• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Herbaciane Łąki » Różany pałac
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Strachliwy Aniołek

    Godność: Cana Khoeli Mwezi
    Wiek: Wizualnie ok 11
    Rasa: Niebieskoskrzydły Strach
    Wzrost / waga: 140/35
    Aktualny ubiór: Niebieska, skromna sukienka za kolana.
    Znaki szczególne: Ogromne, błękitne skrzydła.
    Zawód: Ochroniarz, opiekunka.
    Pan / Sługa: Alice
    Pod ręką: Łuk i strzały
    Broń: Własnoręcznie robiony łuk oraz strzały.
    Bestia: Rajski Ptak [Tensi]
    Nagrody: Zegarmistrzowski Przysmak (x1), Blaszka Zmartwienia
    Dołączyła: 11 Wrz 2015
    Posty: 96
    Wysłany: 28 Luty 2017, 17:05   

    Cana uważnie słuchała wszystkich po kolei. Stała z pochyloną pokornie głową. Chyba jako jedyna byłą tutaj traktowana jako służba. Nawet jeśli Esme była sekretarką to i tak miała większe prawa od Straszki, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Widziała bowiem, że ma większe doświadczenie niż Cyrkówka. Przynajmniej jeśli chodzi o wychowanie dzieci. Khoeli miała już na swoim koncie dziesiątki, o ile nie setki różnych dzieci, którym pomagała w trudnych sytuacjach czy zajmowała się nimi, bo rodzice nie mogli. Pierwszy raz co prawda zajmowała się dzieckiem tak ważnej rodziny w Krainie Luster, ale czy to dziecko nie powinno mieć takich samych praw do zabawy i uczenia się na własnych błędach co inne dzieci? Jeśli nie nauczy się, że biegając nieuważnie może się potknąć i stłuc sobie kolano, albo sięgając po pierwszą lepszą wodę może trafić na coś mało smacznego, to zawsze będzie popełniać błędy. Tak to już z dziećmi jest. Nie ważne czy są to sieroty, dzieci z patologicznych rodzin czy arystokraci. Dziecko zawsze pozostanie dzieckiem.
    Nie protestowała, gdy Esme usiadła na podłodze i przywołała do siebie Alice. W końcu ona też się zajmowała się małą. Była jej nauczycielką. Straszka jednak nie ruszyła się z miejsca. Nie miała zamiaru przechodzić przez próg sypialni Arcyksięcia. Stała po prostu i czekała na dalsze instrukcje albo aż dziewczynka uzna, że chce wracać lub porobić coś innego.
    Słysząc polecenia Arcyksięcia pokłoniła się lekko - tak Lordzie - powiedziała i wyciągnęła rękę do Alice - panienko Alice, musimy już iść bo kto inny za panienkę wybierze balony i na pewno nie będą takie ładne jakby panienka chciała - powiedziała z lekkim uśmiechem.
    Gdy tylko dziewczynka do niej podeszła, złapała ją za rękę i pociągnęła w kierunku pokoju. Nie czekając na to czy Esme też z nimi pójdzie. Jeśli Alice nadal miała problemy z równowagą, Cana, wzięła ją na ręce i wzniosła się nad ciekawską służbą. Może i nie była wiele większa od Alice, ale miała na tyle dużo siły aby przenieść dziewczynkę ten kawałek.

    ZT x2 (Alice + Khoeli)
    _________________
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 2 Kwiecień 2017, 14:22   

    [Sypialnia arcyksięcia]

    ‒ Zdecydowanie nie chcę załatwiać wszystkiego po Balu. – Ciekawe czy Tyk znał już Sophie na tyle, by wiedzieć, że ów złośliwy uśmieszek, jak łagodny pstryczek w nos pomiędzy przyjaciółmi, został wstawiony w miejsce komentarza z rodzaju: „balu, na który mnie nie raczyłeś zaprosić” czy jakiegoś podobnego. A powstrzymała się od komentarza tylko dlatego, by dziewczynce nie było przykro, a nie z powodu osypującej się górki listów, kurzącej się w gabinecie od jej ostatniej wizyty... czyli od dawna. Zaproszenie na przyjęcie urodzinowe Arcyksiężniczki pewnie gdzieś tam tkwiło. ‒ Prosiłabym Cię, żebyś jakoś się tym – zamachała nieokreślenie dłońmi; swoją rodziną, córką, nadszarpniętą właśnie reputacją, pytaniami jakie potrafią zadać tylko właśnie-dziś-ośmiolatki... ‒ zajął i byśmy dokończyli interesy jak najszybciej. Chciałabym się też zająć własnymi sprawami.
    Już on najlepiej wiedział, że zaniedbywała ostatnio bezpośrednie obowiązki wobec Anarchs, wyjeżdżając choćby w sprawach z ramienia Róży.
    Spojrzała na Agasharra, nadal z poziomu podłogi. Wiedział skąd wróciła i po co tam była. Sama też była ciekawa jak rozwinęły się kwestie, które pozostawiała tutaj w zalążku. Teraz jeszcze musiała zrobić dwie rzeczy: jedną paskudną, kompletnie niechcianą, ale konieczną i drugą dalece bardziej milszą. Zaczęła oczywiście od tej drugiej.
    Alice ‒ zwróciła się do małej, zaglądając jej w twarzyczkę ‒ pójdź do mojej czerwonej walizki, jest o tam pod ścianą. Wyjmij ostrożnie ze środka paczuszkę z błękitnej krepiny – krepina to taki rodzaj bibuły, tylko grubsza – i przynieś tutaj. Powinna być zaraz na wierzchu, obok pojemnika z roślinami obłożonymi lodem. I nie, nie dotykaj kochanie tamtego pistoletu, wcale nie jest obok paczuszki.
    Gdy Ala zajęła się swoim zadaniem, niebieskooka wstała i znów zwróciła się do wtulonej w Rosarium lalki. Na przyznanie, że arcyksiężna na coś się przydała miała Sophie w sumie taką samą ochotę jak na dźganie drągiem gniazda głodnych Estrisów, niemniej... Trzeba było kobiecie oddać sprawiedliwość.
    ‒ Punkty pomocy przy dworcach działają bardzo – zaczęła z taką niechęcią, że wzrok bładzący gdzieś po sukience arcyksiężnej i ręce założone na piersi nawet nie mogły konkurować z tonem Esmé ‒ bardzo dobrze. Jestem zaskoczona ‒ znużone westchnienie ‒ i wdzięczna. Arcyksiążę ‒ skinięcie ku Tykowi ‒ i ty wywiązujecie się ze swoich zobowiązań świetnie. Nie mogłabym prosić o więcej. ‒ Po raz pierwszy spojrzała Rozalinie w twarz. ‒ Dodałam jedynie do twojego rozwiązania drobne udogodnienie. Agasharr mówił mi, że posiadacie na usługach tropicieli. Wobec tego każdy otrzymujący pomoc jest prócz wpisu do księgi gości poproszony też o pozostawienie pukla włosów i podanie posiadanych mocy. W ten sposób stworzymy katalog mocy, oczywiście dobrze chroniony, który może uratować naszą pozycję w najmniej oczekiwanym momencie.
    Podniosła się z klęczek i jeśli mała już dobrała się do pakunku, nakazała jej go otworzyć. Zawierał dwie złożone ze sobą puchowe poduszki, a w środku... A w środku była kryształowa bańka. W sumie bardziej jakby kula śnieżna, bo cacko posiadało filigranową, ażurową podstawkę. Posiadało też na drugim biegunie srebny, drobny haczyk, więc właścicielka mogła sobie wybrać jak i gdzie chce umieścić prezent. We wnętrzu iskrzyły się promienie miniaturowego słońca, przebijając uroczo tęczę, wstęgą obiegającą równik kuli.
    ‒ Alu, to jest meteonom. Zwiastun pogody. Daję ci go bardziej dlatego, że pięknie się prezentuje i na pewno ci się spodoba ‒ roześmiała się Esmé, a uśmiech sięgnął i jej oczu ‒ niż, że bywa też bardzo przydatny. Pamiętaj jednak, że pokazuje pogodę w odległości kilometra od siebie, więc wychodząc do parku od razu możesz wiedzieć czy zakładać kalosze czy nie. ‒ Stuknęła palcem w szkło i tęczę przebiło stado miniaturowych, fioletowych ptaszków. ‒ Pokazuje pogodę kilka godzin wcześniej. Na pewno się zorientujesz.
    Następnie pocałowała małą w czubek głowy i jeszcze raz przypomniała o jutrzejszej lekcji, jednocześnie przepraszając, że nie zjawi się dziś na balu. Potem zwróciła się do arcyksięcia:
    ‒ Możemy?
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Nocny Muzykant

    Godność: Elisa Jakaśtam
    Wiek: 18 lat (wizualnie 15)
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Słodycze, mleko, pieszczoty, piosenki Disneya.
    Nie lubi: Gburów, chamstwa, obłudy, egoizmu.
    Wzrost / waga: 155 cm / 43 kg
    Aktualny ubiór: Strój meido,czarne pantofelki, brązowe włosy spięte w bocznego kucyka. Bielizna.
    Znaki szczególne: Kocie uszka (jedno zakryte włosami), kiełki (widoczne dopiero po otwarciu buzi).
    Zawód: Pokojówka / Służąca
    Pan / Sługa: Tyyyyk
    Pod ręką: Wstążki zawiązane wokół uda; taca z talerzami, filiżankami, imbrykiem i ciastkami;, medalion zawiieszony na szyi (schowany pod ubraniem).
    Broń: Wstążki, nóż kuchenny
    Stan zdrowia: 100 % czystego wigoru
    Dołączyła: 17 Kwi 2017
    Posty: 24
    Wysłany: 22 Kwiecień 2017, 19:11   

    W jednym miejscu zebrało się dość dużo osób i traf chciał, by Eli również się tam znalazła. Pojawiła się tam jednak w konkretnym celu - musiała doręczyć coś bardzo ważnego, to znaczy coś do schrupania! I akurat nie siebie.
    Zanim wkroczyła na scenę, zaparzyła herbaty i przygotowała ciastka. Taak, takie z nadzieniem z dzikiej róży powinny być w porządku. Następnie przygotowała talerzyki, filiżanki i ogólnie cały zestaw do podstawowego herbacianego przyjęcia.
    Wkrótce była już u kresu swej stosunkowo krótkiej podróży. Z racji, że miała zajęte ręce, musiała przełożyć tacę na przeguby łokci i dopiero wtedy mogła zapukać do sypialni Arcyksięcia. Wolała nie dostać kary za brak kultury - była na to zbyt ostrożna i mądra. Nawet jeśli nie opierdzieli jej za wkroczenie bez pukania do komnaty, to lepiej dmuchać na zimne.
    Zapukała dość donośnie i po usłyszeniu odpowiedzi lub po nieusłyszeniu jej przez kilka minut, zdecydowała się wejść. Drzwi, o ile nikt jej nie pomógł, otworzyła sama. Jedną dłonią nacisnęła klamkę, a nogą rozchyliła drzwi. Trzeba sobie jakoś radzić, nie?
    - Panie, przyniosłam herbatę i ciastka. - Oznajmiła, krocząc ostrożnie. Łatwo rozlać herbatę, a konsekwencje tego z pewnością nie byłyby przyjemne.
    _________________


     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 27 Kwiecień 2017, 00:18   

    MOJA sypialnia

    Alicja już poszła. Wraz z nią Khoeli. Rozpoczynam swój post od tych właśnie słów z powodu niezwykle prozaicznego, a przy tym okropnie istotnego. Nie ma sensu nadmiernie przedłużać fabuły, jak też nie ma go w oczekiwaniu, wiedząc, że gracz nie ma zbytnio czasu na odpisy. Zresztą i trzymanie się kolejki może powinniśmy sobie na razie schować do szuflady i załatwić to co trzeba jak najszybciej?
    Podczas gdy Rozalina i Sophie były zajęte rozmową na temat tego w jaki sposób należy wykorzystywać dworce AKL i jak bardzo mogą się one przysłużyć nie tylko pomocy pojedynczym mieszkańcom, ale też całej społeczności, to Arcyksiążę postanowił oddalić się na bezpieczną odległość.
    Nie dlatego, że rozmowa go nudziła. Zresztą kilka kroków jakie zrobił nie sprawiły, że przestał słyszeć każde słowo. Bal jednak się zbliżał, a on nie miał zamiaru nieubrany zjawiać się przed gośćmi. Dlatego w chwili kiedy przywódczyni anarchistów zwróciła się ponownie do niego, stał przy łóżku z marynarką zarzuconą na ramiona.
    Skierował wzrok na dziewczynę.
    I co on miał odpowiedzieć? Kiwnął tylko głowę. Jednak nie dał jej nic powiedzieć. Przypomniał sobie teraz, a właściwie kilka chwil wcześniej, gdy mówili o pomocy na dworcach o pewnej sprawie. Chciał ją gdzieś wysłać i nie mógł pozwolić sobie na zwłokę. Głównie dlatego, że jaka jest panna Bugs każdy wiemy. Przyjdzie, powie co ma do powiedzenia i zniknie jak się Rosarium na chwilę odwróci. Straszna z niej służbistka!
    - Zanim jednak powiesz co masz do powiedzenia, to mam dla Ciebie list w moim gabinecie. - Obrócił się dość płynnie w trakcie wypowiadania tych słów i podszedł do okna stając przy jego krawędzi i spoglądając na ogrody Różanego Pałacu. Przez krótką chwilę mogło się wydawać, że chodzi o zaproszenie. Nie popełniłby jednak takiego błędu. Nie mógł zapomnieć wysłać do niej zaproszenia i chcieć wręczyć je właściwie tuż tuż przed balem. Powód jest niezwykle banalny - to nie on rozsyłał zaproszenia. - I nie dotyczy balu, więc mam nadzieję, że ten odczytasz. Chodzi o sprawę... - przerwał na chwilę i spojrzał jeszcze raz na anarchistkę. Czy on chciał ją wysłać do jakiejś kliniki, szpitala, czy innej lecznicy? Kraina Luster musiała być naprawdę zdecydowanie zbyt spokojnym miejscem, skoro miał problemy tej rangi. Z drugiej strony bycie Lordem Protektorem wymagało nie tylko łapania członków Morii, walki z piratami i innych interesujących spraw, lecz także dbania o zdrowie i spokój mieszkańców. Jeżeli ktoś miał podobne cele trzeba było go wesprzeć, a przynajmniej upewnić się, że wie co robi. - W sprawie kilku ambitnych medyków, którzy się jakiś czas temu zadomowili w Mieście Lalek. Wszystko co moi ludzie zebrali jest w kopercie, więc może przejdźmy do - W tym miejscu usłyszał pukanie do drzwi. Ktokolwiek jednak to był, będzie musiał chwilę zaczekać, no chyba że Rozalina wyręczy męża. Mojego gabinetu. - I dopiero teraz odpowiedział na pukanie. Następnie skierował swoje spojrzenie na Liska. Uśmiechnął się do niej łagodnie.
    - Pójdę dowiedzieć się co słychać w piaskownicy mojej drogiej siostry. Przygotuj się w tym czasie do balu. Nie chcemy się spóźnić.
    Następnie skierował swoje spojrzenie do służącej.
    - Napijemy się jej w moim gabinecie.
    Spojrzał jeszcze na żonę porozumiewawczo. W końcu chciał żeby po ubraniu się wpadła do nich.
    _________________

    *****
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 9 Czerwiec 2017, 01:06   

    [Sypialnia arcyksięcia]

    W poście Tyka zabrzmiało to prawie, jakby Esmé ucięła sobie rozkoszną pogawędkę z arcyksiężną, gdy w rzeczywistości była to kilkuzdaniowa wymiana opinii, którą przy sporej dozie dobrej woli można było nazwać „rozmową”, choć już na pewno nie „dialogiem”. Arcyksiężna musiałaby się okazać medykiem, zbrojmistrzem czy w jakiś cudowny sposób Już-Nie-Mdlejącą-Porcelanową-Lalą – jednym słowem, musiałoby wyjść na jaw, że w pewien sposób jednak jest dosyć interesująca lub przydatna (albo choć nieprzeszkadzająca, na Kamień Nieszczęścia), by niebieskoooka spróbowała pokonać zakorzenioną niechęć.
    Nie było w tym może zbyt wiele osobistej urazy – a z drugiej strony być może było jej własne za dużo, teraz, gdy od Rosarium zależał los Krainy na co Sophie się zgodziła, a on u swojego boku miał statystkę walczącą nie słowem i manipulacją, a hormonami. O ile określenie „walczącą” nie było zbytnio na wyrost.
    Z ulgą powitała więc wtrącenie arcyksięcia, choćby tak trywialne jak kolejny list ergo kolejne obowiązki. Na swój sposób je lubiła – była w ruchu, miała okazję powalczyć od czasu do czasu, no i zamiast grzać pałacowe stołki zwiedzała ukochaną Krainę, kontrolując sytuację. Jedynym, co spędzało jej sen z powiek była tragiczna znów sytuacja Anarchs. O tym jednak zamierzała porozmawiać z Agasharrem na końcu – nie wątpiła, że sam już na to wpadł i ma może jakieś trafne jak często wskazówki. Kiedy zaczęła na nim polegać? Na krwawe Niebiosa Otchłani.

    A chwilę później odwróciła się do niego niemal gwałtownie i w trzech krokach już stała u jego boku. Trudno o bardziej okazywaną ekscytację. Lecznica! Toż ci dopiero!
    Z drugiej strony, czuła w sobie rodzący się niepokój, iż pozwoliła, by ktoś zrealizował ideę lazaretu dla Krainy Luster szybciej. Niepokój, a może bardziej zawód, że ktoś inny pomaga stworzeniom i istotom, podczas gdy ona wikła się coraz bardziej w polityczne gierki. Tym chętniej i szybciej chciała poznać szczegóły. Nie potrafiła jednak zinterpretować długiego spojrzenia Rosarium, dlatego na razie poniechała insynuacji. Czyżby coś się tam działo? Kto mógł się zebrać i wytrzymać ze sobą wystarczająco długo, by zawiązać współpracę, mającą jakiś bardziej określony kształt? Wszyscy, z którymi się kontaktuje raczej strzegą zazdrośnie swoich sekretów. Leśne staruchy odpadały na starcie, Kapelusznicy serwujący ziołowe herbatki na prostatę i nie tylko przyprawiliby połowę potencjalnych pacjentów o zawał na dzień dobry. Z pewności nie porwałby się na to ani nadworny medyk, ani nikt z jego asystentów, aż nadto przywykłych do sutej zapłaty za swoje usługi. W Mieście Lalek? Cóż, zawsze to swojego rodzaju metropolijka.
    No, nie było co roztrząsać. Rosarium stwierdził przecież, że wszystkie informacje potrzebne do oszacowania potencjalnego problemu znajdują się w kopercie. Zebrane przez jego ludzi. Kolejny prztyczek w nos. Wpuszczoną właśnie do pokoju służkę omiotła przez to tak ciężkim, ciemnym spojrzeniem, że gdyby zobaczyła się z boku, chybaby zaczęła za siebie samą przepraszać.

    Pierwsza zaraz otworzyła drzwi prowadzące do gabinetu, który sąsiadował wszak z sypialnią mężczyzny, jakby chciała pokazać arcyksiężnej, że cóż to za problem wejść do gabinetu i później z niego do sypialni wyjść. Napięcie pomieszane z niecierpliwością, kumulujące się od dłuższej chwili w Esmé, uwidaczniało się w zarysowanych węzłach mięśni i ścięgnach szyi, a także w bardziej gwałtownych niż zwykle płynnych ruchach. Co chwilę pocierała też opatrunek na lewym bicepsie. Ta herbata będzie dobrym pomysłem. Może i Bugs była służbistką, jak ognia i smoły unikającą zbytecznych konwenansów, posiedzeń i zawiłych grzeczności, ale nie mógł jej zarzucić, że odchodziła bez wypicia z nim choć pożegnalnej filiżanki herbaty. Potrafiła też docenić dobór liści i jakość naparu.
    Machnęła ręką na dziewczynę, notując, że ostatnio jej tu nie widziała, i że Rosarium przygarnął, hm, zatrudnił, kolejnego Dachowca.
    – Mam dla ciebie dwa zadania. – Zwróciła się do niej, obrzucając spojrzeniem tacę. – Jak cię nazywają?
    Powstrzymała się od dodania obcesowego „dziecko”, choć służąca nie mogła być dużo od niej młodsza, albo bardziej: nasza hrabina o wyglądzie jeszcze nastolatki nie była na pierwszy rzut oka kimś, kto w innych widział dzieci, jeszcze samemu potencjalnie nim będąc.
    – W sumie dwa i pół. Poślij, proszę, do kuchni po tą największą, zieloną filiżankę z grubej ceramiki, trzymaną w kredensie na górnej półce, bo nie widzę jej tutaj. I po naleśniki popołudniowe z wczesnowieczornym nadzieniem, na słodko-słono. I ostro. Dla arcyksięcia. A później przynieś z mojego gabinetu wszystkie nieotwarte listy i wypuść z klatki Verde. Dziękuję.
    Później już tylko wyciągnęła dłoń ku mężczyźnie, po całkiem pokaźną kopertę, i rozpoczęła lekturę, dziwiąc się z każdym kolejnym słowem.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Nocny Muzykant

    Godność: Elisa Jakaśtam
    Wiek: 18 lat (wizualnie 15)
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Słodycze, mleko, pieszczoty, piosenki Disneya.
    Nie lubi: Gburów, chamstwa, obłudy, egoizmu.
    Wzrost / waga: 155 cm / 43 kg
    Aktualny ubiór: Strój meido,czarne pantofelki, brązowe włosy spięte w bocznego kucyka. Bielizna.
    Znaki szczególne: Kocie uszka (jedno zakryte włosami), kiełki (widoczne dopiero po otwarciu buzi).
    Zawód: Pokojówka / Służąca
    Pan / Sługa: Tyyyyk
    Pod ręką: Wstążki zawiązane wokół uda; taca z talerzami, filiżankami, imbrykiem i ciastkami;, medalion zawiieszony na szyi (schowany pod ubraniem).
    Broń: Wstążki, nóż kuchenny
    Stan zdrowia: 100 % czystego wigoru
    Dołączyła: 17 Kwi 2017
    Posty: 24
    Wysłany: 10 Czerwiec 2017, 19:42   

    [Sypialnia Arcyksięcia]


    Patrząc wstecz, zastanawiała się, czy ktokolwiek ją kiedyś pokocha. Od początku błąkała się samowolnie po tym padole łez. Nikt jej nie pomagał, a do tego zawsze była w drodze i to sama... Ciężko jej było przyzwyczaić się do właściciela i tego całego dworskiego życia, bo nigdy dotąd nikomu nie usługiwała. Nie rozumiała pojęcia "kara" czy "obowiązek" i trochę zajęło jej opanowanie podstawowych umiejętności niezwiązanych typowo z zasadami przetrwania.
    Odpłynęło jej się nieco, zanim została wpuszczona do środka. Tak, trzeba to przyznać - miała w sobie definitywnie coś z melancholika.
    Pomimo nabytej pokorności i cichości, pozostało w niej coś z dawnego dachowca. Nie stanowiła udomowionego przypadku, kota, co to to nie. Wewnątrz była twarda i w miarę odporna na ból. Życie na ulicy nie było łatwe, ale nauczyło jej jednej rzeczy: Nigdy nie okazuj niepotrzebnie słabości, wówczas zlecą się hieny cmentarne i już po tobie. A chyba nie chcesz skończyć jako ich posiłek, hm? Za mocno weszło jej to w krew, by ktokolwiek mógł to wykorzenić. Dlatego też pochwyciwszy ukradkiem spojrzenie gościa swojego pana, nie ugięła się pod nim. To tylko wzrok. Poza tym nie należał do tego, komu była oddana, więc czemu miałaby się przestraszyć i potraktować go jako zwiastun czegoś złego? Może i pracowała jedynie jako służka, jednak jedynie wobec jednej osoby. Nie pokłoni się komuś zupełnie obcego i raczej nie będzie się go słuchać.
    Oczywiście polecenie Tyka wykonała bez żadnego słowa. Jak zwykle zresztą.

    Zapytana o imię, zwróciła się w kierunku swojego chlebodawcy, nie wiedząc, czy pozwoli jej na wyjawienie swojego imienia.
    - Panie? - Nie znała tej kobiety i nie ufała jej. Po drugie nie należała do niej i to nie dziewczyna decydowała w dosyć istotnych sprawach tyczących się Eli. Jeżeli będzie chciała ją wykorzystać, wpierw Tyk musi zesłać jej błogosławieństwo. Bez tego ani rusz. Za to jeśli nieznajoma okaże się niegodna zaufania, gdy powie tak jej pan, to nie będzie z nią więcej rozmawiać i będzie ją po prostu ignorować, choćby chwyciła się kurczowo jej fartucha i nie chciała puścić.
    Słysząc kolejną wypowiedź skierowaną do siebie, odwróciła się w kierunku dziewczyny. Polecenia adekwatne dla roboty gosposi przyjęła spokojnie. O ile nie próbują jej oskarżyć o otrucie kogoś ważnego, jest chyba dobrze.
    - Dobrze, zaraz wszystko przyniosę i wypuszczę z klatki... - Czym w ogóle było to coś, co miała wypuścić z jego naturalnego domu? Coś przeczuwała, że się z tym nie dogada i poprosi kogoś innego, by zrobił to za nią, ale cóż. - ... Verde.
    Nie skłoniła się. Jeszcze nie. Zwróciła się z powrotem w kierunku właściciela.
    - Panie, przynieść coś jeszcze? Może masz jakieś specjalne życzenia co do dodatków do dania albo masz ochotę na coś innego? - Uśmiechnęła się delikatnie. - Będę więcej niż szczęśliwa, mogąc pomóc ci w czymś jeszcze, mój panie.
    W stosunku do swojego władcy zawsze dbała o słownictwo i niepomiernie mu słodziła. Lubiła go i był jedną z nielicznych istot, na których jej zależało. Założyła ręce za siebie jak grzeczna dziewczynka, wlepiając swoje kocie ślepia w Tyka. Jednocześnie próbowała ukryć tym uroczym zachowaniem dręczące ją myśli - szczerze bała się, że każe jej zaśpiewać, a po dowiedzeniu się, że ma przed sobą prawdziwy talent solistki, sprzeda ją jakiemuś oblechowi i zawiedzie się na nim.
    Chociaż... ich relacje były skomplikowane. Już sama nie wiedziała, czy traktuje ją jak alfons prostytutkę, czy może jak pupila lub wręcz przyjaciółkę. Pospieszyła się strasznie z tym przywiązaniem. Ale nic w tym dziwnego - od małego nie miała nikogo, więc gdy zjawił się jak grom z jasnego nieba ktoś, kto się nią zaopiekował, trudno było uciszyć uczucia.
    _________________


     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 14 Lipiec 2017, 10:02   

    List wręczony. Herbata już czekała na stole jeszcze parując z filiżanek. Arcyksiążę w tym czasie opadł na jede z obszernych foteli stojących przy okrągłym stoliku w jego gabinecie, gdzie zwykł przyjmować mniej oficjalnych gości.
    Obserwował Anarchistkę i trzeba przyznać, że jej zachowanie niemało rozbawiło gospodarza, choć nie okazywał tego w żaden sposób zatrzymując te kilka emocji tylko dla siebie. Niezaprzeczalnie jednak Sophie była jeszcze bardzo młodą kobietą i przez to dawała się ponieść emocjom aż nazbyt widocznie. Co prawda nie wiedział jakie dokładnie ma intencje w wymianie nieprzychylnych spojrzeń z Rozaliną, czy w rozkazywaniu jego służącej, lecz miał na ten temat swoje teorie. I nawet nie łudził się, że zapewne nie przystają one do rzeczywistości.
    Faktem było jednak, że nigdy nie przepadała za pewnymi błahostkami, które mogły mieć ogromne znaczenie. Szybko uciekała z herbat, czy nie mogła usiedzieć, gdy temat zszedł na coś, co w jej mniemaniu nie było niezbędne do osiągnięcia zamierzonego przez nich celu. Natomiast ze swoją żoną Rosarium rzadko mówił o polityce, a już na pewno rzadko robił to wprost. Nawet nie dlatego, że ona nie uczestniczyła w tym wszystkim - jak mniema Esme, lecz temat zawsze schodził na bardziej przyziemne tematy lub na kompletne fraszki.
    Natomiast rozkazywanie służącej było chyba efektem uczynienia z kobiety hrabiny - przynajmniej dla pozorów na czas jej przebywania w pałacu. Anarchistka zaczęła mówić służącej co ma robić! Czyż nie jest to przezabawny paradoks? Choć był oczywiście świadomy, że po prostu chciała żeby jej nie było, nie ufała przecież do końca nawet jemu, a co dopiero jakiejś nowo poznanej służącej.
    Kiedy jednak jedna z zebranych w jego gabinecie kobiet zwróciła się do niego, to zmuszony był przerwać swoją refleksję i odpowiedzieć.
    Odchylił nieznacznie głowę, patrząc teraz gdzieś w przestrzeń na wysokości 3/4 ściany gdzie wisiał jakiś obraz namalowany kiedyś przez jednego z artystów mieszkających w Różanym Pałacu. Dziś jednak pojedynkujące się na szpadę koty w kapeluszach nie były istotne.
    - Skoro wszyscy w jakiś sposób mamy współpracować to wydaje mi się niezbędne, żebyście się poznały. - Skierował te słowa stronę kotki. Esme - Tu spojrzał na anarchistkę, choć słowa swoje kierował wciąż do Eli. Chociaż po tym jednym słowie nie dało się tego wywnioskować, to niemal natychmiast nastąpiła też dalsza cześć dopełniająca kontekst. - jest moją sekretarką i czasem chyba zbyt nadgorliwie dba żeby wykonać moje polecenia zanim zdążę je wydać. - Następnie, po krótkiej ledwie pauzie zwrócił się do anarchistki.
    - Esme, możesz mówić do niej Eli. - Nie przedstawił jej pełnego imienia, bo i nie było w zasadzie takiej potrzeby. Natomiast na jej pytanie wyciągnął tylko rękę w stronę kotki i gdy się pochyliła nieco to podrapał ją za uchem.
    - Zanim pójdziesz do kuchni i po listy to pozbieraj poduszki, pościel łóżko i otwórz okna w mojej sypialni. Mogłabyś też sprawdzić czy niczego nie brakuje z przekąsek i ewentualnie wracając z kuchni uzupełnić zapasy owoców, czekolad, ciastek i inszych drobiazgów. Później idź do gabinetu Esme, to całkiem niedaleko, zresztą drzwi są oznaczone. Schowaj listy do kieszeni. Na końcu pójdziesz po naleśniki i filiżankę i nam je tutaj przyniesiesz.
    Dodał kilka czynności, żeby Esme nie musiała się martwić o to czy zdążą, a poza tym ich wykonanie było dość przydatne dla samego Arcyksięstwa. Bo przecież państwo to ja! Nawet jeżeli państwa jeszcze nie ma.
    Jego ręka oparła się ponownie na podłokietniku fotela. Kątem oka spojrzał za to na kotkę, czy ta wszystko zrozumiała.
    Kraina Luster zawsze była miejscem magicznym, ale przy tym ogromnie fałszywym. Każdy miał swoje sekrety, tajemnice. Sprawy często nie były takimi jak mogą się wydawać. Czy to jednak oznacza, że klinika ex lege jest miejscem podejrzanym? Na tyle że trzeba wysyłać tam Pierwszego Szpiega Arcyksięstwa? (Wstaw dowolny inny z tytułów, którymi Esme się niekiedy posługuje lub które zostały jej nadane ad hoc dla potrzeb bieżącej sytuacji przez samego Arcyksięcia). Oczywiście, że nie! W gruncie rzeczy miał to być dla niej odpoczynek, choć odpoczynek ze wszech miar użyteczny. W końcu nie da się chronić Krainy Luster bez dbałości o zdrowie jej mieszkańców i o to by Ci, którzy tego zdrowia strzegą działali w sposób właściwy. Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że leży to w kręgu zainteresowań Sophie. W końcu nie wysyłałby jej na wakacje, nawet pragmatyczne, gdyby bała się krwi i czuła odrazę wobec chorych.
    Ciekawy jest jednak fakt, że Sophie będąc anarchistą i tym samym wojującą równościowymi hasłami nie ufa innym. Jak tu wyjść do mas i je porwać gdy pilne strzeże się, czy ktoś nie zagląda Ci do kieszeni? Na szczęście jednak Anarchs nie musi porywać mas a ich prawdziwym wrogiem nie są Arystokraci czy inni możni, lecz nędza i niesprawiedliwość w Krainie. Toteż nic dziwnego, że możliwe było porozumienie się pomiędzy Arcyksięstwem, a anarchistami. Chociaż może to zasługa tego, ze oba terminy są na A? W to nikt nie uwierzy!
    _________________

    *****
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 1 Sierpień 2017, 23:53   

    [Gabinet arcyksięcia]

    – Herbata wystygnie – zamarudziła po cichu, słysząc listę rzeczy do zrobienia przed przyniesieniem tutaj jej ulubionej, ogromnej filiżanki. Zrozumiała jednak bez słów dlaczego Rosarium wyszedł z taką ilość zadań już, teraz. Choć jeśli służąca – Eli – była wystarczająco bystra, po prostu po drodze wyśle kogoś, by wykonał część zadań, które powinny zostać zrobione już, teraz.
    A mężczyzna znów wyciągał zbyt pochopne, zbyt płytkie wnioski na temat motywów Sophie. I skoro nie zamierzał zgłębiać sztuki telekinezy, mógł chociaż posłuchać co anarchistka chce przekazać, bez popadania w zbędne konkluzje. Jak na przykład o jej niepanowaniu nad emocjami.
    Z drugiej strony, gdyby były świadome myśli arcyksięcia, Folly skwitowałaby je prychnięciem, a następnie półgłosem stwierdziła, że zawsze widzi je wpienione, bo to on je tak niepomiernie wpienia. I jest to ta cenzuralna wersja.
    A skoro rozmowy z arcyksiężną schodziły zawsze na fraszki i bzdety, to ona de fakto nie uczestniczyła w polityce, jak też uznała Esmé.

    Gdy Eli wyszła, nasza hrabina skierowała się najpierw do ogromnego biurka, przy którym zwykł zasiadać Rosarium i poczęstowała papeterią oraz kałamarzem. Mimowolnie westchnęła na wspomnienie długopisu kulkowego, który walał się gdzieś po jej biurku. I drugi raz, gdy pomyślała jak daleko stąd są jej komnaty.
    – Czy mógłbyś mi udostępnić jakiś pokój, tutaj blisko? – Podniosła na niego wzrok znad papierów. – To uciążliwe biegać ciągle między twoim miejscem i suterenami. Laboratorium mi nie ucieknie, a chciałabym mieć w pobliżu trochę swoich rzeczy. Szczególnie, że ostatnio rzadko bywam w Pałacu, a jeśli już, to zwykle przesiaduję u ciebie.
    Nie, żebym tego sama chciała.
    …Cóż, czasami zdajesz się być większą masochistką niż ci wszyscy godzący się na kontakty z Tobą, słońce.
    Z tobą, w tym rzecz. Z tobą
    – mruknęła tylko do siebie. A w zasadzie odpyskowała Folly, mimochodem, już goniąc kolejne, pierzchające myśli.
    Jeśli ten van Vyvern był Opętańcem, a nie tylko na niego wyglądał, to okazywał się być jedną z niewielu osób, które wybrały życie po Tej stronie Lustra i jeszcze je sobie w jakiś sensowny sposób ułożyły. Z drugiej strony, sposób, w jaki doktor weterynarii zorganizował klinikę był prozaicznie ludzki. To przywodziło na myśl, czy mężczyzna nie żył przeszłością, tylko udając? wmawiając sobie? asymilację z magicznym ludkiem. To interesująca myśl. Była też ciekawa pracowników tej podobno wybijającej się jednostki. I bardzo, ale to bardzo sceptyczna co do całego pomysłu, chociaż przecież doktorowi wypalił. Ale o osobistych pobudkach teraz nie rozmawiamy.
    – Od kogo dokładniej pochodzi ten raport? Od jednego z naszych pacjentów? Czy wysłałeś tam po prostu kogoś odpowiedniego? – Jak dobrze, że mury Różanego Pałacu obłożono zaklęciami także zapobiegającymi zapuszczaniu uszu tam, gdzie ich nie trzeba było. – Jest całkiem szczegółowy, to miłe. Czy coś wiadomo o ludzkiej przeszłości dyrektora czy to będzie jednym z punktów mojego programu? – Esmé w zamyśleniu nakreśliła parę linii na pierwszej kartce, znów mamrocząc coś do siebie. Pierwotne rozgorączkowanie ustąpiło, a ambiwalentne uczucia kobieta zastąpiła wstępnym kalkulowaniem i zarysami planu. – I czy mamy tam w pobliżu kogoś, kto udzieliłby mi informacji nie do końca dostępnych społeczności? Interesujący jest regulamin, wiesz, z mojego punktu widzenia jako medyka. To spora kalka ze Świata Ludzi, po trosze dostosowana do tutejszych realiów, ale nadal… – Przysunęła siebie i dokumenty bliżej Rosarium, by po kolei precyzyjnie pokazać mu i wyjaśnić z grubsza największe „faile”, jak to się teraz w Glassville mawiało, twórcy regulaminu.
    – Cóż, sądzę, że po prostu o to zapytam i zobaczymy jak i czy to wszystko funkcjonuje. A co do drugiej części raportu… tym także się zajmę. Musisz mi jedynie wytłumaczyć kilka z twierdzeń, których mogę nie do końca, hm, rozumieć.

    Cyrkówka westchnęła, po raz kolejny, i oparła się o szeroką otomanę. Wydawałoby się, że jest zupełnie rozluźniona, z nogą założoną na nogę i przymkniętymi oczami, ona jednak wciąż pracowała, wymieniała się spostrzeżeniami z Folly, zbierała fakty, które zamierzała następnie przekazać Rosarium. I czuła uspokajający ją w pewien sposób kształt pod pachą i ucisk mocno dociągniętych szelek kabury. Nawet jeśli nie przystawało to obecnie do postaci sekretarki. Właśnie wróciła z drogi. Mogła. Wciągnęła subtelny zapach bergamoty.
    Speaking of which… Ale to za chwilkę.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Nocny Muzykant

    Godność: Elisa Jakaśtam
    Wiek: 18 lat (wizualnie 15)
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Słodycze, mleko, pieszczoty, piosenki Disneya.
    Nie lubi: Gburów, chamstwa, obłudy, egoizmu.
    Wzrost / waga: 155 cm / 43 kg
    Aktualny ubiór: Strój meido,czarne pantofelki, brązowe włosy spięte w bocznego kucyka. Bielizna.
    Znaki szczególne: Kocie uszka (jedno zakryte włosami), kiełki (widoczne dopiero po otwarciu buzi).
    Zawód: Pokojówka / Służąca
    Pan / Sługa: Tyyyyk
    Pod ręką: Wstążki zawiązane wokół uda; taca z talerzami, filiżankami, imbrykiem i ciastkami;, medalion zawiieszony na szyi (schowany pod ubraniem).
    Broń: Wstążki, nóż kuchenny
    Stan zdrowia: 100 % czystego wigoru
    Dołączyła: 17 Kwi 2017
    Posty: 24
    Wysłany: 8 Sierpień 2017, 18:36   

    Żywot kotki był taki prosty i nudny... ale bezpieczny. Była wdzięczna za to, że ma dach nad głową i osobę, która o nią dba. Pod wpływem rutyny jednak życie zdawało jej się odrobinę puste bez choćby cienia przygody. Kiedy jeszcze prowadziła grę przetrwania, mogła stosować środki, jakie chciała. Być niepokorna. I wolna. Trochę tęskniła za tym. Ale co miała zrobić? Nie mogła tak po prostu opuścić swojego pana.
    Kobieta, która się do niej zwróciła, chyba najwyraźniej jej nie znała. Praktycznie wszyscy w zamku wiedzieli, że jeśli Eli idzie usługiwać to w pierwszej kolejności Arcyksięciu... Oczywiście jeśli przydzielało jej się inne zadanie, to je wykonywała, ale zdecydowanie wolała zlecenia Tyka. Kocie przywiązanie powodowało w niej, że stawiała go nad wszystkimi innymi. Nawet jeżeli miała zbierać za to za każdym razem baty.
    Spojrzała na Arcyksięcia, unosząc lekko brew. Sekretarka? Nie była za młoda? I... chyba sekretarki się tak nie ubierają? W takim razie to musiała być jakaś jego informatorka, tak przynajmniej wnioskowała brązowowłosa, bo jak na razie innego wytłumaczenia na jej obecność nie mogła znaleźć. Może i nie należała do elity, ale dawno temu porzuciła wiarę w lukrowy świat i potrafiła postawić tezę na podstawie własnych doświadczeń.
    Nie drążyła jednak tematu, tylko skinęła głową, choć było widać nieufność w jej oczach. Pewnie jej chlebodawca chciał utrzymać wszystko w ścisłej tajemnicy. Ona zaś nie miała praw, by domagać się dostępu do takiej wiedzy.
    - Rozumiem, panie. - Odpowiedziała krótko jak na dobrą służącą przystało.
    Zarumieniła się, gdy poczuła jak dłoń czule ją głaszcze. Tak przy ludziach? Nie wypada chyba... Chociaż gość jej zwierzchnika definitywnie widywał już gorsze rzeczy w życiu niż mruczącą kotkę.
    - Tak, panie. - Skłoniła się grzecznie i oddaliła się najciszej, jak mogła, by spełnić swoje obowiązki. W kuchni czekały ją pikantne ploteczki, które zbytnio jednak ją nie obchodziły.
    _________________


     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 26 Sierpień 2017, 15:25   

    Co upadło nie może zostać podniesione. To zdanie, jakże pesymistyczne i niezgodne z prawdą jeżeli chodzi o ludzkie kontakty z podłożem nabiera sensu gdy chodzi o rzeczy wielkie. Niemożliwe było odtworzenie wielu inicjatyw, a nawet gdy próbowano to zawsze było to coś nowego. Jedynie czerpiące z dorobku upadłego. Można tu podać przykład Imperium Rzymskiego i pozornych kontynuatorów w postaci Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
    I jakkolwiek lichą stanowi to wymówkę, to Rosarium postanowił nie wstawać z fotela. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie było takiej potrzeby. Zamiast tego po prostu śledził wzrokiem idącą w stronę biurka Anarchistkę. Zachował przy tym wyjątkowy spokój. Czy to z tego powodu, ze jej ufał i nie miał przed nią żadnych tajemnic, czy też dlatego że na biurku nie było nic istotnego bo nawet on - przy całej swojej lekkomyślności dnia codziennego - nie zostawiłby ważnych zapisków tam gdzie każdy mógł dostrzec ich treść.
    -Zanim wrócisz będzie na Ciebie czekał jakiś niezbyt odległy pokój. - Powiedział tylko krótko w sposób w jaki zwykle mówi się o tym, że za oknem pada. Jednocześnie jako spojrzenie na krótką chwilę powędrowało na najbliższe Cyrkówce okno. - Zapewne również zależy Ci żeby mieć jakiś miły kącik w Edenie? Zdaje mi się, że w niedalekiej przyszłości będę w nim przebywał dość często.
    Kiedy jednak padło pytanie o raport zamknął na chwilę oczy. Troszkę tylko dłużej niźli trwa mrugnięcie.
    - Masz przed sobą właściwie wszystko co do mnie dotarło. W zasadzie poza silnym powiązaniem ze Światem Ludzi i dość nikłym z Krainą oraz brakiem wiarygodnych i spójnych danych o przeszłości wspomnianego Opętańca to sprawa wydawałaby się dość rutynowa. Zresztą jak teraz o tym mówisz to rzeczywiście wydaje się to być podejrzane. W tym miejscu odebrał od niej podsunięte dokumenty zerkając na te miejsca, w których Sophie postanowiła coś dopisać, zaznaczyć czy w inny sposób naruszyć oryginalną strukturę dokumentu. - Jednak brakuje nam wielu istotnych informacji, więc wysyłam Ciebie byś błądziła we mgle - ale wiem, że lubisz rozwiewać tego typu wątpliwości. Co zaś się tyczy informatorów, większość z nich nawet nie wiedziała, że posiada taki status. To głównie opowieści osób, które w klinice były lub o niej słyszały, a które pamiętały że od jakiegoś czasu Arcyksięstwo pomaga również w sferze medycznej. No może poza jednym listem, który pochodzi od jednego z członków Stowarzyszenia i z którym dobrze by było gdybyś się skontaktowała na osobności.
    Nie przeczytał zbyt wielu zdań, jedynie tylko zwrócił uwagę czy zaznaczyła podobne fragmenty, które on sam by wskazał jako warte pochylenia się nad nimi.
    - Oczywiście o Stowarzyszeniu musimy porozmawiać. W końcu miałaś się rozejrzeć i sprawdzić czy nie panuje w Wieży zbytnie rozluźnienie dyscypliny i czy Stowarzyszenie nadaje się już teraz do pełnienia funkcji, którą mu wyznaczyliśmy.
    Mówiąc to ponownie spojrzał na Sophie, bo jak ona była wielce zaintrygowana szpitalem i tym że ktoś leczy w Krainie na ludzką modłę, tak on był zaabsorbowany wizją stworzenia sprawnej, skutecznej tajnej policji. W końcu zawsze są wrogowie, którzy nie grają według zasad i konieczne jest ich usunięcie. Nie mówiąc o piratach czy członkach MORII. O wszystkich, z którymi nie ma sensu prowadzić regularnej wojny i angażować zajęte utrzymywaniem porządku siły Arcyksięstwa i Kompanii, których jest mało jak na obszar, na którym działając, nawet licząc wsparcie wynikające ze współpracy z Karcianą Szajką. Z następnym zdaniem jednak głos Rosarium stał się nawet nieco przygnębiony. Wszystko rozjaśniło się wraz z kolejnymi słowami.
    - Zdaje mi się, że chyba poczekamy nieco na herbatę... - W końcu ilość zadań jakie zostały wyznaczone kotce była całkiem spora. Oczywiście część z nich mogła przekazać komuś innemu. Była tu jednak od niedawna i nie wiadomo czy zadomowiła się na tyle żeby wiedzieć komu może jakie prace zlecić, a kto poczuje się urażony gdy powie mu się, że ma zaparzyć herbatę.
    _________________

    *****
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 11 Listopad 2017, 01:55   

    [Gabinet arcyksięcia]

    A co ma wisieć – nie utonie, pozostając w klimacie filozoficznych sentencji. Ale tak naprawdę, Cyrkówka była zdania, że wszystkie upadki mają sens dopiero wtedy, gdy zostanie się podniesionym (a najlepiej jeszcze, gdybyśmy się sami podnieśli; odpowiednio szybko i sprawnie i nie przekraczając mhrocznej i bliżej nieokreślonej Zasady Trzech Sekund, oczywiście). Każda bowiem rzecz i istota zasługiwała na drugą i trzecią – no dobrze, czwartą też – szansę. Ci, którzy przestawali próbować – to ci właśnie byli słabi.
    Tak też podchodziła do sprawy podupadającego – znowu! – Anarchs, który to problem miała nadzieję w ciągu jeszcze najbliższej godziny rozwiązać. Albo choć poruszyć, bowiem kwestia nie była tak prosta jakby się mogło wydawać. Z wikłającą się coraz bardziej w politykę przywódczynią rebeliantów – na czele.
    Skinęła jedynie głową, rozsiadając się na kanapie z papeterią w dłoni i przyjmując do wiadomości, że może uważać prośbę nie za rozpatrzoną, a załatwioną. Gdy zaś Rosarium wspomniał o Edenie, na bladych ustach Sophie pojawił się złośliwy półuśmiech. Oczywiście, że chciała mieć tam swój mały kąt. Gdzieś przytulnie i wysoko, by mogła wszystko dokładnie obserwować. Spodziewała się nadchodzących wydarzeń porównywalnych przynajmniej do dzikiego ognia w sepcie z 6. sezonu GoT.
    Kwestii zaufania nie roztrząsałaby – chyba. Wszak obiecał! jej – na tyle, na ile ważkie jest słowo anarchistki i słowo autokraty – że będzie wiedzieć o wszystkich decyzjach podejmowanych w sprawie Krainy. Ba! Stanie się informacją, która będzie decydentem. Tak też przyjęła i tak działała. I udała, że to nazbyt uważne spojrzenie należy do jego zwykłego zasobu dziwactw.
    – Byłoby super – przytaknęła mężczyźnie niemal po ludzku, nie bawiąc się w dworne sformułowania. Równocześnie znów i znów przeglądała raport, w myślach konstruując już wstępny plan i potrzebne nań środki. Na koniec przysunęła sobie czysty pergamin i zamyśliła się na dłuższą chwilę, pozwalając i Rosarium poukładać dyskutowane fakty po swojemu pomiędzy rogami. Gdy spojrzała znów przytomniej, róg karty pod jej dłonią pokrywała misterna siateczka zawijasów i koronek, więcej niźli tylko „ładna”. Zagryzła na sekundę dolną wargę, pozostawiając później bielejący ślad po ucisku i odpływie krwi. To znów się działo: znów podświadomie opuszczała gardę. – Dobrze, w takim razie nie pozostaje nam od kiedy traktowała ich trójkę jako zbiór?nic innego, jak zapowiedzieć moją wizytę w tym cudownym przybytku Eskulapa. Albo szeptuchy. Sebaj – skwitowała, kreśląc pierwsze słowa, zaraz pod ozdobnym malunkiem. Znów, nie wiedzieć czemu, uśmiechała się złośliwie. Po wstępnym zapisaniu, znacznym pokreśleniu i dwukrotnym podziurawieniu piórem karty oddała pierwopis bez słowa Agasharrowi, a sama jednym sprężystym ruchem wstała i skierowała się ku tacy pozostawionej przez Dachówkę.
    Tak jak sądziła – kuchmistrzyni nie zawiodła i czajnik spoczywał na żeliwnym krążku nadal opatrzonym zaklęciem z obszaru ognia. Gdyby się skończyło, Tyk z łatwością mógłby swoją mocą ponownie rozgrzać podstawkę. Od wyjścia kotki minęło jednak nie więcej niż kwadrans.
    – Nie marudź – złajała go łagodnie, nalewając parującej herbaty do filiżanki przeznaczonej Specjalnie Dla Arcyksięcia. – Herbata dla ciebie na pewno się znajdzie, przecież ją przyniosła. – Wciągnęła głęboko aromat świetnej jakości bergamoty zmieszanej z czarną herbatą i uśmiechnęła się, tym razem chyba prawdziwie.
    – I co o tym sądzisz? – przechyliła głowę, wskazując brodą w kierunku karty papieru i wpierw usiadła, a później podała mu napar. Na pewno już coś popoprawiał. Ale to dobrze, należy wykorzystać jego zdolności polityczne. Spojrzała spod oka. Zrozumie, że to miało być w takim tonie, prawda? Prawda? – Myślę, że mądrym posunięciem będzie drugi list, dla tego członka, doręczony osobiście, hm? I najlepiej tak, by nie zbiegł się widocznie z oficjalnym, do dyrektora von Vyvern. Kim on jest? I kim on tam jest? Znaczy, ten członek. Choć gdybym miała takie informacje o von Vyvernie, z pewnością nie pogardziłabym.

    A co do Stowarzyszenia... bardzo nie chciała przechodzić do tej części opowieści. Gdy rozmówili się już wstępnie co do sprawy Kliniki, przesunęła przygotowane uprzednio dokumenty w stronę Rosarium.
    – Lektura do poduszki. – Skrzywienie ust. Wszystko jest w raporcie, należało tylko zrobić zgrabny skrót tego wszystkiego. – Wieża jest jakaś... cicha. Rozumiem: konspiracja i podobnie, ale nie było tam zbyt wielu osób. Głównie strażnicy, i to jacyś niedojebani, ale o tym za chwilę. Czy zleciłeś ostatnio wiele misji? Albo czy członkowie mają pozwolenie na zamieszkiwanie poza murami Wieży? – Poruszyła się na swoim miejscu, znów zerkając na Tyka. Nie wiedziała o hierarchii SCR tyle, ile by chciała, a dodatkowo wysłał ją tam jako „postronnego, obiektywnego obserwatora”, czyli wsadził w pociąg nie mówiąc nic, i udając, że tak będzie najlepiej. Wewnętrznie przewróciła oczami.
    – Tak czy siak, proponowałabym zwiększyć nakłady na eliksiry i napary oraz Różane Czarownice i Czarnoksiężników. Niech zaczną produkować mikstury o różnych zastosowaniach, z naciskiem na kamuflaż i unieszkodliwianie bez zabijania. – Zmarszczyła brwi. – I niech zbierają każdy Oddech Umierającego do specjalnych pojemników. Jak by to nie brzmiało. Chcę to mieć. Będą wiedzieć do jakiego eliksiru.
    Mogła sama wytwarzać eliksiry, ale, na wszystkie trzy paskudne mordy Cerberusa, musiała tu tkwić i paplać się w błocie, zamiast robić to, co lubi. Choćby badać dalej takiego delikwenta po wydaniu ostatniego oddechu. Nie mówcie, że dorosłość właśnie tak wygląda.
    – I należy stworzyć jakieś procedury i wysłać tam kogoś kompetentnie okrutnego, żeby przetrzepał wszystkim strażnikom skórę. – Zacisnęła mocno powieki, i nie był to wyraz bólu czy zawstydzenia, a dezaprobaty i zniesmaczenia. – Zostałam znienacka poproszona o pomoc w przesłuchaniu żołnierza MORII. Aż się dziwię, że kogoś takiego złapali, niemniej – super. Pomijam bliżej opisane nieostrożne zachowanie członkini, która była pierwszym przesłuchującym, ale ten morijczyk został wsadzony do celi w pełnym umundurowaniu. Wyobrażasz sobie? W. Pełnym. Umundurowaniu – żachnęła się. W jej wykonaniu było to bardziej zaakcentowanie już i tak sączącego się z każdego słowa jadu niż rzucanie bluzgami, ale nadal na swój sposób wyrażała bezbrzeżne zdumienie głupotą. – Nie wiem czy został uprzednio przeszukany, ale nawet jeśli, to – zaznacz sobie – w najbardziej prywatnych pantalonach jakie możesz sobie wyobrazić schował pistolecik. Na dziesięć nabojów. Miałam kurewskie szczęście, że tylko jeden we mnie trafił. Przepraszam, dziewięć. Ostatni wpakował sobie w ten pusty łeb. – Irytacja całą sytuacją brzmiała nie tyle w tonie Esme, który wciąż był opanowany i wręcz znudzony, a w jej doborze słownictwa, które robiło się coraz mniej gładkie i coraz bardziej potoczne. – Także nie mamy za dużo nowych informacji, bo więzień zdążył się zabić nim zaczęłam na dobre przesłuchanie – parsknęła. – W teczce masz zdjęcia, które zdążyłam zrobić przed wejściem do celi oraz pełen raport Marionette, tej członkini, która go również złapała, zanotuj sobie – uniesienie brwi – i który spisała na moje polecenie. W lochach jest też ciągle ciało tego mężczyzny, zamrożone zaklęciem. Czy jest na sali nekromanta? – rzuciła z najczarniejszym z jej czarnych uśmiechów.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 21 Listopad 2017, 20:21   

    Jak oszukać kogoś tak, żeby nie tylko nie żywił zawiści, lecz jeszcze był wdzięczny za to? To oczywiste, że zrobić to w ten sposób, żeby myślał, że została mu udzielona pomoc. Tak samo w wypadku zabijania najłatwiej przecież pozbawić kogoś życia udając, że się je ratuje i wszelką winę zrzucić na niepowodzenia. Z udawanym żalem powiedzieć, że robiło się wszystko co było w stanie. Może właśnie z takich powodów powstanie kliniki prowadzonej przez osobę, o której nie wiadomo za wiele - a znaczy to, że podejrzaną - nie mogło zostać pominięte przez Arcyksięstwo roszczące sobie władzę nad Krainą Luster.
    Przez chwilę Rosarium zajęty był co prawda pismem, lecz dość szybko odłożył je na stolik i wziął w swoje ręce filiżankę z herbatą, którą podsunął pod nos zanim w ogóle cokolwiek powiedział. Przez chwilę pozwolił ogrzewać swoją twarz ciepłemu powietrzu, wąchając przy tym jedyny w swoim rodzaju zapach.
    Przymknął oczy. Tylko na pozór jednak tracił czas. Przynajmniej byłby bardzo wdzięczny, gdyby wszyscy czytający tak sądzili. W końcu nie przyznałby się, gdyby po prostu myślał o czymś miłym.
    Na pytania przywódczyni Anarchs dotyczące kliniki wzruszył tylko ramionami. W końcu nie zajmował się tą sprawą zbyt uważnie. Nie była to sprawa paląca, przynajmniej na pewno nie w obecnym stanie wiedzy Arcyksięstwa. Toteż nie miał pojęcia o wszystkim, a co wiedział już kobiecie przekazał.
    - Skoro będziesz miała okazję z nią pomówić osobiście gdy zjawisz się na miejscu, to nie wiem czy istnieje potrzeba wcześniejszych przygotowań przez prywatny list. Skoro jednak już miałabyś go wysyłać i chciała dołożyć wszelkich starań żeby się zarząd kliniki o tym nie dowiedział, to wypadałoby wykorzystać jakiegoś anarchistę. Przy okazji mogłabyś przed wizytą zbadać ich metody i procedury. - Tutaj przerwał na chwilę i wziął ślimaczy (odnośnie jego czasu trwania, bez związku ze śluzem) łyk herbaty. - Chociaż dla kogoś niewtajemniczonego w skomplikowany układ sojuszy może być dziwne, że kontaktuje się z nim ktoś inny niż członek SCR i przesyła informacje od regenta SCR, tak więc chyba lepiej będzie użyć kogoś ze Stowarzyszenia.
    I to wszystko przypomniało mu o czymś, o czym w tym wszystkim prawie zapomniał. I trzeba tu go wytłumaczyć. W końcu cały dzisiejszy dzień niemal wybierał odpowiedni prezent dla Alicji. Nie było to zadanie łatwe. Dobrze, nie było wcale aż tak trudne, lecz wymagało pewnego skupienia. Można więc w takim przypadku zapomnieć o jakimś spotkaniu czy kochance czekającej w jakimś pokoju w pałacu. Tej samej, której powiedziało się, że wróci się nim zdąży spostrzec, że Cię nie ma. Oczywiście Rosarium tak nie zrobił, aczkolwiek fakt, że zapomniał całkowicie o tym, że Soph była w Różanej Wieży. Przynajmniej kilka chwil temu o tym nie pamiętał. Nagle wyleciało mu to z głowy jak kupowanie zaklęć u trenerów w World of Warcraft.
    - Jak przebiegła twoja wizyta w Stowarzyszeniu, skoro już o nieszczęsnym spadku po mojej wciąż żyjącej siostrze tu mówimy?
    Czemu nieszczęsnym? Ponieważ miał na temat organizacji własne plany, ale niekoniecznie dzielił się nim z każdą kobietą, którą zamknął w Różanym Pałacu. I dotyczy to także tych, które zamknięte zostały dobrowolnie w celu wypoczynku i wyleczenia się z wszelkich zaburzeń. Wychodził trochę z założenia, że po co Dark denerwować? Jeśli nic nie wie, to śpi spokojniej. Nawet słodko, niczym niemowlę!
    Odłożył filiżankę wciąż jeszcze wypełnioną do połowy herbatą na stolik i wziął przygotowane przez anarchistkę dokumenty. Nie od razu jednak do nich zajrzał, a odpowiedział na początku na jej pytanie.
    - Od dłuższego czasu Stowarzyszenie zamiast myśleć o podboju zajmowało się zastanawianiem gdzie zniknęła Czarna Róża. Toteż nic dziwnego, że część członków po prostu zajęła się bardziej przyziemnymi obowiązkami. Do tego musisz jeszcze doliczyć tych członków, którzy wykonują misję lub przebywają w jednej z kryjówek Stowarzyszenia poza Różaną Wieżą. Zresztą reorganizacja organizacji i przystosowanie jej do nowych zadań zawsze trochę trwa.
    Tutaj przerwał i odłożył dokumenty. Teraz i tak nie było potrzeby ich czytać. Na dodatek jego rozmówczyni miała naprawdę wiele do powiedzenia i byłoby niegrzecznym zmuszać ją do powtarzania przez odpłynięcie w treści akt.
    Słuchał z zaciekawieniem i lekkim niedowierzaniem historii o więźniu, który zdołał przemycić ze sobą pistolet. Brzmiało to naprawdę niewiarygodnie i pokazywało, że Stowarzyszenie czeka wiele zmian, które są niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania. Pokazuje też, że jego droga siostra wiele rzeczy zaniedbała. I teraz on musi przerwać rodzinną tradycję. Dobrze się jednak składało, że i tak miał pewne plany i nowe dało się z ogromną łatwością wpisać w stare.
    - Możliwe, że to moja wina. Kazałem ludziom, którzy dotąd mieli rozkaż zabijać, żeby brali wrogów żywcem. - Powiedział to w zamyśleniu, bardziej chyba do siebie. W końcu nawet jeżeli ktoś zostałby zamknięty w mundurze, to powinien być uprzednio dokładnie przeszukany, żeby nie mógł mieć przy sobie nawet nożyczek, a co dopiero pistoletu. Trzeba także upewnić się, żeby żaden więzień czasem nie wykorzystał tego co w celu by odebrać sobie życie. Nie chce męczenników, którzy przez samospalenie oddadzą życie dla działającej na granicy ludzkiego prawa organizacji. Chciał ich spalić osobiście.
    - Gdy wybierzesz się odpocząć od postrzałów do kliniki, ja wybiorę się w podróż do Różanej Wieży i ogłoszę tam pewne zmiany. Może tak naprawdę po prostu domknę to, co zacząłem poprzednim razem? Twoje spostrzeżenia okażą się jednak niezwykle cenne, żeby dodać jeszcze kilka punktów i zapobiegać niechcianym sytuacjom w przyszłości.
    Raz jeszcze sięgnął po herbatę i za jednym razem wypił wszystko co pozostało. Następnie kontynuował.
    - Wiem, ze w klinice nikt do Ciebie strzelać nie będzie, jednak powinnaś mimo wszystko wziąć ze sobą kogoś do ochrony. Jak widzisz bowiem trudno jest przewidzieć gdzie ktoś może czyhać na nasze życie, a skoro nadchodzą nieco bardziej aktywne działania z naszej strony, to trzeba zachować jeszcze większą ostrożność niż dotąd.
    Wcale to nie tak, że Ro ciągle mu mówiła, że musi na siebie uważać, a on w końcu postanowił wziąć jej słowa do siebie. On zawsze brał jej słowa do siebie, jednak uważał, że ryzyko jakie podejmuje jest nie tylko konieczne ale i niezbyt znaczące.
    Pytanie tylko co ze słowami Sophie o eliksirach? Czy postanowił je zignorować, może umknęły mu wśród tak znaczącej nawałnicy informacji, a może uznał, że nie wymagają one żadnego komentarza? Pewne jest, że z jego postawy nie wynikało jakby miał zamiar teraz do tego wrócić.
    _________________

    *****
     



    Sztukmistrz

    Anarchs: Przywódczyni Rebelii
    Godność: Sophie "Opal" Bugs / Esmé de Chardonnay
    Wiek: gdy ukrywa arogancję, wygląda na nastolatkę.
    Lubi: suszone owoce i nowe moce
    Nie lubi: niekompetencji i braku kontroli | czekolady i deszczu
    Wzrost / waga: 1,80m bez obcasów / 65kg
    Aktualny ubiór: Dopasowana burgundowa suknia o długich rękawach - spódnica opadająca do kostek składa się z szerokich, niemal prześwitujących pasów koronek. Na ramionach etola z futra lodowego lisa, dodatkowo rękawiczki, a na nich pierścienie. Pantofle na wysokim, masywnym obcasie widoczne są spod spódnicy. Kreska na oku, dopasowany do cery puder oraz koralowa szminka. Włosy splecione w koronę, nad karkiem szkarłatna brosza spinająca warkocze.
    Znaki szczególne: palce o czterech stawach; wytatuowane imię na miękkiej części prawego nadgarstka
    Zawód: oficjalnie sekretarz arcyksięcia
    Pod ręką: skórzana aktówka, parasolka oraz Artefakty
    Bestia: Likyus z rdzawą gwiazdą na pysku (Orem), jadowicie zielony Avi (Verde), Alam (Riehl) o grzbiecie pełnym czarnych magnolii
    Nagrody: Bolerko-niewidko, Krwawa Broszka, Cukrowe Berło, Maska Tysiąca Twarzy, Bursztynowy kompas
    Stan zdrowia: z tkliwą raną postrzałową w mięśniu dwugłowym lewego ramienia
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry | Odkrywca Drugiej Strony Lustra
    Dołączyła: 28 Cze 2012
    Posty: 558
    Wysłany: 21 Grudzień 2017, 17:05   

    [Gabinet arcyksięcia]

    Odczucia Esmé (i Sophie także) były ambiwalentne – z jednej strony bardzo chciała ujrzeć tę rozwijającą się lecznicę i ocenić jej przystosowanie do udzielania pomocy magicznym mieszkańcom Lustra, z drugiej żywiła osobistą urazę do kogoś, kto mógł robić w ramach pracy coś, co tak bardzo kochała. Tym większą, że sama była uwikłana w sprawy, które jeszcze dwa lata temu jej nie dotyczyły, a teraz nie pozwalały odejść, nie pozwalały tak swobodnie działać wśród mieszkańców, nie pozwalały też pozostawać przy Alicji, a ostatnio to jedyne, czego pragnęła.
    Minęły dwa lata, jak z bicza strzelił. Wewnętrzna żałoba ją przytłaczała.
    Zamrugała dwa razy i skupiła umysł na tym, co mówił do niej Rosarium.
    – Czy to mądre, zdradzać, że mamy wewnątrz kogoś od siebie? – Potrząsnęła głową z uporem, a może już z paranoją. Niedługo zacznie się zachowywać jak Czarna Róża. – Nie, napiszę jedynie list. Dam znać co postanowiłam i jeśli zechce coś podczas wizytacji przekazać, znajdzie przecież sposób. Wykorzystanie członka SCR wydaje się z kolei dobrym pomysłem, zróbmy to.
    Zamierzała dodać tam wcześniej „masz mądrych ludzi”, ale w kontekście tego, co miała do przekazania o SCR, zdusiła słowa w zarodku. Kiedyś byli organizacją, która budziła respekt i przestrach nawet wśród arystokracji, pamiętała to. Powoli zaczynali przypominać relikt czasów, niczym Anarchs. Wzdrygnęła się mimowolnie.
    Wysłuchała co miał do powiedzenia na usprawiedliwienie Stowarzyszenia i miała nadzieję, że faktycznie zamierza przeprowadzać dalsze zmiany w organizacji.
    – To dobre, że biorą żywcem. Potrzebujemy informacji. Ale informacji z bezpiecznych źródeł – rzuciła ciężkim humorem. – Należy wprowadzić wymóg, by każdy członek znał jakieś zaklęcie paraliżujące lub odbierające przytomność i umiał je wykorzystać. – To bardzo skuteczne, jak się dowiedziała na samym początku ich znajomości, jej i Rosarium. Informacja o wizycie równoczesnej z tą, która miała zostać dokonana przez Esmé nieco uspokoiła kobietę. Była raczej pewna, że weźmie jej sugestie pod uwagę. Pomimo młodego wieku to ona działała częściej w terenie (dzięki niech będą Pierwszym Baśniopisarzom, chyba tylko z tego powodu nie postradała jeszcze zmysłów albo nie wyrżnęła połowy rozchichotanych dwórek), miała więc lepszy pogląd na niuanse, które zagubić się mogły podczas zdawanych mu rzeczowo raportów. Semantyka.
    – Czy Róża nie jest w stanie pokazać się nawet na chwilę na jakiejś oficjalnej kolacji w Pałacu? To podniosłoby morale członków Stowarzyszenia i uciszyłoby plotki; może nie na dobre, ale pewno uspokoiłoby jej ludzi. – Spojrzała na Tyka z ukosa, jakby coś oceniając. – Nie zamordowałeś jej, prawda? Agasharrze, powiedz, że nie.

    Uniosła spojrzenie, gdy wrócił do tematu lecznicy. Ochrona? Pozycja? Powoli zapominała o wszystkich niedogodnościach arystokratycznych, wyzwolona z faktycznych wielkopańskich okowów. Przyzwyczaiła się, że robi co się jej żywnie podoba, chroniona imieniem Rosarium. Nawet przed jego własnymi dworzanami. Dobrze, ze dziś będą zajęci nadskakiwaniem Alicji. Miała nadzieję, że podarunek spodobał się małej, i że się jej przyda. Nawet nie zapytała, tak szybko arcyksiążę odesłał wszystkich z gabinetu. W pewnym sensie cała sytuacja była niesamowicie zabawna. Dzieci zabawne. Szczere. Prostolinijne. Otwarte. A później wszystko się komplikuje.
    – Ochronę? – Bardzo nie lubiła sugestii, że nie jest zdolna sama o siebie zadbać, ale przecież tu chodziło raczej o przywleczenie ze sobą kogoś o wystarczająco wysokim stanowisku i pozycji, by tylko podkreślał, że ona jest wyżej. Teoretycznie. Zaczynała na swój sposób lubić tę farsę; sposób w jaki wszyscy muszą przyznawać jej pierwszeństwo, choć wzięła się znikąd. Żadne ze spojrzeń pełnych podziwu czy strachu nie dawało tyle satysfakcji jak te skonsternowane, sfrustrowane. Tylko tyle mogła mieć. – Daj mi raczej kogoś, kto będzie się nadawał pozycją na osobistego strażnika. Nie przewiduję żadnej walki na terenie Kliniki. Nie teraz. Czy masz w ogóle kogoś konkretnego na myśli? – Spojrzała na niego, obserwując jak dopija herbatę. Znów musiała obejść się smakiem. Niech jeszcze kiedyś wypomni jej, że nie zostaje nawet na jedną filiżankę! Idąc tropem skojarzeń, nie wspomniała ponownie o eliksirach, była przecież pewna, ją dosłyszał jej uwagi. Milczenie oznacza zgodę, choć dodała wtedy jeszcze, jakby przypominając sobie:
    – Mogę pomóc w przygotowywaniu wywarów średniej trudności. Dawno tego nie robiłam, ale chętnie oderwę myśl od intryg, a rozum tylko się ucieszy, gdy zejdę do podziemi i przestanę na chwilę widywać twarze wszystkich dworzan.

    Mieli już skończyć tą leniwą naradę, gdy do środka niemal bez pukania – a może było tak pospieszne, że jakby go nie było – wpadł jeden z osobistych gwardzistów arcyksięcia. Jak sobie przypominała, jeden z tych, których daaawno na Balu Maskowym usiłowała iluzją przekonać, że Tyk ich wszystkich podpalił. A teraz siedziała rozparta na tej samej co arcyksiążę kanapie, w odległości mniejszej niż długość ramienia, i to bez żadnej straży. Wysoki mężczyzna skrzywił się na jej widok mimowolnie, a Esmé uśmiechnęła się przepraszająco, wiedziona resztkami przyzwoitości. Ten akurat chyba pamiętał, że jeszcze mniej niż rok temu próbowała zasztyletować arcyksięcia. Dwukrotnie. Ciekawe czy Thorn cokolwiek zapamiętał. Nie musiał; tajemnica Sophie została powierzona jedynie parze arcyksiążęcej i jak najmniejszej liczbie osobistych strażników Tyka obecnych wtedy w głównej sali ratusza.
    Teraz jednak bezimienny gwardzista zasalutował przed Rosarium i Esmé, przeprosił Tyka za nagłe najście i ogłosił bombową wiadomość: właśnie z(a)ginęło dwóch żołnierzy, zostali wessani przez puzderko, będące przesyłką-prezentem. I tu, uwaga, eksplozja radości i zaskoczenia: inkrustowana skrzyneczka adresowana była do hrabiny de Chardonnay. Ups.
    Gwardzista przyniósł też skrawek pergaminu dołączony do podarku i położył teraz urękawiczoną dłonią na stoliku przed nimi.
    _________________



    Inspiracje ubraniowe: 🌾 + 🌹 + 🌿

     



    Upiorny Arystokrata

    Godność: Jego Wysokość Arcyksiążę Rosarium, Lord Protektor Krainy Luster
    Wiek: Niektórzy czynami starają się dowieść, że zbyt długo już Rosarium żyje na tym świecie, choć on sam jest odmiennego zdania.
    Rasa: Upiorny Arystokrata
    Lubi: Równy krok marszowy arcyksiążęcych legionów, które białą i czerwoną różę niosą do najdalszych zakątków krainy luster; zapach kwiatów w ogrodach Różanego Pałacu i spokojny szum fontann.
    Nie lubi: Nieposłuszeństwa i fałszywych idei, niszczących piękno niewinnych oczu, niegdyś szczęścia tylko pragnących.
    Wzrost / waga: 178 / 70
    Aktualny ubiór: .
    Znaki szczególne: Tykowość
    Pod ręką: Złoty zegarek kieszonkowy
    Bestia: Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae)
    Nagrody: Lustrzany Pierścień, Zegarmistrzowski Przysmak, Nić Opętania, Lodowy Klejnot, Kamień Duszy, Umbraculum
    SPECJALNE: Administrator, Mistrz Gry | Mister Spectrofobii 2011, Najlepszy Pisarz 2012
    Dołączył: 28 Gru 2010
    Posty: 1341
    Wysłany: 7 Styczeń 2018, 20:15   

    Nie było już wiele do dodania, gdy rozmówca sam uprzednio zadawszy pytanie na nie odpowiada. Był nawet wdzięczny, gdyż mógł w tym czasie zająć się herbatą.
    Wiedział, dobrze wiedział, że przez końcowe lata rządów Madeline Stowarzyszenie popadło w ruinę. I to nawet nie mowa tutaj o upadku obyczajów, lecz po prostu o braku jakichkolwiek sensownych działań. Doszło do tego, że niektórzy zaczęli - nie bez pewnych racji - kwestionować istnienie Stowarzyszenia. I oczywiście gdyby tylko wyruszył do Różanej Wieży dowiedziałby się, że nie stoi pusta. Co z tego, skoro nikt poza wieżą nie doświadczał działania Czarnych Róż?
    - Trzeba też koniecznie upewnić się, że projekt cel oraz ich wyposażenie spełniają walory antysuicydalne i żaden członek MORII czy innego rodzaju przestępca nie postanowi się nam wymknąć sprzed nosa. - Zrobił krótką pauzę. Trzymaną w dłoni filiżankę odłożył na stolik. - Może jednak na razie nie odwołujmy się do zamykania ich w trumnach z otworami pozwalającymi na oddychanie. To byłoby przewrotne, zgadza się. Do tego zaoszczędzilibyśmy sporo miejsca. Hmm... No ale jednak nie.
    Gdy usłyszał oskarżenie o zamordowanie Dark spojrzał na anarchistkę. Jego wzrok był niezwykle poważny, w końcu poczuł się lekko oburzony tym, że dziewczyna mogła nawet pomyśleć coś takiego.
    - Och... wydało się. - Z drugiej strony nie powinien kłamać. Nawet jeżeli miała to być tylko niewinna zemsta, to mogłoby dojść do nieporozumienia. Np. gdyby polecił anarchistom zabezpieczyć Dark, a Ci zaczęli rozkopywać cmentarze w okolicy Różanego Pałacu i identyfikować zwłoki. - Żyje. Co prawda nie powiedziałbym, że jest w pełni szczęśliwa, ale to raczej wynika z okoliczności, za które odpowiedzialności ponieść nie mogę. Zapewniam Cię jednak, że pokazanie jej członkom Stowarzyszenia w niczym nie pomoże, a może tylko poważnie zaszkodzić zarówno nam jak i Stowarzyszeniu. Jeśli chcesz możesz się z nią zobaczyć, wtedy lepiej zrozumiesz o czym mówię.
    W końcu Dark pomimo starań jakie dokładał Tyk żeby ta nie oszalała, wciąż wszędzie widziała wrogów o innych przejawach szaleństwa nie wspominając. Trochę była jak małe dziecko, któremu nie wytłumaczy się, że podczas wznoszenia toastu nie należy chować się pod stół i krzyczeć, że ktoś po nią idzie.
    Wstał ze swojego miejsca i zrobił kilka kroków do stojącej obok stolica szafki. On nie myślał o dzieciach. Może to przez brak instynktu macierzyńskiego? Może po prostu pochłonięty był innymi sprawami?
    - Wydaje mi się, że ochrony nie zapewnia się, gdy przewiduje się walkę. Wtedy wysyła się tam żołnierzy, nie szpiega i sekretarkę? - Nie mógł się jakoś przyzwyczaić do tego. No i przyznać trzeba, że szpieg i sekretarka w jednej osobie brzmi dość... intrygująco. - Chodzi przecież o zachowaniu pozorów, że nie jesteś uzbrojoną po zęby rebeliantką. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej coś w stylu prezentu. Trochę niezdarnie zapakowanego w czerwony papier i przewiązanego białymi jak włosy Rozaliny wstążkami z niezdarnie związanymi kokardami. - Mam kilku kandydatów, ale muszę jeszcze zorientować się w kilku sprawach. Natychmiast po balu zainicjuje wam spotkanie na dworcu w Mieście Lalek. Pokój 225, jeśli chciałabyś zaczekać już na miejscu. Jeżeli natomiast chcesz osobiście wszystkiego dopilnować to w twoim gabinecie znajdziesz suknię. A tak w ogóle. Podszedł do niej ponownie i wtedy właśnie wkroczył strażnik. Przez tę krótką chwilę zdołał się dowiedzieć o tym, że rebeliantka jest chętna do pomocy przy miksturach. Wszystko wskazywało jednak na to, że ten wątek znów zostanie po prostu - całkowicie nieumyślnie - pominięty.
    Rosarium przyglądał się strażnikowi, wsłuchując się w jego raport. To jednak nie on wziął do ręki zapisany pergamin i tutaj musiał liczyć na relację ze strony Sophie (albo tej drugiej...). Najpierw jednak postanowił pozbyć się trzymanego pakunku. Podał jej więc, a gdyby się okazało, że kobieta będzie tak zajęta czytaniem lub postanowi nie przyjmować prezentu to położy go jej na kolanach. I wtedy zrozumie jak miękka jest to rzecz.
    - To od Alicji. Chociaż wydaje mi się, że ktoś jej ten pomysł podsunął. Mimo wszystko tak się tym ekscytowała, że nie pozwoliła sobie pomóc przy pakowaniu.
    Następnie oparł się o oparcie kanapy na której siedzieli i pochylił w stronę listu.
    - Powiedz mi. Nie masz dziś urodzin? Tyle dziś dostajesz prezentów.
    I na razie tyle. Czekał aż kobieta mu wyjaśni, a przynajmniej postara się - wedle swej najlepszej wiedzy - podzielić się wszelkimi domysłami na temat dziwnego - strażnikożernego - pudełka.
    _________________

    *****
     



    Nocny Muzykant

    Godność: Elisa Jakaśtam
    Wiek: 18 lat (wizualnie 15)
    Rasa: Dachowiec
    Lubi: Słodycze, mleko, pieszczoty, piosenki Disneya.
    Nie lubi: Gburów, chamstwa, obłudy, egoizmu.
    Wzrost / waga: 155 cm / 43 kg
    Aktualny ubiór: Strój meido,czarne pantofelki, brązowe włosy spięte w bocznego kucyka. Bielizna.
    Znaki szczególne: Kocie uszka (jedno zakryte włosami), kiełki (widoczne dopiero po otwarciu buzi).
    Zawód: Pokojówka / Służąca
    Pan / Sługa: Tyyyyk
    Pod ręką: Wstążki zawiązane wokół uda; taca z talerzami, filiżankami, imbrykiem i ciastkami;, medalion zawiieszony na szyi (schowany pod ubraniem).
    Broń: Wstążki, nóż kuchenny
    Stan zdrowia: 100 % czystego wigoru
    Dołączyła: 17 Kwi 2017
    Posty: 24
    Wysłany: 31 Styczeń 2018, 20:37   

    Kto wiedział, że wykonanie tych wszystkich zadań zajmie jej tak dużo czasu? Na pewno nie sama Eli. Niewątpliwie wszystkie cele zaliczyłaby o wiele wcześniej, gdyby seria pewnych niefortunnych zdarzeń, bo inaczej tego nazwać nie można. Okazało się jednak, że nie było jej przez dobrą godzinę bez względu na to czy sprawił to zbieg okoliczności, czy przeznaczenie.
    Początkowo praca zapowiadała się gładko. Poszła posprzątać w pokoju swojego pana, co nie sprawiło jej najmniejszych trudności. Sypialnia dzięki jej ingerencji dosłownie lśniła.
    Później zaczęły się za to dosyć znaczące komplikacje. Idąc do kuchni, wpadła na koleżankę, która niosła całą tonę pościeli i która, chcąc nie chcąc, staranowała ją w pośpiechu, ponieważ nie zauważyła jej przez zasłonę z poszewek. Oczywiście przeprosiła ją. Brązowowłosej zrobiło się jednak szkoda znajomej po fachu i wzięła od niej część rzeczy, by następnie w jej towarzystwie, gawędząc w najlepsze, móc oddać je do królewskiej pralni.
    Pojawiwszy się w spiżarni, usłyszała, iż szef kuchni nie potrafi dogadać się z dostawcą. Jak zwykle kłócili się o cenę żywności. Naprawdę dziwiła się, jakim cudem niektórzy tu pracują. Codziennie tylko sprzeczki. Nie zamierzała natomiast donosić na kogokolwiek - to nie leżało w jej naturze. Czułaby się jak zwykły konfident. Poza tym wielu znajdowało w domu Tyka schronienie w zamian za służbę i miałaby wyrzuty sumienia, gdyby ktoś przez jej zachciankę utracił dach nad głową. Nie chciałaby, żeby ktoś postąpił tak wobec niej.
    Po zażegnaniu chwilowego kryzysu ruszyła po listy. Zdziwiła ją jedno: Pomieszczenie wyglądało tak... dziwnie. Jakby ktoś przed minutą próbował je przeszukać. Założyła ręce na ramiona, spostrzegłszy jedną ze służek. Dziewczyna zarumieniła się lekko i skłoniła, prosząc o wybaczenie. Piwnooka odprawiła ją i wzięła listy do kieszeni w sukience, aczkolwiek tym razem zdecydowała o powiadomieniu o zaistniałej sytuacji odpowiedniej osoby. To nie należało do głupich przewinień. Coś mogło zginąć albo zostać zniszczone. Nie powinna puścić takiego wykroczenia płazem.
    Później pospieszyła przyrządzić własnoręcznie naleśniki. Nie to że przekazanie komuś swoich obowiązków ją raniło, ale... To nie była kanapka z psa trzeciej kategorii dla jakiegoś biedaka. Musiała zaspokoić głód wymagającego i wprawić w rozkosz jego podniebienie. Kucharzowi zdarzało się czasem przypalać dania, więc wolała nie korzystać z jego pomocy... to tak na wszelki wypadek.
    Położyła na tacy naleśniki ze sztućcami i serwetkami oraz filiżankę, o którą prosiła Sophie. Na wszelki wypadek do tego zestawu dodała też imbryk z herbatą, gdyby jej zabrakło.
    Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam... - Pomyślała, denerwując się w duchu.
    Takim oto sposobem zamiast z klasą, wylądowała przed swoim właścicielem w potarganych włosach i pomiętym stroju. Musiała być doprawdy żałosnym widokiem, lecz spieszyła się dla niego do tego stopnia, iż odłożyła własne potrzeby na bok.
    - Przepraszam za zwłokę. - Westchnęła zrezygnowana. Pomimo uwikłania się z wszystkim najszybciej, jak się dało, zdawała sobie sprawę z ilości czasu, jaką na to przeznaczyła. Ustawiła na stoliku tacę. - Będzie pan jeść w jadalni czy... Och, co to za pudełko?
    Zamrugała oczami w zdziwieniu. Nie podeszła, by odebrać paczkę - jej zdaniem był to zbyt poufny przedmiot, by go dotykała.
    - A tak w ogóle to... Przyłapałam tę samą służkę na grzebaniu w prywatnych przedmiotach pana gościa. - Dodała szeptem, pochylając się w kierunku arcyksięcia. Praktycznie zdawała się nie dostrzegać Sophie. Choć po prawdzie to wolała sprawiać takie wrażenie - coś podpowiadało dziewczynie, by jej nie ufać. Może to wina urody, może sposobu, w jaki się wypowiadała... Niemniej nie potrafiła czuć się bezpiecznie w jej obecności.
    _________________


    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 9