Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
- Jestem Parasolnikiem – oznajmił stanowczo.
Nie miał pojęcia, o czym kobieta mówi i niezbyt go to obchodziło, bowiem nie rozumiał nawet niektórych słów. Nie znał ich znaczenia i nie wiedział, jakie znaczenie miały dla niej. Bardziej zastanawiały go emocje dziewczyny. Miały odbicie w jej zachowaniu, jej gestach, jej oczach. Nawet jej płonące włosy wydawały się emanować magazynowaną przez jakiś czas frustracją. Mężczyzna sam zerknął w kierunku tygrysa, ciekaw jego odpowiedzi.
- Panie Victorze, uważasz, że jestem apetyczny? – również zapytał bestię.
Uniósł brwi. Jak na jego upodobanie, nowopoznana była nad wyraz dynamiczna. Zakręcił parasolem i spojrzał na nią kątem oka.
- Nie nadaję się do tworzenia. Jak zwykle, ciągle – przytaknął jej. – Nie na tym polega moja praca i nie muszę się z tego tłumaczyć. Nikomu. Mnie też kiedyś stworzyli. Mnie też kiedyś zabiją – myślał.
Kolejnych słów znów nie rozumiał. Czyżby dziewczyna drwiła z niego? Wzruszył ramionami. Był zbyt zajęty patrzeniem w jej oczy, zaraz gdy się do niego odwróciła.
- Wiele się za nimi kryje, prawda Giselle? – szepnął, ściskając lekko parasol. Mógłby się założyć, że nic dobrego. Tak samo było z tą kobietą z jego wspomnień. Groteskowa natura obdarowała ją kolorami, ale jej wnętrze były ciemniejsze niż… niż jego? Westchnął przyglądając się dziewczynie.
- Nią już nie będziesz. Nikt nie będzie – odparł niemal natychmiast. Znów miał ochotę powiedzieć, że nie ma to znaczenia, ale widział, że ona liczy na inną odpowiedź. – Ona była inna. Jak trzeba było, to była. – spojrzał w niebo, jakby na wspomnienia. – A jak nie, to nie. Ale wiedziała kiedy ma być. Niewielu tak potrafi. Ja nie. Za szybko się duszę.
Przerzucił parasolkę na drugie ramię.
- Stało się, Giselle – mruknął pod nosem. – Ale nie mam pewności. A ty? Żaden z tego skarb, nic nie wiemy. Znowu nic.
Spojrzał na rudowłosą, jakby dopiero sobie przypomniał, że siedzi obok niego.
- Im ciszej jesteś, tym więcej o tobie słyszę, panienko – powiedział grzecznym tonem. Z początku zrezygnował z niego, gdyż dziewczyna na niego warczała. Teraz jednak nie widział w niej sarkającej arogancji. Może to reakcja samozachowawcza, albo jakaś inna agresja?
- To nie ważne, kim była. Interesuje mnie, kim się stała – spojrzał prosto w oczy dziewczęcia, tak jakby chciał jej powiedzieć „nie okłamuj mnie, doskonale wiesz, o czym mówię”. – Kim się stała?
Godność: Eva M. Markovski Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie. Nie lubi: wina(y) Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy
~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu
~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu Broń: naładowany Walther P99 Moriego Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
Dołączył: 25 Lip 2012 Posty: 406
Wysłany: 10 Listopad 2015, 00:29
Anceu spojrzał z politowaniem na parę dwunogów, próbujących wciągnąć go swoje prywatne rozgrywki. Mademoiselle nazbyt często zapominała, że jedynie zwykła grzeczność powstrzymywała go przed manifestacją siły czy woli, ażeby uświadomiła sobie, że nadal jest tym samym zwierzęciem co wtedy, gdy tak zacnie udawała brak strachu przed spotkaną w listowiu Bestią. Evangelina była osobą o zbyt postrzelonym charakterze i nadto wybujałym postrzeganiu świata, by brać ją na poważnie przy pierwszym legionie spotkań.
A jednak usiłowała przeciągnąć go na swoją stronę: emanację melancholii i flegmatyzmu, cytując tak lubianego przez nią psychologa o nazwisku, mhm, Strelau. Nie, inaczej. Jung. To było jednym z miriad dowodów, że mademoiselle zwraca uwagę na argumenty dopiero wtedy, gdy będzie musiała ich bronić lub poszukiwać.
Rozległy, niekoherentny umysł zalały mu strzępki i bloki informacji o Parasolnikach. Najwyraźniej Anceu wiedziały to, co im było akurat potrzebna do przetrwania. Gdy spojrzał ponownie w ślepia mężczyzny, uświadomił sobie co uprzednio już mu się kojarzyło, a co dopiero teraz potwierdzało, że rasa dwunoga zgadza się ze stanem faktycznym. Najpierw przeniósł wzrok na tamtą osobę. Istnienie mężczyzny jako takiego nie stanowiło kłopotu, jednak jego przynależność gatunkowa implikowała pewne niebezpieczeństwa; jeśli nawet nie dla samego tygrysa, to z pewnością dla towarzyszącej mu Marionetkarki.
– Nigdy nie próbowałem jadać parasoli – odparł lakonicznie – ale w razie potrzeby zawsze mogę zacząć.
Następnie sięgnął pazurzastą łapą do oka, poprawiając steampunkowy – kochał te seriale w dalekowizji! – monokl. Zmiana nastroju Evangeliny także go jakoś zbytnio nie zdumiała. Przynajmniej w obecnej chwili nie miała pod ręką zastawy stołowej lub szklanych fiolek z przyprawami, by nimi ciskać.
Odpowiedź blondyna na zgoła retoryczne, będące drwiną z siebie samej, pytanie trochę ją zaskoczyła. Przez chwilę patrzyła nań, jakby nie wiedziała skąd się tu wziął. Kolejne zdanie zdawało się być pięknym za nadobne, ale ruda jakoś instynktownie wiedziała co ma na myśli nieznajomy. Nie miała wprawdzie pojęcia o kim blondyn mówi, bo rudych osób – co by nie mówić o jej charakterystycznym kolorze włosów – było sporo. No i twoja zaginiona, tajemnicza babka-wiedźma nie jest pierwszym, co przychodzi ci na myśl.
Może dopiero po chwili, gdy wspomnienie ojca napływa jak fala, a zapach suszonej herbaty i wódki w powietrzu miesza się z dźwiękiem jego głosu. Jakoś nikt nigdy nie protestował, gdy zdarzał się wieczór w tygodniu (lub dwa, trzy, ewentualnie co drugi dzień), że siedemnastoletnia Eva i Anton Markovski siadali przy drewnianym stole, z dala od śpiącej Veronique, z dala od błyszczącej jadalni, z dala od rzeczywistości, i toczyli jałowe rozmowy o czasach przed.
– Ojciec opowiadał mi o Sabinie Marionetkarce. Że świat śmiał się gdy ona się śmiała. Że żyła w swoim świecie, świecie zwierząt i ludzi. Że własną piersią broniła drogich jej rzeczy, choć była mniejsza ode mnie. Czy moja opowieść może być twoją?
Przyłożyła palce do ust, znów brudząc opuszki szminką. Powinna się już nauczyć, wszak nosi ją prawie tak długo jak pije.
– Nie ma nic złego w duszeniu się. Czy to samotnie, czy dla innych. – Spojrzała na szkarłatne palce. – Ostatnio w ogóle nauczono mnie, że „dla innych” zawsze do ciebie wróci. Nie wiem tylko czy to heroicznie czy źle.
Dużo później odpowiedział siedzącej niepokojąco blisko Parasolnika Evangelinie, która na wzmiankę o nazwie, której nie pojmowała wyciągnęła jedynie oprawiony w drewno grafit oraz spięty metalową klamrą plik kartek i nagle patrzyła wyczekująco na nowo poznanego.
Upiornie ciekawskie stworzenie. Z tego co wywnioskował z licznych, żywiołowych, barwnych oraz pozbawionych choć cząstki jej serca opowieści, ta cecha wielokrotnie już wpędzała ją w nieliche kłopoty.
– To gatunek podobny do Kapeluszników, mademoiselle. Parasolnicy są jednak związani z innym przedmiotem. Są też kastą wymarłą, podobnie jak Żołnierzyki wśród Marionetek. Obie formacje wyginęły podczas wojny 30 lat temu. Przy odrobinie szczęścia i homeryckiej ironii wyzabijały się wzajemnie.
Ruda zupełnie nieświadoma refleksji tygrysa, znalazła sobie nową zabawkę. A raczej starą, którą kompletnie do tego czasu ignorowała. Skupiała się na przeżywaniu przygód, romansowaniu, próbach przeżycia, próba ratowania, a zupełnie zapomniała z czym pierwotnie do Krainy Luster przyszła. Na zbieraniu informacji. Na pisaniu artykułów.
Słowa Anceu brała oczywiście za pewnik i jęła dopytywać – nagle znów ożywiona i z błyszczącymi oczyma – o inne, niecierpiące zwłoki sprawy:
– Wspomniałeś, że twoja praca nie polega na tworzeniu – wyłowiła spośród wielu rzeczy, które dziś od niego usłyszała. – Czym więc się zajmujesz? Parasolnicy są stworzeni do walki, tak? O co więc teraz walczysz? Angażujesz się w ruch Anarchs?
Ruda oczywiście nie zdawała sobie sprawy, że od dłuższego czasu tematy organizacji są w KL tabu. Nie przejęła się nawet zduszonym syknięciem Victora.
– W pierwszym momencie pomyślałam, że jesteś Marionetką. Wiesz, brzmisz mechanicznie, więc sądziłam, że to zasługa głośnika albo czegoś podobnego, co zostało zamontowane przed ożywieniem.
Spojrzała z zainteresowaniem na ostrą twarz towarzysza. Parasol ocieniał oboje, pozwalając Evie dobrze przyglądnąć się wyrazowi twarzy mężczyzny. I równocześnie akcentując na licu Iskry uśmiech, dotąd żywotnością przysłonięty przez mieniące się wściekle w świetle pasma włosów.
– Jeśli potrzebujesz ciszy, żeby cokolwiek usłyszeć, to tak naprawdę to ty nie jesteś stąd. Lub stamtąd. Już dawno nie mamy czasów, gdy jeden drugiego po prostu słyszy. A co dopiero słucha.
Przechyliła głowę, pukle przesypały się na piegowaty policzek.
– Iskra Marionetkarka – przedstawiła się tak, jak zwykła to robić jej babka – ale to już pewnie wiesz. No i jestem dosyć wybrakowanym egzemplarzem, bo nie potrafię ożywić siebie, a co dopiero kogoś.
_________________
Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
Na nosie okulary-nerdy od Furli.
Svart [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 10 Listopad 2015, 22:50
Zmrużył oczy i okrył się szczelniej płaszczem tak, aby wystawała jedynie dłoń która trzyma parasol. Siedział bez ruchu niczym posąg, co jakiś czas kręcąc głową. Co też ten Pan Victor opowiadał? Zjeść Giselle? No doprawdy… Większego głupstwa od dawna nie słyszał. Tygrys nie zdołałby nawet podziurawić parasolki. Toż to nawet miary nie ma na taki wyczyn! Mężczyzna pokręcił głową, iście rozbawiony tym pomysłem.
- Panie Victorze, to by był schyłek. Prawdziwy skarb – powiedział rozbawiony, wciąż kręcąc głową.
Westchnął, próbując opanować emocje, po których i tak próżno szukać śladu. Twarz cały czas sprawiała wrażenie wykutej w kamieniu, a ton tak samo bezbarwny, jak gdyby nic nie mówił i mówił o niczym. Głos bez uczucia, jak woda bez wiatru - stał w miejscu. Dziewczyna miała inny. Impulsywny? Nie, pulsujący. Czuć było serce. Zwłaszcza, gdy milczała. Wtedy mógł usłyszeć każdy skurcz. Sześćdziesiąt siedem uderzeń. Nie, sześćdziesiąt osiem.
- Sabina… Marionetkarka - powtórzył po dziewczynie, po czym przymknął oczy i odchylił głowę w zastanowieniu. – Nawiedzona Saba. Saba Czerwona Kukła. Sabina. Hm. – pokiwał głową na znak, że pamięta.
Pamięta, że potrafiła być obok, a jednocześnie nieosiągalnie daleko. Inne dzieci bały się do niej podejść, a Svart miał już Giselle, więc niczego się nie bał. Był ponad inne dzieci i Marionetkarkę. Tak przynajmniej kazano mu myśleć.
- Nie dwa. Wybiła mu trzy zęby, bo wziął ją za cel. Myślał, że może ją pożegnać, ale miał siedem lat. Ona dwadzieścia siedem. – otworzył oczy i wbił wzrok w czerwone wnętrze parasola. – Mówiła, że zamieni jego łóżko w szafot – dodał po chwili, zerkając kątem oka na dziewczynę.
Wyprostował nogi, unosząc kłębek kurzu. Całe strój miał koloru czarnego, ale tuż przy ziemi, na butach i nogawkach było widać ślady długiej wędrówki. Był kontrastem dla kolorowej dziewczyny. Jego czerń sprawiała, że jej włosy, usta i paznokcie nabierały intensywności. Mogło się z tym równać jedynie wnętrze Giselle. Nie powie jej tego. Zapachy też kontrastowały. Nie były silniejsze niż te z paczki. Paczka nie pachniała ani dobrze, ani niczym, co mógł kojarzyć. Jedynie tym, co mógł pamiętać. Spojrzał na jej pobrudzone czerwienią palce. Znajomy widok. Bardzo znajomy.
- Moją opowieścią? Hm. Moja opowieść już dawno się skończyła, słodka panienko. – spojrzał jej prosto w oczy. - Nie wróci i nie powtórzy się. Już nigdy.
Posłał tygrysowi jedno z najostrzejszych spojrzeń, choć trwało jedynie ułamek sekundy. Jak strzał biczem, lub poparzenie płomykiem świeczki.
- Panie Victorze, z całym szacunkiem… to nie jabłoń decyduje o podobieństwie, a pestki. Moi ludzie nie mają nic wspólnego z tymi szaleńcami – odpowiedział sucho. Gdyby był zdolny do strzelania jadem, z miejsca pożegnałby Anceu.
Raz jeszcze skierował wzrok w stronę dziewczęcia. Nawet gdy jej twarz otulał cień parasola, wciąż wydawała się promienna. Żywa, młoda, witalna, krwista. W jej oczach aż iskrzyło.
- Nie walczę, żegnam. Wszystkich tych, których należy – pokręcił głową przecząco, słysząc nazwę na „a”. – Jestem Parasolnikiem. Pracuję sam.
Czerwień parasolki nasycała twarz dziewczyny. Każdy ton tego koloru aż krzyczał, począwszy od burzy rudych włosów, aż po delikatne żyłki w jej oczach.
- Nie potrzeba słów, aby słyszeć, droga panienko. Cisza mówi więcej. Tak jak zapach. Z samych twoich kości dowiedziałbym się więcej niż z całej tej rozmowy.
Podniósł się z ławki i stanął naprzeciwko dziewczęcia.
- Iskra – powtórzył. – Potrafi wzniecić płomień, który nic po sobie nie zostawi. Zupełnie jak ja – pomyślał. - Svart – skinął głową, a oczy ponownie mu zabłyszczały.
Godność: Eva M. Markovski Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie. Nie lubi: wina(y) Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy
~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu
~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu Broń: naładowany Walther P99 Moriego Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
Dołączył: 25 Lip 2012 Posty: 406
Wysłany: 24 Listopad 2015, 19:36
Przeniosła wzrok na Victora, który nie rozmawiał zwykle z obcymi, zbyt leniwy, lub zbyt ponad to. Coś się musiało w którymś z panów zmienić.
– Schyłek byłby to na pewno – mruknął Anceu, na powrót układając się w pachnącej nektarem trawie. A w świadomości kociska rozlało się przekonanie, iż Parasolnik zdecydowanie nie zorientował się, że zwierzę mówiło raczej o samym mężczyźnie niż jego przedmiocie użytku. No ale skądże mógłby wiedzieć, że to tylko aluzja. Zastanowiło go przez chwilę, czy jest to kwestia dumy czy pychy, ale później stwierdził jedynie, że dwunogi mogłyby przestać wreszcie gadać, bo nie słyszy własnych myśli.
Eva znów najpierw zwróciła uwagę na sposób, w jaki mówił o swoich odczuciach – kategorycznie, kompletnie czarno-biało. Czasem czarno. – Dlaczego przeszłość miałaby pozostać tylko przeszłością? Dlaczego nie może przebywać w naszych wspomnieniach, na wieczność żywa?
Nie zorientowała się, iż końcową myśl wypowiedziała na głos, póki nie usłyszała własnych słów, brzmiących zbyt ckliwie i zbyt nostalgicznie jak na Evę, którą znała.
– Dlaczego wybiła mu zęby? Jak dobrze ją znałeś? – zmieniła płynnie temat, zapomniała jednak przy okazji zdziwić się z powodu rewelacji, które mężczyzna opowiadał o babce.
Nie powinna się rodzić w niej chęć protestu, przecież nierzadko zdarzało się, że ludzie byli kompletnie inni dla rodziny, i kompletnie inni w jakiejś odrębnej rzeczywistości. Nie wspominając o pokracznym świecie Krainy Luster. A jednak pączkowała w rudej chęć bronienia Sabiny, przytoczenia kolejnej historii z okresu wojny, tym razem wojny ludzko-ludzkiej.
Tygrys przeniósł wzrok z Iskry na nieznajomego.
– Pan nie ma nic wspólnego. Jest pan jedynym. Nie spotkałem żadnego Parasolnika od połowy wojny, od bitwy o Znikającą Szachownicę. Aż do teraz, do pana i pańskiego parasola.
Anceu automatycznie dostroił się do honoryfikacji postawionej przez mężczyznę; tylko kobieta w dalekim poważaniu miała wszelkie grzeczności. Zmanierowanie już dawno z niej opadło. Więcej: była świadoma, że musi być inna od tamtej człowieczej Evy, że musi się stać na nowo, stać faktyczną Iskrą Marionetkarką. Być może po części przejąć autorytet babki, jej charakter i miejmy nadzieję, żaden z jej długów czy wrogów.
Usłyszała jeszcze jak Victor flegmatycznie unosi bladobłękitne spojrzenie na Svarta i odpowiada, jakby celowo prowokował kłótnię:
– Pomimo różnicy odmian, jabłoń pozostaje jabłonią; nie zamieni się w krzak maliny czy drzewo magelatowe. – Anceu coś miał jeszcze dodać, ale wspomnienie słodkich owoców tak go zaabsorbowało, że resztę energii przeznaczonej na dawny, zapiekły spór przeznaczył na miłe wspomnienie sałatki z magelatów, które dostał na tamtym przyjęciu u pary Dachowców. Po chwili jednak jakby się ocknął i prawdopodobnie dodał kolejne zdanie do niezwykle frapującej, bo ogrodniczej, metafory polemiki. – Pamiętam Lunatyków, którzy opisywali w kronikach braci bliźniaków, jednego noszącego Kapelusz i drugiego dzierżącego Parasol. A może to była ballada znajomego Baśniopisarza? – W tym miejscu, w połowie, kocisko ponownie sięgnęło po fajkę i poczęło spokojnie ją pykać, chyba zapominając o pozostawionym w połowie stwierdzeniu.
Gdy jako kolejny automatycznie przyjął za pewnik, że „iskra” była powiązana z ogniem, przymknęła powieki. Słońce zapłonęło jej we włosach, a gdy ponownie otwarła oczy, już stał przed nią. Żegnanie? Nagle tak okrutnie zatęskniła za pastelowymi ścianami mieszkania w kamienicy, grubym kocem pozostawionym na łóżku i ramionami, w które mogłaby się wtulić. Zgięła się wpół, zaciskając szczękę, nagle chora. Sick. Tak zastał ją wstrząs, który przewalił się przez polanę z jękiem pękającej w zasięgu wzroku ziemi i trzeszczących wysoko konarów.
Zrzucona z ławki na kolana, z cichym „merde” podparła się rękoma, natychmiast gotowa do reakcji. Wyrwy w ziemi nie stanowiły jednej z opcji, nie wspominając już o wpadnięciu w taką. Wyprostowała się i sprawnym, gwałtownym ruchem ściągnęła z szyi miedziany łańcuszek. Nagle obecny przy nich Anceu chwycił go w pysk. Na samym końcu bujał się leniwie wisior z błękitnego, niefasetowanego minerału. Eva położyła dłoń na grzbiecie kociska, a drugą, podobnie jak głos idealnie niedrżącą, wyciągnęła do Svarta.
– Chodźmy, monsieur – ponagliła. – Trzeba stąd iść.
_________________
Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
Na nosie okulary-nerdy od Furli.
Svart [Usunięty]
Wzrost / waga: /
Wysłany: 28 Listopad 2015, 16:19
Svart pokręcił głową. Tygrys miał zbyt wysokie mniemanie o sobie. Nie uraczy go już odpowiedzią. Niech sobie futrzak myśli, co chce. Mężczyzna już widział w swoim umyśle jak rozgniata czaszkę zwierzęcia. Uśmiechnął się blado, spoglądając na ziemię. Usatysfakcjonowała go ta wizja. Powłóczył zamglonym spojrzeniem do dziewczęcia.
Naiwna, głupia dziewczynko...
Przeszłość na wieczność żywa? Nic nie trwa wiecznie. Po cóż zaprzątać głowę wspomnieniami i uwiązywać się do czegoś, na co wpływu już nie ma?
- Widzisz moja droga… Kiedyś nadejdzie czas, że obrócisz się i zrozumiesz, dlaczego – powiedział, przymykając oczy. – Jeśli chcesz, aby rana się zagoiła, musisz przestać ją dotykać.
Otworzył oczy szerzej, by zerknąć na wnętrze parasola. Odprężająca czerwień, rzucała lekki odcień na ich twarze. Nie mógł dostrzec swojej, ale dobrze pamiętał jak wygląda. Twarz dziewczyny też już zapamiętał, a teraz, gdy mógł ją porównać z Sabiną, nie widział aż tak wielkiego podobieństwa.
- Hm…dlaczego? – ściągnął brwi w zamyśleniu. – Prawda, że to głupie? Ja bym wyrwał mu język, ale ona zawsze szybko wybaczała. Wszystkim, tylko nie sobie. – zakręcił parasolem. – Znałem na tyle, na ile dała się poznać, na ile chciała bym ją poznał. Jeśli by nie chciała wypuściłaby mnie ze swojego życia. Hm. Pewnie nawet przetrzymałaby mi drzwi, abym wyszedł… - znów spojrzał w dół. – Była niecierpliwa.
Tym razem nawet nie spojrzał na Anceu. Patrzył na przestrzeń przed sobą. Wyprostował nogi, a stopy położył płasko na ziemi. Coś mu nie pasowało. – W rzeczy samej, tak to wygląda, Giselle. Komu przeszkadza cisza, skoro w głowie panuje hałas? Nie ja jestem przecież ofiarą. – westchnął ciężko. – Panie Victorze, nikt nie zauważa, póki tego nie zabraknie. – wciąż nie patrzył na tygrysa, a przed siebie. – Przyzna Pan jednak, że trudno głodnemu porównać jabłecznik do cydru, prawda? Ale nie musi Pan się ze mną zgadzać. Przecież nie mogę Pana zmusić, aby miał Pan rację. – w tym momencie zwrócił swą uwagę na Iskrę.
Iskra. Ciekawe imię, ale złe. Zastanowiło go skąd pomysł, aby tak się przedstawiać? Chciała już na wstępie ostrzec przed czymś? Przed jakąś cechą, a może umiejętnością. Mogła też uśpić tym samym uwagę, gdyż skojarzenia były jednoznaczne. W tym wypadku, Svart uznałby ją za sprytną. Ale nie pasowało mu to. Rozejrzał się, wyczuwając niepokojącą aurę, która zbliżała się niczym fala.
– Cudownie – mruknął.
Zakręcił parasolem, gdy usłyszał pękającą ziemię. Postąpił krok do tyłu, by spadające dziewczę nie wylądowało na jego butach. Jeszcze by się wybrudziła.
- Nie mam nic przeciwko, Giselle. – spojrzał na dziewczynę.
Mężczyzna patrzył na wyciągniętą w jego stronę dłoń. Zaśmiałby się, gdyby jeszcze pamiętał jak to się robi. – Nie sięgaj po coś, czego nie możesz unieść, naiwna panienko. – ściągnął brwi. Pokręcił głową na znak, że nie zgadza się na dalsze dotrzymywanie jej towarzystwa. – Osobność, to moje ulubione miejsce – dodał, po czym odsunął poły płaszcza z ramion na plecy. Zamknął parasol i skoczył na jeden z opadających drzew. Odbił się od niego, przeskakując na kolejne, aż w końcu zniknął z pola widzenia pozostałej dwójki.
Godność: Eva M. Markovski Wiek: 21 fizycznie, psychicznie z 55 i ciut Rasa: Człowiek z lustrzanym dziedzictwem? Zludziały Marionetkarz? Od pewnego czasu po prostu taktycznie omiń to pytanie. Nie lubi: wina(y) Wzrost / waga: 1,65m / 52,3kg Aktualny ubiór: ~grafitowy dwurzędowy płaszcz zimowy
~czarna, elastyczna bluzka z długim rękawem i szeroka spódnica za kolano z jasnego jeansu
~skórzany plecak-sakwa i granatowe okulary nerdy na nosie Znaki szczególne: ognistorude włosy, nienaturalnie jasnozielone oczy, piegowata skóra; tatuaż na prawej połowie pleców, blizny na lewym nadgarstku i brzuchu Pod ręką: ~plecak + pistolet + Animicus wśród bransoletek, Czarodziejska Wstęga, obecny Anceu Broń: naładowany Walther P99 Moriego Bestia: Mr. Limpet czyli Strach na Wróble, Anceu, który przedstawia się jako Victor, Renifer o imieniu Tytus Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus, Bursztynowy kompas Kryształ: 2,5g (nieoszlifowane)
Dołączył: 25 Lip 2012 Posty: 406
Wysłany: 3 Grudzień 2015, 01:02
Zerknęła spod rzęs. Traktowanie jej jak nastolatki, na którą jeszcze trochę wyglądała, wzmogło nagle irytację na cały Boży świat (czy jest sens mówić tak o Krainie Luster? czy to się jakoś nie wyklucza?), a zwłaszcza na Svarta. Czy myśli, że jaskrawe kolory i żywe usposobienie predysponują do bycia młodym? Czy może naiwnym? Lekkomyślnym? Nieostrożnym, niedoświadczonym, niewinnym, bezpośrednim?
Kącik ust powędrował samowolnie w górę, wyginając szkarłatne wargi w lekki, pogardliwy łuk. Charakter łagodnego uśmiechu dało się jednak zauważyć dopiero po skorelowaniu go z wyrazem oczu, te zaś ponownie zostały schowane za piegowatymi powiekami.
– Są rany, które krwawią od samego patrzenia, monsieur – wyartykułowała powoli, zawieszając wzrok na powietrzu pomiędzy nim a Anceu. – I są rany, które nie powinny się zagoić – zakończyła nagle, wsadzając ołówek i kołonotatnik (który leworęcznym zawsze wbija się w nadgarstek, dlatego każdorazowo zaczyna zapisywanie od tyłu; to nic, że ludzie patrzą jak na wariata). Koniec wywiadu.
O Sabinie słuchała bez słowa, jakby beznamiętnie. Niech żyje labilność emocjonalna. Dyskusję pomiędzy Anceu i Svartem zupełnie puściła mimo uszu, choć spotkanie takich dwóch osobników nie zdarzały się na co dzień.
Mężczyzna najwyraźniej miał wbudowany oprócz dzikiego głośnika radar lub sejsmograf, bo bez wysiłku wyczuł nadchodzące wstrząsy; nawet odsunął się, co by przypadkiem nie pomyślała, że miał w zamiarze ją łapać. Gentelmanów w gębie to znała na pęczki.
A karma to chyba do niej, cholera jasna czy ciemna, wracała jak australijski bumerang. Czyli odwróć się i zaraz dostaniesz w łeb. Jak w kreskówce. Dobra, już nigdy nie wyciągnie pomocnej dłoni – po kiego diabła i od kiedy ona to robi w ogóle w stosunku do obcych? najpierw tamta postrzelona (dosłownie, ha, ha.) dziewucha, teraz ponurak o prezencji ninji i inteligencji społecznej na poziomie parkingu – 2.
– Zmykajmy – rzuciła cicho do Victora, z niepokojem obserwując padający po tej samej stronie polany konar. Chwyciła za torbę, dusząc równocześnie ze trzy francuskie niecenzuralne słowa. Dlaczego tak ją ta nieprzyjęta dłoń zdenerwowała? Normalnie miała ochotę zachować się jak mała dziewczynka, za którą ją brał, i czymś za nim rzucić. Najlepiej bombą wodorową.
[zt x2]
_________________
Iskra ma aktualnie włosy ścięte na boba, ich przód prawie sięga ramion.
Na nosie okulary-nerdy od Furli.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 6 Marzec 2017, 13:04
Misja na zdobycie przedmiotu
Ostatnio w jego życiu wiele się pozmieniało. Zaczął czuć coś do kogoś innego. Przestał być tak bardzo obojętny na to co się dzieje z innymi istotami. Zdobył przyjaciół. Ktoś się troszczył o niego, a nie traktował tylko jako dobra partia na kochanka. Doświadczył odrobiny dzieciństwa.
Było tego trochę za dużo jak na taki krótki czas. Potrzebował odpocząć od wszystkiego. Postanowił wybrać się na długi spacer, ale nie po Malinowym Lesie. Za blisko domu. Wybrał się więc na Herbaciane Łąki.
W domu przebrał się w wygodne buty, sprane jeansy, granatowy, dopasowany, letni golf. Na niego założył paski do Naginaty. Do pasa przypiął też mieszek z pieniędzmi. Włosy związał w niski kucyk, który teraz opadał mu swobodnie na plecy. W końcu zabrał broń, zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę Herbacianych.
Spacerował długo, nie przejmując się ani tym ile go nie ma ani ile chodzi. Spacery go nie męczyły. Był najedzony więc spokojnie kilka dni bez żywiciela wytrzyma, snu też nie potrzebował, nic tylko korzystać.
Szedł cały czas zamyślony. Nie zwracając uwagi na innych. Po drodze wstąpił tylko jeszcze do sklepu, gdzie kupił mieszankę różnych prażonych orzechów w karmelu. Może i nie potrzebował jedzenia, ale kto mu zabroni, chrupać sobie jeszcze ciepłe orzeszki w trakcie spaceru? No nikt! W końcu nikt nie miał nad nim władzy by mu coś zakazać, tym bardziej tego, że nie może sobie podgryzać przekąsek.
Szedł tak więc przed siebie, unikając innych istot, które i tak z zainteresowaniem na niego zerkały. Jego błękitne oczy były jednak nieobecne, jakby myślami był w zupełnie innym świecie.
Nawet nie zauważył kiedy dotarł do celu. Rozejrzał się zdezorientowany, pochłaniając ostatnie orzechy. Początkowo nie zorientował się gdzie jest, dopiero, gdy poczuł charakterystyczny, miętowy zapach zorientował się, że dotarł do Fusowego Gaju. No tu go dawno nie było. Spalił papierową torebkę po orzechach i wsadziwszy ręce w kieszenie zaczął przechadzać się między fusowymi drzewami, ciesząc się spokojem oraz samą naturą, nikogo bowiem w pobliżu nie dostrzegał.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 6 Marzec 2017, 17:36
Dzień był piękny. Przez poruszane wiatrem liście spływały na demona promienie światła barwy herbaty miętowej z dużą, dużą ilością miodu. Wszystko wydawało się być niemal przesycone tym złotym blaskiem. Yako szedł płytką rozpadliną, z wysokimi krzewami po obu stronach skarpy, tworzącymi nad jego głową zielony baldachim. Nie słychać było śpiewu ptaków, jednak cisza, jaka mu towarzyszyła, nie była specjalnie złowroga. Bardziej uświęcona.
Rozpadlina kończyła się małą polanką, ciasno obrośniętą drzewami ze wszystkich stron. Na samym środku, wprost z ubitej, złocisto-miodowej ziemi wyrastała stara studnia. Nie miała zaczepu ani wiadra, kamienie popękały, przegryzione zębem czasu, a w szczelinach rosła spokojnie trawa i mech. Zaglądając do niej, można było ujrzeć jedynie przepastną czerń. Ogólnie konstrukcja ta wyglądała dość czarodziejsko. Kto wie? Podobno w Krainie dało się spotkać obiekty spełniające życzenia, a magiczne studzienki jak najbardziej zaliczały się do ich grona. A nuż poszczęści się Yako, i za opłatą miedziaka ziści swoje najskrytsze pragnienia?
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 6 Marzec 2017, 21:38
Przechadzał się spokojnie naturalną alejką. Ciesząc się spokojną ciszą i lekkim wiaterkiem. Było ciepło, ale nie za ciepło po prostu w sam raz. Idealne warunki do tego by odpocząć od reszty świata. Poczuł się trochę tak jakby znalazł się w zupełnie innym wymiarze. Żadnego pośpiechu, żadnych ludzi czy innych istot. Po prostu cisza i spokój. Tego mu było teraz najbardziej trzeba. Brakowało tylko śpiewu ptaków by było idealnie. Najchętniej to położyłby się teraz gdzieś na polance i zamknął oczy, ciesząc się spokojem.
W końcu dotarł na jakąś polanę. Rozejrzał się z zainteresowaniem. To co najbardziej rzuciło mu się w oczy to studnia na samym jej środku. Była stara i w straszny stanie, jednak to dodawało jej uroku. Co tu jednak robi studnia, w samym środku Gaju. Rozejrzał się uważniej, szukając jakiś oznak, że ktoś tu kiedyś żył ale nic nie znalazł. Las wyglądał tak jakby tu nikt nigdy nie wchodził. Jedyne co niszczyło to wrażenie to właśnie ta studnia.
Podszedł do niej zaintrygowany swoim znaleziskiem i zajrzał do środka. No cóż...w końcu był lisem, a te są bardzo ciekawe świata i nowych miejsc. W środku zobaczył tylko pustkę, zastanawiał się jednak jak głęboka jest ta studzienka. Rozejrzał się, szukając jakiegoś kamienia, jednak nic nie znalazł. W końcu wyjął z sakiewki miedziaka i wrzucił go do środka, nasłuchując i czekając na jakiś dźwięk. Może plusk? A może po prostu odgłos monety uderzającej o skały? Kto wie.
Gdy wrzucał monetę, nagle przeszła mu przez głowę myśl, że bardzo chciałby się dowiedzieć, czy z Gawainem jest teraz wszystko w porządku i że bardzo chciałby go znów zobaczyć.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 6 Marzec 2017, 22:04
Małe światełko pomknęło w dół tunelu, odbijając się z brzękiem raz po raz od kamieni, póki nie zniknęło całkiem w nieprzeniknionym mroku na dole. Minęła dłuższa chwila, zanim spiczaste uszy Yako wychwyciły chlupot. Niestety, jego marzenie nie spełniło się, nikt nie zesłał mu uświęconej wizji swojego przyjaciela/kochanka/żywiciela. Najwidoczniej była to najnormalniejsza w świecie studnia. A on stracił miedziaka. Co za pech.
...
Po chwili jednak z dna coś głośno wrzasnęło, tak przenikliwie, że mogło przyprawić biednego Yako o zawał serca:
- MaMy! MaMy klienta, siostry! - i podniecony rumor gdzieś na dnie studni, szepczący o czymś nieokreślonym. Jakieś dziwne chichoty, jakieś szepty. Po chwili zaczęło się ściszać, jakby nic konkretnego się nie stało.
- Miło nam po_itać cię _ naszych skroMnych progach, drogi Młodzieńcze! Możesz złożyć zaMó_ienie _ każdej ch_li! - ozwało się ponownie wołanie z dna studni. Echo mocno wyginało je i zniekształcało, ale był to z pewnością głos kobiety starej, co najmniej szcześćdziesięcioletniej. I z bardzo, ale to bardzo dziwnym akcentem. Kto wie, co siedziało na dnie zbiornika, ale nie wydawało się stwarzać zagrożenia.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 7 Marzec 2017, 09:58
Lusian nasłuchiwał uważnie, odgłosów monety. Nic jednak się nie stało. Słysząc chlupot, westchnął cicho i zaśmiał się z siebie. Przecież to zwykła studnia, jakich pełno po obu stronach Lustra. Beztroskie wygłupy z Cierniem, chyba za bardzo wpłynęły na demona, że pomyślał iż jak pomyśli życzenie to się spełni. Wzruszyła ramionami, oglądając jeszcze raz studnię i już miał ruszyć w dalszą drogę, gdy usłyszał wrzask. Od razu chwycił za naginatę, gotowy do odparcia ataku. Nie wiedział przecież co wydawało takie dźwięki, a Kraina Luster mimo iż pełna magii i słodkości, była bardzo niebezpieczna.
Podszedł ponownie do studni, na ugiętych nogach, gotów w każdej chwili odskoczyć. Zajrzał ostrożnie do środka i nasłuchiwał tych dziwnych szeptów.
Gdy dziwny, kobiecy głos zwrócił się bezpośrednio do niego, Lusian rozejrzał się szybko, czy ktoś czasem go nie obserwuje i nie robi sobie z niego żartów, bo na to nie miał najmniejszej ochoty.
Obszedł kilka razy studnię, cały czas zerkając do środka, uważając jednak, by nie wpaść. Stawiał ostrożnie każdy krok i nie nachylał się zbytnio, ani nie opierał o zamszone kamienie. Wolał nie sprawdzać osobiście jak głęboka jest woda na dnie studni.
W końcu jednak opanował się i uznał, że wypadałoby odpowiedzieć - w czyje progi udało mi się dziś zawitać? - zapytał grzecznie, jednocześnie rozglądając się za czymś, co mógłby podpalić i wrzucić do środka. Może uda mu się zobaczyć z czym ma do czynienia - i, proszę wybaczyć, ale o jakim zamówieniu pani mówi?- nigdy nie zapominał o dobrych manierach. Nie wiedział z kim lub czym ma okazję porozmawiać, więc wolał nie uradzić dziwnego głosu.
Jego ogon machał na boki. Lusian był bardzo ciekawy tego co siedzi na dnie studni. Może i szukał samotności, ale jak przystało na lisa, ciekawość wzięła nad nim górę. Nie odkładał jednak broni, może i był ciekawski ale nie zapominał o możliwym zagrożeniu, nawet jeśli głos wydawał się niegroźny. W końcu pozory mylą, prawda? Sam był tego idealnym przykładem
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 8 Marzec 2017, 23:19
Na pytanie uszastego w studni zawrzało. Głosy odbijały się echem w panice, jakby zwyczajne pytanie okazało się niesamowitym wydarzeniem, o którym warto będzie plotkować przez następne tygodnie. To NAPRAWDĘ musiała być grupka staruszek
- Nazy_am się Melania!
- Ja Marina!
- A ja Milena! JesteśMy niezależnyMi artystkaMi! Śliczny pan płaci, a My _ykonujeMy pracę! Może pan się rozgości? Herbatki z Melisy? Słodzona Melasą!
Niezależnie od odpowiedzi, z głębi studni ozwało się skrzypienie, najwyżej wtórowane zachętą, że "herbatka z meliski to samo zdrowie!". Po chwili na brzegu pojawił się postument, brudny i pokryty plamami farb akrylowych, na którym postawiono niedomytą z wierzchu filiżankę, malowaną w różowe bydło gatunku niedoprecyzowanego. Zarówno postument jak i naczynie były obrzydliwie lepkie, jakby czymś wysmarowane. Czymś czarnym i niemożliwie wręcz słodkim. Ryzykować?
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 9 Marzec 2017, 16:58
Yako przysłuchiwał się hałasom, nie bardzo wiedzieć jak je odebrać. Gdy staruszki się przedstawiły odpowiedział uprzejmie - bardzo miło mi panie poznać - nadal nie przestawał nasłuchiwać. Komentarz o tym, że jest śliczny trochę go zaniepokoił. Skąd mogły to wiedzieć? Przecież siedziały na dole!
-Co takiego tworzycie moje drogie? - zapytał by utrzymać rozmowę. Było to dość nietypowe dla niego. Było to coś nowego i tak innego od tego co się działo ostatnimi czasy. Lusian bardzo lubił towarzystwo. A w takim gronie nie miał okazji jeszcze rozmawiać.
Słysząc o herbacie, zamrugał zdziwiony. Ale, że jak? Miał tam zejść? A może one przyjdą do niego? Nie do końca wiedział jak chcą go ugościć, skoro siedzą w głębokiej studni, a on sam jest na powierzchni. Po chwili jednak dostał odpowiedź.
Obok studni pojawił się postument, cały pokryty plamami farby i czegoś lepkiego. Sądząc po zapachu - melasy. Ale w tej Krainie nie można być niczego pewnym. Nadal trzymając naginatę, w ręce sięgnął po filiżankę. Mięśnie miał napięte, gotowy by w razie czego zareagować. Może i był przewrażliwiony, ale przecież po tym jak przez dziesiątki lat musiał pilnować się na każdym kroku, żeby nie paść ofiarą jakiegoś samozwańczego zabójcy, nie można go za to winić.
Chwycił uszko filiżanki i skrzywił się z niesmakiem. Była cała lepka! Puścił ją kontrolnie, czy nie przyklei się do niego na stałe i powąchał napar. Tak jak powiedziały kobiety, była to melisa. Stał chwilę wpatrzony w napój, po czym uśmiechnął się drapieżnie i uniósł lekko filiżankę zwracając się w kierunku studni.
-Wasze zdrowie moje drogie panie - powiedział głośno - jednak smutno mi pić samemu tak wspaniałą melisę, nie wiedząc nawet kto mnie nią uraczył - odrzekł z widocznym smutkiem w głosie -może pokażecie mi się, będzie na pewno milej w towarzystwie, niż tylko rozmawiać z czernią w tej studni.
Był ciekaw czy staruszki mu się pokażą. Nie upijał naparu, czekając co się wydarzy. Nasłuchiwał uważnie i poprawił chwyt na włóczni, gotowy na wszystko.
Anarchs: Rebeliant Godność: Charles Belladonna Verbascum Rasa: Kapelusznik Lubi: wszystko, wszystkich, ( nie licząc wyjątków, patrz: niżej) Nie lubi: Nierówności, rodu Rosarium, ludzi będących jednocześnie złymi i zdrowymi psychicznie Wzrost / waga: 183 cm/ 63 kg Aktualny ubiór: Zielony cylinder schowany pod ubraniem , włosy zaplecione w swoje warkocze, znowu szara bluza i kaptur Zawód: Elektryk (?) Amator (?) Pan / Sługa: jakakolwiek służba jest sprzeczna z zasadami moralnymi Charlesa Pod ręką: podniszczone MP3, talia kart, mały zegarek, ładowarka do MP3, srebrna łyżka, rzeczy, które chowa jego cylinder... Broń: szpada zwana Dziurawcem Bestia: rawnar wody, Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Zegarmistrzowski przysmak Stan zdrowia: siniak na potylicy, krwotok z nosa SPECJALNE: Moderatoświr, Mistrz Gry
Dołączył: 06 Kwi 2015 Posty: 530
Wysłany: 11 Marzec 2017, 10:46
Jak zwykle, każde słowo wypowiedziane przez Yako wywoływało w głębi studni falę podnieconych szeptów
- Sztukę! Chyba. - zaczęła niepewnie pierwsza, ale zaraz zakrzyczała ją druga:
- Cokol_iek, kochasiu, co zaczyna się na literę M! Macież! Mechanizmy! Machiny! Macarenę! - zaraz do głosu Melanii dołączyły dwa pozostałe. O ile to była Melania - głosy staruszek zniekształcone echem brzmiały dokładnie tak samo:
- Mart_otę, Miłorzęby, Myszkę Miki, Machlojki, Makrele, Magię, Marakuje, Magnolio_ce, Magnesy, Mahometa, Maliny, Maski, Mruczki, Mureny, Musztardę, Majtki Młodych Mangowych panienek! Te ostatnie sprzedają się całkiem nieźle! PrzyjMieMy każde zaMó_ienie! - zapewniały go gorączkowo.
Słysząc próźbę Yako, szepty powróciły, jednak krótsze i bardziej natarczywe. W końcu znów dało się słyszeć głos Mariny... Mileny... którejś z nich:
- Och, to średnio Możli_e, kochanieńki! JesteśMy _ tej studni ździebko u_ięzione! Od czterystu lat nie byłyśMy na po_ierzchni! Praktycznie od... - chciała jakby coś dodać, ale najwyraźniej uciszona została brutalnym zatkaniem ust - a przynajmniej na to byt wychodziło, bazując tylko na dźwiękach.
- Po prostu nie. - zakończył dywagacje drugi głos. Może nie było to groźne dla Yako w żaden sposób, ale z pewnością podejrzane.
Wiek: Wyglada na ok 25 Rasa: Lisi demon Lubi: Miłe towarzystwo Wzrost / waga: 190/85 // 175/60 Aktualny ubiór: Czarne buty sportowe, ciemnie, potargane jeansy, biały T-shirt, czarna, skórzana kurtka. Na szyi medalion w kształcie kompasu, zawierający pukiel rudych włosów. Znaki szczególne: Oczy zmieniające kolor w zależności od głodu właściciela (błękit-fiolet-szkarłat) Zawód: Aktor/Aktorka Pod ręką: Klucz od domu, pieniądze, broń Broń: Naginata Bestia: Schnee [Yuuki], Kapeluterek Nagrody: Bursztynowy Kompas Stan zdrowia: Pocięty przez wybuchającego gluta.
Dołączył: 19 Lis 2016 Posty: 721
Wysłany: 11 Marzec 2017, 15:04
Słuchał uważnie długiej listy, co takiego mają do zaoferowania. W międzyczasie upił niepewnie łyk herbaty i skrzywił się lekko. Była cholernie słodka! Jak bardzo demon lubił słodycze, to nadmiar melasy w połączeniu z melisą nie należał do jego ulubionych. Nie obawiał się jednak żadnego narkotyku, w końcu był na nie odporny.
- Miłorzęby? - zapytał zainteresowany, gdy już skończyły. Komentarz o majteczkach zbył milczeniem, bo dobrze wiedział skąd się ten zwyczaj wziął - akurat poszukuje nowego drzewka do swojego ogrodu, a iglaka nie mam żadnego - zamyślił się na chwilę, ale szybko skupił się znów na swoich rozmówczyniach, upijając kolejny łyk słodkiej melisy. W sumie robił to z grzeczności aby nie urazić gospodyń.
Zainteresowała go jeszcze bardziej wzmianka, że są uwięzione w studni, a tym bardziej kiedy jedna z kobiet uciszyła tę, która aktualnie mówiła. Poruszył zaintrygowany swoją czarną kitą i odłożył na moment filiżankę. Ponownie zaczął okrążać studnię. Tym razem jednak nie interesowała go zawartość. Tym razem skupił się na samej studni, oglądając ją uważnie i sunąc palcami po zamszonych kamieniach.
-Jesteście uwięzione od czterystu lat? - brzmiało to jak pytanie, jednak w rzeczywistości było to głośne myślenie Lusiania. Czasami mu się zdarzało - nie próbowałyście uciec, albo nikt wam nie próbował pomóc? - nie miał w zwyczaju pomagać, ale może faktycznie coś z tego będzie miał? - jest w ogóle jakiś sposób żeby wam pomóc, albo umilić czas? - dopytał w końcu. Miał tylko nadzieję, że nie powiedzą, że ma do nich wskoczyć. Sądząc po odgłosach jakie wydawała moneta, było po drodze sporo kamieni, więc wskoczenie tam, odpadało. Ale może chociaż porozmawia z kobietami. To nie zabiera zbyt dużo energii, a i tak nigdzie mu się nie spieszyło.
Nie dopytywał od kiedy są tam uwięzione, jeszcze nie teraz. Słysząc ich reakcje, raczej nie było to coś czym by się można było chwalić. Ale może potem uda mu się wyciągnąć i tę informację.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!