• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Kartoteka » Historie Postaci » Retrospekcje » Zmierzchająca Pełnia w Nowiu przed Świtem
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 2 Luty 2017, 14:29   Zmierzchająca Pełnia w Nowiu przed Świtem

    Zmierzchało już. Chmury barwiły się różem i pomarańczem, horyzont płonął, ogólnie niebo wyglądało jak idiotycznie drogi, tropikalny drink. Robiło się chłodno, jednak Charlesowi nie przeszkadzało to wcale. Od tego całego wachlarzu barw odgradzała go pokryta brudem i kurzem szyba salonu. Siedział w pokoju całkiem sam, nawet Zaślepek nie chciał mu towarzyszyć, zajmując się myszkowaniem w skrytkach pod podłogą - dało się usłyszeć tupot jego malutkich nóżek. W takie wieczory jak ten Kapelusznika ogarniało słodkie lenistwo. Nie wiedział nawet, jak długo bezmyślnie patrzył się przez okno swej ukochanej rudery. Nie miał w tym żadnego celu, nie był artystą, który mógłby uchwycić podobny widok na płótnie, ani poetą, który opisałby to wszystko szeregiem chwytających za serce słów. Zapewne podobna działalność artystyczna zakończyłaby się kompletną katastrofą, a że w Krainie królował akademizm artystyczny, Charlie nie mógłby zrzucić swego beztalencia na abstrakcyjną formę i ideę. Po prostu cieszył się tym wszystkim, jakby gratulując słońcu dobrej roboty.
    Zapragnął herbatki. Jak każdy Kapelusznik, potrzebował jej do życia, nie czuł się zobowiązany do walki z tym stereotypem. Bo co złego jest w pysznej herbatce? Dlaczego miałby się z niej tłumaczyć? Kocha ją, a ona kocha jego i tak było od zawsze, od początku świata i pierwszych Kapeluszników. A że był to stereotyp, to nawet nie jego sprawa. W końcu był Anarchistą - a prawdziwego Anarchisty nie obchodzą opinie innych! No! I dlatego też w całkowicie niezależny, wyzwolony sposób wstał z fotela i ruszył do kuchni, gotów przezwyciężyć wszystkie przeciwności losu!
    ...
    Zabrakło herbaty. No niech to szlag. Ale nie było się co przejmować - oczywiście, przejmująca fala lenistwa nie pozwoliłaby mu wyjść na chłodniejący dwór i nazbierać torebek herbacianych z okolicznych krzewów. Domek był za cieplutki, za milutki żeby go opuszczać na tą okrutną zimnicę 7 stopni na plusie. Pozostała improwizacja. Charles powolutku otworzył schowek, w którym przechowywane były zioła z wielu, wielu lat. Stara zabawa - wyłapujemy na ślepo tyle, ile dało się złapać, te które nie miały kolców i/lub nie uciekały i pakujemy do imbryczka. Wielokrotnie odkrył w ten sposób naprawdę pyszne mieszanki... jak i brutalne gwałty na kubkach smakowych, mogących służyć najwyżej jako tortura w Arcyksiążęcych lochach. Ale odpowiednia dawka cukru niwelowała na ogół złe wrażenia, nawet jeśli oznaczało to nalanie sobie herbaty do cukiernicy, zamiast na odwrót.
    Co my tu mamy? Lulek, wilcza jagoda, tojad, makowe opiatyyy... coś nierozpoznawalnego i żółtego. Mogło trafić się gorzej. Obojętnie wpakował ten roślinny majdan do dzbanka i poszedł do paleniska aby sprawdzić, jak gotuje się woda. Kiedy w kuchni rozbrzmiał miły dla ucha gwizd, wlał wodę do przygotowanej mieszanki, pozwalając się jej zaparzyć. Jeszcze parę minutek i będzie gotowa! Charlie nie mógł oprzeć się przed nachyleniem nad dzbankiem i powąchaniem gorącej pary. Zapach był... specyficzny. Ostry. Pobudzający. Średnio jak na tak spokojny wieczór, ale jak już się zaparzyło, to nie ma co marnować. dwie łyżeczki cukru i chlup do filiżanki!
    Kapelusznik wrócił do pokoju, z wrzątkiem podtrzymywanym spodeczkiem i spokojnie usadowił się na fotelu. Ponownie spojrzał przez okno, biorąc pierwszy łyk - kolory już zniknęły z nieba, oddając je we władanie księżycowi, okrągłemu jak talar. "Piękną pełnię mamy dzisiaj" pomyślał. NIe wiedział dlaczego, ale widok tej białej, świetlistej kuli niepomiernie go fascynował. Wraz z drugim łykiem poczuł delikatne dreszcze, jakby brała go gorączka, narastająca z każdym kolejnym łykiem. W końcu trząsł się jak osika, jednak nie był w stanie oderwać wzroku od księżyca. Nie był w stanie nawet mrugać.



    Filiżanka z głośnym trzaskiem rozprysła się na podłodze.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 21 Luty 2017, 19:55   

    Dzień jak co dzień. Odebranie zapłaty za poprzedni tydzień łażenia krok w krok za bogatym mieszczuchem z opasłym brzuchem, który musiał to tu, to tam odbębnić parę spotkań, kupić co nie co, zadbać o swoje interesy... nie był Daniel może zwykłym ochroniarzem, co raczej członkiem załogi, osobą eskortującą. I to raczej tą niedoświadczoną, więc zapłaty też nie było za wiele. Ale jako tako starczyło.
    Potem powrót do domu, zmęczenie, nacieszenie się znowu sakiewką pieniędzy, usłyszenie ich brzdęku, położenie się na kanapie i spojrzenie w sufit. Daniel przekręcał się z boku na bok, zastanawiając się, jak wyglądają takie wolne dni w Krainie Ludzi. Ciekawe, co robią te zagubione dusze w ichniejszym świecie. Po przekręceniu na drugi bok zmieniły się myśli Marionetkarza : która broń mogłaby być najskuteczniejsza do używania w walce z nieprzyjacielem? Wiadomo, że w różnych warunkach różne bronie mogą mieć inne zastosowanie, być mniej lub bardziej skuteczne, ale nie ma co - nie ma co w ogóle się nad tym głowić. Daniel był narzędziem i chociażby chciał odkrywać tajniki posługiwania się bronią, to nie za bardzo mógł, ponieważ nie stać go było na zakupienie takich ksiąg u antykwariusza. Wyprawa do biblioteki póki co też trochę odpadała, ponieważ, no, niestety, ale Daniel ciągle musiał być w tamtej okolicy, musiał służyć; a długa wyprawa piesza do biblioteki i z powrotem nie dość, że musiałaby być niedługa, to jeszcze czasu na czytanie aż tak dużo nie ma. Poza tym szukanie odpowiedniej księgi... Daniel nie czuł się z tym najlepiej.
    Dlatego w końcu przyszło do leżenia na brzuchu. I wtedy przypomniał sobie o pewnej trupie aktorów na lokalnym rynku, którzy najpierw w sposób szalony ukazywali sytuację w Krainie Luster, a potem zbereźnie i zarazem wulgarnie pokazywali to, że wszyscy wszystkich... chrzanią i mają w głębokim poważaniu, że silniejsi... chrzanią słabszych. Tylko to chrzanienie akurat jest odpowiednikiem znacznie bardziej wulgarnego słowa, którego tutaj przytaczać jednak nie warto. I wtedy coś miłego pojawiło się w myślach Daniela, ale przerwane to zostało bardzo brutalnie.
    Drzwi wejściowe zostały wyważone z hukiem. Do środka weszły trzy postacie. Marionetkarz, którego Daniel dobrze znał, jego wierna Marionetka, oraz pewna istota o tak obrzydliwych rysach twarzy, że szkoda byłoby omawiać jej wygląd poza stwierdzeniem, że widok nie należał do najprzyjemniejszych. Najpierw weszła Marionetka, potem Marionetkarz, a na koniec ten trzeci, który wyglądem przypominał w sumie szczura i tak będzie nazywany w myślach Kesslera - Szczurem. Gospodarz domu na ten dźwięk o mało nie dostał ataku padaczki; jedynie na szczęście tylko wstrząsnęło nim i spadł z kanapy. Wstając, rozglądał się za jakimś orężem, czymkolwiek, czym mógłby się wybronić przed atakiem.
    Czas jednak nieubłaganie mijał, a tamta trójka widocznie była bardzo dobrze przygotowana. Szczur podreptał do Daniela i wyciągnął nóż zza pazuchy, który skierował w kierunku wstającego. Gdy poczuł zimno stali będącej przy nim, Marionetkarz powiedział coś tylko pod nosem, a następnie obrócił się na plecy. Zobaczył obrzydliwą mordę Szczura, stojącą za nim Marionetkę, przypominającą trochę mieszaninę pielęgniarki i baleriny z ludzkiego świata, a za nimi - nikogo innego, a Heinricha Volksteina, jego niedawnego towarzysza, z którym jednak za wiele nie mówił i z którym chyba łączyło go coś więcej również przed utraceniem pamięci. No cóż.
    Przyszli po coś konkretnego i Daniel miał im ten konkret dać. Ale nie zamierzał. Dlatego gdy już nieproszeni goście rozgościli się w jego domu, postanowili przesunąć Daniela do ściany, a następnie, rękami Marionetki, zadać mu kilka ciosów, aby był bardziej rozmowny. Cóż, przekonywali go, że powinien oddać im klucz do skarbca, gdzie znajdowałoby się złoto, dzięki któremu Heinrich Volkstein mógłby ocalić swoje dziecko, a zarazem skazać siebie, to dziecko, jak i wszystkie pieniądze na zagładę. Przy okazji dla Kesslera było to nic innego jak cały majątek rodowy, który tam się znajdował. Poza wartością materialną była to jedyna namacalna bezpośrednio emanacja pamięci o rodzinie. Mimo że nawet tam nie był, ponieważ nie czuł się gotowy, by odwiedzić to miejsce. Daniel odwodził Volksteina od próby ocalenia córki nieswoim złotem (cóż, to było bardziej skomplikowane...), ale nie miał za wiele do gadania - był bity i trochę torturowany. Na szczęście zęby zostały na swoim miejscu, oczy nie wypływały, jedynie brzuch bolał, trochę krwawił i był gdzieniegdzie poparzony. Cóż! Nie jest tak źle...
    Ale nie wiedział, ile wytrzyma. Jego energia była na krańcu wytrzymałości, niedługo się złamie i się wygada. Zostanie potem pewnie zabity, aby wszystko wyglądało na niewinną napaść, zakończoną śmiercią tego, który stawiał opór. Naprawdę, nie była to wspaniała sytuacja i wyglądało na to, że krótkie (a pamięciowo jeszcze krótsze, bo ledwie paromiesięczne) życie skończy się torturami, grabieżą, zniszczeniem pamięci o nim i o jego rodzinie. Mógłby położyć Szczura, ale ta Marionetka wyglądała na podejrzanie bezżyciową, dodatkowo ta broń przypominająca długi szpicel na plecach Marionetki nie wyglądał zbyt dobrze z perspektywy ewentualnego stawiania oporu - mogłaby zrobić z niego po prostu jeden wielki szaszłyk. Pominąć należy już Volksteina, który też posiadał pewne umiejętności...
    Sprawy wyglądały źle. I chyba tylko bezpośrednia interwencja jakiejś boskiej istoty mogła wyratować Daniela przed niebezpieczeństwem.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 22 Luty 2017, 00:24   

    ...

    Wielki, czarny cień pędził poprzez wysoką trawę. Blask księżyca dramatycznie kładł się na skołtunionym futrze, a z przodu okrągłe ślepia lśniły u niego jak latarnie. Istota czuła się zagubiona i zdezorientowana - wiedziała, że jeszcze kilka godzin temu była czymś zupełnie innym, miała inne plany i cele, ale kim i jakie to mogły być plany - nie była w stanie określić. Nawet nie wiedziała czemu wygląda właśnie tak, a nie inaczej. Zdawała sobie jedynie sprawę z tego, iż od początku jej pojawienia się w tym miejscu męczy ją potworny, ssący głód, przewiercający kiszki na wylot. Królik upolowany jakiś czas temu nie wystarczał jej w najmniejszym stopniu. Taka tam drobnica na dwa kłapnięcia szczęk, na dodatek puchaty ogonek wkręcił jej się w zęby, uwierając niemiłosiernie.
    "Hej! Popatrz tam!" powiedział do niego KSIĘŻYC, a stwór posłusznie odwrócił łeb we wskazanym kierunku. KSIĘŻYC był z nim cały ten czas, prowadził go przez szumiące polany, wskazywał drogę nad herbacianym potokiem. Był jego jedynym przyjacielem w tej sytuacji i czuł, że jest mu w stanie zaufać bezgranicznie.
    "Widzisz tamto światło? Znajdziesz tam upragnioną zwierzynę" szeptał swoim srebrnym światłem, a potwór poczuł olbrzymią radość i wdzięczność dla swojego bożka. Po posiłku pozostawi mu kości w podzięce, czy coś. Koncepcja religii wymykała się prostemu, zezwierzęconemu umysłowi, pojmował on jednak bez problemu pojęcie transakcji. A więc - co my tam mamy? Kolejne jasne miejsce, światło dobywa się z okien. Drzwi (to się nazywało drzwi, prawda?) otwarte na rozścierz, ktoś stoi tam od tyłu - ciemna sylwetka oblana pomarańczową otoczką. Był zbyt głodny i zbyt podniecony, aby bawić się w skradanie - postanowił zaatakować od razu, z rozpędem i dzikim ujadaniem. Niestety, przez to nierozważne posunięcie niejaki pan Volkstein był w stanie odwrócić się i cofnąć, aby uchronić się przed jego kłami, jednocześnie wywalając się jak długi na podłogę.

    Daniel mógł zobaczyć, jak czarna sylwetka wparowuje do jego chatki i rozgląda się dziko wokół, skupiając na sobie uwagę niecnych napadaczy. Wyglądała jak wilk... nie, nie jak wilk, jak olbrzymi pies, większy niż koń, bo przecież wilki mają uszy spiczaste, a nie oklapnięte. Oczyska miało wielkie i żółte jak landrynki cytrynowe, a z pyska leciała lepka piana. Co ciekawe, na zadzie monstrum można było dostrzec resztki mocno porwanych i rozciągniętych spodni, jednak na ten niewielki detal, znany jako Zasada Potworzej Przyzwoitości, nikt raczej nie zwróciłby uwagi. Był to idealny moment na uwolnienie się z więzów, zanim potwór zaatakowałby najbliższego stojącego, a właściwie podnoszącego się Marionetkarza, na pomoc któremu ruszyłoby jego dzieło, natychmiast powalone jednak na ścianę. To tylko kwestia czasu, aż padnie kolej na Kesslera.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 7 Marzec 2017, 16:56   

    Zanim do wszystkiego doszło, jedyne, co Daniel pamiętał z rzeczywistego świata, to pięść Volksteina wymierzoną w jego głowę, pędzącą dosyć szybko jak na wiek jegomościa. A potem jedyne, co widział, to wielka, wspaniała, majestatyczna, pełna, poruszająca i zapadająca w pamięć tarcza Księżyca, która sugerowała Pełnię. Stracił przytomność, mając w głowie cały czas widok tego majestatu, tej wspaniałej kuli, by mieć krótki sen. Znalazł się gdzieś na polanie, gdzie pełnia była doskonale widoczna. Oblewała go swoim bladym światłem i można było nawet ją popodziwiać, a nie jak Słońce, które wypalało oczy. Po chwili jednak przed Marionetkarzem pojawiła się dziwna postać, która po ujrzeniu jej od razu przyprawiła Danielowi dreszcz biegnący po kręgosłupie. Mianowicie dziwaczna była to postać - wyglądała jak humanoid, miała czarne, długie koniczyny, bez wyraźnego rozróżnienia na palce, mięśnie czy kości. Po prostu, czarne grube nicie. Ale co było w miejscu głowy i twarzy... to właśnie poraziło Kesslera. Była tam... tarcza księżyca. Na rzeczywistość można byłoby to porównać do słoneczka z głową dziecka z Teletubisiów, ale zamiast rażącego Sol Invictus była tam Luna, czyli księżyc. A dziecko patrzyło jakby, śmiało się i dokazywało, gdyby oglądało coś śmiesznego albo wesołego, a z pewnością przykuwającego uwagę. Istota wyciągnęła ręce ku przerażonemu Danielowi i zaczęła do niego iść, a on słyszał w głowie przerażające "przytul przytul!". Chciał zrobić krok do tyłu ale nie mógł. A postać zbliżała się coraz bliżej.
    Łup! Uderzenie i chaos były tak głośne, że aż Volkstein upadł, co było już wspomniane. Ale było wystarczająco głośne, by Daniel odzyskał przytomność. Rozejrzał się nieobecnie, niemrawo po pokoju i to, co ujrzał, wstrząsnęło nim jeszcze bardziej, niż to, o czym jeszcze przed chwilą śnił. Światło Księżyca, padające przez okno oświetlało jego przerażoną twarz.
    Widział wielką czarną bestię, coś jak wilkołak, ale nie do końca, wiedział jednak, że jest futrzaste, a w oczach ma chęć mordu. Widząc chaos i to, że dzieło Volksteina zostało odbite w ścianę, ale zaraz znowu spróbuje rzucić się na Bestię, postanowił pomóc sobie rozwiązać więzy. Brzydal zwany Szczurem widząc wielkie bydle od razu rzucił się na nie, tak więc nikt już nie zwracał uwagi na siedzącego Marionetkarza. Czym prędzej mocował się z więzami, ale nie był Geraltem, ani tajnym agentem, więc z mocowania zostało tylko mocowanie. Dał radę jednak wstać i kucnąć w rogu, aby spróbować ocenić, kiedy dałby radę przebiec między istotami i dać dyla.
    Sytuacja przedstawiała się tak, że Volkstein wstawał, Marionetka próbowała "zejść" ze ściany i ruszyć z bronią na Bestię, a Szczur myślał pomiędzy ucieczką a atakiem. Jednak bardziej chyba chciał zaatakować, bo uzbroił się i mocniej chwycił sztylety.
    Daniel zaklął pod nosem i próbował znaleźć rozwiązanie tej patowej sytuacji, ale za dużo możliwości nie widział. Ot przebiec, kiedy wszyscy będą wystarczająco daleko od wyjścia. Księżyc już nie oświetlał go, gdyż przeszedł obok. I w tym momencie zamyślił się, czy nie warto jednak by dać sobie szansy i wyskoczyć przez okno. Ale to z pewnością szybko zwabiłoby Bestię, dlatego może lepiej poczekać, aż bardziej będzie użerać się z gośćmi domu. W zależności od dalszej sytuacji Daniel stworzył sobie plan. Nie dałby rady nawet sięgnąć po swoją broń, ponieważ była ona niedaleko drzwi, a tam było zdecydowanie wystarczająco ludzi. Pozostało czekanie. Nerwowe i poruszające czekanie, które powodowało, że Daniel drgał. Niepotrzebnie i zbędnie, gdyż mogło to jedynie zwabić bestię.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 22 Marzec 2017, 16:35   

    Jeden cel. Drugi cel. Tam zwiewa trzeci. Trzeci celu, nie zwiejesz. Oknem zwiewa. Księżycu! Zatrzymaj go dla mnie, proszę ślicznie! A czwarty... nic nie robi, nie zagraża, można zjeść go na koniec. Skupienie skupienie. Ptaszki nie śpiewają bo jest noc. O czym ty chrzanisz? Ta lalka zamierza cię chyba walnąć! Mechaniczny konstrukt z pajęczą gracją wyprostował się na pełną wysokość, strzepnął z włosów odrobinę tynku i ruszył do ataku. Niedoczekanie! Stwór odwrócił się idealnie aby wbić kły w jego tors. Chrupnęło boleśnie, ale to raczej piesołak poczuł ból - gryzienie drewna z rozpędu nie jest zbyt zdrowe dla uzębienia, no i tamten miał dobrą sposobność aby zdjąć z pleców eleganckie ciachadło i się zamachnąć. Z pewnością cios był mocny, kto wie, może nawet na tyle mocny aby uciąć potworowi łeb, jednak walnięcie nim ponownie w ścianę wygasiło jego prędkość sprawiając, że z potencjalnie zabójczej rany wyszło tylko draśnięcie. To cholerstwo go krzywdzi! Nie powinien na to pozwolić! A tamte drugie? Gdzie ono? Postanowił na razie wykończyć lalkę, mocno uderzając nią w stół, który złamał się na dwie części. Poleciały z niego buteleczki. Gdyby tylko wiedzieli, że w jednej z nich znajdował się wyciąg z prochoziela, którego Kessair potrzebował do... nawet nie wiadomo czego. Moze do konserwacji? Tak czy siak, w chwili gdy buteleczka rozprysła się o ziemię, nastąpiła eksplozja, wywalając Szczurowatego w powietrze i podpalając bestię. Stołowe nogi, odepchnięte we wszystkie strony, zajęły się ogniem. Po prostu cudowny wieczór.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 10 Kwiecień 2017, 18:50   

    To wszystko nie stanowiło przyjemnego widoku. Pierwotna i ludzka radość z tego, że nadszedł wybawiciel, który zniszczy wrogów czyniących tyle krzywdy Kesslerowi nie mogła być wieczna. Szczególnie, że zaraz po niej przyszło zrozumienie, że będzie się następnym w kolejce. Najpierw Marionetka, taka ładna i przyjemna dla oka, a zarazem zabójczyni... nie mogła ona dać rady dzikiej i głodnej bestii w tak małym pomieszczeniu. Nie było nawet jak zrobić uniku. Była w tej ciasnej klatce poddana jego sile i nie mogła w żaden sposób wykorzystać swojej szybkości i zręczności dla bardziej rozmyślnych manewrów. Była zbyt blisko niego. Chwycił ją, uderzył o ścianę, o stół. Ugryzł ją. To było zbyt wiele nawet dla mechanicznej istoty, która jednak wydała tylko ściszony krzyk, ponieważ potwór prawdopodobnie uszkodził jej mechanizm odpowiedzialny za głos. Koniczyny wyprostowały się, jak gdyby postać poczuła wielki ból. Bardzo osłabiona tymi uszkodzeniami próbowała jeszcze odepchnąć się czy uderzyć potwora, aby się wyzwoliła, ale w tym właśnie czasie została tak rzucona, że prochoziele stojące na stole Kessa w mig rozsypało się i przy niefortunnym zmieszaniu się z innymi substancjami wydzielanymi przez ranną marionetkę doszło do wybuchu a następnie do pożaru. Wszystkich po trochu odrzuciło. Stary evil Marionetkarz zdążył jeszcze zanim wybuchło wyskoczyć przez okno, a gdy z zewnątrz obserwował, co działo się w środku, poczuł wybuch i jakiś lecący odłamek od mebla uderzył go w ramię, na szczęście nie to dominujące. Fortuna musiała mu sprzyjać, ponieważ nie trafiło go ostrym końcem, tylko tym tępym, co skończy się najwyżej bardzo długim i bolesnym siniakiem.
    Marionetka, mocno zniszczona, była jeszcze w dodatku przypieczona, a jej stopa zajęła się żywym ogniem. Próbowała zdrową ręką (druga była mocno uszkodzona i w sumie zwisała) doczołgać się do wyjścia. Szczurowatego odrzuciło od eksplozji i uszkodziło najbardziej, ponieważ stał najbliżej. Oparzenia wysokiego stopnia i rany spowodowane samym wybuchem spowodowały, że stracił przytomność i chyba... Nie wyglądało to zbyt miło. Jego brzydka aparycja, żartem to komentując, stała się jeszcze brzydsza. I niepoukładana.
    Daniel miał szczęście, ponieważ był w rogu pomieszczenia, z drugiej strony. Podmuch i mocniejsze przyciśnięcie do ściany w chwili wybuchu, co najwyżej. Gdy opamiętał się i zobaczył, że wilczurowi owszem, wybuch zaszkodził, a ogień być może spowodował jakiś strach czy rany, to wolał szybko się stąd ewakuować. Kolana drżały mu okropnie, ale mimo to przekonał się, by szybko wstać i ruszyć ku wyjściu.
    Gdyby jednak zdarzyło się, że wyrośnie przed nim ta okropna bestia, Daniel chwyciłby przez przypadek to, co znalazłoby się najbliżej niego. A ciekawym zbiegiem okoliczności tuż pod prawą ręką znajdowałaby się pewna łyżka, wykonana z materiału, który niekiedy powoduje ciekawe efekty w kontakcie z pewnymi istotami.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 16 Maj 2017, 21:22   



    Szał szał szał. Szaleństwo w oczach, szaleństwo w łapach. One płoną, Płoną! Ogień pożera jego ciało, Słońce, zły brat Księżyca, dopadł go! Księżycu! Srebrny sierpie, coś prowadził mnie podczas łowów, czemu opuszczasz mnie teraz? Czemu pozwalasz, aby twoje dziecko cierpiało? Dumny z siebie jesteś, Księżycu? Masz ty rozum i godność planety?
    Gigantyczny pies wył przeraźliwie, bił łapami o ziemię, aby ugasić liżące je płomienie, jego ogon wywijał młyńca za młyńcem. Wiedział, jak gasi się ogień, wiedział wcześniej, ale ta wiedza była dla niego teraz niedostępna. A przecież pamiętał to, tuż przed narodzinami! Z każdą chwilą rósł trawiący jego trzewia szał. Lalka nie stanowiła dla niego zagrożenia, to coś w rogu samo ją wykończyło. Och, skoro już o tym czymś mowa... Czemu nie wybrać go sobie jako kolejny cel? Jest blisko. Może zabicie go ugasi ten żar na łapach? Warto spróbować.
    Próbuje uciekać? Żałosne. Zaskoczy je z drugiej strony. Śmieszne, coś. Wygląda na przy kości. Sporo smacznego mięska. Tłuszcz. I dużo pysznej krwi, nie co to drewniane ustrojstwo. Pies zawarczał, odsłaniając wszystkie posiadane kły - dałoby się przystroić nimi cały mur wokół Arcyksiążęcych ogrodów. Jeszcze tylko popatrzy sobie na jego strach. Za pozostałą dwójką nie warto gonić. Lepszy... to w łapie niż tamto tam... Tak wiele zapomniał. I nie pamiętał nawet dlaczego. A ponadto za dużo myślał. Była to cecha jeszcze sprzed narodzin. Gardził nią, nie pozwalała mu się skupić. A teraz był idealny moment na atak.
    Skok. Kłapnięcie szponami. A po chwili zaskoczenie i ukłucie. Jakim cudem udało mu się uskoczyć?! I co mu się dzieje?!...

    Czas na kącik naukowy. Umysł lykantropa, nieważne do jakiego zwierzęcia by się nie upodobnił, zawsze składa się z trzech pierwiastków - Ludzkiego, Zwierzęcego, oraz Bestii. Ludzki pierwiastek to to, czym jest zwykle za dnia, wspomnieniami, charakterem, upodobaniami, zwierzęcy pozwala mu się wtopić w nową postać, zaś ostatni jest tutaj mordercą, który lykantropa napędza. Istnieje jednak sposób, aby odrzucić pierwiastek Bestii od steru - wystarczy aby w krwioobiegu znalazło się srebro, które odbiera Bestii kontrolę, oddając ją do podziału Człowiekowi i Zwierzęciu. W przypadku niższych wilkołaków to Ludzka część przejmuje większą część dowodzenia, w przypadku wyższych - zwierzęca...

    Oczy potwora zmieniły się, zniknął przerażający blask dobywający się spod powiek. Teraz wyglądały one niemalże ludzko. Czemu właściwie chciał go zabić? Ten pan (to jest pan! nie to!) nic mu nie zrobił! A Księżyc? Toż to zwykle kula na niebie. Nie bożek. O czym wtedy myślał? Niestety, ból nadal jest realny. Boli rana, druga też, polą poparzone łapy. Napiłby się ziołowego naparu w porcelanie... Najlepiej z miski. Może pan pomoże? Musi mu pokazać, że go nie skrzywdzi! Psisko zaczęło merdać ogonem i usiadło na ziemi, przekrzywiając łeb. Po czym zamrugał parę razy znacząco. A pożar? Niech się tam pali. Co go to teraz obchodzi?
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 17 Maj 2017, 21:50   

    Stać na przeciwko potwora. Patrzeć mu w okrutne oczy, pałające żądzą mordu, żądzą krwi. Być blisko niego i czuć jego oddech, atmosferę strachu, nienawiści, dzikości i niepohamowania, jaką wokół siebie roztacza. Widzieć, jak zabawił się z pozostałymi napastnikami, i to jeszcze w środku nocy. To wyglądało na dobrze poprowadzony horror. Pewnych osobników nawet mogłoby to jarać.
    Ale nie Daniela Kesslera, któremu płonął dom, Volkstein ciężko ranny dał dyla, Marionetka zniszczona, a tamten szczur cholera wie co z nim. I przeciwko takiemu potworowi stał, trzymając jeno srebrną łyżkę w ręku. Strach kompletnie odebrał mu rozum, nie wiedział, gdzie stoi. Czuł tylko wielki, przenikający go strach, który paraliżował go zupełnie. Czuł tylko podświadomą chęć przetrwania, więc złapał srebrną łyżkę i tak z nią stał. Mogło to być nawet zabawne, gdyby patrzeć boku. Ale nie było. Stać na przeciwko ciemności, nicości, mrokowi, złej, drugiej stronie. Ze srebrną łychą, którą jeszcze wczoraj zmywał po posiłku. Swoją drogą jadł nią coś na kształt spaghetti.
    W swoim życiu czuł to po raz pierwszy, przynajmniej w tym, które pamięta. Wielki potwór, który przecież nie wyglądał jak słodki piesek, tylko w odwrotną stronę, nie sprawiał wrażenia przyjemnego. Chciał go zniszczyć, a on nie miał zamiaru się dać. Przynajmniej dyktowała mu to podświadomość i chęć przetrwania. Imperatyw przeżycia, w jaki została wyposażona każda istota świadoma i żywa. No prawie każda.
    Gdy potwór miał się za niego zabierać Kessler z biegu dźgnął go od góry łyżką, a gdy ten poczuł się trochę gorzej i walał się z czterech nóg, Daniel starał się go przewalić (jakimś cudem z 4 łap na plecy) i rzucić się na niego, siadając na niego okrakiem, no, powiedzmy, tak jak mógł. Gdy siedział, wyjmował łyżkę i dźgał nią, potem znowu w górę i w dół. Jakby szlachtował zwierzę czymś ostrym. Mogło to wywołać dziwne skutki, gdyż jak donosi kącik naukowy, srebro trzeba wbić i musi ono tam tkwić, a nie wyjmować i wkładać. Ale Daniel o tym nie myślał. Wyglądało to trochę jak karuzela czy ujeżdżanie byka. Ale trzeba było dziabać, tak podpowiadała intuicja. Zasiec, zasiec, wbijać, wbijać! Wszystko dookoła płonęło, ale dyktat był jeden, wbijać!

    Gdy wbił srebrną łyżkę już na stałe, po pewnym czasie się opamiętał i zdał sobie sprawę, że istota ta bardziej przypomina humanoidalną, ludzką, tylko mocno owłosioną, wyglądając trochę jak chodzące na 4 łapach psiskoczłowiek. Ogarnął się, pot płynął mu z czoła i kapał na tego dziwnego człowieka, a gdy doszło do niego, że zadawał mu chyba znaczący ból poprzednim działaniem, zszedł z niego i klęku podpartym zaczął rozglądać się po płonącym mieszkaniu. Ogień zdawał się pożerać coraz większe połacie terenu. Krew wyschła, a napastników nie było widać. To, co zostało z Marionetki siedziało pod ścianą, resztki Szczura gdzieś tam dało się wypatrzeć. Wstał i podszedł do ściany z drugiej strony, aby spojrzeć na okno i zaczynające się palić firanki.

    Kessler odzyskiwał zmysły. Złapał się za głowę i nie wiedział co począć. To coś co dziwnie siedziało sprawiało wrażenie, jakby samo nie wiedziało, co tu robi. Kessler sam nie wiedział, czy się bać, czy nie. Czy po prostu wybiec, czy nie. Bił się z myślami, działały jak zderzające się ze sobą atomy. W jednej chwili postanowił.

    Zaczął biec ku wyjściu, a wybiegając chwycił za ramię z całej siły dziwnego człowieka i ruszył z nim prędko ku wyjściu. Tuż za nimi, gdy wybiegli, zawalił się pokój, a pożar lekko przygrzał Kesslerowi rękę. Na szczęście obyło się na nieprzyjemnym, zbyt gorącym odczuciu. Gdy wybiegł przed dom, rzucił dziwaka obok, mocno sapiąc; odszedł trochę dalej, złapał się za kolana i wyrzygał się do krzewu.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 19 Maj 2017, 18:05   

    Kto go bierze? Po co go bierze? Zabiera ogień, zabiera wszystko, odbiegają, wyskakują z żaru. Płonąca belka nie spadła tuż za nimi, ponieważ w prawdziwym życiu podobne klisze nie występują, co nie znaczyło że mogli wyjść stamtąd spacerkiem. Nawet nie próbował się opierać, zastanawiając się tylko, kiedy to wszystko się skończy. Kiedy chwilę później legł na trawie, starał się odzyskać spokojny oddech. Łapy piekły go mocno, bolała rana. Czuł jednak, że nie chce aby wbity w nią przedmiot został po prostu wyjęty. Powoli więc wstał, aby sprawdzić, czy nadal łapy są w stanie go utrzymać.
    Pies spojrzał Kessowi prosto w oczy. Tak jakoś głęboko. Najwidoczniej zastanawiał się. Nie było to jednak wrogie zastanowienie, raczej przepełnione nieporadnością, w końcu musiał radzić sobie z dwoma zestawami myśli od dwóch różnych istot. Żadne nie były wrogie, ale tworzyły hałas, jak serce Londynu wczesnym ranem. Przywitać się? W jakim języku? Podać rękę? Łapę? Język?? Wymienić się wizytówkami? Chyba jakąś ma w spodniach... A więc tak nazywała się ta szmatka na jego zadzie. Chyba dobrze, że jednak się jej nie pozbył. Nawet jeśli piła go w zadek.
    Przez chwilę rozważał nawet stanięcie na tylnych łapach, jak jego wybawiciel, ale zaraz pewnie by się przewrócił. Niedobre stopy i tyle.
    W końcu zastosowano kompromis. Zwierze zgięło się w niemym ukłonie, nisko pochylając łeb na dowód szacunku. Stał w tej pozycji kilka chwil, zanim ponownie uniósł łeb. Spojrzał na domek, który płonął wysokim płomieniem. Ciekawe, w jakim stopniu była to jego wina. Pewnie sporym. Taaaaak.
    - Hau? - zapytał się niepewnie, zastępując mu drogę, a w szczeknięciu przebijało się echo ludzkiego głosu. Nie chciał, żeby odchodził! Nie chciał! Miał teraz przyjaciela! Może to jego pan? Ale... przecież nigdy nie chciał pana. Obiecał sobie, że nie będzie go mieć. Dlaczego...? Za dużo hałasu, za mało wspomnień. Bał się. Potrzebował oparcia w istocie, która go uratowała. Nie chciał wracać sam do domu!
    Domu! Tak! Miał domu! I chyba nawet pamiętał drogę! Przechodził obok tego domku parę razy, nie wiedząc zupełnie, kto w nim mieszka. Stąd nie musiało być daleko! Psisko zaczęło nagle podskakiwać jak głupie, skamląc i wskazując łbem na coś w oddali. On musiał za nim iść! Teraz! Tak bardzo, bardzo chciał do domu!
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 22 Maj 2017, 21:19   

    Gdy już dane mu było skończyć odreagowywać w krzakach stres, nerwy, zmęczenie, strach, przerażanie, przyswojenie faktu, że dom mu się spalił i jeszcze wiele innych emocji i zdarzeń, wyszedł z nich i spojrzał otępiałym wzrokiem to na dziwnego psołaka, to na płonący dom. Swoją drogą wyglądał uroczo, gdyby nie fakt, że chyba był jego mieszkańcem i właśnie stracił wszystko, co udało mu się naprodukować przez ostatnie... ah. W tej chwili się nawet odprężył. Jego "nowe życie" trwało bardzo krótkie, był biedny, a dom wynajmował. Więc w sumie nie było tak bardzo źle. Nawet zaśmiałby się, uśmiechnął i rzucił jakiś przezabawny zaczepny komentarz, gdyby nie to, że jeszcze sekundy temu wymiotował. Bezsilnie uderzył tyłkiem w ziemię i tak siedząc patrzył teraz na wielkie ognisko, a światło z tego nadmiaru ognia odbijało się w jego oczach. Miał otwartą buzię, tak jakby stracił przez chwilę kontaktowanie z rzeczywistością.
    Wtedy to podeszło do niego to dziwne stworzenie i spojrzało mu w oczy. Tak jakby zupełnie nie wiedziało, co się wokół niego dzieje, całkowicie nieświadome stworzenie, które może współczuło, ale na poziomie własnej, prymitywnej nieco logiki. I tak mu spojrzało w oczy i tak patrzyło, a Daniel zupełnie nie wiedział, jak się zachować. Warto jednak wspomnieć, że powrócił do rzeczywistości, buzię już zamknął i spoglądał teraz niewyraźnym wzrokiem na tego psołaka, który przed jego płonącym domem nie wydawał się rozumieć niczego. Patrząc na niego sam już nie wiedział, czy jest świadkiem skomplikowanych zachodzących właśnie procesów myślowych, czy po prostu zupełnej nicości okraszonej tym fizycznym kształtem. Czy tak czy tak wiedział, że teraz jest zupełnie w kropce. I że srebrna łyżka przynajmniej pomogła mu przeżyć.
    Zdziwił się, gdy zwierzę spróbowało ukłonu, czegoś, co średnio wyszło, ale może trochę rozbawiło. Ale tak jak z tym domem i komentarzem - pewnie by rozbawiło, gdyby nie dotyczyło bezpośrednio Kesslera.
    Szczerze powiedziawszy Marionetkarz miał ochotę wstać i stąd pójść, próbował nawet, ale wówczas odezwało się to stworzenie, głosem dziwnym, jakby zmieszanym z dwóch światów. I znowu to trochę żałosne, ale takie zarazem ciepłe spojrzenie zwierza. Tak jakby chciało z nim związać losy, mimo że chwilę wcześniej chciało go zabić. Naprawdę nie miał ochoty z nim zostawać, tylko raczej gdzieś daleko odejść i zaszyć się, przetrwać. Ale chyba nie miał gdzie iść, a niebezpieczne stworzenie mogło go ochronić. Czy coś. Przynajmniej do momentu, gdy miało w siebie wbitą srebrną łychę. Lepiej mieć ją na oku.
    I w tym momencie właśnie zwierzę poprosiło go o atencję, jak gdyby chciało, aby poszedł za nim. Chyba? Daniel nie miał zbyt wiele doświadczenia ze zwierzętami, tą liczbą oswojoną i dziką, jakoś nigdy w ich domu nie było zwierząt. I dlatego pozostały dla Marionetkarza tajemnicą.
    Bez domu i jakichkolwiek pieniędzy nie pozostało chyba Kesslerowi nic innego, jak tylko podążyć za tym... psem. Nie, że poczuł na barkach jakiś nagły imperatyw, czy odgórne polecenie, aby pociągnąć fabułę dalej. Po prostu najzwyczajniej w świecie znowu stracił wszystko, co posiadał, a że pies miał być jego kompanem, przynajmniej na chwilę, to lepiej byłoby trzymać się blisko niego. Szczególnie o tej porze, kiedy Volkstein może być gdzieś tu, niedaleko. W kupie siła, a zwierzę chyba go polubiło. No dobra, może nie będzie to wielka historia o przyjaźni i wspólnych przygodach, a raczej krótkie spotkanie; kiedy będzie już na dworze normalnie Marionetkarz po prostu da dyla i spróbuje zacząć od nowa.
    Zobaczmy...
    - No dobra, prowadź, ty, jakkolwiek cię zwą. - powiedział nijako. Poczucie wdzięczności za wybawienie mieszało się z negatywnymi uczuciami i terrorem jaki ta bestia wywoływała, przeplatając się jeszcze z drobną irytacją na wiadomość o spaleniu domu. Trzeba będzie nad tym pomyśleć, znaleźć nową taktykę...
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 24 Maj 2017, 11:44   

    Pies nagle stanął i spojrzał, jakby ów pan zwymiotował krowiego ducha dywanu żądającego cukru. Jak mnie zwą? On jest...sobą. Tylko tyle. Sobą. Nikim więcej, nikim mniej. Choć po głowie przeleciała myśl, że jednak powinien się jakoś przed nim przedstawić. Jakkolwiek. Ale to w domu. Nie chciał teraz się rozpraszać.
    Psina posiadała niesamowite ilości energii, a że pan Kessler nie posiadał smyczy, nie był w stanie kontrolować jego poczynań. Cóż, gdyby nawet ją miał, raczej nie byłby w stanie utrzymać potężnego zwierzęcia, które podbiegało to tu, to tam, cały czas rozpraszane dźwiękami i zapachami rosnących wokół traw i ziół ruszanych chłodnym, nocnym wiatrem. Niektóre z roślin niemalże śpiewały, gdy powietrze świstało między liśćmi, mandragory nuciły potępieńczy tren, dzwonki wygrywały skoczne melodie, a trawa tylko szumiała oklaskami, zielona z zazdrości. Ani człowiek, ani zwierze nie potrafiłoby w pełni docenić owej muzyki, jednak mózg istoty dwojakiej i to wrażliwej na podobne bodźce wręcz drżał z zachwytu. I nawet nie wspominajcie mi tu o zapachach - zimne, nocna przestrzeń zapełniła się woniami które zyskały na masie i objętości w jego głowie, stały się zestawem trójwymiarowych aur, przenikających się nawzajem, przeplatających się jak rozpuszczony w wodzie atrament. Nie da się opisać słowami owego uczucia, bez porównywania go do zmysłu wzroku - jednak ze wzrokiem nie miało nic wspólnego. Piesołak hasał, kręcił się wokół, goniąc własny ogon, chwilami przystawał, jakby w zaniepokojeniu, aby zaraz wrócić do beztroskiego poznawania świata.
    W końcu jasnym stał się cel ich podróży (a szli już ładną godzinę) - stara rezydencja na klifie, która wyglądała na opuszczoną od wielu, wielu lat. W świetle księżyca prezentowała się w sposób prawdziwie nawiedzony. W tym domu nikt raczej by nie mieszkał, jednak psisko zareagowało na ową ruderę jeszcze większym podnieceniem. Z radosnym ujadaniem ruszyło przed siebie, pokonując wzgórze w dwie minuty, przeleciało przez ogródek i usiadło przed drzwiami, gapiąc się na nie. Czekał, aż ktoś posiadający kciuki nareszcie mu otworzy. Kiedy to wreszcie się stało, wesolutko wskoczyłby do środka i ochlapał dokładnie ściany korytarza rosą, aby zaraz potem wparować do salonu.
    Pokój ten wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado: poprzewracane meble, rozorany szponami parkiet i wybite okno, przez które musiał wcześniej wyskoczyć. Ogień w kominku już dawno zgasł, tliły się w nim już tylko popioły. Z boku zaś, za przewróconym fotelem, leżał nienaruszony, zielony cylinder z okienkami i małym blaszanym kominem. Pies poczuł nagłe ukłucie żalu. Jak można było zostawić tak piękny kapelusz samotnie? Na podłodze? To niedopuszczalne! Delikatnie podszedł do niego i powolutku złapał go w zęby, rozejrzał się wokół, zapewne szukając czegoś, aby po chwili przynieść ów obiekt Danielowi, cicho skamląc. Chyba oczekiwał, że Marionetkarz zrobi z nim coś konstruktywnego.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 30 Maj 2017, 13:40   

    Szedł za Psołakiem bo, prawdę mówiąc, nie miał lepszego wyboru. Nie był w humorze, by w ogóle podziwiać piękno nocnej przyrody. Nie trzeba przecież wspominać o tym, co miało miejsce parędziesiąt minut temu.
    Ale nie mogło ujść jego uwadze zachowanie tego stworzenia, które cieszyło się tym, czym on nie potrafił. Nie wiedział, czy wiele go omija, czy byłby w stanie pojąć to, co pojmuje to zwierzę.
    Nie zaprzątał sobie tym umysłu, czuł się po prostu źle. Miał ochotę gdzieś usiąść, przeczekać, pójść spać, wstać i zacząć od nowa. Ale nie mógł, a było tu niebezpiecznie. Musiał iść za stworzeniem. Nie miał wyboru.
    Po pewnym czasie milczącego chodu ujrzał w końcu cel swojej podróży. Prawdopodobny oczywiście, bo nie spodziewał się na początku, że do niego idą. Rezydencja na klifie - nazwa oczywiście bardzo zwodnicza, bo z rezydencją nie miało to za wiele wspólnego. Czym bardziej się zbliżali, tym więcej niedostatków, minusów, braków było widać. W środku nocy takie mieszkanko, oddalone w miarę od cywilizacji, opuszczone i zepsute. Brzmi jak idealna kryjówka dla skrytego człowieka, który nocą zamienia się w krwawą bestię żądną krwi i flaków. Daniela przeszedł dreszcz, czy oby naprawdę dobrym pomysłem było przyjście tutaj. Szczególnie jeśli bestia ma krewnych równie dzikich jak on sam. I bez srebrnej łyżki wbitej w siebie. Jednak wszystko wydawało się znacznie lepsze, niż mroczne okolice, przynajmniej tak wyglądały nocą. Zapach dymu i spalenizny ciągle towarzyszył Kesslerowi, przygnębiając go po wielokroć.
    Zdecydował się w końcu podążyć za bestią do samego końca. Zobaczyli drzwi, a potwór chyba oczekiwał, że to Marionetkarz otworzy. W sumie nie był to dziwne, ponieważ tylko on miał w tej grupce ręce. Zdziwił się tylko, widząc, że drzwi nie są zamknięte na klucz. Widocznie szał i dzikość zadziałała szybciej niż rozsądek. Albo po prostu zapomniał, gdy był jeszcze normalny. Albo to siedziba jego pana? Nie wiedział.
    Weszli a zwierzę wybuchło radością, więc Daniel wiedział, ze to albo jego dom, albo gdzieś tu znajduje się mroczny pomiot będący panem bestii. Chyba za odprowadzenie jej dostanie jakąś nagrodę, prawda? A potem pójdzie osiedlić się gdzieś w mieście. Gdzieś w środku, z dala od lasów.
    Pokój, w którym się następnie znaleźli, trochę wzburzył Kesslera i raczej odrzucił hipotezę o władcy Psołaka. Musiał to być jakiś humanoid dotknięty klątwą czy inną zarazą, która spowodowała, że oszalał, zniszczył sobie to pomieszczenie i wyskoczył przez okno. Czyli zapomniał o drzwiach. Rozejrzał się po środku i widział może kanapę czy fotel, ale jakoś niespecjalnie mu się spieszyło, by usiąść. Nie wiedział, co zrobić, bo rezydencja okazała się ruderą, mocno podniszczoną, tak jakby była kryjówką, w której znalazło sobie gniazdko jakieś potworzysko.
    Spojrzał na smutnego tym razem bestyjca, który podszedł do jakiegoś dziwnego kapelusza, kapelusza, który widział może pierwszy raz w życiu. Potwór podał go Kesslerowi, a ten zauważył, że ma chyba wielką wartość dla stwora. Sam nei wiedział, co z nim zrobić - położyć go gdziekolwiek to odpada, bo jest wszędzie brudno. Sam tego nie założy, bo to nie należy do niego. Może jakoś spróbuje mu założyć na głowę? Dlaczego nie. Trzymając kapelusz w rękach obejrzał go z każdej strony, a następnie próbował jakoś umieścić kapelusz na głowie potwora. Daniel nie był do tego jednak zbyt chętny. Pamięć o tym, co zaszło, cały czas siedziała mu w głowie i bał się trochę o swoje palce. W końcu przełamał się i spróbował, bo gorzej nie będzie.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 7 Czerwiec 2017, 11:23   

    Kiedy filc dotknął jego czarnej sierści na łbie, zwierze ogarnęło uświęcone uczucie. Nareszcie! Miał na sobie kapelusz! Jego jedyny! Przeznaczony mu od zawsze! Kochany, najukochańszy! Poczuł, jak jego wnętrzności przekręcają się, jak w jego trzewiach zachodzi niezwykła przemiana!
    A po chwili nastąpiło pufnięcie i smród. Zwierze puściło bąka. Jednak wydawało się być niezmiernie szczęśliwe, że kapelusz ów znalazł się w ogóle na jego łbie. Wystawił język, a jego psi pysk rozciągnął się w szerokim uśmiechu. Potrząsnął z radością łbem, a kapelusz, jak to bywa z obiektami podatnymi na wpływ grawitacji, zleciał na ziemię. Radość odeszła natychmiastowo a pies spojrzał na Daniela olbrzymimi, smutnymi oczami. Nie rozumiał, dlaczego kapelusz, który wcześniej na niego pasował, teraz zleciał mu z łba. Co tu się działo?! Natychmiast chwycił go w zęby i począł mu wciskać go z powrotem do dłoni. Niech nałoży jeszcze raz! Coś nie wyszło! Dlaczego nie wychodziło?!
    Zaczynałoby to przypominać dziwaczną, upośledzoną wersję aportowania - kapelusz zawsze prędzej czy później lądował na podłodze, zawsze przyniesiony z powrotem do Kessowych rąk. Było to jednocześnie zabawne i na swój sposób smutne. Oczywiście, Daniel mógłby wymyślić z tym coś konkretnego, ale psina nie była w stanie mu w tym pomóc. Po prostu gapiłaby się na niego. Ewentualnie położyła się na plecach i owym spojrzeniem które wywalało umysły i serca istot ludzkich w niebyt domagało się drapania po brzuszku. No kto jest dobrym pieskiem? No ktooo?
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
     



    Niespełniony Marzyciel

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Członek
    Godność: Daniel Kessler
    Wiek: wizualnie około 30 lat
    Rasa: Marionetkarz
    Lubi: Mleko, Marionetki, Kapeluszników
    Nie lubi: Tych, którzy nie lubią mleka; podejrzliwy wobec Dachowców
    Wzrost / waga: 196
    Aktualny ubiór: Normalnie : Niepozorny płaszcz, którym postać okrywa swój mundur, plus czapka, przypominająca sarmacką. Wojskowe buty. Fabuła (Eden) : dziwaczna mieszanka munduru pruskiego z mundurem admiralskim. Włosy przefarbował... albo oblał się jakimś kwasem który mu zmienił barwę włosów przy malowaniu marionetki. Nieważne!
    Znaki szczególne: Krzaczaste brwi
    Zawód: Astrolog
    Pod ręką: Luneta, amulet przedstawiający czarną kulę, srebrna łyżka
    Broń: Pałasz i sztylecik
    Stan zdrowia: Zdrowy, obecnie nie choruje. Ran również brak
    Dołączył: 29 Lip 2016
    Posty: 171
    Wysłany: 26 Sierpień 2017, 15:44   

    - Wygląda na to, panie psie... - tu zrobił pauzę i wpatrzył się stworzeniu głęboko w oczy, jak gdyby próbował znaleźć w nich coś ponad zwierzęcość i dzikość. Miał nadzieję spotkać tam błagalny wzrok uwięzionego w tym ciele człowieka, który pod wpływem dziwnej klątwy utracił kontrolę nad ciałem. Kessler obawiał się jednak najgorszego. Tego, że wraz ze zmianą umysł również zmienił się nie do poznania. Była to klątwa pełnoprawna, niebędąca więzieniem, a raczej zmianą stanu całej istoty. Zachowywał się jak zwierzę, nawet był zapewne o tym przekonany. Marionetkarz się na klątwach za bardzo nie znał, wiedział zatem, że będzie sporym kłopotem odczarowanie go z powrotem. Szczególnie, że sam zainteresowany nie pali się do współpracy, bo w takim stanie, w którym się znajduje, jest mu nadzwyczajnie dobrze.
    Kessler nie był również cyrulikiem, nie zrobi przeglądu, nie przyjrzy się, nie oceni stanu po objawach. Nie jest także wsiową babką, więc również nici z lokalnych podań o takich istotach i klątwach i sposobach, by klątwę odwrócić.
    - ... że nie wiem nawet jak panu pomóc. I pomimo prób zakładania kapelusza na pańskiej głowie, czy inszej pomocy, obawiam się, że jedyne, co realnie na pana wpływa, jest srebro. Ale skoro tak niewielka ilość srebra spowodowała, że z agresywnego stał się pan potulny, martwię się, czy większa dawka panu jeszcze bardziej pomoże, czy panu zrobi krzywdę. - rozejrzał się po domu jakby w poszukiwaniu jakiegoś przedmiotu, który mógłby mu pomóc. Ale nie było żadnej książki, butelki, ani sprzętu, który mógłby go zaciekawić, który przykułby jego uwagę choć na moment. Czuł się bezradny. Jedyne, co mógł nadal czynić, to zabawa w układanie na głowę kapelusza.
    Daniel Marionetkarz pomimo swojej sympatii do wszystkiego, co żyje, nie był aż tak bardzo sympatyjny, aby drapać psa po brzuchu, gdyby pojawiła się taka okoliczność. Ze zwierzętami łączyło go tylko to, czym zajmowała się biologia, resztę wolał odstawić.
    - Myślę, że skoro i tak stoimy w martwym punkcie, skupie się chociaż na znalezieniu czegokolwiek, co ma związek ze srebrem. Bo wiesz, srebro ci pomogło, chociaż trochę. A może bardziej pomogło mi, skoro nadal żyję? - monologował, gadając do psa, tak jakby miał cokolwiek zrozumieć. Zaczął sprawdzać szafki w poszukiwaniu jakichś sztućców wykonanych ze srebra, albo mających chociaż posrebrzaną powierzchnię. Ten dom, pomimo zniszczeń, wydaje się w pewnym stopniu majętny. Miał tylko nadzieję, że dom nie został okradziony.
    W trakcie poszukiwań zanucił pod nosem naprędce sformowany wierszyk, piosenkę, czy też inne dzieło śpiewane.
    Byłeś hen dawno temu
    Ciekawym typem człowieka
    Teraz już nie zjesz dżemu
    Nie tkniesz też nawet mleka

    Biedna istoto.
    Wtem znalazł kolejny srebrny sztuciec, poza tym oczywiście, którym Charles był już dziabnięty. Wyciągnął tym razem łyżkę i zamierzał jej użyć, ooo tak. Miał zamiar ją wziąć i potraktować psołaka tym sztućcem, który właśnie trzymał w ręku. Sam w myślach zastanawiał się tylko, co się w wyniku tego stanie.
    - Nie opieraj się. Zapewniam cię, że ta kuracja ci pomoże. Zdecydowanie tak myślę. Wszystko jest pod kontrolą, jest w porządku. - mówił cicho pod nosem, ale oczywiście nie szarżował na psa jak pozbawiony wychowania i kultury dzikus, tylko schował ją najpierw za plecami. Zamierzał niby go pogłaskać, a tak naprawdę zamierzał wówczas dziabnąć go tym po raz drugi. A nuż pomoże?
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 29 Sierpień 2017, 11:43   

    Nagle w tym wszystkim przypomniał sobie, że powinien się w sumie przywitać. Wtedy, przed płonącą chatką nie było czasu, aby o tym pomyśleć, ale teraz wszystko się zmieniło. Teraz miał gościa i musiał tego gościa ugościć. Stanowczym, silnym pchnięciem pyska postał mężczyznę na fotel, nawet jeśli ten zaraz by wstał. Liczy się gest, a przecież machanie łapą mówiło tak niewiele. A teraz imię... jak mu było na imię. To była długa formułka, podczas której Piesełak musiał namiętnie pokiwać łbem, starając się przypomnieć szyk i brzmienie słów:
    - Ła... Łałe Haue, Wauaoona Wrreuaum. - powiedziała psina, dumnie i zdecydowanie, jak uczeń z podstawówki. Nie miał pojęcia co właściwie powiedział, ale przypominało to sposób, w jaki zawsze się przedstawiał.
    Nie miał pojęcia, co do niego mówiono. Wszystkie słowa wydawały się być mu znajome, ale wyprane z sensu i znaczenia. To tak, jakby ktoś mówił do niego ze skrajnie niezrozumiałym akcentem. Jedyne, co mu pozostało, to siedzieć i wpatrywać się w niego, obserwować jego usta i dowiedzieć się, o co mogło mu chodzić.
    Owszem, nie chciał drapać go po brzuchu, a pies poczuł się dosyć zawiedziony, a zarazem zawstydzony ową nagłą familiarnością z obcym. Miał na sobie te... no... spodnie, co poprawiało jego obecną sytuację, dzięki nim nie wystawiał na niego genitaliów, ale nadal czuł, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Przewrócił się z powrotem na cztery łapy i rozejrzał się, po czym ruszył za Danielem do kuchni.
    Nie zwracał już uwagi na jego słowa, kiedy do jego łba wpadła genialna myśl. Zrobi IM PICIE! To cudowne, pyszne picie które tak uwielbiał, ten napar z ziół którego nazwa trochę wyleciała mu z pamięci. O wiele lepsze niż woda z kałuży... jak on mógł pić wodę z kałuży? Ohydztwo! Teraz to im będzie milusio i ślicznie, i ciepło.
    Ze wszystkich słów wypowiadanych przez gościa potrafił zrozumieć, że właśnie zadeklamował on wierszyk. Uśmiechnął się do niego szerokim, psim uśmiechem, gdyż wierszyki były świetną rozrywką, zarówno słuchanie, jak i wymyślanie takowych. Mógłby słuchać go dłużej, ale przecież miał robotę do zrobienia. Niestety proces przygotowania naparu stał się dla niego równie zawiły i skomplikowany co budowa silnika rakietowego - każdą informację musiał wydzierać z pamięci siłą. Najpierw to takie śmieszne naczynie,, wyglądające jak łeb słonia... czajnik. Tylko jak wyglądał słoń? Była to chyba odmiana wielkiego borsuka. Oj, to chyba to. Pies położył na nim łapę i zdziwił się mocno, widząc, że brakuje mu tego jednego palca na boku, który pozwalał mu chwytać rzeczy. No cóż, trzeba było sobie radzić. Złapał czajnik w zęby i ruszył do zlewu, aby napełnić go czystą wodą. Kurki przez chwilę były niejakim problemem, jednak parę trzepnięć łapą wystarczyło, aby je odkręcić. Kiedy już czajnik stał się ciężki i chlupoczący, zabrał go w zęby i postawił na piecyku, zostawiając kran otwarty. W Krainie i tak nie było podatków, a skoro posiadał on luksus prywatnego źródła wody, to mógł korzystać. Przyglądał się czajnikowi, zastanawiając się, kiedy stanie się coś ciekawego, gdy nagle poczuł przeszywający ból w boku, od którego zawył przeciągle. Daniel wcisnął sztuciec trochę mocniej niż liczył i teraz ciepła krew spływała po jego dłoni - trafił chyba w tętnicę. Pies odwrócił się do niego i zawarczał, po czym kopnął go tylną łapą, raczej jak osioł niż jak drapieżnik psowaty. Sam zaczął intensywnie lizać ranę, kładąc się na ziemi. Sytuacja nie wyglądał dobrze. Gość był idiotą. Może po prostu się go bał. Charles nie chciał tego rozważać. Teraz należało zatamować krwotok... och, a więc mam na imię Charles. Dobrze wiedzieć.
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 9