Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
- Panno - odparła jak automat i uśmiechnęła się w jego kierunku uprzejmie, bo na mile nie było ją stać, ale nawet takie wykrzywienie warg było przyjemne dla oka. - Myślę, że niektórzy wolą być zwyczajni i niewyróżniający się. Przynajmniej dotyczy to osób nieśmiałych lub takich z tajemnicami, które traktują zaborczo - stwierdziła, jakby coś o tym wiedziała, bo w sumie tak było.
Nie wspominając już o rasie, Impurity miała kilka sekretów, które wolałaby pozostawić w cieniu, jak każdy. Nie była żadnym Bogiem, chociaż wiedziała i widziała więcej. A jej myśli zaczęły podążąć w swoim kierunku, kiedy tak obserwowała jego silne ramiona, profil, gdy delektowała się każdym słowem wypowiedzianym przez te ostrożne usta, bo uścisk z tyłu głowy prawie doprowadził ją do migreny. Nie czuła się tym zawstydzona, nie miała wyrzutów sumienia, bo takowych nie miała od kilkuset lat. I ponownie miała ochotę spić jego duszę podczas snu, ale jest całkiem cierpliwa, a nawet delektowała się tym głodem.
Parsknęła na wywód pana Quinna, chociaż nie wiedziała, czy bardziej bawił ją tatuś Simon, czy jego żarcik.
- Mam silny organizm. Od zawsze taki miałam. Wystarczy, że pan nie pogroszy, a będzie wszystko w porządku. Chociaż dodatkowym zabezpieczeniem nie pogardzę - stwierdziła i ponownie schowała twarz w szyi mężczyźni, gdy prawie oberwała jakąś gałęzią.
Jakby za karę, no cóż. Wenus najwidoczniej uznała, że właśnie psuje jej prezent.
Droga, którą szli, nie była dla niej obca. Pewnie, gdyby nie musiała znać każdy zakamarek tego miasta, jako detektyw, byłby problem. Pytanie tylko, czy pójście w nieznane w ogóle zaniepokoiłoby ją, czy zwyczajnie podekscytowało?
- Chciałbyś mieć kota, panie Quinn?
Organizacja MORIA: Zwiadowca Wiek: 26 lat Rasa: Człowiek Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski Wzrost / waga: 184 cm/72 kg Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie Zawód: Wolny strzelec, dosłownie Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56 Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2 Stan zdrowia: Optymalny
Dołączył: 01 Lis 2015 Posty: 269
Wysłany: 4 Wrzesień 2016, 17:29
Jasne, że panno. Musiałaby bardzo nie lubić swojego męża, żeby najpierw wychodzić na wieczór z tamtym drągalem, a potem dawać się nosić nieznajomym po mieście. Ustaliwszy, że ta refleksja niczego właściwie nie wnosi, Simon kontynuował swój stateczny marsz do celu.
- Rzeczywiście, jeśli ktoś chce się wydawać zwyczajny i monotonny, to najprędzej szpieg - przyznał, kiwając lekko głową. Lubił filmy z Bondem; z mało którym kinowym bohaterem miał tyle wspólnego, co z agentem 007. Co prawda w jego życiu nie było aż tyle kobiet na jedną noc.
Nie mogło umknąć jego uwadze, że jest obiektem długiego a dokładnego lustrowania przez parę niebieskich oczu. Nie po raz pierwszy stwierdził, że jego nowa znajoma nie była wcale taka nieśmiała, jak to początkowo ocenił; w parze z silnym organizmem szła silna osobowość, a para ta tańczyła nad podziw zgrabnie. Simon, trzymając się niepisanych zasad, ani nie unikał, ani nie przedłużał nad miarę kontaktu wzrokowego - nie dawał po sobie poznać, że dostrzega to zainteresowanie, jakim się cieszył. Grunt to zachować swobodę w zachowaniu i dystans, co do reszty można improwizować.
- Silny, zdrowy, organizm to błogosławieństwo w naszych czasach, tak wielu cierpi na rozmaite alergie, chroniczne przeziębienia czy próchnicę... Jak by na to nie spojrzeć, im łatwiej ludziom przetrwać, tym słabsi i bardziej rozlaźli się robią.
Był to komunał, ale, jak się rzekło, Simon pozwalał sobie mówić więcej niż zwykle, mając za cel utrzymać ciągłość potoku wymowy. W zwyczajnej sytuacji pewnie by nie wygłaszał podobnych twierdzeń, ale w tej, bynajmniej nie zwyczajnej, robił to bez dłuższego zastanowienia, nie zważając, że ani to odkrywcze, ani rewolucyjne. Lepiej niech ona skupia się na jego głosie, niż na własnych obrażeniach. Siła siłą, ale po co wystawiać ją na próbę?
- Przepraszam za te niewygody; nigdy nie podobał mi się pomysł sadzenia tutaj tylu drzew. Zimą robią się nagie i rosochate, no i tak łatwo zrobić sobie o nie krzywdę...
Właściwie to nigdy nie miał nic przeciwko tym Bogu ducha winnym drzewom - konfabulował na potrzeby rozmowy. Nie zdawało mu się też, by pasażerka była szczególnie zmartwiona koniecznością wtulania się w jego szyję.
- Czy chciałbym? Nigdy tego głębiej nie rozważałem. Zdaję sobie sprawę, że trzymanie kota w niewielkim mieszkaniu jest niemal okrucieństwem, kiedy nie można go nawet wypuścić na zewnątrz, a koty przecież potrzebują wolności. Już prędzej mógłbym sobie pozwolić na psa i chodzić z nim na spacery, ale wątpię, żebym był w stanie regularnie znajdować na to czas. Pomyślę o tym, jeśli kiedyś dorobię się własnego domu z własnym ogrodem... A pani, panno Mary? Ma pani kota, lub chciałaby mieć?
To była już ostatnia prosta przed blokiem Simona; wszystkiego kilkaset metrów dzieliło ich od drzwi. Snajper uznał, że to już czas by zastanowić się, w której kieszeni miał schowane klucze.
_________________
Impurity [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 10 Wrzesień 2016, 16:51
- Prawdziwy żołnierz z pana, panie Quinn - mruknęła dość rozbawiona na też poważny wywód na temat próchnicy i rozlazłości ludzi, bo - powiedzmy sobie szczerze - Impurity była leniwa nawet w swoim życiu wewnętrznym, a co dopiero na zewnątrz. Poza tym, nie zwykła wkładać ludzi do szufladek, bo koniec końców, każdy był taki sam, a jednocześnie inny, ale wciąż wszyscy byli identyczni.
Nawet ona, Nieczystość i Simon, który był księciem z tajemnicami.
Teraz, gdy emocje powoli opadały w dół, zaczynała odczuwać ból ciała; zaczynało być coraz bardziej zesztywniałe i chłodne od nocnego powietrza. Na twarzy Mary pojawił się brzydki grymas, gdy bezmyślnie i zupełnie instynktownie dotknęła ran na kolanach, a potem otoczyła opuszkiem palców paskudną dziurę w zmysłowych pończoszkach; palce wydawały się troszczyć o stratę, zaś twarz pozostała niewzruszona. Miała ochotę wrócić na to miejsce i kopnąć w jaja tego jegomościa, tego biednego skurwiela, który w istocie był tylko i wyłącznie ofiarą malutkiej intrygi tej blondynki.
Wsłuchała się w odpowiedź Simona, który w sumie paplał trzy po cztery, ale wyczerpał temat kota. Ta kobieta, tak dla zabawy, zaczęła doszukiwać się w tym ukrytego dnia, jakichś podpowiedzi, bo czasami lubiła niewinnie ubarwiać sobie rzeczywistość.
- Chciałabym mieć kota - potwierdziła po dłuższej chwili. - Nie chciałabym jednak, żeby był moim stałym lokatorem, jednak pragnęłabym, żeby po prostu wracał. Karmienie go i głaskanie byłoby samą przyjemnością, ale doceniłabym też sprezentowane szczury - mruknęła z rozbawieniem, chociaż na poważnie nie rozważała posiadanie kota - tego większego, a nawet mniejszego. Impurity była za stara, żeby przejmować się tym, że na nią nikt nie czeka, a całe jej życie to bezimienna rzeka, który płynie i cholera wie, jak silny był prąd, żeby po prostu iść dalej. Prawdopodobnie, ten niewinny kot utopiłby się w nim, albo co gorsza, zginął, gdyby przyzwyczaiła się do dotyku tego miękkiego futerka.
Zawsze mogła wziąć nowego.
- Nie zapalaj światła, Simonie. Tylko świeczki. Mam drażliwe oczy, a poza tym, pewnie wyglądam paskudnie - pozwoliła sobie na przejście na "ty" i uśmiechnęła się do niego dość cierpko, gdy w końcu uwolniła jego szyję od swojego oddechu.
Organizacja MORIA: Zwiadowca Wiek: 26 lat Rasa: Człowiek Lubi: Papierosy, pewny strzał, walc Nie lubi: Fuszerka, zmienny wiatr, małe pieski Wzrost / waga: 184 cm/72 kg Aktualny ubiór: Czarny płaszcz, kamizelka, koszula, czarne spodnie Zawód: Wolny strzelec, dosłownie Pod ręką: Fabuła: Zegarek, krzyżyk MORII, paczka papierosów, zapalniczka Zippo, dwa glowsticki, zapasowa amunicja, celownik optyczny Schmidt-Bender 2,5-10 x 56 Broń: Thompson Contender, Walther WA 2000, NRS-2 Stan zdrowia: Optymalny
Dołączył: 01 Lis 2015 Posty: 269
Wysłany: 15 Wrzesień 2016, 16:14
- Prawdziwy to może nie, nie miałem przyjemności służyć w armii - stwierdził Simon, nie mijając się z prawdą; przynajmniej, jeśli chodziło o państwowe armie, bo spędził przecież sporo czasu w prywatnej. Tam jednak nie było stopni, mundurów ani patriotycznych przemów. - Mogę w związku z tym uspokoić, że nie jestem wielkim fanem konserw wojskowych; gdyby poczuła się pani głodna, nie będzie ryzyka natrafienia na podobny produkt.
Klucz był tam gdzie powinien być i Simon ostrożnie - upewniwszy się, że nikt wcześniej nie rozbił w okolicy butelki, ani nie rozsypał igieł - odstawił Mary na ziemię, by otworzyć drzwi do klatki. Po uczynieniu tego ponownie ją uniósł i rozpoczął ostatni, najbardziej wyczerpujący etap wędrówki - klatkę schodową. Przeważnie był zadowolony z faktu, że nie mieszkał na parterze; dzięki temu ewentualni złodzieje nie wybierali sobie jego kwatery na cel prowadzenia działalności zarobkowej. Chociaż i tak zatroszczył się o solidne drzwi i bezpieczne zamki. Za bardzo sobie cenił swoje mienie, by narażać je na kradzież.
- Tak, szczury są zdecydowanie najbardziej atrakcyjną częścią tego układu - zgodził się Simon, oddychając głęboko. Nie był, bądź co bądź, Robocopem, też odczuwał zmęczenie, ale przynajmniej dobrze ocenił swoje możliwości i nie naraził się na niezręczność - doniósł swoją pasażerkę do celu i znowu odstawił ją na ziemię.
- Sąsiad ma nową wycieraczkę - zauważył, otwierając pierwszy z dwóch zamków. Pod przeciwległym mieszkaniem rzeczywiście leżała nowiutka wycieraczka z wielkim, czerwonym sercem i napisem "Love lives here". - Odważny pomysł.
Po chwili drzwi stanęły otworem i Simon gestem zaprosił Mary do środka. Na przenoszenie przez próg było chyba jeszcze trochę za wcześnie.
- W takim razie uwaga, żeby się nie potknąć.
Dzisiejszy dzień nie należał do najpiękniejszych, Dorian zauważył to już w momencie opuszczania swojego domu. Zerkający co chwilę w niebo przechodnie wydawali się być zaniepokojeni wiszącymi nisko chmurami, ale jak na razie nie spadła z nich ani jedna kropelka deszczu. Wiadomo przecież, że nie każda chmura daje deszcz, dlatego mężczyzna nie zrezygnowawszy ze swojego zamiaru, podreptał w stronę sklepu. Musiał uzupełnić zapasy farb, a i pędzle jakoś ostatnio odmawiały mu posłuszeństwa. Może to już czas by kupić nowe? W sumie przydałyby mu się też nowe ołówki, te które posiadał były już naprawdę krótkie i średnio wygodne. Dodatkowa doza świeżego powietrza również się przyda, ale czy można mówić o takowym w centrum miasta?
Spaliny przejeżdżającym samochodów drażniły nozdrza mieszkańców, ciemny dym wydychany przez niektóre rury wydechowe generował kaszlnięcia. Ludzie nigdy nie nauczą się tego, że należy dbać o miejsce pobytu. Tak popularne samochody elektryczne najwidoczniej w Glassville nie miały wzięcia. To staromodne miasteczko miało jednak swój niepowtarzalny urok a przede wszystkim spokój, którego próżno szukać w Londynie.
Dorianowi udało się kupić wszystko czego potrzebował. Sprzedawca nie był specjalnie zainteresowany klientem, ale kiedy mężczyzna przyniósł przybory do kasy, dostał zniżkę przez to, że było tego naprawdę sporo. Kasjer powiedział coś w stylu "Trzeba wspierać sztukę." i naliczył rabat, ale sądząc po jego minie i plakacie wiszącym za nim, Dorian po prostu trafił na jakąś promocję. Może sklep po prostu chciał się wyprzedać z asortymentu? Cóż, trzeba zapamiętać tą lokację, bo może takie okazje będą trafiały się częściej.
Kiedy tylko wyszedł ze sklepu, niebo zagrzmiało złowrogo. Nie musiał patrzeć w górę by zauważyć, że świat nagle pociemniał. Zbierało się na burzę. Sądząc jednak po lekkim wiaterku, jeszcze daleko do ulewy, wszak wiadomo, że pierwszą oznaką zbliżającego się deszczu jest porywisty, zdzierający z głów kapelusze wiatr. Dorian miał więc czas by spokojnie wrócić do domu, przecież mieszkał w okolicy.
Ruszył sprawnym krokiem przed siebie, mijając przechodniów zaniepokojonych chmurami. Cóż było takiego nadzwyczajnego w nieboskłonie dzisiaj? Obłoki faktycznie kotłowały się niebezpiecznie nisko, ale jak na razie poza cichym grzmieniem nic nie wskazywało na to, że może dojść do czegoś poważnego. Ot, zwykła burza. Przecież mamy jesień, prawda?
Wkroczył w boczną uliczkę, cichą i pustą bo nie mieściły się w nią samochody. Spacer tym miejscem gwarantował odrobinę spokoju - mało kto tędy uczęszczał, Ludzie zazwyczaj wybierali miejsca zaludnione i gwarne. Człowiek to istota łaknąca towarzystwa, nie dziwne więc, że wszyscy trzymali się głównego traktu, nie myśląc nawet o skręcaniu w ciemniejsze uliczki.
Dorian dobrze wybrał - uliczka była całkowicie opustoszała. Nie śmierdziało tu też spalinami, dało się za to wyczuć delikatną woń wilgotnych murów stojących przy niej budynków. Wspinający się po ścianach co poniektórych budowli bluszcz sprawiał, że to miejsce wyglądało jak oderwane od rzeczywistości. Aż chciało się je uwiecznić!
Dorian był mniej więcej w trzech-czwartych drogi, kiedy nagle rozległ się straszliwy, ogłuszający wręcz trzask. Tuż przed jego nosem wyrosła jak spod ziemi świetlista, gorąca nić. Wystrzeliła w powietrze na spotkanie z zachmurzonym niebem. Błyskawica!
Nie zdążył nawet krzyknąć bo zaraz upadł w tył, na bruk uliczki, obijając sobie boleśnie zadnią część ciała. Może właśnie ten upadek uratował mu życie? Smród wyładowania elektrycznego uderzył jego nozdrza, ale błyskawica zniknęła tak szybko i niespodziewanie jak się pojawiła.
Najdziwniejszym było jednak to, że na rozłożonym na bruku mężczyźnie leżała drobna, czarnowłosa dziewczyna, cała uwalana w niebieskiej farbie. Na pierwszy rzut oka wyglądała na nieprzytomną, ale czy tak było w istocie?
Dorianowi nie pozostało nic innego, jak przekonać się samemu, czy wszystko z nią w porządku.
Godność: Dorian Anton Leammiele Wiek: 27 lat Rasa: człowiek Lubi: sztukę, muzykę i pieczoną cukinię Nie lubi: tłumów, koszmarów i spadziowego miodu Wzrost / waga: 183 cm / 73kg Aktualny ubiór: szary prochowiec z niebieskimi plamami po farbie, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy i granatowe pantofle Znaki szczególne: tatuaż z konstelacjami gwiazd na całym lewym ramieniu Zawód: freelancer, bazgracz Pod ręką: klucze od domu, telefon, dokumenty, paczka chusteczek i miętowych gum do żucia, plecak z przyborami do malowania, podobrazie, aluminiowa sztaluga Nagrody: Bolerko-niewidko
Dołączył: 25 Wrz 2018 Posty: 11
Wysłany: 1 Październik 2018, 17:36
Ach, burza! Jesień była jedną z lepszych pór roku według Śpiącego, między innymi przez to, że większość ludzi zaczynała zbliżać się ospałością do niego. Jakoś mniej samotnie się czuł widząc osowiałych ludzi przysypiających na przystankach albo w komunikacji miejskiej. Pomimo tego, nie chciał popaść w marazm i nieróbstwo, dlatego postanowił zmotywować się i zachęcić do pracy uzupełnieniem zapasów plastycznych, przy okazji może łowiąc coś nowego. Przez Internet przejrzał oferty miejscowych sklepów wybierając ten, w którym jeszcze nie był, zabrał plecak, wrzucił do niego składany parasol i wyszedł. W plastycznym nie spędził zbyt dużo czasu, kupował konkretnie, bo brał praktycznie wszystko to, na co miał ochotę, nie zastanawiając się, czy powinien – z doświadczenia widział, że czegokolwiek by nie wziął, prędzej czy później to wykorzysta. Skracał sobie drogę wybierając mniej uczęszczane uliczny, kiedy nagle w jednej z nich stało się... to. Czyli co? Śpiący nie wiedział, cholera! Został wyrwany z zamyślenia hukiem i oślepiającym błyskiem, a jedyne, czego w tej chwili był pewny aż nazbyt dobrze ,to własne przerażenie. Wiedział, że odruchowo odskoczył i upadł, ale przed oczami miał biało, w uszach mu piszczało, a na piersi czuł ciężar, jakby ktoś na nim leżał. Wyczołgał się rakiem pod ścianę, oparł się o nią plecami i przetarł twarz wnętrzem dłoni. Powoli zaczynał odróżniać kształty, dlatego widząc sylwetkę leżącą na chodniku, z niedowierzaniem zacisnął powieki. Przecież... Przecież tu nikogo nie było! Jego mózg kipiał od niezrozumienia i rosnącej paniki, ale myśl o tym, że kobieta leżąca przed nim mogła zostać trafiona piorunem trochę go otrzeźwiła. Kucnął w dalszym ciągu opierając się plecami, a raczej znajdującym się na nich plecakiem o ścianę i wyjął telefon z zamiarem dzwonienia na pogotowie, jednocześnie gapiąc się na kobietę. Co ona na sobie ma...? Na pewno jest poparzona... Oddycha?
Błyskawica oczywiście pozostawiła po sobie znaczne szkody. W miejscu zetknięcia z ziemią pozostawiła dziurę w bruku i czarną plamę po nadpaleniu. Kamień rozsypał się na proszek. W powietrzu unosił się zapach ozonu, charakterystyczny dla miejsca gdzie właśnie uderzył piorun.
Co dziwne, na miejsce zdarzenia nie przybiegł nikt. Nikt nie zainteresował się dziwnym zjawiskiem...
Kiedy Dorian wyjął telefon, zauważył, że był on wyłączony. Przy próbach włączenia, nie reagował. Cóż, wyładowanie elektryczne które uderzyło tuż przed nosem mężczyzny mogło mieć jakiś wpływ na sprzęt elektroniczny znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie.
Zamroczenie było kłopotliwe, w uszach piszczało a oczy jeszcze przez jakiś czas nie mogły powrócić do normalności, pokazując artyście białe plamy.
Niech to cholera, czy przy upadku nie połamał czasami nowych pędzli? Coś chrupnęło przy zetknięciu z brukiem. To był jeden z tych momentów kiedy Dorian miał nadzieję, że złamał nie nowy sprzęt, a jedną z kości. Tak to już jest, kiedy sztukę ceni się bardziej niż własne życie. Ale czy jasnowłosy należał do tego grona artystów?
Leżąca na ziemi dziewczyna nie ruszała się, co było naprawdę złym znakiem. Niestety jak na złość komórka Doriana była nieaktywna, nigdzie też nie było widać żywej duszy.
Nad ich głowami zagrzmiało, boczna ulica nagle pociemniała, zwiastując nieuchronne nadejście ulewy. I faktycznie, nie trzeba było czekać długo - po dosłownie 10 sekundach ciężkie krople spadły na kamienny chodnik, znacząc go początkowo pojedynczymi łatkami, które już po chwili zamieniły się w wielkie plamy i ostatecznie całkowicie pokryły jasny bruk.
Urwanie chmury, tak to się nazywało. Dorian mógł w tej chwili poczuć się jak w filmie - kiedy życie waliło się na łeb na szyję, zawsze głównego bohatera dopadała ulewa. Cudownie.
Zimny deszcz otrzeźwił mężczyznę i sprawił, że mroczki sprzed oczu zniknęły a piszczenie w uszach ustało. Jedyny plus.
Deszcz moczył nieprzytomną. Jej ubiór był schludny - miała na sobie białą koszulę, bordową, plisowaną spódniczkę i czarne pończochy oraz trampki. Wszystko to wyglądało na nowe, niemal zdjęte z manekina sklepowego. Szkoda tylko, że każda z części jej garderoby była poplamiona w różnym stopniu niebieską farbą. Miała ładny odcień. Zaczęła mieszać się z wodą z kałuży, która utworzyła się pod jej ciałem, tworząc osobliwy widok.
Jak Dorian nazwałby ten obraz? Dziewczyna, chociaż się nie ruszała i była w niebezpieczeństwie, tworzyła w tej chwili naprawdę fantastyczny obiekt do utrwalenia na płótnie.
Nagle drgnęła, jej ciałem wstrząsnął spazm. Oby tylko nie okazał się pośmiertnym odrętwieniem! Ale nie, na szczęście podniosła głowę. Czarne włosy sięgające pasa opadały mokrą kaskadą po bokach jej głowy, niebieska farba spływała z nich na bruk. Rozejrzała się dookoła i była tak samo zaskoczona jak Dorian, ale wydawało się jakby wyjątkowo źle się czuła. Była blada, jej usta były lekko sine a wzrok nieobecny. Ale jak do ciężkiej cholery miała się czuć, skoro prawdopodobnie dostała piorunem? To cud, że przeżyła!
I wtedy właśnie uniosła spojrzenie na siedzącego mężczyznę. Jakież ona miała oczy... Duże, okolone wachlarzami gęstych rzęs o jadowicie zielonych tęczówkach. Czyżby nosiła soczewki? Były popularne wśród młodzieży a ona wydawała się mieć... jakieś 16 lat?
Nosek miała niewielki, lekko zadarty ku górze a sine usta wąskie, ale proporcjonalne do reszty. Zamrugała nieprzytomnie, patrząc prosto na niego. Leżąc na ziemi, stęknęła nagle i wyciągnęła z trudem obolałą dłoń. W stronę mężczyzny, jakby chciała go złapać.
- Proszę... potrzebuję pomocy...
Nie mógł dostrzec łez, które zaczęły spływać po jej bladych policzkach. Jej twarz wyrażała ból pomieszany ze strachem. Oczy, piękne zielone oczy błagały o pomoc.
Czy Dorian, podobnie jak większość Ludzi w takich sytuacjach, zwyczajnie zwieje z miejsca zdarzenia? A może okaże dziewczynie serce i niezależnie od konsekwencji, zaopiekuje się nią, przynajmniej do momentu gdy nie postanowi ona powiedzieć jak właściwie się tutaj znalazła i co się stało?
Godność: Dorian Anton Leammiele Wiek: 27 lat Rasa: człowiek Lubi: sztukę, muzykę i pieczoną cukinię Nie lubi: tłumów, koszmarów i spadziowego miodu Wzrost / waga: 183 cm / 73kg Aktualny ubiór: szary prochowiec z niebieskimi plamami po farbie, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy i granatowe pantofle Znaki szczególne: tatuaż z konstelacjami gwiazd na całym lewym ramieniu Zawód: freelancer, bazgracz Pod ręką: klucze od domu, telefon, dokumenty, paczka chusteczek i miętowych gum do żucia, plecak z przyborami do malowania, podobrazie, aluminiowa sztaluga Nagrody: Bolerko-niewidko
Dołączył: 25 Wrz 2018 Posty: 11
Wysłany: 1 Październik 2018, 21:40
Wysyczał przekleństwo i ze złością schował telefon do kieszeni. Ostrożnie wstał przytrzymując się ściany, a potem podbiegł w stronę głównej alejki, do której zmierzał. Obrócił się zdesperowany wokół własnej osi wypatrując przechodnia, który mógłby użyczyć mu telefonu albo innej możliwości zaczerpnięcia pomocy. Do głowy wpadł mu pewien pomysł, ale żeby to zrobić, powinien wpierw zorientować się, w jakim stanie jest dziewczyna. W tej chwili nawet nie pamiętał o przyborach plastycznych, nie mówiąc już o martwieniu się o rzeczy w plecaku. Do sztuki podchodził niejako pragmatycznie i cenił ją niżej od życia swojego i cudzego, wiedział, że bez tego życia nie będzie samej sztuki.
Szybko wrócił do uliczki i przyklęknął przy dziewczynie. Dopiero teraz sobie uświadomił padający deszcz, bo włosy zaczęły mu przyklejać do coraz bardziej mokrej twarzy, a poza tym ta farba spływająca na bruk... Śpiący nie myślał w tej chwili o tym, żeby się nie pobrudzić, jego priorytetem było sprawdzenie stanu dziewczyny oraz zawołanie pomocy. Zdziwił go jej wygląd, spodziewał się zobaczyć poparzoną skórę, czytał kiedyś o obrażeniach, jakie powoduje uderzenie pioruna, a bladość skóry w porównaniu do jej zwęglenia według pospiesznej oceny Leammiele'a była naprawdę drobiazgiem – z drugiej strony nie zamierzał bagatelizować jej stanu.
Drgnął przestraszony, kiedy nieznajoma się ruszyła. Dotarło do niego, że coś nie tak z kolorem jej oczu, ale podświadomie uznał to spostrzeżenie jako coś mniej ważnego od samego obudzenia się dziewczyny. Dorian czuł się coraz bardziej odpowiedzialny za jej los, w końcu w tej chwili tylko on mógł bezpośrednio jej pomóc.
– T-tak. – Złapał jej dłoń, kiedy sięgała w jego stronę. – Postaram ci się pomóc, tylko leż spokojnie. Nie ruszaj się, nie wstawaj, nie wiemy, co ci się stało. – Starał się mówić łagodnie, swój niski głos wykorzystując do uspokojenia dziewczyny, chociaż nie starał się też udawać, że nic się nie stało i że sam się nie stresuje. – Wezwę pogotowie.
Woda spływająca z włosów na twarz dziewczyny działała na nią kojąco. Początkowo chciała panikować, ale gdy zdała sobie sprawę, że chłód który czuje to deszcz, uspokoiła się. Nadal nie wiedziała gdzie się znajduje ani jakim cudem tu się tak nagle pojawiła, ale wiedziała jedno. Nie mogła dopuścić do tego, by klęczący przy niej mężczyzna wezwał pogotowie!
Gdy chwycił jej dłoń, z jej ust wydobył się dźwięk zdradzający, że policzki miała mokre nie tylko od kropel spadających z nieba. Załkała, wdzięczna za ten jakże ludzki gest. Tak niewiele trzeba było, by podtrzymać kogoś na duchu. A ona potrzebowała w tej chwili obecności...kogokolwiek! Zapewnienia, że będzie przy niej, przynajmniej do czasu kiedy nie podniesie się z chłodnego bruku.
Woda obmywała ją mocząc ubranie, które już po chwili przylepiło się do ciała. Zignorowała jego polecenie i z bólem wypisanym na twarzy, obróciła swoje ciało na plecy. Nie puszczała jego dłoni, jeśli zaprotestował i tak zrobiła swoje. Teraz przynajmniej mogła dać zimnym, jesiennym kroplom ostudzić jej palące od słonych łez policzki.
Przymknęła oczy, jej usta drżały i widać było, ze nie czuje się najlepiej ale nie narzekała na ból w żadnym konkretnym miejscu. Niebieska farba już prawie całkowicie zniknęła z ubrania, pozostawiając jedynie blade smugi na białej koszuli. Która swoją drogą przylepiła się do jej skóry, ukazując dziewczęce, jeszcze nie do końca wykształcone krągłości. I wydając jej sekret - nie miała pod koszulą bielizny.
Ale w tej chwili nie to się liczyło. Czuła dotyk jego dłoni, pokrzepiający bo nie bardzo wiedziała gdzie jest, ale przynajmniej wiedziała, że żyje. Czarne włosy wtopiły się w kałużę.
W takiej scenerii wyglądała naprawdę pięknie. Jej twarz złagodniała.
Gdy jednak usłyszała o pogotowiu, otworzyła szeroko oczy przez co kilka kropel wpadło prosto na jej gałki oczne. Poderwała się do siadu i odwróciła w stronę Doriana, nie puszczając jego dłoni.
- Nie, błagam! - wyszeptała, śmiertelnie przerażona - Już wszystko w porządku, nic mnie nie boli. Proszę, zabierz mnie stąd ale nie do lekarzy. Błagam! - ścisnęła rękę. Jak na ofiarę dziwnego wypadku miała naprawdę dużo siły. Na pierwszy rzut oka, oprócz bladości, mężczyzna nie zauważył żadnych obrażeń. Zastanawiająca była ta farba, ale nie widział nigdzie krwi. Chyba nie była ranna.
Spojrzenie jej zielonych oczu wwiercało się w twarz Leammiele'a. Dojrzał w nim desperację, strach i coś, co można było przypisać do obłędu, ale nie mógł tak od razu jej szufladkować. Przecież przed chwilą dostała piorunem, czyż nie? To zrozumiałe, że była przestraszona i zdezorientowana.
Uniosła jego dłoń do swojej twarzy i przystawiła jej wierzch do swojego policzka, dokładając do niej drugą rękę. Pociągnęła nosem i zmrużyła oczy, zdradzając, że płacze.
- Proszę pana...bardzo proszę... - przeszła teraz na formułę grzecznościową, bo zauważyła, że był od niej starszy - Boję się. Tak bardzo się boję...
Wyglądała teraz jak mała dziewczynka. Może i była licealistką, ale straszne wydarzenie sprawiło, że na wierzch wyszła dziecięca jeszcze natura. To niesamowite jak bezbronny staje się człowiek w obliczu zdarzeń nieprzewidzianych, paranormalnych.
Godność: Dorian Anton Leammiele Wiek: 27 lat Rasa: człowiek Lubi: sztukę, muzykę i pieczoną cukinię Nie lubi: tłumów, koszmarów i spadziowego miodu Wzrost / waga: 183 cm / 73kg Aktualny ubiór: szary prochowiec z niebieskimi plamami po farbie, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy i granatowe pantofle Znaki szczególne: tatuaż z konstelacjami gwiazd na całym lewym ramieniu Zawód: freelancer, bazgracz Pod ręką: klucze od domu, telefon, dokumenty, paczka chusteczek i miętowych gum do żucia, plecak z przyborami do malowania, podobrazie, aluminiowa sztaluga Nagrody: Bolerko-niewidko
Dołączył: 25 Wrz 2018 Posty: 11
Wysłany: 2 Październik 2018, 10:49
W obecnej sytuacji mężczyźnie trudno było doceniać walory urody dziewczyny, bo martwił się o jej zdrowie, tym bardziej, że ta zaczęła się ruszać.
– Nie, nie, leż... – syknął, ale nie próbował jej przytrzymywać na siłę. Zamiast tego wolną ręką poluzował szalik, bo przez adrenalinę nawet pomimo deszczu było mu gorąco. Szalik, ubrania, właśnie...
– Jesteś w szoku, uderzył cię piorun – poinformował ją tłumacząc tym samym jej i sobie nagłą panikę i niechęć do lekarzy. Na jej spojrzenie odpowiedział zdecydowanie, ale i łagodnie, powoli oswajając się z sytuacją. Tak, miał przed sobą młodą osobę, która pewnie przygotowywała się do Halloween. Dzięki warunkom czysto fizycznym – magnetyce i tak dalej, piorun uderzył akurat w to miejsce. A ona? Ona... Mówi, że czuje się dobrze, bo adrenalina zagłusza zdrowy rozsądek i ból. Wciąż uważał, że w jakiś sposób musi sprowadzić profesjonalną pomoc, to niemożliwe, żeby ofiara porażenia tak olbrzymim napięciem nie doznała żadnych szkód!
Kiedy młodsza usiadła, Dorian odwiązał ze swojej szyi szalik i zarzucił go na jej ramiona, a potem szybko zaczął rozpinać guziki płaszcza.
– Ja też się przestraszyłem, ale już przecież jest w porządku, teraz tylko, tylko... – zająknął się, bo pomyślał, że lepiej nie przypominać dziewczynie o lekarzach, nie denerwować jej bardziej, tylko po prostu przy najbliższej okazji wezwać pogotowie. Nawet jeśli miałby to zrobić wbrew jej woli, to w tej chwili nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że dziewczyna mogłaby być świadoma swojego prawdziwego stanu zdrowia. Choć sam nie widział żadnych obrażeń, to wiedział, że mogły znajdować się w środku jej ciała. – Tylko powiedz mi jak się nazywasz. – Zagadnął na, jak mu się wydawało, dość neutralny temat i okrył płaszczem jej plecy. Zerknął w bok chcąc spostrzec, czy na ulicy przypadkiem nie widać jakiegoś przechodnia.
Chmury kłębiące się nad ich głowami pojaśniały przez pozbycie się wody. Uliczka, mimo iż wąska i pusta, stała się nieco jaśniejsza. Po chwili też ulewny deszcz zelżał, zmieniając się w kapuśniaczek.
Dziewczyna przyglądała się uważnie Dorianowi, mrugając co chwilę dużymi, ładnymi oczami. Modliła się, żeby mężczyzna jednak nie wzywał pogotowia. Leczenie mogłoby ją zdemaskować...
Bała się MORII. Dużo słyszała o tej organizacji, jawili się w jej oczach jako najgorsze Demony. Z resztą... to oni zabrali jej starszego brata, tuż po śmierci ich rodziców.
Była na tym świecie sama, bo już dawno pogodziła się ze stratą - schwytanie przez MORIĘ w praktyce oznaczało śmierć, czasami szybką, czasem powolną, zwłaszcza jeśli nie pochodziło się z tego świata. Miała nadzieję, że jej brat szybko umarł.
Na wieść o tym, że uderzył ją piorun, na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Spojrzała od razu w górę. Cóż, dość typowe zachowanie jak na kogoś, kto totalnie nie znał się na fizyce - przecież tak naprawdę wyładowanie szły od strony ziemi. Tylko złudzenie optyczne sprawiało, że wyglądało jakby grom spadł z nieba.
Rozglądnęła się na boki. Nie wiedziała gdzie jest, nie znała tego miejsca. Co prawda dość często spacerowała po Glassville, ale... jeszcze kilka minut temu była na obrzeżach miasta! Jakim cudem się tutaj znalazła, skoro nie posiadała mocy Teleportacji?
Okrycie jej szalikiem było tak miłe, że zaskoczona podniosła wzrok na Leammiele'a i do jej oczu znowu napłynęły łzy. Nie spodziewała się po kimś obcym takiej troski.
- D-dziękuję. - powiedziała otulając się jego szalikiem i wycierając dłonią twarz. Była jak zagubione kocię, przemoczone i przemarznięte, mimo iż jesień była w fazie początkowej.
Pociągnęła nosem kiedy ponownie się odezwał. Spuściła wzrok na bruk ulicy. Próbowała ułożyć sobie to wszystko w głowie. Całe zajście było bardzo dziwne, ale przecież słyszała o portalach, o złośliwych istotach które potrafiły przenieść teleportacją drugą osobę daleko od miejsca przebywania. Co prawda ona starała się żyć w zgodzie z mieszkańcami Glassville, ukrywała swoją prawdziwą tożsamość, ale co jeżeli ktoś dowiedział się kim naprawdę jest i postanowił przetransportować ją bliżej jakiegoś patrolu MORII? Nie znała się na ich strukturach ale w swojej głowie przyjęła, że ta organizacja ma charakter wojskowy.
- Jestem... Jillian. - powiedziała cicho, podając swoje prawdziwe imię. A co jej szkodzi? Jeśli dzisiejszy dzień miał być jej ostatnim dniem na wolności, to była tylko kwestia czasu aby jej personalia wyszły na wierzch jak olej na powierzchnię wody.
- A pan? - zapytała nieśmiało, odgarniając włosy z twarzy. Był przystojny, miał jasne włosy, teraz mokre od deszczu. Ładnie oklejały mu boki głowy i opadały na czoło. Jego oczy, chociaż zmęczone, miały w sobie urok. Było w nic coś, co sprawiło, że dziewczyna momentalnie poczuła sympatię.
W międzyczasie w uliczkę weszła roześmiana para. Wysoki szatyn ubrany w granatowy płaszcz trzymał w jednej dłoni parasol, drugą rękę zajmowała idąca z nim rudowłosa kobieta, trzymając go pod ramię. Zdawało się jakby nie słyszeli przed chwilą wyładowania atmosferycznego.
Szli sobie uliczką, jak gdyby nigdy nic, rozmawiali a ona co chwilę wybuchała śmiechem, najprawdopodobniej przez żarty i anegdoty jakimi raczył ją elegancki mężczyzna.
Byli już tak blisko przemoczonej pary. Czy zauważą, że coś jest nie tak?
Godność: Dorian Anton Leammiele Wiek: 27 lat Rasa: człowiek Lubi: sztukę, muzykę i pieczoną cukinię Nie lubi: tłumów, koszmarów i spadziowego miodu Wzrost / waga: 183 cm / 73kg Aktualny ubiór: szary prochowiec z niebieskimi plamami po farbie, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy i granatowe pantofle Znaki szczególne: tatuaż z konstelacjami gwiazd na całym lewym ramieniu Zawód: freelancer, bazgracz Pod ręką: klucze od domu, telefon, dokumenty, paczka chusteczek i miętowych gum do żucia, plecak z przyborami do malowania, podobrazie, aluminiowa sztaluga Nagrody: Bolerko-niewidko
Dołączył: 25 Wrz 2018 Posty: 11
Wysłany: 8 Październik 2018, 17:11
No i po burzy. To ucieszyło Doriana i sprawiło mu ulgę, ale w duchu skrzywił się i pomyślał sarkastycznie, że jest pechowcem, bo tą głupią burzę musiało przywiać akurat tu i teraz, akurat tu i teraz musiał uderzyć piorun. Cóż, jeśli on jest pechowcem, to co dopiero ta dziewczyna?
Grzecznie kiwnął głową, kiedy usłyszał jej imię.
– Dorian – mężczyzna bez wahania przedstawił się i nawet posłał zmęczony uśmiech. Właśnie, zmęczenie. W tej chwili, kiedy adrenalina zaczęła opadać, poczuł, jakby nie tylko miał ciężką noc, co zresztą nie było nic nadzwyczajnego, ale też jakby przebiegł maraton nie z własnej woli, tylko uciekając przez wygłodniałą watahą wilków.
Bazgracz chciał odezwać się do Jillian, ale jego uwagę przyciągnęła para idąca w ich kierunku. Dzięki bogom! Zerknął przepraszająco na dziewczynę wiedząc, że właśnie zamierza postąpić wbrew jej woli, lecz czuł, że to właściwa decyzja.
– Proszę państwa? – odezwał się głośniej w stronę przechodniów oraz podniósł dłoń, żeby dodatkowo przyciągnąć ich uwagę. Wolał nie wstawać, a tym bardziej nie odwracać się tyłem do jego chwilowej podopiecznej bojąc się, że ta zwieje, jeśli tylko będzie miała okazję. Pilnował jej. – Ta dziewczyna potrzebuje pomocy, jest w szoku, chyba uderzył w nią piorun albo bardzo blisko niej. Mój telefon nie działa, mogę pożyczyć od państwa? – Uderzył w nią piorun, o irionio! Jak to brzmiało! Gdyby nie fakt, że sam jeszcze nie do końca dobrze słyszał po ogłuszającym uderzeniu, ciężko było mu uwierzyć w to, co zaszło. W tej chwili również przypomniał sobie o farbach i całej masie przyborów plastycznych, które miał w plecaku, ale świadomie zdecydował, że zajmie się tym potem, sprawdzi ich stan w domu, zaraz po wyjściu z gorącej, odprężającej kąpieli i napiciu się czegoś wysokoprocentowego.
Tak niewiele trzeba, żeby druga osoba poczuła się w towarzystwie obcej osoby bezpiecznie. Wystarczy podać imię, by bezimienny rozmówca nagle stał się bliższy sercu, nieobojętny.
- Dorian? - powtórzyła dziewczyna - Bardzo ładnie. - dodała, rumieniąc się na twarzy.
W tym wypadku rumieniec był naprawdę dobrym sygnałem. Wyziębiona i w szoku, była bardzo blada i wyglądała tak, jakby jedną nogą była już w grobie.
Nadal źle się czuła, w głowie jej się kręciło a wzrok płatał figle rozciągając białe plamy wszędzie tam gdzie spojrzała. Ale nie była sama i to przytrzymywało ją na duchu. Już nie płakała, zaufała mu na tyle, by przestać sprzeciwiać się wzywaniu pomocy.
Wydawać by się mogło, że wszystko będzie już dobrze, kiedy na horyzoncie pojawiła się para i spacerem kierowała się w ich stronę. Jillian zamarła słysząc, że Dorian próbuje zwrócić ich uwagę. Wyciągnęła dłoń i chwyciła go za łokieć. Ścisnęła, a na jej twarzy wymalowała się desperacja.
- Nie... Błagam. - jęknęła ale było za późno. Para była już zbyt blisko, by udało się zamaskować wołanie jasnowłosego.
Mężczyzna prowadzący pod ramię najprawdopodobniej partnerkę, zatrzymał się i spojrzał na ofiary wypadku z góry. Uśmiech zniknął mu z twarzy, obserwował dwójkę i milczał. Było to na swój sposób upiorne.
To kobieta odezwała się pierwsza. Przedtem skrzywiła się jednak paskudnie i obrzuciła Jillian pogardliwym spojrzeniem.
- Niech pan ją zostawi. To ćpunka. - powiedziała oskarżycielsko wskazując dziewczynę palcem - Pewnie chce pana naciągnąć na pieniądze albo seks głupią opowiastką, że trafił ją piorun. To niedorzeczne. - prychnęła i pociągnęła swojego mężczyznę. On jednak ani myślał się ruszyć. Stał tylko i patrzył, dość intensywnie. Zbyt intensywnie.
- W zasadzie mógłbym pomóc. - powiedział w końcu, głębokim, niskim tonem, powoli wypowiadając każde słowo - Pan pozwoli, że sam zadzwonię.
Jillian zamarła. Podniosła na niego wzrok przepełniony strachem. MORIA... znaleźli ją? Wstrzymała oddech chociaż tak naprawdę chciało jej się krzyczeć. Musiała uciekać, i to jak najszybciej! Dlaczego więc jej nogi odmówiły jej posłuszeństwa i jedyne na co się zdobyła to skulenie się i przysunięcie do Doriana?
Mężczyzna zamrugał patrząc jej w oczy. Pomiędzy jednym a drugim mrugnięciem, jego oczy zaświeciły się nieludzkim, czerwonym blaskiem. To wprawiło Jillian w przerażenie.
Pochodził z Krainy Luster albo Szkarłatnej Otchłani. Z pewnością szpiegował dla MORII bo przecież w innym wypadku nie zatrzymałby się i nie zaproponował pomocy...
Nie czekając na odpowiedź Doriana, przybysz wyjął z kieszeni telefon, wystukał jakiś numer i odszedł na bok by zadzwonić. Jego partnerka wyglądała na wielce obrażoną tym faktem ale nie komentowała zachowania ukochanego.
Samej rozmowy nie było słychać bo mówił przytłumionym głosem. Podał adres, powiedział co się stało i po dwóch minutach wrócił do przemoczonej pary.
- Pomoc już w drodze. - zakomunikował - Państwo wybaczą, udamy się teraz w swoją stronę.
- No nareszcie... - warknęła rudowłosa i pochyliła się w stronę Doriana - Pilnuj pan portfela. Dobrze radzę.
Odeszli na nic więcej nie czekając. Jillian trzęsła się i ciężko było powiedzieć czy z zimna, czy strachu. Może z obu powodów? Miała za złe jasnowłosemu, że mimo jej próśb wezwał pomoc. Jak zostanie potraktowana skoro... nie pochodzi z tego świata? Jak zareagują lekarze widząc zamiast szkarłatu, błękitne strupy na jej ciele?
Godność: Dorian Anton Leammiele Wiek: 27 lat Rasa: człowiek Lubi: sztukę, muzykę i pieczoną cukinię Nie lubi: tłumów, koszmarów i spadziowego miodu Wzrost / waga: 183 cm / 73kg Aktualny ubiór: szary prochowiec z niebieskimi plamami po farbie, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy i granatowe pantofle Znaki szczególne: tatuaż z konstelacjami gwiazd na całym lewym ramieniu Zawód: freelancer, bazgracz Pod ręką: klucze od domu, telefon, dokumenty, paczka chusteczek i miętowych gum do żucia, plecak z przyborami do malowania, podobrazie, aluminiowa sztaluga Nagrody: Bolerko-niewidko
Dołączył: 25 Wrz 2018 Posty: 11
Wysłany: 9 Październik 2018, 21:54
Kiedy został złapany za łokieć, sam położył dłoń na jej dłoni jakby w pokrzepiającym geście, szybko też odwrócił do niej głowę na moment tracąc z oczu zbliżającą się parę.
– Przepraszam – rzucił sykliwym szeptem do Jillian. Kiedy Dorian tylko powrócił do patrzenia na przechodniów, ich zachowanie obudziło jego czujność. Dlaczego nie reagują? Skąd ten chłód i brak empatii? Znają ją? Wiedza coś, co świadczyłoby o tym, że młoda nie zasługuje na uwagę, którą otrzymała od bazgracza?
– Co...? – mruknął skonfundowany słysząc wyrok. Ćpunka. Leammiele poczuł, że po jego plecach przebiega zimny dreszcz, niezwiązany nawet z tym, że oddał płaszcz dziewczynie, a teraz mókł w swetrze. Ćpunka – powtórzył w myślach. To by wiele wyjaśniało, chociaż... coś mu nie pasowało. Scena uderzenia błyskawicy wciąż była żywa w jego pamięci. Zmrużył oczy i słuchał, jak kobieta ubliża Jillian. Niedorzeczne to jest bycie tak pochopną i płytką w ocenie, tłusta, ruda piczo – odpłacił pięknym za nadobne, choć nie głośno, zachował komentarz dla siebie, żeby nie stracić okazji do wezwania pomocy albo nie wszcząć jakiejś kłótni. Nie chciał w tej chwili patrzeć na poszkodowaną, puścił jej dłoń i sięgnął do kieszeni, żeby wyjąć telefon. Kolejną rzeczą, która wzbudziła w nim podejrzenia było to, że mężczyzna odszedł, aby zadzwonić. Dorian obstawiał, że dupek wcale nie wzywał pomocy tylko sobie zakpił, udał, że z kimś rozmawia, dlatego malarz nie zamierzał polegać na jego pomocy i traktować jej jako pewnik. Sprawdził, czy być może jego telefon już ożył i zamierza się grzecznie włączyć.
– Dzięki – rzucił i kiwnął głową zarazem w geście podziękowania jak i pożegnania. Obserwował parę dopóki nie zniknęli mu z pola widzenia, a potem wyburczał pod nosem parę niemieckich przekleństw.
– No dobra – zwrócił się do Jillian wcześniej jeszcze głośno wzdychając. – To teraz powiedz mi, dlaczego właściwie nie chcesz tej pomocy. – Teraz, kiedy parka wyraźnie podrażniła jego układ nerwowy, Dorian wydawał się mniej cierpliwy i na pewno bardziej zdystansowany względem dziewczyny, choć nie wyładowywał rozdrażnienia na niej. Czuł się, jakby brał udział w jakimś żenującym gagu początkującego youtubera albo jakby właśnie zaczynał mu się któryś z jego niepokojących snów. Jeszcze alejką powinien przebiec biały królik, jeden z tych, które często widywał w koszmarach.
Para ostatecznie nie należała do najmilszych, bo mimo iż mężczyzna zadzwonił po pomoc, nic więcej nie zrobił. Jego partnerka była butna i okazywała swoje niezadowolenie wzdychaniem. Pewnie najchętniej zwiałaby stąd do ich wspólnego gniazdka i zagrzebała się z ukochanym w pościeli... Cóż, ludzie są prości - na początku stawiają zawsze swoje potrzeby, potem ewentualnie potrzeby innych.
Kiedy już nie byli potrzebni, udali się w swoją stronę. Nawet nie obejrzeli się, kiedy usłyszeli od Doriana 'dzięki'. Może faktycznie tak bardzo byli zajęci sobą i nie mogli się doczekać wspólnej nocy?
Mimo, że pogoda znacznie nie poprawiła, bo deszcz zamienił się w lekką mżawkę, zarówno Bazgracz jak i Jillian byli przemoczeni do suchej nitki. Jeśli nie znajdą jakiegoś schronienia, gdzie będą mogli się rozgrzać, może się to skończyć katarem.
Podniosła na niego oczy kiedy zapytał o powód jej strachu. Dygotała na całym ciele.
- Bo nic mi nie jest. Jestem tylko zmarznięta. - spróbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wychodziło - Może pójdziemy gdzieś... nie wiem... Nie mieszkam w okolicy... - rozejrzała się dookoła zdezorientowana - A ty? - teraz kiedy już jej się przedstawił, łatwiej było jej zwracać się do niego po imieniu.
Tamci odeszli. Nadal bała się, że lada chwila pojawi się tutaj MORIA, ale skoro Dorian postanowił wzywać pomoc, to trudno. Widocznie tak miało być. I tak nie miała sił by uciekać.
Przyjrzała mu się dokładnie. Teraz gdy nie padało, było jej łatwiej. Miał przystojną, ale naprawdę zmęczoną twarz, może źle sypiał? Poczuła chęć by go zapytać, ale uznała, że będzie to niegrzeczne. Przecież znają się dopiero od kilku minut.
A gdyby tak...? Przecież w końcu była kobietą. Mogła użyć swojego naturalnego czaru i spróbować go uwieść. Może w ten sposób uda jej się urobić tego faceta?
Przysunęła się i spłonęła rumieńcem, bo ostatecznie przecież nigdy nie robiła takich podchodów.
- Może... pójdziemy do ciebie? - zapytała cicho, drącym głosem. Chyba sama nie była do końca przekonana co do tego pomysłu.
W międzyczasie Dorian zauważył, że jego telefon postanowił się włączyć. Miał lekki problem z zasięgiem, ale chyba dwie kreski wystarczą do wykonania jednego telefonu, prawda?
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!