Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Aeron Vaele Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30. Rasa: Upiorny Arystokrata Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą) Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem. Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy. Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis. Broń: Rapier
Dołączył: 07 Sty 2017 Posty: 340
Wysłany: 29 Marzec 2018, 21:53
- Tss. - Thorn wyszczerzył zęby, zmieniając grymas w uśmiech - Nie odbierz tego źle, ale nie boję się ciebie, Dyrektorze. Nie boję się też o własne życie. - wyjaśnił spokojnie - Boję się o porządek i ład w Krainie Luster. Jest to kwestia dość świeża i nie chciałbym brać udziału w kolejnej wojnie. Przynajmniej jeszcze nie teraz, bo rany są jeszcze zbyt świeże a i pamięć nie daje spokoju. - dodał.
Nowe informacje które zyskał były zatrważające. Oto siedział przed nim jeden z Naukowców MORII. Jeden z tych, którzy eksperymentowali na wyłapywanych Mieszkańców Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani. Jeden z bestii, które nazywały przeprowadzane tortury badaniami.
Thorn zupełnie inaczej spojrzał teraz na Medyka. Ludzie byli ciekawymi istotami. Zdolnymi do naprawdę plugawych działań, byle tylko poszerzyć swoją wiedzę. Dowiedzieć się więcej i więcej. A cena nie grała roli, byli skłonni zabić dla wiedzy.
Momentami przypominali Upiornych, ale Arystokratów trzymał w ryzach honor. Nie zdobyliby się na wbicie noża w plecy drugiego Szlachcica, chyba, że ten zagroziłby bezpośrednio jemu lub Rodzinie. A Ludzie? Wystarczyło obiecać takiemu bogactwa, materialne lub nie, a potrafili zabić nawet swoich bliskich.
Co kierowało Anomanderem gdy postanowił pracować dla MORII? Może też obiecali mu gruszki na wierzbie? Co dała mu ta współpraca? Czy był świadom ile cierpienia zadał?
- Twoja... 'szlachetna misja' niesienia pomocy w Krainie Luster zaiste jest godna pochwały. - powiedział i przekrzywił głowę, uśmiechając się delikatnie - Jednak ile z tego płynęło z dobroci twego serca a ile z czystej chęci dowiedzenia się więcej o mojej Ojczyźnie? - wyszczerzył zęby ale zaraz półniej przymknął oczy i machnął ręką - Mniejsza z tym, twoje motywy są twoją prywatną sprawą. Nie oceniam na podstawie czynów, bo gdyby ktoś chciał ocenić mnie, byłbym skazany na ścięcie. - wzruszył ramionami - Nie ma istot Czarnych czy Białych, Tiberiusie. - powiedział gdy tamten wspomniał o czarnym koniu - Są tylko Szarzy. Przecież doskonale o tym wiesz.
Wysłuchał co miał do powiedzenia Medyk i kiwał delikatnie głową na znak, że przetwarza jego słowa. Miał mętlik w głowie. Z jednej strony chciał donieść o wszystkim władzom za wszystkie krzywdy które uczyniła MORIA, z drugiej jednak... Wykorzysta to. Anomander właśnie podał mu mocną kartę. Najsilniejszego Asa, którym dobrze będzie zagrać by kiedyś wygrać. Osiągnąć zamierzony cel.
Arystokrata patrzył w lodowe oczy i wiedział, że ten niebezpieczny, szczwany Opętaniec będzie być może najważniejszym Sojusznikiem w jego sprawie. Dał mu klucz który mógł otworzyć naprawdę ważną furtkę.
Nie było sensu roztrząsać to wszystko o czym dowiedział się z dokumentów. Będzie jeszcze na to czas w bezpieczniejszym miejscu. Teraz liczyła się cena, bo w końcu po to się spotkali, prawda?
Aeron uśmiechnął się poprawiwszy się na siedzisku. Propozycja Anomandera była rozsądna, Vaele mógł na nią przystać. Dobrze, że van Vyvern wspomniał o tym, że musi to jeszcze przemyśleć bo również Upiorny potrzebował czasu.
Kiedy tamten skończył mówić, rogaty położył teczki na stole i położył na nich rękę na znak, że od tej chwili należą do niego. Jego uśmiech mówił wiele i chociaż w głębi duszy Aeron bał się tego, co nadejdzie w ciągu następnych dni, tygodni i miesięcy, cieszył się też jak dziecko bo wszystko szło po jego myśli. Udało mu się zdobyć naprawdę potężnego Sojusznika, a przecież o to mu chodziło!
Anomander miał głowę na karku, jeśli wszystko będzie w porządku, przez następne lata Upiorny będzie korzystał z jego rad bo wygląda na to, że postępowy Opętaniec pragnie zmian. I to wielkich.
- Klinika będzie działać jak dotąd, zadbam o to osobiście. - powiedział z powagą - Otrzymasz też status o jaki prosisz i będziesz rozmawiał na tematy związane z dokumentami tylko ze mną. Ustalimy jakieś hasło na wypadek gdyby ktoś kiedyś próbował się pode mnie podszywać. - dodał - Dodatkowo na teren Kliniki wejdzie moje prywatne wojsko. Nie jest może liczne, ale z czasem się powiększy. Wyślę tutaj moich najlepszych Żołnierzy. Będą chronić Ciebie i Twoich Pracowników, oczywiście dyskretnie. - uśmiechnął się opierając policzek na dłoni - Co do współpracy z Organizacją... Od dzisiaj pracujesz dla mnie. I tylko dla mnie. W zamian, będę cię chronił jak tylko będę potrafił. Szczegóły ustalimy w najbliższym czasie, ale już nie dziś bo... przyznam, że jestem zaskoczony twoim posunięciem. Chcę wszystko przemyśleć w spokoju, w mojej Rezydencji - powiedział szczerze - Nie wiem, czy dobrze to odebrałem, ale dziękuję za zaufanie. Możesz liczyć na dyskrecję. Wybrałeś dobry ród, van Vyvern. Vaele słsą dobrzy w dotrzymywaniu tajemnic. - wstał i podał mu dłoń na znak dobitego targu.
Jeszcze na chwilę usiadł i zamilkł na chwilę zastanawiając się, czy powinien dodać coś od siebie. Anomander był sprytny i prowadził swoją grę... Czy będzie rozsądnym jeśli Aeron doleje oliwy do ognia? Może van Vyvern pomoże mu w drodze na szczyt?
Cóż, warto zaryzykowac. W razie czego... Tiberius po prostu zginie. Thorn zabije bo, zniszczy. Zadba by konał w męczarniach a jego Bibliotekę po prostu sobie zabierze.
- Mam coś w zamian. - zagadnął go po chwili uśmiechając się tajemniczo po czym pochylił się ku niemu - Ta informacja może okazać się istotna o ile oczywiście naprawdę masz zamiar mnie wesprzeć. - błysk w oku, Thorn odczekał chwilę i jego uśmiech pogłębił się - Jak wiesz, jestem Bękartem. - powiedział powoli po czym zszedł do ledwo słyszalnego szeptu - A wiesz, kto jest moim Ojcem?
I powiedział mu. Bo co miał do stracenia? Wszystko. Ale wierzył, że Anomander jest mądry i będzie wiedział jak wykorzystać wiedzę na korzyść siebie samego i przy okazji młodego Arystokraty.
Na to liczył Aeron Vaele, Książę Kłamstw. Ten, o którym jeszcze usłyszą obie krainy Drugiej Strony Lustra i, kto wie, może nawet Świat Ludzi?
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 9 Kwiecień 2018, 16:45
Dyrektor Kliniki, Tiberius Christian Wilhelm van Wassenaer, doktor weterynarii, arystokrata, naukowiec Morii, a aktualnie renegat i zdrajca, od ponad trzydziestu lat żyjący w Krainie Luster jako Anomander van Vyvern uśmiechnął się lekko. Arystokrata, który siedział naprzeciw niego, może i miał na karku ponad pięćset lat. Może nawet odebrał jakieś nauki, ale na dobrą sprawę przypominał ludzkiego młodego dorosłego. Nie miał jasno sprecyzowanej drogi, a może nawet i tego co chciałby osiągnąć? Jego działania na dobrą sprawę przypominały bardziej strzał śrutem ze strzelby niż mierzony strzał z karabinu. Oba były śmiertelne, ale im dłuższy był okres czasu a tym samym odległość, tym większe pojawiały się miedzy nimi różnice. Chłopak potrzebował mentora, kogoś kto poprowadzi go do określonego celu i zamieni szeroki snop śrucin w pojedynczą kulę lecącą do celu. Anomander był od swojego rozmówcy wiele młodszy, ale ze względu na krótsze życie, co u ludzi było normą, jego pęd do zdobywania wiedzy a tym samym rozwój przebiegał szybciej. Kto wie, może nawet będzie mógł pokierować „młodzieńca” tak, by ten obrał najlepszą z możliwych dla siebie ścieżek?
- A na podstawie czego oceniasz Aeronie Vaele? – zapytał Anomander patrząc swoimi chłodnymi oczyma na interlokutora - Nie mów mi tylko, że nie oceniasz innych, bo w to nie uwierzę. Nie jesteś w końcu ani wariatem ani durniem. Ocenianie innych to jedna z najbardziej pierwotnych cech istot rozumnych. Każdy drapieżnik, zanim zaatakuje, na początku ocenia swoją ofiarę. Kalkuluje, czy atak mu się opłaci, czy jest bezpieczny i czy na jego przeprowadzenie zużyje mniej energii niż da mu zdobycz. – mówiąc to wykonał dłońmi symbol przynoszący na myśl szale wagi - Tak samo jest ze wszystkimi istotami. Moja misja niesienia pomocy mieszkańcom Twojego świata Aeronie nie wykluczała prowadzenia badań. Działałem zatem z potrzeby serca i z chęci zdobywania wiedzy. Z chęci niesienia pomocy i czerpania zysków. Kalkulowałem, oceniałem, sprawdzałem i robiłem wszystko co trzeba by moja działalność przyniosła mi wymierne korzyści, nazwijmy to, „kaloryczne”. – skrzydlaty wygodniej rozparł się w fotelu - Co do jednego muszę się jednak zgodzić. Nie ma istot „Czarnych” i „Białych”, nie zgadzam się jednak z tym, że są tylko „Szarzy”. – na twarzy Opętańca pojawił się uśmiech - Kolorem „Szarym” określają się tylko nieudacznicy i głupcy, którzy w czczej pogoni za własnymi ogonami utracili siły a teraz tylko jęczą, że tak w istocie to są szarzy a nie bezbarwni. „Czerń” zaś, to królowa kolorów, kryjąca w sobie wiele innych barw. Dla mnie są to magenta, cyjan i żółty. Od tych trzech barw, już tylko krok do stworzenia własnej – prawdziwej - barwy. Powiedz mi Aeronie, czy dalej myślisz że jesteś szary? A może teraz, gdy pokazałem Ci inne możliwości, myślisz, że jesteś błękitny tak jak letnie niebo, zielony jak wiosenna trawka, czarny jak bezgwiezdna noc a może czerwony jak przelana krew?
Anomander upił z kieliszka i ponownie odstawił go na biurku.
Skrzydlaty uśmiechnął się delikatnie.
Nie wiedział, czy arystokrata zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie przegrywa partię tych negocjacyjnych szachów. Aeron był inteligentny i ostrożny, ale brakowało mu tego, co większości dzieci z prawego łożą wbijano do łba od dziecka. Powściągliwości w podejmowaniu decyzji. Aeron był jedną z tych osób, dla których więcej znaczył wróbel w garści niż większa zdobycz siedząca na dachu. Gdyby tylko pomyślał i zgniótł wróbla, to na jego mikre truchło mógł zwabić nawet sępa. Anomander zjadł zęby na takich zabawach. Dokumenty, które przekazał Arystokracie były swojego rodzaju zającem, za którym podniecony pies gończy pogonił z wywieszonym ozorem, nie bacząc na to, że kawałek dalej, tuż za krzakami, skrył się wspaniały jeleń. Cóż, nauka zawsze kosztuje. Byleby tylko ten rozochocony łatwym łupem pies nie wpadł na watahę wilków albo rozjuszonego odyńca, bo z nauki nie będzie miał wiele pożytku.
Informacja o tym kto jest ojcem młodego arystokraty albo nie zrobiła ona na skrzydlatym wrażenia, albo ten był gotowy na podobną rewelację. Niemniej kiwnął tylko głową ze zrozumieniem i cieniem uśmiechu pełzającym po obliczu. O tym, co chodziło mu po głowie, wiedział jedna tylko cholera.
- Powiedz mi , bo zjada mnie wrodzona ciekawość, czy już pomyślałeś o tym, że w razie czego, w razie nieprzewidzianych komplikacji, zawsze można by się mnie pozbyć, czy może dopiero zamiarujesz o tym pomyśleć? – uśmiechnął się o dziwo dość radośnie dopełniając kieliszki i unosząc swój niejako do toastu - Sam rozumiesz, w końcu jak już mówiłem, nie jesteś debilem, zlikwidować takiego kogoś jak ja, mając takie dowody w rękach, jakie teraz masz, byłoby łatwiejsze od splunięcia. Mógłbyś wystąpić publicznie i powiedzieć „pozbyłem się agenta Morii i przejąłem ich papiery”. Uwierz mi, lokalni władcy chodziliby dookoła Ciebie na czworaka i całowali Cię w dupę. Walczących o Twoje względy miałbyś tylu, że od zaciskania pośladków by nie wchodzili Ci w tyłek wyrobiłbyś sobie stalowe mięśnie. Mam nadzieję ze nie pogoniłeś za zajączkiem niczym chart? Pomyśl Aeronie, czemu oddałem Ci to wszystko, nie mając nawet podstawowej gwarancji bezpieczeństwa? – Anomander ponownie popatrzył w oczy siedzącego przed nim chłopaka, ewidentnie nie wykazywał strachu przed tym, że po raz kolejny może zostać poddany torturom. On naprawdę się nie bał. Nie miał w końcu nic do stracenia. Mógł jedynie zyskać. - Mam dla Ciebie propozycję, zostanę Twoim doradcą i nauczycielem. Pomogę Ci w Twojej drodze, dokądkolwiek by ona nie prowadziła, a Ty mi zaufasz i pozwolisz działać. Przemyśl to dobrze. Moje warunki przedstawię Ci w formie pisemnej, bo któż to wie, czy lokalne ściany nie mają przypadkiem lisich uszu?.
Anomander van Vyvern, a raczej hrabia Tiberius Christian Wilhelm van Wassenaer uśmiechał się teraz, a jego lodowato błękitne oczy zmieniły się w gadzie ślepia.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Aeron Vaele Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30. Rasa: Upiorny Arystokrata Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą) Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem. Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy. Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis. Broń: Rapier
Dołączył: 07 Sty 2017 Posty: 340
Wysłany: 10 Kwiecień 2018, 18:47
Spojrzenie Aerona wyostrzyło się gdy Tiberius chwycił go za słowo. Arystokrata nie lubił takich zagrywek ale spotkał się z nimi nie raz, nie dwa, dlatego wiedział jak się zachować. Gorzej, że trafił na wyjątkowo dobrego Gracza. Diabelnie dobrego Gracza, który obserwuje każdy ruch, przysłuchuje się każdemu słowu i analizuje każdą wypowiedź Upiornego. Thorn nie sądził, że Dyrektor okaże się być tak... czujny na jakiekolwiek potknięcia.
Uśmiechnął się unosząc nasadę brwi ku górze i wzruszając ramionami, jakby nic wielkiego się nie stało. Musiał robić minę do gry która z każdą chwilą robiła się coraz trudniejsza.
- Ach, źle się wyraziłem. Nie oceniam na podstawie motywów. - poprawił się gdy tylko tamten zadał pytanie. Faktycznie źle dobrał słowa. Niebezpiecznie było igrać z Gadem siedzącym po drugiej stronie biurka ale jeszcze bardziej niebezpiecznie byłoby go okłamywać. Dlatego Vaele postanowił grać w otwarte karty. Na razie.
- Ależ oczywiście, że oceniam. - położył dłonie na podłokietnikach krzesła i przekrzywił głowę - Mój system jest jednak złożony. Składa się na niego nie tylko analiza zachowania ale i przeszłości, bo zawsze to co przeżyliśmy ma na nas wpływ. A jeśli nie wiem o kimś nic, staram się go wybadać. - zęby błysnęły w uśmiechu - Na pierwszy rzut oka wydaję się być dziwnym Upiornym, tak wiele istot mi o tym mówiło. Jestem miły, uprzejmy, pomocny. Prawie zawsze uśmiechnięty i taki łagodny... - zachichotał i przeczesał włosy między rogami dłonią - Z pewnością wiesz, jak łatwo rozwiązuje się w ten sposób języki. Grzecznym zachowaniem, troską, czułością... Po jakimś czasie cel sam zaczyna ci ufać. - wzruszył ramionami - Ale, zboczyłem z tematu. Otóż oceniam zawsze. Ale nie dzielę się swoimi osądami, chyba, że akurat wykonuję swoją pracę. - wykonał dłonią gest który miał mówić "Cóż mogę poradzić, taki już los. - Twoje motywy są prawdziwe albo nie. Nie jestem w stanie ocenić co jest prawdą. Jeszcze nie. Ale jestem cierpliwy, z tego zawsze znany był mój ród. - sięgnął po naczynie i ponownie upił odrobinę alkoholu - Nie poznasz mojej oceny względem ciebie, Tiberiusie, bo jeszcze jej nie mam. Będzie jednak zależała od twoich dalszych ruchów. - uśmiechnął się i pogładził jedną ręką teczki, jakby tak naprawdę były nagą skórą kochanki - I od tego w jakim stopniu mi się przydasz. - dopił trunek, odstawił szklankę a uśmiech na chwilę spełzł z jego ust - O ile oczywiście nie zdradzisz, bo wtedy werdykt pozostanie jeden.
Rozmowa z każdą sekundą zwalniała i robiła się coraz trudniejsza i Aeron miał wrażenie, że na własne życzenie brnie w błoto po sam pas. I zamiast cofnąć się i szukać innej drogi, idzie dalej by w końcu łajno sięgnęło jego ust. Żałosne.
Wysłuchał słów Anomandera o kolorach z powagą, wpatrując się w jego niebieskie oczy. Hipnotyzujące, piękne oczy bezwzględnego Gracza.
Był lepszy od młodego Upiornego, ale gdzie zdobywał umiejętności? Gdzie nauczył się tych zagrywek? Czy była to kwestia inteligencji i niczego więcej? A może był starszy niż można było zakładać i przemawiało przez niego wieloletnie doświadczenie?
Thorn miał ochotę skrzywić się. Ciężko było przyznać przed drugą stroną, że czuje się własną przegraną. Smak porażki jest naprawdę gorzki. Jego lico pozostało jednak nieruchome, przecież tego uczono go przez lata, gdy był wychowywany przez Nauczycieli wybranych przez Dziadka.
Gdy tamten skończył mówić, zadając pytanie o barwę Arystokraty, Upiorny ukrył twarz w dłoni i przez chwilę trwał w tej pozie, ukrywając zmarszczone brwi i zgrzytnięcie zębami.
Nagle zabrał rękę i roześmiał się pogodnie. Van Vyvern uśmiechał się... Uśmiechem Zwycięzcy. Aeron poczuł ogromną chęć aby zetrzeć mu ten uśmiech z twarzy ale w drugiej kolejności pojawiła się bardziej rozsądna myśl - a czemu by nie wykorzystać jego Zwycięstwa?
- Aż tak widać, że nie uważałem na lekcjach dyplomacji? - zaśmiał się z siebie, zwalając winę swojej nieudolnie poprowadzonej partii na karb niewystarczającego wykształcenia. Prawdę mówiąc na tych lekcjach był najpilniejszy a teraz był zwyczajnie zmęczony, ale przecież Anomander nie musi o tym wiedzieć. Niech myśli, że rozmawia z Młokosem który ma mleko pod nosem.
- Piękny sztych, przyjacielu. - pogratulował i zaklaskał w dłonie - Co do barwy, uważam, że nie mam żadnej. Jeszcze nie. Za mało znaczę w każdym ze znanych mi światów, ale wierzę, że niedługo się to zmieni. I wtedy możemy porozmawiać o barwach, Dyrektorze. Wtedy dam ci odpowiedź.
Zdradzeniem swojej największej tajemnicy nie zrobił na nim wrażenia. A szkoda, bo oczekiwał jakiejkolwiek reakcji innej niż milczenie. Wierzył jednak, że czarnowłosy Opętaniec już nakłada na swój plan poprawki po tym jak dowiedział się czegoś takiego.
Naczynie Upiornego było już puste, dlatego nie sięgnął już po nie. Nie chciał więcej pić, bo będzie musiał zachować przytomność umysłu. Zaraz po tej rozmowie uda się do Wieży i wprowadzi w życie plan na który szykował się od dłuższego czasu, a który dzięki Dokumentom miał być teraz dziecinnie prosty.
- Cały czas o tym myślę, drogi Anomanderze. - powiedział uśmiechając się i widząc ruch oznaczający toast, jednak sięgnął po napitek - Ale dlaczego mam zabijać Gąskę która zniosła mi jedno Złote Jajo, skoro kiedyś może złożyć kolejne? Dla jednorazowej przyjemności zjedzenia z niej pieczeni? To dopiero głupota. - upił łyk, odpowiadając na toast Tiberiusa - Dałeś mi dokumenty wiele ryzykując a ja mam zamiar odwdzięczyć się zapewnieniem ci bezpieczeństwa, bo kto wie, może jeszcze mi się przydasz? Gdybym cię teraz zlikwidował, okazałbym się Największym spośród Błaznów. - odstawił naczynie i już nie zamierzał po nie sięgać.
Na propozycję zmarszczył brwi. Wzrok skupił na jego oczach i przez chwilę nie uśmiechał się, chłonąc wszystko to, co tamten miał do powiedzenia. W jaką grę grał Dyrektor tej Kliniki? Co chciał osiągnąć? Aeron czuł się jak przez ekscytującą wyprawą w nieznane. Wiedział, że obdarowując Opętańca zaufaniem może się poparzyć, ale przecież ma na tyle dużą władzę w tej krainie by w razie potrzeby szybko go odnaleźć i jednak zlikwidować. Z bólem serca usmażyć Gąskę dającą Złote Jajka. Jego Żołnierze będą tu nie tylko by chronić Tiberiusa i jego załogę, ale też po to by w razie czego szybko go pochwycić i zawlec przez oblicze... Briara. O tak. Aeron czuł stanowisko do którego się przymierzał nosem. Jeszcze nigdy nie było tak blisko jak teraz, dosłownie na wyciągnięcie ręki!
Upiorny Arystokrata uśmiechnął się na koniec wypowiedzi tamtego. Przez chwilę patrzył w gadzie ślepia i nie mógł wyjść z zachwytu. To te oczy widział wtedy w oknie. Te oczy tak go wystraszyły. Teraz jednak, gdy wiedział, że niewiele mu zrobią, były po prostu jak dwa drogocenne kamienie które Szlachcic wrzucił do swojej szkatuły. Ten Smok był już jego.
- Nie ufam listom. - powiedział wprost - Bardzo łatwo je przechwycić. Ponowię zaproszenie do mej Rezydencji. W niej nie musimy obawiać się uszu innych niż... moje własne. - nawiązywał do swojej zaufanej trójki Służących - Wydaje mi się jednak, że odpowiedź na twoją ofertę jest oczywista. Przecież już raz wytknąłeś mi błąd w dyskusji, Tiberiusie. - zachichotał - Wyszedłem na niedouczonego młokosa, potrzebuję więc nauczyciela! - powiedział kładąc sobie dłoń na piersi i przywołując na twarz melodramatyczny wyraz. Zaraz jednak zaśmiał się cicho przez zamknięte usta i uśmiechnął do niego w zagadkowy sposób. Nikt nie był w stanie odgadnąć o czym w tej chwili myśli Książę Kłamstw.
- Załóżmy więc, że zgadzam się na ten układ lecz przypieczętujemy go dopiero w mojej Rezydencji, bo nie wyobrażam sobie innego miejsca które byłoby do tego bardziej odpowiednie. - powiedział i zaczął unosić się z krzesła - A teraz, jeśli pan pozwoli. - jego tęczowe oczy błysnęły - Pójdę o wszystkim donieść Arcyksięciu.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 26 Kwiecień 2018, 23:34
Anomander uśmiechnął się pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że ta swoista partia szachów, jaką aktualnie postanowił rozegrać, toczy się po jego myśli. Skrzydlaty nie należał do osób chwalących dzień przed zachodem słońca. Był typem, który non stop rozważa, układa plany i koryguje je wraz z biegiem czasu i zdarzeń. Tym razem też miał plan, ale do jego realizacji potrzebował jeszcze trochę czasu i kilku wygranych partii życiowych szachów. Pierwszą i najważniejszą rzeczą będzie wyniesienie Aerona tak wysoko jak to tylko możliwe. Gdy już to osiągnie zajmie się resztą. Nie był idiotą wiedział, że udostępnienie Aeronowi dokumentów, a także poproszenie Arystokraty o objęcie Kliniki ochroną wiązać się może z tym, że jego eliminacji będzie możliwa w każdej chwili. Jednak miał nadzieję, że Aeron nie jest idiotą a jego słowa o gąsce nie okażą się jedynie pustymi zapewnieniami. W końcu Arystokrata zapewne brał pod uwagę fakt, że Anomander przebywał w Krainie Luster przez ponad trzydzieści lat i przez cały ten okres czasu, częściowo pracując jako medyk a częściowo naukowiec Morii, miał wiele sposobności aby przygotować się na większość scenariuszy dotyczących jego nagłego „zniknięcia”. Anomander może i był medykiem, może i niósł pomoc niemal bezinteresownie, ale gdzieś wewnątrz niego czaił się też morderczy gad, który za punkt honoru brał to, by gdy przyjdzie mi zginąć, pociągnąć za sobą jak najwięcej ofiar a najlepiej utopić świat we krwi. Cóż, tak to już bywa.
- Zgadam się. Możesz ruszać nawet zaraz. Proszę tylko, byś niezwłocznie przysłał tu ludzi. – powiedział Anomander - Ja tymczasem dokończę to co wymaga dokończenia i w najbliższym czasie pojawię się u Ciebie w posiadłości. Przygotuj mi tam proszę odpowiednie lokum.
Uśmiechnął się, kiwnął głową i popatrzył w okno. Naglę tknęła go jeszcze jedna myśl.
- Wracając do Twojej przykrywki Aeronie, tej o której rozmawialiśmy kilka dni temu, prosiłbym byś wystawił mi dokument poświadczający przeprowadzenie kontroli w placówce i skierowanie do niej ludzi celem prowadzenia obserwacji. – powiedział zaplatając palce i kładąc dłonie na brzuchu - Nikt z postronnych nie dowie się, że powodem było leczenie a ja, cóż dokładnie wiesz do czego będzie i to potrzebne.
Powiedziawszy to uśmiechnął się szczerze.
Cóż, szczerość za szczerość.
Na wszelki wypadek wyjął z szuflady biurka dwie karty papieru, pióro i lak do postawienia pieczęci.
Poczekał aż Aeron spisze i podpisze dwie identycznie brzmiące wersje dokumentu po czym również podpisał obie, i wziąwszy jedną z nich schował do biurka.
- Ruszaj zatem bo każda chwila jest cenna. – powiedział skrzydlaty wstając z fotela i podając mu rękę na „do widzenia”.
Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek Godność: Aeron Vaele Wiek: Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30. Rasa: Upiorny Arystokrata Wzrost / waga: 182/100 (same rogi trochę ważą) Aktualny ubiór: Czarna marynarka ze stójką w typie munduru, zapinana dwurzędowo srebrnymi guzikami, z wyszywanym srebrną nicią wzorem na plecach. Czarne spodnie. Skórzane oficerki. Pas z przytroczonym rapierem. Znaki szczególne: Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy. Zawód: Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej Pod ręką: Laska (w której jest ukryta broń), zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis. Broń: Rapier
Dołączył: 07 Sty 2017 Posty: 340
Wysłany: 27 Kwiecień 2018, 19:49
Koniec rozmowy był szybki. Nie było sensu przedłużać spotkania bo przecież nic więcej nie ustalą. Thorn będzie czekał na Tiberiusa w Rezydencji i tam dokończą.
- Pojawią się tutaj jutro i postarają się nie wchodzić nikomu w drogę. Może się zdarzyć tak, że nawet nie zauważysz ich obecności. - uśmiechnął się - Jeden z nich przekaże ci list ode mnie i będzie to sygnał, że są na miejscu. Są godni zaufania ale nie zdradzaj im proszę nic z naszej rozmowy. Im mniej wiedzą, tym mniej wykrzyczą na ewentualnych torturach. - wzruszył ramionami, jakby życie jego wojaków nie było mu cenne. Było zgoła inaczej, ale lepiej nie przyznawać się do tego, że znaczą więcej. Nie kiedy można ten fakt wykorzystać przeciw niemu.
Na prośbę o lokum uniósł jedną brew. Właściwie nie planował zatrzymywać u siebie Dyrektora Kliniki dłużej niż będzie trwała kolacja, ale najwidoczniej Anomander miał inne plany. Cóż, jemu to na rękę. Przynajmniej nikt nie sprzątnie mu Opętańca, który stał się naprawdę cennym sojusznikiem.
- Oczywiście. Wszystko będzie gotowe na twoje przybycie. - pochylił nieco głowę w lekkim pokłonie. Wcale nie musiał tego robić, ale szanował stojącego przed nim mężczyznę i uznawał za prawie równego sobie. Co prawda nie miał potwierdzenia, że van Vyvern faktycznie jest Szlachcicem, ale po języku jakim operował, można było uznać, że wychował się w wyższych sferach. Albo pięknie kłamał. Aeronowi to za jedno, przecież sam ociekał kłamstwem.
Wystawienie dokumentu nie było problemem, zwłaszcza, że przecież od jutra jego żołnierze będą tutaj węszyć dniem i nocą. Jeśli Tiberius ma coś więcej do ukrycia, oni to odkryją. Prędzej czy później. Czy Dyrektor zdawał sobie sprawę, że chcąc chronić swój kurnik, wpuścił do niego sprytnego drapieżnika? Owszem, będzie on bronił budy i wszystkich mieszkańców, ale sam nie poprzestanie na potulnym siedzeniu w kąciku i czekaniu na intruza.
Stał już, kiedy skrzydlaty podał mu papier i pióro. Uśmiechnął się do niego ukazując zęby, a uśmiech ten wcale nie należał do tych ładnych, ciepłych. Aeron bowiem wcale nie był tak milutki jak mogłoby się wydawać. Był cwany i wiedział kiedy grać grzecznego Upiornego lecz kiedy nie było ku temu powodu, stawał się naprawdę niebezpieczną osobą.
- Mam dopisać pozdrowienia dla Hrabiny? - zapytał otwierając pióro i pochylając się nad kartką - Czy może lepiej... słowa pocieszenia? Coś w stylu: "Proszę się nie martwić, następnym razem może się uda." - zachichotał.
Doskonale wiedział po co kobieta chciała sprawdzać Klinikę. Placówka rozrosła się w ciągu tych kilkudziesięciu lat i można było przewidzieć, że Arcyksiążę w końcu zainteresuje się jej działaniem. Pytanie jednak brzmiało, na ile Arcyksiążę faktycznie interesował się tym miejscem i czy inicjatywa wyszła od niego. Cóż, Hrabina zapewne i tak przyjedzie i sprawdzi to miejsce, ale niewiele znajdzie bo to, co mogło skazać Tiberiusa na stryczek od tej chwili należało do Aerona Vaele. Upiornego Arystokraty który jako pierwszy od dawna, zdobył naprawdę ważne dokumenty dotyczące znienawidzonej organizacji ludzi.
Pięknym pismem zapisał oświadczenie o kontroli. Jako Szlachcic i Dowódca Gwardii Arcyksiążęcej miał prawo z własnej inicjatywy sprawdzić Klinikę. Co go do tego popchnęło? Ciekawość. No i chciał wyręczyć Arcyksięcia, już taki z niego wierny poddany.
Podpisał dokument swoim imieniem i nazwiskiem. Podpis był piękny sam w sobie. Na koniec rogaty wykorzystał przygotowany lak i ukoronował pismo pieczęcią. Pierścień pozostawił w ciepłej masie herb na którym widniała opleciona cierniami róża. Rozpoznawalny herb, Hrabina bez problemu go rozpozna.
Jeden egzemplarz wziął Dyrektor, drugi Thorn. Arystokrata schował go do jednej z teczek które miał zamiar zabrać. Będzie ich strzegł jak oka w głowie, albo może nawet i lepiej bo były dla niego złotym biletem na szczyt.
- Dziękuję, Dyrektorze, za szczerą rozmowę. - powiedział ściskając jego rękę w geście pożegnania - I za pomoc. Mówię o operacji. - dodał - Proszę jutro oczekiwać listu i... do zobaczenia niebawem, mam taką nadzieję. - uśmiechnął się miło.
Zabrał dokumenty które od teraz należały do niego i udał się na spoczynek. Dziś jeszcze przenocuje tutaj, ale wyruszy z samego rana. Może nawet nie będzie okazji się pożegnać.
- Ach, byłbym zapomniał. - zatrzymał się w połowie drogi do drzwi - Rapier który noszę jest bronią, którą moja matka odebrała sobie życie. - wysunął ostrze ze swojej laski - Zapamiętaj to, Tiberiusie.
Wyszedł uśmiechając się pod nosem. To stulecie zapowiadało się na naprawdę ciekawą erę w dziejach trzech światów.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!