Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 1 Luty 2018, 00:06
Spojrzał gdzieś w bok. Rozumiał o co chodzi rudzielcowi. Ale jakoś nie potrafił tak po prostu przestać grać. Nie chciał, żeby Keer wokół niego skakał, nie chciał leżeć cały czas w łóżku. Chciał też pokazać, że sam umie się choć troszeczkę sobą zająć. W szczególności teraz gdy Cień miał na głowie nie tylko jego ale również Yukiego no i jeszcze tego całego Cośka. A miał odpoczywać zanim wróci do pracy. Znowu nic nie szło po ich myśli. Coś serio musiało nad nimi wisieć bo to przecież przesada, by w tak krótkim czasie przydarzyło im się tyle złego.
- Masz rację...ale nie dzieje się nic takiego, żebym musiał Ci mówić- posłał mu blady uśmiech - nie pokazuję po prostu, że się źle czuję, ale jak coś jest nie tak to od razu Ci mówię. Tak jak ostatnio poczułem się słabo i poszedłem się położyć - powiedział i przymknął oczy, czując ciepłą dłoń kochanka na swojej głowie. Cień mógł poczuć, że Demon nadal ma gorączkę. Musiał się jednak zmagać ze sporym bólem bez jakichkolwiek leków. Nic dziwnego, że gorączkował.
Gdy wstał, uśmiechnął się jeszcze do rudzielca i pocałował go w czoło -dziękuję- wyszeptał -przy Tobie od razu jest mi lepiej- dodał jeszcze i ruszył powoli w kierunku łazienki.
Gdy wychodził, nie zwracał uwagi na to co się wokół niego dzieje. Gdy zamknął za sobą drzwi i zrobił kilka kroków w kierunku pracowni, usłyszał, że coś na niego biegnie. Podniósł wzrok, ale nie zdążył w żaden sposób zareagować. Gdy Lisek przebiegł mu między nogami, Kitsune nie dał rady utrzymać równowagi i runął na ziemię całym sobą. Grzmotnął przy tym plecami w klamkę. Warknął głośno i osunął się, opierając o drwi -itai- jęknął do siebie ale nie był w stanie się podnieść. Słuchał jak Cień mówi coś do małego, choć zdawało się do strasznie odległe. W oczach znów pojawił się łzy bólu.
Odczekał aż jego zmysły choć trochę się ogarną, a Gaw przestanie zwracać się do Cośka - Gaw? - zawołał go, podkulając zdrową nogę -mógłbyś mi pomóc? - zapytał niepewnie. Był wściekły na młodego. Co zaś mu odbiło, ale nie chciał, żeby Keer również przez to zaczął na niego warczeć. Dlatego jak tylko rudzielec pojawił się w jego polu widzenia podrapał się niepewnie po tyle głowy -zakręciło mi się w głowię, przepraszam - uśmiechnął się do niego niepewnie. Nie był jednak w stanie wstać o własnych siłach, przez co trudno było mu wytrzymać spojrzenie dziwnych oczu Cienia. Dodatkowo nie dość, że noga bolała jeszcze bardziej to do tego szczypały i bolały go plecy. Ciekawe czy zrobił sobie coś więcej poza nabiciem kolejnego siniaka.
Godność: Kogitsunemaru Foxkeer Wiek: Wygląda na 6 lat Rasa: Cyrkowiec Wzrost / waga: 110 cm/ 16 kg Aktualny ubiór: na głowie kaszkiet z wystającą parą lisich uszu, biała koszula wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału, wszystko w miarę luźne Znaki szczególne: Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony Pod ręką: . Bestia: Magiczny Kapeluterek
Dołączyła: 31 Gru 2017 Posty: 95
Wysłany: 1 Luty 2018, 20:31
Usłyszał za sobą uderzenie i warkot. Nie odwracał się, nie chciał sprawdzać jak zły jest goniący go mężczyzna. Ale ten wcale go nie gonił. Jakimś cudem wyminął lisy i Cienia i dobiegł do drzwi. Rozpaczliwie starał się je otworzyć, ale im więcej wysiłku w to wkładał tym bardziej były zamknięte. Nie było żadnej drogi ucieczki, żadnego ratunku. Nagły rozbłysk bólu oślepił go na moment. W pierwszej chwili nie za bardzo wiedział co się stało. Pomacał rosnącego guza wpatrując się tępo w klamkę. Za nic w świecie jej nie otworzy, chyba że zdobędzie klucz.
Zorientował się, że nikt go nie goni, ani nie próbuje powstrzymać przed ucieczką. Miał więc chwilę by spokojnie się rozejrzeć. Tyle, że znowu bolała go głowa i był strasznie głodny. No nic, skoro nie może wyjść to musi tu znaleźć sobie bezpieczne miejsce i skombinować jedzenie. Najlepiej byłoby pod łóżkiem, ale białowłosy pewnie go pilnuje. Za to może jeśli się postara to zmieści się pod tymi metalowymi szafkami. Gawain nie dość, że nie reagował na próbę ucieczki to jeszcze dał mu jedzenie. Myśli, że lisek tak łatwo da się przekupić?
Bycie ciągle obserwowanym wykluczało pomysł z szukaniem klucza, przynajmniej na razie. Mężczyzna mimo, że oferował jedzenie pewnie nie pozwoliłby na nic więcej. Nie wiadomo też kiedy znowu pojawią się lisy, choć sądząc po dźwiękach były bardzo zajęte jedzeniem w drugim pokoju. Ale co jeśli mimo wszystko będą potem głodne i zechcą zjeść chłopca, albo zrobić sobie z niego zabawkę? Nie zamierzał tak ryzykować, schowa się pod szafką i poczeka aż wszyscy zasną.
Ostrożnie podszedł do gara. Zawartość pachniała pysznie i równie apetycznie wyglądała. Chwycił po kurzej nóżce do obu rąk, a potem jeszcze jedną w zęby. Żeby tego dokonać musiał wsadzić głowę do naczynia przez co zmoczył sobie prawie całe włosy w tłustej zupie. Tak zaopatrzony odszedł w stronę wcześniej upatrzonych szafek ani na moment nie spuszczając oczu z Cienia. Już wcześniej pozwolił mu się oddalić z jedzeniem więc teraz też nie powinien sprawiać kłopotów. Szybko położył się na płasko na podłodze i spróbował się wcisnąć w szczelinę, która okazała się za mała. No tak, przecież zapomniał zmienić postaci. Przez całe to zamieszanie i strach zapomniał, że przybrał ludzką. Wepchnął jedzenie pod meble i wczołgał się zanim już jako lis. Było bardzo ciasno, ale jakoś przecisnął się do kąta pod ścianę. Z mordką zwróconą w stronę mężczyzny zabrał się za pałaszowanie mięska. Na długo mu to nie starczy, ale lepsze to niż nic. Ze swojej pozycji mógł widzieć tylko stopy przechodzących, więc ciężej będzie określić kiedy wszyscy się położą. Przynajmniej na razie był bezpieczny.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 2 Luty 2018, 23:08
- A więc to tak? - wydusił z siebie po chwili milczenia. Dłonie zaciśnięte w pięści oparł na biodrach. Nawet nie silił się na żartobliwy ton, bo w tym momencie nie było mu do śmiechu - Nie musisz mi mówić o wszystkim. Boli Cię palec, główka, spoko. Ale jak symptomy stają się poważniejsze, to wypadałoby mnie chociaż obudzić. Zasłabniesz, a ja Cię potem znajdę z rozwalonym łbem albo gorączką, która właśnie będzie jarać Ci mózg. Gdybym mógł Ci coś podać, to nie byłoby problemu, ale nawet nie mam po co tego robić. Znasz sytuację i ja też chciałbym ją znać. Zawczasu - odparł hardo. Yako był najbardziej zatwardziałym pacjentem jakiego kiedykolwiek wziął pod swoje skrzydła. Każda inna osoba poddałaby się zbawiennej myśli, że ponarzeka, pojęczy i postęka, by wyżebrać nieco medykamentów, a ból wkrótce ustąpi pod ich naporem. Ale nie Demon, który był z nim za pan brat. Jego duma kiedyś go zgubi.
Jak Pardon z nim wytrzymywał? W ogóle, ilu Yako musiał mieć medyków? Osiemset lat! Szmat czasu, a ten żwawy chłop sam pchał się pod nóż każdemu i nadal dychał! Cień przestąpił z nogi na nogę, zerknął to tu, to tam. Nie wytrzymał zbyt długo. Pytanie samo cisnęło mu się na usta - Podejrzewam, że Pardon nie był pierwszy i tak samo jak ja nie jest ostatni. Ilu lekarzy oglądało Cię w Twoim długim życiu? - wypalił, a w jego głosie pobrzmiewała czysta, niczym nieskrępowana ciekawość. Nawet wspominając o Pardonie nie dawał po sobie niczego poznać. Chęć poznania odpowiedzi przyćmiła nieco niesmak wczorajszych wydarzeń. Poza tym bez dowodów lekarz pozostawał niewinny, tak samo jak reszta potencjalnych sprawców nagłego pojawienia się Cośka.
Potarł czoło, gdy Lis go w nie ucałował. Uroczy, słodki, rozczulający. Dręczyciel wiedział, że mało kto zdołał przekonać do siebie Stare Bóstwo na tyle, by poznać je od tej strony. A jednak wolał go nieokiełznanego, pałającego gniewem i nienawiścią jaką widywał w snach ukochanego. Pierwotny i dziki roztaczał niepowtarzalny czar, a jego aura była wtedy silniejsza niż kiedykolwiek. Gawain gotów był wejść prosto w błękitne płomienie i spłonąć żywcem, bo Demon budził w nim żar tak silny, że momentami myślał, iż postrada zmysły lub umrze, jeśli Yako nie będzie jego. Nawet jeśli nie mógł dokonać żywota w ten sposób. - Choć tyle mogę dla Ciebie zrobić - powiedział cicho, odprowadzając białowłosego wzrokiem. Mógł przynajmniej dla niego być, choć dla Lisa to już było wiele.
Cosiek właśnie dawał pokaz swych wątpliwych na ten czas umiejętności oraz instynktu przetrwania. Gawain był prawie pewien, że częściowo odpowiadała za to lisia natura dziecka i jego geny, zakładając, że chłopiec faktycznie był jego synem. A jeśli nie był, to wystarczyłoby mu potwierdzenie braku powiązań z przeklętą MORIĄ. Syn czy nie, Yako pragnął potomka, a on sam nie prowadził rozważań nad czystością krwi. Rogów w jego rodzinie nikt nigdy nie miał, a szlachciców widywali zza płota, gdy kupą szli na festyn. Cosiek mógłby być hybrydą Marsjanina, człowieka, zwierzęcia i mieszkańca Krainy. Keer miał to gdzieś tak długo, jak Lisek potrafił pokazać, że potrafi się wpasować.
Mały kombinował i to ostro. Keer widział jak się rozgląda i planuje w swojej makówce wielce zawiły, jak na tak drobny móżdżek, plan. A ten widać na niewiele się zdał, gdyż Mały Lis odpuścił i wpakował głowę do gara. Niezbyt rozsądnie, bo gdyby Cieniowi zależało na zaatakowaniu go, uczyniłby to w tej sekundzie. Dręczyciel przewrócił oczami i ostentacyjnie westchnął, gdy rude włosy Cośka nasiąknęły kurzym tłuszczem. Po prostu cudownie. O niczym innym nie marzył, jak o ponownym szorowaniu tego nicponia, który właśnie postanowił wcisnąć swoje cztery litery pod szafkę.
- Tylko wyciągnij potem stamtąd kości! - powiedział i upił łyk przestygłej kawy, obrzucając Furora swoim dziwacznym, ciemnym spojrzeniem. Bestia nadal była ciekawa przybysza, a skoro diabelski łomot ustał, to widać było bezpiecznie. Furbo węszył przez chwilę, po czym zamerdał ogonem. Chciał się pobawić lub połasić, dlatego Cień odstawił kubek, ale wtem ozwał się Yako. - Co jest?! - zawołał do niego, natychmiast ruszając się z miejsca. Kilkanaście kroków i już widział ukochanego prawie leżącego na podłodze. Spiął brwi w złości i niepokoju, po czym pewnym ruchem pomógł Yako wstać. - Wszystko w porządku? - zapytał nie wypuszczając go z objęć. Chciał dać mu chwilę, aż zawroty głowy ustaną. - Zrobię Ci zaraz tej czekolady, to będzie lepiej, dobrze? - zapytał niepewnie i ostrożnie wypuścił Lisa. Cosiek był zajęty pałaszowaniem nóg z kurzego truchła, więc spokojnie mógł przejść z Yako do pracowni, gdzie podstawiłby mu krzesło i zaczął przygotowywać słodki napój, po przegonieniu Furora sprzed szafki. A może zapach czekolady skusiłby również Cośka? Kto wie? - Jak mi powiesz co i jak, to pójdzie szybciej. I będzie smakowało tak, jak lubisz - powiedział już w pracowni, po czym przykucnął na moment, by spojrzeć na nowego. - Nie bój się. Przy nas krzywda Ci się nie stanie. Furorem się nie przejmuj. Ciekawski z niego typ, ale lubi inne lisy - powiedział łagodnie i z nieudawanym uśmiechem. Póki reszta była mniejsza od wiecznie głodnego Furbo, było dobrze. Poza tym Bestia czuła, że zajmuje wyższe miejsce w hierarchii, skoro Cosiek dostał jeść po niej. Cień miał tylko nadzieję, że wszyscy dogadają się ze sobą jak najszybciej. Inaczej sam zwariuje. Uszyje kapelusz z poszewki na poduchę, walnie go na łeb i oficjalnie oświadczy, że jest pierwszym Kapelusznikiem nieposiadającym cienia, po czym będzie miał ten cały rozgardiasz w głębokim poważaniu.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 2 Luty 2018, 23:54
Westchnął ciężko - miałem Cię budzić dlatego, że noga napierdala mi tak samo jak robi to odkąd wyszliśmy z Kliniki?- zapytał lekko rozeźlony. Przecież powiedział, że jak tylko coś się zmienia to daje Gawowi znać. Czuł się źle. Wszystko go bolało, a noga to już najbardziej, a on i tak wymagał, żeby mu się ze wszystkiego spowiadał? Co mu da marudzenie na swoje samopoczucie, skoro nic mu nie pomoże? Ani leki, ani nic innego. Musiał się zdać na swoją wytrzymałość. Potrzebował chwili psychicznego odpoczynku i od razu afera, że o niczym Keerowi nie mówi. A mówił więcej niż mu się wydawało.
Spojrzał na Cienia wielkimi oczami, po czym zaśmiał się -uwierz mi, że szybciej policzę samochody, którymi jeździłem, nawet te, które nie były moje niż to ilu medyków się mną zajmowało- przyznał i otarł łzę bo naprawdę go to rozbawiło - Gaw...gomene...ale gdy mieszkałem jeszcze w Japonii, to często medycy byli jednorazowi. Zrobili swoje, zjadłem ich i musieli szukać następnych. Z czasem nauczyli się, że nie tknę tylko kapłanów. Dlatego tylko okazyjnie przychodził ktoś spoza, a to i tak tylko po atakach, albo gdy próbowali mnie w taki sposób wyeliminować - powiedział i pokręcił głową - a przez następne sześćset lat to też nie wiem ilu ich było, więc wybacz, ale nie odpowiem na to pytanie - wzruszył ramionami. Nie zawsze był taki kochaniutki jak teraz. Kiedyś ludzie naprawdę byli tylko mięskiem na nóżkach, z którym można było robić co tylko się chciało.
Poklepał rudzielca po ramieniu. W ramach podziękowania.
Wstał ciężko, gdy Cień go podniósł. Oparł się o niego i zamknął oczy, czekając aż się ogarnie. Przytaknął głową na słowa o czekoladzie. Poprosił kochanka by podał mu kule, bo wolał się nie schylać po nie. Obawiał się, że znów wyląduje na podłodze, a już nie chciał się bardziej upokarzać. To naprawdę nie było dla niego przyjemne.
Wchodząc do pracowni, zerknął tylko w stronę Cośka, jednak nie skomentował tego co ten wyprawiał. Był teraz na niego zły i lepiej, żeby mu się nie napatoczył, póki Demonowi nie przejdzie. Opadł ciężko na krzesło i opadł na blat. Oddychał głęboko i czekał aż zawroty głowy, które faktycznie się pojawiły ustąpią. Zerknął na rudzielca swoimi czerwonymi ślepiami -dobrze - powiedział i wyprostował się -ale mógłbyś najpierw obejrzeć mi plecy? Walnąłem nimi solidnie o klamkę i trochę mnie szczypią- przyznał.
Gdy już Cień go obejrzał, demon spojrzał na składniki, próbując sobie przypomnieć co powinni najpierw zrobić.
- Wlej do rondelka mleko i śmietanę. Dodaj cukier, cynamon i chilli- powiedział, instruując go też dokładnie ile tego powinien dołożyć. Czasem zmieniał ilość. Czując, że powinno być czegoś trochę więcej lub miał ochotę na trochę inną wersję - mieszaj co jakiś czas aż cukier się rozpuści, a mleko zacznie się przy brzegach gotować - powiedział jeszcze. Cały czas głowę miał na blacie, leżał wręcz na nim. Jednak starał się nie przeszkadzać ukochanemu. Po prostu nie miał humoru i nie chciało mu się aż tak udawać, ze wszystko jest ok. Po chwili jednak się podniósł i posiekał czekoladę, by było szybciej. Gaw pewnie by się dopytywał jak drobne to ma być - dodaj czekoladę - powiedział, gdy już nastał czas - zmniejsz ogień i co jakiś czas mieszaj. Za kilka minut będzie gotowe, jak czekolada będzie gładka i kremowa - powiedział, delikatnie się uśmiechając i wracając do swojej poprzedniej pozycji. Uszy miał jednak cały czas postawione. Dzieciak go zdenerwował, więc teraz był czujny. Nie żartował, nie dokazywał, nie udawał. Po prostu był czujny i odpoczywał by tym razem zareagować na czas.
Już po krótkiej chwili po cały mieszkaniu rozniósł się zapach gorącej czekolady.
Godność: Kogitsunemaru Foxkeer Wiek: Wygląda na 6 lat Rasa: Cyrkowiec Wzrost / waga: 110 cm/ 16 kg Aktualny ubiór: na głowie kaszkiet z wystającą parą lisich uszu, biała koszula wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału, wszystko w miarę luźne Znaki szczególne: Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony Pod ręką: . Bestia: Magiczny Kapeluterek
Dołączyła: 31 Gru 2017 Posty: 95
Wysłany: 3 Luty 2018, 00:28
Było ciasno i zimno. Z góry naciskało na niego metalowe dno szafki, a od spodu chłodziły kafelki. Mimo wszystko nie zamierzał narzekać, był w miarę bezpieczny, a mięsko było pyszne. Zupełnie zignorował słowa Cienia, nawet nie próbując ich zrozumieć. Po co się męczyć jeśli i tak zamierzał go opuścić? Najważniejsze, że w tonie głosu nie było słychać agresji.
Nie spieszył się z jedzeniem, miało mu na trochę starczyć, ale w pobliżu szpary zaczął się kręcić większy z lisów. Cosiek nie wiedział czy zwierz też nie może zmieniać rozmiarów, a nie miał zamiaru oddawać mu swojej porcji. Zrezygnował z oszczędzania na później i pochłonął wszystko w rekordowym tempie. Zniknęło mięsko i kości zmiażdżone przez ostre ząbki. Na pysku został mu jeszcze tłuszcz, którego zapach mógł nęcić bestię. Wyczyścił się pomagając sobie łapami, najdokładniej jak mógł w tak małej przestrzeni. Starał się być też najciszej jak tylko się dało, może zapomną o jego istnieniu i wtedy będzie mógł uciec.
Po zakończonym posiłku i toalecie mógł wreszcie w pełni zająć się obserwowaniem nie tylko najbliższego otoczenia. Sprowadzało się to głównie do nasłuchiwania, bo w wąskim prześwicie między podłogą a szafką niewiele było widać. Do kuchni wszedł białowłosy w asyście rudego, o czymś rozmawiali, ale nie za bardzo to rozumiał. Chwilę potem Cień odgonił Furora i do nosa małego liska dotarł cudowny aromat. Brązowo kremowy, mleko z jakimiś nieznanymi dodatkami. Wyraźnie czuł słodycz, ale było tam też coś ostrego. Słyszał też wyraźne bulgotanie a potem coś chrobotało, albo szeleściło jednocześnie chlupocząc. Mimo ciekawości co to i jak smakuje postanowił nie ryzykować. Brzuszek miał pełny, chciało mu się trochę pić, ale to mogło jeszcze zaczekać.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 3 Luty 2018, 15:07
Burknął coś pod nosem i obrzucił Yako niewdzięcznym spojrzeniem - Nie zaszkodziłoby. Po prostu mów. Tak w ogóle, to kiedy mamy wrócić do Kliniki? - podrapał się po nosie. Musiał to wszystko dopiąć. Wizytę w placówce Anomandera, zamieszanie z Cośkiem i jego powrót do pracy. No i remont! Ciekawe jak długo jeszcze potrwa. - Jak poczujesz się lepiej, moglibyśmy skoczyć do Norki. A przynajmniej ty. Może to Twoje złotko jednak na coś się zda? - wskazał na kompas leżący na szafce. Lis musiał w końcu pojąć, że nie mieszka sam. Jego stan wpływa na plany i życie reszty domowników, czy tego chciał, czy nie. Gawain usiłował dostosować się jak tylko mógł, ale tym razem na jego głowie wylądowało nieco za dużo obowiązków. Starał się zapewnić odpoczynek Yako i gdyby nie Cosiek, to nie miałby z tym problemu, ale niestety sytuacja na to nie pozwalała.
Gawain instynktownie odsunął się o pół kroku od Demona, gdy ten śmiał się, jakby Keer opowiedział najlepszy na świecie dowcip. Jego Kitsune również zjadał. Powoli i na raty, ale Dręczyciela trawiła inna choroba. - Liczyłem na jakieś ciekawe opisy praktyk medycznych, zapiski lub receptury, a Ty ich po prostu wpierdoliłeś na podwieczorek. A potem dziwić się, że tyle epidemii, bo leczyć nie ma komu - pokręcił głową z niedowierzaniem i uśmiechnął się blado, gdy Lis go poklepał. Cień nie był pewien, czy było to podziękowanie, czy klepanie z rodzaju tych przeznaczonych dla istot młodych i naiwnych. Może on też kiedyś skończy w paszczy Demonicznego Lisa, by przepaść na wieki? Wystarczył jeden jego kaprys. Gdyby nie sny Yako, Gawain już dawno uznałby, że to wszystko tylko gra, zabawa w udawaną rodzinkę. Rzewna historyjka o tragicznej śmierci rodziny, samotność gwiazdy kina i cudowna miłość, którą zakończyłaby jego śmierć. Nie, że by pasowało?
Rudzielec cierpliwie czekał na ukochanego, aż ten przytaszczy się do pracowni i poczuje się lepiej. Już obracał się, by przygotowywać czekoladę, lecz Lis go zatrzymał. Cień podszedł do niego. - No to je pokaż - mruknął cicho, odkrywając plecy białowłosego. - Eeee! - machnął ręką - Zdarłeś tylko trochę skóry, ale siniak pewnie będzie spory - szybko ocenił jego stan i wygładził ubranie. - Tatuaż jest nienaruszony. Nie masz się co martwić - uśmiechnął się do niego i krótko pomasował go po ramieniu w ramach pocieszenia. Skoro tylko szczypało, to nic nie powinno mu więcej być. Do wesela się zagoi! - Dobra, to co teraz? - zapytał. Zakasałby rękawy, gdyby jakieś miał. Robił to, co Demon mu przykazał oraz od razu zapisywał proporcje w jakich powinien przygotowywać kolejne porcje, by każda czekolada wychodziła idealna. Ale Yako je zmieniał, więc Cień co rusz zawzięcie coś notował i kreślił. Mieszał składniki oparty o blat. Nigdy nie przepadał za ciepłym mlekiem, które w połączeniu z cukrem i chilli wydawało aromat czystej herezji. Ta breja daje radość całej rzeszy łasuchów, więc nie miał zamiaru się spierać.
Przyjął czekoladę od Yako i wrzucił ją do mleka. Cały czas mieszał i patrzył jak biel brązowieje. Nie nucił jak zwykle, zbyt pochłonięty zmartwieniami. W pomieszczeniu było słychać jedynie bulgotanie mikstury, syk gazu oraz odgłos łamiących się kurzych kości. Kitsune źle się dziś czuł, a Cień bał się, że pod twardą, gipsową skorupą noga nie wygląda tak jak powinna. Co będzie, jeśli jednak mu ją urżną?
Keer zdjął rondelek z palnika i wyciągnął duży gliniany kubek. Spokojnie pomieścił pół litra gorącej czekolady i zanim odwrócił się do Yako, wciągnął na swoją twarz najpromienniejszy uśmiech na jaki było go stać. Wyglądał dziwnie na wiecznie ponurym licu Dręczyciela - Proszę. Cała Twoja - wręczył mu ją oburącz i zabrał się za szybkie sprzątanie. Ostatnim przystankiem był Cosiek schowany pod blatem, ale Keer nie był idiotą, by wyciągać go stamtąd bez pomocy grubego koca i miotły. Przyklęknął przy szafce i wsunął pod nią włosie. Trza wykurzyć lisa z jego nory - No wyłaź stamtąd... - westchnął i siłował się ze zwinnym zmiennokształtnym. - Wszystko mi tam utłuścisz zupą - dodał w irytacji i nie odpuszczał, póki malec nie opuścił kryjówki. Jak on w ogóle dał radę tam wejść to już inna sprawa. Starał się go również złapać w koc, ale bez przesady. Miał już dość ran po kolcach Yukiego i zadrapań na dłoniach. Jeszcze ugryzień brakowało. Jeśli ucieknie mu pod łóżko, to spokojnie go wyciągnie. Nawet on by tam wlazł.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 3 Luty 2018, 16:19
-Jak tylko coś się pogorszy to Cię o tym niezwłocznie poinformuję- powiedział w końcu zrezygnowany. Był rozdrażniony tą całą sytuacją. Do tego wiedział, że Gaw ma za dużo na głowie i to niestety głównie przez niego. Gdyby mógł to by się wyniósł do Norki i jakoś tam sobie żył, ale wiedział, że za bardzo nie da sobie rady na dłuższą metę. Do tego teraz był tam remont -Bane był bardzo konkretny- przyznał niechętnie -powiedział, że za kilka dni...więc nie umiem Ci powiedzieć kiedy dokładnie... - powiedział drapiąc się po głowie i zamykając oczy. Nie mógł powiedzieć dokładnie? Przez to nie wiedzieli czy dadzą radę pójść zanim Gaw wróci do pracy czy nie -najwyżej pójdę tam sam... - dodał jeszcze, o wiele ciszej. Nie chciał, żeby rudzielec się nim cały czas zajmował.
Pokręcił głową, słysząc, że Kompas może się przydać - służy do podróży między światami. Nie da się nim teleportować między poszczególnymi częściami danej Krainy. Już próbowałem - wzruszył ramionami. Wiedział o co chodzi rudzielcowi -jeśli chcesz to wybiorę się tam później. Zawsze mogę wziąć jakiś wóz by mnie tam zwieźli więc nie ma takiego problemu - spojrzał na niego pytająco. Jeśli chciał to niech go tam wyśle. Zajmie się remontem. Już wystarczyło, że Gaw zajął się wstępem i tak Demon sam musiał ogarnąć co i jak z dodatkami i tym co chciał zmienić. No i oczywiście z pokojem Cośka. Jeśli miał tam mieszkać.
Prychnął - oni to mogli Cię co najwyżej wyleczyć z życia. Co prawda jakimiś mniejszymi ranami czy przeziębieniem umieli się zająć, ale reszta to były randomowe ziółka i modlitwy do bogów. Już wolałem sobie wypalić ranę niż dać im się w tym babrać- przyznał, wzruszając ramionami. Pewnie to było dla Cienia nie do pomyślenia, przecież Demon nie miał prawie żadnych starych blizn, jednak przecież to ciało nie było oryginalne. Zmieniał się, więc także blizny o wiele szybciej znikały, chyba, że tego nie chciał.
Przymknął oczy, gdy Cień oglądał jego plecy. Przytaknął głową, że rozumie, że nic mu nie jest. Sam teraz odbierał ból inaczej niż zazwyczaj, był bardziej wrażliwy, dlatego wolał się upewnić. A poza tym nie miał ochoty by ponownie odbywać rozmowę na temat jak to nic nie mówi swojemu ukochanemu.
Instruował kochanka na spokojnie. Widział jak ten wszystko notuje. Uznał, że potem da mu prosty przepis na dobrą czekoladę. Teraz chciał sobie powymyślać, ale zazwyczaj tak nie będzie.
-Dziękuję- burknął gdy dostał czekoladę i podmuchał zawartość kubka. Upił łyk i oblizał się -pyszna- przyznał.
Śledził ruchy rudzielca, gdy ten spróbował wyjąć małego spod szafki. Sam w międzyczasie, napisał na nowej kartce lepszy przepis, dokładniejszy by Cień nie musiał się w przyszłości męczyć. Przyglądał się jak jego ukochany się męczy. Westchnął ciężko - Gaw wrzuć tam jakąś kulkę papieru, ale tak trochę za niego - poinstruował go. Miał nadzieję, że Dręczyciel zorientuje się o co mu chodzi. Jeśli młody nie chciał wyjść, a Cień wykonał polecenie, Demon zapalił kartkę, chcąc w ten sposób wypłoszyć malucha z jego kryjówki. Może znajdzie inną, z której łatwiej będzie go wyciągnąć.
Godność: Kogitsunemaru Foxkeer Wiek: Wygląda na 6 lat Rasa: Cyrkowiec Wzrost / waga: 110 cm/ 16 kg Aktualny ubiór: na głowie kaszkiet z wystającą parą lisich uszu, biała koszula wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału, wszystko w miarę luźne Znaki szczególne: Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony Pod ręką: . Bestia: Magiczny Kapeluterek
Dołączyła: 31 Gru 2017 Posty: 95
Wysłany: 3 Luty 2018, 23:29
Hałas wywołany przez sprzątającego był straszny. Blaszane szafki przenosiły drgania z blatu na ciałko ściśniętego pod nimi lisa. Możne nie bolałaby go od tego tak bardzo głowa gdyby nie wyrżnął nią wcześniej w klamkę. Strach, ból i uwięzienie irytowały go coraz bardziej i nie był przez nie w stanie logicznie myśleć. Sprawiły, że był prawie gotowy by zamiast się kryć zaatakować i zobaczyć co z tego wyjdzie. Gorzej już chyba nie będzie, a przynajmniej jakieś rozwiązanie pojawi się szybciej. Wściekłość już w nim wrzała i był prawie gotowy do szturmu, kiedy trafiło go coś kłującego. Nie bardzo, ale za to na dużej powierzchni. Ugryzł to coś najmocniej jak potrafił, ale włosie z łatwością wysunęło się spomiędzy kłów. Nie był w stanie dokładnie stwierdzić co go atakuje, musiał zamknąć oczy, żeby je ochronić. Zresztą i tak byłoby zbyt ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć, bo obcy przedmiot zasłaniał prawie całe światło. Zaatakował na oślep i trafił na coś twardego. Włożył w ugryzienie całą siłę jaką miał i trzymał mocno pomimo kłującej go szczeciny. To co uchwycił było drewniane. Jakieś narzędzie? Jedynym jego przeznaczeniem jakie w tej chwili był w stanie wymyślić było utrzymywanie dyscypliny wśród lisów. Czy reszta czworonogów była taka grzeczna bo je też dźgali tym katowskim kijem? Ale on się nie da! Zniszczy to diabelstwo! Owinął się wokół znienawidzonej szczotki by atakować ją nie tylko zębami ale też pazurami wszystkich łap. Wczepiony mocno zaczął wyjeżdżać spod szafki razem z bezprzewodowym odkurzaczem, ale w tej chwili nie za bardzo się tym przejął. Coś potoczyło się za niego, ale to też go nie interesowało. Bezlitośnie wyrywał włosie i rysował pazurami. Może i jest mały, ale nie taki słady i głupi! Niech zobaczą do czego jest zdolny! Nie przestraszy się ich sztuczek!
Poczuł swąd spalenizny. W całym swoim życiu tylko raz się z nim spotkał, w trakcie pożaru lasu. Niewiele się namyślając puścił miotłę i wyskoczył spod szafki. Cała furia natychmiast z niego wyparowała, zastąpił ją strach. Mógł walczyć z innymi stworzeniami, ale z żywiołem nie miał zamiaru. Pamiętał jeszcze zwęglone truchła leżące pośród sczerniałych szczątków pni. Z ogniem nie ma żartów, można przed nim tylko uciekać. Rzucił się całym pędem do drzwi wiedząc, że nie da rady ich otworzyć, nie miał teraz czasu na szukanie klucza czy innej drogi. Wcześniej próbował wyważyć drewno i nic to nie dało, ale nie próbował się jeszcze pod nimi podkopać. Gorączkowo drapał pazurami wycieraczkę w nadziei wykopania tunelu na wolność. Zupełnie nie zwracał uwagi na zachowanie reszty domowników. Jeśli chcą ginąć, niech giną.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 4 Luty 2018, 00:49
- Och, rozumiem - bąknął, choć nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Kilka dni. Lekarz roku, ale możliwe, że to przez zmęczenie tak powiedział. Poza tym czas w Krainie Luster zdawał się płynąć nieco inaczej. Gorzej, że przez to trudno było im rozplanować obowiązki na nadchodzący tydzień. - No... kilka to więcej niż parę, czyli przynajmniej trzy. Choć z Twoją nogą obstawiałbym tak z dziewięć - wskazał otwartą dłonią na gips, po czym wyszczerzył się głupio - Po jednym na każdy ogon - wypalił wrednie. - Wiem, nieśmieszne - dodał zaraz i machnął dłonią, po czym przycupnął przy zasępionym Lisie. - Nie pójdziesz sam. W przyszłym tygodniu będę wracał codziennie - pocieszył towarzysza. I tak zdradził dość dużo. Będzie musiał się przynajmniej postarać, by nie wracać o tej samej godzinie. W końcu Demon skojarzyłby porę ze zmianą warty no i klops. Miałby kolejną poważną rozmowę, a tej chciał im obu oszczędzić.
- Kanał. Chyba już wolę podróżować przez Krainę Snów - skomentował przydatność Kompasu. Na ucieczkę, na nudę, w przypadku kaprysu losu lub własnego był nawet dobry, lecz chcąc dostać się w bliżej określone miejsce już nie bardzo. - To chyba jedyny rozsądny wybór - przyznał Kitsune rację. Pojedzie wozem, a potem nim wróci. Najwyżej woźnica dostanie kubek ciepłej herbaty z prądem i wio. Jakoś przetrzyma gadaninę Nailsów.
Zrobił wielkie oczy. - A tyle nasłuchałem się o tej wschodniej medycynie! Myślałem, że dla wysłannika Inari nie będą niczego szczędzić. Mogli chociaż posłać po kogoś porządnego - podrapał się za uchem. - Skoro nie masz po tym żadnych blizn... to czy z tymi nie będziesz mógł zrobić tak samo? - zapytał. Możliwe, że szukali problemów, które zwyczajnie nie istniały.
To nie był kamień, a kamyczek, który spadł Cieniowi z serca, gdy usłyszał tę zwykłą, drobną pochwałę. Ostatnio sypała się każda dotknięta przez niego rzecz... i sądząc po stanie Yako również osoba, dlatego tak cieszyły go podobne pierdoły.
Gawain zawtórował Lisowi również wzdychając. Morda Cośka wystawała spod szafki. Gryzł i szarpał się z miotłą jak opętany. - Chyba poznał swego arcywroga - stwierdził zupełnie bez entuzjazmu i wsparł głowę na dłoni. Trzymał kij mocno, ale mały się nie męczył. - Dawaj ten papier - mruknął zrezygnowany i porwał kartkę z blatu, po czym zmiął ją w dłoni i rzucił pod szafkę. Gestem zaprosił Yako, by czynił honory. Niebieski płomień zajął i spopielił kartkę bez ostrzeżenia.
Nagle miotła przestała być problemem, a Cosiek wystrzelił jak z procy. Zatrzymał się na drzwiach. Cóż za niespodzianka. Cień porwał koc i szybko złapał Cośka. Owinął go szczelnie. - Chodź brudasie jeden! - sapnął, podnosząc szamotającego się lisa i trzymając go przed sobą, udał się z nim prosto do łazienki. - Życz mi powodzenia - burknął, posyłając Yako porozumiewawcze spojrzenie.
Niepocieszony wizją kolejnej kąpieli Cośka, zamknął drzwi łazienki i zatkał wannę korkiem, po czym zaczął napuszczać do niej wody. A to było ciężkie bo mały raczej nie odpuści zbyt łatwo. Jak mamy go ucywilizować? Przecież to dzikus z motorkiem w dupie - pomyślał patrząc jak woda nalewa się piekielnie powoli i zaczął kołysać Cośka na rękach. Może to pomoże. W końcu po coś kobitki to robiły, nie? - No już... ciiii... spokojnie - szeptał i pokręcił głową, by wbić dziwaczne oczy w sufit. Rany, jak on miał się dogadać z dzieckiem, które go nawet nie rozumie? Nie miał czasu na bawienie się w lisią matkę zastępczą. Czuł, że wszystkie jego wysiłki spełzają na niczym.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 4 Luty 2018, 01:47
Spojrzał na niego i zmarszczył brwi. Skrzyżował ręce na piersi, słysząc ile według Cienia musi czekać - bardzo nieśmieszne - powiedział. Chciał się już tego pozbyć. Nie tylko przez ból ale również przez to jak bardzo go to ograniczało. Nie mógł przybrać swojej prawdziwej formy, nie mógł zamienić się w Luci. Nie mógł nawet za bardzo pomóc ukochanemu z tym cholernym bachorem, który jak na razie nie zrobił nic pożytecznego. Tylko ich denerwował i stresował bardziej.
- Obiecujesz?- zapytał, słysząc, że będzie wracał codziennie -czyli nie idziesz na jakąś niebezpieczną misję tylko będziesz zajmował się czymś spokojniejszym?- nie pytał co dokładnie będzie robił. Ważne dla niego było tylko to, że nie będzie narażał swojego życia. Nie chciał go stracić. Nie po tak krótkim czasie, a zwłaszcza teraz, gdy przyszedł im kolejny problem o imieniu Cosiek. Coś mu nie grało z tą pracą. Gaw był najemnikiem, ale jaki najemnik musi chodzić do pracy codziennie i do tego da radę wracać codziennie do domu? Nie pytał jednak i nie pokazywał po sobie tego, że coś tu jest jednak nie tak. Domyślał się, ze Keer nie chce o tym mówić i wolał nie wyciągać z niego informacji. Chyba im mniej wiedział tym lepiej, ale chciał znać chociaż podstawy, mieć tę iskierkę nadziei, że nie zostanie nagle sam.
- Tylko czy oni wiedząc, że jestem właścicielem Norki? Bo jak wpuszczą mnie tylko dlatego, że powiem, że jestem od Ciebie to tak trochę kiepsko o nich będzie świadczyć - przyznał niepewnie. Nie wiedział ile Gaw im powiedział. Jeśli mówił, że Lis to już jakoś byłoby pewniejsze niż jak tylko przyjdzie i powie "ej wiedzie co wysłał mnie Keer ustalić co i jak dalej z remontem. Ale nie przejmujcie się, że o tym nie wiedzieliście i że go tutaj ze mną nie, musicie mi zaufać". To naprawdę nie działałoby na ich korzyść i to bardzo. Bo jak można wpuszczać do mieszkania kogoś obcego bez wiedzy właściciela?
- Nie byłem zbyt cierpliwym pacjentem, a obecność tego robactwa mnie tylko irytowała. Trzęśli się jak osika, albo mieli wielką podnietę, że są w tym samym pomieszczeniu co wysłannik bóstwa. Nie potrafili zabawić odpowiednio więc nie żyli zbyt długo, a sam wolałem się zająć sobą. Było szybciej i nie było to aż takie nudne- wzruszył ramionami. Spojrzał w oczy ukochanemu, gdy ten zapytał o blizny - Mówiłem Ci, że blizny same znikną. No chyba, że nie będę tego chciał tak jak na przykład jest z blizną pod okiem - przejechał palcem po wspomnianym śladzie - przy przemianach mogę modyfikować swoje ciało dzięki czemu blizny schodzą szybciej choć nie od razu, więc i tak potrzebuję czasu, ale nie aż tyle co na przykład Ty - wzruszył ramionami. Nie chciało mu się tego tłumaczyć, poza tym nie chciał też wyskakiwać z tekstem, że Gaw jeszcze sporo o nim nie wie, bo jeszcze by go wywalił z domu albo zostawił.
Pokręcił głową, patrząc jak młody atakuje miotłę -ciekawe jakby zareagował na odkurzacz- rzucił zaciekawiony tą kwestią, popijając swoją czekoladę. Wiedział, że niektóre psy i koty reagowały w zabawny sposób na odkurzacz, ciekawe jakby zareagował ten mały pchlarz. Może kiedyś uda im się to sprawdzić, ale niestety nie tutaj. Nie w tym Świecie. W końcu tutaj nie było takich wynalazków.
Posłusznie podpalił kartkę, tak jak to proponował i ... zadziałało. Wywrócił oczami, widząc jak młody próbuje się przekopać przez podłogę. No powodzenia...
- Powodzenia - powiedział i dopił szybko czekoladę. Wstał niepewnie i zaczął zbierać swoje rzeczy -Gaw, pójdę do sklepu, póki młody jest zamknięty, chcesz coś? - rzucił, ubierając kurtkę, a następnie z trudem zakładając buta. Pożyczył torbę od kochanka i wziął trochę swojego złota. Jeśli Cień coś chciał to zanotował to w pamięci. Wziął klucz i otworzył drzwi. Wyszedł i zamknął je za sobą również na klucz, żeby Cosiek czasem nie uciekł. Wyszedł na zimne powietrze i rozejrzał się, zastanawiając się co w ogóle wypadałoby kupić.
Godność: Kogitsunemaru Foxkeer Wiek: Wygląda na 6 lat Rasa: Cyrkowiec Wzrost / waga: 110 cm/ 16 kg Aktualny ubiór: na głowie kaszkiet z wystającą parą lisich uszu, biała koszula wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału, wszystko w miarę luźne Znaki szczególne: Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony Pod ręką: . Bestia: Magiczny Kapeluterek
Dołączyła: 31 Gru 2017 Posty: 95
Wysłany: 4 Luty 2018, 18:25
Nagle zrobiło się ciemno. Coś owinęło go szczelnie. Przez materiał poczuł dłonie trzymające go pewnie i podnoszące do góry. Szarpał się jak dziki, to nie był czas na walkę i niesnaski, trzeba było uciekać! Czy dwunożni nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa?! Gdzieś go niesiono, ale raczej nie na zewnątrz, nie słyszał otwierania drzwi.
Musiał się jakoś wydostać! Wyginanie się na wszystkie strony nic nie dawało. Może uda się jakoś dogadać? Zmienił postać, żeby móc mówić, ale w ciele chłopca był zbyt ciężki i duży by udało się go utrzymać w kocu. Upadł na ziemię koło Cienia. Wylądował na kafelkach, znów był w łazience. Najdalej jak się dało od drzwi frontowych! Słyszał wodę lejącą się do wanny, ale po co kiedy są w niebezpieczeństwie? Zerwał się na równe nogi i w panice próbował wytłumaczyć, że muszą uciekać. Nie było to najłatwiejsze zadanie bo nie znał odpowiednich słów - Źle! Iść!- Krzyczał pokazując na drzwi do reszty mieszkania- Jak my nie iść, my koniec! Ból! Iść! Szybko!- Podskakiwał gorączkowo i wymachiwał rączkami, zastanawiając się jak jeszcze może opisać sytuację.-Gorące! Duże gorące! Złe! I my suszone! My koniec! My iść teraz! - Złapał mężczyznę za rękaw i pociągnął. Doskonale wiedział, że bez jego pomocy nie da rady. -Gawain pomoc! Proszę! Cosiek nie chce ból! Cosiek nie chce koniec!- Wyrzucał z siebie słowa najszybciej i najwyraźniej jak mógł próbując zaciągnąć Cienia do drzwi.-Proszę! Cosiek nie koniec! Cosiek grzeczny! Proszę!- Szarpał najmocniej jak mógł. Cały się trząsł i czuł jak niedawno zjedzone mięsko podchodzi mu do gardła. Żołądek zbyt się skurczył ze strachu i chyba zaraz pozbędzie się swojej zawartości. Blada ze strachu twarz zrobiła się jakby trochę zielona. Chłopiec jednak tylko przełknął ślinę i zamiast na tłumaczeniu skupił się tylko na wyciągnięciu mężczyzny z zagrożonego miejsca.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 4 Luty 2018, 23:05
Spojrzał w bok i chwilę zastanawiał się, jak powinien się wytłumaczyć. Yako niczego nie uławiał, mówiąc głosem pełnym nadziei. - To nie tak... - Cień przetarł twarz dłonią, ciężko wzdychając. - Mam trochę przygotowań, to wszystko. Co będzie później, sam jeszcze nie wiem. Ale masz rację, ten tydzień będzie spokojniejszy - dokończył, choć nie sprawiał wrażenia zadowolonego. Wręcz przeciwnie. Przy całym cyrku, jaki rozgrywał się wokół nich, rozmowy o pracy należały do ostatnich czynności, jakie miał ochotę w tej chwili podejmować. Yako już zadawał dużo pytań, a Keer wiedział, że ma ich w zanadrzu jeszcze pełno. Kiedyś ta beczka prochu, na której grzał dupsko od dłuższego czasu, wybuchnie i będą mieli pogadankę roku. No nie patrz tak na mnie. Gdybym mógł, to bym Ci powiedział - pomyślał i poprawił golf, gdy Lis zmienił temat.
- Wpuszczą Cię, bo powiedziałem, że jesteś lisem. Możesz również powołać się na mnie i pokazać, że masz klucz do domu. Widzieli mój, poza tym jakoś tam wchodzą. I wiedzą, że to nie ja jestem właścicielem domu, a Ty - wytłumaczył prędko, choć dziwił się Yako, że w ogóle tak pomyślał. Za kogo on go brał? Ciućmoka co to żadnej sprawy nie umie załatwić? - Poza tym nie wiem, jak oni to robią, ale na pierwszy rzut oka widzą, czy komuś podoba się ich praca, czy nie. Czytają z innych jak z otwartej księgi - dodał i zamyślił się. Jak się nad nimi pochylić, to jeden zawsze widział, kiedy coś było nie tak, a drugi szybko podchwytywał radość i zachwyt. Może chodziło o emocje? Długo u nich siedział i za każdym razem kiedy już myślał, że zwariuje, oni natychmiast zmieniali swą strategię. Bo to niemożliwe, żeby aż tak było po nim wszystko widać. Chyba nie wyszedł z wprawy? Oby nie...
Cień zrobił wredną minę i uniósł brwi - Dalej nim nie jesteś. Przecież widzę, jak Cię nosi - Yako, ostoja spokoju. Najprędzej za tysiąc lat. - To dobrze, że nie masz mnie za nudziarza - mruknął rozbawiony, choć w sercu czaił się lęk, że ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. Zwłaszcza, że Lis zaczynał zdradzać pierwsze oznaki zniecierpliwienia. Był u Ciernia, wychodził na parę dni i szalał, by wrócić poraniony. Jak tu się nie martwić?
- Więc się tak nimi nie przejmuj... wiem, że jest ciężko, ale skoro znikną chyba nie jest tak źle, co? - powiedział troskliwie, usiłując go pocieszyć. - A ta pod okiem dodaje Ci drapieżności - uśmiechnął się zawadiacko i pogładził Lisa kciukiem po policzku. - I tak myślałem, że będzie gorzej. Gdy przyjechałeś, wyglądałeś jakbyś już nie miał mieć skóry... - powiedział poważnie. Naprawdę wyobrażał sobie pooperacyjny obraz gorzej. Zabandażowanego, jak jakaś mumia, Yako, bez nogi i sił. Nieudany cosplay Deadpoola. Nie mógł iść na spacer bliżej domu?
- Pewnie uznałby, że na niego warczy - odparł zniecierpliwiony zachowaniem Małego Lisa i wbijał spojrzenie dziwnych oczu w przestrzeń pod szafkami. - Ale nie wyobrażam go sobie po tamtej stronie. Nie tak - dodał i cmoknął w niezadowoleniu.
Dosłyszał tylko słowo sklep, bo Cosiek właśnie podniósł larmo. - KAWĘ! - ryknął do Yako, a mały wściekle machał łapami. Gawain odchylił się do tyłu, by przypadkiem znów nie dostać z pazurów. - Nie drżyj się! - syknął, ale jadaczka pełna kłów się nie przymykała. Trzymajcie mnie, bo coś mu zrobię... - westchnął ciężko, patrząc w górę. Gdy Cosiek zaczął ciągnąć go za rękaw zaparł się i złapał go za przegub ręki. - My nie suszone! Nie będzie bolało, nie będzie gorąco! Kamień i metal się tak nie palą - próbował wytłumaczyć spanikowanemu dziecku, że nawet, gdyby kartka płonęła zwykłym ogniem, to do niczego by nie doszło. Ale do tego ptasiego móżdżka informacje nie docierały. Cień zazgrzytał zębami i odpowiedział mocnym szarpnięciem, przyciągając dziecko do siebie. Pochylił się do niego i wbił swe spojrzenie głęboko w pełne strachu oczka - Słuchaj, szczylu! Nikt nie zginie. Nie koniec. Nie ból - warknął na niego i złapał, po czym wsadził go do wanny jednym sprawnym ruchem. Zaraz potem nastąpił kolejny głośny plusk. - Furor! - tym razem Cień podniósł głos na trzecią rudą istotę w tym pomieszczeniu. Początkowo niewidzialny, ale zauważalny przez krople wody, które osadziły się na futrze, Furor postanowił się ujawnić. - Widzisz? On też nie koniec. I mokry, a nie suszony... suchy! I cieszy się jak ostatni debil! Rany, zaczynam gadać jak on... - skomentował sytuację, wskazując otwartą dłonią na Furbo i zakończył szepcząc do siebie. Furor, który od czasu przybycia do Krainy Luster był żywo zafascynowany wodą w każdej jej postaci, wystawił jęzor, po czym obrócił się w wannie i wsadził łeb pod wodę, by szybko go podnieść i pozwolić jej spłynąć po grzbiecie. Pierwszy raz się z kimś kąpał, bo Cień zawsze go wywalał. Zaczepnie popchnął Cośka beżowym noskiem, by zaraz kichnąć.
Cień sięgnął pod wannę, by wyciągnąć szmatę i osuszyć trochę podłogę, bo jeszcze zęby wbije w porcelanę. - Jak Cosiek taki grzeczny, to niech się umyje - powiedział nadal zły na to wszystko, pospiesznie wycierając kałużę. Druga Lani. Przynajmniej Cosiek był mały, nie to co puma, która ma ochotę na mięso durnych ludzi. - A jak chce jedzenie, spanie, zabawki i inne miłe rzeczy, to zęby też umyje, tak? - usiadł na ławie i patrzył to na Cośka, to na Furora, który oblepiał wannę swoim futrem. Koniec tego dobrego. Czas zacząć stawiać warunki. Skoro wychować się tego nie da, trzeba będzie je wytresować.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 4 Luty 2018, 23:46
Opuścił smutno uszy ale nie naciskał -rozumiem - burknął. Nie miał humoru na cokolwiek. Najchętniej to poszedłby spać, ale nie chciał spać, gdy Cosiek jest przytomny, a pewnie niedługo się obudzi, więc z odpoczynku nici. Na bawienie się scenariuszem też nie miał weny. Musiał się nad tym bardziej skupić. Wiedział już mniej więcej jaki jest pomysł na film, wie widział też że musi sporo zmienić. Poprawić, bo reżyserowi zaś głupoty do głowy przychodziły. Kilka rzeczy chciał też zmienić w postaci, którą miał grać. Były to tylko rzeczy kosmetyczne jak na przykład to pod którym okiem miał bliznę. Widać, podłapali to widząc go przy rozmowie, ale źle zapamiętali to albo po prostu widzieli go w odbiciu lustrzanym. Już nie będzie do tego dochodził, ale po co robić nową, skoro ma własną. Bardziej naturalnie na pewno nie będzie.
Przytaknął głową na znak, że rozumie - wybacz...nie myślę dzisiaj po prostu- odpowiedział uśmiechając się przepraszająco. Przecież Gaw na pewno im powiedział co i jak. Jak wygląda właściciel, jakby nie mógł tam iść razem z nim.
Zaśmiał się niepewnie, gdy Cień powiedział, że teraz też nie jest zbyt cierpliwy - uwierz mi teraz to ja jestem oazą spokoju, w porównaniu z tamtymi czasami - wyszczerzył się do niego. Prychnął i przytulił go do siebie mocno - jesteś mój. Kocham Cię Gaw, więc nie myślę o Tobie w tych samych kategoriach co o medykach. Poza tym medykiem jesteś tylko przy okazji - wyszeptał mu do ucha i odsunął się od niego.
Westchnął ciężko ale już nie komentował swoich blizn. Uśmiechnął się delikatnie, gdy Gaw pogładził go po policzku - chcesz, żeby została? - zapytał, spoglądając mu prosto w oczy - przepraszam, że musiałeś mnie takiego oglądać - przyznał smutno, uciekając gdzieś wzrokiem. Naprawdę nie chciał go martwić.
Zanotował w głowie by nie zapomnieć o kawie dla swojego ukochanego. Ubrał się jak najcieplej mógł i wyruszył na zakupy. Wędrował od sklepu do sklepu. Całe szczęście, że mimo iż były to Mroczne Zaułki, siedziba większości Cieni, to za dnia tu również można było coś kupić, bo chyba by się pochlastał, gdyby musiał wędrować do innych części KL. Zajrzał do sklepu mięsnego, kupił trochę jarzyn, wcześniej zaopatrując się w plecak, by jakoś dać radę nosić te wszystkie zakupy, w szczególności, że przez śnieg trudno mu było się poruszać. A jakby dyndały mu wszędzie torby to by chyba se tę nogę odgryzł, by móc się zmienić.
Na obrzeżach Zaułków natrafił na stragany Dachowców. Wpadł na pewien pomysł. Zapytał ich czy nie mają czasem uprzęży dla dzieci, które zmieniają się w niewielkie zwierzaki. Przecież Dachowce często zmieniały się w koty, więc powinni coś mieć. Na całe szczęście posiadali to czego potrzebował.
Kupił ze dwie tuniki dla młodego. Jak będą go musieli zabrać gdzieś ze sobą, to przecież nie będzie ganiał na golasa. Bez przesady.
Kupił sobie też prażone orzeszki nerkowca w karmelu. Potrzebował czegoś do pracy. Tak mu się o wiele lepiej myślało, gdy miał co sobie pochrupać. Nie zapomniał oczywiście o kawie. Szukał jednak jak najlepszej jakości. Jego rudzielec zasługiwał na coś takiego. Po tym co teraz musiał przechodzić w szczególności.
W końcu jednak musiał się zbierać do domu. Było mu zimno i musiał odpocząć. Wygrzać się porządnie i położyć na chwilę, a wiedział, że musi jeszcze najpewniej przygotować coś do jedzenia dla młodego.
Gdy Yako wyszedł, Yuki zorientował się, że jest sam. Rozejrzał się po całym mieszkaniu ale nikogo nie znalazł. Wyczuł jednak znajome zapachy zza jednych z drzwi. Podrapał je trochę pazurkami i zaczął pod nimi skomleć. Nie chciał być sam. Bał się, choć nie była to panika jakby coś się działo. Po prostu nie chciał zostawać całkiem sam. Wszystkie lisy sobie poszły, a on jeszcze był malutki. O wiele mniejszy niż Cosiek (oczywiście nie chodzi tutaj o rozmiar), więc tym bardziej potrzebował uwagi. Siedział więc i płakał póki go ktoś nie wpuścił.
Godność: Kogitsunemaru Foxkeer Wiek: Wygląda na 6 lat Rasa: Cyrkowiec Wzrost / waga: 110 cm/ 16 kg Aktualny ubiór: na głowie kaszkiet z wystającą parą lisich uszu, biała koszula wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału, wszystko w miarę luźne Znaki szczególne: Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony Pod ręką: . Bestia: Magiczny Kapeluterek
Dołączyła: 31 Gru 2017 Posty: 95
Wysłany: 5 Luty 2018, 16:54
Zamiast wyprowadzić go z ewidentnie płonącego mieszkania Gawain wsadził go do wanny. Tłumaczył, że nic się nie stanie i nie ma żadnego zagrożenia. Akurat! Ale chyba w wodzie jest bezpiecznie, bo wskoczył do niej również jeden z lisów. Ciekawe skąd się wziął bo przed chwilą nigdzie go nie było, choć może nie zauważył go w tym całym zamieszaniu. Bestia była wyraźnie zachwycona kąpielą i chlapała kropelkami na wszystkie strony. Popchnęła chłopca w ramię nosem wyraźnie chcąc żeby przyłączył się do zabawy. Ledwo udało mu się utrzymać równowagę na śliskim dnie. Przed upadkiem obroniło go tylko szybkie uchwycenie się karku Furora, ale nie na długo bo zwierzak kichnął i Cosiek poleciał tyłem do wody. Na szczęście nic sobie nie stłukł, za to wywołał falę nie mniejszą niż wcześniej Furbo. Niespecjalnie miał ochotę na zabawę, ale lepiej nie drażnić większego od siebie, a lepsza znajomość może mu się przydać w przyszłości. Sam nie poradzi sobie z ucieczką, a Cien nie zamierzał go wypuścić nawet w sytuacji zagrożenia życia, więc nowy sprzymieżeniec był na wagę złota. Może nawet zyska trochę szacunku kiedy drugi zobaczy co zrobił z kijem do szturchania lisów?
Chlapnął wodą w stronę bestii. Nigdy wcześniej nie robił tego ludzkimi kończynami przez co część wody poleciała też w jego stronę wdzierając się do nosa i oczu. Szybko otrząsnął się prychając i chlapał dalej z odwróconą głową. Spodobała mu się ta zabawa. Woda była przyjemnie ciepła i nie za głęboka. No i nikt nie wciskał mu głowy pod strumień, ani nie smarował go całego śliskim mydłem. W dodatku napił się przy tym trochę wody, częściowo chcący, częściowo nie, ale przynajmniej pragnienie zostało zaspokojone.
Z zapamiętania w kąpielowej bitwie wyrwał go zły Gawain. Postanowił go posłuchać, nie chciał narażać się jeszcze bardziej. Posłusznie sięgnął po mydło i cały się nim wysmarował najdokładniej jak potrafił. Nie było nawet tak źle kiedy sam to robił. Już miał się zabierać za płukanie kiedy usłyszał smętne piski lisa. Biały lis został po stronie pożaru! I do tego nie potrafił sam sobie otworzyć drzwi. Cosiek postanowił się zachować bohatersko i wyszedł z wanny mówiąc - Czekaj. Cosiek się umyje. Zaraz. - Otworzył drzwi, za którymi wcale nie było dymu. Był za to smutny lisek. Chłopiec podniósł go z trudem i wniósł do łazienki. Chciał jeszcze zamknąć drzwi, a do tego potrzebował obu rąk, postawił więc zwierzę na ziemi. Po zabezpieczeniu pomieszczenia znów wziął ogoniastego na ręce i zataszczył do wanny. Po umieszczeniu kolejnego stworzenia w wodzie sam też wszedł, by spłukać mydliny. Miał nadzieję, że to udobrucha Cienia chociaż troszkę, ale usłyszał kolejne polecenie. W dodatku za to miał dostać jedzenie! Z jego wypełnieniem był tylko jeden problem. - Jak zęby umyje?- Zapytał nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Nikt nigdy nie mył mu jeszcze zębów, a przynajmniej o tym nie wiedział. Nigdy też nie widział jak robi to ktoś inny. Wcześniej dostał zakaz jedzenia mydła. Ma go złamać? Jak inaczej umyć zęby?
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Gawain Keer Wiek: Wygląda na około 30 lat. Rasa: Cień Lubi: Śliwkową nalewkę, fiolet Nie lubi: Gotować, ślimaków, niespodzianek Wzrost / waga: 183 cm / 76 kg Aktualny ubiór: Czarna koszula, czarne spodnie, czarne sztyblety, połówka Blaszki + medalion z puklem włosów Yako (w kieszeni): https://i.imgur.com/xOQrcNC.jpg// Znaki szczególne: Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki Zawód: Najemnik do prac wszelakich, zielarz Pod ręką: klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze Broń: Sztylet, kusza Bestia: Furor (Furbo), Kapeluterek Nagrody: Blaszka Zmartwienia Stan zdrowia: Zszargane nerwy SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Moderator
Dołączyła: 09 Paź 2016 Posty: 586
Wysłany: 5 Luty 2018, 21:34
Oaza spokoju. W zasadzie mieszkanie nie płonęło, więc musiał się z nim zgodzić. Obojętny wyraz twarzy nie zmienił się, gdy Lis przytulił go do siebie. Jak kłoda przechylił się pod wpływem siły białowłosego, po czym poklepał go między uszami, gdy już się wtulił. - Tak, tak. Pogadamy, jak stawi się tu cały zastęp z widłami i pochodniami, żądając satysfakcji i złorzecząc z powodu Twoich figli, oazo spokoju - droczył się z nim. Odrobinę się rozpromienił i również objął Demona. - W jakich kategoriach? - zapytał podejrzliwie. Chciał wiedzieć, co też takiego chodzi Lisowi po głowie. Przebiegł wzrokiem po jego uszach, zajrzał w szkarłatne rubiny jego oczu. - A Ty jesteś mój. Nawet nie wiesz, jak za Tobą szaleję... - szepnął, gładząc go po karku, by objąć go i zacząć masować, ale dało się wyczuć w tym pewne niebezpieczne napięcie. Jakby Gawain zamienił się miejscami ze zwierzęciem, dla którego mieć znaczy być. Z trudem wypuścił go z objęć. - Mógłbym spędzać tak całe wieczory - westchnął smutno. Oderwana od rzeczywistości opcja. Nieosiągalny raj.
- Czemu nie? Tak długo, jak Ci się podoba powinieneś ją zachować. W końcu wycierpiałeś swoje - przyjacielsko poklepał go po ramieniu. - No, i wyglądasz bardziej męsko, bobasie - zaśmiał się chrapliwie i posmyrał go po gładziutkiej brodzie. Sam powinien się ogolić, ale wolał nie trzymać brzytwy, gdy wokół panował lisi harmider.
Siedział i skorzystał z chwili wytchnienia. Wyciągnął z półeczki pilnik i zaczął przypiłowywać paznokcie. Początkowo Cosiek nadal spoglądał w stronę drzwi, ale jego uwagę pochłonął Furor. Choć raz dla odmiany w czymś pomógł. Rozległ się kolejny głośny plusk, a po nim nastąpiła fala, która zalała pół łazienki. Nie było jednak czasu się tym przejmować, bo Cosiek wyrżnął. Samemu doskakującemu Cieniowi niewiele brakowało. Pomógł dziecku wstać. - Nic ci nie jest? - zapytał już mniej zły. Przymknął oczy, odchylił się w bok, po czym odepchnął pysk Furora od swojej twarzy - Spadaj, śmierdzielu! - stęknął. Bestii podobało się to zamieszanie, woda wszędzie i nowy lis, którego było w mieszkaniu więcej niż kryjącego się po kątach Yukiego. Keer znów usiadł na ławie i wrócił do poprzedniej czynności. Zmarszczył brwi i przerwał na moment, gdy spadły na niego krople rozchlapywanej wody, ale nic już nie mówił. Niech mają swój dzień na swawole. Poza tym Keer przypomniał sobie, jak też był taki mały. Siedział w balii w ogródku i chlapał lub bujał się na boki. Polewał kury, które uciekały w popłochu strosząc pióra. A czasem, gdy matka robiła wielkie pranie, grzał się w wielkim garze, póki go nie przeganiano. Uśmiechnął się do wspomnień z beztroskich czasów.
Potem jednak Cosiek zaczął się myć. Sukces! Tak! Rany, dajcie mi medal! - pomyślał z dziką satysfakcją, ledwo powstrzymując pięść przed poszybowaniem nad jego rudy czerep. Gest zwycięstwa musiał poczekać, bo nie chciał straszyć małego gwałtownymi ruchami, a i chwalić nie można było go za często, bo się rozbestwi. - Tylko omijaj oczy, bo będzie szczypało - poinstruował go ze spokojem, po czym odwrócił głowę w stronę drzwi. Cosiek go jednak ubiegł. Musiał więc przypilnować, by śliskie od mydlin dziecko nie zderzyło się z podłogą. Pozwolił mu na tę małą eskapadę. Przecież i tak nie miał dokąd uciec.
Podniesiony Yuki zaskuczał żałośnie, ale nie atakował. Po prostu nie był pewien, co się dzieje, ale w końcu nie był już sam! Pisk ustał, gdy został odstawiony, ale było dziwnie. Mokro. Dopiero w wannie pokazał na ile go stać, po czym umilkł - Jasna cholera! - szepnął pod nosem Keer i natychmiast wyciągnął przemoczonego Yukiego, który jeszcze przed chwilą puszczał bańki nosem - On jest jeszcze na to za mały - powiedział zniecierpliwiony i wpakował lisa w ręcznik. Osuszył go delikatnie. Napuszony wyglądał jak dmuchawiec na czterech chybotliwych nóżkach. Cień uśmiechnął się rozbawiony. - Drugi też zaraz będzie tak wyglądał, ta... Furor! Nie żryj mydła, podła bestio! - warknął, widząc jak zwierz próbuje obrócić się z kostką mydła w pysku, by Cień nie mógł mu go odebrać. - Na pewno nie tak, jak Furor! - powiedział do Cośka, obejmując Furora. - Oddawaj! - siłował się, lecz na próżno. Odzyskał tylko pół kostki, którą natychmiast namydlił futro nicponia. - Pokażę Ci potem jak umyć zęby, bo też muszę to zrobić. To ważne, bo inaczej będą chore, zaczną boleć i w końcu Ci wypadną - mówił szorując Furora. W zasadzie mył je tylko po to, by pozbyć się nieświeżego oddechu oraz osadu z herbaty i kawy. Nie jadł, więc była to jedynie formalność.
Opłukał Furora, wyjął Cośka, wręczył mu ręcznik i wyciągnął korek z wanny. Lis wydał z siebie serię pisków. Nawoływał i patrzył na Gawaina z prośbą w oczach, by wrócił wodę. - Furor. Koniec - rzucił do niego, ale Furbo nadal przebierał łapami przy odpływie, chcąc przedłużyć kąpiel.
Gawain przyklęknął przy chłopcu i pomógł mu się porządnie osuszyć, po czym owinął ręcznik wokół jego bioder. Następnie sięgnął za siebie do szafki i wyciągnął szczoteczkę. Była dość duża, ale innej nie miał. Szkoda, że Yako nie poczekał trochę z tymi zakupami. Kupiłby taką dla dzieci. - Jest twoja. Moja jest tam. W kubku - wskazał na umywalkę i podszedł do niej. Spodnie od piżamy przywierały do niego, bo sam był kompletnie przemoczony, ale musiał poczekać na Foxsoula z przebieraniem się. Otworzył drzwi, by wypuścić białą kulkę i Furora, który otrzepawszy się z wody poszedł wygrzać tyłek przy piecu.
Gawain wziął szczoteczkę, zamoczył ją i nałożył sobie pasty do zębów. Cośkowi też nałożył, ale bardzo cieniutką warstwę. Nalał mu też wody do kubka. Dzieci często miały problem z nabraniem jej do małych rączek. - Rób tak jak ja, a potem nabierz wody w usta i wypluj. Możesz do wanny, bo umywalka jest wysoko - powiedział i się wyszczerzył, po czym zaczął myć zęby. Czy tak samo debilnie czuli się przyszli aktorzy teatralni, którym kazano odgrywać drzewo lub ławkę w parku? Nie mógł wyszorować swoich perełek w normalnym tempie, by Cosiek wszystko pojął w swoim tempie. Długo to trwało, ale w końcu mógł wypłukać pianę z gęby. No, paniczyku! Kolej na ciebie!
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!