• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Okręt Widmo w Butelce » Poniszczona Kajuta Kapitana Joe.~
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Październik 2011, 21:58   Poniszczona Kajuta Kapitana Joe.~

      Kajuta jak kajuta, można by powiedzieć. Jednak, gdyby się wypowiedziało takie słowa, zrobiłoby się duży błąd. Jest to miejsce, które najmniej ucierpiało na statku przez te wieki, jednak i tak zostało dostatecznie poniszczone, aby się załamywać nad jego losem. Po środka wchodzi się przez skrzypiące, ledwo trzymające się na zawiasach drzwi. Wewnątrz "meble" ułożone są w dość dziwny sposób. Na przeciw wejścia mamy okna, wśród których jedno jest "ozdobione w pajęczynkę", jakby ktoś w nie strzelił kulą, czy kamieniem. Po prawej stronie od okien znajduje się biurko stojące ukosem, jakby przeleciało przez kajutę i ustawiło jak chciało. Za owym "stołem" leży wywrócone, drewniane krzesło, przed zaś znajduje się drugie, któremu udało się ustać na nóżkach. Po lewej można zobaczyć stare, dość poniszczone, ale jeszcze nie rozpadające się łóżko, przy którym stoi szafka nocna zamykana na kłódkę. Na samej szafce znajduje się wywrócony klaser z rulonami pergaminu, na którym wykreślone są jakieś mapy, zapewne skarbów. Na samym środku mamy ładny, okrągły dywanik podzielony na części, na których widnieją mapy wszystkich światów, zarówno Szkarłatnej otchłani, Krainy Luster, Świata ludzi, jak i nawet, po części Krainy snów, co wydaje się wręcz nie możliwe. Na samym dywanie leży wywrócona lampa naftowa.
      W najmniej widocznym miejscu w kajucie stoi sobie opuszczona, mała komoda na ciuchy, w której kapitan Joe trzymał swoje rzeczy, nie koniecznie ubrania. Nad nią wisi stojak, na którym umocowane są szable.
      Mało kto decyduje się aby wejść do środka, jednak jeśli już stwierdzi, że mu wolno to usłyszy pod swoimi stopami skrzypiącą podłogę
      Cóż, nie będę się tu długo rozpisywać, poznajcie to miejsce sami i nie zdziwcie się gdy przez przypadek natraficie na ducha naszego jednonogiego Joe.


    Pewnego pięknego, wesołego dnia... tak, dzisiaj... na Okręt Widmo natrafiła urocza dziewczynka o imieniu Lauretta. Panienka wyglądała na, co najwyżej sześć latek. Miała ona nie więcej niż metr sześćdziesiąt wzrostu, a jej wagę można było określić jako piórkową. Na jej głowie widniała blond czuprynka sięgająca do ramienia, a jej oczy mieniły się dwoma barwami kontrastującymi ze sobą. Jedno tęczówka była czarna i (co jest nie powtarzalne) okalała białą źrenicę, zaś drugie oko używało tych barw na odwrót. Co miała na sobie ubrane? Czarna, prosta sukieneczka z białym żabocikiem, białe podkolanówki i czarne lakierki. Cóż tam robiła? To dopiero dobre pytanie. Prawdę mówiąc sama nie wiedziała jak tam trafiła. Jakoś tak jej piękne, niemalże magiczne lakiereczki ją tam przyprowadziły. Wkroczyła na pokład i obserwowała wszystko z niemalże dziecięcym zainteresowaniem... chwila, jak to niemalże, skoro to dziecko? A dlatego, że coś w niej było z dorosłej, coś strasznie przerażającego, co nie pasowało do niewinnego dziecka. W każdym razie trafiła w końcu do kajuty. Niczym się nie przejmując wparowała do środka, nie bojąc się ani piszczących zawiasów, ani skrzypiącej podłogi. Stukała przy tym swymi obcasikami, co dawało całą gamę dźwięków.
    - Łaaa, jak tu ładnie.
    Szepnęła zadowolona i z uśmiechem na buzi przyglądała się każdej rzeczy w koło. W końcu podniosła z ziemi wywrócone krzesło i usiadła na nim wygodnie. I nagle, znikąd jej wygląd zmienił się diametralnie. Na krzesełku siedziała wyglądająca na osiemnaście lat panienka Suzanne. Dziewczyna bardzo drobnej postawy, o wzroście równym stu sześćdziesięciu centymetrom i bardzo szczuplutkiej sylwetce. Okropnie blada, o długich, granatowych, pięknych włosach i czarnych jak węgiel tęczówkach, które wyglądają jakby były po prostu jedną, wielką, samotną źrenicą. Miała na sobie bardzo elegancki strój, czarną, balową sukienkę na ramiączkach, z białymi kokardkami i wysokie buty na szpilkach. Jej włosy były rozpuszczone i lekko falowały na końcach. Wyglądała ślicznie i jednocześnie strasznie, jak na Czarnokrwistą przystało. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i po chwili westchnęła.
    - Kyaaa.~ W końcu błogi spokój, mam dość pracy na najbliższy czas. Ugh, powinnam znaleźć tego człowieka, ale mi się nie chce.
    Powiedziała przeciągając się, po czym zerknęła na szable wiszące na ścianie. Uśmiechnęła się delikatnie. Bała się tego miejsca, ale skoro Lauretka ją tu przyciągnęła to wykorzysta chwilę ciszy. Jej piękny i słodki uśmiech nie pasował do jej wyglądu, ale nie tyczyło się jedynie jej mimiki, ale także charakteru, który był nadzwyczaj łagodny.
        Mrun.~
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 15 Październik 2011, 23:13   

    - ... 7854, 7855, 7856. - to był już ostatni krok. Oczy Briara szybko przyzwyczaiły się do światła. Otworzyć je miał dopiero po dotarciu na miejsce. Jakie? I najważniejsze, po jakiego grzyba? Tego sam nie wiedział. Tak zostało mu powiedziane.
    Po opuszczeniu Różanej Wieży przypomniał sobie swój sen. Właściwie tylko małą część, którą ON powtarzał mu przez cały czas.
    7856. To ścieżka którą wybrałeś. Wróć nią... Lustro już pęka...
    Te słowa, dla zwykłej osoby wypowiedziane przez szaleńca, bez żadnego większego sensu. One odbijały się echem bez końca w głowie Tsukichiego. Podświadomie wiedział co one oznaczają. Zamknął oczy i ponownie zwykłemu widzowi wydałoby się że ruszył w nieokreślonym kierunku. Szedł jak lunatyk, nie wiedział gdzie idzie i równocześnie wiedział. Jak cień, nie przeszkadzający nikomu, przenikający przez przeszkody.
    Cała droga wydawała mu się znajoma. Widział swoje szczęście, cierpienie... pod koniec nastała już tylko ciemność i wróciły uparte myśli. Prosiły go o złożenie ich w logiczną całość. Tsu jednak nie potrafił. Było ich za dużo, a większość to pytania, reszta to nie pasujące odpowiedzi.
    Teraz dotarł tutaj. Przed nim była wielka bryła lodu. Wzrok obejmował także wielką butelkę, a w środku zdaje się statek. Czy to tutaj miał dotrzeć? Tylko jednym sposobem mógł się przekonać.
    Korka całe szczęście nie było, inaczej musiałby coś uszkodzić bądź co gorsze zrezygnować. Nie bez potrzeby w końcu tak wymęczył swoje mięśnie nóg. Zaraz, po co on tworzy mroczne scenariusze? Nie ma problemu, więc dlaczego wyobraża sobie co by było gdyby nie mógł się tutaj dostać? Baka.
    Mieszkanie w butelce ma swoje plusy. Można obserwować całe niebo (co prawda trochę zniekształcone, ale to daje jeszcze lepszy efekt), nie bojąc się deszczu. I bum! Myśli Briara stały się prawdą, bo wkrótce rozpoczęła się ulewa! Nastał wielki, okrutny sztorm! Trzeba będzie zwinąć żagle i... Tsukichi wyszedł z transu. Na bliski widok statku porwała go wizja dzieciństwa, kiedy to czytając książki o piratach, wczuwał się w bohatera. Był nim niejaki Joe, okrutny korsarz i nieuchwytny wojownik, którego wyobrażenia stawały się prawdą. Podczas spotkania na morzu wrogiej floty, wymarzył sobie ulewę i wielkie fale porywające jego przeciwników. Do pewnego czasu Tsu marzył jedynie o staniu się niczym kapitan Joe. Niestety, dziecięce marzenia szybko zostają w cieniu trudnych spraw codziennych i decyzji. Ale jednak gdzieś tam zawsze tkwią i gotowe są pojawić się najmniej oczekiwanych momentach by przypomnieć zagubionej osobie te beztroskie czasy...
    Pokład, mimo że zniszczony, miał w sobie coś przyjemnego. Wszędzie chowały się wspomnienia żeglarzy, niedopowiedziane historie, w tym to co najbardziej Tsukiego interesowało: w jaki sposób ten statek trafił do butelki.
    Do kajuty nie było trudno trafić. Droga do niej mimo upływu lat była dobrze widocznie i co ważniejsze dostępna w przeciwieństwie do innych części statku, zablokowanych przez kawałki desek i inne przedmioty. Im bliżej drzwi wejściowych znajdował się Lunatyk, tym bardziej wydawało mu się że nie jest tutaj sam. Jakby czuł na sobie setki nieprzyjemnych spojrzeń. Było tu jednak coś jeszcze... bądź ktoś.
    - J...o...e. - odcyfrował napisy wyryte na drewnie przejeżdżając wzdłuż nich ostrożnie palcem. Niżej była tylko niedokończona pionowa bruzda. To nie było oznaczenie oznaczające do kogo należała to kajuta. Styl wskazywał bardziej na to że ktoś chciał wyryć ostrzeżenie, ale nie zdążył. Czy chciał ostrzec samego kapitana poprzez wiadomość na drzwiach, czy innych wkraczających do środka, tego da się dowiedzieć jedynie przekraczając próg.
    Mieszkaniec Otchłani zacisnął prawą pięść. Nie wiedział co teraz nim kierowało, ale instynktownie uniósł rękę i... zapukał. Nieprzyjemne echo rozniosło się po całym statku, a intruz usłyszał cichy szept dobiegający znikąd.
    7856
    Podłoga niecierpliwie zaskrzypiała.
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Listopad 2011, 21:11   

    Trzeba było przyznać, że Suzanne była dziś na prawdę wykończona. Lauretka zabrała ją w tak wiele miejsc, a dodatkowo dawno już nie spała. Wczuwała się w swoje zadanie, ale nie miała zbytnio siły na kontynuowanie go w dniu dzisiejszym. Chwilę myślała o chłopaku, o którym miała się dowiedzieć więcej. Wiedziała jak wygląda, ale mimo wszystko ciężko było go znaleźć. Może się zapadł gdzieś pod ziemię? Albo jego przełożona gdzieś go wysłała? Z resztą... poszuka go, za niedługo. Jakąś godzinkę, albo dwie albo... Może zabrzmi to dla Was dziwnie, ale jej przemyślenia coś przerwało. A mianowicie było to coś co nazywa się snem. Tak, najnormalniej w świecie oczęta Zuzu zamknęły się, a ona wpadła w ramiona Morfeusza. Jej sen może nie wyglądał tak jak sny normalnych ludzi, był bardzo odosobnioną rzeczą. Miała zamknięte oczy, była po części odcięta od świata, jednak słyszała to co działo się w rzeczywistości. Po prostu z zamkniętymi oczami widziała sny. Czyli jakby śniła na jawie. Dziś było to coś co śniło jej się bardzo często, niemalże zawsze.
    Szła drogą z zamkniętymi oczętami i dzięki temu wiedziała gdzie ma iść, za każdym razem gdy je otwierała coś ją atakowało. Więc stawiała powoli kroki z przymkniętymi powiekami i wyciągniętymi przed siebie dłońmi. W końcu ktoś łapał jej wyciągnięte ręce i przyciągał do siebie. Stała po tym przytulona i nie mogła się wyrwać i spojrzeć na tą osobę. W końcu zamieniała się w Lauretkę, a tamta osoba z bardzo męskiej na kobiecą. Dopiero wtedy mogła ujrzeć tą przemianę. Była to matka Lauretty, a mężczyzna zostawał tajemnicą. Nie wiedziała co się dzieje. Nie mogła jednak brnąć dalej w ten sen. Próbowała z całych sił, ale coś ją blokowało, zatrzymywała się niczym zacięta płyta, po czym nagle wszystko się restartowało i przeżywała ten sen od początku. Z każdym razem jednak wszystko wydawało się coraz bardziej przerażające. Władała podświadomie tym snem, ale nie wystarczająco by powstrzymać tą spiralę wydarzeń, zawsze było to samo. Zdążyła już zobaczyć trzy razy ten sam mechanizm, gdy nagle usłyszała pukanie w drzwi i skrzypiącą podłogę, zerwała się ze snu i bum, po chwili rozległ się pisk panienki Black i po paru sekundach leżała na podłodze. Cóż, nie dość, że nogi miała wcześniej na biurku, to jeszcze przez sen bujała się na dwóch nóżkach, do tragedii w takim razie nie wiele brakowało. Leżała na skrzypiących deskach rozłożona jak placek. Ledwo co podniosła się do siadu masując swoje plecy.
    - Ała...
    Mruknęła ze łzami w oczach. To na prawdę bolało. Kto śmiał ją rozproszyć i sprawić, że upadła? Właśnie, ktoś wcześniej pukał. Czarnokrwista ledwo co się podniosła podtrzymując się biurka. Niby udało jej się nic nie połamać, ale w łokieć wbiło jej się parę drzazg, na plecach i czterech literach chyba trafią się siniaki i dodatkowo obiła se kość ogonową, co jak każdy wie okrutnie boli. Usiadła ostrożnie na krześle i łamiącym się głosem krzyknęła:
    - Kogo diabli niosą?
    I dopiero teraz przypomniała sobie, gdzie ona w ogóle jest. Statek, ona sama, kajuta kapitana Joe... O matko, czyżby duchy! Gdy tylko drzwi się zaczęły uchylać pisnęła i wbiegła pod biurko zapominając o bólu. Skuliła się zatykając uszy i trzęsła się czekając na... no właśnie na co? Z resztą, czy to ważne? Może duch jej nie znajdzie...
    Matko, co za strachobzik.
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Listopad 2011, 15:54   

    Lunatyk zawahał się. Zdawało mu się że ktoś coś krzyczał, a raczej pytał "Kogo diabli niosą?". Niczym kapitan zamknięty w swej kajucie... pragnący świętego spokoju. Po śmierci. Czyżby stary Joe wciąż czuwał nad swoja mapą skarbów? Odpowiedź była tylko jedna.
    To tylko wyobraźnia! Przecież każdy wie że na opuszczonych, zniszczonych starych statkach nie ma duchów! Ba, tu nawet pewnie nie ma statku! Jak inaczej wyjaśnić ten dziwny zbieg okoliczności, którym jest imię kapitana występujące także w jednej z jego ulubionych książek. To wszystko to wytwór jego chorej wyobraźni. No dalej, pora się z nią zmierzyć!
    Drzwi powolutku otworzyły się. Tą niepewność w Tsukim wzbudzał fakt, że wszystko wokół było zbyt materialne jak na sen czy jakiś tam inny wytwór. Wtem rozległ się pisk, na który mieszkaniec Otchłani zareagował ograniczeniem wszelkich niebezpiecznych ruchów. A może duchy jednak istnieją? W dodatku te tutaj piszczą.
    Po raz kolejny pojawił się przykład braku równowagi u Tsukichiego. Najpierw wmawia sobie że duchów nie ma, a potem z analizy otoczenia wyciąga wnioski że takie stworzenia są i że piszczą. A tak w ogóle to je można nazwać stworzeniem? No bo niby istnieją, ale równocześnie nie istnieją, bo...
    Zimna dłoń znalazła oparcie na ramieniu Briara. Instynkt był szybszy niż mógłby się spodziewać. Zanim zdążył się przestraszyć katana wykonała już swoje zadanie. Czaszka z przeraźliwym spojrzeniem poturlała się pod biurko, a reszta szkieletu została na miejscu jakby nigdy nic. Dopiero po chwili Tsu zdał sobie sprawę z trzech rzeczy. Jeden - on nie umie się bać, dwa - ten szkielet wcale nie ożył, tylko był oparty o ścianę, trzy - nasz myśliciel sam się o niego oparł.
    Świetnie... przyszedł tu tylko żeby niszczyć eksponaty na statku-muzeum. Wszystko jasne. Prawdziwe statki nie chowają się do butelek.
    Oprócz czaszki pod biurkiem coś tam jeszcze dygotało. Bądź ktoś. Lunatyk pochylił się i szybko namierzył jakąś skuloną ze strachu postać.
    - Pani kustosz?
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Styczeń 2012, 20:03   

    Zabawne by było jakby kapitan Joe okazał się kobietą, bo w końcu, jeśli Tsukichi posądzał Zuzu o bycie kapitanem to by wychodziło na to, że jest. Owszem, ma trochę pozagrobowy głos, ale żeby brać ją od razu za trupa... i to mężczyznę. Pomijając fakt, że ona również wzięła go omylnie za zombie.
    Gdy chłopak zagłębiał się w tym, czy to co się dzieje jest wyobraźnią czy nie, ona osobiście coraz bardziej wierzyła w to, że ma do czynienia z duchem. Wmawiała sobie, że nie wierzy, ale jej serce biło ze strachu jak szalone. Lauretka wyśmiewała ją, a dziewczynę przerażało to jeszcze bardziej... Śmiech małej panienki nigdy nie zwiastował niczego dobrego.
    Usłyszała jakiś hałas i ujrzała toczącą się po ziemi czaszkę. Zaczęła się trząść podwójnie, wyglądała przez to jak jedna wielka galaretka, ładna, ale nadal galaretka. W dodatku taka galaretka, która potrafi ukazywać emocje... w tym przypadku przerażenie. Jej mimika mówiła sama za siebie, prawie że płakała ze strachu. Patrzyła przerażona na czachę i w tym właśnie momencie usłyszała głos po swoim boku. Spojrzała w tą stronę i ujrzała chłopaka, który normalnie wydałby się jej znajomy, ale w tej panice stwierdziła, że to na pewno jakiś zmarły członek załogi. Wbiła się w deskę po drugiej stronie, jakby z nadzieją, że uda jej się przez nią przeniknąć. Dlaczego to cholerstwo blokowało jej drogę do ucieczki?
    Zrezygnowana i przerażona, wpatrując się w oczy Tsukiego wyjąkała.
    - K-k-k-k-kustosz? C-co to t-takiego? J-j-jakiś posiłek dla z-z-zombie?
    Gdy to powiedziała jej poziom strachu wzrósł dwukrotnie, a serducho jeszcze bardziej przyśpieszyło swe uderzenia..
    - N-nie dam się z-zjeść.
    Powiedziała łamiącym się głosem. Znów była bliska rozpłakania się niczym jakieś dziecko. Skuliła się, zacisnęła powieki, zakryła uszy dłońmi i próbowała sobie wmówić, że wcale się nie boi. Przy okazji mruczała pod nosem ciche:
    - To tylko zły sen... zły sen. Obudzisz się zaraz i będziesz w wygodnym łóżeczku, bez żadnych zombiaków... Na pewno, nie martw się Zuzu.
    Taaa, nie ma to jak gadać samej z sobą. Na pewno chłopak jej nie słyszał, no nie? Rany, jakby ten ktoś miał na prawdę jej zagrozić to przecież już by dawno zrobił jej krzywdę, no nie? Chciała otworzyć oczy i zapytać go kim jest, ale na prawdę się bała. Tak, Suzanne odbiło na starość, hah.
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Styczeń 2012, 15:42   

    Tylko odwiedzający statek mogli poznać prawdziwe imię przywódcy statku. Kapitan Błękitnobrody, a teraz już nawet Kapitan Joe. Trzeba przyznać że jego ksywka budzi... tak, wciąż budzi znacznie większy szacunek. Dlaczego więc na swej kajucie miał wyryte imię nadane mu przez rodziców? A może nawet nie przez rodziców. Nikt nie jest pewien jak naprawdę się nazywał.
    Tsukichi ostatnio miał pecha. Żadna z jego pięknych teorii mu się do końca nie zgadzała. Zastanówmy się. skoro to nie muzeum, a kustosz umiera ze strachu... To może być duch kustosza na statku, który kiedyś był muzeum! Jakaś straszliwa katastrofa zamieniła go w statek-widmo, a biedny kustosz wciąż błąka się w poszukiwaniu eksponatów do pilnowania.
    Ta tu pani zdawała się jednak nie być zbyt doświadczona w swoim zawodzie. Panicznie bała się czaszek, a w dodatku rozmawiała sama ze sobą. Czy w tamtych czasach zawód kustosza nazywał się inaczej? I jeszcze musiała być głodna, bo mówiła coś o jedzeniu. Albo kiedyś jeden z odwiedzających był kanibalem, o!
    - Nie martw się, pomogę Ci wrócić na tamtą stronę. - wypalił Tsukichi. Nie znał się na rozmowach z duchami i nie wiedział jak się je pociesza. Gdzieś przeczytał że błąkające się straszydła chcą, aby ktoś pomógł im oswobodzić się z kajdanów które je trzymają w jakimś miejscu, na przykład takim statku.
    Jako że kustosz omal nie zniszczyła starego biurka, a szkoda byłoby je zamieniać w stertę desek, Tsu postanowił wyciągnąć ją spod mebla, żeby ułatwić rozmowę. Nie zastanawiając się długo, złapał ją leciutko za ramię.
    - Chodź, nie chowaj się, bo niewygodnie mi się tak schylać.
    Ech, ten Briar. Gdyby tylko mógł chociaż trochę się kierować uczuciami, nie gadałby takich głupot. Teraz zabrzmiał jakby nagle zaczął się martwić tylko o siebie. Miejmy nadzieję że nie zrozumie go źle i się nie obrazi. To nie byłby dobry początek nowej znajomości...
    Zaraz? Znajomość z duchem? Takie zazwyczaj długo nie trwają. Zawsze jednak można spróbować.
    - Hej, jestem Tsukichi. Jestem tu od niedawna. Ta butelka jest bardzo ciekawa... - w ten oto sposób zaczął straszliwy monolog, w którym to wyraził swoje poglądy na temat piratów, opowiedział też trochę historii ze swojego życia, a właściwie tylko to że będąc dzieckiem zawsze chciał mieć swój własny okręt. Brzmiał zupełnie jak jakiś stary marynarz. W rzeczywistości przeczytał zbyt dużo książek.
    Czy ten człowiek jest normalny?!
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Luty 2012, 20:01   

    Ksywki kapitanów zazwyczaj budziły o wiele większy szacunek niż ich prawdziwe imię, ponieważ zazwyczaj zawierały interesujące i budzące respekt przymiotniki, które sprawiały, że po plecach niektórych wędrowały ciarki. Choć często gęsia skórka nie wiązała się z samym przymiotnikiem, a bardziej tyczyła się takich „dodatków” do nich jak różne legendy, którymi się straszyło wszystkich w koło. Imię wyryte na drzwiach mogło zostać zagadką na wieki, w końcu aby się dowiedzieć jak wybito całą załogę i co tu się tak naprawdę działo, trzeba by spotkać jednego z duchów i z nim pogadać. Suzanne zdecydowanie się na to nie pisała, bo jak już można zauważyć, była strasznym strachobzikiem i choć sama jest Zjawą, senną w dodatku, to jakby napotkała ducha chyba by dostała zawału. Oj tak… Dlatego, duchy trzymajcie z dala od niej! I psy, bo psy są jeszcze straszniejsze! Takie małe potworki.
    Gdyby wiedziała jakie Tsukichi sobie bzdury układa w głowie, to by się uśmiała, ale na razie nie było jej do śmiechu. Coraz bardziej wciskała się w jedną z desek biurka i w głowie błagała o pomoc, dodatkowo nadal powtarzała głośno, że wcale się nie boi i wszystko będzie dobrze, jakby chciała siebie koniecznie do tego przekonać. Kto by pomyślał, że taka dziewczyna może kryć w sobie małego potworka? Nikt zapewne! Ale czy to istotne w tym momencie? Raczej nie, nieprawdaż?
    Lunatyk coraz bardziej główkował i nic dziwnego, że coś mu się tu nie zgadzało, aż niemożliwe, że nie domyślił się jeszcze, że ona wcale nie jest duchem, ale może wydało się to jemu tak prawdopodobne, jak jej to, że mężczyzna jest jakimś zombie i tkwiło silnie w jego głowie?
    Zuzu i tak już się bała już wcześniej, ale w momencie, w którym usłyszała słowa chłopaka zupełnie wpadła w panikę. Jej oczęta zaczęły się szklić i dygotała coraz bardziej. Teraz już nie mówiła cicho tylko wykrzyczała przerażona:
    - Jaką tamtą stronę? Chcesz mnie zabrać ze sobą z tego świata? Ja nie chcę, ja chcę jeszcze żyć, jestem młoda, nie rób mi nic, panie Zombie, będę grzeczną dziewczynką. Nie przyjdę już nigdy do pana kajuty i nie będę przeszkadzać.
    Zaczęła mówić już jak małe dziecko, może chciał ją również zzombiować? To by było okropne! Chodziłaby z wyciągniętymi rękoma i prosiła o mózgi. Nie, nie, nie. Tak nie może być, już ona na to nie pozwoli! Nie podda się tak łatwo żadnym stworom z zaświatów. Kiedy złapał ją za ramię jej serce zaczęło bić w jeszcze szybszym tempie. Ma wyjść? Oj nie! Nie da się zabrać do zaświatów.
    - Zostaw mnie, ja nie jestem duchem jak ty! Ja nie chcę nigdzie iść.
    Powiedziała, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łezka. Czyżby naprawdę bała się tak bardzo? Nawet nie pomyślała o tym, ze jakby miała do czynienia z duchem to nawet nie mógłby jej dotknąć… ach ta Suzanne. I wtem się jej przedstawił i strach powoli zaczął ustępować. Znała to imię, już wiedziała skąd kojarzyła tą twarz.
    - O… od niedawna? J…Ja jestem tu od kilku godzin chyba… N-nazywam się Suzanne… Ty… Ty nie jesteś duchem, Tsukichi? Przysięgnij, że nie!
    Spytała, teraz już trochę uspokojona. Jeżeli to ta osoba, co ona myśli to to nie jest jej pechowy dzień, ale szczęśliwy. Po takim czasie szukania w końcu znalazła go! Będzie mogła wykonać swoje zadanie i zdać raport. Czy to nie wspaniałe? Nagle zaczęła myśleć bardziej racjonalnie. Powinna wyjść spod tego biurka… ale zrobi to dopiero jak nieznajomy przysięgnie, że nie jest duchem.
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 2 Marzec 2012, 20:56   

    Zastanawiające jest jak to ludzie zawsze lubili nadawać sobie i innym najróżniejsze ksywki. Ile nazwisk przez to powstało. Czasem nawet przewyższały one imię nadane osobie przez jej rodziców i to one zapisywały się na stałe w księgach historii. Nie zwracamy na to uwagi, ale to ważna część naszego życia. Ksywki są proste, i potrafią służyć jako opis charakteru. Nie trzeba się przedstawiać, wystarczy ją podać. Na przykład taki przydomek "Groźny". I każdy wie że trzeba się od właściciela trzymać z daleka. Dotyczy to w szczególności piratów. Znamy tylko ich pseudonimy z opowiadań przepisywanych z pokolenia na pokolenie. Budzące respekt. Tacy ludzie wyrzekli się swoich imion. I dobrze zrobili, imiona to potężna broń. Gdyby Tsukichi tylko mógł wymazać swoje prawdziwe imię wszystko stałoby się łatwiejsze. Trudniej byłoby go znaleźć. Stałby się zwykłym obserwatorem. Chociaż pozostają jeszcze inne kwestie... może wystarczyłoby założyć maskę... Właśnie! Maska! Przypomniał sobie o tej zwanej Maską Tysiąca Twarzy. Miał ją cały czas przy sobie.
    Pan Briar nie do końca rozumiał powód paniki i łez nieznanej mu osobliwości. Podobno się płacze jak się jest smutny. Ale czy panna Suzanne była smutna? Wyglądała raczej na przerażoną tym całym statkiem. O tak, nawet Tsu zauważył dreszcze na swoim ciele. A może po prostu jest zimno? Ech~
    Będzie musiał gdzieś zapisać że duchy potrafią płakać. Nieczęsto zdarza się okazja do ingerowania z innym wymiarem. No jasne! Napisze całą książce o duchu ze statku w butelce. To będzie bestseller... chociaż nie. Książek Lunatyków się nie sprzedaje. Są one dla dobra ogółu i z tego wynika że powinny być ogólnodostępne... Czy on właśnie z rozmyślaniu nad cechami ducha przeszedł myślami do tego czy ma zarabiać na tym co spisuje?
    Zastanawiając się nad zastanawianiem się do Tsu nagle dotarło co dziewczyna przed kilkoma sekundami powiedziała.
    - Zombie? - na twarzy Lunatyka odruchowo już wymalowało się zdziwienie. Jaki znowu zombie? Czy on wygląda jak poobgryzane przez upływ czasu żywe mięcho? W dodatku w smokingu, jeszcze z balu. Matte... kto do diabła ubiera się w smoking wybierając się na statek? Nie, ten człowiek nie jest normalny. I zamiast najpierw dziwić się tym co mówią inni powinien popracować sam nad swoją normalnością. O!
    W czasie kiedy właściciel słynnej maski kłócił się, a nawet toczył bitwę nie do rozstrzygnięcia pomiędzy zdrowym rozsądkiem i szalonym mózgiem, Suzanne zmieniła nieco swoje nastawienie. Widocznie zdała sobie sprawę że nie jest żadnym zombie. Ha! Od razu wrócił ponownie do więzów czasu i przestrzeni.
    - To zależy z czyjej perspektywy spojrzeć. Duch może nie wiedzieć że jest duchem i brać za stworzenia z innego świata inne duchy które spotka. - Tia, witajcie z powrotem w rzeczywistości Tsukichiego.
    - Skoro jednak znasz moje imię to zdradzę Ci że nie zostało ono jeszcze wygrawerowane na żadnym grobie. - dumnie położył lewą dłoń na piersi i nieco odsunął się do tyłu. Dość niewygodnie tutaj.
    Pokiwał głową. To chyba znaczy że chce potwierdzić swoje słowa.
    - Teoretycznie duchy nie mogą umrzeć. Zastanówmy się, pewnie wydaję Ci się że jeszcze żyjesz i to trzyma Cię w tej kajucie. Jesteś zabłąkana. Wydaje Ci się też że jesteś tu od kilku godzin, bo czas dla Ciebie nie ma znaczenia. Najważniejsze byś sobie z tego zdawała sprawę. Spokojnie, zaraz coś wykombinuję... - wstał i zaczął rozglądać się, licząc że znajdzie odpowiednią wskazówkę.
    Głupek.
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 1 Kwiecień 2012, 20:09   

    Tak, ludzie często nadawali sobie pseudonimy i wyglądało na to, że ciężko jest nie raz przebić się przez owe ksywki i zapomina się w końcu nawet własnego imienia. Na przykład autorka tego posta, gdy się ją zawoła po imieniu czasem nie zauważa, że ktoś do niej mówi, a jak tylko usłyszy imię, którym zwraca się do niej rodzina i przyjaciele od razu reaguje, no cóż... Tak to już bywa. Briar, gdyby tylko na prawdę tego chciał mógłby się wyzbyć swego imienia, tak jak to było, na przykład w przypadku jego "szefowej", której na imię było Madeline, ale wszyscy do niej mówią Dark. Jednak często trzeba wręcz walczyć o taki sposób bycia postrzeganym, a nie każdemu się chce do tego doprowadzać, prawda? Dla Suzanne o wiele lepiej, że Tsukichi się jej przedstawił prawdziwym imieniem - wiedziała w końcu, że znalazła kogoś kogo poszukiwała tyle czasu... I jej strach przed "niby-duchem" minął. Kolejnym jej fartem było to, że nie założył Maski Tysiąca Twarzy i mogła go rozpoznać wspominając zdjęcie, które tkwiło w jej głowie.
    W życiu nie pomyślałaby, że Tsuki nadal ma ją za ducha i że na podstawie jej obserwacji posądzi duchy o to, że potrafią płakać. Gdyby tylko wiedziała, że nadal posądza ją o takie rzeczy, Laurettka chyba by nie wytrzymała i przejęłaby kontrolę nad dziewczyną... A wtedy marny żywot Lunatyka.
    Do uszu Sennej Zjawy trafiło nagle zapytanie chłopaka. Czyżby go dziwiło, że miała go za zombie? Przecież to nic dziwnego, prawda? No dobrze, każdy wie, że jej myślenie bylo nienormalne, ale w końcu te Briarowe też nie było wiele lepsze, uhm. Wtem usłyszała kolejne słowa chłopaka, czy on sobie z niej stroi żarty, czy na prawdę wierzy w te głupoty, które wygaduje? Laurettka coraz bardziej się denerwowała i co jakiś czas udawało jej się coś powiedzieć, jednak nadal była w ciele Suzanne, a nie na odwrót.
    - Czy ty sugerujesz, że niby oboje jesteśmy duchami?
    Nie zabrzmiała sympatycznie, wbrew przeciwnie, ale co się dziwić, skoro wypowiadała się gorsza część? Jako Melodyjka była najgorsza, bo ponury wygląd Suzanne i okropny charakterek Laurettki tworzyły coś okropnego. Szybko jednak Zuzu stała się znów normalną Zuzu i starała się Zuzu pozostać, walcząc sama z sobą, a dokładniej z dzieckiem w niej siedzącym.
    - T...to dobrze, że nie było napisane na grobie, nie po to kogoś szukam, by znaleźć jego ducha na jakimś dziwacznym statku...
    Te słowa były bardziej monologiem niż dialogiem kierowanym do chłopaka. I wtem usłyszała jego kolejne słowa. Gdy tylko chłopak wstał wygramoliła się spod biurka i nim ktokolwiek się spostrzegł, przed Tsukim stała sześcioletnia dziewczynka, drobniutka blondyneczka z jedną tęczówką czarną i białą żrenicą w jednym oku, a w drugim na odwrót.
    - Nie rób sobie jaj z Suzanne, Laurette tego nie lubi, rozumiesz?!
    Wykrzyczała z wściekłością, po czym nagle uśmiechnęła się i niczym aniołek dodała cichutkie:
    - Zuzolek nie jest duchem, Zuzolek to ozywiony sen.
    Przy ostatnim słowie przekrzywiła głowę uroczo w prawą stronę i z błyskiem w oku przyjrzała się Tsukiemu.
    - Jak psestaniesz mówić bzdulki, to moze nawet Laulettka pozwoli wlócić Suzanne i dalsa lozmowa będzie milusia.
    Brakowało jedynie ułożenia przez dzieczynkę łapek w serduszko, lub posłania chłopakowi uśmiechu, jednak już po chwili zamiast małej złośnicy powróciła Suzanne.
    - P... przepraszam, nie chciałam tego robić... T... nie moja w... wina.
    Wymruczała cichutko pod nosem patrząc w podłogę i szurając prawą nogą po ziemi. Było jej okropnie głupio, nie chciała by dziecko się ujawniało przy Briarze, bo dobrze wiedziała teraz, z kim ma do czynienia...
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Kwiecień 2012, 19:17   

    Tsukichi to taki co nieco ciężki przypadek. Nigdy nie wie kiedy powie za mało, a kiedy za dużo. W każdym razie on sam na podstawie swoich wstępnych obserwacji nie spodziewałby się nigdy że swoim zachowaniem może rozzłościć osobę z którą rozmawia. Tak serio to właśnie się zorientował że z żadnym zabłąkanym członkiem załogi statku w butelce nie rozmawia. Gdyby wciąż jego umysł miał Zuzu za tego za kogo ją podejrzewał, paliła by się wciąż lampka ostrzegająca przed duchami którym potrafi w jednej chwili odbić. I wtedy atakują! No co, oglądało się filmy! One są przecież na faktach oparte, nie? ... Nie? No może nie wszystkie.
    Nie zbaczając zbytnio z tematu, biedny Briar nie miał pojęcia jaka wybuchowa mieszanka znajduje się w Zuzu. Jakby wcześniej miał o tym pojęcie, zapewne byłby dużo, ale to dużo ostrożniejszy. Co poradzić, trzeba się uczyć na błędach.
    Dziewczyna przemówiła jakimś innym głosem, co nieco dało Lunatykowi do myślenia. Rozdwojenie osobowości? Raczej głos się wtedy nie zmienia. Z drugiej strony Tsuki nie spotkał nigdy nikogo takiego, może to jakiś nowy przypadek?
    Jak to jest w jego stylu, kiedy zbytnio ucieka do swoich "zastanawiań się" nie zawsze wie co mówi. Dokładniej to pozwala swoim organom mowy przepuszczać każde słowo bez uprzedniego pomyślenia o ewentualnych konsekwencjach. W dodatku nie zauważył faktu, że dziewczyna go szukała. Za chwile to do niego dotrze i się znów zacznie... jakiś łowca głów? Agent ubezpieczeniowy? Komornik?
    I się stało. W pewnym momencie pojawiła się mu przed oczami jakaś dziewczynka o szalonym spojrzeniu. Eee? Co się właśnie stało? Wszystkie myśli niczym przed znakiem "stop" zwolniły (albo przestrzegały przepisów i zatrzymały się). Co go przed chwilą ominęło?
    - Czy ty... - wydobył z siebie cichutko pewne dwa słowa, ale 6-latka nie pozwoliła mu dokończyć. A raczej sprawiła że Briar zamilkł... krzyknęła na niego! Ale skąd ona... i jakim cudem...?
    Kilka sekund po tym jak znowu nie(całkiem)znajoma stała się Suzanne, Lunatyk zdążył jakoś tam te cosie w jego łepetynie uporządkować. Na razie założył że to jakieś niezwykłe rozdwojenie osobowości powiązane z jakimś tematem o snach, o którym nie ma bladego pojęcia. Trzeba będzie to zapisać! Tylko teraz jak wyciągnąć informacje, żeby nie rozzłościć tej drugiej połowy? Trzeba chyba zmienić strategię.
    - Przepraszam, ale nie mam pojęcia co się właśnie wydarzyło, i przed kontynuowaniem rozmowy chciałbym prosić o staranne wyjaśnienie mi fenomenu, który miał miejsce tu i teraz. - wybełkotał potok słów i zaczął z uwagą obserwować szurającą prawą nogę.
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Sierpień 2012, 19:29   

    Wychodziło na to, że spotkały się dwa naprawdę ciężkie przypadki. Obie te osoby były w pewien sposób przeklęte, Tsukichi nie odczuwał nic, Suzanne zaś czuła zbyt wiele, jakby była dwiema osobami, jakby zamknęły się w niej kompletnie sprzeczne uczucia. Czasem nawet nie odróżniała już które zachowania są jej, a które Lauretty. Nad Tsukim ciążyła klątwa, nad nią również... To ich łączyło w pewien, dość słabo zauważalny dla nich samych, a tym bardziej dla osób postronnych, sposób. Sama Zuzu nie zdenerwowałaby się zachowaniem Lunatyka, jedynie wystraszyła, ale Lauretka nie była do pokonania w tym momencie, zbyt szybko się rozdrażniała i zbyt łatwo opanowywała ciało Czarnokrwistej w ostatnim czasie.
    W przypadku rozmowy z panienką Black lepiej było prędko uczyć się na błędach, bo sześciolatka w niej siedząca była wbrew pozorom dość niebezpieczna. Raczej Briar nie chciałby skończyć przywiązany do kaloryfera, prawda? Albo jeszcze gorzej, przykuty do ściany... ewentualnie łóżka... Nie, chwila, nie tak to miało być. Zostańmy przy tym kaloryferze, albo w ogóle zostawmy to wszystko. W każdym razie, lepiej aby Lunatyk bardziej zdawał sobie sprawę z tego co mówi, bo choć Zuzu nie chciała mu zrobić nic złego, to już bachorek w jej ciele myślał co innego. Nic nie mogła poradzić, że porzucona dziewczynka była taka wybuchowa i nerwowa, a chciałaby. Dlatego teraz czuła się jakby miała się zapaść pod ziemię. Unikała wzroku mężczyzny, który wyglądał na dość zszokowanego. To zerkała w lewo, to w prawo, wciąż szurając nogą. W końcu usłyszała przepraszam i aż podskoczyła w miejscu jak oparzona. Zerknęła na Tsukiego nieśmiało i uśmiechnęła się dość nerwowo. Wysłuchała jego słów i przez długi czas po tym milczała, po czym zaczęła wypowiadać dziwny zlepek wyrazów i sylab.
    - Ja... Ty... Bo to jest tak, że... Lauretka... Ona...- w tym momencie dziewczyna zaczęła wykręcać sobie palce i z zakłopotania stąpać z nogi na nogę.- Nie powinieneś dener... Laurka się zderwow... No bo ja nie jestem zwy... Po prostu... Bo... J-ja.
    I w końcu rozpłakała się na nowo, była zbyt zakłopotana i nie wiedziała co zrobić. Pochwyciła go w chwili rozpaczy za dłoń i spojrzała w źrenice, ze szklącymi się oczętami.
    - Przepraszam, naprawdę przepraszam, ale nie potrafię Tego wytłumaczyć. To jest zbyt... Pokręcone? Tak, pokręcone. Poza tym... Ja... Ja nie jestem duchem, a Lauretka to taki mój... stały gość?
    Można powiedzieć, że... druga ja.

    Po pierwszym wypowiedzianym zdaniu przestała płakać. Jej kolejne słowa były spokojne i zrównoważone. W końcu oderwała wzrok od jego oczu i puściła jego rękę.
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 25 Sierpień 2012, 16:34   

    Niezwykły zbieg okoliczności. Misuta Hideyori i Misesu... eee, jak jej na nazwisko? Poznał tylko imię... niech będzie Misesu Suzanne. Dwie osobowości, które są tak do siebie podobne, a równocześnie się różnią. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że prawdopodobnie ani ona ani on o tym jeszcze nie wiedzą. Przynajmniej tak mówią pozory. Tsuki już zauważył że z tą osóbką jest coś nie tak. Z tą, z którą przyszło mu dzielić miejsce do dziwnej rozmowy w tejże pięknie zniszczonej przez czas kajucie. Niezwykłe rzeczy potrafią mieć miejsce. Gdyby miał kilka kartek i pióro zapisałby ten fenomen. Niestety, Briar od czasu kiedy poczuł na sobie klątwę zaprzestał pisania. Nie był w stanie już umieścić na papierze swoich odczuć, co zepsułoby cały obraz czytelnikowi, a to przeczucie nie pozwalało mu wykonać choćby słowa.
    Nie zagłębiając się w los Tsukiego - ktoś postronny mógłby nieźle się uśmiać gdyby miał możliwość śledzenia sytuacji w jakiej znalazł się Tsukichi. Był on przecież wciąż ubrany w strój z balu. Był w smokingu na statku widmo! Właśnie do niego dotarło. Gdzieś tam pośród falujących myśli wynurzył się ten fakt. I to właśnie on był teraz najbardziej zrozumiały i wybił się ponad wszystkie inne. Niósł on ze sobą pewne wspomnienie - Lunatykowi zawsze powtarzano żeby ubierał się stosownie do sytuacji. Wybierając się nie-wiadomo gdzie mógł po prostu ubrać swój zwykły strój, a nie paradować w ten sposób i zwracać na siebie uwagę.
    W pewnym momencie do jego uszu zaczęły docierać jakieś słowa. Nieśmiałe słowa, pojedyncze słowa. Zerknął uważniej na usta panny Melody. Tak, to one poruszały się jakby od niechcenia.
    Dzięki Bogu, już myślałem że mam problemy ze słuchem.
    Mimo wysiłku nie był w stanie wyłapać dokładnie o co chodzi Suzanne, a jej dziwne odruchy nieco go rozpraszały. Zdaje się że była taka nazwa pasująca... nieśmiałość... zakłopotanie? Aby opisać dziewczynę należałoby połączyć te dwa słowa.
    W końcu doszło do tego że się rozmazała i złapała go za rękę. Tsukichi widział coś podobnego kiedyś na jakimś filmie. Reakcji bohatera niestety nie zapamiętał, a głupi pewnie zrobiłby to samo. Dla przypomnienia, Tsuki w obecnym stanie kierował się w dużej mierze doświadczeniami i obserwacjami z przeszłości. To najlepsze co mógł na razie zrobić.
    - Piękne... - wydobył z siebie nagle. Było już po całej akcji, Zuzu skończyła swoje pozlepiane zdania i nawet puściła już dłoń Lunatyka. Skąd więc to słowo? Ano, widząc oczy Suzanne nasz przeklęty przypomniał sobie jak kiedyś widział ocean nocą. Był tam jeszcze ktoś, kto zapytał jak mu się ten widok podoba. A on po chwili zastanowienia odpowiedział "Piękne to". W owym czasie było to najlepsze słowo jakie mógł wymyślić, a i tak w pełni nie oddawało tego co czuł. Teraz, kiedy ujrzał niezbadaną głębię w Melody, nie mógł za nic powstrzymać tej wypowiedzi. Nawet nie zauważył że tak powiedział, to było coś odległego. Coś, co zdawało się nieprawdziwe i żyjące tylko w zakamarkach jego umysłu.
    Mimo małego oderwania się od rzeczywistości Briar przyjął do siebie wszystko co powiedziała dziewczyna. Pokręcone? Drugie ja? Pokręcone drugie ja? Czyżby ona była opętana przez tą małą krzykliwą dziewczynkę?
    - W porządku. Jeżeli nie chcesz nic więcej powiedzieć, to nie mów. - musiał coś powiedzieć, żeby nie wyszło na to że znów gada głupoty. Ale czemu akurat to... musiał przecież wiedzieć więcej, ale coś szepnęło mu na ucho, że "jeszcze nie teraz". Dowie się wszystkiego z swoim czasie. Do wyjaśnienia pozostało coś ważniejszego - co ona tu robiła i czemu on miał wrażenie że musieli się tu spotkać.
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 27 Sierpień 2012, 18:39   

    Panienka Black również nie miała pojęcia jak Tsukichi miał na nazwisko, z resztą ona przecież nic o nim nie wiedziała, jej zadaniem było się tego dowiedzieć. Jedyne wiadomości, które tkwiły jej w głowie to- Tsukichi, Lunatyk, Briar. Nic więcej wiedzieć nie mogła, bo niby skąd? Prawda była taka, że jej zadanie i tak było już nie istotne, ze względu na odejście jej szefa, ale skąd ona miała wiedzieć, że nie ma się nic dowiadywać o chłopaku? Dlatego zamierzała go wypytać o co tylko się da i uzbierać jak najwięcej informacji. Tylko dlatego, mimo niepewności i strachu stała tu ciągle i nie uciekała, bo gdyby nie usłyszała, ze rozmawia z Tsukim to zapewne zwiałaby gdzie pieprz rośnie, bo w końcu okropny strachobzik z niej. Teraz jednak było coś jeszcze, ich nagłe spotkanie sprawiło, że Suzanne zaczęła się zastanawiać, czy nie kryje się za tym coś jeszcze. Z resztą, od momentu, w którym wyszła spod biurka, zaczęła myśleć trochę bardziej trzeźwo. Było jej dość głupio, że wpadła w taką panikę bez powodu i że wmówiła sobie, że nieznajomy jest potworkiem i że może być niebezpieczny dla niej. Dodatkowo zaczęła się nad czymś poważnie zastanawiać. Dlaczego Hideyori ma na sobie smoking? Czy to na pewno normalne? Jednak było coś więcej w tym, bo ona przecież miała na sobie bardzo elegancki strój, czarną, balową sukienkę na ramiączkach, z białymi kokardkami i wysokie buty na szpilkach. No proszę, kolejna rzecz, która ich łączyła. Czyli wróćmy do początku, oboje nie wiedzą dlaczego tu przyszli, wzięli siebie za duchy, ciążą nad nimi klątwy(choć akurat o tym Zu nie wie) i są ubrani zbyt elegancko, jak na ludzi którzy przyszli w to miejsce. Ona szukała Lunatyka, a on sam przez przypadek przyszedł do Sennej Maniaczki. Wszystko to układało się w jakąś całość i sprawiło, że panienka Black zastanowiła się chwilę nad tym, jednak szybko to wszystko się ulotniło, w końcu wydarzyło się kilka innych rzeczy i musiała zacząć opanowywać emocje na nowo.
    Nawet nie zauważyła, kiedy go złapała za rękę, to nie był odruch specjalnie przez nią wykonany, jednak, gdy tylko spojrzała w jego oczy poczuła dziwny spokój, to właśnie dlatego, już po pierwszym zdaniu przestała płakać. Powiedziała wszystko co chciała i w końcu chciała puścić jego dłoń, po czym usłyszała jedno słowo. "Piękne", zabrzmiało w jej uszach. Puściła go i spojrzała w ziemię, jednak to słowo nadal ją męczyło i zastanawiało. Spojrzała na niego na nowo.
    - C...co jest piękne?
    Spytała nieśmiało i na nowo spuściła wzrok. Wydawało jej się to dziwne, bo w końcu co to miało do jej wypowiedzi? Dlaczego to powiedział? O co mu chodziło? O to miejsce? Nie rozumiała, tym bardziej dlatego, że powiedział to przyglądając się jej tęczówkom z wyrazem twarzy mówiącym o zamyśleniu. Przecież jakby chodziło mu o to miejsce, to rozejrzałby się w koło i powiedziałby to wcześniej, bo był tu od jakiegoś czasu, nieprawdaż?
    I tuż po tym usłyszała kolejne słowa, które sprawiły, ze dziewczyna, mimo wszystko odetchnęła z ulgą. Nie chciała mu tego tłumaczyć, nie teraz. Powie mu kiedyś, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Nie, chwila, musi pamiętać co miała zrobić. Miała się dowiedzieć czegoś o Tsukichim i wypytać go o jego przełożoną, a nie opowiadać mu o sobie. Na chwilę o tym zapomniała, bo Hideyori interesował ją teraz bardziej jako człowiek po prostu, niż jako Briar. Wszystko szło nie tą drogą, którą według niej miało pójść. Spotkali się w innych okolicznościach, pierwszy raz osoba, którą miała szpiegować przyszła do niej, a nie ona do tej osoby i było to mało komfortową sytuacją. Nie wiedziała co teraz powiedzieć. Podniosła wzrok i spojrzała na niego, szepnęła jedynie ciche:
    - Dziękuję.
    Tak, nie potrafiłaby mu powiedzieć nic o sobie, wytłumaczyć tego co się wydarzyło, jego słowa jakby ją uratowały przed dalszym ośmieszaniem się. Uśmiechnęła się nieznacznie, dość sympatycznie, ale też dość smutno, tak jak to miała w zwyczaju.
    Tsukichi
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 7 Wrzesień 2012, 14:37   

    Musiało minąć trochę czasu, żeby Tsukichi zorientował się, że trafił tutaj w dziwny sposób. Dał się ponieść czemuś nieznanemu, co doprowadziło go na okręt. Był tu teraz, bez zakłopotania, wstydu, po prostu był. Obok niego Suzanne, równie zagubiona jak on. Tsu także był podzielony, może trochę w innym znaczeniu. Ten prawdziwy Hideyori, ten zraniony, ten będący jego uczuciami siedział gdzieś głęboko zakuty w niemal niezniszczalne łańcuchy. Ten teraz to nie był on, to nie był Briar... ciekawe czy to wszystko potoczyłoby się inaczej, czy ich rozmowa wyglądała by inaczej...
    Gdyby jednak Tsukichi dowiedział się o zadaniu powierzonemu Suzanne, zmieniłby zupełnie nastawienie niczym zaprogramowany robot. Wziąłby ją za szpiega. A że każdy szpieg musi zginąć, wiadomo jak by to się skończyło. Teraz widział przed sobą wielki znak zapytania. Znak który się zgubił, a zagubionym trzeba pomóc. Nie chciał mimo tego zaproponować jej swojej pomocy. Coś się nie układało w całość... coś co nie pozwalało mu podejmować większych kroków. Postanowił czekać.
    Dziewczyna była zaskoczona jego słowami. On sam też nie do końca kojarzył co powiedział. Zorientował się dopiero kiedy Zjawa zapytała się go "co jest piękne". Nieświadomie złapał ją lekko za podbródek, tuż po tym jak dziewczyna mu podziękowała. Zrobił to tylko aby unieść jej głowę bardziej do góry w celu ponownego a i dokładniejszego przyjrzenia się jej oczom. Rzeczywiście, były one równie piękne i niezmierzone niczym ocean. Briar czuł się teraz bliżej swojej przeszłości niż kiedykolwiek.
    - Ty... - wyszeptał cicho. Był teraz w swoim pokoju, a na przeciwko niego po turecku siedziała jaka znana mu twarz. Tsuki nie patrzył jednak na nią, a na pływające sobie swobodnie rybki w akwarium, jakby oddzielone od tego całego zniszczonego świata, żyjące swoim własnym rytmem. Jednakże jak łatwo było by rozbić taką barierę... problem w tym że nikt nie chce tego zrobić. Już chciał dokończył to co w sobie dusił, kiedy jego wzrok spoczął na znajomej twarzy i wspomnienie rozprysło się na miliony kawałków. Znów znajdował się na statku, ręka wisiała nieruchomo w powietrzu, a na jego samego patrzyła onieśmielona panienka Melody.
    Zazwyczaj Tsu potrafi szybko wybrnąć z nieprzyjemnych sytuacji, i zrobiłby to także teraz, dokańczając w jakiś inny sposób... coś w stylu "... jak się tu znalazłaś?" albo "... ile w ogóle masz lat?". Jednak nie potrafił. Zatrzymał się jak wieloletni zegarek któremu w końcu wyczerpała się bateria. Po prostu jak zostawił to słowo wiszące w powietrzu, jak duszne powietrze przed burzą.
    Pozwolił sobie na chwilę ciszy. Chociaż, czy była to chwila? Może dwie sekundy, może dwadzieścia? Nie wiedział. Ta jego chwila pozwoliła mu jednak odzyskać trzeźwość umysłu. Przypomniał sobie po kolei co się wydarzyło i do głowy wpadł mu pewien pomysł. Czy durny? To się okaże.
    Od pewnego czasu Tsukichi nie rozstawał się z tabliczką czekolady, licząc na to że kiedyś w wolnej chwili przypomni sobie o niej i ją zje. Chwila ta jednak nie nadeszła, ani na balu, ani kiedy był sam ze sobą w domu. Czekolado, przydasz się więc do czegoś innego.
    No i pojawiła się ona w jego ręce, która do teraz musiała się męczyć w powietrzu. Sięgnęła ona do kieszeni.
    - To jest... - zastanowił się sekundkę. - ... dla Lauretki. - położył czekoladę na podłodze, postanowił nie straszyć bardziej biednej dziewczyny.
    Skąd u niego taki pomysł? Ano, jako że Lunatyk poznał nową osobę, nie chciał być z nią w konflikcie... znaczy się z tą drugą siedzącą w Zuzu. Jeżeli ta rozmowa miała go do czegoś doprowadzić, musiał jakoś sprawić żeby ta druga jego polubiła. Wyglądało na to że marne są szanse, ale przecież wszyscy lubią czekoladę, prawda?
    Kto wie, może to pierwszy krok żeby jakoś pomóc Melody.
    Suzanne
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Kwiecień 2013, 21:16   

    Na obojgu z nich ciążyły jakieś okrutne klątwy, które rozbijały ich osobowości i raniły doszczętnie, to ich, to ich bliskich... Jednak teraz Suzanne zastanawiała się najzwyczajniej w świecie "co tu się dzieje", coś było w tym dziwnie magicznego. Ich wygląd, miejsce, w którym byli, wszystko wskazywało na to, że trafili na jakiś urocz bal na zabytkowej łajbie i powinni po prostu zacząć tańczyć. To na swój sposób zabawne. Ale Melody nie miała ochoty się śmiać, zamiast tego, nagle trafił do niej jakiś błogi spokój... i choć była zakłopotana i onieśmielona, to czuła, że to jest jej miejsce, że trafiła gdzieś, gdzie trafić miała i z kimś, kogo miała spotkać. Nie chodziło tu już nawet o jej misję, od zaginionego Lokiego, to było coś więcej.
    Teraz dziewczyna, nie wiadomo dlaczego, pomyślała, że chłopak nigdy nie może się dowiedzieć o zadaniu spoczywającym na jej barkach. Pomyślała, że na pewno odwróciłby się od niej, gdyby wszystko wyszło na jaw, albo zrobiłby jej krzywdę, a ona tego nie chciała, sama nie wiedziała dlaczego, tym bardziej, że bardziej bała się pierwszej opcji. W Briarze było coś co ją do niego przyciągało... Miała nadzieję, że zrozumie w końcu co, bo jak na razie nie podobał jej się fakt, że sprawa idzie nie po jej myśli. To mógł być problem.
    Kiedy rozmyślała nad swoją misją, zaczęła się cała sytuacja z pięknością jej tęczówek... Rzecz jasna, ona nadal nie zdawała sobie sprawy, że to właśnie o oczy chodzi. Jednak było w tym coś co prawiło, że czuła się zakłopotana... A to był dopiero początek łańcucha kłopotliwych dla niej zdarzeń. Poczuła jak chłopach chwyta delikatnie je podbródek i jej policzki przybrały różową barwę. Wtem chłopak znowu spojrzał w jej oczy... Jej czarne, niemalże niefunkcjonujące serce, nagle przyśpieszyło rytmu, a gdy usłyszała krótkie "Ty..." wstrzymała oddech. Chciała się dowiedzieć, o co dokładnie chodzi, ale nie doczekała się końca odpowiedzi. Wtedy połączyła wszystkie fakty i stwierdziła, że... tamtaram... wszystko to brzmi jakby on uważał, że ona jest piękna. Jednak to nie mogło być, to, ona nie uwierzy, że mogło chodzić o to. Więc jednak to był początek niedokończonego zdania... bezsprzecznie.
    Po chwili uświadomiła sobie, że nie dość, że jest purpurowa na twarzy, to jeszcze nie oddycha. Wzięła wdech i od razu wydychając powietrze odezwała się:
    - C-co ja...?
    Jej głos drżał delikatnie a serce nadal dziwnie szybko biło. Może jego ta sytuacja nie krępowała przez brak emocji, ale dla niej było to coś nowego, coś dziwnego i jako, że miała emocje, wszytko się w niej zbierało i... cofnęła się o krok.
    Wtem wydarzyło się coś dziwniejszego niż wszystkie wcześniejsze zdarzenia. Chłopak wyciągnął, nie wiadomo skąd, tabliczkę czekolady i położył ją na ziemi. Dziewczyna słysząc, że to dla Lauretki, szybko zaczęła kiwać głową na boki, zamknęła oczy i cofała się, dopóki nie zatrzymało jej biurko, będące tuż za nią.
    - N-nie wiem czy to dobry pomysł... Lau...
    Nie zdążyła dokończyć, już po chwili, przed chłopakiem stała, z szeroko rozwartymi oczyma uradowana sześciolatka. W te pędy podleciała, ślizgając się na brzuchu i nie zważając na to że zdziera sobie łokcie o podłogę, wbijając sobie drzazgi, aby chwycić czekoladę, nim ktokolwiek pomyśli, żeby ją zabrać. Biorąc do rąk tabliczkę, przewróciła się na plecy i wpatrując w swą zdobycz zaczęła ją odpakowywać. Wiele nie myśląc, zaczęła wcinać czekoladę w całej okazałości, nawet jej nie łamiąc na kawałki.
    - O matulu, czekolada, ta wariatka nie dawała mi jej latami...
    Wymamrotała i w najlepsze wcinała słodycz, czując jak rozpływa się w Lauretkowych usteczkach. Gdy tylko wszamała niespodziankę (a zajęło jej to może dwie minuty) zaczęła skakać po całej kajucie zacieszając, robiąc gwiazdy, tańcząc makarenę... aż w końcu dobiegła do Tsukiego i wtuliła się w niego, swoimi rączkami oplatując jego nogi wkoło kolan.
    - Kocham Cię!
    Zawołała uradowana dziewczynka.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 9