Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Korek nie poleciał gdzieś daleko. Właściwie zatrzymał się tuż przy jego stopach, dlatego Bane nie musiał go szukać. Schylił się, by go podnieść bo gdyby go zignorował, to pewnie potem musiałby go wygrzebywać spod kanapy.
Bardzo nie lubił bałaganu. Sam o sobie mówił, że zdradza skłonności pedantyczne. Nie przesadzał co prawda i nie biegał ze szmatą do kurzu codziennie, ścierając niewidzialne pyłki, ale bardzo starał się utrzymywać swoje lokum w nienagannej czystości. Prawie sterylnej. To samo tyczyło się jego ubioru i ogólnie wyglądu. Potrafił przebierać się kilka razy dziennie, równie często się myć i czesać. Dbał o wygląd od małego a teraz, gdy dodatkowo w jego żyłach krążyła zgniła posoka, bał się by przypadkiem nie zacząć zwyczajnie śmierdzieć. Jak trup, bo w końcu szlam zamiast krwi mają tylko trupy. Inaczej pachniał i zdawał sobie z tego sprawę, może właśnie dlatego tak hojnie zawsze spryskiwał się perfumami. Lubił mocne, eleganckie, świeże zapachy. Można powiedzieć, że pod tym względem był całkowitym przeciwieństwem Dyrektora Kliniki, który pachniał zawsze ciężko, elegancko i... staro. Miał klasę i takich też perfum używał. Bane lubił ten zapach tylko na nim, bo już się przyzwyczaił i kojarzył mu się ze wspólnymi wieczorami, kiedy Anomander starał się go trochę podszkolić.
Chwycił w długie, smukłe palce korek i wtedy też usłyszał pukanie. Podniósł się, uważając by nie uderzyć głową o kant stołu (już wystarczy na dziś obrażeń, miał przecież nową szramę i nadal było widać ślad po oparzeniu). Do pokoju wszedł nie kto inny a Anomander, we własnej osobie.
Białowłosy zamarł z głupią miną człowieka totalnie zbitego z tropu, po czym wstał i uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Zgarbił się też trochę, bo było nie było, nie miał koszuli. Był w samych gaciach od dresu, co było trochę zawstydzające.
Gdy skrzydlaty skomentował popijawę, Bane spojrzał z nienawiścią na Jana Sebastiana. To wszystko jego wina, to on przyniósł tu wódkę. I to nie jedną butelkę czy dwie, musiał od razu osiem! Czy to takie dziwne, że osoba uzależniona gdy ma dostęp do używek, łatwo po nie sięga?
Co chwilę zerkał na Anomandera z ukosa, ale dbał by ten nie uchwycił jego spojrzenia. Było mu głupio, po raz kolejny z resztą. Czuł też wstyd i ogromny żal, za to co zrobił czarnowłosemu.
Gad był teraz spokojny, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Może był u Abi i mała poprawiła mu humor? Cóż, nie zmieniało to faktu, że Bane był na cenzurowanym. I lepiej żeby trzymał jęzor za zębami, przynajmniej wtedy kiedy ma ochotę coś odpysknąć.
- Chciałem... odespać noc. - mruknął bardziej do siebie, niż do drugiego Medyka. Miał zamiar naskarżyć na Okularnika, ale wtedy uświadomił sobie, jakie to będzie żałosne. Co, dzidzia-Bane nie radzi sobie z Marionetką? Laleczka dała wódeczkę i biedny Banuś nie mógł odmówić? Przecież nikt mu do mordy jej na siłę nie wlewał.
- Nie wyszło. - dodał nie patrząc na Dyrektora.
Jasiek poderwał się tak, jakby mu się sadze w dupie zapaliły. Cyrkowiec nie bardzo wiedział o czym oni mówią. O czym Jasiek zapomniał? Białowłosy zmarszczył brwi, ale nie spojrzał na żadnego z nich. Gapił się w stolik na którym stały przeróżne butelki.
Czy Anomander zobaczył rozbity łuk? Niby Bane go podleczył, nie do końca ale jednak. Nie krwawił i nie było obrzęku ale wprawne oko Lekarza z pewnością wychwyciło nową, świeżą bliznę. Skoro zauważył tą na szyi, ta pewnie też mu nie umknęła. Podobnie jak nieco inny odcień skóry na brodzie i klacie mężczyzny.
- Tak jest. - powiedział krótko, pokornie. Gdzie się podziała ta hardość i szczekanie? Jan Sebastian uświadomił mu, jak żałosny jest, dlatego Bane zwyczajnie zrezygnował z miotania się i pogarszania swojej sytuacji. Nie chciał bardziej wkurwiać Dyrektora.
Gdy Anomander wyszedł, białowłosy podniósł wreszcie wzrok na Urzędnika. Przez chwilę przyglądał się jego poczynaniom z na wpół przymkniętymi oczyma, jakby był znudzony po czym nagle podszedł do niego i wyciągnął dłoń. Niezależnie od tego czy tamten ją uścisnął czy nie, Bane skinął mu głową.
- Dzięki za gorzałę. - powiedział - Ale następnym razem, jeśli będziemy się chcieli napić, nastąpi to po godzinach pracy. - dodał po czym wkładając dłonie do kieszeni spodni, poszedł na górę.
Szedł nadal nieco dziwnie, stawiając ostrożnie kroki i trochę jak cowboy, ale przynajmniej krocze już go nie piekło. Może nawet nie będzie pęcherzy bo szybko zareagował. Przeklęta herbata. I przeklęty Jasiek.
Szybko wziął prysznic i uczesał się, użył perfum, trochę więcej niż zawsze bo chciał ukryć zapach wódy. Wyszorował też zęby.
Równie szybko się ubrał wybierając elegancki zestaw łączący w sobie prostotę i nieprzesadną elegancję - czarna koszula, czarne wąskie spodnie i skórzane buty. Całości dopełnił zegarek a gdy mężczyzna trochę podwinął rękawy, wyglądał jeszcze lepiej.
Na koniec spojrzał w lustro, westchnął i wyszedł.
Gdy schodził na dół, Jana już nie było. Cóż za słodka cisza... Ale Bane nie mógł się nią nacieszyć długo, bo przecież musiał się pospieszyć na obiad. Sam Dyrektor po niego poszedł.
Nie czekając ani chwili dłużej, opuścił mieszkanie. Było ładnie posprzątane, uchylone okno wietrzyło pomieszczenia...
Wyszedł i skierował się prosto do Jadalni. Nie chciał by inni na niego czekali. Już wystarczająco dużo dzisiaj pokazał.
Wtoczył się do pokoju i od razu poszedł na górę. Nie zamykał drzwi bo może jednak Jan będzie chciał posiedzieć tutaj w nocy. Książki które przyniósł zostawił na stoliku.
Umysł miał już właściwie wyłączony i na 'stand by' wszedł po schodach, przeszedł do łazienki i wziął prysznic. Wyszorował się porządnie, jak to miał w zwyczaju i chyba pierwszy raz w życiu ubrał piżamę. Zazwyczaj sypiał nago ale nie chciał ryzykować - jeszcze Jasio nabierze na niego ochoty i będzie się do niego w nocy dobierał a co wtedy?
Ubrał szary zestaw składający się ze spodenek do kolan i luźnej koszulki.
Niczym Zombie udał się do łóżka i dosłownie rzucił się na posłanie. Miał dość dzisiejszego dnia, dość emocji i gadania. Był wyczerpany.
Prawie od razu zasnął. Nie śniło mu się nic i pewnie gdyby d pokoju wkroczyła orkiestra dęta i zaczęła wygrywać coś arcygłośnego, i tak by się nie obudził. Wyglądał jakby umarł. Tylko unosząca się miarowo klatka piersiowa świadczyła o tym, że Cyrkowiec żyje.
Oczywiście przed kąpielą i snem zdjął swój nowy zegarek i położył na szafce nocnej. Gdyby nie to, że był zmęczony, pewnie gapiłby się na niego godzinami. Prezent od Anomandera był tak piękny, że zapierał dech w piersiach.
W końcu mógł odpocząć. Już dawno nie spał tak kamiennym snem.
Obudził się dość wcześnie, ale czuł się bardzo dobrze. Była to zasługa zegarka który zobaczył tuż po tym jak otworzył oczy. Od razu po niego sięgnął i z uśmiechem na ryju ubrał go, przyglądając się mu jak świeżo zaręczona dziewuszka. Pomaszerował szczęśliwy do łazienki i ogarnął się.
Długo patrzył na odbicie. Serio będzie musiał pomyśleć o zmianach bo czuł się staro i wyglądał staro.
A może by tak wybrał się pobiegać? Jeszcze jest sporo czasu przed pracą a świeże powietrze doda mu energii. Cyrkowiec pomyślał, że to dobry pomysł dlatego wyszedł z łazienki i zaczął ubierać się w sportowe ciuchy. Tym razem jednak wybrał cieplejszy wariant bo wczoraj padał śnieg.
Zbiegł po schodach w fantastycznym humorze i jeszcze przed wyjściem zdecydował się na kawę - miał w pokoju małą paczkę kawy serwowanej w Klinice, od Alice, nie umiał jej co prawda tak fantastycznie parzyć ale i tak była dobra.
Mieszał czarną ciecz w kubku zastanawiają się co przyniesie dzień i patrząc z uśmiechem na cacuszko które miał na nadgarstku.
Organizacja MORIA: Renegat Godność: Anomander van Vyvern Wiek: Z wyglądu 35 lat Rasa: Opętaniec Lubi: Zwierzęta, naukę, badania naukowe, toksykologię, kynologię, polowania Wzrost / waga: 198 cm / 89 kg Aktualny ubiór: Skórzane spodnie, kamizela i płaszcz z kapturem, czarna koszula, ciężkie buty, nagolenniki i karwasze ze stali. Zawód: Doktor nauk weterynaryjnych Pod ręką: Torba medyczna (apteczka), manierka z alkoholem, klepsydra, sztucer, nóż Broń: Nóż, sztucer Purdey kalibru 375 H&H z celownikiem Swarovski Z8i Nagrody: Prezentełko, Kula Pomocna, Cukrowe Berło Stan zdrowia: Zdrowy SPECJALNE: Moderator, Pomoc Administracji
Dołączył: 12 Wrz 2016 Posty: 221
Wysłany: 23 Grudzień 2017, 02:15
Jan Sebastian starał się poruszać w miarę cicho, w końcu był wczesny ranek i personel Kliniki mógł jeszcze spać. Nie gwizdał nawet swojej ulubionej piosenki, zwyczajnie płynął przez korytarze ku pokojowi Bane’a.
Gdy stanął przed drzwiami delikatnie w nie zapukał. Odczekał chwilę po czym nacisnął klamkę i wszedł do środka. To co go zdziwiło, to fakt, że Bane już nie spał.
- Dzięń dobry Bane – powiedział typowym dla siebie tonem wiecznie znudzonego urzędasa - Widzę, że wstałeś skoro świt. Dobrze się spało? – zapytał podchodząc do stolika i zerkając na książki z liścikiem. Może był to tylko odbłysk światła, ale postronny obserwator mógłby przysiąc, że na twarzy Jana Sebastian na ułamek sekundy zagościł miły uśmiech.
- Jak już zapewne wiesz, Pan Dyrektor zorganizował dla Ciebie kurs. – poprawił okulary i kontynuował - Jak tylko wypijesz, to zabiorę cię do sali treningowej. Odradzam jednak jedzenie czegokolwiek. Przygotuj sobie ręcznik, przybory do mycia i ciuchy na zmianę.Zegarek możesz wziąć ze sobą, ale będziesz go musiał zdjąć przed ćwiczeniami.
Powiedziawszy to usiadł sobie na kanapie i spokojnie czekał. W Sali treningowej wszystko było już przygotowane, łącznie z gramofonem i muzyką. W końcu najlepiej trenuje się przy muzyce. Mieli zatem sporo czasu, i to zapewne z tego powodu marionetka nie poganiała Bane’a.
Jan Sebastian spokojnie siedział wpatrując się w krajobraz za oknem. Wyraz jego twarzy pozostawał nieodgadniony.
Gdy tylko Bane wypił aromatyczny napar i zmył kubek, Jan Sebastian wstał i podszedł do drzwi. Poczekał tu, aż Bane zbierze wszystkie potrzebne przedmioty, a kiedy ten w końcu przyszedł do Jana Sebastiana marionetka wyszła pokazując mu drogę.
Do swojego pokoju wpadł jak burza i od razu pognał na górę. Ubrania prawie z siebie zerwał, taki był zdenerwowany. Biedny Wredotek uciekł pod łóżko, żeby nie dostało mu się ogniem odbitym.
Bane od razu poszedł się umyć i długo stał pod strumieniem wody. Miał czas zastanowić się co dalej.
Anomander ukrywał przed nim swoje moce. Pewnie miał powód, ale nie tłumaczyło to dlaczego pierdolił o zaufaniu, a sam nie ufał swojemu Ordynatorowi. Którego sam wyznaczył. No śmieszne.
Po tym jak się umył, władował się do łóżka i przykrył kołdrą. Była zimna i kleiła się do pospiesznie wycieranego ciała, ale było mu dobrze. Mógł odetchnąć po całym dniu karuzeli emocjonalnej. Oj, dużo się działo.
Niechniurek wyszedł ostrożnie spod łóżka i wspiął się na posłanie. Stąpając powoli, wszedł na swojego Pana i zbliżył się do jego twarzy. Powąchał go i po chwili oględzin, przytulił pyszczek do jego szczęki. Cyrkowiec uśmiechnął się i przyciągnął stworzonko by je podrapać. Zwierzak pisnął zadowolony i przewrócił się na plecki, odsłaniając brzuszek. Dobrze, że chociaż on nie miał takich zmartwień.
Bane długo leżał i myślał nad tym co usłyszał. Sen przyszedł późno, ale był zbawieniem bo pozwolił odpocząć jego zszarganym nerwom i umysłowi.
Zasnął głaszcząc Wredotka i spał snem sprawiedliwego aż do pierwszych promieni słońca, które wpadając przez wielkie okna ogrzały mu twarz.
Poranki zawsze miał ciężkie więc i tym razem zanim wstał, odleżał pięć minut zbierając się w sobie. Wredotek poszedł już na dół i pił chyba wodę, bo Bane słyszał ciche chłeptanie.
W końcu wstał i przeciągnął się. Miał zakwasy ale to akurat dobrze. Uśmiechnął się do siebie.
Starał się nie myśleć o dniu poprzednim. Poszedł się odświeżyć, przebrał w dresy i zszedł do Sali Treningowej, gdzie czekała go dalsza nauka z Janem. Zamienili niewiele słów, bo Cyrkowiec był dzisiaj wyjątkowo małomówny. Dzięki temu skupił się na ruchach i poszło mu całkiem nieźle.
Po wszystkim poszedł do siebie gdzie dokładnie się umył i przygotował do pracy. Zawiązując krawat spojrzał na Wredotka, który akurat obwąchiwał stojące przy łóżku dziwne paczki.
Białowłosy nie przypominał sobie, by wczoraj tu były... Usiadł na posłaniu i sięgnął po pierwszy pakunek. Otworzył karton i znalazł w środku... Prezent. Klasycznie opakowane w zielony papier pudełeczko z ładną, srebrną kokardą. Był dołączony liścik a na nim tajemniczy napis: "Dam ci wszystko, czego pragniesz."
Uśmiechnął się. Brzmiało to jak głupi dowcip, jakby napisała to jakaś rozochocona kobieta... Ale Tulka miała inne pismo. Gdyby te paczki przyszły od kogoś z zewnątrz, Alice poinformowałaby go o tym, prawda?
Zdjął wieko ale pudełko było puste. Przyglądał się wnętrzu, ale nic nie znalazł. Zamknął więc prezent i spojrzał na niego, zastanawiając się co z nim zrobić. Pudełeczko było bardzo ładne i żal było je wyrzucać, dlatego odłożył je na szafkę przy łóżku. Potem znajdzie dla niego miejsce.
Kolejna była malutka paczuszka a w niej Kryształowa Kula. Bane przystawił ją bliżej oczu by odnaleźć zatopioną w wodzie i sztucznym śniegu figurkę, ale kulka była przejrzysta. Również i przy niej znalazł liścik: "Ukażę tylko potrzebujących pomocy."
I faktycznie po chwili w krysztale zaczął pojawiać się rozmazany obraz, który z każdą chwilą wyostrzał się. Cyrkowiec przyjrzał się temu co zostało mu ukazane i zobaczył w Kuli sylwetkę Upiornego Arystokraty, którego przyjęto kilka dni temu, a który miał mieć za niedługo operację. Potem Kula pokazał jeszcze innych pacjentów.
Mężczyzna uśmiechnął się. Przydatna rzecz. Nie wiedział skąd to cacko, ale ucieszył się z przydatnego prezentu. Schował go do szuflady szafki nocnej, tam gdzie znajdowały się jego prywatne, strzeżone rzeczy.
Ostatnie pudełko było podłużne i stosunkowo niewielkie. Odpakował i najpierw przeczytał list: "Malarz nie zawsze potrzebuje pędzli." Ta wiadomość zdecydowanie brzmiała najdziwniej. Na odwrocie był jeszcze dopisek: "Korzystaj mądrze."
Zsunął wieczko drewnianego pudełka. Wewnątrz była... Różdżka? Zaśmiał się podnosząc przedmiot z atłasowej wytłoczki. Z uśmiechem oglądnął ją, miała u nasady duży kryształ, który migotał wszystkimi kolorami tęczy. Kamień trzymała srebrna, stylowa obejma i łączyła go z drewnem właściwiej Różdżki.
Bane pokręcił głową i uniósł dziwną rzecz. "Malarz nie zawsze potrzebuje pędzli"... Tylko co to miał znaczyć? Może powinien trzymać ją jak pędzel? Albo spróbować coś nią pomalować? Może na końcówce miała niewidzialne włosie z niekończącą się farbą.
Zaśmiał się z niedorzecznych myśli ale... zanim schował różdżkę, spojrzał jeszcze raz na kryształ. Podobał mu się odcień turkusu jaki migotał pośród palety barw.
Ujął ją wygodniej w dłoń i przejechał czubkiem po jednej z rękawiczek, które leżały na kołdrze przygotowane do ubrania.
Zamarł, gdy rękawiczka zmieniła kolor na... turkus.
Gapił się na nią przez długą chwilę ale gdy się ocknął, poderwał się i skierował koniec różdżki na kołdrę. Pomyślał sobie o mocnej zieleni, takiej jaką mają jego oczy. Wystarczyło mgnienie oka, by pościel zmieniła kolor!
Ha! A więc nie musiał dotykać przedmiotu, wystarczyło by bardzo zbliżył Różdżkę do niego. Zmieniała kolory! Cóż za przydatne cacko! A gdyby tak...?
Pognał do łazienki, do lustra. Spojrzał na siebie. W oczach widać było ekscytację. Skierował przedmiot na swoje włosy i pomyślał o ładnym, czekoladowym brązie. Kiedyś był posiadaczem włosów o właśnie takiej barwie. Brązu ze złotymi refleksami.
Różdżka prawie wypadła mu z rąk, gdy włosy nagle zabarwiły się na ciepły brąz. Dokładnie taki o jakim pomyślał!
Odłożył chwiejną dłonią przedmiot na rant umywalki i nie wierząc własnym oczom, dotknął włosów. Były prawdziwe i tak samo miękkie jak jego własne, białe kudły... Przefarbował je!
Śmiejąc się przez łzy, które cisnęły mu się do oczu a którym nie pozwolił się wydostać spod powiek, sięgnął po Różdżkę i skierował ją w stronę powiek. Zawahał się.
Przypomniał sobie swoje oczy... były brązowe, pospolite. Ładne, ale pospolite.
Zawsze podobały mu się oczy w kolorze lazuru dlatego też wyobraził sobie kolor zatoki w słońcu. Intensywny turkus, wpadający w błękit. Zamknął oczy.
Gdy je otworzył z jego ust wyrwał się jęk. Miał... piękne, lazurowe oczy. Normalne oczy! Źrenica była czarna, tęczówki kolorowe!
Śmiał się ścierając łzy. Tak! Różdżka umożliwiała zmianę kolorów nie tylko przedmiotów martwych! Mógł zmienić swój wygląd! Mógł... na powrót wyglądać normalnie!
Zabrał ją ze sobą i poszedł ubrać się w coś stosownego. Teraz, gdy miał ładne brązowe włosy i cudnie lazurowe oczy, będzie mógł spokojnie wychodzić do pacjentów. A czy skóra...?
Wrócił do lustra i pomyślał o swoim starym odcieniu. Zdrowym, jasnym i czystym. I tym razem ledwo powstrzymał szloch gdy szara skóra pojaśniała robiąc miejsce zdrowym rumieńcom.
Był w szoku. Humor momentalnie mu się poprawił.
Z szafy wygrzebał białą koszulę i ładny krawat, pasujący pod kolor oczu ale będący w ciemniejszym odcieniu. Założył czarne spodnie i skórzane sztyblety. Na koniec chwycił czysty kitel i gdy wszystko już miał na sobie, przejrzał się w lustrze i przeczesał włosy.
Wyglądał obłędnie. Fantastycznie. I jeszcze ani raz będąc w Krainie Luster nie czuł się tak doskonale, tak młodo i przystojnie!
Zszedł na dół, nakarmił Wredotka i pogłaskał go po główce po czym z uśmiechem na lekko zaróżowionych, zdrowych ustach, wyszedł na spotkanie wyzwań dnia dzisiejszego.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 5 Kwiecień 2018, 22:54
Teleportacja się nie do końca udała. Pojawił się w obłoku dymu, a gdy chmurka zniknęła, trwał w przykucu na jakiegoś pokoju. Po chwili wstał i począł się rozglądać za kimś, kto mu pomoże. Pokój był pusty, ale wyglądał na pomieszczenie Kliniki. Trochę, jak gabinet psychologa, czy innego terapeuty do spraw samorozwoju. Dodatkowo Michaił mógłby przysiąc, że już tu kiedyś chlał. A skoro chlał, to z Banem. A skoro z Banem, to pewnie gabinet też jego. Może nie pomylił się aż tak bardzo? W każdym razie nie wiedział, co ze sobą począć, bo w pomieszczeniu zdawało się nikogo nie być, więc otworzył drzwi, wyjrzał za nie szukając wzrokiem kogoś, lub czegoś, co mu pomoże, ale potem wrócił do pomieszczenia. Przynajmniej upewnił się, że to Klinika. Niestety nie pomyślał nawet, by upewnić się, czyje to pomieszczenie i nie sprawdził drugiej strony drzwi. Nie wiedząc co zrobić, począł wchodzić po spiralnych schodach, by sprawdzić, czy może tam kogoś nie ma. Zresztą nie chciał zrobić nic złego, tylko się rozejrzeć. Schody zaczęły skrzypieć pod ciężarem Ruska, a ten, im bardziej się starał, tym jak na złość głośniej dawały o sobie znać. Kto wie, jakie rzeczy się znajdowały na antresoli? Czy ktoś zauważy obecność Kapeluta w tym pomieszczeniu?
Po całym dniu pracy miał ochotę po prostu zaszyć się u siebie i uderzyć w kimę. Rozmowa którą odbył przed chwilą była ciężka. Zachował się jak totalny kutas. Obraził Julię, nakłamał jej i jeszcze użył takich słów... Zranił ją. Czuł to bo przecież sam też cierpiał. Ale tak musiało się to skończyć. Byli ze sobą kilka dni a co by było po miesiącu? Wykończyłby ją swoją wybuchowością, narowami które powinien leczyć psychiatrycznie, zboczeniami i uzależnieniami. Nie mogła go prosić by nie pił, bo przecież zawsze to robił. Nie mógł odpuścić sobie panienek bo był straszliwie popędliwy, momentami sobie z tym nie radził ale... czy mu to przeszkadzało? Oczywiście, że nie.
Zabrał Wredotka i zaszył się w swojej gawrze. Najpierw wypił butelkę wódki, z przyzwyczajenia. Chciał się upić i jak zwykle gorzko się zaśmiał gdy po opróżnieniu naczynia nawet nie miał zawrotów głowy. Zdecydował się więc na kąpiel. Niechniurka poszła spać na jego łóżko.
Mył się dość długo co chwilę ciągnąc łyki z kolejnej butelki. Obmywała go gorąca woda i miał nadzieję że to jakoś wzmocni efekt upojenia, ale nic z tego nie wyszło. Dlatego gdy już wymoczył się porządnie, wyszedł spod prysznica i roztrzepał włosy, żeby samoistnie wysychały. Na biodrach przewiązał ręcznik, chwycił butelkę w dłoń i wyszedł.
Nie zwrócił uwagi na dźwięk teleportacji który dało się usłyszeć jeszcze przed chwilą. Szum wody zagłuszył wszystko.
Medyk skierował się na schody by zejść na dół. W dupie miał ubieranie się, był u siebie. Jeśli ktoś ma interes, niech puka i czeka. Z resztą było już dawno po godzinach pracy.
Akurat walił z gwinta gdy nagle przed nim wyrósł nie kto inny a Bimbrownik Gopnik.
Bane zachłysnął się i odskoczył w tył zaskoczony. Zrobił to tak nieporadnie, że pośliznął się i upadł na dupę, tłukąc ją sobie mocno. Butelka potoczyła się po posadzce. Dobrze, że była prawie pusta bo marnotrawstwa dobrej wódki to by mu nie wybaczył.
- Kurwa mać! - rzucił - Co ty tu robisz?!
Wyglądał z pewnością głupio w samym ręczniku, siedząc na podłodze. Dobrze, że materiał niczego nie odsłonił. Jedynie dupsko bolało po upadku.
- Jak ty tu wlazłeś?! - wstał masując zad i cofnął się kilka kroków - Poczekaj, założę tylko jakieś gacie. No homo... i te sprawy. - powiedział marszcząc brwi i podbiegł do szafy. Wyjął pierwsze lepsze majty, spodnie od dresu i koszulkę. Nawet nie zastanawiał się nad kolorami.
Uciekł do łazienki i tam w zawrotnym tempie wszystko na niesie założył. Nie zauważył, że ubrał koszulkę złą stroną i metka sterczy mu teraz pod podbródkiem.
Wyszedł i stanął przed Gopnikiem już normalnie. Facet zaskoczył go ale jego wizyta mogła się wiązać albo z kontrolą wątroby (którą Bane mu obiecał) albo z testowaniem wątroby wspólnym piciem. Ta druga perspektywa oczywiście była o wiele milsza.
Może Jasiek, który jak się okazało też lubił tankować, doceniłby czysty spirytus Made by Gopnik? Jego strata, może kiedyś nadarzy się okazja. Teraz Bane nie będzie go wołał, więcej zostanie dla niego i Gopcia.
- Co cię sprowadza, drogi przyjacielu? - mimowolnie wyszczerzył się, bo miał nadzieję, że Kapelusznik wyjmie ze swojego Kapelusza stosowne butelki.
Już słyszał w głowie melodię wygrywaną brzęczeniem naczyń pełnych spirytusu.
Tak mi graj!
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 9 Kwiecień 2018, 12:58
Po drodze na górę niemal wpadł na faceta owiniętego tylko w ręcznik, który popijał sobie wódeczkę prosto z gwinta, nie pierdoląc się z kieliszkami. Gdy skończył spijać napój, Kapelut rozpoznał w nim Bratana Bane'a! Ten najwyraźniej także się nie spodziewał domorosłego gorzelnika na swojej drodze, gdyż cofając się wywinął orła i potłukł dupsko i leżał niemal goły na podłodze. Za Ruskiem potoczyła się niemal pusta butelka.
- Yyyy... Ja priszoł z towarem. - odrzekł na pierwsze pytanie, a po usłyszeniu kolejnych dodał - Bo ja się teleportować chciałem do recepcji, ale coś moja percepcja ostatnio nie ta co kiedyś i zamiast do wejścia trafiłem tu! - wskazał miejsce swojego pojawienia się, po czym przeszedł na dół i odwrócił się, aby było pewnie, że nie będzie podglądać. Zresztą po co by miał, woli kobiety. - Nie pamiętałem dokładnie, co to za pomieszczenie, zacząłem się rozglądać, blać, a dopiero teraz przypomniałem se, że przecież my tu chlaliśmy, ha ha. - krzyczał z dołu, tak by przebierający się Bane mógł go usłyszeć. Okazało się, że jego teatralny odwrót i tak nie miał sensu, bo Dochtór poszedł się przebrać w łazience.
Gdy Blackburn już wyszedł z komnaty dumania, Gopnik parsknął śmiechem. Nawet jego moda zakładała ubieranie koszulek normalnie, inna sprawa, że w kanwach przyjętych standardów, czy to ludzkich, czy lustrzanych, taki ubiór gryzł się niemiłosiernie. Postanowił to skomentować:
- Tawarisz, a od kiedy zakładanie koszulki na odwrót jest modne? Ha ha! - po czym naszła go refleksja, że przecież jego ubiór też jest dziwny. Ale jest jego. Jedyny. I nie powtarzalny. A jak!
- Co mnie sprowadza? - odrzekł, zdejmując kapelusz - Ja priszoł z tawarom, jak mówiłem - dodał ze śmiechem, wyjmując z nakrycia głowy butelkę wypełnioną bezbarwnym płynem. Po czym odkręcił butelkę i wręczając ją Bratanowi dodał - Jak myślisz, nada się? Ha ha
Nie zauważył jednak, że pomylił partie i wręczył Rozpustnikowi zwykłą wodę. Dobrze jednak, że wziął też towar, który rzeczywiście był potrzebny.
Gdy tylko usłyszał, że Gopnik zapamiętał to miejsce jako miejsce chlania, zaśmiał się rechotliwe. Był już ubrany, dlatego mógł zejść do niego na dół.
Nie zauważył, że źle ubrał koszulkę dlatego gdy Kapelusznik skomentował jego wygląd spojrzał na przód ubrania. Faktycznie, pod brodą miał metkę. No szczyt elegancji.
Zaśmiał się ale dopiero jak zszedł po schodach na dół, przebrał ją na dobrą stronę. Nie był na tyle głupi, by robić to na schodach. Ostatnio jakoś często z nich spadał...
Gopnik mógł zauważyć, że sylwetka Medyka odrobinę się zmieniła. Nie mógł wiedzieć, że to dzięki treningom z Kuratorem. Ogólnie Bane jakoś nie chciał się przyznawać, że ma kogoś nad sobą kto ma go kontrolować. Okularnik jeszcze tu nie przyszedł i niech tak zostanie bo raczej by się z Gopem nie dogadali. Chyba, że po wódce no i Jasiek musiałby zamknąć mordę na kłódkę.
Szybko poprawił t-shirt i wskazał Kapelutowi sofę by tamten usiadł. Ponownie się zaśmiał na odpowiedź. Niepotrzebnie pytał, przecież jego motywy były oczywiste!
Dlatego też sam poszedł do aneksu i wyjął z szafki szklanki. Może i przed chwilę opróżnił z gwinta dwie butelki, ale w towarzystwie należało pić z kulturą. Dopiero po kilku głębszych, można było sobie tą kulturę wsadzić do kieszeni.
Zaniósł naczynia na stolik i wyszczerzył się do Gorzelnika.
- No dobra, daj mi sprawdzić to twoje cudeńko. - powiedział i pchnął swoją szklankę w jego stronę.
Prawdę mówiąc Bane nie musiał za każdym razem sprawdzać spirytusu Gopnika. Czy każdy Lekarz zawsze sprawdza na sobie substancje których używa w swojej pracy? To przecież głupie. Z drugiej jednak strony, dlaczego nie mieliby się napić? Przecież polubili się, mieli wspólny język a skoro Gop przyniósł wódeczkę... Czego chcieć więcej?
Poprosił by to Gość mu nalał bo przecież sam sobie nie poleje. Wskazał tylko na szklankę.
- Polej i sobie. Sprawdzimy razem. - mrugnął porozumiewawczo.
Tak czy siak pierwszy chwycił za swoje naczynie i od razu wlał sobie zawartość do gardła. Przez chwilę trzymał płyn w ustach po czym przełknął i... skrzywił się. Bardzo jednak starał się nie urazić Kompana, dlatego zakaszlał chcąc ukryć skrzyw ryja.
- Ej, Bratan, powiedz mi... Dorze się czujesz? - pomlaskał chwilę przyglądając się szklance.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 10 Kwiecień 2018, 22:54
Kapelut śmiał się razem z Toksynkiem. Ah, stare, dobre czasy. Co z tego, że od tamtych wydarzeń dzieliło ich tak mało czasu. Detal. Wieczór wesoło się rozpoczynał, a uwaga o niefortunnym ubraniu koszulki jeszcze tylko bardziej rozbawiła towarzystwo. Przy okazji Gopnik przyjrzał się sobie, czy sam nie popełnił jakiejś gafy. To by była mocna hipokryzja, upominać kogoś, podczas gdy samemu nie miało się porządnie założonego ubrania.
Bane zdawał się być silniejszy niż przedtem. Na brzuchu zarysowywał się sześciopak, a muły na rękach były jakby większe.
- Widzę, że sporo trenowałeś ostatnio. Chcesz dorabiać w Upiornym Miasteczku jako kulturysta? A może będziesz się starał o udział w igrzyskach na Tęczowej Arenie. Ha ha! - zaśmiał się życzliwie, dogryzając Doktorkowi, jakby ten był jego wieloletnim przyjacielem. Lubił go. Głównie za to, że Bane tak doceniał wyroby alkoholowe Ruska. Poza tym obaj lubili rozmawiać na rubaszne tematy.
Usiadł na sofie, rozwalając się, jakby był u siebie. Oparł się wygodnie, a kostkę jednej nogi oparł na kolanie drugiej. W tym czasie lekarz wyjął szkło. Nie bawił się w malutkie kieliszeczki - wyjął duże szklanki, toteż Michaił także zamiast cackać się polał solidnie - jak się po chwili okazało wody. Sam na początku nie pił, gdyż chciał zobaczyć reakcję kolegi na doniesiony towar. Niby partia nie różniła się od tej, którą wychlali podczas ostatniego spotkania, ale Gopnik po prostu uwielbiał słuchać, że jego wódeczka jest świetna.
Na obliczu Michaiła pojawiły się sygnały stresu, gdy usłyszał komentarz Bane'a. Skrzywił się i ukrył twarz za dłonią. Czyżby spieprzył towar? Zauważył też, że Blackburnowi najwyraźniej nie posmakował "alkohol". Z tego powodu upił łyk wody, by sprawdzić, co było nie tak, po czym natychmiast ją wypluł, rozpylając wokół siebie mgiełkę. Fuj, ohyda. Teraz rozumiał, czemu Doktorek tak się zachował.
- Suka blać... Job twoju mać! Co to ma być!? - przeklnął głośno, po czym zastanowił się, co poszło nie tak. Odpowiedź w jego umyśle nadeszła szybko - Widocznie musiałem pomylić butelki, wiesz, wziąłem też kranówkę "na wszelki wypadek". Bratan, dej mi te szklankę. - dodał po chwili i odebrał naczynie od kompana. Teraz jednak musiał przeprosić za pomyłkę, toteż stworzył z owej cieczy wspaniałe brandy o dużym woltażu. Po przemianie zaniuchał się aromatem.
- Nu, Tawarisz, teraz powinno być w porządku. Spróbuj sobie, powinno ci posmakować. - rzekł z głupkowatym uśmiechem i wlał sobie trunek do gardła, który przyjemnie palił gardło i rozgrzewał trzewia. Melanż czas zacząć!
- Mam takie głupie marzenie, żeby kiedyś spuścić solidny wpierdol własnemu przełożonemu. Czyli w tym wypadku Dyrektorowi Anomanderowi. - wyszczerzył się głupkowato - A sam widziałeś jak on wygląda. Nie mogę być gorszy, nie? Zwłaszcza, jeśli chcę wygrać. - wzruszył ramionami - No i nie chcę, by panienki które tu leczymy śliniły się tylko na jego widok, a ostatnio tak było. - dodał przechodząc do części salonowej.
Z 'wódką' Gopnika było coś nie tak bo... nie miała smaku. Była nijaka, zupełnie jakby żłopał zwykłą wodę. W pierwszej kolejności chciał ją wypluć, ale przecież nie może okazać takiego chamstwa. Kapelut na pewno się bardzo starał przy pędzeniu. To, że mu nie wyszło to może nie jego wina.
Pytanie sprawiło, że uśmiech spełzł z twarzy Ruska. Medykowi zrobiło się z tego powodu źle, bo nie chciał go w żadnym razie obrażać. Po prostu zapytał grzecznie, czy wszystko gra bo ten spiryt był... nie do wypicia.
Gdy tamten upił łyk i od razu go zwrócił posyłając w powietrzę mgiełkę wody, Cyrkowiec zakrył się jedną ręką ale uśmiechnął się lekko pod nosem. Czyli z jego kubkami smakowymi było wszystko okej. Przynajmniej tyle. Ale to oznaczało, że Gopcio może źle się czuć.
Zaśmiał się mimowolnie na te wszystkie wyszukane przekleństwa. Rosjanie przeklinali w taki pocieszny sposób. Aż miło było ich posłuchać po całym dniu zabawy w głupie medyczne formułki. Bane pochylił się i klepnął kompana chcąc go jakoś pocieszyć.
Śmiech stał się głośniejszy na jego słowa o wzięciu wody 'na wszelki wypadek'. Ten Kapelut ma łeb nie od parady.
- Haha, ty to jednak o wszystkim myślisz, Bratan! - szybko przejął jego sposób odnoszenia się do drugiej osoby bliskiej sercu - Ale wiesz co? Mam tu kran i wodę. Jak do mnie wpadasz, nie musisz tachać butelek. Wszystko jest na miejscu. - wskazał zlew.
Podał mu szklankę ze śmiechem, kręcąc głową na boki. Patrzył na Kapelusznika kiedy ten robił te swoje czary mary w wodą znajdującą się w szklankach. Kiedy ją odzyskał, przystawił sobie do ust i powąchał zawartość. Nie to, żeby nie ufał ale był ciekaw co też Gop mu tym razem zaserwował. Upił spory łyk i od razu na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Uch, zajebiste! - zawołał - Pokazałeś klasę, nie ma co! - upił jeszcze trochę rozwalając się w fotelu podobnie jak Kapelusznik - Powiedz mi, pytam z ciekawości. Ile wódki jesteś w stanie zrobić za pomocą mocy na raz? Za jednym zamachem, by się zanadto nie zmęczyć?
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 11 Kwiecień 2018, 16:53
Już sobie wyobrażał walkę Bane'a z Anomanderem. Na pewno by dał mu radę. Rusek zaśmiał się głośno słysząc dowcip Bane'a.
- No, trochę ci jeszcze do niego brakuje. - na kolejne zdanie aż zastrzygł uszami. - Jakie panienki, dziewuszki? Opowiadaj! - był strasznie ciekawy, co to za pacjenci leczą się w tym przybytku - a dokładnie, jakie piękne panie.
Bane bardzo się przejął tym, jak jego reakcję na degustację odebrał Gopnik. Widocznie lubił Kapeluta. Ze wzajemnością, Bane był fajnym kamratem. No i ten śmiech w odpowiedzi na bluzgi. To pokazywało, że jakaś tam więź, choćby koleżeństwa, między tymi facetami była.
W każdym razie, z tą "wódką" było ewidentnie coś nie tak, ale Gopnik szybko naprawił swój błąd.
- No, tutaj tak, ale co jeśli byśmy na przykład degustowali paliwko techniczne w plenerze, pod chmurkami i gwiazdami? Wtedy dopiero by było, musielibyśmy biegać w tę i z powrotem. Zresztą ten kapelusz nie ciąży mi ani trochę. Jest tak samo lekki, jakby był pusty. Haraszo, co nie? - wyjaśnił Bane'owi, śmiejąc się. - Jak sam mówisz, trzeba pomyśleć o wszystkim! - dodał, po czym jeszcze głośniej parsknął.
Najwyraźnej Gopnikowe jezusowanie się udalo. Doktor chwalił alkohol, jakby był arcydziełem. Co racja, to racja, Michaił stworzył trunek z wyższej półki, ale to nie wszystko, na co było go stać! Zrobił miejsce lekarzowi, by ten także mógł usadzić swój, pewnie obolały, zad tak wygodnie, jak tylko chciał. - No, a jak! Byle czego bym ci nie dał! Tylko porządne alkohole... Zresztą, Bane, wiem co lubisz, dlatego poniżej 50% nie schodziłem, ha ha! - parsknął, klepiąc kompana po plecach. Gdy już opanował głupawkę, wziął kolejny łyk brandy, przechylając głowę do góry. Robiąc to skrzywił się lekko z bólu, nieznacznie, ale zauważalnie.
- Uch... No, co do twojego pytania, to czekaj, muszę się zastanowić... Hmmm. To by wychodziło gdzieś około jeden przecinek dwa czajnika! - rzucił po przeanalizowaniu swoich umiejętności - Potem muszę chwilkę odpocząć, by znów coś wyczarować. Nigdy z drugiej strony nie próbowałem zamieniać astronomicznych ilości wody. Po prostu wolę się nie przemęczać, jeszcze bym zemdlał i zamiast Gopnikówki byś miał pierwszą pomoc, ha ha! - wyszczerzył się i znów zaczęrpnął łyk alkoholu. Nie zazdrościł doktorkowi tego, że nie może się schlać. To uczucie było boskie.
- Bane, a próbowałeś wdychać kiedyś alkohol? Może tak by cię kopnęło. Paliłem kiedyś sziszę z wódką, ciekawa faza. - zapytał z ciekawości.
Machnął ręką na komentarz Ruska.
- Aj tam, jeszcze trochę poćwiczę i obiję mu ryja. Nie mam w sumie powodu, ale chcę się sprawdzić. - wyszczerzył zęby - Z resztą on sam popiera moje ćwiczenia i uważa, że to dobrze wpłynie na moją męskość. - wzruszył ramionami - Cokolwiek by to nie znaczyło. - mruknął pod nosem - A co do panienek, wiesz... Mamy tu różnych pacjentów. Nie raz, nie zda zdarzyła się jakaś śliczniutka, młodziutka laleczka której aż się chciało skraść buziaka. Ale jakoś tak już jest, że wszystkie wzdychały do Wielkiego Mrocznego Pana Dyrektora. Z Rosemary na czele. - prychnął - Ja to jak na złość dostaję tylko męskie albo pediatryczne przypadki a Anomander jak tylko przyjmiemy pacjentkę, leci do niej jak dziki. - potarł szczękę ukrywając kaszlem kolejne słowa - Ekhe, ekhe... Kryzys wieku średniego... Ekhe.
Uśmiechnął się do niego rozpierając się wygodnie na siedzisku. Kapelusznik zawsze poprawiał mu humor, rozmowy z nim były lekkie i przyjemne, na każdy temat. Można było zapomnieć o problemach dnia codziennego i zrelaksować się przy rozmowie o przysłowiowej dupie Maryni. Zwłaszcza, jeśli dupa Maryni była krąglutka i apetyczna.
- Ale co ja będę o sobie, gadaj co u ciebie! - pochylił się i klepnął kompana - Jak tam zdrówko? Muszę od tego zacząć, zboczenie zawodowe, haha! - zaśmiał się serdecznie - Jak ci się wiedzie?
Był ciekaw przygód Gopnika, bo Kapelut raczej nie wyglądał na nudnego typa. Był raczej jak nieokiełznany, wolny duch który żyje wolnością i zabawą. Ale co poradzić, Rosjanie zawsze byli lekkoduchami a przecież nawet jeśli Gop nie był Człowiekiem, to płynęła w nim rosyjska krew. Czyli gorąca krew pół na pół z wódką!
Pytał o limity mocy z ciekawości. Stworzenie takiej ilości alkoholu i tak było wyczynem samym w sobie, Medyk jeszcze nie spotkał kogoś podobnego Ruskowi, co sprawiało, że Gopcio był jedyny i niepowtarzalny.
Pytanie które zadał Kapelusznik zastanowiło Cyrkowca. Właściwie nigdy nie próbował metody wziewnej bo słyszał o niej różne opinie. Z drugiej jednak strony... Cholera. Przecież miał za sobą przyjmowanie dożylne! Czy mogło być coś bardziej niebezpiecznego w tym temacie?
Zaśmiał się patrząc znacząco na swojego gościa.
- Masz tam w tym swoim Kapeluszu jakąś aparaturę w której moglibyśmy podgrzać wódę? - wyszczerzył zęby - Czy mam szukać garnka i ręcznika do inhalacji?
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 12 Kwiecień 2018, 16:08
- Trochę? No i jakie ćwiczenia, co trenujesz, bitkę czy siłę? - spytał się. Anomander popiera Bane'a w szkoleniu ciała. Ciekawe, ale nie zaskakujące. Kapelut już wcześniej wyczuł, że ci dwaj się lubią - choć był to kompletnie inny rodzaj sympatii, niż między Ruskiem a Rozpusnikiem.
Parsknął śmiechem, słysząc tekst o męskości - Tylko się nie wspomagaj jakimiś specyfikami, bo ci figa zostanie z tej męskości, ha ha! - rzucił żartobliwie. Słyszał plotki, że w Świecie Ludzi najlepsze koksy wspomagające się róznymi zastrzykami mają przez te dopingi małe siurki. Po co ktoś miałby sobie robić taką krzywdę, Rusek niestety nie wiedział. Co z tego, że mięśni kupa, jak w łóżku dupa.
- Ty, z Anomandera to cwaniak jest. Sam bierze takie kąski, a tobie przydziela "nudne przypadki". Nieźle się ustawił, job twoju mać, ha ha! - rechotał. Zawsze pijąc z Banem dopisywał mu świetny humor. Te luźne gadki odprężały, ale przede wszystkim rozweselały Michaiła. - Ahh, ta Rosemary... Do łóżka bym z nią jeszcze poszedł, ale na ulicy, czy w jakimś barze chyba nie chciałbym jej spotkać. - zebrało mu się na wspominki tamtej nocy. Przy okazji przypomniał sobie ich ostatnie spotkanie. - Ty, a co tam u Julii, opowiadaj, udało ci się ją przeprosić i udobruchać? - spytał ciekawy. Zawsze też mógł mu coś doradzić, chociaż na związkach nie znał się w ogóle. O ile w ogóle to był związek, a nie jakiś przykładowo układ, albo gorąca przyjaźń.
- Właśnie, co u mnie. Do domu mi się ktoś włamał. Nic nie skradziono, jedynie zdemolowano. I powiem ci szczerze. Nie wiem kto to zrobił... Choć się domyślam. - przy tych słowach mrugnął porozumiewawczo okiem i wykonał gest duszenia. Na sobie, ale w domniemaniu, że to ta osoba była poddawana takiej "torturze". - Zresztą już dziś o niej gadaliśmy. Ciekawe, co jej odbiło tym razem. Tyle pustych butelek poszło w pizdet'... Co za strata... - rzekł zasmucony. Wszak szkło by mu się przydało, potem mógłby porozlewać wodę w naczynia i je przemienić w celu sprzedaży. - No i wiesz, ja wchodzę do chaty, myślę, coś mi tu nie pasuje. Patrzę, a tam na ścianie odcisk szminki... Cofnąłem się, potknąłem o jakąś butelkę, ledwo złapałem za szafkę, by nie upaść, a tu BRZDĘK - onomatopeję wypowiedział dokładnie w taki sposób - Od razu pomyślałem, że ta suka pewnie mnie zachodzi od tyłu, więc się teleportowałem. Tym bardziej, że uwierz mi, jest potworem. Widziałem na własne oczy! - przy mowie gestykulował żywo, jakby był bardzo zdenerwowany tym faktem i próbował przekonać nieufnego policjanta do swej racji. - W każdym razie po przeteleportowaniu wjebałem się w jakiś stół, rozwaliłem krzesło i podpaliłem papiery od płonącej świecy. Ogarnąłem płomienie i zacząłem to sprzątać, gdy przywitał mnie chłop jak dąb, miał nie wiem, chyba z piętro wysokości. Panie drogi, muszę ci powiedzieć, że nie wyglądał na kogoś w najlepszym humorze. - po tych słowach już wyluzował. - Na szczęście nie był jakoś bardzo wkurwiony na zniszczenie, jak się potem okazało, warsztatu Marionetkarza. Choć nie powiem, początkowo wziął mnie za złodzieja i chciał zabić! Zamordować od razu. Jak bandytę jakiegoś! Zero zaufania dla zagubionych Kapeluszników! - zaśmiał się i kontynuował opowieść po przepłukaniu gardła Brandy - W każdym razie okazało się, że był lokatorem u innego Kapeluta. I w tym momencie znaleźliśmy wspólny temat! Oj, tamte wywody były o wiele bardziej filozoficzne, niż nasze. Dyskutowaliśmy razem z Gaspadinem i jego znajomkiem o rakietach kosmicznych, psach w kosmosie, matematyce no i oczywiście dziewczynkach. Bardzo spodobały im się moje moce. Szkoda tylko, że łby mieli takie słabe, ha ha! - kolejny raz wybuchnął głośno. - Ale powiem ci tyle. Ten Kapelusznik to śmieszna osoba. Bierze wszystko dosłownie, ty wiesz, że on chciał wybudować "wielki fajerwerek" z pokoikiem dla pieska i samemu posłać to w niebo? Ha ha! Lubię takich typów. - na tym zakończył póki co swoją opowieść. Trochę ją udramatyzował tą chęcią mordu, ale reszta w zasadzie się zgadzała. - A zdrowie... cóż, doskwiera mi momentami rana, ale tak to wsio haraszo. - rzekł wskazując na bark, po czym polał i sobie i lekarzowi szklanki, przemieniając wcześniej resztę wody w butelce w taki sam alkohol, jaki właśnie wypili. - Ale i tak warto było! Zdarowie! - rzucił hucznie, wznosząc w górę kielich.
- No, powiem ci, takich rzeczy u mnie nie ma. Jedynie spirytus i woda na spirytus. Ha ha! - rzucił żartobliwie.
- Bitkę. - powiedział dumnie Bane, szczerząc się jak głupi do sera - Ale też dużo biegam. Chcę być w formie.
Tym razem Gopnik zaserwował wiele lepszy trunek, dlatego rozmowa zaczęła się ładnie kleić. Z resztą z nim akurat można było porozmawiać o wszystkim, nawet o pogodzie. W towarzystwie tego Kapelusznika po prostu nie dało się nudzić. Dał się poznać jako facet niezwykle rozrywkowy, nie miał nawet oporów na zabawy z panienkami przy Medyku. Bane dobrze pamiętał tamtą noc. To wtedy wracam do Kliniki naćpany i zaatakowało go ogromne monstrum zwane Alkisem. Szkoda tylko, że mało kto chciał mu uwierzyć w to co widział.
On też od tamtego incydentu nie spotkał mutanta. Może to i lepiej? Podobały mu się wtedy oczy Cyrkowca. A cholera wie czy nie chciałby sobie ich zabrać jako trofeum.
- Do Rosemary to się pewnie wybiorę jakoś na dniach. - powiedział biorąc łyk alkoholu - Mam sprawę do obgadania. Mogę przekazać pozdrowienia. - posłał mu znaczący uśmiech i poruszył brwiami w geście sugerującym wiadomo co.
Rosie może i była dzikuską która chlała krew, ale ostatecznie była też piękną kobietą. I szaloną. W taki sposób, w jaki Bane bardzo lubił - pozwalała się katować, nawet ją to rozpalało. Cyrkowiec nie zapomni o akcji w Izolatce nie tylko przez to, że potem miał poważne kłopoty i... ostatecznie ma Kuratora.
Skrzywił się odkładając szklankę gdy padł temat Julii. Musiał ukryć, że boli go to jak cholera, bo jeszcze Rusek postanowi pobawić się w mediatora. Udał więc, że go to specjalnie nie obeszło.
- A daj spokój, sprawa zakończona. - powiedział zerkając na swoje paznokcie - Nie pasujemy do siebie. Nie kiedy ja traktuję kobitki, tak jak traktuję. - powiedział nawiązując do akcji w klubie nocnym - A ona woli zabawę w przytulaski i kwiatki. Jej prawo, taki wiek. Ale żeby jej nie męczyć, postanowiłem to zakończyć. Niech się dziewczyna wyszaleje z kim innym. - wzruszył ramionami i pchnął szklankę by Gopnik nalał mu więcej.
Z przyjemnością wysłuchał co tam u jego kompana. Wszystko był lepsze od tematów bolesnych i drażliwych.
- O nie wierzę, wjebała ci się na chatę?! - Bane aż zrobił wielkie oczy - Nieźle, nieźle. Nie sądziłem, że jest taka zajadła. A że jest potworem... Ktoś kto pije krew innych istot musi mieć nasrane we łbie.
Nie żeby go to nie kręciło. Wcale. Zwłaszcza, że tak chętnie odpowiadała na jego 'pieszczoty' i prosiła o więcej. Chyba będzie chciał kiedyś powtórki, ot tak, by się zwyczajnie na kimś wyżyć. A skoro ona nie miała problemów z przemocą... Jego nie wyssie, chyba, że w innym sposób.
Słuchał opowieści i z każdą sekundą jego oczy robiły się coraz większe. Gopnik nieźle nawywijał. Zawsze kojarzył się Medykowi z szalonym imprezowiczem, ale żeby komuś wpaść do domu i nieopatrznie zdemolować warsztat Marionetkarza?
- Słyszałem, że są na tym punkcie drażliwi. - powiedział Bane - Aż dziw, że jeszcze jesteś w jednym kawałku. - dodał - Ale ty to masz gadane, pewnie ładnie przeprosiłeś, wyjąłeś wódkę i się dogadaliście. - zaśmiał się i kiedy Gopnik przeszedł dalej w opowieści, Cyrkowiec klasnął w dłonie ze śmiechem - A nie mówiłem? Cyk wódeczka i po problemie, haha!
Był pełen podziwu dla Kapeluta. Wpadał w kłopoty dość często a jednak wychodził z nich cało. Ewentualnie z małymi obrażeniami, ale podobno Rosjanie są twardzi, więc pewnie co go nie zabije, to tylko go wzmocni.
Zaśmiał się serdecznie na zakończenie historii. Kapelusznicy zawsze byli trochę dziwni, ale żby budować rakietę i wystrzeliwać nią psa? Cóż za absurdalny pomysł, biorąc pod uwagę, że w tej krainie wszystko nie wychodzi tak jak powinno.
Zainteresował się raną o której wspomniał Gopnik. Pochylił się ku niemu ale postanowił nie narzucać się za bardzo.
- Jeśli chcesz, mogę się nią zająć. - wskazał na jego ramię - Przecież wiesz co umiem. - dodał i znowu sięgnął po szklankę. Postanowił, że dzisiaj nie będzie eksperymentował z nową metodą upijania się. Jeszcze będzie na to czas a przecież Bane nie może iść jutro do pracy na kacu. Nie, kiedy zbliża się kontrola wysłana przez Arcyksięcia. Musiał być grzeczny. Przynajmniej do czasu kontroli.
Godność: Michaił Skadowski Wiek: 59 Rasa: Kapelusznik Lubi: Wódkę, kiełbasę, batony, imprezy, kobiety, ludzi. Nie lubi: Ciszy, samotności, wojny, ciepłej wódki.. Wzrost / waga: 182 cm/85 kg Aktualny ubiór: Czarny kapelusz, czarna marynarka, kremowa koszula rozpięta pod szyją, czarne spodnie dresowe, brązowe buty z czubkami. Znaki szczególne: 3 paski na dresie. Zawód: Domorosły gorzelnik Pod ręką: Kapelusz, a w nim kilka butelek wody. Stan zdrowia: Zaleczona rana od ugryzienia w ramię.
Dołączył: 09 Sty 2017 Posty: 215
Wysłany: 16 Kwiecień 2018, 13:43
- O ty agresorze, ha ha. Przyznaj się, chcesz Anomandera wygryźć ze stanowiska. Zamach stanu zrobić! REWOLUCJA! - począł drzeć ryja, śmiejąc się. Humor mu dopisywał. Trochę jedynie się krzywił na słowa o Rosemary.
- Koniecznie przekaż. A to co masz z nią do załatwienia? Jakaś tajemnica, bratan? - spytał zaciekawiony. Może nie powinien tego wiedzieć, ale tak bardzo go to korciło, by poznać powody dla których Bane miałby iść do Rosie.
Doktor Blackburn bardzo szybko skończył temat Lisiego Opętańca. Cóż, w jego odpowiedzi było trochę prawdy, ale Kapelut myślał, że chodzi o coś innego. Nie drążył jednak tematu. Skoro Cyrkowiec nie chce nic powiedzieć, to nie ma sensu męczyć i wyciągać z niego sekretu siłą. Toteż Gop postanowił samemu przenieść temat na nieco inne tory.
- A ja tam na przykład nie mógłbym być wierny. Nawet nie wiem co to związek, ha ha! - zakrzyknął, polewając alkoholu. - Z taką Luci mógłbym kilka razy pójść do łóżka, ale nie nadaję się do trzymania się jednej osoby. Jestem wolną duszą. Chcę poznawać nowe dziewczyny, spać z nimi i chlać z drugami, blać! Zdarowie! - znów wykrzyknął, wznosząc w górę szklankę na znak toastu. Potem odniósł się do kolejnych słów lekarza. - No, niestety jest bardzo pojebana. Ale czemu - nie wiem. Wszak zostawiła pozdrowienia i złoto, ale czemu przy okazji zniszczyła pół mieszkania, nie wiem. - rzekł zrezygnowany - Nie wiem, czy chciałbym ją spotkać na swojej drodze. Z jednej strony nigdy nie wiadomo czy mnie po prostu nie wyssie do końca - choć dałem jej się żywić i nie było wcale tak źle. No ale z drugiej... Ahhh, dałbym się jej possać... - zakończył niemal rozmarzony. Był pewien, że Bane zrozumie, o co chodzi Kapelutowi.
- Wiesz, ogółem fajnie mi się tam z nimi piło. Na pewno jeszcze ich kiedyś odwiedzę, ot, by zobaczyć jak im wychodzi wysyłanie Łajki w kosmos, ha ha! - śmiał się - Swoją drogą impreza się udała, szkoda tylko, że szybko się zakończyła. No, ale przynajmniej miałem czas się przygotować na dziś, tawarisz! - dodał wesoło. Obgadywali tyle takich tematów. Ciekawie, ciekawie. Oczywiście Gopnik był przyzwyczajony do paplaniny i w towarzystwie Bane'a, przy którym mógł gadać i gadać, czuł się świetnie. Jego kompan zaś miał podobne zainteresowania, co Rusek, więc też wyraźnie lubił Gopnika.
Rozpiął koszulę i pokazał ranę. - To samo, co wcześniej. Pamiątka po Luci. No, ale trochę mnie denerwuje to, że rana ciągnie przy każdym większym ruchu, także Bane, czyń honory. - zaśmiał się i pozwolił sobie wyleczyć ranę zszytą przez pewnego Cienia.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!