• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Obrzeża Miasta » Cmentarzysko » Opuszczone mauzoleum
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 11 Sierpień 2011, 21:41   

    Noc była gęsta, nie przepuszczała ani jednego przyjaznego promienia światła. Gwiazdy kryły się za zasłoną grubych, czarnych chmur. Wiatr wył w zakamarkach, które tworzyły stare, w większości opuszczone, groby. Drzewa w tym przybytku były dzikie, powyginane, wystawione na pastwę natury, rachityczne i... ciche. Lasy po drugiej stronie Lustra były o wiele bardziej żywotne, szeptały nieprzerwanie, tętniły tajemnym życiem. Jednakże Natura w świecie ludzi była głucha i niema, zniewolona, niszczona systematycznie przez robactwo, jakim byli ludzie.
    Ani jedna latarnia nie znalazła swego miejsca w tym przybytku, wszystkie nie działały, nie niosły ze sobą mdłego, odganiającego skąpo mroku. Wszystko dookoła wydawało się umarłe, zagubione w nicości.
    Tak więc dziwnym był fakt, iż ktoś w dali odznaczał swą sylwetkę na panoramie odległego miasta, którego blask wydawał się z tej odległości nierealny, a także nieosiągalny. Nikt nie usłyszałby krzyku, gdyby taki zaistniał w Nekropolii.
    Verna szła miarowym krokiem, cicha, czujna, z błyszczącymi oczyma niczym u kota, wlepionymi w plecy pewnego śmiałka. Młodzieniec mógłby mieć co najwyżej 19 - 20 lat, jednak nie można było być tego pewnym, gdyż nie można zapominać, iż noc już dawno zaciągnęła swą pelerynę nad miastem, w tymże i cmentarzem.
    Uśmiechała się delikatnie. W jej sercu rodziło się podekscytowanie. Ach, już niemal tydzień upłynął od jej ostatniego posiłku, czuła zbliżające się szaleństwo, które o mały włos nie udzieliło się jej podczas uroczego spotkania w jej przyjemnej kawiarence, wypełnionej po brzegi ludźmi, roztaczającymi w tak ciasnym pomieszczeniu swój zapach rozgrzanego ciała, szum krwi, mlaszczące odgłosy bijącego serca... Tak, była bardzo bliska, by rzucić się na pierwszego lepszego mężczyznę lub kobietę, ba, o mało nie wpiła zębów w dobrą dłoń Adama!
    Pokręciła bezszelestnie głową, nie mogąc nadziwić się, jakież jej podopieczny miał szczęście, a także Loki i Ingravo, gdyż i ich ciałami by nie pogardziła, by zaspokoić ów niemal zwierzęcy głód. Mimo wszystko, gdyby się nad tym zastanowić, nie była pewna, czy potrafiłaby zatopić swe urocze kiełki w Amadeuszu, chociaż... nie, nie mogła być niczego pewna, jeżeli w grę wchodził dziki, nieokiełznany głód.
    Młokos przedzierał się między nagrobkami w stronę zrujnowanego Mauzoleum. Przewrócił z hukiem jakiś stary świecznik, zląkł się, klnąc głośno pod nosem. Przed sobą trzymał wyciągniętą latarkę, której snop padał na wszystkie strony.
    Modliszka zastanowiła się, czegoż też mógł szukać człowiek o tej porze na cmentarzysku. Hm, ciekawe, doprawdy ciekawe.
    Przemknęła niczym cień, okrążając swą przyszłą ofiarę. Nie miała dzisiaj ochoty na żadne zabawy. Zwierzę w jej ciele domagało się zaspokojenia głodu, musiała je uciszyć, co niosło za sobą czyn, który miał śnić się jej po nocach. Przywykła. Nie pierwszy i nie ostatni raz miała zabić, by przeżyć. Takie prawa natury i nikt, ani nic, nie mógł na to poradzić.
    Bez ceregieli zaskoczyła młodego mężczyznę, łapiąc go od tyłu za ramiona, kopnęła w zgięcie jego kolan i przeciągnęła ostrzem ramienia po jego gardle.
    Zaskoczony człowiek wydał ochrypły krzyk, który począł gulgotać w jego gardle. Krew trysnęła, pulsując w tak uderzeń jego serca. Nachyliła się nad nim, ciągle stojąc za nim, by nie ujrzał jej twarzy, i łapczywie przybliżyła wargi do jego czyi, spijając życiodajną ciecz, która spłynęła po jej gardle, łaskocząc delikatnie jej podniebienie. Następnie wbiła ostre, jadowe kły w jego skórę, jednak nie wpuściła jadu, był to raczej odruch drapieżcy.
    Przesunęła się na przód, unosząc jego głowę ku górze, by spojrzeć w jego oczy swymi błyszczącymi w ciemności ślepiami. Dziura na gardle pogłębiła się. Chłopak odpływał, krew spływała wolniejszym strumieniem. Ostatnim, co mógł ujrzeć, to piękna kobieta widmo, nachylająca się nad nim, jakby chciała złożyć na jego ustach ostatni pocałunek.
    Verna skręciła mu kark, tym samym odcinając wszelkie doznania do jego ciała. Była odziana w suknię, którą miała na sobie podczas spotkania. Blada skóra kobiety była naznaczona upiornymi plamkami krwi. A mimo to, materiał sukienki pozostał czysty.
    Zatopiła ostre zęby w jego ciele, by móc skonsumować swą ofiarę jak najszybciej. Oderwała pierwszy, parujący jeszcze, kawał mięśni i skóry, przeplatanej niebieskimi żyłami. Nie widziała ich, ale czuła na języku. Przeżuła i pogryzła.
    Rozebrała nieszczęśnika, przecież ubrań by nie strawiła, i pierw zjadła jego serce, wątrobę, płuca, to, co najbardziej odżywcze. Potem zabrała się za resztę truchła.
    Gdy poczuła, iż sytość niemal ją rozleniwia tak, że miała ochotę mruczeć, niczym kot, który opił się śmietanki, zebrała szczątki i ubrania w jedną kupkę, polała czymś - benzyną zawartą w małej buteleczce - i podpaliła zapałką. Patrzyła chwilę na ogień.
    Westchnęła. Tak, tego było jej trzeba.
    Wyciągnęła z niewielkiej torby paczkę miętowych linków, wysunęła jeden zgrabny papieros, wsunęła go do ust i odpaliła, zaciągając się mocno. Przymknęła przy tym powieki, rozkoszując się szaro niebieskim dymem wypełniającym jej usta, gardło, płuca. Miała pokrwawione ręce, które jeszcze teraz spływały ciemną, niemal czarną posoką.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Przywódca Rebelii

    Anarchs: Przywódca Rebelii
    Godność: Viper
    Wiek: 29
    Rasa: Cyrkowiec
    Wzrost / waga: 2.5 metra /
    Aktualny ubiór: Zwykły T-shirt, dżinsy i trampki.
    Dołączył: 30 Cze 2011
    Posty: 113
    Wysłany: 16 Sierpień 2011, 21:00   

    Viper sunął przed siebie dość zdecydowanym krokiem. Miecz, którzy spoczywał bezpiecznie na jego plecach szeptał mu do ucha słowa nakazujące spokój. Długo czekał, a jednak, chwila uniesienia jakiej miał doznać podczas kolejnego starcia, opóźniała swoje przybycie. Szukał Fausta. Szukał go już od bardzo dawna, a jednak ciągle jakoś mu się wymykał. Zastawał światło zapalone w prosektorium, bo koroner zapomniał je za sobą zgasić. Znajdował niedopałki papierosów, puste szklanki po alkoholu, biały proszek, który zidentyfikował jako amfetaminę. Dobrze znał swoją ofiarę, a przynajmniej, tak mu się zdawało. Kłopot w tym, że Faust mimo pozornego uporządkowania był człowiekiem w swej istocie chaotycznym. Jego działanie nie były ułożone w jakiś stały, powtarzający się schemat. Gdyby tak było, wpadłby w ręce Vipera już dość dawno temu. Niemniej, łowca był cierpliwy. Oddychał spokojnie, gdy przechadzał się pośród szarych, cichych mogił. Nie spodziewał się tutaj zastać nikogo, oprócz może tego dziwnego typa, o którym wiele słyszał. Rozglądał się więc w poszukiwaniu długiej, chudej sylwetki, z ręką gotową w każdej chwili zacisnąć się na rękojeści miecza i wykonać cios z zaskoczenia.
    Zaskoczeniem była też dla niego popularność jaką cieszył się wywołany przez niego bunt. Nie spodziewał się tylu sukcesów rebelii i czuł się nieco przytłoczony odpowiedzialnością jaka na niego spadła. Ludzie spoglądali na niego jak na mentora, chociaż jego celem było jedynie pokazanie im właściwej drogi, a nie ciągłe mówienie im co mają robić. Wszystko powoli wymykało się spod kontroli, zwłaszcza, że zwycięstwo wcale nie było tak nierealną opcją, jak początkowo przypuszczał. Organizacje były w rozsypce. Może nawet słowo 'organizacja' nie było odpowiednim w kontekście tych grup ludzi, które potrafiły wszystko oprócz właśnie zorganizowania się.
    Nagle do jego nozdrzy doszedł znajomy zapach śmierci. Niby nic zaskakującego na cmentarzu, a jednak wywołał u niego niepokój. Zapach krwi był świeży i słodki. Wciągnął go do płuc, szukając jednocześnie woni mordercy. Świeża posoka tłumiła jednak wszystko wokół siebie. Wojownik dobył więc ostrożnie miecza i podążył niczym zwierzę za odorem śmierci. Pewien był, że przygotował się na wszystko, jednak nie na widok, którego doświadczył.
    -Verna...-wyszeptał spostrzegłszy zakrwawione szpony i zgrabną sylwetkę pięknej kobiety. Głos jego był przepełniony swoistym współczuciem, kontrastującym zapewne z odrazą, którą zwykle mógł wywołać podobny widok. Jednak ona go nie brzydziła. On jej współczuł. Sam był dziwadłem i wiedział, że nie wybrała dla siebie tego życia.
    Wsunął miecz do pochwy, całkiem nieświadom faktu, że powinien przeszyć nim dziewczynę na wylot. Nie, wywiad Anarchs nie funkcjonował najlepiej i nie wiedział jeszcze, że była ona królową w Karcianej Szajce. Wiedział jedynie o pozycji Ingravo, która była mniejszą tajemnicą.
    Przysiadł na jednym z bardziej stabilnych nagrobków.
    -Sporo czasu się nie widzieliśmy-stwierdził z niekrytym zakłopotaniem. Po pierwsze, ostatnio gdy ją widział, próbował się do niej dopierać, a po drugie, nie wątpił, że doszły jej już słuchy o jego ostatnich dokonaniach i nie był do końca pewien reakcji.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|




      {Yesterday is history,
      Tomorrow, a mistery.
      But today is a gift.
      That's why it is called present}




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 16 Sierpień 2011, 21:23   

    Verna stała nieruchomo, wlepiając jasne oczy w płonący ogień, który rzucał migotliwe cienie na jej bladą, zmęczoną twarz. Źrenice kobiety były nienaturalnie rozszerzone, jak u swoistego drapieżnika, dolnej, pełnej wargi dotykały dwa ostre, zakrzywione i białe kły, które jeszcze chwilę temu służyły jej jako broń i przyrząd do posilenia się. Tęczówki jednak były bez wyrazu, nie błyszczały jaskrawo, zaś przepełniała je melancholia i smutek.
    Przymknęła powieki, zaczerpując powietrza do płuc. Drżała niemal niezauważalnie, ale jednak. Uniosła do ust papierosa, smakując miętowego dymu. Skrzywiła się.
    Wiatr wzmagał się, otulał wszystko szczelnym, lodowym płaszczem. Zacisnęła palce na prawym przedramieniu, wbijając w alabastrową skórę szpony.
    Kolejne życie nie miało szans na rozkwit. Już nikt nigdy więcej nie zobaczy tego chłopca, nigdy się nie uśmiechnie, nie dołączy do rodziny - o ile w ogóle ją posiadał - nie pocałuje dziewczyny, nikogo nie przytuli. Zamilkł. Na wieki.
    Verna jednak chciała wierzyć, że gdzieś tam, po śmierci, można znaleźć spokój, że dusza nie znika, że pojawi się w nowym wcieleniu. Ma szansę.
    Oprócz niej. Wątpiła, by ktoś taki, jak ona, mógł odrodzić się ponownie. Bo i po co? By zadawać jeszcze więcej bólu?
    Do uszu kobiety doszedł cichy szelest, pogłos oddechu niknącego w pustce mroku. Zgrzyt metalu.
    Mimo wszystko stała nieruchomo, zaciskając wargi w wąską linijkę. Czuła już, kto się zbliża. Znała tylko jedną osobistość, która poruszała się podobnym chodem. Mięśnie ramion i karku spięły się w oczekiwaniu. Czyż i ona miała dokonać żywotu? Właśnie tutaj, teraz? Cóż za ironia. Byłoby to niegodne zwieńczenie jej żywota. Drapieżnik poległ z rąk drapieżnika.
    Czy on już wiedział? Wiedział kim ona jest? Czy jej ludzie i plan zawiedli?
    Przecież tak bardzo się starała, by nikt, absolutnie nikt, prócz Ingravo, nie wiedział, kto zasiada u jego boku. Nie chciała rozgłosu. Nawet w swej organizacji, która była jedynie zlepkiem szalonych person, nie ukazywała twarzy. Kryła się za maską, piękną maską z mleczno - błękitnego kryształu, w którym zatopiono symbol Trefl. Tak też ją zwali.
    Wypuściła wolno powietrze z płuc, rozluźniając się.
    Co ma być, to będzie. Może to i dobrze?
    Ale... Tak, nie mogła się poddać. Byłaby to hańba.
    "A czy ty w ogóle posiadasz honor?" - Szepnął cichutki głosik w jej głowie.
    Głos. Znajomy, piękny głos. Drgnęła.
    Obróciła twarz w jego stronę, patrząc przez swe ramię. Miała wielkie oczy drapieżnika, które tym bardziej błyszczały, gdy w jej ciele krążyła świeża krew, nowe życie.
    Widziała jego lico, emocje malujące się na nim. Nie brzydził się jej. A mimo to o stokroć bardziej wolałaby ujrzeć w jego oczach pogardę i obrzydzenie, niźli to, co ujrzała. Współczucie.
    Uśmiechnęła się smutno.
    - Viper - Szepnęła ciszej od tchnienia wiatru.
    Dlaczego tak bardzo jej głupie serce zdradzało swą radość? Dlaczego jego widok napawał ją zarówno spokojem, jak i rezygnacją?
    Nienawidziła siebie z całej duszy, która już dawno została potępiona.
    - Masz rację, sporo czasu upłynęło - skinęła głową, wzburzając kolorowe pióra, które wpięte były w czekoladowe sploty. - Jednak, jak słyszałam i widziałam, przez ten czas nie próżnowałeś, mój drogi - Na karminowych wargach kobiety zabłysł nikły uśmiech. Kły ukryły się, znikły, wsuwając się w kanaliki umiejscowione tuż na podniebieniu.
    Skinęła na niego dłonią, by do niej podszedł. Nie lubiła, gdy starał się trzymać od niej z daleka. Było to... obce. Jednak właściwie czemu miała takie wrażenie? Może przez wydarzenia, towarzyszące ich ostatniemu spotkaniu. Po co się oszukiwać? Jeżeli miał ją zabić, niech zrobi to otwarcie, będąc tuż koło niej, by mogła patrzeć mu spokojnie w oczy. To nie wiele, o co prosiła.
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Przywódca Rebelii

    Anarchs: Przywódca Rebelii
    Godność: Viper
    Wiek: 29
    Rasa: Cyrkowiec
    Wzrost / waga: 2.5 metra /
    Aktualny ubiór: Zwykły T-shirt, dżinsy i trampki.
    Dołączył: 30 Cze 2011
    Posty: 113
    Wysłany: 17 Sierpień 2011, 13:00   

    Rozterki dziewczyny były Viperowi obce. Nigdy nie dumał nad istotą życia i śmierci. Zaprogramowano go, by zabijał i by robił to bezlitośnie, bez mrugnięcia okiem. Nigdy więc później nie dręczyły go wyrzuty sumienia. Płomień jednego życia gaśnie, by podtrzymać wątle tlącą się iskierkę drugiego. Takie prawa panowały w świecie od dawien dawna. Role drapieżcy i ofiary przypisane zostały licznym istotom i czy można powiedzieć, że lew jest potępiony bo pożera antylopę? Verna, była doskonałym łowcą, musiała żywić się słabszymi by podtrzymać cienką zasłonę życia, którą spuścił na nią los. Dlaczego miałaby być za to wyklęta i skazana na męki inne niż przeżywała i tak? W końcu instynkt samozachowawczy był podstawą człowieczeństwa, czymś najbardziej naturalnym. Jedynie przekleństwo natury kazało jej zastanawiać się nad moralnością działań, które były jak najbardziej dopuszczalne, zwłaszcza, że nie wybrała dla siebie podobnego losu.
    Mężczyzna westchnął...
    -'W każdym z nas, dwie natury toczą ze sobą wojnę...' Stevenson, 'Jeckyll i Mr. Hyde'-powiedział cicho, przyglądając się kobiecie. Nie wiedział, że słyszała jak się wcześniej zbliża. Wydawało mu się to wręcz niemożliwe, bo wszak poruszał się bezszelestnie niczym kot. Czyżby więc jego zdolności popadły w zapomnienie? Nie, to raczej ona była nadmiernie czuła pod wpływem ekscytacji. Być może te posiłki w jakiś sposób wspomagały wyostrzenie jej zmysłów? Tak czy inaczej, w podobny sposób nie miał pojęcia o tym, z kim miał, tak naprawdę, do czynienia. A nawet gdyby wiedział, czy potrafiłby odseparować upstrzoną w kolorowe pióra, czekoladową głowę od długiej, łabędziej szyi i patrzeć jak toczy się po podłodze pozbawiona wszelkiego wyrazu? Już teraz wydawała się martwa w środku. Może więc śmierć wydawała jej się ukojeniem? Czymś co miało w końcu nadejść jako nagroda i wyzwolenie od cierpień duszy? Jednak jeśli tak, dlaczego sama jeszcze z sobą nie skończyła? Ach tak, bo miała powód by żyć. Każdy z nas go posiada. Musimy go jedynie odszukać głęboko w sobie, lub, wykreować. Nikt nie może egzystować bez celu. Dlatego też Viper, robił to, co robił. Walczył. Walczył z każdym dniem w imię idei, w którą wierzył. I mogli mu mówić, że nie ma racji, że jest głupcem. On i tak będzie walczył dopóki chłodna stal nie przeszyje jego płuca, nie wyrwie mu z gardła ostatniego oddechu, nie powstrzyma bicia serca. A nawet wtedy on pozostanie. Pozostanie, bo pod jego skórą, pod grubą warstwą mięśni i kości kryje się idea. A idee są kuloodporne.
    -Stevenson zwraca nam uwagę na istnienie w nas samych natury zwierzęcej i tej ludzkiej. Chęć powstrzymania tej pierwszej nas ogranicza. Boimy się, do czego możemy być zdolni, jeśli się jej poddamy. To właśnie te wysiłki ograniczają Ciebie Verno.-westchnął i odepchnął się od nagrobka, gdy gestem przywołała go do siebie. Nie rozumiał tej kobiety. Nie potrafił jej rozgryźć i nie miał pojęcia, czego od niego właściwie oczekiwała. Zbliżył się powoli, jednak zachowując mimo wszystko odpowiedni dystans. Swoją drogą, nie było to takie trudne, bo gdy stał, przewyższał ją znacząco.
    -Nie próżnowałem-przyznał ze skinieniem głowy-Ale jeszcze sporo pracy przed nami. Swoją drogą, po cichu liczyłem na twoje wsparcie... Ty zaś przepadłaś jak igła w stogu siana...-zmrużył lekko oczy przyglądając jej się z nagle odkrytą podejrzliwością. No właśnie. Gdzie była Verna De Clare, gdy jej nie było?
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|




      {Yesterday is history,
      Tomorrow, a mistery.
      But today is a gift.
      That's why it is called present}




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 17 Sierpień 2011, 19:31   

    Nie, Verna nie miała oporów przed odebraniem życia drugiej istocie. Taka była jej natura, taka się urodziła, a przynajmniej taką miała nadzieję. Wszakże do dzisiaj nie potrafiła rozwikłać układanki, jaką jest jej przeszłość. Owszem, przeczytała, po bardzo długim monologu wewnętrznym, kartotekę dotyczącą jej osoby. Wiedziała niemal wszystko, kim się urodziła, czym się zajmowała, poznała swe korzenie, córkę... Ale, tak na prawdę, czuła się tak, jakby czytała książkę, która dotyczyła jakiegoś zmyślonego bohatera, który nigdy nie miał szans zaistnieć w tym świecie. Wszystko to, co poznała, było absurdalne i nijak nie mogło pasować do obecnej natury Ludożerki, do jej zachowania, charakteru.
    A jednak, gdzieś w głębi duszy, czuła, iż to wszystko prawda. Zdumiewająca, raniąca serce, a jednak prawda.
    Córka... Odnalazła ją, po żmudnych i męczących poszukiwaniach. Był to ciężki okres, pełen napięcia i niepewności. Na dodatek musiała wspierać Karcianą Szajkę, z ukrycia, nieuchwytna niczym cień. Ale była, starała się pełnić swe obowiązki, jak najlepiej. W końcu została wybrana po to, by mieć pieczę nad tymi wszystkimi ludźmi - nieludźmi, by nieść im światło, wskazywać drogę, chronić ich, by zapewnić im możliwość rozwoju i zaspokojenia potrzeb. Tym była, Opiekunką, nie Władcą, chociaż takie miano jej nadano, a to tylko dlatego, iż miała symbolizować figurę karty.
    Nie miała pojęcia, jak to wszystko pojmował Ingravo, mało ją to obchodziło, ważne, że ona też miała coś do powiedzenia, przez co niejednokrotnie darli koty, zważywszy na to, jak odmienne mogli mieć zdania.
    Dlaczego go słyszała? Hm, od zawsze miała wyczulone zmysły, jako drapieżnik, były to niezbędne umiejętności, jednak myśli Vipera nie strzeliły w pustkę, a zbliżyły się do prawdy, gdyż faktycznie - krew i świeże, ludzkie mięso, pozwalało jej na 'doładowanie baterii'.
    Uśmiechnęła się pod nosem na wypowiedź mężczyzny.
    - To prawda, a jednak wiem, że walka z nią jest niepotrzebna, tylko mnie ogranicza, a mimo to... - zamilkła, wzruszając silnymi, acz drobnymi ramionami.
    Wysłuchała jego kolejnych słów, mądrych, które znała już od dawna. Ona nie walczyła ze swą naturą, zastanawiała się jedynie, jak to jest, że chociaż jest drapieżnikiem, chociaż zabija i nie ma przed tym oporów, że myśli o swych ofiarach. Ale nie potrafiła być całkowitą znieczulicą, nie dla ludzi, którzy nic jej nie uczynili. Gdyby jednak miała wymordować całą MORIĘ, uczyniłaby to z ochotą, z szerokim uśmiechem na twarzy, a gdyby już paliła ich nic niewarte zwłoki, zatańczyłaby nad ich mogiłami kankana, wiedząc, że oto dokonała zemsty na tych, którzy zniewoli jej ludzką naturę. Zniewolili wiele tysięcy innych istnień. W czyim imieniu? Nauki? Doświadczeń? Zdobycia jeszcze więcej władzy?
    - Mój Viperze, ja nie ograniczam się, nie mogłabym, inaczej już dawno gniłabym w ziemi, lub w rynsztoku, zarżnięta niczym pierwsza lepsza świnia - odparła spokojnie, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. - Ale mimo to nie potrafię być obojętna, gdy zabijam kogoś niewinnego. To tak, jakby miała zabić własne dziecko, tylko po to, by się pożywić. A jednak wiem, że muszę żyć, że chcę żyć i będę mordowała dalej, w imię swego przetrwania - wyjaśniła, zaciągając się ponownie dymem nikotynowym. Przetrzymała go dłuższą chwilę w płucach, a niedopałek wrzuciła do dogasającego ogniska, które stało się grobem nieszczęśnika.
    Czekała spokojnie, dopóki nie postanowił do niej dołączyć. Cieszyła się, że jej nie zignorował. Sądząc po tym, jeszcze nie wiedział, że oto stoi przed nim jeden z jego wrogów. Że mógłby starać się ją wykończyć, by pozbyć się jednego hierarchiste.
    Czuła, że chciał zachować między nimi dystans, co mogło przyjść mu bardzo łatwo, zważywszy na to, jaki prezentował wzrost. Przy nim była niczym dzieciątko, malutka, nic nie znacząca, ale tylko na pierwszy rzut oka. Gdyż mimo wszystko, w postaci Ludożerki, było wiele pewności siebie. Znała własną wartość i nie zamierzała jej umniejszać. Chociaż nie wywyższała się na piedestały. Była ponad tym.
    Odezwał się ponownie, a w jego głosie kobieta wyraźnie wyczuła nieufność i podejrzliwość. Uśmiechnęła się, odsłaniając równe zęby. Uniosła głowę, by zlustrować jego silną, wysoką postać.
    - Cóż, wyruszyłam na pewną misję, moją własną misję, zaraz po tym, jak po spotkaniu z tobą odczytałam własne akta. - Uśmiechnęła się blado. - Szukałam bardzo długo, w trzech światach, aż w końcu, w końcu znalazłam to, czego poszukiwałam, swą przeszłość. Szukałam prawdy swego istnienia. Musiałam zobaczyć wszystko to, o czym czytałam, inaczej ciężko było mi uwierzyć - Na końcu głos kobiety przeszedł w szept. Wydawała się mówić bardziej do siebie, niż do niego.
    - To zabawne, zważywszy na fakt, że już jedną pochowałam. Byli sprytni. Tak bardzo mnie oszukali. A jednak, ja, ja ich wykiwałam. Nie da się w nieskończoność kłamać i uciekać. Prawda, ona zawsze wyjdzie na jaw. - Kolejne słowa kobiety wydawały się pozbawione bliżej określonego sensu.
    Odgarnęła w zamyśleniu niesforne kosmyki włosów.
    Wszystko co mówiła, posiadało i drugie dno, jednak Viper nie mógł o tym wiedzieć, o tym, że i on w końcu odkryje o niej prawdę. Może, kto wie, sama Modliszka mu ją wyjawi? Kto to mógł wiedzieć...
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Przywódca Rebelii

    Anarchs: Przywódca Rebelii
    Godność: Viper
    Wiek: 29
    Rasa: Cyrkowiec
    Wzrost / waga: 2.5 metra /
    Aktualny ubiór: Zwykły T-shirt, dżinsy i trampki.
    Dołączył: 30 Cze 2011
    Posty: 113
    Wysłany: 18 Sierpień 2011, 07:43   

    Nie, Verna się taka nie urodziła. Viperowi, żyjącemu w pełnej świadomości tego co działo się w laboratoriach MORII to jedno zdawało się oczywiste. Cała reszta stanowiła w jakimś stopniu fakty relatywne, prawdziwe przy jednym założeniu, a fałszywe przy innym, ale to jedno było prawdą niezaprzeczalną, że nikt nie rodził się ludożercą. Modliszka została przeklęta przez ludzką naukę i... Odwróciła się przeciwko niej. Bo doprawdy, w jakim celu ludzie stworzyli istotę, która ma apetyt na ich mięso? Czy liczyli, że będzie ona wolała mordować tych, którzy dzielą jej magiczną proweniencję? Przecież w tym nie ma za grosz logiki! Co stanowiło dla Sztukmistrza jedynie kolejny dowód tego, że ludzie to po prostu głupie stworzenia, które przypadkiem zostały obdarzone zdecydowanym nadmiarem władzy. Zdaniem skrytobójcy bowiem, zdolność wykorzystania intelektu do tworzenia nowych technologii wcale jeszcze nie świadczyła o mądrości. Swiadczyła jedynie o potencjale, a sposób w jaki te technologie zostały wykorzystane? To już była wyraźna wskazówka. Ludzie zawsze dążyli do potyczek. Zawsze chcieli wojen. On jej nie chciał, gdyby można było zdobyć to, czego pragnął wraz ze swymi towarzyszami w jakiś inny sposób uciekł by się do niego, ale nie było innej drogi. Tylko poprzez strach i terror mogą udowodnić światu, że musi się z nimi liczyć. Jasne, zdawał sobie sprawę, że aktualne ich czyny noszą na sobie ślady hipokryzji, ale to przecież faza początkowa, faza ataku. Dopiero gdy pozbędą się wszystkich fałszywych przywódców i samozwańczych władców będą mogli wprowadzić równość. Dojrzeli już do tego, by nie chcieć władzy, by władzę rozdzielić między siebie, by pozwolić każdemu rządzić własnym życiem. Nie, władza nie była już potrzebna. Nikt nie musiał mówić nikomu jak ma żyć, świadomość społeczna była na tyle rozwinięta, że każdy mógł za siebie podejmować decyzje o tym na co wyda swoje pieniądze, o tym co zrobi gdy rano wstanie z łóżka. Ewolucja mentalności, na którą może ludzkość nie była gotowa gdy władzę przejmowali komuniści, czy rewolucjoniści we Francji, ale do licha czas nie stał w miejscu, a teraz wszyscy tak bardzo bali się powiedzieć na głos prawdę, która tętniła w ich żyłach i podświadomości. Władza jest niepotrzebna.
    Zmarszczył lekko brwi słuchając jej wypowiedzi.
    -Nie jestem Twój Verno...-zauważył krzyżując silne ramiona na piersiach. Nie, nie podobał mu się ten zwrot. Sugerował jakąś zażyłość, której na dobrą sprawę nigdy pomiędzy nimi nie było. Tamta chwila pod namiotem. To był moment zapomnienia, który też powinien pójść w zapomnienie. Ledwo ją znał, tak na dobrą sprawę, a to było źródłem nieufności, którą ją obdarzał. Nie wynikało to z osobistych jakichś niechęci, ale Żmija instynktownie uważał zaufanie za coś, co może ofiarować nielicznym i cała ta garstka zebrała się pod sztandarem grupy Anarchs. Za każdą z osób wyznającą jego idee poszedłby w ogień, do piekła i z powrotem, za każdego oddałby życie, ale nie za nią. Mimo iż nosili na skórze ślady tego samego przekleństwa, nie odczuwał z nią żadnej... Jedności, czy wspólnoty. Sama się z resztą separowała i chyba było jej z tym dobrze.
    -Niewinne są jedynie dzieci-stwierdził wzruszając ramionami. Nie wierzył w niewinność osoby dorosłej. Zawsze przychodzi ten moment, w którym człowiek zaczyna podejmować świadome decyzje. Decyzje, niosące za sobą konsekwencje, które jednostka przewiduje i... Nie wierzył w istnienie ludzi, którzy zawsze wybierają tę 'dobrą' drogę, bo ta jest zbyt kręta, stroma i kamienista. Nie, zazwyczaj wszyscy wybierali drogę komfortu, a komfort zapewnia w dzisiejszych czasach jedynie niegodziwość. Czego dowodem byli wszyscy ci 'władcy'.
    -Ach tak, przeszłość... Wspominałaś coś. I co? Warto było? Jestem zdania, że czasami lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć. Są powody, dla których zapominamy, a nie wszyscy otrzymali błogosławieństwo niepamięci-sam oddałby sporo by pozbyć się wspomnień. Zadręczały go i jedynie to przeświadczenie, że teraz walczy w słusznej sprawie pozwalało mu na narkotyzowanie się myślą o dniu kolejnym, a nie tym wczorajszym.
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|




      {Yesterday is history,
      Tomorrow, a mistery.
      But today is a gift.
      That's why it is called present}




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 24 Sierpień 2011, 20:45   

    Wszystko nie miało sensu. Chociaż jedno było prawdą, Verna nie narodziła się z podobną przypadłością. W ogóle się nie urodziła.
    Nagła myśl, wspomnienie, sparaliżowały kobietę, która odwróciła wzrok od mężczyzny, którego widok przyspieszał bicie serca w jej sztucznej piersi. Tak się właśnie czuła, niczym lalka, sztuczny twór. Och, jak bardzo było to trafne odczucie, które towarzyszyło jej przez te wszystkie smutne, wiele warte lata.
    Zacisnęła dłoń na lewym przedramieniu, obserwując dogasającą kupkę, z której pozostało jedynie nieco żarzącego się pyłu.
    Ochładzało się, co mogła odczuć na własnej skórze, która pokryła się gęsią skórką.
    Mimowolnie na ustach kobiety zaigrał ulotny uśmiech, jakby przypomniała sobie coś przyjemnego, a zarazem bardzo efemerycznego, co ledwie trzymało się nici realności.
    Tak, pamiętała, jak zapoznała się 'bliżej' z paniczem Sztukmistrzem. Wtedy również była w nie najlepszym nastroju, płakała, wystawiona na nocny, zimny wiatr, który smagał ją niczym batem, wbijał setki lodowych igieł, próbując dostać się do kośćca. Przybył, naznaczony krwią swej ofiary, czując, że dokonał słusznej zemsty. Właśnie w tamtym momencie ujrzała iskrę, światło w otulającym ją szczelnie mroku.
    Nie wiedziała, dlaczego był dla niej uosobieniem delikatności, chociaż co dnia, tak jak ona, zadawał mord. Ale każde z poważnych powodów, dzięki idei.
    Wspomnienie jego ciepłych, długich i silnych ramion, dotyk miękkich warg, napełniło ją drżeniem i wyczekiwaniem, które nie mogło się spełnić. Nie chciał jej. Dla niego była kimś, komu się współczuje, a na dodatek kobietą, którą będzie trzeba wyeliminować, o ile wcześniej dowie się, kim jest w rzeczywistości - wrogiem, z którym walczy zapalczywie od dłuższego czasu, ucieleśnieniem zła, które pragnie wytępić.
    A mimo to, jej głupie, biedne serce, nie potrafiło zamknąć się przed tym człowiekiem. Wiedząc, że zabiłby ją bez mrugnięcia okiem, nadal pragnęła paść w jego ramiona i ponownie uczuć namiastkę ciepła i bezpieczeństwa, którą poznała wtedy, pod ścianą namiotu.
    Westchnęła głośno, wyrwana tonem jego głosu.
    Uniosła powieki, błyskając niebieskimi oczyma, które zatraciły gdzieś po drodze ten ostry, bezduszny wyraz.
    - Ale i ich niewinność nie trwa krótko, gdy dorosły weźmie je w swoje ręce - stwierdziła cicho, kręcąc przy tym niemal niezauważalnie głową.
    Tak, ona potrafiła coś o tym powiedzieć. A przynajmniej tak się jej wydawało. Wszakże jej dziecko, (czy to było jej dziecko?), również było niewinne, dopóki szpony MORII nie postanowiły zbezcześcić tego daru, który powinien trwać możliwie, jak najdłużej.
    Kolejne słowa Vipera wstrząsnęły nią, co bardzo ją zaskoczyło. Czyż nie wiedziała tego wcześniej?
    - Nie, Viperze, nie jesteś mój, gdyż nie chcę, byś do mnie należał. Ludzie nie powinni do nikogo należeć. Powinni ze sobą żyć, obdarowując się na wzajem tym, co mają najcenniejsze - wyrzekła wolno, z namysłem. Spojrzała raz jeszcze w jego twarz, zadzierając głowę. Dotknęła, jakby z wahaniem, jego dłoni. Ale wiedziała, czuła, że ją zabierze, dlatego też zaraz cofnęła palce, pocierając nimi o wnętrze ręki.
    Wysłuchała go, uśmiechając się krzywo, a coś zalśniło w kącikach oczu kobiety.
    - Niepamięć, błogosławieństwo. Ciekawość, stopnie do zagłady - mruknęła, zaciskając szczęki. Zagryzła dolną wargę, czując metaliczny posmak krwi. - Znam prawdę i wiem, że jej się nie wyrzeknę. Jest częścią mnie, zbyt mocno zespoloną, bym mogła się jej pozbyć - dodała.
    Nie miała już sił na to wszystko. Przerastało ją to i dlatego tak ją to przerażało. To nie niewiedza napędza nasze żyły strachem, a właśnie wiedza.
    Dlaczego on jej po prostu nie przytuli?!
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Przywódca Rebelii

    Anarchs: Przywódca Rebelii
    Godność: Viper
    Wiek: 29
    Rasa: Cyrkowiec
    Wzrost / waga: 2.5 metra /
    Aktualny ubiór: Zwykły T-shirt, dżinsy i trampki.
    Dołączył: 30 Cze 2011
    Posty: 113
    Wysłany: 31 Sierpień 2011, 09:44   

    Historii Verny nie znał. Wstyd się przyznać, nie interesowała go zbytnio. Być może przez wzgląd na jego stosunek do własnej przeszłości? Dla niego zdarzenia minione były czymś od czego chciał się odciąć i odejść jak najdalej. W jego mniemaniu liczył się jedynie dzień dzisiejszy. Zdawał się w tym wszystkim ignorować fakt, że to własnie przeszłość czyni nas tym, czym jesteśmy w owym czasie bieżącym. Skąd bowiem mógł wiedzieć, że gdyby nie wpadł w łapska Zabójczych Żmij, a później MORII byłby takim samym człowiekiem? Ba! Mógł być pewien, że byłby osobą zupełnie inną. Wolną od chęci zemsty, być może nawet obojętną na losy ciemiężonych? Temat niewoli leżał mu na sercu, bo dotyczył go bezpośrednio. Obciążony takim historycznym bagażem nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji Modliszki. Nie rozumiał tego, że dla niej opowieść jej życia była zapisem jej samej, że bez niej nie wiedziała zupełnie kim jest, do kogo, lub czego należy. O co powinna walczyć i jakie idee są jej bliskie? Nie wiedziała tego wszystkiego, bo była nikim. Tabula rasa, czysta, biała tablica, na której można napisać cokolwiek się chce. Zabójca patrzył na to jak na błogosławieństwo, choć w rzeczywistości nawet taka okrutna i brutalna świadomość samego siebie jest lepsza od nieświadomości i ciągłego życia z sobą jako wielkim znakiem zapytania. To tutaj właśnie się rozjeżdżali. Tory ich myślenia przybierały zupełnie inny bieg i skoro już tutaj nie rozumiał specyfiki osobowości jaką była Jaskółka, niepotrzebnie się dziwiła, że nie docierało do niego również jej uczucie. Odtrącał je od siebie i odpychał, czasami lekko się o nie ocierał, ale ogólny jego stosunek do wszelkich objaw sympatii był porównywalny do stosunku dzikiego człowieka po raz pierwszy skonfrontowanego z ogniem. Nie dlatego, że miłość była mu obca, ale dlatego, że do tej pory doświadczał jej w warunkach... Sterylnych? W tamtej sytuacji wszystko było jasne. Oboje wiedzieli czego chcą, nie potrzebne były żadne podchody, ani nawet słowa. W świecie, gdzie zbędne słowo jest karane razami zadowolili się porozumiewawczymi spojrzeniami, półszeptami i ciszą, która łączyła ich w sekrecie jakim była niemal kazirodcza zażyłość, w którą się wdali. Tu było inaczej. Mimo iż wszelkie słowa i gesty były jak najbardziej dozwolone, Viper i Verna pozostawali w niezrozumiałym milczeniu, każde zdanie było niedomówione, a gest nieczytelny. Jak on miał się w tym wszystkim połapać? Nigdy z resztą nie patrzył na Vernę jak na osobę sentymentalną. Zdawało mu się, że epizod pod namiotem był właśnie tym, epizodem. Jakąś jej igraszką, a sam niekoniecznie chciał się znowu widzieć w roli marionetki, nawet jeżeli tym razem jego władca miałby być o wiele bardziej kuszący i atrakcyjny. Patrzył więc teraz na nią, a każdy gest i drżenie świadczące o wyprowadzeniu z równowagi jej ciała i ducha przyjmował z co raz większym zaskoczeniem. Nie pojmował doprawdy tej zagadki, jaką była i zaczynał się zastanawiać, czy ktokolwiek inny niż geniusz jest w stanie rozplądać węzeł gordyjski jej osobowości. A może, podobnie jak w opowieści o Aleksandrze Wielkim, najlepszym sposobem... Był ten najprostrzy?
    -W co ty ze mną grasz?-spytał w końcu kręcąc głową i przypatrując jej się nieco chłodnym, nieco zaniepokojonym spojrzeniem. Oczy jego jak dwa diamenty błyszczały wewnętrznym ogniem i pasją, starając się pojąć czy to co odgrywa Verna było jedynie jakąś sztuką? Kokieterią? Czy może faktycznie wyprowadzała ją z równowagi każda myśl o zadaniu mordu. A jeśli tak, to dlaczego? No i ta jej wypowiedź o współżyciu. Co mu niby przez to chciała przekazać?
    Słysząc jej kolejne słowa, po prostu załamał ręce i westchnął. Była zawsze taka... Patetyczna i zdystansowana. Każde jej zdanie było jak fraza wyrwana z poematu bądź sztuki teatralnej. W takich chwilach dochodził do wniosku, że ta kobieta po prostu... Nie umie żyć naprawdę. Że żyje na niby w jakimś dziwnym świecie, w którym piękne słowa znaczą wszystko.
    -Musisz być zawsze taka egzaltowana? Czasami zastanawiam się, czy ktoś kiedyś wsadził ci dwumetrowy kij do gardła i zabronił wyciągać-mruknął jak zwykle niesubtelnie dzieląc się dokładnie tym co myślał. Nie był typem bawiącym się w subtelności. Do licha, nie oszukujmy się, chwilami była po prostu sztywna jak kukła! Widział marionetki bardziej ludkzie od niej!
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|




      {Yesterday is history,
      Tomorrow, a mistery.
      But today is a gift.
      That's why it is called present}




    Mieszkaniec Krainy Luster

    Godność: Verna Sari de Clare
    Wiek: 24 lata, rzekomo
    Rasa: Cyrkowiec
    Lubi: Siebie
    Nie lubi: Ciebie
    Wzrost / waga: 174 cm / 64 kg
    Aktualny ubiór: Sukienka w soczystym kolorze czerwieni, zwiewna, na ramiączkach, odsłaniające pokryte bliznami ciało. Czarny, koronkowy pasek, wojskowe, wysokie buty. Znak Trefl wyszyty na lewej piersi.
    Znaki szczególne: Ona cała jest szczególna! Karminowy tatuważ koło prawego oka, kolczyk w dolnej wardze
    Pan / Sługa: Od dzi? sama sobie Pani?|| Laleczka w ludzkim ciele - Wiku? *_*
    Pod ręką: Kolorowe, owocowe sukiereczki, przemycone papierosy miętowe - cieńkie, oprawiony w skórę notes z metalowymi klamrami, kluczyk zawieszony na szyi, fantazyjny, przypominający lecącego motyla
    Broń: Składany nóż, dłonie, krótka włócznia z wiśni
    Stan zdrowia: Zdrowiutka
    SPECJALNE: Upiorna Księżniczka (Halloween 2011)
    Dołączył: 08 Maj 2011
    Posty: 265
    Wysłany: 31 Sierpień 2011, 20:09   

    Ona sama nie znała swej historii. Czuła się niczym marionetka porzucona przez swego twórcę, rzucona w wielki świat, w którym musiała nauczyć się żyć, chociaż w ogóle go nie znała. Może dlatego tak często wydawała się odizolowana, nieosiągalna, jakby grała jakąś kwestię, czy cytowała fragment ulubionego poematu?
    Verna była wagabundą, która nie tyle, co zwiedziła kawał świata, co poszukiwała samej siebie. Wszakże jak miała żyć, kim miała się stać, skoro nie znała swych korzeni? Owszem, starała się być kimś, ale kim? Miała problemy ze przystosowaniem się do zasad, które panowały w trzech światach. W każdym żyła po trochu, była każdym, może właśnie taka była? Wieloma osobowościami? Viper miał ułatwioną sprawę, znał swą historię, która go ukształtowała. Ona za to mogła stworzyć swoją własną i to czyniła, ale i tak miała wrażenie niedosytu.
    Faktycznie, różnili się w kilku kwestiach, dla niego czysta karta byłaby błogosławieństwem, ale musiał przecież zdawać sobie sprawę z tego, że gdyby nie go życie, które przeżył, nie byłby tym, kim jest dzisiaj. Ona szukała własnego żywota, początku.
    Mało ją obchodziło, jak ją odbierał, chociaż, gdyby miała być szczera, jakaś jej część czuła się zraniona, gdy podchodził tak lekceważąco do jej osoby. Ale, mniejsza z tym, nie oczekiwała od niego zrozumienia. Hipokryta pozostanie hipokrytą, gdyż nie potrafi inaczej.
    Dla niego epizod koło namiotu był jedynie symbolem zabawy, igrania na jego uczuciach, na nim, ale tak na prawdę gówno wiedział. Z tym jego myśleniem o idei wolności to też jakiś kit. Człowiek był na tyle wolny, na ile sobie na to pozwalała. Sam był niewolnikiem samego siebie, swoich uczuć i emocji, które pchały go do nieustającej walki i zemsty. Rozdrapywał stare rany, szukał... wybawienia? Ale od czego? Co chciał odkupić? Na kim się zemścić? Na tych którzy go skrzywdzili? Proszę bardzo, ale takich ludzi będzie więcej i więcej, gdyż taki był świat. Każdy ranił każdego, czasami umyślnie, a czasami nie. Wszystko to szlachetne, co mówi swym rebeliantom, ale nie miało większego znaczenia. Ludzie, którzy rządzili, byl po to, by wskazać drogę. Fakt, faktem, nie raz bywało, że przywódcy błądzili, ale są ludzie i ludziska i nie mógł mieć na to wpływu, choćby wytrzebił pół świata.
    Natura pokrętna Modliszki? Owszem. Ale była kobieta, a każda kobieta kryła w sobie węża, podstępną, intrygującą istotę. Była bardziej niezrozumiała niż reszta? Tym lepiej. Jednak, tak na prawdę, Viper po prostu nie starał się jej poznać, zrozumieć tego, co nią targało. Był egoistą, wszędzie doszukiwał się przekrętów. A przecież ona... ona nie chciała w nic z nim grać, chciała jedynie...
    Ech, po cóż się w to zagłębiać?
    Gdy odezwał się ponownie, spojrzała na niego krótko, wybuchając śmiechem. Był to prawdziwy śmiech, chociaż zabarwiony ironią i zgorzknieniem.
    - Owszem, pogrywam z tobą. Tak, szykuję niecny plan, by cię zniewoli. Doprawdy, co mam ci powiedzieć? Cholera jasna, jestem sobą na tyle, na ile potrafię. Nie chcę od ciebie niczego. Chcesz, odejdź, nikt cię nie trzyma. Chcesz to zostać, twój wybór. Pogrywam z tobą? Niby w jaki sposób? Czy aż tak bardzo dziwi cię to, jak reaguję na twoją osobę? Jesteś aż tak zaślepiony, by nie dostrzec czegoś oczywistego? Dla ciebie to, co stało się pod namiotem, mogło wydać się moim wybrykiem, jedną z wielu zachcianek, a jednak Bóg mi świadkiem, czy kto tam sobie jest, że była to dla mnie najprawdziwsza rzecz pod słońcem. Wtedy czułam się dobrze, chciałam twojego towarzystwa i wydawało mi się, ale jak widzę, błędnie, że i ty tego chciałeś. Pragnęłam być z tobą, kochać się z tobą, śmiać się z twojego powodu. Ale... - mówiła jak nakręcona, wyraźnie wyprowadzona z równowagi. Na koniec głos się jej załamał i zamilkła, rozkopując pół nagą stopą pogorzelisko. Viper był chyba jedynym mężczyzną na świecie, który mógł doprowadzić ją do podobnego stanu.
    Na jego kolejne słowa burknęła coś pod nosem i zamilkła, jednak nie trwało to długo, bo najwyraźniej coś w niej pękło.
    - A OWSZEM!!! Wsadził! Ale co najwyżej brudne łapska w me ciało! Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, jak to jest posiadać ręce, które odstraszają? I co z tego, że pożądają mnie mężczyźni, skoro rak na prawdę się boją? Ty wyglądasz przynajmniej jak człowiek, wysoki człowiek! Nie musisz niczego nikomu udowadniać. Ja musiałam, odkąd uciekłam z MORII. Każdy dzień był walką o reputację, o byt. Ale o tym to sam możesz wiedzieć, bo zapewne i ty to przeszedłeś. Egzaltowana, a jaka mam być, skoro rzadko kiedy z kimś rozmawiam? Nie byłam nigdy od gadki, a od roboty - na koniec krzyknęła z bezsilnością.
    Czuła się jak idiotka, ale nie mogła nic na to poradzić. W dupie miała, co sobie pomyśli. Ale świadkiem jej umarła córka, że jeszcze słowa, a nie zdzierży .
    _________________
    {Galeria}:*|*|*|*|*|*|*|*|*|*|*

      Już nie pamiętam, jak las szumi śniegiem,
      jak słońce złotem w ciszę lasu pryska,
      kiedy płaszczyzna obłąkana biegiem
      ucieka pędem szalona i śliska.
      Już nie pamiętam gór ogromnych wiecznią
      i nocy gęstej, gwiazdami nabitej,
      i pól płaszczyzny bezmiernej konaniem,
      śniegiem zmierzchnącej i puchem skro-litej.
      Już nie pamiętam, jak słońce w śnieg prószy
      i w biele sypie ciszę pyłem złota.
      Dzwonki polami biegną i szeleszczą,
      cisza osiada śniegu mgłą na płotach.
      Już nie pamiętam ! miasto zaczajone
      zza murów mgłą mi dusi jaźń zamarłą
      i krwią już niebo mdłych, przegniłym dymów
      nocą wyszło w ulice
      i dławi mi gardło...




    Przywódca Rebelii

    Anarchs: Przywódca Rebelii
    Godność: Viper
    Wiek: 29
    Rasa: Cyrkowiec
    Wzrost / waga: 2.5 metra /
    Aktualny ubiór: Zwykły T-shirt, dżinsy i trampki.
    Dołączył: 30 Cze 2011
    Posty: 113
    Wysłany: 3 Wrzesień 2011, 16:11   

    To ciekawe. Verna stawała po stronie władzy bo twierdziła, że niektóre osoby nadają się do pokazywania innym ścieżki życia. Sama miała się za przywódczynię odpowiednią dla Karcianej Szajki. Ale, czy naprawdę mogła im przewodzić skoro czuła się jak marionetka wyrzucona przez twórcę? Jak mogła innym mówić co robić i jak żyć, skoro sama nie znalazła jeszcze odpowiedzi dla siebie? Ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, Viper przyglądał się tej zagadce. Patrzył jak się jeży, pogrąża w myślach, stroszy i obrusza. Była kobietą więc była tajemnicą, której nie pojmował i nie wiedział dlaczego ona właśnie zrozumienia od niego oczekiwała. Jak miał ją zrozumieć, skoro mu na to nie pozwalała? Nie kończyła nawet zdań, nie potrafiła jednoznacznie powiedzieć, czego chce, a on miał się domyślać.
    -Kurwa-zaklął w końcu-Może jeszcze nie zauważyłaś, ale jestem facetem 90% mojego mózgu zostało ulokowane pomiędzy nogami, a pozostałe 10% w żadnym stopniu nie ogarnia szyfru w jakim się do mnie zwracasz więc błagam cię mów do mnie prostymi zdaniami i rzeknij wreszcie czego ty właściwie chcesz. Teraz. Czego chcesz teraz, bo szczerze mówiąc, niewiele mnie obchodzi coś co miało miejsce dwa miesiące temu, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę zmienność Twojego charakteru-był prostolinijny. Nie miał w sobie zbyt wiele z mistrza obłudy. Nie potrafil lawirować pomiędzy słowami, a raczej... Nie próbował. Lubil gdy wszystko było jasne i klarowne. Po co komu niedomówienia, czy kłamstwa, czy cholera wie co jeszcze? Z tego mogły być potem tylko nieszczęścia.
    Westchnął, gdy wybuchła już kompletnie. Kobiety. Udaje twarde, ale wystarczy kilka ostrzejszych słów i już wybuchają. Darował sobie więc zbędną gadaninę i wczesie, gdy z jej ust wylewały się potoki gorących i pełnych irytacji słów, złapał ją za chitynowy nadgarstek i jednym, zdecydowanym ruchem przyciągnął ją do siebie. Objął jej wątłą sylwetkę potężnymi ramionami, przyciskając do siebie mocno i uniemożliwiając ucieczkę.
    -Już?-spytał, gdy skończyła-Ja się Ciebie nie boję-stwierdził delikatnie rozluźniając wężowy uścisk-A przynajmniej, nie boję się, że zrobisz mi fizyczną krzywdę... Jeśli wiesz co mam na myśli-nie, nigdy nie obawiał się jej w takim kontekście. Bał się jej, bo była przebiegła i niezrozumiała. Bał się wpaść po uszy w bagno, z którego się nie wyplącze. Nie chciał być jej chłopcem na posyłki. Nie podobała mu się taka wizja i jeśli Verna kiedykolwiek go przerażała to tylko przez świadomość, że miała potencjał, by właśnie takiego niewolnika sobie z niego uczynić.
    -To teraz zapytam jeszcze raz-odsunął się, a jego potężne dłonie spoczęły na jej ramionach, gdy zanurzał spojrzenie w jej lodowatych źrenicach-Czego chcesz?
    Magię chwili przerwało ciche piknięcie w jego kieszeni, połączone z delikatnym drżeniem telefonu komórkowego. Ostatnio z kilkoma poplecznikami włamał się do jednego z magazynów MORII i udało im się z tej akcji wyciągnąć kilka całkiem praktycznych cacuszek. Między innymi właśnie kilka nowoczesnych modeli komunikatorów, które pozwalały na przerzucanie informacji pomiędzy jednym i drugim światem. Odsunął się od dziewczyny równie szybko, jak szybko do niej przylgnął. Mimo wszystko sprawy jego rebelii znajdowały się na pierwszym planie, a tylko inni członkowie grupy mieli możliwość wysyłania mu komunikatów. No i spodziewał się, że były kłopoty. Nie pomylił się o czym świadczyć mogła wyraźna, trójkątna bruzda na wysokim czole.
    -Wybacz, to bardzo ważne... Musimy przełożyć tę rozmowę na kiedy indziej-wsunął komunikator do kieszeni i pognał w stronę wyjścia z cmentarzyska. Nie miał zbyt wiele czasu.
    [zt]
    _________________
    Galeria:|x|x|x|x|x|x|




      {Yesterday is history,
      Tomorrow, a mistery.
      But today is a gift.
      That's why it is called present}
    Abyss
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Styczeń 2012, 18:54   

    Przebijanie się przez pół miasta na cmentarz tylko po to by szukać jakiejś dziury w ziemi w ramach najprostszego zlecenia w jej życiu. Tak mogła by wytłumaczyć czemu przemieszczała się w swoim nie koniecznie stworzonym do chodzenia po tym miejscu stroju z latarką w dłoni oświetlając sobie kolejne fragmenty tego opuszczonego cmentarza. Nie szukała tutaj jednak grobów a starego Mauzoleum w którym miały być niezbędne do wykonania zlecenia dowody. O tak zakłócanie spokoju zmarłym w środku nocy w opuszczonym mauzoleum to było zdecydowanie Top 10 najgłupszych zleceń jakie przyjęła w swojej karierze. W końcu światło latarki dotarło do celu jakiego szukała. Poniszczony obiekt nie warty nawet złamanego szylinga choć pewnie w dniach swojej świetności było tu o wiele bardziej przyjemnie. Przynajmniej jak na cmentarz. Spokojnie przesunęła palcami po swojej sukience łapiąc za nią i podciągając do góry powoli do czasu aż przestrzeń pomiędzy jej podkolanówką przyozdobioną w dodatkową czerwoną wstążkę a ślicznymi czarnymi koronkowymi majtkami ukazała się czarna skórzana kabura udowa z której wyciągnęła czarny i dość masywny pistolet.HK45. Spokojnie przesunęła palcem bezpiecznik by odciągnąć zamek do tyłu wprowadzając pierwszy nabój do komory. Teraz była gotowa. Wolnym krokiem celując przed siebie weszła do środka oświetlając wszystkie powierzchnie powoli. O tak to miejsce było przerażające nawet dla niej, w sumie bała się niemal wszystkiego co nie było takie dziwne gdy chciało się przeżyć jeszcze rok w jej zawodzie. Teraz jednak upewniła się że nikogo tu nie ma i jedyne co jej pozostało to poszukać tego cholernego pamiętnika. O ile oczywiście zleceniodawca miał racje i był ukryty w jakiejś z tutejszych ścian. Wysokie buty powoli zaczęły stukać o kamienną posadzkę do czasu aż dotarła do najmniej zniszczonej ściany która nie nosiła śladów próby ogołocenia jej ze wszystkiego. Ot jedna całkiem pozbawiona śladów pochodni lub innego oświetlenia. Zdecydowanie podejrzane.
    Moonlight



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Styczeń 2012, 19:12   

    Dziki śmiech już dawno rozbrzmiewał tylko echem w dziewczęcej główce. Był tylko nikłym wspomnieniem, nie wartym zachodu. Ten śmiech będzie brzmiał jeszcze wiele razy w przyszłości, a ona i tak nie zauważy, że brzmi to strasznie. Dla niej było to zwyczajnie... naturalne, choć zdecydowanie bardziej uciążliwe, niż gęsta cisza, którą tak starannie się otaczała.
    To wspomnienie, tak jak i każde inne, było tym, do którego nie przywiązywała większej wagi. Mimo że wcale nie chciała go zatrzymać, to wciąż siedziało w jej głowie. Tak samo, jak myśli o zabójstwie matki. Pierwszym morderstwie, którego dokonała w tak cudowny sposób. Nie można zaprzeczyć - matka miała piękną śmierć! Na koniec swego nudnego życia została pozbawiona myśli (głowy), wnętrzności i godności. Odchodziła przy akompaniamencie ciszy, swoich krzyków i częstymi wybuchami psychopatycznego śmiechu córki.
    Imoen pojawiła się na cmentarzu, czując się jak u siebie w domu. Ludzki świat był taki śmieszny; wszyscy chodzili albo z telefonami, prowadząc jakieś ważne rozmowy, albo ze słuchawkami w uszach, słuchając muzyki. Moonlight nienawidziła muzyki - prócz skrzypiec. Taki... fetysz. Skrzypce uwielbiała, kochała ten drażniący, wysoki dźwięk, odgłos przesuwania smyczka po strunach. W tym świecie jednak nikt nie grał na ulicy na skrzypcach. Nikt też nie przejął się tym, że dziecko chodzi samo po mieście. W końcu mogli jej dać maksymalnie trzynaście lat. W tych czasach trzynastolatki chodzą przecież po mieście, puszczają się w dyskotekowych kiblach. Na szczęście Imoen tego nie wiedziała.
    Ruszyła alejką. Chwilę później zboczyła z drogi, przemierzając trawnik między nagrobkami. Czuła lekkie powiewy wiatru, wdychała ten charakterystyczny, pusty zapach. Dotarła niebawem do mauzoleum i zawahała się. W sumie nie musi tam wchodzić, ale perspektywa odnalezienia czegoś ciekawego była kusząca. Weszła do środka, bezszelestnie przemierzając boso korytarz. Miała mokre od śniegu stopy; nie było ich widać spod sukni. W ciemności nic nie widziała, ale nie było to dla niej zbyt wielkim problemem. Wyciągnęła przed siebie ręce i już po przemierzeniu kilku kroków natrafiła na coś miękkiego. Pachniało jak człowiek, z którym Imoen miała już pewnie do czynienia. Dziewczyna opuściła ręce, cofnęła się o krok i wbiła wzrok w ciemność przed sobą. Zaczęła dostrzegać zarys postaci.
    Abyss
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Styczeń 2012, 19:25   

    Oczywiście nie zakładała nawet w najlepszym koszmarze że ktoś będzie tutaj czegoś szukać tego dnia w tym samym czasie co ona. O tak była tylko człowiekiem i to było wielkim problemem zwłaszcza w tej okolicy gdzie można wpaść na stwory tak przerażające że jej wyszkolenie nie zdaje się na nic, wyszkolenie pomaga przeciwko ludziom ale gdy dochodzi do walki z czymś nadnaturalnym to niestety zawodzi na całej linii. Raz się o tym przekonała i to wystarczyło jej do końca życia. Palce zaciśnięte na rękojeści pistoletu rozluźniły nieco swój uścisk, wiedziała już że ktoś idzie. To nie takie trudne jak się wydaje w końcu wiatr zazwyczaj omija przeszkody a w takim miejscu zmienia to jego dźwięk. Skąd wiedziała? Doświadczenie z penetrowania tuneli w jednym z somalijskich portów gdzie takie drobnostki potrafił uratować cztery litery, bardzo dosłownie w niektórych wypadkach. Teraz jednak nie miała wielkiego zakresu ruchów, ot mogła strzelić na oślep albo liczyć że ta istota bo wątpiła w ludzi mogących być aż tak cicho, nie będzie miała w zamiarze zrobić z niej martwego elementu wystroju. Tak szybki ruch na pewno sprowokuje ją nie zależnie od planów spokojnie przesunęła więc palcami po przełączniku latarki która była teraz wyłączona. Dodatkowa sztuczka na wszelki wypadek. Jej ciężkie buty wydały charakterystyczny dźwięk gdy zaczęła się obracać powoli w stronę obcej obecności. Po raz kolejny cieszyła się z tego mroku nic nie odpijało się dzięki temu metalowej obudowie broni która spoczywała teraz wygodnie w wyciągniętej w dół dłoni.

    - Chyba powinnam powiedzieć Dobry Wieczór, ale uprzejmości są tu raczej nie na miejscu zapytam więc od razu, przysłali cię po mnie a cała ta robota była pułapką?

    O tak to było wysoce prawdopodobne teraz. Mogła podpaść komuś przy okazji i to nie jednej a teraz postanowili wykorzystać jej naiwne podejście do łapania się każdej pracy nawet jeśli nie musiała by załatwić jej szybką wyprawę do grobu. Nawet mauzoleum mieli od razu na miejscu nie będą więc musieli grzebać czy przenosić zwłok. Doskonały plan.
    Moonlight



    Gość

    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Styczeń 2012, 19:43   

    Oczy dziewczyny w końcu przyzwyczaiły się do ciemności. Jej niewielkie uszy wyłapały dźwięk wydany przez buty obcej osoby. Mrużąc szkarłatne oczy przyjrzała się ciemnemu posągowi. Imoen była przynajmniej o głowę wyższa od tego człowieka i na pewno kilka lat starsza. Dlaczego wnioskowała, że Abyss jest od niej młodsza? Otóż wszystko stało się za sprawą głosu - kiedy się odezwała, Imoen wiedziała, że ma do czynienia z młodą kobietą. Czy młodzież w tych czasach i w tym świecie pałęta się po mauzoleach? Nie powinna chodzić na imprezy i bawić się?
    Odpowiedzi na te pytania białowłosa nie miała. Jej biała twarz pozostała nieprzenikniona, duże, czerwone oczy wpatrywały się nieprzerwanie w kobietę przed sobą. Ta cisza musiała być niepokojąca. Tak, sama Imoen, gdyby była choć trochę ludzka bądź jakby posiadała coś na wzór uczuć, przestraszyłaby się milczenia ze strony potencjalnego oprawcy. Panienka Akasume oblizała usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, nawet otworzyła bladziutkie usta, już-już prawie wydając z siebie jakiś dźwięk, ale jednak cisza została nieprzerwana. Dziewczyna została w takiej pozycji - z szeroko rozwartymi ślepiami, rozchylonymi ustami, prawie nie oddychając. Zacisnęła zimne palce na bokach sukienki.
    Cisza, piękna cisza. Byłaby idealna, gdyby nie huczenie wiatru w korytarzu. Byłaby piękna, jeśliby była przeżywana w samotności. Teraz nie dość, że jest zagrożona przez kobietę, która pewnie lubi mówić, to jeszcze przez kobietę, która... jest. To wystarczy, żeby podjąć pewne kroki ku wyeliminowaniu niepotrzebnej osoby. To Imoen chciała tutaj być. Chciała przejść przez mauzoleum, wydrapać w ścianach głębokie dziury, uwiecznić najciekawsze miejsce na kartkach w notesie, dorysować jakąś ofiarę i znaleźć ją wśród ludzkiego społeczeństwa. Wszystko musiało być perfekcyjne, wszystko musiało być zaplanowane.
    Białowłosa nie przewidziała tego, że ktoś może tu być. Nie zaplanowała jej śmierci. A śmierć nie może być niechlujna! Dziewczyna myślała szybko, jak mogłaby unieruchomić kobietę, by móc narysować jej idealny koniec. Mogłaby zapytać, jak chciałaby zginąć, ale po co niszczyć ciszę?
    Przez cały czas Imoen się nie ruszała. Można by pomyśleć, że jest posągiem wykutym z lodu. Nie, nie była. Już po chwili rzuciła się na niczego pewnie nie podejrzewającą dziewczynę i zacisnęła dłonie na jej przegubach. W tym momencie ich twarze dzieliły milimetry, obie mogły patrzeć sobie głęboko w oczy; te szkarłatne były całkowicie pozbawione wyrazu. Były puste, jak wykonane z kolorowego szkła.
    Napór Imoen mógł zwalić dziewczynę z nóg.
    Abyss
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Styczeń 2012, 19:54   

    Zdecydowanie przewidywała przynajmniej odrobinę kurtuazji ze strony swojego oprawcy zanim będzie musiała go zabić lub sama odejdzie w ciszy tego miejsca. Nie miała nic do ciszy ale wolała zdecydowanie szum morza zwłaszcza nad wielkimi klifami gdzie szumiał wiatr a woda dodawała wszystkiego wielkiej sił niezbędnej by napełnić jej serce jakimś sensem życia. No tak sens życia nadal pozostawał dla niej zagadką, można powiedzieć że żyła po to by zrozumieć po co żyje a tego typu uczucie zawsze było bardzo istotne. Teraz jednak nie przewidziała ataku, nie przewidziała jego skutków i musiała żyć z tego konsekwencjami. Owszem nie była typem siłacza ani nawet nie starała się takiego udawać ale jej przeciwniczka chyba nie rozumiała z kim ma do czynienia. Dystans, nacisk, odległość od ściany. Rozumiała to wszystko i może właśnie dla tego uśmiechnęła się delikatnie. Zablokowanie przegubów jest dobrym posunięciem chyba że ma się do czynienia z nią. Ot nigdy nie miała problemu z używaniem niezbyt miłych sztuczek a jedna z nich opierała się na jej wyszkoleniu. Wiedziała że ma za sobą ścianę i to właśnie wykorzystała by zaprzeć się o nią plecami gdy noga zaopatrzona w masywny but skierowała się w stronę kolana trzymającej ją za przeguby przeciwniczki. Musiała zadbać o to by zyskać nieco miejsca a potem zobaczyć co z tego wyjdzie.
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,34 sekundy. Zapytań do SQL: 9