• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Malinowy Las » Ławka
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość
    Svart
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Grudzień 2014, 18:52   

    - Spokój? Samotność to nieustanne towarzystwo własnych myśli, które nawet na moment nie cichną. – odparł mrużąc oczy.
    Nie ma nic złego w byciu sam na sam z myślami, póki istnieje możliwość oderwania się od nich. Kiedy jest się samotnym, ta kwestia pozostaje pominięta.
    Nie ma odpoczynku od myśli, jedynie ciągła konfrontacja.
    Jest się wtedy jedynym swoim towarzystwem, co oznacza, że pozostają dwa wyjścia.
    Możesz być swoim przyjacielem i motywować się do dalszego działania. Z każdym upadkiem będziesz słyszał swój głos, który karze ci wstać. Istnieje też druga opcja. Stajesz się wtedy własnym wrogiem, a nikt nie może cię skrzywdzić bardziej niż ty sam.
    Svart nie wiedział, w której jest grupie. Być może popadł już w szaleństwo i nie panował nad własnymi myślami. Na co dzień rozmawiał z Giselle, ale ona nie potrafiła mu doradzić, czy choćby odpowiedzieć. Reagowała jedynie, co ratowało go czasem przed obłędem.
    Nie słuchał już dziewczyny. Pozwolił jej pożegnać się, podziękować i odejść w milczeniu. Nie miał nic do powiedzenia.
    Siedział tak jeszcze długo w milczeniu zastanawiając się. Zawsze tak miał, gdy spotkał kogoś, kto podważał jego dążenia, wybory. To jak żył.
    Po jakimś czasie wstał, okrył się płaszczem i schowany pod parasolem podążał dalej.
    [z/t]
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 21 Lipiec 2015, 14:16   

    O, ławka.
    Abraham rozejrzał się na lewo i prawo jakby szukając czegoś więcej, jakiegoś powodu dla tej ławki, może szczególnych widoków dla których warto dla niej usiąść i popodziwiać, ale nie. Po prostu pojedyncza ławka niedaleko dróżki, dookoła malinowe pola, gdzieś dalej drzewa, które mogły być początkiem malinowego lasu. Cóż, nie powie, żeby mu to przeszkadzało, bo chętnie usiądzie i odpocznie po dłuższym spacerze. Zdjął marynarkę i położył na oparciu ławki. Z torby wyciągnął notes i ołówek. Zapisał datę wedle ludzkiego kalendarza i zaczął rysować łąkę przed sobą. Więcej było w tym akademickiej i biologicznej poprawności niż jakiegokolwiek artyzmu. Po bokach rysunków i na marginesach okrągłym, równym, czytelnym pismem robił notatki i spostrzeżenia.

    Podobało mu się tu. Wiał łagodny wiatr wprawiający trawę w szumiący ruch, temperatura wiosenna przyjemna a słońce nie dopiekało, co było dziwne zważywszy na to, że mijał wcześniej skraj lasu, gdzie pogoda była zdecydowanie bardziej jesienna. Pogodowe anomalie Krainy Luster były jedną z rzeczy które niezwykle go intrygowały. Nie mógł przestać myśleć o zmianach klimatycznych i jak to się dzieje, że cały ekosystem jeszcze się tu nie zawalił.
    Acrimonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2015, 11:52   

    Jeszcze wczoraj Acrimonia mogła spokojnie wyspać się w twardym łóżku na poddaszu gospody, by następnego dnia zerwać się o świcie w celu przygotowania stolików. Niestety jednak ten luksus już zdążył odpłynąć ku przeszłości i dziewczyna była zmuszona spędzić noc pod jednym z mostów. Dawno go zresztą nie odwiedzała, więc może to i nawet dobrze, że do niego zaglądnęła. Tyle razy zdarzyło jej się spać bez prawdziwego dachu nad głową, iż tego typu miejsca traktowała od pewnego czasu jak starych znajomych.
    Ze złości jej tęczówki iskrzyły złowrogo szkarłatną czerwienią, a co poniektóre kosmyki włosów poczęły się zabarwiać powoli na bordowo. Została wywalona z całkiem dobrze opłacanej posady tylko dlatego, że nie spodobało jej się to, jak ją traktowano! Uderzyła jednego z klientów swoim zeszytem, który ten chciał podkraść, co natychmiast zaowocowało wywaleniem za drzwi. Baśniopisarka co prawda już niejednokrotnie miała do czynienia z wszechobecnym okrucieństwem, lecz takie bezsensowne postępowanie szczerze ją zaskoczyło. Chociaż po dłuższym pomyślunku sytuacja nie okazywała się tak tragiczna. Podniesie się, poszuka jakiejś posady i znowu zacznie pracować. Wkrótce pewnie wszystkie te negatywne uczucia spłyną po niej niczym woda po kaczce, a potem będzie żyła tak, jakby nic się nie stało. Stabilnie.
    Do nosa Acrimonii dotarł zapach licznych kwiatów, źdźbeł traw oraz malin. Dusza artysty wnet podsunęła umysłowi całe stosy wizji, istnych cudów wykonanych delikatnymi plamami akwareli, które ona tak uwielbiała... pewnie miała też jakieś okruchy pasteli tudzież parę pudełeczek z farbami gdzieś w nieodkrytych jeszcze głębinach torby, ale jakoś dziewczyna nigdy nie pomyślała o tym, by spróbować z nich skorzystać tudzież połączyć ze swoją ulubioną techniką. Szczerze mówiąc, po prostu nie lubiła zmieniać stałych nawyków, jak chyba każdy.
    Po chwili, z wolna stygnąc i tracąc tym samym cały swój gniew, dostrzegła ławkę, na której zresztą już ktoś siedział. Uniosła delikatnie brwi, z kolei włosy tym razem zrezygnowały z poprzedniej przemiany i wnet z głowy Acri zwisały rażąco żółte kosmyki, wręcz wypalające oczy swoją jasnością. Zaraz potem ruszyła nieśpiesznym krokiem w stronę nieznajomego. Biła od niego odmienność... w sensie, nie ta, która powszechnie panuje w Krainie Luster, lecz ta przynależąca zazwyczaj do innych światów. Może Kraina Ludzi? Nie pojawiali się co prawda tutaj zbyt często, jednakże zdarzali się tacy, co przechodzili na drugą stronę lustra. A jeśli ta persona przed nią należała do takowych?
    Kiedy znalazła się przy jego barku, Acrimonia zaintrygowana zerknęła przez szerokie ramię, by po chwili zarejestrować szkic! Prędko jednak dostrzegła w tym rysowaniu jakiś nieokreślony... brak życia. Każdy rysunek posiadał jakąś postać, swoją delikatność i emocje, które odbijały się później na twarzy oglądającego, w co Baśniopisarka zawsze wierzyła... ale to, co właśnie zobaczyła, było w przerażający sposób inne. Natychmiast jej coś w środku drgnęło, po czym z kieszeni wyjęła lewą ręką ołówek i pochyliła się tak, że gdyby obcy obrócił głowę, dostrzegłby jaskrawożółtą głowę... o ile najpierw by nie zwrócił uwagi na dłoń kreślącą delikatne, wrażliwe wręcz linie tuż przy jego ręce. Gdyby mężczyzna postanowił nie reagować, wkrótce w jego dzienniku zawitałyby długie, leciutkie linie traw, kwiatów, gdzieś w oddali krzaków, później cieni, załamań światła...
    W przeciwnym wypadku Acri udałoby się jedynie zarysować jeden krzak, by zaraz potem gwałtownie wyprostować oraz cofnąć o kilka kroków. Może nawet by jej przeszło przez głowę wyciągnąć z torby harmonijkę i wygrać parę dramatycznych nut.
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 22 Lipiec 2015, 17:36   

    Gdy kątem oka dostrzegł ruch gdzieś z boku, przy dróżce. Przerwał na chwilę to co robił i uniósł wzrok sprawdzając kto idzie. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, najwyraźniej zadowolony z towarzystwa. Jednak ani się nie przywitał ani nic zrobił, a powrócił jedynie do rysunku. Nie przerwał czynności kiedy poczuł jej obecność i ciekawski wzrok pond ramieniem, ciekaw co zrobi. Będzie obserwować, pójdzie dalej, coś zrobi... i w tym momencie rzeczywiście coś zrobiła.
    Odsunął swoją dłoń znad kartki ustępując miejsca nowemu ołówkowi. Z zainteresowaniem wodził wzrokiem pomiędzy zręcznymi ruchami jej przyrządu, którym kreśliła nowe grafitowe ślady na papierze, a jej pochyloną twarzą i bardzo żółtymi włosami.
    Nowe elementy rysunku zdecydowanie zwiększyły artystyczną wartość jego pracy, tchnęły w nie coś czego na poprzednich stronach nie szło znaleźć.

    - Och - mruknął wreszcie, kiedy nieznajoma zakończyła swój wkład w, już teraz wspólny, rysunek. Przez chwilę analizował to co miał przed sobą gładząc siwą brodę w zastanowieniu. Niektóre z nowych kresek, polnych traw i urozmaiceń powychodziły z jego niewidzialnych, starannie wyznaczonych linii w których powinien się zmieścić rysunek, i powłaziły na jego literki lub puste miejsca, gdzie te literki chciał zamieścić.
    Odłożył wreszcie dziennik na kolana i odwrócił twarz w stronę dziewczyny. Uśmiechnął się, co rozjaśniło jego starczą twarz nadając mu naprawdę sympatyczny wygląd, najwyraźniej rozbawiony i jakoś dziwnie zadowolony z całej tej sytuacji.
    - Znasz się na tym lepiej niż ja – przyznał poprawiając okulary i znów zerknął na kartkę.
    - Nawyki zawodowe – wytłumaczył się ze swojego technicznego, szczegółowego stylu rysunku, który najwyraźniej nie bardzo przypadł do gusty dziewczynie, która używała ołówka inaczej niż on. Robiła to pewniej oraz z inną intencją; chwytając piękno w paru machnięciach dłoni, wyrażając siebie, tworząc. Abraham zaś chciał obrazem zapisać to co widzi. W jego technice rysunku był cel. I była nim nauka, a rysunek był jednym z kolejnych narzędzi pomocniczych. Kreślił to co potrzebował, do czego będzie mógł później wrócić, zbadać, odświeżyć wspomnienia. Ten sposób odkrywania świata był dla niego pięknem.
    - Zapewne przeraziłabyś się moimi arkuszami zielnika szkicowanego… - zażartował i przesunął się na ławce, robiąc więcej miejsca. – Przyłączysz się? – spytał wznosząc pytająco brwi, a lewą ręką sięgnął ku ziemi i ostrożnie zerwał rosnący przy nodze ławki kwiat. Choć ekspertem w botanice nie był, zajmował się tym bardziej jako hobby, z całą pewnością mógł stwierdzić, że ta roślina nie występuje nigdzie na świecie po ludzkiej stronie. Przypominał mu nieco chabra bławatka. Tyle, że jednak nie. A może to jednak był chaber bławatek, ale odmiana magiczna? Czy rośliny też mogły mieć w sobie ten sam magiczny "pierwiastek" co stworzenia z tego świata? Ciężko było z tą magią. Jakiekolwiek pytania były kłopotliwe, bo najczęściej odpowiedzią było po prostu "BO TO MAGIA", jakby cokolwiek to wyjaśniało. W każdym razie, chętnie po powrocie skataloguje i zbada tę roślinkę.
    Położył ją na lewej stronie dziennika i zaczął robić wstępny szkic po prawej, zerkając na poczynania Acrimonii, ciekaw jej drobnej osóbki i zachowania.
    Acrimonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 23 Lipiec 2015, 11:01   

    Acrimonia po zakończeniu niejakiej korekty wyprostowała się lekko, by z satysfakcją spojrzeć na swoje dzieło. O wiele lepiej by to wyglądało z akwarelami, ale prawdopodobnie obcy już jej nie pozwoli na dalsze ulepszenia jego rysunków. W momencie, w którym usłyszała komplement, w kolorowych oczach dziewczyny błysnęła zieleń, niczym promyk słońca wyłaniający się zza liści drzew. No ba, że znała się na tym lepiej! W końcu między jej wieloletnim doświadczeniem w zakresie delikatnych acz w miarę dokładnych rysunków a jego... jego... ugh. - stała wielka przepaść.
    Zastanowiło ją wyrażenie "nawyki zawodowe". Czyli nieznajomy musiał być jakimś badaczem albo uczonym, skoro spod jego dłoni wyłaziły pozbawione duszy kreatury, a przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy Baśniopisarki. Dla niego pięknem było odświeżanie wspomnień poprzez tego typu wytwory, podczas gdy ona również często zaglądała do swojego notatnika, lecz z jego stronic wylewały się całe stosy kolorów, plam, istny chaos notatek, dopisków, nierzadko również zdarzało się wśród kartek w linie dostrzec maciupeńkie portrety osób, jakie napotykała na swej drodze. Prawdopodobnie niesamowicie się to różniło od przejrzystych, wyraźnych i starannych kresek mieszczących się w dzienniku Abrahama.
    Przez chwilę Acri spoglądała w zamyśleniu na puste miejsce w ławce, aż w końcu oparła dłonie o jej brzeg, by po chwili wspiąć się na nią i tym nietypowym sposobem usadowić siedzenie obok nieznajomego. Opuściła spojrzenie w kierunku swojej torby, po czym sięgnęła po swoją harmonijkę znajdującą się w środku. Instrument wyglądał na dosyć prosty: mienił się srebrem, a na powierzchni rysowały się staranne, choć niezbyt idealnie wydrapane wzorki jej autorstwa. Przez kilka sekund w uszach rozbrzmiewała stosunkowo smętna, ale całkiem przyjemna melodia, jednakże w pewnym momencie urwała się gwałtownie. Wtedy Acrimonia włożyła harmonijkę do torby i wyciągnęła swój własny kołowy zeszyt w twardą okładkę z biało-niebieskimi pasami na powierzchni. Otworzyła go, niedbale przekartkowała tęczowy nieład i zaraz wylądowała ołówkiem na pustej stronie. Podniosła świdrujący wzrok na rozmówcę, a gdy końcówki jej włosów zabarwiły się na jasno zielono, zwiesiła głowę nad kartkami i zaczęła notować. Na szczycie strony machnęła poziomą kreskę - miejsce na imię, gdyby obcy raczył je wyjawić.
    "Uprzejmy, nosi okulary. Zdaje się być zupełnie niegroź..."
    Skreśliła wszystko. Chociaż chwila, właściwie to nie miała zielonego pojęcia, czy jej podejrzenia odnośnie pochodzenia mężczyzny były poprawne. Nieco niżej zaczęła prędko szkicować i wkrótce już cały czerep miała w kolorze szmaragdowym, choć tego jak dotąd nie zauważyła. Na środku linijki narysowała coś, co wyglądało jak prostokąt pod kątem. Lustro. Później po prawej stronie zawitał kwadrat z trójkątem na wierzchu. Dom. Kraina Ludzi. Po lewej z kolei ołówek nakreślił również dom, ale jakiś taki wydłużony, nietypowy, a zaraz obok niego stosunkowo szeroki klocek z kołem na górze z okularami.
    Po skończeniu rebusu popatrzyła pytająco na obcego, uniosła swój zeszyt i pokazała mu to, co stworzyła. Palcem wolnej ręki postukała w ludzika obok dziwnej chatki. Nie, że była niema, że nie umiała powiedzieć Abrahamowi, o co jej chodziło. Po prostu uważała, iż taka metoda komunikacji była absurdyliard razy lepsza. Zresztą, nie lubiła używać swojego głosu, więc na jedno wychodziło.
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 28 Lipiec 2015, 01:15   

    Początkowo nie zwrócił uwagi na błysk koloru, a dokładniej na jego zmianę, w jej oczach. Znaczy się, jego podświadomość działała i wychwyciła ten fakt, tak więc doznał ogólnego wrażenia, że jest coś co mu właśnie umknęło, że dzieje się coś, co zazwyczaj nie przytrafia się zwykłym ludziom. Ale uczucie to generalnie wisiało nad nim odkąd przeszedł przez Lustro, więc nie skupił się na nim za bardzo, aczkolwiek miał tą zagwozdkę na uwadze.

    Jeszcze przez chwilę szkicował zanim ołówek opadł bezczynnie na kartkę, a Abraham patrzył to przed siebie, ciesząc oczy tak przyjemną polną scenerią i towarzyszącej jej pogodzie, to spoglądał na to co robi dziewczyna obok. Musieli tworzyć ciekawy obrazek, zwłaszcza przy ich różnicy wzrostu, budowy i wieku, tak siedząc koło siebie na jedynej w okolicy ławce przy dróżce pomiędzy polami, wokół ni żywej duszy. A i sposób rozmowy niecodzienny. Dziewczyna ani razu się jeszcze nie odezwała, zamiast tego porozumiewała się ‘po swojemu’. Nie przeszkadzało, a nawet nie szczególnie zaskoczyło Abrahama jej zachowanie. Po prostu przyjął fakt, że dziewczyna nie ma ochoty, czy też nie może z jakiś medycznych powodów mówić i zachował to dla siebie. Z pewnością nie wiązało się to z nieśmiałością. Speszona czy zahukana na pewno nie była, wręcz przeciwnie - jej zachowanie było od tego wysoce dalekie. Bez strachu, obawy czy niepewności podeszła przecież do kogoś nieznajomego i nie pytając o przyzwolenie użyła swoich artystycznych umiejętności na cudzej własności.

    Z uwagą, nie nachalną jednak, czymś bardziej w stylu uprzejmego zainteresowania, które właściwie nie tylko było uprzejme a i szczere, patrzył na jej poczynania, jej twarz i ruchy ciała, a teraz wysłuchał muzyki harmonijki. Wiatr zaszeleścił wśród traw tworząc dodatkowe tło dla dźwięków. Lubił muzykę, a i ta melodia była ładna, choć szybko się skończyła, a zastąpiona została zeszytem i ołówkiem.
    Przenikliwe spojrzenie towarzyszki sprawiło, że uśmiechnął się, ale inaczej niż wcześniej. Lekko zmarszczone brwi, minimalnie zmrużył powieki, jakby pytająco, czekając na dalszy jej ruch. I wtedy, na jego oczach, jej włosy od dołu zmieniły kolor, co było naprawę ciekawym zjawiskiem i tym razem Abraham już zauważył. Chciał o to nawet pytać, przerywając dziewczynie pisania czegoś, ale nie zrobił tego, uznając, że było by to zdecydowanie nie na miejscu. Tak samo jak patrzenie komuś przez ramię podczas pisania, więc zamiast tego znów zmierzył wzrokiem horyzont. Kiedy na powrót na nią zerknął całe włosy miała zielone! Jego skupienie na nowym kolorze złamała dopiero ich właścicielka, kiedy podniosła i pokazała mu swoje pytanie. Bo było to pytanie, jak stwierdził Abraham. Przysunął głowę i poprawił okulary, co natychmiast nakierowało go na to, że tą szarą ołówkową masą z kółkami jako okulary był zapewne on. On po Drugiej Stronie Lustra. Spojrzał na nią spod okularów. Bystra dziewczyna.
    - Rzeczywiście jestem tu tylko gościem - odpowiedział. – Jestem z tej drugiej krainy – mówił dalej, a palcem puknął w zwykły domek po prawej stronie narysowanego lustra. – A właściwie trzeciej, jeśli mamy być bardziej precyzyjni – dodał, mając oczywiście na myśli istnienie Szkarłatnej Otchłani.
    - Panienka zaś niewątpliwie stąd – kiwnął głową na jej głowę uświadamiając ją, że coś się stało z jej włosami, co wedle niego nie było zjawiskiem naturalnym czy nawet częstym u magicznych istot. Zdawał sobie sprawę, że każdy tu mógł mieć swój własny, prywatny zestaw magicznych zdolności. W MORII udało się im wyodrębnić powtarzające się schematy magiczne, a w połączeniu z fizycznymi cechami charakterystycznymi i odpowiednimi raportami od Zwiadowców doszli do wyodrębniania poszczególnych magicznych ras.
    - Ładny kolor - powiedział, a co bardziej zaskakujące, mówił szczerze, co nie przeszkadzało gdzieś z tyłu głowy jego rwącym do poznania, badania i nauki podświadome myśli robiły szczegółowe notatki, neurony w mózgu zapisywały informacje, Abraham nawet kiedy się nie starał zbierał, analizował i porządkował świat wokół siebie, tak samo jak dające się kontrolować wewnętrzne procesy.
    Acrimonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Sierpień 2015, 11:32   

    // Aj, wybaczczcz za zwłokę ;____;

    Acrimonia po uzyskaniu odpowiedzi skinęła tylko głową. Miała już zamiar przyciągnąć zeszyt bliżej siebie w celu zapisania odpowiednich notatek, w czym przerwały jej uwagi mężczyzny. Przewróciła oczami, czując lekką irytację spowodowaną jego gadatliwością. Oczywiście dla kogoś innego ilość zdań, jakie padały z ust Abrahama, z pewnością nie byłaby jakaś kosmiczna... ale dziewczyna miała nieco odmienny sposób bycia, w związku z czym też odbierała różne elementy w niecodzienny sposób.
    W pewnym momencie jej usta ścisnęły się w poziomą kreskę, zaś w tęczówkach dało się dostrzec czerwień, która wpływała na morze błękitu i zieleni niczym mgła. Wyrażenie "panienka" padało kilkaset razy w stronę Baśniopisarki, wypowiedziane przez tylu pracodawców, czasami współpracowników, że nie potrafiła ich wszystkich zliczyć. Ale miała okazję słyszeć je przez dostatecznie dużo czasu, by znienawidzić jego brzmienie. Postanowiła jednak prędko się zreflektować, zaplatając jednocześnie ręce na piersi i uparcie spoglądając w otoczenie przed sobą... dopóki Abraham nie zwrócił uwagi na jej włosy. Na wzmiankę o nich automatycznie popatrzyła w kierunku swoich kosmyków, po chwili przenosząc nieco zdziwione spojrzenie na starca. Ona sama dawno przyzwyczaiła się do zdolności zmieniania koloru, przez co trudno jej było uwierzyć w coś całkiem oczywistego, czyli w fakt iż dla mieszkańca Krainy Ludzi było to zjawisko nad wyraz niespotykane. Po chwili wahania wzruszyła tylko ramionami, po czym wytrzeszczyła oczy, widząc zerwany kwiat obok szkicu. Pchnięta ciekawością, pochyliła głowę nad dziennikiem, by zaraz potem wziąć do ręki roślinę. Z miną zafascynowanego dziecka przyglądała się jej, obracając pod rozmaitymi kątami... no bo chyba musiała mieć w sobie coś niezwykłego, skoro została przerysowana? Po upływie paru sekund obserwacji przypomniała sobie jednak, że KAŻDA rzecz była dla Abrahama czymś fascynującym, może nawet ona sama, więc nieco rozczarowana odłożyła kwiat na kartkę.
    Wtedy ją zastanowiła kwestia, dlaczego on to właściwie robił. Prawda, człowiek wchodzący do Krainy Luster mógłby podzielać takie zainteresowanie jak jej rozmówca, ale z pewnością nie zajmowałby się intensywnym szkicowaniem tego, co widział. Wzięła jeszcze raz ołówek do lewej ręki, robiąc szkic w celu wykombinowania następnego rebusu. Ktoś obserwujący tą całą grę w zgadywanie pytań uznałby za wielce zabawną, lecz dla Acri ta sprawa stała się już stałym elementem jej codziennego życia i nigdy nie myślała o niej jako o czymś komicznym.
    Tworzyła układy szybkich linii, zaraz je kreśląc. Usiłowała zrobić coś w miarę zrozumiałego dla Abrahama, jednakże nic nie było dostatecznie zadowalające. W końcu narysowała lunetę, po czym przystąpiła do działania. Nieco przybliżyła się do mężczyzny, przekartkowała jego dziennik, a kiedy znalazła ich wspólny rysunek, postukała w niego palcem, posyłając zaraz pytające spojrzenie i unosząc brwi. Zaraz potem wróciła do własnego rysunku lunety, powtarzając wcześniejsze czynności, na końcu wzruszając ramionami. Dlaczego to robisz? Czy jesteś badaczem?
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 29 Sierpień 2015, 17:18   

    //i kto tu mówi o spóźnianiu się z pisaniem >D, oto jest, shitowy post, ale jest!

    No tak, co nie zrobi, to źle. I nawet nie miał pojęcia dla czego. Brwi tylko mu się wzniosły do góry na jej nagłą irytację, a przecież tylko rozmawiali, a żadna z wypowiedzianych rzeczy nie wydawała mu się w jakikolwiek sposób nie na miejscu. A i do tego doszła zmiana koloru jej oczu na czerwień jako reakcja na nielubiany zwrot. Zarejestrował tę drobnostkę, pomimo chęci młodej damy na opanowanie się, aczkolwiek nie poczuł się zmieszany czy nie zamierzał przecież przepraszać. Bardziej zaciekawiły go jej skoki emocjonalne - szybkie i wpływające jednocześnie na zmianę w jej fizycznej aparycji. Naturalnie było to niej rzecz normalna, że w jej spojrzeniu to on wyglądał na dziwaka, skoro zwrócił na to aż taką uwagę.

    Nieśpiesznie odchylił się na ławce, i zaczął pogwizdywać, czekając i będąc ciekawym co zręczne dłonie jego ławkowej towarzyszki zaraz stworzą. Nie drgnął kiedy znów pochyliła się nad jego dziennikiem kartkując notatki i rysunki. Kiwnął głową na znak, ze rozumie pytanie. A przynajmniej tak mu się wydawało. Jej wcześniejsza czynność, kiedy wzięła kwiat i próbowała zrozumieć na co mu on i czemu go rysuje, dawała mu pewne wskazówki. Zanim odpowiedział podniósł wzrok na błękitne niebo i przez chwilę zastanawiał się nad odpowiednimi słowami. Wreszcie popatrzył na nią, potem wrócił wzrokiem na błękit, i… wzruszył ramionami. Szczerze mówiąc, w tym miejscu badał dla samej przyjemności. Lubił opisywać rzeczy. Wbrew temu jakby mogło się wydawać, lubił też szkicować. Podziwiać i zapisywać. Notatki też były swojego rodzaju formą treningu dla umysłu. Po prostu to lubił. Tak jak ona rysowanie. I to właśnie było jego odpowiedzią.
    - Lubię to. Badanie. Patrzenie i odkrywanie – użył prostych słów kojarzących mu się z jej rysunkiem lunety – Odkrywanie świata i próba poznania go. Heh, takie hobby na starość... - mruknął na koniec jakby trochę odrobinę zasępionym głosem. Ostatnio coraz częściej zastanawiał się ile czasu mu zostało na to wszystko. Na pracę, na projekty, ile jeszcze można odkryć, a czego nigdy nie będzie mu dane poznać czy doświadczyć. Jasne, czuł się świetnie, ale w tym wieku na prawdę nie można być niczego na sto procent pewnym. Wystarczy głupi udar mózgu. Dodajcie to tego jeszcze jego cukrzycę. Hm, przynajmniej udar byłby szybką śmiercią. Małe pocieszenie.
    Ani słowem nie wspomniał o swojej pracy. Nie badał magicznego świata ot tak sobie, ale Acrimonia nie musiała wiedzieć o jego zobowiązaniach wobec MORII.

    Nie ciągnął rozmowy. Nie odpowiedział pytaniem na pytanie, nie poruszył innego tematu, czyli nie zrobił żadnej rzeczy niezbędnej do podtrzymania czy też prowadzenia dalszej, normalnej konwersacji. Uśmiechnął się (trochę smutno, czy to tylko chwilowe zmarszczenie nosa zniekształciło mu ten drobny wysiłek wzniesienia kącik ust do góry?), chyba bardziej do siebie niż do niej, chcąc pozbyć się wcześniejszej myśli o umieraniu. I kiedy wydawało się, że już nic więcej nie zrobi, tylko będzie się tak wpatrywał w niesprecyzowane coś na horyzoncie, zamknął swój dziennik i położył na nim dłonie. Przez parę sekund bębnił palcami o okładkę. Nie przyszedł do Krainy Luster, żeby siedzieć i dumać sobie na ławeczce. Przyszedł tu w konkretnym celu, a nie miał ochoty robić nic, by ten cel osiągnąć. To chyba przez to całe... to. Przez zapach powietrza, pogodę, łąkę, ogólne zmęczenie, chęć obserwacji, ale takiej, kiedy nie musiał wywoływać czynności, którą chciał zbadać. Generalnie to siedział i relaksował się. W słońcu, z kimś, kto nie używał swojego głosu, co było niezwykle przyjemnym wiedzieć, że nikt nie będzie mu ględził nad uchem ani irytował swoim głosem. I tak go natchnęła myśl, czy by i czasem Acrimonia się tak czasem nie czuje. Nie chcąc czy nie mogąc mówić, czy nie bywa niekiedy zirytowana wszystkimi innymi dookoła.
    Tak szczerze mówiąc, to marzyło mu się napić brandy i zostać tu jeszcze trochę, nie czując na sobie presji pracy czy hmm, swojego życia. Jakkolwiek nie lubił swojej pracy i nie była ciekawa, tu czuł się... inaczej. Nie potrafił tego sprecyzować.
    Acrimonia
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 10 Październik 2015, 15:05   

    //chyba pobijamy rekordy, kto tu będzie zalegał bardziej :D:D

    Rozmawiali sobie tylko? Ha, jeżeli Abraham naprawdę miał taki tok rozumowania podczas ich spotkania, to lepiej, żeby nie wymawiał swoich myśli na głos. Acri - nawet jeśli na taką nie wyglądała - dysponowała drażliwym usposobieniem. Było to równoznaczne z tym, iż wystarczyło drobne potknięcie, by rozniecić porządną iskrę. Dlatego każdy, kto zaznajomił się z tą Baśniopisarką, musiał szczególnie uważać, jeśli chciał dojść do w miarę sensownej konwersacji... o ile coś takiego pasowało do tego, co się odstawiało na ławeczce. Praktycznie rzecz biorąc, naukowiec i pisarzyna w ogóle nie gadali ze sobą tak, jak zwykły to robić przeciętne istoty. Z perspektywy Acrimonii, mężczyzna paplał wprost niewyobrażalnie, a ona sama... cóż, zachowywała się tak jak zwykle względem obcych... z pominięciem niektórych zachowań, hmpf.
    Uniosła z pewną dozą niezadowolenia brew, słysząc odpowiedź. Przyzwyczaiła się już do tego, iż inni stosowali pokrętne, wymijające słowa, będące tak dalekie konkretom... po takich doświadczeniach prostą wypowiedź starca uznała za dziwnie... szczerą? Zbyt łatwą, prostolinijną? Tak, chyba to dobre określenia. To wzbudziło w (aktualnie) zielonookiej zaintrygowanie postacią siedzącą tuż przy niej. Żywiła wielką sympatię do każdego, kto wyrażał się w sposób jasny, zrozumiały. Nie, żeby dziewczyna miała jakieś trudności ze zrozumieniem górnolotnych wykładów, tylko... no, męczyły ją, i tyle. W związku z powyższym, zaczęła trooooszkę lubić swojego sąsiada, lecz mimo to wciąż gdzieś tliła się nieufność wobec takiego zachowania.
    Jakby szczerość stała się czymś nieprzyzwoitym.
    Znając odczucia Abrahama wobec gadulstwa innych ludzi, Acrimonia bez mrugnięcia okiem poparłaby go. Ponieważ jednak takich osobników wymijała bez przerwy, z wolna irytacja przerodziła się w znużenie. Sztormy, lawiny, tsunami słów spływały po niej, przez nią - jak woda po kaczce. Miała więc tylko cichutką nadzieję na to, że kiedyś znajdzie osobę zdolną do odczucia tego samego, co ona. Zabawne, i nie miała kompletnego pojęcia, iż potencjalny kandydat na spełnienie jej warunków siedział właśnie obok, zajmując się nicnierobieniem.
    Długi czas obserwowała jego poczynania, które w bieżącym momencie nie były jakoś specjalnie nietypowe... ale robiła to, z przyzwyczajenia. Spojrzała w tę samą stronę co on - czyli w przestrzeń - przymykając oczy, tym samym zanurzając stopy w jeziorze milczenia. Zrobiła to na krótką chwilę, bowiem do głowy Acri wpadł pewien pomysł.
    Pochyliła się, po czym zaczęła grzebać intensywnie w swojej torbie. Wyciągnęła pędzel. Potem malutki słoiczek wody, który zawsze nosiła przy sobie, a na końcu brudne, postrzępione nieco na brzegach pudełeczko akwareli. Położyła sobie to wszystko na kolanach i spojrzała z uwagą na Abrahama, a jej włosy przybrały różowy kolor. Gdyby zorientowała się z tej zmiany, prawdopodobnie wybuchłaby niemym gniewem, co najczęściej skutkowało gwałtownym zerwaniem oraz pójściem gdzieś przed siebie, licząc na łaskawość przypadłości i snadnej przemiany... powiedzmy, że w błękitne kosmyki. Błękit był o wiele lepszy. Mniej widoczny, a przede wszystkim mniej wkurzający.
    Wyciągnęła dłoń i delikatnie musnęła palce naukowca. Gdyby ten raczył dać dziewczynie swój notes, Baśniopisarka przekartkowałaby zeszyt, aż odnalazłaby ich wspólny szkic. Włożyła pędzel między zęby, odkręciła słoik, kiedy zaś położyła go sobie na ławce, otworzyła również pudełeczko. Wtedy rozpoczęło się... tworzenie. Spokojne oblicze Acrimonii sunęło wraz z pędzlem, nie mogąc powstrzymać od głębokiej satysfakcji, jaką była możliwość rozrywki poprzez wykorzystanie własnych umiejętności. Tak naprawdę nie robiła nic wielkiego, z punktu widzenia kogoś innego kładłaby tylko plamy raz po raz, jednakże ona sama widziała o wiele więcej ponad to...
    W trójbarwnych tęczówkach uwydatnił się zielony kolor, zaś ich właścicielka pokiwała lekko głową po skończeniu swojej pracy. Ostrożnie uniosła kartkę, szukając rośliny wcześniej odrysowywanej przez pracownika MORII. Odnajdując ją, położyła dziennik na kolanach mężczyzny i wstała, wcześniej wkładając harmonijkę do ust. Świdrowała spojrzeniem siedzącego, by po krótkiej chwili wsadzić kwiat w srebrzyste włosy Abrahama i... pójść sobie. Bo mogła.
    Bynajmniej nie był to gest sympatii - Acri za nic w świecie nie pozwoliłaby sobie w tak oczywisty sposób wyrazić takich emocji. Chodziło tu bardziej o...
    Przychylność.

    [z/t] //dziękuję ślicznie za sesję <3
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 11 Luty 2016, 13:49   

    //och, też dziękuję, wpadnij kiedyś ze mną jeszcze na fabułę <3

    Bez oporów podał jej swój dziennik, patrząc z świetnie ukrywaną ciekawością jak maluje. Jak jej cała osoba się zmienia poddając rymowi machnięć pędzla, jak widziała coś, czego on dostrzec nie mógł. Jej oczy przechodziły z koloru na kolor, a on cieszył się. To było… dziwne uczucie. Obserwacja obiektu w warunkach naturalnych, czyli coś, czego nie było mu dane doświadczyć wcześniej. I w tej chwili, całe to suche wyrażenie „obserwacja obiektu w warunkach naturalnych” wydawało mu się… nie na miejscu. Nie mógł tego po prostu zapisać w dzienniku jako „spotkanie”? Napisać, że wiatr był łagodnie przyjemny, cisza wyjątkowo miękka, nowa spotkana istotka nad wyraz niecodzienna? Bo jego notatki zawsze wyglądały z lekka inaczej. Temperatura taka i taka, warunki pogodowe sprzyjające, obserwowany obiekt reaguje na tamto i siamto. Czterdzieści lat pisania raportów potrafiło wyrobić nawyki i zabić każdą resztę kreatywnego pisania.

    Ten moment doświadczał wszystkimi zmysłami, cieszył się małymi drobnostkami, ulokowaniem ławki, lasem za sobą, pejzażem łąki przed sobą, ale chwilę później wszystko, chyba z kwestii przyzwyczajenia zostawało przetrawione na suche, przejrzyste, użyteczne informacje, które pozwolą mu odtworzyć zaistniałą sytuację w perspektywie i na użytek badań naukowych.
    Gdy Acri skończyła, oddała mu dziennik. Włożyła mu kwiat we włosy. Otworzył usta chcąc chyba dziękować, ale w ostatniej chwili powstrzymał się. Kiwnął tylko głową, nie zakłócając ciszy. Choć jej spojrzenie i mina były dla niego ciężkie do ostatecznego ocenienia co mogła myśleć, miał wrażenie, że rozstają się w dobrych warunkach. Że zyskał nową znajomość w tym przedziwnym świecie. Patrzył jak odchodzi, trochę zawiedziony, że ich spotkanie trwało tak krótko.

    Czy sądził, że jest intrygującą, ładną dziewczyną? Tak. Czy chciałby z nią porozmawiać dłużej, dowiedzieć się więcej o jej osobie, jej życiu, o tym co myśli? Oczywiście. Dała mu wystarczająco dowodów, że jest bystrą dziewczyną i, o wszyscy dobrotliwi bogowie!, do konwersacji nie używała swojego głosu, co było bardzo, bardzo przyjemnym doświadczeniem, choć czasem miał wrażenie, że on ją irytuje swoim, ale co robić, wątpił czy dziewczyna umiała język migowy, którym od biedy mógł próbować się komunikować. Czy pomimo dostrzegania w jej osobie wszelkich cech świadczących o tym, że jest inteligentną, wrażliwą ludzką (magiczną?) istotą, bez najmniejszych wyrzutów sumienia poświęciłby jej zdrowie i życie w imię własnych, kierowanych żądzą wiedzy, badań i nauki, egoistycznych zachcianek? ….tak. Niestety. Czy nie po to tu przyszedł? I czy po tym spotkaniu mógł się zawahać, zastanawiając się nad całym swoim dotychczasowym życiem.

    Zasępił się na chwilę, ukrywając twarz w dłoniach. Na co on tu właściwie przyszedł?... Bo mu kazali. Jemu. Naukowcowi, który przez czterdzieści lat bez wytchnienia poświęcał się dla badań i MORII, który oddał im całe swoje zaangażowanie, czas i umiejętności. Rozkroił i zabił na stole operacyjnym więcej magicznych niż niejeden żołnierz MORII w akcji na froncie w czasie wojny, a lista pozytywnych wyników badań i eksperymentów jakie oddawał w raportach była więcej jak imponująca. Czemu więc właśnie teraz mu się odwidziało, ten bunt nieprzystający dojrzałemu człowiekowi? Coś z MORIĄ było nie tak. Zmienili się. Technologiczne zaplecze zaczynało go przytłaczać, jego współpracownicy to banda idiotów, a od momentu afery z Morim… cóż, niby były to strzeżone informacje, ale wiecie jak to jest – ludzie gadają. Atmosfera nieprzyjemna. No i do tego szefowa. Było w niej coś niepokojącego, jakaś tajemnica, dystans nie do pokonania, przez który nawet nie chciał próbować z nią rozmawiać. Abraham zgubił gdzieś swój cel. Sens pracy, która była jego jedyną stałą, ukochaną rzeczą w życiu. Nie wiedział już przed kim odpowiada, na co idzie jego ciężka praca, w jaki sposób ma to pomóc ludzkiej rasie przygotować się na ewentualne zetkniecie się dwóch, różnych światów. I wtedy go wysłali tutaj. I miał okazję spojrzeć na to z perspektywy.

    Myśl o pozostawieniu MORII kręciła się w nim już paru lat. To nie nagły impuls, to przemyślana decyzja, rozważanie konsekwencji, wad i zalet planu. Przygotowywanie się. Odejście z takiej organizacji nigdy nie jest proste. Nie możesz poprosić o wypowiedzenie, płace za ten miesiąc i lu, wracasz do podlewania kwiatków ogrodzie na luzie, o nie. Oni cię tak łatwo nie wypuszczą. Prawdopodobnie byłby w stanie zaszyć się gdzieś w innym kraju, ale na co ma być uciekinierem, kiedy może zwyczajnie przejść przez lustro, do świata który badał niestrudzenie z fascynacją graniczącą z obsesją, gdzie MORIA zasięgu zbytniego nie miała? Mogą wysyłać szpiegów czy wojsko. Ale Abraham znał się na rzeczy. Lata doświadczenia robią swoje. Brak sumienia również.
    Więc… po co tu przyszedł? Bo mu kazali. Nie chciał, ale mu kazali. I spojrzał na to co badał w inny sposób. Zamiast posiekanego w kostkę magicznego grzyba w foliowym woreczku jako próbkę zebraną przez zwiadowców miał całego grzyba. Który pachniał, lekko się świecił i mógł go podziwiać w naturalnym środowisku.

    Odchylił się na ławce, zamknął oczy i cieszył się z pogody, pięknej pogody. Chętnie tu zostanie, rozejrzy się. Wiedział, że nie obejdzie się bez trudności na każdym etapie jego pobytu tutaj. Ale wiedział również, że w torbie przyjemnie mu ciążył pistolet, mapy, a całą jego duszę rozpierała determinacja, aby odkryć coś nowego. Miał 70 lat i chciał odkryć świat, który do tej pory widział tylko przez cienkie szkiełko lustra…
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 11 Luty 2016, 17:31   

    No tak tak. Oczywiście. Pogoda jest, ptaszki niczego sobie, śpiewające w oktawach takich a takich, niektóre świergoliły wyżej, niektóre niżej, a niektóre nawet tyłem, zależy, jak bardzo muzykalnym typem był nasz drogi profesor i ile potrafiłby z tego wychwycić. Co ciekawe, wiatr po chwili ustał i zaczęło się robić wcale gorąco - słońce zaczęło mocno prażyć twarz Abrahama. Czy było mu to miłe, czy też mu to przeszkadzało, nie jestem w stanie powiedzieć, jednak kolejne coś po paru chwilach zaczęło burzyć ów moment harmonii ze światem.
    Z początku mogło przypominać to kolejny ptasi trel, wyjątkowo wysoki i przejmująco przenikliwy, jednak z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej regularny, po chwili zmieniając się w piski torturowanej myszy-gigant. Do tego piekielnego dźwięku zawtórowały czyjeś entuzjastyczne okrzyki. Skrzyp - wrzask, pisk - wrzask, piiisk! Nie było już możliwości, żeby nasz (anty?) bohater nie otworzył oczu.
    W odległości parunastu metrów od niego jechał metalowy, niegdyś elegancko zdobiony, obecnie zaś głównie przerdzewiały wózek - to właśnie z jego szprych dobiegał ten nieludzki, cierpiętniczy jęk. Wózek ów przykryty był wielką, różowo-żółtą parasolką, generującą chłodny cień, jakże zbawienny dla zawartości - z boku bowiem ktoś fikuśną czcionką wypisał słowo LODY. Och! Smak dzieciństwa, nieobcy nikomu! Wehikuł ów prowadzony był przez jegomościa żywcem wyjętym z amerykańskiej reklamy z lat trzydziestych - słomkowy kapelusz, szelki, śnieżnobiały uśmiech na lekko opalonej twarzy i bambusowa laseczka, służąca raczej do pokazywania i zachwalania niż do podpory. Jedynym nieschematycznym elementem lodziarza były jaskrawo- różowe oczy i takież pasemka na gładko przylizanych, czarnych włosach. Kolejny Bajkopisarz? A kto go tam wie?
    Tamten uśmiecha się tym sztucznym, reklamowym uśmiechem i zapytuje:
    - Czy skusi się Pan na lodzika?
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 12 Luty 2016, 23:07   

    Zasada „nie bierz słodyczy od obcych” była akuratna nie ważne czy masz lat siedem czy siedemdziesiąt. Dlatego też pomimo słonecznego nagłego skwaru grzecznie odmówił. Otarł za to twarz chustką, którą wydobył z torby, gdzie jego dłoń w poszukiwaniu materiału musnęła również chłodną lufę pistoletu. Miłe uczucie złudnego bezpieczeństwa, ale przysunął torbę bliżej siebie, tak na wszelki wypadek.
    Po uszach dalej mu się niósł irytujący dźwięk wózka, średnio przyjemny zwłaszcza po ptasich trelach, ale równoważony nieco przez jego zawartość. Od lat nie jadł lodów. Ale pozostał przy swoim – ostatnie czego potrzebuje teraz to zimnej przekąski od wcale to nie cudacznego nieznajomego. Kojarzył mu się bardziej z cyrkiem czy innym parkiem rozrywki niż całkowicie pustym malinowym polem. Wcale nie podejrzane. Czy wędrowni lodziarze to coś normalnego w tych okolicach? Musi nauczyć się nie dziwić za nadto nad nowościami które tu będzie mu dane odkryć. No właśnie, jeśli chce tu zostać na dłużej, musi znaleźć sobie miejsce do pracy. W zasadzie… od pewnego czasu miał już na to pomysł. Był gdzieś tu domek na skraju lasu. Na mapie zwiadowcy zaznaczyli, że nie był daleko od tutejszej wioski? Miejsce odpowiednio blisko aby nie żyć na pustkowiu i dostatecznie dalekie by nie zwracać niczyjej uwagi. To była jedna z opcji jakie rozważał. Miło będzie, jeśli będzie niezamieszkany. W przeciwnym razie, cóż. Coś się wymyśli.
    - Przepraszam pana – zagaił jednak do różowookiego (intrygujące, musi to później zanotować w dzienniku) łepka.
    Czy orientuje się pan może w którą stronę jest najbliższe miasteczko? – spytał zastanawiając się czy showman udzieli mu bezpłatnej odpowiedzi.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 13 Luty 2016, 00:04   

    Tamten widocznie zafrasował się odmową. Znaczy, w sumie to nie do końca - jakimś cudem był jednocześnie zmartwiony i reklamowo radosny na raz. Ciężkie do wyobrażenia, jeszcze cięższe do opisania, szanowny gracz po prostu niech przyjmie zdanie to za pewnik i nie stara się specjalnie w nie wgłębić.
    - Och, mimo wszystko, mam tutaj wielgachniuni wyborek lodzików po cenkach niewyszukaniunich, ale skoro Pan odmawia... - zaświergotał. Matko Boska Landrynkowa. Od ilości lukru, jaką polano to zdanie, nawet dzieci z wioski w sercu Etiopii zmarłyby z przecukrzenia, a samemu autorowi zaczęło zbierać się na womit. Jakby nie było, wysłuchał pytania z należną uwagą, raz po raz kiwając głową, po czym rzekł
    - Miasteczko, taaaaaaak? Miasteczek jest tu wiele, niektóre tu, niektóre tam, a Dyniowe Miasteczko jest po prostu wszędzie! A co do najbliższuniuniego to tylko godzinkę marszu dróżki, właśnie stamtąd wracam, to niedaleko takiego lasku... - jakby dla kontrastu z napotkaną wcześniej Acrimonią memlał i memlał, odwracając wózek w tamtym kierunku i otwierając klapę z asortymentem - a jakby jednak, jeednak skusił się pan na lodzika, to bym może...
    ...
    ...
    Cisza.
    Lodziarz stał jak słup, blady i drżący, wpatrywał się w otwartą klapę metalowego pudła rozszerzonymi oczami. Było tak cicho, że można byłoby usłyszeć ćwierkanie świerszczy. Wyglądał, jakby zobaczył ducha i to nie podrzędne prześcieradło, ale "japońską dziewczynkę z włosami na oczach prima sort". Co mogło doprowadzić go do takiego stanu?
    - A to wredniunie skurwisynki... - zmielił przekleństwo pod nosem po chwili ciszy, przez co słowa te rozbrzmiały w gorącym powietrzu niczym dzwon. Po chwili spojrzał na Abrahama i słabym, całkowicie niereklamowym głosem rzekł:
    - Okradziono mnie. Okradziono mnie z moich lodzików. Te młodziki z chatki mnie popamiętają. Ja... dam panu trzy kuleczki za friko, jeśli mi pan pomoże. To tutaj, niedaleczko! - po czym zaczął powoli zmierzać w kierunku z którego przyszedł, co rusz oglądając się na profesora. Ale czy badacz choć raz zrezygnuje z wygodnego fotelu obserwatora na rzecz głębszej niż pogawędka interakcji z obiektami swych badań?
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
    Abraham
    [Usunięty]




    Wzrost / waga: /
    Wysłany: 20 Luty 2016, 00:26   

    Poziom cukru jaki toczył się z radosnego człowieka wydobył z Abrahama nutę irytacji i poczucie dziwnej lepkości na dłoniach. Popatrzył na nie ostrożnie jakby upewniając się, że wciąż są tak samo czyste jak przed przybyciem lodziarza.
    W milczeniu, z jedną brwią krytycznie w górze, drugą w skupieniu na dole, słuchał paplaniny i starając się, aby twarz nie oddawała jego wewnętrznego "ugh", skoro zapotrzebowanie na informacje dotyczące jego pytania padły na początku monologu.
    I w ten... cisza? Abaraham mrugnął parę razy przekrzywiając głowę. Nachylił się lekko do przodu na to co zrozpaczony naraz facet się patrzył. Albo raczej na co się nie patrzył, skoro jego zmartwienie wywodziło się z faktu braku tego czegoś. Lodów, się znaczy. Popatrzyli na siebie, lodziarz zrozpaczony jakby mu rodzinę kto wybił i psa na pal nadział, Abraham z wyrazem uprzejmego "och, a to ci heca" na twarzy.
    - O rety. Aż trzy gałki pan oferuje? - mruknął pod nosem zafrasowany, patrząc na kroczek po kroczku oddalającego się jegomościa. Ze zdania aż ociekało sarkazmem i niedowierzaniem iż myślał nie-tak-już-teraz-wesoły sklepikarz, że Abraham w jakikolwiek mu sposób pomoże. Ale ponieważ padły też tu i ówdzie słowa "chatka" oraz odmiana "niedaleko" i w ten sposób sytuacja stała się odrobinę bardziej interesująca.
    Złapał więc swoje rzeczy, włożył marynarkę i torba na ramię, i skierował się dróżką za właścicielem i jego pustym wózkiem, który roztaczał wokół dźwięki równe w uszach Abrahama jękom dusz katusze w piekle cierpiących.

    I jak tak szli, Abraham nie mógł nie spytać o szczegóły okoliczności kradzieży, która brzmiała mu dosyć niedorzecznie. Lody zajumali. Jak. Ile. Co to za młodziki? (W razie razie niebezpieczeństwa ile strzałów muszę oddać aby uśmiercić skutecznie magiczną istotę?)
    - Jak to się stało, że nie zauważyłeś ich braku wcześniej? - spytał spokojnie, rozglądając się dookoła, ale zaraz jego wzrok czujnie zjechał na gostka, obserwując go.
     



    Oaza Spokoju

    Anarchs: Rebeliant
    Godność: Charles Belladonna Verbascum
    Rasa: Kapelusznik
    Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej)
    Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie
    Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg
    Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur
    Zawód: Elektryk (?) Amator (?)
    Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa
    Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder...
    Broń: szpada zwana Dziurawcem
    Bestia: rawnar wody, Kapeluterek
    Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak
    Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa
    SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
    Dołączył: 06 Kwi 2015
    Posty: 530
    Wysłany: 20 Luty 2016, 15:14   

    Różowy typ wydawał się być z lekka obruszony brakiem entuzjazmu Abrahama:
    - No oczywiście! Lody zaczarowane, nietopniejące nawet w piecyku hutniczym i paroma czarami doprawione! Mogę dać panu nawet jednego w ramach zaliczki, te łobuzy nie ukradły wszystkiego - dodał. Najwidoczniej był całkiem zdesperowany w obdarowywaniu ludzi słodkim śniegiem, choć może po prostu chciał zareklamować swoją osobę. Tutaj kwestia leży tylko w mocy profesora - czy zaryzykuje i pokusi się o spróbowanie lodów o nieznanym mu efekcie? I może o wiele ważniejsze pytanie - jaki on smak wybierze? Ponieważ wiek wiekiem, o skład lodów toczono wojny, zawiązywano sojusze i obalano imperia (nawet w mikroskali rodzinnego wyjścia do parku). I całkowicie były tego warte.
    Widząc, że starszy pan się podnosi, uśmiechnął się tylko szeroko, po czym zwolnił odrobinę kroku, pozwalając mu nadgonić dystans między nimi.
    - To się nie całkiem widzi, drogi panie, to się raczej czuje. - Rozpoczął lodziarz, nie do końca odpowiadając na zadane pytanie - Cała moja rodzinka pracuje w branży lodziarskiej i śmiejemy się, że my to prawie jak Aureumki... Aureumy. No bo wie Pan - jak się ze skarbku Aureuma zabierze chociaż grosik, to on to zauważy. Wystarczy mu jedno spojrzenie, aby wyczuć zmianę. I spopieli niebo i ziemię, aby odzyskać go z powrotem... - dodał niespodziewanie mrocznym tonem. Po czym kontynuował w zwykły , przecukrzony sposób - A tu okolica wyludnioniuna, pusto troszeczkę, od tamtego momentu nie spotkałem nikogo poza Panem, więc i klapki otwierać powodu nie było. Bo to było tak - ja sobie idę koło lasku, a tu wyłażą tamci. Dzieńdoberek - dzieńdoberek, pełna kulturka, ja sobie myślę "Jacy mili, młodzi dżentelmeni". A tamci mi pokazują na niebo, że podobno arcyksiążęca ciuchcia leci. Ja patrzę w górę, pociągu nie widzę, a tamci mówią, że im się z ptaszkiem pomyliło. I fru - do lasu. Ja tam coś słyszałem, aby gagatkom nie ufać, ale zignorowałem to i poszedłem swoją drogą. Nabrali mnie na najstarszy numer na świecie. - zakończył ze zbolałą miną.
    W końcu, po dłuższej chwili, kiedy już ławka całkiem znikła im z oczu, lodziarz przystanął przy kępie drzew nie różniących się niczym od pozostałych. Pomiędzy nimi nie widać było żadnej dróżki, a sękate pnie malinowych drzew pokrywały zielone porosty - patyna na wiekowych pomnikach przyrody.
    - Nie mogę iść dalej. Mój wózeczek nie da rady na tych korzonkach, a ja go już samego nie zostawię. - rzekł, spoglądając w głąb lasu, gdzie ożywczy cień zmieniał perspektywę w szmaragdową mgłę.


    Ukryta Wiadomość:
    Jeśli jesteś *zarejestrowanym użytkownikiem* musisz odpowiedzieć w tym temacie żeby zobaczyć tą wiadomość.

    --- If you are a *registered user* you need to post in this topic to see the message ---
    _________________
    - (Music theme )
    (Psychika Charlesa w dużym skrócie )
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,18 sekundy. Zapytań do SQL: 10