• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Upiorne Miasteczko » Karczma "Kościołamacz"
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 9 Lipiec 2017, 15:29   

    Nie ruszał się, nie zwracał na siebie uwagi, nie poświęcając jej też nikomu innemu poza szklanym barmanem, jeśli coś od niego potrzebował. Zajmował się sobą i swoimi żałosnymi nawykami alkoholizmu i robieniem z siebie większej ofiary niż był.
    - Woda? Woda... - wymruczał, znieruchomiał na chwilę i skierował spojrzenie w swoją szklankę. Wyglądał jakby się zaciął, ale po tej jednej nikłej zmarszczce na jego czole można było poznać, jeśli znało się bliżej Eliota, że właśnie przeprowadza skomplikowane wewnętrzne rozmyślania, walcząc z mgłą alkoholowych oparów i dymu dziwnych używek łaskoczących jego mózg. Pokręcił głową, skupiając lekko zamglone spojrzenie na barmanie.
    - Dla kolegi będzie jedno to co ja mam, jak już skończy z tą "wodą" - poprosił, podnosząc nieznacznie głos, żeby nie został pomylony z nic nie znaczącym, rozluźnionym mamrotaniem już trochę wstawionej osoby. Generalnie Eliot nie mamrotał, nawet po alkoholu, ale nikt przecież o tym nie wiedział. Skoro był w stanie jeszcze przeprowadzić tak skomplikowany proces myślowy, gdzie zakładał, że inni nie wiedzą tego co on, więc musi powziąć środki żeby zostać poprawnie zrozumianym, to chyba nie miał tylu procentów we krwi ilu pragnął. (Nie)szczęśliwie. Wyzwanie rozmowy kazało mu się skupić.
    - Woda, dobre sobie.
    Nieśpiesznie przesunął swoją szklankę, podstawkę i miseczkę orzeszków (miał nadzieję że to były orzeszki. Może to nerkowce? Może to coś strasznego co da się tylko znaleźć w Lustrze? Z czasem przestał zadawać sobie pytania czym u licha jest połowa tych dziwactw w tym świecie.) w stronę Cyrkowca, przesiadając się ze stołka na stołek, ani razu nie dotknął podłogi, aż wreszcie znalazł się koło niego. Stąd zapach potu był wyraźniejszy, ale nie przeszkadzało mu to. Sam też nie pachniał różami. Przez chwilę rozważał podanie mu chustki z materiału ze swojej sakwy, ale zrezygnował. Lubił ją taką czystą jaką była. Poza tym, przy odpowiednim świetle, skoro już ustaliliśmy że zapachy aż tak bardzo mu nie przeszkadzają, nikłe odbicia mokrego na jego mięśniach, były... były w porządku. Hmm, tak. Ale nawet nieistniejący zmysł mody Eliota zaśmiał się na widok szelek. Rozbawiło go to. Nie miał pojęcie czemu. Może to przez to połączenie szelek i fryzury. Może.

    - Jak na kogoś kto tam teoretycznie pracuje, na prawdę rzadko tam bywam - wzruszył ramionami, sięgając dłonią w kieszeń. Wymuskał papierosa i zerknął na Gregorego pytająco. Formułowanie pytań samym spojrzeniem bywa trudne, ale Eliot podołał. W jednym spojrzeniu zapytał o to, co zazwyczaj się pyta znajomych kiedy wyciąga się zapałki i strzela iskrą żeby zaciągnąć się papierosem. Czy nie będzie mu to przeszkadzało, że pali i czy sam nie ma ochoty na jednego. Ale nie czekał na odpowiedź na pierwsze, bo na prawdę, oddzielenie Lunatyka od peta byłoby po prostu na tyle nie co niemożliwe, co po prostu okrutne. Zaciągnął się mocno, aż dym wypełnił mu płuca i wypuścił go na bok, obserwując jak smuga powoli znika w słabo wietrzonym powietrzu kościanej karczmy. Przez chwilę patrzył z namysłem na nie-znajomego. Kojarzył go? Nie kojarzył? Hah. Znaczy kojarzył, inaczej prawdopodobnie by się nie przysiadł. Znaczy, znał go z "Na gorąco", prawda? Machnął dłonią z papierosem, nikła nitka dymu zawirowała mu pomiędzy palcami, próbując sobie przypomnieć.
    - Gr... Gregory? - spytał wreszcie. Ten niski koleś który zazwyczaj stał gdzieś przy drzwiach? Och, był ochroniarzem, prawda? Za rzadko Eliot tam bywał (jakimś cudem jeszcze go nie wywalili? Nie mógł sobie przypomnieć czy brał ten urlop, czy po prostu czekali aż ewentualnie przyjdzie, żeby go zwolnić i wykopać na ulicę.), żeby wszystkich zdążyć lepiej poznać.
    Stuknęło, kiedy szklana ręka i dzban pojawiły się na ladzie. Zaraz też doszła szklanka, do której zgodnie z życzeniem nalano przeźroczysty alkohol. Ostry zapach ziół zakrywał zapach alkoholu i niemal gryzł w oczy. To było dla Grzesia. Eliot z kolei zadecydował, że to dobra chwila żeby zapić wodą i przegryźć orzech... cokolwiek było w tej miseczce.
    - Pracujesz u Wizardry oraz w Lustrze? - zagaił neutralnym tonem, wyciągając wnioski po tym która godzina była (w sam raz taka, żeby przybłąkać się po pracy do karczmy), jak wyglądał (zmęczony? spocony?) i kim był (Cyrkowiec, oczywiście, a Cyrk niedaleko prawda, poza tym ekwiwalent skanera mocy jaki miał Eliot potrafił utrudniać jak i ułatwiać mu życie). Harował chłopak, nie to co Eliot, który pracy nie widział na oczy od dłuższej chwili.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 9 Lipiec 2017, 17:38   

    Jego słowa poirytowały go, jak również fakt, że tamten od razu zbliżył się do niego praktycznie od razu. Sam nie lubił takiego spoufalania się prosto z mostu, ale skoro usiadł przy barze, musiał się z tym pogodzić:
    - No woda woda. Nie jestem z typów, których napędza benzyna czy uran, a nie zdziwiłbym się, gdyby i tacy tutaj trafiali. - zamruczał z lekką sugestią warkotu. Niech nie ocenia jego piramidy masłowa! Skoro prosi w barze wody, nawet jeśli mógłby coś mocniejszego, to najwidoczniej tego kurwa potrzebuje! A jak sam zamówił dla niego swój napitek, to czemu nie skorzystać? Tylko się cieszyć. No i jeszcze sugeruje mu fifkę!
    Greg praktycznie od razu sięgnął po papierosa. Słodka nikotyna! Ostatniego papierosa wypalił tuż po występie, aby móc wrócić do swojego ludzkiego przebrania. To było stanowczo, STANOWCZO za mało, a samo alko chęci na morfinę nie zadusi. Zaraz rozejrzał się w poszukiwaniu ognia, ale i tego pewnie udostępnił mu ów "barman poza pracą". Facet był dla niego naprawdę uprzejmy, a że był jednocześnie pijany, to musiała być uprzejmość szczera. Pijana uprzejmość zawsze była dla Grega najlepsza. Zamiętolił papierosa parę razy w ustach, wciągając małe buszki dymu, paląc go bardziej jak fajkę niż co innego. Słysząc swoje imię, pokiwał tylko głową:
    - Tiaaaa - mruknął, podając małą, szorstką dłoń, o ile tamten byłby w stanie wycelować i trafić w nią poprawnie, jak nie, to cóż, jego strata - Sorry, że nie pamiętam twojego. Będę zgadywać. Alan? Tam było w środku L, jak mi się obiło o uszy. Staram się zapamiętywać wszystkich, lepiej lub gorzej. Tak jest... bezpieczniej. - naprawdę nie wiedział, czy potrafiłby poprawnie zakończyć to zdanie. Lubił wiedzieć o innych tyle, ile się da, samemu pozostając ukrytym. To drugie przychodziło mu ciężej, gdyż rozsiadły w nim maruda czasem po prostu otwierał mu usta, aby móc wywrzeszczeć wszystko, co leżało mu na sercu. A potem dać komuś w mordę. Nawet teraz był trochę zbyt szczery. Przemknęło mu przez myśl, czy nie dałoby się przypadkiem dowiedzieć od niego coś ciekawego – w końcu tamten z obcego awansował na kolegę z pracy. Niejako zmieniając nastawienie, usiadł trochę bardziej w jego stronę. Może ten biedak posiada jakieś ciekawe informacje. Należało go przebadać, nawet dla jaj, z nudów, w kolejności następującej:
    1: Kim lub czym jest.
    2: Czy jest psychiczny jak Rosie.
    3: Po co chleje.
    Pijani lubią często gadać różne głupoty i zbaczać na swoje tory, ale i Greg nie przesłuchiwał go na serio. Mogło być ciekawie. A on właśnie zaczął rozmowę. Na jego słowa krępy osiłek wzruszył tylko ramionami:
    - No niestety. Życie jest ciężkie, a nigdzie nie płacą dużo. Inna sprawa, że musiałem załatwić w Upiornym Miasteczku parę spraw osobistych. A ty z tego co sam mówiłeś, nie pracujesz wcale. Chyba że zajmujesz się czymś ciekawszym tutaj. - dodał, biorąc dzbanek i pijąc, a raczej żłopiąc prosto z niego głębokimi łykami. Żłopanie tym różni się od picia, że matematycznie obliczona połowa wlewanego do ust napoju trafia zwykle tuż obok, ale Cyrkowcowi nie robiło to różnicy - więcej ochłody. Woda była zimna, że cierpły zęby, smakowała metalem i roztaczała delikatny zapaszek zgniłych jaj, czuć było w niej jakieś drobinki. Komuś miałoby to przeszkadzać? Większość Lustrzan na dźwięk słowa "bakterie" czy "warunki sanitarne" wzruszało tylko ramionami. No, może oprócz doktora Anomandera, on wydawał się być dobrze ogarnięty w tych sprawach... i znów wracamy do rozmyślania o klinice. Nie. Nie-e. Nie dziś. Nie teraz. O! Alkohol tuż obok! Skorzystajmy z niego! Nie myślmy o tym przeklętym miejscu!
    Greg porwał szklankę i już miał wypić całość duszkiem, jednak tuż po pierwszym łyku gorzała tak zapiekła go w gardle, że prawie wypluł wszystko od razu. Tylko cudem udało mu się zatrzymać wszystko w ustach i przełknąć to porządnie. Czuł się, jakby do żołądka wpakował sobie magmę z serca wulkanu. Co to w ogóle było? Nawet spirytus chyba nie posiadał tylu procentów co to ziołowe coś, a Gregowi zdarzyło się spirytusu łyknąć nie raz i nie dwa. Powoli wypuścił z ust powietrze i spojrzał na siedzącego obok gościa; on pił to cały czas?! Nic dziwnego, że był w takim stanie. Gregory nie miał ambicji upijać się dziś w trupa, dlatego powoli odstawił szklankę z resztą napoju. Na potem. Już czuł, że lada chwila mieszanka ziołowa Kościołamacza kopnie mu mózg.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 9 Lipiec 2017, 19:56   

    Potaknął ignorując, a może nawet nie zauważając warkotliwego dźwięku. Z czystą przyjemnością podzielił się swoim nałogiem - dawno z nikim wspólnie nie palił. Od lat? Ostatnim razem z matką Didi? Pewnie tak. Niemal strzepnął popiół do swojej szklanki, ale zawahał się lekko zanim palec wskazujący ostatecznie pozbył się szarych resztek. Przecież będzie z tego jeszcze korzystał, halo. Ogarnij się, chłopie, nie jesteś w domu. Trochę kultury wśród ludzi. Nawet jeśli próbujesz uchlać się w siwy dym, zaczepiasz i przeszkadzasz praktycznie nieznajomym, to trochę kultury, co. Sięgnął po popielniczkę.
    Odnalazł swoją dłoń (była tam gdzie zawsze, z kolei cudza wyciągnięta ręka była na tyle uprzejma, żeby cierpliwie powisieć przez chwilę w powietrzu zanim i ją zlokalizował) i uścisnął ją chętnie. Tolerancja na towarzystwo wzrastała mu wraz z alkoholem. Łyknął ziołowe piekło żeby mu przez przypadek po tak znośnym początku rozmowy nie odechciało się socjalizacji.
    - Eliot. Wels. Znaczy się... Weliot. - Poprawił się, kiedy zdawało mu się, że skoro osobno powiedział swoje imię i nazwisko, to może brzmiało jakby za pierwszym razem powiedział cokolwiek, a potem chciał się poprawić na imię, ale koniec końców wyszło coś strasznego. - Nie. Zaraz. Eliot. Eliot Wels. Po prostu Eliot - przedstawił się, plącząc się już w zeznaniach. Westchnął i obrzucił swoją szklankę z alkoholem takim spojrzeniem jakby obwiniał ją personalnie za ten paskudny psikus jaki mu wywinęła będąc narzędziem przez które alkohole znajdowały się w jego ustach. Ale to znaczyło, że wszystko idzie zgodnie z planem. Alkohol i rozmowa z kimś innym miały odwrócić jego uwagę od Anastaz... cholera, od Anastazji i od paru innych rzeczy, na przykład całego jego życia. Bardzo ostrożnie, samymi niemal opuszkami objął szklankę i łyknął zawartość. Zamrugał powoli.
    Dobrze, że nie próbował podrywać Gregorego, bo był by to na prawdę słaba próba zagajenia. Ale Eliot nie wydawał się być ani zażenowany lekko splątanym językiem ani poziomem jaki przedstawiał. Miał minę człowieka, który niestety wie co robi, bo robi to regularnie i od dłuższego czasu. Marnowanie życia to takie jego małe, niewinne hobby. Wręcz przyzwyczajenie. ...jak to szło? Przyzwyczajenie to druga natura człowieka? Nie, żeby robił to umyślnie. Po prostu rzeczy się działy, a on nie wiedział jak im zapobiec. Ani co związku z nimi czuć.
    Spokojnie, niemal z pewnym odcieniem uznania na taki profesjonalnie wyegzekwowany kunszt żłopania, słuchał i przyglądał się w milczeniu Machnie, na chwilę zawieszając rozmowę. Było coś w nim osobliwego. Jakby za dużo rzeczy próbowano wepchnąć w tak niskie, choć przyjemnie szerokie w barach, ciało. Aż kusiło, żeby popatrzeć na niego przez magiczny wizjer. Ale nawet nie przyszło to Eliotowi przez głowę. Prędzej czy później, po kolejnej którejś szklance, znów będzie miał problemy przez samoistne włączanie się mocy, więc czy tego chciał czy nie, a raczej nie chciał, czasem pękało mu od tego w głowie. A i na razie był zajęty tym, że szybko zawartość jego szklanki się kończyła, tak samo jak papieros. One zawsze za szybko się kończyły. Wyciągnął paczkę na wierzch, wierząc, że za niedługo znów będzie jej potrzebował. Machną na barmana, który chyba powstrzymał się od wywrócenia oczyma i zamiast dolać, to postawił na ladzie znajomą butelkę eliotowej trucizny (w zasadzie niewinnie wyglądająca, pozbawiona nalepki butelka z korkiem), którą Lunatyk, zaciskając osowiale usta, przyciągnął do siebie.
    Kontynuował rozmowę, kiedy już gardło sąsiada w niczym nie przypominało suchości skórzanego paska.
    - Ciekawszym? A to wygląda ci ciekawie? - burknął rozglądając się dookoła. Zacisnął papierosa w ustach i wolnymi dłońmi zajął się dopełnianiem szkła. Poza tym, pracy miał w cholerę i jeszcze więcej, nie tylko w barze ale i w mniejszych robotach zapewniających mu grosza w kieszeni jeśli tego potrzebował, nie wspominając już o zaniedbanym interesie warzywnym. Po prostu starał się tego wszystkiego unikać. Pokręcił głową. - Powiedzmy, - spróbował ponownie lżejszym, bo i bardziej zrezygnowanym i zmęczonym tonem, który brzmiał jak jedno wielkie westchnięcie - że też miałem tu parę osobistych spraw do załatwienia. A teraz. Widzisz. A t-teraz, chciałbym o nich zapomnieć? - Dziwne zawahanie zakręciło się na końcu jego słów, które chyba nawet i jego zaskoczyło, bo skrzywił się i wzruszył znów ramionami. Wsparł łokieć o bar.
    - Poza tym, bycie barmanem jest wystarczająco ciekawe, dziękuję bardzo. Poza tym, gdzie indziej miałbym być.
    Był w końcu magiczną istotą, a to był magiczny świat, prawda? Tu się urodził. Wszystko się więc zgadzało. I było tu o wiele bezpieczniej jeśli chodzi o MORIĘ. Która i tak miał wrażenie, nie stanowiła już za bardzo aktywnego zagrożenia, a mimo to, wciąż wzdrygał się wewnętrznie kiedy o nich pomyślał.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 10 Lipiec 2017, 17:38   

    Gregory uśmiechnął się lekko, słysząc jak tamten nieporadnie próbuje określić, jak w sumie ma na imię. Jednak po chwili przemknęła mu przez głowę myśl, która wydała mu się być wręcz elektryzująca:
    - Wells? Nazwisko obiło mi się o uszy... - przyznał niby obojętnie, kiedy po plecach przebiegł mu dreszcz podniecenia. Tak, w Krainie spotkał już paru Wellsów, ale teraz myślał o jednym, bardzo konkretnym. O władcy Zegarów. Zastanawiał się, czy właśnie nie miał szczęścia przysiąść się do takowego. Szansa była niewielka, a i sam Gregory wiedział o Zegarmistrzu tyle co wszyscy; że nazywa się Wells, jest lunatykiem i mieszka gdzieś nad morzem, pilnując, aby czasoprzestrzeń Lustra nie rozleciała się w drobny mak. Kto wie, co potrafi i jaką władzę posiada… Może potrafiłby cofnąć Gregorego w czasie, jakby ładnie poprosił? Mógłby cofnąć się te trzy zmarnowane lata wstecz, przypilnować Jocelyn aby nie biegła za kapelusznikiem, razem zostaliby piratami, albo nawet trochę wcześniej, powiedzieć Banowi żeby nie spędzał z Tulką zbyt wiele czasu i wtedy Jocyś nie darzyłaby go taką nienawiścią… Albo o te trzydzieści lat. Trzydzieści lat w ciele potwora. Uniknąć tego wszystkiego. Kraina Luster stałaby się szalonym snem, który szybko by zapomniał... Choć czy chciałby zapomnieć? Życie tutaj było czymś tak skrajnie innym, on sam był czymś tak skrajnie innym. Nie poznałby tylu wspaniałych istot, nie miałby magicznych mocy, nie mógłby latać. A ponadto trzydzieści lat wydawało się być dla niego chyba zbyt dużym okresem do przesunięcia. Wziął głęboki wdech dymu i wypuścił nim parę kółek aby troszkę ostudzić rozbudzone nerwy. Wysłuchał jego odpowiedzi do końca, zanim odpowiedział tylko na jego pierwsze pytanie:
    - Jak na moje do Kościołamacza przychodzą tylko ci z dokładnie wyliczoną sumą i desperaci, a ty wyglądasz mi raczej na tego drugiego. Chyba już byłeś mu winien z kosteczkę, a to jest ciekawy proces, takie wyciąganie kosteczki. - dodał półgłosem, tak aby gruby Szklaniec go nie usłyszał. Oczywiście, że zauważył naruszony owal jego twarzy i wiszący fragment skóry i był przekonany, że była to winą owego psychola tuż obok.
    Na drugie pytanie postanowił zarzucić przynętę. Ciekawe co powie na to:
    - Och nie wiem. Może u siebie w domu? Zdradzę ci, że sam organizuję sobie przeprowadzkę w całkiem ładne miejsce. - zapytał niewinnie. Jeśli teraz tamten wspomni cokolwiek o morzu, będzie miał go w garści. Niesamowite, że przepracował z tym gościem parę ładnych miesięcy, nie mając pojęciach, kim potencjalnie mógł być! Alkohol trochę szumiał mu w głowie, ale jeszcze nie pokusił się o kolejny łyk. Musiał mieć całkowitą pewność. A dla pewności musiał być trzeźwy.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 10 Lipiec 2017, 20:14   

    - Hmm, tak. Trochę nas tych Welsów w tych okolicach jest. Duża... duża rodzina. Dużo rodzeństwa i kuzynostwa. Które... które, które do czegoś doszło, więc można kojarzyć. Ehh-h, h-handel. Rzemiosło. Sprawianie kłopotów arystokracji. Wojna z Ludźmi. Różne magiczne bajery - wyliczał coś dalej, a kiedy skończył, popił trunkiem swoje słowa. I może Eliot był już pod wpływem alkoholu, może i wizja była bardziej rozmyta po bokach i w ciemniejszych kątach, ale Eliot nie był głupi. Zaaawsze tak mówili. Nieważne jakiego tonu jego, teraz już towarzysz do picia, Gregory by nie użył. Mógłby podnieść tylko znacząco brwi na jego nazwisko i Eliot już był gotów wywrócić oczami wiedząc do czego ten "niewinnie" zmierza. Bo przeważnie to o Aronie była mowa, pewnie i nie bez powodu, prawda, wszakże wybił się swoją indywidualnością i mocą Zegarmistrza. Więc chętnie powie słowo o swoim rodzeństwie.
    - I och, ten jak mu tam, ten wystrojony dureń Zegarmistrz Aaron mieszkający w Latarni Morskiej? Też Wels, mój starszy brat. Jeśli byś go gdzieś znalazł przez przypadek, to daj mi znać. Może akurat ty będziesz miał więcej szczęścia w poszukiwaniu tego buraka. - Podciągnął nosem. Aaron. O Aaronie też chciał zapomnieć, więc wlał do gardła wypalający mu wnętrzności napój, tylko po to, żeby zwęził mu on myślenie w jednym teraz kierunku. W kierunku Aarona. Wisiał bratu Zegarmistrzowi pieniądze. Oczywiście, że nie zamierzał mu ich oddawać, ale od ich ostatniego spotkania minęło już wiele czasu. O ile słabo sobie przypominał, umówili się na ewentualnie ponowne spotkanie. Ale kiedy zawitał (kompletnie przez przypadek i to z krwawą dziurą w boku) w jego Latarni, nie zastał go tam, a jedynie jego kuriozalną służkę. Ani nie spotkał go później, kiedy wrócił do opustoszałej już Latarni po swojego Królika. Nie martwił się, bo martwienie się o Aarona nigdy jakoś nie przyszło mu do głowy, jakby ten co najmniej na to nie zasługiwał, ale... Zastanawiał się? Kiedy wszystko, jak zwykle, idzie bo raczej ciemnych scenariuszach, myślisz co jeszcze może pójść źle. I dręczyło go niejasne wrażenie, że coś... ciemnego, złego i niesprawiedliwego spotkało jego cierpkiego i wyniosłego starszego brata. Brata, który w jego wspomnieniach malował się jedynie nikłym cieniem nieobecności. Który, z drugiej strony, uratował mu kiedyś życie. Kiedyś, bardzo dawno temu. Nawet nie tak daleko stąd, uświadomił sobie nagle Eliot i z pewnego rodzaju zaskoczeniem i trwogą zorientował się, że tafla alkoholu w szklance zadrżała, wraz z całą jego dłonią. Cofnął ją z lady i zacisnął w pięść po czym rozluźnił i strzepał w powietrzu jakby chciał tym gestem strzepnąć też resztki tej myśli. To było jedyne wyraźne, wręcz okrutnie ostre w jego pamięci wspomnienie ich wspólnego wyjścia do Upiornego Miasteczka.
    Nie próbował też tego gestu umyślnie ukrywać, bo na prawdę chyba zaczynało mu być wszystko jedno w tej materii. Dawał swoją osobą wystarczający znak, jak słusznie zaraz zauważył Gregory, że jest smutnym frajerem pijącym samotnie (ha! już nie samotnie!) w barze o podejrzanym motywie przewodnim na wystrój.

    Znieruchomiał na uwagę o swojej twarzy, zastanawiając się o co mu chodzi. Dopiero po paru sekundach iskra zrozumienia rozjaśniła mu twarz. Plasnął się dłonią w brakujący kawałek gęby. Kompletnie o tym zapomniał. Nie czuł związku z tymi ubytkami bólu, a skoro i tak był w trakcie ogólnego zapominania rzeczywistości, to dorzucił do tego też brak kości. Zerknął na powód ściszenia głosu Gregorego. Nie bardzo wiedział jak zareagować. Nie chciał kłamać potakując, ale nie miał siły też zaprzeczać ani wyjaśniać. To była jedna z tych dłuższych historii, których, swoją drogą nie chciał pamiętać. Dlatego nie ukrywając niechęci do pytania, agresywnie i mocno zassał papierosa i na chwilę ukrył się w kosmatych kłębach dymu. Usta rozciągnęły mu się w coś w rodzaju obojętnego neutralnego uśmiechu, co miało być w jego mniemaniu wystarczającą odpowiedzią. Gdzieś ponoć po Lustrze latały jakieś Księgi z opisem między innymi jego głupiej przygody na martwej wyspie Kal'Amanhar, to już wystarczająco za dużo informacji istniejących w eterze. Zamiast tego przeszli z rozmową dalej, jakoś znów wykręcając się od zadanego pytania. Dom? Na litość, chciałby mieć miejsce które serio byłoby jego domem.
    - Och... przeprowadzka.... Myślałem, że Cyrkowcy wolą jednak zostawać bliżej... bliżej Cyrku - odpowiedział, choć po prawdzie wcale tak nie myślał. Znaczy się, było to prawidłowe założenie, ale chciał podtrzymać kierunek rozmowy dalej. Nikt nie lubił ględzących o swoich problemach pijaków, prawda? Dlatego, żeby nie zmusić Gregorego do przeniesienia się na drugi koniec karczmy, chętnie posłucha coś o nim. Może to pomoże mu odwrócić uwagę od własnych problemów.
    - Ładnie miejsce? Coś nie tak z Cyrkiem? Ciekawsza praca się znalazła? - pytał, a kiedy uświadomił sobie, że teraz jest nachalnym alkoholikiem, westchnął i zamknął na chwilę oczy, chyba chcąc uniknąć zniesmaczonego spojrzenia jakiego oczekiwał od Gregorego. Zgarbił się odrobinę nad swoim piciem, otulając opiekuńczo dłońmi szklankę.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 14 Lipiec 2017, 15:21   

    Gregory pokręcił głową, biorąc kolejny, dużo mniejszy łyczek niszczącego wnętrzności napoju. Faktycznie, Wells było równie popularnym nazwiskiem co Johnson lub Smith, ale myśl, ze mogli być faktycznie spokrewnieni, nie mieściła mu się w pale:
    - Twoi staruszkowie nie próżnowali. Może jakiś z twoich przodków miał na imię Wirgiliusz? Znasz jakiegoś Wirgiliusza Wellsa? - zapytał ze śmiechem. Owszem, żart był głupawy i bez pointy, ale dzięki alkoholowi rozchodzącego się w jego żyłach, stał się nagle najzabawniejszym dowcipem, jaki można było powiedzieć.
    No i wyszło na to, że całe to sprytne zagadywanie i sugerowanie ciula dało, bo ten powiedział o wszystkim prosto z mostu. A więc Zegarmistrz był jego bratem, co? No no, co za traf. Jednak z tego, w jaki sposób o nim mówił, raczej nie był w stanie stwierdzić, gdzie w sumie był
    - Chyba nie jesteście w najlepszych relacjach, co? - zapytał już spokojniej. Trochę szkoda, szczególnie iż sam on nie wie, gdzie to jego braciszek się podziewa. Wychodziło na to, że nie byli w zbyt dobrych relacjach. On sam nie miał biologicznej rodziny... a przynajmniej nie miał kogokolwiek kogo mógłby pamiętać. Ludzie z Cyrku zastępowali mu ją świetnie... no i teraz miał ją...
    Zauważył, że tamten również nie chce odpowiadać na wszystkie pytania, choć się nie dziwił. Skoro stracił tu już kość, a nadal tu przychodził, to musiał tak czy siak czuć się tu bezpiecznie. Może był z tym socjolem o popękanej mordzie w jakiejś barmańskiej gildii? Istniały w ogóle gildie dla barmanów? O czym tam sobie gadano? Może raczej wymiotowano do rytmu i ćwiczono żonglerkę tymi śmiesznymi kubeczkami na drinki… no jak im tam. No i szkolenia z psychologii. Barmani, tak jak i fryzjerzy, powinni móc wysłuchać i zrozumieć każdego, kto do nich przybędzie. Była to w końcu część ich zawodu. Greg niemiałby do tego cierpliwości. Po cholerę miałby się dogadywać z obcym facetem, kiedy można po prostu dać mu pić, ewentualnie przypieprzyć w mordę jak ten odmówi płacenia.
    - Przeprowadzam się... no do dziewczyny. Ma dla mnie pokój, a ja chciałbym móc się nią opiekować. - powiedział, obracając w krótkich, serdelkowatych palcach szklankę. Jednak nie wiedział, czy chciał opowiadać obcemu facetowi o szczegółach zaistniałej w jego życiu sytuacji To były ciężkie, prywatne wydarzenia. Chciałby móc narąbać się równie mocno jak tamten aby nie pamiętać nic z tego, ale znów udowodniłby Joce, jak to źle wybrała. Życie jest niesprawiedliwe. Zdziwiła go jednak przenikliwość owego faceta w rozpoznaniu tożsamości Gregory’ego. Oparł się plastikowo-gładkim łokciem o ladę, aby mocniej odwrócić się w jego stronę.
    - Skąd myśl że jestem Cyrkowcem i to pracującym tutaj? Znaczy... nie mylisz się, jestem. Widziałeś mnie na plakacie czy jak? - zapytał podejrzliwie i ździebko nerwowo. Skąd on wie kim jest? Jak on do tego doszedł skoro wydaje się być pijany jak bela?
    "On wie bo ONI go nasłali, pozbądź się go, nie jesteś już bezpieczny, znajdą cię, złapią cię, będziesz zgubiony" przeleciało mu pędem przez łeb, nie zatrzymując się nawet na sekundę, aby przypadkiem nie zostać zakutym przez rozsądek. Paranoiczne myśli, które pojawiały się w jego głowie coraz rzadziej, przybrały na sile od incydentu w zoo, nie mając jednak żadnych racjonalnych podstaw, aby zostać wysłuchanymi. Teraz dostały okazję, aby podsunąć mu najgorsze możliwe wizje, a ów Eliot (o ile naprawdę się tak nazywał) stał się w jego oczach niebezpieczny. Będzie musiał być podwójnie ostrożny, nie wiedział, w co tamten sobie pogrywa. Widocznie się spiął, zacisnął szczęki, metalowe skrzydła zaskrzypiały, ocierając się jedna o drugą jak odnóża gigantycznej muchy.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 23 Lipiec 2017, 17:41   

    - Do dziewczyny? Powodzenia z tym - powtórzył i zachichotał. Zachichotał i zdołał popatrzeć się na Gregorego z odrobiną litości, natchnienia, ulgi, napięcia, niezrozumienia, zazdrości i pożałowania włącznie. Nie było to długie spojrzenie. Z pewnością jednak było to specyficzne spojrzenie, kogoś kto zazwyczaj patrzy na świat z takim nieprzeniknieniem jakby mu za to płacili grube pieniądze, ale w tej sytuacji pewne czynniki zaważyły na tym, że ta naturalna garda którą trzymał przy sobie jako pasywną reakcję na trudny świat dookoła zmiękła na chwilę. Alkohol, atmosfera baru, brak planów na przyszłość i zranione uczucia - wszystko to oraz rezygnacja tak głęboka, że jego własna paranoja, która męczyła go od lat, wycofała się tak daleko, żeby chyba uciekła w całości do Cyrkowca, z tego co zauważył niemrawo Eliot. Z początku niemrawo, ale im dłużej na niego patrzył tym łatwiej mu szło mentalne liczenie na palcach wszystkich oznak wołających mu gdzieś z tyłu głowy "hej, ten koleś zaczyna się spinać, a ma takie ramiona, że jak cię złapie za szyję i wpuści wpierdol to powodzenia później".
    Eliot zastanowił się. Przez chwilę grał w niebezpieczną grę karmienia cudzej paranoi ciszą i ostatnim pociągnięciem z papierosa, żeby zaraz zapalić drugiego. Czy potrzebował wpierdolu? Może. Może należało mu się. Nie bardzo jeszcze wiedział za co, ale bogowie wiedzą, że ma rzeczy za które prędzej czy później trzeba będzie odpokutować. Może dzięki temu odpadnie szybciej niż próba zalania się. Woli kaca mordercę czy parę połamanych kości? Ech, kaca łatwiej się leczy. Wzruszył więc ramionami.
    - Jesteśmy... w Upiornym Miasteczku. Wybacz, a-ale... - na chwilę stracił wątek, postukał palcem o blat próbując tym gestem zwalczyć zamroczenie - ...nie wyglądasz jakbyś balony sprzedawał przy najbliższej karuzeli. Wiesz co jest... za to w Upiornym Miasteczku? Cyrk. I tak właśnie wyglądasz. Jakbyś przyszedł wieczorem z Cyrku do baru.
    Jak zobaczył go po raz pierwszy miał o wiele dłuższą listę sherlockowych wskazówek, które o tym mówiły, ale co kieliszek od tamtej pory przechylał się do jego ust, zaczynał tracić chęć do tłumaczenia czegokolwiek. I zanim zdołał to dobrze przemyśleć, mówił dalej.
    - I wiesz, ty masz metalowe... skrzdł... coś z tyłu i zastanawiającą fryzurę, ja za to... widzę świat takim jakim jest. Widzę... widzę rzeczy. Magiczne. Magia. Mówię o magii? Mówię o tych fikuśnych rzeczach z którymi się rodzimy. Albo które... dostajemy - wziął poprawkę na fakt, że Cyrkowcy to jednak bardzo specyficzny mieszkańcy Lustra. - I to wszystko bez związku z alkoholem - powiedział. Na ile to brzmiało sensownie, biorąc pod uwagę, że żyli w magicznym świecie gdzie dzieją się różne rzeczy i różne rzeczy różni osobnicy potrafią, a na ile nie brzmiało sensownie, bo coraz więcej wysiłku musiał wkładać w to, żeby w pierwsze miejsce w ogóle mieć sens.
    Obserwował mimochodem postawę Gregorego. Ostatecznie - kto wie kim był, dlaczego aż tak bardzo widocznie się tym przejął, i jak zareaguje na odpowiedź. Eliot wiedział, że w bezpośrednim starciu, jakby ten miał nagle zaskoczyć jak za pstryknięciem przełącznika w lampce na agresywny tryb, nie ma szans, ale koniec końców nie miało to znaczenia, bo niemal prawie zawsze wychodził z takich sytuacji obronną ręką. Lunatykowanie zaiste było atutem, którym aż nadto mile obdarzył go wszechświat. Może nawet zdołałby zniknąć zanim pięść doleciałaby do jego nosa? Ale na prawdę nie miał ochotę stąd wychodzić. Rozgościł się tu. Zapłacił z góry. I choć fatalnie szło mu jakiekolwiek zapominanie, bo te myśli jak na złość tylko jeszcze bardziej zwracały na siebie uwagę, to nie miał zamiaru jeszcze kończyć tego wieczora. Więc strzepnął popiół z papierosa i wsparł twarz na drugiej dłoni czekając.
    - Dziewczyna, tak? Moje... gratulacje z przeprowadzki. Poważny krok. Zaręczyny planujesz czy już jesteście po? - spytał powoli, mimochodem.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 25 Lipiec 2017, 10:10   

    Gryf wyłapał spojrzenie Lunatyka, które może przepełnione było treścią, jednak dla odbiorcy wydało się być nieobecnym spojrzeniem gościa, który lada chwila odpadnie. Z czego on tak właściwie rży, dlaczego życzy mu powodzenia? I nagle w głowie Cyrkowca rozkwitła odpowiedź, prosta a jasna - kobieta. Bo to zawsze, prędzej czy później, sprowadza się do kobiety. Kobieta go dopadła, wrzuciła w paszczę, obgryzła, połknęła a potem wyrzygała wraz z żółcią. Dlatego teraz siedzi i chleje jak ostatni przegryw, na dodatek w Kościołamaczu. Z nieznanych przyczyn wyrosło w nim przeczucie, że to musiała być kobieta stąd. Rosemary? Może ta wariatka go tak urządziła? Może właśnie spędza czas z jej niedoszłą ofiarą? I tak zamierzał ostrzec go przed tą postrzeloną blondi, ale zrobi to już na odchodne.
    Wysłuchał jego słów, jego pokrętnych tłumaczeń z niegasnącym sceptycyzmem. On sam siebie uznałby prędzej za mechanika zajmującego się tymi nielicznymi atrakcjami, które jeszcze działały I nie próbowały zamordować pasażerów... przypadkowo. Nie wierzył w kit typu "po prostu wyglądasz" akurat w życiu rzadko zdarzały się podobnie trafne prognozy. Dopiero jego późniejsze słowa dołożyły do tego trochę sensu. No i przy okazji, Greg nie byłby Gregiem gdyby nie znalazł powodu do wkurzenia się chociaż trochę. "Zastanawiające", dobre sobie!
    - Sugerujeszsz, że wyglądam z nimi jak idiota? - zapytał, a w jego głosie zagrały znów agresywne nutki. Niestety, tym razem nie miał się nawet do czego przyczepić, gdyż obydwaj wiedzieli, że jest to prawda. Rozluźnił się równie prędko co spiął i przejechał palcami po blond kudłach:
    - Najpierw nienawidziłem tych włosów, co nie? Obcinałem je raz za razem, a one ciągle wracały. Naprawdę nie wiem o co z nimi chodzi. Przyzwyczaiłem się - mruknął i zamachał rękami. Osobiście zainteresowało go coś innego. Gość wspomniał, że ma jakąś moc opartą na widzeniu. Jak już wspomniano wcześniej, po pijaku kłamać się nie da, więc uwierzył mu i w to. Ciekawe, jak to wyglądało. Oczywiście jeśli zahaczało to o czytanie myśli, to tak naprawdę tylko kusił los. Jego paranoiczne odruchy głośno i stanowczo domagały się zdecydowanych działań, ale Grego był już zbyt zrelaksowany alkoholem, aby ich słuchać, ten ziołowy napitek działał naprawdę szybko.
    - No to powiedz rybek, jak ty mnie widzisz. Powiem ci, żeś mnie zaciekawił. - nachylił się lekko w jego stronę i podparł dłonią spiczasty podbródek, uśmiechając się głupkowato, w klasycznej, pijackiej pozie. Niech wszyscy święci bronią Eliota przed uznaniem tego za próbę podrywu.
    Słysząc jego słowa, Cyrkowiec po prostu osłupiał. Przez chwile milczał, nie wiedząc co powiedzieć, jak w ogóle ułożyć sensownie brzmiące zdanie.
    - Zaręczyny...? Ech, tego to jeszcze nie. Nie wiem. To trochę szalona sytuacja. Szalona… życie tutaj jest szalone. Wszystko. W sumie chciałbym. Ale to tak... - zaczął lekko się plątać. Zaręczyny to poważna sprawa, a dla Gregory'ego nadal to wszystko było zbyt szybkie, zbyt nagłe i raptowne. Ale kto wie, może za miesiąc, za dwa, skombinuje jakiś ładny pierścionek za BARDZO rozsądną cenę, przyklęknie na to jedno kolano, najlepiej w jakimś parku, kurde, najlepiej w pełnię, kiedy księżyc jest tak romantycznie wielki i się oświadczy. Jocelyn nie miała rodziców, których mógłby zapytywać o jej dłoń, ba! Będąc Opętańcem nie musiała się trzymać lustrzanych zwyczajów, więc to było prościutkie. A potem, nareszcie, będą żyć długo i szczęśliwie. Nie wiedząc, czy mówić cokolwiek więcej, wypił kolejny łyk ziołowej bomby i odkaszlnął.
    - Nudzisz się? Nwm, coś byśmy porobili. Rzucanie monetą, siłowanie na ręke... te...jakieś takie gry, że się na czoło coś przylepia? - zapytał się, ponieważ czuł, że nadszedł odpowiedni czas na podobne głupoty, kiedy doszedł do odpowiedniego poziomu Picia w Towarzystwie. Może miał w kieszeni jeszcze kości... nieeee, niestety, kości tym razem brak. Choć w sumie kości były wszędzie. Taki paradogs. Hehe, czy cuś.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 27 Lipiec 2017, 22:44   

    Ze wszystkiego o czym rozmawiali, to chyba najbardziej go zastanowiło. Zmrużył oczy przyglądając się Gregoremu dokładniej. I dokładniej, dokładniej, aż wreszcie przeszło to po prostu w gapienie się. Ale nie takie bezczelne, to było wysublimowane gapienie się, z tą nutką szczerego alkoholowego skupienia się na jednej konkretnej rzeczy, na której chciał się skupić, żeby nie pozwolić innym myślom rozpraszać się na ten moment.
    - Sugeruję, s-sugeruję, że z taką fryzurą... Sugeruję... nie wiem co sugeruję. To, wiesz, to jest, to jest po prostu, po prostu... zastanawiające. Jakim... Jakim cudem odrastają w takim samym kształcie? Nożyczki, nie masz nożyczek? Obciąć na inny kształt? Cóż, przynajmniej wiesz, że dziewczyna lubi cię za twoje piękne wnętrze. - Tu położył dłoń na swoim sercu jak mędrzec, który proste życiowe prawdy zdradza jedynie kiedy jest w stanie wewnętrznego prawdziwego oświecenia, które możliwe jest do osiągnięcia tylko poprzez pewne specyficzne trunki, które pozwalają rozluźnić ciało i umysł na tyle, żeby dobroduszna mądrość i prawda mogły wyjść wraz z papierosowym dymem. Brakowało mu jedynie prześwitującej przez szarość mgiełki papierosa aureoli.

    I jak lekko Gregory się nachylił, tak Eliot lekko się odchylił, ale jakoś tak bardzo powoli, cofając w sumie bardziej swoją twarz, ale nie szyję, więc pod brodą pojawiły mu się trzy bardzo pociągające podbródki. Pojechał wzrokiem do góry, pociągając papierosa, zastanawiając się nad odpowiedzią.
    - Uch. Wolałbym. Wolałbym nie. Wystarczająco boli mnie głowa. Może później.
    Albo w ogóle. Z tego co pamiętał, widział go przez pryzmaty swojej mocy tylko w klubie gdzie pracowali. Nie wgłębiał się wtedy w szczegóły, tylko zerkał żeby sprawdzić z czym miał do czynienia. Rasa zawsze była oczywista - wszyscy jarali się różnorodnie pachnącymi kolorami, a Cyrkowcy mieli specyficznie ostry pomarańczowy smak magii, bardzo nienaturalny z tym co widywał u innych ras. Mieli niemal metaliczny, czasem chemiczny posmak, niekiedy o zapachu mokrej ziemi. Nie potrafił Eliot tego dokładnie określić. Jakby to całe eksperymentowanie i proces twórczy jakiego doświadczali na sobie Cyrkowcy na stałe zmieszał ich magiczną aurę z zestawem skalpelów i tej paskudnej woni starych ludzkich szpitali.
    Gregory, a raczej jego magiczna warstwa którą widział wtedy Eliot, otoczony był dźwiękami. Ptasie świergoty, a raczej krzyki, mieszały się z głębokim mruczeniem i odgłosem zgniatanego żelastwa, przez co Eliot czuł się jakby stał na środku złomowiska, a wokół niego pośród sterty złomu, w starych zardzewiałych puszkach i zniszczonych samochodach kłębiły się stada chcących się stamtąd wyrwać ptaków. Było to raczej surrealistyczne wrażenie, więcej wtedy nie potrzebował. Teraz z kolei nie miał ochoty sprawdzać jakie obrazy maluje sobą Cyrkowiec.

    Eliot popatrzył na niego. Gregory wybrał złego gościa na alkoholowe zabawy. Lunatyk miał zwyczaj upijać się na smutno, a wręcz na depresyjnie, żeby o poranku móc gardzić sobą dwukrotnie bardziej niż zazwyczaj, bo nieważne przecież czy się spijał czy nie - zawsze o poranku nie cierpiał faktu, że jeszcze istnieje. Co było irytujące, bo z drugiej strony bardzo bardzo, ale to bardzo nie chciał umierać, co z kolei było jedyną sensowną opcją jeśli nie chciało się istnieć, prawda? Więc tkwił w raczej głupim punkcie, w którym nie bardzo wiedział co ze sobą zrobić, więc wzruszał ramionami i jakoś dawał radę istnieć do następnego dnia. Eliot, czy tego chciał czy nie, może samemu sobie będąc winnym, skazany był na licznie niepowodzenia. Była to jedyna rzecz która mu aktualnie wychodziła - sprawianie, że inni czuli się lepiej w jego towarzystwie, bo mogli z łatwością i otwarcie nim gardzić, myśląc, że nie jest z nimi jeszcze tak źle, jak z tym frajerem tutaj.
    Zaśmiał się więc cicho do siebie, bardzo cicho, kręcąc głową. Zakręcił płynem w szklance. Dziewczyna, być może przyszła narzeczona, kto to wie, Gregorego. Życzył im szczęścia. Na prawdę. Może i był zniechęconą, zranioną, mającą już dawno dość wszystkiego osobą, ale koniec końców, jeszcze nie zgorzkniał. To, że każde poważne uczucie jakie zdołał oddać drugiej osobie kończyło się tylko przerażającą otchłanią nieprzyjemnych zwrotów akcji, nie oznaczało to jeszcze, że inni nie mogą zaznać szczęścia. Właściwie, to miał nadzieję że Gregoremu się pięknie powiedzie. Czemu by nie.
    Pomyślał o swoim prawie-że-narzeczonym, potem o swojej byłej narzeczonej, wszystko to dawne dzieje. A zaraz potem pomyślał, o rety, o Anastazji, która w żaden sposób jego dziewczyną, ani tym bardziej narzeczoną, nie była, ale z pewnością była kimś. Kimś, kto wywoływał emocje. Eliot nie miał za wielu przyjaciół ani emocji. W zasadzie, starał się omijać jedno i drugie, bo zawsze było to zbyt skomplikowane.
    Ona z kolei była martwa i okrutna, ale niedawno w pięknym ogrodzie pełnym kwiatów i słońca, sprawiła, przemocą i pogwałceniem każdej możliwej sfery jego prywatności, że wszystko zbladło, jednocześnie rozjaśniając jej twarz. Jej osobę. Jej charakter i tym kim była, sprawiając, że to czego się w niej bał, to czym gardził niemal, zniknęło. I przez chwilę... i przez chwilę chyba byli szczęśliwi. Chyba. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że było coś bardzo melancholijnego i smutnego w tej scenie. Mimo to pamiętał jej usta przy swoich ustach, jej śmiech, jej zapach i delikatność, której wcześniej nigdy nie doświadczył, bo za każdym razem spotykali się w raczej szorstkich sytuacjach. Pamiętał... pamiętał, że chciała być trzymana w ramionach. Że chciała sobie pozwolić wreszcie odpocząć od tego kim była, do czego bycie martwym ją zmuszało. Nie był już wściekły, choć totalnie powinien być za cały ten magiczny numer jaki mu wykręciła, praktycznie zmuszając go do miłości. Ale to też mu imponowało. Brała sprawy w swoje ręce. Coś czego on nie chciał robić, bo już mu nie zależało. Czy teraz mu zależało? Nie był pewien. Chciał coś zrobić z Anastazją. Ale nie wiedział co. Chciał od niej przeprosin? Nie dostanie ich, był tego pewien. A może to własnie to czego potrzebował - agresywnego zrywu z jego pełnego marazmu życia, które martwa kocica mu zaoferowała za darmo. I chyba marnował tę okazję, topiąc ją na na powrót w tej szklance.
    Nie wiedział jak długo wpatrywał się w szklankę, ale papieros zgasł już chwilę temu. Nawet jeśli Gregory coś mówił, nie usłyszał go, bo ciężko żeby cokolwiek miało przysłonić Anastazję, która będąc nawet mglistym strzępkiem wspomnień, zawsze zwracała na siebie tyle uwagi na ile miała ochoty.
    Odchrząknął, wyrazie zafrasowany.
    - Nie zmarnuj tej szansy - powiedział wreszcie, ewidentnie ciągnąc temat miłości w ich życiu. Jeśli miałby coś w teraz grać, to tylko w strzałki, ale na tarczy, w ramach odstresowania, powinna być podobizna pewnego martwego kota. Na prawdę nie mógł się Eliot zdecydować czy lubi Anastazję czy nie. Nie było to takie proste. - Nie marnuj, ale uważaj. - Nic nie warta porada zranionego człowieka nad głupią pustką szklanką po alkoholu.
    - Nie jesteś pewien zaręczyn? Nie marnuj czasu. Ja zawahałam się i widzisz, przyprawiło to mojego niedoszłego narzeczonego o śmierć. Ekhem, znaczy się, na pewno ci luba nie umrze bez zaręczyn, ale to całkiem... sympatyczny czas. Długo się znacie? - spytał. Z jakiegoś powodu chciał wiedzieć. Szukał czegoś w relacji Cyrkowca, czego u niego być może zabrakło.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 31 Lipiec 2017, 20:49   

    Gregory zamrugał niepewnie, spoglądając na niego:
    - Magia. To wszystek… Wszystek przez magię, wiesz? Czary. Cuda. Magia. Zwij jak chcesz. Obcinać to mogę obciąć na dzień, czasem na dwa, jak mnie dopadnie bezsenność. Po drugim to mam nawet trochę zarostu, tu na podbródku. - z tymi słowy machinalnie przejechał po nim palcami - Ale wystarczy, abym zmrużył o czy, wstał, zapalił, a wszystko jest jak po staremu. Przynajmniej nie muszę inwestować w golarki. Tatuaże też się nie trzymają, znikają. Gdybym mógł, to chodziłbym otatuowany od stóp do głów... - powiedział z marzycielską nutką w głosie. Nawet miał to sobie, kurwa, rozrysowane. Tak tak, w przyczepie, wśród notatek na korkowej ścianie, rozpiął swoją sylwetkę z koślawych kółek, do której poprzyczepiał zdjęcia tatuaży wydrukowane w jednej z drukarnii. Trochę drutów kolczastych tu i tam, na bicku - czaszka, na drugim - pajęczyna, serducho na klacie, z imieniem lubej Jocyś starannie nakreślonym nad zamazanym imieniem ze zdjęcia, trochę piór na plecach, oraz przewrotne oko Iluminatów na karku wraz z numerem seryjnym GRF - 58329013b. Z tym ostatnim kusiłby los, ale i tak nie miał szans wydziarać sobie niczego, więc jaka strata? Marzyć nie zabroni mu nikt.
    Gregory nie był ani brzydki, ani przystojny, zatrzymał się gdzieś tak dokładnie w połowie. Przynajmniej nigdy nie będzie wyglądać staro. Był pewien, że jeśli przyszłoby mu się zestarzeć, wyglądałby 4 razy gorzej. Mimo wszystko tym razem przyjął ten dziwny, acz szczerą sugestię komplementu poprzez wybuchnięcie śmiechem:
    - Piękne wnętrze. Heh. Heheheheehheheheeehheeheh - zaśmiał się, sam nie wiedział z czego. Rzadko upijał się na wesoło, ale teraz wszystko wydawało mu się być takie zabawne, w przeciwieństwie do jego towarzysza od szklanki. Nie miał pięknego wnętrza. Jego wnętrze było... kurrrrde, czas na poetycką introspektywę. Jakie było, panie poeto Gregory? Śmierdzące petami i gołębim guanem, ciemne, praktycznie bez świateł, może nie zawalone, ale brudne od używek i zwierzęcej krwi. Najlepsze wnętrze, jakie można mieć. Choć starał się być porządny. Nikt mu tego nie wypomni, że nie był porządny wobec swoich. Nikt. Żodyn. Pan Błogosławiony Eliot od Depresji mógł mieć jednak rację. Coś dobrego musiał w sobie mieć. Tak czy siak, spotkała się dwójka żałośnie samotnych desperatów, coś ich do siebie musiało przyciągnąć.
    Po wykonaniu zsynchronizowanej Wańki-Wstańki Greg ponownie wzruszył ramionami, pociągając przedostatni łyczek. Najwidoczniej dowie się kiedy indziej, ponieważ tej informacji odpuszczać sobie nie zamierzał. Teraz będzie go męczyć, jak ten Pan o Magicznych Oczach (nawet nie wiedział, jak mógłby zareagować Eliot, gdyby kiedykolwiek go tak nazwał) postrzega jego osobę. Jak wygląda takie coś. Czy jest wygodne. Czy mógłby się mocą podzielić. Z takim darem wszystko, ale to wszystko stałoby się łatwiejsze.
    - Chciałeś chyba powiedzieć "narzeczonĄ" chyba. - zaburczał uprzejmie, już po dopiciu szklanki do dna. A jeśli chciał powiedzieć właśnie to... Greg nie był specjalnie upolitycznionym typem, ale dobrze wiedział co jest normalne, a co nie. Jeśli tamten miał jednak na myśli faceta, to chyba powinien zgłosić się na coś w stylu leczenia, a nie jak w Amerykach czy Francji, gdzie to te wszystkie pedały liżą się na ulicach a ulica udaje, że tego nie widzi. Ale wcześniej sygnały jego postawy sugerowały kobietę. Może kobieta tak go wymęczyła, że w akcie desperacji poszedł do chłopa, ten też go rzucił, a jego wywaliło już na kompletne dno? Żałość taka, że nawet nie wypada wpierdolu dać. Niech już sobie siedzi, póki nie zacznie dobierać się do Grega, wszystko będzie w porządalu. Grego był w końcu osobą Otwartą i Tolerancyjną.
    - Ych... znamy się... znamy się z przerwami trzy lata. Łącznie... dwa tygodnie. - burknął. Nie chciał się do tego przyznawać, ale alkohol sukcesywnie rozwiązał mu jęzor. Przez pryzmat alkoholowy nawet to wydawało się zabawne. Zaraz tamten zacznie drwić, że jak z bajki, że szczenięca miłość. Kłamałby? Może przynajmniej pośmieją się razem.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 11 Sierpień 2017, 22:42   

    Gdyby tylko wiedział o czym myślał Gregory. "Pan o Magicznych Oczach" skojarzyło by mu się z "Panem Magicznym", bezczelnym z jego punktu widzenia, ale niemal pieszczotliwym przezwiskiem od... pewnej damy. Och, na litość, no dobrze, przecież wszyscy wiemy, że to Anastazja. Ta psująca mu krew i mącąca w głowie urocza panna Anastazja.
    - Hm, nie. Jestem... jestem piekielnie pewny, że powiedziałem narzeczonego - poprawił go marszcząc brwi, próbując sobie przypomnieć co rzeczywiście powiedział. Kiedy upewnił się, że dobrze mówi co myśli, potaknął samemu sobie, na otuchę. Podróżował przez wszystkie trzy Krainy, nie wiedząc czego poszukując, tak więc i nie znalazł tego, za to wiedział co udało mu się znaleźć dosłownie wszędzie - nie ważne czy człowiek, czy magiczna istota, czy mieszaniec - ciasnotę umysłów, zaborczość, homofobię, rasizm, gatunkizm... wszystko. Nie ważne czy miałeś technologię i pistolety, nic nie znaczył fakt, że jesteś magiczną istotą z cudownego magicznego świata. Żadne z tych miejsc, żadna z tych grup, nawet pomimo ogromnych różnic w kulturze i rozwoju ich światów, nie było dobrym miejscem ani dobrą grupą. Usłyszał to "uprzejme burknięcie", och słyszał ich dziesiątki, na prawdę, na tyle wiele razy, nie raz z nie jedną groźbą, żeby wiedzieć co ono znaczyło. Och, "przepraszam bardzo", powiedziała ironicznie wzniesiona brew Eliota, "czy ja ci w czymś przeszkadzam?". "Czy. Ja. Ci. Kurwa. Jakoś. Przeszkadzam?" Chciały już pytać usta. Zazwyczaj to wszystko ignorował. Musiał, bo co innego miał robić. Więc pozwolił pluskowi alkoholu w uszach i we krwi zabrać się w miękką przestrzeń wszystko-mi-jedno. Kolejny z jego grzechów, ujemna walka o swoje. O to kim był. O ile jeszcze był. Ciężko nazwać to sensownym byciem, prawda.

    Dał sobie spokój. Zawsze dawał sobie spokój. Znów zapatrzył się w szklankę i uśmiechnął nieśmiało, odwiedzając bardzo dalekie wspomnienie, które zakryte było kurzem i obrosłe mchem. Czy miał prawo śmiać się z dwutygodniowej miłości? O bogowie, ile on miał lat, kiedy z dłonią w kieszeni żegnał się ze swoją miłością? A palce ściskały ten głupi pierścionek zaręczynowy, zwykłą srebrną ozdobę, której nie zdążył mu tego dnia dać? Zresztą, miał ją teraz na palcu lewej dłoni. Był wtedy młody. Głupio młody, głupio zakochany, nie tak jeszcze rozżalony, i w zasadzie, był wtedy jeszcze Całkiem Sympatycznym Chłopakiem! Kto by pomyślał. Przyjazny Sąsiad Eliot, he? Milutko. Teraz zostało samo Eliot. Miejmy nadzieję, bo i tego było coraz mniej. Mgliste spojrzenie jak mgliście fioletowo dymne powietrze wokół nich.
    - Znaczy się, n-narzeczonĄ... też miałem. O bogowie, czego to ja nie miałem - mruknął, wrzucając z przyzwyczajenia wygasłego, cichego już peta papierosa do swojej szklanki. Niedopitej szklanki. - Kurwa... - wymamrotał kiedy zdał sobie z tego sprawę. Gorzki smak tytoniu z popiołem wymieszał się z niemniej gorzkim alkoholem. To koszmarnie głupi odruch, to co robił z niedopałkami kiedy jednocześnie pił, palił i nie miał popielniczki w zasięgu ręki. Tyle, że miał ją koło siebie. Przypominała do złudzenia kość łopatki, i leżała tam tak bezczelnie, nawet wcześniej z niej korzystał, i wyglądała jakby chciała się z niego śmiać.
    - Ja pierdole... - zmielił cicho do siebie. Zaczynał się gubić. Skupił więc wzrok na wiszącym świeczniku-miednicy ponad nim, łapiąc źródło jego światła - świeczce z czerwonego wosku. Próbował... nie wiedział co próbował. Uspokoić się? Był spokojny jak cholera. Zapalił papierosa. Znów. Po raz, kurna, setny. Jakby nic innego nie potrafił robić, jakby cała jego egzystencja zależała od tej zwiniętej kupki tytoniu, jakby choćby jeden post nie mógł być zaliczony bez tego zdania "Eliot zapalił papierosa" bo to najwyraźniej coś, co wychodziło mu najlepiej, jakby sobie z Gregorym ustalili, że nie wyjdą dopóki ich dym nie wypełni tej budy od góry aż po sam dół. Więc... po porostu zapalił.
    - Dwa tygodnie. Przynajmniej... ni-niee marnujecie czasu. Trzymajcie to póki jest - zachęcił, bo czemu nie. Miło jest mieć kogoś koło siebie, czyż nie. -Z dziećmi też się będziecie tak śpieszyć? Od razu mówię, z doświadczenia, nieszczególnie to z czymkolwiek pomaga. Więc... jak się poznaliście, hm?
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 19 Sierpień 2017, 13:06   

    No i Greg był zbyt pijany aby jakoś ocenić pederastwo i sodomię kolegi, szczególnie iż nie był w nastroju na bicie kogokolwiek. Spojrzał się na niego tylko jakoś tak dziwnie. Chwila napięcia między mężczyznami, która zaraz opadła bezsilnie w obojętne odmęty alkoholu. Szczególnie iż teoria Grega zdawała się sprawdzać, słysząc jego słowa. Byłoby tylko miło, gdyby Eliot nie trącał co rusz tematów, które dla krępego Cyrkowca były co najmniej problematycznie.
    - Oj dzieci... - powiedział. I nagle poczuł się bardzo staro i bardzo, bardzo smutno. Szerokie ramiona rozłożyły się w bezradnym geście, by zaraz wrócić do podpierania Grzesiowej głowy, która stawała się coraz cięższa i cięższa
    - Dzieci... na razie nie wchodzą w grę. Nawet nie wiem czy jestem płodny. Finalne eksperymenty sterylizowano... - jeszcze w czasach kiedy skupiał się na przygodnym seksie, nigdy nie zostawił żadnej dziewczyny z brzuchem - uważał to za błogosławieństwo, żadnych wrzeszczących, czerwonych bachorów, żadnych alimentów do spłacenia... ale teraz? Od swojego doła wszedł na autostradę do pełnego ustatkowania, przed którym nie ma odwrotu. Mieszkanie z kobietą. Ogarnięcie pracy. Ograniczenie fuch stricte przestępczych. Drzewo posadzić mógł, a do opieki pozostawał mu Ejty. Jednak ta myśl nie chciała go opuścić. Jakby wyglądało ich dziecko? Mały, skrzydlaty berbeć? Małe gryfiątko? A może płaczące i kwilące monstrum błagające ich o śmierć, o ile samo nie umrze w przeciągu kilku godzin od porodu. Wystarczyło mu, że sam był potworem, świat nie potrzebował więcej takich jak on. No i była to dziwna sprawa - został wykastrowany, jednak jego ludzkiej postaci nie brakowało niczego. Może jednak byłby w stanie być ojcem? A czy byłby dobrym ojcem? Ćpun i furiat nigdy z niego nie wyjdzie, czy by to maleństwo nie zaciągnęło na dno, nie rozbudziło tych stłumionych instynktów? Jak w tych małżeństwach, które są ze sobą tylko przez dziecko, a tak nie mogą na siebie patrzeć, a ono samo jest lane kablem od telewizora?
    Lecz z drugiej strony... te śliczne obrazki, jak z reklamy również pojawiły się w jego głowie. Mały chłopczyk, roześmiany, jadący na gryfie przez pole złocistej trawy. Oczy po mamie, złociste, włosy po tacie, blond... Złote dziecko... To aż bolało. A ponadto nie musi być ich, w końcu zdarzają się po obu stronach Lustra sierocińce i przytułki. Masz już ponad pięćdziesiąt lat chłopie!
    Jednocześnie w tych rozmyślaniach coś mu się przypomniało
    - Jaaaa cię chciałem... coś chciałem od ciebie. Drugą szklankę może chciałem... - zająknął się i skinął na barmana, prosząc bełkotliwie o drugi raz to samo. Mimo świadomości, co druga szklanka może zrobić z eks-człowiekiem. O ile możemy w tym stanie mówić o świadomości. Druga szklanka pojawiła się przed nim, jednak nadal coś było nie tak...
    - Aaaaa nie. Cuś jeszcze, to nie to. - zaburczał, wlewając w siebie drugą dawkę ziołowego niszczyciela wnętrzności. - Chciałem cię ostrzec przed.. babami.
    Przez pamięć znów przeleciała jemu Rosemary, jej kapelutek, jej przechwalanie się badaniami w Wiedniu, jej wyższość i jej wewnętrzna mania do analizowania i zbierania informacji. I te śliczne, lekko skrzywione usteczka, z których chciałby wybić wszystkie zęby. Już na samo wspomnienie zaczął się gotować - kaszlnął dymem, mimo iż od kilku chwil nie brał ani jednego bucha.
    - Bo widzisz. Na początku wspomniałem że Wizardry zatrudnia... tych... no nas. No ale tam jest taka baba. Zła baba. Przed nią chciałem cię... nie Wizardry, ale inna taka. Też blondi. Taa z rury. Blondi z rury. Ona jest zła. I jest mawpirem... wampierem jest. Chleje krew. Ech, w Lustrze nie ma już normalnych kobiet, co by nie była taka kopnięta na mózg... Rosemary. Jak dziecko Rosemary. Szatan nie baba. Kojarzysz? - zapytał. Ta jej cholerna morda. Przez chwilę wrócił myślami do swojego urojonego dziecka. Nie da, nigdy przenigdy, aby wyrosło ono na podobną cholerę. Jego potomek będzie przyzwoity! I nie będzie się puszczać. Za Chiny! Aż z nerwów przywalił piąchą w blat, parę kieliszków upadło od wstrząsu. Barman spojrzał na niego ostrzegawczo, zaś Greg wymruczał przeprosiny. Przestawał się kontrolować, ot co. Głupi zwierzak.
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 28 Sierpień 2017, 21:52   

    - Och - powiedział, starając się nie patrzeć na krocze Gregora. Ani swoje. Ani nie myśleć. Zwłaszcza o sterylizacji. Ani o MORII, ani o tym, że tam kiedyś był, ani o tym, że był to koszmar i o tym, że to było absolutnie nic w porównaniu do tego przez co przechodzili Cyrkowcy. Poklepał przyjaźnie Grzesia po ramieniu.

    - Szatan nie baba - powtórzył mętnym tonem, rozumiejąc, kiwając głową i potakując i będąc skupionym na przestrodze kolegi. Skupił się jeszcze bardziej. Znał tyle kobiet do których to określenie mu pasowało. O jednym mógł powiedzieć tak w negatywnym sensie, w innym bardziej pozytywnym, ale zawsze kończyło się o tym, że był po kontakcie z nimi Bardzo Zmęczony.
    - Kobiety. B-blondwłosa z rury, umm... hmmm... - pokiwał głową. Nie kojarzył. A może kojarzył. W każdym razie zapamięta przestrogę. Może. Miał nadzieję, że zapamięta. Ale na prawdę nie trzeba było go już ostrzegać przez kobietami. I dlatego skupił się, zmarszczył nos i pełnym przekonania i zadowolenia tonem powiedział:
    - Mężczyźni.
    Miał niejasne wrażenie, że mieszkał teraz z jakąś kobietą w domu, ale nie mógł sobie przypomnieć o co chodzi. Chyba... chyba ktoś mieszkał na piętrze w domu Amelii. Ktoś kogo lubił. I była to kobieta, jak sobie przypomniał przez ciężkie opary alkoholu. Mieszkała tam i wciąż miał ochotę wracać do tego domu. Niesamowite. Więc może koniec końców jednak nie wszystkie baby są tak koszmarne. Może. Miał nadzieję.
    - Ludzie... - wyszeptał wreszcie, przypominając sobie, że niezależnie od płci lub jej braku, można być chujową osobą i tyle.
    I kiedy tak sobie skakał z myśli na myśl, szarząc każdą z nich papierosowym dymem, coś huknęło koło niego. Wzdrygnął się z opóźnieniem i złapał powoli za serce, jakby dostał mini ataku. Nie potrzebował żadnych agresywnych dodatków tego wieczora, ale na razie przymknął na to oko. Po alkoholu różne rzeczy ludzie robią. Ten tu niski mięśniak już i bez trunków wyglądał jakby regularnie żyłka mu pękała. Ciekawe, ciekawe co będzie dalej.
    Eliot chlusnął sobie w usta troszkę ziołowego. Nie był pewien czy chciał już się spić w nieprzytomność. Ani wracać do domu, ani cokolwiek. Jakby mógł zostać w tej chwili zaklęty w wieczność, czemu by nie.
     



    Zwierzomachina

    Godność: Gregory
    Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda
    Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą
    Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści
    Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg
    Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu
    Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła
    Zawód: Performer cyrkowy, najemnik
    Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM
    Broń: kastet
    Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
    Dołączył: 27 Gru 2015
    Posty: 244
    Wysłany: 4 Wrzesień 2017, 11:52   

    Greg pokiwał tylko głową, jak idiotyczny piesek koło kierowicy.
    - I nieludzie. Szczególnie nieludzie. - dodał. Nieludzie. Eks-ludzie, do których sam lubił się zaliczać. W sumie wszystkich można było nazwać ludźmi. Umysły wszystkich były dość ludzkie. Mieli te same uczucia. Motywy. Podobne życia. Po cholerę dzielić to wszystko? Po cholerę cokolwiek? I co on w sumie tam mówi? Przestał ogarniać,czy ta wyliczanka rzeczowników w liczbie mnogiej miała jakikolwiek sens.
    - Ecchhh... przestałem ja ogarniać co ty do mnie ty tu mówisz. Ty chyba masz kolego dość. Eliottt... jesteś pijany. - rzekł niesłychanie formalnym, poważnym tonem. Ktoś musiał mu to wszystko wyperswadować, to całe picie. Co więcej, nie ważne jak silną głowę miał, ta dawka, jaką wypił, zdawała się być... niepokojąca. Ciekawe jak wytrzymałe były wątroby Lunatyków. Chyba niespecjalnie mocniejsze od ludzi.
    - CHoććććć... choć. Idziemy. Opa na nogi. - mruknął, łapiąc go za pasek u spodni i stawiając go na ziemi z łatwością, jakby wyższy od niego o głowę mężczyzna był małym chłopcem. Zatoczył się przy tym lekko - no tak, on też był pijany, mimo iż wlał w siebie z cztery razy mniej niż lunatyk - lata mocnej głowy miał już za sobą. Zakręcił się w miejscu, chcąc w pierwszym odruchu wyjść bez płacenia. Ale w Kościołamaczu należało płacić. Zawsze należało płacić. Zaburczał, odliczając monety. Nie miał pojęcia, ile dokładnie kosztowało ten ziołowy przeczyszczasz rur, ale wolał dać mu więcej, w ramach napiwku. W końcu mieli początek miesiąca, Greg nie mógł bawić się jak panisko, marna pensja w Cyrku mogła mu to pokryć na ledwo-ledwo, ale czasem trzeba mieć gest, nie?.
    - Wezmę cię do siebie. Mam blisko. Nie możesz jeździć, prowadzić... tu nie ma aut co nie? Na koń też nie wsiądziesz... ani na nic inszego... - zamruczał, wyprowadzając go gestem, ewentualnie zmieniając gest w silny chwyt, gdyby Eliot zatoczył się jakoś mocniej.
    Na zewnątrz było już ciemno, a ich ciała przeszył wieczorny chłód. Stare, zardzewiałe maszyny lunaparku, za dnia wyglądające na popsute i opuszczone, rozświetliły się setkami kolorowych, migoczących lampek, a pomiędzy atrakcjami przemykali pierwsi "klienci". Koła młyńskie wirowały, karuzele kręciły się bez nadzoru, a z odległej katarynki terkotało przerażające nawoływanie lelków kozodojów, które kiedyś mogło być melodią "Łyżwiarze".
    A brzmiało to trochę tak
    _________________

    Gregory theme
    Psychika Grzesia w skrócie
     



    Kolekcjoner Obiektów

    Godność: Eliot Wels
    Rasa: Lunatyk
    Lubi: kawę, palić papierosy, opium, wpatrywać się w przestrzeń zadumanym wzrokiem, horrory, mieć święty spokój, ulotność piękna; warzywa
    Nie lubi: swojego nałogu, zamieszania, horrorów w prawdziwym życiu, pływania na statkach
    Wzrost / waga: 178 cm | 77 kg
    Aktualny ubiór: pomarańczowe dresy, szara bluza kangurka, adidasy, kilkudniowy zarost, mała sakwa zawieszona na szyji pod bluzą
    Znaki szczególne: tymczasowo nie ma dolnego kawałka lewej żuchwy, skóra w tym miejscu nieco mu obwisa, ale hej, piękny jak zawsze
    Zawód: ummmm
    Pod ręką: wymięta paczka papierosów, scyzoryk, artefakty + Bezdenna Sakwa: skolekcjonowana Kolekcja Rzeczy, ubrania, niezidentyfikowane tabletki, pieniądze, pierdoły
    Broń: wielofunkcyjny scyzoryk szwajcarski
    Bestia: gigantyczny królik Reille
    Nagrody: Kosmata Brosza, Bezdenna Sakwa, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.), Animicus
    Stan zdrowia: brak lewej dolnej części żuchwy
    Dołączyła: 19 Paź 2014
    Posty: 251
    Wysłany: 23 Wrzesień 2017, 23:05   

    - Słuchajjjj... aj.. - wymruczał przez zaciśnięte zęby. Nie było to w żaden sposób pozytywnie "wymruczenie", był to bardziej pomruk pod nosem, i gdyby nie zacisnął zębów, bliżej byłoby temu do warczenia. - Ja zawsze mam wszystkiego dość...
    Ale Grześ, jego Tymczasowy Nowy Kolega Cyrkowiec Grześ, miał rację. Zdecydowanie był pijany. A czy wątrobę miał i w jakim stanie była, to był bardzo intrygujący temat. I wbrew temu co powiedział przed chwilą, jednej rzeczy nie miał dość, i było to picie. I pił, żeby wszystko inne czego miał dość, zniknęło, co z jakiegoś powodu nie wychodziło tego wieczora, i dlatego chciał tu siedzieć aż do usranej alkoholowej śmierci albo przynajmniej śpiączki czy zwykłego uwalenia się w zwyczajną nieprzytomność.

    - Pfff... Konie, też... też mi coś - parsknął niegrzecznym wręcz śmiechem, kiedy wreszcie ustawiono go do pionu, po czym przytrzymano, kiedy alkohol wraz z ruchem uderzył do głowy jeszcze bardziej. Za przykładem zapłacił po sobie, krótko machając dłonią do barmana.
    Koncepcja podróży konnych zawsze go jakoś bawiła. Samo słowo "podróż" było dla niego czasami... abstrakcyjne. Był Lunatykiem, na litość bogów, świadomość że w ułamek sekundy może być dwie krainy dalej w miejscu tak niedostępnym dla zwykłych śmiertelników, że zwykły piechur musiałby się tam tłuc dnie i noce, była dla niego naturalna, miła i sprawiała, że czasem się do siebie uśmiechał, ale tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. W każdym razie - dał się wyprowadzić na zewnątrz, a wieczorny szum, chłód i zapach wiatru przyjemnie oblało go. Nie mówił nic, skupiając się na chodzeniu i obserwowaniu trzepoczącego się świata dookoła. Zatrzymali się na chwilę, a właściwie to Eliot, żeby opróżnić pęcherz pod którąś z zamkniętych już kolorowych budek. Muzyka przywoływała złe wspomnienia. Słuchał jej z obojętnością, a raczej nieświadomie udawał przed samym sobą, że jest mu obojętna.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,11 sekundy. Zapytań do SQL: 9