ludzi
    Wzrost / waga: 169 cm/47 kg
    Aktualny ubiór: fabuła: https://i.imgur.com/bkCCiaT.jpg rozpuszczone włosy, srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie pika
    Znaki szczególne: kocie uszy, ogon, po trzy siekacze w każdej ćwiartce uzębienia, dłuższe kły, blizna na szyi.
    Zawód: miłosny
    Pan / Sługa: - / Mirana
    Pod ręką: fabuła: Bezdenna sakwa, a w niej wszystko, czego dusza zapragnie + z magicznych: Bursztynowy kompas, Czarodziejska wstęga, Animicus. Furbo, sztylet.
    Broń: sztylet http://i.imgur.com/iJELfXH.jpg
    Bestia: Furbo (Brzask), Schedel (Ceset)
    Nagrody: Umbraculum, Latająca Miotła, Animicus, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Kamień Duszy, Lustrzany Pierścień, Generis Collare, Bezdenna Sakwa, Zegarmistrzowski przysmak (5 szt.), Kosmata Brosza, Blaszka Zmartwienia, Rubinowe Serce, Tęczowa Różdżka, Korale Zamiarne, Cukrowe Berło, Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka
    Stan zdrowia: przeziębiona, ha!
    Kryształ: 2,7g (nieoszlifowany)
    SPECJALNE: Mistrz Gry (okres próbny) | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 09 Mar 2014
    Posty: 535
    Wysłany: 13 Styczeń 2017, 16:29   

    Odszedł. Tak po prostu, ale czego się spodziewała? Czyżby na coś więcej liczyła? Oczywiście! Każdy na jej miejscu oczekiwałby zdecydowanie bardziej ekscytującego finału tej zabawy, w przeciwnym wypadku - wszystkie kocie starania szły na marne. Eliot nie był wściekły, a przynajmniej tak się nie zachowywał, gdyż Anastasia postanowiła dziś już nie tykać jego emocji. Nie odwdzięczył się żadnym trafnym rzutem kuchennym meblem, nie połechtał jej ego uroczym komplementem o wredności czy żywionej wobec niej nienawiści, nawet nie zaszczycił jej więcej niż jednym, pełnym pogardy spojrzeniem. Odebrał Straszce całą satysfakcję, która w tym momencie stała się brakującą na torcie wisienką. Wszystko szło zgrabnie, po jej myśli od samego początku, miała nad tym kontrolę, teraz tylko wystarczyło, że i Eliot da coś od siebie - oczywiście wedle jej zamysłu - a spędzą razem kolejny, miły dzień.
    Cóż za... rozczarowanie, nya. Mruknęła do siebie w myślach. Wciąż trwała w miejscu i tępo wpatrywała się przed siebie, byle tylko nie patrzeć na NIEGO. Czuła się nieswojo, biła z myślami, sama nie do końca rozumiejąc co się działo, a skutkiem tego były coraz głębiej wbijające się w spróchniałe drewno filaru, pazury.
    Mimo wszystko, musiała wciąż trzymać fason, pokazać mu, że Anastazja pozostaje Anastazją, nie ma żadnych głębszych uczuć, wyrzutów sumienia ani tym bardziej delikatnej strony, którą poniekąd ujawniła w trakcie wylegiwania się na jego kolanach, że było to tylko idealnie odegranym przedstawieniem. Tak, tak. Tak będzie najlepiej. Ona zapomni o jego słowach, on o jej i kolejne spotkanie...
    - Do zobaczenia. Nigdy. - Wypuściła z płuc powietrze. Eliot odszedł i nie czuła już w pobliżu jego zapachu, mogła więc pozwolić pożartemu smutkowi całkowicie ją ogarnąć.
    Boleśnie wyciągnęła pazury z kolumny, objęła ją mocno swoimi chudymi ramionami, ale kiedy poczuła mokre ślady na swoich polikach, przeraziła się. Syknęła, chaotycznymi ruchami dłoni wycierając łzy, przez co kilka czerwonych pręg podeszło krwią.
    - Ceset! Ceset, nya! Wracamy, szybciej, wracamy do domu, nie chcę tu być ani chwili dłużej! Nie czuję się dobrze... - Zawyła, wybiegając przed altankę, a niespodziewanie pojawiające się dodatkowe pary ogonów idealnie odzwierciedlały jej emocje, falując w. każdym możliwym kierunku. Nie kontrolowała tego i nie był to dobry znak.
    Schedel ostatecznie oderwał się od znalezionej padliny, niechętnie (choć przekupiony kolejną porcją jedzenia) wylądował w Bezdennej sakwie, a dzięki temu dosłownie w mgnieniu oka znalazła się w domu, jedynym i prawdziwym - w Lehlace.

    zt
    _________________
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 20 Maj 2017, 22:36   

    Od razu po wyjściu z zamku pana Mira, Abi poczuła się kapke pewniej. To wszystko było takie inne od jej domku! Jej domek był ładny i go kocha ale był malutki, a dom pana z rogami jest wieeelki. Jeszcze większy niż pan George który miał stragan z babeczkami. Jak Abi przy nim stała to była taka maciupka jak mrówka. Tak o!
    Na początku nie czuła się zbyt pewnie. Pani która jej towarzyszyła mimo ze się cały czas uśmiechała to milczała, i nie dala nieść dziewczynce kosza. Mimo że ta bardzo nalegala bo chciala pomoc. W końcu jednak odpuściła i po prostu szła przed siebie. Co jakis czas zbaczaly z głównej ścieżki gdy rogata zobaczyła jakiś bardzo ładny kamyk albo motyla czy kwiata. Kwiatków nie zrywala, Nana mówiła ze nie wolno bo wtedy szybko umra. A Abi nie chciała by kwiaty cierpialy! Są takie piękne i tak ładnie pachną. Nie chciała być taka źle samolubna i je zabierać z ich domku. Bo ziemia to ich dom. Tak było napisane w książkach z których się uczyla!
    - Zna pani jakieś ładne miejsce na piknik? - zapytała, uśmiechając się do kobiety. Która swoją drogą była ubrana cała na czarno, jak taka wiktorianska pokojówka. Była bardzo ładna. Prawie tak ładna jak pani Merry. Tylko pani Merry miała włosy takie jak czekolada i do tego taki kręcone jak makaron. A ta pani ma proste włosy i to blond.
    - Oczywiście Panienko. Jest tam trochę dziko ale powinno się panience spodobać - uśmiechnęła się ciepło tak ze jej oczu nie było widać! Nie rozumiała dlaczego ta pani nazywa ją panienka a nie Abi. Jednakze w tym momencie się tym nie przyjmowała. Idą do dzikiego miejsca. Mustang z doliny był dziki. Wierzgal i stracal wszystkich złych z siebie. Ale poznal kalczke i chlopca i było szczesliwie! Starala się tego po sobie nie pokazywać ale nie mogła się już doczekać by zobaczyć to miejsce!
    Miejsce to znajdowalo się obok budynku jakiegoś i było tam duuuuuuzo roślin. Kwiatów, krzaczkow z owocami, duzo lisci, male drzewka i różne takie! Westchnęła klaskajac w dłonie. Pomogła rozłożyć milej pani koc, następnie ściągnęła pantofelki i polozyla się na nim patrząc w niebo. Pani stanęła obok i mimo próśb dziewczynki nie chciała do niej dołączyć.
    - Ta chmura wygląda jak królik! - pokazała palcem w górę, wtulajac buzie jednocześnie w swojego pluszowego przyjaciela, również królika.
    _________________
    #F078E2




    Duchowa Zguba

    Godność: Giselle Gracia
    Wiek: 17
    Rasa: Strach
    Lubi: Wolność, słodycze i święty spokój.
    Nie lubi: Ludzi patrzących na nią z góry.
    Wzrost / waga: 153 centymetry i 48 kilogramów.
    Aktualny ubiór: -
    Pod ręką: Batuta
    Broń: Sztylety do rzucania (w podręcznym wymiarze).
    Dołączył: 03 Maj 2017
    Posty: 22
    Wysłany: 21 Maj 2017, 01:42   

    Mówi się, że człowiek to takie zwierze, które do wszystkiego się przyzwyczai. Fioletowowłosa nie śmiała w to wątpić, nawet przez chwilę. Jednak wszystko na tym świecie jest względne i Giselle musiała spojrzeć prawdzie w oczy - nie umiała zrezygnować ze swobód, które kiedyś posiadała. Mentalność nie pozwalała się jej tym, co otrzymała, a kazała płakać nad tym, co utracone.
    Dzień Giselle przepełniony był pracą i obowiązkami, co nie zawsze zostawiało na jej twarzy uśmiech. Jedyna spadkobierczyni rodzinnego majątku musiała być przygotowana, że pewnego dnia go przejmie, to wszystko. Mała straszka zazwyczaj nie śmiała w to wątpić, lecz tylko zazwyczaj - w chwilach słabości wymykała się z domu, chcąc odpocząć tam, gdzie jej nie wadził nikt i ona nikomu nie wadziła. Stary, co nie znaczy że brzydki ogród, wydawał się miejscem na tyle opuszczonym, że Giselle mogłaby tu odnaleźć spokój. Połacie kwiatów, świeży, dodający wigoru zapach oraz cień rzucany przez drzewa. Doskonałe miejsce, by spędzić tu swój wolny czas.
    Giselle była ekscentryczką, więc pomimo chodzenia w butach na niewysokim obcasie, wdrapała się na koronę jednego z rosnących tu drzew. Jednak jej sumienie i wojowniczy honor nie pozwolił jej tak po prostu siedzieć i patrzeć na wirujące płatki kwiatów. Otworzyła więc książkę i zaczęła się uczyć. Nie miało to zbytniego sensu, lecz była to ostatnia rzecz, którą Giselle się przejmowała. Martwiła się raczej, że jej cięta pokojówka Lilianna ją znajdzie. Ta wiedźma potrafi podążyć za nią nawet do bram piekieł. Nawet, jeśli wygląda na bardzo piękną kobietę, fioletowowłosa widziała w niej swoją prześladowczynię.
    Po jakiś dwóch godzinach, zasnęło się jej na dobrze. Najwidoczniej, korony drzew był dobrą skrytką przed szalonymi pokojówkami. Pewnie spała by tu smacznie jeszcze przez długi czas, gdyby nie to, iż z letargu wybudził ją delikatny, aczkolwiek dość piskliwy głos. Instynktownie chciała spojrzeć się w stronę miejsca, z którego wydobywał się dźwięk, co skończyło się utratą równowagi. Refleks Giselle był na tyle dobry, że zahaczyła nogami o gałąź na której wisiała. Nie udało się jej co prawda uratować książki, która wylądowała na trawie. Wisząc teraz głową w dół, jej spódniczka oraz płaszcz podwinęły się i gdyby nie cieniutki paseczek, który opasał jej talię, pewnie by się zsunęła; to samo tyczyło się dwóch skórzanych pasków na jej ramionach, które podtrzymywały jej płaszcz. Nie była to zbyt wygodna pozycja do rozglądania się, lecz przynajmniej Giselle dostrzegła osobę, którą ją wybudziła. Była to malutka dziewczynka i prawdopodobnie jej pokojówka. Była nieco czerwona na twarzy, ponieważ jej biała bielizna była na widoku. Nie była jeszcze pewna, czy w czarnych butkach na grubym obcasie nie zrobi sobie krzywdy gdy zeskoczy, więc starała się znaleźć rozwiązanie. Ponieważ nie wisiała jakoś specjalnie daleko od parki na kocyku, uniosła tylko rękę i przywitała się.
    -W-witam...
    Mówiąc to, zwróciła swój wzrok na bok, nie bardzo chcąc mieć z nimi kontakt wzrokowy w takiej sytuacji.
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 22 Maj 2017, 22:58   

    Miły, cieplutki wiaterek zawial, przerzucajac grzywkę dziewczynki na jedną stronę. Gdy tak lezala na początku kapelusz trochę jej wadzil jednak tak wykwintne kształty chmurek skutecznie odciagaly jej uwagę! Żałowała że nie ma tu Nany albo chociaż pana lisa. U nich w lesie niw było tak dużo otwartej przestrzeni. Jedynie Łysa Górka ale to takie sekretne miejsce pana Lisa wiec cii.
    Wymieniła pare ciekawszych kształtow, widząc jednak że pani która z nią przyszła nie ma ochoty się w to bawić, zrezygnowała. Nie wolno nikogo zmuszac do zabawy, bo to brzydko.
    Położyła się na boku, jedną raczke choqajac pod głowę a druga ciągle tulajac do siebie kroliczka. I właśnie wtedy usłyszała jakieś hałasy na drzewie a następnie Bach! Z drzewa zawial duuuzy nietoperz! A jednak nie!
    To była kolejna pani. Tylko młodsza i ma fioletowe włosy. Tylko dlaczego tak wisi do góry nogami? I tak zabawnie zasłania majty! Po co? Czym prędzej zerwala się z koca. Służąca pana Mira podążała za dziewczynka jak wyjątkowo ostrożny cień, gotów w każdej chwili ją ochronić.
    - Dobry dzień! - uśmiechnęła się szeroko stojąc juz przy kobiecie. Jej włosy kojarzyły się z jagodami. Tak! Konfitura z jagódek! Albo taki placek. Ah! Abi aż ślina naciekł do ust. - Zabawnie się tak wisi? Nasladuje pani nietoperze? One są naprawdę slodkie! I maja taki czarne oczka oraz śmieszne ryjki. Pomoc może pani? - mówiąc o nietoprzowych oczach, dotknela nosa panienki z drzewa, marszczac swój. Dziewczynka poprawila swój kapelut by się przypadkiem nie zsunal i jeśli pani o jagodowych włosach chciała, to jakoś jwj pomogły zejść.
    - Chciałaby pani zjeść z nami? Mamy piknik! Kanapki z maslem orzechowym i dzemem, grzanki, salatka z kurczaczkiem, sok pomarańczowy i galaretka truskawkowa i takie rybki które są smaczne! - jej głosik był pełen entuzjazmu i jeśli pani jagoda chciała to Abi rozłożyła wszystko na kocu i to dla trzech osób.
    _________________
    #F078E2




    Duchowa Zguba

    Godność: Giselle Gracia
    Wiek: 17
    Rasa: Strach
    Lubi: Wolność, słodycze i święty spokój.
    Nie lubi: Ludzi patrzących na nią z góry.
    Wzrost / waga: 153 centymetry i 48 kilogramów.
    Aktualny ubiór: -
    Pod ręką: Batuta
    Broń: Sztylety do rzucania (w podręcznym wymiarze).
    Dołączył: 03 Maj 2017
    Posty: 22
    Wysłany: 23 Maj 2017, 10:47   

    W rzeczy samej, Giselle zasłaniała swoją drugą, wolną ręką przy użyciu swojej spódniczki, to co zostało dla świata ukazane, a czego nie koniecznie straszka pokazywać chciała. Spoglądała więc na tę małą, uśmiechniętą duszyczkę, która powoli zmierzała w jej stronę, lecz brakowało jej trochę pewności siebie, by powiedzieć cokolwiek. Dziewczynka najwidoczniej miała więcej odwagi i z marszu powiedziała, co po głowie jej chodziło, a nawet ją dotknęła. Gdyby nie była tak mała, toż był by to skandal wysokich lotów!
    -Hmm... Udaję, że jestem kotem ale coś jak widać mi nie wyszło. Nyan! Po za tym nietoperze w dzień śpią. Yhm... -skinęła dwa razy głową, a miaucząc, nawet zapozowała. Oczywiście, wykorzystując tylko tę dłoń, która była w tej chwili wolna.
    Pokazywanie swojej nieskazitelnej bieli z takiego bliska było dla niej co raz bardziej krępujące, szczególnie iż pokojówka ze stoickim spokojem całej tej sytuacji się przyglądała.
    -Poradzę sobie!- odpowiedziała na ofertę pomocy dziewczynki. Podniosła cały swój tułów, puszczając przy tym spódniczkę i chwyciła się rękoma gałęzi, której uczepiły się jej nogi. Gdy chwyciła się na tyle mocno, iż wiedziała, że raczej zdoła się utrzymać, przesunęła swoje nogi nieco w tył i wykonała obrót w tył. Dziewczę pewnie ujrzało jej majtki raz jeszcze, tym razem z drugiej strony, lecz nic na to nie mogła poradzić. Gdy jej nogi zwisały już luźno nad ziemią, puściła się rękami gałęzi, bo była to poza dość nie wygodna. Spadła na ziemię z małym przykucem, tracąc wpierw nieco równowagę, lecz szybko ją odzyskała, więc nie przytuliła ziemi. Ważne było, że ani jej buty, ani jej nogi, czy nawet ta dziewczynka na tym nie ucierpiały.
    -Mówiłam, że jestem kotem! Nyaa~ Poszło mi całkiem sprawnie, nieprawdaż?
    Na odpowiedź również nie musiała młoda Panna długo czekać. Giselle wyobraziła sobie tylko galaretkę i rybę. Nie była już co prawda kotem, ale w ogóle nie umiała wyzbyć się starych przyzwyczajeń. Rybka była dobrym posiłkiem na każdą porę dnia, tak samo jak mleko. Co do słodyczy to je uwielbiała; w domu nie koniecznie pozwalano jej je jeść, a ona za nimi szalała. Aż ślinka jej pociekła na samą myśl.
    -M-mogę?! Naprawdę?!
    Powiedziała, chociaż było to raczej krzyk. Prawdą jednak było to, że wyglądała na bardzo szczęśliwą, co łatwo było wyczytać z jej wielkich oczu. Nie należała do ludzi, którzy umieją kryć swoje emocje, szczególnie, gdy tyczą się one tak podstawowych rzeczy, jak jedzenie. Cała jej głowa była już w tej chwili nim wypełniona.
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 25 Maj 2017, 18:48   

    Pani na drzewie wyglądała zabawnie. Abi też umiała tak wisieć! Ale się tak nie zaslaniala i wtedy Nana zawsze na nią krzyczała : dziewczynkom tak nie przystoi! Ona sama nie za bardzo rozumiała co to znaczy. Dlaczego nie przystoi? Chłopcy tak robią i nikt na nich tak nie krzyka!
    A pani kłamała. Bo kotki tak nie wiszą! U Abi w ogrodzie było parę takich kotków. Jeden był caly czarny i dziewczynka wołała na niego Murzynek, drugi był rudy i nazywala go Gałgan, a trzeci był caly biały z czarnym ogonkiem i Abi dala mu na imie Pędzelek. Były słodkie i lubily jak Abi dawała im reszty ryb gdy Nana je na obiad robiła. I nigdy tak nie wisiały!
    - Prawda. Ale! Ja w nocy powinnam spać a czasami nie śpię i wtedy rozmawiam z panem królikiem albo zapalam po kryjomu świeczkę i czytam bajki a potem robi się dzień i idę na dwór z innymi dziećmi - uśmiechnęła się radośnie bujajac się na piętach. Pani fajnie miauknela, prawiw jak taki kot! Abi w odpowiedzi kwiknela śmiejąc się. Pani od pana Mira chrząknela patrząc na panią jagódkę i kręcąc leciutko głową. Abi niezbyt rozumiejąc, skrzywila się sądząc ze coś źle zrobiła i dlatego ta pani tak zrobiła. Pani zrobiła fiziołka i już była na ziemi. Uradowana Abi złapała ją delikatnie za dłoń i poprowadziła na koc. Była bardzo szczęśliwa dzięki temu że ktoś będzie jej towarzyszył. Pani pokojowka stała caly czas z boku spokojna i milczaca.
    - Jest pani bardzo ładnym kotkiem! A ten fikołek był pełen gracji. Ja umiem takie tylko na ziemi. Kiedyś próbowałam zrobić na trzepaku ale spadlam i Nana była zła na mnie. - zmarszczyla lekko brwi przypominając sobie tamto zdarzenie. Zdarla sobie wtedy łokcie i kolana. Gdy już razem usiadła Abi wszystko wypakowala. Na kocu leżały teraz pudełeczka z kanapkami, salatkami, mieskiem, warzywami, rybka z grilla, parowki, galaretki ze smietanka i siateczka z cukierkami,do tego dwa talerzyki i sztućce.
    - Smacznego! Mogę spytać co pani robiła na tym drzewie? Znalazła tam pani przejście do innego świata? Albo jakieś blysktoki? W bajkach zawsze się tak dzieje. - uśmiechnela się nakładając na swój talerzyk mięsko i surowke. Nalała sobie tez mleka i dodala do niego trochę miodu. Pycha!
    _________________
    #F078E2




    Duchowa Zguba

    Godność: Giselle Gracia
    Wiek: 17
    Rasa: Strach
    Lubi: Wolność, słodycze i święty spokój.
    Nie lubi: Ludzi patrzących na nią z góry.
    Wzrost / waga: 153 centymetry i 48 kilogramów.
    Aktualny ubiór: -
    Pod ręką: Batuta
    Broń: Sztylety do rzucania (w podręcznym wymiarze).
    Dołączył: 03 Maj 2017
    Posty: 22
    Wysłany: 27 Maj 2017, 11:41   

    Gdy już spokój ogarnął umysł młodej, otrzepała się z kory drzewa, na którym siedziała. Przy okazji, słuchała dziewczynki. Była bardzo wygadana, nawet bardziej niż sama Giselle, co było dla niej czymś nowym, bo zazwyczaj to ona nawija bez końca. Pozostała poinformowana o kilku rzeczach, o które nawet jeszcze nie pytała, ale w sumie było to dosyć słodkie, więc straszka zaśmiała się cichutko.
    "-A nie lepiej zapytać, czy możesz jeszcze poczytać bajki niż psuć sobie oczka? I narażać na złapanie... " - pomyślała.
    Powiedziała niepewna. Ale czuła się nieco dziwnie, mając wrażenie, iż ta przepala ją wzrokiem. Chociaż... nie wyglądała też na zbyt dumną ze słów swojej podopiecznej. Giselle uznała, że lepiej jednak udawać, iż nic się nie zrozumiało. Więc była zadowolona, iż jej myśli nie były głośne.
    Chciała otrzepać swoją pupę z kory drzewa na którym siedziała, lecz młoda nieznajoma pociągnęła ją za sobą, że nieco straciła równowagę, lecz się nie przewróciła. Usiadła więc spokojnie na swoich nogach na kocyku. Słuchając dziewczynki nieco się zarumieniła.
    -Ja.. ja też kiedyś spadłam... z dachu... to było bardzo niemiłe doświadczenie... więc chyba potrafię sobie wyobrazić, czemu Panienka o której wspominasz była zła. Pewnie się o ciebie martwiła. -Powiedziała z wieńcząc swą wypowiedź uśmiechem. W sumie nie do końca wiedziała kim była ta cała "Nana". Pewnie jakaś opiekunka albo służka? Może siostra? No nie bardzo miała pojęcie.
    Giselle patrząc się na smakołyki na kocu trochę się zawahała, dlatego złożyła ręce i podziękowała cichutko za posiłek. Gdy dziewczynka zapytała się, co robiła na drzewie, Giselle otworzyła jedno oko.
    -Hmm... nie... nie szukałam! Odpoczywałam sobie! Tam na górze pachnie cudnie! Ale nie próbuj tego sama, dopóki nie będziesz duża jak ja!
    Skinęła dwa razy głową. Była to swojego rodzaju ironia, bo fioletowowłosa do wysokich nie należała. Była można by powiedzieć - malutka.
    -Portale do innych światów otwierają się same, nie trzeba ich szukać!
    Otworzyła swoje dłonie, po czym czarnawa gwieździsta plama pojawiła się nad jej rękoma, która szybko zniknęła. Na jej miejscu pojawił się malutki pierścionek, którego Giselle ochoczo zamierzała podarować dziewczynce.
    -Jeśli Ci się podoba możesz go wziąć! - Po czym wyciągnęła jej otwarte dłonie w stronę zainteresowanej już jedzeniem dziewczynki.
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 28 Maj 2017, 15:09   

    - Żadna panienka! Nie rozumiem dlaczego wszyscy dookoła tak mówią. Pan Mir i pani pokojowka też tak na mnie mówią. A ja jestem po prostu Abi! Nana to była moja druga jakby mama. Ale nie taka mama że mama. Moja mama Cordelia umarła jak byłam taka maluusia. Nana też już umarła. Wczoraj. Poszła do aniołków do pana Boga. - pod koniec jej głos się sciszyl. Przed oczami miała migawke z wczorajszych wydarzeń. Szczegóły się już zamazywaly. Przestraszyła się. Co jeśli zapomni Nane tak jak mame? Nie pamięta już przecież jak Cordelia wygląda. Przez chwilę było jej bardzo smutno co kobieta o fioletowych włosach mogła spostrzec bez większego problemu. Pani P poglaskala ja delikatnie po pleckach.
    - Niech panienka Abigail coś zje. Kanapki z masłem orzechowym na pewno poprawią panience nastrój - uśmiechnęła się pokrzepiajaco po czym znów się wyprostowala i stanęła z boku przyglądając się sytuacji w ciszy.
    - Tak. Dziękuję, jest pani bardzo miła. - uśmiechnęła się szeroko. - a co pani robiła na tym dachu? Zrobiła sobie coś pani gdy spadła? Dawno to już było? Kiedyś próbowałam wejść na dach piekarni bo piłka nam tam wpadła! Ale się nie udało i musiał to zrobić Albert. Taki rudy chłopiec z piegami. Tylko że on jest trochę jak pinokio! Bo jest z drewna. Ale jest jak chłopiec prawdziwy. I nie musi jeść! I nie leci mu krew jak sobie zrobi ała. - klasnela w dlonie. Bardzo lubiła Alberta chociaż był łobuzem. Ale takim dobrym lobuzem. Bił takich co bili słabszych i ich bronił! Abi nie lubi jak inni robią sobie krzywdę więc zawsze go potem karcila. Zanim Abi wzięła coś do buzi podziękowała panu Bogu i panu Mirowi w modlitwie. - Tak. Abi tez kiedyś będzie taka duża. I będzie wtedy mogła mieć brode jak pan Gorge. Mówił mi że tylko dorośli mogą miec brody! A one tak śmiesznie kluja. I będę tez mogła chodzić spać kiedy chce! I wejdę wtedy tez na takie drzewo i znajde inny świat! - jej uroczy głosik stał się lekko piskliwy z ekscytacji. Bycie dorosłym jest chyba fajne. Tak jej się przynajmniej wydawało! - A była pani w innym świecie? Jak tam było? - malutka była naprawdę ciekawa. Nabrala miesa na widelec po czym wpakowala go do buzi i zaczela przerzuwac. Mniam!
    - Jakież to ładne! Dziękuję! - przyjela blyskotke i założyła na swojego krotkiego palucha. Tak się fajnie blyszczal! - Magia! Pani magia jest bardzo fajna - wyszczerzyla się i napila mleka.
    _________________
    #F078E2




    Duchowa Zguba

    Godność: Giselle Gracia
    Wiek: 17
    Rasa: Strach
    Lubi: Wolność, słodycze i święty spokój.
    Nie lubi: Ludzi patrzących na nią z góry.
    Wzrost / waga: 153 centymetry i 48 kilogramów.
    Aktualny ubiór: -
    Pod ręką: Batuta
    Broń: Sztylety do rzucania (w podręcznym wymiarze).
    Dołączył: 03 Maj 2017
    Posty: 22
    Wysłany: 30 Maj 2017, 18:26   

    Giselle patrzyła się nieco zdziwiona na zbulwersowaną jakby się tu mogło wydawać panienkę, a jej kocie oczy wodziły na prawo i lewo unikając kontaktu wzrokowego. Była na tyle dorosła, że sama potrafiła wyobrazić sobie, co to oznacza utrata kogoś bliskiego. A co dopiero matki.
    Mała dobrze kryła swe emocje, pod osłoną uśmiechu, ale czy to dobre rozwiązanie? Giselle tylko ze spuściła głowę, przytakując na słowa dziewczynki...Abi, jak o sobie mówiła. Po chwili jednak musiała coś powiedzieć:
    -Bardzo mi przykro...
    Bo co mogła powiedzieć nowo poznanemu dziecku? Nie chciała przypominać jej o tym, co się stało dosłownie wczoraj. Chciała zapytać też, kto się nią teraz opiekuje, ale tu odezwała się jej pokojówka. Może to i lepiej, że weszła jej w słowo, nim ta poruszyła nieciekawy temat. Zamiast tego, stwierdziła, że ona też musi czegoś spróbować, bo wyjdzie na to, że gardzi i zrobi się jej jeszcze smutniej. Wzięła więc to, co wybrała by w każdym momencie swojego życia - rybę. Dobrała się do niej powoli i starannie, by nie ubrudzić swoich ubranek. Po pierwszym kęsie wiedziała - niebo w gębie! Z podziwem przyznała:
    -To jest pyszne, dziękuję za jedzenie!
    Po czym wzięła kęs kolejny i kolejny, uważając na ości. w tym samym czasie słuchała uważnie, co dziewczę ma do powiedzenia.
    -Tylko trochę się poobijałam, gdy spadłam. Byłam niegrzeczną dziewczynką i lubiłam wchodzić na miejsca, w których byłam niedostępna dla moich rodziców i mieć spokój. W sumie to robię tak nadal, jak widziałaś przed chwilą. Jednak taka mała tajemnica... Ja wciąż ich kocham!
    Powiedziała, wystawiając delikatnie język z jej ust. Była psotna, ale była małą, słodką dziewczynką, która w sumie nie przypominała już kociej wojowniczki. Porzuciła z resztą tą drogę, bo najważniejsze jest to, co mamy tu i teraz.
    Zaciekawiło ją jednak to, że mała tak szybko wróciła do poprzedniego humoru. Z radością opowiadała o swoim przyjacielu, prawdopodobnie marionetce. A może nawet go lubi? To panienka zostawiła już dla siebie. Giselle też by tak chciała, bo jak ma okres albo bolą ją plecy to jest strasznie kłótliwa.
    -Abi, śliczne dziewczynki tak jak ty, czy ja, nawet jak dorosną, to nie mają bród! My mamy piękne, długie włosy, z których robimy loczki lub warkoczyki, albo kochamy je takie, jakimi są.
    Strzeliła jej mały wykład o pięknych włosach, wkładając rękę pod swoje własne, długie włosy, po czym zamachnęła się powoli ręką pokazując jak powoli włos po włosie wracają na swoją dawną pozycję. Włosy Giselle były bardzo jedwabiste i proste jak druty. Kochała je jednak za bycie takimi, jakimi są. Codzienna opieka nad nimi to wiele minut poświęconego czasu.
    -Byłam. Ale tylko troszkę, bo brak mi odwagi. więc nie wiele mogę powiedzieć... W tamtym świecie wszyscy wyglądają tak samo, nie ma szalonych kapeluszników, czy drewnianych lalek. Za to są wielkie maszyny i wielkie budynki! Byłam zdziwiona jak zobaczyłam, że od razu się schowałam! I przepraszam, zapomniałam o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Jestem Giselle! I ten mały pierścionek, zachowaj go, jeśli ci się podoba. Nie wiem czy widziałaś, ale od spodu jest wyryte moje imię, więc gdy go zdejmiesz, przypomnisz sobie, że spotkałaś kiedyś taką panienkę od pierścionka.
    Po tym, Giselle zaśmiała się i z takim też uśmiechem zaczęła kontynuować jedzenie posiłku, powstrzymując swoje ręce i umysł od zjedzenia czegokolwiek słodkiego, by nie stracić swojej dorosłej twarzy.
     



    Arystokratyczny Pętak

    Godność: Abigail
    Wiek: 7 lat
    Rasa: Upiorna Arystokratka
    Lubi: Puchate zwierzaczki i słodycze
    Nie lubi: Gorzkiego, jak ktoś komuś robi krzywde
    Wzrost / waga: 110cm/23kg
    Aktualny ubiór: http://i.imgur.com/tE7OczY.jpg
    Znaki szczególne: Malutkie, czerwone spiralne rogi
    Pod ręką: Pluszowy królik
    Broń: Uśmiech!
    Bestia: Magiczny Kapeluterek
    Nagrody: Zegarmistrzowski przysmak (1szt.), Prezentełko, Kula Pomocna, Kosmata Brosza
    Stan zdrowia: Zdarte kolanka i mały guz z tyłu głowy
    SPECJALNE: Pomoc Administracji
    Dołączyła: 05 Lut 2017
    Posty: 95
    Wysłany: 9 Czerwiec 2017, 18:06   

    - Ależ niech pani nie jest przykro! Anioły tam na górze nie lubią jak ktoś się przez nie smuci! Moja mama i Nana na pewno nie chcą by było pani źle! - pogłaskała te zabawna panią po policzku swoją małą rączką, próbując tym podnieść ją na duchu. Gdy skończyła modlitwę fioletowo wlosa pani wzięła się za rybkę. I jej posmakowala. Abi od razu się szeroko uśmiechnęła.
    - Prawda? Pani pokojowka podkradla je z kuchni na ten piknik! - zaśmiała się konspiracyjne, ładując sobie do buzi kolejną porcję mięsa. Z pozoru można było się spodziewać ze dziewczynka będzie jadla głównie słodkie czy warzywa. Jak to dziewczynki jednak Abi i na tym polu nie była typowa dziewczynka. Zawsze najbardziej lubiła mięso i ryż. Do tego duzo duzo mleka które wprost kochała. Gdy wypila juz jedną szklanke dolala go sobie.
    - Dlaczego chowa się Pani przed rodzicami? Ja jakbym mogła to bym wszędzie chodziła z rodzicami! Na plac zabaw, i do parku i do piekarni po słodkie bułeczki Pani Mily, i nad jezioro gdzie byśmy się razem kapali i bawili! - nachylila się i zaczela szeptac - podobno w czekoladowym jeziorze mieszka potwór który zjada dzieci gdy bawią się w jego jeziorze same! - zakryla usta, udając przerazenie jednak jednocześnie się uśmiechała a jej oczka były roziskrzone. Już pare razy tam była i chciała go zobaczyć jednak do tej pory jej się nie udało!
    Gdy usłyszała że dziewczynki nie mają bród, wygiela usta w smutna podkowke. - Dlaczego dziewczynki nie mogą mieć brody? Przecież one są takie fajne! I tak laskocza i ogólnie... - głosik malutkiej jakby przycichl i na chwilę stracił na Energi. Gdy pani dotknęła swoich włosów Abi poglaskala swoje. Były lekko kręcone, długie do połowy ud dziewczynki oraz w pięknym ciemno czekoladowym kolorze. - Lubie swoje włosy bo są jak włosy mamy! Nana mowila że mama miała identyczne tylko że krótsze! Musiała je ściąć gdy dotarła do Nany by nikt jej przypadkiem nie poznał - uśmiechnęła się cieplutko do swoich włosów, ściskając mocniej pana króliczka. Słuchała uważnie, z rosnącym podziwem o innym świecie. - Chciałabym go kiedyś zobaczyć! Te duże budynki i ludzi bez kapeluszow i innych takich! - klasnela w dlonie prawie ppdskakujac na swoich chudych kolankach - Będę mogła? - zapytala niepewnie. Bo skoro nie może mieć brody to móż tam też nie może? - Pierścionek zatrzymam bo jest bardzo ładny! I bardzo mi miło panią poznać, Pani Giselle! - dziewczynka przekrzywila główkę przez co zsunal się jej kapelusz. Poprawila go jednak szybko. Mając nadzieję że pani Giselle nic nie zauważyła. - Daleko Pani mieszka? Ma pani dużą rodzinę? Albo jakieś zwierzaki? Ja zawsze chciałam mieć pieska ale nie mogłam bo Nana nie chciala! - westchnela kręcąc główka.
    _________________
    #F078E2




    Duchowa Zguba

    Godność: Giselle Gracia
    Wiek: 17
    Rasa: Strach
    Lubi: Wolność, słodycze i święty spokój.
    Nie lubi: Ludzi patrzących na nią z góry.
    Wzrost / waga: 153 centymetry i 48 kilogramów.
    Aktualny ubiór: -
    Pod ręką: Batuta
    Broń: Sztylety do rzucania (w podręcznym wymiarze).
    Dołączył: 03 Maj 2017
    Posty: 22
    Wysłany: 30 Sierpień 2017, 15:08   

    Ile wiary może być w jednym, małym dziecku? To słodkie i przerażające zarazem. Aniołki w niebie... Czy fioletowłose dziewczę daje im wiarę? Sama nie wiedziała. Lecz mówimy tu o nieco innej sytuacji, o małej nieznającej świata dziewczynce. O kimś, kto pragnie zobaczyć świętego mikołaja na gwiazdkę. Giselle wiedziała jednak - wiele rzeczy jest tu możliwe i kto wie, może aniołki skaczą po niebie? Giselle tylko zamruczała symbolicznie, gdy została pogłaskana po policzku, zamykając w tym samym momencie swe oczęta, a na jej ustach pojawił się uśmiech.
    -Jesteśmy smutne, gdy nas coś boli Abi. Mnie... nawet jeśli to nie ma nic wspólnego ze mną, to zabolało. Z wielu powodów, których prawdopodobnie nie rozumiesz, nawet jeśli jesteś bardzo bystrą dziewczynką. Ale dziękuję! Twoja rączka od razu uśmierzyła ten przykry ból. Najważniejsze, że ty go nie czujesz.
    Albo udajesz, że go nie czujesz. Pomyślała. No cóż, nie znała jej wystarczająco dobrze, by móc to jednoznacznie stwierdzić. Dzieci to ciężki orzech do rozgryzienia. Słodkie, miłe, szczere. Wydawałoby się, że powinny być więc dla nas otwartą księgą, a mimo to, nigdy nie wiemy, co aktualnie zamierzają zrobić. Giselle po usłyszeniu słów Abi, wzięła jeszcze kawałek rybki i z uśmiechem stwierdziła:
    -Więc jestem teraz częścią jakiegoś większego spisku?! Muszę więc ją zjeść, by nikt nie znalazł śladów przestępstwa!
    Po czym zaczęła jeść nieco szybciej, stwarzając pozory pośpiechu. Giselle była nieco infantylna co pomagało jej w dogadywaniu się z dziećmi i robienie rzeczy, na które poważny człowiek by się nie zgodził. Musiała jednak przyznać, ryba była bardzo dobra, a jej koci instynkt był w siódmym niebie. Podczas jedzenia, zaczepiona o jej rodziców, jadła dalej spoglądając samymi oczyma, bez jakichkolwiek wyraźnych ruchów głowy na Abi. Gdy ta zakończyła swoją wypowiedź z "kąpali i bawili", ta przerwała na moment i wskazując palcem na Abi powiedziała:
    -Właśnie. Ja też bym chciała się tak z nimi pobawić. Póki co to ani się nie bawię z nimi, ani nawet nie mam zbyt wielu okazji by móc z nimi porozmawiać. I ta pokojówka z piekieł! Kto mógł się urodzić z takim charakterem!?
    Po tym znów zaczęła jeść, a gdy Abi szeptała do jej ucha, Giselle tylko odpowiedziała:
    -Taką słodką dziewczynkę to i ja z chęcią bym zjadła. - Powiedziała, po czym kiwnęła dwa razy głową, jakby z dumą. -Ale kąpanie się w czekoladzie brzmi jak przybranie paru kilo w jeden dzień. Nie wiem, czy bym się opanowała... -Po czym zaśmiała się głośno. O linię bowiem trzeba dbać.
    Czemu dziewczynki nie mogą mieć brody? Cóż to było trudne dla niej pytanie, z którego raczej ciężko było się jej wykręcić. Po chwili namysłu bajpasem znalazła pewne rozwiązanie.
    -To znaczy... dziewczynki mogą mieć brodę, ale tylko taką sztuczną, bo nam włoski na twarzy nie rosną, to dlatego!
    Po czym pochyliła się i pogłaskała głowę zawiedzionej Abi, patrząc się w jej oczka z bliska:
    -Za to masz najpiękniejsze włoski na świecie, o których mężczyźnie mogą tylko pomarzyć! Więc głowa do góry. Dbaj o nie więc, bo jak raz już powiedziałam, włosy to prawdziwy skarb.
    Giselle wzdychnęła cicho, bo ta rozmowa nawet jak dla niej jest dość trudna, aczkolwiek - wypełniona wzniosłymi ideałami, co chyba się liczy i lunatyczka była z tego w pewien sposób dumna. Ale nie kryjmy się, to był dopiero początek serii długich i skomplikow, anych pytań. Giselle nie była dobrym kłamcą, a nie chciała też zawieść oczekiwań tej panny.
    -Jestem pewna, że gdy dorośniesz i zbierzesz w sobie odwagę, odnajdziesz ten inny, równie magiczny i tajemniczy świat! Wytrwali są zawsze hojnie nagradzani!
    Giselle chciała dać za przykład, że jej pokojówka zawsze jej wytrwale szuka i zazwyczaj ją znajduje. Lecz to było na tyle zawstydzające dla niej, że powstrzymała się od mówienia tego na głos. Giselle chciała się zapytać o kilka rzeczy, lecz morze pytań tej ciemnowłosej dziewczynki aż wgniatał ją w ziemię. Chcąc czy nie chcąc, siedziała więc cicho i odpowiadała na pytania. Pewna doza zakłopotania była widoczna na jej twarzy, lecz miała nadzieję, że opiekunka tego dziewczęcia nie zareaguje.
    -Oczywiście, możesz go zachować, to drobiazg. Jest dla ciebie. I tak, mieszkam całkiem niedaleko, chociaż nie mogę powiedzieć, że jest to naprawdę blisko, a przynajmniej - nie w polu naszego widzenia. A co do rodziny, to jestem najstarsza. mam dwie młodsze siostry i mnóstwo kuzynostwa... ale nie, żebym z tymi drugimi lepiej się znała. A co do zwierząt, to ja uwielbiam koty. A jak tam z Twoją rodziną? Czy może wolisz o tym nie mówić?
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 9