• Nie minęło zbyt wiele czasu od rozpoczęcia działalności AKSO, a po całej Otchłani rozniosła się wieść o tajemniczej mgle, w której znikają statki. Czytaj więcej...
  • Wstrząsy naruszyły spokój Morza Łez!
    Odczuwalne są na całym jego obszarze, a także na Herbacianych Łąkach i w Malinowym Lesie.
  • Karciana Szajka została przejęta. Nowa władza obiecuje wielkie zmiany i całkowitą reorganizację ugrupowania. Pilnie poszukiwani są nowi członkowie. Czytaj więcej...
  • Spectrofobia pilnie potrzebuje rąk do pracy! Możecie nam pomóc zgłaszając się na Mistrzów Gry oraz Moderatorów.
Trwające:
  • Skarb Pompei
  • Zmrożone Serce


    Zapisy:
  • Chwilowo brak

    Zawieszone:
  • Brak
  • Drodzy użytkownicy, oficjalnie przenieśliśmy się na nowy serwer!

    SPECTROFOBIA.FORUMPOLISH.COM

    Zapraszamy do zapoznania się z Uśrednionym Przelicznikiem Waluty. Mamy nadzieję, że przybliży on nieco realia Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani.

    Zimowa Liga Wyzwań Fabularnych nadeszła. Ponownie zapraszamy też na Wieści z Trzech Światów - kanoniczne zdarzenia z okolic Lustra i Glasville. Strzeżcie się mrocznych kopuł Czarnodnia i nieznanego wirusa!

    W Kompendium pojawił się chronologiczny zapis przebiegu I wojny pomiędzy Ludźmi i KL. Zainteresowanych zapraszamy do lektury.

    Drodzy Gracze, uważajcie z nadawaniem swoim postaciom chorób psychicznych, takich jak schizofrenia czy rozdwojenie jaźni (i wiele innych). Pamiętajcie, że nie są one tylko ładnym dodatkiem ubarwiającym postać, a sporym obciążeniem i MG może wykorzystać je przeciwko Wam na fabule. Radzimy więc dwa razy się zastanowić, zanim zdecydujecie się na takie posunięcie.

    Pilnie poszukujemy Moderatorów i Mistrzów Gry. Jeżeli ktoś rozważa zgłoszenie się, niech czym prędzej napisze w odpowiednim temacie (linki podane w polu Warte uwagi).

    ***

    Drodzy użytkownicy z multikontami!
    Administracja prosi, by wszystkie postaci odwiedzać systematycznie. Jeżeli nie jest się w stanie pisać wszystkimi na fabule, to chociaż raz na parę dni posta w Hyde Park
    .
    Marionetki – otwarte
    Kapelusznicy – otwarte
    Cienie – otwarte
    Upiorna Arystokracja – otwarte
    Lunatycy – otwarte
    Ludzie – otwarte
    Opętańcy – otwarte
    Marionetkarze – otwarte
    Dachowcy – otwarte
    Cyrkowcy – otwarte
    Baśniopisarze – otwarte
    Szklani Ludzie – otwarte
    Strachy – otwarte
    Senne Zjawy – otwarte
    Postaci Specjalne – otwarte

    Ponieważ cierpimy na deficyt Ludzi, każda postać tej rasy otrzyma na start magiczny przedmiot. Jaki to będzie upominek, zależy od jakości Karty Postaci.



    » Miasto Lalek » Klinika » Opuszczona szopa
    Poprzedni temat :: Następny temat
    Autor Wiadomość




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 30 Sierpień 2017, 18:17     

    Przyglądała się jak chłopak chowa zdjęcie do chlebaka. Widać było, ze stanowi dla niego naprawdę wielki skarb. Było pewnie dla niego ważniejsze niż cokolwiek innego. Naprawdę musiał kochać tego chłopca ze zdjęcia. Cały czas jednak nie mogła połączyć tej twarzy z nikim znajomym. Była zbyt rozkojarzona tym wszystkim co się dziś stało.
    Słuchała uważnie odpowiedzi Marionetki. A więc nazywał się Eryk. Coraz bardziej było jej szkoda swojego rozmówcy - je...jeśli chcesz to ja mogę Cię przytulić- zaproponowała niepewnie, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Wyciągnęła też do niego ostrożnie ręce, żeby czasem nie uznał, że go atakuje. Wiedziała, że jeśli nagle chciałby użyć tych swoich noży, gdy byłaby za blisko to możliwe, że nawet jej moc leczenia nie dałaby sobie z tym rady. A nie wiedziała jak szybko mógłby tu ktoś przyjść kto by jej mógł pomóc z obrażenia, z którymi sama sobie nie poradzi, bez zszycia.
    Słysząc pytanie Dystera, zawahała się lekko. Nie wiedziała ile mu może powiedzieć. Ale w sumie wiedza, kto jest dyrektorem Kliniki jest ogólnie dostępna.
    - Dyrektor nazywa się Anomander van Vyvern - powiedziała spokojnym głosem. Cały czas jednak obserwowała reakcję Marionetki. Wyczytanie tego co myśli było trudne, jednak starała się jak mogła - poza naszą dwójką pracuje tam również Bane, który jest chirurgiem plastycznym i pełni rolę Ordynatora Kliniki. Ja jestem pielęgniarką na okresie próbnym, pracuje od kilku dni. Poza mną jest jeszcze jedna Pielęgniarka, pani Alice, które podobnie jak Ty jest Marionetką - zamyśliła się na moment - poza tym pracują tam takie Marionetki bez twarzy, które zajmują się praniem, gotowaniem, sprzątaniem, przesyłkami i zamówieniami - skończyła wymieniać. Po chwili jednak dodała -pomagamy każdemu, niezależnie od rasy, organizacji czy innych bzdur, więc myślę, że Twój Stwórca cieszyłby się, że jego dom służy pomocy innym - uśmiechnęła się i pomachała swoją rudą kitą.
    Słuchała z wysoko postawionymi uszkami oraz szeroko otwartymi oczami, jak ten budynek wyglądał wcześniej - to mówisz, że ten budynek był jeszcze większy niż jest teraz? - zapytała z lekkim niedowierzaniem - to nie dziwię się, ze ktoś mógł się tutaj czuć samotnie. Sama jeszcze nie miałam okazji zwiedzić całości i pewnie jeszcze trochę mi to zajmie, nim poznam wszystkie zakamarki - podrapała się zakłopotana w tył głowy i zaśmiała krótko. Ciekawiło ją to, czy mimo iż północnego skrzydła nie ma, to czy nadal jest wejście do piwnic. Pewnie miałaby przez to kłopoty, ale jednak stała się liskiem bardziej niż można by się tego spodziewać i była naprawdę bardzo ciekawskim stworzeniem.
    Zmarszczyła brwi, słysząc wywód na temat tego czym jest Kropka. Nie spodobały jej się jego słowa. Sama się poczuła przez to gorzej. Dobrze wiedziała, jak to jest nie pasować nigdzie. Nie jest ani człowiekiem, ani Dachowcem, wizualnie nie pasuje też do definicji Opętańca. Dachowiec ze skrzydłami. Dziwadło. Dobrze pamiętała jak ją nazywano i nadal jak na nią patrzą, gdy widzą ją po raz pierwszy.
    - Nie mów tak jakby była teraz czymś gorszym od zwierząt, które ją tworzą- powiedziała spokojnie i zaczęła gładzić maluszka po białej główce - nie musi żyć ani z gronostajami, ani z zającami, ani nawet z mewami. Żadna z tych grup jej nie odrzuci. Ma do towarzystwa inne Niechniurki, a przynajmniej tę, która należy do Ordynatora. Do tego może się widywać z Niechniurkami, które należą do mojej siostry i jej faceta, więc nie jest sama. Do zabawy ma również Amber, która nie uważa jej za przekąskę, bo już by ją zjadła gdyby tak było - spojrzała na Marionetkę - nie można powiedzieć, że zdaje sobie sprawę, że nie pochodzi z tego Świata, bo nie pochodzi. Ona nie została poskładana i pozszywana tak jak ja, nie miała doszytych elementów, tak jak ja miałam doszyte uszy i ogon i usunięte ludzkie uszy - westchnęła - urodziła się tutaj i nigdy pewnie nie widziała żadnego zająca, gronostaja czy mewy na żywo - pogładziła Kropkę po całym grzbiecie, aż do puchatej końcówki ogonka - a jeśli chodzi o mnie to nie tęsknię za tamtym Światem - zaczęła znów po krótkiej przerwie - tam byłam trzymana tylko dlatego, że dostawali za wychowanie mnie pieniądze, nie obchodziło ich to jak się czuję, co lubię robić. Musiałam tylko być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, stać i wyglądać. By mogli się pochwalić, dodatkowo miałam nie przynosić im wstydu nic więcej ich nie obchodziło - wzruszyła ramionami - patrząc na mój wiek, nadal bym siedziała w szkole, jako jedna z wielu niewidzialnych, która po prostu jest i przechodzi z klasy do klasy, nie rzucając się w oczy mimo iż byłam kilka lat wyżej niż moi rówieśnicy. Tutaj mam już pracę, pomagam innym, jestem przydatna i przede wszystkim nie jestem niewidzialna. Mogę być w końcu sobą - westchnęła ciężko i znów przeniosła wzrok na swojego rozmówce - wybacz, ze tak marudzę na swoje poprzednie życie. Po prostu to nie było to o czym marzyłam, a tutaj mimo iż przeszłam bardzo wiele, nacierpiałam się jak mało kto to jestem wdzięczna, że tu trafiłam, bo w końcu mogę rozwijać swoje zainteresowania i nie martwić się o to, że ktoś nie będzie zadowolony z tego, że mam jakieś swoje hobby - zakończyła uśmiechając się do niego przepraszająco. Ten świat był dla niej naprawdę prawie idealny. Szkoda tylko, ze jeden skok w bok potrafił wszystko zniszczyć. Opuściła wzrok i zacisnęła na chwilę powieki. Znów zbierało jej się na płacz, ale nie mogła sobie na to pozwolić przy Dysterze. Po prostu nie mogła...
    _________________





    Zaczarowana Kukiełka

    Godność: Dyster
    Wiek: Wizualnie 16 lat.
    Rasa: Marionetka
    Wzrost / waga: 101 cm 16 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś.
    Pod ręką: Broń, chlebak.
    Broń: Dwa długie sztylety przy pasku.
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Dołączył: 03 Kwi 2016
    Posty: 39
    Wysłany: 2 Wrzesień 2017, 03:46     

    Gdy dziewczę wyciągnęło ku niemu ręce nie wykonał żadnego ruchu. Siedział na miejscu i patrzył na Tulkę swoimi matowymi oczami, które zapewne niejedno już widziały. Prawdopodobnie miodowo-złote oczy malca były kiedyś prawdziwym dziełem sztuki, teraz zaś, wyglądały jak dwa niezbyt klarowne paciorki wprawione z dziecięce oblicze. Kiedy dziewczyna zamarła z uśmiechem na ustach i wyciągniętymi dłońmi odezwał się dość smutnym głosem.
    - Przytulanie zazwyczaj oznacza pożegnanie. Czy chcesz już odejść? Jeśli tak, to z chęcią Cię utulę, w innym wypadku przytulanie mnie nie ma sensu – powiedział ale jego twarz dalej pozostawała bez wyrazu- Tulko, jesteś dobrym dzieckiem, ale Twoje przytulenie nie sprawi, że poczuję się lepiej. Domyślam się, że chciałaś dobrze, ale musisz pamiętać o jednym, mimo zewnętrznego podobieństwa istot ludzkich, jesteśmy tylko animowanymi magią przedmiotami. Marionetki to takie magiczne zegary. Choćbyś prosiła, błagała i tuliła zegar, to nigdy nie sprawisz by zaczął odliczać czas w tył albo nagle przyspieszył lub zwolnił. Zegar będzie działał tak długo, jak długo pracuje jego sprężyna i serce. Z marionetkami jest tak samo. Zawsze będziemy przeżywać to samo, nie zależnie od tego co uczynisz i jak bardzo będziesz prosić.
    Jeśli dziewczyna nie chce odejść Dyster się do nie je nie przytuli.
    Wsłuchał się w to co mówiła Tulka. Imię i nazwisko dyrektora zupełnie nic mu nie mówiły. Może kiedyś raz czy dwa słyszał je na ulicach, ale nie był to nikt kogo by znał. Tak samo w przypadku ordynatora czy pielęgniarki-marionetki Alice.
    - Jeśli to nie tajemnica, to powiedz mi proszę coś więcej o waszym zespole. Jak wyglądają, czy im ufasz a oni ufają Tobie, czy są dla Ciebie dobrzy? Czy w każdej sytuacji możesz na nich polegać? – zapytał malec - Jeśli chodzi o mojego Stwórcę to ciężko powiedzieć co sprawiłoby mu radość. Pewnie by go to ucieszyło, a może było by inaczej? Może smuciłby się, że jego ukochana wnuczka już tu nie mieszka? Może byłoby mu przykro, że w różanym ogrodzie nie bawią się jego prawnuki? Nie wiem tego..
    Dyster wychwycił dziwną nutę w głosie dziewczyny. Prawdopodobnie była zaciekawiona tym co właśnie usłyszała.
    - Owszem, był większy i to sporo. Nie ma już wieży z zegarem na dachu, nie ma północnego skrzydła, nie ma dobudówki i nie ma też Garnizonu, w którym przebywali Sześcioręcy – wysokie na ponad trzy metry, zakute w grube pancerze, pozbawione twarzy marionetki, które charakteryzowały się niezwykłą siłą, szybkością i sprawnością w walce. – malec przez chwilę oderwał wzrok od twarzy dziewczyny i popatrzył na wejście jakby obawiając się, czy za chwilę, któryś z opisanych przez niego potworów nie wejdzie do środka. Widać było, że kimkolwiek byli owi Sześcioręcy wzbudzali w Dysterze niepokój. Wpatrywał się przez chwilę w ciemność po czym powrócił wzrokiem do rozmówcy - Nie wiem jednak, co teraz znajduje się w miejscu piwnic i tego strasznego „cichego pokoju”, ale skoro już wiesz o ich istnieniu zawsze możesz to sprawdzić sama.
    Wysłuchał tego co Tulka powiedziała o Kropce i o sobie.
    - Nie powiedziałem, że jest gorsza, powiedziałem że jest inna. Powiedziałem, że nie pasuje do żadnej z grup, choć sama łączy w sobie cechy wszystkich trzech. Jak Ci się wydaje, czy fakt, że na całym ogromnym świecie, istnieje jeszcze kilka Niechniurek, które znajdują się teraz w różnych rękach, zakładając, że jeszcze żyją, sprawia, że jest szczęśliwa? Myślę, że ona nie zdaje sobie sprawy ze swojej przynależności gatunkowej, żyje tu i teraz, ale jest samicą a każda samica prędzej czy później pragnie wydać na świat potomstwo. Niestety, nie będzie jej to dane chyba, że dojdzie do tego, że połączy się z własnym bratem ale na to raczej natura nie pozwala. Zatem co ruję będzie czekać na samca ale ten nigdy nie nadejdzie, bo zwyczajnie nie istnieje. Możesz jej pomóc i ją wysterylizować, ale czy wtedy, gdy pozbawisz ja możliwości posiadania potomstwa, to uczynisz ją szczęśliwszą? – zapytał Dyster lekko przekrzywiając głowę - Masz rację mówiąc o innych zwierzętach, wątpię by kiedykolwiek widziała którekolwiek ze zwierząt składowych na oczy. Prawdą jest też to, że Kropce nikt nie doszył uszu ani ogona, ale nie zmienia to faktu, że i ona składa się z wielu elementów. Ktoś, czyli jej twórca, musiał ją stworzyć poniekąd „wszywając” sztucznie w geny zająca informację o skrzydłach mewy i cechach gronostaja. Stworzył w ten sposób istotę na tyle podobną od innych, by była atrakcyjna i na tyle różną by mogła cierpieć samotność nawet będąc wśród innych zwierząt. Czym zatem, poza osobą i obiektem eksperymentu, różni się jej twórca od Twojego? - zapytał malec spokojnym głosem - Skoro jesteśmy już przy zwierzętach. Powiedziałaś, że Amber, Twoja lisica, wybrała myszkowanie po krzakach. Powiedz mi czy, ona nie widzi Twojego smutku? Nie widzi, że coś nie jest tak jak powinno być? A może jest tylko dzikiem zwierzęciem i nic jej nie obchodzi to, że jesteś smutna i osamotniona?
    Dyster ponownie zerknął w mrok nocy czającej się za progiem a następnie przeniósł wzrok na rozmówczynię i wpatrywał się w Tulkę oczekując odpowiedzi
    - Owszem, trafiłaś tu, rozwijasz swoje zainteresowania, pomagasz innymi i pracujesz, ale czy jesteś SZCZĘŚLIWA? Czy to właśnie szczęście sprawiło, że miałaś mokre oczy i smutną twarz gdy tu przyszłaś? Czy to szczęście sprawiło, że przyszłaś tu by przez chwilę być sama? – powiedział chłopiec pokazując palcem małej dłoni na Tulkę - Zazwyczaj uczucie szczęścia przeżywa się razem z innymi. Chce się nim dzielić. Ty zaś szukałaś odosobnionego miejsca by się zaszyć i przez jakiś czas być sama. To nie jest objaw szczęścia.
    Malec zmienił pozycję. Usiadł teraz popierając brodę na dłoniach, które spoczywały na podkulonych kolanach.
    - Nawet teraz gdy skończyłaś mówić mocno zacisnęłaś oczy, a choć minęło już wiele, wiele lat to ciągle pamiętam ten grymas. Powiedz mi, czemu żal rozdziera Ci serce?




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 2 Wrzesień 2017, 23:45     

    Zaprzeczyła głową - przytulenie nie zawsze oznacza pożegnania - powiedziała, ale mimo to opuściła ręce i usadowiła się wygodniej . Nie patrzała na swojego rozmówce, słuchając jego tłumaczeń. Tobie by to może nie pomogło, ale mnie jak najbardziej pomyślała, jednak nie odważyła się tego powiedzieć na głos. Nie była samolubna. Przynajmniej nie uważała się za taką. Ważniejsze było dla niej to, żeby to inni czuli się dobrze. Julia zawsze dawała sobie jakoś radę. Może i spędzała potem trudne chwile w samotności, ale i tak nikogo to nie obchodziło, więc nauczyła się nie narzekać. Wysłuchała więc Marionetki, bez słowa sprzeciwu. Przytaknęła tylko, że rozumie i przeprosiła cicho.
    Spojrzała na niego, gdy zapytał o dokładniejsze informacje na temat personelu Kliniki. Nie wiedziała jak bardzo może mu zaufać. Westchnęła jednak po chwili - Dyrektor jest Opętańcem o skórzanych skrzydłach, czarnych włosach i błękitnych gadzich oczach. Miał dwójkę dzieci, córkę i syna ale obu stracił przedwcześnie - mówiła niepewnie - Ordynator jest Cyrkowcem, który też stracił swoją rodzinę. Gdy trafił do Krainy Luster, zaczął swoje życie od nowa. Gdyby nie liczyć tego roku, który spędziłam w piwnicy to w Krainie Luster przebywamy mniej więcej tyle samo czasu, czyli od jakiś trzech lat - powiedziała spokojnie. Nie chciała zdradzać za wiele. Nie znała Dystera na tyle, by wiedzieć czy nie współpracuje z jakąś Organizacją. Raczej nie był ze Stowarzyszenia, bo wtedy nie kryłby się przed nią. Jako Maskotka, była rozpoznawalna przez członków Czarnej Róży. Ale nikt nie powiedział, że nie może pochodzić z jakiejś innej Organizacji, która nie byłaby tak przychylna. Ograniczyła się więc do podstawowych informacji - Dyrektor zna się dobrze na weterynarii i jest świetnym ortopedą. Gdy przybyłam do Kliniki z Bane'm, to on naprawił moje złamane skrzydło i zajął się pierwszą lekcją lotu. Bane'a poznałam dwa dni wcześniej na placu zabaw. Byłam tam z siostrą i spadłam z domku od zjeżdżalni i złamałam skrzydło. Złożył je i zaleczył ranę, bo złamanie było otwarte jednak było to tylko prowizoryczne i potrzebowałam i tak leczenia szpitalnego, potem on został w Klinice i zaczął pracować, a ja uciekłam, żeby nie sprawiać im problemów i by nauczyć się jak najwięcej. Wróciłam kilka dni temu i udało mi się zdobyć pracę w roli pielęgniarki - wzruszyła ramionami.
    Wsłuchała się znów w opis Kliniki, jaka była wcześniej. Zastanawiało ją jak to wszystko wyglądało. Żałowała, że nie wzięła ze sobą szkicownika i ołówka. Chciałaby to sobie jakoś wyobrazić. Zobaczyć jak to wszystko wyglądało.
    Otworzyła szeroko oczy słysząc o bojowych Marionetkach - no ładnie - powiedziała cicho - w piwnicach, choć nie wiem czy na całej ich powierzchni mieszczą się na pewno izolatki i jak na razie nie mam do nich dostępu, więc wolałabym sama nie myszkować, żeby nie wpaść w kłopoty - powiedziała niepewnie - ale jeśli nadarzy mi się taka okazja to na pewno pozwiedzam całość, może dowiem się nawet co się stało z pozostałą częścią budynku - dodała, jakby do siebie, zamyślona.
    Słuchała dalszej wypowiedzi chłopaka. Robiła się przez to coraz bardziej przygnębiona. Delikatnie wzięła Kropkę na kolana. Niechniurka zapiszczała niezadowolona, ale szybko ułożyła się ponownie i zasnęła. Dziewczyna głaskała ją, nie odrywając wzroku od jej śnieżnobiałego futerka - nie każda samica może się doczekać potomstwa...a poza tym nie ma pewności, że Niechniurki są płodne. W końcu to hybrydy i może się okazać, że nie mają możliwości, żeby się rozmnażać - powiedziała cicho, smutnym głosem - no i Kropka jest jeszcze mała, za mała żeby się martwić rozmnażaniem. Na razie po prostu nie chcę o tym myśleć. Ale nie wygląda na smutną. Zawsze biega wesoło dookoła, bawi się z Amber lub Wredotkiem albo ze mną. - spuściła smutno głowę tak, że jej grzywka zakryła jej twarz. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Wychodziło na to, że myślała o sobie. Że myślała tylko o tym, żeby mieć Kropkę, ale nie liczyła się z jej szczęściem - poza tym nic już się na to nie poradzi. Nie rozbijesz jej genów. Musi się nauczyć żyć taka jaka jest.... - powiedziała mierzwiąc delikatnie mięciutkie futerko hybrydy.
    Czuła się coraz mniej pewnie w tej rozmowie. Nie miała nawet siły się do końca bronić - stwórca Kropki nie skrzywdził fizycznie żadnego zwierzęcia....i nie znęcał się nad nią po tym jak już powstała... - próbowała choc trochę wytłumaczyć, że Anomander wcale nie jest taki zły. Choć teraz miała straszny mętlik w głowie, nie wiedziała już co ma myśleć. Słysząc pytania na temat Amber, spojrzała w kierunku wejścia - wie, że nic mi tu nie grozi, a przynajmniej nic takiego nie wyczuła. Jak sam zauważyłeś jest zwierzęciem i nie jadła kolacji więc korzysta z okazji i poszła na polowanie. Gdybym ją jednak zawołała lub coś by się działo to zaraz by tu przybiegła - powiedziała. Nigdy nie wymagała od swojej lisiczki aby ją pocieszała. Ale zawsze jak były same mogła na nią liczyć. Futrzak przytulał się do niej, lizał ją i starał rozweselić. Ale wiadomo, że głód jest od tego ważniejszy i ruda nie miała jej tego za złe.
    Skuliła się bardziej w sobie słysząc kolejne słowa Marionetki - jestem szczęśliwa, że mam pracę, że mogę rozwijać swoje zainteresowania - powiedziała niepewnie - ale to nie oznacza, że nie dzieje się nic co by to szczęście zakłócało - mówiła cicho, nie patrząc już na swojego rozmówcę - dobrze zauważyłeś. Dziś stało się jednocześnie coś co mnie uszczęśliwiło oraz coś co zasmuciło i zakryło to szczęście - pociągnęła delikatnie noskiem - dziś odkryłam, że osoba, którą nazywałam siostrą trzy lata temu, tak naprawdę jest moją biologiczną siostrą, ale potem wieczorem dowiedziałam się, że mężczyzna którego pokochałam mnie zdradził...i potem zamiast jakoś załagodzić sytuację tylko ją pogorszył, mieszając pracę i sprawy prywatne. Dlatego chciałam spędzić noc pod gwiazdami, posiedzieć trochę w samotności. Po prostu myślałam, że znalazłam nową rodzinę, że znalazłam kogoś kto mnie pokochał, a teraz? Nawet rodzona siostra nie może na mnie patrzeć, a ledwo co się o tym dowiedziałam... ech.... - westchnęła chowając twarz między kolanami, uważając jednak by nie zgnieść Kropki. Z oczu leciały jej łzy ciurkiem, jednak nie łkała. Nie miała już na to sił.
    _________________





    Zaczarowana Kukiełka

    Godność: Dyster
    Wiek: Wizualnie 16 lat.
    Rasa: Marionetka
    Wzrost / waga: 101 cm 16 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś.
    Pod ręką: Broń, chlebak.
    Broń: Dwa długie sztylety przy pasku.
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Dołączył: 03 Kwi 2016
    Posty: 39
    Wysłany: 4 Wrzesień 2017, 03:20     

    Wysłuchał całej odpowiedzi, jakiej udzieliła Tulka w zupełnym milczeniu. Milczał nie dla tego, że ją ignorował, albo co gorsze jej słowa go nie interesowały, ale z powodu tego, że musiał przemyśleć niektóre jej elementy. Dyrektor wydawał się być osobą, którą znał. Czy ów Anomander van Vywern, jak nazwała do Tulka, mógł to być ojcem jego Przyjaciela? Mąż Anny-Klary i tym samym ojciec Eryka, nigdy nie wykazywał zainteresowania Krainą Luster. Nie wydawał się skłonny by tu przybyć, a już na pewno nie zamieszkać. Może coś się zmieniło? W tym wszystkim, całym opisie, nie zgadzało się jednak kilka istotnych informacji. Po pierwsze imię i nazwisko. Ojciec Eryka i mąż Anny – Klary wprawdzie był szlachcicem, ale nie nazywał się Anomander van Vyvern. Jedyne co od biedy można by połączyć z tym nazwiskiem, to fakt, że w herbie Pana faktycznie znajdowały się stojące na tylnych nogach wywerny. Zajmowały one pole pierwsze i czwarte na czwórdzielnej tarczy. Pozostałe pola wypełniały rodowe półksiężyce, skierowane ku górze. Kolejną rzeczą niezgodną z opisem był wygląd. Fakt, Pan miał czarne włosy, które były średniej długości i zawsze starannie ułożone, ale gadzie oczy zdecydowanie różniły się od brązowo-miodowych, zawsze wesołych i błyszczących oczu Pana. Trzecią rzeczą były losy rodziny jego Przyjaciela. Anna-Klara i jej dzieci miały się dobrze gdy jego Przyjaciel kazał mu odejść. Siostra Eryka była wtedy radosną, wiecznie roześmianą dziewczynką o różnobarwnych oczach i rumianej uśmiechniętej buzi okalanej opadającymi na boki puklami czarnych jak skrzydła kruka, kręconych włosów. Anna-Klara, kobieta o błękitnych jak niezapominajki oczach, złotych włosach i takim samym sercu, też wyglądała na zdrową. Nic nie wskazywało na to by ktokolwiek miał być chory. Cała rodzina przeniosła się zapewne gdzieś, co Dyster spostrzegł, gdy pewnego dnia przyszedł pod dom swojego Przyjaciela i zastał posiadłość wypełnioną ludźmi studiującymi i pracującymi na rzecz lokalnej wyższej uczelni. Jak przez mgłę przypominał sobie fragment rozmowy Pana z Anną – Klarą o tym, że jeśli będą się kiedyś, gdzieś wyprowadzać, to cała posiadłość wraz z wielkim ogrodem przejdzie w ręce Uniwersytetu na zasadach dzierżawy, choć Dyster nie specjalnie wiedział o chodzi. Zapewne Pan, który faktycznie był naukowcem i nauczycielem akademickim dostał lepiej płatną pracę gdzieś w innym mieście albo nawet innym kraju. Ponadto Pan faktycznie zajmował się naukami biologicznymi ale jego specjalizacją, z tego co pamiętał Dyster, były różnorakie choroby a nie ortopedia. Bardzo interesował się też genetyką i toksykologią.
    A może …?
    - Powiedz mi, jak wygląda ów Bane? – malec spojrzał na dziewczynę z uwagą i wyraźnym zaciekawieniem - Czy w tej Klinice przebywa może jako gość, pracownik ewentualnie pacjent …- Dyster szybko policzył lata przez jakie błąkał się po świecie - kobieta o czarnych włosach i różnobarwnych oczach lub starsza, wyjątkowo życzliwa kobieta o włosach koloru dojrzałej pszenicy ewentualnie już posiwiała o oczach jak niezapominajki?
    O dyrektora nie pytał. Jego wygląd nie zgadzał się z obrazem Pana jaki miał w pamięci, ale może ów Bane którego opisu Tulka poskąpiła? Może to tak naprawdę jest Eryk albo Pan? Choć Tulka wspomniała że jego rodzina również zginęła, ale Dyster zdawał się nie przyjmować tego do wiadomości.
    Poczekał aż dziewczyna, choć po części odpowie na postawione pytania.
    - Jeśli chodzi o Kropkę to najlepiej by było gdybyś zapytała jej Twórcy, kimkolwiek on jest. Myślę jednak, że tworząc hybrydę tak wielu gatunków zwierząt wiedział czy finalny osobnik będzie płodny czy nie. – Dyster popatrzył w wygasłe ognisko i zamyślił się przez chwilę, próbując sobie przypomnieć to czego kiedyś dowiedział się od Pan, ojca swojego Przyjaciela – Dla przykładu, w świecie ludzi istnieje muł i osłomuł zwany też oślikiem. O ile samice muła, który powstaje przez skrzyżowanie samicy konia z samcem osła mogą, choć dość rzadko, być płodne i w połączeniu z samcem osła lub konia dawać potomstwo, które to również ma szansę być płodne, o tyle ośliki, powstające z połączenia ogiera z samicą osła, są całkowicie jałowe. – Dyster spokojnie uniósł oczy i spojrzał na wejście do szopy - Zważywszy jednak na fakt, że dopracowanie hybryd wymaga czasu i szeregu badań oraz działań, to Kropka może być kolejnym pokoleniem tegoż „gatunku”. Jeśli zatem matka Kropki mogła mieć potomstwo, to czemu nie Kropka? Zastanów się też nad tym co stało się z pozostałymi osobnikami z pokolenia jej matki..
    Dyster dopiero po chwili popatrzył na Tulkę i zorientował się, że ta płacze. Przełamując wewnętrzny opór dotknął rumienienia dziewczyny.
    - Nie powiem, byś nie płakała, bo to byłoby bez sensu. Żal który czujesz z pewnością rozdziera Ci serce. Płacz zatem, wylej to z siebie razem ze łzami, bo choć to przykre to tak właśnie życiu bywa, że czasami ci, po których oczekujemy wsparcia, miłości lub choćby dobrego słowa odwracają się do nas plecami i wbijają w nas noże. Zostajemy wtedy sami ze swoimi problemami, tak jak Ty teraz. Najgorsze jest to, że pomoc nie nadejdzie, bo tego co miało miejsce już się nie da cofnąć. Nie zmieni się też biegu czasu, nie ważne jak bardzo by się chciało. Możesz starać się zignorować, zaakceptować lub jakoś sobie wytłumaczyć to co miało miejsce, ale pamięć o tym zawsze pozostanie i zawsze już będzie Cię boleć. To jak z wbijaniem gwoździ w martwe drewno. Gwóźdź wbijesz i wyjmiesz, ale dziura pozostanie aż do końca. Czemu Twoja siostra nie może na Ciebie patrzeć, cóż takiego uczyniłaś? – zapytał Dyster przeciągając drobną dłonią po włosach i plecach dziewczyny - Musisz też zadać sobie pytanie o to, czemu Twój ukochany Cię zdradził? Nie wierz w jego tłumaczenia, bo zazwyczaj jest tak, że ludzie są gotowi wymyślić najbardziej niedorzeczne bzdury byle uniknąć problemów. Zastanów się, czy fakt, że Cię zdradził nie wynikał z tego, że nie byłaś dla niego dość dobra albo, że się mu znudziłaś? Może byłaś dla niego zbyt młoda albo nie dawałaś mu tego czego pragnął?
    Malec wstał i podszedł do ściany, którą okrywał krzak róży. Odgarnął łodygi i wyjął ze szczeliny w ścianie stary, zardzewiały nóż o długiej na mniej więcej siedemnaście centymetrów, poszczerbionej głowni i nieco zmurszałej drewnianej rękojeści. Przesunął dłonią po wydrapanych na rękojeści literach „EvW”, które z powodu upływu czasu i wilgoci lekko się zatarły. Podszedł do dziewczyny i ponownie usiadł koło niej. Nóż obracał w dłoniach.
    - W świcie ludzi jest bardzo rozpowszechniona pewna niezwykle interesująca księga, która stanowi niemalże fundament wiary, a którą mieszkańcy tamtego świata zwą Biblią. Podzielona jest na różne księgi i w jednej z nich, bodajże w księdze Ezechiela pod numerem 25:17 zapisano bardzo mądre i adekwatne słowa. – powiedział malec przekładając nóż z ręki lewej do prawej i kierując go rękojeścią w stronę Tulki - Słowa te brzmią: „I dokonam na nich srogiej pomsty w strasznych karach i poznają, że Ja jestem Pan, gdy wywrę na nich swoją zemstę”. Nie możesz pozwolić na to by dalej Cię raniono. Kto zdradził raz, ten będzie zdradzał cały czas wiecznie licząc na taryfę ulgową i wybaczenie. Chyba nie chcesz więcej cierpieć z powodu zdrady? Nie mówię byś go zabiła, ale wywrzyj na nim pomstę. Ukarz go za to bezbrzeżne cierpienie i ból który Ci sprawił. Spraw by zapamiętał raz na zawsze, że to co uczynił było złe.
    Powiedziawszy to Dyster pogładził siedzącą Tulkę po plecach i opadających na nie włosach.

    [ W TEJ CHWILI DYSTER UŻYŁ MOCY „Obezwładniający smutek”]

    - Biedna Tulciu, nawet nie wiesz jak mi Cię żal. Niczemu nie zawiniłaś, a tak bardzo Cię poraniono. Biedne dziecko. Nie może tak być, nie pozwól by Cię raniono. Ból, który czujesz musi znaleźć ujście. Nie gromadź go w sobie. Dokonaj zemsty na tych, którzy Cię zranili. – powiedziawszy to Dyster wstał i ruszył do wyjścia zostawiając ów stary wyszczerbiony nóż w dłoniach dziewczyny, lub jeśli ta go nie przyjęła, koło niej - Żegnaj Tulko, na mnie już czas, może jeszcze kiedyś się spotkamy.
    Powiedziawszy to wyszedł z szopy a promienie księżyca oświetliły jego twarz.
    Księżyc w całej swej krasie świecący na niebie mógł dostrzec pełzający po zazwyczaj martwej twarzy marionetki delikatny uśmiech.

    ZT




    Trucicielka Serc

    Stowarzyszenie Czarnej Róży: Maskotka
    Godność: Julia Renard
    Wiek: Wiualnie 18
    Rasa: Lisi Opętaniec
    Lubi: Liiiiski *-*, kakao
    Nie lubi: Grzybów
    Wzrost / waga: 173/60
    Aktualny ubiór: Turkusowa sukienka do połowy uda, brązowe, wiązane sandałki na lekki obcasie.
    Znaki szczególne: Lisie rude uszy i ogon, długie rude włosy oraz perłowe pierzaste skrzydła z rudymi końcówkami piór
    Pod ręką: Niechniurka - Kropka
    Nagrody: Korale Zamiarne, Blaszka Zmartwienia, Czarodziejska Wstęga, Prezentełko, Kula Pomocna, Bursztynowy Kompas
    Stan zdrowia: Zakwasy po jeździe konnej, rozcięcie na kości policzkowej
    Dołączył: 05 Cze 2016
    Posty: 601
    Wysłany: 27 Wrzesień 2017, 21:06     

    Przyjrzała się chłopakowi uważnie - Bane ma białe włosy, czarne oczy z zielonymi źrenicami oraz szarą skórę - opisała go pobieżnie. Wątpiła, żeby Marionetka szukała akurat chirurga. Widziała jednak, że na pewno ma nadzieję, że znajdzie swojego przyjaciela, albo przynajmniej kogoś z jego rodziny.
    Słysząc jego pytanie, zamyśliła się na moment, po chwili jednak pokręciła głową - przepraszam, ale nie kojarzę nikogo, kto by pasował do tego opisu - spojrzała na niego przepraszająco. Nie było żadnego pacjenta, który by pasował do opisu, a tym bardziej nikogo kto by tam pracował. Chyba, że nie poznała całego personelu Kliniki, wątpiła jednak, by pan Anomander nie powiedział jej że ktoś taki jeszcze jest, kto pracuje cały czas poza Kliniką lub jest na jakimś urlopie. Bane też by jej raczej o tym powiedział, gdyby był ktoś jeszcze tutaj, a żaden z mężczyzn jej o tym nie wspomniał.
    Wpatrywała się w miejsce po palenisku, słuchając uważnie słów Marionetki - Kropka jest jeszcze mała....za mała, żeby w ogóle myśleć o tym czy jest płodna czy nie - powiedziała przez łzy - nie wygląda na niezadowoloną z życia, postaram się jej dać jak najwięcej, żeby była szczęśliwa - powiedziała łkając cichutko. Starała się powstrzymać łzy, jednak nie było to takie proste jakby chciała. Przytuliła zwierzątko do siebie, słysząc o eksperymentach - dlatego tym bardziej postaram się nią dobrze opiekować - powiedziała prawie szeptem - żeby nie musiała przechodzić tego co ja....mimo iż jest zwierzątkiem - pocałowała Niechniurkę w małe czółko. Naprawdę chciała, żeby zwierzątko czuło się przy niej jak najlepiej. Nie chciała myśleć o tym wszystkim co doprowadziło w ogóle małą hybrydę do życia. Tak samo jak nie chciała myśleć jak stracił życie lisek, którego uszy i ogon posiadała. W końcu też należały kiedyś do żywego stworzenia. Nie były wyhodowane ani sztuczne. Musiały wcześniej być częścią jakiegoś niewinnego futrzaka, który stracił życie tylko dal chorych fantazji jakiegoś zboczeńca.
    Nie zauważyła nawet jak Dyster dotknął jej ramienia. Ale słyszała jego słowa. Płakała coraz bardziej. Tak bardzo chciałaby się do kogoś przytulić. Poczuć się bezpiecznie, ale wiedziała, że nie ma już nikogo kto by mógł jej takie ciepło dać. Bane okazało się, że tak naprawdę myśli tylko swoim przyrodzeniem i ego, które nawet nie pozwala mu się zamknąć w odpowiednim momencie tylko chwalić swoją pozycją. Jocelyn nie chce jej znać, a Cierń też pewnie jest na nią zły za to, że przestała go odwiedzać bez nawet słowa. Dlaczego w ogóle przestała? Nie miała pewności. Ale domyślała się, że jeśli teraz coś napisze do niego to pewnie nawet nie odczyta listu jeśli się dowie że to od niej. Była całkiem sama. Zupełnie jak w Świecie Ludzi.
    - Nie...nie może na mnie patrzeć, bo ... bo zakochałam się w mężczyźnie, który jest ode mnie dużo starszy i do tego Joce go nienawidzi - wydukała z trudem, dławiąc się własnymi łzami. Wytarła nos o rękaw bluzy, nie przejmując się tym, że w taki sposób ją wybrudzi.
    Rozpłakała się już całkowicie, gdy chłopak zaczął mówić dlaczego Bane ją zdradził. Nie dawała mu tego co chciał. Nie oddała mu się całkiem....widziała jak jej pożąda, ale czy nie było to wywołane tylko tym, że jest niewinną kobietą, którą może wykorzystać i którą ma pod nosem? Której nie musi płacić za usługi? Schowała głowę między kolana i cała się trzęsła od płaczu. Nigdy nie czuła się tak źle. Tak oszukana. Tak wykorzystana i to przez bliską jej osobę. Myślała, że może zaufać Białowłosemu, ale tak bardzo się myliła...
    Podniosła swoje zaczerwienione od płaczu oczy, gdy zaczął mówić o Biblii. Nigdy nie lubiła religii, szczególnie dlatego, że była jej przekazywana w dość narzucający sposób. Ale zaczęła cytować fragment razem z Dysterem. Miała dość surową katechetkę, która uwielbiała na sprawdzianach kazać dzieciom pisać wersety biblijne, takie jak sobie zażyczy, dziewczynka nie miała więc wyboru i nauczyła się prawie całej Księgi na pamięć, choć dawno tego nie używała. Właściwie to poza lekcjami religii nigdy bo nie przemawiały do niej.
    Przyjęła nóż trochę automatycznie i zaczęła się mu przyglądać. Wzrok jednak miała nieobecny - nie potrafiłabym celowo skrzywdzić drugiej osoby - powiedziała cichutko. Jakby do siebie.
    Nagle zalał ją smutek, przy którym nawet to co czuła wcześniej wydawało się głupotą. Zacisnęła nieświadomie dłoń na ostrzu ranią się nim, jednak niezbyt głęboko. Nawet nie zwróciła na to uwagi. Zaczęła już płakać bez skrępowania. Płakała głośno. Gdyby ktoś wsłuchiwałby się w dźwięki nocy, usłyszałby wycie lisa, do którego po chwili dołączyło wycie drugiej kity.
    Tulka płakała długo, aż w końcu padła wyczerpana, a gardło miała zdarte od płaczu i wycia. Sen nie był jednak dla niej łaskawy. Śniły jej się różne sceny, głównie z Bane'em. Na przemian brał on brutalnie Rosie w pokoju pielęgniarki i powtarzał rudej dziewczynce, że znudził się nią i w sumie był z nią tylko dlatego, że jest niewinna i ma ochotę ją zerżnąć, no i w sumie potrzebują jej w Klinice, więc nie chciał, żeby odeszła bo zaś miałby w chuj roboty.
    Obudził ją przerażający krzyk. Rozejrzała się i dopiero teraz zorientowała, że spała może z godzinę może dwie na twardej ziemi. Wstała chwiejnie i rozprostowała skrzydła. Zaczęła kuleć w kierunku Kliniki. Amber szła za nią potulnie, a Kropka wystawała lekko z kieszeni bluzy. Dziewczyna nie zastanawiała się do kogo należał krzyk, ani nawet nie przyszło jej na myśl, żeby to sprawdzać. Była zbyt załamana. Była pusta i sama....jak zawsze towarzyszyły jej tylko zwierzęta.
    Szła powoli do swojego pokoju ignorując wszystko inne naokoło. W dłoni trzymała stary zardzewiały nóż...

    ZT
    _________________

     



    Zwierzomachina

    Godność: Alkis
    Wiek: Około 30 lat
    Rasa: Mało zabawny Cyrkowiec
    Lubi: Surowe mięso, szum wiatru, latać, polować, ścigać uciekające ofiary, obserwować, naśladować dźwięki
    Nie lubi: MORII i wszystkiego co z nią związane
    Wzrost / waga: 195 cm / 109 kg (na czczo)
    Aktualny ubiór: Przepaska biodrowa, karwasze i nagolenniki (z grubej skóry). Głowę i plecy osłania stalowy hełm specjalnej konstrukcji. Wzmocnienie na brzegach skrzydeł.
    Znaki szczególne: Ptasi łeb, wielkie i mocne skrzydła, blizny na całym ciele po stoczonych walkach o pożywienie i postrzałach
    Zawód: Drapieżnik
    Pod ręką: Tęczowy kamyk na sznurku
    Broń: Szpony i dziób
    Stan zdrowia: Konający
    Dołączył: 23 Kwi 2016
    Posty: 66
    Wysłany: 11 Kwiecień 2019, 04:52     

    Kap…
    Kap…
    Kap…
    Kapała krew z roztrzaskanego przez pocisk skrzydła. Krwi wypływającej z wielkiej rany na brzuchu nie było słychać. Ściekała po nogach stwora wyznaczając kolejny, niemożliwy do przeoczenia, ślad jego ostatniej wędrówki.
    Kap …
    Kap …
    Kap …
    Szedł zgięty w pół powłócząc nogami. Potykał się na prostej drodze, gdy ruchami szponiastej łapy starał się bezskutecznie odgonić od siebie czyhającą tuż obok śmierć. Wspierał się o drzewa przystając co chwilę, a jego masywny dziób otwierał się w desperackich próbach złapania haustu powietrza.
    Kap..
    Kap …
    Kap …
    W miejscu, w którym się zatrzymał, powstała z wolna spływająca pomiędzy kamyki, którymi wysypano ścieżkę, czerwona kałuża. Krew wsiąkała w piach, a ten chłonął ją jak gąbka. Ileż razy wcześniej obserwował to zjawisko? Gdzieś wewnątrz, stwór prawdopodobnie żałował tego, że teraz to jemu przypadła w udziale rola ofiary, a może i nie ? Kto wie, ile taka bestia może mieć ludzkich uczuć. Ciemność z wolna zaczynała kłaść się na powiekach, a ból stawał się co raz bardziej tępy i odległy. Machnął szponiastą dłonią by odgonić od siebie niematerialne zagrożenie i ruszył dalej, zostawiając na szorstkiej korze drzewa, fragmenty spalonego przez wyładowanie elektryczne naskórka.
    Kap …
    Kap …
    Kap …
    Przewrócił się z cichym jękiem, a z do niedawna pięknych i rozłożystych skrzydeł, posypały się pióra. Teraz szare i pozlepiane krwią, nie miały w sobie już niemal nic pięknego ani dostojnego. Zranione skrzydło opadło na bok z cichym chrzęstem trących o siebie odłamków kości. Nie czuł już jego bólu. Próbował się podnieść, ale zaczynało mu brakować sił. Pełzł wlokąc skrzydła po ziemi. Na przemian tracił i odzyskiwał przytomność. Nie wiedział ile drogi, do miejsca, w które gnał go wewnętrzny głos, przebył. Podpełzłszy do najbliższego drzewa, wbił szpony w jego korę i podniósł się na nogi.
    Kap…
    Kap…
    Kap…
    Krople spadające na ziemię odmierzały upływający nieustannie czas. Już niedaleko. Jeszcze tylko jeden, ostatni wysiłek. – powtarzał cichy, przytłumiony głos w jego głowie.
    Kap …
    Kap …
    Kap …
    Czemu siwy samiec go zaatakował? Przecież nic złego nie zrobił. Nie naruszył nawet jego terytorium. Chciał tylko ratować Iris-tęczę. Chciał by znów migotała-ciekawiła. Chciał, by znów zanuciła mu piosenkę, by uczyniła jego pióra migoczącymi-ciekawiącymi. Chciał tylko, by była blisko, bo ona jedna nie pragnęła mu zrobić krzywdy ani zakuć w kajdany. Chciał by się śmiała i była zdrowa. Chciał słuchać jej głosu gdy słońce chyliło się ku zachodowi i rano, gdy wstawało. Wiedziony jakimś pradawnym, niepojętym dla niego pragnieniem, chciał być przy niej. Chciał stanowić mur dla jej wrogów i miecz w jej dłoni. Czy to była ta osławiona zwierzęca miłość? Czy w ten sposób, on sam i inne zwierzęta okazują miłość i uwielbienie dla konkretnej Osoby? Któż to może wiedzieć.
    Uniósł łeb i popatrzył w stronę rozświetlonego budynku Kliniki. Był co raz słabszy a ból, z początku przytłumiony, stawał się co raz bardziej dojmujący. Poruszył dziobem starając się złapać powietrze. Miał nadzieję, że siwy samiec pomoże Iris, oraz że nie będzie mścił się na dziewczynie za to, że znalazła się w pobliżu jego terytorium.
    Ruszył chwiejnym krokiem przed siebie.
    Kap…
    Kap…
    Kap…
    Miał nadzieję, że Iris będzie go pamiętała. Że nie zapomni, że przyjdzie do niego jak tylko wyzdrowieje. Pójdą wtedy nad rzekę, a ona da mu kamyk co migocze-ciekawi. Woda tak ładnie błyszczy w słońcu. Wiatr goni po niebie obłoki.
    - Poczekaj Iris, już idę … – powiedział cicho stwór prąc przed siebie z iście zwierzęcym uporem - Twoje włosy … są takie piękne.
    Wyciągnął przed siebie szponiastą dłoń by dotknąć tęczowych włosów idącej przed nim Iris.
    Ale dziewczyny tam nie było.
    Upadł po raz kolejny.
    Strzęp skóry, na którym trzymało się przestrzelone skrzydło pękł i ostatecznie się zerwał pozostawiając w plecach jedynie okuty kikut.
    Stwór dźwignął się na czworaki z cichym jękiem, i ruszył przed siebie.
    Podpełzł do drzewa po raz kolejny, ale nie był w stanie się podnieść, gdyż zmianie uległ środek ciężkości.
    Cel był już bliski.
    Ruszył na przód zostawiając na ścieżce za sobą, wielkie, szaropióre i poklejone krwią skrzydło.
    Kap, kap …
    Kap, kap …
    Kap, kap ….
    Teraz to krew z brzucha spływała na ziemię a ból stawał się co raz gorszy. W mroku przed nim, niczym cień, majaczyły zarysy obrośniętej różami chatki.
    - Cóż to za zamek? Rido, czyja to forteca? Rido, jesteś tu ? – powtarzał stwór wlokąc się w jej stronę.
    - Jestem … – powiedział cichy głosik z mroku nocy - Jestem tu Hiro …
    - Jesteś! Rido, czekałeś na mnie? Dziadek mówił, że tu jesteś, ale myślałem ze już sobie poszedłeś.
    - Czekałem na Ciebie … Czekałem na Ciebie przez tyle lat. – powiedział maleńki chłopczyk o czarnych włosach podchodząc do stwora i obejmując jego pokryty krwią, kurzem, trawą i kawałkami kory łeb - Tak bardzo za Tobą tęskniłem.
    - Rido… ja musiałem … wybacz mi … on … zabiłby cię. Musiałem go przekonać … – powiedział stwór niewyraźnie na chwilę łapiąc kontakt z rzeczywistością - Rido, widzę w oddali nasz zamek! Jedźmy tam czym prędzej! – wycharczał stwór i machnął dłonią w stronę szopy
    Dyster, a raczej Rido, przez chwilę patrzył na klęczącego na ziemi Eryka. Wiedział, że ten kona, i że nic nie jest w stanie zatrzymać tego procesu. Ludzie to nie marionetki. Ich nie da się ponownie nakręcić.
    - Ruszajmy! W zamku już wszyscy czekają, mój panie! Musimy przygotować plan nowej wyprawy po Skarby ze Srebrnej Góry – powiedział siląc się na wesołość i jednocześnie podtrzymując stwora by choć trochę mu pomóc w „wędrówce”.
    To była tylko gra. Nie zostawił mnie. Nie porzucił. On nadal mnie kocha. Musiał udawać by przekonać ojca. Udawać. – mówił sobie w myślach Rido, a krew stwora spływała po jego policzku, szyi i torsie.
    Dotarli do porośniętej różami i rozpadającej się szopy.
    Stwór jęknął rozdzierająco i usiadł pod ścianą, a mała marionetka tuż koło niego.
    Nie mieli koca, środków opatrunkowych ani niczego poza sobą nawzajem.
    Ale może to właśnie było najważniejsze, aby przez te ostatnie godziny mieć tylko siebie?
    Minęła noc i minął poranek.
    Alkis, a raczej Eryk, przez najbliższych nazywany Hiro, na przemian tracił i odzyskiwał przytomność. Dyster, którego prawdziwe imię brzmiało Rido, był przy nim cały czas. Tulił się do poranionego ciała, i żałując że nie potrafi płakać, snuł opowieści o rycerzach w srebrnych zbrojach, o wielkich skarbach skrytych w górach, o bohaterskiej walce ze smokami i ratowaniu niewiast. Opowiadał cały czas, tak jakby chciał nadgonić i uzupełnić ów ponad trzydziestoletni czas rozłąki.
    Tak bardzo się cieszył, że może spędzić ze swoim jedynym przyjacielem te ostatnie godziny.
    W końcu, jak to mawiają ludzie, nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz.
    A oni kończyli dobrze.
    Najlepiej jak się dało..
    _________________






    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 12 Kwiecień 2019, 23:34     

    Odkąd pociągnął za spust i trafił, sumienie nie dawało mu spokoju. Nie był w stanie normalnie jeść, normalnie spać, normalnie funkcjonować. Gdziekolwiek był słyszał strzał, wycie skrzydlatego stwora. Miał przed oczami sypiące się pióra, bryzgającą krew. Czuł metaliczny zapach pomieszany z błotem, potem zwierzęcia i wonią spalonej skóry. Gdziekolwiek był, miał wrażenie, że tuż za nim stoi ogromny mutant i kłapie dziobem, wróżąc mu śmierć.
    Budził się w środku nocy przerażony, bo nie potrafił odróżnić już co było prawdą a co nie. Chociaż nie dotykał bydlęcia, czuł na rękach krew. Jego sprawne, zdolne dłonie, jego największy skarb, splamione były juchą i cuchnęły śmiercią.
    Nie miał odwagi zapytać Marionetki czy widziały zranione monstrum. Gdzieś w głębi miał jednak nadzieję, że nie zabił go a tylko przepłoszył. Zranił lekko... Kogo chciał oszukać?! Przecież widział gdzie trafił, widział rozrywane kulą ciało i rozprysk czerwieni. Słyszał ryk i wiedział, że zgotował stworowi koniec.
    Tak samo czuł się kiedy w laboratorium MORII tamta dziewczyna po pocałunku osunęła się nie ziemię. Martwa. Miał ochotę wyć, szarpać sobie włosy z głowy a jednak tylko stał i patrzył.
    Myślał, że z ciężarem morderstwa przejdzie do porządku dziennego. Był nawet taki czas kiedy wyłączył myślenie - ratowali życie przyniesionej dziewczyny. I chociaż jej dziecka nie udało się ocalić, ją samą poskładali perfekcyjnie. Leczenie trwało długo, ale jeśli Baśniopisarka nie będzie się forsować, wróci do pełnej sprawności.
    Nie rozmawiał z jej narzeczonym bo i po co? Nie miał ochoty tłumaczyć się z tego, że tylko ona przeżyła. Prości ludzie nie rozumieli, że lekarze to nie cudotwórcy i chociaż sami przyczyniają się nie raz do cudu, nie zawsze udaje im się doprowadzić go do końca. Nie zawsze jest miejsce na szczęśliwe zakończenie.
    Głowa pulsowała bólem, był wyczerpany poczuciem winy... A jednak któregoś dnia postanowił zdobyć się na odwagę i sprawdzić sam. Może faktycznie skrzydlatemu udało się stąd uciec i porzuci plan obserwowania Kliniki na dobre? Niech każdy idzie własną ścieżką, tak będzie lepiej.
    Akurat nie miał nic innego do roboty a wątpliwości nie dawały spokoju, dlatego wyszedł przed Klinikę z zamiarem przeszukania całego terenu. Chciał... Musiał sprawdzić. Przekonać się na własne oczy, tylko wtedy wróci do normalnej pracy. Jeśli nie znajdzie Alkisa, zapomni o całym zdarzeniu. Jeśli zaś odnajdzie go martwego... Może przynajmniej urządzi mi godziwy pogrzeb? Nie pozwoli by pożarły go padlinożercy? Czymkolwiek to skrzydlate bydle nie było, należało go pochować. Miało w sobie cząstkę człowieka co widać było na pierwszy rzut oka. Może, tak jak on sam czy Gregory, Alkis był Cyrkowcem? Ofiarą chorych eksperymentów. Poronionych ambicji jajogłowych naukowców z MORII. Tych bestii w ludzkich skórach.
    Dziedziniec był pusty. Schody zostały wyszorowane do cna, nie było opcji by pozostał na nich jakikolwiek ślad. Bane zszedł jednak niżej stanął na trawniku i przykucnął. U jego stóp leżało małe, zaplątane w źdźbła piórko. Przeoczone przez Marionetki, pozostawione przez naturę jak ślad. Zupełnie jakby cały świat chciał, by Blackburn odnalazł trop.
    I nie musiał długo krążyć - chociaż ziemia wchłonęła już to, co mogła, ślady pazurów i rozorana gleba aż krzyczały, by szedł dalej tam, gdzie go prowadzą.
    Był przerażony. Ile to już dni minęło? A może tygodni, miesięcy? Znajdzie truchło czy same kości? Każdy krok był dla niego męką, bo czuł, że jest coraz bliżej. Znaki pozostawione na trasie były coraz wyraźniejsze, opowiadały własną historię na którą Medyk chciałby pozostać głuchy a jednak... pragnął poznać każdy jej szczegół. Pochylał się nad ziemią, dotykał pooranych drzew, przesuwał palcami po żłobieniach. I modlił się. Modlił, by na końcu tej trasy nie znalazł nic.
    Kiedy jego oczom ukazała się szopa, wciągnął powietrze i napiął wszystkie mięśnie. Jego umysł krzyczał, by stąd wiał, wysyłał sygnały ostrzegawcze ale jednocześnie podsuwał obraz pokrwawionych piór, majestatycznego dzioba rozwartego w krzyku.
    Jakaś niewidzialna siła popchnęła go ku walącemu się budynkowi. Nogi, ciężkie jakby były z ołowiu, posuwały się na przód nie pozwalając obrać innego kursu.
    Serce waliło mu jak młot. W ustach zaschło całkowicie a w gardle stanęła gula. Ściany były tak blisko... Za blisko!
    I nagle usłyszał cichutki, dziecięcy głosik. Zamarł w pół kroku a cała krew odpłynęła z jego twarzy, sprawiając, że wyglądał jeszcze gorzej niż normalnie. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w szopę niespokojnie kiedy wsłuchiwał się w słowa. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że ktoś opowiada bajkę, serce zakłuło go okropnie ale pojawiła się w nim też siła, dzięki której gotów był przejść jeszcze te kilka kroków. Może ktoś kryjący się tutaj potrzebował pomocy?
    Wyszedł na spotkanie istocie, która monotonnym głosem opowiadała na głos jakąś historię. Kiedy jednak zobaczył leżącego przy ścianie Alkisa i dotarło do niego to, że stwór naprawdę tu jest, uniósł trzęsącą się dłoń do ust i powstrzymał krzyk. W jego oczach pojawił się strach ale i okropny żal.
    Zabił go. A więc jednak go zabił.
    W głowie rozbrzmiały mu słowa potwora które wypowiedział na podjeździe. Straszliwa retrospekcja którą podsunął mu umysł przypomniała mu całe zachowanie Alkisa. Chociaż był nastroszony i wyglądał jak drapieżnik w czasie uczty... to nie on tak załatwił dziewczynę. On ją przyniósł.
    Ciężar tych myśli przytłaczał Bane'a ale jeszcze gorsza była bezsilność, bo już nie mógł nic zrobić. Co się stało, to się nie odstanie. Nie da się cofnąć czasu.
    Widząc nieruchome monstrum i siedzącą obok niej małą laleczkę, która opowiadała bajkę, serce ukłuło tak mocno, że już nie był w stanie utrzymać się na nogach i po prostu opadł na kolana.
    On był mordercą. Oprawcą. Zabił, nie pytając co się stało. Wina ciążyła mu jak kamień uwieszony przy szyi dlatego ugiął się po jej ciężarem i wykrzywił twarz w cierpieniu.
    - Przepraszam... - powiedział cicho nie dbając, czy w ogóle ktoś go słucha. Może jeszcze nie jest za późno i... może Alkis mu wybaczy, że Bane tak po prostu pociągnął za cholerny spust?
    _________________




    Zaczarowana Kukiełka

    Godność: Dyster
    Wiek: Wizualnie 16 lat.
    Rasa: Marionetka
    Wzrost / waga: 101 cm 16 kg
    Aktualny ubiór: Skórzane, brązowe, lekko powycierane spodnie, wojskowe buty, półcienny chlebak noszony paskiem na skos przez pierś.
    Pod ręką: Broń, chlebak.
    Broń: Dwa długie sztylety przy pasku.
    Nagrody: Bursztynowy Kompas
    Dołączył: 03 Kwi 2016
    Posty: 39
    Wysłany: 15 Kwiecień 2019, 02:43     

    Eryk, w przebłyskach świadomości, powiedział mu o siwym mężczyźnie, który do niego strzelił, ale choć tego chciał, to nie mógł sobie przypomnieć nic więcej.
    Rido przytakiwał tylko głową i tulił się jakby tym tuleniem chciał złagodzić ból towarzyszący jego przyjacielowi. Miał nadzieję, że chociaż opowiadanie bajek przyniesie mu ulgę.


    - "Ale ja go nie skaleczyłem, kiedy strzeliłem z fuzji, prawda?
    - Nic a nic.
    Krzyś kiwnął główką i wyszedł, a po chwili usłyszałem: tuk-tuk-tuk-tuk. To Kubuś Puchatek wchodził za Krzysiem na górę po schodach."
    – powiedziała marionetka kończąc kolejną opowieść.
    Spojrzała na siedzącego ze spuszczoną głową stwora. Wiedziała, że koniec jest już bliski, a im bardziej sobie to uświadamiała tym ból stawał się bardziej dojmujący.
    Dlaczego jakoś tak już jest, że gdy się kogoś odnajdzie, to z chwilę trzeba się z nim żegnać?
    - Rido … – powiedział cichutko stwór
    - Tak, Hiro?
    - Nic, chciałem się tylko upewnić, że jesteś przy mnie. – wyszeptał przekrzywiając lekko łeb w stronę czarnowłosego chłopca. Jego bursztynowe oko zaczęło powoli zachodzić mgłą. Zdaje się, że już nawet nie widział siedzącego przy nim przyjaciela.
    Alkis oddychał ciężko, a jego oddechy z każdą chwilą robiły się co raz płytsze.
    Rido przytulił się do jego chłodnego ciała, a swoją małą dłoń wsunął w szponiastą dłoń Eryka.
    Siedzieli tak razem, a pierwsze promienie wstającego słońca wpadły przez szpary w ścianach, oświetlając drobiny kurzu wirujące w powietrzu w swoim nieustannym i chaotycznym tańcu.
    - Powiedz mi proszę, co się stanie, jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – zapytał stwór cichym i słabym głosem, a jego uzbrojona w śmiercionośne szpony dłoń, zacisnęła się delikatnie na małej dłoni Rido, kryjąc ją w swoim wnętrzu jak największy skarb.
    - Zupełnie nic, Eryku. – zapewnił go cichutko Rido - Posiedzę tu sobie i na ciebie poczekam. Tak samo, jak czekałem do tej pory. Bo wiesz, kiedy się kogoś bardzo, bardzo kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
    - Dziękuję … – wyszeptał i odchylił ptasi łeb opierając go o ścianę za sobą.
    I było tak, że od południa powiał ciepły wiatr, delikatnie poruszając gałązkami róży. I było tak, że Eryk westchnął cicho a na zewnątrz, z cichutkim trzaskiem pękła gałązka. A potem było tak, że Eryka już nie było …
    - Śpij Hiro. – powiedział Rido wstając i obejmując potwora oburącz za szyję, a twarz wtulając w pokryte zakrzepłą krwią pióra - Tam gdzie idziesz, już nikt Cię nie skrzywdzi.
    A potem coś w nim pękło, i choć to niemożliwe, to po policzkach popłynęły mu łzy.
    Obejmując szyję stwora i wtulając się w nią zaczął krzyczeć z żalu, smutku, bezradności i poczucia niemożliwej do wypełnienia straty. Jego krzyk przerodził się w nieludzkie wycie a to w cichy szloch.
    Nie słyszał wchodzącego Bane’a. Nie słyszał jego słów. Nie słyszał niczego.
    Trwał tak przez chwilę po czym oderwał twarz od szyi Alkisa by jeszcze raz popatrzeć mu w oczy, i wtedy zobaczył stojącego w progu mężczyznę.
    Z opisu Julii wynikało, że białowłosy, który właśnie nadszedł, nazywa się Bane.
    Marionetka podeszła kilka kroków w jego stronę unosząc głowę w górę. To już nie był Rido ani Dyster. To było uosobienie smutku, żalu, bólu i poczucia straty. Zniknęła piękna bursztynowa barwa oczu. Smutek, niczym żar, strawił wszystko. Zupełnie szare oczy Marionetki i czarne włosy tworzyły przerażającą kompozycję.
    - Dlaczego mi go odebrałeś? Czy uczynił ci coś złego? – powiedział czarnowłosy chłopiec, a jego szare oczy wpatrywały się w Bane’a - Czemu zabiłeś mojego jedynego przyjaciela? Czemu zabiłeś Eryka?
    [ Użycie mocy “Obezwładniający smutek” ]
    Stał tak, i wpatrywał się w twarz przybyłego mężczyzny, a jego postawa i sposób w jaki trzymał ręce zdradzały całkowitą rezygnację.




    Zatrute Jabłko

    Godność: Bane
    Lubi: Alkohol.
    Wzrost / waga: 190 cm /83 kg
    Aktualny ubiór: http://imgur.com/NFU9rBd + skórzane, brązowe rękawiczki.
    Znaki szczególne: Nietypowe oczy, białe włosy, szarawy odcień skóry, potrójna szrama przechodząca przez prawe oko, blizna na szyi.
    Zawód: Chirurg // Ordynator Nadmijdupa, Moczymorda, Furfant i Zbereźnik
    Pan / Sługa: Kurator: Jasiek Sebek.
    Pod ręką: Klucze do mieszkania, klucze do Kliniki, pieniądze.
    Nagrody: Animicus, Prezentełko, Kula Pomocna, Tęczowa Różdżka, Bursztynowy Kompas
    SPECJALNE: Administrator Pomocniczy, Mistrz Gry
    Dołączył: 07 Lip 2016
    Posty: 640
    Ostrzeżeń:
     1/3/3
    Wysłany: 24 Kwiecień 2019, 21:04     

    Scena jaką ujrzał mroziła krew w żyłach. Nie był w stanie się ruszyć a co dopiero pospieszyć z pomocą. Z resztą... było już za późno. Majestatyczne monstrum siedzące przy ścianie rozpadającej się szopy nie żyło. Krew ściekająca ze skrzydła i z jego brzucha była ciemna i było jej tyle, że już po jednym spojrzeniu Bane był pewien, że stwór się wykrwawił. Tym bardziej poczucie winy i żal ogarnęły go, ściskając za gardło i nie pozwalając na wypowiedzenie czegokolwiek.
    Klęcząc, po prostu patrzył na martwą istotę i trwającą przy niej Marionetkę, bo czym innym mógł być malec? Białowłosy nie pytał skąd się wziął, co tu robił. To wszystko było nieważne, co mogłoby wnieść do tego, co zaszło?
    Bane czuł, że powinien coś zrobić ale nie wiedział co. Był w tej chwili zbędny, zawadzał... Wiedział, że nie powinien tu przychodzić, nie powinien przerwać im rozmowy. Nie powinien strzelać.
    Poczucie winy paliło, nie pozwalało spokojnie oddychać. Po wypowiedzeniu jednego słowa patrzył na Lalkę oczami przepełnionymi bólem i chociaż raz nie udawał - serce bolało go tak, że ledwo powstrzymywał się od chwycenia za klatkę piersiową. Niewypowiedziany smutek trawił go od środka, ale Cyrkowiec nie wiedział, że to nic w porównaniu do tego, co nadejdzie niebawem.
    Otworzył szerzej oczy kiedy malec wstał i podszedł bliżej. Miał twarz dziecka, ciemne potargane włoski i przerażająco puste oczy. I to właśnie te oczy sprawiły, że Bane zmrużył swoje, bo zaczęły go nagle bardzo piec.
    Gdy padło pytanie, mężczyzna otworzył usta by coś odpowiedzieć, ale na całym świecie nie było słów, które pozwoliłyby mu wyrazić skruchę. Dlatego zamknął je a jego wargi zaczęły drżeć, bo bezsilność targnęła nim w tej chwili jak silny, porywisty wiatr cienką trzciną.
    - Nie... Ja... - wyjąkał po chwili, zmienionym przez zaciśnięte gardło głosem - Wybacz... Nie wiedziałem... Gdybym mógł cofnąć czas... - odwrócił wzrok, bo nie mógł wytrzymać spojrzenia tych mętnych oczu ale już po chwili otworzył szeroko swoje i zamarł, słysząc imię stwora - Eryka?
    I nagle poczuł uderzenie. Jakby ogromny, kamienny młot uderzył ze straszliwą siłą jego umysł a przez powstałą szczelinę wlała się wrząca lawa. Zalała go nie pozwalając myśleć o niczym innym i naraz, obezwładniający smutek i żal przerodził się w coś tak strasznego, że ciężko to opisać normalnymi słowami.
    Bane uniósł ręce ku swojej głowie i chwycił ją po bokach, wtapiając palce w białe włosy. Odchylił się do tyłu i krzyknął przeraźliwie, dając upust emocjom które zawładnęły nim i poczęły wstrząsać spazmami. Nie mógł już nad sobą zapanować, dał się ponieść nieznanej sile która pochodziła... nie wiadomo skąd, bo przecież sam też okropnie żałował tego, co zrobił. Tęsknota, żal, poczucie winy, smutek, niedowierzanie, poczucie straty... To wszystko było spotęgowane i mieszało mu w głowie, nie pozwalając myśleć o niczym innym.
    Krzyk przerodził się w głośny, niepohamowany płacz. Nagle myśli zaczęły miotać się między wszystkimi jego złymi uczynkami. Przypomniał sobie każdą scenę w której zachował się jak kutas, każdą osobę którą zranił... Ale najgorszym obrazem był umierający potwór, który wcale nim nie był, ale czy Bane zdoła poznać prawdę?
    Nie mogąc wytrzymać bólu, wyjący mężczyzna po prostu opadł do przodu, twarzą ku ziemi. Żałował, tak strasznie żałował, że to wszystko musiało się tak skończyć. Gdyby mógł, cofnąłby czas ale czy wypowiadanie na głos pragnienia ma jakiś sens?
    - Przepraszam! Tak strasznie przepraszam! - krzyczał, prawie rwąc sobie włosy z głowy - Nie wiedziałem! Gdybym wiedział... Nigdy bym nie strzelił! Błagam, wybaczcie mi! Obaj! - zawodził, szukając zrozumienia i ukojenia, ale żadne z nich nie przychodziło.
    Chciał zapytać o Eryka ale w tym momencie nie był w stanie trzeźwo myśleć. Tortura przedłużała się, bo chociaż wydawało mu się, że umysł zaraz pęknie i przyniesie śmierć, nic takiego się nie działo. Negatywne emocje wdzierały się do zakątków i szarpały psychikę, pozostawiając głębokie bruzdy. Sprawiając, że Bane, nawet jeśli dane mu będzie przeżyć, już nigdy nie będzie taki sam.
    _________________
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Po drugiej stronie krzywego zwierciadła... Strona Główna
    Odpowiedz do tematu
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach
    Nie możesz załączać plików na tym forum
    Możesz ściągać załączniki na tym forum
    Dodaj temat do Ulubionych
    Wersja do druku

    Skocz do:  
    Szybka odpowiedź

    Użytkownik: 
               

    Wygaśnie za Dni
     
     



    Copyrights © by Spectrofobia Team
    Wygląd projektu Oleandra. Bardzo dziękujemy Noritoshiemu za pomoc przy kodowaniu.

    Forum chronione jest prawami autorskimi!
    Zakaz kopiowania i rozpowszechniania całości bądź części forum bez zgody jego twórców. Dotyczy także kodów graficznych!

    Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
    Template AdInfinitum
    Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 10