Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.
Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!
W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.
Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.
Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).
***
Drodzy użytkownicy z multikontami!
Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park.
Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 15 Kwiecień 2017, 21:52
Odetchnął lekko. No to cacy, przyznała się do błędu, zachowała się dojrzale. Wypadało tylko pogratulować:
- Nooo, dobrze to słyszeć. Potem porozmawiam z Banem na ten sam temat. Jeśli mi się uda, może wreszcie porozmawiacie normalnie.- uśmiechnął się. W jego głowie pojawiła się złośliwa myśl, że skoro on tak męczył się z okazywaniem uczuć, wyjawianiem sekretów których obiecał nikomu nie wyjawiać, nawet swej ukochanej - która w końcu szczęśliwie wybaczyła mu wszystko - to podobna uciecha Bane'a nie powinna minąć. Jego złośliwostki zaczęte chyba na sali operacyjnej nigdy oficjalnie się nie skończyły. Może nawet przyjdzie mu go trochę po-pouczać? To byłoby szalenie satysfakcjonujące.
Jak mógłby to określić naukowiec-biolog, Greg był obiektem niezwykle wrażliwym na bodźce, co manifestowało się ostrym rumieńcem na jego twarzy za każdym razem, kiedy coś puszczało jego ciśnienie na wyższe obroty. Zazwyczaj był to jakiś buc, który nie chciał ustąpić mu miejsca, pomylił jego rzeczy, lub, co najgorsze, zwracał w złośliwy sposób uwagę na jego mikry wzrost, jednak również pobudzenie seksualne objawiało się na jego twarzy głęboką, pąsową barwą rozciągającą się od ucha do ucha, przez policzki i nos, czasem schodzącą na szyję i pierś, zmieniając jego ciało w mały piekarnik. Od dotyku Jocelyn w okolicach piersi czuł przyjemny dreszczyk, od którego uśmiechnął się jeszcze głupiej, a z jego ust wyrwał się cichy chichot. Dopero teraz poczuł, jak bardzo, bardzo jej pragnie. Chciał ją tutaj, teraz, choćby cały dzień i całą noc - on mógłby bez przerwy. Jego ludzkie ciało zachowało w sobie żądze i skłonność do przyjemności, których zwierze zostało pozbawione. Kurde, byłby w stanie porwać swoją koszulę na strzępy jak ironicznie mały hulk, aby jak najszybciej połączyć się z nią. Najlepiej robić to na dziko, uważał tak zawsze. Każdy jej pocałunek był małą eksplozją dreszczyków na jego ciele, jakby podpięto go do prądnicy. Liczył, że pocałunki zejdą jeszcze niżej, niestety (choć może na szczęście?) wróciła do jego ust. On sam nie pozostał bierny, wciskając swoje dłonie pod jej sukienkę, dotykając cienkiej jak papier skóry, badając żebra. O tak, schudła potwornie, ale to nic nie znaczyło. Wyślizgnął się łokciami z szelek, pozwalając aby opadły luźno na boki.
- Skarbeńku ty mój, ty moja Jocyś... piękna... Jocelyn... - mruczał niewyraźnie, chcąc jej coraz więcej i więcej na raz...
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 15 Kwiecień 2017, 22:53
Pomysł by ona i Bane ze sobą normalnie pogadali wydał jej się ździebko zbyt prędki. Może i postanowiła być względem niego mniej wroga ale... No nie od razu Rzym zbudowano prawda? Sama się musi z tą myślą najpierw oswoić.
Ogólnie trochę ją bawiło to że ktoś tak młody jak ona jest powodem przez który taki ważny, starszawy już chirurg wpada w zły nastrój i się wścieka. Jakby nie patrzeć Bane jest od niej pewnie ze dwa razy starszy. A momentami zachowuje się jak jej rówieśnik. Zastanawiała się jakim cudem ktoś z jego charakterkiem jest w stanie tak dobrze wykonywać swoją pracę. Może też coś bierze przed każdym zabiegiem? Licho go tam wie. Niezbyt ją to w tym momencie interesowało tak naprawdę.
W tym momencie skupiała się głównie na Gregorym. Widziała jak jej pocałunki na niego działają. Zarejestrowała to z satysfakcja. Nadal na niego działa. Mimo że nie jest już aż tak ładnie zaokrąglona jak kiedyś. Postanowiła ze napisze co takiego jest w stanie jeść. Wolala przyjmować plynne pokarmy. Łatwiej przez gardło przechodzą. Czas wrócić do wagi sprzed tego całego syfu.
Zadrzala gdy jego dlonie powędrowały pod jej sukienke. Jego dotyk wręcz parzył. Przyjemnie.
Gdy Greg wyswobodził się z szelek, Joce ściągnęła mu te paskudna szpitalna koszule. Dłońmi jeździła po jego rękach, klacie, szyi. Przypominajac sobie strukturę jego skóry i mięśni. W przeciwieństwie do zarunienionego Gregory'ego, skora Joce pozostawala blada. Z wyjatkiem czybkow uszu, oraz bardzo delikatnego rumienca na policzkach. Oczy zaś iskrzyly szczęściem i żarem.
Samael obudził się, chwycił pudelko z śpiąca teraz już, Banshee i przeszedł na drugi koniec pokoju, kładąc się obok łóżka Grega. Kobieta roześmiała się. Wróciła do całowania go jednal dlonie zjechaly dużo niżej. Odpiela jego spodnie i lekko zsunela je. Uśmiechając się lobuzersko, zaczęła piescic go, delikatnie, na razie przez material bokserek.
Ustami znowu zaczela bladzic po jego ciele.
- Jak bardzo za mną teskniles? - szepnela, calujac go w okolicy ucha. Draznila się z nim. Na razie.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 16 Kwiecień 2017, 18:46
Spoglądał w jej przepiękne, bursztynowe oczy kiedy tylko mógł.Nareszcie, tak długo na to czekał. Pozwolił jej zdjąć swoją koszulę, w sumie poczuł przy tym coś w rodzaju ulgi, gdyż zdawała się być dla niego zbyt gorąca. Jego potężna pierś, uwolniona już w pełni z opinającego ją materiału, unosiła się i opadała wraz z oddechem coraz szybciej i szybciej. On również pozwolił sobie na ściągnięcie delikatnych, prześwitujących rękawków i odsunięcie górnej części jej sukni, aby w pełni przyjrzeć się jej klatce piersiowej. Gładził jej krągłości. Wyczuł, że się zmieniły, ale nie odezwał się. Teraz gdy ją odnalazł pomoże jej odzyskać formę...pomogą sobie nawzajem. Jego ukochana żyje i teraz był tego pewien. Czuł jej cudowny zapach, jej ciepło, którego od tak dawna pragnął.
Pod jej dotykiem jego ciało stawało się coraz gorętsze, coraz bardziej napięte. Pozwalał, aby jego muskuły grały pod jej palcami. Przytulał ją do siebie coraz mocniej i mocniej, do punktu, w którym mógłby ją zgnieść jak skorupkę jajka. Nie było w tym nic agresywnego - chciał jej pokazać swoją siłę, udowodnić że dla niej piąchami góry by skruszył, drzewa wyrwał, wziął jej świat na barana i poniósł aż do końca, chroniąc przed wszystkim na świecie.
- Nawet... nawet sobie nie wyobrażasz. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Noc w noc myślałem, płakałem. - wyszeptał, powoli odchodząc od zmysłów.
Dłońmi badał jej jedwabistą skórę, przypominając sobie każdy centymetr jej ciała. Nie spieszył się, mieli teraz czas tylko dla siebie, na odnowienie relacji. Po chwili przeniósł pocałunki z jej ust na szczękę, a potem niżej, na szyję i obojczyk. Owiewał jej bladą skórę swoim ciepłym oddechem, zsuwając bardziej jej sukienkę. Pragnął jej dotyku ale też sam nie pozostawał jej dłużny. Co jakiś czas szczypał jej smukłą szyję zębami....
- Jocyś... zapomniałem wziąć Ejty z jadalni... - bąknął nagle, jakby znajdując sobie idealny moment na wtrącenie podobnej uwagi. Jego własne słowa wydały mu się idiotycznie śmieszne, dlatego parsknął głośno, całując ją ponownie. Ejty da sobie radę.
Jeśli mu na to pozwoli, pójdzie z tym jeszcze dalej, zdejmie z niej sukienkę w pełni. Ale to raczej nie byłby dobry czas i miejsce, aby o tym opowiadać...
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 17 Kwiecień 2017, 11:37
Jej serce dudnilo coraz szybciej w jej piersi. Zastanawiała się czy Gregory to słyszy. Sama odnosiła wrażenie jakby cała klinika mogła to usłyszeć. Oby nikt w tym momencie tu nie wparował. Wnerwiła by się co nie miara.
Widziała i słyszała że cyrkowiec oddycha coraz szybciej. Sprawialo jej to satysfakcje.
Gdy zsunal jej przwswitujace okrycie, postanowiła je po prostu ściągnąć. Teraz i tak było jej zbyr gorąco. Rozwiązała je w pasie i rzuciła na ramę łóżka. Sukienka zjechala w dół za sprawą mężczyzny więc i ją postanowiła ściągnąć. Wstała wiec z niego i zsunela ją całkiem. Podniosła z podlogi i również przewiesila przez ramę łóżka. Następnie wróciła z powrotem na jego kolana. Mimo że była w samych majtkach nie czuła żadnego skrępowania. Miała teraz piękna skórę i nie miała się czego wstydzić. Machnela skrzydlami i jeknela cicho gdy poczuła jego dłonie na swoich piersiach.
Jego osoba otaczała ją wręcz z każdej strony. Lekko przygryzajac warge wsunela w końcu dłoń pod jego bokserki nie przestawajac go piescic. Czuła wyraźnie że sprawia mu tym przyjemność . Była z siebie zadowolona.
Żar który w niej plonal, wręcz z niej buchal. Wtulala się w niego ufnie, skladajac krótkie pocałunki na jego szyi.
Jego słowa wywołały fikolka w jej trzewiach. Uśmiechnęła się szeroko, wpijajac w jego usta. Wolna dlonia drapala go po karku.
Gdy usta Grega zjechaly na jej szyje, podgryzajac ją, a następnie na obojczyki kobieta odchylila głowę lekko w tył.
Droczyli się ze sobą a jej już było przyjemnie. Każdy jego dotyk, jego oddech, słowo, wywolywaly w niej dreszcze. Tak bardzo za nim tesknila. A teraz nareszcie należy cały do niej.
Zapomnial Ejty z jadalni. Mhmmm. Czekaj. Co?
- Oberwie Ci się za to. Powinieneś o niego dbać - zachichotala. Nie potrafiła być teraz poważna. Ejty nie jest tam sam więc na pewno nic mu nie jest.
- To pokaz jak bardzo za mna teskniles - wymruczala mu do ucha, kładąc go na łóżku. Jeśli jej się udało to ściągnęła z niego resztę ciuchów i wróciła na jego kolana, znów całując go w usta, tym razem bardziej łapczywie.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 18 Kwiecień 2017, 22:30
Dziewczyna nie miała hamulców - i bardzo dobrze. Nie stała się bardziej nieśmiała od ostatniego razu, zawsze wiedziała czego chce, niewzruszona pani Kapitan. Było mu tak dobrze, że najchętniej oddałby się całkowicie jej zabiegom, nie dając od siebie nic, ale wiedział, że tak nie uchodzi.
- Zadbamy... o nie... razem... zobaczysz. - uśmiechnął się szelmowsko. W sumie... dopiero teraz przypomniało mu się, że nie mógł mieć dzieci. Te potworki, które naręczami składała do domu powinny im wystarczyć - kurde! Jocelyn pewnie będzie mogła powiedzieć, że jej dom stał się zoo, tym bardziej, że jej facet jest jednym ze zwierząt z menażerii. Doktor Jocelyn Dollitle. A tak w sumie to gdzie mieszkała? Gdzie spędziła te trzy lata? W ziemnej lepiance? Czasami w takich sytuacjach myśli, choć powinny skupiać się na kochanej osobie, wolały wylecieć sobie przez okno i szukać dziwniejszych i bardziej absurdalnych tematów.
"Pokazać? Och, zaraz z przyjemnością ci pokażę." pomyślał, dopadając do niej nagle, łasy jej pocałunków i pozbawił ją ostatniego kawałka ochronnej tkaniny.
I pokazał.
Był to moment rozkoszy totalnej, który pojawił tak nagle, jak po chwili zniknął, zostawiając tylko słodki ból. Greg cofnął się delikatnie, osuwając się na materac. W życiu nie czuł się tak cudownie, nawet na najostrzejszych dragach.
- Teraz... można powiedzieć... że jesteśmy kwita, skarbie. - powiedział żartobliwie, co wychodzi mu dość ciężko, gdy słowa przerywa ciężkie dyszenie. Rozciągnął się cały na łóżku i przeciągnął, po czym założył ręce za głowę i przyjrzał się jej. Jej cudowne włosy, cudowne oczy, jej anielskie skrzydła oddała mu sama i z własnej miłości. Żadna istota na tym świecie nie zasługiwała na podobnego farta, a on zamierzał cieszyć się każdą chwilą.
- Podrapiesz po brzuszku swojego potworka? - zamruczał, podwijając lekko nogi i uśmiechając się do niej uroczo i zawadiacko zarazem. Tak czy siak był osobą o urodzie, jak i wieku dość kwestionowanym, ale jego młodzieńcza twarz wraz z owym uśmiechem stawała się jeszcze młodsza, jakby jeden uśmiech odejmował mu dziesięć lat. Jeśli chce jeszcze, proszę bardzo, Greguś mógł tak cały dzień i całą noc. Ale mogli się przy okazji jeszcze pobawić. W końcu w Krainie Luster nikt nie dorastał naprawdę.
Godność: Jocelyn D'Voir Wiek: 22 lata Rasa: Opętaniec Lubi: Spokój, bawarke, kapeluszników Nie lubi: Węży, Rona i Słodkiego Wzrost / waga: 176/ 49 Aktualny ubiór: https://imgur.com/a/IVLdD Znaki szczególne: bursztynowe oczy, tatuaz feniksa na całych plecach Zawód: Najemnik Pod ręką: Sakwa z pieniędzmi, pare zwoi pergaminu, pióro, katana, sztylet Broń: Katana, sztylet, Bestia: Rajski Ptak- Samael Nagrody: Czarodziejska Wstęga, Animicus Stan zdrowia: Ranna na umyśle, niedożywiona
Dołączyła: 27 Maj 2016 Posty: 369
Wysłany: 19 Kwiecień 2017, 22:49
Zadbają o nie razem? Co chodziło mu po głowie? Ah. No tak. Ich małe zoo. I tak coś czuła ze odpowiedzialność za to wszystko będzie należała do niej. Nie wyobrażała sobie jakoś Grega w roli odpowiedzialnego opiekuna dla Ejty. Ale nie ma co tracić od razu nadziei. Kto wie, może ją zaskoczy? Chociaż fakt ze go juz teraz zostawił za dobrze nie wróży.
Dobrze że dom na jeziorze nie należy do małych klitek. Inaczej trzeba by go było rozbudować a jej się to nie uśmiechało. Ten dom jest piękny i dobry taki jaki jest. Wystrój przypomina trochę ten z jej rodzinnego domu co jest kojące przy tych wszystkich zametach w jej życiu.
Rozmyślania przerwał jej nagle Greg. Obrócił się tak ze leżała pod nim. Całując się z nią, pozbawil majtek. I zrobił swoje.
I juz. Tyle. Ledwie zaczęli a on już skończył.
Pare chwil i juz lezal zziajany obok niej a ona wpatrywala się tempo w sufit. To naprawdę tyle? Przecież... To nie trwało... Była w takim szoku... Dlaczego?
Spieszyło mu się gdzies czy jak? A gdzie jej satysfakcja? Ledwie przecież zaczęła jego pieszczoty. Wolala nie rozmyślać o tym ze w sumie on ją ledwie trochę poglaskal.
Kwita? KWITA? Czy on sobie z niej kpi? Dokładnie pamietała ich pierwszy raz. Był czuły, delikatny, piescil ją i inne takie. A teraz? No blagam... Prychnela wiec tylko i usiadla. Ledwie zaczęła się nakrecac gdy na nim siedziała a tu już po wszystkim. To było egoistyczne z jego strony. Zaspokoil tylko siebie. Jego blogi wyraz twarzy w tym momencie ją rozdraznil.
Gdy zapytal o drapanie go po brzuchu, zachowując się jak jakis szczeniaczek który chce pieszczot od właścicielki, nie wytrzymała. Wstała, wziela ubrania i bez slowa zamknęła się w łazience.
Umyla się dokładnie żelem o zapachu cytryny. Ubrała się i uderzyla pięścią w ścianę. Na tyle mocno ze tepy ból rozszedl się po całej ręce.
Może chodzi o jej wygląd? Jego kochanki pewnie były o wiele bardziej ksztaltne. Albo może tak przywykl do seksu z nimi ze ona się do tego nie nadaje? Nie. To ani trochę nie jej wina. Wziela pare głębszych wdechów i wyszła z łazienki. Wziela budząca się Banshee na ręce, gwizdnela na Samaela i wyszka z sali, trzaskajac drzwiami.
Nie była w stanie teraz na niego patrzeć.
Miała nadzieję ze spacer uspokoi jej nerwy.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 22 Kwiecień 2017, 17:13
Nadzieja matką głupich, a Greg mimo bystrości w dostrzeganiu i podejrzeniach, miał problemy z okazywaniem empatii, co do głupoty z pewnością można zaliczyć. Zaskoczenie, jakie odmalowało się na jego twarzy, kiedy Jocelyn wstała i z zaciętym wyrazem twarzy udała się do łazienki. Co znowu było nie taki? O co jej chodziło? W czym znowu popełnił błąd? Natychmiast wstał i polazł za nią, nagi, pod łazienkę, gdzie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Najwidoczniej było to jej ulubione hobby. Zdał sobie sprawę, że dziewczyna mogła go źle go zrozumieć. Wcale nie uważał tamtego za koniec. A na dodatek nie udało mu się jej... Noż kur...
Zapukał, a raczej załomotał parę razy pięścią w drzwi, ale odpowiedział mu jedynie szum wody. Postanowił w międzyczasie z powrotem naciągnąć bokserki i spodnie. Skąd mógł wiedzieć, że nie jest jej tak dobrze? Booooo trwało to wszystko ile? Pięć sekund? Mogła powiedzieć od razu, że chce jeszcze. Dałby jej jeszcze. Jak już wspomniano, mógł to robić caaały dzień. Wystarczyło się zapytać. Ile ona w ogóle się kąpie? Godzinę? Spojrzał na zegar. Dziesięć minut. A trwało jak wieczność. Ech... baby. To się nazywa KOMUNIKACJA MIĘDZYLUDZKA. Choć... Jocelyn zachowywała się jakby faktycznie żyła w kompletnym odosobnieniu długi, dłuugi czas. Może nie powinien być dla niej taki surowy. Wewnątrz usłyszał głuche tąpnięcie. Co ona tam wyprawia? Może się wywróciła? Miał szczerą nadzieję, że nie...
No wychodzi. Zaraz przydreptał z powrotem w jej stronę, ale ona nadal milczy. Kąpiel nie ostudziła jej nerwów. Cholera. Greg odprowadza ją do drzwi, ale kiedy w końcu wychodzi bez słowa, ze złością wraca na łóżko. Czy podczas każdej rozmowy z nią, jeden na jeden, będzie ją zawodzić na każdym polu? Kim trzeba być? Zamiast rycerza w lśniącej zbroi, wiernego i uczciwego, dostała kompletnego nieudacznika, ćpuna i dziwkarza. Jeśli pójdzie tak dalej, to rzuci go po tygodniu. Czuł, że ogarnia go wściekłość. Chcąc jakoś ją wyładować, wziął jedno z łóżek i popchnął wprost na grupkę pozostałych, po czym zamaszyście kopnął kolejne. W końcu usiadł na tym najbliższym i przetarł oczy. Znów udowodniłeś, że jesteś najgorszy. Pieprzony samolub.
Bane należał do osób chamskich i zapatrzonych w siebie. Przez te kilka lat w Krainie Luster przerobił już załamanie psychiczne z powodu tego kim się stał, mocny plaskacz od Andka by się ogarnął, potem znowu depresję po odejściu Tulki i znowu radość, bo wszystko zaczęło się układać. Teraz miał najlepszy okres, został Ordynatorem tak więc ma duży wpływ na działanie Kliniki. Dodatkowo jest przy nim Tulka, czuł względem niej mocny instynkt i wolał by była w pobliżu. A fakt, że dzięki obecności tutaj mogła dodatkowo się uczyć, cieszył go. W końcu najważniejsze, by młodzież miała możliwość się kształcić.
Nie dziwne więc, że pewność siebie wskoczyła na bardzo wysoki poziom a zadufanie niemalże deptało jej po piętach. Oczywiście mężczyzna starał się być miły dla otoczenia, ale starych nawyków, jeszcze ze Świata Ludzi nie wyplenił. Tam był zapatrzonym w siebie bubkiem, to i tutaj nim jest.
Nikomu jednak nie robi krzywdy. Wie kiedy wyhamować, kiedy powstrzymać cięty język, przemilczeć złośliwą uwagę. Kilka razy próbował podejść Anomandera, na czym szybko się przejechał. Tulka też pokazała już pazurki, nie łatwo było ją stłamsić, nie była już dzieckiem.
Jocelyn była łatwym obiektem do drwin. Szybko wpadała w szał a Bane zwyczajnie lubił ją drażnić. Chciał jej utrzeć nosa. Może i przeszła swoje, ale powinna wiedzieć, że nie jest pępkiem świata.
A Greg? No cóż. Gregory był pierwszym Cyrkowcem którego Bane spotkał po tej stronie Lustra. Towarzyszem niedoli. Był zabawny, mikry osiłek... Białowłosy kilka razy docinał mu złośliwie, ale gdyby ktoś zapytał go jaki ma stosunek do blondyna, lekarz odpowiedziałby, że Greg jest jego dobrym kumplem. Gdyby nadeszła chwila w której ten niski mięśniak znalazłby się w niebezpieczeństwie, prawdopodobnie Bane starałby się jakoś pomóc. Może nie zakryć go własnym ciałem - bo medyk w końcu po pierwsze myśli o sobie - a robiłby wszystko by uratować blondynowi dupsko.
Szedł korytarzem trzymając w dłoniach małego Ejty a na ramieniu Wredotka. Mógłby zwyczajnie wejść z buta do sali w której leżeli Joce i Greg, ale był człowiekiem kulturalnym. Dlatego zapukał uderzając w drzwi nieco mocniej, by w razie czego para usłyszała, że lekarz jest za drzwiami.
- Przepraszam... Można? - zapytał kontrolnie. Jeśli nie usłyszał niczego, żadnej odpowiedzi, odsunął się od drzwi z zamiarem odejścia. Jeśli natomiast ktoś pozwolił mu wejść, mężczyzna otworzył drzwi i zerknął ostrożnie do środka.
Nakrycie pary w jednoznacznej pozie byłoby mocno krępujące, nawet jeśli Bane kibicuje Gregowi z całego serca. Ale na szczęście osiłek był sam.
Na szczęście?
Bane wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się. Łóżka były w dziwnych miejscach, ale lekarz nie skomentował przemeblowania. Ejty, widząc swojego pana wyskoczył z rąk białowłosego i skoczył ku Gregoremu. Wdrapał się na łóżko na którym siedział blondyn.
- Znalazłem go pod ławą w jadalni. - powiedział Bane, dyplomatycznie pomijając kwestię, że stworek został zwyczajnie zapomniany - Pomyślałem, że lepiej będzie jak go odniosę. - znowu rozejrzał się po pokoju - Gdzie się podziała Jocelyn? - zapytał siląc się na zainteresowanie w głosie. Właściwie miał to gdzieś, nie była przykuta do łóżka, mogła chodzić po placówce i parku. Ale zapytał z grzeczności.
Blondyn sprawiał wrażenie przygaszonego. Najchętniej Bane zapytałby wprost co się stało, ale chyba nie wypadało. Wredotek siedział grzecznie na jego ramieniu, rozglądając się po pomieszczeniu i niuchając dyskretnie w celu wyłapania nowych zapachów. W istocie, w pokoju pachniało cytrusami i parą wodną... Czyżby Jocelyn wzięła prysznic i poszła na spacer? Zostawiając swojego lubego samego?
- Czy... czegoś potrzebujesz, stary? - zapytał uprzejmie Bane, wkładając ręce do kieszeni i podchodząc do kumpla.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 22 Kwiecień 2017, 20:22
Słysząc pukanie, zgrzytnął zębami, ale co miał zabraniać wejścia. W końcu był to budynek publiczny:
- Wejść.- mruknął pod nosem. Po chwili powtórzył to głośniej, z jeszcze większą irytacją, jakby dziwiąc się, że jego głos nie doleciał tak daleko. Widząc Bane'a z Ejty oraz Wredot...kiem(?) pod pachą, westchnął. Przynajmniej nie będzie musiał wracać do jadalni.
- Och. No tak, dzięki. - mruknął, gapiąc się w swoje stopy. Ejty poruszył parę razy noskiem po czym zeskoczył z ramion Bane'a i podbiegł do niego. Greg machinalnie pogładził go po białym futerku, w które zwierzak się wtulił. Mimo swojej powierzchownej wrogości i zamknięcia bardzo szybko się do Grega przywiązał. A zwierzęta są proste. Nie skomplikowane. Zawsze wiadomo, o co im chodzi, zawsze to zasygnalizują.
To pytanie, to idiotyczne, niezręczne pytanie zadawane przez ludzi, którzy wolą się upewnić, czy przypadkiem nikt nie będzie im zawracał dupy, przelało czarę goryczy. Och, panie mądraliński, jak to cudownie, że tak się o mnie troszczysz, a nie mówisz tego, bo tak wypada! Jakbyś był taki mądry, to szybciej byś ogarnął! A teraz stoisz tutaj i zgrywasz nie wwwrrrrrriadomo kogo?? Zaraz wstał na równe nogi i podbiegł do niego z zaciśniętymi pięściami, a grube żyły pokryły jego czerwoną od gniewu szyję. Co straszniejsze, choć może i śmieszniejsze, z jego ust, uszu, a nawet spod powiek począł wydobywać się dym, jak u postaci z kreskówki - był to znak, że traci kontrolę nad swoją postacią. Wiedział jednak, że to nie na niego jest zły. On się tylko napatoczył, a Greg potrzebował się wyładować. Co z tego. To podobno nawet zdrowe, tak zrzucić wszystko z siebie. No i poduszka nie robi zdziwionych min kiedy to do nich się wrzeszczy, a raczej ryczy z iście lwią manierą:
- Potrzebuję? Czy czegoś...? Kurrrrrwa mać, tylko stryczka... Albo złotego medalu, nada się nawet lepiej! Złotego medalu kurwa, wielkiego jak pokrywa od kosza, z napisem "Najgorszy chłopak jakiego dziewczyna może chcieć". Nie dość że ćpun, nie dość że dziwkarz, to jeszcze kobiety nie chciało mu się zadowolić! W łeb! Tu mi w łeb strzel! - dodał, łapiąc go za dłoń i przykładając jego długi, szary palec wskazujący do jego czoła, jakby Bane potrafił magicznie wypalić pociskiem z dłoni. Chciał, aby faktycznie tak było. Po chwili, gdyby ten teatralny gest nie został jakoś przerwany wróciłby na łóżko, gdzie skuliłby się w obrażoną, choć w pewien sposób uroczą kulkę. Ejty miał się od kogo uczyć. Niech tylko nie próbuje się Toskyn z nim kłócić, bo skończy jako sałatka mięsna.
Gdy Gregory zerwał się na równe nogi Bane cofnął się o krok, robiąc mu miejsce. Wredotek pisnął wystraszony tym nagłym ruchem i sfrunął na ziemię, po czym wpełzł pod łóżko szpitalne. Nie było co się dziwić, wszak był jeszcze szczeniaczkiem Niechniurki. Może i był momentami wredny i dokuczał innym, ale w obliczu tego co zobaczył ucieczka była najrozsądniejszą opcją.
Blondyn rzucił się na lekarza z łapami ale w ostatniej chwili wyhamował, trzymając zaciśnięte pięści wysoko w górze. Bane miał chwilę by przyjrzeć się muskulaturze mężczyzny a miał czemu, bo Greg był zbudowany jak sportowiec podnoszący ciężary. Teraz gdy dodatkowo był zły, mięśnie naprężyły się ukazując grube żyły. Jedyne co nie pasowało do obrazu “Blond Boga Wojny” to ten dym który buchał mu z uszu, ust i oczu. Greg wyglądał przez to nieco komicznie ale Bane tylko patrzył na kumpla spod półprzymkniętych oczu.
Tak, zdecydowanie ten dym psuł efekt. Ale już taki urok naszego Grzesia, nawet jak się złościł wyglądał uroczo.
Bane pewnie nadal trzymałby ręce w kieszeniach gdyby nie to, że osiłek sięgnął po jedną i przystawił ją sobie do czoła, wygłaszając chwytającą za serce mowę.
Przez tą krótką chwilę białowłosy zobaczył w blondynie samego siebie, sprzed kilku lat. Greg był z jakiegoś powodu załamany, tak jak Bane gdy odeszła Tulka. Gdy zdał sobie sprawę że odeszła przez niego...
Lekarz domyślił się o co poszło. Nie zadowolił Joce? Jakoś ciężko mu było w to uwierzyć. Był silnym mężczyzną, sterydów raczej nie brał więc tam na dole wszystko działało w porządku. Może niedomagał przez narkotyki?
Kilka lat temu Bane'a podniósł z kolan Anomander. Terapią szokową. Dlatego też i w tym wypadku trzeba było sięgnąć po ostre środki.
- Obawiam się, że choćbym bardzo chciał, moja ręką nie wypali. - powiedział spokojnie, zabierając dłoń i przyglądając się uważnie palcom - Ale mam coś równie skutecznego. - to powiedziawszy zamachnął się i chlasnął Grega w twarz, z liścia.
Przez chwilę patrzył na niego a w oczach pojawiła się iskierka gniewu.
- Ogarnij się, chłopie! - krzyknął mu w twarz - To nie koniec świata! - patrzył na kumpla śmiałym wzrokiem, prosto w jego dymiące oczy.
- Jesteś silnym facetem. Co z tego, że bierzesz. Co z tego, że lubisz towarzystwo pań, to coś złego? - cofnął się o krok ale nie spuszczał z tonu - Gregory którego znam to nie mazgaj, nie żadna pizda. - rzucił - Mój kumpel Greg który przeżył eksperymenty MORII, zawsze walczy do końca. Nie poddaje się, a jeśli jest źle to od czego są przyjaciele? - głos mu złagodniał.
Czego oczekiwał Bane? Właściwie ataku bo blondyn był zły jak diabli. W razie walki, medyk nie miał szans. Pozostawało jeszcze zawołanie psów z korytarza ale białowłosy naprawdę nie chciał szczuć psami kumpla. Wolał załatwić wszystko po swojemu w miarę pokojowy sposób.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 24 Kwiecień 2017, 21:50
Strzał w pysk był zbyt szybki, aby mógł go zauważyć. Nie był zbyt mocny, nie miał być. Szok był ździebko zbyt mocny, dlatego Greg przez parę sekund wyglądał, jakby się zaciął. W jego głowie odezwały się jego dwie natury. Człowiek przyznawał się ze skruchą, iż zachował się jak samolubny dupek. Zwierze domagało się krwi samca, który rzucił mu wyzwanie. Był w stanie, w którym mógł posłuchać obu, bez różnicy. Parokrotnie zacisnął i rozwarł pięści, jakby próbując chwycić problem. Domyślał się, że kontakt z płynami ustrojowymi Bane'a mógł go wykończyć. A ponadto... wybrał człowieczeństwo. No chyba że to z rana było tylko zblazowanym gestem bez znaczenia. Gregory warknął tylko po czym odwrócił się na piędzie, wracając na łóżku. Ejty, przerażony wybuchem swojego pana, kulił się na poduszce. Kiedy próbował poklepać go po łebku, fuknął. Cyrkowiec poczuł ukłucie w sercu i poczucie winy. Westchnął. Mimo wszystko nadal był zły. A musiał z Banem porozmawiać. Z jego perspektywy musiało to wyglądać na głupi problem:
- Wiem że to nie wygląda tak trudno! Ale słuchaj mnie! Najpierw zapytała jej, czy byłem jej wierny. Ja nie powiedziałem, że nie, ale też nie mogłem jej powiedzieć, że tak. Znasz takie imprezy, z których nic się nie pamięta. Ona wybaczyła. Potem zapytała się o dragi. Wyspowiadałem się ze wszystkiego, że to z tęsknoty, chciałem się od tego odciąć! A ona wybaczyła! A teraz zawiodłem ją po raz trzeci! W łóżku! - dodał, sam nie wierząc swoim słowom. Przecież zawsze potrafił, zawsze mógł wyczuć parntnerkę. A teraz popełnił tak niewyobrażalną gafę, że aż ciężko mu się robiło w mózgu.
- Chciałem być jej rycerzem, rozumiesz? - kontynnuował. - W srebrnej zbroi, na białym kurwa koniu, bez skazy i zmazy. A teraz zawalam raz za razem. Czuję się jak nieudacznik. Że ją stracę. Tym razem na zawsze. - wyburczał, rozmasowując sobie skronie. Po tym wskazał Toksynowi miejsce obok siebie, aby usiadł. Zawsze był z niego furiat, ale po to starał się mieć przyjaciół, aby na nich nie traktować jak worki treningowe. Przyjaciół... a obiecał sobie, że nie będzie się do nikogo przywiązywać, nikomu ufać. Utrzymywał, że paranoja byłą jego zaletą. A teraz cierpiał za złamanie własnych zasad, no co tu ukryć - martwienie się o Jocelyn, myślenie o drużynie kosztowało go zbyt wiele nerwów.
- Wiesz jak to jest ze lwami. Załatwiają to w dziesięć sekund. Mogła powiedzieć, że nie powinienem kończyć? To się nazywa komunikacja... - nawet nie wiedział, przed kim się usprawiedliwiał. Pan doktor tego nie potrzebował. Może po prostu on sam musiał się wygadać. Zbyt długo trzymał to w sobie.
Gregory nie spodziewał się strzału w twarz... A Bane nie spodziewał się tak spokojnego odbioru. Sądził, że osiłek się na niego rzuci z łapami i wepchnie mu pięść w gardło. A tu taka niespodzianka!
Gdy Greg przeszedł na łóżko, białowłosy podszedł do ściany i oparł się o nią zadkiem i plecami. Skrzyżował ręce na piersi, przygotowując się na żale i smutki, które blondyn miał mu właśnie zaserwować.
- Słucham cię. - zapewnił łagodnym głosem, gdy tamten poprosił o atencję. Lekarz patrzył na zdenerwowanego Cyrkowca ze spokojem, ten liść był potrzebny by przywrócić kumpla na ziemię, ale nie znaczyło to przecież, że Bane teraz odejdzie w cholerę zostawiając go samego z problemami. Po to się ma przyjaciół, by im pomagać i w razie czego poprosić o pomoc.
Po pierwszej dłuższej wypowiedzi blondyna, Bane westchnął.
- Zapytała o wierność? Przecież... przecież to głupie. - powiedział szczerze. Lepiej chyba było być szczerym niż sztucznie użalać się nad wszystkim dookoła, prawda? - I oczywiste, że nie byłeś jej wierny. Odeszła bez słowa, zgaduję, że założyłeś, że umarła. Jak więc może wymagać od ciebie wierności? Po tym wszystkim? - prychnął. Chciał, by Greg zrozumiał, że białowłosy jest po jego stronie. Nie chciał jednak oceniać Joce. Była jaka była, chociaż trzeba powiedzieć głośno, że jej pytanie o wierność było zagraniem poniżej pasa. To trochę tak, jakby zapytać pozostawionego w sali pełnej klocków Lego dzieciaka, czy przez trzy lata siedział grzecznie na dywanie i nie dotknął ani jednego klocuszka. Pfff!
- Jeśli chodzi o dragi... No cóż. Każdy ma jakieś uzależnienia, ja też nie jestem czysty, nikt nie jest! - wzruszył ramionami - To był twój sposób radzenia sobie z problemami, nie powinna cię za to osądzać. Jeśli to zaakceptowała, to dobrze. - dodał po chwili.
Na wzmiankę o łóżku i tym, że osiłek ją zawiódł, na twarzy Bane'a zagościło zainteresowanie pomieszane ze zmartwieniem. Postanowił jednak, że poczeka z pytaniami do końca wypowiedzi Grega.
A biedny Gregory chyba zwyczajnie potrzebował się wygadać. Faceci też tak czasem mają, że muszą postrzępić jęzor, nawet jeśli ma to być bez sensu i słuchacz ma zwyczajnie milczeć. Po takiej gadaninie robi się lżej na sercu.
Bane nie miał zamiaru chwalić się tym co usłyszał nikomu z zewnątrz. To nawet nie chodziło o tajemnicę lekarską. Chodziło o coś więcej. O lojalność wobec przyjaciela. Pierwszego Cyrkowca, którego napotkał w Krainie Luster. Pierwszego który przeżył podobne męki, co on sam.
Gdy blondyn zaprosił go by usiadł obok, Bane nie wahał się ani chwili i przeniósł zwoje samolubne dupsko na łóżko, obok kumpla. Patrzył na niego uważnie, nie próbował dotykać czy pocieszać. W końcu... faceci tak nie robią. Nie rzucają się sobie na szyję by się wypłakać na ramieniu. Lepsza jest zwykła, szczera rozmowa.
- Faktycznie mogła powiedzieć. - stwierdził łagodnie lekarz - I chyba najlepiej będzie właśnie od tego zacząć. Wiesz... Żaden ze mnie terapeuta a już na pewno nie seksuolog, nie pomogę wam się ze sobą porozumieć. - westchnął zmartwiony - Ale myślę, że jak siądziecie razem i porozmawiacie szczerze czego od siebie po czasie rozłąki oczekujecie, to kilka spraw powinno się rozjaśnić. - zrobił pauzę by Greg przyswoił sobie banalną, ale szczerą radę - Nie jesteś rycerzem na białym koniu i nim nigdy nie będziesz. Jocelyn nie jest księżniczką w wieży i wiesz co? Też nią nigdy nie będzie. I właśnie to w tym wszystkim jest najpiękniejsze, że będąc parą nie powielacie starych, nudnych schematów. - uśmiechnął się lekko - Nie ma kolejnego, wyświechtanego rycerzyka. Nie ma setnej stereotypowej księżniczki. Są żywi, kochający się, niedoskonali partnerzy. Akceptujący się z wszystkimi zaletami i wadami, cały pakiet.
Spojrzał w okno i zamilkł na chwilę. Zastanawiał się co jeszcze mógłby powiedzieć koledze. Nie znał się zbyt na związkach, sam był zwolennikiem tak zwanych "szybkich numerków"... Właściwie związek w którym był teraz był dla niego nowością. Musiał stąpać bardzo ostrożnie.
Wredotek w tym czasie wyszedł spod łóżka i wolnym, skradającym się krokiem podszedł do swojego pana. Usiadł początkowo przy jego nodze a gdy poczuł się pewniej, wskoczył na parapet okna i niczym kot, z zaciekawieniem wpatrzył się w krajobraz za szybą.
- Nie chcę byś za to, o co teraz zapytam dał mi w nos... ale muszę to wiedzieć. Tym razem zapytam jako lekarz, więc nie musisz się wstydzić. - powiedział rzeczowo - Czy to, że jej nie zaspokoiłeś miało jakiś związek z... niedomaganiem? Czy tylko chodziło o tempo?
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 26 Kwiecień 2017, 11:21
Nie skomentował słów Bane'a o wierności. Choć pewnie by się z nim zgodził, to nie podobało mu się, że robił z Jocelyn zazdrośnicę. Nie chciał aby ktokolwiek mówił tak o jegp dziewczynie, nawet jeśli Jocelyn nie traktowała go dobrze. Traktowała go z buta. To wszystko było zbyt skomplikowane. Dopiero drugi raz, kiedy usłyszał jego słowa, postanowił wyrazić swoją niezgodę:
- W tym mnie nie wspieraj, dobra? Sam zdecydowałem, że rzucam to świństwo. Dziękuję za tamte dawki, z wczoraj i dzisiaj, ale mam nadzieję, że jak znowu przypełznę do twoich stóp bełkocąc jak robal, to odmówisz. - powiedział trochę dziwnym tonem. W końcu była to rzecz, o którą wiedział, że będzie musiał starać się sam. Sam jeden był uzależniony, nie mógł wymagać od Bane'a aby został jego osobistym dealerem.
Cyrkowiec nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Bane miał rację, ale mimo wszystko nie chciałby mieć tego poczucia, że ją zawodzi, że nie jest jej godzien. Ona go kupuje, rozumie, a on ją adoruje. Jego słowa po prostu nie trafiały do jego głowy. Więc tylko kiwał głową, jakby się z nim zgadzał, choć tak naprawdę chciał aby po prostu skończył. Mógłby nawet lada chwila przestać go słuchać, gdyby nie powiedział... no właśnie.
Bane nie powiedział tego. Jak on śmiał. Uwłaczać mu. W takim momencie. Sugerować takie rzeczy. Co z tego że jest lekarzem. Mówimy tu o dumie. O honorze. O kodeksie bushido każdego faceta. Powoli, powolutku odwrócił się w jego stronę, po czym spojrzał mu prosto w oczy. W źrenicach blondyna płonął Rzym:
- Bane. Kurwa. Ty chyba naprawdę nie lubisz własnej czaszki, skoro prosisz się ostro, abym ją usunął. Zdrowy jestem jak koń. Nie wyobrażaj sobie! - zawarczał. Naprawdę nie miał humoru ani cierpliwości na podobne insynuację. Jednak powinni wyjaśnić sobie parę rzeczy:
- No dobra, jestem wykastrowany; okej? Jako zwierzę. Ale u człowieka to wszystko działa jak najlepiej, tylko jest problem z płodnością. Jakbym chciał, to bym mógł cały dzień, ale dzieciaka mieć nie będę. Choć może to i lepiej - wyszłaby potworność międzygatunkowa.- burknął. Spojrzał przez okno. Dzień zapowiadał się ślicznie. Może powinien również wyjść? Powoli wziął koszulę i zaczął ją ubierać, naciągając skórzane szelki na grzbiet.
Uniósł ręce w geście wycofania się, gdy Greg wspomniał o dragach.
- Nie mam zamiaru cię wspierać. - powiedział szczerze - Od tego masz Jocelyn i własny rozum. - wzruszył ramionami - Wczoraj dostałeś morfinę by uśmierzyć ból. Została wpisana w Kartę Pacjenta. Dzisiaj... Przede wszystkim nie dostałeś morfiny, tylko coś co cię nie uzależni. I dałem ci to tylko dlatego, że cierpiałeś. - powiedział i uśmiechnął się jak Kot z Cheshire - Obowiązkiem lekarza jest przede wszystkim pomagać.
Gregory zdawał się nie słuchać tego co miał do powiedzenia Bane, ale białowłosemu jakoś to nie przeszkadzało. Zawsze tak jest. Ktoś daje wykład, ale słuchać i tak wyniesie z niego tyle ile będzie chciał. Równie dobrze blondyn mógł jedynie kiwać głową 'na odczepnego', jego sprawa.
Bane podejrzewał, że osiłek się wkurzy na to pytanie. Bądź co bądź, był facetem w stu procentach a każdy facet gdy słyszy pytanie o 'te sprawy', będzie utrzymywał, że wszystko działa tak jak powinno.
Białowłosy wstał słysząc groźbę i ponownie oparł się o ścianę. Gdy był na przeciw kumpla, rozmawiało mu się jakoś łatwiej. No i był wtedy dalej od wielgachnej łapy Grega. W razie ciosu może dałby radę jakoś się usunąć z linii.
- Stary, dlaczego ty na wszystko od razu reagujesz agresją? - powiedział teatralnie załamując ręce i wykrzywiając twarz w grymasie przypominającym te z tragicznych masek greckich - Nic ci nie insynuuję. Musiałem zapytać. Nie z ciekawości, z obowiązku. - dodał - Nie jestem ci wrogiem, wręcz przeciwnie.
Wredotek spojrzał na swojego pana a Cyrkowiec położył mu rękę na głowie i pogłaskał stwora, na co maluch pisnął cicho i przeszedł z siadu w leżenie, rozwalając się na parapecie. Znalazł sobie leżaczek, też coś.
Widząc, że Gregory zaczyna się ubierać, Bane wygładził ubranie i był gotów by wyjść. Ta rozmowa była niezręczna, a biorąc pod uwagę, że blondyn aż buchał gniewem, dalsza dyskusja mogła skończyć się tragicznie.
Gdy niższy mężczyzna wciągnął szelki, Bane zaryzykował i klepnął go przyjacielsko w ramię.
- Żadna tam potworność międzygatunkowa. - powiedział posyłając mu uśmiech - Ty przynajmniej nie przepalisz partnerki na wylot. - parsknął, ujawniając ciekawy fakt o swoich 'tych sprawach' - Poza tym sam mówiłeś, wtedy przy Dyrektorze, że wybierasz Człowieczeństwo. W moich oczach jesteś takim samym człowiekiem jak ja czy...no nie wiem... Tulka, Jocelyn czy nawet Izaak Newton i Einstein. - celowo pominął Anomandera, bo sam czasem zastanawiał się ile w czarnowłosym Gada a ile Człowieka.
- Też umiem zmienić się w zwierzę... ale czy to od razu czyni mnie nim tutaj? - mówiąc ostatnie słowo, postukał się w czoło, dając znak, że chodzi mu o umysł.
Strzelił palcami a wtedy Wredotek wstał i wskoczył mu na ramię, wbijając się pazurkami w koszulę. Lekarz szykował się do wyjścia, bo rozmowa chyba była skończona.
- Reasumując: Pogadaj z Joce. Powinna zrozumieć. - powiedział - A potem daj jej taką rozkosz, jaką może dać kobiecie tylko Gregory. Cyrkowiec o umyśle człowieka, ciele człowieka... i sile bestii. - wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu i skrzyżował ręce na piersi.
Godność: Gregory Rasa: Cyrkowiec - sęk w tym, że nie wygląda Lubi: Wszystko, od czego mózg brzęczy a neurony skrzą Nie lubi: NICH, ludzi fałszywych, psów wszelkiej maści Wzrost / waga: 161 cm / 80 kg Aktualny ubiór: przyduże spodnie na szelkach, podkoszulek, gruba warstwa potu Znaki szczególne: Metalowe paznokcie, mechaniczne skrzydła Zawód: Performer cyrkowy, najemnik Pod ręką: trochę pieniędzy, paczka papierosów, telefon komorkowy bez karty SIM Broń: kastet Stan zdrowia: ciało zdrowe, zaś po mózgu stepuje depresja
Dołączył: 27 Gru 2015 Posty: 244
Wysłany: 3 Maj 2017, 20:46
Widząc, jak Szarak reakuje wygłupem na jego gniew, zrobiło mu się niezręcznie. Powoli opadł na materac:
- Podobno mam problemy z gniewem. Sorka. Ale spokojnie, nie skrzywdziłem nigdy swoich przyjaciół i nie skrzywdzę. - dodał poważnie. Opinia choleryka i furiata bywała pomocna, ale nie chciał, aby osoby żyjące w tym szpitalu traktowały go jako potencjalne zagrożenie. No i to była też wina Bane'a - mógł nie wchodzić na terytorium jego możliwości... no po prostu terytorium. Ale poczucie terytorialności to kolejna rzecz, z porzuceniem której musi się pogodzić, jeśli zechce zostać w pełni człowiekiem.
Czując jego dotyk spiął się, lekko i na ułamek sekundy. Uspokój się, to nie atak, to po przyjacielsku! Po chwili rozluźnił mięśnie karku i odwrócił się do Bane'a, rzucając mu krótki uśmieszek, który jednak rozlał się w nieme osłupienie.
- Nie wiedziałem, w jak gównianej sytuacji jesteś, stary. Że ślina to wiedziałem, ale... - tutaj rzucił dziwnym, terkoczącym przekleństwem przypominającym angielski pokryty ziołami, trawą i deszczem. - Nie możesz chlać, ani ćpać, ani nawet zaliczyć. Pustelnik mimo woli. To musi być piekło. - a w jego głosie czuć było prawdziwe współczucie mieszane z przerażeniem. On sam gdyby nie czuł już dragów, traktowałby to jako plus, ale cała reszta... To BYŁO piekło. Każdy numerek z kobietą skończyłby się u niego brutalnym morderstwem, bo chyba nie ma gorszej śmierci, niż wypalenie wnętrzności. Przez głowę przemknęło go przerażająca wizja Bane'a tracącego kontrolę, nie mogącego powstrzymać chuci... Mógł współczuć tylko jego wybrance. Dlaczego tylko miała ona twarz jego Joce?
Spokojnie. Bane nigdy by jej nie skrzywdził. Nienawidzą się platonicznie. Spokojnie.
Słysząc jego słowa, spojrzał na niego z pewnym zażenowaniem, gdyż wyraźnie nie miał pojęcia, o czym tak właściwie mówi:
- Oj, Bane, nie porównuj mnie do tej zabawki. Nie przeżyłeś w skórze zwierzęcia trzydziestu lat. Nie maglowali ci mózgu, abyś zniknął, stracił świadomość i wolę, abyś się poddał instynktom i dzikości... a przynajmniej nie w ten sposób. Bo nawet jak próbowali cię szkolić, to pozostałeś sobą, prawda? Ja nie. Ja się poddałem. Dopiero po wielu miesiącach wróciłem do siebie. To zawsze już będzie częścią mnie. - rzekł, zapinając powoli guziki koszuli - piżamy. Nie było to dla niego bolesne, wypowiadał te słowa z pewną obojętnością.
- Hehehe... to żeś powiedział dobrze. Zobaczy siłę nie jednego, a armii potworów. Będzie krzyczeć moje imię całą noc - po raz pierwszy podczas rozmowy uśmiechnął się w pełni szczerze i beztrosko, wręcz psotnie. Na jego twarzy odmalowała się determinacja.
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
Forum chronione jest prawami autorskimi! Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!