• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Tęczowa Arena
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 23 Czerwiec 2011, 16:48   Amfiteatr Zepsutych Serc




      Jest to tajemnicze miejsce, pożarte przez łakomy Czas. Amfiteatr stoi opustoszały i zniszczony, pamiętający czasy, nim wojna zawitała w te strony. Mury tego przybytku zostały wykonane ze znakomitego, kremowego marmuru, który w blasku dnia mienił się wszystkimi kolorami tęczy. Niegdyś odbywały się tutaj przednie widowiska, walki najznakomitszych wojowników, pokazy prawdziwej sztuki magii. Jednak dzisiaj jest to miejsce zdewastowaną studnią zapomnianej wiedzy, odwiedzane jedynie przez nie licznych, którzy zapragnęli poczuć posmak wsiąkniętej w kamień atmosfery zwycięstwa i porażek, szczęścia i strachu.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...
      
    Druvides



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Lipiec 2011, 19:23   

    Dzień chylił się ku końcowi, barwiąc fantazyjne niebo kolorami różu, czerwieni i pomarańczy. Było ciepło. Promienie zachodzącego słońca otulały co szczególniejsze fragmenty krajobrazu czułym uściskiem, mogącym być równie dobrze pożegnalnym pocałunkiem. Wszakże ma zjawić się dopiero nazajutrz. Mleczne kamienie ruin połyskiwały fioletem, a zaraz potem złotem, by nacieszyć oko wędrowca soczystym różem i błękitem. Dookoła nie można było uświadczyć żywej duszy, o ile nie liczyć zagubionych kruków przesiadujących na łuku Amfiteatru, czy na gałęziach drzew, które wyjątkowo bujnie obrosły okoliczne tereny, jakby odgradzając zapomniany przybytek od wścibskich oczu.
    Wśród tego czaru pojawił się wysoki mężczyzna. Na ubiór Władcy Lalek składały się ciemne, szaro granatowe spodnie, tekiegoż samego koloru marynarka, czysta, wykrochmalona, czerwona koszula, oraz żabot, czy też, jak kto woli, biały musznik. Do tego wojskowe, pasujące obuwie, połyskujące po świeżym pastowaniu. Blond włosy rozsypane były na kołnierzyku, zaczesane lekko do tyłu. Wyglądał nienagannie w każdym calu.
    Pragnął odpocząć od Świata Ludzi, chcąc nacieszyć swe oczy czymś, co pozornie znał. Spokojem, wyciszeniem. Tak długo pragnął wydostać się ze swego więzienia, jakim stało się dla niego Piekło, iż już dawien dawno zapomniał, jak to jest być człowiekiem. Co prawda, od jego uwolnienia minął niespełna rok, ale światy, w których przyszło mu żyć, napawały go niepomiernym zdumieniem i niesmakiem.
    Jeszcze przed godziną Marionetkarz spokojnym krokiem przechadzał się chodnikiem, co jakiś czas dyskretnie odwracając wzrok od nadobnych pań, które bez wstydu ukazywały swe wdzięki, jakby było to rzeczą najnormalniejszą w świecie. Odkryte nogi, nagie dekolty, wycięcia w mniej odpowiednich miejscach. Śmiałe makijaże, znużenie na twarzy. Wszystko to napawało mężczyznę zdumieniem i niechęcią. Nie mógł pojąć, jak szanująca się białogłowa, mogła wybrać podobny strój i ozdoby. Za jego czasów kobiety były bardziej delikatne, przybrane w piękne szaty, które podkreślały ich efemeryczną kobiecość i piękno, zachwycające oko nie jednego mężczyzny. Druvides nijak nie mógł pojąć panujących w tych czasach zwyczajów, które tak bardzo kłóciły się z tym, co znał, a także z jego poczuciem estetyki i piękne. Być może, a nawet na pewno, był staroświecki, dlategoż podobne wyczyny nie mogły w jego pojmowaniu przejść do porządku dziennego. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Inne, co bardziej dziwiło Marionetkarza, był fakt, iż współczesne niewiasty bez pardonu przywdziewały męski strój, spodnie, marynarki... Dla niego było to nie do pomyślenia.
    Będąc nieobecnym przy reformach, wrzucony nagle w te dziwne czasy, nie mógł odnaleźc się w nowej roli. Wszystko było obce, głośne, pozbawione bliżej określonego sensu. Nawet czasy wojen, które zostały przez niego zapamiętane, były bardziej prawe, od tego, co działo się dzisiaj.
    "Dziwne te światy..." - skonstatował w myślach, przeczesując palcami prawej dłoni złotawe włosy. Blade, szaro niebieskie tęczówki wydawały się należeć do niebotycznie starego mężczyzny, co okrutnie kłóciło się z witalnym, pełnym życia i młodości ciałem, które wizualnie nie mogło mieć więcej niż dwadzieścia dziewięć lat.
    Odsunął od siebie nieprzyjemne dla niego myśli i skupił się na tym, co otaczało go teraz. Doprawdy, był to ciepły, miły dla oka krajobraz. Przystanął na chwilę nieopodal schodów prowadzących do Amfiteatru i zaczerpnął duży haust powietrza. Tak, właśnie tego potrzebowały jego serce i dusza. Ruszył wolnym krokiem przez schody, stukając butami o marmurową posadzkę, w której gdzie nie gdzie uwydatniały się pęknięcia lub braki.
    Zasiadł na jednej z wielu ławek, opierając plecy o oparcie. Przymknął powieki, kryjąc blade tęczówki.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Lipiec 2011, 17:07   

    Giselle maszerowała dziarsko stukając niskimi obcasami o wyłożoną kocimi łbami ścieżkę. Przyglądała się przy tym kolorowemu niebu, zastanawiając nad porą dnia. Nie czuła upływu czasy, który prześliznął się pomiędzy jej palcami jak pochwycony na plaży piasek, wymykając się sekundami, minutami, aż w końcu przerodził się w godziny i całe pory dnia. Wszak gdy opuszczała dom brata był jeszcze ranek, niezbyt wczesny, ale z całą pewnością pora była przed południem, a teraz? Teraz zmierzch malował niebo licznymi odcieniami i przypominał dziewczynie o jej własnym roztrzepaniu i zapominalstwie. Nie dbała zbytnio o te nagany i upomnienia posyłane przez kolejne pociągnięcia farbą fioletową, tudzież pomarańczową, czy nawet czerwoną. Nie miała jeszcze ochoty wracać do domu. Nie czuła, że wszystko w jej głowie zostało poukładane, a nawet, jej zdaniem, cała jej wizja stanowiła rozsypane puzzle. Ułożyła ramkę, czyli najważniejszą część, ale wciąż trzeba uzupełnić środek nowymi klockami, a te były do siebie tak podobne. Jakby miała układać niebo na pejzażu. Przymknęła na chwilę oczy i przystanęła. Nie zastanawiała się dokąd tak maszeruje, podobnie z resztą jak w świecie ludzi. W zasadzie myślała tylko o tym, by uciec od sióstr syjamskich, które wprawiły ją w to dziwne poczucie niepokoju. Nie lubiła towarzystwa ludzi zdeformowanych, czy szpetnych, bo sama była niezaprzeczalnie urodziwa i ich obecność, natarczywe spojrzenia, sprawiały, że chciała jedynie odwrócić wzrok i uciec jak najdalej. Tak trafiła do starego, zapomnianego przez świat amfiteatru. Choć konstrukcja zwinnie wymknęła się oczom świadków i pamięci mieszkańców, nie pozostała obojętna na wpływ czasu, który też obsiał dookoła niej całe gromady potężnych drzew, wyrysował na jasnym kamieniu gęste linie pęknięć i oplótł marmurowe ściany linią zielonego bluszczu o eleganckich, posrebrzanych na wierzchu liściach. Ten pocztówkowy krajobraz zaparł dech w piersiach dziewczyny, która była wszak miłośniczką wszelkiej sztuki, a teraz gdy odnalazła coś sama z siebie, poczuła się niemal jak Indiana Jones. Wrażenie to zepsuł jej zarys jakiejś sylwetki, majaczący pośrodku budowli. Zmrużyła błękitne ślepia, jakby chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie są to te straszne siostry, którym uciekła. Nie. Z całą pewnością był sam, sam jeden, no i jak na razie nie widać było żadnych narośli, czy wynaturzeń. Przyjrzała się więc bliżej. Spodobało jej się, że był tak elegancko ubrany i uczesany, jednak nie mogła wciąż odnaleźć wzrokiem jego twarzy, bo jak na złość stał tyłem, lub najwyżej, dostrzegała zarys długiego, szlachetnego nosa. Zmarszczyła swój własny i tupnęła nogą z irytacją. Odgłos obcasa rozniósł się echem po amfiteatrze i nie sposób by umknął uwadze jej towarzysza, który do tej pory pozostawał nieświadom jej obecności. W pierwszej chwili zasłoniła usta wystraszona, ale już w następnej ugładziła włosy i poprawiła brązową tuniczkę, upewniając się, że wygląda nienagannie i tak w istocie było. Gdyby nie roziskrzone, pełne żywotnego ognia oczy, nie sposób byłoby w niej odnaleźć diablicy, którą przecież była. Charakterny potwór zamknięty w ciele anioła, który większości mężczyzn jawił się jako istne objawienie.
    Nie znała myśli tego człowieka. Nie zaglądała do nich mimo wielkiej ciekawości. Mogłaby przecież wyciągnąć z nich obraz, który widuje on w lustrze i tak poznałaby zarys jego twarzy, ale to kłóciło się w jakiś sposób z jej stylem życia. Nie chciała wszystkiego w nim uzależniać od własnych, telepatycznych zdolności, które w pewnym stopniu napawały ją nawet przerażeniem. Tak czy inaczej, choć z całą pewnością jej strój dalece odbiegał od tego, o którym rozmyślał nostalgicznie Druvides, to z całą pewnością różnił się od modnego dzisiaj, nachalnego stylu, stosowanego przez większość kobiet. Makijaż, który stosowała był delikatny i ograniczał się jedynie do nanoszenia tuszu na kurtynę czarnych rzęs, z rzadka do podkreślania konturu oka przy pomocy jakichś cieni. Dzisiaj patrzyła na niego oczyma błękitnymi, których rama została obsypana jasnym cieniem, z mieniącymi się złotawo drobinkami. Nic jednak poza tym nie mąciło obrazu naturalnej i dziewczęcej urody, którą obdarzona została ta drobniutka blondynka. Strój jej też w żadnym stopniu nie był wyzywający, wręcz skromny, choć długich spodni nie włożyła, bo przecież było ciepło! Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Siedział na ławce, jakby zmęczony życiem. Uśmiechnęła się leciutko różowymi wargami i dygnęła jak prawdziwa szlachcianka, z którą niewiele miała wspólnego.
    -Dobry wieczór-przywitała się melodyjnie, niemal jak słowik-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam...-zatrzepotała lekko skrzydełkami, które zebrały kilka słonecznych promieni i zabłysły w ich blasku, tak samo z resztą jak złociste sploty okalające jej jasną twarz.
    -Nie znam tego miejsca, nie wiedziałam nawet, że takie jest... Często pan tu przychodzi? Panie...-zmrużyła oczy.
    Druvides zajaśniało w jej głowie, ale postanowiła zaczekać na odpowiedź. Sama miała paskudny zwyczaj kłamania w kwestii swojego imienia więc zawsze sprawdzała dane rozmówców.
    Druvides



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Lipiec 2011, 18:19   

    Marionetkarz siedział spokojnie na swym miejscu, z przymkniętymi powiekami, które kryły blady błękit jego tęczówek. Dookoła panowała harmonijna cisza, od czasu do czasu przerywana jednostajnym krakaniem kurków, szuraniem pazurków o korę drzew, głośniejszym szelestem wiatru błądzącego w koronach. Zmysły słuchu i powonienia wyostrzyły się znacznie i chociaż nie były tak dobre, jak w ciele czarnego wilka, zadowalały go w dużej mierze.
    Rozkoszował się ostatnimi promieniami słońca, gładzącymi jego twarz czułymi muśnięciami. Blada cera połyskiwała złociście w różnokolorowym świetle. Znajdując się w centrum amfiteatru, każdy szmer był zwielokrotniony.
    W tej chwili nie myślał o niczym istotnym, pozwolił za to swemu umysłowi błądzić po okolicy, jakby badając, czy czasem jakiś intruz nie pojawi się w owym pięknym, odludnym zakątku. Rozparł łokcie o oparcie ławki.
    Już dawien dawno nie miał tak wiele czasu dla siebie. W tej chwili czuł się spokojny i nawet wspomnienia z przeszłości jakoś nie kwapiły się, by zadać swój ostry, trujący cios. Mimo to przywracanie obrazu rudowłosej kobiety o szlachetnym spojrzeniu złotych ślepi, nie mogło zostać odłożone na zbyt długo. Mógł to przyrównać do uzależnienia narkotykowego - któremu tak na marginesie oddawał się z niezmienną satysfakcją - im bliższa data zerwania z nałogiem, tym więcej dawek przyjmował naraz, by następnego dnia odczuć to tym gorzej.
    I tym razem się nie zawiódł. Obracał w myślach wizerunek Królowej, badając go z każdej strony z miłością, ale i żalem, nienawiścią skierowaną na samego siebie. Gdyby tylko... Ach, na litość Pana! Nie było co 'gdybać', to nie zmieni tego, co się już wydarzyło. Świadomość tej przerażającej prawdy nie pierwszy raz pozbawiła go tchu i złudzeń.
    Zaczerpnął gwałtownie powietrza do płuc, które zdawały się kurczyć z każdym oddechem, jakby pozostawał pod wpływem środka paraliżującego. Uchylił powieki, mrużąc je przez kilka sekund.
    'Uspokój się' - nakazał sobie w myślach.
    Tyle lat, wieków minęło, a on nie potrafił podnieść się po śmierci swej ukochanej. Jak bardzo jego serce rozpaczało za jej ciepłem. Jakże jego potępiona dusza rwała się du utraconej połówki. Nigdy nie był ckliwym mężczyzną. Miłość uważał za bajkę dla młodych pań, jednak, gdy tylko i jego trafił 'grom z jasnego nieba', niczym strzała Amora trafiająca w samo sedno jego jestestwa, zmienił zdanie.
    Westchnął. Nie było sensu rozdrapywać starych ran, zadawać sobie ciągle ten sam ból, niczym pieprzony masochista. A jednak nie potrafił przestać...
    W tym samym momencie jego wędrujący umysł wyłapał nić rozumnej istoty, usłyszał ciche, miarowe kroki, które zamilkły na dobrą chwilkę. Nastawił uszu, jednak nie użył swej mocy, by wedrzeć się do umysłu przybysza. To nie było Piekło. Zaczeka.
    Chwilę później rozległo się gniewne tupnięcie, by rozejść się po opuszczonym zakątku niczym fala przybrzeżna, odbijająca się od mleczno tęczowych ścian urwiska, jakim był Amfiteatr.
    Nie ruszył się ze swego miejsca. Nie miał takiego zamiaru, jednak w spokoju czekał, by móc się dowiedzieć, któż taki zawitał w to zapomniane miejsce. Bywał tu dość często i jeszcze nigdy nie miał przyjemności spotkać tu drugiej żywej duszy.
    Odgłos obcasów obwieszczał, iż nieznajomy zmierza w jego stronę. Na granicy umysłu Władcy Lalek zamajaczyła ciekawość, niepewność, jednak nie należąca do niego. Gdy uniósł wolno głowę, jego oczom ukazał się uroczy widok. Filigranowa panienka posiadała brzoskwiniową, delikatną cerę, pulsującą rozkosznie w zachodzącym świetle Słońca. Twarzyczkę Anioła okraszały soczyste, złoto - żółte pukle, z finezją opadające na ramiona. Do tego spokojna, prosta kreacja utrzymana w tonacji brązu. Ubiór był tak niewinny, iż nie mógł zarzucić mu jakiegokolwiek wyrafinowania, czy też lubieżnej wręcz ekstrawagancji. Za ramionami dziewczęcia poruszyły się śliczne, kolorowe skrzydełka, drgające niczym liście na wietrze. Nie pozwolił sobie jednak na dłuższe przypatrywanie nieznajomej dzierlatce, tylko wstał ze swego miejsca. Wszakże nie wypadało, by dżentelmen siedział w obecności damy.
    - Dobry wieczór, milady - odparł cichym barytonem, nigdy nie wychodzącym znacznie za skalę szeptu, przy czym zgiął się w szarmanckim ukłonie. Nie schwycił delikatnej dłoni kobiety, by złożyć na jej wierzchu delikatnego pocałunku, porównywalnego do muśnięcia wiatru. Jeżeli dama pierwsza nie wyciągnęła dłoni do podobnego powitania, mężczyzna nie miał prawa siłą ukazywać swego szacunku w podobny sposób. - Ależ skądże, moja pani. Zapraszam - dodał, pokazując dłonią na wnętrze amfiteatru. Blade tęczówki Marionetkarza uchwyciły błyszczące szafirem spojrzenie nowo przybyłej.
    Nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na cudowne skrzydła panienki. Wszakże znał ich zastosowanie, a nieszczęścia parami chodzą, tak więc po cóż się narażać?
    Swoją drogą, dawno temu stworzył pewną Marionetkę... Była niezwykle podobna do tejże osóbki, jednak miast złocistych splotów, posiadała krótką, niebieską fryzurkę, a oczy raczej zaskakiwały złotem okraszonym ciemnymi 'białkami'. Do tego skrzydełka były nieco inne, przypominały motyle, brązowo - złote, z kolorowymi żyłkami, które mieniły się w słońcu. Jednak te nie były piękne, a jakby porwane. Marionetka doprawdy była urocza i za uroczą cenę została sprzedana...Hm.
    - Jest to Amfiteatr Zepsutych Serc, niegdyś przednie miejsce do zabaw, wystawiania spektakli. Jednak dzisiaj, jak pani widzi, zostało zapomniane i lata świetności już dawno ma za sobą - wyjaśnił spokojnym barytonem.
    - Gdzież moje maniery, pani - uśmiechnął się delikatnie, na sekundę odsłaniając równe, białe zęby. - Zwą mnie Druvides Valentine. - Przedstawił się, kiwając jej nieznacznie głową. Uczuł, jak ktoś muska taflę jego umysłu.
    Ciekawe, doprawdy ciekawe. Mimo to postanowił to na jakiś czas zignorować. Czas pokaże, jak wszystko się potoczy.
    Giselle
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 13 Lipiec 2011, 00:53   

    Giselle nie wiedziała nic o uczuciu, które tak bardzo zajmowało Druvidesa. W przeciwieństwie do niego, była osóbką bardzo młodą, nie miała jeszcze czasu na znalezienie swojej drugiej połówki, a do tej pory jedynym mężczyzną, który odgrywał w jej życiu istotną rolę, był jej starszy brat. Miała w głowie szkic tej postaci. Był ideałem w każdym calu. Stanowił dla niej wzór do naśladowania, pozbawiony przywar i negatywnych cech. Spełniłaby każdą jego zachciankę. Podziwiała go i czciła do tego stopnia, że prawdopodobnie zgodziłaby się dla niego wbić nóż w plecy osobie trzeciej, odszukać kogoś na drugim końcu świata, a gdyby poprosił aby zrzuciła z ramion brązową tunikę, odpięła ciasny stanik, ściągnęła spodenki i stanęła przed nim w samych koronkowych majteczkach, aż on sam pozbawi ją cienkiej woalki i zaspokoi jej ciałem własne potrzeby, postąpiłaby zgodnie z jego życzeniem mimo iż do tej pory nie miała jeszcze okazji kosztować ciała mężczyzny i w tej kwestii pozostawała niewinna niczym anioł. Czym jednak była argumentowana ta szaleńcza miłość do krewniaka? Nie potrafiła tego wyjaśnić. Wiedziała jednak, że zrobiłaby dla niego wszystko i być może właśnie dlatego, w momencie w którym po raz pierwszy pokazał jej swoje prawdziwe oblicze, tak dalece odbiegające od jej wyobrażeń, poczuła jak ścianki kryształowej bańki, w której się zamknęła, tworząc własny świat, pękają i kruszeją z każdym ostrym słowem. Teraz do jej małego uniwersum przeciekały pierwsze promienie słońca, pierwsze powiewy ciepłego, letniego wiatru. Tymi promieniami były jasne, przejrzyste oczy nieznajomego, a powiewem ciepłego wiatru jego serdeczny uśmiech. Giselle nie była typem kobiety, która łatwo ulegała męskim wdziękom. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj było dokładnie odwrotnie. Kokietowała, kręciła wdzięczną głową, trzepotała gęstą kurtyną rzęs, uwodziła niewinnością i pozorami cnoty, by bezczelnie korzystać z wszystkich dobrodziejstw, oferowanych przez amantów. Poczuła się nagle jakby ktoś zepchnął ją z solidnego gruntu, na którym stała do tej pory stanowczo i dzielnie, z nosem zadartym wysoko do góry.
    Zamrugała kilkakrotnie. Łudziła się, że wyraz jej twarzy nie zdradzał fascynacji, której ukłucie podrażniło ją w dole żołądka. Uśmiechnęła się delikatnie, unosząc kąciki malinowych, pełnych ust ku górze. Jakiż on był przystojny! No, ale dziewczyna nie była amatorką. Można wręcz powiedzieć, że w dziedzinie owijania sobie mężczyzn wokół palca, była specjalistką. Ukazała rząd perłowych zębów w nieco szerszym uśmiechu. Przekrzywiła lekko głowę, pozwalając włosom spłynąć kaskadą po ramionach i odbić jeszcze kilka ostatnich słonecznych promieni.
    -Milady?-spytała mile zaskoczona tym zwrotem-Jest pan pierwszym mężczyzną, którego znam, który mimo ery feminizmu i walki o równouprawnienie nie zapomniał o zwykłej grzeczności-w każdym jej geście i słowie przejawiała się troska o odpowiedni ton, czy gest. Zdaje się, że szlacheckość zachowała się w jej żyłach po ojcu i instynktownie potrafiła przywdziać szaty dziewczyny dobrze wychowanej, pochodzącej z rodu co najmniej starego, jeśli nie odwiecznego. Cóż z tego, że to jedynie aktorska gra? Zwykłe przedstawienie dla jednoosobowego widza? W końcu byli w amfiteatrze.
    -Niektórzy uważają, że czasy zwalniają z manier. To takie... Orzeźwiające, że ktoś jeszcze o nich pamięta-kontynuowała własny, jednoosobowy pokaz, stawiając siebie w roli dobrze wychowanej, młodej damy, którą nie była i z całą pewnością nigdy nie będzie. Żadna dama nie pozwoliłaby sobie na namiętność, która tliła się w jej jasnych oczach niczym diament. Jednak to właśnie ta bijąca od niej energia powalała większość mężczyzn na kolana, bo trudno było oprzeć się tak pozornie skrajnemu połączeniu samokontroli i wulkanu siły i stanowczości.
    Słuchając jego słów, dyskretnie rozejrzała się po teatrze.
    -Jest piękny-powiedziała z zachwytem i uśmiechnęła się lekko-Z jednej strony, szkoda, że marnuje się w zapomnieniu, z drugiej, wygląda na to, że korzysta pan z jego odosobnienia. Poczułam się niemalże jakbym wtargnęła do jakiegoś sanktuarium, wyrywając pana z potoku myśli tym nieszczęsnym tupnięciem. Raz jeszcze najmocniej przepraszam i mam nadzieję, że nie obrazi się pan, że podkradnę panu tę przestrzeń rozmyślań, bo nie da się ukryć, że w dobie urbanizacji wszystkich terenów zielonych, trudno gdziekolwiek się wyrwać by po prostu... Pobyć samemu z własnymi myślami-zmrużyła lekko oczy, spuszczając gęstą kurtynę czarnych rzęs na miękkie, lekko zaczerwienione poliki. Na rumieńce nic nie mogła poradzić. Z natury kładły się na jej bladej twarzy, a w obliczu tak przystojnego dżentelmena tylko przybrały na intensywności. Rozchyliła powieki.
    -To niezwykłe miejsce-stwierdziła nagle, zupełnie odmienionym tonem. Postać mężczyzny na moment rozpłynęła się po tym jak je wypowiedziała. Zamiast tego na siedzeniach pojawiła się elegancka widownia. W większości Upiorna Arytsokracja. Odwróciła się, by spojrzeć na scenę. Pęknięcia wyleczył efekt lśnienia. Wszystko błyszczało wielobarwnie, gdy potężna wokalistka na scenie śpiewała donośnie 'Arię Królowej Nocy' z 'Zaczarowanego Fletu'. Blondynka przez moment słuchała jej niebiańskiego głosu. Potem zaś znów zwróciła spojrzenie na widownię. Ubrani byli staroświecko. Zdaje się, że piękne, strojne suknie przypadały na okres wiktoriańskiej Anglii. Ciasno zapięte gorsety i lśniące, białe lakierki. Atłasy, jedwabie i kaszmiry. Fantazyjne fryzury i... Jej nowy znajomy? Siedział pośród nich wszystkich, tak, to z pewnością był on, nie sposób w kilka minut zapomnieć takiej twarzy. Ruszyła w tamtą stronę, zupełnie zapominając o zasadach panujących w jej wizjach. Widzi przeszłość, ale porusza się w teraźniejszości. Toteż kilka postawionych kroków skutkowało w wejściu wprost na uprzejmego mężczyznę. Zetknęła się brutalnie z twardą klatką piersiową. Wizja rozpłynęła się, a ona wciągnęła w płuca jego przyjemny zapach, natychmiast oblewając się rumieńcem.
    -Przepraszam-wyszeptała szybko odskakując do tyłu i spuszczając wzrok z zakłopotaniem.
    -To... Z powodu...-przygryzła dolną wargę. Kurczę! Znów wyszła na nierozgarniętą idiotkę. Przecież nie mogła mu powiedzieć tak po prostu o swoich zdolnościach, bo ucieknie jak wszyscy ci, którym powiedziała. Z drugiej strony jak inaczej wyjaśnić mężczyźnie dlaczego postanowiła na niego wejść? Jeszcze najpewniej pomyśli, że to jakaś żałosna metoda uwodzenia. Ach, no i przedstawił się! Głupia, też powinna.
    -Pan wybaczy. Giselle Kalkstein. Zdaje się, że moja obecność jest niewłaściwa, nie chcę się narzucać, a zachować się nie potrafię w obliczu tak szanownego dżentelmena. Proszę o wybaczenie-dygnęła nerwowo i zabrała się do wymijania jego postaci. Ruszyła więc w stronę wyjścia z amfiteatru i po chwili zniknęła mu z oczu. Miała w sumie inne sprawy na głowie.
    [zt]
    Vondur
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 13:08   

    W pewnym momencie przed wejście do amfiteatru nadjechała karoca. Nie była ona pysznie zdobiona, ot zrobiona z rzeźbionego osrebrzonego drewna. Wewnątrz natomiast obita była szkarłatnym atłasem, tak, aby podróż mijała miło dla oka i wygodnie dla ciała. Stałym jej bywalcem był wysoki mężczyzna, który zabawiał rozmową i żartami podróżujących. A raczej podróżującą. Bo tym środkiem transportu najczęściej przemieszczała się mała arystokratka Vondur.
    Woźnica zszedł ze swojego miejsca i otworzył drzwi. Natychmiast z pojazdu wysiadła niska szaro-włosa dziewczynka. Przez jej budowę nie można było sprecyzować jej wieku. Z jednej strony wzrost wskazywał na jej realny wiek, tj. trzynaście lat, natomiast gdyby spojrzeć na jej kobiece kształty, przywodziły one na myśl szesnastolatkę. Dlatego jej wygląd zawsze wprawiał w konsternację, a już na pewno jej krwistoczerwone oczy, w których co jakiś czas pojawiał się niebezpieczny błysk. Ale na razie go nie było, więc nie ma o czym mówić.~
    Vondur chrząknęła i po sekundzie obok niej pojawił się jej prywatny lokaj, którego funkcja nie tylko do tego się ograniczała. Był on bowiem jej osobistym błaznem, ochroniarzem i służącym. To właśnie on najczęściej musiał znosić jej 'humorki', lecz powoli zaczął się do tego przyzwyczajać. W sumie nie miał wyjścia, Zuzanne nigdy nie zwalniała własnej służby. Jeśli ją zawiodła, torturowała ją. Ale cii.
    Bardzo szybko dwójka ta przemieściła się na teren amfiteatru, gdzie Vondur zaczęła biegać i oglądać wszystko wokół. Jako że była sama, pozwoliła sobie na trochę swobody. W końcu nie dojrzała jeszcze na tyle, by zachowywać się jak dama, choć próbowała to robić. Gorzej tylko, że niekoniecznie jej to wychodziło.
    Rufus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 15:22   

    No i spokój panienki Vondur zakłócił głośny krzyk radości. Tak, to właśnie Rufus przebiegał po terenie amfiteatru, badając dosłownie kamień po kamieniu. Odkąd znalazł się głęboko w lesie, po drugiej stronie portalu, chłopak dosłownie biegał z oczami jak 5 złotych, tak jakby dziecko znalazło się w krainie zrobionej ze słodyczy. Odkrycie przez niego krainy luster spowodowało, że czuł się jak Indiana Jones, badający niezwykłe i zaginione cywilizacje, znane tylko z legend. Tak więc to miała być kraina bajkowych istot i magii. Nie można powiedzieć, bo bardzo odróżniał pewnie od otoczenia swoim strojem, który w świecie ludzi byłby normalne. Oczywiście pewnie po drodze minęła mu karoca, ale czemu się tym przejmować, skoro przed jego wzrokiem była niezwykła budowla. Świat ludzi był dla niego zbyt oczywisty, a ta Bajkowa Kraina? Tu może prowadzić badania i skierować swoje zainteresowania. W końcu jednak BUM! i nagle znalazł się na podłodze. To dziwne, bowiem nie pamiętał aby widział przed sobą kogoś, ale czy mógł być pewien, skoro już w swoich oczach widział wykresy i stosy dokumentów badawczych. No cóż...podłoże na którym leżał było dość dziwne. Było bowiem ciepłe, miękkie, oraz pachniało słodkim zapachem damskich perfum. Nawet pod jego rękami podłoga była miękka i wyjątkowo sprężysta...wręcz przyjemna w dotyku. No cóż, po otrząśnięciu się efekt był taki, że leżał...na małej dziewczynce...macając jej piersi i z twarzą wbity w jej szyję. Po dość dłuższej chwili, Rufus jak sparzony odskoczył z krzykiem.

    - AAAA !!...a...ekhm...przepraszam.

    Był czerwony na twarzy jak burak, po czym zaczął się otrzepywać, choć prawdę mówiąc dziewczyna wyglądała jakby była ubrana w suknie o wartości pewnie przekraczające wartość jego ubioru jakieś 100 razy co najmniej. W końcu wracając do równowagi psychicznej i zmagając się z myślą, że na dzień dobry zmolestował miejscową dziewoję podszedł i podał jej rękę.

    - Powinnaś uważać. To niebezpieczne miejsce, dla dziewczyn.

    Powiedział pomagając jej wstać, choć coś czuł, że czekają go zaraz ciężkie chwile.
    Vondur
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 17:11   

    Podczas zwiedzania amfiteatru i oglądania tej wielkiej, pięknej, choć nieco zniszczonej budowli, Vondur usłyszała wesoły krzyk. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła jakiegoś chłopaka biegającego w tą i z powrotem, jakby był niewiadomo jakim dzieckiem. Prychnęła tylko patrząc na niego z pogardą. Natychmiast też przestała zachowywać się jak mała dziewczynka i przyjęła postawę wytwornej arystokratki, którą zresztą była. Splotła ręce z tyłu i pochyliła się nad jedną ze ścian.
    Po chwili podziwiania obiektu postanowiła, że pójdzie dalej. Powoli majestatycznie przemieszczała się, gdy nagle poczuła, że leży na ziemi przygnieciona czyimś cielskiem. Sytuacja, w której się znalazła tak ją zdziwiła, że przez ułamek sekundy zupełnie nie wiedziała, co robić. Leżała tak z oczami wielkimi jak talerze. Dopiero gdy wstał i zaczął ją przepraszać, dotarło do niej, co się stało. Oczy powiększyły jej się jeszcze bardziej, zazgrzytała zębami z wściekłości, a w jej oczach pojawił się ten charakterystyczny niepokojący wszystkich wokoło błysk.
    Kiedy wyciągnął rękę, uśmiechnęła się uroczo. Oczywiście była to gra, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Wstała, po czym szybkim ruchem unieruchomiła go, trzymając jego rękę za plecami. Drugą swoją ręką szybkim ruchem chwyciła swój miecz i go wyjęła, po czym przystawiła go do szyi chłopaka. Ręka trochę jej się trzęsła, bo broń była ciężka, ale to dobrze, bo tylko dodawało do wyjątkowego efektu.
    -Za kogo ty się uważasz? Myślisz, że co, że ja sobie nie poradzę? Ja?-Zapytała, z każdym słowem unosząc głos. Gdy skończyła, zaśmiała się szaleńczo. Nie udawała, bo niby po co? No dobrze, ewentualnie potem znów stanie się grzeczną dziewczynką, tak jak zawsze.
    Rufus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 18:23   

    - Emm...wiesz...znam dobrego specjalistę od...eeee...niestabilności umysłowych. Poza tym...nie lepiej przemyśleć to jak się ma spokojny umysł?

    Odparł spokojnie. No dobra...dziewczyna miała co prawda silny uścisk, a miecz mający mu zaraz poderżnąć gardło trochę drżał. Miał nadzieję, że zaraz nie będzie wykrwawiał się na tej arenie. No cóż, ten świat był rzeczywiście dziwny, a w dodatku tajemniczy i niebezpieczny.

    - Tak poza tym...jestem Rufus...miło mi.

    No bo co miał robić? Jak będzie się wygrażać to zginie. Jak będzie błagał o litość to pewnie też zginie. Uspokojenie jej i zajęcie rozmową było chyba raczej najrozsądniejszym wyjściem.
    Vondur
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 20:05   

    Na słowa chłopaka Vondur zaśmiała się, tym razem serdecznie, choć słychać było jeszcze nutkę tego chorego śmiechu, który brzmiał wcześniej. Niestabilności umysłowe? Dobre sobie. Przecież gdyby chciała, mogłaby się 'leczyć'. Oczywiście, gdyby było to potrzebne.
    -Uwierz mi, gdybym miała ochotę się leczyć, zrobiłabym to sama. Nie potrzebuję tego, nie masz się co martwić.-Oświadczyła równie spokojnie, choć w jej głosie można było usłyszeć pogardę. Cóż, taki miała stosunek do każdej osoby, której pozycji w świecie nie znała. Zresztą nawet gdyby wiedziała, kim jest nieznajomy, nie uważałaby go za równego sobie. Przecież to był człowiek, gorszy od niej w każdym calu! Nadawał się jedynie na sługę...
    Właśnie. Vondur nagle oświeciło. Pozornie nie zwracając uwagi na to, co mówił Rufus, w pewnym momencie uderzyła go rękojeścią miecza w brzuch, po czym puściła i odeszła na pewną odległość, chowając broń do pochwy przytroczonej do pasa. Potem uśmiechnęła się miło.
    -Przepraszam, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Niestety, moje maniery dawały przed chwilą dużo do życzenia. Pozwoli pan, że się przedstawię. Jestem Marie Elizabeth Zuzanne Ursula Odette von Fantome. Znajomi mówią mi po prostu Vondur.-Powiedziała uprzejmie, a na końcu dygnęła. Potem splotła dłonie i spojrzała na chłopaka.
    -Co pana sprowadza w to wyjątkowe miejsce o tej porze?-Spytała niby to z ciekawości. Tak naprawdę jednak chciała zacząć rozmowę, by potem ją kontrolować i w odpowiednim momencie przejść do sedna. Ale nie mówmy o tym teraz, będzie później niespodzianka!
    Rufus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 20:31   

    Tak, panienka Vondur na pewno nie miała równo pod sufitem. Może i się trochę uspokoiła, ale uderzenie rękojeścią w brzuch na pewno nie należało do najprzyjemniejszych, zwłaszcza że "spuściło" z niego całe powietrze. Och, gdzie te delikatne i spokojne kobiety? O dziwo przypomniała mu się tutaj Magali, która ze spokojnym wzrokiem masowała mu głowę. Heh...jak na razie nie skorzystała z zaproszenia do jego Pałacu. Rufus rozmasował sobie brzuch i patrzył na młodą damę. Nie wiedział, czy owa "znajomość" nie przysporzy mu więcej kłopotów, ale kto wie. Dziewczyna przedstawiła się wszystkimi imionami, dlatego też skłonił głową i westchnął. Nie lubił tych ceremonii przedstawiania się, ale trzeba się przedstawić.

    - Nazywam się Rufus Alexander Gabriel Rhapsodos...miło mi panienkę poznać.

    Położył rękę na brzuchu i skłonił się delikatnie. W końcu po całej "ceremonii" klasnął w ręce i odparł rozglądając się.

    - No dobrze Elciu...uprzejmości mamy za sobą. Nienawidzę dworskich manier.

    Po czym dodał.

    - Prawdę mówiąc...jestem tu przypadkowo...dopiero się tutaj znalazłem...jeżeli wiesz co masz na myśli. To piękne miejsce...ale...chyba muszę przyzwyczaić się do wybuchowego charakteru miejscowej ludności.

    Uśmiechnął się delikatnie, po czym usiadł na widowni przyglądając się wielkiej arenie.

    - Wspaniały widok...i miejsce...brakuje tu tylko gladiatorów walczących na śmierć i życie ku uciesze widzów.
    Vondur
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 19 Luty 2012, 20:58   

    Delikatne i spokojne kobiety to już przeżytek. Rufus będzie musiał przywyknąć, że napotkane panie będą coraz bardziej szalone. Może niekoniecznie w negatywnym sensie, ale mało będzie stereotypowych kobiet, co rozmawiają z uśmiechem, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów. Czasy się zmieniają, Krainy Luster to nie omija, choć niekiedy zdarza się, że niektóre zjawiska są całkiem oderwane od 'rzeczywistości' w ludzkim pojęciu. Tutejsi natomiast do wszystkiego się przyzwyczaili.
    Jeszcze raz dygnęła, gdy Rufus przedstawił się pełnym imieniem. Nie przeszkadzało jej to, ona mogłaby tak rozmawiać przez wieczność. Uczono ją dworskich manier odkąd tylko zaczęła mówić. Pierwsze kroki stawiała pod czujnym okiem nauczycielki odpowiedzialnej za poruszanie się z gracją i taniec. Całe jej życie było nadzorowane, aby panienka nie popełniła jakiejś gafy. Na przyjęciach organizowanych przez jej rodziców zazwyczaj nie mogła się odzywać, by nie palnąć czegoś głupiego. Dlatego teraz, gdy była 'na swoim', szalała i nie była już taka milusia. Zresztą czy kiedykolwiek była? Mimo wszystko jednak kochała dworskie maniery, a bez nich czuła się, jakby coś jej zabrano. Dlatego też najczęściej ich przestrzegała.
    Na zdrobnienie jej pierwszego imienia nadanego jej po babce, zacisnęła szczękę. Trwało to zaledwie sekundę i było zupełnie niewidoczne dla niewprawnego oka. Natychmiast jednak na jej twarz powrócił uprzejmy uśmiech, taki, jakiego ją nauczyli. Zaśmiała się dźwięcznie z żarciku chłopaka, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. Najchętniej zrównałaby go z ziemią, wrzuciła w błoto, czy coś w tym stylu, a nie rozmawiała z nim, jakby nigdy nic. Cóż, cel uświęca środki, prawda?
    -Co do charakteru miejscowej ludności, nie masz racji. Co prawda Baśniopisarze są znani ze swoich huśtawek nastrojów, a Kapelusznicy są chyba najbardziej szalonymi istotami we wszechświecie, jednak ogólnie jest pełno 'normalnych' istot w ludzkim tego słowa znaczeniu. Oczywiście z charakteru, bo każdy ma jakąś cechę charakterystyczną, najczęściej rasową. Choćby tacy Upiorni Arystokraci i ich piękne rogi.-Uśmiechnęła się i mimowolnie dotknęła ręką opaski, pod którą schowała jej dwa małe jasne różki. Zazwyczaj ich nie pokazywała, przez co upodabniała się do zwykłych ludzkich arystokratów... Jak ona mogła to robić? Będzie musiała zmienić swoje przyzwyczajenia i częściej je ukazywać. Nie mogą jej przecież traktować jak te robaki, pf.
    -Ech, nie tak dawno miejsce to tętniło życiem. W dzieciństwie ojciec zabrał mnie na jedną z walk. Było to naprawdę niesamowite widowisko.-Powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach i zamglonymi oczami siadając obok Rufusa. Oczywiście wszystko to było upozorowane, w rzeczywistości bowiem nigdy wcześniej nie siedziała na tych trybunach. Walki oglądała najczęściej w zaciszu swojego domu, gdzie panowała samodzielnie. To ona tam była Królową i wszyscy musieli jej słuchać, o tak!
    Na tę myśl westchnęła i uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje bielutkie ząbki. Odchyliła się do tyłu i spojrzała w niebo. Następnie zamknęła oczy, by nie widać było ich szkarłatnej barwy. Ot, taki miała kaprys.
    Rufus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Luty 2012, 11:26   

    W przypadku wychowania Rufus bardzo się od niej różnił i to bardzo. Oczywiście jako arystokrata przeszedł wszystkie możliwe nauki co do wychowania i wysławiania się. Pewnie Vondur była dumna ze swojego statusu, on natomiast nie. Arystokraci wśród ludzi byli tak zdegenerowani, że wręcz go brzydzili. Zamiast prawdy, kłamali, byli rozpustni, 90% z nich zdradzało swoich współmałżonków, a dzieci...prawdę mówiąc rodziły się tylko dlatego, aby przedłużyć wielce szacowne nazwisko. Dlatego ku swojej uciesze podczas balu debiutantów miał możliwość skrytykowania wszystkich i to oficjalnie, za co zapłacił wydziedziczeniem przez swoich rodziców, ale to inna historia drogie dzieci.
    Co do delikatnych kobiet to tu na pewno się nie zgodzi. Charakter taki to na pewno nie przeżytek, a na pewno nie w stosunku do mężczyzn przez nich umiłowanych. No cóż, niektórzy na pewno lubią być waleni po łbie za byle co, ale Rufus wolałby aby jego przyszła ukochana była łagodna wobec niego. W końcu co jest lepszego po powrocie do swojej posiadłości niż wtulająca się w niego kobieta, a potem pójście do jakiegoś kina, czy teatru?
    Wracając jednak do panienki Marii, prawdę mówiąc ujawniła jego głupotę. Przecież charakterologicznie oczywiście każdy mógł być unikatem. Nawet najgorsze tutaj istoty mogły mieć wyjątki, jak i najlepsze. To właśnie uwielbiał, konstrukcyjna krytyka, oparta w tym wypadku na odrobinie zdrowego rozsądku. Spowodowało to, że na twarzy młodzieńca rozległ się szeroki uśmiech.

    - Proszę mi wybaczyć panienko Mario. To stwierdzenie było rzeczywiście, delikatnie mówiąc niemądre z mojej strony. Każda istota myśląca ma tutaj swój unikalny charakter...tak jak wśród ludzi. Choć kto wie, może tutaj istoty są bardziej wartościowe, niż zdegenerowany mój świat. Ale tutaj każdy ma pewnie swoje wady. Zaczynam się zastanawiać, czy ten świat nie jest zarazem tak inny i taki sam w stosunku do mojego.

    Tak...prawdę mówiąc to mogło być dobre stwierdzenie. Pierwszą osobą "nadnaturalną", którą spotkał była przecież Magali, która jak sama twierdziła była wspomnieniem osoby, która popełniła samobójstwo dawno temu. Mimo wszystko, po tym jak ją poznał odrobinę bliżej, czuła się chyba dobrze w jego towarzystwie, choć została wielokrotnie zgwałcona przez kolegów ze szkoły i powinno to spowodować, że nienawidziłaby mężczyzn. A ona natomiast spokojnie głaskała mu głowę i wręcz uwodziła go. Kto wie, może w ten sposób nęciła ofiary i zrzucała je z dachu budynków?
    Wracając jednak do Vondur i jej stwierdzenia, że ojciec ją tu zabierał na walki. Chłopak uśmiechnął się delikatnie. Nawet jeśli dziewczyna mogła wydawać się "dziwna" to miała o wiele lepszego ojca niż on. Czy kiedyś go gdziekolwiek zabrał? Nigdy, moi drodzy. Rufus całe dzieciństwo spędził w posiadłości jego rodziców, gdzie nie otrzymał ani grama miłości i widział całkowitą degenerację ludzkiej arystokracji. Nie zdziwcie się więc, że do tej warstwy społecznej podchodzi ostrożnie co najmniej.

    - Przynajmniej twój ojciec zajmował się jakoś tobą, Mario. Skoro jednak zabierał cię na walki tutaj to musiał być...dość specyficzną istotą jak na moje standardy. Jednak mimo wszystko to doceniam, że jako arystokrata zajmował się swoją córką.

    Tu delikatnie trącił ją łokciem w ramię i po chwili wstał. Oczywiście nie wiedział, że Maria mu teraz kłamała w żywe oczy. Na pewno jakby się dowiedział, to rozszarpałby ją na strzępy. Oczywiście to taka figura literacka, bo pewnie nawet jakby spróbował, to ona z łatwością by mu oddała. Mężczyzna zszedł sobie na widownie, tak że widział Vondur na arenie. Chciał coś sprawdzić. Na początku zastanawiał się nad tym jak mógłby to sprawdzić i po chwili wpadł na pomysł.

    Jak niegdyś boski Hermes lekkie przypiął skrzydła,
    Gdy Argus zamroczony usnął w swej pieczarze -
    Tak mój duch na delfickiej czarując fujarze
    Zniewalał, obezwładniał i zastawiał sidła,

    Aż smoczy świat pozbawił argusowych oczu
    I szybko umknął, widząc uśpionego zwierza -
    Lecz nie na czystą Idę, gdzie śnieg się sprzymierza
    Z lodem niebios, nie w Tempe, gdzie Dzeus łzę
    wytoczył -

    Ale w piekieł krąg drugi, Wergilego śladem,
    Gdzie w wichrze, gdzie w ulewie deszczu i kamieni
    Kochankowie w swe oczy czule zapatrzeni
    Nie muszą się spowiadać... o, te usta blade,
    Które tam całowałem - piękną postać, z którą
    Unosiłem się ponad tą smętną wichurą!*


    Sprawdzał, czy arena ma dobrą akustykę, z punktu widzenia fizycznego oczywiście. W końcu tutaj mogły rządzić inne prawa fizyki. Grawitacja jest, pole elektromagnetyczne też jest, bo nie przenika przez rzeczy. Tak więc spoglądał mając nadzieję, że Vondur dobrze go słyszy.

    *Wiersz Johna Keatsa "Na sen po lekturze historii Paola i Francesci w 'Piekle' Dantego".
    Vondur
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Luty 2012, 21:47   

    Pf, oczywiście, że Vondur była dumna z tego, kim była. Między innymi stąd właśnie wzięła się jej pogarda wobec innych ras, a szczególnie ludzi zwanych przez nią 'robakami', hehehe. Tak więc lepiej, aby Rufus jak na razie nie zdradzał swojego 'gatunku', bo nie wiadomo, jak by to się dla niego skończyło. Ponadto Upiorna Arystokracja w Krainie Luster co prawda zadzierała nosa, ale zachowywała też pewien poziom. Najczęściej małżonkowie byli wierni, jednak to tyle, żeby zaprzeczyć reszcie argumentów, bo owszem - byli rozpustni, wiele pieniędzy przeznaczali na rozrywkę, ale cóż robić w wolnym czasie? To chyba lepiej, niż gnębić osoby o niższej pozycji społecznej. No i zdarzali się też zagorzali kłamcy, choć niektórzy określali się jako 'subtelni'. No cóż, do takich należała właśnie Vondur, która oprócz tego była świetną aktorką, przez co jej blefów nie dało się wykryć. Ot, kwestia doświadczenia.
    Cóż, następna wypowiedź Rufusa zdradziła trochę informacji. Dziewczyna dowiedziała się, że nie należy on do 'tego' świata, czyli pochodzi spoza Krainy Luster. Najprawdopodobniej nie mieszkał też w Szkarłatnej Otchłani, czyli musiał żyć w Świecie Ludzi. Co oznacza, że należał do tych robaczków, którymi gardziła. Miała ochotę się roześmiać i zacząć go natychmiast obrażać, ale zachowała twarz milutkiej. Wiedziała, że może to wykorzystać i postanowiła zrobić to później.
    -Wydaje mi się, że nasze światy wcale tak bardzo się nie różnią. W każdym z nich są różne osoby o całkowicie odmiennych charakterach. Co prawda my nie mamy żadnego rządu, choć Czarną Różę i Karcianą Szajkę można chyba podciągnąć pod tę kategorię. No i mamy wielką różnorodność w rasach... Najbardziej zaskakujący są Cyrkowcy, bowiem nie można stwierdzić, skąd pochodzą, kim byli, co tu robią. Ale tak naprawdę, to wszystkich nas denerwuje...-Urwała i westchnęła. Potem machnęła ręką.-Nieważne zresztą. Masz rację, nasze światy są tak samo różne, jak identyczne.-Uśmiechnęła się, choć nie był to prawdziwy uśmiech. Ale czy w jej przypadku cokolwiek było naprawdę? Czy ktoś mógł zagwarantować, że w określonym czasie Marie nie będzie kłamała? Nie, było to niemożliwe. Pozostawało jedynie podejrzewać.
    Oj tak, jej ojciec o nią dbał, tak samo zresztą jak jej matka. Była ich oczkiem w głowie, bo nie mieli innych dzieci. Od razu zakładano, że urodzi się tylko jedno, by zachować herb rodowy i jednocześnie nie dzielić majątku. Jak tak popatrzeć z perspektywy czasu był to dobry pomysł. Co do opieki nad dzieckiem wszystko było w porządku, dopóki ojciec nie został wysłany do Świata Ludzi. Niby istnieją te Karminowe Wrota i w każdej chwili można się przenieść z powrotem do Krainy, ale on nie wracał. Pisał tylko listy, w których zapewni, że niebawem powróci. Co z tego skoro w tym czasie jej matka znalazła sobie kochanka, któremu poświęcała więcej czasu, niż własnemu dziecku? Vondur została pod opieką babki, aż w końcu wysłali ją tu. I dobrze, przynajmniej żyje jak chce.
    -W tej Krainie to nic dziwnego. Nie ma tu innych rozrywek, więc najczęściej rodzice chodzą z dziećmi właśnie tutaj lub do Cyrku, gdzie naśmiewają się z wygłupów artystów. Ale obie praktyki stają się coraz bardziej zakurzone, bo nikt już tutaj nie walczy, a Cyrkowcy zamiast urządzać pokazy wolą walczyć o swoje prawa. W ten sposób straciliśmy jedyną rozrywkę, a życie stało się dość szare. Niedługo całkowicie popadniemy w rutynę.-Westchnęła i prychnęła niecierpliwie. Dlaczego ta głupia rasa artystów stworzonych przez MORIĘ nagle zaczęła domagać się swoich praw? Tak świat był już ułożony i nikt nie potrzebował zmian. Każdy lubił żyć tak, jak żył. Ale nie, oni musieli się zbuntować. Naprawdę, to wszystko było nie do wytrzymania.
    Z twarzą skierowaną ku niebu nie zauważyła, że chłopak zmienił swoje położenie. Dowiedziała się tego dopiero, gdy usłyszała, jak recytuje wiersz. Otworzyła oczy i z ciekawością zaczęła wpatrywać się w arenę. Chciwie chwytała każde słowo, a na jej ustach wykwitł uśmiech. Lubiła poezję, ona również towarzyszyła jej od maleństwa. Podczas gdy inne dzieci słuchały opowieści o Kapelusznikach, jej czytano wiersze. Musiała też uczyć się niektórych na pamięć, przez co były momenty, że jej nienawidziła. Mimo wszystko jednak podobała jej się.
    Gdy skończył, zaczęła klaskać. Jednak nie były to oklaski szybkie, tylko średniej prędkości. W ten sposób dziewczynie wydawało się, że jest bardziej majestatyczna, a nie przypominała tych zadufanych w sobie grubych mężczyzn, co to klasnęli dwa razy i myśleli, że wszyscy uznają ich za nie wiadomo jak elokwentnych. Należy jednak tutaj nadmienić, że nie zaliczała do tej grupy jednej osoby, która miała naprawdę oryginalne zainteresowania, a o której nie trzeba teraz wspominać.
    -Brawo.-Zaśmiała się, po czym pstryknęła palcami i zaczęła schodzić na arenę. Za nią podążył jej osobisty lokaj, który już wyciągał termos i nalewał herbaty do srebrzonych porcelanowych filiżanek. Gdy zeszła, podał jej tacę z dwoma naczyniami i ukłonił się nisko.
    -Proszę, poczęstuj się.-Uśmiechnęła się uprzejmie do chłopaka biorąc swoją filiżankę. Była inna, niż jego, na niej namalowano małe różyczki podobne do tych na jej opasce. Natychmiast usiadła na ziemi, wyciągając nogi przed siebie. W końcu nie będzie pić herbatki na stojąco, pf.
    Rufus
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Luty 2012, 10:47   

    No cóż, skoro Rufus wiedziałby, że Vondur uznaje ludzi jako "robaki" to pewnie zrobiłby wszystko, aby zmieniła o ludziach zdanie. Co prawda większość ludzi to nadal były kanalie i szumowiny, ale przecież czy diamenty znajduje się garściami na ziemi? No może czasami na plażach RPA, ale normalnie nie. Dziewczyna wspomniała rozrywkę. Prawdę mówiąc sam znalazłby sobie dużo do roboty. W świecie ludzi uczył się i prowadził badania, aby niedługo pójść na studia. Przynajmniej to się udało jego rodzicom, trafili na dobrych nauczycieli, którzy zainteresowali go różnymi tematykami. Rufus uważał się za człowieka renesansu, bo interesował się nie tylko biologią, ale też informatyką, inżynierią, oraz malarstwem. Potrafił również grać dobrze na organach i po prostu uwielbiał wszystko, co jeździło i latało...no może jeszcze nie zdobył licencji pilota, bo mu ciągle odmawiają wpisu na kurs, ale nie poddaje się, bo w końcu czy jest coś lepszego niż możliwość prowadzenia własnego samolotu?

    Kiedy otrzymał oklaski prawdę mówiąc zdziwił się. Chciał tak na prawdę sprawdzić jedynie akustykę tego miejsca. Co prawda ta była niezwykle dobra, ale zachowanie Vondur nawet trochę go uszczęśliwiło. Nie wszyscy lubią romantycznych poetów, a rzadko kto wiedział, że istniał ktoś taki jak John Keats. Sam go w sumie niedawno odkrył. Chłopak uśmiechnął i ukłonił się panience Vondur.

    - Dziękuję! Ale podziękowania należą się Johnowi Keatsowi. Angielskiemu poecie, który od jakiś 200-tu lat nie żyje.

    Odparł na jej oklaski i poczekał aż zejdzie. Częstuje go herbatą? To bardzo miłe z jej strony, choć pewnie gdyby znał jej prawdziwą twarz to uznałby, że czegoś dosypała do środka. Ale jako, że na razie jest nieświadomy tego to skinął delikatnie głową w ramach podziękowania i do "Elci" i jej sługi, biorąc filiżankę herbaty i siadając na przeciwko "upiornej arystokratki".

    - Dziękuję za herbatę. Mogę się jedynie odwdzięczyć tym, że jak kiedyś będziesz w świecie ludzi to zapraszam do mojego domu. W końcu nieczęsto poznaje się dziewczynę, która na dzień dobry chce poderżnąć ci gardło.

    Zaśmiał się i w końcu upił łyk herbaty. Miał nadzieje, że była gorzka, bo nie lubił psuć smaku tego naparu. Jeśli nie to oczywiście nie będzie wypluwał, czy ostentacyjnie wylewał. Zastanawiał się, czy zapraszanie Vondur nie było błędem, choć z drugiej strony to może być ciekawe doświadczenie.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,14 sekundy. Zapytań do SQL: 10